Nogi niosły go przed siebie, właściwie to donikąd. Niby miał zjawić się na walce Keia i jego przeciwnika, tego Sabaku, z rodu, któremu nie mógł dobrze nie życzyć, ale...Chyba na razie potrzebował chwili dla siebie. Chwili samotności, by poukładać sobie zwichrzone myśli, uporządkować natłok spraw. Zmrużył na chwilę oczy pod wpływem jasnego, choć nie ostrego słońca - piętnaście stopni ciepła robiło swoje, chociaż i tak miał na sobie płaszcz i rękawice, a ciężar odebranego ukochanej wakizashi wciąż dawał o sobie znać, nie mówiąc już o dźwiganej od początku podróży yari i katanie przy pasie...
Czuł się zmęczony. Aaach, tak bardzo był zmęczony, nerwy, które przyszły po niego, kiedy Sagisa rodziła, parła w bólach i męczarniach, by wydać na świat swoje pierwsze dziecko, teraz trochę się rozluźniały. Miał nadzieję, że lekarze z Kantai doprowadzą ją do porządku. Że zadbają o nią i o małego, któremu nie chciał jednak nadawać imienia, by uniknąć zbędnych reperkusji. Hayami naprawdę sobie cenił spokój;
wśród drzew musi być równowaga. To do równowagi wszyscy dążymy, pragnąc, by nic się nie zmieniało. By życie było stałe, niezmienne jak słowo samuraja przysięgającego...
Unchangeable word.
Zauważywszy tablicę z ogłoszeniami i jakieś odchodzące od niej dzieciaki, zbliżył się, zaciekawiony. Miał jeszcze chwilę, nim pójdzie na trybuny, udało mu się nawet wyekspediować dwa listy z Kantai, więc dlaczego by nie skorzystać z cennego czasu dla siebie? Nie pomoże Sagisie, siedząc w szpitalu i zamartwiając się, co będzie dalej; nie pomoże w ten sposób także dziecku. Oni są już bezpieczni i pod dobrą opieką. A on...Cóż, ma na głowie parę spraw. I to dość istotnych spraw.
Przyjrzał się uważnie temu, co miał przed sobą - a miał zagadkę, ołówki, kartki i własny umysł. Cóż, dlaczego miałby nie zapłacić? Kimkolwiek był...twórca tej loterii, na pewno miał ciekawy pomysł. Zaczął się nad tym porządnie zastanawiać.
Chwycił ołówek w pewną, prawą dłoń, oparł ją o najbliższe możliwe podłoże, po czym wpisał swoje rozwiązanie. Oczywiście, ukończywszy tą żmudną czynność, kosztującą go wiele chwil i wiele myśli okupionych lekkim przygryzieniem wargi czy cichym "yoku kike", podpisał starannym, równym pismem kartkę jako
Hayami Akodo, po czym odliczył 50 ryo i wrzucił tę niewielką w porównaniu z jego obecnym stanem finansów sumkę razem z kartką do urny. Stał jeszcze przez chwilę, wpatrując się bystro w treść zagadki.
Na końcu dnia i na końcu wieczora...
Uśmiechnął się do siebie. Na końcu dnia czekała na niego albo hańba, albo chwała. A on nie miał już wyboru, nie mógł się cofnąć z tego, w co wszedł tak łatwo, nieopatrznie, powiedziałoby się. Jednak nawet nie chciał - jeśli już obiecał Sagisie, że dla niej wygra ten turniej, to miał teraz potrójną motywację. Po pierwsze, chodziło tu o jego samurajską dumę, która nie pozwalała mu stchórzyć, uciec z podkulonym ogonem z pola walki - przeciwnie, powinien był stanąć i nawet przegrać z honorem.
Bo jednak nawet w przegranej była godność: próbował, podjął wyzwanie, ale nie udało mu się to. Normalna rzecz. Nikt nie jest niezwyciężony, nawet wielki Rikudou Sennin pewnie kiedyś popełniał błędy...Zamrugał i ruszył naprzód.
Drugą sprawą na pewno było to, że
obietnice zawsze były wiążące - tak go wychowano, nie miał prawa łamać danych słów, wycofywać się z nich w sposób bezsensowny wtedy, gdy mu było wygodniej. Obiecałeś? Dotrzymaj. Prosta sprawa. Poza tym było jeszcze to, że Tensa z nim rywalizowała o Sagisę, że była silną przeciwniczką. Gdyby spotkali się w turnieju, byłoby ciężko, ale i ciekawie.
I mógł się sprawdzić. Odkąd skończyła się wojna, Akodo wciąż miał poczucie, że jest zbyt słaby, że nie wie o walce tak naprawdę nic. Czym było to całe dźganie węży z atramentu, plamiących włosy, ubrania, drżące dłonie? Czym były walki z kolejnymi przeciwnikami, skupione na szybkich kontrach i ciosach z nadzieją, że zdążysz przed wrogiem? Może dały mu jakieś pojęcie o walkach zbrojnych, tak jak Atsui, ale Hayami czuł, że aby być kimś więcej, potrzeba dużo więcej wkładu własnego.
Z tą myślą udał się na trybuny.
ROZWIĄZANIE HAYAMIEGO:
zt --- > trybuny