Gin
Post
autor: Gin » 7 sty 2016, o 01:56
DANE PERSONALNE
IMIĘ: Gin
NAZWISKO: Nieznane
KLAN: Wyznawcy Jashina
WIEK [DATA URODZENIA]: 21
PŁEĆ: Mężczyzna
WZROST | WAGA: 180|75kg
RANGA: Dōkō (Uczeń)
APARYCJA
WYGLĄD:
Sylwetka jak u większości wprawnych zabójców, niczym nie wybiegająca poza przeciętność. Wzrost około 180cm, więc specjalnie mały nie był. Krótko ostrzyżona fryzura z kruczo-czarnymi włosami zaczesanymi do tyłu. Wyzywające spojrzenie i zuchwały uśmieszek utrzymujące się na twarzy mogą wiele powiedzieć o jego naturze, a rubinowe tęczówki wyglądają jakby przesiąknięte były krwią (jak Avek). Do tego wąskie usta oraz lekko, dosłownie delikatnie zadarty nos. Cera dość blada by pomyśleć, że osoba ta rzadko bywała skąpana w promieniach słońca, a przynajmniej w ostatnich latach. Skóra gładka i bez rzucających się w oczy skaz czy blizn.
UBIÓR:
Nosi się głównie ubrany na czarno. Czarna koszula z kołnierzykiem i sporym, przesznurowanym wcięciem na klacie daje sporą swobodę ruchu. Do tego luźne ciemne spodnie uwieńczone sandałkami na stopach. Na lewym udzie umocowana jest kieszeń na Kunai`e, a na biodrze po prawej stronie mała torba na rzeczy podręczne jak klucze do domu, shuriken`y i inne drobiazgi.
Do tego na lewym uchu nosi dwa koczyki, jeden okrągły przeciętnych rozmiarów, drugi umieszczony wyżej w postaci blaszki oplatającej krawędź małżowiny, oba wykonane z czystej stali bez dodatkowych ozdobień. Dla pewności, że luźne portki nie spadną mu podczas różnych działań, nosi skórzany pas, ze stalową klamrą na której widnieje wybity symbol płomienia.
ZNAKI SZCZEGÓLNE:
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
Chłodny skur....czybyk, cieszący się z cierpienia innych, im większy ból tym większy ma ubaw, przebiegły, egoistyczny. Przesadnie pewny siebie i zarozumiały przez co ciężko się z nim współpracuje. Zawsze robi co mu się podoba, a jak coś postanowi to nie da się go odwieść aż sam nie zrezygnuje. Powierzone zadania jednak wykonuje sumiennie, wręcz obsesyjnie dokładnie. Gdy w coś się wkręci potrafi działać impulsywnie, zaleca się nie wchodzenie mu wtedy w drogę. Jeśli chodzi o skrupuły to zachowuje się tak jakby pierwszy raz o czymś takim słyszał i pyta z czym to się je. Ze zwierząt lubi jedynie koty, z racji, że docenia ich instynkt cichych zabójców oraz szybkość lecz nie miałby oporów przed zabiciem nawet 100 młodych i bezbronnych kociąt. Trzyma się zasady, że tylko silni mają prawo przetrwać w tych czasach.
NAWYKI: Gdy zaczyna być poważny przeczesuję rękami włosy do tyłu.
NINDO: "Wystarczy tylko kropla... "
HISTORIA:
Rok 359: Narodziny
Był chłodny i wietrzny dzień. Chmury ukryły przed ziemią ciepłe promienie słońca i zapowiadało się na deszcz. Gdzieś
nieopodal małej wioski, wśród drzew i krzewów były rozbite dwa namioty. Nagle z jednego wydobył się przeraźliwy krzyk,
krzyk kobiety. Odgłos był na tyle głośny i przenikliwy, że spłoszył całe ptactwo nagromadzone w okolicznych koronach drzew.
To był krzyk Saki, niczym nadzwyczajnym nie wyróżniającym się młodej kobiety, o życzliwym spojrzeniu zielonych oczu i
długich czarnych jak smoła włosów. Saki od dziewięciu miesięcy była przy nadziei ze swoim mężem Souta, który akurat szukał w lesie jakiegoś pożywienia. Souta był mężczyzną o żylastej budowie trochę przewyższającym wzrostem przeciętnych
mieszkańców tej krainy, z lekkim zarostem na twarzy i ogoloną głową. Para była mniej więcej w tym samym wieku, nie
przekraczającym trzydziestki. Mniej więcej, bo tylko na oko da się ocenić ich wiek, żadne nie posiada dokładnej daty
swojego urodzenia ani nie ma krewnych. Bez rodziny, majątku i konkretnego celu w życiu tułają się po świecie szukając
własnego miejsca, które mogliby nazwać domem. W tym momencie podróżuje z nimi jeszcze pewien mężczyzna w średnim wieku, którego spotkali przejazdem w ostatniej wiosce. Los chciał, że ich ścieżki się splotły i teraz razem przemierzają leśne
szlaki. Mężczyzna spłoszony krzykiem kobiety wybiegł czym prędzej ze swojego namiotu srawdzić co się dzieje. W mgnieniu oka zorientował się gdy tylko zauważył w pół leżącą Saki, obejmującą swój nabrzmiały brzuch. Mężczyzna nie miał zbyt wielu
doświadczeń w tego typu sprawach, bo od razu pobladł i nie wiedział co ma zrobić czy powiedzieć. W tym motłochu myśli
przyszedł mu jeden pomysł.
-Potrzebujesz lekarza.Ja pobiegnę do wioski. Tam musi być jakiś lekarz.
-Pośpiesz się !
Zdążyła jeszcze wykrzyczeć młoda kobieta. Po czym znów zaatakowały ją skurcze, a las po raz kolejny przeszył jej przeraźliwy krzyk. Czas mijał dla Saki nie ubłagalnie powoli, sekundy trwały jak minuty, minuty jak godziny, a ból tylko narastał a przerwy miedzy skurczami malały. Zerwał się wiatr, który co chwile potrząsał namiotem i gwizdał między drzewami zagłuszając sukcesywnie wrzaski brzemiennej. Po parunastu minutach Saki wiedziała, że nie może dłużej zwlekać. Cała zlana potem i cierpieniem wymalowanym na jej twarzy ustawiła się w jak najdogodniejszej pozycji do porodu.
Drzewa kołysały się pod naporem coraz bardziej narastającego w siłe wiatru.
-Wygląda na to, że zanosi się na burze. - Stwierdził Souta.
Rozejżał się jeszcze w okół siebie w nadziei, że przeoczył jakiś krzew jagód. Bo nimi właśnie była wypchana jego podręczna
sakwa. *No nic więcej tu nie znajde, mam tylko nadzieje, że i tym razem będą smakować Saki.* Powoli zaczął kierować się w
strone obozowiska, lecz wiatr wcale mu nie pomagał. Wiał prosto w twarz napierając go w przeciwnym kerunku. W końcu po
jakiś 40 minutach udało mu się dotrzeć. Czym prędzej pokierował się do bezpiecznego schronienia jakim bym wówczas jego
namiot. Powietrze gwizdało i dmuchało w najlepsze, niekiedy przypominając znajome dżwieki lub głosy. Odsunął ręką wejście i zniknął w wnętrzu. Stał nieruchomo patrząc na swoją oblubienice. Oczy zrobiły mu się wielkie z niedowierzania. Jego
ukochana leżała w kałuży krwi oparta plecami o ściankę namiotu i trzymająca małe zawiniątko w rękach. Souta upadł
bezwładnie na kolana patrząc na nieruchomą sylwetkę Saki i na jej bladą twarz w nadziei, że zaraz otworzy oczy. Nic takiego jednak się nie stało. Łzy napłynęły mu do oczu i wydobył z siebie krzyk rozpaczy, po czym legł na ziemi załamany. Na zewnątrz zrobiło się jeszcze bardziej szaro w dodatku rozpadało się a w oddali słychać było grzmoty nadchodzącej burzy.
Wiatr nadal szarpał namiotem pogarszając cały zewnętrzny świat. Souta niczym w letargu tkwił w bez ruchu na ziemi. Oczy
poczerwieniały mu od wylanych łez wbijając nieobecne spojrzenie gdzieś w dal. Nagle coś się poruszyło. Było to małe zawiniątko, które trzymała pośmiertnie Saki. Oczy Souty od razu wyłapały ruch, a po chwili dobiegł jeszcze niewyraźny odgłos zagłuszany przez szamotaninę wiatru. Podpełzł na czworaka i wyciągnął delikatnie dziecko z martwych objęć. Położył je przed sobą i znów zaczął płakać, a wylane łzy spływały na małą twarzyczkę umazaną jeszcze krwią po porodzie. Świeżo upieczony ojciec miał teraz pustkę w głowie, gdy ma przed sobą ciało najdroższej, z której uleciało życie, oraz pierworodnego, który jej to życie odebrał. Na zewnątrz docierały do niego odgłosy czyjegoś śmiechu niosącego się na wietrze. A może to tylko jego wyobraźnia, podkolorowana przez traumatyczne przeżycia? Serce miał rozdarte na dwoje. Nie mógł znieść tego co się właśnie wydarzyło. Jego ręka powędrowała niczym opętana ku rękojeści noża myśliwskiego umocowanego przy pasie. Dobył ostrza i uniusł nad maluszkiem.
-Niedługo obaj zobaczymy się z mamusią, jeszcze tylko moment.
Wyszeptał drżącym głosem do dziecka. W tym momencie wejście do namioty rozwarło się a wraz z szalejącą wichurą wleciało do środka dwóch mężczyzn.
-Tutaj doktorze! Szybko!
Wykrzyczał znajomo brzmiący głos. Souta zamarł niczym statua. Gdy tylko podróżny zorientował się w jakiej sytuacji właśnie
się znajdują, bez chwili namysłu rzucił się na łysego mężczyznę uniemożliwiając mu jego plan. Szamotali się na ziemi parę
chwil, aż nagle owdowiały mężczyzna przestał się ruszać. W wirze walki ostrze ugodziło go w pierś, a w ostatnim tchnieniu
zdązył jedynie spojrzeć na swoją ukochaną.
-Sa... ki...
Mimo szybkiej reakcji medyka nie udało się go ocalić, tak jakby całe życie uleciało z niego zanim ciało odmówiło posłuszeństwa. Lekarz pokiwał tylko głową patrząc na podróżnego i pochylił głowę.
-Dziecko. Co zdzieckiem doktorze?!
Medyk otrząsnął się i czym prędzej wziął dziecko, obejrzał i przebadał.
-Z dzieckiem wszystko wporządku.
Odparł po chwili. Obaj mężczyźni odetchneli lecz to nie zwiastowało końca problemów. Na dworze szalała okropna burza,
musieli więc przeczekać ją w namiocie. Minęła godzina a przez ten czas nie padło praktycznie żadne słowo. Ludzie w ostatnim czasie naoglądali się sporo śmierci ale to nie znaczy, że wszyscy potrafią do tego widoku przywyknąć. W końcu podróżny spojrzał na medyka.
-Co teraz z nim będzie? - Wskazał na chłopca.- Jestem biednym podróżnym, nie potrafię zajmować się noworodkiem, z resztą
sam czasem nie mam co jeść. Jak mam jeszcze zaopiekować się nowonarodzonym? - Spojrzał pytająco na medyka. Ten chwile się zastanawiał. Westchnął po czasie. -Dziecko nie przeżyje takiej wędrówki bez matki ani odpowiedniego pożywienia. - Stwierdził i po chwili dodał. - Może uda mi się znaleźć dla niego dom w którymś z gospodarstw. - Spojrzał na mężczyznę, u którego zauważył spojrzenie pełne nadziei. - Nie mogę obiecać, że będzie miał kochającą rodzinę czy wykształcenie ale mogę obiecać, że będzie miał wyżywienie i dach nad głową.- Dodał pośpiesznie. Podróżny nie mógł dowierzyć słowom które właśnie usłyszał. To dziecko czekałaby niechybna śmierć gdyby on je zabrał. - Dziękuję doktorze, dziękuję. Burza powoli cichła a na zewnątrz uspokajał się wiatr. Już praktycznie nie padało a po chwili zaczęły pojawiać się promienie wieczornego słońca. Lecz ten dzień w żuciu nowo narodzonego zawsze będzie smutny i napiętnowany przez śmierć.
Rok 367: "Dom"
Medyk jak obiecał tak zrobił. Oddał dziecko pod konkretnymi warunkami do jednego z gospodarstw pod jego patronatem. Dziecko miało szkarłatne, wielkie oczy i kruczo-czarne włosy a na imię dano mu Gin. Od pewnego czasu musi pomagać w pracach gospodarczych żeby zasłużyć na posiłek, jak to mu powiedzieli opiekunowie. Tak opiekunowie, od początku nie mieli zamiaru traktować go jak własnego ale jako pomoc gospodarczą. Wiadomo, że nie zlecano mu nie wiadomo jak ciężkich zadań. To nakarmić zwierzęta lub inne drobne zadania, z którymi poradziłoby sobie 8-letnie dziecko. Jednak był traktowany jako ktoś z poza rodziny, niezrzeszony. Przez co czuł się często samotny, a "rodzeństwo" nie oszczędzało mu przykrych uwag czy wyzwisk na rzecz pośmiewiska. W takich chwilach narastał w nim olbrzymi gniew, ale dusił go w sobie. Jedyną przyjazną mu osobą wydawał się stary lekarz wioskowy, który raz na jakiś czas przyjeżdżał niby na rutynową kontrolę, ale większość czasu spędzał właśnie z chłopcem na rozmowach jak mu się żyje i temu podobne tematy.
Rok 375: Ucieczka
Gin ma teraz 16 lat. Podrósł a życie na wiosce i nieprzyjemne warunki zaostrzyły jego charakter. Nadal musiał znosić docinki od strony rówieśników, co już nie raz kończyło się wybuchem złości młodzieńca i wplątania się w walkę bez możliwości wygrania, ale chciał przynajmniej zadać jeden lub dwa ciosy które zabolą jego przeciwnika, chciał sprawić chociaż namiastkę bólu jaki on odczuwa. Doktor, w którym miał jedynego przyjaciela, ostatnio podupadł na zdrowiu i od paru miesięcy się nie pojawia. Ciężko to przeżywał, ale żeby dostać coś do jedzenia nie mógł opuścić gospodarstwa, i pognać czym prędzej do jego domu oddalonego o dzień drogi na szlaku. Siedział teraz w stodole i przerzucał stogi siana. Nagle drzwi się otworzyły a do środka weszło 3 młodzieńców. Byli to najstarsi synowie gospodarzy, którzy uwielbiali znęcać się nad Gin`em. I tym razem przyszli w konkretnym celu. Otoczyli go i zaczęli rzucać wyzwiskami, rechocząc wniebogłosy jak to im się udało dociąć chłopakowi. Gin jednak nie zwrócił na nich uwagi, martwił się o swojego przyjaciela i w nosie miał ich pyskówki, co jeszcze zaogniło sytuacje. Gdy trzech napastników zauważyło, że "podrzutek" leje na nich ciepłym moczem, postanowili przejść do rękoczynów. Zaczęli od popychania jak piłki jeden do drugiego. W końcu Gin nie wytrzymał. Szarpnął się raz i drugi, aby wyjść z tego błędnego koła, a w ręku nadal trzymał widły do przerzucania siana. -Hoho. Stawia się. - Powiedział jeden z
szyderczym uśmieszkiem na twarzy. - Chyba trzeba mu wbić trochę szacunku do starszych braci.- Powiedział drugi z braci zacierając pięść. - Zostawcie go mi.- Pewnym tonem odparł trzeci, najstarszy. Zacisnął pięści i ruszył w stronę Gin`a. Na początku, czerwonooki stracił grunt pod nogami, nie wiedział co ma zrobić. Spojrzał na stojących z tyłu, później na tego co szarżował. Nagle przypomniał sobie, że trzyma potencjalną broń, więc skierował ją w stronę oponenta. Ten widząc co się dzieje stanął w miejscu i nie wiedział co zrobić. Dosłownie zamurowało go kiedy zobaczył jak taka miernota grozi mu widłami. Gin doszedł do wniosku, że skoro zasiał w nim zwątpienie to teraz on musi przejąć pierwsze skrzypce. Zaczął dźgać
powietrze przed napastnikiem powodując, że ten mimowolnie odsuwał się w tył, z pogłębiającym się strachem w oczach. Nagle potknął się o stóg siana i przewrócił. -Co robisz !? Oszalałeś? Spróbuj mnie choć drasnąć a masz pewne, że wylecisz na ulicę. I co wtedy zrobisz? No co?!- Pewny wypowiadanych słów wierzył, że powstrzyma nimi sierotę. Lecz nic się nie stało, Gin jak stał z wymierzonymi widłami tak stoi nadal. Stojący z tyłu bracia wybiegli ze stodoły przestraszeni. Zostali tylko we dwójkę. - Co jest, ogłuchłeś? Ten twój doktorek też ci nie pomoże. Nie ma go już, ten stary pierdziel gnije w ziemi od tygodnia. Czekaliśmy, żeby ci o tym powiedzieć, chciałem widzieć wtedy twoją żałosną twarz.- W tym momencie Gin poczuł chłód w sercu. Został sam? W tym beznadziejnym świecie gdzie dorastał? Jego jedyny i najdroższy przyjaciel nie żyje od tygodnia. Jak to? Kocioł przygnębiających myśli zaczął wirować w głowie chłopaka. Gdy nagle przypomniał sobie jak nazwał go ten szubrawiec. -Ty... Jak ty go nazwałeś?- powiedział półgłosem spod opuszczonej głowy. - Ogłuchłeś? ten pierd... aaaa!- W tym momencie widły zatopiły się w nodze pierworodnego syna gospodarza.- Co ty.. ? Oszalałeś..?- Tym razem już przerażenia nie udało mu się ukryć.- AAaa...! - W tym momencie widły zatopiły się i w drugiej nodze. - Ahhh.. Więc to tak jest krzywdzić innych. Teraz już wiem czemu tak was to bawiło hahaha...- Roześmiał się i skierował swoje puste spojrzenie ku
swojej ofierze. -Doświadczysz teraz bólu jaki gromadziłem w sobie od baaardzo dawna, mój "bracie".- Po czym zaczął wymachiwać zardzewiałym narzędziem kalecząc przy tym pierwotnego napastnika.
Minęło jakieś 10 minut od całego zajścia. Gin siedział teraz na przeciwko brutalnie zamordowanego "brata". Spojrzał na jego zakrwawione truchło. Wstał gwałtownie, ale to nie był zbyt przemyślany ruch, gdyż od razu poczuł mdłości a jego skromna racja żywieniowa odnalazła ujście na gruncie stodoły. Wyszedł kołysząc się na boki, nadal posiadając tę pustkę w oczach jakby wszystko straciło dla niego sens w życiu. Wziął parę głębszych wdechów świeżego powietrza i doszedł do wniosku, że nie może tu zostać. Wziął jakiś worek, zakradł się do spiżarni i zapakował na szybko trochę jedzenia. Gdy miał już wychodzić usłyszał straszny krzyk. *Pewnie go znaleźli. Muszę się pośpieszyć.* Te słowa rozbrzmiały w jego głowie a on sam uciekł w stronę najbliższego lasu.
Rok 375-380: Nowe powołanie
Po bardzo długiej i męczącej podróży. Napotykając niezliczoną ilość zagrożeń i przeciwności losu Gin dociera do Ryuzaku no Taki, kraju kupców. Przemierzając jego tereny napotyka w lesie na starą świątynie. Myśląc, że nikogo tam nie ma skierował się czym prędzej do potencjalnego schronienia. Gdy wszedł do środka zauważył ku jego zdziwieniu, że ktoś na niego jakby czekał. Postać stała niczym posąg na przeciwko wejścia. Zakapturzona, tak że nie było widać twarzy. Po chwili wskazał palcem młodzieńca i nakazał gestem aby za nim podążył. Szli w głąb świątyni mijając kolejne komnaty. Po przejściu 4 komnatach, zatrzymali się w następnej, największej i rozległ się głęboki męski głos, niczym wydobywający się z dna studni.
-Twoje życie zostało napiętnowane przez ból i śmierć już w dniu twoich narodzin Gin.
Sierota, aż pobladł na twarzy.
-Skąd... skąd znasz moje imię?
-Jestem sługą boga Jashina. Przekazuję tylko jego wiadomość.
-Wiadomość? Jaką wiadomość i o co tu chodzi? I kim jest Jashin, nigdy o nim nie słyszałem.
-Jashin jest bogiem śmierci i rozpaczy. Ty który doświadczyłeś w życiu tyle niesprawiedliwości, bólu i śmierci, niejednokrotnie sprawiłeś, że nasz bóg był szczęśliwy. Splótł więc wasze losy tak byś tu kiedyś dotarł i mógł mu służyć. Służba Jashinowi jest wieczna, nie będą się imać ciebie żadne choroby czy obrażenia na ciele. Otrzymasz odpowiednie wyszkolenie, a jeśli będziesz wykonywał swoją służbę sumiennie to nawet czas nie będzie w stanie cię dosięgnąć. Jedyne czego oczekuje to to byś siał ból i rozpacz jakich ty doświadczyłeś. Żebyś rozpętywał taniec śmierci wszędzie gdzie napotkasz wrogów. To jedyne wymagania jakie są przed tobą stawiane.
Gin upadł na kolana. Niczym zahipnotyzowany wsłuchiwał się w rozbrzmiewający głos kapłana. W końcu znalazł miejsce gdzie
jest potrzebny, gdzieś gdzie jest mile widziany, gdzieś gdzie odnajdzie swój cel w życiu.
-Jaka jest twoja odpowiedź?
Nie musiał długo się namyślać, to tego miejsca tak długo szukał.
-Zgadzam się !! Chcę tego!
Można było usłyszeć nutkę zwariowanej euforii w jego głosie gdy zgadzał się na propozycję Wyznawcy. To już nie był ten sam
chłopak co przed laty.
Rok 380: Misję czas zacząć
Trening oraz podstawowe wykształcenie zakończyły się, Gin jest teraz pełnoprawnym wyznawcą Jashina i zostaje wysłany w świat by czynić śmierć i rozpacz ku radości swego Boga. Zaczynając od Osady Ryuzaku no Taki.
WIEDZA
INFORMACJE:
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI:
Dōhito – charakteryzują się otworami gębowymi na dłoniach, korzystają z gliny, która ma właściwości wybuchowe, co też jest ich znakiem rozpoznawczym
Haretsu – porywa ich wir walki, ale nie posiadają charakterystycznych cech wyglądu, panują i manipulują wybuchem, lubią walkę bezpośrednią, zamieszkują tereny Tsurai
Hyūga – ich charakterystyczną cechą się niemal białe oczy bez źrenic, przeważnie posiadają ciemne, długie włosy, honorowi i oddani swojemu klanowi, specjalizują się w walce bezpośredniej, w której często wykorzystują moc swoich oczu, podczas ich aktywacji pojawiają się na skroniach wyraźne żyły, zamieszkują tereny Kyuzo
Kōseki – nie mają cech charakterystycznych z wyglądu, jednak w walce nie jest trudno ich poznać, ponieważ władają i manipulują kryształem, oddani swojemu klanowi, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Daishi
Yamanaka – członkowie klanu często posiadają długie, blond włosy i oczy pozbawione źrenic, słyną z bycia świetnymi mediatorami i politykami, potrafią wniknąć w myśli przeciwnika
POSTACIE:
ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Fumetsu
NATURA CHAKRY: Katon
STYLE WALKI: Kenjutsu - Chanbara
UMIEJĘTNOŚCI:
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 1|11
WYTRZYMAŁOŚĆ 1
SZYBKOŚĆ 65|75
PERCEPCJA 1
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY E
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY : 100%
MNOŻNIKI: Siła 1|11, Szybkość 65|75
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E
GENJUTSU E
TAIJUTSU E
BUKIJUTSU E
KYUJUTSU E
KENJUTSU D
SHURIKENJUTSU E
KUSARIJUTSU E
KIJUTSU E
IRYōJUTSU E
FūINJUTSU E
ELEMENTARNE
KATON E
SUITON E
FUUTON E
DOTON E
RAITON E
KLANOWE D
JUTSU:
Ninjutsu :
*Bunshin no Jutsu
*Henge no Jutsu
*Kai
*Kawarimi no Jutsu
*Kinobori no Waza
*Suimen Hokō no Waza
*Nawanuke no Jutsu
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
*5 kunai
*5 shuriken`ów
ROZLICZENIA
PIENIĄDZE: KONTO
PH: KLIK
MISJE:
PREZENT OD ADMINISTRACJI:
0 x
Defrevin
Założyciel Forum
Posty: 2109 Rejestracja: 11 lut 2015, o 22:31
Post
autor: Defrevin » 10 sty 2016, o 13:59
Dobrze, a więc na początku musisz rozwinąć opisy: wyglądu i ubioru [aparycja] oraz charakteru [osobowość]. Wymagamy opisów co najmniej na 5 wersów - nie spełniasz więc tego wymogu.
W atrybutach podstawowych dokonaj zapisu takiego jak w mnożnikach, czyli po kresce ułamkowej podaj wartość punktów po dodaniu bonusu wynikającego za styl walki.
Jak wprowadzisz zmiany to daj znać.
0 x
Jeśli masz ważną sprawę, pytanie lub potrzebujesz pomocy związanej z funkcjonowaniem forum, proszę wyślij do mnie prywatną wiadomość . Z chęcią zapoznam się ze sprawą i rozwieje wszelkie wątpliwości.
Defrevin
Założyciel Forum
Posty: 2109 Rejestracja: 11 lut 2015, o 22:31
Post
autor: Defrevin » 10 sty 2016, o 15:05
Karta zaakceptowana. Życzę miłej gry u nas
Ukryty tekst
0 x
Jeśli masz ważną sprawę, pytanie lub potrzebujesz pomocy związanej z funkcjonowaniem forum, proszę wyślij do mnie prywatną wiadomość . Z chęcią zapoznam się ze sprawą i rozwieje wszelkie wątpliwości.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości