Rezydencja Ichirou
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
Niedorzeczność. Tak najkrócej można było określić tę całą szopkę, która w dziwny sposób oddziaływała na Ichiego. Nie podobało mu się to, gryzło od samego początku, ale jakoś starał się zdusić to w sobie. I co gorsza, brnął w to dalej. Mógł przecież pójść na skróty, pojmać niesforną dziewuchę, obwiązać kokardką i postawić przed drzwiami Sachiko. Ale nie, jemu zachciało się jakiś dziwnych pomysłów. Jak można było tę herbatkę w ogóle wziąć na poważnie?
Postawił wodę na ogniu, wyjął z szafki zieloną herbatę sprowadzona z Yusetsu, wyłożył na blacie nowiutką, nieśmiganą zastawę ze wzorkami w kwiaty. Wdech, wydech. Tylko bez nerwów. Do tej pory udawało mu się zachować jakiś tam spokój, chociaż bardziej sprowadzał się on do przemilczania komentarzy dziewczyny, na które normalnie odpowiedziałby ciętą ripostą. Nie, żeby nagle stracił pazur i spotulniał. Po prostu wolał nie głaskać pod włos kota, który mógł mieć wściekliznę. Lepiej było kontynuować znajomość przy aromacie herbaty niż przy uderzających nozdrza zapachach potu i pyłu.
Wyraźnie drgnął, gdy dobiegł do niego jej głos. Dobrze, że akurat nie miał w tym momencie zastawy w dłoniach, bo możliwe, że trzeba byłoby teraz zbierać rozbitą porcelanę. Nie to, żeby był jakąś płochliwą ciapą. Po prostu teraz był... wyczulony? Jeżeli do kogoś jeszcze to nie dotarło, to Ichirou gościł właśnie Kaguyę w domu. Czy życie pisało gorsze scenariusze?No nie bardzo.
- Sądzisz, że bym tyle zwlekał z palnięciem w łeb? - odparł, odwracając się do dziewczyny, która właśnie wkroczyła do pomieszczenia. Wykąpana prezentowała się znacznie lepiej, a w jego kimonie wyglądała jak jego zdobycz. Tyle że w jego kimonach chodziły zwykle zdobycze nieco innego rodzaju.
- Miała być herbatka, to będzie herbatka, moja droga. Tylko musisz mi pomóc zanieść to wszystko do salonu. - Wymownie zerknął na zastawę obok. Samemu wziął czajniczek z wrzątkiem, który przed momentem zagotował oraz pojemniczek z herbatą, a resztę ceramiki do upajania się naparem pozostawił już Kaori. Miała rączki, więc mogła ich użyć do czegoś pożytecznego.
Przez korytarz szedł ostrożnie, nie tyle z racji noszonego wrzątku, co z powodu obecności koleżanki, której intencji nie mógł za cholerę przewidzieć. Raczej nie było co liczyć, że wykańczający pościg i nieudana ucieczka zmienią jej pogląd widzenia na planowany ślub ojczulka.
Chwilę później powinni już się znaleźć w salonie i zasiąść na siedziskach w postaci poduszek przy tradycyjnym, niskim stoliku. I wtedy Ichirou miał wykonać małą ceremonię parzenia, wykonując kolejne czynności zgodnie z ogólnie przyjętymi regułami. Wszystko to, aby przygotować wykwintny napar ze sproszkowanej, zielonej herbaty. Jej zapach zaczął już powoli roznosić się po pomieszczeniu.
- I co, nie można było tak od razu? - stwierdził w pewnym momencie, z lekkim, choć trochę bladym uśmiechem na twarzy. Starał się stwarzać pozory zrelaksowanego, chociaż akurat w tej chwili przypominał sobie poszczególne miejsca, w których wcześniej schował piasek. Ot, dla przezorności.
Postawił wodę na ogniu, wyjął z szafki zieloną herbatę sprowadzona z Yusetsu, wyłożył na blacie nowiutką, nieśmiganą zastawę ze wzorkami w kwiaty. Wdech, wydech. Tylko bez nerwów. Do tej pory udawało mu się zachować jakiś tam spokój, chociaż bardziej sprowadzał się on do przemilczania komentarzy dziewczyny, na które normalnie odpowiedziałby ciętą ripostą. Nie, żeby nagle stracił pazur i spotulniał. Po prostu wolał nie głaskać pod włos kota, który mógł mieć wściekliznę. Lepiej było kontynuować znajomość przy aromacie herbaty niż przy uderzających nozdrza zapachach potu i pyłu.
Wyraźnie drgnął, gdy dobiegł do niego jej głos. Dobrze, że akurat nie miał w tym momencie zastawy w dłoniach, bo możliwe, że trzeba byłoby teraz zbierać rozbitą porcelanę. Nie to, żeby był jakąś płochliwą ciapą. Po prostu teraz był... wyczulony? Jeżeli do kogoś jeszcze to nie dotarło, to Ichirou gościł właśnie Kaguyę w domu. Czy życie pisało gorsze scenariusze?No nie bardzo.
- Sądzisz, że bym tyle zwlekał z palnięciem w łeb? - odparł, odwracając się do dziewczyny, która właśnie wkroczyła do pomieszczenia. Wykąpana prezentowała się znacznie lepiej, a w jego kimonie wyglądała jak jego zdobycz. Tyle że w jego kimonach chodziły zwykle zdobycze nieco innego rodzaju.
- Miała być herbatka, to będzie herbatka, moja droga. Tylko musisz mi pomóc zanieść to wszystko do salonu. - Wymownie zerknął na zastawę obok. Samemu wziął czajniczek z wrzątkiem, który przed momentem zagotował oraz pojemniczek z herbatą, a resztę ceramiki do upajania się naparem pozostawił już Kaori. Miała rączki, więc mogła ich użyć do czegoś pożytecznego.
Przez korytarz szedł ostrożnie, nie tyle z racji noszonego wrzątku, co z powodu obecności koleżanki, której intencji nie mógł za cholerę przewidzieć. Raczej nie było co liczyć, że wykańczający pościg i nieudana ucieczka zmienią jej pogląd widzenia na planowany ślub ojczulka.
Chwilę później powinni już się znaleźć w salonie i zasiąść na siedziskach w postaci poduszek przy tradycyjnym, niskim stoliku. I wtedy Ichirou miał wykonać małą ceremonię parzenia, wykonując kolejne czynności zgodnie z ogólnie przyjętymi regułami. Wszystko to, aby przygotować wykwintny napar ze sproszkowanej, zielonej herbaty. Jej zapach zaczął już powoli roznosić się po pomieszczeniu.
- I co, nie można było tak od razu? - stwierdził w pewnym momencie, z lekkim, choć trochę bladym uśmiechem na twarzy. Starał się stwarzać pozory zrelaksowanego, chociaż akurat w tej chwili przypominał sobie poszczególne miejsca, w których wcześniej schował piasek. Ot, dla przezorności.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
Kąpiel, czyste ciuchy i ktoś tu nagle nabrał pewności siebie. I to odrobinę za wiele. Obecna Kaori zupełnie nie przypominała tej, którą brązowowłosy spotkał za pierwszym razem. Asahi nie był pewien, którą z tych dwóch wersji woli, ale prawdopodobnie odpowiedź brzmiała: żadną. Jego nietypowy gość na ten moment był zbyt śmiały, chyba nawet bardziej niż on sam. Było to zjawisko prawie tak dziwne jak sam fakt przebywania kogoś z klanu Kaguya w jego domu.
Tiaaa, psychopata. Jedyny finisz, na jaki miał obecnie ochotę, to zakneblowanie tych niewyparzonych, drobnych ust. Nie wiedział do końca jak zareagować - odpowiedzieć ripostą, wylać na dziewczynę wrzątek? Ostatecznie ograniczył się do cichego westchnięcia i przewrócenia bursztynowymi oczami. Puścił to mimo uszu.
- Jedenaście - odparł dość oschle, przez co jego wypowiedź brzmiała mało przekonująco. Normalnie miałby w sobie więcej entuzjazmu. Ba, zapewne podobałaby mu się kręcąca przed nim panienkę odzianą w jego kimono. Tyle że to nie była normalna sytuacja. Cały czas siedziała mu z tyłu głowy świadomość, że ma do czynienia z kościaną.
No i znaleźli się w salonie. Tutaj Sabaku czuł się minimalnie lepiej, jako że pomieszczenie te zostało odpowiednio przygotowane.
- Posądzałaś mnie o tak kiepski gust? - odrzekł, sięgając po czajniczek z naparem, by rozlać go do dwóch ceramicznych naczyń. Nie zrobił to po to, bo zachciało mu się herbatki, tylko chciał zyskać odrobinę czasu na przeanalizowanie faktów. Komentarz dziewczyny zdradził, że kojarzyła go z piaskowych filarów. Z wydarzenia po którym dość prędko nastąpiła katastrofa, która to mocno wpłynęła na życie młodzieńca. Nie były to najlepsze wspomnienia, ale nie zamierzał ich teraz roztrząsać. Miał ważniejszą rzecz, na której musiał się obecnie skupić.
- Wystarczy mi duże lustro. Pozowałem już przed wieloma znanymi malarzami, ale za każdym razem nie byłem zadowolony z efektów. Natura maluje najpiękniejsze obrazy, nieprawdaż? - odparł, przysuwając w jej stronę gotową już herbatkę. Posłał również do niej lekki uśmiech, chociaż ten należał do tych wymuszonych, a nie szczerych.
- Nie dałaś mi nawet szansy. Uciekłaś, zanim zdążyłem zapytać - oznajmił tak, jakby przy ich pierwszym spotkaniu naprawdę istniała szansa na parzenie herbatki. Ichirou jednak dobrze wiedział, że takowej nie było. Nie przy tym, co wówczas Kaori prezentowała swoją osobą. No chyba, że wiedziałby, z kim na do czynienia, ale to poznałby dopiero przy samej herbatce. No więc właśnie, koło się zamykało.
Starał się. Traktował ją zupełnie tak, jakby to było normalne spotkanie, jakby ona była normalnym gościem. Z drugiej strony był lekko spięty. Wciąż udział mu się wcześniejszy stan, który niektórzy mogliby określić paranoją. Dla niego był to po prostu instynkt przetrwania. Nie chciał uśpić swojej czujności i pozwolić dziewczynie na wykonanie niepożądanego ruchu. Od ładnych paru lat, kiedy na jego ustach pojawiało się słowo "Kaguya", jego umysł dopisywał do tego synonim "wróg". Kościani zawsze budzili w nim skrajnie negatywne emocje. To na nich najpierw chciał się odegrać, to z nimi walczył, by na koniec ścigać ich niedobitków. Kilka chwil to za mało, by zmienić tak mocno ukierunkowany sposób myślenia. I nie mogła zmienić tego ładna buzia. Względnie normalne zachowanie i żarciki też nie.
Dostrzegł w pewnym momencie kompana, który wystawiał swój czarny łebek z korytarza i z zainteresowaniem przyglądał się sytuacji. Kuro natychmiast się schował, kiedy tylko wyczuł na sobie wzrok powiernika paktu, ale było już za późno. Wiedział, co się święci.
- Oo, a któż to nas odwiedził? Mój pocieszny koleżka! No chodź, przywitasz się z moim gościem. Śmiało, śmiało! - Ichirou był ożywiony bardziej niż do tej pory, a to wszystko dlatego, że chciał przerzucić uwagę ze swojej osoby na biednego kocurka, który przecież niczemu nie zawinił. Echh, władca piasku chyba nie był najlepszym powiernikiem paktu.
Kuro powoli, nieco niechętnie ruszył w kierunku swojego pana. Nie podobało mu się to, ale z drugiej strony, kto obecnie czuł się komfortowo? Tak czy inaczej, w ciągu chwili doczłapał się do Asahiego i położył się tuż obok.
- No, Kuro, to jest panienka Kaori - rzekł ze sztucznym uśmiechem, chwytając obiema dłońmi za grzbiet kota, by go podnieść z podłogi. - Podejdź do pani, niech cię pogłaska - dodał, stawiając kota na łapach. Ten natomiast lekko zjeżył sierść i zakręcił ogonem.
- Miau...? - wydał z siebie krótki dźwięk, odwracając łebek w stronę mężczyzny. Spojrzał na niego z wybałuszonymi oczyma, a jego wzrok mówił mniej więcej: "Co ty odpierdalasz człowieku?!".
Oburzony Ichirou wykonał rękoma gest przepędzenia, oznaczający dokładnie tyle, co krótkie sio.
- No ić, ić do miłej pani! - odrzekł lekko poirytowany nieposłuszeństwem kocura i pchnął go lekko w stronę panienki.
Ciało wprowadzone w ruch pozostało w ruchu, ale mocno niechętnym. Kuro powoli podpełzł do królewny i zakręcił czarnym jak noc ogonkiem. Nie znał sytuacji. Wiedział jedynie tyle, że dziewczyna reprezentuje stronę nieprzyjaciół jego pana, a to wprowadzało go małą w niepewność. Owszem, był kotem i raczej nie było powodu, by wyrządzać mu krzywdę, ale i tak niełatwo było się przełamać.
Ichirou tylko wyszczerzył ząbki w szerokim, wymuszonym uśmiechu. Przecież wszystko szło dobrze, a sytuacja była zupełnie normalna, prawda?
Prawda?
Tiaaa, psychopata. Jedyny finisz, na jaki miał obecnie ochotę, to zakneblowanie tych niewyparzonych, drobnych ust. Nie wiedział do końca jak zareagować - odpowiedzieć ripostą, wylać na dziewczynę wrzątek? Ostatecznie ograniczył się do cichego westchnięcia i przewrócenia bursztynowymi oczami. Puścił to mimo uszu.
- Jedenaście - odparł dość oschle, przez co jego wypowiedź brzmiała mało przekonująco. Normalnie miałby w sobie więcej entuzjazmu. Ba, zapewne podobałaby mu się kręcąca przed nim panienkę odzianą w jego kimono. Tyle że to nie była normalna sytuacja. Cały czas siedziała mu z tyłu głowy świadomość, że ma do czynienia z kościaną.
No i znaleźli się w salonie. Tutaj Sabaku czuł się minimalnie lepiej, jako że pomieszczenie te zostało odpowiednio przygotowane.
- Posądzałaś mnie o tak kiepski gust? - odrzekł, sięgając po czajniczek z naparem, by rozlać go do dwóch ceramicznych naczyń. Nie zrobił to po to, bo zachciało mu się herbatki, tylko chciał zyskać odrobinę czasu na przeanalizowanie faktów. Komentarz dziewczyny zdradził, że kojarzyła go z piaskowych filarów. Z wydarzenia po którym dość prędko nastąpiła katastrofa, która to mocno wpłynęła na życie młodzieńca. Nie były to najlepsze wspomnienia, ale nie zamierzał ich teraz roztrząsać. Miał ważniejszą rzecz, na której musiał się obecnie skupić.
- Wystarczy mi duże lustro. Pozowałem już przed wieloma znanymi malarzami, ale za każdym razem nie byłem zadowolony z efektów. Natura maluje najpiękniejsze obrazy, nieprawdaż? - odparł, przysuwając w jej stronę gotową już herbatkę. Posłał również do niej lekki uśmiech, chociaż ten należał do tych wymuszonych, a nie szczerych.
- Nie dałaś mi nawet szansy. Uciekłaś, zanim zdążyłem zapytać - oznajmił tak, jakby przy ich pierwszym spotkaniu naprawdę istniała szansa na parzenie herbatki. Ichirou jednak dobrze wiedział, że takowej nie było. Nie przy tym, co wówczas Kaori prezentowała swoją osobą. No chyba, że wiedziałby, z kim na do czynienia, ale to poznałby dopiero przy samej herbatce. No więc właśnie, koło się zamykało.
Starał się. Traktował ją zupełnie tak, jakby to było normalne spotkanie, jakby ona była normalnym gościem. Z drugiej strony był lekko spięty. Wciąż udział mu się wcześniejszy stan, który niektórzy mogliby określić paranoją. Dla niego był to po prostu instynkt przetrwania. Nie chciał uśpić swojej czujności i pozwolić dziewczynie na wykonanie niepożądanego ruchu. Od ładnych paru lat, kiedy na jego ustach pojawiało się słowo "Kaguya", jego umysł dopisywał do tego synonim "wróg". Kościani zawsze budzili w nim skrajnie negatywne emocje. To na nich najpierw chciał się odegrać, to z nimi walczył, by na koniec ścigać ich niedobitków. Kilka chwil to za mało, by zmienić tak mocno ukierunkowany sposób myślenia. I nie mogła zmienić tego ładna buzia. Względnie normalne zachowanie i żarciki też nie.
Dostrzegł w pewnym momencie kompana, który wystawiał swój czarny łebek z korytarza i z zainteresowaniem przyglądał się sytuacji. Kuro natychmiast się schował, kiedy tylko wyczuł na sobie wzrok powiernika paktu, ale było już za późno. Wiedział, co się święci.
- Oo, a któż to nas odwiedził? Mój pocieszny koleżka! No chodź, przywitasz się z moim gościem. Śmiało, śmiało! - Ichirou był ożywiony bardziej niż do tej pory, a to wszystko dlatego, że chciał przerzucić uwagę ze swojej osoby na biednego kocurka, który przecież niczemu nie zawinił. Echh, władca piasku chyba nie był najlepszym powiernikiem paktu.
Kuro powoli, nieco niechętnie ruszył w kierunku swojego pana. Nie podobało mu się to, ale z drugiej strony, kto obecnie czuł się komfortowo? Tak czy inaczej, w ciągu chwili doczłapał się do Asahiego i położył się tuż obok.
- No, Kuro, to jest panienka Kaori - rzekł ze sztucznym uśmiechem, chwytając obiema dłońmi za grzbiet kota, by go podnieść z podłogi. - Podejdź do pani, niech cię pogłaska - dodał, stawiając kota na łapach. Ten natomiast lekko zjeżył sierść i zakręcił ogonem.
- Miau...? - wydał z siebie krótki dźwięk, odwracając łebek w stronę mężczyzny. Spojrzał na niego z wybałuszonymi oczyma, a jego wzrok mówił mniej więcej: "Co ty odpierdalasz człowieku?!".
Oburzony Ichirou wykonał rękoma gest przepędzenia, oznaczający dokładnie tyle, co krótkie sio.
- No ić, ić do miłej pani! - odrzekł lekko poirytowany nieposłuszeństwem kocura i pchnął go lekko w stronę panienki.
Ciało wprowadzone w ruch pozostało w ruchu, ale mocno niechętnym. Kuro powoli podpełzł do królewny i zakręcił czarnym jak noc ogonkiem. Nie znał sytuacji. Wiedział jedynie tyle, że dziewczyna reprezentuje stronę nieprzyjaciół jego pana, a to wprowadzało go małą w niepewność. Owszem, był kotem i raczej nie było powodu, by wyrządzać mu krzywdę, ale i tak niełatwo było się przełamać.
Ichirou tylko wyszczerzył ząbki w szerokim, wymuszonym uśmiechu. Przecież wszystko szło dobrze, a sytuacja była zupełnie normalna, prawda?
Prawda?
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
Wepchnął na siłę kota w ramiona dziewczyny, byleby tylko przerzucić jej uwagę na biedne stworzenie o kruczoczarnej sierśći. Dość szybko jednak tego pożałował. Czyżby poczuł się zazdrosny? Może odrobinę. Kuro bowiem spotkał się z niesamowitą atencją i entuzjazmem ze strony młodej panienki. Kiedy ta mówiła o pięknym dżentelmenie i jego wspaniałym futerki, Ichirou nieświadomie przegładził się po włosach.
Grrr, nie po to go przyzywał, by zbierał wszystkie komplementy! Asahi nie był przyzwyczajony do bycia ignorowanym lub traktowanym zupełnie jak powietrze. Przecież pochlebstwa zawsze były kierowane w jego stronę! A tu całą śmietankę spijał jego kompan.
Kuro, z początku bardzo niepewny i lekko wystraszony, dość szybko nabrał pewności. Kilka miłych słów dodały mu śmiałości, by zbliżyć się do pani i finalnie pozwolić się pogłaskać. A potem? Potem było już tylko milej. Na przyjemny dotyk dziewczyny zareagował niskim pomrukiem zadowolenia, który rozniósł się po całym salonie. Cóż, chyba był trochę niewypieszczony. Sabaku nie za często go głaskał, bo traktował go bardziej jak kumpla niż pupila. A kumple się raczej nie głaskali, nie?
Jedyny plus, jaki mężczyzna dostrzegł w obecnej sytuacji, to doza spokoju i możliwość na przemyślenie aktualnych spraw. Z lekkim grymasem na twarzy sięgnął po herbatkę i upił z niej łyk, nie ściągając nawet na moment spojrzenia z królewny, która była w całości zaabsorbowana pieszczeniem kota.
To wszystko było tak bardzo niedorzeczne. Kaori zachowywała się bardzo dziwnie już od samego wejścia do jego mieszkania. Czy to było w ogóle możliwe, że taka wielka buntowniczka nagle podkuliła ogon i zaakceptowała areszt domowy?Nagle zmieniła zdanie i nie chciała popsuć planowanego ślubu? Przecież Asahi nawet nie zdążył podjąć tego tematu i nie spróbował wybić ze łba głupich pomysłów.
Co jeżeli to była gra? By uśpić czujność, albo... ugrać na czasie!
W pewnym momencie Ichirou jakby ocknął się ze swych rozważań. Nagle wyprostował plecy, a jego źrenice się rozszerzyły. Musiał koniecznie coś sprawdzić. Natychmiast.
- Wybacz, że pytam, ale czy ty czasem nie jesteś klonem? - wycedził nieco żywiej niż mówił dotychczas. Jak miał się co do tego przekonać bez wyprowadzenia nagłego ataku? Był przewrażliwiony, ale nie niespełna rozumu. Stąd też głośna deklaracja jego wątpliwości i krótkie, ale wymowne zerknięcie na kocura. Nie mógł wierzyć zapewnieniom dziewczyny, ale mógł liczyć na kompana.
Kuro zrozumiał sugestię, ale przez sekundę miał pewne wątpliwości. Musiał bowiem zdecydować, co dla niego jest bardziej warte - przyjaźń z - jak już wcześniej ustaliliśmy - nie najlepszym powiernikiem paktu, czy chwilowy raj w postaci miłego dotyku panienki. Jeżeli wątpliwości Sentokiego były prawdziwe, to dokonanie testu rozproszyłoby źródło pieszczot. No ale, jak to się mówi, bros before hoes.
Kuro, jakby nigdy nic, przeciągnął się i wyprostował łapki na nodze, ewentualnie na ręce Kaori. A jak to bywa w kocim zwyczaju, przy tego typu czynności często spod mięciutkich poduszek wydostawały się pazurki. I te pazurki miały własnie wbić się w ciało młodej damy. Nie jakoś specjalnie mocno, a jedynie tyle, by rozproszyć hipotetycznego klona. Jeżeli królewna była prawdziwa, to i tak nie powinna doznać jakiejś szczególnej krzywdy. Poza tym z pewnością wybaczyłaby najpiękniejszemu dżentelmenowi na ziemi.
Choć mieli zupełnie różne pobudki, to zarówno Ichirou jak i Kuro mieli nadzieję, że zaistniałe wątpliwości okażą się jedynie wątpliwościami.
Grrr, nie po to go przyzywał, by zbierał wszystkie komplementy! Asahi nie był przyzwyczajony do bycia ignorowanym lub traktowanym zupełnie jak powietrze. Przecież pochlebstwa zawsze były kierowane w jego stronę! A tu całą śmietankę spijał jego kompan.
Kuro, z początku bardzo niepewny i lekko wystraszony, dość szybko nabrał pewności. Kilka miłych słów dodały mu śmiałości, by zbliżyć się do pani i finalnie pozwolić się pogłaskać. A potem? Potem było już tylko milej. Na przyjemny dotyk dziewczyny zareagował niskim pomrukiem zadowolenia, który rozniósł się po całym salonie. Cóż, chyba był trochę niewypieszczony. Sabaku nie za często go głaskał, bo traktował go bardziej jak kumpla niż pupila. A kumple się raczej nie głaskali, nie?
Jedyny plus, jaki mężczyzna dostrzegł w obecnej sytuacji, to doza spokoju i możliwość na przemyślenie aktualnych spraw. Z lekkim grymasem na twarzy sięgnął po herbatkę i upił z niej łyk, nie ściągając nawet na moment spojrzenia z królewny, która była w całości zaabsorbowana pieszczeniem kota.
To wszystko było tak bardzo niedorzeczne. Kaori zachowywała się bardzo dziwnie już od samego wejścia do jego mieszkania. Czy to było w ogóle możliwe, że taka wielka buntowniczka nagle podkuliła ogon i zaakceptowała areszt domowy?Nagle zmieniła zdanie i nie chciała popsuć planowanego ślubu? Przecież Asahi nawet nie zdążył podjąć tego tematu i nie spróbował wybić ze łba głupich pomysłów.
Co jeżeli to była gra? By uśpić czujność, albo... ugrać na czasie!
W pewnym momencie Ichirou jakby ocknął się ze swych rozważań. Nagle wyprostował plecy, a jego źrenice się rozszerzyły. Musiał koniecznie coś sprawdzić. Natychmiast.
- Wybacz, że pytam, ale czy ty czasem nie jesteś klonem? - wycedził nieco żywiej niż mówił dotychczas. Jak miał się co do tego przekonać bez wyprowadzenia nagłego ataku? Był przewrażliwiony, ale nie niespełna rozumu. Stąd też głośna deklaracja jego wątpliwości i krótkie, ale wymowne zerknięcie na kocura. Nie mógł wierzyć zapewnieniom dziewczyny, ale mógł liczyć na kompana.
Kuro zrozumiał sugestię, ale przez sekundę miał pewne wątpliwości. Musiał bowiem zdecydować, co dla niego jest bardziej warte - przyjaźń z - jak już wcześniej ustaliliśmy - nie najlepszym powiernikiem paktu, czy chwilowy raj w postaci miłego dotyku panienki. Jeżeli wątpliwości Sentokiego były prawdziwe, to dokonanie testu rozproszyłoby źródło pieszczot. No ale, jak to się mówi, bros before hoes.
Kuro, jakby nigdy nic, przeciągnął się i wyprostował łapki na nodze, ewentualnie na ręce Kaori. A jak to bywa w kocim zwyczaju, przy tego typu czynności często spod mięciutkich poduszek wydostawały się pazurki. I te pazurki miały własnie wbić się w ciało młodej damy. Nie jakoś specjalnie mocno, a jedynie tyle, by rozproszyć hipotetycznego klona. Jeżeli królewna była prawdziwa, to i tak nie powinna doznać jakiejś szczególnej krzywdy. Poza tym z pewnością wybaczyłaby najpiękniejszemu dżentelmenowi na ziemi.
Choć mieli zupełnie różne pobudki, to zarówno Ichirou jak i Kuro mieli nadzieję, że zaistniałe wątpliwości okażą się jedynie wątpliwościami.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
Musiał to sprawdzić, musiał się upewnić, bo inaczej by ześwirował od wątpliwości. Nie mógł znieść tej myśli, że istniała szansa na przebywanie jedynie z klonem, kiedy prawdziwa Kaori hasa gdzieś po uliczkach osady. Ta myśl zaczynała powoli rozsadzać od środka i bardzo możliwe, że wkrótce mógł nastąpić wybuch.
Kacur, niechętnie bo niechętnie, ale pomógł swojego kompanowi. Wbił pazurki w panią, a ta nie rozpłynęła się w powietrzu. Obyło się zatem bez wulgaryzmów wykrzyczanych na pełny regulator, bez roztrzaskania całej zastawy i rozszarpania ze złości noszonego kimona. Asahi miał szczęście, chociaż Kaori na swój sposób też, bowiem różnie mogło się potoczyć jej ewentualne spotkanie z rozwścieczonym do czerwoności władcą piasku.
Kuro zrobił krótkie miau, oznaczające po kociemu przeprosiny. Schował pazurki i pozwolił dziewczynie przenieść się na znacznie wygodniejsze i przyjemniejsze miejsce. Na dobre rozłożył się na jej biuście i nie zapowiadało się na to, by ruszał się z miejsca. Nie ukrywał swojego zadowolenia. Z przymrużonymi oczkami wynagradzał głaskanie cichym, jednostajnym mruczeniem. Oj tak, było mu dobrze!
Ichirou przyglądał się temu wszystkiemu, gimnastykując mięśnie swojej twarzy przez przybieranie najróżniejszych grymasów.
- Herbatka... ci... wystygnie... - wypowiedział jedynie z krótkimi przerwami, wlepiając swe spojrzenie na zupełnie zaabsorbowaną Kaori. Widząc, że jakiekolwiek próby nawiązania kontaktu na nic się nie zdadzą, westchnął poirytowany i spojrzał w górę, zadając niebiosom pytanie "boże, czy ty to widzisz?". Niestety nie mógł otrzymać odpowiedzi. W komunikacji przeszkadzał im sufit.
Znowu sięgnął po ceramiczne naczynie i upił z niego łyk naparu, ponieważ tylko to mu obecnie pozostało. Czuł się trochę jak piąte koło u wozu. Prawdopodobnie mógł sobie nawet teraz wyjść, a i tak nikt nie zauważyłby jego absencji. Ba, pewnie nawet gdyby zostawił drzwi otwarte, panienka pozostałaby na swoim miejscu. A może właśnie nie? Kurna, to wciąż była Kaguya. Asahi nie mógł być niczego pewien.
Póki co niech będzie tak, jak jest. Chwilowo nie miał lepszych pomysłów. Jej zabawa z Kuro była mu na rękę, choć w pewien sposób jednocześnie drażniła. Fakt, w przypływie mocniejszej fali irytacji mógł zawsze zagrać im na nosie i odwołać kocura do jego krainy, no ale wtedy pozostałby sam na sam z królewną. Nie był pewien, czy tego chce.
W umowę wchodziło przetrzymanie dziewczyny u siebie. Owszem, mógł z nią tutaj jeszcze posiedzieć, tylko ile? Najwyżej za jakiś czas spróbuje skontaktować się z Sachiko. Na ten moment pozostał tak, jak siedział. Sączył herbatkę, zerkał kątem oka na uradowaną dwójkę i właściwie to tyle. Czas w takiej nudzie upływał ślamazarnie. Masakra.
Kacur, niechętnie bo niechętnie, ale pomógł swojego kompanowi. Wbił pazurki w panią, a ta nie rozpłynęła się w powietrzu. Obyło się zatem bez wulgaryzmów wykrzyczanych na pełny regulator, bez roztrzaskania całej zastawy i rozszarpania ze złości noszonego kimona. Asahi miał szczęście, chociaż Kaori na swój sposób też, bowiem różnie mogło się potoczyć jej ewentualne spotkanie z rozwścieczonym do czerwoności władcą piasku.
Kuro zrobił krótkie miau, oznaczające po kociemu przeprosiny. Schował pazurki i pozwolił dziewczynie przenieść się na znacznie wygodniejsze i przyjemniejsze miejsce. Na dobre rozłożył się na jej biuście i nie zapowiadało się na to, by ruszał się z miejsca. Nie ukrywał swojego zadowolenia. Z przymrużonymi oczkami wynagradzał głaskanie cichym, jednostajnym mruczeniem. Oj tak, było mu dobrze!
Ichirou przyglądał się temu wszystkiemu, gimnastykując mięśnie swojej twarzy przez przybieranie najróżniejszych grymasów.
- Herbatka... ci... wystygnie... - wypowiedział jedynie z krótkimi przerwami, wlepiając swe spojrzenie na zupełnie zaabsorbowaną Kaori. Widząc, że jakiekolwiek próby nawiązania kontaktu na nic się nie zdadzą, westchnął poirytowany i spojrzał w górę, zadając niebiosom pytanie "boże, czy ty to widzisz?". Niestety nie mógł otrzymać odpowiedzi. W komunikacji przeszkadzał im sufit.
Znowu sięgnął po ceramiczne naczynie i upił z niego łyk naparu, ponieważ tylko to mu obecnie pozostało. Czuł się trochę jak piąte koło u wozu. Prawdopodobnie mógł sobie nawet teraz wyjść, a i tak nikt nie zauważyłby jego absencji. Ba, pewnie nawet gdyby zostawił drzwi otwarte, panienka pozostałaby na swoim miejscu. A może właśnie nie? Kurna, to wciąż była Kaguya. Asahi nie mógł być niczego pewien.
Póki co niech będzie tak, jak jest. Chwilowo nie miał lepszych pomysłów. Jej zabawa z Kuro była mu na rękę, choć w pewien sposób jednocześnie drażniła. Fakt, w przypływie mocniejszej fali irytacji mógł zawsze zagrać im na nosie i odwołać kocura do jego krainy, no ale wtedy pozostałby sam na sam z królewną. Nie był pewien, czy tego chce.
W umowę wchodziło przetrzymanie dziewczyny u siebie. Owszem, mógł z nią tutaj jeszcze posiedzieć, tylko ile? Najwyżej za jakiś czas spróbuje skontaktować się z Sachiko. Na ten moment pozostał tak, jak siedział. Sączył herbatkę, zerkał kątem oka na uradowaną dwójkę i właściwie to tyle. Czas w takiej nudzie upływał ślamazarnie. Masakra.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
Odpowiedź była prosta - nie mógł pozwolić sobie na rozluźnienie. Jeden niecały dzień nie był w stanie zmazać długich lat pełnych konfliktów. Nawet jeśli Kaori obecnie wydawała się bardzo sympatycznym gościem, nie mogła liczyć na szczere zaufanie Asahiego. Jeżeli tej tak nagle się odmieniło, to znaczy, że miała nierówno pod kopułą, a to też nie był zbyt dobry prognostyk.
Tak czy inaczej, pozwolił jej zająć się sobą, a właściwie to czarnym kocurem. Wciąż jednak starał się mieć ją na oku i nie zostawiał jej samej na dłużej niż kilka chwil. Dziewczynie na szczęście nie było spieszno do uciekania. Może jednak czekała na idealny moment do czmychnięcia? No właśnie, ten ciężki sen mógł okazać się jedynie grą na uśpienie czujności. Mając taką myśl cały czas gdzieś w głowie, Sentoki nie pozwolił sobie na pełen relaks, kiedy zapadł już zmrok. Czuwał, a przynajmniej starał się to robić, bo wiadomo, że człowiek trochę przysypiał. Drzemki te jednak te były dość płytkie, a utrzymując siedzącą pozę Ichirou co jakiś czas się wybudzał, by upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu.
Noc minęła spokojnie, aż za spokojnie. Nieznudzona kotem panienka wróciła do praktycznie tych samych czynności z dnia poprzedniego. Sabaku myślał o podjęciu tematu politycznych zaślubin, ale nie wiedział, jak dobrze ugryźć temat. Skoro obecnie wszystko dobrze grało, to po co było zaburzać sielankową atmosferę? Jego zadaniem nie było wybicie dziewczynie głupich pomysłów ze łba i przekonanie do swoich racji, tylko przetrzymanie w możliwie ludzkich warunkach.
Wreszcie zaczął odpowiadać na złośliwości nieco zaczepnymi komentarzami, tak jakby dopiero teraz przywrócono mu mowę. Chyba poczuł się nieco swobodniej, no ale też bez przesady.
Z marazmu i rutyny wybiło go donośne pukanie. Ichirou miał nadzieję, że jest to ktoś od Sachiko, by odebrać królewnę i przynajmniej w tej kwestii się nie mylił. Ujrzał w progu Hikariego, któremu skinął głową na powitanie.
- Smutny pan z tęgą miną - odpowiedział wymijająco, nie chcąc jednoznacznie zdradzać tożsamości przybysza, a z drugiej strony unikając kłamstwa, bo te mogłoby zaowocować buntem ze strony Kaori. Wolał unikać głaskania jej pod włos.
Gestem dłoni zaprosił strażnika do środka, a konkretnie do salonu.
- Jeśli ją spłoszysz, to sam będziesz ją gonił - szepnął osobnikowi, a zaraz po tym ruszył do dziennego pomieszczenia, w którym miała znajdować się kościana dama.
Natychmiast przypomniał sobie wszystkie lokalizacje, w których wcześniej schował piasek. Do tej pory było miło, ale przybycie człowieka Sachiko mogło znacząco zmienić sytuację. Asahi nie zamierzał dać się zaskoczyć.
Tak czy inaczej, pozwolił jej zająć się sobą, a właściwie to czarnym kocurem. Wciąż jednak starał się mieć ją na oku i nie zostawiał jej samej na dłużej niż kilka chwil. Dziewczynie na szczęście nie było spieszno do uciekania. Może jednak czekała na idealny moment do czmychnięcia? No właśnie, ten ciężki sen mógł okazać się jedynie grą na uśpienie czujności. Mając taką myśl cały czas gdzieś w głowie, Sentoki nie pozwolił sobie na pełen relaks, kiedy zapadł już zmrok. Czuwał, a przynajmniej starał się to robić, bo wiadomo, że człowiek trochę przysypiał. Drzemki te jednak te były dość płytkie, a utrzymując siedzącą pozę Ichirou co jakiś czas się wybudzał, by upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu.
Noc minęła spokojnie, aż za spokojnie. Nieznudzona kotem panienka wróciła do praktycznie tych samych czynności z dnia poprzedniego. Sabaku myślał o podjęciu tematu politycznych zaślubin, ale nie wiedział, jak dobrze ugryźć temat. Skoro obecnie wszystko dobrze grało, to po co było zaburzać sielankową atmosferę? Jego zadaniem nie było wybicie dziewczynie głupich pomysłów ze łba i przekonanie do swoich racji, tylko przetrzymanie w możliwie ludzkich warunkach.
Wreszcie zaczął odpowiadać na złośliwości nieco zaczepnymi komentarzami, tak jakby dopiero teraz przywrócono mu mowę. Chyba poczuł się nieco swobodniej, no ale też bez przesady.
Z marazmu i rutyny wybiło go donośne pukanie. Ichirou miał nadzieję, że jest to ktoś od Sachiko, by odebrać królewnę i przynajmniej w tej kwestii się nie mylił. Ujrzał w progu Hikariego, któremu skinął głową na powitanie.
- Smutny pan z tęgą miną - odpowiedział wymijająco, nie chcąc jednoznacznie zdradzać tożsamości przybysza, a z drugiej strony unikając kłamstwa, bo te mogłoby zaowocować buntem ze strony Kaori. Wolał unikać głaskania jej pod włos.
Gestem dłoni zaprosił strażnika do środka, a konkretnie do salonu.
- Jeśli ją spłoszysz, to sam będziesz ją gonił - szepnął osobnikowi, a zaraz po tym ruszył do dziennego pomieszczenia, w którym miała znajdować się kościana dama.
Natychmiast przypomniał sobie wszystkie lokalizacje, w których wcześniej schował piasek. Do tej pory było miło, ale przybycie człowieka Sachiko mogło znacząco zmienić sytuację. Asahi nie zamierzał dać się zaskoczyć.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
I to by było na tyle z sielanki. Sabaku przeczuwał, że wizyta Hikariego nie pójdzie gładko, ale wciąż dużą niewiadomą było, jak wielkie okażą się najbliższe wyboje. Stojąc w salonie i przyglądając się rozwojowi sytuacji z należytą czujnością, zaczął dziękować sobie w duchu, że jednak pochował ten piach po pokoju. Lada moment mógł się przydać.
Wieść o przyspieszeniu ślubu wzburzyła królewnę, co było do przewidzenia. Jeżeli wciąż miała zamiar powstrzymać ceremonię, to pozostały czas na działanie wyraźnie się jej skurczył. W takim przypadku na dalsze drzemki i zabawy z kotkiem nie było czasu. Ta Kaori, którą władca piasku poznał jako pierwszą, mogła znowu wyjście na światło dzienne i pokazać kości.
Kuro, widząc co się święci, zwinnie usunął się na bok, chcąc uniknąć prawdopodobnych skutków napięcia, które naelektryzowało powietrze w salonie.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz tego ślubu? Twój ojciec ma prawo decydować o swoim życiu - wtrącił się spokojnym tonem, dopiero teraz poruszając dotychczas unikany temat. Ichirou nie był pewien, czy dziewczyna będzie teraz skora do pogawędki i wyjaśnień, czy jednak postawi na bardziej śmiałe działanie. I na tą gorszą ewentualność był mentalnie przygotowany. Jeżeli w ruch pójdą błyskawice lub kości, natychmiast powoła do ruchu okoliczny piach do ochrony siebie oraz Hikariego.
Mimo wszystko miał nadzieję, że królowa chłodu doceni jego dotychczasową gościnność i nie zrobi rozróby w środku jego nowej rezydencji. Rezydencji, w której mieszkał dopiero trzeci dzień!
Wieść o przyspieszeniu ślubu wzburzyła królewnę, co było do przewidzenia. Jeżeli wciąż miała zamiar powstrzymać ceremonię, to pozostały czas na działanie wyraźnie się jej skurczył. W takim przypadku na dalsze drzemki i zabawy z kotkiem nie było czasu. Ta Kaori, którą władca piasku poznał jako pierwszą, mogła znowu wyjście na światło dzienne i pokazać kości.
Kuro, widząc co się święci, zwinnie usunął się na bok, chcąc uniknąć prawdopodobnych skutków napięcia, które naelektryzowało powietrze w salonie.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz tego ślubu? Twój ojciec ma prawo decydować o swoim życiu - wtrącił się spokojnym tonem, dopiero teraz poruszając dotychczas unikany temat. Ichirou nie był pewien, czy dziewczyna będzie teraz skora do pogawędki i wyjaśnień, czy jednak postawi na bardziej śmiałe działanie. I na tą gorszą ewentualność był mentalnie przygotowany. Jeżeli w ruch pójdą błyskawice lub kości, natychmiast powoła do ruchu okoliczny piach do ochrony siebie oraz Hikariego.
Mimo wszystko miał nadzieję, że królowa chłodu doceni jego dotychczasową gościnność i nie zrobi rozróby w środku jego nowej rezydencji. Rezydencji, w której mieszkał dopiero trzeci dzień!
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
Zrobiło się gorąco wcale nie z powodu wolno wdzierającego się żaru z zewnątrz do środka. Asahi z względnym spokojem obserwował przede wszystkim dziewczynę, by zareagować w przypadku ewentualnego wyskoku. Póki co wyskakiwały jedynie słowa z jej ust, w dużej ilości i w gwałtowny sposób. Słowa te układały się w dość mocne zarzuty wymierzony w panią Sachiko i jej podwładnych. Miały one jakiś sens. Znaczy się, brzmiały dość prawdopodobnie, ponieważ były w stanie wytłumaczyć sam fakt ucieczki dziewczyny jak i jej ówczesny stan. Tyle że to były tylko słowa, bez jakichkolwiek potwierdzeń, wypowiedziane przez osobę nie budzącą zaufania i to na dodatek w sytuacji, w której ta zmuszona była kombinować.
Słowo przeciw słowu. To jasne, że głupotą byłoby obrona kościanej królewny, nawet jeżeli działania Sachiko w istocie do szlachetnych nie należały. Asahi nie był od bronienia uciśnionych. Miał swoje zadanie, swój klan, swoja prowincję. Mimo wszystko wypowiedź Kaori wzbudziła u niego pewne wątpliwości. Pojawiły się pytania, na które chciał odpowiedzi. Nie zamierzał być psem ślepo wykonującym czyjeś rozkazy.
Atmosfera była jednak zbyt napięta, by ot tak, kilkoma łagodnymi słowami dostać swoje. Brązowowłosy dotąd wysłuchiwał wszystkiego z opanowaniem, ale powoli tracił cierpliwość.
Zacisnął pięści, a w jego ciele zakotłowała wzburzona chakra. Pozostali z pewnością odczuli ten potężny przepływ. Ba, mogli zostać nawet nim przytłoczeni. Nie był to wyłącznie efekt zdenerwowania, lecz mały pokaz tego, z kim tak naprawdę mieli do czynienia. Ze sporym respektem do gospodarza powinni być bardziej skorzy do współpracy.
- SPOKÓJ! - krzyknął donośnie głosem, który nie akceptował choćby najmniejszego sprzeciwu. Srogim spojrzeniem obdarował wpierw strażnika, by potem zatrzymać bursztynowe oczy na Kaori.
- Jesteście w moim domu, to ja tu rządzę i będzie tak, jak ja powiem - powiedział wciąż dosadnie, ale już bez przesadnego unoszenia głosu. Przesunął wzrok nieco w bok, na siedzisko dotychczas zajmowane przez królewnę i kiwnięciem głowy zasugerował jej, by ta z powrotem usiadła. Podobnie zresztą zalecił Hikariemu, któremu wskazał palcem fotel znajdujący się nieopodal.
Sam zaś pozostał w tym samym miejscu, pośrodku dwójki przesłuchiwanych, bo chyba taką teraz mieli przybrać rolę. Splótł ręce na klatce piersiowej i przeniósł uwagę na strażnika. To jego zamierzał teraz przepytać.
- Skąd ten pośpiech? Panienka mogła przecież zostać ze mną na kolejne dwa dni. - Oczywiście nie znaczyło to, że tego tak bardzo chciał. - Jako gość nie stwarzała problemów i nie uczyniła niczego, co można byłoby uznać za powód do przyspieszenie ceremonii. - Trochę się czuł, jakby stawał w obronie tej małej mendy (tak, nie zapomniał o błyskawicach!), ale bardziej mu chodziło o samo poznanie faktów dotyczących tej sprawy.
- Chodzi o ślub, czy jednak nie? Bo swoim działaniem sami ją zachęcacie sprawiania kłopotów. - Pytanie nie wynikało z troski o dobro dziewczyny, bo jakoś specjalnie jej nie współczuł. Po prostu zaczynał odnosić wrażenie, że Sachiko bardziej zależy na samej młodej niż jej ojcu. Nie mogli się ohajtać bez robienia niewolnika z kościanej siksy?
No tak, zachowywał się teraz jak jakiś prawdziwy pan agitator, sędzia sprawiedliwy, rozjemca skłóconych. Mógł przecież oddać dziewuchę i nara, ale najwyraźniej miał tendencję do utrudniania sobie życia. Chyba nie chciał zamykać tej sprawy mając tyle niewiadomych. A że niestety piaskiem nie dało się rozwiązać wszystkich problemów, to musiał się nagimnastykować w inny sposób.
Słowo przeciw słowu. To jasne, że głupotą byłoby obrona kościanej królewny, nawet jeżeli działania Sachiko w istocie do szlachetnych nie należały. Asahi nie był od bronienia uciśnionych. Miał swoje zadanie, swój klan, swoja prowincję. Mimo wszystko wypowiedź Kaori wzbudziła u niego pewne wątpliwości. Pojawiły się pytania, na które chciał odpowiedzi. Nie zamierzał być psem ślepo wykonującym czyjeś rozkazy.
Atmosfera była jednak zbyt napięta, by ot tak, kilkoma łagodnymi słowami dostać swoje. Brązowowłosy dotąd wysłuchiwał wszystkiego z opanowaniem, ale powoli tracił cierpliwość.
Zacisnął pięści, a w jego ciele zakotłowała wzburzona chakra. Pozostali z pewnością odczuli ten potężny przepływ. Ba, mogli zostać nawet nim przytłoczeni. Nie był to wyłącznie efekt zdenerwowania, lecz mały pokaz tego, z kim tak naprawdę mieli do czynienia. Ze sporym respektem do gospodarza powinni być bardziej skorzy do współpracy.
- SPOKÓJ! - krzyknął donośnie głosem, który nie akceptował choćby najmniejszego sprzeciwu. Srogim spojrzeniem obdarował wpierw strażnika, by potem zatrzymać bursztynowe oczy na Kaori.
- Jesteście w moim domu, to ja tu rządzę i będzie tak, jak ja powiem - powiedział wciąż dosadnie, ale już bez przesadnego unoszenia głosu. Przesunął wzrok nieco w bok, na siedzisko dotychczas zajmowane przez królewnę i kiwnięciem głowy zasugerował jej, by ta z powrotem usiadła. Podobnie zresztą zalecił Hikariemu, któremu wskazał palcem fotel znajdujący się nieopodal.
Sam zaś pozostał w tym samym miejscu, pośrodku dwójki przesłuchiwanych, bo chyba taką teraz mieli przybrać rolę. Splótł ręce na klatce piersiowej i przeniósł uwagę na strażnika. To jego zamierzał teraz przepytać.
- Skąd ten pośpiech? Panienka mogła przecież zostać ze mną na kolejne dwa dni. - Oczywiście nie znaczyło to, że tego tak bardzo chciał. - Jako gość nie stwarzała problemów i nie uczyniła niczego, co można byłoby uznać za powód do przyspieszenie ceremonii. - Trochę się czuł, jakby stawał w obronie tej małej mendy (tak, nie zapomniał o błyskawicach!), ale bardziej mu chodziło o samo poznanie faktów dotyczących tej sprawy.
- Chodzi o ślub, czy jednak nie? Bo swoim działaniem sami ją zachęcacie sprawiania kłopotów. - Pytanie nie wynikało z troski o dobro dziewczyny, bo jakoś specjalnie jej nie współczuł. Po prostu zaczynał odnosić wrażenie, że Sachiko bardziej zależy na samej młodej niż jej ojcu. Nie mogli się ohajtać bez robienia niewolnika z kościanej siksy?
No tak, zachowywał się teraz jak jakiś prawdziwy pan agitator, sędzia sprawiedliwy, rozjemca skłóconych. Mógł przecież oddać dziewuchę i nara, ale najwyraźniej miał tendencję do utrudniania sobie życia. Chyba nie chciał zamykać tej sprawy mając tyle niewiadomych. A że niestety piaskiem nie dało się rozwiązać wszystkich problemów, to musiał się nagimnastykować w inny sposób.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Rezydencja Ichirou
W końcu role zostało jasno nakreślone. Gospodarz stracił cierpliwość i dał pozostałym do zrozumienia, że są jedynie gośćmi. Gośćmi, którzy przy nim nie mogli pozwolić sobie na wiele. Nawet Kaori, choć potrafiła napsuć krwi swoimi umiejętności, była poziom niżej niż władca piasku. Właśnie udowodniła to prezentacja czystej energii brązowowłosego osobnika, który miał już dość bierności.
On był panem pustyni. Oni mogli co najwyżej pobawić się w piaskownicy.
No! I takie napięcie w atmosferze lubił. Te powstałe z jego powodu. Te, od którego pozostali mogli zostać porażeni. Odrobinę zadowolony, ale wciąż ze srogim wyrazem twarzy, przyglądał się teraz strażnikowi w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Biedaczek się trochę przestraszył. Trochę niepotrzebnie mu się oberwało, bo chodziło przede wszystkim o utemperowanie nerwów dziewczyny. Bywa, życie jest niesprawiedliwie. Przynajmniej w takim stanie będzie mniej śmiały w próbach krętactwa i oszukania złotookiego panicza.
Że to przyspieszenie ślubu wyszło z inicjatywy tatusia? No ciekawie, ciekawie. Ta wieść szokowała jeszcze bardziej Kaori.
I co teraz, moja droga damo?
Asahi westchnął cicho. Może dało się dociągnąć sprawę do końca bez rozlewu krwi. Lepiej brudzić wciąż świeżych ścian.
- Och, no to mamy nawet jakiś punkt wspólny. Może w takim razie wybiorę się z Kaori do Pani Sachiko. Tylko co na to panienka? - Przeniósł spojrzenie na dziewczynę i przechylił głowę na bok, w oczekiwaniu na odpowiedź. Przed podjęciem decyzji pytał się o zdanie damy. Dżentelmen, prawda? No właśnie w tym rzecz, że nie do końca. Wybór był tak naprawdę iluzoryczny, bo Asahi nie zamierzał postępować inaczej. Królewna wiele opcji nie miała. Mogła albo współpracować, albo znowu działać na przekór, tyle że to wiązało się z odpowiednią reakcją. A raczej żadna ze stron nie chciała, by Sabaku podejmował odpowiednie reakcje. Po co psuć tę tak doskonale rozwijającą się relację?
Jeżeli w kościanej księżniczce nie obudziła się buntowniczka, mógł poczynić dalsze kroki. Zwrócił się wtedy do Hikariego.
- Poczekasz na nas przy wyjściu? - Kolejne z pytań, które nie przewidywało opcji wyboru.
Poczekał, aż pozostaną sami w salonie. Nie to, żeby nagle zebrała mu się ochota na buzi-buzi, ale w rozmowie w cztery oczy miał większe szanse na wzbudzenie zaufania i jakiekolwiek dogadanie się. Strażnik, choć kulturalny, najwyraźniej nie wzbudzał sympatii dziewczyny.
Zbliżył się w jej stronę i stanął jeden, może dwa kroki przed nią. Nieznacznie się nachylił, po czym obdarował ją nieco spokojniejszym spojrzeniem i łagodniejszym tonem wypowiedzi niż dotychczas.
- Pójdę z tobą, by upewnić się, że wszystko będzie w porządku. Uwierz mi, ta cała sprawa też nie jest mi na rękę, ale czasem trzeba zaakceptować rzeczywistość, a nie bezskutecznie się z nią szamotać. - Czy go popierdzieliło. Może trochę. Jego słowa nie wynikały z dobroci serca i współczucia bidulce, a po prostu z rozsądku. Zadanie miało charakter polityczny, czyż nie? Starał się podejść więc do tematu jak prawdziwy dyplomata, który robił dobrą minę do złej gry. Miał już dość piorunów, kościanych kolców, męczącej gonitwy. Chciał załatwić sprawę polubownie, o ile to było w ogóle możliwe.
- Przy mnie nie powinni cię traktować tak, jak wcześniej - dodał chwilę później, jakby wierzył jej wcześniejszym zarzutom. Starał się w ten sposób pokazać, że są po tej samej stronie. Ojoj, chyba był małym kłamczuszkiem. - Liczę więc na dalszą współpracę. Nie mam najmniejszej ochoty się za tobą znowu uganiać - stwierdził, wzdychając cicho.
Czy pójście na ugodę było właściwym podejściem do kościanej panienki? Miał spore wątpliwości, czy czasem nie jest zbyt miły i łagodny. Przecież to była, do cholery, Kaguya! Jej obecnie nastawienie przecież mogło być dalej grą. Jej kolce mogły cały czas czekać na odpowiednią okazję, a on się tylko niepotrzebnie narażał. Gdyby od początku potraktował ją jak zwykłego więźnia, miałby już dawno problem z głowy. No ale ona do zwykłych więźniów nie należała.
Nie, nie nie! Nie będzie taki miękki! Teraz zagra tak, by wyszło poszło gładko, a potem najwyżej wypchnie dziewuchę prosto w objęcia pani Sachiko! Nie będzie przecież trzymał strony nieprzyjaciela. Po stanowczym nakreśleniu ról mógł wykorzystać swój autorytet i zmusić dziewczynę do zaakceptowania jego decyzji. Ale nie, jemu zachciało się jakichś gierek. Im bardziej w nie brnął, tym trudniej było z nich wyjść.
- Chodźmy - rzucił krótko oschłym tonem. Niedbałym gestem dłoni zalecił dziewczynie powstanie i przespacerowanie się do wyjścia. Tam powinien czekać na nich Hikari, by zaprowadzić ich potem do przyszłej panny młodej.
Ech, chyba złagodniał na starość.
On był panem pustyni. Oni mogli co najwyżej pobawić się w piaskownicy.
No! I takie napięcie w atmosferze lubił. Te powstałe z jego powodu. Te, od którego pozostali mogli zostać porażeni. Odrobinę zadowolony, ale wciąż ze srogim wyrazem twarzy, przyglądał się teraz strażnikowi w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Biedaczek się trochę przestraszył. Trochę niepotrzebnie mu się oberwało, bo chodziło przede wszystkim o utemperowanie nerwów dziewczyny. Bywa, życie jest niesprawiedliwie. Przynajmniej w takim stanie będzie mniej śmiały w próbach krętactwa i oszukania złotookiego panicza.
Że to przyspieszenie ślubu wyszło z inicjatywy tatusia? No ciekawie, ciekawie. Ta wieść szokowała jeszcze bardziej Kaori.
I co teraz, moja droga damo?
Asahi westchnął cicho. Może dało się dociągnąć sprawę do końca bez rozlewu krwi. Lepiej brudzić wciąż świeżych ścian.
- Och, no to mamy nawet jakiś punkt wspólny. Może w takim razie wybiorę się z Kaori do Pani Sachiko. Tylko co na to panienka? - Przeniósł spojrzenie na dziewczynę i przechylił głowę na bok, w oczekiwaniu na odpowiedź. Przed podjęciem decyzji pytał się o zdanie damy. Dżentelmen, prawda? No właśnie w tym rzecz, że nie do końca. Wybór był tak naprawdę iluzoryczny, bo Asahi nie zamierzał postępować inaczej. Królewna wiele opcji nie miała. Mogła albo współpracować, albo znowu działać na przekór, tyle że to wiązało się z odpowiednią reakcją. A raczej żadna ze stron nie chciała, by Sabaku podejmował odpowiednie reakcje. Po co psuć tę tak doskonale rozwijającą się relację?
Jeżeli w kościanej księżniczce nie obudziła się buntowniczka, mógł poczynić dalsze kroki. Zwrócił się wtedy do Hikariego.
- Poczekasz na nas przy wyjściu? - Kolejne z pytań, które nie przewidywało opcji wyboru.
Poczekał, aż pozostaną sami w salonie. Nie to, żeby nagle zebrała mu się ochota na buzi-buzi, ale w rozmowie w cztery oczy miał większe szanse na wzbudzenie zaufania i jakiekolwiek dogadanie się. Strażnik, choć kulturalny, najwyraźniej nie wzbudzał sympatii dziewczyny.
Zbliżył się w jej stronę i stanął jeden, może dwa kroki przed nią. Nieznacznie się nachylił, po czym obdarował ją nieco spokojniejszym spojrzeniem i łagodniejszym tonem wypowiedzi niż dotychczas.
- Pójdę z tobą, by upewnić się, że wszystko będzie w porządku. Uwierz mi, ta cała sprawa też nie jest mi na rękę, ale czasem trzeba zaakceptować rzeczywistość, a nie bezskutecznie się z nią szamotać. - Czy go popierdzieliło. Może trochę. Jego słowa nie wynikały z dobroci serca i współczucia bidulce, a po prostu z rozsądku. Zadanie miało charakter polityczny, czyż nie? Starał się podejść więc do tematu jak prawdziwy dyplomata, który robił dobrą minę do złej gry. Miał już dość piorunów, kościanych kolców, męczącej gonitwy. Chciał załatwić sprawę polubownie, o ile to było w ogóle możliwe.
- Przy mnie nie powinni cię traktować tak, jak wcześniej - dodał chwilę później, jakby wierzył jej wcześniejszym zarzutom. Starał się w ten sposób pokazać, że są po tej samej stronie. Ojoj, chyba był małym kłamczuszkiem. - Liczę więc na dalszą współpracę. Nie mam najmniejszej ochoty się za tobą znowu uganiać - stwierdził, wzdychając cicho.
Czy pójście na ugodę było właściwym podejściem do kościanej panienki? Miał spore wątpliwości, czy czasem nie jest zbyt miły i łagodny. Przecież to była, do cholery, Kaguya! Jej obecnie nastawienie przecież mogło być dalej grą. Jej kolce mogły cały czas czekać na odpowiednią okazję, a on się tylko niepotrzebnie narażał. Gdyby od początku potraktował ją jak zwykłego więźnia, miałby już dawno problem z głowy. No ale ona do zwykłych więźniów nie należała.
Nie, nie nie! Nie będzie taki miękki! Teraz zagra tak, by wyszło poszło gładko, a potem najwyżej wypchnie dziewuchę prosto w objęcia pani Sachiko! Nie będzie przecież trzymał strony nieprzyjaciela. Po stanowczym nakreśleniu ról mógł wykorzystać swój autorytet i zmusić dziewczynę do zaakceptowania jego decyzji. Ale nie, jemu zachciało się jakichś gierek. Im bardziej w nie brnął, tym trudniej było z nich wyjść.
- Chodźmy - rzucił krótko oschłym tonem. Niedbałym gestem dłoni zalecił dziewczynie powstanie i przespacerowanie się do wyjścia. Tam powinien czekać na nich Hikari, by zaprowadzić ich potem do przyszłej panny młodej.
Ech, chyba złagodniał na starość.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość