Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
[justify:2kyloshv6v][akap:2kyloshv6v]Decyzje zapadły i nie pozostawało nic innego jak tylko działać. Posiadając przy sobie potrzebny ekwipunek, mając rozkazy oraz pewne informacje mogłem udać się do zniszczonej osady, aby na własne oczy przekonać się o tym wszystkim co miało niedawno miejsce. Zdeterminowany, chcąc dopaść tych co stali za zagładą osady, opuściłęm w krótkim czasie granice rodzimej wioski, zmierzając początkowo głównym traktem prosto do celu. Podróż mijała na szczęście spokojnie, co pozwalało pokonywać kolejne staje w dość zadowalającym czasie. Im się jednak dalej posuwałem na północ, tym obierałem co raz większą czujność, aby nie dać się głupio podejść. Spokój który panował pozwalał również zapanować nad rozbieganymi myślami, które z kolei wzburzały emocje. Domyślałem się, że stos martwych ciał ponownie naruszy mój spokój, ale nic więcej poza próbą przygotowania się na to uczynić nie mogłem.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Po drodze mijałem patrole - mimo uszczerbku naszych Sił Zbrojnych, nadal pozostawaliśmy jednym z liczącym się na tym globie Rodów, choć do odbudowania naszej dawnej potęgi będziemy potrzebować dużo czasu. To doświadczenie skłoniło mnie ponownie do przypuszczeń jaką suką potrafi być los. Senju oraz Uchiha od niepamiętnych czasów toczyli boje, wzajemnie uszczuplając swoje siły, wyżynając siebie i swoje rodziny. Lata historii niczego nas nie nauczyły, a myśl, że za zagładą naszych ludzi ponownie miał stać ten sam Ród powodował, że nie umiałem odnaleźć u siebie ani krzty miłosierdzia bądź czegokolwiek co pozwoliłoby przezwyciężyć chęć przeprowadzenia odwetu. Szybko złapałem się na tym, że takie myli, nie ułatwią wcale mojego zadania, a na dodatek zaburzają mój obraz sytuacji. Tego musiałem unikać.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Im bliżej byłem punktu na mapie i tym samym rzadziej spotykałem patrole, zacząłem zwracać się do tych jednostek - informując o tym co stało się przy granicy z Sakai oraz wystosowując prośbę, by mieli baczne spojrzenie na sąsiednie osady. Miałem nadzieję, że wezmą to sobie do serca - kto wie jakie to może mieć znaczenie, a przecież jeśli chodziło o życie ludzkie to zawsze warto było podejmować wszelkie starania, które pozwoliłby je ocalić. Ta myśl mi za każdym razem przyświecała, gdy tylko żegnałem się z jednostkami patrolującymi - wzajemnie życzyliśmy sobie bezpieczeństwa, a także wszelkie powodzenia.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Końcówka mojej drogi minęła już nadzwyczaj spokojnie, nie zakłócana w żaden sposób. Im jednak byłem bliżej tego nieszczęsnego miejsca, tym większe czułem zdenerwowanie. Cięzko było kierować się w takie miejsce wiedząc co się napotka. Gdy jednak zbliżyłem się w tamto miejsce wystarczająco na tyle blisko, aby dostrzec pierwsze zwęglone pozostałości budynków, zauważyłem że nie jestem tu sam. Natychmiast zwolniłem, czujnie się rozglądając, a także nasłuchując. Zastanawiałem się nad tym jak to rozegrać, gdy wtem dostrzegłem że i obcy mnie zauważyli, wzajemnie między sobą na mnie wskazujac. Nie mając już za sobą elementu zaskoczenia, zrezygnowałem z wykorzystania wszelkich sztuczek i ostrożnie ponownie ruszyłem w tamtą - a raczej w ich stronę.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Mimo początkowego zaniepokojenia pojawieniem się niespodziewanych tu osób, uznałem że nie ma co zakłądać najgorszego scenariusza - jakby nie patrzeć, w okolicach istniały inne osady, między wioskami istniał handel, plotki szybko się rozprzestrzeniały - bardzo wiec było możliwe, że byli to tylko zwykli cywile, którzy albo nie spodziewali się tu tego zastać, albo na własne oczy chcieli się o tym wszystkim przekonać. Na wszelki jednak wypadek, zachowałem nieco ostrożności. Zatrzymałem się dystans siedmiu, ośmiu metrów, pozwalając sobie w ten sposób zachować minimum wystarczające do reakcji. Dostrzegając jednak dwójke osób, która mimo mojej obecnosći w ogóle nie zareagowała, a co więcej mieli spuszczone w dłoniach głowy, doszedłem do wniosku, że otóż mam przed sobą ludzi, którzy stracili w tym miejscu swoich bliskich.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]- [b:2kyloshv6v][color=#008000:2kyloshv6v]Przyjaciele, czy wrogowie? Mam nadzieję, że Ci pierwsi, bo tym drugim, ani szabrownikom nie daruję![/color:2kyloshv6v][/b:2kyloshv6v] - krzyknąłem w ich stronę, dłoń zatrzymując tuż przy tanto zwisającym na moich plecach. Nie bawiłem się już w żadne uprzejmości, ani nawet w imitacje mogące dać im złudną nadzieję, że otóż mają przed sobą kolejną osobę, która by chciała wzbogacić się na tym nieszczęściu.[/akap:2kyloshv6v][/justify:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Po drodze mijałem patrole - mimo uszczerbku naszych Sił Zbrojnych, nadal pozostawaliśmy jednym z liczącym się na tym globie Rodów, choć do odbudowania naszej dawnej potęgi będziemy potrzebować dużo czasu. To doświadczenie skłoniło mnie ponownie do przypuszczeń jaką suką potrafi być los. Senju oraz Uchiha od niepamiętnych czasów toczyli boje, wzajemnie uszczuplając swoje siły, wyżynając siebie i swoje rodziny. Lata historii niczego nas nie nauczyły, a myśl, że za zagładą naszych ludzi ponownie miał stać ten sam Ród powodował, że nie umiałem odnaleźć u siebie ani krzty miłosierdzia bądź czegokolwiek co pozwoliłoby przezwyciężyć chęć przeprowadzenia odwetu. Szybko złapałem się na tym, że takie myli, nie ułatwią wcale mojego zadania, a na dodatek zaburzają mój obraz sytuacji. Tego musiałem unikać.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Im bliżej byłem punktu na mapie i tym samym rzadziej spotykałem patrole, zacząłem zwracać się do tych jednostek - informując o tym co stało się przy granicy z Sakai oraz wystosowując prośbę, by mieli baczne spojrzenie na sąsiednie osady. Miałem nadzieję, że wezmą to sobie do serca - kto wie jakie to może mieć znaczenie, a przecież jeśli chodziło o życie ludzkie to zawsze warto było podejmować wszelkie starania, które pozwoliłby je ocalić. Ta myśl mi za każdym razem przyświecała, gdy tylko żegnałem się z jednostkami patrolującymi - wzajemnie życzyliśmy sobie bezpieczeństwa, a także wszelkie powodzenia.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Końcówka mojej drogi minęła już nadzwyczaj spokojnie, nie zakłócana w żaden sposób. Im jednak byłem bliżej tego nieszczęsnego miejsca, tym większe czułem zdenerwowanie. Cięzko było kierować się w takie miejsce wiedząc co się napotka. Gdy jednak zbliżyłem się w tamto miejsce wystarczająco na tyle blisko, aby dostrzec pierwsze zwęglone pozostałości budynków, zauważyłem że nie jestem tu sam. Natychmiast zwolniłem, czujnie się rozglądając, a także nasłuchując. Zastanawiałem się nad tym jak to rozegrać, gdy wtem dostrzegłem że i obcy mnie zauważyli, wzajemnie między sobą na mnie wskazujac. Nie mając już za sobą elementu zaskoczenia, zrezygnowałem z wykorzystania wszelkich sztuczek i ostrożnie ponownie ruszyłem w tamtą - a raczej w ich stronę.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]Mimo początkowego zaniepokojenia pojawieniem się niespodziewanych tu osób, uznałem że nie ma co zakłądać najgorszego scenariusza - jakby nie patrzeć, w okolicach istniały inne osady, między wioskami istniał handel, plotki szybko się rozprzestrzeniały - bardzo wiec było możliwe, że byli to tylko zwykli cywile, którzy albo nie spodziewali się tu tego zastać, albo na własne oczy chcieli się o tym wszystkim przekonać. Na wszelki jednak wypadek, zachowałem nieco ostrożności. Zatrzymałem się dystans siedmiu, ośmiu metrów, pozwalając sobie w ten sposób zachować minimum wystarczające do reakcji. Dostrzegając jednak dwójke osób, która mimo mojej obecnosći w ogóle nie zareagowała, a co więcej mieli spuszczone w dłoniach głowy, doszedłem do wniosku, że otóż mam przed sobą ludzi, którzy stracili w tym miejscu swoich bliskich.[/akap:2kyloshv6v]
[akap:2kyloshv6v]- [b:2kyloshv6v][color=#008000:2kyloshv6v]Przyjaciele, czy wrogowie? Mam nadzieję, że Ci pierwsi, bo tym drugim, ani szabrownikom nie daruję![/color:2kyloshv6v][/b:2kyloshv6v] - krzyknąłem w ich stronę, dłoń zatrzymując tuż przy tanto zwisającym na moich plecach. Nie bawiłem się już w żadne uprzejmości, ani nawet w imitacje mogące dać im złudną nadzieję, że otóż mają przed sobą kolejną osobę, która by chciała wzbogacić się na tym nieszczęściu.[/akap:2kyloshv6v][/justify:2kyloshv6v]
0 x
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Im dłużej przypatrywałem się obcym mężczyznom, tym bardziej poddawałem w wątpliwość przypuszczenie, że mam do czynienia z szabrownikami, lub innymi społecznymi mendami, które tylko czyhają na takie sytuacje jak te, aby splądrować, zrabować, albo zrobić jeszcze coś gorszego. Z kolei od ludzi których miałem przed sobą biła przejmująca żałość, smutek. Może niepotrzebnie zadałem ów pytanie, ale w ten sposób zyskiwałem też sposobność dowiedzieć się czegoś więcej, zwłaszcza że mogłem obserwować ich zachowanie. I efekt tego otrzymałem dość szybko w postaci obcesowej odpowiedzi jednego z męzczyzn. Mimo wypowiedzianych przez niego słów, nie dostrzegłem twarzy, który była skryta w jego dłoniach.
Czy zareagowałem na to gniewnie, wrogą odpowiedzią bądź działaniem? Nie. Pozwoliłem by te słowa zawisły między nami. Oceniłem wtedy spojrzeniem pozostałych jego kamratów, a wtem głos zabrał inny z mężczyzn, wyraźnie starszy, który przybrał pojednawczy ton. Wysłuchałem jego wypowiedzi również do samego końca, dowiadując się, że Asuka - a więc kobieta, która dostarczyła nam w siedzibie ów tragiczne wiadomości - wcześniej zdążyła jeszcze powiadomić najbliższych. Jeszcze inny mężczyzna z kolei nie ukrywał swojego zdziwienia, bo był tu jeszcze dnia wczorajszego, gdy wszystko stało na swoim miejscu i toczyło się zwoim życiem. Ten fakt odnotowałem w pamięci.
- Asuka mocno przeżyła to wszystko. Nasi medycy zaopiekowali się nią... mam nadzieję, że jej kondycja psychiczna szybko się poprawi - odparłem, czując że choć w części powinienem poinformować ich o tym, co zdarzyło się z ich rodaczką. Nie wchodziłem jednak bardziej w szczegóły, nie dopóki dopóty o to nie zapytają. Możliwe też że tak na prawdę nie chcieli ich znać, sami wystarczająco ów zdarzenie odczuli.
W pewnym momencie gdy już zebrałem jak mi się wydawało, wystarczająco informacji z ich zachowania, wysunąłem się naprzód, mijając mężczyzn, zbliżając się bardziej do centrum tej rozpadliny. Rozejrzałem się na około, a gdy nie zobaczyłem niczego niepokojącego... złożyłem dłonie, w wyniku ruchu których po chwili zadrżało podłoże. Nim ktokolwiek z tu obecnych zorientował się na wolnej powierzchni z ziemi wystrzeliły do góry potężne bele drewna z których następnie wyszły rozgałęzienia, które zaczęły się przeplatać by ostatecznie uformować się litą ścianę. Moim zamierzeniem było stworzenie budynku, a raczej jego prowizorycznej struktury, bo tak na prawdę chodziło mi o trzy ściany, dwie krósze i jedną długą która je łączyła. W ten sposób stworzyłem zadaszenie, które można było wykorzystać do... przeniesienia i zabezpieczenia ciał, przynajmniej dopóki się ich nie pochowa. Zarówno na ścianach budynku jak i na ich dziobie, pojawił się emblemat mojego klanu. Ludzie którzy to zobaczą powinnie wiedzieć, że Ród Senju zainteresował się tą sprawą i nie zostawił tego samego sobie.
- To powinno na początek wystarczyć - powiedziałem, czy też mruknąłem bardziej do siebie niż do towarzyszących mi ludzi, gdy wtem się odwróciłem w ich stronę. - Winniśmy im ostatnią posługę... przenieśmy ciała pod zadaszenie. Spokojnie będzie można wtedy dać im ostatnie namaszczenie, a także przygotować ciała do pochówku - zakomunikowałem, nie czekając nawet na ich odpowiedź tylko od razu kierując się w stronę stosu o którym opowiedziałą kobieta. Tym samym zawierzyłem w pewnym sensie ich tłumaczeniom, choć dalej co pewien czas kątem oka lustrowałem zarówno swoje tyły jak i najbliższą okolicę, aby przypadkiem nie wpaść w jakąś zasadzkę.
Kierując się w stronę tego stosu z wiadomym zamiarem, wiedziałem że nie tylko oddaje zmarłym szacunek, ale też mam szansę bez skrępowania, przyjrzeć się każdemu z ciał i tym samym ocenić co było faktycznym powodem ich śmierci. Obrażenia? Jeżeli tak to jakie? Liczne, czy też punktowe? To wszystko miało kluczowe znaczenie dla tej sprawie, bo pozwalało dowiedzieć się wiecej o środkach jakie zastosowali Ci, którzy za to pobojowisko odpowiadali.
Przypuszczałem, że mężczyźni poczują na tyle swoją powinność, że wspomogą mnie w moich działaniach. Jeżeli by tak było, wypatrywałem ów mężczyznę, który wspomniał o tym, że był tu dzień wcześniej i nic nie zapowiadało takiej tragedii. Liczyłem na to, że przy pracy będę miał sposobność go wypytać o to, czy widział w tamtym czasie tu jakich obcych ludzi. Tacy osobnicy byliby potencjalnymi podejrzanymi, którzy mogliby stać za zniszczeniem ów osady.
Czy zareagowałem na to gniewnie, wrogą odpowiedzią bądź działaniem? Nie. Pozwoliłem by te słowa zawisły między nami. Oceniłem wtedy spojrzeniem pozostałych jego kamratów, a wtem głos zabrał inny z mężczyzn, wyraźnie starszy, który przybrał pojednawczy ton. Wysłuchałem jego wypowiedzi również do samego końca, dowiadując się, że Asuka - a więc kobieta, która dostarczyła nam w siedzibie ów tragiczne wiadomości - wcześniej zdążyła jeszcze powiadomić najbliższych. Jeszcze inny mężczyzna z kolei nie ukrywał swojego zdziwienia, bo był tu jeszcze dnia wczorajszego, gdy wszystko stało na swoim miejscu i toczyło się zwoim życiem. Ten fakt odnotowałem w pamięci.
- Asuka mocno przeżyła to wszystko. Nasi medycy zaopiekowali się nią... mam nadzieję, że jej kondycja psychiczna szybko się poprawi - odparłem, czując że choć w części powinienem poinformować ich o tym, co zdarzyło się z ich rodaczką. Nie wchodziłem jednak bardziej w szczegóły, nie dopóki dopóty o to nie zapytają. Możliwe też że tak na prawdę nie chcieli ich znać, sami wystarczająco ów zdarzenie odczuli.
W pewnym momencie gdy już zebrałem jak mi się wydawało, wystarczająco informacji z ich zachowania, wysunąłem się naprzód, mijając mężczyzn, zbliżając się bardziej do centrum tej rozpadliny. Rozejrzałem się na około, a gdy nie zobaczyłem niczego niepokojącego... złożyłem dłonie, w wyniku ruchu których po chwili zadrżało podłoże. Nim ktokolwiek z tu obecnych zorientował się na wolnej powierzchni z ziemi wystrzeliły do góry potężne bele drewna z których następnie wyszły rozgałęzienia, które zaczęły się przeplatać by ostatecznie uformować się litą ścianę. Moim zamierzeniem było stworzenie budynku, a raczej jego prowizorycznej struktury, bo tak na prawdę chodziło mi o trzy ściany, dwie krósze i jedną długą która je łączyła. W ten sposób stworzyłem zadaszenie, które można było wykorzystać do... przeniesienia i zabezpieczenia ciał, przynajmniej dopóki się ich nie pochowa. Zarówno na ścianach budynku jak i na ich dziobie, pojawił się emblemat mojego klanu. Ludzie którzy to zobaczą powinnie wiedzieć, że Ród Senju zainteresował się tą sprawą i nie zostawił tego samego sobie.
- To powinno na początek wystarczyć - powiedziałem, czy też mruknąłem bardziej do siebie niż do towarzyszących mi ludzi, gdy wtem się odwróciłem w ich stronę. - Winniśmy im ostatnią posługę... przenieśmy ciała pod zadaszenie. Spokojnie będzie można wtedy dać im ostatnie namaszczenie, a także przygotować ciała do pochówku - zakomunikowałem, nie czekając nawet na ich odpowiedź tylko od razu kierując się w stronę stosu o którym opowiedziałą kobieta. Tym samym zawierzyłem w pewnym sensie ich tłumaczeniom, choć dalej co pewien czas kątem oka lustrowałem zarówno swoje tyły jak i najbliższą okolicę, aby przypadkiem nie wpaść w jakąś zasadzkę.
Kierując się w stronę tego stosu z wiadomym zamiarem, wiedziałem że nie tylko oddaje zmarłym szacunek, ale też mam szansę bez skrępowania, przyjrzeć się każdemu z ciał i tym samym ocenić co było faktycznym powodem ich śmierci. Obrażenia? Jeżeli tak to jakie? Liczne, czy też punktowe? To wszystko miało kluczowe znaczenie dla tej sprawie, bo pozwalało dowiedzieć się wiecej o środkach jakie zastosowali Ci, którzy za to pobojowisko odpowiadali.
Przypuszczałem, że mężczyźni poczują na tyle swoją powinność, że wspomogą mnie w moich działaniach. Jeżeli by tak było, wypatrywałem ów mężczyznę, który wspomniał o tym, że był tu dzień wcześniej i nic nie zapowiadało takiej tragedii. Liczyłem na to, że przy pracy będę miał sposobność go wypytać o to, czy widział w tamtym czasie tu jakich obcych ludzi. Tacy osobnicy byliby potencjalnymi podejrzanymi, którzy mogliby stać za zniszczeniem ów osady.
Kontrola Chakry: Ranga A
- Nazwa
- Mokuton no Jutsu: Reberu Shi
- Podwyższenie umiejętności klanowych wiąże się z szeregiem nowych możliwości. Przede wszystkim, Mokuton dość znacząco zyskuje na rozmiarach. Można go wykorzystywać zarówno w ofensywie, jak w celach obronnych. Dzięki dość dużej różnorodności technik - teraz można wytwarzać chociażby kolce, pale i niewielkie drzewa - istnieje wiele możliwości. Dodatkowo Senju może pobudzić do wzrostu rośliny w bliskim swoim otoczeniu, jednak ta umiejętność nie posiada zastosowania w boju. Do tego wzrastają również możliwości defensywne, pozwalając użytkownikom na wykonywanie twardszych barier.
- Wytrzymałość
- Mierna
- Szybkość
- Słaba
- Zasięg
- Wielkość Max.
- Dodatkowe
- Przy Braku Skupienia Wielkości wynoszą 1/3 pierwotnej wartości
- Koszt Chakry Reberu Shi: KC E - 20%, KC D - 15%, KC C - 8%, KC B - 5%, KC A - 3%, KC S - 2%, KC S+ - 1% (na turę)
0 x
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Choć kierowałem się przede wszystkim w tym wszystkim zwykłą ludzką życzliwością, a także poczuciem obowiązku względem martwych współrodaków, moje poczynania jak i słowa wpłynęły również na towarzyszących mi mężczyzn, którzy poczuli się może winni obowiązku wobec martwych ludzi z sąsiedniej osady. Kiwnięciem głowy zaaprobowałem te fakt, słowa akurat były tu zbędne. Cisza była jedną z najbardziej potrzebnych tu cnot, choć także nie chciałem pozostawiać pytania jakie padło bez odpowiedzi. - Asuke dotknęło to bardzo... także osobiście. Straciła tu nie tylko przyjaciół, ale też podobno ukochanego. Spełniła jednak swoją rolę i powinność, poinformowała stolicę o tym co się wydarzyło. Starszyzna przysłała mnie tu po to, abym znalazł winnych... - dokańczając chciałem wspomnieć również o ukaraniu, ale gdy ujrzałem stos martwych, okaleczonych ciał, i to co znalazło się na ich uwieńczeniu, poczułem silny ścisk w gardle jak i też nieprzyjemne zwrot w żołądku. Może jednak dzięki temu, że byłem już świadkiem straszliwych krzywd, powstrzymałem odruch wymiotny, choć nie wszyscy z nas tu obecnych miało na tyle szczęścia. - Znaleźć i oddać im to na co zasłużyli - zakończyłem już dużo, dużo ciszej, gdy upewniłem się że zarówno moje wzburzenie jak i fizjologia się uspokoiła.
Będąc teraz bliżej i widząc na własne oczy to wszystko, mogłem się też lepiej przyjrzeć obrażeniom na poszczególnych ciałach, a te były doprawdy różnorodne. Liczne dekapitacje różnych częsci ciała, poderżnięte gardła jak i same przeszywające na wylot rany... Ogrom śmierci wywołany na różne sposoby. Do głowy zaczeły mi napływać różne myśli, w tym że uczynić to mogła znacznie większa liczba osób, nawet i cywili. To był pogrom, śmierć zadana nieczysto, na przeróżne sposoby - tak jak było w danej chwili łatwiej zabić. Coś strasznego.
Gdy i pozostali doszli do siebie, zabraliśmy się w końcu do pracy. W pierwszej chwili zająłem się zdekapitowaną głową nieszczęśnicy nabitej na widły. Aby nie naruszać ciał, ponownie wykorzystałem element drewna, tym razem wypuszczając z dłoni elastyczną żerdkę, która owinęła się wokół wideł, a następnie przy wykorzystaniu całej swojej siły, wyciągnąłem je z wbitego ciała (jak przypuszczałem) powoli skracając dystans, tak że ostatecznie widły znalazły się w moim ręku. Spojrzałem smutno na zakrwawioną głowę młodej kobiety, chcąc zapamiętać ten obraz by na myśl nie przyszedł mi nawet cień litości, gdy stanę ze sprawcami oko w oko. Dopiero wtedy dłonie ułożyłem po obu stronach głowy, na wysokości kości policzkowych i wysunąłem zdekapitwaną część ciała z ostrzy wideł. Te chwile później znalazły się rzucone gdzieś dalej, a ja obkryłem głowę ubraniem innego martwego ciała, by zanieść je w szacunku na miejsce chronione strukturą budynku.
Praca po tej czynności stała się dziwnie pusta, człowiek jakby uciekł od tego wszystkiego, stając gdzieś z boku i przypatrując się na sucho temu wszystkiemu. Nie wiedziałem czy inni też podobnie się czuli, ale byłem za to wdzięczny losu. Gdy udało się ostatnio z ciał znieść ze stosu i ułożyć bezpiecznie na ziemi, umorusany juchą, brudem a może i jakimś robactwem, zwróciłem się do pozostałych.
- Nie jestem kapłanem, nie odprawie pogrzebu, ktoś z Was będzie musiał taką osobę tu sprowadzić... Nie zostanę też do tego czasu, czas jest teraz na wagę złota. Każda chwila oddala mnie od tych co to uczynyli dlatego mam do Was prośbę - spróbujcie sobie przypomnieć wszystko co mogłoby mieć znaczenie i pomóc mi w schwytaniu tych bestii - powiedziałem, zatrzymując przez chwilę spojrzenie na starszyzn mężczyźnie, by po chwili skłonić je jednak na młodszego chłopaka, który wcześniej mi napyskował - Jeden z Was wspomniał, że był tu dzień wcześniej... Czy byli tu jacyś obcy? Czy ktoś dziwny rzucił się Wam w obcy? Może jakiś Shinobi? - zadawałem jedno pytanie za drugim, podsuwając myśli, które mogły rozsupłać worek z odpowiedziami. - W drodze do tego miejsca napotykałem patrole, uprzedziłem ich o tym zdarzeniu, wieści szybko się rozejdą, a ludzie sami będą mieć od teraz większe baczenie na obcych. Wy również powinniście mieć - dodałem, uczulając ich na to że sami również nie są do końca bezpieczni. W każdym jednak razie czekałem na to co od nich usłyszę, bo niestety na chwile obecną zakres moich kart gotowych ruchów był w tej talii cholernie nieliczny.
Będąc teraz bliżej i widząc na własne oczy to wszystko, mogłem się też lepiej przyjrzeć obrażeniom na poszczególnych ciałach, a te były doprawdy różnorodne. Liczne dekapitacje różnych częsci ciała, poderżnięte gardła jak i same przeszywające na wylot rany... Ogrom śmierci wywołany na różne sposoby. Do głowy zaczeły mi napływać różne myśli, w tym że uczynić to mogła znacznie większa liczba osób, nawet i cywili. To był pogrom, śmierć zadana nieczysto, na przeróżne sposoby - tak jak było w danej chwili łatwiej zabić. Coś strasznego.
Gdy i pozostali doszli do siebie, zabraliśmy się w końcu do pracy. W pierwszej chwili zająłem się zdekapitowaną głową nieszczęśnicy nabitej na widły. Aby nie naruszać ciał, ponownie wykorzystałem element drewna, tym razem wypuszczając z dłoni elastyczną żerdkę, która owinęła się wokół wideł, a następnie przy wykorzystaniu całej swojej siły, wyciągnąłem je z wbitego ciała (jak przypuszczałem) powoli skracając dystans, tak że ostatecznie widły znalazły się w moim ręku. Spojrzałem smutno na zakrwawioną głowę młodej kobiety, chcąc zapamiętać ten obraz by na myśl nie przyszedł mi nawet cień litości, gdy stanę ze sprawcami oko w oko. Dopiero wtedy dłonie ułożyłem po obu stronach głowy, na wysokości kości policzkowych i wysunąłem zdekapitwaną część ciała z ostrzy wideł. Te chwile później znalazły się rzucone gdzieś dalej, a ja obkryłem głowę ubraniem innego martwego ciała, by zanieść je w szacunku na miejsce chronione strukturą budynku.
Praca po tej czynności stała się dziwnie pusta, człowiek jakby uciekł od tego wszystkiego, stając gdzieś z boku i przypatrując się na sucho temu wszystkiemu. Nie wiedziałem czy inni też podobnie się czuli, ale byłem za to wdzięczny losu. Gdy udało się ostatnio z ciał znieść ze stosu i ułożyć bezpiecznie na ziemi, umorusany juchą, brudem a może i jakimś robactwem, zwróciłem się do pozostałych.
- Nie jestem kapłanem, nie odprawie pogrzebu, ktoś z Was będzie musiał taką osobę tu sprowadzić... Nie zostanę też do tego czasu, czas jest teraz na wagę złota. Każda chwila oddala mnie od tych co to uczynyli dlatego mam do Was prośbę - spróbujcie sobie przypomnieć wszystko co mogłoby mieć znaczenie i pomóc mi w schwytaniu tych bestii - powiedziałem, zatrzymując przez chwilę spojrzenie na starszyzn mężczyźnie, by po chwili skłonić je jednak na młodszego chłopaka, który wcześniej mi napyskował - Jeden z Was wspomniał, że był tu dzień wcześniej... Czy byli tu jacyś obcy? Czy ktoś dziwny rzucił się Wam w obcy? Może jakiś Shinobi? - zadawałem jedno pytanie za drugim, podsuwając myśli, które mogły rozsupłać worek z odpowiedziami. - W drodze do tego miejsca napotykałem patrole, uprzedziłem ich o tym zdarzeniu, wieści szybko się rozejdą, a ludzie sami będą mieć od teraz większe baczenie na obcych. Wy również powinniście mieć - dodałem, uczulając ich na to że sami również nie są do końca bezpieczni. W każdym jednak razie czekałem na to co od nich usłyszę, bo niestety na chwile obecną zakres moich kart gotowych ruchów był w tej talii cholernie nieliczny.
- Nazwa
- Mokuton no Jutsu: Reberu Di
- Najniższa ranga klanowa, która pozwala na wytworzenie Uwolnienia Drewna. Bardzo łatwo tego dokonać - wystarczy złożyć pieczęć Węża i przesłać chakrę do otoczenia. Pozwala to na szereg ciekawych możliwości - użytkownicy mogą wytwarzać proste drewniane przedmioty i kontrukcje, np. miecze, kije, drewniane bloczki, itd.. Drewno jest zbalansowane pod względem wytrzymałości i szybkości, przez co już teraz posiada uniwersalność niedostępną w przypadku innych Kekkei Genkai..
- Wytrzymałość
- Słaby
- Szybkość
- Słaby
- Zasięg
- Wielkość Max.
- Dodatkowe
- Przy Braku Skupienia Wielkości wynoszą 1/3 pierwotnej wartości
- Koszt Chakry KC E - 10%, KC D - 8%, KC C - 5%, KC B - 2%, KC A - 1% , KC S - 1%, KC S+ - niezauważalne koszty (na turę)
0 x
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Praca jaką wykonywaliśmy przebiegała przede wszystkim w milczeniu. Mało kto się odzywał, co najwyżej by jęknąć, westchnąć, albo zwrócić zawartość żołądka. Większość jednak milczeć, bo każde otwarcie buzi sprzyjało tej ostatniej czynności, której każdy chciałby za wszelką cenę uniknąć. Po uprzątnięciu zgliszcz osady, wszyscy znaleźliśmy się przy prowizorycznym budynku służącym w chwili obecnej do zabezpieczenia zwłok, tak aby ich jeszcze bardziej nie bezcześcić. Wykorzystałem chwilę tą - bo zapewne lepszej już bym nie znalazł - do zadania kilku pytań, a także do poinstruowania co powinni zrobić dalej. Żadne z moich działań nie spotkało się w tym momencie ze sprzeciwem, za co byłem wdzięczny zarówno opatrzności jak i ich zdrowemu rozsądkowi.
Z początku zakres informacji jaki uzyskałem od jednego z mężczyzn, tego który był dzień wcześniej - nie był zadowalający. Nie sądziłem, żeby stał za tym jakiś handlarz, który postanowił zakupić większą ilość piwa. Ot, tak jak wspomnieli, w pobliżu była to jedyna gospoda z alkocholem, co też nie dziwiło, że zamożniejsi ludzie chcieli się zaopatrzyć w większe ilości trunków. Powodów mogło być tego mnóstwo. Chęć przehandlowania z większym zyskiem? Organizowanie zaślubin i posiadanie czegoś czym można by uraczyć biesiadników? A może po prostu facet lubił więcej wypić i jego składzik szybko wysychał? W każdym razie kiwnięciem głową oznajmiłem, że zrozumiałem i dziękuje za te informacje - nie chciałem sprawiać wrażenia niewdzięcznego, ani tym bardziej znudzonego, bo to nie była sytuacja w której można sobie było na to pozwolić. Zrażeni takim zachowaniem pozostali, mogliby wtedy uznać inne cenne informacje za również mało wartościowej. A to by w znacznej mierze pogrzebało moje dalsze możliwości działania.
Gdy tak w ciszy analizowałem to, głos zabrał chłopak, który wcześniej odważył się dobitnie mi odpowiedzieć, aby dać mu spokój. Teraz jakby zmieszany, a może nawet zlękniony, podzielił się czymś co mogło mieć znaczenie dla sprawy. I to olbrzymie bo wspominało również o fakcie wymienionym przez Asuke. - Powiedzcie mi coś więcej o tej świątyni... Kto w niej przewodzi? - spokojnie zapytałem chłopaka, choć pytanie tak na prawdę kierowałem do wszystkich, starając nie okazywać się jak mnie to zainteresowało. Ponadto chłopak był poddenerwowany, stąd nie chciałem mu uświadamiać jak wielkie znaczenie mają te słowa. Zgodnie też z tym co mi podsuwał, odebrałem od niego żółte szkiełko, uważnie mu się przyglądając. Ciągle miałem w pamięci słowa Asuki, która wspominała o żółtych grudkach na wypalonej ziemi. Czy to o tym była mowa? Zbierając jednak ciała, nie dostrzegłem takich śladów.
- Widzieliście coś takiego może wcześniej? - zapytałem pozostałych mając na myśli przede wszystkim ów zniszczoną osadę i pokazując ostrożnie przekazany przed chwilą mi "artefakt". Tu przypuszczałem, że większą wiedzą mógł się wykazać najstarszy z mężczyzn, choć było to tylko przypuszczenie. Gdyby się okazało, że jednak każdemu z tu obecnych obce jest znalezisko, zamierzałem jeszcze raz przyjrzeć się dokładnie całemu pobojowisku. Spytałem jeszcze jednak chłopaka o to czy przypomina sobie dokładnie ile tych wozów było - to też mogło mieć znaczenie.
Z początku zakres informacji jaki uzyskałem od jednego z mężczyzn, tego który był dzień wcześniej - nie był zadowalający. Nie sądziłem, żeby stał za tym jakiś handlarz, który postanowił zakupić większą ilość piwa. Ot, tak jak wspomnieli, w pobliżu była to jedyna gospoda z alkocholem, co też nie dziwiło, że zamożniejsi ludzie chcieli się zaopatrzyć w większe ilości trunków. Powodów mogło być tego mnóstwo. Chęć przehandlowania z większym zyskiem? Organizowanie zaślubin i posiadanie czegoś czym można by uraczyć biesiadników? A może po prostu facet lubił więcej wypić i jego składzik szybko wysychał? W każdym razie kiwnięciem głową oznajmiłem, że zrozumiałem i dziękuje za te informacje - nie chciałem sprawiać wrażenia niewdzięcznego, ani tym bardziej znudzonego, bo to nie była sytuacja w której można sobie było na to pozwolić. Zrażeni takim zachowaniem pozostali, mogliby wtedy uznać inne cenne informacje za również mało wartościowej. A to by w znacznej mierze pogrzebało moje dalsze możliwości działania.
Gdy tak w ciszy analizowałem to, głos zabrał chłopak, który wcześniej odważył się dobitnie mi odpowiedzieć, aby dać mu spokój. Teraz jakby zmieszany, a może nawet zlękniony, podzielił się czymś co mogło mieć znaczenie dla sprawy. I to olbrzymie bo wspominało również o fakcie wymienionym przez Asuke. - Powiedzcie mi coś więcej o tej świątyni... Kto w niej przewodzi? - spokojnie zapytałem chłopaka, choć pytanie tak na prawdę kierowałem do wszystkich, starając nie okazywać się jak mnie to zainteresowało. Ponadto chłopak był poddenerwowany, stąd nie chciałem mu uświadamiać jak wielkie znaczenie mają te słowa. Zgodnie też z tym co mi podsuwał, odebrałem od niego żółte szkiełko, uważnie mu się przyglądając. Ciągle miałem w pamięci słowa Asuki, która wspominała o żółtych grudkach na wypalonej ziemi. Czy to o tym była mowa? Zbierając jednak ciała, nie dostrzegłem takich śladów.
- Widzieliście coś takiego może wcześniej? - zapytałem pozostałych mając na myśli przede wszystkim ów zniszczoną osadę i pokazując ostrożnie przekazany przed chwilą mi "artefakt". Tu przypuszczałem, że większą wiedzą mógł się wykazać najstarszy z mężczyzn, choć było to tylko przypuszczenie. Gdyby się okazało, że jednak każdemu z tu obecnych obce jest znalezisko, zamierzałem jeszcze raz przyjrzeć się dokładnie całemu pobojowisku. Spytałem jeszcze jednak chłopaka o to czy przypomina sobie dokładnie ile tych wozów było - to też mogło mieć znaczenie.
0 x
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Pojawił się trop, którego pociągnięcie dalej w obecnych okolicznościach wydawało się jedynym możliwym przedsięwzięciem. Nic innego poza tym nie miałem, choć liczyłem że dowiem się jeszcze czegoś po okazaniu wszystkim tu zebranym niezwykłego szkiełka, które chwile wcześniej przekazał mi młodzieniec. Moje oczekiwania jednak dość szybko się rozmyły, bo niestety nikt nie był mi w stanie czegokolwiek więcej powiedzieć, choć liczyłem że najstarszy z mężczyzn coś sobie jeszcze na ten temat przypomni. Z drugiej strony dowiedziałem się czegoś więcej o wspomnianej wcześniej świątyni, która mogła być również przystankiem dla zbrodniarzy o ile tylko faktycznie miałem właściwy trop. Jeżeli jednak tego nie sprawdzę to się nie dowiem.
- Sakura Hoonura - wymieniłem z imienia i nazwiska przełożoną klasztoru, upewniajac się że właściwie zapamiętałem. Jeżeli miałem przeprowadzić z nią rozmowę, wolałem nie przekręcić niczego z członów, bo nie wiadomo jakby to zostało odebrane, a nie chciałem zamykać żadnych ścieżek już na początku. - Dziękuje za te informacje. Zawsze to na początku jakiś punkt zaczepienia - stwierdziłem odbierając żółte szkiełko, które następnie ostrożnie wsunąłem do torby z uzbrojeniem. Rozejrzałem się dokoła, upewniając czy uczyniłem wszystko co mogłem. Plac został zbadany, ciała ułożone. Groźby niebezpieczeństwa raczej tu nie było, stąd był czas aby ruszać i rozpocząć właściwe śledztwo. Zanim jednak postanowiłem opuścić to miejsce, musiałem jeszcze raz upewnić się, czy wieśniacy aby na pewno mnie dobrze zrozumieli.
- Pamiętajcie teraz, że najbliższe dni będą kluczowe. Bądźcie ostrożni, trzymajcie blisko siebie jakąkolwiek broń i uważnie patrzcie obcym na dłonie. Przyślę do Waszej i do sąsiednich osad kogoś, by poinformował gdy zagrożenie zostanie wyeliminowane. Niech los Wam sprzyja - na sam koniec dorzuciłem, po czym kiwnąłem im głową na pożegnanie, a następnie ruszyłem w stronę klasztoru, traktem którym musiały jechać wozy. Skąd miałem taką wiedzę? Otóż przecież miałem ze sobą mapę Starszych na której były oznaczone ważniejsze tutaj lokacje.
Podróżując, tak jak poprzednio starałem się zachowywać podwyższoną ostrożność. Nasłuchiwałem oraz obserwowałem, ale też zastanawiałem się nad tym co zastanę gdy dotrę na miejsce. Ludzie wspomnieli, że jest to klasztor wyznający zasadę pokojowej egzystencji, więc raczej z ich strony nie spodziewałem się kłopotów. Bardziej martwił mnie ten korodów podróżnych, dlatego też starałem się nie marnować cennego czasu i dotrzeć tam jak najszybciej.
- Sakura Hoonura - wymieniłem z imienia i nazwiska przełożoną klasztoru, upewniajac się że właściwie zapamiętałem. Jeżeli miałem przeprowadzić z nią rozmowę, wolałem nie przekręcić niczego z członów, bo nie wiadomo jakby to zostało odebrane, a nie chciałem zamykać żadnych ścieżek już na początku. - Dziękuje za te informacje. Zawsze to na początku jakiś punkt zaczepienia - stwierdziłem odbierając żółte szkiełko, które następnie ostrożnie wsunąłem do torby z uzbrojeniem. Rozejrzałem się dokoła, upewniając czy uczyniłem wszystko co mogłem. Plac został zbadany, ciała ułożone. Groźby niebezpieczeństwa raczej tu nie było, stąd był czas aby ruszać i rozpocząć właściwe śledztwo. Zanim jednak postanowiłem opuścić to miejsce, musiałem jeszcze raz upewnić się, czy wieśniacy aby na pewno mnie dobrze zrozumieli.
- Pamiętajcie teraz, że najbliższe dni będą kluczowe. Bądźcie ostrożni, trzymajcie blisko siebie jakąkolwiek broń i uważnie patrzcie obcym na dłonie. Przyślę do Waszej i do sąsiednich osad kogoś, by poinformował gdy zagrożenie zostanie wyeliminowane. Niech los Wam sprzyja - na sam koniec dorzuciłem, po czym kiwnąłem im głową na pożegnanie, a następnie ruszyłem w stronę klasztoru, traktem którym musiały jechać wozy. Skąd miałem taką wiedzę? Otóż przecież miałem ze sobą mapę Starszych na której były oznaczone ważniejsze tutaj lokacje.
Podróżując, tak jak poprzednio starałem się zachowywać podwyższoną ostrożność. Nasłuchiwałem oraz obserwowałem, ale też zastanawiałem się nad tym co zastanę gdy dotrę na miejsce. Ludzie wspomnieli, że jest to klasztor wyznający zasadę pokojowej egzystencji, więc raczej z ich strony nie spodziewałem się kłopotów. Bardziej martwił mnie ten korodów podróżnych, dlatego też starałem się nie marnować cennego czasu i dotrzeć tam jak najszybciej.
0 x
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Wszystko co mogłem dla tych ludzi uczynić zrobiłem, pozostało się pożegnać, życzyć sobie szczęścia, a także przedłożyć najpotrzebniejsze w tej chwili rady. Gdy i to uczyniłem - w końcu się rozstaliśmy, a ja udając się w dalszą wędrówkę miałem nadzieję, że nie spotka tych ludzi nic złego. Wciąż miałem w głowie obraz śmierci i zniszczenia z poprzedniej wioski i miałem nadzieję, że już nigdy nie będę zmuszony patrzeć na to, przynajmniej w swoim ojczystym regionie. Świadomość, że takie cierpienia ponoszą Twoi rodacy, niosło straszne spustoszenie dla ducha, dlatego też spieszyłem się nie zatrzymując na żadne odpoczynki, by jak najszybciej dotrzeć do kolejnego punktu na mojej mapie i odsłonić kolejne puzzle w tej straszliwej układance.
Podróż na szczęście nie trwała długo - wynikało to przede wszystkim z niedużej odległości, która była w porównaniu do ostatniej wędrówki znacznie krótsza. Większych problemów z dotarciem na miejsce również nie miałem, po prawdzie wynikało to z posiadania mapy, a po drugie, że rozwidlenia które napotykałem znacząco odróżniały się od głównej ścieżki, która była po prostu wygodniejsza, solidniejsza i nasuwało przeświadczenie, że to tędy musiały podróżować wspominane wcześniej wozy. Teraz znajdując się na miejscu, widziałem przed sobą znaczny budynek, któremu jednak wielkością brakowało znacznie do tych największych w samej stolicy Shinrin. Co jednak najważniejsze - nie byłem tu sam. Chwile po przyjrzeniu się budowli dostrzegłem mężczyznę - wysoki, szczupło zbudowanego, który ubrany całkowicie na biało, jedynym towarzyszem jego był tak samo długi kij.
Zatrzymując się, pozwoliłem sobie na zachowanie dystansu. Nie chciałem w głupi sposób wpaść w jakąs zasadzkę o ile taka była zastawiona... a z drugiej strony też nie chciałem mężczyzny spłoszyć, tym bardziej że widocznie poruszyła go moja obecność tutaj. Pozwoliłem ciszy zawisnąć między nami, lustowanie siebie wzajemnie, a także okolicy było na chwile obecną jedyną czynnością jaką wykonałem, do momentu aż upłynęło kilka następnych chwil. Dopiero wtedy upewniając się, że jesteśmy tu sami, przemówiłem do mężczyzny.
- Zostałem tutaj przysłany przez władze osady Shinrin. Wioska, która sąsiadowała z Waszym kościołem została unicestwiona, a jej mieszkańcy wyrżnięci. Muszę porozmawiać z przeorą tego zakątka, Sakurą Hoonura - oznajmiłem poważnie, dalej zachowując dystans, ale grając w otwarte karty. Ubiór jak i postawa mężczyzny wskazywała mi, że mam właśnie do czynienia z człowiekiem wyznającym kult pacyfizmu, choćby jego broń mogła na to wskazywać. Miałem tylko nadzieję, że ten kult nie broni im rozmawiać z nieznajomymi... Czas naglił.
Podróż na szczęście nie trwała długo - wynikało to przede wszystkim z niedużej odległości, która była w porównaniu do ostatniej wędrówki znacznie krótsza. Większych problemów z dotarciem na miejsce również nie miałem, po prawdzie wynikało to z posiadania mapy, a po drugie, że rozwidlenia które napotykałem znacząco odróżniały się od głównej ścieżki, która była po prostu wygodniejsza, solidniejsza i nasuwało przeświadczenie, że to tędy musiały podróżować wspominane wcześniej wozy. Teraz znajdując się na miejscu, widziałem przed sobą znaczny budynek, któremu jednak wielkością brakowało znacznie do tych największych w samej stolicy Shinrin. Co jednak najważniejsze - nie byłem tu sam. Chwile po przyjrzeniu się budowli dostrzegłem mężczyznę - wysoki, szczupło zbudowanego, który ubrany całkowicie na biało, jedynym towarzyszem jego był tak samo długi kij.
Zatrzymując się, pozwoliłem sobie na zachowanie dystansu. Nie chciałem w głupi sposób wpaść w jakąs zasadzkę o ile taka była zastawiona... a z drugiej strony też nie chciałem mężczyzny spłoszyć, tym bardziej że widocznie poruszyła go moja obecność tutaj. Pozwoliłem ciszy zawisnąć między nami, lustowanie siebie wzajemnie, a także okolicy było na chwile obecną jedyną czynnością jaką wykonałem, do momentu aż upłynęło kilka następnych chwil. Dopiero wtedy upewniając się, że jesteśmy tu sami, przemówiłem do mężczyzny.
- Zostałem tutaj przysłany przez władze osady Shinrin. Wioska, która sąsiadowała z Waszym kościołem została unicestwiona, a jej mieszkańcy wyrżnięci. Muszę porozmawiać z przeorą tego zakątka, Sakurą Hoonura - oznajmiłem poważnie, dalej zachowując dystans, ale grając w otwarte karty. Ubiór jak i postawa mężczyzny wskazywała mi, że mam właśnie do czynienia z człowiekiem wyznającym kult pacyfizmu, choćby jego broń mogła na to wskazywać. Miałem tylko nadzieję, że ten kult nie broni im rozmawiać z nieznajomymi... Czas naglił.
0 x
Re: Północne Tereny, gdzieś przy granicy z Sakai
Chwila milczenia jaka zapadła między mną, a nieznajomym łysym strażnikiem, nieco się dłużyła, aż ostatecznie to ja ją postanowiłem przerwać, tłumacząc swój pobyt przybycia. Moja uwaga wyraźnie zaskoczyła jak i wzburzyła kapłana, co też odebrałem z smutnym, ale jednak zadowoleniem. Oznaczało to, że mam przed sobą kogoś, nie zadufanego w sobie, osobę której dobro innych również w pewnym sensie leży na sercu. Mężczyzna zakomunikował, że owszem wpuści mnie, ale to od samej przeory będzie zależało, czy do spotkania dojdzie.
- Rozumiem, prowadź więc - rzuciłem w jego stronę, z zrozumieniem, że on sam nie może podejmować dalszych decyzji, był jedynie strażnikiem bądź kimśkolwiek komu akurat przydzieloną taką role. Kto inny był tu od wydawania rozkazów i skoro otrzymałem wcześniej informację, że to kobieta prowadzi tą świątynie - nie byłem zaskoczony taką decyzją. Kapłan nie wdawał się dalej w zbędne pogawędki, tylko od razu skierował swoje kroki do kaplicy, otworzył na oścież przestronne drzwi, a następnie gestem nakazał ruszać dalej, co też uczyniłem.
Środek świątyni w środku wydał się znacznie większy niż z zewnątrz. Środkiem korytarza przebiegały po obu stronach liczne przesuwane drzwi co mogło nasuwać przypuszczenie, że mieszczą się tam klitki mieszkańców tego budynku. Nieco dalej następowało rozszerzenie korytarza, gdzie też mieściły się schody na górę, a także przejście na dół. To w tamtą stronę poprowadził mężczyzna gdzie ukazał się nam podobny widok, z tym wyjątkiem że kilka innych wejść opartych było nie na suwakach, a na zawiasach. To do właśnie jednych z takich drzwi podeszliśmy, gdzie też towarzyszący mi "strażnik" zapukał.
Po kilku sekundach w uchylonej wnęca ukazała nam się kwadratowa szczęka postawnego mężczyzny. To co jednak przede wszystkim w pierwszej kolejności rzuciło mi się w oczy to co miał przy sobie, a mianowicie glewia, której było dalej do pacyfistycznej broni. Mężczyzna wymienił krótko z chwile wcześniej poznanym przeze mnie strażnikiem kilka uwag, sugerując również, że to co mówiłem mogło być zwyczajnym kłamstwem, ale w końcu postanowił zgodzić się zapytać o zgodę "matkę". Przypuszczałem, że może tu się więcej ludzi tak zwraca do tej kobiety, choć zaniepokoiła mnie wiadomość i jej niedobrym stanie. Chwile wcześniej słyszałem równie niepokojącą informację o tym, że zniszczona wioska jest kolejnym nieszczęściem jakie ich dotknęło. Czyżby chodziło tu własne o to?
Czas niezmiernie mi się dłużył za drzwiami w oczekiwaniu na podjętą przez nich decyzje. W pewnym momencie miałem wrażenie, że mija już któraś minuta, choć w rzeczywistości mogły to być tylko sekundy, gdy wreszcie usłyszałem ruch za drzwiami, a chwile potem te otworzyły się na oścież. Zaproszony do środka i ostrzeżony aby nie sprawiać problemów, kiwnięciem głowy potwierdziłem że zdaje sobie sprawę z możliwych konsekwencji i aby nie tracić więcej cennego czasu, przeszedłem przed próg drzwi. Znalazłem się tym samym w bardzo przestrzennym pomieszczeniu którego centralnym punktem było z pewnością potężne łoże na którym spoczywała drobna, starsza kobieta. W jej włosach był wpięty była czerwona wstążka, kolejny charakterystyczny symbol-kolor, który widziałem też na głowie ostrzegającego mnie mężczyzny. Kolejną rzeczą rzucającą się w oczy w jej przypadku to bandaż, który okrywał jej szyję. Przy jej łożu znajdowało się dwóch kolejnych postawnych mężćzyzn, którzy znacznie przewyższali mnie swoją budową. Czy budziło to mój respekt? W moim przypadku dużo większe znaczenie miało to co przy sobie nosili - kolejny dowód na ich pacyfizm. Lustrując spojrzeniem całe swoje otoczenie, zaczynałem nabierać nieprzyjemnego wrażenie, że wystarczy jeden niezrozumiały gest z mojej strony, a może polać się krew.
Do głowy przyszła mi też całkiem zabawna, czy też przerażająca myśl, że może wcale nie mam do czynienia z uczniami ów kultu, tylko z przebierańcami, którzy podszyli się pod to założenie, aby ukryć się przed pościgiem...
- Sakuro Hoonura - dono, wybacz że zakłócam Twój spokój, ale niedawne zdarzenia nie pozwalają czekać. Osada, która z Wami sąsiaduje została dzisiejszej nocy unicestwiona. Jej mieszkańcy nie żyją - zostali złożeniu bez honoru w jeden stos uwieńczony nabitą na widły głową - oznajmiłem, lustrując każdego z osobna swoim twardym spojrzeniem, nie zamierzając tracić słów na łagodne określenia, bo też chciałem aby Ci ludzie poczuli słuszny gniew, wzburzenie, co też mogło ich ukierunkować na współpracę ze mną - Zamierzam odnaleźć winnych tej zbrodni, a moim jedynym tropem jest karawana, która musiała tędy przejeżdżać. Pozwólcie, że coś Wam także pokaże - dodałem, po czym jedną rękę uniosłem do góry podniesioną w z otwartymi palcami w celu ukazania, że nie mam złych zamiarów, a drugą powoli sięgnąłem do torby gdzieś też schowałem znalezione szkiełko, które było jedyną tajemniczą pozostałością, scalającą do kupy tą historię - Czy wiecie co to jest? Kobieta, której udało się do Shinrin dotrzeć i powiadomić o tej zbrodni, mówiła że na zgliszczach spalonej osady... Było tego pełno. Po moim przybyciu nic jednak takiego nie widziałem. To jedyny ślad potwierdzający ów historię. Moje spojrzenie powróciło do kobiety, zastanawiałem się czy może odpowiadać, czy też doznane obrażenia czy też choroba jej to uniemożliwia. Nie wiedziałem co jej się przydarzyło, co jej dolega, przypuszczałem że zaraz mogę poznać część tej historii i na jej podstawie podejmę kolejne decyzje. Mężczyźni Ci mogli nie wiedzieć, że posiadam pewne umiejętności, którego by tu mogły pomóc...
- Rozumiem, prowadź więc - rzuciłem w jego stronę, z zrozumieniem, że on sam nie może podejmować dalszych decyzji, był jedynie strażnikiem bądź kimśkolwiek komu akurat przydzieloną taką role. Kto inny był tu od wydawania rozkazów i skoro otrzymałem wcześniej informację, że to kobieta prowadzi tą świątynie - nie byłem zaskoczony taką decyzją. Kapłan nie wdawał się dalej w zbędne pogawędki, tylko od razu skierował swoje kroki do kaplicy, otworzył na oścież przestronne drzwi, a następnie gestem nakazał ruszać dalej, co też uczyniłem.
Środek świątyni w środku wydał się znacznie większy niż z zewnątrz. Środkiem korytarza przebiegały po obu stronach liczne przesuwane drzwi co mogło nasuwać przypuszczenie, że mieszczą się tam klitki mieszkańców tego budynku. Nieco dalej następowało rozszerzenie korytarza, gdzie też mieściły się schody na górę, a także przejście na dół. To w tamtą stronę poprowadził mężczyzna gdzie ukazał się nam podobny widok, z tym wyjątkiem że kilka innych wejść opartych było nie na suwakach, a na zawiasach. To do właśnie jednych z takich drzwi podeszliśmy, gdzie też towarzyszący mi "strażnik" zapukał.
Po kilku sekundach w uchylonej wnęca ukazała nam się kwadratowa szczęka postawnego mężczyzny. To co jednak przede wszystkim w pierwszej kolejności rzuciło mi się w oczy to co miał przy sobie, a mianowicie glewia, której było dalej do pacyfistycznej broni. Mężczyzna wymienił krótko z chwile wcześniej poznanym przeze mnie strażnikiem kilka uwag, sugerując również, że to co mówiłem mogło być zwyczajnym kłamstwem, ale w końcu postanowił zgodzić się zapytać o zgodę "matkę". Przypuszczałem, że może tu się więcej ludzi tak zwraca do tej kobiety, choć zaniepokoiła mnie wiadomość i jej niedobrym stanie. Chwile wcześniej słyszałem równie niepokojącą informację o tym, że zniszczona wioska jest kolejnym nieszczęściem jakie ich dotknęło. Czyżby chodziło tu własne o to?
Czas niezmiernie mi się dłużył za drzwiami w oczekiwaniu na podjętą przez nich decyzje. W pewnym momencie miałem wrażenie, że mija już któraś minuta, choć w rzeczywistości mogły to być tylko sekundy, gdy wreszcie usłyszałem ruch za drzwiami, a chwile potem te otworzyły się na oścież. Zaproszony do środka i ostrzeżony aby nie sprawiać problemów, kiwnięciem głowy potwierdziłem że zdaje sobie sprawę z możliwych konsekwencji i aby nie tracić więcej cennego czasu, przeszedłem przed próg drzwi. Znalazłem się tym samym w bardzo przestrzennym pomieszczeniu którego centralnym punktem było z pewnością potężne łoże na którym spoczywała drobna, starsza kobieta. W jej włosach był wpięty była czerwona wstążka, kolejny charakterystyczny symbol-kolor, który widziałem też na głowie ostrzegającego mnie mężczyzny. Kolejną rzeczą rzucającą się w oczy w jej przypadku to bandaż, który okrywał jej szyję. Przy jej łożu znajdowało się dwóch kolejnych postawnych mężćzyzn, którzy znacznie przewyższali mnie swoją budową. Czy budziło to mój respekt? W moim przypadku dużo większe znaczenie miało to co przy sobie nosili - kolejny dowód na ich pacyfizm. Lustrując spojrzeniem całe swoje otoczenie, zaczynałem nabierać nieprzyjemnego wrażenie, że wystarczy jeden niezrozumiały gest z mojej strony, a może polać się krew.
Do głowy przyszła mi też całkiem zabawna, czy też przerażająca myśl, że może wcale nie mam do czynienia z uczniami ów kultu, tylko z przebierańcami, którzy podszyli się pod to założenie, aby ukryć się przed pościgiem...
- Sakuro Hoonura - dono, wybacz że zakłócam Twój spokój, ale niedawne zdarzenia nie pozwalają czekać. Osada, która z Wami sąsiaduje została dzisiejszej nocy unicestwiona. Jej mieszkańcy nie żyją - zostali złożeniu bez honoru w jeden stos uwieńczony nabitą na widły głową - oznajmiłem, lustrując każdego z osobna swoim twardym spojrzeniem, nie zamierzając tracić słów na łagodne określenia, bo też chciałem aby Ci ludzie poczuli słuszny gniew, wzburzenie, co też mogło ich ukierunkować na współpracę ze mną - Zamierzam odnaleźć winnych tej zbrodni, a moim jedynym tropem jest karawana, która musiała tędy przejeżdżać. Pozwólcie, że coś Wam także pokaże - dodałem, po czym jedną rękę uniosłem do góry podniesioną w z otwartymi palcami w celu ukazania, że nie mam złych zamiarów, a drugą powoli sięgnąłem do torby gdzieś też schowałem znalezione szkiełko, które było jedyną tajemniczą pozostałością, scalającą do kupy tą historię - Czy wiecie co to jest? Kobieta, której udało się do Shinrin dotrzeć i powiadomić o tej zbrodni, mówiła że na zgliszczach spalonej osady... Było tego pełno. Po moim przybyciu nic jednak takiego nie widziałem. To jedyny ślad potwierdzający ów historię. Moje spojrzenie powróciło do kobiety, zastanawiałem się czy może odpowiadać, czy też doznane obrażenia czy też choroba jej to uniemożliwia. Nie wiedziałem co jej się przydarzyło, co jej dolega, przypuszczałem że zaraz mogę poznać część tej historii i na jej podstawie podejmę kolejne decyzje. Mężczyźni Ci mogli nie wiedzieć, że posiadam pewne umiejętności, którego by tu mogły pomóc...
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości