Chłopak jest wartościowy.
Musi przeżyć ten cały burdel.
Kiedy Chise zaczęła swoją wypowiedzią prowokować obecnych, Shiga odetchnął nieco głębiej niż zwykle, nieco zniesmaczony tym, że jego kompanka wdaje się w niepotrzebną czczą dyskusję z ludźmi których mózgi przypominają fistaszki. Jeden w drugiego to debil, tchórz, idiota i trep, mało który mógł się naprawdę pochwalić łbem na karku, naprawdę. Toteż jakiekolwiek dyskutowanie z nimi było jak wpychanie sobie grochu w dupe. Troche bolesne, a na pewno bez sensu.
-Widzisz, to się chyba karma nazywa. Rada zjadła więcej niż mogła ugryźć i się porzygali. I teraz się taplają. Karma wraca. Byliśmy razem na wyspach. Wyspiarze na pewno pomogą, ale najpierw ich dokładnie oplują wszystkich. Taki mają klimat. - I dopiero kiedy on walnął swoją szopkę, a Chise wbiła mu szpilę w plecy grożąc wbiciem mieczy w tyłek, prychnął na nią jak kociak któremu ktoś nastąpił na ogon.
- To się nazywa pogadanka z bohaterem. Chciałbym by ostatnie moje słowa były zapamiętane przez ludzi. Wiem, że mogę tam zginąć, niech pamiętają, że zgłosiłem się wzywając wszystkich do walki i ogłaszając swoją siłę, a nie mówiąc coś głupiego, typu anko mochi jest niedobre gdyż coś tam. Może kiedyś powstanie pomnik Hitsukejina, taki zajebisty wielki ciągle płonący stos z tablicą z moim imieniem. A tam... Anko mochi ssie rurę. No i pogadanka z bohaterem umarnęła śmiercią naturalną, można zamykać bramę, bzz bzzz bzzz. Ale ja pierdolę jak się stresuję. To presja. Wiesz. Bywa. - Po czym zakładając jednak zdjęte Haori znalazł się za terenem bramy razem z drużyną marzeń, istnym dream teamem. Fakt faktem, Shiga zawsze dużo mówił w momencie w którym się stresował. Zaczynał przede wszystkim gadać dużo i gadać głupio. Dziwne okrzyki, hasła bez sensu, niby dalej analizował wszystko i wszystkich, ale jakoś tak odruchowo zalewał otoczenie zbędnymi informacjami i dźwiękami wydobywającymi się z jego ust.
Pojawiła się też jakaś śmieszna laska, patrząc po broni - szermierka, którą widział na placu. Zwiała. A jednak teraz tutaj była. Zabawne. Tchórz który chce się zreflektować? Tak samo jak ten pachoł z Shiro Ryu. Zaczęła od razu jak nawiedzona coś wykrzykiwać, na co Shiga przewrócił oczami, zsuwając ją do kategorii ameby i pierwiotniaki i będąc pewnym, że nią też się można w razie czego jak żywą tarczą posłużyć.
O chuj nadszedł i szatan. Lucyferru-sama, nitkowy tchórz który stroni od walki i każdego do tej pory konfliktu w jakim Shiga go widział unikał. W Hanamurze zero walki, plac - zero walki. Dobicie kabuto - zero walki. Gdzie nie spojrzeć całkowite zero walki. Ale bądźmy dobrej myśli. To w końcu Kukyo, pusty z krwawego pokolenia. Ten to musi mieć jakieś umiejętności, tylko może są tak jebitne i wyrafinowane, że nie pokazuje ich byle komu dlatego tak unika walki, bo plebs nie jest godny dostrzec jego umiejętności. Może jak je w końcu wszystkim zaprezentuje to Kabuto wypierdoli z butów.
Akarui. Na jego obecność mnich liczył najbardziej. Chłopak był kolejnym kogo Shiga uważał za wartościowego. Drugą postacią obok Numy, dla którego nadstawiłby karku i własną piersią próbował bronić przed śmiercią. W końcu to samo on zrobił dla Chise, obronił ją, gdy lód z ataku Kabuto mógł ją zabić. Dał się podziurawić chroniąc dziewczynę, która jest mu niemalże całkowicie obca, a na pewno nie ma dla niego jakiegoś większego znaczenia. Nie musiał, a zrobił to. Shiga go za to bardzo doceniał i był gotów walczyć z nim tak zaciekle, wspierając się, jak gddyby Akarui był jego rodzonym bratem.
A potem ostatni rodzynek, Chise. Dziewczyna cholera wie dlaczego postanowiła wtrącić się do walki. Była szósta, nie w kolejności, ale oznaczało to, że może zawrócić. Mogła się cofnąć za bramę i nie ryzykować niepotrzebnie życia. Nie była to jej walka, ona już swoją stoczyła - przetrwała walkę z przekleństwem Hana, z jego plugastwem. A walka z Kabuto należała do Shigi. Zniszczył jej jedno ciało i zamierzał położyć zniszczeniem jej drugie ciało. Te właściwe. A jednak Chise musiała się wtrącić, musiała się pojawić. Nim jeszcze zamknęła się brama, Shiga podszedł do dziewczyny, szybko wsuwając jej dłoń zza strój, kładąc dłoń na gołej skórze, przysunął usta do ucha.
-Pamiętasz swój pocałunek gdy wróciłem? Jeśli to przeżyjemy, wycałuje każdy centymetr twojego ciała tak samo energicznie. A zaufaj mi, ssę z liczenia więc będziemy musieli wiele razy zaczynać od nowa. - Po czym cmoknął dziewczynę w szyję, podając jej trzy notki świetlne i dwie wybuchowe o które prosiła. W głowie obliczył, z jakim ekwipunkiem go to zostawia i na szybko przepiął notki wybuchowe z bełtów zastępując je świetlnymi. To oznaczało, że w tej chwili miał cztery notki wybuchowe, bombkę świetlną i dwie notki świetlne. To dawało siedem bełtów zwykłych przytroczonych do wewnętrznej strony haori, sześć bełtów specjalnych gdzie cztery to notki boom boom i dwie świetlne i jeden bełt podpięty do szpuli osadzony pod rękawicą między kuszą, a szpulą z drutem... To daje im jakąś ofensywną szansę.
-Mnich Jashina. Potężny katon. Sprzęt ninja i kusza z systemem szpulowym pozwalającym odzyskiwać pociski lub przesyłać katon po żyłce prosto w cel. Ufam ci, Akarui-dono i tobie Pusty, mam nadzieję, że jakoś się zgramy. Mam aktualnie trzy pomysły na wykorzystanie ognia. Mogę wywołać chmurę wybuchowego pyłu i krzesić ogień iskrami z kłów albo posłać na nią lub anioły dwie bardzo potężne demoniczne pociski które nigdy nie chybiają. Mam też ogniste tornado które widzieliście na festiwalu. - Wtedy Kenshi zaproponował namagnesowanie broni. Shiga najpierw odwróci się plecami dając namagnesować kunaie, a potem podsunie związane bełty.
-To jest pomysł. Niech którekolwiek z was jakkolwiek ją namagnesuje. Widziałem co potrafią twoi pobratymcy, Murai. Wyciąganie kończyn na wielkie odległości. Nie zdołałbyś jej dosięgnać czymkolwiek i namagnesować? Wtedy jeśli zrozumiałem dobrze Kenshiego-sana moje bełty i przytroczone do nich notki nie mogą chybić. - Spoglądał na swoich towarzyszy z wielką nadzieją...
Brama się zatrzasnęła, coś przy marionetce wybuchło czy smagnęło ogniem, ważne, że efektownie...
-Zabawa się chyba rozpoczęła. Tam są tez nasi. - Wskazał zza Kabuto, gdzie przed chwilą był Numa. - Krzyczcie do mnie co mam robić. Na razie wskakuje na dach i czekam na okazję do ostrzelania jej notkami. Do tej pory będę walił zwykłymi bełtami próbując ją zdezorientować lub sprowokować. Jeśli będzie namagnesowana jak moje bełty to wale w nią. Chyba, że serio chcecie bym posłał te dwa potężne demoniczne pociski w nią lub anioły, ale wtedy mówie, że zostanę prawie bez czakry. Ten atak zajebiście męczy, ale nie chybia. Chise, uważaj na Siebie. Nie szarżuj. Kocham... - zająknął się. Spojrzał na dziewczynę. - Kurwa, takie akcje kocham. - Po tych słowach wskoczył po murze na dach najbliższego budynku, próbując nieco zdystansować się od kabuto, ale wyczekując dobrej okazji. Jeśli jakiś atak będzie szedł bezpośrednio w niego to chłopak zeskoczy za budynek. A jeśli nie, to tak jak mówił - zakłada na kusze zwykły bełt i strzela w kabuto swoją wierną kuszą, próbując lalkarkę wkurzyć. Bo co innego jej tym zrobi, jak ona pewnie z litego spierdolitu jest albo innego kosmicznego materiału.
Co do tej nadziei która padła wcześniej.
Jeśli ktokolwiek ma sobie poradzić z tym skurwolem Hana to właśnie są oni w tym składzie. To dobry skład.
I to nawet mimo tego, że Kenshi jest z Shiro Ryu i mu podpadł ucieczką z placu, to ma magnetyzm i ducha walki.
I to nawet mimo tego, że Murai jest postacią która nie walczy bez sensu i nie poświęci się dla nich, to jest potężny.
I to nawet mimo tego, że Chise nie powinna używać czakry to jest wspaniała fizycznie.
I to nawet mimo tego, że Akarui to medyk, to jest to człowiek o wielkim sercu.
I to nawet mimo tego, że to jeździec antykreatora, jestem pewien, że to wygramy.
Musimy.