Jak postanowiła wcześniej, Hana przeczekała całe zamieszanie związane z występem rudowłosego. Szkoda tylko, że nie dowiedział się nic konkretnego, o co pytał. Niestety organizacja w takim formacie miała swoje wady i zalety. Należało liczyć się z tym, że większości doświadczą dopiero na żywo. Należało przygotować się na pełne konsekwencje swoich czynów.
Czasu było już niewiele. Zmierzali do miejsca docelowego, gdzie zacznie się obrona. Nie będzie miejsca na nic poza skrupulatnym podejmowaniem decyzji. Czysta dyscyplina. Tego między innymi była uczona i zamierzała wkrótce pokazać swoją determinację. Shirakawa starała się oczyścić głowę z niepotrzebnych myśli, ale zawsze pozostawała znaczna część umysłu, która była zarażona niepewnością. Tym nieznanym czynnikiem, który znienacka potrafił odebrać kontrolę nad ciałem i osłabić zmysły niczym genjutsu.
Widok twierdzy z bliska był imponujący. Taki nakład pracy miał sprawić, że w ludziach musiała pojawić się nadzieja. W chwilę po jej minięciu Hana spojrzała na przedpole. W oddali uwagę przykuwała łuna ognia. Zachodząca niczym wijący się wśród lasu czerwony smok. Nadciągał wróg. Pogoda zdawała się nie sprzyjać sytuacji, bo kumulowały się burzowe chmury. Niemal namacalny zły omen. Teraz Hana zdała sobie sprawę, jak realne było zagrożenie. Słusznie ewakuowano miasto. Dokładnie przemyślaną ideę postawienia umocnień, żeby armia wroga stanęła im naprzeciw. A raczej to Zjednoczone Siły zmuszone były do straceńczej próby. Chociaż rozbicie wrogich sił też mogło przynieść swoje korzyści. Odetchnęła głęboko, bo odczuwana presja zaczynała napierać z jej wnętrza. Opanowała się tylko dlatego, że była z Anzou i dobrze było mieć przy sobie poznanego jakiś czas temu Shinsu. Ich brawura miała podnieść na duchu nastolatkę i gonić za ich osiągnięciami. Wyznaczenie sobie takich celów skutkowało nastawieniu się na pozytywne rezultaty.
Poruszony przez nią wątek spotkał się z odpowiedzią. Była to ledwie spekulacja. Skoro duża część kontynentu rozwinęła zdolności gromadzenia chakry, to czy dzicy na swój sposób nie mogli też odkryć swych mocy? Niemniej Hana nie zaprzątała sobie tym głowy, więc temat nie był kontynuowany. Sama kunoichi zamyśliła się we własnym zakresie nad potrzebnymi zagadnieniami. Wedle powszechnej metody, jaką jej wpojono, Shirakawa rozważała warianty przyjętej strategii. Chciała walczyć po swojemu, ale priorytet miały mieć rozkazy wydawane poprzez komunikację zapewnioną przez klan Yamanaka. Niesamowity sposób przedstawiony przez nowego dowódcę miał dopiero pokazać swoją zjawiskowość. Na razie postanowiła trzymać ekscytację na wodzy.
Wraz z tymi wieściami Regularna grupa Zjednoczonych Sił została posegregowana na drużyny. Do samego końca liczyła, że znajdzie się ze znajomymi, a nie z najmniej spodziewanym występkiem - Ario. Koszmar okazał się przybrać realnych rozmiarów, gdy wyczytane zostały imiona przydzielone do grupy Hany. Postanowiła oddychać, żeby przypadkiem nie dostać jakiegoś ataku paniki. Spojrzała tym samym na Anzou i w wymownym sposób przeprosiła go za brak szczęścia. I tym razem, podobnie jak na Turnieju Pokoju, nie dostali szansy na wspólną akcję. Za to Shinsu miał pozytywny wpływ na dalszy ich los. Jeśli wierzyć jego zapewnieniom, to otrzymany przedmiot nosił namiastkę lokalizatora. Pewnie zawierał jego chakre na potrzeby dalszej detonacji. To trochę przerażające, jednak ufała mu na tyle, żeby wykorzystać ten patent. Ona nie będzie znała ich położenia, ale uniknie pola rażenia niechcianych wybuchów. Te naprawdę robiły wrażenie.
- Naprawdę uroczo wykonany robaczek. Dziękuję, przyjmę go Shinsu-san. - odpowiedziała chłopakowi i tym sposobem miała oddalić się do swojej drużyny. Pomachała nieznacznie do Anzou i takim sposobem była już zdana na siebie oraz trójkę innych shinobi. Glinianą figurkę schowała za materiał opinający jej talię.
Na początek przyjrzała się każdemu nieśmiało. Stanęła trochę z boku. Lewą rękę trzymała równolegle do ciała, a drugą dłonią złapała ją za łokieć w niewinnym uścisku. W takiej pozie chciała oswoić się z niepewną sytuacją. Mogła w dogodny sposób zauważyć pokaz Ario nad jego zdolnościami. Miała już do czynienia z Lalkarzem i widok poruszającej się salamandry wydał jej się bardzo znajomy. Mimo wcześniej deklaracji, że opowiedział się po stronie Uchiha w wojnie wywołanej przez Kaminari, to dziwnie było posiadać jakąkolwiek urazę. Chyba, że sam rudowłosy Sentoki miał z tym większy problem. Do nietuzinkowej paczki jako ostatni zawitał dość specyficzny chłopak. To jego uroda przyciągnęła uwagę Hany. Włosy miał ułożone w istną tęczę kolorów, gdzie dominowała barwa czerni i granatowego. W dodatku były tak samo krótkie, jak u Shirakawy. Jej nie puszyły się tak bardzo. Pomyśleć można, że odkryła swoją męską podobiznę. Ukłoniła się chłopakowi z klanu Yamanaka w wyrazie szacunku. To on miał zapewnić im odpowiednią komunikację i zgranie. Podobno w czasie rzeczywistym. Dlatego sama Hana musiała być w dobrej kondycji i operować wyćwiczoną podczas treningów zwinnością.
Na koniec uczyniła to, co zamierzała od jakiegoś czasu. Rozpoczynanie walki od użycia technik pewnie nie wchodziła w grę, dlatego sięgnęła do torby po mały zwój. Przygotowała w nim prostą technikę pieczętując, żeby zmieścić swoją broń. Rozwinęła go w ręce i poprzez krótki impuls wydobyła ze środka potrzebną zawartość. W znikającym obłoku dymu pojawił się drzewiec, a na jego zakończeniu standardowy grot. Włócznia leżała w jej ręce i górowała nad niską posturą. Była gotowa i bardziej chyba już nie będzie na to, co miało wkrótce nadejść.