Zapomniana świątynia Susanoo

Najmniejsza, a zarazem najbardziej wysunięta na północ prowincja Wietrznych Równin. Antai położone jest nad Morzem Lazurowym i graniczy z Atarashi i Zachodnim Sogen na wschodzie, Midori i Shinrin na południu oraz Sakai i Yusetsu na zachodzie. Prowincja jest w trakcie walk, kiedy to w 394 roku część ich ziem na Półwyspie Antai została zajęta przez ludzi zza Muru i próbując przejąc ziemie Zachodniego Sogen. Ukształtowanie terenu w przeważającej części jest równinne. Ziemiami zarządza klan Kaminari. W południowych sektorach prowincji można znaleźć niewielkie osady Szczepu Kami.
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kakita Asagi »

Po spotkaniu z Duchami i ponownym upewnieniu się co do właściwości obranej przez siebie ścieżki, niebieskooki samuraj kontynuował swoją misję, którą była znalezienie świątynie boga Susanoo, w której miał odnaleźć swojego przyjaciela - Yuki Natsume, obecnie znanego jako Akahoshi Kensei. W czasie swoich poszukiwań zdążył również uratować pewne życie, a na
pewno skierować je na inne tory, natomiast samemu odnaleźć równowagę...

Kolejny dzień i kolejna szansa... tym razem jednak niebieskooki czuł, że uda mu się trafić w odpowiednie miejsce. Nie była to żadna pewność, po prostu czuł to w kościach. Z kierunku, w którym stawiał swoje kroki w powietrzu czuć było aurę wojowników, a może tylko tak mu się wydawało i wynikało to z tego, że niewiele porzuconych świątyń w okolicy już pozostało? Jakkolwiek by nie było, samuraj kroczył przed siebie, w pełnym rynsztunku - nie było to wygodne, ale cóż poradzić? Konia już dawno pozostawił za sobą, teraz pozostało mu więc kroczyć samotnie, za towarzysza mając jedynie miecz.
I kiedy tak przed siebie szedł, lekko zapomnianą ścieżką do jego uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk wyprowadzanych uderzeń. Samuraj lekko przechylił głowę, nasłuchując kierunku, po czym zmrużył lekko oczy i przeniósł lewą dłoń na koiguchi swojego tachi i szybszym krokiem ruszył ku źródłu dźwięków. A im był bliżej, tym uważniej się w ów dźwięk wsłuchiwał, starając się "zobaczyć" opowieść, jaką opowiadały zmienne uderzenia, układające się w charakterystyczną sekwencję. Możliwe, że dla przeciętnego człowieka nie było żadnego porządku w zestawie "puknięć" ale Kakita doskonale wiedział, co to jest - nie były to "puknięcia" to byłu uderzenia. Ktoś powtarzał jakąś sekwencję ciosów, ktoś szybki i silny. Asagi znał tylko jedną osobę, której mógł się tutaj spodziewać, a która mogła właśnie tak ćwiczyć...


Im bliżej był samuraj, tym większą czujność zachowywał. Pozostawała bowiem pewna minimalna szansa na to, że jednak nie Natsume jest źródłem tych wszystkich stuków, ale kiedy w oddali zamigotała znana mu sylwetka shinobi o siwych włosach i ciele, które widziało wiele bitew nie miał wątpliwości, że oto trafił w odpowiednie miejsce, w jednej chwili cały ten trud... spadł ponownie na nogi samuraja czyniąc je jeszcze cięższymi, nawet bardziej niż w momencie w którym pierwszy raz założył na swe ciało ciężarki...
Czy Natsume już był świadom jego obecności? Nie było mowy o tym, by skupiony na treningu szermierz... nie zdawał sobie sprawy z obecności innego wojownika. Z jednej bowiem strony Kakita w żaden sposób nie ukrywał swojej obecności, z drugiej zdecydowanie źle by to o Natsume świadczyło, gdyby się okazało, że pozostając "bezbronnym" (wszak ostrzy przy sobie nie miał) był aż tak odsłonięty. Wychodząc więc z tego założenia samuraj zbliżał się, krok za krokiem, a elementy jego rodowego pancerza anonsowały jego przybycie. Kultura jednak wymagała, by zapowiedział się osobiście...
- Nie sądzisz, że powinieneś znaleźć sobie godniejszego przeciwnika, Akahoshi-dono? - zawołał z lekką nutą zadziorności "ostatni samuraj" krocząc dumnie w stronę siwowłosego. Czy jednak Kakita istotnie wyglądał umnie? Jego wspaniała rodowa zbroja i strój... nosiły teraz ślady długiej wędrówki - podróż na pustynię Sabishi i powrót do Antai sprawiły, że prezentował się zdecydowanie... żałośnie. Nie wyglądał jak dumny Hatamato, bardziej jak ronin który unikał cywilizacji, nawet zarost na twarzy samuraja był podobny do tego, który zdobił twarz Natsume. I tak, Asagi był zmęczony, jednakże w jego niebieskich oczach płonął... ogień determinacji.
- Dobrze cię widzieć przyjacielu. Nawet nie wiesz jak bardzo. - rzekł kiedy znalazł się na tyle blisko, że nie trzeba było do siebie krzyczeć tylko mogli porozmawiać jak ludzie cywilizowani...
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume kontynuował swój rygorystyczny trening, starając się utrzymać jak najdłużej w pozycji bojowej - przykucnięty w postawie zenkatsu dachi, utrzymując dłonie przed sobą w taki sposób, by móc w każdej chwili zmienić sposób ataku z ciosu pięścią na uderzenie harite - teoretycznie stosowane przede wszystkim w sztuce sumo, lecz dostosowane również na potrzeby stylu walki Rakanken. Shinobi musieli potrafić dostosować swoje umiejętności walki na bliski dystans tak, by móc zmienić sposób uderzenia w ułamek sekundy, w reakcji na ruchy oponenta. Dlatego też ćwiczenia sztuki taijutsu wymagały wyjątkowo dużo treningów, być może nawet więcej niż szkolenia sztuki miecza: aby dobrze się kontrolować podczas pojedynku, trzeba było mieć pełną kontrolę nad każdym atakiem, nad umiejętnością przekierowywania balansu z jednego punktu na drugi, ciągłego płynnego przechodzenia między postawami - nawet najmniejszy błąd mógł doprowadzić do porażki.
Dlatego też nie ustawał w treningu - przykucnięty, aby utrzymywać ciężar ciała najniżej jak to możliwe (co w faktycznym pojedynku wpływało na lepszą ochronę przed obaleniem), wyprowadzał kolejne uderzenia pięściami, otwartą dłonią i łokciami - momentami też symulował kontrowanie ataków przeciwnika, zasłaniając się przed "ciosami" i jednocześnie wyprowadzając kontry. Co jakiś czas przeskakiwał też w bok, ćwicząc w ten sposób mobilność i uniki, i wyprowadzał kopnięcia, lecz były one bardziej częścią kontrolną - jego styl walki zdecydowanie bardziej skupiał się na górnej połowie ciała, chwytach i ciosach. Wiedział jednak że dolne kończyny są naturalnie silniejsze, więc co jakiś czas i tak starał się trenować podstawy kopnięć kolanami i wyprostowanymi nogami.
Na pień ze wszystkich stron spadała istna kanonada uderzeń, a Natsume skupiał się na utrzymaniu odpowiedniej formy - doświadczenie sprawiało że wiedział jak uderzać, by nie zmasakrować sobie dłoni (zbyt szybko), więc patrzył bardziej na własny czas reakcji i prawidłowe wyprowadzanie kroków. I musiał niestety przyznać, że poruszał się nieco wolniej niż przed otrzymaniem ran pod Oniniwą i długotrwałą nieprzytomnością. Co jakiś czas odsuwał się od pnia, rzucając jakieś stłumione przekleństwo, mające być uzewnętrznieniem jego irytacji i wściekłości na samego siebie.
Dałeś się trafić jak idiota, Natsume. Teraz musisz żyć ze swoimi błędami.
Ponownie wrócił do poprzedniej postawy, tym razem jednak wyprowadzał odpowiednie sekwencje ciosów tak, by móc zasymulować owinięcie dłoni wokół karku oponenta. Prosty chwyt, ale bardzo skuteczny...
Lecz wtedy też usłyszał zbliżające się kroki. Był to ktoś opancerzony, i przybyszowi nieszczególnie zależało na zachowaniu ostrożności - szczęk zbroi i głośne kroki obudziłyby umarłego, a co dopiero wyszkolonego shinobi potrafiącego usłyszeć upadek igły z dziesięciu metrów. Yuki odruchowo nieco się napiął, gotowy do natychmiastowego uniku gdyby usłyszał jakikolwiek świst zwiastujący nadlatywanie pocisków bądź technik. Tego jednak nie usłyszał, więc postanowił pozwolić przybyszowi przybliżyć się, nie przerywając zarazem treningu. Na wszelki wypadek jednak postawił dwa kroki w bok, żeby nie stać bezpośrednio plecami w stronę wędrowca. Poprzecinana bliznami skóra białowłosego błyszczała od potu, a niewielka ilość wody wypita przez ostatnie dni sprawiła że wszystkie jego mięśnie były idealnie odrysowane i widoczne.
W końcu, kiedy uznał że przybysz stał dostatecznie blisko, by móc zamienić z nim kilka słów, a zarazem na tyle daleko by nie miał możliwości nagłego ataku, Yuki nagle zupełnie zmienił postawę bojową - poprzez obrócenie tułowia w stronę nowoprzybyłego, nie zmieniając jednak układu nóg, przeszedł płynnie z zenkutsu dachi do ban ma bu - niskiej pozycji, gotowej do wyprowadzenia niskich ciosów pięścią. Jego złote oczy zaś spoczęły na twarzy przybysza, który wypowiedział pierwsze słowa.
Yuki oczywiście od razu rozpoznał przybysza. Kakita Asagi.
Uśmiechnął się szeroko i powoli wyszedł z ban ma bu, wracając do pozycji neutralnej. Przy okazji otarł nieco pot z czoła.
-Chwilowo to powiedziałbym, że to ten pień potrzebuje godniejszego przeciwnika - powiedział żartobliwie. - Przez całą podróż byłem ledwo przytomny bądź nieprzytomny, plus rana dopiero kończy się zaleczać. Jestem zardzewiały jak miecz po tygodniu na bagnie.
Podszedł do Asagiego i przywitał się z nim lekkim ukłonem. Na twarzy mężczyzny dalej był widoczny uśmiech.
-Również jestem rad ze spotkania - powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu. - Obawiałem się nieco o Twoje spotkanie z Ichirou. Nawet nie wiesz jaka to ulga, widzieć Cię dalej w zdrowiu.
Parsknął śmiechem.
-Chociaż, pozwolę sobie powiedzieć że wyglądasz jakbyś potrzebował trochę czasu na odpoczynek. Wyglądasz prawie tak źle jak ja pod koniec Oniniwy, a przypominam że miałem wtedy bliskie spotkanie trzeciego stopnia z bierzmem dachu.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiko
Postać porzucona
Posty: 185
Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
Multikonta: -

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kaiko »

Rzęsisty deszcz późnym wieczorem nie odstraszał Kaiko przed opuszczeniem schronienia. Lubił deszcz, burze i wichury. Wszystkie zjawiska pogodowe, które wydawały się fascynujące w swej surowej, brutalnej naturze. Niezwykle ciekawym było, że to samo spokojnie błękitne niebo, które leniwie pchało małą chmurkę, akurat przypominającą Kanamurze jakieś zwierzątko, potrafiło ciskać gromami roznoszącymi drzewa w drzazgi. Ten wiaterek noszący listek, który opadając nie może się zdecydować nad kierunkiem lotu, potrafił również odrywać deski z dachu i wyrywać roślinność z korzeniami. Białowłosy uważał to za inspirujące na swój sposób. Być takim, jak natura. Optymistycznie, leniwie pogodnym na co dzień i bezlitośnie srogim, gdy zajdzie potrzeba. Nie zatracając się w żadnej z tych skrajności.
Kaiko i tak miał dobry humor. Nie tylko przez pogodę, dzięki której mógł zaznać chłodnego deszczu na skórze, ale przez towarzystwo w swojej, o ironio, zapomnianej świątyni. Do grobu Etsuyi nie było daleko, szybko dotarł na miejsce, wzdychając pogodnie na widok mogiły, jakby widział starego przyjaciela. Usiadł obok, splatając nogi i podrapał się po głowie.
- Od czego by tu zacząć... - mruknął, po czym pozbierał myśli do kupy i zaczął opowiadać. Wszystko. Od ostatniej rozmowy ze swym zmarłym opiekunem, więc historia zaczynała się zaraz po wyruszeniu ze świątyni do Akatori. Znów przeżywał te wszystkie emocje. Śmiał się, płakał, bił pięścią w mokrą ziemię ze wściekłości, użalał się, by później nabrać motywacji. Cały kalejdoskop wrażeń. Zajęło mu to... dłużej niż myślał. Deszcz powoli ustawał padać, a niebo rozchmurzało się, zdradzając pozycję księżyca. Było późno, więc ile on tu siedział i mókł? W końcu podniósł się, jakby nie chciał się stąd ruszać. Latem zdarzało mu się zasypiać obok mogiły, ale to nie była pora na takie drzemki. - To do następnego. Nie będę ci zawracał głowy pierdołami. Jak następnym razem pogadamy, to będę znacznie silniejszy. Zobaczysz. - odezwał się na odchodne, a następnie uniósł rękę w geście pożegnania. Pozostało tylko wrócić do świątyni, osuszyć się i iść spać. Tak się składało, że każdy już spał, więc Kanamura na paluszkach omijał deski, które wiedział że skrzypią mocniej lub że w ogóle skrzypią. Jak już trafił do swojego siennika, pod fuuton, to moment zasnął z uśmiechem na ustach. W życiu nie było mu wygodniej niż z myślą, że nie jest tutaj sam.


Pobudka o poranku była zupełną normalnością dla białowłosego. Wstawał ze wschodem słońca, chociaż nie przesadnie - jak już było widno. Cichy, ale szybki zwiad po świątyni przyniósł interesujące informacje. Akahoshi obudził się pierwszy i gdzieś wyszedł. Kaiko wzruszył ramionami, stwierdzając w myślach, że pewnie trenować. Dla Kanamury poranny trening był równie oczywisty i niezbędny, jak poranna toaleta. Niezależnie czy było się ninja, kupcem, medykiem, rolnikiem czy kimkolwiek innym. Każdy potrzebował sprawnego, silnego, wyćwiczonego ciała, by nie dać się pokonać przez życie, które rzucało pod nogi różne przeszkody. Kan i Miko spali, więc i Kaiko mógł udać się na szybki trening. Nie zamierzał robić pełnego swojego zestawu ćwiczeń, bo nie chciał, aby ktoś się obudził i... nie wiedział co robić, bo nie ma gospodarza. Zatem pośpiesznie wyszedł za świątynię, czyli nieświadomie w przeciwnym kierunku niż Kensei. Nie miał czasu, zabrał się od razu za trening, który składał się z wielu różnych ćwiczeń robionych po sobie, a gdy skończył jeden taki łańcuszek, to po odrobinie przerwy zaczynał od razu drugi, identyczny. Pompki, brzuszki, podciąganie się, intensywny trucht, przysiady z całkiem ciężkim kamieniem leżącym szczęśliwie obok i tak dalej. Wszelkie ćwiczenia "walki" odpuścił sobie, co nie zmieniało faktu, że i tak czuł parzące ciepło od własnych mięśni. Wrócił do środka, szybko obmył się, założył świeże ubrania i po cichu, powoli zaczął przygrzewać potrawkę z poprzedniego dnia, aby każdy mógł zjeść porządne śniadanie. W teorii powinien czekać na innych, ale nie wiedział kiedy kto się budził, a on był już piekielnie głodny, więc nałożył sobie czubatą miskę i nawet dołożył sobie jeszcze pół drugiej, zaspokajając własne łakomstwo.
I kiedy już przestał się krzątać, śpieszyć, uważać aby nikogo nie obudzić, kiedy najadł się i siedział w ciszy przy stole, popijając zimną wodę, dopiero wtedy coś usłyszał. Coś na zewnątrz. Wcześniej wydawało mu się, że dzięcioł pukał w drzewo, ale jakby tak się zastanowić... musiał to być cholernie wielki dzięcioł. Dźwięk porankami dziwnie niósł się lasem, więc nie zawracał sobie tym głowy, aż do teraz, gdy do specyficznych odgłosów doszedł... głos? Na początku był pewien, że się przesłyszał. Przez chwilę znów panowała cisza, ale wtem jakby... jakby na skraju słyszenia i nie słyszenia, ponownie coś wyłapał. Zabrał swój ekwipunek, przypinając wszystko do pasów, bawiąc się jeszcze chwilkę hakomieczami, zanim trafiły na odpowiednie miejsce. Nadal nie mógł się nacieszyć prostym faktem, że ma broń.
Wyszedł tyłem i zaraz zdał sobie sprawę, że nie wydawało mu się, że ktoś coś mówił. Słyszał... chyba Akahoshiego, ale właściwie znał go tak krótko, że wciąż nie znał jego głosu tak doskonale. Obszedł świątynię naokoło, by nie przechodzić przez część, w której spała Miko. Nie chciał jej budzić, ale też nie chciał... jej przeszkodzić w czymkolwiek co tam kobiety porankiem robiły. On się nie znał na kobietach. Wyszedł zza rogu i dostrzegł swojego senseia i... dobre pytanie. Zatrzymał się, mrużąc oczy, próbując rozwikłać zagadkę z kim Akahoshi rozmawia tak swobodnie, skoro są w zapomnianej świątyni, którą dosyć ciężko znaleźć pośród antaiskich lasów. Szczególnie przez fakt, że była niedaleko morza, a więc na skraju prowincji. Demonem dedukcji Kaiko nie był, więc po kilku sekundach rozszyfrował, iż uzbrojony a nawet opancerzony człowiek, to pewnie Kakita. Godnym pogratulowania był sam fakt, że ich znalazł, skoro Kensei podał mu tak niewiele informacji. Zapomniana świątynia w Antai. Mało precyzyjny adres.
Chwilę się wahał czy powinien podchodzić. Niby chciał się przywitać, zaprosić na strawę, odpoczynek, napitek i tak dalej, ale z drugiej strony... nie chciał przerywać tej rozmowy, która po uśmiechach na twarzach wskazywała, iż obu była potrzebna. Dodatkowo Kaiko zwyczajnie czuł się na swój sposób obcy, bo nie łączyły go takie relacje ani z Akahoshim, ani z Kakitą, chociaż był przekonany, że kiedyś zazna tego braterstwa. Kiedyś, kiedy będzie silniejszy i godniejszy. Na razie nie mógł zaoferować więcej, niż każdy inny skromny opiekun świątyni. Zatem to miał zamiar zaoferować, jednak dał mężczyznom chwilę, aby nie wtrącać się w ich przywitanie. Dopiero później wyszedł zza rogu świątyni z pogodnym uśmiechem na twarzy, nieśpiesznym krokiem idąc w stronę dwójki szermierzy.
- Witaj, Kakita-sama. - rzucił wesoło, gdy już się zbliżył. Niby dodawanie grzecznościowych form nie leżało w jego naturze, ale jakoś nie wyobrażał sobie powiedzieć akurat do tego człowieka w inny, bardziej swobodny sposób. Jakby... czuł, że nie powinien tego robić. Tak, jak czuł to wobec Etsuyi, jednak przez wszystkie lata życia zdążył nauczyć się to ignorować. - Zapraszam do środka, w skromne progi. Zagrzałem potrawkę i mam zimną wodę. Odpoczniesz po długiej podróży i wtedy pogadacie. - od razu wyskoczył z jasną ofertą, zwracając od razu uwagę na wygląd Kakity, który jasno wskazywał, że miał za sobą wiele dni na trakcie, a teraz to już nawet poza traktem. Wszak żadna droga nie prowadziła do świątyni Susanoo. Tak czy siak, wskazał ręką na drobną budowlę, wskazując drogę. - Podróż przez gęsty las w tej zbroi musiała być utrapieniem... - odezwał się nieco ciszej, wracając wzrokiem do szermierza, a właściwie do jego opancerzenia, które wyglądało mniej zachwycająco, niż je zapamiętał. Cokolwiek Kakita robił i miał w planach, zależało mu aby uwinąć się z tym szybko i trafić tutaj, do Akahoshiego. I teraz chyba to brzemię znikło, czego efektem była czysta radość na widok kompana. A przynajmniej tak wydedukował Kaiko, który zamierzał zaprowadzić szemierzy do świątyni, a nawet do kuchni, by tam zasiedli. Nie czekając wręczyłby miskę i patyczki oraz drewnianą łyżkę Kakicie, aby nałożył sobie potrawki, a on w tej chwili nalałby mu pełny kubek zimnej wody, aby mógł zaspokoić pragnienie.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
Obrazek
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kan Senju
Posty: 448
Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Hikari#5885

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kan Senju »

Sen przyszedł szybko, niestety wszystkie przyśnione sceny zapomniał wraz z pobudką. Pozostawała jedynie świadomość iż były przyjemne. Przebudził się słysząc jakieś ciche kroki należące do Kaiko wywołujące skrzypnięcie deski w podłodze. Przekręcił się wtedy na brzuch zrozumiale mamrocząc pod nosem.
- Jeszcze pięć minutek.
Minęło ich ponad dziesięć kiedy nie mogąc zanurzyć się w objęciach morfeusza ponownie postanowił zacząć swój dzień. Przeciągnął się leniwie otwierając bursztynowe oczy, a następnie przeszedł do pozycji siedzącej rozciągając się na boki. Po takiej gimnastyce sięgnął dłonią do swojej czupryny będącej w okropnym nieładzie. Poświęcił chwilę czasu aby ją przywrócić do porządku, choć do idealnego brakowało całkiem sporawo. Po ogarnięciu się wstał z futonu, a następnie założył całe swoje złożone ubranie stanowiące wizytówkę Kana. Już na pierwszy rzut oka było to widoczne iż pochodzi z rodziny wysoko ustawionej. Spokojnym krokiem wyszedł z świątyni starając się zachować ciszę, ale jedynym śpiącym pozostawał Hyohiro więc okazywał się największym śpiochem w towarzystwie. Rozejrzał się po okolicy dostrzegając Akahoshiego, Kaiko, a także nieznanego mężczyznę. W głowie zaczął się zastanawiać kim mógł on być, czyżby go znali? Na to wyglądało po pierwszym rozpoznaniu.
- Dzień dobry!
Przywitał się z dalsza machając dłonią z uśmiechem, bo postanowił nie podchodzić do zajętych chłopaków. Miał swoje zadanie do wykonania, a potem... Przydałoby się ruszyć w drogę. Obiecał swoim przybranym rodzicom wrócić jak najwcześniej to możliwe, bez zbędnego się ociągania, a dane słowo wobec nich jest święte. Wybrał sobie miejsce na podwórku, które było niedaleko domku aby zacząć tworzyć swoją konstrukcję. Wyciągnął swoją dłoń, a następnie szybciutko stworzył składzik na deski (jak na zdjęciu, bez podziału na przegródki) mający zabezpieczyć je przed deszczem. Następnie przeszedł do wytwarzania desek, które tam składował. Miał zamiar to wypełnić po brzegi, o ile nikt mu nie przeszkodzi.
  Ukryty tekst
0 x
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kakita Asagi »

Niebieskooki przeniósł spojrzenie z Natsume na pieniek, który niewątpliwie niejednego wojownika już widział, po czym powrócił do siwowłosego. Przez moment spojrzenie samuraja stało się bardzo badawcze, wręcz przenikliwe - jakby próbował odgadnąć, w jakim stanie jest obecnie Yuki, oczywiście, względem tego kiedy widzieli się ostatnim razem. Akahoshi wciąż nie wyglądał zbyt dobrze, ale trudno się dziwić - zapłacił wielką cenę za to, by mogli wyrwać się z potrzasku. Jakby jednak nie było, samuraj lekko się uśmiechnął.
- Jeśli nie doceni przeciwnika, skończy jako pożywka dla korników. - odpowiedział pogodnie, czując że całe zmęczenie z niego uchodzi, jednakże... kiedy tylko Akahoshi wspomniał o Ichirou, Kakita momentalnie spoważniał. Spojrzenie strudzonego samuraja znów się zmieniło, tym razem zrobiło się niezwykle poważne i zimne. W czasie podróży (i kiedy akurat nikogo nie ratował), Kakita zastanawiał się, czemu zawdzięcza życia i co powinien z tym dalej zrobić. Rozważając to w czasie bezsennych nocy, analizując na wszelkie sposoby doszedł do jasnego wniosku - to, że żył musiało być związane z tym, co w wiadomości zawarł Natsume po czym przeszedł na ton, który zapewniał im zupełnie prywatną rozmowę.

  Ukryty tekst
Słysząc pojawienie się znanego już z Oniniwy młodzieńca, Kakita posłał mu pogodne spojrzenie. Jak więc widać, Natsume istotnie zdecydował się podjąć się szkolenia nowego szermierza, realizując założenia Kenseikai - to dobrze, samuraj poczuł, że coś zaczyna się dziać, a to oznaczało... kolejne spadające na niebieskookiego obowiązki. Gdyby tylko wiedział, jaka niespodzianka czego na niego w szkole Taka...
- Witaj, Kanamura-kun, dobrze widzieć się w zdrowiu. - odpowiedział z lekkim ukłonem młodszemu wojownikowi, po czym słysząc propozycję odruchowo podniósł ręce do góry w geście protestu, ale nie był sensu nikogo zapewniać w tym że nie potrzebne mu miejsce odpoczynku, czy też nie przydałoby mu się coś przegryźć. Samuraj wyglądał w tej chwili mało godnie, w zasadzie chyba teraz z Natsume tworzyli zdecydowanie bardziej dograny zespół niż wcześniej - jeden wyglądał jak ronin, a drugi jak uciekinier ze szpitala - świetlana przyszłość przed Kenseikai niech wszyscy Kami ich chronią. Na tą wizję samuraj mimowolnie się uśmiechnął, po czym zdecydował się poddać i nie walczyć z Kaiko.
- Będę bardzo wdzięczny za posiłek. Jak jednak zauważyłeś, podróż przez gęsty las bywa uciążliwa, zwłaszcza, że nie brakuje tutaj duchów. Zanim przekroczę próg świątyni, chciałbym się nieco odświeżyć. Jest tu jakieś źródło wody? - zapytał niebieskooki lekko zakłopotanym, a lekko proszącym tonem. W zasadzie "zdziczenie" jakiemu uległ sprawiło, że nie dbał o swój wizerunek jakoś szczególnie, jednakże teraz, kiedy już miał obcować z innymi cywilizowanymi istotami to należało się jakoś ogarnąć. Zwłaszcza, że nikt nie miał pewności co do tego, czy Susano-sama uważał świątynię za opuszczoną, może ludzie już jej nie odwiedzali, ale... dla Kami nie było problemem się tutaj zjawić. Po spotkaniu z ogoniastymi demonami, żywymi trupami, nawiedzeniu przez duchy przodków i złe duchy (oraz jak mu się wydawało, Boga mieczy), Kakita nie zdziwiłby się, gdyby władca burz i wiatrów ukarał go za niegodną postawę...

  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Słysząc żart na temat równego poziomu walki pomiędzy nieruchomym pniem drewna i otrzepującym się z otępienia shinobi, a następnie komentarz uosabiający belkę do poziomu "odczuwania respektu do przeciwnika", Yuki ponownie zaśmiał się wesoło, wspierając dłonie na talii. Kakita miał dość surowe poczucie humoru i niekiedy trzeba było się dobrze wpatrzeć żeby rozpoznać gdzie pozwala sobie na żart, lecz w tym przypadku akurat trafił swój na swego - humor Natsumego momentami bywał tak siermiężny, że niemalże dało się go przyrównać do wisielczego. Cóż, to była chyba jednak cecha wspólna większości wojowników i ludzi szkolonych na takowych - jeżeli potrafiło się zachować chociaż szczątki żartu w parszywych sytuacjach, to tym łatwiej było zachować zdrową psychikę w czasie próby.
Oczywiście, nie umknęła mu nagła zmiana w zachowaniu Kakity kiedy tylko wspomniał o osobie Ichirou. Najwidoczniej nie był w stu procentach gotowy na to co zobaczył, a to czego uświadczył będąc wystawionym na gniew Asahiego miało prawo pozostawić nawet tak twardego człowieka jak Asagi w stanie szoku. Często się zdarzało, że kontakt z kimś potężniejszym (mając świadomość że ten ktoś jest potężniejszy) pozostawiał na duszy człowieka piętno. Niektórzy łamali się pod jego ciężarem, pozwalając tej zadrze stać się obiektem ich fobii - ubytkiem, który później dałoby się wykorzystać. Ci zaś, którzy potrafili wytrzymać własny strach, byli w stanie takie doświadczenie przekuć na nowe rozwiązania, plany i aspiracje. Chociaż nie wątpił, że Żuraw należał właśnie do tych drugich... to wolał sobie nie wyobrażać, co musiał tak naprawdę poczuć, stając przed jednym z najsilniejszych shinobi świata i mówiąc mu o tym że miał udział w śmierci jego kompana.
Natsume podszedł jeszcze dwa kroki - tak by być na tyle blisko Asagiego, by móc zapewnić że ich rozmowa była jak najtrudniejsza do podsłuchania. W końcu były rzeczy, o których lepiej nie prawić wszem i wobec.
  Ukryty tekst
Skinął głową na ostatnie słowa wypowiedziane po cichu, po czym spojrzał najpierw w stronę Kana, który przywitał się z nimi na głos - odmachnął mu ręką, by odpowiedzieć na powitanie. Nie wiedział czy Mikoto bądź Hyohiro dalej nie śpią, więc nie ma sensu się wydzierać już od świtu. Czas na okrzyki jeszcze nadejdzie, teraz można się nacieszyć ciszą. Przez chwilę przyglądał się też, jak młodzieniec tworzy małą konstrukcję składziku na drewno i wytwarza liczne, idealnie ukształtowane deski. Trzeba było przyznać - pod tym względem Senju zdecydowanie byli niedoścignieni. Widział już kilkukrotnie przedstawicieli tego klanu pokazujących możliwości Uwolnienia Drewna, i nigdy nie wychodził z podziwu jak bardzo uniwersalna była to moc. Nie było dystansu, z którego Senju nie byliby zagrożeniem. I to właśnie to być może było przyczyną ich niemalże legendarnego statusu.
Następnie spojrzał na Kaiko, który najwidoczniej zdążył się już zająć częścią sprawunków, i teraz zapraszał ich do świątyni na porządne śniadanie. Chociaż Yuki wiedział że spokojnie wytrzymałby jeszcze trochę treningu bez najmniejszych przeszkód ze strony organizmu, musiał przyznać że odczuwał głód. Człowiek wracający do zdrowia potrzebował jedzenia by dać sobie energię. Rygorystyczne wyszkolenie i dyscyplina którą od młodości utrzymywał sprawiała, że potrafił długo wytrzymać bez jedzenia, a wszelkie dyskomforty i bóle jakie mogło odczuwać jego ciało schodziło na dalszy plan. Jednak w tym przypadku... ciężko było odmówić.
-Witaj, Kana... Kaiko-kun - powiedział wesoło, poprawiając się w ostatniej chwili. Chociaż przyzwyczajenie sprawiało że miał ochotę mówić do nich w sposób bardziej formalny, wiedział że jeśli będzie zachowywać taki niepotrzebny dystans nawet z osobą którą przyjął jako ucznia, nie będzie w stanie zacząć tworzyć nici porozumienia i zaufania - a to było w kontaktach uczeń-mistrz obowiązkowe. Zresztą, Yuki zdążył polubić prostolinijnego młodzieńca, i nie odczuwał żadnego "obowiązku" w kontaktach z nim. Wręcz przeciwnie. - Potrawka z rana brzmi jak plan, oj brzmi...
Spojrzał na Kakitę, który przyjął zaproszenie, pod warunkiem że będzie mógł najpierw oczyścić ciało i odświeżyć się - chociażby i z szacunku do Susanoo-sama. Yuki ledwo powstrzymał się od podrapania się z zakłopotaniem po potylicy. W jego przypadku nie miał za bardzo możliwości wyboru - kiedy się ocknął, już był w środku, więc jeśli obraził Pana Sztormów, to nie z własnej woli. Przynajmniej tyle że miał przy sobie czyste odzienie i odnalazł to jeziorko nieopodal, w którym mógł odpocząć i obmyć się z krwi i brudu.
-Cóż, niedaleko stąd jest morze, a znacznie bliżej - małe jeziorko. Miejsce do obmycia się znajdzie się na pewno. Em... Kaiko-kun, znajdą się jakieś zapasowe ubrania które dałoby się podsunąć? - Uśmiechnął się. - Porozmawiamy w takim razie przy posiłku. Pozwolisz, że zacznę wcześniej, Asagi-dono? Od tamtego trafienia mam dość... wilczy apetyt.
Uprzednio jednak zamierzał się polać wiadrem chłodnej wody, by zmyć z siebie pot i pył porannego treningu, i zarazem zahartować ciało. Dopiero po tym założy koszulę i wejdzie do świątyni, by zasiąść przy stole. I przy okazji trącić Hyohiro, by ten łaskawie się ocknął - na co tygrys tylko warknął przeciągle i przewrócił się na drugi bok.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiko
Postać porzucona
Posty: 185
Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
Multikonta: -

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kaiko »

Każdy powoli się do siebie przyzwyczajał. Najtrudniej było w tym wszystkim odnaleźć się, a jakże inaczej, Kanamurze. Całe życie na odludziu, a później lata samotności zrobiły swoje, więc wciąż czuł się, jakby... "coś" się działo. W istocie nic się nie działo, był w otoczeniu przyjaznych osób, a dni miały na razie leniwie mijać, dając każdemu odpocząć, odprężyć się, wrócić do dawnej sprawności. Jednak właśnie ta towarzyska sielanka była dla Kaiko tym "czymś" co się działo i sprawiało, że serce biło mu szybciej pomimo spokoju. Czuł się tym wszystkim nieco przytłoczony, ale nie wzbudzało to w nim żadnych negatywnych emocji, a wręcz przeciwnie, bo same pozytywne. Oswajał się z myślą, że już nie będzie sam, że lata nudy i samotności minęły, a teraz czekają go same przygody - te małe i te duże.
To nie tak, że zapomniał przywitać się z Kenseiem, zaaferowany pojawieniem się kolejnej osoby w pobliżu jego skromnej świątyni. No dobrze, może i trochę zapomniał, ale po części było to spowodowane swoistym przekonaniem, że Akahoshi jest już "swój", a więc prawie jak współlokator, z którym widzi się codziennie, zatem niekonieczne są takie grzeczności. Co prawda on może i widział dzień w dzień szermierza, ale na odwrót niekoniecznie to działało, bo Kensei był zwyczajnie nieprzytomny. Tak czy siak, z pogodnym uśmiechem kiwnął mu głową na przywitanie, jak dobremu kumplowi, a nie... właściwie senseiowi, chociaż ta myśl jeszcze nie do końca docierała do aktywnego, ale jednak dosyć prostego umysłu Kanamury.
- I ciebie również, Kakita-sama - rzucił lekko i szczerze. Nie była to żadna forma grzeczności, bo Kaiko mówił to prosto z serca. Dobrze było widzieć Asagiego całego i zdrowego. Od wydarzeń z Oniniwy młodzieniec znacznie bardziej doceniał... ludzi, tak po prostu. To że byli, że żyli, że miał okazję z nimi porozmawiać, nauczyć się czegoś od nich i zapamiętać ich. W każdym momencie scenariusz mógł się przecież powtórzyć. W jednej chwili ktoś żył i miał się dobrze, a w drugiej było już po nim, a Kaiko... cóż, mógł załamać ręce i rozpaczać. Może Kakita nie był nikim bliskim dla samego Kanamury, ale zdecydowanie był bliski Akahoshiemu, a to wystarczało, żeby Kaiko się nijako przywiązał do współzałożyciela Kenseikai. No właśnie, Kenseikai, kolejny wystarczający powód, aby pasjonat broni białej szanował Asagiego i cieszył się na jego widok.
Wtem usłyszał podniesiony głos Kana. Niby znał go od wczoraj, ale już doskonale pamiętał ten młodzieńczy, wesoły ton. Białowłosy ponurakiem nie był, a i miał dosyć ekspresywny charakter, jednak przy przedstawicielu rodu Senju wypadał po prostu słabo. Nie był tak optymistyczny i rześki, i nie był tak... wstydliwy, łagodny i dobry, aby emanować emocjami na każdym kroku. On... po prostu wybuchał, gdy wrażenia sięgały zenitu i działało to w każdym kierunku. Radość, złość, smutek, a może i kilka innych emocji, których jeszcze nie poznał.
- Heeeej! - wesoło mu odkrzyknął, przeciągając przywitanie, i ochoczo machając do niego zupełnie nie przejmując się, zapewne, jeszcze śpiącą Miko. Cóż, jak już wspominałem, to wszystko go trochę przerastało i w jednym momencie pamiętał, że ma tylu gości, a w drugim już zapominał, bo była to tak nieprawdopodobna sytuacja. Wrócił wesołym spojrzeniem do dwójki szermierzy, napotykając na swej drodze zupełnie losową, ale niezwykle frapującą myśl, która błyskawicznie zmieniła jego wyraz twarzy w pewnego rodzaju zdumienie. Właśnie miał przed oczami żywe legendy. Może oni jeszcze o tym nie wiedzieli, może świat jeszcze o tym nie wiedział, ale dla Kanamury było to jasne jak słońce. Akahoshi Kensei i Kakita Asagi, legendarni szermierze dzierżący legendarne ostrza, założyciele, w przyszłości, legendarnej organizacji, która miała przynieść im tylko więcej sławy i uznania. Wszystkiego, co im się należało. W żadnym wypadku białowłosy nie był jasnowidzem, ale miał takie ludzkie przekonanie, że stoją przed nim dwie nietuzinkowe osoby, które najpewniej jeszcze za swojego życia zostaną zapamiętani jako wielcy. A obok nich stał on, szary cywil o wielkich ambicjach, który siłą przypadku i życzliwości innych mógł być świadkiem piszących się legend, mógł towarzyszyć im, a nawet być uczony przez jedną. Czy tak los odwdzięczał mu się za pozbawienie go rodzinnego ciepła? Może czas było się z nim pogodzić.
Szybko wrócił do zmysłów, gdy Kakita znów się odezwał, przyznając, że podróż przez gęstwiny nie należy do najłatwiejszych. Pogodny wzrok Kaiko leniwie powędrował w niebo, by na moment mógł rozkoszować się jego błękitem, wtem słowa o duchach szybko sprowadziły go na ziemię. Ciężko mu było wierzyć w bogów, a co dopiero w duchy, ale mimo wszystko teraz przeszły po jego plecach ciarki. Najpewniej było to spowodowane tym, że akurat mówił o nich Asagi. Pewnie, spokojnie, a w dodatku poważnie. Zresztą Kanamura nie przypominał sobie, by ten szermierz kiedykolwiek żartował. Przynajmniej przy jego krótkiej obecności.
- Duchy? - powtórzył za nim niepewnie, chociażby dlatego, że nie przypominał sobie, aby przez kilkanaście lat swojego życia w tym lesie spotkał jakiegokolwiek ducha. A przecież chadzał tymi ścieżkami właściwie dzień w dzień. - Nie powinieneś się przejmować, Kakita-sama. Strudzeni podróżnicy to specjalność zapomnianej świątyni pośród lasów. - dodał po chwili, jakby zapominając o problemie z błąkającymi się duszami. Wesoło, pogodnie i na własny gust - zupełnie trafnie. Kogo innego mógł spodziewać się Susanoo w takim miejscu? Przecież nie wypacykowanych wierzących. A jeżeli tak, to cóż... był mało rozsądny jak na boga. - Na szybko i na miejscu, to jest studnia z zimną wodą. Jest też wspomniane przez Kenseia morze i jezioro. Mogę też nagrzać wody i przygotować normalną kąpiel. I oczywiście mam różne proste ubrania, właśnie dla podróżników, którzy przeszli różne trudy drogi. - i w zależności od wyboru Asagiego, Kaiko postąpiłby inaczej. Jeżeli zamierzał skorzystać ze studni, to młodzieniec natychmiast zabrał się za wyciągnięcie kilku wiader świeżej wody, by szermierz mógł spokojnie się obmyć. Jeżeli poprosił o ciepłą kąpiel, to Kanamura szybko uwinąłby się z podgrzaniem wody i napełnieniem bali w "łazience", a jeżeli uznał że chce zaznać kąpieli w morzu czy jeziorze... no to Kaiko pozostałoby jedynie czekanie.
Tak czy inaczej, białowłosy w końcu musiałby się odwrócić i spojrzeć za siebie, a tam czekał na niego nie lada widok. Dosłownie znikąd wyrósł cały składzik drewna i to wypełniony po brzegi. Właściwie opiekun świątyni doskonale wiedział, że nie znikąd, bo z chakry Kana, ale dla niego to wciąż było... no znikąd. Stanął tak w pół kroku na ułamek sekundy, by ruszyć dalej, kręcąc głową na boki, jakby czemuś przecząc.
- Nadal nie mieści mi się w głowie ta cała chakra... - mruknął to do siebie, ale na tyle głośno, że towarzyszący mu szermierze, a z pewnością wyczulone ucho Kenseia, nie przegapiliby tego. Teraz jednak nie miał bardzo czasu na zachwyty, bo zaraz wszedł z impetem do świątyni, zupełnie zapominając o biednej Miko, która... całe szczęście już nie spała. Nie szukał jej na ten moment, bo wszedł tylko po to, aby z jednej z szafek wyciągnąć stos poskładanych na kupę ubrań - wszystkich w odcieniach bieli i czerni. Nie były one najwyższej jakości, a raczej stanowiły chleb powszedni dla każdego zwyczajnego mieszkańca osady - proste koszule, spodnie, mogły znaleźć się też jakieś haori. Kaiko nawet nie wiedział co tam dokładnie jest, bo... nigdy nie miał tylu gości, ani nawet gości takich, którzy potrzebowaliby się przebrać. Zatem zabrał te ciuchy i położył je tuż przy wejściu do świątyni - na drewnianym podeście, by wedle potrzeby czy to Kakita, czy Akahoshi wzięli co potrzebują. Coś na swoje rozmiary musieli tam znaleźć.
W mitycznym "międzyczasie" Kaiko podszedł do Kana, bliżej przyglądając się całemu składzikowi i jego zawartości. Na początku się nie odezwał, jedynie podszedł i chłonął ten widok, nie do końca jeszcze potrafiąc objąć umysłem to, że chwile moment go nie było, a teraz, z pomocą chakry tego drobnego młodzieńca, nagle jest. Tyle rzeczywistej, namacalnej rzeczy, która miała z nim zostać na lata z energii duchowo-fizycznej. Tak, jak mówił Kensei. Chociaż deski i skład, to wciąż nie drzewa owocowe, które poprzedniego dnia powstały również za wolą młodego Senju. Te grusze i inne... to wciąż przerastało rozumowanie Kaiko. Na ten moment wolał uznać, że tak po prostu jest i nie wnikać głębiej, bo głębiej pozostawały tylko rozmyślania na temat konstrukcji świata, jego pochodzenia, granic chakry, możliwości ludzkich i kwestii gdzie kończy się bycie człowiekiem, a zaczyna bycie bogiem.
- Przesadziłeś, Kan. - odezwał się zaskakująco poważnie, klepiąc znajomego po ramieniu. Wymawiając te słowa nie patrzył na niego, a na konstrukcję przed sobą, dając sobie chwilę na nacieszenie się mnogością materiału do naprawy... właściwie czegokolwiek co chciał. - Teraz to mogę wymienić całą podłogę i cały dach. Cholera, mogę całą świątynię wymienić, gdybym chciał. - dodał wesoło, ponownie klepiąc Kana po ramieniu, teraz już patrząc na niego pogodnym wzrokiem. - Teraz to ja mam u ciebie dług wdzięczności. Nie potrzebowałem tyle materiału, ale chętnie go przyjmę i wykorzystam. Chodź coś zjeść, należy ci się przynajmniej podwójna porcja za to. - i z tymi słowami zamierzał zaprowadzić Kana do kuchni, chyba że ten w jakiś sprytny sposób się wymigał od jedzenia. W każdym razie w zamyśle Kaiko było wrócić do świątyni i zaczekać na Kakitę, o ile nie musiał mu przygotować kąpieli czy zająć się czymś innym.
- Cześć, Miko! - rzucił wesoło, wkraczając do kuchni, spoglądając jedynie na moment na dziewczynę. Wziął kubek, zaczerpnął z wiadra zimnej wody i duszkiem wypił go, z głośnym odetchnięciem ulgi ugaszenia pragnienia. - Wyspałaś się? Mam nadzieję, że nikt z nas nie chrapał. Właściwie to mam nadzieję, że ja nie chrapałem, bo wy spaliście jak myszki, jak już wróciłem. - rzucił do niej pogodnie, przysiadając się przy stole. On już jadł wcześniej, ćwiczył trochę, zajął się obowiązkami czy ugoszczeniem Kakity, więc mógł na spokojnie posiedzieć i pogadać. Oczywiście uprzednio, o ile Kan za nim ruszył, dając młodemu Senju wszelkie niezbędne przybory do nałożenia i zjedzenia potrawki.



//chaotyczny post, bo pisałem go na trzy razy. Wybaczcie jak coś zdżebałem, pomyliłem albo zapomniałem.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
Obrazek
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Awatar użytkownika
Kan Senju
Posty: 448
Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Hikari#5885

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kan Senju »

Na przywitanie odpowiedzieli mu wszystkie znajome twarze, jedynie mężczyzna pojawiający się rankiem postanowił to przemilczeć. Czy Kan się w jakikolwiek sposób tym przejmował? W żadnym wypadku, najzwyczajniej w świecie przeszedł do swojego zadania. Samo tworzenie składziku, a także wypełnienie go deskami traktował niczym dobrą zabawę. Uwielbiał manipulować chakrą, doskonalić się pod względem jej używania, zapewne przez to iż większość wolnego czasu trenował. To jak z ćwiczeniem na siłowni. Początkowo można posiadać problemy się zmuszając, gdy po kilku miesiącach uznajemy to za przyjemność. Po skończeniu roboty przypatrywał się swoim tworom wewnętrznie czując jakoby o czymś zapomniał. Skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej zamyślony, niemalże odcinając od świata zewnętrznego. Dochodziły do niego bodźce zewnętrzne, aczkolwiek skupiał się na swoich myślach. Konstrukcja była poprawna, szczelna, dość ładna... Brakowało jej tylko jakiejś finezji, więc ostatecznie z efektów był nacieszony tylko połowicznie. Zupełnie jak z wczorajszymi drzewkami. Niby wszystko wykonał poprawnie, ale owoce wciąż zdaniem przykładowo Mikoto nie dorównały dorastającym normalnie. W międzyczasie podszedł do niego Kaiko, którego reakcja była najważniejsza. Początkowe milczenie przerwał słowem iż Senju przesadził kładąc mu na ramieniu dłoń. Odwrócił się w jego stronę opuszczając ręce wzdłuż ciała z uśmiechem wymieszanym z zakłopotaniem.
- Przesadziłem? W żadnym wypadku, to była drobnostka.
Odpowiedział szczerze, takich składzików mógłby zrobić jeszcze kilka od niechcenia. Włożył w to równe zero wysiłku, wystarczyło trochę manipulacji chakrą aby stworzyć te materiały. Niemniej słysząc następne słowa białowłosego zakłopotanie przeminęło, właściciel był zadowolony więc wypełnił swoje zadanie. Słysząc niemniej o długu wdzięczności odskoczył zwiększając między nimi odległość aby wymachiwać przed sobą dłońmi gestykulując zaprzeczenie.
- Nie, nie, nie! Żadnego długu nie powinieneś odczuwać, zbyt łatwe zadanie abym mógł się spodziewać wdzięczności. Źle bym się z tym czuł...
Teraz mógłby ruszyć w dalszą podróż, gdyby nie usłyszał o zasłużeniu na podwójną porcję potrawki. Automatycznie jego brzuch zaburczał ujawniając przed nim mały głód. Speszony automatycznym zachowaniem ciała pojawiły się na polikach rumieńce, a głos trochę przycichł.
- Ale... Potrawki nie odmówię.
Uśmiechnął się nieśmiało, a następnie dał się odprowadzić do kuchni spotykając wewnątrz Mikoto. Czyżby był aż tak zaspany przegapiając ją wewnątrz przy wyjściu na podwórko? To możliwe, dopiero świeże powietrze przywróciło wszystkie zmysły do Kana. Zapach lasu znajdującego się dookoła posesji potrafił go pobudzić, a także dodawać motywacji. Ukłonił się delikatnie, z szacunkiem również mając zamiar się przywitać.
- Dzień dobry. Nie obudziliśmy?
Nim usłyszał odpowiedź do rąk została mu wciśnięta miska, a także łyżka do nabierania posiłku więc wypełnił ją po brzegi, a następnie dosiadł się do stołu.
0 x
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kakita Asagi »

  Ukryty tekst


W przeciwieństwie do zamieszkującego świątynie Susanoo Kaiko, mieszkaniec świątyni Amaterasu był zdecydowanie głęboko wierzący - nie wynikało to jednak z prymitywnej wynikającej z braku doświadczenia bogobojności, tylko właśnie z wszystkiego, co na swojej drodze spotkał. Począwszy od dziwnych zbiegów okoliczności, poprzez spotkania demonów chakry, mówiące tygrysy, żywe trupy i pojawiające się dosłownie z nikąd przedmioty, a nawet techniki. Dla niebieskookiego samuraja jasnym było, że gdy postacie z legend stają się rzeczywistością, musi to dotyczyć zdecydowanie... wszystkich legend. I chociaż wiele opowieści o demonach i duchach dawało się racjonalnie wyjaśnić, to jednak... bogowie istnieli. Kakita nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
- W samotności, w długie bezsenne noce, umysł człowieka słabnie, Kanamura-kun. Wtedy przychodzą do ciebie duchy, by kusić, by testować, by ściągnąć na złą drogę. Karmią się wtedy twoimi lękami, szukają drogi by sprowadzić na manowce i przekląć cię. To cenna próba. - odpowiedział z pełnym przekonaniem samuraj, niejako odsłaniając rąbka tajemnicy co do wydarzenia, jakiego sam doświadczył nie tak dawno. Wydarzenia które doprowadziło go pierw n granicę szaleństwa, a następnie pozwoliło musnąć czegoś, co wielcy nazywają Ken no satori - oświecenie na drodze miecza. Oczywiście, może te duchy i sam potężny Futsunashi-sama były jedynie kreacją jego umysłu, który nadał lękom i słabością wytłumaczalną i znaną z podań ludowych formę? To było bardzo realne, jednakże w świecie, gdzie człowiek potrafi pluć ogniem z własnych trzewi, płacąc za to walutą z własnej duszy... wszystko było możliwe.
- Wystarczy mi zimna woda. Nie kłopocz się za bardzo, Kanamura-kun. Akahoshi-dono, dołączę do was po oczyszczeniu się. - odpowiedział obu mężczyzną, pokonując pokusę wzięcia porządnej kąpieli. Nie było to łatwe, jednakże zahartowanie w boju ciało wojownika mogło się jeszcze nieco obejść bez luksusów, na to przyjdzie jeszcze czas - wizja gorącej kąpieli w zapomnianej przez ludzi i bogów świątyni.. gryzła mu się niemożebnie...


Kiedy więc skierowali się w stronę świątyni, niebieskooki zwrócił uwagę na pozostałych członków "kompani", która się w tym miejscu zebrała - jak sie okazywały, świątynia wcale taka zapomniana nie była. Wnioskując z tego co widział, Kakita wydedukował, że młodzieniec imieniem Kan, z którym dwa słowa zamienił Kaiko musiał należeć do klanu Senju - mistrzów tworzenia. Kakita znał podstawowe zdolności wojowników z Shinrin, sam przez lata korzystał z bokkuto wykonanego przez jednego z nich, niestety, tamten miecz poszedł w drzazgi w czasie starcia z Akahoshim - stanowił on swoistą pamiątkę po Uchiha-hime, ale by zacząć nowe, trzeba zniszczyć stare...
Ilość materiału budowlanego, jakiego dostarczył Senjuu istotnie była imponująca. Nawiasem mówiąc, samuraj nie raz zastanawiał się, jak bardzo znienawidzeni przez drwali i stolarzy wszelkiej maści są ninja z rodu Senju w swojej prowincji, ale to temat na inną opowieść. Na razie trzeba było się obmyć
- Dziękuje Kanamura-san, proszę nie czekajcie na mnie ze śniadaniem. - zwrócił się do obecnych, nie chcąc ich kłopotać swoją osobą, po czym wybrał z przygotowanych przez Kaiko ubrań proste kosode i udał się nieco na ubocze by dokonać oczyszczenia ciała i duszy.
Chociaż czas naglił, pewne rzeczy należało zrobić z należytą starannością – tak więc Kakita pierw z szacunkiem odłożył swoje miecze na złożony namiot, tak by nie dotykały ziemi, a następnie zdjął kolejne elementy pancerza, a daleko własnego kimono, tak by pozostać jedynie w treningowych ciężarkach. Następnie wszedł do przygotowanej bali z wodą, siłą woli tłamsząc pierwsze uczucie jakim była chęć wyskoczenia z lodowatej, studziennej wody. Kilka sekund i… ciało samuraja poddało się woli jego umysłu, chociaż tzw., gęsia skórka jasno dawała do zrozumienia, co o tym „myśli”. Kakita obmywał się sprawnie, nie chciał by pozostali długo na niego czekali, ale właśnie dlatego, że byli tu inni nie chciał wyglądać jak mieszkaniec terenów zza muru – był samurajem. Musiał się prezentować godnie, zwłaszcza, gdy miał ku temu możliwość…
Po umyciu się pozostawało szybko wytrzeć ciało i zakryć je pod kimonem. Było odrobinę za duże na naszego bohatera, ale nie było to wyzwanie, z którym nie mógł sobie poradzić. Następnie należało zrobić coś z zużytą wodą, co samuraj również uczynił… pierwotnie robiąc krótką przepierkę swojego jubanu, który bardzo tego potrzebował. Nie wolno marnować wody, a kimon prać, jednakże juban to co innego. Dalej pozostawało jeszcze rozwiesić kimono wierzchnie (wraz z bielizną) tak, by mogło sobie schnąć w promieniach letniego słońca i zabrawszy resztę klamotów można się było skierować w stronę świątyni…
Kakita jednak nie wkroczył do niej od razu. Pierw odnalazł wzrokiem troszku zapomnianą studzienkę do obmywania rąk i ducha. Zgodnie z obowiązując rytuałem, samuraj pierw obmył jedną rękę, potem drugą, a następnie przepłukał usta – pewne elementy ceremonii należało zachować, szczególnie w świątyniach zapomnianych przez ludzi. Dalej, mógł już dołączyć do pozostałych, niosąc ze sobą cały swój dobytek, który jednak należało podzielić – o ile plecak mógł sobie darować, o tyle miecze i rodzinny pancerz… nie.
Na progu świątyni samuraj zdjął z nóg swoje waraji, by nie wnieść brudu do wnętrza, a następnie ukłonił się nisko w stronę wnętrza Shirine – wszystko musiało być wykonane jak pod sznurem i tutaj… no właśnie, pojawił się problem. Którą część dawnej świątyni zajmowali jej „mieszkańcy” czyniąc z niej jadalnie? Samuraj nie znał miejscowych obyczajów i skierował się za głosami do odpowiedniego pomieszczenia. Gdy stanął przed odpowiednimi drzwiami, zostawił przed nimi pancerz, a następnie lewą ręką wysunął miecz zza pasa i uniósł go ponownie na wysokość swoich oczu, ostrzem nie mierząc w centralny ołtarzyk. Każda świątynia miała swoje zasady obchodzenia się z bogami, uniwersalnym było jednak, by żadna broń nigdy nie celowała w ołtarz i pomny kary z niebios samuraj zamierzał trzymać się tego zwyczaju. Oddawszy szacunek bogom, mógł skupić się na śmiertelnikach.
– Witam wszystkich, nazywam się Kakita Asagi. Jestem samurajem ze szkoły Taka, położonej przy świątyni Amaterasu-sama w Kaigan. Przyjemnością będzie spędzić z wami czas i spożyć wspólny posiłek. – przywitał się formułką grzecznościową Żuraw, kłaniając się odpowiednio. Nie znał nikogo poza Kaiko i Natsume, z tego co jednak wiedział, Kaiko mieszkał w świątyni sam, a więc pozostali również byli podobnymi do niego podróżnikami – przemawiało za tym szczególnie to, że był tutaj Senju – a jak Kakita się orientował, do Shinrin jeszcze daleka droga, więc pewnie podobnie jak on sam, ten tutaj pełnił jakąś misję…
Kakita zajął wskazane przez Kaiko miejsce, siadając w nienagannej seiza. Tachi położył wzdłuż prawego biodra, ostrzem w swoją stronę. Znów był to element „imperium gestów” – miecz leżący po prawej stronie był oznaką braku wrogich zamiarów, informację tę potęgował fakt skierowania ostrza w strone możliwie najmniej groźną dla otoczenia – ciężko dobywa się miecza, którego krawędź tnąca nie jest wymierzona w potencjalny cel. Wakizashi jednak pozostawało za pasem samuraja, który nawet w samym kosode zachowywał nienaganną, prostą postawę. Krótki miecz, zatknięty ostrzem w górę był symbolem pokoju – jednakże, jednocześnie podkreśleniem, że niebieskooki jest wojownikiem. Zawsze…
Dopełniwszy formalności, niebieskooki odebrał podaną mu porcję jedzenie z ukłonem, po czym spokojnie, zaczął jeść. Tym razem walczył z… odruchem rzucenia się na wspaniale pachnącą potrawę. Ostatnimi czasy w drodze jadł tylko prowiant i to, co udało mu się pochwycić/złapać – nie było to nic wykwintnego, tak więc możliwość zjedzenia czegoś ciepłego... tak to była kolejna próba silnej woli, którą samuraj starał się przejść dzielnie.
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Na udzieloną mu po względnym kryjomu odpowiedź Kakity, Natsume tylko lekko skinął głową. Co prawda to co Yuki mu przekazał było dość... nietypowe, zwłaszcza dla kogoś kto do tej pory prowadził się zupełnie innymi ścieżkami niż ta na którą niemalże wkroczył teraz. Nie musiał się jednak obawiać ani martwić o to, czy Asagi dobrze zrozumiał jego słowa i treść którą chciał nimi przekazać. Żuraw był bardzo doświadczonym szermierzem i samurajem, któremu nieobce było pojęcie rozwoju samego siebie. Miecznik będzie po prostu potrzebował trochę czasu, żeby poukładać w sobie wszystko to co przeżył, i wszystkie wskazówki które otrzymał. Tak jak niektórzy mogli potrzebować człowieka który pokazałby im odpowiednią ścieżkę, tak w tym przypadku Natsume podejrzewał że Kakita bez problemu poradzi sobie sam - nawet mając jako referencję te kilka słów, które teraz otrzymał.
Co nie zmieniało faktu, że Yuki zaczynał czuć się dziwnie z tym, że do każdej swojej wypowiedzi starał się wpleść jakieś mądrości. Chyba to mistrzowanie, którego się nauczył od sióstr Tanuki i od tygrysiego Mędrca Hyogamiego, za bardzo mu uderzyło do głowy. Będzie musiał się zacząć hamować, psia mać, bo jeszcze ludzie zaczną go widzieć jako zamaskowanego zarozumialca, jako dodatkowy tytuł do człowieka zbrojowni.
Białowłosy mężczyzna zaczął już zmierzać w stronę świątyni, gdzie po treningu czekała na niego ciepła strawa i odrobina odpoczynku - wtedy jednak, oczywiście, usłyszał słowa które Kaiko wypowiedział do samego siebie. I na twarz trzydziestolatka powoli wpełzł kolejny, nieco ironiczny uśmiech. Bardzo podobny do tego, którym Yuki obdarzył Kanamurę dzień wcześniej, kiedy młodzieniec przyznał się do tego że potrafi posługiwać się chakrą, lecz nie w tak dobrym stopniu jak sobie by życzył. Cóż, i tak jak zresztą Natsume mu przekazał, w takim przypadku po prostu potrzebne jest częstsze jej używanie, niezależnie od zmęczenia, żeby z czasem się do chakry przystosować, zwiększyć jej pokłady wewnątrz swojego ciała, i ostatecznie - opanować techniki na tyle dobrze, by ich używanie stało się równie proste jak oddychanie. Każdy początkujący ninja był w tym samym miejscu co Kanamura teraz - tutaj jedyne co stało na drodze opiekuna świątyni, to jego własna postawa i podejście do wiedzy.
-Nawet żelazne pręty można zetrzeć do igieł - powiedział tylko na głos, tak by Kanamura go usłyszał. Była to bardzo prosta nauka, która jednak mogła być zastosowana do różnych sytuacji i interpretowana na różne sposoby. W tym przypadku miało to dać bardzo prostą lekcję, którą Yuki już Kaiko tłumaczył poprzedniego dnia. Jeżeli zachowa się wytrwałość i nie podda się przy pierwszych przeciwnościach, oraz zmieni się "nie rozumiem" na "chcę zrozumieć" - to nawet białowłosy opanuje tę potęgę należącą do shinobi z całego świata.
Nie patrząc na nikogo, Yuki wszedł do świątyni i trącił tygrysa stopą, żeby ten łaskawie się ocknął. Hyohiro przeciągnął się w końcu i leniwie podniósł łeb - za ten czas Yuki zdążył już wejść do kuchnio-jadalni, w której spożywała śniadanie Mikoto, i nabrać solidną łyżkę potrawki z ryżem. NAPRAWDĘ solidną. Do tego zapewne reszta będzie musiała się przyzwyczaić - Yuki był wyszkolony tak by być wytrzymałym i umieć opanować nawet podstawowe zapotrzebowania swojego organizmu, lecz jeśli mu przyzwolić (a zwłaszcza jak był ranny), to ten mały człowiek potrafił jeść jak istny smok. A później i tak wszystko spalał w treningach.
-Ten typ tak ma - odpowiedział na żart Mikoto, przy okazji spoglądając w stronę tygrysa, który podniósł się w końcu do pozycji stojącej i przeciągnął potężnie, wydając z siebie warkotliwy pomruk. - Ale, miał teraz prawo. Byliśmy długo w podróży, a on targał zarówno moje ciało, jak i cały mój ekwipunek. Miał prawo być zmęczony.
Hyohiro spojrzał wymownie w stronę stołu, a Yuki nabrał kolejną miskę potrawki i sunął ją po podłodze tak, by tygrys też mógł zjeść jakiś posiłek. Potrawki było jeszcze na tyle, by wszyscy mogli sporo pojeść, a jego kompan będzie musiał za chwilę wracać na Hyogashimę - więc niech ma chociaż trochę energii z tego ludzkiego żarcia.
Spojrzał na białowłosą, nieco zaskoczony pytaniem, ale ostatecznie tylko skinął głową, uśmiechając się lekko.
-Zardzewiałem przez tę śpiączkę. Dzisiejszy dzień pewnie będę musiał spędzić cały czas na treningu, zanim w końcu uznam że się doprowadziłem do stanu użyteczności. - Ponownie skinął głową. - Jasne, bok się trzyma. Boli, zwłaszcza przy gwałtowniejszych ruchach, ale nie jest to nic z czym bym sobie nie poradził. Szkolono mnie tak, bym był w stanie ignorować nawet ciężki ból.
Bo nie miałeś wyjścia. Pirackie tortury, później ćwiczenia z jego zmarłym kompanem, a jeszcze później - szkolenie Yuki, które później przekształciło się też w treningi Sakki... stawiano przed nim duże wymogi, i albo sprosta, albo umrze. A jeśli ktoś przyznał się do bólu, od razu tracił w oczach mistrzów. Mistrzów, którzy doskonale wiedzieli że czują ból i zmęczenie - ale doceniali tylko tych, którzy potrafili to wytrwać bez zająknięcia. Na wyspach nie było miejsca dla słabych.
Niewiele później do świątyni dotarli również Kaiko, Asagi i Kan, którzy przysiedli się do stołu. Asagi oczywiście nadal kierował się wszelkimi zasadami dobrego wychowania, wliczając w to również sposób ułożenia miecza oraz niespiesznego spożywania posiłku - cóż, w tym przypadku maniery Yukiego zdecydowanie przegrywały, pamiętając jego wczorajsze pochłanianie potrawki niczym yokai. Cóż, przynajmniej miał wymówkę że jeszcze się regenerował po obrażeniach spod Oniniwy, i przez prawie całą podróż był nieprzytomny i nie jadł niczego - miał prawo być głodny jak wilk.
Przez dłuższą chwilę trwał po prostu standardowy czas posiłku, w którym ci co jedli - jedli, a ci co nie - przyglądali się. Co jakiś czas tylko wymieniali się pomniejszymi wypowiedziami, niezwiązanymi z żadnym poważniejszym tematem. Dopiero kiedy Yuki skończył spożywać danie, odpowiedział na pytanie Mikoto:
-Cóż, planuję kontynuować trening, i przy okazji zacząć szkolenie Kaiko. Przed nami długa droga, zanim porządnie opanuje nowe umiejętności bojowe - Uśmiechnął się lekko. - Jeśli chcesz, możesz się do nas przyłączyć.
Nie pytał Kakity czy zechce się przyłączyć - samuraj dopiero co zszedł ze szlaku, potrzebował trochę odpoczynku. Niech więc porządnie odpocznie i spędzi chwilę na medytacjach, wygodnym śnie albo porządnej kąpieli - ci co są w stanie, niech trenują. Spojrzał też przy tym w stronę Kana - Senju co prawda również miał już trochę zajęć, lecz propozycja co do dołączenia do ćwiczeń dotyczyła również jego.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiko
Postać porzucona
Posty: 185
Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
Multikonta: -

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kaiko »

Spojrzenie Kaiko szybko wyostrzyło się, gdy Kakita zaczął mówić. Na moment białowłosy miał wzrok równie przenikliwy, co strudzony samuraj. Słyszał podobne słowa, Etsuya korzystał z niemal identycznej metafory. Duchy zatem nie były jasno rozumianymi duchami z folkloru, duszami na wpół przeźroczystymi o niejasnych intencjach. Umysł Kanamury przez wiele lat ćwiczony był przez kapłana niejasnymi radami i enigmatycznymi odpowiedziami. To, o czym mówił samuraj, było niczym innym jak własnym umysłem, który niczym opętany tworzył myśli, scenariusze i podejrzenia, stawiające człowieka w ogniu próby. Takie "duchy" nawiedziły Kaiko w Oniniwie, gdy ogrom okrucieństwa przekroczył jego najśmielsze wyobrażenia. "Duchy" tamtego dnia wciąż z nim żyły, zupełnie tak, jakby w zaświatach zabrakło dla nich miejsca.
Nie skomentował tych słów. Jedynie kiwnął głową z rozumną miną, mając nadzieję, że i dla niego będzie to cenna próba. O ile kiedyś się skończy. Jego myśli na moment zaprzątnął temat przeszłości Etsuyi, która pozostawała wciąż tajemnicą dla Kanamury. Chłopak nie był jednak głupi, potrafił łączyć wątki, więc mimo milczenia swego opiekuna, miał wiele podejrzeń, w które wierzył. Na świecie się nie znał, ale wiedział, że byle kapłan nie jest szkolony w walce kataną. Konkretnie kataną, w której Etsuya się specjalizował, a nawet posiadał takie umiejętności, których nie zdołał przekazać Kanamurze. Zatem łatwo było się domyślać, że w przeszłości Etsuya był samurajem. Zupełnie jak Kakita. Im dłużej słuchał Asagiego, tym pewniejszy był swych podejrzeń.
Zimna woda ze studni posłużyła po raz kolejny. Kaiko wyciągnął parę pełnych wiader wody, aby wlać je w nieopodal leżącą balię, by szermierz mógł w spokoju się obmyć. Kąpiel w takiej temperaturze ponoć hartowała umysł i ciało, więc nie dziwił się decyzji Kakity.
Może i wiedział, że Kensei doskonale słyszy, ale i tak Kanamura zdążył o tym zapomnieć. Przypomniał sobie dopiero, gdy otrzymał swoistą odpowiedź na słowa skierowane do samego siebie. Zrozumiał o co chodziło Akahoshiemu - każdy cel był do osiągnięcia, nieważne jak trudnym miało się to wydawać. Mimo wszystko postanowił odezwać się, znajdując nieco logiczną lukę w tej metaforze, nad którą mogliby podyskutować, bo Kaiko już teraz miał kilka błyskotliwych myśli, ale... czy to było konieczne? Nie zawsze był dobry moment na filozoficzne spory i dysputy.
- To byłaby straszna strata materiału. - rzucił lekko i żartobliwie, łypiąc okiem na reakcję swego senseia. Nie rozwijał tej myśli, był to taki pół-żart, który miał nim na razie pozostać. Co do Kakity, to jedynie kiwnął mu na zgodę, że nie będą czekać, chociaż Kaiko, prawdę mówiąc, był już po jednym posiłku. Nie zamierzał czekać na resztę, głodując po treningu. Uprzejmość uprzejmością, ale kultura nie powinna zaprzeczać logice i pożyteczności.
Gdyby Kan nie był... cóż, Kanem, to z pewnością zacząłby już działać na nerwy Kanamurze. Był jednak sobą, pogodnym, wesołym, wstydliwym i niezwykle dobrodusznym młodzieńcem, zatem jak tu było się na niego złościć? Białowłosy doskonale wiedział, że jego powtarzanie, iż to drobnostka nie jest żadnym chwaleniem się, a zapewnianiem o tym, że zwyczajnie nie zmęczył się, że dla niego to nic wielkiego, jak dla bogacza wydatek kilkuset Ryo. Pewnie Senju nawet nie był świadomy jak pewną i silną roztaczał wokół siebie aurę w ten przypadkowy sposób. Dla niego naprawdę to nie było nic wielkiego, a tym świadczył tylko jak silnym był, wbrew własnym intencjom.
- Nie możesz być wiecznie taki bezinteresowny. Musisz pozwolić innym się odwdzięczyć czasem tak dla ich własnego dobra. - rzucił do niego jeszcze zanim odprowadził go do kuchni. Miał na myśli prostą sprawę, że nikt nie chce żyć w poczuciu długu. Kan mógł być tak wspaniale dobry, że nie oczekiwał niczego w zamian, jednak tutaj nie chodziło o zysk, a fakt oddania przysługi. Bycia "na równo". Kanamura kiedyś też przez to przechodził.
Zanim wszedł do kuchni, przywitał się z Hyohiro, podnosząc dłoń i kiwając mu głową. Nie chciał tygrysowi przeszkadzać w odpoczynku. Należał mu się tak samo, jak... właściwie każdemu. Wewnątrz części mieszkalnej, po przywitaniu się z Miko, dostrzegł że Akahoshi nie tylko wczoraj miał wyjątkowy apetyt, ale także dzisiaj. Cieszyło go to z prostej przyczyny - potrawka musiała być smaczna. Zastanawiające było, że Kensei, chociaż fizycznie mniejszy od Kanamury, to zjadał więcej, a było go wciąż, cóż, mniej. Musiało to oznaczać, że znacznie więcej siły wykorzystywał na co dzień, czy to na treningach, czy na jakimkolwiek innym zajęciu. Kaiko był zbyt prostym człowiekiem, aby wiedzieć o kaloriach, odkładaniu się tłuszczu i tym, że jedzenie nie daje "siły", którą się później "wykorzystuje". On jadł dużo, żeby mieć dużo "siły" do ćwiczeń i walki, czyli w celu bycia ogólnie silniejszym.
- Deszcz ustał padać jeszcze w nocy. Teraz jest ciepło i słonecznie. - odpowiedział Miko, zasiadając przy stole po ugaszeniu pragnienia. Na przypomnienie, że dziewczyna pamięta o jego fryzurze, uśmiechnął się pogodnie, ale jak zwykle - nie na tyle, by obnażać swoje ostre zęby. - To nic pilnego, możemy się tym zająć przed kolacją. - nie chciał, żeby czuła się jakaś zobowiązana do ostrzyżenia go jak najszybciej. Właściwie kwestia jego włosów była najmniej istotna. Liczyło się to bardziej do jego dobrego samopoczucia, bo aktualnie czuł się... cóż, zarośnięty, a i wyglądał w ten sposób. Przydługawe włosy, które nie dość że krzywo obcięte, to jeszcze nieumiejętnie. Może i dodawało mu to jakiegoś uroku, ale na pewno nie takiego, jaki posiadał cywilizowany człowiek.
Na pytanie o planach odpowiedział Kensei, gdy już oderwał się od miski. Kaiko odruchowo roześmiał się z czystego entuzjazmu, ale i delikatnego stresu. Miał zacząć prawdziwy trening pod okiem senseia. I to nie byle jakiego. Czekał na taki moment... właściwie całe życie, więc miał ogromną determinację, aby dać z siebie wszystko i nie zmarnować nawet chwili, jaką poświęcą na ćwiczenia oraz naukę. Co ciekawe, Akahoshi zaproponował wspólny trening również Miko, a także Kanowi. Białowłosy na moment był mocno skonfundowany. Czego zamierzał uczyć Kensei, skoro Kaiko fizycznie sobie świetnie radził, Kan był geniuszem w dziedzinie chakry, a Miko zajmowała się lecznicza chakrą? Zastanawianie się nad tym tematem było dla Kanamury bezsensowne, więc zaniechał to, bo i tak by niczego nie wymyślił. Zamiast to zwyczajnie lekko się ucieszył, że może będzie miał kompanów w ćwiczeniu. W kilka osób powinno być raźniej, zabawniej, ciekawiej i... skuteczniej. W końcu Etsuya mówił, że zawsze powinno się mieć rywala. Zapytany przez Kaiko, jakiego oni powinni mieć rywala, skoro żyją na odludziu, kapłan odparł: "Siebie z dnia poprzedniego". Niestety, było to mało ekscytujące, chociaż sensowne.
- Od czego zaczniemy trening? - odezwał się, nie starając się samemu na to wpaść, a po prostu pytając. Nie chciał też na siłę namawiać resztę ekipy do treningu, bo... rozumiał, że to, co Akahoshi będzie przekazywał jemu, o ile na nim się skupiał, to będą najprostsze podstawy, czyli coś, co Miko i Kan pewnie mają dawno za sobą. Po tym podniósł się, aby zrobić gorącej herbaty Kakicie, którego swoją drogą, obserwował kątem oka w tych wszystkich drobnych rytuałach wykonywanych z niezwykłą wprawą i stanowczością, jakby robił to całe życie. Kolejna cecha bliźniacza Etsuyi, zwracającemu uwagę na najdrobniejsze szczegóły, by nie złamać kodeksu zasad, które sam sobie narzucił. Sobie, to było istotne, bo nie wymagał podobnego zachowania od swego podopiecznego. Kaiko zresztą fanem takich obrzędów nie był, dla niego liczyła się prosta uprzejmość, umiejętność zachowania się bez czynienia zła, a nie samobiczowanie się spisem zasad, mających być jedynie... otoczką. Tak to postrzegał młodzieniec może przez to, że był właśnie młody.
Postawił gorący napar naprzeciwko samuraja, na moment nie wiedząc co powiedzieć. Jak zagadać do Kakity? Nie znał go, nie wiedział co przeszedł, skąd wracał, dlaczego był tak zmęczony drogą, ale szepty, uśmiechy i pokrzepiające gesty wskazywały, że miał za sobą coś ciężkiego, co było przeznaczone tylko dla dwóch par uszu. I te Kaiko nie należały do jednych z nich. Zatem nie chciał wypaść na wścibskiego, nie chciał też zamęczyć Asagiego mnogością pytań na temat szermierki i ostrzy długich. Z tym będzie musiał zmierzyć się Akahoshi, który postanowił go uczyć, a więc będzie musiał też tłumaczyć. Pewnie nie do końca był świadom pasji, jaka napędzała Kaiko. Ta sama pasja tworzyła pomysły, a pomysły tworzyły pytania, a te hipotetyczne odpowiedzi. I tym wszystkim chciał się podzielić z Kenseiem.
- Wspominałem przy naszym ostatnim spotkaniu, że chciałbym zasięgnąć opinii na temat jednego... - zaczął mówić, w końcu zagajając rozmowę. Jednak na moment zawahał się. To, co chciał zaprezentować szermierzom nie było atakiem, ani obroną. Ni to ofensywa, ni defensywa. Było to coś pomiędzy, ale niekoniecznie kontra. - ...jednego, yyy, ruchu. Jak już mówiłem, jestem praktycznie samoukiem, więc chciałbym wiedzieć czy moje pomysły podążają we właściwym kierunku, czy kieruję się właściwymi zasadami i tokiem myślenia. Dlatego chcę poznać waszą opinię. - niby nic, bo przecież ruch był skuteczny, o czym przekonał się w Oniniwie, ale czy podejście w ten sposób do walki było właściwe? Czy należało szukać rozwiązań, które eliminują jasny podział na obronę, w której nie ma ofensywy i ofensywę, w której nie ma miejsca na obronę? Tym samym nie będąc ani doskonałą ofensywą, ani defensywą. Czy było może z tym tak, jak z posiadaniem wielu styli, o czym rozmawiali jeszcze w Akatori? Nie lepiej było szlifować konkrety, niż "wszystko wraz"? Co do opinii, to naturalnie chciał poznać każdą, więc nawet Kana i Miko, ale że nie byli ekspertami w szermierce, to w kwestii "waszych opinii" zależało mu przede wszystkim na Asagim I Kenseiu, z naciskiem na tego drugiego, wszakże... cóż, był jego senseiem, a to tworzyło w umyśle Kanamury przekonanie, że jego zdanie jest najważniejsze, a jego racja ma najwięcej racji.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
Obrazek
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kakita Asagi »

Wnioski, do jakich doszedł Kaiko były... dokładnie odwróceniem tego, o czym mówił Kakita. Kiedy Asagi mówił, że duchy przybywają, gdy umysł słabnie to dokładnie to miał na myśli - duchy. Samuraj wiedział, że duchy i inne nadnaturalne istoty istnieją. Nie wątpił w to nigdy, a to, co widział w ciągu swojego niedługiego, ale barwnego życia umocniło go w tym przekonaniu - jak bowiem można negować istnienie duchów i zrzucać je na karb zmęczonego brakiem snu i towarzystwa umysłu, kiedy spotkało się ogoniastą bestię i zmartwychwstałego zbrodniarza? Nie, niebieskooki miał ogromny respekt do świata duchowego, youkai się wystrzegał jak ognia, bogów natomiast czcił i powierzał swój los...
Chociaż niebieskooki zajął swoje miejsce tak, by nie narzucać swojej obecności pozostałym, sam chłonął otoczenie. Ostatnią osobą, której dotychczas nie poświęcił więcej uwagi była białowłosa kobieta, której imię było Mikoto, natomiast nazwisko Yuki. Słysząc z jakiego rodu pochodzi, samuraj nieznacznie zmrużył oczy, bowiem oznaczało to, że należy od tego samego klanu co Natsume. Czy byli rodziną? Jeśli podobnie jak on władała uwolnieniem lodu, to najpewniej byli kuzynostwem, bliższym lud dalszym. Wraz z tą myślą, przez głowę samuraja przebiegło, że bycie krewnym Natsume to dość... ciekawa kwestia. Siwowłosy miał bowiem bardzo ciekawy rodowód, przez które przemykały osobowości nietuzinkowe. Na tą myśl mimowolnie przeniósł spojrzenie na Akahoshi'ego, zastanawiając się, czy jego towarzysz już sobie poradził z piętnem przeszłości. To, co wiedzieli obaj nie mogło wyjść między zgromadzonych, ale nawet gdyby ktoś z obecnych podchwycił spojrzenie samuraja, to nie miał prawa odgadnąć jego myśli...
A skoro o nich mowa! Patrząc na aparycje Mikoto, Akahoshi'ego i Kaiko, Kakita doszedł do ciekawego wniosku - wszyscy oni wyglądali dosyć podobnie. Niecodzienny zbieg okoliczności, który potęgował wrażenie tego, że niebieskooki tutaj... nie pasuje. Jego miejsce znajdowało się obecnie w Kaigan, jak to bowiem mówią, troje to już para, a czworo to tłok, czy jakoś w ten sposób. W każdym razie, nie ma przypadków - tu wszystko miało swoje miejsce i czas.
- Miło mi panią poznać, Yuki-san. Proszę przyjąć moje uszanowanie dla pani profesji.- zwrócił się do kobiety, układając sobie w głowie... o co nie pytać. Siedziba klanu Yuki znajdowała się na południu, dziewczyna była jednak jak sama twierdziła "wędrownym medykiem", a więc nie działała pod swoim klanem. Nie widział też żadnych oznak przynależności klanowej, a jednak przedstawiała się nazwiskiem, to było dziwne. Dziwne na tyle, by... o to nie pytać. Może była w czymś na kształt Musha Shogyo, czy czegoś podobnego - jakby nie było, zdecydowanie wykraczało to poza to, o co wolno pytać. Zwłaszcza że... świadomość tego, że były Shireikan klanu Yuki siedzi teraz obok dodała swoistej groteskowości całej sytuacji, ale błogosławieni ci, co nie wiedzą. I niech tak pozostanie.

Dalej samuraj spokojnie jadł i słuchał... Słuchał i starał się usłyszeć między wierszami, bo oto czy właśnie Akahoshi go odprawiał, czy jedynie ocenił stan samuraja na tak marny, że lepiej nie dawać mu do ręki drewnianego miecza, bo jeszcze sam sobie zrobi krzywdę? Jeśli to pierwsze to cóż, wszystko ma swój miejsce i czas, ale jeśli drugie... to Natsume był ostatnią osobą, która powinna oceniać czyjeś możliwości, po jego fizycznym stanie. I Kakita to sobie zapamięta, przy czym ustąpić mu wypada, bowiem dwa tygrysy nie mogą żyć na tej samej górze, w tym konkretnym przypadku, dwaj nauczyciele pakować się w jednego ucznia. A skoro o samym młodziku mowa, to ten już dał się poznać jako ktoś, kto raczej działa szczerze i bezpośrednio - pojawia się w jego głowie myśl, więc ją mówi. W tym przypadku, nawiązał do ich pierwszego spotkania w Oniniwie, kiedy to poprosił ich o ocenę danego ruchu, ale którego nikt zobaczyć nie mógł, bo wszak ani to miejsce, ani czas nie był.
Bezpośredniość i otwartość Kaiko sprawiła, że Kakita nieznacznie się uśmiechnął. Podobał mu się ten młodzik, otwarty i gotowy, trochę... podobny do niego samego z czasów młodzieńczych. No, może bez tego całego bagażu etykiety i powinności, ale może właśnie dlatego, lepiej rokującego? Kakita dopiero teraz nadrabiał to, co stracił przez samurajską pychę...
- Słyszeć zapał w głosie młodszego pokolenia, to dla starych radość. Nie zajmę wam długo, jutro przed świtem udam się do Kaigan, ale... Akahoshi-dono, jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym spełnić obietnice, jaką w Oniniwie dałem twojemu uczniowi. Chciałbym sprawdzić jego umiejętności. - zwrócił się do Natsume z oczywistym przekazem, po czym przeniósł spojrzenie na nieznanego mu jeszcze Senju, przelotne i niezobowiązujące.
- Co prawda, jest tutaj z nami medyk, ale... Kanamura-san, czy na terenie świątyni jest lasek bambusowy? - niebieskooki zwrócił się do Kaiko, zastanawiając się jak zdobyć jakiś treningowy mieczyk. Co prawda, mógłby się zwrócić z prośbą do nieznanego mu Senju, ale... trochę nie wypadało.
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Antai”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości