W tym dziale można zapoznać się z poprawną kartą postaci, a także pobrać jej wzór, który należy uzupełnić i wrzucić do tego działu. Po otrzymaniu akcepta można zacząć rozgrywkę!
Kaito Ishikawa
Posty: 10 Rejestracja: 14 sie 2025, o 11:52
Wiek postaci: 33
Ranga: Dōkō
Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=229047#p229047
Aktualna postać: Kaito Ishikawa
Post
autor: Kaito Ishikawa » 14 sie 2025, o 14:00
DANE PERSONALNE
IMIĘ: Kaito
NAZWISKO: Ishikawa (石川) – „Kamienna rzeka”
PRZYNALEŻNOŚĆ: Atarashi (Yamamoto Kazuo)
WIEK: 25
DATA URODZENIA: 370
PŁEĆ: M
WZROST | WAGA: 180| 90
RANGA: Dōkō
APARYCJA
WYGLĄD:
- Atletyczny
- Brunet z kucykiem przewiązany ozdobnym rzemieniem z koralikami
- Czarne oczy
- Skupiony wyraz twarzy
- Trzydniowy zarost
- Zarysowane linie szczęki
Kaito był postawnym mężczyzną o atletycznej budowie ciała. Mierzył sobie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu oraz ważył dziewięćdziesiąt kilogramów. Był brunetem, który posiadała grube, średniej długości włosy, które związywał w samurajski kok przewiązany ozdobnym rzemieniem z koralikami. Nie był typem pięknisia, więc z reguły można było go spotkać z dwu- trzydniowym zarostem. Długie i cienkie czarne brwi świetnie współgrały z jego oczami o kolorze czerni. Miał zarysowaną linię dolnej szczęki co nadawało mu bardzo męskiego wyglądu. Patrząc na niego rzadko można było na jego twarzy zobaczyć radość czy smutek. Starał się być zawsze skupionym, zdyscyplinowanym na celu mężczyzną, co prowadziło do tego, że ludzie często mogli mieć problem z rozpoznaniem jego emocji. W skrajnych przypadkach ludzie mylili jego skupienie z rozgniewaniem bądź nawet złością.
UBIÓR:
Ubiór w zwyczajny dzień
- Katana - Seiryū (青龍) – „Błękitny Smok”
- Wakizashi - Mizuhibiki (水響) – „Echo Wody”
- Granatowe kimono w morskie wzory
- Szare, luźne spodnie
- Białe skarpetki
- Drewniane sandały
- Pas obi w morskim odcieniu
Najbliżej ciału Kaito nosił lekką, bawełnianą koszulę shitagi oraz przepaskę biodrową fundoshi. Na nogi zakładał szerokie spodnie typu hakama o kolorze morskiej toni, które były gładkie, aby zapewnić swobodę ruchów. Na to miał założone szerokie kimono o długich rękawach. Tkanina była w odcieniach granatu i szarości, z subtelnymi złotymi wzorami przypominającymi motyw fal. Nosił też specjalny pas obi, którym przepasał kimono i hakamę, wykorzystywał go też do mocowania broni. Zestaw dwóch mieczy daisho, czyli katany i wakizashi, które były w morskich wzorach nosił po lewej stronie. Na sam koniec warto wspomnieć o obuwiu, na co dzień chodził w sandałach geta, które zakładał na białe skarpetki tabi
Ubiór na misji
- Zbroja - Shio-no-Kami Yoroi (潮の神鎧) – „Zbroja Pana Przypływów”
- Katana - Seiryū (青龍) – „Błękitny Smok”
- Wakizashi - Mizuhibiki (水響) – „Echo Wody”
Oprócz zestawu daisho, podczas misji, potyczek nosił zbroję swego rodu która była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Była to efektowną zbroja w odcieniach głębokiego błękitu, utrzymaną w stylu ō-yoroi z wyraźnymi wpływami dekoracyjnymi. Zaczynając od góry, na głowie nosił hełm Kaburo, wysoki, z szerokim, błyszczącym grzebieniem w kształcie półksiężyca. Do jej dopełnienia zakładał maskę memo, która skutecznie zakrywała dolną część twarzy, nadając jej złowrogi wyraz. Idąc niżej nosił opancerzenie Do, które chroniło jego tors. Jest to segmentowy kirys z poziomymi, lakierowanymi płytami, które zapewniają elastyczność i ochronę. Miał też naręczaki sode, które były szerokimi, prostokątnymi osłonami ramion, składające się głównie z płyt. Częścią zbroi która chroniła jego przedramiona było kote, które chroniły całe ręce. Do osłony bioder wykorzystywał kusazuri czyli kilka szerokich paneli opadających z dolnej części kirysu. Na nogach miał nałożone haidate osłaniające uda oraz suneate strzegące jego goleni. Cała zbroja utrzymana jest w jednolitej, ciemnoniebieski kolorystyce z jaśniejszymi, falistymi zdobieniami, które wskazywały na wojownika zrodzonego z wody.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
- Niezłomny w przestrzeganiu kodeksu bushidō
- W walce szybki, precyzyjny, unikający zbędnego okrucieństwa
- Porywczy w obliczu niesprawiedliwości
- Działa w imię wartości, nawet kosztem własnego bezpieczeństwa
Ishikawa Kaito to wojownik, którego życie i decyzje kształtuje siedem cnót bushidō. Bezkompromisowo broni sprawiedliwości (Gi) i stawia czoło zagrożeniom z rozwagą, lecz bez strachu (Yū). Wspiera słabszych, wobec których nie może przejść obojętnie(Jin), zachowując szacunek i uprzejmość nawet wobec wroga (Rei). Jego słowo jest nierozerwalną przysięgą (Makoto), a honor stanowi fundament jego życia (Meiyo). Wierny swojemu panu (Chūgi), gotów jest jednak przeciwstawić się każdemu, kto sprzeniewierzy się drodze wojownika.
Choć zwykle opanowany Kaito ma jedną wadę jest to porywczość. W sytuacjach, gdy ktoś jawnie łamie zasady honoru lub krzywdzi niewinnych, reaguje gwałtownie i impulsywnie. Potrafi rzucić się do walki bez pełnego rozpoznania w sytuacji, co naraża go na niepotrzebne ryzyko i może prowadzić do konfliktów. Bywa ślepy na intrygi, a gdy emocje biorą górę, skupia się na przeciwniku tu i teraz.
BUSHIDO:
Gi (義) – Prawość / Sprawiedliwość
Yū (勇) – Odwaga
Jin (仁) – Współczucie / Miłosierdzie
Rei (礼) – Uprzejmość / Szacunek
Makoto (誠) lub Shin (信) – Szczerość i uczciwość
Meiyo (名誉) – Honor
Chūgi (忠義) – Lojalność
HISTORIA:
I. DZIECIŃSTWO
____________________________________
U rodziłem się w Teiz trzysta siedemdziesiątego roku, zostając dzieckiem jesieni. Moja mama zmarła podczas porodu, przez co nie miałem szansy aby ją poznać. Ojciec zaś był głową niewielkiego klanu Ishikawa, smoczych wojowników wody jak się o nas mawiało, mój ród służył pomniejszemu władcy, który zarządzał kawałkiem tamtejszych ziem.
W ychowywały mnie ciotki i sąsiadki dlatego nigdy nie brakowało mi mamy, zwłaszcza ciotka Jun była mi bardzo bliska, dla której byłem kolejnym synem do opieki. Od maleńkości bawiłem się z innymi wioskowymi dziećmi w honorowych samurajów i krwiożerczych roninów. Jako jeden z nielicznych odebrałem bardzo dobrą edukację, mianowicie nauczyłem się czytać i liczyć, już wtedy wiedziałem, że moim przeznaczeniem było zostanie samurajem. Dlatego tylko kroczyłem po ścieżce już dawno mi wyznaczonej.
T o sielskie życie trwało z dziesięć lat podczas którego nauczyłem się również władać kataną, a właściwie to bokenem osiągając poziom podstawowy w tej sztuce. Jednak niestety tego roku coś się zmieniło w moim życiu, pan mego ojca zginął w spisku, mojemu klanowi nie udało się go uchronić. Hańba spadła na nasz klan, zmuszeni opuściliśmy nasze rodzinne strony i osiedliliśmy się przy jednym z brzegów Atsui.
D o tego momentu, od samego początku, cały czas wpajane były mi zasady, składające się na kodeks bushido. Na początku byłem krnąbrnym urwisem, jednak pod wpływem wpajanych nauk, kar cielesnych oraz dyscypliny dobijając do brzegu Atsui stałem się statecznym młodzieńcem, który chciał się pokazać z jak najlepszej strony.
M oje życie nie utraciło na kolorycie po przeprowadzce, wciąż odbierałem lekcję, miałem ukochaną ciocię oraz surowego lecz sprawiedliwego ojca, który w wolnych chwilach uczył mnie wszystkiego co wie. Karmiliśmy mój umysł jak i ciało, jednego dnia musiałem odpowiedzieć na pytanie co to jest "prawda" ? A drugiego wykonać tysiąc wymachów bokenem.
D orastałem, a z tym procesem wiązał się fakt, że coraz więcej słyszałem i widziałem. A dowiedziałem się, że wojownicy z mego klanu próbują zasadzić się na mordercę swojego dawnego pana, aby odzyskać honor i pozbyć się plamy na honorze. Przeraziłem się bowiem doskonale zdawałem sobie sprawę z tego jak kończy się odzyskanie honoru przez samuraja. Należało pomścić śmierć pana zabijając jego mordercę po czym dokonywało się ceremonialnego seppuku. Strach zawładnął całym moim ciałem, jednak w myślach powtarzałem sobie wszystkie zasady bushido. Zatrzymałem się na meiyo, przypominając sobie wszystkie lekcje, które odebrałem w tym zakresie. Wiedziałem, że honor dla samuraja jest wszystkim.
II. ŚMIERĆ OJCA
____________________________________
O d któregoś dnia, nie jestem w stanie przypomnieć sobie dokładnie od którego zacząłem ze swoim ojcem spędzać więcej czasu. Zabrał się za moją edukację, a dokładniej za tą część, która dotyczyła historii mojego klanu. Klan Ishikawa powstał z namaszczenia mojego rodu przez samego boga, władcę mórz i oceanów Watatsumi`ego. Z jego pomocą zostały stworzone nasze zbroje, a bronie wykute, pierwszą zbroję i zestaw daisho posiadał mój tata. Piękna zbroja nosiła nazwę 2 Shio-no-Kami Yoroi, która była ponoć stworzona ze skóry samego Watatsumi'ego. Ostrze, 3 Seiryū - gdyż jeden z czterech świętych strażników, użyczył ostrzu swej siły. W ostatnie Wakizashi, nasz patron i Bóg podczas przekuwania użyczył swego głosu do chłodzenia stali, od momentu kiedy zakończono nad nim pracę, nadano mu imię 4 Mizuhibiki. Tak była uzbrojona moja męska linia przodków, która walczyła od zarania dziejów.
P o uzyskaniu błogosławieństwa zaczęto mówić o naszych wojownikach: 1 mizu kara umareta senshi. Każdy bez wyjątków odnosił się do tych nazw z wielką dumą i estymą, czując, że to właśnie on jest Bożym wybrańcem. Na myśl, że dostąpie zaszczytu i sam będę takim doskonałym samurajem mającym po swojej stronie moc samego Boga, ogarniał mnie zachwyt i przepełniała duma.
W tym samym okresie mój tata coraz częściej wraz z pozostałymi wojownikami klanu udawał się na misję. Nie wiedziałem czego konkretnie dotyczyły te wszystkie zadania, ale moim obowiązkiem było przed każdą z nich pomóc mojemu tacie w ubraniu się w zbroję. Za każdym razem odprawialiśmy krótki rytuał, podczas którego prosiliśmy Bogów o pomyślność dla ekspedycji. Żarliwie i gorąco błagałem, aby memu tacie nic się złego nie stało, na szczęście boża łaska była po naszej stronie, a dyscyplina we wszystkich ogromna jak i sam talent do miecza, który "wykuwany" był latami.
P amiętam tą ostatnią misję, z której ze wszystkich samurajów klanu Ishikawa, wrócił mój ojciec oraz wujek. Tamtego dnia, pierwszy raz od wielu lat widziałem, jak tata jest szczęśliwy, jak się uśmiecha, a nawet dowcipkuje z ciocią. Na ich cześć odbyła się duża jak na naszą społeczność, uroczystość na cześć bohaterów. Okazało się bowiem, że drużynie pod wodzem mojego rodziciela udało się w końcu zabić tego, który uśmiercił ich pana.
Z a kolejnych kilka dni, zostałem oficjalnie mianowany na samuraja, a wraz z nominacją dostałem zbroję i daisho mojego taty. Łzy napłynęły mi do oczu, a klatka targnęła się w szlochu do góry. Wiedziałem co zaraz nastąpi, byłem tego uczony, a wręcz wpajano mi, ale właśnie teraz stałem przed tym wydarzeniem postawiony, oglądając wszystko z pierwszych miejsc. Nie wiedziałem co mam czynić i wtedy dostałem silny cios, który został mi wymierzony przez mego ojca. Spojrzałem na niego przez łzy oszołomiony.
- Głupcze, to czas na radość, łzy zostaw kobietą. Zamierzamy dopełnić oczyszczenia honoru rodu Ishikawa. Wszyscy w Teiz oraz Yinzin wiedzą już, że odzyskaliśmy nasze dobre imię. Zostajesz samurajem bez plamy na honorze, bez ciężaru przewin swoich przodków. Przestrzegaj bushido i znajdźcie sobie pana, najgorsze co może być na tym świecie to samuraj błąkający się jak bezpański pies.
Przetarłem załzawione oczy, wróciłem do wcześniejszej pozycji, skłoniłem się nisko i odpowiedziałem:
- Tak ojcze. Jestem zaszczycony mogąc zostać kolejnym samurajem rodu Ishikawa
Mój tata z wujem popełnili rytuał seppuku dwa dni później, asystowałem przy tym...
P od sobą miałem trzydziestkę ludzi, ja, zwykły młokos, jednak moje panowanie nie trwało za długo. Przyszła zima, a wraz z nią choroby, które pochłonęły prawie wszystkich. Starałem się uzyskać medykamenty, jednak były ono stanowczo za drogie, nie wierzyłem w panów, którzy mnie otaczali, w moich oczach byli źli do szpiku kości. Dlatego też nająłem się jako najemnik...
W iele razy wracam do tych dni pamięcią i zastanawiam się, czy nie złamałem słowa danego ojcu, że znajdę pana. Za każdym razem dochodzę do wniosku, że nie, kodeks bushido był dla mnie o wiele ważniejszy, tak samo zresztą jak był i dla mojego taty. Nie potrafiłem znieść krzywdy niewinnych, a krzywdzenie ich było powszechną normą w tych czasach, w których przyszło mi żyć. Dlatego bez większego niepokoju w sercu pracowałem jako najemnik, zbierając pieniądze dla ludzi, którymi przyszło mi się opiekować.
P o krótkim czasie, za zebrane pieniądze kupiłem wszystko co było mi trzeba i wróciłem do mojej małej wioski... Niestety na miejscu zastałem jedynie śmierć, choroba zabiła wszystkich nie licząc chłopca o imieniu Shindo. Chcieliśmy oddać hołd zmarłym i dla wszystkich wykonaliśmy rytualne pożegnanie. Pracy było bardzo wiele, uwijaliśmy się w pocie czoła, a kiedy przyszło nam kończyć, zmuszony byłem również i dlatego małego Shindo odprawić pożegnanie. Dzieciak był chory, pomimo otrzymaniu lekarstwa i względnie dobrej kondycji, zmarł. Najwidoczniej i na jego ratunek było stanowczo za późno.
III. WOJNA
____________________________________
O sadę opuściłem jeszcze tego samego dnia, udając się w głąb lądu w celu poszukiwania pana. Takowego jeszcze nie znalazłem, a mamiony niesieniem pomocą niewinnym, przystąpiłem do konfliktu pomiędzy kontynentem, a "dzikimi". Nauczka dla mnie, aby nie być ślepym na propagandę i nie dawać wiary we wszystko, jednak nie wyprzedzajmy faktów.
P rzyszło mi walczyć ramię w ramię z różnej maści typami spod ciemnej gwiazdy, z początku nawet wierzyłem, że o to rozbójnicy weszli na ścieżkę prawych ludzi. Bardzo mnie to cieszyło i w głębi gorąco im kibicowałem, chcąc aby znaleźli siły na dopełnienia przemiany. Chciałem, aby stali się pełnoprawnymi wojownikami.
M oje płonne marzenia szybko uleciały gdzieś w przestworzach, a właściwie nie zdążyłem się nimi jeszcze dobrze nacieszyć, a już musiałem się pożegnać. Wysłuchanie licznych niegodnych historii, gdzie ludzie z którymi przyszło mi spać pod jednym dachem dokonywali czynów niegodnych, wielce mną wstrząsnęło. Obrzydziło mi ich towarzystwo do tego stopnia, że wolałem spać na zewnątrz. Ba ! Wolałbym spać nawet ze świniami, gdyż podejrzewałem, że nawet świnia miała więcej honoru, aniżeli ci po żal się Boże najemnicy.
R ozpocząłem wykonywanie zadań, pierwsze bez większych przeszkód, natrafiłem na małą grupkę wojowników wroga, po oddaniu pokłonu przeszliśmy do walki z której wyszedłem nie tylko zwycięsko, ale również bez szwanku. Po bitwie również oddałem należyty szacunek swoim oponentom, każdy mój wróg mógł liczyć na cały pokład mego szacunku jakim byłem w stanie obdarzyć drugiego człowieka. Po zadaniu, pieniądze odłożyłem do swojej skrytki zostawiwszy sobie jedynie tyle, aby wystarczyło mi na jedzenie i napitek.
S troniłem od alkoholu i kobiecych wdzięków za pieniądze, pierwsze było w stanie odebrać mężczyźnie honor i dobre imię na które pracował przez tyle lat. Kobiety zaś lubiłem, a w przyszłości planowałem mieć żonę, jednak na wybrankę serca jak do tej pory nie natrafiłem. A kurtyzany mnie brzydziły, w tych kwestiach nie byłem w stanie sobie wyobrazić, dlaczego mężczyźni podnoszą z ziemi same śmieci. Śmieci, które już dawno temu straciły swoją wartość, nie przypominając tym samym piękno oryginału.
P óźniej przyszły kolejne zadania, na jednym podpadłem swojej grupie rzezimieszków przez co finalnie wylądowałem w innej drużynie. A co takiego zrobiłem ? Zabroniłem zabawy życiem wojowników, o mało nie zabierając życia swoim. Niektórzy członkowie mojego zespołu podjęli się czynów haniebnych, nie godnych miana samuraja. Po zwycięskich pojedynkach, zaczęli się pastwić na pokonanymi, próbowali zabrać broń konającym, aby ci nie mogli pożegnali się z tym światem z orężem w ręku. Rozwścieczył mnie ten incydent, starając się kontrolować zagroziłem, że kolejny taki występek zakończy się, że będę zmuszony do wyciągnięcia swej katany oraz pozwolenia jej na to, aby przemówiła. Pewnie skończyłoby się to pojedynkiem na śmierć i życie, ale dowódca w porę ugasił pragnienia niektórych na walkę.
M oja ostatnia misja, była kroplą, która przelała czarę goryczy, okazało się, że dostałem się do jeszcze bardziej bestialskiej drużyny. Od samego początku, przeczuwałem, że mogą być kłopoty, jednak z hasłem niesienia pomocy niewinnym poszedłem na pole bitwy. Swój pojedynek zakończyłem po wyrównanej potyczce, jednak z zachowaniem wszelkich norm: delikatny ukłon na początek, kilka zabójczych cięć, oddanie hołdu na koniec. Schowałem swój miecz, jednak kiedy ujrzałem jak jeden z moich "towarzyszy" zabija niewinnego cywila, a po tym zmierzał do kolejnych ludzi. Ludzi którzy uprawiali na tych ziemiach rolę, złapałem za rękojeść...
- Zaniechaj tego czynu ! Słyszysz co do ciebie mówię, zaniechaj ! Tak, się nie godzi ! To nie dopuszczalne ! Zaniechaj albo moje ostrze przemówi !
Mężczyzna tylko roześmiał się, chcąc na moich oczach uśmiercić małą dziewczynkę, gdy tylko podniósł swój oręż, jego głowa spadła. Odciągnąłem dziecko na bok i kazałem uciekać do lasu, a samemu rozejrzałem się po przerażającej scenerii. Pozostali też próbowali zamordować albo zgwałcić tych biednych, niewinnych ludzi. Moje serce opanował gniew jakiego jeszcze nigdy nie zaznałem, tylko dyscyplina i solidne szkolenie pozwoliło utrzymać się w ryzach i nie stracić z tej złości świadomości.
W tamtej chwili po przerwaniu jeszcze dwóch napaści, zmuszony byłem zetrzeć się z pozostałą częścią drużyny, którzy mieli walczyć ze mną ramię w ramię dla zasad i niewinnych. Pewnie bym wygrał całą walkę, ale jeden zdradziecko zaszedł mnie od tyłu i powalił mocnym uderzeniem na ziemię. Widząc zgwałconą kobietę, obok której leżał jej martwy mąż, zaciskając zęby ze złości podniosłem się na kolano
- Bando tchórzy ! Nie godzi się ! Co z was za wojownicy !? Co z was za ludzie !? Mordować niewinnych ! Dopuszczać się gwałtów ! Jestem Ishikawa Kaito, klnę się na swój honor, że albo zginę albo nie doczekacie dzisiejszej nocy !
Na wpół żywy, lekko ogłuszony ruszyłem na nich z mieczem w ręku, udało mi się powalić jednego, jednak kosztem tego, że została mi wbita dzida pomiędzy moje zbrojenie. Cios po ciosie stawałem się coraz słabszy i wolniejszy, a przeciwnicy coraz to śmielsi, aż w końcu po szybkiej kombinacji, która została na mnie wykonana otrzymałem cios po którym zamknęły mi się oczy...
IV. PRAWDZIWY SAMURAJ
____________________________________
R ozchyliłem powieki, leżałem na składanym łóżku w przenośnej celi.
- Obudziłeś się. Muszę ci przyznać, że jesteś pierwszym wojownikiem, którego widzę, aby nosił tak charakterystyczną zbroję. Zadania szpiegowskie nie są twoją mocną stroną, co ?
Nie odpowiedziałem, najpierw chciałem, aby świadomość w pełni do mnie wróciła. Cela, ból głowy, ostatnie wspomnienia jakby z wolna wszystko do mnie wracało.
- Jeszcze do siebie dochodzisz ? Zdrowo ci przetrzebili skórę, to cud, że żyjesz. Jestem Yamamoto Kazuo, wrócimy do tej rozmowy.
Mój rozmówca okazał się starszym mężczyzną, moją uwagę zwrócił fakt, że pozostali ludzie do około oddawali mu wielką cześć.
W końcu do mnie dotarło gdzie jestem, z początku myślałem, że zostałem pojmany przez ludzi z kontynentu jednak to "dzicy" wzięli mnie na jeńca. Z zaskoczeniem odkryłem, że udzielona została mi pierwsza pomoc, głowa zabandażowana, a rany kłute po włóczniach całkowicie wyleczone.
- Pan Kazuo kazał cię poskładać - podzielił się ze mną jeden z wartowników, który zauważył moją zaskoczoną minę gdy dotykałem bandaży i przeglądałem ran.
- Swoją drogą masz, nie bój się wszystko jest dobre
Ten sam strażnik podsunął mi dodatkową rację żywności oraz napitek w postaci kubka chłodnej wody.
- Mieliśmy spotkać się w połowie drogi, jednak rozminęliśmy się przez co trafiłeś ze swoim oddziałem do naszej małej wioski. Dziewczynka którą uratowałeś jest moją córką, obojętne co by się nie stało wiedz, że masz moją dozgonną wdzięczność.
Nie odpowiedziałem, tylko w ciszy zjadłem dodatkowy posiłek, którym zostałem poczęstowany. Po ostatnim kęsie serdecznie podziękowałem, przy okazji zwracając uwagę na mężczyznę z którym przyszło mi dzisiaj rozmawiać. Ów jegomość pomagał właśnie ludowi, który widząc go był wręcz szczęśliwy.
- Również pan Kazuo uratował cię, powstrzymując twoich od prób zamordowania cię. Trochę żeś im zaszedł za skórę co ?
Na to też nie zamierzałem odpowiedzieć.
Przyszedł wieczór i starszy jegomość, który przedstawił się jako Yamamoto znów pojawił się przy moim więzieniu. Grzecznie odprawił strażników po czym usiadł obok mej celi i zapytał:
- Doszedłeś już do siebie ?
- Tak, słyszałem że uratował mnie pan, przed ludźmi z którymi miałem wykonać zadanie. - w końcu się odezwałem
- Z tymi, z którymi miałeś zabić kobiety i dzieci ? - zapytał zaczepnie
Pytanie ukłuło mnie boleśnie
- Jestem samurajem ! Ja nie zabijam niewinnych ! Walczę tylko z wojownikami ! - wybuchłem gdyż podobne sugestie, do mnie zaadresowane, były nie do przyjęcia.
Nastała cisza, mężczyzna uśmiechnął się
- Nie unoś się samuraju, tylko cię sprawdzałem. Słyszałem o wojowniku walczącym w niebieskiej zbroi, który oddaje honor przeciwnikom na polu walki, który nie zabija cywili. Jednak widząc cię walczącego z całą drużyną swoich, to rzadki widok, aby ktoś zwracał ostrze przeciwko sojusznikom. - Kazuo powoli dopowiedział
1 mizu kara umareta senshi - 水から生まれた戦士 - wojownik zrodzony z wody
2 Shio-no-Kami Yoroi (潮の神鎧) – Zbroja Pana Przypływów
3 Seiryū (青龍) – Błękitny Smok
4 Mizuhibiki (水響) – Echo Wody
0 x
Narrator / Myśli / Mowa
KP | PH | BANK
Prowadzone Misje:
Rei Uta & Takashi - Wyprawa A
Souei - Misja S
Zakata - Klanowa Misja C
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość