Misaki wzięła głębszy oddech, po raz pierwszy, odkąd trafiła pod opieką medyków, mogła to zrobić w miarę swobodnie. Możliwości Iryojutsu jak i doświadczenie osób, które opiekowały się rannymi wywołały u dziewczyny duży podziw, na tyle duży by rozważyć samodzielną naukę technik medycznych w przyszłości. Niestety, ból nie dawał o sobie zapomnieć, a operacja przeprowadza na nogach ciągnęła się strasznie, każda chwila zaś okupiona była dalszym cierpieniem. Dziewczyna robiła co mogła by utrzymać się samą w miejscu i nie krzyczeć, jednak nie była dość silna by powstrzymać się przed próbą wierzgania, czy wyrywania się. Całe jej ciało chciało po prostu stąd uciec. Z oczu ciekły jej łzy, a ona sama cicho łkała, próbując chociaż nie krzyczeć. W końcu jednak, ból zaczął stopniowo uspokajać, wyzwalając Misaki od dodatkowych cierpień. Nie było idealnie, ale bez wątpienia było lepiej. Tanaka odetchnęła, gdy operacja na jej nogach została zakończona. -Dziękuję.. - szepnęła, dziękując zarówno za leczenie, jak i informacje o towarzyszach. Przymknęła oczy, czując narastające zmęczenie, które teraz, gdy ból się uspokoił, dawało o sobie znać ze zdwojoną mocą. Starała się uspokoić wewnętrznie, by chociaż na moment odciąć się od wojny i odpocząć psychicznie. Uchyliła powiekę, gdy ktoś się do niej zwrócił. Wpierw wypiła wodę i delikatnie poprawiła się na szpitalnym łóżku. -Z takimi nogami ciężko byłoby uciekać... - spróbowała zażartować, mimowolnie wywołując u siebie grymas bólu.
0 x
Suknia na formalne okazje (Made by Akari - młoda, zdolna krawczyni z Ryuzaku)
Bank PH
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Do Białowłosego jakby docierało więcej, nie miał pewności czy tylko słyszy głosy, których nie ma, czy może faktycznie, gdzieś jego organizm nadal walczy i utrzymuje kontakt z rzeczywistością. Chłopak miał niewielki wpływ na to co aktualnie się działo, nie mógł nikomu pomóc, nie mógł też jednak nikomu przeszkadzać. Czuł co chwila różny ból, nacinanie, usuwanie różnego rodzaju rzeczy, potem delikatnie ukojenie i tak ciągle. Jego ciało się wierzgało i dawało znak dla pracujących nad nim medyków, dawało im sygnał, że się nie poddaje i walczy. Nastolatek ma w sobie ogromną wolę życia, życia w normalnym świecie - pokazania jeszcze wszystkim na co go stać. W końcu... opanował technikę na mistrzowskim poziomie i nadal jej nie użył. Musi pokazać i udowodnić Chino na co go stać! Nastolatek nie widzi już różnych obrazów, skupia się na każdym możliwym dźwięku i doznania z ciała tylko i wyłącznie po to, aby utrzymywać swoją świadomość i zwyczajnie... czuć, że żyje. Tylko to mógł teraz robić. Sprawić, żeby starania medyków nie poszły na marne i się nie poddawać. Niezależnie jaki ból to za sobą niesie i jak ciężkie jest to zadanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Nadejście chwili, gdy moje wysiłki i skoncentrowana praca wreszcie przyniosły widoczne rezultaty, było momentem, na który czekałem. Gdy moje ręce przykładały się do uleczenia tych potężnych złamań i zranień wewnętrznych za pomocą chakry, ogarnęła mnie mieszanka ulgi i zdumienia. Było to jak wyrzucenie wielkiego ciężaru z moich barków, który przez chwilę wydawał się nie do udźwignięcia. Widok, jak ciała wracają do poprawności, jak powoli znikają siniaki i skóra zaczyna się zasklepiać, dawał mi uczucie spełnienia, które trudno opisać słowami. To było jakby ocalanie życia nie tylko rannych, ale i mnie samego, pozwalając mi zrozumieć, że moje wysiłki nie poszły na marne. Zmęczenie, które mnie ogarniało, nie przypominało już tej przytłaczającej pustki z przeszłości. Było ono teraz satysfakcją, owocem pracy i poświęcenia. Odczuwałem, jak moje ciało opada, jakbym zwolnił tempo po intensywnym biegu. Jednak to zmęczenie było teraz inaczej postrzegane - nie jako coś, co mnie osłabia, lecz jako dowód na to, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc. To był cenny dowód, że uczyniłem postępy i stałem się lepszym w tym, co robiłem. Emocje, które mi towarzyszyły, były jak opadający kurz po burzy. Odczuwałem ulgę, że w końcu udało mi się osiągnąć sukces, że moje wysiłki znalazły sens i przyniosły widoczne efekty. Widok tych ludzi, którym pomagałem, odzyskujących nadzieję na życie i zdrowie, wypełniał mnie poczuciem spełnienia. Wiedziałem, że to, co robię, ma sens, że to ma wpływ na innych ludzi, że to ma znaczenie. Gdy spojrzałem na wyleczoną dziewczynę, odczułem, że mój los z nią i innymi, którym pomogłem się splata. Moje ręce, moja chakra, moje umiejętności - stały się częścią tego procesu, częścią ich uzdrowienia. To był moment, który przypominał mi, że nie jestem samotny, że moje wysiłki nie są bez znaczenia, że nawet w obliczu ogromu złamanych ciał i wewnętrznego bólu, jestem w stanie przynieść odrobinę ulgi i nadziei. Następny pacjent został do mnie wprowadzony, moje oczy natychmiast spoczęły na jego ciele, a serce wzbudziło się do życia szybszym tętnem. Jego ręka, czy raczej to, co z niej pozostało, była drastycznie okaleczona. Odcięli mu ją, jak wydawało się, w jednym z niewyobrażalnych aktów przemocy. Ocalały tylko postrzępione resztki kości i zniszczona tkanka. Ujrzenie tego okrucieństwa wywołało we mnie mieszankę przerażenia i współczucia. Widok zdeformowanej kończyny przypomniał mi o istniejących w świecie ninja zagrożeniach oraz skali brutalności, której niektórzy ludzie byli zdolni do podjęcia. Czułem dreszcze na myśl o bólu, jaki musiał on odczuwać podczas tej makabrycznej amputacji. Jej ciało zdawało się być pulsem ognia i żądzy zemsty, a moje wnętrze rozbijało się od wewnętrznej walki. Emocje płynęły jak strumienie o przeciwnych kierunkach - współczucie i gniew mieszały się z poczuciem bezsilności. Byłem tylko medykiem, nie miałem zdolności cofnięcia czasu ani zmaterializowania nowej kończyny. Jednak w tych emocjonalnych podmuchach był też iskierka nadziei. Wiedziałem, że mogę pomóc złagodzić cierpienie tej kobiety. Choć nie mogłem przywrócić jej ręki, to mogłem zapewnić jej opiekę, złagodzić ból, a może nawet pomóc jej odzyskać część zdolności ruchowych. To było moje powołanie jako medyka - pomóc w niemożliwych sytuacjach, znaleźć drogę ku przezwyciężeniu cierpienia. W miarę jak zaczynałem pracować, moje ręce działały mechanicznie, kierowane wiedzą i doświadczeniem. Chociaż mój umysł był osadzony w technikach medycznych, moje serce nadal biło w rytmie współczucia. Byłem tu, by pomóc, by znaleźć chociaż małe światełko nadziei w ciemności okrucieństwa.
Walka z czasem trwała, wiedziałem, że muszę obmyć ranę, podać środki przeciwbólowe oraz pigułkę z krwią. Oczywiście wszystko wykonałem, a następnie rozpocząłem proces szycia. W "ciszy" szpitala polowego, kiedy żarło mnie zmęczenie, a emocje wciąż drżały pod powierzchnią, skupiłem się na zadaniu, które przed sobą miałem. Mój wzrok spoczął na zdeformowanej ręce pacjenta, a moje dłonie delikatnie sięgnęły po igłę i nić. Choć byłem zmęczony, wiedziałem, że to była ostatnia faza, ostatni krok ku ukojeniu bólu tej kobiety. Mój oddech stał się spokojniejszy, a ręce nabrały precyzji. Delikatnie włożyłem igłę w skórę, czując opór, który wskazywał na głębokość rany. Moje ruchy były pewne, choć moje serce wciąż wahało się pomiędzy lękiem a opanowaniem. Poczułem, jak nitka przenika skórę, łącząc podarte fragmenty razem. Moje ruchy były dokładne, czasem lekko drżące, ale precyzyjne. Podczas gdy igła przecinała skórę, myśli krążyły wokół tego, co towarzyszyło tej ręce. Czyje to było dzieło? Czy osoba, która dokonała tej okrutnej amputacji, odczuwała choćby cień wyrzutów sumienia? To był wstrząsający przypomnienie o mrocznej stronie świata ninja, gdzie przemoc i brutalność były często na porządku dziennym.
Moje ręce pracowały dalej, z każdym przeszywającym ruchem zbliżając rany do siebie. Wiedziałem, że proces gojenia będzie długi i bolesny, ale dawałem temu człowiekowi szansę na powrót do zdrowia, na to, by mógł zacząć odbudowywać swoje życie po tej traumie. Moje dłonie poruszały się w tempie narastającej pewności, z każdym szwem przywracając nadzieję. Gdy ostatni szew został zakończony, poczułem ulgę. Patrząc na zszycie rany, wiedziałem, że choć nie mogę cofnąć tego, co się stało, mogę pomóc w procesie powrotu do zdrowia. Wiedziałem, że to tylko mały krok w całej drodze, ale to była droga, którą razem z pacjentem mogliśmy pokonać. Głęboko w sercu czułem się wypełniony sensem tego, co robię - byłem medykiem, który starał się przywrócić normalność w świecie, gdzie okrucieństwo było na porządku dziennym.
Młody medyk ninja spojrzał w górę, gdy nagle usłyszał stłumiony huk. Serce zamarło mu w miejscu, gdy coś ciężkiego spadło na płachtę dachu szpitala polowego. W kolejnej chwili zobaczył, jak krew zaczęła się przesączać przez tkaninę. Wewnętrzny szok ogarnął go, a jego myśli zamarły w miejscu. To, co jeszcze przed chwilą wydawało się względnie spokojnym miejscem, teraz zmieniło się w arenę chaosu. Czuł, jak pulsujące uderzenia krwi wypełniają jego uszy. Wszystko działo się tak szybko, że miał trudności z nadążeniem. Widok krwi przesączającej się przez dach sprawił, że jego dłonie lekko się zatrzęsły, a poczucie bezsilności gryzło go w głębi serca. Wiedział, że to oznaczało, że ktoś na zewnątrz był w bardzo poważnym stanie. Wewnętrzny niepokój przeplatał się z adrenaliną, a jego umysł pracował na pełnych obrotach, próbując zrozumieć, co się stało. To była sytuacja zupełnie nowa, nieprzewidziana, która wywołała w nim uczucie chaosu. Wszystko, co dotąd wydawało się pewne, nagle stało się kruche i niebezpieczne. Nie podejmowałem żadnych akcji poza takimi, które były konieczne do wykonania, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, w miarę możliwości staram się opatrzeć do konca moją pacjentkę i czekam na rozkazy.
Podsumowanie:
1. Emocje podczas leczenia
2. Nastawianie i leczenie kończyn
3. Leczenie reszty rany ciężkiej
4.Skupienie się na ugryzieniu, aby zrozumieć, czy z tej strony coś jej zagraża. STAN CHAKRY: 56%
EKWIPUNEKPRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
1x torba na pośladkach
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły, zielone włosy, szmaragdowe oczy. Ubrany w białą, jedwabną kuszulę i piaskowe spodnie. Na szyi nosi jasnozieloną chustę.
Widoczny ekwipunek: Kabury na obu nogach na udzie Złoty medalion Ayatsuri na szyi pod chustą
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
-Szturmowa... Takeru - odpowiedział kobiecie niezbyt zadowolony, bo była uparta, ale może ktoś od niej tego wymagał i potrzebne jej to było do wpisania w papierek. A z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ wiedział, że Takeru raczej go nie przyjmie z powrotem i z miłą chęcią wypierdoli go z jego Ligi Samobójców. Ale hej! Może im się tam dobrze wiodło i Kuroi miał tylko złe myśli o tej grupie, a tak naprawdę to byli na całej szerokości frontu i dla walczących był jak zbawcy pojawiający się w idealnym momencie i idealnej chwili. Nigdy nie wiesz. Potem cóż... historia znana - poszedł do Misae i tak dalej, to już znamy, więc nie było sensu się rozwodzić nad tym drugi raz. -Rok? A na co aż tyle? - zdziwił się patrząc na nią tak jakby oszalała. ROK, ponad trzysta dni czekać w jednym miejscu i po co, skoro otrzymała... albo nie otrzymała wiadomości? Kuroi popatrzył na nią dziwnie, ale wolał obecnie nie kontynuować tego wątku -Porozmawiamy później, teraz za bardzo nie ma czasu - powiedział do dziewczyny i wziął się do roboty nie chcąc zajmować więcej czasu dziewczyny, bo faktycznie miała ręce pełne roboty. W tym samym czasie pojawił się też i chłopaczek o zielonych włosach. -Już wystarczy, że ty przeszkadzasz, mogę wam razem poprzeszkadzać - rzucił krótko, lecz na wieść o grupie szturmowej Kuroi lekko się rozbawił. Na pewno nie wyglądał na zasmuconego. Powiem więcej - wyglądał jakby bardzo się cieszył, że jest w tym miejscu, gdzie się znalazł obecnie, a nie tam gdzie był dużo wcześniej. -Nie wiem czy nazwałbym ich towarzyszami... Powiedzmy że tam pasowałem jak pięść do nosa. Niby okej, ale jednak trochę boli i średnia z tego przyjemność. Nie chce wdawać się w szczegóły, ale no nie czułbym się tam bezpiecznie nawet w najmniejszym stopniu i nie chodzi tutaj o wroga. - potem jednak zbył chłopaczka ręką i poszedł zająć się tym, czym powinien - czyli rannymi. -Biorę ją - odezwali się szybko do Misae, przyjmując rozkaz i idąc prosto do dziewczyny, która nie wyglądała najlepiej. Poparzona twarz, skóra dopiero zaczynała pękać. Wyglądało to trochę jakby dotarła tutaj bardzo szybko, bo takie rzeczy dzieją się wręcz natychmiastowo. Dobra organizacja. Nie czekając długo Shiro przyłożył dłonie do jej rany, zaczął proces leczenia początkowo chcąc złagodzić ból, by zaraz później skupić się na odtwarzaniu martwej tkanki i wymuszaniu na skórze do replikowania nowych i zastępowania tego, co był uprzednio. Na pewno pozostanie blizna lub przynajmniej widoczna nowa skóra - bez opalenizny, bez znaczeń, odróżniająca się bo bez znaczeń świata zewnętrznego. Kuroi za to w tym czasie zadbał o własną organizację. Dla Shiro wziął kawałek białego materiału, zawiązał mu na głowie tak by ludzie nie musieli się zastanawiać kto to, tylko mogli zawołać - BIAŁY CZEPEK - i wszystko byłoby jasne. Jeśli nie było czarnej tkaniny albo zwykłego czepka pod ręką, to Kuroi odciął kawałek swojego ubrania nożem i zawiązał sobie na głowie. Teraz było wszystko jasne - czarny i biały. Widząc że wszystko idzie w dobrą stronę, Shiro doskonale sobie radzi i może się w pełni skupić na pacjentce, a oparzenia wyglądały coraz lepiej, Kuroi chciał zająć się zabandażowanym chłopakiem, ale wtem coś spadło i zerwało tkaninę. Huk był straszny, lecz Kuroi działał bo to nie była pierwsza rzecz, a wolał nie sprawdzać, czy w tym cholerstwie nie ma notek.
Zaraz zaangażował do tego swój piasek, zabrał kamień z tego miejsca - posłał po niego swój piasek, który miał otoczyć się wokół tego, co zesłało im niebo i wyniósł go na zewnątrz tak szybko, jak to tylko możliwe. Chciał go wyrzucić poza obóz, najlepiej w jakąś dziurę. Musiał chwilę poczekać trzymając piasek na tworze, by nie wybuchł i nie ranił nikogo dookoła, a po jakimś czasie gdy był pewien, że będzie okej, to wrócił do medyków. Popatrzył na sytuację - Shiro dalej robił swoje, ludzie zabrali się za łatanie materiału - więc tutaj nie był potrzebny. Usłyszał wołanie o pomoc. -Idę! - krzyknął do Boheia, chociaż nie wiedział jak ma na imię i kim w ogóle jest, przybiegł do niego i przytrzymał żuchwę tak jak prosił. Dostosowywał się do jego poleceń, bowiem nie chciał mu przeszkadzać. Miał swój plan, wiedział co robić. Kuroi też to sobie obserwował, ale jeżeli widział, że Bohei dobrze postępuje, to nie miał zamiaru mu przeszkadzać. -Spokojnie, już niedługo będzie dobrze - Shiro mówił do dziewczyny, czekając aż ból minie i będzie świadoma, żeby powiedzieć co się stało.
Chakra i Statystyki
Ukryty tekst
Techniki
Ukryty tekst
Ekwipunek
Ukryty tekst
TLDR:
1. Info dla Yamanaki
2. Bla bla z Misae i Tetsuro - tylko parę słów, bo nie ma czasu
3. Shiro zajmuje się dziewczyną
4. Kuroi zakłada biały czepek Shiro, Czarny sobie
5. Kuroi wynosi coś co wpadło na zewnątrz
6. Kuroi wraca i pomaga Boheiowi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~CO jest kurwa?! - przeszło mi przez myśl. Czułem, jakby cały świat się zawalił wokół mnie, gdy zrozumiałem, co właśnie się stało. W pierwszej chwili myślałem, że to tylko zwykły przedmiot, który spadł na dach szpitala. Ale widok wężowych rysów twarzy, które pojawiały się spomiędzy zniszczonej płachty, wstrząsnął mną głęboko.
Szok i dezorientacja ogarnęły mnie całkowicie. Nie mogłem uwierzyć, że ta dziewczyna, ta obca osoba, mogła spowodować taką tragedię. Moje myśli kręciły się w chaosie, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Poczułem wewnętrzną pustkę, która ogarnęła mnie na myśl o utracie życia pacjenta. To uczucie było przewiązane z poczuciem winy, choć wiedziałem, że nie mogłem tego przewidzieć. Wciąż jednak obwiniałem siebie za to, że nie zdołałem ochronić tego człowieka, że nie byłem wystarczająco przygotowany, że nie zareagowałem wystarczająco szybko. To, co się stało, wydawało się niemożliwe do zaakceptowania, jakbym tkwił w koszmarze. Była to chwila, która utkwiła we mnie na zawsze. To uczucie szoku, bezsilności i przewijającej się w myślach pytającej się, dlaczego to się stało, towarzyszyło mi przez wiele dni i nocy. Byłem uwięziony w tym kręgu myśli i emocji, próbując zrozumieć, jak to się mogło wydarzyć, i radzić sobie z sensem straty. Ten incydent na zawsze pozostanie we mnie jako przypomnienie, że życie jest ulotne i nieprzewidywalne. Czułem się jakby moje dotychczasowe przekonania i pewności runęły, pozostawiając mnie z poczuciem ogromnej niepewności wobec przyszłości. Gdy [section][/section]spojrzałem na twarz dziewczyny, z dala wiedziałem, że to już jest koniec. Jej wężowe rysy twarzy wydawały się być zdeformowane i spękane, a oczy pełne bólu i cierpienia były skierowane w niebo. Była blada, a skóra wyglądała jakby była zimna i wilgotna, co świadczyło o zbliżającym się końcu. Jej oddech był płytki i nieregularny, słychać było tylko stłumione westchnienia, które przerywały ciszę w okolicy. Widok tej dziewczyny wzbudził we mnie mieszankę uczuć. Byłem zdziwiony i zszokowany, że to właśnie ona była wrogiem. Jej wygląd nie wskazywał na to, żeby była tak niebezpieczna. Z jednej strony czułem współczucie, patrząc na jej cierpienie. Była tak młoda, a już teraz stała się ofiarą przemocy wojennej. Ale w głębi duszy, muszę przyznać, że pojawiła się także nutka ulgi. Była to ulga związana z faktem, że przeciwnik, który mógłby być zagrożeniem, niedługo przestanie istnieć. To uczucie było jednak skomplikowane, mieszało się z poczuciem smutku i niepewności co do tego, co przyniesie przyszłość. Wiedziałem, że choć to wydawało się być rozwiązaniem sytuacji, to wojna i śmierć zawsze niosą ze sobą gorzkie skutki dla wszystkich zaangażowanych stron. Z trudem utrzymywałem wzrok na dziewczynie, nie mogąc oderwać go od jej wędrujących ku niebu oczu. To była chwila, która zostanie ze mną na długo - spojrzenie w obliczu umierającej osoby, zderzenie się życia i śmierci, które przypominało mi o tym, jak krucha jest ludzka egzystencja. Podobnie jak niewielka iskierka nadziei, również uczucia towarzyszące mi w obliczu tej sytuacji były skomplikowane i trudne do opisania. Były to chwile, w których wiele emocji splatało się ze sobą, tworząc niepowtarzalny obraz tego, co znaczy być świadkiem i uczestnikiem ludzkiego dramatu wojennego. A propos dramatów wojennych, spojrzałem na dziewczynę, którą zaopatrzyłem medycznie: - Ciężki temat, podobno jest to możliwe, ale nie tutaj, nie teraz. Jeśli nie istnieją jeszcze protezy, podobno są świetni mistrzowie tego fachu na pustyni. Przepraszam, że tylko tyle mogę dla Ciebie zrobić. - trudy tej nocy zaczynały mi doskwierać, zmęczenie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne atakowało mnie coraz mocniej. Już nie byłem taki twardy, moja psychika była coraz chwiejniejsza. Dezerter Tak wywnioskowałem słysząc informacje, które mówiła głównodowodząca, moje serce zaczęło bić szybciej, a wzburzenie powoli rosło we mnie. Dezerterujący z frontu i ukrywający się w szpitalu? To było coś, czego się nie spodziewałem. Wewnętrznie kłębili się we mnie mieszane emocje, od złości i frustracji po zdziwienie i dezorientację. Mój umysł był przesiąknięty pytaniami. Dlaczego zdezerterował? Czy można mu zaufać? Czy jego obecność może zagrażać pacjentom i całemu zespołowi medycznemu? To, że przybywający z frontu ninja miał ukrywać się w naszym szpitalu, rzucało na całą sytuację nowe, niepokojące światło. Wzburzenie wzbierało we mnie w miarę jakieś fragmenty układanki zaczęły się układać. To było jakby naruszenie spokoju i bezpieczeństwa tego miejsca, które miało służyć ochronie i ratowaniu życia. To, że ktoś zdecydował się zdezerterować i schronić tu, podważało cały sens tego, co robiliśmy.
Jednocześnie czułem się zdezorientowany i niepewny, jak mam zareagować na tę sytuację. Czy powinniśmy go zatrzymać? Moje myśli kręciły się wokół tego, jak najlepiej postąpić w obliczu takiej nieoczekiwanej informacji. Wewnętrzny konflikt powodował, że moje emocje były w ciągłym ruchu. Z jednej strony obawiałem się, że ta sytuacja może zaostrzyć już i tak trudne warunki, w jakich pracowaliśmy. Z drugiej strony czułem pewną nutę współczucia i zrozumienia, że może ten ninja ma swoje powody, by postąpić w ten sposób.Wzburzenie towarzyszyło mi przez dłuższą chwilę, a każde nowe myśli i informacje, które napływały, tylko je wzmacniały. To był moment, który poruszył mną głęboko i pozostawił mnie z wieloma pytaniami i emocjami do przepracowania.
Nie przepracowałem tego, spojrzałem na tego chłopaka, który przyszedł nam tutaj "pomagać" okłamał Meduki, to czemu miałby nas nie okłamać? -Dezerterze, spieprzaj do swojego przydziału, szpital to nie miejsce dla Ciebie! - - spojrzałem na niego wkurzony - - Ignorując rozkazy gardzisz śmiercią i ranami tych na FRONCIE! - byłem wkurwiony, każdy miał swoje miejsce w tej batalii. Każda kropla krwi miała znaczenie, a przyzwalanie na jego obecność tutaj dawało furtkę do tego, aby więcej jemu podobnych się tutaj pałętało. Jeszcze daltonista nie potrafi wziąć innego czepka niż już zajęte. Gdyby nie to, że musiałem chakrę oszczędzać wypłaciłbym mu należną nagrodę za dezercję. Krew się we mnie gotowała.
Podsumowanie:
1. Odkrycie, że to wężowa dziewczyna
2. Reakcja na jej stan
3.Odpowiedź NPC>
4. Wewnętrzna rozterka
5.Zjebka w kierunku STAN CHAKRY: 56%
EKWIPUNEKPRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
1x torba na pośladkach
Krótki wygląd: Shinobi o chłopięcej twarzy o biało-szarych włosach, często zwiniętych w kitek. Czarne oczy przysłonięte okularami, zawieszonymi na zgrabnym nosie. Całkiem wysoki jak na swój wiek, nie wyróżniający się zbytnio od rówieśników.
Widoczny ekwipunek: Kabury na obu udach, duża torba zawieszona na lędźwiach, manierka przymocowana do pasa przy prawym biodrze oraz torba na lewym. Ręce zasłonięte rękawicami z blaszką, zaciągniętymi do łokci. Całość zakryta granatowym płaszczem z kapturem.
Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
Wygląd Mieszczący się w dłoni, niesamowicie intensywnie zielony kameleon, o dużych, brązowych ślepiach. U każdej z łapek ma po trzy, chwytne palce oraz długi skręcony w spiralę ogon. Głowę zdobi mu kostny wyrostek. Porusza się z widocznym gołym oka zawzięciem. Nie jest to jaszczurka, z której można w kaszę dmuchać. Udaje bardziej groźnego niż jest. Na grzbiecie widać przebijający się dopiero grzebień z łusek. Wyraz jego pysia jest często poważny, nie pasujący do jego wyjątkowo młodego wieku.
Charakter Potomek samego mędrca, przez co jest bardzo ambitny. Stara się być poważniejszy niż jest w rzeczywistości by ostatecznie i tak dawać swojej dziecięcej naturze dojść do głosu. Małomówny, choć zna ludzki dialekt. Woli aby przemawiały jego czyny, a nie słowa. Najbliższy przyjaciel „Chochlika”. Zawsze są razem i są sobie wierni. Razem planują w przyszłości być najsilniejszymi przedstawicielami swojego rodu. Pozytywnie nastawiony do ludzi i innych. Wydawać by się mogło, że nie jest zbyt przyjazny, ale to zdecydowanie mylne wrażenie.
Ukryty tekst
Koszt
Wygląd Najstarszy z paczki młodziaków, co widać zarazem po jego już dojrzalszych rysach, jak i spojrzeniu. Jego łuski są koloru buletkowej zieleni,lekko przydymione. Szare oczy, podkreślone są kontrastującą, czerwoną farbą, nadającą młodzieńcowi pewnej dzikości. Jest na tyle duży, że spoczywającą na ręce jego gruby, ogon zwisa. Łuski na grzbiecie układają się na siebie płytowo. By jeszcze bardziej odróżnić się od młodszych towarzyszy na wysokości pasa posiada jasnobrązową przepaskę. Chowa tam różne przedmioty, jak często podkreślając takie, które mogą przydać się w każdym momencie.
Charakter Typowy szef „gangu”. Poważny, ładnie i wyraźnie się wysławiający. Zawsze na przedzie swojej paczki. Nie boi się niczego, a przynajmniej zawsze takie sprawia wrażenie. Wskoczy za pozostałymi maluchami w ogień i na pewno nie da ich skrzywdzić. Bywa porywczy i mówi często więcej niż powinien nie przejmując się tym co pomyślą sobie inni. Bywa uparty i krnąbrny, co często robi za maskę, by złudnie dodać mu wieku i powagi. Gdy pozna kogoś lepiej i nie ma maluchów obok pozwala sobie na żarty i rozluźnienie. Nie zdarza się to niemal wcale, lecz w takich chwilach Bosu, nie musi być bosem.
Ukryty tekst
Karta:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): - Torba na lewym i prawym biodrze, plecak, rękawiczki ze stalowymi ochraniaczami na dłoniach, na lewym ramieniu opaska „Zjednoczonych sił Sogen”
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Cóż, medycy byli zajęci swoimi pacjentami, utrzymywaniem ich przy życiu i wysyłaniem z powrotem na front, więc niekoniecznie musieli się przejmować tym, kto jest kto. Raczej nie mieli ustawiać się przed wielkim lustrem i wskazywać podejrzanego o zbrodnię, lecz w razie POTRZEBY po prostu wezwać kogoś, kogo trzeba. Bezmyślnym było szukać kogoś pomiędzy pacjentami, którzy się przecież zmieniali, a sami lekarze nie stali w miejscu i nie robili wykładów, tylko latali od miejsca do miejsca. Gdzie tu więc mowa o pomyłce, skoro każdy był zajęty swoimi rzeczami? Ale może w innych rejonach niż Pustynia ludzie na to zwracali uwagę i mieli silną potrzebę WIEDZY kto jest kim nawet jeśli to ta sama osoba. Przecież na polu bitwy nie rozpoznawali nikogo wzrokiem w razie potrzeby, tylko go po prostu wołali, ale co osada to obyczaj. Zabawne sceny miały jednak dopiero nadejść.
Shiro zajmował się kobietą, której mina robiła się coraz mniej bolesna, ale raczej minie jeszcze trochę czasu, nim wróci na front. Była obolała, nawet mimo leczenia i Shiro, który krzątał się przy niej i widząc że ma chwilę spokoju postanowił zrobić jej okład na twarzy jeśli aloes był gdzieś w pobliżu. Chciał wezwać Kuroia, ale nie widział tego w zasięgu wzroku, inni za to byli zajęci - musisz sobie radzić sam. Nie pierwszy i nie ostatni raz, więc odchodząc od pacjenta tylko na krótki moment, by ból nie wrócił, lub też korzystając z drugiej wolnej ręki, Shiro składał powoli opatrunek pozwalając kobiecie dojść do siebie.
Kuroi miał za to dużo ciekawiej. Myślał że to co rozwaliło płachtę to był kamień, jednak grubo się mylił i widząc ludzi z bronią - swoją drogą skoro mogli trzymać broń, to bardziej mogli się przydać na froncie, ale kto by takich rzeczy tam pilnował. Była jednak kobieta, która... krwawiła, a jej ciało było przebite na wylot. Wyglądała bardzo źle, nawet tragicznie możnaby powiedzieć. Jakiś chłopak (Keion) odchylał płachtę, dziewczyna potrzebowała pomocy teraz. Usłyszał jednak wtedy Boheia i pobiegł do niego od razu - najpierw Ci, którzy są na łóżkach, oni walczą po naszej stronie -Nie ma za co, uciekam dalej - kiwnął głową do Boheia, by zaraz szybkim pędem ruszyć w stronę dziewczyny i sprawdzić czy ktoś coś zrobił. Czuł w sobie jakąś taką potrzebę. Był przy tym, był trochę odpowiedzialny za jej los, skoro mógł pomóc. To niby wróg, niby powinni go zarżnąć, ale nie miała złych intencji obecnie, nie atakowała, była bezbronna, a to trochę jakby zarżnąć bezbronnego psa. Zatrzymał się jednak. Bohei zapytał o iryo, tutaj był bardziej potrzebny. -Pomóż mi, damy radę sobie we dwójkę - powiedział krótko do Boheia, wracając do niego i patrząc pobieżnie na sytuację z nogą. Chłopak nastawił nogę, Kuroi dokładnie się przyjrzał gdzie leży problem i co mógłby zrobić w pierwszej kolejności. -Włóż jej szmatkę do ust, to może boleć - poczekał aż chłopak wykona instrukcje, po czym przelał chakrę do swoich rąk, by skierować ją do kości dziewczyny, pobudzając ją tym samym do regeneracji i do usuwania niepotrzebnych kawałków z rany. Zmiażdżenie zawsze było paskudną raną, bo odłamki były destrukcyjne wbijając się w mięśnie i skórę. Potrzeba było jednak stabilnego łącznika, by Bohei mógł puścić nogę i zszyć ranę, gdy Kuroi zajmie się jej mięśniami. Wyglądało to niezbyt ciekawie, ale na szczęście była dla niej jakaś nadzieja. Dzika musiała jednak poczekać, ktoś inny się tym zajmie, było tam trochę ludzi.
Zabawniej (i może dużo ciekawiej) działo się tam, gdzie stał Shiro. Bo wyobraźmy to sobie. Stoi sobie człowiek nad kobietą z poparzoną twarzą. Starszy człek - bo po 40-tce, co w świecie jaki mieli to naprawdę dobry wynik - przy pomocy chakry próbuje zmniejszyć jej ból i załatać ranę, która się babrze. W tym samym momencie wchodzi cała na biało kobieta - mówi do tego Starucha - weź ty idź bo mnie okłamałeś - a o "przeniesieniu" do innego oddziału ani Kuroi ani Shiro nic nie wiedzieli. Lepiej bo DALEJ nikt ich o tym fakcie nie uświadomił, więc w ogóle beczka śmiechu. Do tego jeszcze jakiś dzieciak zaczął coś o dezercji i w ogóle widać że brakowało mu piątej klepki, bo był jak taka stara baba spod jedynego sklepu w wiosce. Coś tam usłyszała, coś tam sobie przekręciła w głowie i teraz na prawo i lewo wydaje osądy. -Matole, idź zajmij się tym, co do Ciebie należy. Ignorując pacjentów skazujesz ich na śmierć. Zrób coś więcej niż darcie mordy. - spiorunował wzrokiem Shigemiego, by zaraz odwrócić głowę w kierunku Meduki DALEJ zajmując się pacjentką. -Jesteś kobieto niespełna rozumu. Mam przy sobie pacjentkę, liczysz że ten mały oddział lekarzy uleczy wszystkich, którzy tam walczą? Ile czasu naszej koordynującej Misae właśnie zmarnowałaś i ilu ludzi z frontu mogłaby w tym czasie wyleczyć, by walczyli dalej? - rzucił pytanie, by zaraz położyć okład, który udało mu się zrobić.
Kuroi będąc kawałek dalej, zajmując się nogą swojej pacjentki wspomagając swoimi umiejętnościami Boheia słyszał to wszystko i lekko roześmiany dodał od siebie: -Wyślijmy tam Shiro! Co prawda od jednego uderzenia się rozpadnie, ale chociaż nie wróci tutaj do łóżka! Same plusy! - był w niezłym humorze, bo... tutaj faktycznie coś robił co mogło wpłynąć na rozwój zdarzeń, a nie rozwalał kamienie (przy okazji rozwalając sobie ręce) które były wypełnione notkami... Czy mógł wrócić na front - pewnie, ale czy nie lepszym było, gdyby był tutaj i zajmował się faktycznie rannymi? Meduki widać była typową kobietą robiącą kurwę z logiki.
Chakra i Statystyki
Ukryty tekst
Techniki
Ukryty tekst
Ekwipunek
Ukryty tekst
TLDR:
Shiro
1. Zajmuje się oparzeniami kobiety
2. Krzyk na Shigemiego
3. Ukazanie faktu, że Medukimarnuje tylko czas Misae i podejmuje idiotyczne decyzje
Kuroi:
1. Widok kobiety, chęć pomocy
2. Pomaganie Boheiowi w trzymaniu
3. Chęc powrotu do Dzikiej, ale dalsze pomaganie Boheiowi
4. Wesołe i sarkastyczne stwierdzenie o wysłaniu klona.
Tuż po zakończeniu leczenia twarzy Shinsa chciałem udać się do Miasae po przydział do kolejnego pacjenta bo przez wzgląd na fakt że dużo czasu spędziłem z Mujinem w przy tworzeniu antidotum trochę mnie ominęło i nie widziałem, jak wprowadzano rannych i w jakim byli stanie. Niestety przez zbieg okoliczności i następstwa niespodziewanych wydarzeń nie poszło to tak jak chciałem. Stałem teraz z jednym końcem żyłki w dłoni podczas gdy jej drugi ściągał płachtę z czegoś co przed momentem zmiażdżyło jednego z pacjentów. W sumie mogłem to olać uznać że to po prostu kawałek infrastruktury, kamień czy też cokolwiek innego nie stwarzającego zagrożenia dla tu obecnych. Jednakże świadomość że przed chwilą spadło coś tutaj coś takiego nie dawała by mi spokoju utrudniając skupienie, a tego wolałem uniknąć.
Wielkie było moje zdziwienie gdy się okazało że to co właśnie spadło nie było kamieniem, bronią czy innym przedmiotem tylko ciałem, a właściwie to człowiekiem (dzikim), najwidoczniej jeszcze żywym. Jeszcze było tu chyba najlepsze co można było o niej w tej sytuacji powiedzieć bo wystarczyło jedno spojrzenie na nią żeby stwierdził że ja na pewno nie jestem w stanie jej pomóc. Inni jakimś cudem może zdołali by to zrobić, ale czy było warto odciągać najlepszych medyków po to żeby ratować naszego wroga i czy znalazł by się medyk chętny by tego podjąć. - Jej ciało chyba nie wybuchnie po śmierci. - Pomyślałem chowając żyłkę, wyciągając kunai i podchodząc do dzikiej. Widząc jej stan przychodziła mi do głowy tylko jedna możliwość, a mianowicie dobicie jej, żeby umarła jak najszybciej i odczuwając jak najmniej bólu. - Dziki, wróg, czy też przyjaciel nie powinna cierpieć bez potrzeby przed śmiercią. - Pomyślałem zbliżając się do niej i unosząc ostrze tak by zakończyć jej cierpienia tu i teraz, ale nagle przyszła mi do głowy kolejna myśl. - A może wciąż da się z niej wyciągnąć jakieś informacje? - Zawahałem się zastanawiając się czy jest taka możliwość. Ja żadnej nie znałem, ale doświadczenie pokazało mi że nie raz zostałem zaskoczony w sposoby których nigdy bym się nie spodziewał, a wiec czemu i tym razem miałoby tak nie być.
- Czy jest na sali ktoś kto jest w stanie wyciągnąć z jej jeszcze jakieś informacje? Zdaje się że Meduki-san ma stały kontakt z frontem, a każda informacja o ich celach i umiejętnościach może okazać się przydatna, także bardzo proszę jeśli ktoś jest w stanie coś zdziałać niech spróbuję - Powiedziałem dość głośno trzymając rękę z ostrze w okolicach krtani kobiety gotów by zakończyć jej życie. Gdyby jednak pojawił się ktokolwiek twierdzący że może wydobyć z niej informacje to staram się medyczną chakrą podtrzymać jej życie jak najdłużej.
Dodatkowe W przypadku leczenia samego siebie, technika działa rangę niżej i wymaga całkowitego skupienia | Po zasklepianiu większych ran tą techniką pozostają blizny na ciele rannego
Opis Podstawowa i najważniejsza technika w asortymencie każdego medycznego ninja. Użytkownik przykłada obydwie dłonie w okolice rany pacjenta i przesyła do niej swoją chakrę. Ta przyśpiesza naturalne właściwości regeneracyjne ciała, wymuszając zasklepianie się ran i naprawę naczyń krwionośnych. Trudność zabiegu zależy bezpośrednio od rodzaju rany - szarpane są trudniejsze do zaleczenia niż zwykłe cięcia, a wielkość ubytku ciała czy stopień narażenia na infekcję zwiększają trudność poprawnego wyleczenia. Skuteczność techniki zależy bezpośrednio od umiejętności, wiedzy medycznej użytkownika i ilości chakry w nią włożoną, przez co zaawansowani medycy są w stanie osiągnąć znacznie lepsze rezultaty niż nowicjusz:
Iryōjutsu D Technika jest w stanie wyleczyć pomniejsze rany i tamować krwawienie z mniejszych naczyń krwionośnych. W przypadku poważnych ran jest w stanie zmniejszyć krwawienie. Nadal zalecane jest korzystanie ze środków dezynfekujących i opatrunków. Proces jest też stosunkowo wolny. Leczenie ran lekkich trwa dwie tury.
Iryōjutsu C Medyk nie musi trzymać rąk na ranie, szczędząc bólu pacjentowi. Oprócz tego możliwości regeneracyjne nasilają się, możliwe jest tamowanie ran tętniczych i leczenie głębszych ran sięgających nawet do kości, a sam proces staje się szybszy. Odkażanie ran nie jest konieczne, ale jest zalecane. Leczenie ran lekkich trwa turę, a średnich dwie tury.
Iryōjutsu B Medyk może uleczyć głębokie rany, zasklepić rany tętnicze, złączyć ze sobą złamane kości, a nawet pozbyć się krwawień i drobnych uszkodzeń organów wewnętrznych. Wyleczona kość będzie osłabiona i ponowne jej uszkodzenie w krótkim czasie może skończyć się nie złamaniem, a pokruszeniem. Dodatkowo technika dezynfekuje ranę w trakcie regeneracji. Od tej rangi możliwe jest wykonywanie techniki jedną ręką. Leczenie ran lekkich trwa mniej niż turę, średnich turę, a ciężkich dwie tury.
Iryōjutsu APasywnie: Od tej rangi możliwe jest przesłanie medycznej chakry w formie cienkiego strumienia o długości maksymalnie 2m. Dzięki temu medyk nie musi stać bezpośrednio przy ofierze celem jej uleczenia. Nadal wymagane jest skupienie, a jednocześnie można stworzyć jeden taki strumień. Przesłanie medycznej chakry na odległość nie powoduje zwiększenia kosztów chakry i redukcji możliwości medycznych techniki.
Karta
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103690#p103690
Opaska na czole, Kabur na prawym udzie, Torba na lewym pośladku, Torba na prawym pośladku (wyprawka eventowa)
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Walka trwała nie tylko na froncie. Niemal wszędzie jednostki reprezentujące cywilizowany świat Shinobi współpracowały, a przynajmniej próbowały współpracować, by zatrzymać rozlewającą się szarańczę, którą byli Dzicy. Chłopak został ranny, ale trafił finalnie do oddziału medycznego, który stawał na uszach, aby poskładać nastolatka do kupy i przywrócić go do życia, pozwolić mu jeszcze wrócić na front i dalej walczyć w imię swoich ideałów. Młody Kaminari czuł, jak jakiś płyn wypełnia jego ciało, a z każdą kolejną chwilą energia wraca do jego ciała. Młodzieniec powoli odzyskiwał świadomość i odnajdował się na nowo w tym, co się wydarzyło. Starał się objąć wzrokiem ludzi, wyłapać jakieś twarze...Cholernie chciało mu się pić i wtedy na ratunek przyszła pewna jednostka, która podała mu płyny, Białowłosy nawet się nie zastanawiał, wziął je i łapczywie wypił jednocześnie czując dalej ulgę. Jego ciało nadal było wiotkie, ale mógł się poruszać, mógł dalej działać, energia pewnie niedługo wróci.
- Dziękuję... dziękuję za uratowanie życia... Powiedział nastolatek do osób, które znajdowały się tuż obok niego oraz do osoby, która podała mu płyny. Chłopak czuł, że jego ubrania nie nadają się za bardzo do niczego, co więcej - Anzou nawet nie zamierzał się w nich prezentować, bardzo dbał o swój ubiór, tudzież - postanowił skorzystać z okazji i w jakimś miejscu delikatnie się odświeżyć i przebrać w czyste ubrania (pytając o wskazówki gdzie można to zrobić jakieś osoby postronne). Następnie - skorzystał z racji żywnościowej, którą posiadał i uzupełnił dodatkowo energię. Czuł, że powoli wraca do żywych. Szukał wzrokiem Asugi, z którą został ugryziony przez węża i zamierzał jak najszybciej się przy niej znaleźć. Chłopak nie za bardzo odnajdował się w zamieszaniu, które miało tu miejsce, nie miał też najmniejszego pojęcia gdzie się znajduje pod kątem lokalizacji, czy ma daleko na front - postanowił poszukać tutaj osoby, która była odpowiedzialna za leczenie i właśnie od niej uzyskać dodatkowe informacje. Najpierw jednak nastolatek podszedł do Hyugi, która była w nieco gorszej kondycji niż on sam, widocznie albo została zaopiekowana w inny sposób, może nie dostała antidotum - lub - była nieco mniej wytrzymała. Nie było to jednak istotne.
- Jak... jak się czujesz? Zapytał chłopak troskliwym głosem i czekał na odpowiedź ze strony dziewczyny. Chciał złapać ją za rękę, dotknąć jej szyi, ale mimo wszystko zachowywał jakieś granice i nie zamierzał tego teraz robić. Nastolatek również spojrzał wzrokiem i szukał osoby odpowiedzialnej za cokolwiek i gdy taką dostrzegł - całkiem energicznie do niej podejdzie.
- Kaminari Anzou. Chcę wrócić na front. Co powinienem zrobić? Brak wylewności, brak subtelności, Kaminari zadał konkretne pytanie i oczekiwał konkretnej odpowiedzi. Co chwila słyszał jakieś wybuchy, uderzenia, różne dźwięki - starał się zachowywać spokój i czekać na rozkazy, w czujności obserwować wydarzenia i nie robić nic głupiego.
1. Powrót to żywych, wypicie, przebranie, jedzenie.
2. Zagadanie z Hyugą.
3. Próba powrotu na front, czujność
Jej kuracja została ostatecznie zakończona, a dziewczyna zdążyła już dojść do siebie. Przyjęła czyste ubrania i po chwili zaczęła się powoli w nie przebierać. Swoje wcześniejsze odzienie złożyła i położyła na łóżku, nie będąc pewna co powinna z nim zrobić. Gdyby to był szpital wioskowy, to zapewne zabrałaby je do domu i wyprała, albo po prostu wyrzuciła. Pytanie czy na froncie, któraś z tych opcji była dostępna. Ostatecznie, dziewczyna podniosła się z miejsca i wykonała kilka prostych i powolnych ruchów nogami i ramionami, chcąc się "rozbudzić" i "rozruszać". Nie mogła tutaj już zagrzać miejsca. Mimo świadomości tego stanu rzeczy, w jej głowie rozbrzmiewała, niczym szept, myśl by zostać tutaj, gdzie było bezpieczniej. Siłowała się mentalnie z tym pomysłem, aż do momentu, kiedy dołączył do nich wąż, a raczej wężyca, która spadła do nich z nieba. Ewidentnie jej tam nie chcieli i przysłali ją z powrotem! NIestety, upadkiem przygniotła jednego z pacjentów, co wywołało u dziewczyny odruchową aktywację Klątwy. Tanaka nie rzuciła się jednak na nieznajomą, pozostawiając decyzję o jej losie w rękach medyków. To był ich oddział. Tak długo jak wężyca nie atakowała, a nie wyglądała na taką, co mogłaby się zbytnio ruszać, to ona bez rozkazu nie robiła nic. Tym bardziej, że atmosfera w grupie medycznej nie była już najlepsza z powodu kłótni na linii Kuroi-Meduki-Shigemi. Co w tej sytuacji zrobiła MIsaki? Otóż nic. Po pierwsze dlatego, że zarówno temu pierwszemu, jak i ostatniemu zawdzięczała życie, po drugie dlatego, że to nie byl jej oddział, a ona sama nie znała całej sytuacji. -Shigemi-san, Shiro-san, dziękuję za pomoc - ukłoniła się ostrożnie dwójce mężczyzn, którym zawdzięczała postawienie na nogi. Następnie zajrzała jeszcze do Anzou i Asugi, by upewnić się co do ich stanu. Żyli, to było najważniejsze. Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc, że Hyuga nadal pozostawała "sobą" i nie mogła się powstrzymać przed swoimi charakterystycznymi tekstami. -Asugi-san, oszczędzaj siły na dochodzenie do siebie. Jak z tego wyjdziemy to trzeba to będzie świętować - poprosiła Hyugę cicho i przez chwilę jeszcze patrzyła na dwójkę shinobi, którzy trafili tutaj wraz z nią. Cieszyła się, że nic im nie jest. Mimo iż z Anzou zbytnio nie rozmawiała i go nie znała, to wydawał się dobrze dogadać z Asugi, która była już znajomą Misaki. Nie miała więc problemu, by z tą dwójką gdzieś kiedyś wyskoczyć, o ile wszyscy wyjdą z tego cało. Myśl o tym, że ich walka jeszcze nie dobiegła końca, a shinigami mogli się jeszcze upomnieć o duszę kogoś z nich, zmyła uśmiech z twarzy Tanaki, która skierowała się do Meduki, która tu chyba dowodziła. -Tanaka Misaki ze szczepu Jugo, gotowa by wrócić na front. - poinformowała ją. Niezbyt chciała im przeszkadzać, ale wypadało poinformować, że się wychodzi, żeby później jej ktoś nie posądził o dezercję, czy coś podobnego. Nazwy szczepu w sumie nie musiała podawać, bo całe jej ciało pokrywały czarne linie, wyraźnie sugerujące używanie najniższej formy Senninki, jednak dziewczyna odczuwała swego rodzaju dumę, gdy przedstawiała się pełnym mianem. Podsumowanie:
1.Odpalenie Klątwy
2. Podziękowanie za opiekę i leczenie
3. Zajrzenie do Asugi i Anzou
4. Poinformowanie o gotowości do powrotu do tamtego wariatkowa na froncie
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Suknia na formalne okazje (Made by Akari - młoda, zdolna krawczyni z Ryuzaku)
Bank PH