Ludzie mieli to do siebie, że przychodzili i… odchodzili. Rodzili się, żyli i umierali. Jedni krócej, inni dłużej, ale każdy w końcu umierał. To ich wszystkich łączyło: śmierć. I tutaj też ludzie przychodzili i odchodzili. Jak Sasha. Jak Keira. Shenzhen, Yoshimitsu. Przychodzili też i odchodzili inaczej – przyglądali się małemu dramatowi i temu, jak medycy bez słowa zająknięcia leczyli rannych, a nawet ciężko rannych – a potem szli dalej. Klepsydra poszła dalej. Asaka nawet nie zarejestrowała na dłużej ich obecności. Był Kuroi, coś tam odmówił, ktoś coś podtrzymał – słyszała ich, ale to wszystko działo się jakby obok białowłosej, która wygłuszyła się na bodźce z zewnątrz. Docierało do niej tylko trochę tego, co działo się wokół, gdy ona sama ciągle robiła swoje, jakby uczepiła się tej najważniejszej na świecie myśli. Drgnęła na moment, kiedy obca dłoń Hikariego dotknęła jej, chcąc dodać jej otuchy – ale nie wyrwała się, choć zdecydowanie była zaskoczona. Asaka w roztargnieniu pokiwała Terumiemu głową, kiedy ten powiedział, że mu przykro. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie wiedziała co zrobić – dlatego skupiała się wtedy na swoim zadaniu.
Bardziej chyba jednak zaskoczyła ją reakcja Toshiro, który nagle wyrwał do przodu i zupełnie niespodziewanie przytulił kobietę (lub próbował to zrobić?). Ta nie oponowała, nie kazała mu spadać, ani nic z tych rzeczy – zamarła z rękoma nad obecnie leczonym mężczyzną, prawdopodobnie już Junem. I o niego się martwiła – o Toshiro, ale nie tak bardzo jak o Keirę, choć to dlatego, że Shikarui już jej wcześniej powiedział, że jest z nią bardzo źle. Nie sądziła jednak, przez myśl jej nie przeszło, że aż tak bardzo, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Ostatnie słowa jakie do siebie powiedziały to to, by uważały i…
ach. Złotooka Koseki odetchnęła głęboko, wypuszczając powietrze przez usta, łapczywie łapiąc powietrze; obecność Nishiyamy była kojąca. Dobrze było znaleźć się obok kogoś znajomego, czuć znajomy zapach, nawet jeśli przez ostatnie dwa lata nie układało się między nimi najlepiej.
- Dziękuję – powiedziała cicho do czarnookiego, bo co więcej mogła powiedzieć? Bolało ją pęknięte serce i nie było nawet sensu udawać, że nic się nie stało, bo przecież stało. Jej mała kuzynka… I dlatego nie zwróciła większej uwagi na zaskoczone spojrzenie jakim obdarzył ją, a później Shikiego Toshiro. Chwilowa ulga, że jej mężowi nic nie było, była jak balsam.
- Keira to… znaczy była. O Amaterasu. Asaka weź się w garść – próbowała odpowiedzieć Junowi, który wspomniał coś o zdolnościach kuzynki.
- Jej matka i mój ojciec są rodzeństwem. To moja najbliższa rodzina. Keira… Keira była młodsza ode mnie, mniej doświadczona – paplała niby trochę od rzeczy, trochę łapała się jakiejkolwiek myśli, trochę odpowiadała na niezadane pytanie, nieświadomie opowiadając o sobie odrobinę więcej.
- Ci Jugo tutaj to potomkowie obiektów eksperymentów z okolicznych gór – wymamrotała jeszcze, przypominając sobie zupełnie absurdalne szczegóły niedawnej rozmowy z Hanem. Zupełnie o tym nie myślała, ot – krótka, ulotna myśl, która przyszła jej do głowy, a której się złapała i wypowiedziała ją na głos, jakby była obecnie kotwicą.
- Co? Masako zamieniła się w Miki? Czy ona oszala… ła – na krótki moment Asaka poderwała głowę, łapiąc nieco lepszy kontakt z rzeczywistością i z każdym kolejnym słowem… nie potrafiła się nawet mocniej zdziwić. Uśmiechała się jeszcze dzisiaj do czarnowłosej Uchiha. I ona już więcej nie uśmiechnie się do nikogo. Co tą dziewczynę podkusiło, co…
Przynajmniej Yamiemu nic nie jest. To była kolejna ulga. Na razie.
Asaka uniosła w górę głowę, nie przerywając leczenia Juna, który – jeśli tylko próbował się podnieść – został przez kobietę przytrzymany w pozycji, w jakiej się znajdował, bo wymagał zdecydowanie dłuższej opieki. Uniosła głowę, gdy Asagi, którego imienia nie znała, zaczął do nich przemawiać – to chyba wtedy dopiero zarejestrowała jego obecność, mimo tego, że wcześniej się już odzywał, a nawet huknął na Toshiro. Słuchała go, o, teraz już wiedziała, kim był. W jednym miał rację – nie był to czas na opłakiwanie zmarłych i dlatego od dłuższej już chwili starała się wziąć w garść, nie przerywając tego, co robiła do tej pory. Szło to… jak szło, ale przynajmniej były jakieś efekty. A później zaczęły się rozkazy. Nie miała problemu, by iść pod czyjąś komendą, nie rozumiała jednak, dlaczego Asagi tutaj rozkazuje, a nie Hakusei – to byłoby chyba bardziej logiczne. Nie rozumiała też, dlaczego ten wojownik wydaje rozkazy nie znając możliwości przynajmniej trójki osób, które tutaj spotkał. Nie miała też problemu by słuchać Mujina, zdążyła go poznać i zaufać, w końcu spędził u niej w domu… miesiąc? Półtorej? Jednak jej potencjał znajdował się gdzie indziej, nie w leczeniu innych. Tego jednak Asagi nie wiedział.
Choć chciał się dowiedzieć, czego Sanada wcześniej nie załapała. Zrozumiała to dopiero, gdy młody, czarnowłosy chłopak, na którego wcześniej nie zwróciła uwagi zwrócił się… właściwie bezpośrednio do niej samej.
- Sanada Asaka z rodu Koseki, a to jest mój mąż Sanada Shikarui ze szczepu Jugo, służący rodowi Koseki – wzięła głęboki oddech i odpowiedziała chłopakowi, głos trochę jej drżał, ale z każdym słowem mówiła nieco pewniej, uczepiwszy się kolejnego zadania: przedstawienia się, żeby można było zrobić korektę planu. Robienie czegokolwiek pochopnie teraz mogło mieć jak najgorsze skutki.
- Jak widać jestem medykiem, ale to jest tylko dodatek. Specjalizuję się w defensywie i wszelkiego rodzaju barierach. Mój kryształ zdołał wytrzymać zmasowane pociski Jugo, ledwo, ale jednak. Z kolei mój mąż jest sensorem obdarzonym wzrokiem sięgającym na kilometry. Potrafi widzieć nawet przez ściany, i do tego mistrzowsko włada Suitonem – na moment uniosła tylko spojrzenie znad ciała Juna, by przenieść je nad Takashiego.
- Nic nam nie jest – och, ich stan. No, Asaka była w stanie błogosławionym, ale nie zamierzała o tym mówić. Ich
główny medyk miał tego świadomość i tyle wystarczało.
- Pracujemy w duecie i wolałabym być tam, gdzie mój mąż. Dopełniamy się. Nie mam problemu, żeby wykonywać rozkazy i działać wedle planu, nawet w grupie, tylko chciałabym być przy Shikaruiu. Proszę – błagalne spojrzenie swoich złotych oczu przeniosła teraz na Asagiego, na moment tylko zerkając na znajomego jej już Kenseia. Zwracała się jednak do człowieka, który wziął na siebie dowodzenie tą grupą i wyglądało na to, że Hakusei nie ma nic przeciwko. Cóż… ktoś musiał to zrobić, żeby zapanować nad taką liczbą osób. Była żoną i miała swoje obowiązki. Słuchała rozkazów tylko dwóch ludzi: swojego męża oraz lidera swojego klanu, a Asagi nie był ani jednym ani drugim, jednak Asaka potrafiła czasami schować dumę do kieszeni. Zwłaszcza, jeśli od tego zależało życie wielu osób. Asaka patrzyła jeszcze przez chwilę na Hakuseia i Asagiego, otarła wcześniejsze łzy wierzchem dłoni i westchnęła. Najwyraźniej cały czas zastanawiała się, czy coś powiedzieć, czy nie. W końcu podjęła decyzję.
- Powinniście to wiedzieć. Han naprawdę nazywa się Suzumura Shinjiro i należał do rodziny, która kiedyś władała tą wioską. Są tutaj pochowani jego bliscy i ukochana. My… znaleźliśmy go i porozmawialiśmy z nim, zanim przeteleportował się do zamku. Chcieliśmy się dowiedzieć dlaczego w ogóle to wszystko robi… Zobaczyć, czy da się go przekonać do zmiany ścieżki. Niewiele w nim zostało z pełnego ideałów Shinjiro jakim kiedyś był, to szaleniec. I zdradził nam, że chce zniszczyć chakrę za pomocą potęgi Mędrca Sześciu Ścieżek, którego grobowiec znalazł. Nie wiem czemu nam to powiedział, może lubi się chwalić. Albo chce, żeby go ktoś powstrzymał. W każdym razie trzeba to zrobić. Trzeba – pewnie zastanawiali się, jak to się stało, że dwie osoby stanęły z nim oko w oko i nic im nie było. Asaka nie zamierzała robić z tego tajemnicy, którą reszta miała zacząć zgadywać, żeby dopowiedzieć sobie rzeczy, które nie miały miejsca. Było im to wszystko nie na rękę.
- Chciał nas zaatakować, ale się powstrzymał, kiedy ważyliśmy słowa i sami nie zaczęliśmy walki. Zresztą w porozumieniu z Yuriko oddaliśmy mu jedno z jego wspomnień... Właśnie to, o jego miłości do kobiety, która tutaj spoczywa. Nie znaleźliśmy nic o tym, jak go powstrzymać. Nic – im więcej osób wie, jakie Han miał plany, tym lepiej, tak uważała. Stąd ta decyzja o tym, by wyłożyć wszystkie karty na stół. Nie chciała później kolejnych podejrzeń, takich samych, jakie w ich stronę stosowała Klepsydra, zupełnie zresztą niepotrzebnie. Nikomu to nie służyło.
tldr:
- Zwrócenie się do Hikariego, następnie do Juna. W międzyczasie reakcja na Toshiro.
- Dokończenie leczenia Juna.
- Przedstawienie siebie i Shikaruiego. Opowiedzenie o tym, co udało im się ustalić i dowiedzieć.
Ukryty tekst