Bardzo dziwnie było wchodzić do miejsca, jej miejsca. Pierwszy raz, od niepamiętnych czasów miała coś swojego i świadomość, że musiała wyrządzić tyle krzywdy, aby uzyskać dla siebie maleńki skrawek niemalże wywiercał nie tylko w jej głowie, ale i wciąż bijącym serduchu, które pomimo wszystko, wciąż odczuwało. Zamykając drewniane drzwi, momentalnie odcięła się od równoległego świata, który bił gdzieś tam za kamiennymi filarami, które wcześniej mijała. Nie chciała wychodzić, ba, jedynym jej pragnieniem było zwinąć się w pozycję embrionalną i zastanowić nad tym, co tak naprawdę zdarzyło się w ciągu tego tygodnia, a przecież było tego sporo. Począwszy od poznania Sagi, przekazania jej w ręce niedoszłego (?) narzeczonego jasnowłosej siostry, której widok wręcz wytrącił ją z równowagi. JĄ...Z RÓWNOWAGI...rzecz nieprawdopodobna, a jednak prawdziwa. Co lepsze, spotkanie starszego, eleganckiego Pana, który zaprowadził ją do hotelu, w którym również straciła nad sobą panowanie, ucinając głowę mężczyźnie, który był po części winien całej zaistniałej sytuacji, czyli śmierci swojej niedoszłej małżonki siostry. W międzyczasie jeszcze przebywanie w bardzo bliskiej odległości z mężczyzną, którego dwa razy wbite ostrza się nie imały i wciąż żył. Z tych wszystkich wydarzeń chyba to ostatnie zrobiło na niej największe wrażenie. Pomimo tylu jej usilnych prób zgniecenia życia chłopaka, który wręcz chciał dać się zabić, ten wciąż żył!
Drewniane okiennice uderzyły w kamienne ściany od zewnątrz, wybudzając ją z tego transu. Od razu ruszyła w ich stronę, po drodze jeszcze rzucając nową zbroję na łóżko. Zamknąwszy wszystko, wzięła nowy kostium i zwyczajnie się przebrała, nie szczędząc sobie czasu na podziwianiu swojego odbicia, którego nigdzie nie miała. Obie saye przywiązała do pasa, ochraniacze wsadzając pod mizernie nawleczoną poduszkę, zaś swój wcześniejszy mundurek złożyła do małej szafy. Widocznie byli tam przygotowani na dosyć minimalistycznych sługusów, bo chyba tak teraz dziewczyna mogła siebie nazwać, prawda? Jedna z wielu, nic nie znaczących Szczurów, ale skoro był to jedyny sposób, aby odkupić swoje błędy, to dlaczego by nie spróbować, tym bardziej, że sama nie była pewna, czy przybyła na Mur w celu obrony ludzkości przed pogłoskami, czy też chcąc oczyścić samą siebie, choć warunki mówiły, że i jedno i drugie było w pakiecie do spełnienia. Nie czekając na kolejne zachęty, a tym bardziej niepokojące myśli, które nie dałyby jej po prostu egzystować, wyszła z pomieszczenia, idąc w stronę namiotu, o którym mówiła kobieta. Księżyc był już w pełni.
//zt.
Kwatera Szczura
Re: Kwatera Szczura
Już po wszystkim.
Dźwięczało donośnie w uszach dziewczyny, której powieki momentalnie uniosły się, nie dając sobie nawet dwuminutowej szansy na odejście w krainę snu i baśni. Być może tak było lepiej. Nikt nie chciał oglądać obrazów z przeszłości, a szczególnie tych przeraźliwych, które sekunda po sekundzie sprawiały, że duszący kurz po raz kolejny zalegał w płucach, obrzydliwy smród częściowo zaschniętej krwi i pyłu unoszącego się ze wzburzonej pod milionami stóp ziemi, znów wdzierał się w przeróżne skrawki, nie dając nawet chwili do namysłu.
Otwórz oczy, dziewczyno, otwórz oczy!
Paląca potrzeba podrapania się po bliźnie, która została praktycznie jednym, namacalnym dowodem zbrodni, których dopuścili się dzicy, bo przecież ona tylko walczyła w obronie ludzkości...pytanie tylko, czy ich przeciwnicy również nie byli ludźmi? Zagubiona we własnych myślach przewróciła się na drugi bok, nie pozwalając hulającemu wiatru po raz kolejny przenieść ją w wir obrazów sprzed kilkunastu godzin. Nie potrzebowała przypomnienia, jedyne o czym myślała, to rozbudzający krew w żyłach prysznic, który jeszcze kilka godzin temu wzięła, chcąc jakoś przemyć się ze wszystkich wspomnień. Jedynym problemem było to, że wraz ze spływającą wodą, spłynęły tylko i wyłącznie szare pyłki oraz skrzepnięta krew, która zalegała na jej ciele, nic poza tym. Myśli wciąż uparcie dążyły do przypominania sobie przebiegu walki i jakimś dziwnym sposobem, wręcz bestialskim, musiała przed sobą przyznać, że podobało jej się to. Momenty, w których zwyciężała, widząc przerażenie w oczach, czy to zwierząt, czy też ludzi, choć u tych pierwszych mógł być spory problem, bo przecież były to głównie atramentowe bestie. Mimo to, w idyllicznym spojrzeniu Mo, wszystko wręcz drżało z zachwytu, kiedy raz po raz wykorzystywała swoje zabójcze umiejętności, które w istocie nie były tak wielkie. Poczucie władzy nad kogoś ostatnimi chwilami...nie pokazywała tego przez jakiś szaleńczy uśmiech, czy też złowieszcze spojrzenia, była neutralna, starała się być, bo przecież o to chodziło w drodze samuraja, prawda?
Równowagę utrzymać, zło dobrze wykorzystywać.
Tylko jakim prawem miała być osobą, która wybiera o kogoś śmierci, czy też życiu? Przecież każdy powinien odpowiadać za samego siebie, gdzie była ta droga?
Stając się jedną z Shinsengumi miała nadzieję na odnalezienie przynajmniej części odpowiedzi na swoje pytania, choć piedestałem w tym wszystkim miał być ktoś nad nią, kto zajmowałby się odnajdywaniem zadań dla dosyć zagubionej w rzeczywistości nastolatki. Jednakże skoro tak miały potoczyć się jej losy, to czy przpadkiem nie powinna teraz dziękować za możliwość walki jaką przeżyła tak niedawno? Obrona muru należała przecież do jej powinności! Tylko w takim razie skąd te wszystkie dylematy, które szarpały za jej płomienne sumienie? Czyżby coś robiła nie tak?
Dźwięczało donośnie w uszach dziewczyny, której powieki momentalnie uniosły się, nie dając sobie nawet dwuminutowej szansy na odejście w krainę snu i baśni. Być może tak było lepiej. Nikt nie chciał oglądać obrazów z przeszłości, a szczególnie tych przeraźliwych, które sekunda po sekundzie sprawiały, że duszący kurz po raz kolejny zalegał w płucach, obrzydliwy smród częściowo zaschniętej krwi i pyłu unoszącego się ze wzburzonej pod milionami stóp ziemi, znów wdzierał się w przeróżne skrawki, nie dając nawet chwili do namysłu.
Otwórz oczy, dziewczyno, otwórz oczy!
Paląca potrzeba podrapania się po bliźnie, która została praktycznie jednym, namacalnym dowodem zbrodni, których dopuścili się dzicy, bo przecież ona tylko walczyła w obronie ludzkości...pytanie tylko, czy ich przeciwnicy również nie byli ludźmi? Zagubiona we własnych myślach przewróciła się na drugi bok, nie pozwalając hulającemu wiatru po raz kolejny przenieść ją w wir obrazów sprzed kilkunastu godzin. Nie potrzebowała przypomnienia, jedyne o czym myślała, to rozbudzający krew w żyłach prysznic, który jeszcze kilka godzin temu wzięła, chcąc jakoś przemyć się ze wszystkich wspomnień. Jedynym problemem było to, że wraz ze spływającą wodą, spłynęły tylko i wyłącznie szare pyłki oraz skrzepnięta krew, która zalegała na jej ciele, nic poza tym. Myśli wciąż uparcie dążyły do przypominania sobie przebiegu walki i jakimś dziwnym sposobem, wręcz bestialskim, musiała przed sobą przyznać, że podobało jej się to. Momenty, w których zwyciężała, widząc przerażenie w oczach, czy to zwierząt, czy też ludzi, choć u tych pierwszych mógł być spory problem, bo przecież były to głównie atramentowe bestie. Mimo to, w idyllicznym spojrzeniu Mo, wszystko wręcz drżało z zachwytu, kiedy raz po raz wykorzystywała swoje zabójcze umiejętności, które w istocie nie były tak wielkie. Poczucie władzy nad kogoś ostatnimi chwilami...nie pokazywała tego przez jakiś szaleńczy uśmiech, czy też złowieszcze spojrzenia, była neutralna, starała się być, bo przecież o to chodziło w drodze samuraja, prawda?
Równowagę utrzymać, zło dobrze wykorzystywać.
Tylko jakim prawem miała być osobą, która wybiera o kogoś śmierci, czy też życiu? Przecież każdy powinien odpowiadać za samego siebie, gdzie była ta droga?
Stając się jedną z Shinsengumi miała nadzieję na odnalezienie przynajmniej części odpowiedzi na swoje pytania, choć piedestałem w tym wszystkim miał być ktoś nad nią, kto zajmowałby się odnajdywaniem zadań dla dosyć zagubionej w rzeczywistości nastolatki. Jednakże skoro tak miały potoczyć się jej losy, to czy przpadkiem nie powinna teraz dziękować za możliwość walki jaką przeżyła tak niedawno? Obrona muru należała przecież do jej powinności! Tylko w takim razie skąd te wszystkie dylematy, które szarpały za jej płomienne sumienie? Czyżby coś robiła nie tak?
0 x
Re: Kwatera Szczura
Jak to...prawo? Lewo? No tak! Przecież to była prosta droga, jedynie podnoszenie nóg mogło sprawić trudność, ale czy tak młoda dziewczyna nie była tą ostoją, która potrafiła w sposób nader energiczny postawić kolejny krok w bezpiecznym miejscu? Czy młode pokolenie, które teraz przedstawiała, nie chyliło się ku kolejnemu przewrotowi? Waleczność i pewność ukazana przez najmłodszą część shinobich spod muru w istocie była naprawdę niesamowita, jednakże po każdym zwycięstwie przychodził moment na pochylenie głowy, a czasem nawet i całego ciała w kierunku ziemi, by truchło głucho odbiło się od gleby już bez mieszanych uczuć, bez...ducha. Właśnie tak czuła się bohaterka swojej opowieści, która właśnie była spisywana, brakowało jej tej iskry, którą rozniecić mógł tylko, no właśnie, kto, jak, gdzie?
Na myśl przychodziło wiele sytuacji z przeszłości, począwszy od całej swojej samotnej podróży, która ściągnęła ją na pustynię, przeciągnąwszy ją przez Sogen, aż po praktycznie drugi koniec kontynentu, bo jak inaczej nazwać mur? Marmur, Saga, karawana z przesympatyczną kobieciną i jakiś chropowaty worek na ziemniaki, który był jej osłoną przed burzą piaskową. Wspominając to czuła pod zbroją w kilku miejscach smaganie wiatru, który tak niefortunnie pokaleczył jej wtedy skórę. W stosunku do zimna, które zmuszało ją do bycia tu i teraz, tam był raj, słoneczny raj. Miejsce, w którym nie było praktycznie ducha drugiego człowieka czuła, że samotność, która wcześniej jej tak nie zawadzała, wręcz była akceptowalna, zaczęła się burzyć, jakby hormony zaczęły wyczuwać, że ta ma inne potrzeby, a może zwyczajnie się oszukiwała?
Przy nagłym zerwaniu z osamotnieniem, stała się samotna, tak po prostu, być może zmusiła się do tolerowania własnej natury, która przemienną była, jak to bywa pośród kobiet i teraz co? Motała się na lewo i prawo, kiedy trzeba było zwyczajnie iść prosto? Bez sensu. Tylko czy człowiek kiedykolwiek miał sens, jego wybory, które rzekomo były wybierane na podstawie przedstawionych realiów, które stały się zwyczajnie wygodne. Mo od dosyć dawna już zaakceptowała jedną, bardzo prostą myśl, że każdemu jest tak komfortowo.
Wygodnie się marudzi, wygodnie się włada, wygodnie się wykonuje.
Egocentryzm przejął kontrolę nad ludźmi już wieki temu, ale czarnowłosa dziewczyna dopiero teraz zaczęła dostrzegać, że to naprawdę istnieje i przewija się z dnia na dzień, kąsając w kostki nieustannie. Chyba rośnie młody Magellan.
Jej mętny wzrok szkarłatnych oczu zatrzymał się na rozmówcy, który odzywał się do dotychczas cicho konsumującej dziewczyny. Nawet nie zdążył skończyć, a ta zwyczajnie się zgasiła, wyłączyła, zdegustowała, wróć. 'Psy widmo?' nieświadomie powtórzyła, patrząc na chłopaka z pewnego rodzaju konsternacją, żart? Pomimo wszystko odłożyła miskę z pałeczkami i oparła dłonie na ławie, cały czas czekając na jego kontynuację. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie każdy człowiek potrafi czytać jej w myślach i co istotniejsze, każdy lubi przypominać, że wie więcej.
- Nie, nie słyszałam. - odpowiedziała, dając mu możliwość na wykazanie się.
Na myśl przychodziło wiele sytuacji z przeszłości, począwszy od całej swojej samotnej podróży, która ściągnęła ją na pustynię, przeciągnąwszy ją przez Sogen, aż po praktycznie drugi koniec kontynentu, bo jak inaczej nazwać mur? Marmur, Saga, karawana z przesympatyczną kobieciną i jakiś chropowaty worek na ziemniaki, który był jej osłoną przed burzą piaskową. Wspominając to czuła pod zbroją w kilku miejscach smaganie wiatru, który tak niefortunnie pokaleczył jej wtedy skórę. W stosunku do zimna, które zmuszało ją do bycia tu i teraz, tam był raj, słoneczny raj. Miejsce, w którym nie było praktycznie ducha drugiego człowieka czuła, że samotność, która wcześniej jej tak nie zawadzała, wręcz była akceptowalna, zaczęła się burzyć, jakby hormony zaczęły wyczuwać, że ta ma inne potrzeby, a może zwyczajnie się oszukiwała?
Przy nagłym zerwaniu z osamotnieniem, stała się samotna, tak po prostu, być może zmusiła się do tolerowania własnej natury, która przemienną była, jak to bywa pośród kobiet i teraz co? Motała się na lewo i prawo, kiedy trzeba było zwyczajnie iść prosto? Bez sensu. Tylko czy człowiek kiedykolwiek miał sens, jego wybory, które rzekomo były wybierane na podstawie przedstawionych realiów, które stały się zwyczajnie wygodne. Mo od dosyć dawna już zaakceptowała jedną, bardzo prostą myśl, że każdemu jest tak komfortowo.
Wygodnie się marudzi, wygodnie się włada, wygodnie się wykonuje.
Egocentryzm przejął kontrolę nad ludźmi już wieki temu, ale czarnowłosa dziewczyna dopiero teraz zaczęła dostrzegać, że to naprawdę istnieje i przewija się z dnia na dzień, kąsając w kostki nieustannie. Chyba rośnie młody Magellan.
Jej mętny wzrok szkarłatnych oczu zatrzymał się na rozmówcy, który odzywał się do dotychczas cicho konsumującej dziewczyny. Nawet nie zdążył skończyć, a ta zwyczajnie się zgasiła, wyłączyła, zdegustowała, wróć. 'Psy widmo?' nieświadomie powtórzyła, patrząc na chłopaka z pewnego rodzaju konsternacją, żart? Pomimo wszystko odłożyła miskę z pałeczkami i oparła dłonie na ławie, cały czas czekając na jego kontynuację. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie każdy człowiek potrafi czytać jej w myślach i co istotniejsze, każdy lubi przypominać, że wie więcej.
- Nie, nie słyszałam. - odpowiedziała, dając mu możliwość na wykazanie się.
0 x
Re: Kwatera Szczura
Czy to właśnie nie było tym ludzkim czynnikiem, który zmuszał do myślenia i co gorsza kontaktowania się z innymi w celu weryfikacji własnych pomysłów? Być może sposób Motoko nie należał do najodpowiedniejszych, ale lepiej było dusić w sobie, niż wyrzucać na każdego byle przechodnia, który i tak nie przywiąże do tego uwagi, bo przecież będą dla siebie jedynie obrazami. Każde przez pierwsze pięć sekund będzie przyjmować, potem analizować, żeby się zreflektować i w końcu ustawić to jako kolejne wspomnienie, które blaknie z biegiem czasu. Tak już było, tylko nastolatka nie potrafiła tego przyjąć jak należało, tylko głównym problemem w całym tym zajściu był jej brak ufności. Spoglądała na swojego rozmówcę i była świadoma tego, że sama go zapomni, z czasem będzie tylko nierealistycznym elementem całej układanki, która ewidentnie się z nią bawiła, wysyłając z zachodu na wschód kontynentu. Gdzie było całkiem inaczej. Być może winą był brak trwałego towarzystwa, przez które zaczynała dziczeć przez milczenie.
Przed spotkaniem stworzeń, które szarżowały na Mur przed kilkunastoma dniami być może nie uwierzyłaby w słowa żołdaka, jednakże znając niestworzone możliwości ze strony dzikich, mogła w to uwierzyć. Jednakże zamiast wgłębiać się w temat, o którym ten zaczął się rozgadywać, Motoko rozpoczęła rozmyślania nad własnym umiejscowieniem, może należało zjednoczyć się z tymi wariatami, którzy byli nieakceptowani przez znane im zasady, a może to już zbyt głęboko?
Idziemy dzisiaj w nocy zapolować na te futrzaki.
Niewidzący dotychczas wzrok dziewczyny niebezpiecznie zabłyszczał, przywracając do dwóch, czerwonych tęczówek trochę życia. Zmierzyła swojego towarzysza dosyć sugestywnym spojrzeniem, jakby w ten sposób sprawdzając jego możliwości w walce i było widać, że jest on miernie przygotowany do takowej ewentualności, ale co ona tam wie, nie musi się przecież angażować, prawda?
- Chcecie wyjść poza Mur, kiedy ktoś jest na straży, przemknąć się przed wzrokiem jakiegoś brata i zapolować na jakieś silniejsze niż normalny pies zwierzę? Zapomniałam chyba jeszcze o tym, że to cała zgraja nadzwyczajnych 'futrzaków'... - powtórzyła po nim, nie emocjonując się nad wyraz, choć w jej tonie można było usłyszeć nutę dosyć niedowierzającego tonu, którego pomimo swoich umiejętności aktorskich, nie była w stanie ukryć. Bardzo możliwe, że powodem tegoż jawnego niedowierzania był brak teatralnych zdolności u nastolatki, kto wie! Jedno było pewne, nie pisała się na taki wypad. - Życzę Wam powodzenia.
Uwierzyłby ktokolwiek, że ludzie potrafią zrobić tak wiele głupstw dla chwili sławy?
Tylko czy przypadkiem każda walka w pewnym sensie nie była skrajnym idiotyzmem? Po co sama pchała się w obronę ludzkości, której nawet nie interesuje jakieś pojedyncze życie nastolatki, która nie wypełnia woli dziadka, który prosił ją o pobranie nauk z jakiejś Samurajskiej szkoły w celu wyuczenia się zasad Bushidō? Sama była pewnego rodzaju wygnańcem, który bezsensownie się gubił i wgłębiał w rzeczy, których nawet jej rozmówca nie byłby w stanie pojąć, bo przecież polowanie na futrzaki czas zacząć! Może sama też powinna jakoś odżyć, tylko jaki mogłaby mieć w tym własny cel?
Przed spotkaniem stworzeń, które szarżowały na Mur przed kilkunastoma dniami być może nie uwierzyłaby w słowa żołdaka, jednakże znając niestworzone możliwości ze strony dzikich, mogła w to uwierzyć. Jednakże zamiast wgłębiać się w temat, o którym ten zaczął się rozgadywać, Motoko rozpoczęła rozmyślania nad własnym umiejscowieniem, może należało zjednoczyć się z tymi wariatami, którzy byli nieakceptowani przez znane im zasady, a może to już zbyt głęboko?
Idziemy dzisiaj w nocy zapolować na te futrzaki.
Niewidzący dotychczas wzrok dziewczyny niebezpiecznie zabłyszczał, przywracając do dwóch, czerwonych tęczówek trochę życia. Zmierzyła swojego towarzysza dosyć sugestywnym spojrzeniem, jakby w ten sposób sprawdzając jego możliwości w walce i było widać, że jest on miernie przygotowany do takowej ewentualności, ale co ona tam wie, nie musi się przecież angażować, prawda?
- Chcecie wyjść poza Mur, kiedy ktoś jest na straży, przemknąć się przed wzrokiem jakiegoś brata i zapolować na jakieś silniejsze niż normalny pies zwierzę? Zapomniałam chyba jeszcze o tym, że to cała zgraja nadzwyczajnych 'futrzaków'... - powtórzyła po nim, nie emocjonując się nad wyraz, choć w jej tonie można było usłyszeć nutę dosyć niedowierzającego tonu, którego pomimo swoich umiejętności aktorskich, nie była w stanie ukryć. Bardzo możliwe, że powodem tegoż jawnego niedowierzania był brak teatralnych zdolności u nastolatki, kto wie! Jedno było pewne, nie pisała się na taki wypad. - Życzę Wam powodzenia.
Uwierzyłby ktokolwiek, że ludzie potrafią zrobić tak wiele głupstw dla chwili sławy?
Tylko czy przypadkiem każda walka w pewnym sensie nie była skrajnym idiotyzmem? Po co sama pchała się w obronę ludzkości, której nawet nie interesuje jakieś pojedyncze życie nastolatki, która nie wypełnia woli dziadka, który prosił ją o pobranie nauk z jakiejś Samurajskiej szkoły w celu wyuczenia się zasad Bushidō? Sama była pewnego rodzaju wygnańcem, który bezsensownie się gubił i wgłębiał w rzeczy, których nawet jej rozmówca nie byłby w stanie pojąć, bo przecież polowanie na futrzaki czas zacząć! Może sama też powinna jakoś odżyć, tylko jaki mogłaby mieć w tym własny cel?
0 x
Re: Kwatera Szczura
Gdyby się zastanowić, to bardzo możliwe, że potrzebowała takiego oderwania od...czego? Rutyny? Być może stan, w którym pozostawała nazywał się jakoś konkretniej, ale nie było to dane prostej dziewczynie, która jedynie chciała utrzymać się na powierzchni. Pisanie się na idiotyczne starcie było jednym z takowych posunięć? Raczej wątpliwe, dlatego też nastolatka nie widziała potrzeby ciskania się w każde możliwe niebezpieczeństwo. Być może lata, którymi się odznaczała młodzieńcza głupota powinny dać jej jakiegoś kuksańca, który zmusiłby ją do dzieła, a tutaj? Zgorzkniała czerwonooka istota, której nie śniła się większa głupota, być może ze względu na horrory, które przeżywała co noc? Jednakże co by nie było, rozważała przez jakiś czas jego propozycję, w pewien sposób nawet próbując nie myśleć o negatywnych aspektach całego pomysłu.
- Dałam spokój już dawno, powinniście zrobić to samo, jeśli chcecie ujść z życiem, jeśli nie, to życzę powodzenia. - odmówiła już bardziej dosadnie, nie kryjąc swojego poirytowania, które wkradło się gdzieś tam w kąciki jej oczu. Tylko czy miała prawo nimi pogardzać? Po tak dzielnym boju w obronie muru wyrosły im skrzydełka, kimże by była, gdyby miała je tak zwyczajnie wyrwać, czy też uprzytomnić, że ich w istocie nie mają? Dlaczego miałaby pozbawiać ich marzeń i tej słodkiej obłudy, dzięki której ich twarze nie były przeżarte tą obojętnością, jak jej? Być może była w pewnym sensie zazdrosna?
- Jak mieli oferować awans, kiedy są zajęci? Gdzie tu...ech. - westchnęła, nie dając się ponieść kaskadzie emocji, które szły za próbą logicznego wyjaśnienia znajomemu. Chłopak nawet by nie słuchał, a nawet jeśli, to czy zrobiłby coś z tą wiedzą? Coś poza zwyczajnym przewróceniem oczami i machnięciem ręką? Takie też były obawy dziewczyny, która ceniła możliwość otworzenia do niego buzi, być może to był ten decydujący motyw? Choć czy przypadkiem nie było mowy o tej próbie 'znormalnienia'?
- Dobra, dobra, przestań gadać ładne słówka, nikogo tym nie nabierzesz. - przystopowała jego komplementy na temat jej umiejętności władania mieczem, bo przecież była świadoma swojej słabości, nie tak jak oni. Głównym problemem było to, że nie czuła się z decyzją dołączenia do nich zbyt dobrze. Wiedziała, że są zbyt słabi jak na nadprzyrodzone stworzenia i być może ją to tak przerażało? Czyż nie będzie to kolejny obraz rzezi osób, które się same na to piszą?
- Tylko powiedz mi, że macie trochę więcej informacji niż to, że to tylko niestworzone stworzenia. Jakieś możliwości na pokonanie ich? Plan? Sposób? - zarzuciła w jego stronę, niemalże z miejsca starając się mu uświadomić, że na takie przedsięwzięcie potrzeba czegoś więcej niż tylko "hohoho, mam miecz, chodźmy pozabijać jakieś zmutowane psy, bo przecież jesteśmy tacy niezniszczalni #yolo". Śliwka w kompot?
- Dałam spokój już dawno, powinniście zrobić to samo, jeśli chcecie ujść z życiem, jeśli nie, to życzę powodzenia. - odmówiła już bardziej dosadnie, nie kryjąc swojego poirytowania, które wkradło się gdzieś tam w kąciki jej oczu. Tylko czy miała prawo nimi pogardzać? Po tak dzielnym boju w obronie muru wyrosły im skrzydełka, kimże by była, gdyby miała je tak zwyczajnie wyrwać, czy też uprzytomnić, że ich w istocie nie mają? Dlaczego miałaby pozbawiać ich marzeń i tej słodkiej obłudy, dzięki której ich twarze nie były przeżarte tą obojętnością, jak jej? Być może była w pewnym sensie zazdrosna?
- Jak mieli oferować awans, kiedy są zajęci? Gdzie tu...ech. - westchnęła, nie dając się ponieść kaskadzie emocji, które szły za próbą logicznego wyjaśnienia znajomemu. Chłopak nawet by nie słuchał, a nawet jeśli, to czy zrobiłby coś z tą wiedzą? Coś poza zwyczajnym przewróceniem oczami i machnięciem ręką? Takie też były obawy dziewczyny, która ceniła możliwość otworzenia do niego buzi, być może to był ten decydujący motyw? Choć czy przypadkiem nie było mowy o tej próbie 'znormalnienia'?
- Dobra, dobra, przestań gadać ładne słówka, nikogo tym nie nabierzesz. - przystopowała jego komplementy na temat jej umiejętności władania mieczem, bo przecież była świadoma swojej słabości, nie tak jak oni. Głównym problemem było to, że nie czuła się z decyzją dołączenia do nich zbyt dobrze. Wiedziała, że są zbyt słabi jak na nadprzyrodzone stworzenia i być może ją to tak przerażało? Czyż nie będzie to kolejny obraz rzezi osób, które się same na to piszą?
- Tylko powiedz mi, że macie trochę więcej informacji niż to, że to tylko niestworzone stworzenia. Jakieś możliwości na pokonanie ich? Plan? Sposób? - zarzuciła w jego stronę, niemalże z miejsca starając się mu uświadomić, że na takie przedsięwzięcie potrzeba czegoś więcej niż tylko "hohoho, mam miecz, chodźmy pozabijać jakieś zmutowane psy, bo przecież jesteśmy tacy niezniszczalni #yolo". Śliwka w kompot?
0 x
Re: Kwatera Szczura
Była głupia, ba! Nawet świadoma swojej głupoty, która kierowała ją często w kierunku bardzo nieprzyjaznym jakimkolwiek odczuciom, czy też sytuacjom, w których musiała sobie jakoś radzić. Tym razem również wiedziała, że nie jest dobrym pomysłem jakiekolwiek próbowanie wykazania się, heroizm, czy też zwyczajny idiotyzm, w który również nieświadomie wchodziła. Jaki miała w tym plan? Co ją ciągnęło do pakowania się w kłopoty, bo przecież wiadomo, że coś takiego było tylko i wyłącznie kłopotem?
Lojalność.
Jedno, proste słowo, którego nie mogła podważyć żadna inna wartość, choć trzeba przyznać, że dotychczas przygaszone ogniki, zatańczyły na słowa zniewagi odnośnie swojej pasywności w trakcie boju. Czy tego chciała? Przecież wiadomo, że jedyne o czym myślała po 'ozdrowieniu' była próba przejścia do dalszej walki...Niewdzięczność była czymś bardzo pogardzanym przez ciemnowłosą dziewczynę, która pomimo znajomości swoich lichych umiejętności, potrafiła pokazać wyrostkom, że jest do czegoś przydatna. Tylko pytanie, czy naprawdę była?
Idiotyzmem byłoby pakowanie się w jakąkolwiek akcję przez zranioną dumę, choć jednocześnie to samo można powiedzieć o lojalności, którą w pewien sposób odczuwała do kompanów. Byli idiotami, tak samo jak ona, ale czy jedna, ta sama cecha nie łączy? Przecież tylko chwytający garściami mogli w jakiś sposób przeć do przodu ku swojemu, czasem potykając się i upadając, a nawet kładąc się i więcej nie wstając. Być może to był właśnie ten czas Motoko.
- Niezależnie od tego, czy pójdę, czy nie pójdę z wami i tak to zrobicie. - stwierdziła bardziej do siebie, niż do nich. - Chyba nie mam innego wyjścia, jak mieć chociaż świadomość, że ktoś Ci się starał osłonić plecy. - prosta deklaracja wypłynęła z jej ust, jedynie w kierunku gościa, który pomógł jej się na samym początku zasymilować. Dalej uważała ich za głupców, tylko kim byłaby nastolatka, która jakoś musiała się odnaleźć w ich społeczeństwie, żeby nie próbować uchronić takich samych idiotów jak ona od śmierci? Przecież pomimo własnych umiejętności i charakteru, lubiła myśleć, że zawsze znajdzie się ktoś, kto skutecznie będzie chronił ją od złego.
Głupi głupcy żyjący.
Lojalność.
Jedno, proste słowo, którego nie mogła podważyć żadna inna wartość, choć trzeba przyznać, że dotychczas przygaszone ogniki, zatańczyły na słowa zniewagi odnośnie swojej pasywności w trakcie boju. Czy tego chciała? Przecież wiadomo, że jedyne o czym myślała po 'ozdrowieniu' była próba przejścia do dalszej walki...Niewdzięczność była czymś bardzo pogardzanym przez ciemnowłosą dziewczynę, która pomimo znajomości swoich lichych umiejętności, potrafiła pokazać wyrostkom, że jest do czegoś przydatna. Tylko pytanie, czy naprawdę była?
Idiotyzmem byłoby pakowanie się w jakąkolwiek akcję przez zranioną dumę, choć jednocześnie to samo można powiedzieć o lojalności, którą w pewien sposób odczuwała do kompanów. Byli idiotami, tak samo jak ona, ale czy jedna, ta sama cecha nie łączy? Przecież tylko chwytający garściami mogli w jakiś sposób przeć do przodu ku swojemu, czasem potykając się i upadając, a nawet kładąc się i więcej nie wstając. Być może to był właśnie ten czas Motoko.
- Niezależnie od tego, czy pójdę, czy nie pójdę z wami i tak to zrobicie. - stwierdziła bardziej do siebie, niż do nich. - Chyba nie mam innego wyjścia, jak mieć chociaż świadomość, że ktoś Ci się starał osłonić plecy. - prosta deklaracja wypłynęła z jej ust, jedynie w kierunku gościa, który pomógł jej się na samym początku zasymilować. Dalej uważała ich za głupców, tylko kim byłaby nastolatka, która jakoś musiała się odnaleźć w ich społeczeństwie, żeby nie próbować uchronić takich samych idiotów jak ona od śmierci? Przecież pomimo własnych umiejętności i charakteru, lubiła myśleć, że zawsze znajdzie się ktoś, kto skutecznie będzie chronił ją od złego.
Głupi głupcy żyjący.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość