Mieszkanie Iseia
Re: Mieszkanie Iseia
Zgodnie z przyzwyczajeniem jakie zostało narzucone na Iseia przez Ichikę, chłopak wstał wcześnie rano, kiedy słońce było jeszcze nisko, a chłód nocy wciąż był odczuwalny w powietrzu. Naturalnie ubrał się, wziął katanę ze stojaka i ruszył w stronę ogrodu, gdzie przez równą godzinę ćwiczył sztukę Battodo ze szkoły Taka. Błyskawiczne cięcie bezlitośnie przepoławiało powietrze raz za razem, a sam samuraj wyglądał jakby z każdym ruchem trafiał idealnie w zamierzone miejsce. Świst ostrza został nagle zakończony, Isei wykonał ruch, który w zamierzeniu miał zrzucać krew z ostrza, a następnie płynnym ruchem schował katanę do sayi. Wyciągnął całą broń i usiadł na ziemi kładąc ją przed sobą, a następnie oddając jej jeden pokłon. Wstał zabierając Mugen i wchodząc do środka. Odłożył swój skarb na stojak, by ruszyć do łazienki - tam wziął krótką kąpiel w chłodnej wodzie. Nastał czas jedzenia, więc przygotował ryż, a z na wpół roztopionych kostek lodu wyciągnął rybę, którą jedynie ugotował odpowiednio. Po posiłku zrobił sobie kubek zielonej herbaty, którą zabrał do salonu. Tam przy rozsuniętej kratownicy usiadł wpatrując się w ogród i słuchając rytmicznego stukania bambusowego kijka. Spojrzał na swój ceramiczny kubek i ujrzał kawałek łodygi z liścia herbaty, który utrzymywał się pionowo. Uśmiechnął się delikatnie.
- Ichika stwierdziłaby, że dzisiejszy dzień będzie dla mnie szczęśliwy. - powiedział półgłosem sam do siebie, a następnie upił łyk gorącego trunku. Życie w tym mieszkaniu było wyjątkowo przyjemne. Codziennie dziękował liderowi Yinzin, że dzięki niemu mógł tutaj osiąść na nieokreślony czas. Wszelkie sprawy związane z Ryuzaku no Taki miał już za sobą. Był tymczasowym obywatelem tego kupieckiego kraju jako samuraj gotowy przyjmować zlecenia, aby mieć z czego żyć. W tym miejscu jedynie upały mu przeszkadzały. Nie miał nic przeciwko tłumom, chociaż preferował jednak ciszę i spokój. Na dłuższą metę jednak był nieco samotnikiem wybierającym własny dom ponad pełną tawernę. Zatem siedział tak i popijał powoli gorącą, zieloną herbatę.
- Ichika stwierdziłaby, że dzisiejszy dzień będzie dla mnie szczęśliwy. - powiedział półgłosem sam do siebie, a następnie upił łyk gorącego trunku. Życie w tym mieszkaniu było wyjątkowo przyjemne. Codziennie dziękował liderowi Yinzin, że dzięki niemu mógł tutaj osiąść na nieokreślony czas. Wszelkie sprawy związane z Ryuzaku no Taki miał już za sobą. Był tymczasowym obywatelem tego kupieckiego kraju jako samuraj gotowy przyjmować zlecenia, aby mieć z czego żyć. W tym miejscu jedynie upały mu przeszkadzały. Nie miał nic przeciwko tłumom, chociaż preferował jednak ciszę i spokój. Na dłuższą metę jednak był nieco samotnikiem wybierającym własny dom ponad pełną tawernę. Zatem siedział tak i popijał powoli gorącą, zieloną herbatę.
0 x
Re: Mieszkanie Iseia
Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Stwierdzenie znane, chociaż nielubiane, ale prawdziwe. Jednak kto mówił, że nowe musi być gorsze? Isei rozkoszował się swoim spokojnym, ułożonym życiem - zupełnie różnym od tego, do którego niegdyś został przyzwyczajony. Niby życiowy zgiełk skończył się cztery lata temu, a jednak dla niego wszystkie te wspomnienia znajdowały się tak samo blisko, co miniony dzień. Wciąż jego osobowość dzieliła się na dwie - tą wymarzoną, a także tą, którą stara się zwalczyć. Dla pierwszej dni ciszy były jak woda dla spragnionego wilgoci nasionka. Dzięki nim stawała się silniejsza, wzmacniała się i wypierała chwasty, czyli tą drugą. Prawdziwą siłę jednak pokazywała dopiero w zmierzeniu z sytuacją niedogodną, a taka... taka właśnie miała nastąpić.
Między jednym, a drugim łykiem gorącego trunku nastał wybuch. Nagły huk oraz hałas zaskoczył Iseia, który wzdrygnął się dosyć mocno zwyczajnie przestraszony. Niefortunnie szarpnął ręką, która trzymała ceramiczny kubek przez co oblał się herbatą o jeszcze wysokiej temperaturze. Ból oparzenia natychmiast sprawił, że wspomnienia o wypalanym znaku na łopatce wróciły, a z nimi iluzoryczne cierpienie - pozostające powracającą przeszłością.
- Kurwa. - syknął odkładając kubek i ściągnął do siebie brwi zirytowany własnym słownictwem. Takie wyrażenia nie godziły się samurajowi. Skarcił siebie w myślach, a następnie szybko się podniósł ruszając po katanę. Mugen szybko został wsunięty za uwa-obi, a on pośpiesznym krokiem ruszył do wyjścia uprzednio ubierając swoje waraji, czyli sandały. Zwalczany charakter zatryumfował - wreszcie było coś do roboty, lecz wymarzony również nie czuł się zasmucony - mógł się wykazać. Sam Isei czuł raczej obowiązek sprawdzić co się dzieje, a w razie potrzeby - pomóc. Jedna z siedmiu zasad, które przyswoił głosiła o dobroci i współczuciu, czyli zasada Jin. Wyszedł ze swojego domu i przygotowany do natychmiastowego starcia rozglądnął się. Lewa ręka znajdowała się już na sayi, by pomóc mu dobyć Mugen w razie potrzeby. Szukał źródła hałasu, czegoś co wyjaśni mu dlaczego na obrzeżach terenów mieszkalnych Ryuzaku no Taki pojawiły się nagłe eksplozje. Isei nie znał terminu "fajerwerki", ani nigdy ich nie widział zatem natychmiast przyjął, że gdzieś eksplodowały notki wybuchowe, chociaż dźwięk był rzeczywiście inny niż pamiętał.
Między jednym, a drugim łykiem gorącego trunku nastał wybuch. Nagły huk oraz hałas zaskoczył Iseia, który wzdrygnął się dosyć mocno zwyczajnie przestraszony. Niefortunnie szarpnął ręką, która trzymała ceramiczny kubek przez co oblał się herbatą o jeszcze wysokiej temperaturze. Ból oparzenia natychmiast sprawił, że wspomnienia o wypalanym znaku na łopatce wróciły, a z nimi iluzoryczne cierpienie - pozostające powracającą przeszłością.
- Kurwa. - syknął odkładając kubek i ściągnął do siebie brwi zirytowany własnym słownictwem. Takie wyrażenia nie godziły się samurajowi. Skarcił siebie w myślach, a następnie szybko się podniósł ruszając po katanę. Mugen szybko został wsunięty za uwa-obi, a on pośpiesznym krokiem ruszył do wyjścia uprzednio ubierając swoje waraji, czyli sandały. Zwalczany charakter zatryumfował - wreszcie było coś do roboty, lecz wymarzony również nie czuł się zasmucony - mógł się wykazać. Sam Isei czuł raczej obowiązek sprawdzić co się dzieje, a w razie potrzeby - pomóc. Jedna z siedmiu zasad, które przyswoił głosiła o dobroci i współczuciu, czyli zasada Jin. Wyszedł ze swojego domu i przygotowany do natychmiastowego starcia rozglądnął się. Lewa ręka znajdowała się już na sayi, by pomóc mu dobyć Mugen w razie potrzeby. Szukał źródła hałasu, czegoś co wyjaśni mu dlaczego na obrzeżach terenów mieszkalnych Ryuzaku no Taki pojawiły się nagłe eksplozje. Isei nie znał terminu "fajerwerki", ani nigdy ich nie widział zatem natychmiast przyjął, że gdzieś eksplodowały notki wybuchowe, chociaż dźwięk był rzeczywiście inny niż pamiętał.
0 x
Re: Mieszkanie Iseia
Zamieszanie na zewnątrz jakoś nie zdziwiło zbytnio młodego samuraja, który ze spokojem, ale i stanowczością rozglądnął się szybko dookoła próbując zrozumieć co się dzieje. Zachowanie biegających, spanikowanych ludzi było niemalże książkowym przykładem na reakcję mniej rozsądnych osobników na ogień mogący zagrozić ich życiu. Rubinowe oczy Iseia szybko namierzyły stragan, który właśnie był pożerany przez płomienie. Dym był na tyle gęsty, że ciężko było dostrzec cokolwiek więcej na temat pożaru. Obok tego stał shinobi, który nieustającym strumieniem prosto z ust starał się gasić ogień. Może dla ninja nie było to nic ciekawego, ale mało zaznajomiony ze sztuką ninjutsu samuraj był nieco zaskoczony. Sam potrafił posługiwać się kilkoma technikami, których został nauczony już tutaj - w Ryuzaku no Taki, ale nie potrafił znaleźć logicznego wytłumaczenia na to skąd w tak małym człowieku tak wiele wody. Jedynym wyjaśnieniem była ta cała chakra. Samurajowie również z niej korzystali, ale w zupełnie innej formie, znacznie mniej materialnej.
Skoro ktoś zajmował się pożarem, to Isei poczuł, że biegając z wiaderkiem od studni do straganu wiele nie pomoże, ale może zapytać o powody wystąpienia pożaru, który z pewnością nie był przypadkowy sądząc po słowach - najpewniej - właściciela. Młodzieniec szybko podszedł do niego spoglądając na miejsce, w którym wystawiał pięść.
- Witam, nazywam się Isei. Chciałbym zapytać co tutaj się wydarzyło? Skąd ten nagły pożar? Może mogę w czymś pomóc? - domyślał się przyczyny, ale pytając w ten sposób miał nadzieję, że pozna jakieś szczegóły i będzie w stanie pomóc temu biednemu człowiekowi. W myśl zasad kodeksu - był do tego zobowiązany i nawet zaczynał to czuć, a nie jedynie ślepo podążać za wyuczonymi na pamięć normami. Jeżeli tak rzeczywiście się działo, to dopiero w tym momencie stawał się najprawdziwszym samurajem, a nie kimś jedynie udającym jednego z nich. Lider Musashi Sasaki z pewnością wiedział o tym wysyłając tutaj Iseia, który również był świadomy, iż mimo otrzymania tytułu, wciąż nie jest jednym z tej dumnej grupy. Zwykła nauka posługiwania się kataną, przyjęcie filozofii, a także szereg innych umiejętności nie zmaże tak wielkiej hańby jaką nosił na sobie siedemnastolatek. To jednak rozważanie na inny czas, teraz należało pomóc - prawdopodobnie - kupcowi i właścicielowi płonącego straganu.
Skoro ktoś zajmował się pożarem, to Isei poczuł, że biegając z wiaderkiem od studni do straganu wiele nie pomoże, ale może zapytać o powody wystąpienia pożaru, który z pewnością nie był przypadkowy sądząc po słowach - najpewniej - właściciela. Młodzieniec szybko podszedł do niego spoglądając na miejsce, w którym wystawiał pięść.
- Witam, nazywam się Isei. Chciałbym zapytać co tutaj się wydarzyło? Skąd ten nagły pożar? Może mogę w czymś pomóc? - domyślał się przyczyny, ale pytając w ten sposób miał nadzieję, że pozna jakieś szczegóły i będzie w stanie pomóc temu biednemu człowiekowi. W myśl zasad kodeksu - był do tego zobowiązany i nawet zaczynał to czuć, a nie jedynie ślepo podążać za wyuczonymi na pamięć normami. Jeżeli tak rzeczywiście się działo, to dopiero w tym momencie stawał się najprawdziwszym samurajem, a nie kimś jedynie udającym jednego z nich. Lider Musashi Sasaki z pewnością wiedział o tym wysyłając tutaj Iseia, który również był świadomy, iż mimo otrzymania tytułu, wciąż nie jest jednym z tej dumnej grupy. Zwykła nauka posługiwania się kataną, przyjęcie filozofii, a także szereg innych umiejętności nie zmaże tak wielkiej hańby jaką nosił na sobie siedemnastolatek. To jednak rozważanie na inny czas, teraz należało pomóc - prawdopodobnie - kupcowi i właścicielowi płonącego straganu.
0 x
Re: Mieszkanie Iseia
Czy ktokolwiek spodziewał się spokojnego wytłumaczenia od osoby, której dobytek właśnie spłoną z czyjejś winy? Może ktoś mógłby się znaleźć, lecz z pewnością tą osobą nie był Isei, który w całkowitym spokoju wysłuchał co do powiedzenia ma właściciel zgliszczy. Jego złość była całkowicie zrozumiała dla samuraja, który wciąż miał dwie starające siebie zwalczyć osobowości - i to z własnego życzenia. Młodzieniec przyglądnął się dokładniej temu co zostało ze straganu, a szczerze nie było na co patrzeć. Zwęglone rusztowanie nie napawało optymizmem. Chciał się odezwać, lecz wtedy czerwonowłosy shinobi podszedł próbując zagadać. Zuchwałym byłoby poproszenie kogoś kto stracił cały powóz o wynagrodzenie za szybsze ugaszenie ognia, który i tak by zgasł, a Akage niczego nie zdołał uratować. Dla samuraja było to bardziej przejawem dobroci, więc nie zakładał z góry, że ktoś wystawi rękę po pieniądze. Nie ocenił zatem korzystającego z wody ninja, który nie zdążył nawet dokończyć swojej wypowiedzi.
Isei podrapał się po potylicy niezbyt wiedząc co powinien teraz zrobić. Spojrzał swoimi rubinowymi oczyma na shinobiego i lekko pochylił głowę na znak szacunku oraz zwyczajnego przywitania. Z pewnością w czymś mógł pomóc temu kupcowi, lecz w czym? To było dobre pytanie, chociaż wcześniejsze wypowiedzi zdenerwowanego człowieka już nieco naprowadziły młodzieńca na trop. Wykrzykiwał coś o bandytach, którzy podpalili karawanę. Skoro miała ich dopaść sprawiedliwość, to czemu nie miałaby się nazywać Isei? Natrafiając na tę myśl, chłopak ledwo powstrzymał śmiech. Jak komuś miałaby być wymierzona sprawiedliwość, to on powinien już dawno nie żyć. Szybko jednak usunął ten tok myślenia z głowy, gdyż kłócił się on z filozofią jaką przyjął w Yinzin, a jaka stawała mu się z dnia na dzień bliższa sercu. Podszedł w końcu do mężczyzny stając z boku, lekko za nim. Lewą dłoń oparł na tsuce katany i spojrzał po raz drugi na rażące czernią spalenizny szczątki karawany.
- Proszę wybaczyć moje wtrącanie się, lecz chciałbym wyrazić swoje współczucie. Faktycznie, jest zbyt późno, by ratować pański stragan, lecz wciąż jest wystarczająco wcześnie, abym mógł znaleźć osoby odpowiedzialne za ten haniebny czyn, a następnie - wedle pańskiego życzenia - wymierzyć im odpowiednią karę lub przyprowadzić ich. Mogę też zaoferować pomoc w uprzątnięciu zgliszczy albo innej czynności z jaką pan chcę się zmierzyć. - powiedział spokojnym, prawie że beznamiętnym tonem, chociaż korzystał z uprzejmych słów. Taka maniera wyuczona w Yinzin, którą wklepała mu Ichika. Dopóki był spokojny, dopóty korzystał z niej sprawnie. - Chciałbym zaznaczyć, że nie chodzi mi o żadne wynagrodzenie. Mój honor nie pozwala zostawić człowieka w obliczu nieszczęścia bez pomocy. - dodał po chwili i obrócił się bokiem, by móc swobodnie spojrzeć na Akage. - Również prosiłbym o przynajmniej podziękowanie temu dzielnemu shinobi, który mógłby zignorować pańską sprawę, a jednak w obliczu niepewnej nagrody zdecydował się pomóc korzystając ze swojego cennego czasu oraz zdolności. - zakończył wywód, zaś na twarzy nie pojawił się żaden uśmiech uprzejmości czy dobrego gestu. Głos też niby tego nie wykazywał, ale słowa były szczere. A przynajmniej tak chciał myśleć Isei, który czuł, że powinien postąpić w ten sposób, zatem właśnie tak zrobił. Ichika byłaby z niego zapewne dumna, a to wystarczało.
Isei podrapał się po potylicy niezbyt wiedząc co powinien teraz zrobić. Spojrzał swoimi rubinowymi oczyma na shinobiego i lekko pochylił głowę na znak szacunku oraz zwyczajnego przywitania. Z pewnością w czymś mógł pomóc temu kupcowi, lecz w czym? To było dobre pytanie, chociaż wcześniejsze wypowiedzi zdenerwowanego człowieka już nieco naprowadziły młodzieńca na trop. Wykrzykiwał coś o bandytach, którzy podpalili karawanę. Skoro miała ich dopaść sprawiedliwość, to czemu nie miałaby się nazywać Isei? Natrafiając na tę myśl, chłopak ledwo powstrzymał śmiech. Jak komuś miałaby być wymierzona sprawiedliwość, to on powinien już dawno nie żyć. Szybko jednak usunął ten tok myślenia z głowy, gdyż kłócił się on z filozofią jaką przyjął w Yinzin, a jaka stawała mu się z dnia na dzień bliższa sercu. Podszedł w końcu do mężczyzny stając z boku, lekko za nim. Lewą dłoń oparł na tsuce katany i spojrzał po raz drugi na rażące czernią spalenizny szczątki karawany.
- Proszę wybaczyć moje wtrącanie się, lecz chciałbym wyrazić swoje współczucie. Faktycznie, jest zbyt późno, by ratować pański stragan, lecz wciąż jest wystarczająco wcześnie, abym mógł znaleźć osoby odpowiedzialne za ten haniebny czyn, a następnie - wedle pańskiego życzenia - wymierzyć im odpowiednią karę lub przyprowadzić ich. Mogę też zaoferować pomoc w uprzątnięciu zgliszczy albo innej czynności z jaką pan chcę się zmierzyć. - powiedział spokojnym, prawie że beznamiętnym tonem, chociaż korzystał z uprzejmych słów. Taka maniera wyuczona w Yinzin, którą wklepała mu Ichika. Dopóki był spokojny, dopóty korzystał z niej sprawnie. - Chciałbym zaznaczyć, że nie chodzi mi o żadne wynagrodzenie. Mój honor nie pozwala zostawić człowieka w obliczu nieszczęścia bez pomocy. - dodał po chwili i obrócił się bokiem, by móc swobodnie spojrzeć na Akage. - Również prosiłbym o przynajmniej podziękowanie temu dzielnemu shinobi, który mógłby zignorować pańską sprawę, a jednak w obliczu niepewnej nagrody zdecydował się pomóc korzystając ze swojego cennego czasu oraz zdolności. - zakończył wywód, zaś na twarzy nie pojawił się żaden uśmiech uprzejmości czy dobrego gestu. Głos też niby tego nie wykazywał, ale słowa były szczere. A przynajmniej tak chciał myśleć Isei, który czuł, że powinien postąpić w ten sposób, zatem właśnie tak zrobił. Ichika byłaby z niego zapewne dumna, a to wystarczało.
0 x
Re: Mieszkanie Iseia
Ukrywanie informacji o własnych umiejętnościach było kluczową zdolnością każdego szanującego się wojownika. Podobnie też samurajowie - nigdy nie zdradzali jak ich sztuka posługi ostrzem jest zaawansowana, a co najwyżej w starciu ukazywali ją, by później z dumą być kojarzonym z własnych zdolności. Tutaj też pojawiała się skromność, by nie popaść w pychę. Pewien balans między dumą, a skromnością. Nawet jeżeli Isei chciałby się pochwalić umiejętnościami, to przecież nie zacznie nagle wymachiwać ostrzem, podobnie też shinobi nie rozpocznie korzystania ze swoich jutsu. Samuraj mógł zostać wzięty za zwykłego ninja z kataną, lecz o ile taki ktoś mógłby i dostatnie władać mieczem, i korzystać ze śmiercionośnych technik, to wojownik drogi ostrza jedynie może zaskoczyć, że aż tak biegły jest w fechtunku. I tutaj rodził się główny powód braku przechwałek zdolnościami - shinobi wciąż może zaskoczyć nieprawdopodobnymi jutsu, a samuraj tego przywileju nie ma, więc należy być bardziej skrytym.
Isei został lekko zaskoczony, że kupiec nagle zaczął uspokajać się, a nawet przepraszać za swoje zdenerwowanie, brak pohamowania emocji. Młodzieniec, gdy popadał w furię, to był nie do zatrzymania. Dopiero obezwładnienie, ogłuszenie lub inna metoda siłowa na niego działała, zaś on przed nimi i tak się bronił. Niekiedy słowa bliskiej mu Ichiki sprawiały, że zaczynał trzeźwo myśleć, ale nie było to zasadą. Lekko pochylił się w znak szacunku i przywitania, gdy usłyszał imię właściciela spalonego straganu. Do tamtego młodzieńca jedynie skinął głową, gdyż nie dzieliła ich raczej zbytnia różnica wieku, więc nie czuł obowiązku wyrażenia większego uniżenia. Chłopak o rubinowym spojrzeniu nie zamierzał potwierdzać słowami własnych zdolności walki i posługiwania się kataną, gdyż byłby to czyn hańbiący. Jedynie czyny mogły udowodnić kupcowi, że rzeczywiście Mugen jest wykorzystywany należycie, z dawką odpowiednich umiejętności. Isei również nie zamierzał podawać kolejnych argumentów, że rzeczywiście nie oczekuje wynagrodzenia, gdyż to nie jego sprawą było czy ktokolwiek mu uwierzy, czy nie. Dopóki mówił prawdę, dopóty nie powinien się powtarzać.
- Każda informacja jest na wagę złota. Najużyteczniejszą jednak będzie wygląd tych bandytów oraz kierunek, w którym się udali. Równie ważne może okazać się ich imię lub sposób w jaki się do siebie zwracali. Umiejętności albo metoda dokonania podpalenia ułatwi mi starcie z nimi. Wszystko co pan zdoła sobie przypomnieć może okazać się potrzebne. - podał te, które będą dla niego niezbędne do efektywnego poszukiwania i wymierzenia kary. Bycie mścicielem niezbyt mu się podobało. Chodziło tutaj raczej o nazwę, gdyż on w tym momencie traktował siebie jako siłę, której brakowało słabszemu Kirze, który nie zdołał odeprzeć haniebnych bandytów. Nie wyznaczał sprawiedliwości, a użyczał własnych zdolności, by honor i dobro przeważyło. Ta myśl mu odpowiadała.
Isei został lekko zaskoczony, że kupiec nagle zaczął uspokajać się, a nawet przepraszać za swoje zdenerwowanie, brak pohamowania emocji. Młodzieniec, gdy popadał w furię, to był nie do zatrzymania. Dopiero obezwładnienie, ogłuszenie lub inna metoda siłowa na niego działała, zaś on przed nimi i tak się bronił. Niekiedy słowa bliskiej mu Ichiki sprawiały, że zaczynał trzeźwo myśleć, ale nie było to zasadą. Lekko pochylił się w znak szacunku i przywitania, gdy usłyszał imię właściciela spalonego straganu. Do tamtego młodzieńca jedynie skinął głową, gdyż nie dzieliła ich raczej zbytnia różnica wieku, więc nie czuł obowiązku wyrażenia większego uniżenia. Chłopak o rubinowym spojrzeniu nie zamierzał potwierdzać słowami własnych zdolności walki i posługiwania się kataną, gdyż byłby to czyn hańbiący. Jedynie czyny mogły udowodnić kupcowi, że rzeczywiście Mugen jest wykorzystywany należycie, z dawką odpowiednich umiejętności. Isei również nie zamierzał podawać kolejnych argumentów, że rzeczywiście nie oczekuje wynagrodzenia, gdyż to nie jego sprawą było czy ktokolwiek mu uwierzy, czy nie. Dopóki mówił prawdę, dopóty nie powinien się powtarzać.
- Każda informacja jest na wagę złota. Najużyteczniejszą jednak będzie wygląd tych bandytów oraz kierunek, w którym się udali. Równie ważne może okazać się ich imię lub sposób w jaki się do siebie zwracali. Umiejętności albo metoda dokonania podpalenia ułatwi mi starcie z nimi. Wszystko co pan zdoła sobie przypomnieć może okazać się potrzebne. - podał te, które będą dla niego niezbędne do efektywnego poszukiwania i wymierzenia kary. Bycie mścicielem niezbyt mu się podobało. Chodziło tutaj raczej o nazwę, gdyż on w tym momencie traktował siebie jako siłę, której brakowało słabszemu Kirze, który nie zdołał odeprzeć haniebnych bandytów. Nie wyznaczał sprawiedliwości, a użyczał własnych zdolności, by honor i dobro przeważyło. Ta myśl mu odpowiadała.
0 x
Re: Mieszkanie Iseia
Młodzieniec był nieco zdziwiony dokładnością opowieści Kiry, która zawierała różne, nawet drobne szczegóły, chociaż została odpowiednio skrócona, by nie rozwodzić się nad nieznaczącymi sprawami. Isei już zaczął sobie dedukować jakim człowiekiem jest kupiec. Tragedie są zazwyczaj niespodziewane, gdyż nie potrafimy odczytać odpowiednich przesłanek. Normalnych czynności w trakcie dnia, które są rutyną raczej się nie zapamiętuje, a ten tutaj człowiek krok po kroku opowiadał konkretną wizytę przed pożarem. Osoby po katastrofie często z trudem przypominają sobie jakieś szczegóły, które zapadły im w pamięć, ale nie wszystko, a tutaj właśnie był okaz człowieka, który potrafił jasno opowiedzieć wszystko. Co to znaczyło? Ciężko stwierdzić dokładniej, gdyż zarówno Kira mógł zwyczajnie być człowiekiem ostrożnym albo był to normalny przypadek, iż pamiętał. Istniało też ryzyko, że to wszystko, to kłamstwo, a on w bezpieczny sposób szukał kogoś do sprzątnięcia tamtej dwójki. Ostatnią opcję dało się skreślić ze względu na ogół zachowań kupca. Ostatnia część historii wzbudziła największe podejrzenia w Iseiu, który pomimo zachowania kamiennej twarzy poczuł się traktowany jak głupiec. Jakim cudem ktoś mógłby stracić kontrolę nad własnym ciałem? Może to jakieś schorzenie umysłowe? Samuraj słyszał o ludziach, którzy czują niepowstrzymane, wręcz obce pragnienia, które muszą zaspokoić. Co jeżeli tym razem było podobnie, a mały chłopak i tamten umięśniony, to jedynie nieszczęśliwcy, którzy akurat się znaleźli tutaj w nieodpowiednim momencie? Oczywiście młodzieńcowi nie umknęło, że tamta dwójka mogła próbować ściągać haracz z Kiry, a ten odmawiając sprawił, iż rzekomo należała mu się kara, ale najpierw musiał rozwiązać tę sprawę. Coś mu się obijało w pamięci o przejmowaniu kontroli nad myślami. Ściągnął ze sobą brwi robiąc jakby niezadowolony grymas twarzy, jakby był zdenerwowany - co było jego nawykiem kiedy intensywnie myślał. Stał tak przez chwilę w milczeniu, aż przypomniał sobie, że jeszcze kiedy mieszkał w Daishi, to słyszał, że sąsiedni ród Yamanaka potrafi wnikać w umysły innych ludzi. Znajdowali się daleko od tych prowincji, ale to nie wykluczało, że nie mógł znaleźć się tutaj ktoś z tymi umiejętnościami. Sam fakt, że kupiec opowiadał o tak absurdalnej rzeczy był odpowiednim dowodem na to, że samemu jest mu trudno uwierzyć w to co się wydarzyło.
- Wierzę panu. Mam już pewne spekulację, jeżeli je potwierdzę, to wrócę, by o wszystkim powiedzieć. Nie chcę składać fałszywych osądów. Wnioskuję, że pan nie oddali się zbytnio od zgliszczy, więc proszę na mnie zaczekać. Spróbuję znaleźć tego chłopca lub mężczyznę z blizną. Do rychłego zobaczenia. - powiedział i ukłonił się na pożegnanie, by spokojnie odwrócić się i ruszyć pędem ulicami. Oczywiście tempo dostosował do swojego wzroku, by dobrze przyjrzeć się każdemu przechodniowi oraz odpowiednio się rozejrzeć. W razie zatłoczonej ulicy miał w planie zacząć poruszać się po dachach korzystając ze sztuki ninja, którą zdołał tutaj opanować, a która pozwalała mu na dowolne poruszanie się po każdej powierzchni. Kogo wypatrywał? Zarówno małego, ubrudzonego chłopca w poszarpanych ubraniach, z dłuższymi włosami związanymi w kitkę lub kok, jak i ogromnego mężczyznę wyższego od niego o głowę, z wyrzeźbionym ciałem i paskudną blizną na twarzy. Z pewnością jednak mnie okropną niż te na plecach Iseia.
- Wierzę panu. Mam już pewne spekulację, jeżeli je potwierdzę, to wrócę, by o wszystkim powiedzieć. Nie chcę składać fałszywych osądów. Wnioskuję, że pan nie oddali się zbytnio od zgliszczy, więc proszę na mnie zaczekać. Spróbuję znaleźć tego chłopca lub mężczyznę z blizną. Do rychłego zobaczenia. - powiedział i ukłonił się na pożegnanie, by spokojnie odwrócić się i ruszyć pędem ulicami. Oczywiście tempo dostosował do swojego wzroku, by dobrze przyjrzeć się każdemu przechodniowi oraz odpowiednio się rozejrzeć. W razie zatłoczonej ulicy miał w planie zacząć poruszać się po dachach korzystając ze sztuki ninja, którą zdołał tutaj opanować, a która pozwalała mu na dowolne poruszanie się po każdej powierzchni. Kogo wypatrywał? Zarówno małego, ubrudzonego chłopca w poszarpanych ubraniach, z dłuższymi włosami związanymi w kitkę lub kok, jak i ogromnego mężczyznę wyższego od niego o głowę, z wyrzeźbionym ciałem i paskudną blizną na twarzy. Z pewnością jednak mnie okropną niż te na plecach Iseia.
0 x
Re: Mieszkanie Iseia
Wczesna pobudka zawsze była nagradzana odpowiednio przez los. Jedną z zasad wpojonych przez Ichikę Iseiowi było właśnie budzenie się o porannych porach. Samurajowie uznawali to za zachowanie kulturalne oraz godne prawej osobie. Zresztą związane to było z inną regułą, która mówiła o nienagannym wyglądzie - schludny, umyty, pachnący, wyczesany, czyli w skrócie należało wyglądać najlepiej jak się dało, dbać o swoją urodę, a dlaczego? Otóż to znów łączyło się z kolejną sprawą jaką była gotowość do śmierci. Należało ciągle być jej świadomym i gotowym, zaś dbanie o swój wygląd to czynność przypominająca o tym. Aby odpowiednio się przygotować należało wcześnie wstawać, więc tutaj koło zostało zatoczone. Tym razem młodzieniec cieszył się, że może akurat o takich porach przeszukiwać ulice Ryuzaku no Taki, które jest wyjątkowo zatłoczoną osadą, wręcz przeludnioną.
Poszukiwania kiedy ulice były jeszcze możliwe do spokojnego przemierzania spełzły na niczym. Z każdą sekundą sprawa się utrudniała, gdyż powoli coraz więcej ludzi wychodziło ze swoich mieszkań na zewnątrz. Isei również zaczynał czuć, że jego szanse na odnalezienie albo chłopaka, albo tamtego mężczyzny drastycznie spadają, aż wreszcie ujrzał dzieciaka przypominającego tego z opisu. Wiadomym było, że żaden małolat nie będzie chciał rozmawiać o jakimś przestępstwie, którego nawet nie musiał popełnić, ale strach przed samą karą mógł być wystarczający. Samuraj nie zapomniał jednak, że mały nie jest całkowicie bezbronny, gdyż już wcześniej założył, iż ten posiada zdolności rodu Yamanaka. Nie wiedział jak się im oprzeć, ani czy są dla niego rzeczywiście niebezpieczne, więc podszedł do sprawy wyjątkowo ostrożnie - przezornie, aby nie dać się nabrać. Zwyczajnie przeszedł kawałek dalej, by grupka dzieciaków nie mogła go zobaczyć, a następnie zawiązał trzy pieczęcie, by stworzyć dwie iluzoryczne kopie samego siebie. Jedna stanęła za rogiem, a druga spokojnie podeszła do dzieciaków, zaś sam Isei wskoczył na dach jednego z domów, w których to uliczce siedział wraz z kolegami jego mały cel. Spokojnie przykucnął sobie, by móc ich obserwować dokładnie jednocześnie podchodząc bliżej repliką.
- Witam, jestem Isei i mam do jednego z was sprawę. Chodzi mi o Ciebie, Ty z czarnymi włosami związanymi w kitkę - jak pogadamy na spokojnie, to nic Ci nie będzie. Obiecuję. - wciąż samuraj wiedział jak mówić znacznie luźniej niż zostało mu to wpojone. Przestrzegał zasad jedynie kiedy chciał i kiedy był spokojny, ale teraz nie wyszłyby mu na dobre. Oficjalny ton i uprzejmość mogły nie poskutkować na małym rozrabiace, który swoim wybrykiem puścił z dymem prawdopodobnie dorobek życiowy Kiry. Jakie były cele repliki? Otóż jedna czekała, by w razie czego zagradzać drogę - o ile młody nie rozpozna, że to jedynie iluzja, a druga miała rozproszyć chłopczyka, by w razie czego poczuł, że jeżeli skorzysta ze swoich umiejętności wpływania na umysł, to klon się nim zajmie.
Poszukiwania kiedy ulice były jeszcze możliwe do spokojnego przemierzania spełzły na niczym. Z każdą sekundą sprawa się utrudniała, gdyż powoli coraz więcej ludzi wychodziło ze swoich mieszkań na zewnątrz. Isei również zaczynał czuć, że jego szanse na odnalezienie albo chłopaka, albo tamtego mężczyzny drastycznie spadają, aż wreszcie ujrzał dzieciaka przypominającego tego z opisu. Wiadomym było, że żaden małolat nie będzie chciał rozmawiać o jakimś przestępstwie, którego nawet nie musiał popełnić, ale strach przed samą karą mógł być wystarczający. Samuraj nie zapomniał jednak, że mały nie jest całkowicie bezbronny, gdyż już wcześniej założył, iż ten posiada zdolności rodu Yamanaka. Nie wiedział jak się im oprzeć, ani czy są dla niego rzeczywiście niebezpieczne, więc podszedł do sprawy wyjątkowo ostrożnie - przezornie, aby nie dać się nabrać. Zwyczajnie przeszedł kawałek dalej, by grupka dzieciaków nie mogła go zobaczyć, a następnie zawiązał trzy pieczęcie, by stworzyć dwie iluzoryczne kopie samego siebie. Jedna stanęła za rogiem, a druga spokojnie podeszła do dzieciaków, zaś sam Isei wskoczył na dach jednego z domów, w których to uliczce siedział wraz z kolegami jego mały cel. Spokojnie przykucnął sobie, by móc ich obserwować dokładnie jednocześnie podchodząc bliżej repliką.
- Witam, jestem Isei i mam do jednego z was sprawę. Chodzi mi o Ciebie, Ty z czarnymi włosami związanymi w kitkę - jak pogadamy na spokojnie, to nic Ci nie będzie. Obiecuję. - wciąż samuraj wiedział jak mówić znacznie luźniej niż zostało mu to wpojone. Przestrzegał zasad jedynie kiedy chciał i kiedy był spokojny, ale teraz nie wyszłyby mu na dobre. Oficjalny ton i uprzejmość mogły nie poskutkować na małym rozrabiace, który swoim wybrykiem puścił z dymem prawdopodobnie dorobek życiowy Kiry. Jakie były cele repliki? Otóż jedna czekała, by w razie czego zagradzać drogę - o ile młody nie rozpozna, że to jedynie iluzja, a druga miała rozproszyć chłopczyka, by w razie czego poczuł, że jeżeli skorzysta ze swoich umiejętności wpływania na umysł, to klon się nim zajmie.
- Nazwa
- Bunshin no Jutsu
- Pieczęci
- Baran → Wąż → Tygrys
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- E: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1% (za 2 iluzje)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Prosta technika Ninjutsu, która polega na stworzeniu iluzji nas samych. Przy jej pomocy – w zależności od kontroli chakry – jesteśmy w stanie stworzyć od jednej do kilkunastu iluzji, które wyglądają jak my i robią to co zasugerujemy. Oczywiście iluzje nie są materialne, więc każde uderzenie w nie kończy się ich rozwianiem. Warto również zauważyć, że iluzje nie wydają żadnych dźwięków, dodatkowo nie rzuca swym "niematerialnym" ciałem cienia, a także nie potrafią poruszać żadnych przedmiotów.
Misja D kappa. Chakra: 95%
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość