Zapomniana świątynia Susanoo
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Hyohiro spojrzał na Kana, zanim ten opuścił towarzystwo zajmujące się na zewnątrz podstawowymi sprawami podtrzymania części mieszkalnej, przeżuwając kolejny kawałek surowego mięsa wyrwany z nogi jelenia. Pierwszy komentarz dotyczący jego imponującego wyglądu przyjął dość spokojnie, kiwając lekko głową na znak podziękowania. Dzięki długoletnim wędrówkom z Yukim miał już okazję usłyszeć podobne opinie wielokrotnie i od wielu ludzi, lecz chyba i tak usłyszenie czegoś takiego delikatnie łechtało jego ego. Tym bardziej, że on sam nigdy nie był uznawany za żadnego "wysoko postawionego" członka stronnictwa, a jego głównym zadaniem było pilnowanie zwoju w którym spisany jest pakt pomiędzy ludźmi i tygrysami (który, tak nawiasem, cały czas wisiał u jego siodła, tak by był w stanie go dobyć jednym ruchem łapą). Na drugi komentarz jednak zareagował zupełnie inaczej - spojrzał na młodego Senju z powagą, patrząc na jego stan fizyczny.
-... Uwierz mi, nie chciałbyś - powiedział w końcu, odsuwając na moment rozgryzioną nogę swojej zdobyczy. - Mój ród pochodzi z lodowej wyspy Hyogashima, znajdującej się na... jak to szło?... Czarnym Archipelagu, czy jakoś tak?...
Odchrząknął.
-Pogoda na mojej rodzinnej wyspie jest nieludzko brutalna. Wszelka flora jaka tam istniała, jest aktualnie tylko jedną wielką bryłą lodu. Temperatury w zimie są tak niskie, że przebywanie na zewnątrz dłużej niż godzinę-dwie jest samobójstwem. Wybrzeża wyspy są pokryte setkami wraków okrętów tych, którzy zginęli podczas żeglugi przez Archipelag. Samo dostanie się tam jest trudne, a przeżycie jest znacznie trudniejsze.
Wskazał brodą na tłumaczącego Kaiko niuanse chakry Natsumego.
-On po prostu miał wytrzymałość, doświadczenie i farta. Przede wszystkim farta.
Kiedy Kan ich opuścił, aby wejść do wnętrza świątyni, Natsume kontynuował rozmowę z Kanamurą, który pomimo zajmowania się skórowaniem i oprawianiem upolowanego przez Hyohiro jelenia, jednocześnie słuchał i prowadził żywą rozmowę z Yukim. Widać po nim było że robił co tylko się dało żeby zrozumieć to co tłumaczył trzydziestolatek, a kiedy czegoś nie był pewien, to po prostu pytał. Oznaczało to, że zachowywał on otwarty umysł - coś bardzo ważnego dla kogoś kto faktycznie chciał nauczyć się czegoś nowego. Oczywiście, wiedza i znajomość teorii to była tylko jedna część, niemniej jednak bez tego ciężko byłoby w niedalekiej przyszłości przejść do praktyki - a jeśli wierzyć słowom Kaiko, ten był dobrze wyćwiczony przez codzienną pracę fizyczną i utrzymywanie się przy znakomitym zdrowiu, co oznaczało że chłopak zapewne mógł się pochwalić przyzwoitymi pokładami chakry. Czyli będzie z czym pracować, co jest dobrym znakiem.
Yuki zaczynał też zauważać kolejny pozytywny aspekt bycia nauczycielem dla młodszych pokoleń shinobi (lub, w przypadku Kanamury, "shinobi"). Każde pytanie przedstawione mu przez młodzieńca sprawiało, że Natsume musiał poświęcić chwilę na przemyślenie tego wszystkiego, co zazwyczaj brał za pewnik nad którym nie trzeba się pochylać. W końcu żeby dobrze coś wytłumaczyć, samemu trzeba przeanalizować swoją wiedzę i dopasować ją do możliwości swojego podopiecznego - więc automatycznie musiał samemu zacząć rozważać aspekty metafizyczne, filozoficzne i czysto praktyczne różnych prostych elementów życia shinobi. Co oznaczało, że on sam również musiał się z tego uczyć, i wyciągać nowe wnioski i doświadczenia. A przecież wiedza i doświadczenie również wpływały dobrze na stan umysłowo-duchowy, i dalej - na chakrę!
Jednak warto czasem się przekonać do uczenia kogoś innego. Zaskakująco satysfakcjonujące zajęcie.
Yuki uśmiechnął się lekko, kiedy Kaiko przedstawił swoją drobną anegdotkę na temat swoich zajęć jako czterolatek. Ha, dzieciństwo. Ten błogi czas kiedy wszystko wydawało się tak proste, i nawet tak błahe czynności jak łapanie żab dawało sporo radości i wspomnienia na długo.
... na Tsukuyomi, chyba robił się już stary.
-Co do żywiołów, każdy rodzi się z innymi właściwościami chakry i ma predyspozycje do czego innego - powiedział, odpowiadając na kolejne z pytań Kaiko. Przy okazji zebrał kilka większych kawałków drewna i gestem spytał młodzieńca, gdzie należy je położyć żeby były pod ręką w razie potrzeby. - Tak jak dobrze wywnioskowałeś, u niektórych jest to przeznaczone z góry przez Kekkei Genkai, czyli Limity Krwi. Niektórzy mówią że predyspozycje żywiołowe można wnioskować na podstawie charakteru człowieka, lecz to nie zawsze jest precyzyjne. Ostatecznie powiedziałbym, że jest to jedna wielka loteria. Nie ma jednej określonej odpowiedzi na tę kwestię. Jednak moim zdaniem... coś w tym jest, że to jacy jesteśmy my, jest odzwierciedlane w naszych żywiołach chakry.
Następnie ponownie się uśmiechnął, odkładając pocięte drewno.
-Zauważyłeś może kiedyś specyfikę tego, że istnieje różnica pomiędzy sztukmistrzem a wojownikiem, jeśli chodzi o sztuki walki? - Przysiadł na drewnianym podeście, odgradzającym drzwi od schodów. - Szkoleni szermierze zawsze mówią o tym, jak należy oczyścić umysł i skupić się na precyzji i czystości manewrów, aby wykorzystać w pełni potencjał danego sposobu walki. Wojownicy zaś, którzy biorą udział w bitwach, mają w zwyczaju to ignorować, niesieni emocjami i ogniem batalii. Ich zadaniem jest rzucić się na przeciwnika i tłuc go tak długo, aż ten umrze, bez żadnej "sztuki" w tej walce. Poświęcają precyzję i skupienie w imię instynktu i czystej, brutalnej siły.
Spojrzał wymownie w stronę Kaiko, patrząc czy zrozumiał co Yuki miał na myśli przez tę dość prostą metaforę.
-Z chakrą jest tak samo. Medytacja, nauka i nabieranie doświadczenia to jeden ze sposobów w jaki można korzystać ze swojej energii duchowej. Poprzez skupienie i wyciszenie, można sobie pozwolić na bardziej precyzyjne i skomplikowane manewry. Kiedy jednak dochodzi do sytuacji, w której precyzja jest niemożliwa, zawsze można po prostu wykorzystać swoją chakrę bardziej w stylu "łap na ryj": zamiast wyrafinowanego manewru, po prostu łupiesz czym masz, prosto, bez formy, byle skutecznie. Chakra jest wyjątkowo inteligentną bestią: gdy tylko jej posiadacz nauczy się ją słyszeć i odczuwać, ona dopasowuje się do jego stylu bycia i stylu walki, tak by jak najłatwiej nawiązać współpracę. Jak Ty usłyszysz ją, to ona zacznie słuchać Ciebie.
Oparł się nieco wygodniej, patrząc w niebo.
-Niektórzy wolą zachowywać spokój w walce; sam jestem jednym z tych ludzi. Jednak istnieją tacy, którzy bazując na samym gniewie i mściwości, zyskali siłę ponad jakiekolwiek wyobrażenie.
Następnie, kiedy Kaiko zadecydował że najwyższy czas aby rozpocząć proces przygotowywania potrawki, Yuki aż klasnął dłonią o udo, zadowolony z perspektywy zjedzenia czegoś ciepłego. Psia mać, dla samego zjedzenia czegokolwiek co nie jest igłami sosny i upieczonymi rybami było warto tutaj przybyć! Ochoczo się podniósł, zbierając trochę więcej drewna aby udać się w stronę kuchni, lecz wtedy Kaiko zadał kolejne, bardzo ważne pytanie: sposoby trenowania. Cóż, ta zagwozdka akurat byla znacznie łatwiejsza do przedstawienia niż pozostałe, teoretyczne. Obrócił się powoli w stronę białowłosego, szczerząc swoje tygrysie kły w uśmiechu.
-Podstawowe ćwiczenia kontroli chakry są proste. Oczywiście, najpierw wchodzi teoria, proste medytacje żeby wyczuć swoje pokłady, a później absolutna baza. Pierwsze ćwiczenie, uczone najmłodsze dzieci ninja, to przyłożenie liścia do czoła i utrzymanie go przy nim tylko i wyłącznie za pomocą chakry - i tak, by ten nie odpadł nawet po schyleniu się w dół.
Następnie wskazał jedno z wyższych drzew w okolicy.
-Kiedy ukończy się ten etap i nauczy poprawnego wykonywania podstawowych ninjutsu, wchodzi trening długotrwałej kontroli: pierwszym zadaniem jest utrzymanie chakry na podeszwach stopy, by wejść jak najwyżej po pionowym drzewie, bez normalnego wspinania. Po ukończeniu szkolenia z drzewem, wchodzi "płynna kontrola" poprzez chodzenie po wodzie. - Parsknął śmiechem. - Gdyby nie to że nie powinieneś jeszcze spożywać alkoholu, jest też ćwiczenie pozwalające za pomocą chakry natychmiast otrzeźwić się ze stanu upojenia. Pozostaniemy jednak przy podstawach.
Wtedy też na zewnątrz wypalił Kan, który wcześniej wszedł do środka by zająć się nieprzytomną dziewczyną. Na wiadomość że się obudziła, Natsume spojrzał na Kaiko i uniósł lekko brwi, przy okazji się uśmiechając.
-Cóż... w takim razie chyba musimy przyspieszyć z tym gotowaniem.
-... Uwierz mi, nie chciałbyś - powiedział w końcu, odsuwając na moment rozgryzioną nogę swojej zdobyczy. - Mój ród pochodzi z lodowej wyspy Hyogashima, znajdującej się na... jak to szło?... Czarnym Archipelagu, czy jakoś tak?...
Odchrząknął.
-Pogoda na mojej rodzinnej wyspie jest nieludzko brutalna. Wszelka flora jaka tam istniała, jest aktualnie tylko jedną wielką bryłą lodu. Temperatury w zimie są tak niskie, że przebywanie na zewnątrz dłużej niż godzinę-dwie jest samobójstwem. Wybrzeża wyspy są pokryte setkami wraków okrętów tych, którzy zginęli podczas żeglugi przez Archipelag. Samo dostanie się tam jest trudne, a przeżycie jest znacznie trudniejsze.
Wskazał brodą na tłumaczącego Kaiko niuanse chakry Natsumego.
-On po prostu miał wytrzymałość, doświadczenie i farta. Przede wszystkim farta.
Kiedy Kan ich opuścił, aby wejść do wnętrza świątyni, Natsume kontynuował rozmowę z Kanamurą, który pomimo zajmowania się skórowaniem i oprawianiem upolowanego przez Hyohiro jelenia, jednocześnie słuchał i prowadził żywą rozmowę z Yukim. Widać po nim było że robił co tylko się dało żeby zrozumieć to co tłumaczył trzydziestolatek, a kiedy czegoś nie był pewien, to po prostu pytał. Oznaczało to, że zachowywał on otwarty umysł - coś bardzo ważnego dla kogoś kto faktycznie chciał nauczyć się czegoś nowego. Oczywiście, wiedza i znajomość teorii to była tylko jedna część, niemniej jednak bez tego ciężko byłoby w niedalekiej przyszłości przejść do praktyki - a jeśli wierzyć słowom Kaiko, ten był dobrze wyćwiczony przez codzienną pracę fizyczną i utrzymywanie się przy znakomitym zdrowiu, co oznaczało że chłopak zapewne mógł się pochwalić przyzwoitymi pokładami chakry. Czyli będzie z czym pracować, co jest dobrym znakiem.
Yuki zaczynał też zauważać kolejny pozytywny aspekt bycia nauczycielem dla młodszych pokoleń shinobi (lub, w przypadku Kanamury, "shinobi"). Każde pytanie przedstawione mu przez młodzieńca sprawiało, że Natsume musiał poświęcić chwilę na przemyślenie tego wszystkiego, co zazwyczaj brał za pewnik nad którym nie trzeba się pochylać. W końcu żeby dobrze coś wytłumaczyć, samemu trzeba przeanalizować swoją wiedzę i dopasować ją do możliwości swojego podopiecznego - więc automatycznie musiał samemu zacząć rozważać aspekty metafizyczne, filozoficzne i czysto praktyczne różnych prostych elementów życia shinobi. Co oznaczało, że on sam również musiał się z tego uczyć, i wyciągać nowe wnioski i doświadczenia. A przecież wiedza i doświadczenie również wpływały dobrze na stan umysłowo-duchowy, i dalej - na chakrę!
Jednak warto czasem się przekonać do uczenia kogoś innego. Zaskakująco satysfakcjonujące zajęcie.
Yuki uśmiechnął się lekko, kiedy Kaiko przedstawił swoją drobną anegdotkę na temat swoich zajęć jako czterolatek. Ha, dzieciństwo. Ten błogi czas kiedy wszystko wydawało się tak proste, i nawet tak błahe czynności jak łapanie żab dawało sporo radości i wspomnienia na długo.
... na Tsukuyomi, chyba robił się już stary.
-Co do żywiołów, każdy rodzi się z innymi właściwościami chakry i ma predyspozycje do czego innego - powiedział, odpowiadając na kolejne z pytań Kaiko. Przy okazji zebrał kilka większych kawałków drewna i gestem spytał młodzieńca, gdzie należy je położyć żeby były pod ręką w razie potrzeby. - Tak jak dobrze wywnioskowałeś, u niektórych jest to przeznaczone z góry przez Kekkei Genkai, czyli Limity Krwi. Niektórzy mówią że predyspozycje żywiołowe można wnioskować na podstawie charakteru człowieka, lecz to nie zawsze jest precyzyjne. Ostatecznie powiedziałbym, że jest to jedna wielka loteria. Nie ma jednej określonej odpowiedzi na tę kwestię. Jednak moim zdaniem... coś w tym jest, że to jacy jesteśmy my, jest odzwierciedlane w naszych żywiołach chakry.
Następnie ponownie się uśmiechnął, odkładając pocięte drewno.
-Zauważyłeś może kiedyś specyfikę tego, że istnieje różnica pomiędzy sztukmistrzem a wojownikiem, jeśli chodzi o sztuki walki? - Przysiadł na drewnianym podeście, odgradzającym drzwi od schodów. - Szkoleni szermierze zawsze mówią o tym, jak należy oczyścić umysł i skupić się na precyzji i czystości manewrów, aby wykorzystać w pełni potencjał danego sposobu walki. Wojownicy zaś, którzy biorą udział w bitwach, mają w zwyczaju to ignorować, niesieni emocjami i ogniem batalii. Ich zadaniem jest rzucić się na przeciwnika i tłuc go tak długo, aż ten umrze, bez żadnej "sztuki" w tej walce. Poświęcają precyzję i skupienie w imię instynktu i czystej, brutalnej siły.
Spojrzał wymownie w stronę Kaiko, patrząc czy zrozumiał co Yuki miał na myśli przez tę dość prostą metaforę.
-Z chakrą jest tak samo. Medytacja, nauka i nabieranie doświadczenia to jeden ze sposobów w jaki można korzystać ze swojej energii duchowej. Poprzez skupienie i wyciszenie, można sobie pozwolić na bardziej precyzyjne i skomplikowane manewry. Kiedy jednak dochodzi do sytuacji, w której precyzja jest niemożliwa, zawsze można po prostu wykorzystać swoją chakrę bardziej w stylu "łap na ryj": zamiast wyrafinowanego manewru, po prostu łupiesz czym masz, prosto, bez formy, byle skutecznie. Chakra jest wyjątkowo inteligentną bestią: gdy tylko jej posiadacz nauczy się ją słyszeć i odczuwać, ona dopasowuje się do jego stylu bycia i stylu walki, tak by jak najłatwiej nawiązać współpracę. Jak Ty usłyszysz ją, to ona zacznie słuchać Ciebie.
Oparł się nieco wygodniej, patrząc w niebo.
-Niektórzy wolą zachowywać spokój w walce; sam jestem jednym z tych ludzi. Jednak istnieją tacy, którzy bazując na samym gniewie i mściwości, zyskali siłę ponad jakiekolwiek wyobrażenie.
Następnie, kiedy Kaiko zadecydował że najwyższy czas aby rozpocząć proces przygotowywania potrawki, Yuki aż klasnął dłonią o udo, zadowolony z perspektywy zjedzenia czegoś ciepłego. Psia mać, dla samego zjedzenia czegokolwiek co nie jest igłami sosny i upieczonymi rybami było warto tutaj przybyć! Ochoczo się podniósł, zbierając trochę więcej drewna aby udać się w stronę kuchni, lecz wtedy Kaiko zadał kolejne, bardzo ważne pytanie: sposoby trenowania. Cóż, ta zagwozdka akurat byla znacznie łatwiejsza do przedstawienia niż pozostałe, teoretyczne. Obrócił się powoli w stronę białowłosego, szczerząc swoje tygrysie kły w uśmiechu.
-Podstawowe ćwiczenia kontroli chakry są proste. Oczywiście, najpierw wchodzi teoria, proste medytacje żeby wyczuć swoje pokłady, a później absolutna baza. Pierwsze ćwiczenie, uczone najmłodsze dzieci ninja, to przyłożenie liścia do czoła i utrzymanie go przy nim tylko i wyłącznie za pomocą chakry - i tak, by ten nie odpadł nawet po schyleniu się w dół.
Następnie wskazał jedno z wyższych drzew w okolicy.
-Kiedy ukończy się ten etap i nauczy poprawnego wykonywania podstawowych ninjutsu, wchodzi trening długotrwałej kontroli: pierwszym zadaniem jest utrzymanie chakry na podeszwach stopy, by wejść jak najwyżej po pionowym drzewie, bez normalnego wspinania. Po ukończeniu szkolenia z drzewem, wchodzi "płynna kontrola" poprzez chodzenie po wodzie. - Parsknął śmiechem. - Gdyby nie to że nie powinieneś jeszcze spożywać alkoholu, jest też ćwiczenie pozwalające za pomocą chakry natychmiast otrzeźwić się ze stanu upojenia. Pozostaniemy jednak przy podstawach.
Wtedy też na zewnątrz wypalił Kan, który wcześniej wszedł do środka by zająć się nieprzytomną dziewczyną. Na wiadomość że się obudziła, Natsume spojrzał na Kaiko i uniósł lekko brwi, przy okazji się uśmiechając.
-Cóż... w takim razie chyba musimy przyspieszyć z tym gotowaniem.
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Kan mógł mówić co chciał, ale tak czy siak wypadał na geniusza, a przynajmniej w oczach Kaiko, który nie miał zielonego pojęcia jak Senju wypadał na tle innych ninja. Nie wiedział czy opanowanie pierwszych technik w wieku czterech lat co coś niezwykłego pośród reszty shinobi, ale dla niego zdecydowanie było to coś godnego uwagi i aprobaty. Niezbyt rozumiał o co chodziło z rangą Akoraito i co ona oznaczała. Pewnie była jakimś rankingiem dla władających chakrą, ale gdzie plasował się czarnowłosy? Mówił o niej tak, jakby na nią nie zasługiwał i znaczyła coś więcej, jednak Kanamura nie mógł stwierdzić czy rzeczywiście tak było. Wiedział za to jedną rzecz, którą Kan zdawał się zapominać.
- Tylko raz obroniłeś wioskę i tylko raz uratowałeś dziesiątki żyć. - logika białowłosego była prosta i surowa. Ze wszystkiego starał się wyciągnąć fakty i postawić je naprzeciw swoim wątpliwościom, aby zbadać czy postąpił słusznie, czy czyny były warte poświęcenia i czy coś osiągnął. W tym przypadku sprawa była jasna, bo cała wioska pozostała bezpieczna od bandytów. Wiadomo, nie każda szajka uciekała się do morderstw, jednak z pewnością nie napadali na wioskę, mając na myśli pomoc mieszkańcom. Jeżeli chociażby chodziło o kradzieże, to niebezpośrednio grabież mogła prowadzić do ubóstwa, które to znów mogło spowodować wiele innych problemów - głód, choroby, brak dachu nad głową i tak dalej. Czy Kan tego chciał, czy nie, to był bohaterem. Nawet jeżeli mieszkańcy by zaprzeczyli, mówiliby inaczej, podważali jego dokonania, to nie zmieniało to faktu. Kaiko miał za sobą wiele przemyśleń tego rodzaju, a szczególnie po tej nieoficjalnej misji, którą wykonywał wraz z Hou. Po tej rozmowie z przywódcą bandytów, który zarzucał mu, że teraz jego ludzie są martwi, a ich rodziny będą cierpieć. Wiele rzeczy musiał sobie w głowie poukładać, zrozumieć co jest właściwe i co jest jego winą, a kiedy jest jedynie narzędziem losu, który karał za złe decyzje.
Zatem nie było jasnej odpowiedzi dlaczego ludzie mieli takie żywioły, a nie inne. Kwestia z charakterem była... filozoficznie sensowna, ale logicznie jakoś nie grała Kanamurze. Sam Akahoshi mówił, że ludzie rodzili się z predyspozycją do pewnego żywiołu, a więc było to z góry założone przez mistyczne przeznaczenie albo czysty los od pierwszego dnia życia. Charakter był jednak czymś, co nieustannie się zmieniało, chociaż przede wszystkim kształtował się zdecydowanie później, niż od samych narodzin. Jeżeli więc natura chakry była powiązana z osobowością, to oznaczało, że nie tylko z góry przeznaczone były żywioły, ale także charaktery, a te znów kształtowały się pod wpływem przeżyć. Idąc dalej tym tropem - wszystko było już ustalone przez przeznaczenie, a ludzie żyli łudząc się, że mają władze nad swym losem, gdy tak naprawdę byli bohaterami już zakończonej opowieści. Kaiko westchnął lekko, zdając sobie sprawę, że jego teraźniejsza rozterka jest spowodowana niczym innym, jak filozoficznymi naukami Etsuyi, który kazał mu wszystko analizować, by wyciągać z tego lekcję. Teraz miał za to inną lekcję - nie zawsze była odpowiednia chwila, aby drążyć takie tematy. Koniec końców, może coś w tym było, że natury w jakiś sposób odzwierciedlały nasz charakter, jednak jakoś nie potrafił znaleźć powiązania między sobą, Keirą i Kenseiem. Cała trójka władała Fuutonem, a jacy byli? Może on i Akahoshi mieli sporo wspólnych cech, ale Keira? Wydawała się być wzorem do naśladowania, a to już samo w sobie padało daleko od Kanamury, który do dziś nie wiedział czy jest dobrym człowiekiem, czy psychopatą próbującym z tym walczyć.
Pytanie o różnice między sztukmistrzem, a wojownikiem spotkało się z cichym parsknięciem białowłosego. Pokiwał na ten moment tylko głową, dając znać szermierzowi, że tak, dostrzegł tę różnicę. Nie chciał mu przerywać, bo właściwie nie miał nic ważnego do powiedzenia, ot jedynie swoje spostrzeżenie, które na ten moment mogło poczekać. Odetchnął z ulgą, gdy budujący napięcie Kensei w końcu wyjawił, że chakra dostosowywała się do osoby, mogąc być wykorzystywaną nawet wtedy, gdy nie miało się spokoju umysłu i ducha. Pocieszające było też to, że obie metody wydawały się równie skuteczne, a przynajmniej według tego, co powiedział Akahoshi. Białowłosy wciąż jakoś nie potrafił wyobrazić sobie siebie takiego... opanowanego, chłodnego, z dystansem do własnych emocji, bodźców i wszystkiego dookoła. Wiedział przecież, że jest młody, że jeszcze wiele przed nim, a jego osobowość dopiero nabiera kształtów, ale czy tak drastyczne zmiany na pewno zachodziły? I czy na pewno ich chciał? Koniec końców lubił siebie takim, jakim był. Wiadomo, nie kochał swoich wszystkich cech, a nawet garść z nich nienawidził, garść z nich go krępowała, a garść smuciła, jednak doszedł do jakiegoś pojednania z samym sobą, w którym po prostu czuł się dobrze będąc tym, kim był, a więc właściwie nikim.
- Dostrzegłem tę różnicę w Oniniwie. Ja jestem tym wojownikiem, a Wy sztukmistrzami. Mnie napędzają emocje, a Was cel i zasady. - odparł, gdy już Kensei skończył przynajmniej tę część nauki. Poprzez "Wy" miał na myśli przede wszystkim Kakitę, Akahoshiego i Juna, ale odnosiło się to też do większości ninja, których nie do końca rozumiał. Czy kierowali się emocjami, gdy zabijali Sashę, piaskowego chłopaka czy Hikariego? Czy może zasadami, które z chłodnym umysłem po prostu egzekwowali?
Teraz dopiero zdał sobie sprawę, że nigdy nie nakreślił Kenseiowi ile potrafi. W momencie, w którym ten zaczął wymieniać sposoby treningu i kolejne stopnie opanowania chakry, to Kanamura uśmiechał się nieco głupkowato, a nieco speszony, trochę też skrępowany. Nie wiedział czy wypadał teraz lepiej, czy gorzej, że potrafił już chodzić po drzewach i wodzie, ale nie potrafił za nic w świecie zmienić tej chakry w wiatr. Zachichotał nerwowo, odwracając wzrok na bok.
- Wiesz, Akahoshi-san... - zaczął ostrożnie. - Ja... ja umiem już trochę kontrolować chakrę. Od małego marzyłem o tym, by zostać ninja. Pewnego dnia mój opiekun, Etsuya, pomógł w tej świątyni rannemu shinobiemu, który chciał się później odpłacić za pomoc. Naturalnie nie musiał, jednak Etsuya postanowił, że ten spłaci swój dług za pomocą nauki. Nauczył mnie wtedy podstaw. Potrafię chodzić po drzewach za pomocą chakry i potrafię też chodzić po wodzie, a nawet zrobić swoje iluzoryczne repliki, które swoją drogą doskonale sprawdzają się w treningu szermierki, bo nie można ich dotknąć. - przerwał sobie na chwilę, wyprostowując się, by spojrzeć w oczy Kenseiowi, a następnie pokłonić głowę. - Wybacz że Ci nie powiedziałem. Nigdy nie próbowałem korzystać z tych technik dłużej, bo kontrola chakry niezwykle mnie męczy, ale tyle potrafię. Jednak za nic w świecie nie byłem w stanie zmienić chakry w wiatr. - nie kłaniał się długo, bo zawsze słaby był w takie grzeczności. Kierował się prostą filozofią, która mówiła - czyny nie słowa. Słowa, nawet najpiękniejsze i najszczersze, były tylko słowami, tak samo gesty, ale czyny... one niosły praktyczną wartość. Nie kłaniał się też długo z innego powodu, a którym był Kan. Ten wyparował ze świątyni biegiem, oznajmiając, że nieznajoma obudziła się. Następnie z nadludzką szybkością zabrał owoce i wbiegł z powrotem do środka. Kaiko stał jak wryty, jedynie mrugając w niedowierzaniu. Nie to, że nie wierzył, że jasnowłosa się obudzi, ale po wcześniejszych słowach Kana nie spodziewał się, że ten jest tak nieludzko sprawny fizycznie. Złote oczy młodzieńca zwyczajnie nie nadążały za ruchami czarnowłosego, pozostawiając jego sylwetkę w formie rozmazanej plamy. Ocknął się dopiero, gdy odezwał się Akahoshi.
- No to ruszajmy. - rzucił wesoło, zabierając mięso i kierując się spokojnym krokiem do środka świątyni. Zaraz na progu podniósł jedną rękę w ramach przywitania, skupiając swoją uwagę na nieznajomej wędrowniczce, która zasłabła na widok Hyohiro. Uśmiechnął się też przyjaźnie, na ten moment jeszcze się nie odzywając, bo i tak szedł w jej stronę skoro leżała niedaleko wejścia do części mieszkalnej.
- Cześć, połóż się jeszcze i odpoczywaj. Zabieram się za gotowanie, więc obudzę cię jak już będzie gotowe. - odezwał się tuż przed nią i wszedł do kuchni, gdzie zaczął wszytko przygotowywać. Moment później cofnął się, wychylając jedynie głowę na zewnątrz. - A, właśnie, jestem Kaiki... Kaiko znaczy, Kaiko Kanamura, opiekuję się tą świątynią. Chcesz herbaty? W sumie i tak ci zaparzę. - i nie czekając nawet na odpowiedź dziewczyny zabrał się za to, co powiedział. Dosłownie dwie minuty później wręczył jej kubek gorącej herbaty niezależnie czy do rąk, czy kładąc tuż obok niej i wrócił do przygotowywania potrawki. Odlał wodę z gara do wiaderka, pozostawiając jedynie tyle, by ugotować najpierw bulion z mięsa, które wcześniej pokroił szybko i sprawnie na niezbyt małe kawałki. Mięso miało to do siebie, że według Kaiko dawało krzepę, wiec należało go jeść dużo, by... no zwyczajnie być silnym. Wyciągnął też suszone warzywa, w których skład, przykładowo, wchodziła marchew pokrojona w grube krążki. Jak się okazywało, miał też trochę świeżych warzyw, które potrafiły przetrwać nieco dłużej. Ryż miał dodać na końcu, bo on potrzebował najmniej gotowania, więc po dobrych kilkunastu minutach zwyczajnie czekał, aż wszystko się ładnie ugotuje, by później dodać ryż i trochę to zagęścić. Może nie będzie wyglądać apetycznie, ale wiedział doskonale, że będzie niezwykle pożywne, ciepłe i smaczne. Przynajmniej jak na jego gust. W końcu używał przypraw. Znaczy przyprawy, bo miał raptem sól i nic więcej. Oprócz jakichś suszonych ziół, które zwisały zaplecione w warkocz z sufitu. Nie wiedział jak nazywają się, ale dobrze pachniały i dodawały trochę głębi smaku, toteż je dodawał, gdy gotował.
- Tylko raz obroniłeś wioskę i tylko raz uratowałeś dziesiątki żyć. - logika białowłosego była prosta i surowa. Ze wszystkiego starał się wyciągnąć fakty i postawić je naprzeciw swoim wątpliwościom, aby zbadać czy postąpił słusznie, czy czyny były warte poświęcenia i czy coś osiągnął. W tym przypadku sprawa była jasna, bo cała wioska pozostała bezpieczna od bandytów. Wiadomo, nie każda szajka uciekała się do morderstw, jednak z pewnością nie napadali na wioskę, mając na myśli pomoc mieszkańcom. Jeżeli chociażby chodziło o kradzieże, to niebezpośrednio grabież mogła prowadzić do ubóstwa, które to znów mogło spowodować wiele innych problemów - głód, choroby, brak dachu nad głową i tak dalej. Czy Kan tego chciał, czy nie, to był bohaterem. Nawet jeżeli mieszkańcy by zaprzeczyli, mówiliby inaczej, podważali jego dokonania, to nie zmieniało to faktu. Kaiko miał za sobą wiele przemyśleń tego rodzaju, a szczególnie po tej nieoficjalnej misji, którą wykonywał wraz z Hou. Po tej rozmowie z przywódcą bandytów, który zarzucał mu, że teraz jego ludzie są martwi, a ich rodziny będą cierpieć. Wiele rzeczy musiał sobie w głowie poukładać, zrozumieć co jest właściwe i co jest jego winą, a kiedy jest jedynie narzędziem losu, który karał za złe decyzje.
Zatem nie było jasnej odpowiedzi dlaczego ludzie mieli takie żywioły, a nie inne. Kwestia z charakterem była... filozoficznie sensowna, ale logicznie jakoś nie grała Kanamurze. Sam Akahoshi mówił, że ludzie rodzili się z predyspozycją do pewnego żywiołu, a więc było to z góry założone przez mistyczne przeznaczenie albo czysty los od pierwszego dnia życia. Charakter był jednak czymś, co nieustannie się zmieniało, chociaż przede wszystkim kształtował się zdecydowanie później, niż od samych narodzin. Jeżeli więc natura chakry była powiązana z osobowością, to oznaczało, że nie tylko z góry przeznaczone były żywioły, ale także charaktery, a te znów kształtowały się pod wpływem przeżyć. Idąc dalej tym tropem - wszystko było już ustalone przez przeznaczenie, a ludzie żyli łudząc się, że mają władze nad swym losem, gdy tak naprawdę byli bohaterami już zakończonej opowieści. Kaiko westchnął lekko, zdając sobie sprawę, że jego teraźniejsza rozterka jest spowodowana niczym innym, jak filozoficznymi naukami Etsuyi, który kazał mu wszystko analizować, by wyciągać z tego lekcję. Teraz miał za to inną lekcję - nie zawsze była odpowiednia chwila, aby drążyć takie tematy. Koniec końców, może coś w tym było, że natury w jakiś sposób odzwierciedlały nasz charakter, jednak jakoś nie potrafił znaleźć powiązania między sobą, Keirą i Kenseiem. Cała trójka władała Fuutonem, a jacy byli? Może on i Akahoshi mieli sporo wspólnych cech, ale Keira? Wydawała się być wzorem do naśladowania, a to już samo w sobie padało daleko od Kanamury, który do dziś nie wiedział czy jest dobrym człowiekiem, czy psychopatą próbującym z tym walczyć.
Pytanie o różnice między sztukmistrzem, a wojownikiem spotkało się z cichym parsknięciem białowłosego. Pokiwał na ten moment tylko głową, dając znać szermierzowi, że tak, dostrzegł tę różnicę. Nie chciał mu przerywać, bo właściwie nie miał nic ważnego do powiedzenia, ot jedynie swoje spostrzeżenie, które na ten moment mogło poczekać. Odetchnął z ulgą, gdy budujący napięcie Kensei w końcu wyjawił, że chakra dostosowywała się do osoby, mogąc być wykorzystywaną nawet wtedy, gdy nie miało się spokoju umysłu i ducha. Pocieszające było też to, że obie metody wydawały się równie skuteczne, a przynajmniej według tego, co powiedział Akahoshi. Białowłosy wciąż jakoś nie potrafił wyobrazić sobie siebie takiego... opanowanego, chłodnego, z dystansem do własnych emocji, bodźców i wszystkiego dookoła. Wiedział przecież, że jest młody, że jeszcze wiele przed nim, a jego osobowość dopiero nabiera kształtów, ale czy tak drastyczne zmiany na pewno zachodziły? I czy na pewno ich chciał? Koniec końców lubił siebie takim, jakim był. Wiadomo, nie kochał swoich wszystkich cech, a nawet garść z nich nienawidził, garść z nich go krępowała, a garść smuciła, jednak doszedł do jakiegoś pojednania z samym sobą, w którym po prostu czuł się dobrze będąc tym, kim był, a więc właściwie nikim.
- Dostrzegłem tę różnicę w Oniniwie. Ja jestem tym wojownikiem, a Wy sztukmistrzami. Mnie napędzają emocje, a Was cel i zasady. - odparł, gdy już Kensei skończył przynajmniej tę część nauki. Poprzez "Wy" miał na myśli przede wszystkim Kakitę, Akahoshiego i Juna, ale odnosiło się to też do większości ninja, których nie do końca rozumiał. Czy kierowali się emocjami, gdy zabijali Sashę, piaskowego chłopaka czy Hikariego? Czy może zasadami, które z chłodnym umysłem po prostu egzekwowali?
Teraz dopiero zdał sobie sprawę, że nigdy nie nakreślił Kenseiowi ile potrafi. W momencie, w którym ten zaczął wymieniać sposoby treningu i kolejne stopnie opanowania chakry, to Kanamura uśmiechał się nieco głupkowato, a nieco speszony, trochę też skrępowany. Nie wiedział czy wypadał teraz lepiej, czy gorzej, że potrafił już chodzić po drzewach i wodzie, ale nie potrafił za nic w świecie zmienić tej chakry w wiatr. Zachichotał nerwowo, odwracając wzrok na bok.
- Wiesz, Akahoshi-san... - zaczął ostrożnie. - Ja... ja umiem już trochę kontrolować chakrę. Od małego marzyłem o tym, by zostać ninja. Pewnego dnia mój opiekun, Etsuya, pomógł w tej świątyni rannemu shinobiemu, który chciał się później odpłacić za pomoc. Naturalnie nie musiał, jednak Etsuya postanowił, że ten spłaci swój dług za pomocą nauki. Nauczył mnie wtedy podstaw. Potrafię chodzić po drzewach za pomocą chakry i potrafię też chodzić po wodzie, a nawet zrobić swoje iluzoryczne repliki, które swoją drogą doskonale sprawdzają się w treningu szermierki, bo nie można ich dotknąć. - przerwał sobie na chwilę, wyprostowując się, by spojrzeć w oczy Kenseiowi, a następnie pokłonić głowę. - Wybacz że Ci nie powiedziałem. Nigdy nie próbowałem korzystać z tych technik dłużej, bo kontrola chakry niezwykle mnie męczy, ale tyle potrafię. Jednak za nic w świecie nie byłem w stanie zmienić chakry w wiatr. - nie kłaniał się długo, bo zawsze słaby był w takie grzeczności. Kierował się prostą filozofią, która mówiła - czyny nie słowa. Słowa, nawet najpiękniejsze i najszczersze, były tylko słowami, tak samo gesty, ale czyny... one niosły praktyczną wartość. Nie kłaniał się też długo z innego powodu, a którym był Kan. Ten wyparował ze świątyni biegiem, oznajmiając, że nieznajoma obudziła się. Następnie z nadludzką szybkością zabrał owoce i wbiegł z powrotem do środka. Kaiko stał jak wryty, jedynie mrugając w niedowierzaniu. Nie to, że nie wierzył, że jasnowłosa się obudzi, ale po wcześniejszych słowach Kana nie spodziewał się, że ten jest tak nieludzko sprawny fizycznie. Złote oczy młodzieńca zwyczajnie nie nadążały za ruchami czarnowłosego, pozostawiając jego sylwetkę w formie rozmazanej plamy. Ocknął się dopiero, gdy odezwał się Akahoshi.
- No to ruszajmy. - rzucił wesoło, zabierając mięso i kierując się spokojnym krokiem do środka świątyni. Zaraz na progu podniósł jedną rękę w ramach przywitania, skupiając swoją uwagę na nieznajomej wędrowniczce, która zasłabła na widok Hyohiro. Uśmiechnął się też przyjaźnie, na ten moment jeszcze się nie odzywając, bo i tak szedł w jej stronę skoro leżała niedaleko wejścia do części mieszkalnej.
- Cześć, połóż się jeszcze i odpoczywaj. Zabieram się za gotowanie, więc obudzę cię jak już będzie gotowe. - odezwał się tuż przed nią i wszedł do kuchni, gdzie zaczął wszytko przygotowywać. Moment później cofnął się, wychylając jedynie głowę na zewnątrz. - A, właśnie, jestem Kaiki... Kaiko znaczy, Kaiko Kanamura, opiekuję się tą świątynią. Chcesz herbaty? W sumie i tak ci zaparzę. - i nie czekając nawet na odpowiedź dziewczyny zabrał się za to, co powiedział. Dosłownie dwie minuty później wręczył jej kubek gorącej herbaty niezależnie czy do rąk, czy kładąc tuż obok niej i wrócił do przygotowywania potrawki. Odlał wodę z gara do wiaderka, pozostawiając jedynie tyle, by ugotować najpierw bulion z mięsa, które wcześniej pokroił szybko i sprawnie na niezbyt małe kawałki. Mięso miało to do siebie, że według Kaiko dawało krzepę, wiec należało go jeść dużo, by... no zwyczajnie być silnym. Wyciągnął też suszone warzywa, w których skład, przykładowo, wchodziła marchew pokrojona w grube krążki. Jak się okazywało, miał też trochę świeżych warzyw, które potrafiły przetrwać nieco dłużej. Ryż miał dodać na końcu, bo on potrzebował najmniej gotowania, więc po dobrych kilkunastu minutach zwyczajnie czekał, aż wszystko się ładnie ugotuje, by później dodać ryż i trochę to zagęścić. Może nie będzie wyglądać apetycznie, ale wiedział doskonale, że będzie niezwykle pożywne, ciepłe i smaczne. Przynajmniej jak na jego gust. W końcu używał przypraw. Znaczy przyprawy, bo miał raptem sól i nic więcej. Oprócz jakichś suszonych ziół, które zwisały zaplecione w warkocz z sufitu. Nie wiedział jak nazywają się, ale dobrze pachniały i dodawały trochę głębi smaku, toteż je dodawał, gdy gotował.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Kan Senju
- Posty: 448
- Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9151
- GG/Discord: Hikari#5885
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Tygrys przyjmował wszystkie pochwały jakimi został obsypany przytakując głową. Wydawał się zadowolony, co zmieniło się w powagę przy wspominaniu o chęci odwiedzin jego domu. Przez moment bał się o poruszenie jakiegoś niebezpiecznego tematu, obawy szybko przepadły gdy zaczął swoją wypowiedź. Wspomniał skąd pochodzi, z wyspy zwącej się Hyogashima. Próbował sobie zwizualizować mapę, ale określenie gdzie ona leżała było poza jego zasięgiem. Gdy usłyszał, że znajduje się ona na czarnym archipelagu zrozumiał swoją ułomność. Od początku podejmował się niemożliwego wyzwania. Warunki z jakimi mierzyli się mieszkańcy były przerażające. Temperatura cholernie niska, w zimie wręcz zabójcza, wybrzeża pokryte wrakami okrętów... Spojrzał w kierunku Akahoshiego zastanawiając się jak on znalazł to miejsce, co zostało wyjaśnione również za pomocą wytrzymałości, doświadczenia, a także ogromnej ilości szczęścia. Ciężko było mu to zaakceptować, ale szanse Senju były zerowe na przetrwanie wycieczki do krainy Hyohiro. Z smutną miną zaakceptował fakt.
Każdy człowiek miewał swoje preferencje. Jednych ciągnęło do wody, drugich w góry, a trzecich do lasów. Do ostatniej grupy należał Kan bardzo się ciesząc żyjąc w prowincji sławnej z natury, ale czasem go korciło rozszerzyć swoje horyzonty chociaż raz w życiu. Serce zostanie niezmiennie zakochane w drzewkach, a także klimacie z nimi związanym nawet po zobaczeniu innych cudów świata. Takie przynajmniej młodzieniec miał wrażenie, przewidywanie przyszłości jest dalekie od realności. Kto wie, a jak kiedyś dostanie po głowie aż do amnezji i obudzi się w górach? Może wtedy serce będzie należeć do nich? Wiem, wiem skrajny przykład.
- Trzymam za słowo z niesamowitością morza, niedługo się sam przekonam.
Uśmiechnął się przed zniknięciem po owoce zastanawiając za co był przepraszany. Osobiście nie widział żadnego powodu, czyżby to było na wyrost związane z burczeniem? Toć normalna reakcja wygłodzonego organizmu, sam zawsze dbał o pełny brzusio. Dla niego to żaden problem, przy wyprawach zawsze mógł sobie wyprodukować pożywne owoce. Niestety są osoby mające problem z wyżywieniem odpowiednim, z czego zdawał sobie sprawę. Kilkukrotnie spotykał biednych ludzi w odwiedzanych wioskach podczas biznesów zawsze wręczając im kilka monet. Przestał się tym przejmować podczas zbierania, po którym równie prędko wrócił do świątyni co wybiegł. Zaskakujące było, że dziewczę siedziało obok poskładanego posłania. Uwinął się z zadaniem szybko wytężając swoje mięśnie, ale ona musiała być jeszcze szybsza. Może go wzrok oszukuje? Przetarł swoje oczy, ale wszystko było złożone w kostkę. Kurka, jest sprawniejsza niżeli podejrzewał. Wyrwała go z momentu zamyślenia podziwem na temat przekazywanych owoców. Co prawda to prawda, pora roku nie sprzyjała ich rozwoju.
- Za tym kryje się malutka sztuczka, którą mogę zdradzić gdy skosztujesz i ocenisz ich smak.
Uśmiechnął się będąc ciekawy jak recenzji osoby nieświadomej ich stworzenia za pomocą chakry. Poprzednie zdanie Kutaro, a także Kaiko szanował w pełni, chciał jedynie się upewnić czy opanował odpowiednio własną technikę. Podążał wzrokiem jak sięga po gruszkę ręką podekscytowany, ale już przytomna dziewczyna przypomniała mu o poważnej sprawie. Wciąż się nie przedstawił! Jak mógł zapomnieć o czymś tak podstawowym? Na policzkach pojawiły się rumieńce z wstydu jaki właśnie oblał wnętrze. Natychmiast się ukłonił zamykając oczy.
- Nazywam się Kan, miło mi poznać.
Wyprostował się mając spojrzenie skierowane w podłogę pomiędzy nimi. Aghr! Straszliwa z niego gapa. Chwilowo przypominał pomnik, aż do następnego pytania.
- Akahoshi mówił, że zemdlałaś widząc Hyohiro. Jego kompana, który jest gadającym białym tygrysem.
Każdy człowiek miewał swoje preferencje. Jednych ciągnęło do wody, drugich w góry, a trzecich do lasów. Do ostatniej grupy należał Kan bardzo się ciesząc żyjąc w prowincji sławnej z natury, ale czasem go korciło rozszerzyć swoje horyzonty chociaż raz w życiu. Serce zostanie niezmiennie zakochane w drzewkach, a także klimacie z nimi związanym nawet po zobaczeniu innych cudów świata. Takie przynajmniej młodzieniec miał wrażenie, przewidywanie przyszłości jest dalekie od realności. Kto wie, a jak kiedyś dostanie po głowie aż do amnezji i obudzi się w górach? Może wtedy serce będzie należeć do nich? Wiem, wiem skrajny przykład.
- Trzymam za słowo z niesamowitością morza, niedługo się sam przekonam.
Uśmiechnął się przed zniknięciem po owoce zastanawiając za co był przepraszany. Osobiście nie widział żadnego powodu, czyżby to było na wyrost związane z burczeniem? Toć normalna reakcja wygłodzonego organizmu, sam zawsze dbał o pełny brzusio. Dla niego to żaden problem, przy wyprawach zawsze mógł sobie wyprodukować pożywne owoce. Niestety są osoby mające problem z wyżywieniem odpowiednim, z czego zdawał sobie sprawę. Kilkukrotnie spotykał biednych ludzi w odwiedzanych wioskach podczas biznesów zawsze wręczając im kilka monet. Przestał się tym przejmować podczas zbierania, po którym równie prędko wrócił do świątyni co wybiegł. Zaskakujące było, że dziewczę siedziało obok poskładanego posłania. Uwinął się z zadaniem szybko wytężając swoje mięśnie, ale ona musiała być jeszcze szybsza. Może go wzrok oszukuje? Przetarł swoje oczy, ale wszystko było złożone w kostkę. Kurka, jest sprawniejsza niżeli podejrzewał. Wyrwała go z momentu zamyślenia podziwem na temat przekazywanych owoców. Co prawda to prawda, pora roku nie sprzyjała ich rozwoju.
- Za tym kryje się malutka sztuczka, którą mogę zdradzić gdy skosztujesz i ocenisz ich smak.
Uśmiechnął się będąc ciekawy jak recenzji osoby nieświadomej ich stworzenia za pomocą chakry. Poprzednie zdanie Kutaro, a także Kaiko szanował w pełni, chciał jedynie się upewnić czy opanował odpowiednio własną technikę. Podążał wzrokiem jak sięga po gruszkę ręką podekscytowany, ale już przytomna dziewczyna przypomniała mu o poważnej sprawie. Wciąż się nie przedstawił! Jak mógł zapomnieć o czymś tak podstawowym? Na policzkach pojawiły się rumieńce z wstydu jaki właśnie oblał wnętrze. Natychmiast się ukłonił zamykając oczy.
- Nazywam się Kan, miło mi poznać.
Wyprostował się mając spojrzenie skierowane w podłogę pomiędzy nimi. Aghr! Straszliwa z niego gapa. Chwilowo przypominał pomnik, aż do następnego pytania.
- Akahoshi mówił, że zemdlałaś widząc Hyohiro. Jego kompana, który jest gadającym białym tygrysem.
0 x
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Sądząc po reakcji Kanamury, rzeczywiście zrozumiał wymyślone na szybko porównanie chakry do dwóch różnych rodzajów wojowników. Było to na tyle łopatologiczne, że dziwiłby się gdyby było inaczej: różnica między sztukmistrzem a berserkerem nie była trudna do zauważenia, podobnie jak w przypadku technik ninjutsu. Niektóre wymagały wyciszenia i pełnego skupienia, żeby móc osiągnąć odpowiednie efekty, a inne po prostu polegały na walnięciu czym większą falą chakry i nadziei że będzie on wystarczający żeby przebić się przez blok oponenta. Równie dobrze mógł to porównać do idealnie wykutej katany i wyklepanego na szybko miecza-tasaka. Oba są skuteczne, ale mają inną naturę; różnica była tylko w tym, że energia duchowa zależnie od potrzeby potrafiła być i jednym, i drugim. Tego jednak nie trzeba było już tłumaczyć; wyciągnięcie wniosków z poprzedniej przypowieści powinno na to naprowadzić, a jeśli nie naprowadzi - zobaczy w praniu.
-Bardziej niż "cel", wszystko polega bardziej na dyscyplinie. Jak się przyzwyczai do zdyscyplinowania, to później nietrudno jej używać by neutralizować wpływy emocji na decyzje i możliwości bojowe. - Westchnął, uśmiechając się. - Nie oznacza to jednak, że emocje to wróg. Czasem nawet zazdroszczę tym, którzy potrafią patrzeć na świat przez inny pryzmat niż obowiązkowość...
Pomógł z przenoszeniem kolejnych kawałków drewna, kiedy zobaczył że Kanamura zaczął uśmiechać się z lekkim zażenowaniem. Kiedy więc podniósł pytająco brew, ten wytłumaczył o co chodzi - wychodzi na to, że Kaiko tak naprawdę potrafił posługiwać się chakrą, w stopniu jakkolwiek podstawowym, tylko nigdy się do tego nie przyznał. I zapewne nawet nie był do końca pewien, że to co potrafi rzeczywiście jest kontrolą chakry, bo przecież używanie technik w jakiś sposób go męczyło. Na twarzy Natsumego pojawił się lekki uśmiech, lecz z jego aury dało się wyczytać lekkie poirytowanie. Czyżby głowił się nad połową tej argumentacji którą wysnuwał zupełnie na próżno, bo białowłosy i tak to wszystko wiedział?
Ech, żywot nauczycieli, co?...
Odruchowo ruszył ręką tak, żeby stuknąć kantem dłoni w czubek głowy młodzieńca. A uśmiech na jego twarzy zyskał nieco bardziej kpiący wyraz.
-Cóż, skoro potrafisz wykorzystać podstawowe techniki, to znaczy że WIESZ na czym polega chakra. A skoro używanie podstawowych technik jest dla Ciebie aż tak męczące, to oznacza że musisz ich używać CZĘŚCIEJ. Jeżeli nie opanujesz kontroli na tyle, by nie odczuwać znaczących oznak wyczerpania przy najprostszych jutsu, to nie ma szans żebyś łatwo opanował sztukę żywiołów. W tej kwestii nie ma żadnych skrótów.
Spojrzał prosto w twarz Kaiko, nadal się uśmiechając.
-A to oznacza bieganie po drzewach, używanie jutsu i więcej treningów z chakrą, jak kontrola przepływu, formowanie i kontrolowanie kształtu, a z czasem dotrzemy do ćwiczenia żywiołów. Codziennie i bez marudzenia. Zrozumieliśmy się, czyż nie?
Ostatecznie jednak parsknął śmiechem i pokazał, żeby szedł do kuchni. Oczywiście nie zamierzał przerażać ani wzbudzać niepokoju w Kanamurze - chciał tylko by białowłosy zrozumiał, żeby nie zatajał takich szczegółów w późniejszych etapach. I żeby zrozumiał, że ćwiczenia to nie będzie "hop siup".
Kiedy ostatecznie weszli do środka, a Kaiko skupił się na przygotowywaniu potraw, Natsume poukładał porąbane drewno tak, żeby było pod ręką, a następnie - wiedząc że tylko robiłby niepotrzebny tłum w kuchni - udał się do niewielkiego kącika, gdzie wcześniej ułożył go Hyohiro, i sprawdził czy wszystkie elementy jego wyposażenia zostały bezpiecznie zapieczętowane przez tygrysa. I rzeczywiście, jego pancerza tutaj nie było - jednak Hakuhyo, wachlarz i Kubikiriboucho dalej leżały na podłodze, gotowe do ponownego dobycia. Cóż, na ten moment nie będzie to potrzebne, ale zawsze można sprawdzić stan reszty wyposażenia - dlatego też pierwszym co zrobił, było założenie swoich wysłużonych karwaszy, i wypatrzenie po kryjomu czy działają jak należy. Dopiero gdy przytroczył do pasa Hakuhyo, mógł się ponownie poczuć chociaż częściowo gotowy do funkcjonowania. Bez oręża czuł się nagi - a w końcu czarne tachi to jego najgroźniejsza broń, towarzysząca mu już ponad dekadę.
Podszedł więc do Kana i Mikoto, która w końcu się ocknęła, i aktualnie popijała herbatę podaną jej przez Kaiko. Usadowili się w pomieszczeniu przyłączonym do kuchni, które można było nazwać "jadalnią", więc i on do nich dołączył.
-Widzę że wróciłaś do świata żywych - powiedział z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie. - Odpoczęłaś chociaż trochę? Kaiko-kun, mógłbym poprosić o jeszcze jedną herbatę?
Następnie spojrzał w stronę Kana.
-Widzę, że nie jesteś wcale tak niegroźny za jakiego się podajesz - powiedział z lekkim uśmiechem. - Szybkość z jaką się poruszasz potrafi wzbudzić respekt.
-Bardziej niż "cel", wszystko polega bardziej na dyscyplinie. Jak się przyzwyczai do zdyscyplinowania, to później nietrudno jej używać by neutralizować wpływy emocji na decyzje i możliwości bojowe. - Westchnął, uśmiechając się. - Nie oznacza to jednak, że emocje to wróg. Czasem nawet zazdroszczę tym, którzy potrafią patrzeć na świat przez inny pryzmat niż obowiązkowość...
Pomógł z przenoszeniem kolejnych kawałków drewna, kiedy zobaczył że Kanamura zaczął uśmiechać się z lekkim zażenowaniem. Kiedy więc podniósł pytająco brew, ten wytłumaczył o co chodzi - wychodzi na to, że Kaiko tak naprawdę potrafił posługiwać się chakrą, w stopniu jakkolwiek podstawowym, tylko nigdy się do tego nie przyznał. I zapewne nawet nie był do końca pewien, że to co potrafi rzeczywiście jest kontrolą chakry, bo przecież używanie technik w jakiś sposób go męczyło. Na twarzy Natsumego pojawił się lekki uśmiech, lecz z jego aury dało się wyczytać lekkie poirytowanie. Czyżby głowił się nad połową tej argumentacji którą wysnuwał zupełnie na próżno, bo białowłosy i tak to wszystko wiedział?
Ech, żywot nauczycieli, co?...
Odruchowo ruszył ręką tak, żeby stuknąć kantem dłoni w czubek głowy młodzieńca. A uśmiech na jego twarzy zyskał nieco bardziej kpiący wyraz.
-Cóż, skoro potrafisz wykorzystać podstawowe techniki, to znaczy że WIESZ na czym polega chakra. A skoro używanie podstawowych technik jest dla Ciebie aż tak męczące, to oznacza że musisz ich używać CZĘŚCIEJ. Jeżeli nie opanujesz kontroli na tyle, by nie odczuwać znaczących oznak wyczerpania przy najprostszych jutsu, to nie ma szans żebyś łatwo opanował sztukę żywiołów. W tej kwestii nie ma żadnych skrótów.
Spojrzał prosto w twarz Kaiko, nadal się uśmiechając.
-A to oznacza bieganie po drzewach, używanie jutsu i więcej treningów z chakrą, jak kontrola przepływu, formowanie i kontrolowanie kształtu, a z czasem dotrzemy do ćwiczenia żywiołów. Codziennie i bez marudzenia. Zrozumieliśmy się, czyż nie?
Ostatecznie jednak parsknął śmiechem i pokazał, żeby szedł do kuchni. Oczywiście nie zamierzał przerażać ani wzbudzać niepokoju w Kanamurze - chciał tylko by białowłosy zrozumiał, żeby nie zatajał takich szczegółów w późniejszych etapach. I żeby zrozumiał, że ćwiczenia to nie będzie "hop siup".
Kiedy ostatecznie weszli do środka, a Kaiko skupił się na przygotowywaniu potraw, Natsume poukładał porąbane drewno tak, żeby było pod ręką, a następnie - wiedząc że tylko robiłby niepotrzebny tłum w kuchni - udał się do niewielkiego kącika, gdzie wcześniej ułożył go Hyohiro, i sprawdził czy wszystkie elementy jego wyposażenia zostały bezpiecznie zapieczętowane przez tygrysa. I rzeczywiście, jego pancerza tutaj nie było - jednak Hakuhyo, wachlarz i Kubikiriboucho dalej leżały na podłodze, gotowe do ponownego dobycia. Cóż, na ten moment nie będzie to potrzebne, ale zawsze można sprawdzić stan reszty wyposażenia - dlatego też pierwszym co zrobił, było założenie swoich wysłużonych karwaszy, i wypatrzenie po kryjomu czy działają jak należy. Dopiero gdy przytroczył do pasa Hakuhyo, mógł się ponownie poczuć chociaż częściowo gotowy do funkcjonowania. Bez oręża czuł się nagi - a w końcu czarne tachi to jego najgroźniejsza broń, towarzysząca mu już ponad dekadę.
Podszedł więc do Kana i Mikoto, która w końcu się ocknęła, i aktualnie popijała herbatę podaną jej przez Kaiko. Usadowili się w pomieszczeniu przyłączonym do kuchni, które można było nazwać "jadalnią", więc i on do nich dołączył.
-Widzę że wróciłaś do świata żywych - powiedział z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie. - Odpoczęłaś chociaż trochę? Kaiko-kun, mógłbym poprosić o jeszcze jedną herbatę?
Następnie spojrzał w stronę Kana.
-Widzę, że nie jesteś wcale tak niegroźny za jakiego się podajesz - powiedział z lekkim uśmiechem. - Szybkość z jaką się poruszasz potrafi wzbudzić respekt.
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Koniec końców nie uważał, aby emocje były wrogiem. Jeżeli wszystko dobrze przemyśleć, to wręcz przeciwnie, były niezwykle istotne, aby podejmować moralnie słuszne decyzje. Nie zawsze rozwiązania najskuteczniejsze były zgodne z wewnętrznymi zasadami. Kaiko wolał unikać stania się ninja w takiej formie, jaką ujrzał w Oniniwie i Akatori. Może zabicie Sashy miało sens, bo ten nie hałasował już i nie zwracał uwagi na ich wyprawę, ale czy było odpowiednie? W żadnym wypadku. Dlatego właśnie wolał znaleźć sposób, aby móc kontrolować chakrę nawet wtedy, gdy targały nim różne emocje, pomijając już fakt, że nie potrafił wyobrazić sobie siebie opanowanego.
Spodziewał się takiej reakcji, gdy wyjawił, że jednak coś tam potrafił robić z chakrą. Nawet jeżeli w tak żenującym stopniu, w porównaniu do tego, co zaprezentowali prawdziwi shinobi. Nie do końca zrozumieli się precyzyjnie z Akahoshim, bo Kanamura tak naprawdę nie wiedział nic o chakrze. Nauczyciel jakiego miał nie dbał o to, by chłopak wiedział co robi, a zwyczajnie by mu się powiodło. Początkowo słowa Kenseia przyjął lekko, nerwowo chichocząc jedynie, bo głupia sytuacja wynikła przez to, że od razu nie wyjaśnił co potrafi, a co nie. Jednak gdy szermierz zmienił ton, to białowłosy odruchowo drgnął. Może i Akahoshi się uśmiechał, może i nie brzmiał jakoś strasznie, ale ton wypowiedzi był surowy, a jego słowa nie znosiły sprzeciwu. Ciarki przeszły po plecach młodzieńca, zmuszając go do wyprostowania się i uniesienia głowy, nawet jeżeli niezbyt tego chciał, bo zwyczajnie było mu głupio. Pytanie było retoryczne, ale Kaiko nie zamierzał milczeć, więc energicznie pokiwał głową, że się rozumieją, zanim się odezwał.
- Tak, tak, oczywiście! - odparł głośno i wyraźnie, jakby był musztrowany. - To nie tak, że ja wiem jak działa chakra. Nie wiedziałem jak działa chakra. Tamten ninja nauczył mnie ją wyczuć w sobie, a później skupić raptem w dwóch punktach - w nogach i w klatce. Nauczył mnie też niezbędnych pieczęci ręcznych, bym opanował podstawy. Nie tłumaczył mi nic. Było to jak w tym porównaniu ze sztukmistrzem i wojownikiem. Czystą siłą nauczył mnie władać chakrą, bym tylko opanował techniki jak najszybciej. Pewnie nawet nie wierzył, że kiedykolwiek zostanę ninja. No i oto jestem, potrafię kilka technik, ale za cholerę nie wiem jak działają i dlaczego. - wyjaśnił trochę, by teraz już nie było żadnych wątpliwości w kwestii tego co potrafi, co wie i czego nie wie. W kwestii ninjutsu był jak pies nauczony sztuczek. Potrafił to wykonać, ale o co w tym chodziło? Po prostu go wytresowano, aby mógł je opanować i tyle. Nic ponad to.
Kensei parsknął śmiechem co oznaczało, że wcale się nie gniewał, na co Kaiko zareagował cichym westchnięciem ulgi. Jeszcze tego by mu brakowało, aby od samego początku mieć nieprzychylnego nauczyciela. Ruszył do wnętrza świątyni gdzie już Kan zajmował się obudzoną dziewczyną. Musiał mu później podziękować za to, że przy niej został, bo najpewniej poczułaby się zagrożona, gdyby była tam sama, a na zewnątrz trójka mężczyzn. Tak to od początku było jasne, że nie mieli niczego złego w zamiarach, a z ich trójki to Senju wypadał najprzyjemniej. Nie to, żeby Kensei był nieprzyjemny, ale brakowało mu energicznej otwartości i ciepła, którym by emanował. A przynajmniej jak na ten moment. Kanamura też nie uważał się za kogoś, kto radził sobie w relacjach z innymi, tworząc pozytywne wrażenie od samego początku, więc on też odpadał. A Kan? On był wesoły, szczery i niezwykle przyjazny. I w dodatku dobrze wyglądał.
- Żaden kłopot. Nawet nie wiesz jak miło jest mieć gości w świątyni. Nie to, żebym się cieszył, że zasłabłaś, ale w sumie... trochę się ciesze. Rzadko kto tutaj bywa, zazwyczaj sam jestem, chociaż dzisiaj jest jakiś niezwykły wyjątek. - odparł dziewczynie już z kuchni, zanim zdążyła do niego dołączyć w tej małej części mieszkalnej. Zdał sobie sprawę, że mógł się ugryźć w język z tą radością, bo nie zabrzmiało to zbyt życzliwie. Taka jednak była prawda, że rad był, iż ktoś go odwiedzał tutaj i mógł komuś pomóc. Ostatecznie dziewczynie nic nie było, więc nie powinna mieć mu za złe, że jej zasłabnięcie było dla niego uśmiechem od losu.
- Ty masz odpoczywać, a nie mi pomagać. Zresztą jesteś gościem. Daj mi, gospodarzowi, się wykazać. - odparł, gdy już weszła do środka i postanowiła się przedstawić. - A, no i ciebie również miło poznać, Miko. Mikoto. Mogę mówić Miko? - zadając to pytanie spojrzał na nią przez ramię, uśmiechając się nieznacznie, starając się wypaść przyjaźnie, ale nie nazbyt przyjaźnie, żeby nie było, że jest nachalny. W ręce miał nóż, więc wolał się nie obracać, bo wyglądałoby to dosyć... specyficznie, jakby wymagał od niej, żeby mu pozwoliła. Niby sama mówiła, że mówią na nią Miko, ale oni się nie znali praktycznie, a w dodatku była od niego starsza. Tak mu się wydawało, że jest starsza, bo wciąż obecność płci pięknej go peszyła. Nie miał obycia z ludźmi, a jeżeli już, to potrafił sobie radzić w relacjach z mężczyznami, a nie kobietami. Zatem był dosyć skrępowany, co sprawiało, że nie potrafił patrzeć na nią zbyt długo, bo czuł, jakby się gapił. Jedno było pewne - była urodziwa, więc nie chciał się zarumienić, mając w pamięci, że właściwie nie ma władzy nad własnymi emocjami i jest zdany na ich łaskę.
- Pewnie, już parzę. - odparł Kenseiowi i zrobił jak powiedział. Miał wprawę w parzeniu herbaty, chociaż rzadko miewał gości. Sam zazwyczaj pijał ją wielokrotnie podczas dnia, bo... no nie miał nic lepszego do roboty, niż zrobić napar, a później siorbać wrzątek przez dłuższy czas, napawając się naturą, chwilą i własnymi rozmyślaniami. Postawił kubek naprzeciw szermierza i wrócił do gotowania. Wtem Akahoshi poruszył bardzo istotny temat, a raczej taki, który wyjątkowo zwrócił uwagę Kaiko. Obrócił się w stronę Kana, patrząc na niego wesołym wzrokiem i bawiąc się nożem w ręce, kręcąc nim nieśpiesznie młynek.
- Zdecydowanie twoja szybkość wzbudza respekt. Wydaje mi się, że jesteś zbyt skromny. Powinieneś otworzyć oczy na swoje zalety, a masz ich dużo. Władasz wieloma żywiołami od najmłodszych lat, tworzysz własne techniki, pomagasz potrzebującym, jesteś kulturalny i pogodny, no i piekielnie szybki. Tyle mogę powiedzieć, a znamy się ledwie kilka dłuższych chwil. - i po tych słowach znów wrócił do gotowania, dodając składniki do gara, postanawiając wykorzystać palenisko, a nie kaflowy piec. - Wydaje mi się, że każdy powinien być świadom swoich zalet i wad. Zalet, by móc je wykorzystywać w pełni, a wad, by nad nimi pracować. - dodał jeszcze na koniec, wyjaśniając pokrótce swoją filozofię. Właściwie nie swoją, bo były to nauki wpojone mu przez Etsuyę, a jedynie przerobione na modłę Kaiko, gdy już je przemyślał i ubrał we własne, prostsze słowa.
- Mam nadzieję, że lubisz dziczyznę, Miko. Tygrys, który napędził ci stracha upolował jelenia, więc będzie potrawka wedle... yyy... mojego widzimisię. Kucharzem nie jestem, ale gotuję od wielu lat, więc gwarantuje, że będzie zjadliwe, a może nawet smaczne. - po tych słowach roześmiał się wesoło i odwrócił w ich stronę, gdy wszystkie składniki na ten moment były już w garnku. Wyciągnął jeszcze worek z ryżem, który położył na szafce, by mieć go pod ręką. Starał się jak najszybciej ugotować wszystko, bo nie tylko sam był głodny, ale reszta jego gości też musiała być głodna. Co do jego zdolności kulinarnych... nie były złe, gotował od dawna i całkiem smacznie, ale tylko kilka razy w swoim życiu jadł potrawy kogoś innego, niż swoje czy Etsuyi, więc nie miał wielkiego rozeznania czy rzeczywiście gotuje dobrze. Obawiał się, że komuś o wyrafinowanym guście, o jaki podejrzewał Kana, może nie posmakować, ale... no cóż, pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć.
Spodziewał się takiej reakcji, gdy wyjawił, że jednak coś tam potrafił robić z chakrą. Nawet jeżeli w tak żenującym stopniu, w porównaniu do tego, co zaprezentowali prawdziwi shinobi. Nie do końca zrozumieli się precyzyjnie z Akahoshim, bo Kanamura tak naprawdę nie wiedział nic o chakrze. Nauczyciel jakiego miał nie dbał o to, by chłopak wiedział co robi, a zwyczajnie by mu się powiodło. Początkowo słowa Kenseia przyjął lekko, nerwowo chichocząc jedynie, bo głupia sytuacja wynikła przez to, że od razu nie wyjaśnił co potrafi, a co nie. Jednak gdy szermierz zmienił ton, to białowłosy odruchowo drgnął. Może i Akahoshi się uśmiechał, może i nie brzmiał jakoś strasznie, ale ton wypowiedzi był surowy, a jego słowa nie znosiły sprzeciwu. Ciarki przeszły po plecach młodzieńca, zmuszając go do wyprostowania się i uniesienia głowy, nawet jeżeli niezbyt tego chciał, bo zwyczajnie było mu głupio. Pytanie było retoryczne, ale Kaiko nie zamierzał milczeć, więc energicznie pokiwał głową, że się rozumieją, zanim się odezwał.
- Tak, tak, oczywiście! - odparł głośno i wyraźnie, jakby był musztrowany. - To nie tak, że ja wiem jak działa chakra. Nie wiedziałem jak działa chakra. Tamten ninja nauczył mnie ją wyczuć w sobie, a później skupić raptem w dwóch punktach - w nogach i w klatce. Nauczył mnie też niezbędnych pieczęci ręcznych, bym opanował podstawy. Nie tłumaczył mi nic. Było to jak w tym porównaniu ze sztukmistrzem i wojownikiem. Czystą siłą nauczył mnie władać chakrą, bym tylko opanował techniki jak najszybciej. Pewnie nawet nie wierzył, że kiedykolwiek zostanę ninja. No i oto jestem, potrafię kilka technik, ale za cholerę nie wiem jak działają i dlaczego. - wyjaśnił trochę, by teraz już nie było żadnych wątpliwości w kwestii tego co potrafi, co wie i czego nie wie. W kwestii ninjutsu był jak pies nauczony sztuczek. Potrafił to wykonać, ale o co w tym chodziło? Po prostu go wytresowano, aby mógł je opanować i tyle. Nic ponad to.
Kensei parsknął śmiechem co oznaczało, że wcale się nie gniewał, na co Kaiko zareagował cichym westchnięciem ulgi. Jeszcze tego by mu brakowało, aby od samego początku mieć nieprzychylnego nauczyciela. Ruszył do wnętrza świątyni gdzie już Kan zajmował się obudzoną dziewczyną. Musiał mu później podziękować za to, że przy niej został, bo najpewniej poczułaby się zagrożona, gdyby była tam sama, a na zewnątrz trójka mężczyzn. Tak to od początku było jasne, że nie mieli niczego złego w zamiarach, a z ich trójki to Senju wypadał najprzyjemniej. Nie to, żeby Kensei był nieprzyjemny, ale brakowało mu energicznej otwartości i ciepła, którym by emanował. A przynajmniej jak na ten moment. Kanamura też nie uważał się za kogoś, kto radził sobie w relacjach z innymi, tworząc pozytywne wrażenie od samego początku, więc on też odpadał. A Kan? On był wesoły, szczery i niezwykle przyjazny. I w dodatku dobrze wyglądał.
- Żaden kłopot. Nawet nie wiesz jak miło jest mieć gości w świątyni. Nie to, żebym się cieszył, że zasłabłaś, ale w sumie... trochę się ciesze. Rzadko kto tutaj bywa, zazwyczaj sam jestem, chociaż dzisiaj jest jakiś niezwykły wyjątek. - odparł dziewczynie już z kuchni, zanim zdążyła do niego dołączyć w tej małej części mieszkalnej. Zdał sobie sprawę, że mógł się ugryźć w język z tą radością, bo nie zabrzmiało to zbyt życzliwie. Taka jednak była prawda, że rad był, iż ktoś go odwiedzał tutaj i mógł komuś pomóc. Ostatecznie dziewczynie nic nie było, więc nie powinna mieć mu za złe, że jej zasłabnięcie było dla niego uśmiechem od losu.
- Ty masz odpoczywać, a nie mi pomagać. Zresztą jesteś gościem. Daj mi, gospodarzowi, się wykazać. - odparł, gdy już weszła do środka i postanowiła się przedstawić. - A, no i ciebie również miło poznać, Miko. Mikoto. Mogę mówić Miko? - zadając to pytanie spojrzał na nią przez ramię, uśmiechając się nieznacznie, starając się wypaść przyjaźnie, ale nie nazbyt przyjaźnie, żeby nie było, że jest nachalny. W ręce miał nóż, więc wolał się nie obracać, bo wyglądałoby to dosyć... specyficznie, jakby wymagał od niej, żeby mu pozwoliła. Niby sama mówiła, że mówią na nią Miko, ale oni się nie znali praktycznie, a w dodatku była od niego starsza. Tak mu się wydawało, że jest starsza, bo wciąż obecność płci pięknej go peszyła. Nie miał obycia z ludźmi, a jeżeli już, to potrafił sobie radzić w relacjach z mężczyznami, a nie kobietami. Zatem był dosyć skrępowany, co sprawiało, że nie potrafił patrzeć na nią zbyt długo, bo czuł, jakby się gapił. Jedno było pewne - była urodziwa, więc nie chciał się zarumienić, mając w pamięci, że właściwie nie ma władzy nad własnymi emocjami i jest zdany na ich łaskę.
- Pewnie, już parzę. - odparł Kenseiowi i zrobił jak powiedział. Miał wprawę w parzeniu herbaty, chociaż rzadko miewał gości. Sam zazwyczaj pijał ją wielokrotnie podczas dnia, bo... no nie miał nic lepszego do roboty, niż zrobić napar, a później siorbać wrzątek przez dłuższy czas, napawając się naturą, chwilą i własnymi rozmyślaniami. Postawił kubek naprzeciw szermierza i wrócił do gotowania. Wtem Akahoshi poruszył bardzo istotny temat, a raczej taki, który wyjątkowo zwrócił uwagę Kaiko. Obrócił się w stronę Kana, patrząc na niego wesołym wzrokiem i bawiąc się nożem w ręce, kręcąc nim nieśpiesznie młynek.
- Zdecydowanie twoja szybkość wzbudza respekt. Wydaje mi się, że jesteś zbyt skromny. Powinieneś otworzyć oczy na swoje zalety, a masz ich dużo. Władasz wieloma żywiołami od najmłodszych lat, tworzysz własne techniki, pomagasz potrzebującym, jesteś kulturalny i pogodny, no i piekielnie szybki. Tyle mogę powiedzieć, a znamy się ledwie kilka dłuższych chwil. - i po tych słowach znów wrócił do gotowania, dodając składniki do gara, postanawiając wykorzystać palenisko, a nie kaflowy piec. - Wydaje mi się, że każdy powinien być świadom swoich zalet i wad. Zalet, by móc je wykorzystywać w pełni, a wad, by nad nimi pracować. - dodał jeszcze na koniec, wyjaśniając pokrótce swoją filozofię. Właściwie nie swoją, bo były to nauki wpojone mu przez Etsuyę, a jedynie przerobione na modłę Kaiko, gdy już je przemyślał i ubrał we własne, prostsze słowa.
- Mam nadzieję, że lubisz dziczyznę, Miko. Tygrys, który napędził ci stracha upolował jelenia, więc będzie potrawka wedle... yyy... mojego widzimisię. Kucharzem nie jestem, ale gotuję od wielu lat, więc gwarantuje, że będzie zjadliwe, a może nawet smaczne. - po tych słowach roześmiał się wesoło i odwrócił w ich stronę, gdy wszystkie składniki na ten moment były już w garnku. Wyciągnął jeszcze worek z ryżem, który położył na szafce, by mieć go pod ręką. Starał się jak najszybciej ugotować wszystko, bo nie tylko sam był głodny, ale reszta jego gości też musiała być głodna. Co do jego zdolności kulinarnych... nie były złe, gotował od dawna i całkiem smacznie, ale tylko kilka razy w swoim życiu jadł potrawy kogoś innego, niż swoje czy Etsuyi, więc nie miał wielkiego rozeznania czy rzeczywiście gotuje dobrze. Obawiał się, że komuś o wyrafinowanym guście, o jaki podejrzewał Kana, może nie posmakować, ale... no cóż, pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Kan Senju
- Posty: 448
- Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9151
- GG/Discord: Hikari#5885
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Kan często miewał problemy z zawiązywaniem znajomości, problemy rozmawiając z obcymi tak dzisiaj wyjątkowo łatwo mu to przychodziło. Początkowo był zbyt bardzo zszokowany tygrysem kiedy przekonał się o jego zdolnościach mowy poznając miłe towarzystwo, a jeżeli chodzi o dziewczę to chciał ukryć swój żałosny stan w którym się znajdował siedząc obok nieprzytomnej. W trakcie rozmowy reszta wychodziła już naturalnie, jakoś łatwo mu było się przekonać do ludzi spotkanych dnia dzisiejszego. Byli mili, życzliwi, chętni do nawiązywania kontaktów więc poczuł się swobodnie od samego początku pokazując część umiejętności poprzez własną technikę. Z zainteresowaniem patrzył jak kolejna osoba kosztuje jego gruszki czekając aż da swoją opinię, ale gdy ją usłyszał był troszeczkę zawiedziony. Głównie swoim niepowodzeniem, bo w planach miał robić owoce smakujące jak oryginalne, przed nim wciąż długa droga. Czyżby to przez to, że pierwszy raz wytworzył gruchę i śliwę? Wcześniej próbował tylko jabłoń, które wychodziły niemal idealne. Zgasł jego blask w oczach, ale starał się uśmiechać.
- Widać wciąż muszę dopracować swoje jutsu. Prawdę mówiąc wytworzyłem drzewka, a wraz z nimi owoce dnia dzisiejszego.
Westchnął odkładając trzymane owoce na stoliku, kiedy Miko sięgnęła po drugi owoc. Nie żałował jej, ale posiadanie ich w ramionach zwyczajnie mocno ograniczało jego ruchy, gesty, wszystko. Wydawało się aby przywiązywało do jednego miejsca. Wymiana imionami i uprzejmościami przebiegła sprawnie, bez niczego wartego dalszego wspominania. Przeszli w ten sposób do rozmowy o pewnym nadzwyczajnym zwierzęciu gdzie został zasypany pytaniami. Jak to możliwe, że potrafił gadać? Samemu nie wiedział, zwyczajnie postawiony przed faktem umysł młodziana zaakceptował to. W późniejszej rozmowie dowiedział się kilka faktów, ale żaden tego nie wyjaśniał. Sięgnął ręką do tyłu swojej głowy, a uśmiech przemienił się w taki zakłopotany. Dało się krótkim spojrzeniem wyłapać różnicę.
- No... Jest białym tygrysem potrafiącym gadać z imieniem Hyohiro, nie wiem dlaczego zna ludzką mowę. Podobno u niego na wyspie wszyscy to potrafią, choć nie wszyscy lubią.
Rozłożył swoje ręce na boki wzruszając ramionami kiedy dołączyli dotychczas trenujący na zewnątrz. Przez moment postanowił się nie wtrącać w rozmowę pomiędzy właścicielem, a dziewczyną pozwalając im zapoznać się, wymienić zdania w spokoju. Zauważył ruch głową niewiasty wskazujący kuchnię za którą zniknął gospodarz, ale osobiście postanowił wziąć przykład z Akahoshiego potencjalnie nazywanym jadalnią. W domu gotowali mu kucharze więc pomocy z niego byłoby żadnej, najwyżej przeszkadzałby się kręcąc z miejsca na miejsce, blokując przejście. Zwrócił uwagę za to na coś innego, czy było tutaj wystarczająco krzeseł? Stół w dobrym stanie? Zawsze mógł dorobić wyposażenie wyciągając dłoń, które posłuży latami więc postanowiłby tak się odwdzięczyć za gościnę. Przy czymś też należy zjeść posiłek, na podłodze byłoby kiepsko. Przy okazji też przyjrzał się deskom na podłodze, ścianach. Przez moment mógł wyglądać jak złodziej szukający czegoś do wyniesienia z sobą, ale intencje miał dobre.
W trakcie czynności zagaił do niego szermierz stwierdzając iż wcale nie jest niegroźny. Spojrzał się w jego kierunku bursztynowymi oczyma mając wypisane pytanie, a nawet kilka. Co? Jak? Dlaczego? Takim nagłym stwierdzeniem bez kontekstu całkowicie zaskoczył młodego Senju. Jeszcze bardziej gdy usłyszał, że są to wnioski wyciągnięte na podstawie jego szybkości mogącej wzbudzać respekt. Naprawdę? Trenował ciężko również aspekty fizyczne samotnie, więc nikt jeszcze go wcześniej nie oceniał. Poziom jaki osiągnął uważał za coś zupełnie normalnego. Miło usłyszeć pochwałę przy której zaczął się rumienić, ale gdzieś w głębi był przerażony odnośnie pierwszej części stwierdzenia. Zastanawiał się czy nie zaczęli go przypadkiem uważać za zagrożenie, choć nic złego mu nawet przez myśl nie przeszło. Gdyby w tym świecie istniały aureole jedna właśnie latałaby nad jego głową to potwierdzając, ale czy uwierzą mu na słowo? Stres sprawił iż otworzył swoje usta zaczynające się lekko trząść patrząc na Akahoshiego, ale z tego stanu po części uratował go Kaiko rzucając kolejnymi komplementami. W tym momencie stał się już czerwony niczym burak przerzucając spojrzenie w kierunku własnych stóp. Czyżby faktycznie w oczach innych ludzi był geniuszem posiadając takie zdolności w swoim wieku? Dotychczas taki pogląd przysłaniała mu ciężka praca nad własnymi zdolnościami od najmłodszych lat, wraz z którą każdy mógłby osiągnąć podobne rezultaty. W przeszłości często przez zmęczenie gryzł piach nie mając siły nawet poruszyć palcem, dopiero wtedy sobie potrafił odpuścić. Treningi były dla niego równie problematyczne co dla pozostałych, ale jego pozytywami była wytrwałość, motywacja. Mógłby się kłócić na temat swojej prędkości z jednym zdaniem, ale przeciwko dwójce było to bezsensowne całkowicie.
- Ja... Myślałem, że jest to normalne.
Słowa powoli gubiły się na języku, miał problem z wyrażeniem własnych myśli obecnie co przynosiło coraz to większe zawstydzenie. Agh, strasznie się wygłupił w tym towarzystwie, czy wezmą go teraz za jakiegoś dziwaka? Odetchnął głębiej sięgając dłonią do złotego wisiorka będącego jedyną pamiątką po biologicznej matce zawieszonego do płaszcza. Zawsze pomagał mu się uspokoić, był jego największym skarbem.
- Po prostu od najmłodszych lat zawsze ciężko trenowałem, nigdy nie odpuszczając. Moi rodzice zginęli na moich oczach jak miałem pięć lat przez mężczyzn z świecącymi na niebiesko mieczami. Wtedy postanowiłem sobie ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć aby nigdy nie być świadkiem podobnej tragedii przez brak własnej siły. Miałem szczęście lądując w rodzinie arystokratów, którzy wspierali mój rozwój. Nigdy nie porównywałem się z innymi, nie wykonałem żadnej misji, nie przeżyłem żadnej przygody więc uznawałem to za coś normalnego.
W jego słowach było trochę smutku, ale serce nadawało mu obowiązek wytłumaczenia się z tego. Podniósł swój wzrok przejeżdżając nim po obecnych, wyczuwając ich reakcję z pewnością siebie.
- Widać wciąż muszę dopracować swoje jutsu. Prawdę mówiąc wytworzyłem drzewka, a wraz z nimi owoce dnia dzisiejszego.
Westchnął odkładając trzymane owoce na stoliku, kiedy Miko sięgnęła po drugi owoc. Nie żałował jej, ale posiadanie ich w ramionach zwyczajnie mocno ograniczało jego ruchy, gesty, wszystko. Wydawało się aby przywiązywało do jednego miejsca. Wymiana imionami i uprzejmościami przebiegła sprawnie, bez niczego wartego dalszego wspominania. Przeszli w ten sposób do rozmowy o pewnym nadzwyczajnym zwierzęciu gdzie został zasypany pytaniami. Jak to możliwe, że potrafił gadać? Samemu nie wiedział, zwyczajnie postawiony przed faktem umysł młodziana zaakceptował to. W późniejszej rozmowie dowiedział się kilka faktów, ale żaden tego nie wyjaśniał. Sięgnął ręką do tyłu swojej głowy, a uśmiech przemienił się w taki zakłopotany. Dało się krótkim spojrzeniem wyłapać różnicę.
- No... Jest białym tygrysem potrafiącym gadać z imieniem Hyohiro, nie wiem dlaczego zna ludzką mowę. Podobno u niego na wyspie wszyscy to potrafią, choć nie wszyscy lubią.
Rozłożył swoje ręce na boki wzruszając ramionami kiedy dołączyli dotychczas trenujący na zewnątrz. Przez moment postanowił się nie wtrącać w rozmowę pomiędzy właścicielem, a dziewczyną pozwalając im zapoznać się, wymienić zdania w spokoju. Zauważył ruch głową niewiasty wskazujący kuchnię za którą zniknął gospodarz, ale osobiście postanowił wziąć przykład z Akahoshiego potencjalnie nazywanym jadalnią. W domu gotowali mu kucharze więc pomocy z niego byłoby żadnej, najwyżej przeszkadzałby się kręcąc z miejsca na miejsce, blokując przejście. Zwrócił uwagę za to na coś innego, czy było tutaj wystarczająco krzeseł? Stół w dobrym stanie? Zawsze mógł dorobić wyposażenie wyciągając dłoń, które posłuży latami więc postanowiłby tak się odwdzięczyć za gościnę. Przy czymś też należy zjeść posiłek, na podłodze byłoby kiepsko. Przy okazji też przyjrzał się deskom na podłodze, ścianach. Przez moment mógł wyglądać jak złodziej szukający czegoś do wyniesienia z sobą, ale intencje miał dobre.
W trakcie czynności zagaił do niego szermierz stwierdzając iż wcale nie jest niegroźny. Spojrzał się w jego kierunku bursztynowymi oczyma mając wypisane pytanie, a nawet kilka. Co? Jak? Dlaczego? Takim nagłym stwierdzeniem bez kontekstu całkowicie zaskoczył młodego Senju. Jeszcze bardziej gdy usłyszał, że są to wnioski wyciągnięte na podstawie jego szybkości mogącej wzbudzać respekt. Naprawdę? Trenował ciężko również aspekty fizyczne samotnie, więc nikt jeszcze go wcześniej nie oceniał. Poziom jaki osiągnął uważał za coś zupełnie normalnego. Miło usłyszeć pochwałę przy której zaczął się rumienić, ale gdzieś w głębi był przerażony odnośnie pierwszej części stwierdzenia. Zastanawiał się czy nie zaczęli go przypadkiem uważać za zagrożenie, choć nic złego mu nawet przez myśl nie przeszło. Gdyby w tym świecie istniały aureole jedna właśnie latałaby nad jego głową to potwierdzając, ale czy uwierzą mu na słowo? Stres sprawił iż otworzył swoje usta zaczynające się lekko trząść patrząc na Akahoshiego, ale z tego stanu po części uratował go Kaiko rzucając kolejnymi komplementami. W tym momencie stał się już czerwony niczym burak przerzucając spojrzenie w kierunku własnych stóp. Czyżby faktycznie w oczach innych ludzi był geniuszem posiadając takie zdolności w swoim wieku? Dotychczas taki pogląd przysłaniała mu ciężka praca nad własnymi zdolnościami od najmłodszych lat, wraz z którą każdy mógłby osiągnąć podobne rezultaty. W przeszłości często przez zmęczenie gryzł piach nie mając siły nawet poruszyć palcem, dopiero wtedy sobie potrafił odpuścić. Treningi były dla niego równie problematyczne co dla pozostałych, ale jego pozytywami była wytrwałość, motywacja. Mógłby się kłócić na temat swojej prędkości z jednym zdaniem, ale przeciwko dwójce było to bezsensowne całkowicie.
- Ja... Myślałem, że jest to normalne.
Słowa powoli gubiły się na języku, miał problem z wyrażeniem własnych myśli obecnie co przynosiło coraz to większe zawstydzenie. Agh, strasznie się wygłupił w tym towarzystwie, czy wezmą go teraz za jakiegoś dziwaka? Odetchnął głębiej sięgając dłonią do złotego wisiorka będącego jedyną pamiątką po biologicznej matce zawieszonego do płaszcza. Zawsze pomagał mu się uspokoić, był jego największym skarbem.
- Po prostu od najmłodszych lat zawsze ciężko trenowałem, nigdy nie odpuszczając. Moi rodzice zginęli na moich oczach jak miałem pięć lat przez mężczyzn z świecącymi na niebiesko mieczami. Wtedy postanowiłem sobie ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć aby nigdy nie być świadkiem podobnej tragedii przez brak własnej siły. Miałem szczęście lądując w rodzinie arystokratów, którzy wspierali mój rozwój. Nigdy nie porównywałem się z innymi, nie wykonałem żadnej misji, nie przeżyłem żadnej przygody więc uznawałem to za coś normalnego.
W jego słowach było trochę smutku, ale serce nadawało mu obowiązek wytłumaczenia się z tego. Podniósł swój wzrok przejeżdżając nim po obecnych, wyczuwając ich reakcję z pewnością siebie.
0 x
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Natsume uśmiechnął się krzywo, kiedy nieco spanikowany Kaiko zaczął tłumaczyć dokładniej o co mu chodziło z jego znajomością działania chakry. Czyli póki co jedyne co wiedział o chakrze, to to że jakaś tam jest i gdzieś tam się kręci albo w jego ciele, albo w okolicy, i używa jej żeby biegać po drzewach i wyrzucać z siebie w formie podstawowych rzeczy. Ot, klony i inne tego typu. Ciekawe, że nigdy Kaiko nie spróbował zastanowić się nad tym podstawowym pytaniem: "dlaczego"? Skąd bierze się ta energia, i jak tak właściwie działa? Gdyby spróbował nad tym chwilę przysiąść i pokombinować, przy okazji medytując i wyczuwając ją nieco lepiej, to nawet nie potrzebowałby nauczyciela żeby porządnie opanować kontrolę swojej energii życiowej. No, ale w przypadku białowłosego to rzeczywiście bardziej wyglądało na "nie wiem jak to działa, ale skoro działa, to lecimy z tematem". Cóż, tacy też istnieli, jak widać.
Ostatecznie jednak Yuki postanowił nie przyszpilać młodzieńca aż tak mocno - na to jeszcze będą mieli czas kiedy dojdzie do rzeczywistych treningów. Teraz w świątyni było więcej osób niż tylko oni dwaj, więc trzeba było poudawać cywilizowaną osobę i przez chwilę dotrzymać towarzystwa, podczas kiedy Kanamura postanowił pochwalić się swoją umiejętnością przygotowywania jedzenia. I w tym miejscu Natsume musiał przyznać, że w głębi ducha nie mógł się doczekać ciepłego posiłku, niezależnie jak dobry czy niedobry by był - liczne wędrówki i samotnicze życie nauczyło go nie wybrzydzać, a cesarzowanie nie sprawiło magicznie że jego kubki smakowe stały się bogowie wiedzą jak wyrafinowane. Tak długo jak będzie sycące i nie będzie smakowało jak kora z drzewa, to będzie zadowolony.
Kaiko skupił się na przyrządzaniu jedzenia, robiąc tylko krótką odskocznię na postawienie przed Yukim solidnej czarki z herbatą, którą Yuki przyjął ze skinięciem głową. Następnie spojrzał zarówno na Kana, jak i Mikoto, którzy również usadowili się w jadalni nieopodal kuchni, i powoli wziął pierwszy łyk. Zagalopował się jednak, zapominając że przez swoją niską temperaturę ciała "gorąca herbata" jest w jego odczuciu porównywalna temperaturą z żywym ogniem, więc po wzięciu pierwszego łyka tylko się rozkaszlał, jak gdyby się zakrztusił. Wypuszczając powietrze z ust, chcąc w ten sposób ochłodzić oparzone podniebienie, delikatnie odstawił naczynie na mały stolik/kotatsu.
Tę rundę wygrała herbata, psiakrew.
Słysząc przeprosiny ze strony Mikoto, Yuki odruchowo machnął ręką, pokazując że nie był to dla niego żaden problem. Pozwolił sobie przy tym na lekki uśmiech.
-Żaden problem, ważne że nie łupnęłaś głową o żaden korzeń jak upadałaś - powiedział spokojnie. - A Hyohiro, cóż... z czasem idzie się do niego przyzwyczaić. A po jakimś czasie nawet zaczyna być jakoś tak ponuro bez niego w okolicy.
Usłyszał lekki szelest, który sprawił że odruchowo uniósł lekko głowę do góry. Nie widział co to, lecz sądząc po dźwięku i nagłym zaciemnieniu i tak już chylącego się do końca dnia, wniosek nasuwał się sam. Deszcz. Stopniowy dźwięk kropel uderzających raz za razem o dach budynku stawał się coraz intensywniejszy i bardziej słyszalny. Uśmiechnął się lekko. Raz, lubił deszcz. Dwa, uwinęli się z rąbaniem drewna i oprawianiem jelenia w idealnym czasie.
Chwilę później zaś, wszyscy mogli usłyszeć markotne poburkiwanie Hyohiro, który powoli wszedł do budynku. Chyba zdążył już zjeść, bo nie niósł przy sobie niczego; wszedł na przedsionek przed wejściem do świątyni, otrzepał się z deszczu, a następnie wszedł do sali gościnnej, przy okazji obracając się by łapą zasunąć za sobą drzwi. Prawdopodobnie żeby ciepło od paleniska w kuchni nie uciekało na zewnątrz. Następnie odszedł na bok i położył się w miejscu, gdzie leżała reszta ekwipunku Akahoshiego.
-Nie zmokłeś za bardzo?
-Na szczęście nie - powiedział markotnie. - Co nie zmienia faktu, że miałem nadzieję jeszcze sobie poleżeć i popatrzeć na morze. Cholerny deszcz.
Natsume na moment spojrzał na pozostałą trójkę, po czym tylko wrócił na moment wzrokiem do Hyohiro.
-Jak będziesz miał ochotę się ogrzać, to zapraszamy. Miejsce się znajdzie.
Tygrys tylko burknął i pokiwał lekko głową, po czym ułożył się w pozycji sugerującej próbę zapadnięcia w drzemkę. Natsume zaś wrócił spojrzeniem na Mikoto.
-Sama widzisz. Nie ma obaw.
Następnie, skupił się na Kanie który opowiedział im pokrótce przyczyny jego dobrego stanu fizycznego i przyczyny jego determinacji w treningach. A więc przeżył za młodu dużą tragedię, która sprawiła że nieco... zaczął odstawać od innych pod względem chęci do treningów. To co dla innych było niezwykłym osiągnięciem, dla niego było normą, gdyż po prostu pracował trzykrotnie ciężej niż pozostali. Ciekawe, że stwierdził że nigdy nawet nie był na żadnej misji shinobi; oznaczało to, że pomimo surowego talentu i umiejętności, brakowało mu najważniejszego elementu tworzącego znakomitego ninja. Doświadczenia.
Yuki uśmiechnął się smutno, na moment opuszczając wzrok. Strata bliskich i skupienie na szkoleniach. Skąd on to znał...
-I nie powiem, widać po Tobie te wszystkie treningi - powiedział, nieco już weselej. - Mało który shinobi potrafi się poruszać z taką szybkością, na dodatek nie wykonując żadnych niepotrzebnych ruchów. Masz potencjał na znakomitego wojownika... potrzebujesz tylko trochę doświadczenia.
Wział ostrożnie kolejny łyk herbaty. Tym razem uniknął strat kolejnych części jamy ustnej.
-Świecące się na niebiesko miecze... - mruknął. - Pierwszy raz słyszę o czymś takim. Sugerowałoby to przepływ chakry, lecz... pokrywanie oręży chakrą to nie jest prosta sztuka, musieli to być jacyś doświadczeni shinobi. - Następnie lekko skinął głową w stronę Kana. - Przykro mi. Domyślam się jak traumatyczne musiało to być przeżycie. Cieszę się że nie złamało Cię to, a tylko sprawiło że zyskałeś siłę.
Krople deszczu uderzały o dach, generując przyjemny dla ucha, kojący szum.
Ciepło, z dachem nad głową, i z jedzeniem niedaleko.
Tak, to jest dobre zakończenie dnia.
Ostatecznie jednak Yuki postanowił nie przyszpilać młodzieńca aż tak mocno - na to jeszcze będą mieli czas kiedy dojdzie do rzeczywistych treningów. Teraz w świątyni było więcej osób niż tylko oni dwaj, więc trzeba było poudawać cywilizowaną osobę i przez chwilę dotrzymać towarzystwa, podczas kiedy Kanamura postanowił pochwalić się swoją umiejętnością przygotowywania jedzenia. I w tym miejscu Natsume musiał przyznać, że w głębi ducha nie mógł się doczekać ciepłego posiłku, niezależnie jak dobry czy niedobry by był - liczne wędrówki i samotnicze życie nauczyło go nie wybrzydzać, a cesarzowanie nie sprawiło magicznie że jego kubki smakowe stały się bogowie wiedzą jak wyrafinowane. Tak długo jak będzie sycące i nie będzie smakowało jak kora z drzewa, to będzie zadowolony.
Kaiko skupił się na przyrządzaniu jedzenia, robiąc tylko krótką odskocznię na postawienie przed Yukim solidnej czarki z herbatą, którą Yuki przyjął ze skinięciem głową. Następnie spojrzał zarówno na Kana, jak i Mikoto, którzy również usadowili się w jadalni nieopodal kuchni, i powoli wziął pierwszy łyk. Zagalopował się jednak, zapominając że przez swoją niską temperaturę ciała "gorąca herbata" jest w jego odczuciu porównywalna temperaturą z żywym ogniem, więc po wzięciu pierwszego łyka tylko się rozkaszlał, jak gdyby się zakrztusił. Wypuszczając powietrze z ust, chcąc w ten sposób ochłodzić oparzone podniebienie, delikatnie odstawił naczynie na mały stolik/kotatsu.
Tę rundę wygrała herbata, psiakrew.
Słysząc przeprosiny ze strony Mikoto, Yuki odruchowo machnął ręką, pokazując że nie był to dla niego żaden problem. Pozwolił sobie przy tym na lekki uśmiech.
-Żaden problem, ważne że nie łupnęłaś głową o żaden korzeń jak upadałaś - powiedział spokojnie. - A Hyohiro, cóż... z czasem idzie się do niego przyzwyczaić. A po jakimś czasie nawet zaczyna być jakoś tak ponuro bez niego w okolicy.
Usłyszał lekki szelest, który sprawił że odruchowo uniósł lekko głowę do góry. Nie widział co to, lecz sądząc po dźwięku i nagłym zaciemnieniu i tak już chylącego się do końca dnia, wniosek nasuwał się sam. Deszcz. Stopniowy dźwięk kropel uderzających raz za razem o dach budynku stawał się coraz intensywniejszy i bardziej słyszalny. Uśmiechnął się lekko. Raz, lubił deszcz. Dwa, uwinęli się z rąbaniem drewna i oprawianiem jelenia w idealnym czasie.
Chwilę później zaś, wszyscy mogli usłyszeć markotne poburkiwanie Hyohiro, który powoli wszedł do budynku. Chyba zdążył już zjeść, bo nie niósł przy sobie niczego; wszedł na przedsionek przed wejściem do świątyni, otrzepał się z deszczu, a następnie wszedł do sali gościnnej, przy okazji obracając się by łapą zasunąć za sobą drzwi. Prawdopodobnie żeby ciepło od paleniska w kuchni nie uciekało na zewnątrz. Następnie odszedł na bok i położył się w miejscu, gdzie leżała reszta ekwipunku Akahoshiego.
-Nie zmokłeś za bardzo?
-Na szczęście nie - powiedział markotnie. - Co nie zmienia faktu, że miałem nadzieję jeszcze sobie poleżeć i popatrzeć na morze. Cholerny deszcz.
Natsume na moment spojrzał na pozostałą trójkę, po czym tylko wrócił na moment wzrokiem do Hyohiro.
-Jak będziesz miał ochotę się ogrzać, to zapraszamy. Miejsce się znajdzie.
Tygrys tylko burknął i pokiwał lekko głową, po czym ułożył się w pozycji sugerującej próbę zapadnięcia w drzemkę. Natsume zaś wrócił spojrzeniem na Mikoto.
-Sama widzisz. Nie ma obaw.
Następnie, skupił się na Kanie który opowiedział im pokrótce przyczyny jego dobrego stanu fizycznego i przyczyny jego determinacji w treningach. A więc przeżył za młodu dużą tragedię, która sprawiła że nieco... zaczął odstawać od innych pod względem chęci do treningów. To co dla innych było niezwykłym osiągnięciem, dla niego było normą, gdyż po prostu pracował trzykrotnie ciężej niż pozostali. Ciekawe, że stwierdził że nigdy nawet nie był na żadnej misji shinobi; oznaczało to, że pomimo surowego talentu i umiejętności, brakowało mu najważniejszego elementu tworzącego znakomitego ninja. Doświadczenia.
Yuki uśmiechnął się smutno, na moment opuszczając wzrok. Strata bliskich i skupienie na szkoleniach. Skąd on to znał...
-I nie powiem, widać po Tobie te wszystkie treningi - powiedział, nieco już weselej. - Mało który shinobi potrafi się poruszać z taką szybkością, na dodatek nie wykonując żadnych niepotrzebnych ruchów. Masz potencjał na znakomitego wojownika... potrzebujesz tylko trochę doświadczenia.
Wział ostrożnie kolejny łyk herbaty. Tym razem uniknął strat kolejnych części jamy ustnej.
-Świecące się na niebiesko miecze... - mruknął. - Pierwszy raz słyszę o czymś takim. Sugerowałoby to przepływ chakry, lecz... pokrywanie oręży chakrą to nie jest prosta sztuka, musieli to być jacyś doświadczeni shinobi. - Następnie lekko skinął głową w stronę Kana. - Przykro mi. Domyślam się jak traumatyczne musiało to być przeżycie. Cieszę się że nie złamało Cię to, a tylko sprawiło że zyskałeś siłę.
Krople deszczu uderzały o dach, generując przyjemny dla ucha, kojący szum.
Ciepło, z dachem nad głową, i z jedzeniem niedaleko.
Tak, to jest dobre zakończenie dnia.
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Czy samemu było ciężko na co dzień? I tak, i nie. Wszystko miało swoje wady i zalety, zatem samotność nie była wyjątkiem. Pojedyncze dni albo nawet krótkie okresy, w których człowiek nie widywał innych były niegroźne, pozwalały uspokoić się, odpocząć, wyciszyć i zrelaksować, ale zupełnie inaczej było, gdy samotność się dłużyła. Z każdym kolejnym dniem było gorzej, ale w taki sposób, że nawet nie dało się tego zauważyć. Była to trucizna, która stopniowo zabijała, chociaż nie dosłownie. Efekt był inny - zwyczajne zdziczenie, poczucie odosobnienia lub nawet wygnania i masa innych nieprzyjemnych wrażeń, które stopniowo, niczym kropla drążąca skałę, wyniszczały psychicznie. Kanamura, chociaż pogodny i całkiem ułożony, to odczuwał te konsekwencje samotności, która się przedłużała zanim spotkał Keirę i zanim nieświadomie zmieniła jego życie. Teraz, gdy był w towarzystwie, rozumiał jak ciężkie było życie w zapomnianej świątyni samemu i jaki to miało wpływ na niego. Chociaż poruszali wiele kwestii, wiele przykrych, to nie odczuwał nawet skrawka tego smutku, którego mógł zaznać będąc odosobnionym, gdy wałkował tematy, z którymi pozornie dawno się pogodził.
- I ja też go lubię. - odparł na kwestię skrótu imienia Mikoto, bo brzmiał zwyczajnie uroczo, a w dodatku był łatwy do wypowiedzenia, wpadał w ucho i dało się go szybko zapamiętać. W ucho wpadał też stukot deszczu o ceramiczne dachówki świątyni. Kanamura, chociaż deszcz lubił, tak lekko się skrzywił, bo w kilku miejscach dach przeciekał delikatnie, przez co kapało na podłogę, chociaż nie w części mieszkalnej. W tym samym momencie wrócił i Hyohiro z zewnątrz, bo jak to kot, nie lubił moknąć. Kątem oka Kaiko dostrzegł, że Kan z niezwykłą uwagą przygląda się całemu otoczeniu. I to dosłownie całemu. Wydawało się, że badał wzrokiem każdy, nawet najmniejszy szczegół mebla, który znajdował się w świątyni, a później nawet samej konstrukcji. Na ile był w stolarce wykwalifikowany, na tyle mógł dostrzec, że chociaż wyposażenie części mieszkalnej trzyma się dobrze i na pozór niczego nie brakuje, tak podłoga w niektórych miejscach oprócz podejrzliwego skrzypienia, to zwyczajnie się uginała. Ściany miały się dobrze, były solidne, ale konstrukcja dachu cierpiała co nawet niewprawne oko mogło zauważyć. Antaiski klimat był wietrzny, ale też charakteryzował się sporadycznymi burzami, które potrafiły naruszyć konstrukcję i nie inaczej było ze świątynią. Tak czy siak, Kaiko nic się nie odezwał, a dalej zajmował się przyrządzaniem jedzenia.
Widać było, że Kan nie potrafił przyjmować komplementów. Nie było w tym jednak niczego złego, bo to wskazywało jedynie na jego szczerość w skromności, którą dotychczas się wykazywał. Kanamura praktycznie nigdy nie był chwalony, więc ostatecznie też nie do końca czuł się komfortowo w takich sytuacjach, chociaż był pewien, że radzi sobie z nimi lepiej, niż Senju. Czarnowłosy, gdy już opanował rumieńce, postanowił podzielić się z resztą rąbkiem swojej historii, która... była gorzko-słodka. Godnym pochwały był sumienny trening, o którym na początku wspomniał, ale nim Kaiko zdążył cokolwiek się odezwać, to nadeszła część gorzka, czyli śmierć rodziców. Mężczyźni ze święcącymi na niebiesko mieczami. Nic to białowłosemu nie mówiło, bo brzmiało to jak jakaś sztuczka z chakrą, a w tej kwestii to nie miał praktycznie wiedzy. Słodką częścią, weselszą, była wzmianka o rodzinie, która go przyjęła. To trochę tłumaczyło dlaczego Kaiko wziął go za syna kupca, a nie za ninja, gdy najpierw go zobaczył w progu świątyni. Arystokracja... no według Kanamury to musiała być bogata, ale oprócz tego to nie wiedział właściwie na czym polega i co to znaczy. Wiedział za to, że Kan, tak samo jak on i Akahoshi, zmaga się z tym samym uczuciem bezsilności wobec tragedii, która właściwie nie zależała od niego. To uświadamiało białowłosemu, że każdy odczuwa te same wyrzuty sumienia, gdy zginie ktoś bliski. Zawsze chciało się zapobiec takim wydarzeniom, a gdy one nadchodziły, to szukało się ich przyczyny, która irracjonalnie niemal za każdym razem znajdowała się wewnątrz nas samych. Kaiko powoli już rozumiał, że wiele rzeczy leży zwyczajnie poza jego mocą i poza jest wpływem. Nawet gdyby był najsilniejszy na świecie, to niektórych rzeczy nie dało się powstrzymać, nie dało się temu zapobiec, bo wymagało to spojrzenia w przyszłość, a to... cóż, należało do kategorii bajek oraz legend. Chociaż... co teraz tak naprawdę było bajkami i legendami, gdy zobaczyło się Hana i Bijuu?
Kensei odezwał się pierwszy, potwierdzając przypuszczenia Kanamury, że za śmiercią rodziców Kana stał ktoś, kto władał chakrą. Jednak i Akahoshi, chociaż wybitny szermierz i shinobi, to nie wiedział nic więcej na temat zabójców. Kaiko zaś... nie wiedział co powiedzieć. Czy jego smutek po stracie Etsuyi, Hou i Keiry był podobny do tego, jaki można było odczuć po utracie prawdziwych rodziców? I to w wyniku morderstwa, gdy miało się zaledwie kilka lat? Nie miał zielonego pojęcia, ale wiedział, że musiało być to traumatyczne przeżycie, o którym niełatwo się myślało, a co dopiero mówiło. Zatem Kanamura postanowił nie drążyć tego tematu.
- Nie powinieneś marnować swojej siły. - odezwał się ostrożnie, zwracając uwagę na to, że Kan wedle własnych słów bardzo ciężko trenował, ale... nic z tym nie robił. - Sam mówiłeś, że nie chcesz być świadkiem podobnych tragedii i po to ćwiczyłeś. Jeżeli masz siłę, to wykorzystaj ją, by pomóc tym, którzy jej nie posiadają. Kto wie czy nie zapobiegniesz podobnemu nieszczęściu, jakie spotkało ciebie. - i na tym zamierzał zakończyć swój wywód, nie wchodząc w szczegóły, nie tłumacząc niczego zbyt dokładnie, bo wiedział, że to wrażliwy temat. Zamiast tego w milczeniu przemieszał potrawkę, postanawiając ostatecznie ryż ugotować osobno. Wrząca woda, którą wcześniej odlał, szybko znalazła się w osobnym garnku, a on pośpiesznie rozpalił ogień pod kamiennym piecem. Skoro padał deszcz i zbliżała się noc, to należało ogrzać świątynię, a nic nie trzymało ciepła lepiej, niż kaflowy piec. Drzewa mieli przygotowane sporo dzięki Kenseiowi, a tuż obok leżał zebrany i wysuszony mech, trawa oraz kora, czyli idealna kombinacja na rozpałkę. W mgnieniu oka pod piecem buchnęło ogniem, a garnek z wodą znalazł się na blasze.
- No to świetnie się składa, bo niedługo gotowe. - odparł Miko, która wyraziła swój zwyczajny głód, który tak czy siak popchnąłby ją do zjedzenia potrawki. Właściwie wszyscy tutaj wydawali się nieprzeciętnie głodni, a Kaiko odczuwał to coraz dotkliwiej, chociaż zdążył zjeść kilka owoców od Kana. Teraz, gdy aromat jedzenia rozległ się po całej świątyni, to zdecydowanie ciężej było nie myśleć o napełnieniu żołądka. Całe szczęście na palenisku jedzenie gotowało się niezwykle szybko, chociażby dlatego, że gar był centralnie nad ogniem i rozgrzany był... no cholernie mocno. Woda w garnku znów zawrzała, więc białowłosy wsypał do niej ryż i zajął się zagęszczaniem potrawki, aby zrobić z niej swoisty sos. W ten sposób potrawa była znacznie bardziej sycąca, a to dla kogoś tak biednego jak Kanamura, było niezwykle istotne.
- Jak coś, to mam fuutonów pod dostatkiem, więc wszystkich was mogę przenocować. Mięsa też mamy sporo dzięki Hyohiro, więc jeżeli tylko chcecie, to możecie zostać tak długo, jak potrzebujecie. Albo jak macie ochotę. Dla mnie to przyjemność mieć tylu gości. - odezwał się, zasiadając przy stole, gdy już została ostatnia prosta w gotowaniu. Teraz wystarczyło poczekać jeszcze kilka, może kilkanaście minut i gotowe. Teraz... nie wiedział za bardzo co powiedzieć. Była to pierwsza sytuacja w jego życiu, że tyle osób siedziało przy stole w jego świątyni, a on mógł swobodnie z nimi porozmawiać. Czuł, że powinien się jakoś odezwać, jakoś zabawić towarzystwo, ale czym takim? Może po prostu sprowokować dalszą rozmowę?
- Yyy... jak wam się podoba w Antai? - wystrzelił w końcu. - Mało świata zwiedziłem i mało zwiedzałem, ale Karmazynowe Szczyty zrobiły na mnie spore wrażenie. Tutaj nie mamy takich... szczytów i dolin. Płasko wszędzie, lasy, a jak nie lasy to pola uprawne albo polany i tyle. Chociaż może to tylko w moim zakątku? Tak naprawdę to nawet Antai nie znam, oprócz swoich terenów. - postanowił sam coś wtrącić od siebie, bo szczerze interesowało go poznanie świata, ale dotychczas nie miał ku temu okazji. Lubił za to słuchać o innych krainach, o tym jak wyglądało życie gdzieś poza jego zabitą dechami świątynią, a w ten sposób mógł sprowokować zebranych obok niego do opowiedzenia coś o swoich rodzinnych terenach albo i odwiedzonych.
- I ja też go lubię. - odparł na kwestię skrótu imienia Mikoto, bo brzmiał zwyczajnie uroczo, a w dodatku był łatwy do wypowiedzenia, wpadał w ucho i dało się go szybko zapamiętać. W ucho wpadał też stukot deszczu o ceramiczne dachówki świątyni. Kanamura, chociaż deszcz lubił, tak lekko się skrzywił, bo w kilku miejscach dach przeciekał delikatnie, przez co kapało na podłogę, chociaż nie w części mieszkalnej. W tym samym momencie wrócił i Hyohiro z zewnątrz, bo jak to kot, nie lubił moknąć. Kątem oka Kaiko dostrzegł, że Kan z niezwykłą uwagą przygląda się całemu otoczeniu. I to dosłownie całemu. Wydawało się, że badał wzrokiem każdy, nawet najmniejszy szczegół mebla, który znajdował się w świątyni, a później nawet samej konstrukcji. Na ile był w stolarce wykwalifikowany, na tyle mógł dostrzec, że chociaż wyposażenie części mieszkalnej trzyma się dobrze i na pozór niczego nie brakuje, tak podłoga w niektórych miejscach oprócz podejrzliwego skrzypienia, to zwyczajnie się uginała. Ściany miały się dobrze, były solidne, ale konstrukcja dachu cierpiała co nawet niewprawne oko mogło zauważyć. Antaiski klimat był wietrzny, ale też charakteryzował się sporadycznymi burzami, które potrafiły naruszyć konstrukcję i nie inaczej było ze świątynią. Tak czy siak, Kaiko nic się nie odezwał, a dalej zajmował się przyrządzaniem jedzenia.
Widać było, że Kan nie potrafił przyjmować komplementów. Nie było w tym jednak niczego złego, bo to wskazywało jedynie na jego szczerość w skromności, którą dotychczas się wykazywał. Kanamura praktycznie nigdy nie był chwalony, więc ostatecznie też nie do końca czuł się komfortowo w takich sytuacjach, chociaż był pewien, że radzi sobie z nimi lepiej, niż Senju. Czarnowłosy, gdy już opanował rumieńce, postanowił podzielić się z resztą rąbkiem swojej historii, która... była gorzko-słodka. Godnym pochwały był sumienny trening, o którym na początku wspomniał, ale nim Kaiko zdążył cokolwiek się odezwać, to nadeszła część gorzka, czyli śmierć rodziców. Mężczyźni ze święcącymi na niebiesko mieczami. Nic to białowłosemu nie mówiło, bo brzmiało to jak jakaś sztuczka z chakrą, a w tej kwestii to nie miał praktycznie wiedzy. Słodką częścią, weselszą, była wzmianka o rodzinie, która go przyjęła. To trochę tłumaczyło dlaczego Kaiko wziął go za syna kupca, a nie za ninja, gdy najpierw go zobaczył w progu świątyni. Arystokracja... no według Kanamury to musiała być bogata, ale oprócz tego to nie wiedział właściwie na czym polega i co to znaczy. Wiedział za to, że Kan, tak samo jak on i Akahoshi, zmaga się z tym samym uczuciem bezsilności wobec tragedii, która właściwie nie zależała od niego. To uświadamiało białowłosemu, że każdy odczuwa te same wyrzuty sumienia, gdy zginie ktoś bliski. Zawsze chciało się zapobiec takim wydarzeniom, a gdy one nadchodziły, to szukało się ich przyczyny, która irracjonalnie niemal za każdym razem znajdowała się wewnątrz nas samych. Kaiko powoli już rozumiał, że wiele rzeczy leży zwyczajnie poza jego mocą i poza jest wpływem. Nawet gdyby był najsilniejszy na świecie, to niektórych rzeczy nie dało się powstrzymać, nie dało się temu zapobiec, bo wymagało to spojrzenia w przyszłość, a to... cóż, należało do kategorii bajek oraz legend. Chociaż... co teraz tak naprawdę było bajkami i legendami, gdy zobaczyło się Hana i Bijuu?
Kensei odezwał się pierwszy, potwierdzając przypuszczenia Kanamury, że za śmiercią rodziców Kana stał ktoś, kto władał chakrą. Jednak i Akahoshi, chociaż wybitny szermierz i shinobi, to nie wiedział nic więcej na temat zabójców. Kaiko zaś... nie wiedział co powiedzieć. Czy jego smutek po stracie Etsuyi, Hou i Keiry był podobny do tego, jaki można było odczuć po utracie prawdziwych rodziców? I to w wyniku morderstwa, gdy miało się zaledwie kilka lat? Nie miał zielonego pojęcia, ale wiedział, że musiało być to traumatyczne przeżycie, o którym niełatwo się myślało, a co dopiero mówiło. Zatem Kanamura postanowił nie drążyć tego tematu.
- Nie powinieneś marnować swojej siły. - odezwał się ostrożnie, zwracając uwagę na to, że Kan wedle własnych słów bardzo ciężko trenował, ale... nic z tym nie robił. - Sam mówiłeś, że nie chcesz być świadkiem podobnych tragedii i po to ćwiczyłeś. Jeżeli masz siłę, to wykorzystaj ją, by pomóc tym, którzy jej nie posiadają. Kto wie czy nie zapobiegniesz podobnemu nieszczęściu, jakie spotkało ciebie. - i na tym zamierzał zakończyć swój wywód, nie wchodząc w szczegóły, nie tłumacząc niczego zbyt dokładnie, bo wiedział, że to wrażliwy temat. Zamiast tego w milczeniu przemieszał potrawkę, postanawiając ostatecznie ryż ugotować osobno. Wrząca woda, którą wcześniej odlał, szybko znalazła się w osobnym garnku, a on pośpiesznie rozpalił ogień pod kamiennym piecem. Skoro padał deszcz i zbliżała się noc, to należało ogrzać świątynię, a nic nie trzymało ciepła lepiej, niż kaflowy piec. Drzewa mieli przygotowane sporo dzięki Kenseiowi, a tuż obok leżał zebrany i wysuszony mech, trawa oraz kora, czyli idealna kombinacja na rozpałkę. W mgnieniu oka pod piecem buchnęło ogniem, a garnek z wodą znalazł się na blasze.
- No to świetnie się składa, bo niedługo gotowe. - odparł Miko, która wyraziła swój zwyczajny głód, który tak czy siak popchnąłby ją do zjedzenia potrawki. Właściwie wszyscy tutaj wydawali się nieprzeciętnie głodni, a Kaiko odczuwał to coraz dotkliwiej, chociaż zdążył zjeść kilka owoców od Kana. Teraz, gdy aromat jedzenia rozległ się po całej świątyni, to zdecydowanie ciężej było nie myśleć o napełnieniu żołądka. Całe szczęście na palenisku jedzenie gotowało się niezwykle szybko, chociażby dlatego, że gar był centralnie nad ogniem i rozgrzany był... no cholernie mocno. Woda w garnku znów zawrzała, więc białowłosy wsypał do niej ryż i zajął się zagęszczaniem potrawki, aby zrobić z niej swoisty sos. W ten sposób potrawa była znacznie bardziej sycąca, a to dla kogoś tak biednego jak Kanamura, było niezwykle istotne.
- Jak coś, to mam fuutonów pod dostatkiem, więc wszystkich was mogę przenocować. Mięsa też mamy sporo dzięki Hyohiro, więc jeżeli tylko chcecie, to możecie zostać tak długo, jak potrzebujecie. Albo jak macie ochotę. Dla mnie to przyjemność mieć tylu gości. - odezwał się, zasiadając przy stole, gdy już została ostatnia prosta w gotowaniu. Teraz wystarczyło poczekać jeszcze kilka, może kilkanaście minut i gotowe. Teraz... nie wiedział za bardzo co powiedzieć. Była to pierwsza sytuacja w jego życiu, że tyle osób siedziało przy stole w jego świątyni, a on mógł swobodnie z nimi porozmawiać. Czuł, że powinien się jakoś odezwać, jakoś zabawić towarzystwo, ale czym takim? Może po prostu sprowokować dalszą rozmowę?
- Yyy... jak wam się podoba w Antai? - wystrzelił w końcu. - Mało świata zwiedziłem i mało zwiedzałem, ale Karmazynowe Szczyty zrobiły na mnie spore wrażenie. Tutaj nie mamy takich... szczytów i dolin. Płasko wszędzie, lasy, a jak nie lasy to pola uprawne albo polany i tyle. Chociaż może to tylko w moim zakątku? Tak naprawdę to nawet Antai nie znam, oprócz swoich terenów. - postanowił sam coś wtrącić od siebie, bo szczerze interesowało go poznanie świata, ale dotychczas nie miał ku temu okazji. Lubił za to słuchać o innych krainach, o tym jak wyglądało życie gdzieś poza jego zabitą dechami świątynią, a w ten sposób mógł sprowokować zebranych obok niego do opowiedzenia coś o swoich rodzinnych terenach albo i odwiedzonych.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Kan Senju
- Posty: 448
- Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9151
- GG/Discord: Hikari#5885
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Natura oczywiście rządziła się swoimi prawami, ale gdy mówimy o kimś w rodzie Senju sprawa wygląda dużo ciekawiej. W pewnym momencie potrafią manipulować naturą, tworzyć lasy żyjące potem setki lat po kilku złożeniach pieczęci. Potrafią pominąć proces rośnięcia, który trwa setki lat więc czymże jest miesiąc czy dwa dorastającego owocu? Gdy zaczynało brakować chakry w ich tworach traciły one nadzwyczajną wytrzymałość, ale wciąż tworzą materię organiczną. Czasem się zastanawiał czy jest jakikolwiek inny klan potrafiący coś podobnego, ale brakowało mu w tym zakresie jakiegokolwiek dowodu. Obecnie wydawało się jakoby byli jedynymi zdolnymi do wytwarzania życia. Nie zamierzał się poddawać w połowie drogi, bo coś wydawało się trudne do osiągnięcia. Ciężko jest być perfekcjonistą, ale właśnie takim był typem człowieka jeżeli chodzi o własny rozwój. Nie zadowalają go półśrodki, albo robi coś porządnie, albo wcale. Słowa Mikoto brzmiały dla niego niczym próba pocieszenia przy której się uśmiechał.
- Nie zamierzam się tak łatwo poddawać, bo coś jest trudne do osiągnięcia. Technikę wymyśliłem samodzielnie od podstaw niecałe dwa tygodnie temu w trakcie podróży. Zwyczajnie wątpię abym osiągnął jej pełen potencjał stąd potrzebowałem opinii. A może chcesz się założyć czy możliwe jest stworzenie doskonałego drzewka owocowego?
Ambicja doszła do głosu nie tylko wewnątrz, ale również w używanych właśnie słowach. Brzmiał bardzo pewnie siebie, bo szczerze wierzył w powodzenie techniki. Czuł się na wygranej pozycji w przypadku przyjęcia zakładu, potrzebował najwyżej dostać czas. Skoro jego pierwsze podejście do gruchy było udane strach się bać jak smaczne mogą stać się gruszki po wielokrotnym ich tworzeniu.
Kan okazywał się biernym świadkiem rozmów w pokoju, bo podobnie jak w boju tak w frywolnych rozmowach posiadał niewiele doświadczenia. W towarzystwie zawsze znajdzie się ta osoba milcząca, która analizowała pozostałych biesiadników chcąc wyłapać jakiś moment w którym będzie mogła się udzielić. Była przeważnie cicho przy zawieraniu nowych znajomości, bo potrafiła wypalić głupimi tekstami, uznawała za lepsze poznanie grupy zanim ukaże swoje prawdziwe ja. Teraz padło na niego samego, a prawdę mówiąc czuł się swobodnie z taką pozycją. Zdawało się przez grono znajdujące wewnątrz świątyni akceptowalne, z kolei wtrącanie nosa w sprawy innych najczęściej wiązało się z negatywnymi emocjami. Tak pozostawanie neutralnym rządzi.
W międzyczasie na dworze zaczynało padać biorąc pod uwagę dźwięki dochodzące z dachu. Krople w tempie ekspresowym na poziomie pkp przyśpieszały. Zaczął się zastanawiać czy nie będą mieli do czynienia przypadkiem z burzą, dalsza wycieczka dochodzącego do końca dnia odpadała. Noclegiem się nie przejmował, bo zawsze mógł stworzyć sobie porządne domostwo gdyby miejsca w przybytku zabrakło. Przemyślenia zostały przerwane przez naszego głównego bohatera wielu dzisiejszych atrakcji, a mianowicie Hyohiro. Po otrzepaniu wymienił kilka słów z większością wśród których znalazło się słowo klucz. Miejsce posiadające zbiornik wodny zajmujący cały horyzont. Wybył z prowincji, aby się przyjrzeć temu fenomenowi dla kogoś przebywającego wiecznie w puszczy. Interesujące jak łatwo zapomnieć o takim czymś w towarzystwie.
- Morze... Czyli jestem już blisko?
Dość radośnie szukał potwierdzenia informacji zanim przeszedł do wyznawania swojej przeszłości przez którą zaczął ćwiczyć. Uchylenie rąbka tajemnicy przyniosło ciekawe efekty, bo każdy uczestnik podszedł do sprawy pod innym kątem. Najstarszy uczestnik dyskusji chwalił młodzieńca umiejętności, postarał się mu wskazać kierunek jaki powinien obrać, przeanalizował sprawę niebieskich mieczy, a na końcu wyraził swoje współczucie. Przynajmniej tak to odbierał Kan, intencje mogły być zgoła inne. Szanował jego słowa jako osoby starszej, a przede wszystkim doświadczonej. Tego ostatniego mu brakowało. Odnośnie przepływu chakry w broni odezwała się również Miko snując teorię odnośnie możliwości użycia zaawansowanej techniki futonu. Westchnął przybierając rodzaj smutnego uśmiechu na twarzy chcąc powstrzymać dysputę zanim zabrnie zbyt głęboko.
- Wiecie... Nie mam zamiaru szukać sprawców. To wydarzenie było dwanaście lat temu, prawdopodobnie odpowiedzialni za to również umarli. Zakładanie, że posługujący się podobnym jutsu jest odpowiedzialny byłoby dziecinnym podejściem. Wyrosłem z chęci zemsty dawno temu akceptując swoją przeszłość. Nie potrzebuję wiedzy czym była niebieska poświata na ich katanach. Czasu nie cofnę, prawda?
Chęć rozwiązania zagadki przez obcych jeszcze wczorajszego dnia była bardzo pokrzepiająca. Szkoda, że bezsensowna jego bursztynowym spojrzeniem na sprawę.
- Niemniej dziękuję za troskę.
Delikatnie się ukłonił dwójce przebywającej z nim w jadalni okazując wdzięczność zanim z kuchni zabrał głos Kaiko wyrażając opinię. Słysząc o marnowaniu siły Kan wydawał się zagubiony, zupełnie nie łapiąc do czego chce nawiązać. Grzecznie czekał w zamian otrzymując swego rodzaju naganę w dalszej części. Policzki natychmiastowo stały się cieplejsze od rumieńców, a czuł się zupełnie jakby otrzymał właśnie otrzymał kilka plaskaczy. Przeniósł swój wzrok na własne stopy chyląc głowę w dół od wstydu.
- Ja... Ja...
Przełknął głośniej śline, westchnął, a następnie odwrócił się w kierunku zajmującego się przygotowaniem posiłku opiekuna świątyni chcąc dać mu odpowiedź z odrobiną niepewności pomieszanej z determinacją.
- Gdybym miał okazję z pewnością bym pomógł innym podobnie jak przy wiosce napadniętej przez bandytów. Od misji powstrzymują mnie przybrani rodzice, którzy napierają abym poznał wpierw wszystkie sekrety rodu. Chcą się upewnić abym był przygotowany na każdą ewentualność.
Opadły mu ramiona przez bezsilność w tym zakresie. Przemówić ojczymowi o wysłaniu chłopaka na misję miałaby problem sama liderka musząca szanować jego pozycję w arystokracji. Konflikt w jego kwestii mógłby jej sprawić kłopoty, a akoraito byli możliwi do zastąpienia. Szczególnie świeżo upieczeni.
Chwilę potem odezwała się ponownie białowłosa dzieląc swoimi dużo okrutniejszymi doświadczeniami. Podobno wiedziała co odczuwał w sercu, więc również musiała stracić rodziców. Dodatkowymi próbami okazał się brak zainteresowania z strony rodu, przez którą postanowiła zmienić miejsce zamieszkania na Ryuzaku no Taki. Życie spędzone w mieście kupieckim nie potrafiło wypełnić u niej powstałej wewnątrz luki więc porzuciła przywiązywanie się do jednego miejsca na rzecz podróży jako wędrowny medyk. Słysząc to otworzył usta gubiąc w nich język. Głowił się co powinien powiedzieć, ale głowę wypełniała pustka. Poruszył ustami bez wydania dźwięku dwukrotnie, a także złączył swoje dłonie zanim cokolwiek wymamrotał.
- Naprawdę mi przykro. Gdybyś kiedyś odwiedzała Shinrin mogę zapewnić nocleg i ciepłe przyjęcie, a także załatwić co byś potrzebowała. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Spojrzał w kierunku właściciela białego tygrysa kiwając delikatnie głową.
- Oczywiście to zaproszenie ciebie również dotyczy, Akohoshi-senpai.
Przybywającego do towarzystwa Kaiko zapraszał przy pożegnaniu z Kutaro, powtarzanie się uznał za zbędne. Zamiast tego wysłuchał kwestii związanych z ewentualnym noclegiem pokazując swoje ząbki w energicznym uśmiechu, a dłoń powędrowała na tył głowy.
- Jeżeli to nie kłopot chętnie skorzystam z noclegu. Gdyby to rodziło problemu nie krępuj się mi powiedzieć. Poradzę sobie, póki mam chakrę zawsze mogę zrobić sobie nawet mieszkanie.
Gospodarz siedząc z nimi postanowił się zapytać odnośnie Antai przy czym Senju ewidentnie potrzebował jakiejś minutki aby zebrać własne myśli. Przebywał tutaj zaledwie tydzień, krótki okres podczas którego nie zaliczył najważniejszej atrakcji wycieczki w postaci morza. Co mógłby powiedzieć hmmm? Wydawał się nieobecny, aż nagle uderzył pięścią w swoją drugą otwartą dłoń jakby naciskał czerwony guzik. Jak wiemy czerwone guziki powinny być zostawione w spokoju.
- Macie tutaj naprawdę ładne lasy, które zaskakująco szybko wracają do życia! Niedawno mieliśmy zimę, a wydają się mieć tyle energii!
- Nie zamierzam się tak łatwo poddawać, bo coś jest trudne do osiągnięcia. Technikę wymyśliłem samodzielnie od podstaw niecałe dwa tygodnie temu w trakcie podróży. Zwyczajnie wątpię abym osiągnął jej pełen potencjał stąd potrzebowałem opinii. A może chcesz się założyć czy możliwe jest stworzenie doskonałego drzewka owocowego?
Ambicja doszła do głosu nie tylko wewnątrz, ale również w używanych właśnie słowach. Brzmiał bardzo pewnie siebie, bo szczerze wierzył w powodzenie techniki. Czuł się na wygranej pozycji w przypadku przyjęcia zakładu, potrzebował najwyżej dostać czas. Skoro jego pierwsze podejście do gruchy było udane strach się bać jak smaczne mogą stać się gruszki po wielokrotnym ich tworzeniu.
Kan okazywał się biernym świadkiem rozmów w pokoju, bo podobnie jak w boju tak w frywolnych rozmowach posiadał niewiele doświadczenia. W towarzystwie zawsze znajdzie się ta osoba milcząca, która analizowała pozostałych biesiadników chcąc wyłapać jakiś moment w którym będzie mogła się udzielić. Była przeważnie cicho przy zawieraniu nowych znajomości, bo potrafiła wypalić głupimi tekstami, uznawała za lepsze poznanie grupy zanim ukaże swoje prawdziwe ja. Teraz padło na niego samego, a prawdę mówiąc czuł się swobodnie z taką pozycją. Zdawało się przez grono znajdujące wewnątrz świątyni akceptowalne, z kolei wtrącanie nosa w sprawy innych najczęściej wiązało się z negatywnymi emocjami. Tak pozostawanie neutralnym rządzi.
W międzyczasie na dworze zaczynało padać biorąc pod uwagę dźwięki dochodzące z dachu. Krople w tempie ekspresowym na poziomie pkp przyśpieszały. Zaczął się zastanawiać czy nie będą mieli do czynienia przypadkiem z burzą, dalsza wycieczka dochodzącego do końca dnia odpadała. Noclegiem się nie przejmował, bo zawsze mógł stworzyć sobie porządne domostwo gdyby miejsca w przybytku zabrakło. Przemyślenia zostały przerwane przez naszego głównego bohatera wielu dzisiejszych atrakcji, a mianowicie Hyohiro. Po otrzepaniu wymienił kilka słów z większością wśród których znalazło się słowo klucz. Miejsce posiadające zbiornik wodny zajmujący cały horyzont. Wybył z prowincji, aby się przyjrzeć temu fenomenowi dla kogoś przebywającego wiecznie w puszczy. Interesujące jak łatwo zapomnieć o takim czymś w towarzystwie.
- Morze... Czyli jestem już blisko?
Dość radośnie szukał potwierdzenia informacji zanim przeszedł do wyznawania swojej przeszłości przez którą zaczął ćwiczyć. Uchylenie rąbka tajemnicy przyniosło ciekawe efekty, bo każdy uczestnik podszedł do sprawy pod innym kątem. Najstarszy uczestnik dyskusji chwalił młodzieńca umiejętności, postarał się mu wskazać kierunek jaki powinien obrać, przeanalizował sprawę niebieskich mieczy, a na końcu wyraził swoje współczucie. Przynajmniej tak to odbierał Kan, intencje mogły być zgoła inne. Szanował jego słowa jako osoby starszej, a przede wszystkim doświadczonej. Tego ostatniego mu brakowało. Odnośnie przepływu chakry w broni odezwała się również Miko snując teorię odnośnie możliwości użycia zaawansowanej techniki futonu. Westchnął przybierając rodzaj smutnego uśmiechu na twarzy chcąc powstrzymać dysputę zanim zabrnie zbyt głęboko.
- Wiecie... Nie mam zamiaru szukać sprawców. To wydarzenie było dwanaście lat temu, prawdopodobnie odpowiedzialni za to również umarli. Zakładanie, że posługujący się podobnym jutsu jest odpowiedzialny byłoby dziecinnym podejściem. Wyrosłem z chęci zemsty dawno temu akceptując swoją przeszłość. Nie potrzebuję wiedzy czym była niebieska poświata na ich katanach. Czasu nie cofnę, prawda?
Chęć rozwiązania zagadki przez obcych jeszcze wczorajszego dnia była bardzo pokrzepiająca. Szkoda, że bezsensowna jego bursztynowym spojrzeniem na sprawę.
- Niemniej dziękuję za troskę.
Delikatnie się ukłonił dwójce przebywającej z nim w jadalni okazując wdzięczność zanim z kuchni zabrał głos Kaiko wyrażając opinię. Słysząc o marnowaniu siły Kan wydawał się zagubiony, zupełnie nie łapiąc do czego chce nawiązać. Grzecznie czekał w zamian otrzymując swego rodzaju naganę w dalszej części. Policzki natychmiastowo stały się cieplejsze od rumieńców, a czuł się zupełnie jakby otrzymał właśnie otrzymał kilka plaskaczy. Przeniósł swój wzrok na własne stopy chyląc głowę w dół od wstydu.
- Ja... Ja...
Przełknął głośniej śline, westchnął, a następnie odwrócił się w kierunku zajmującego się przygotowaniem posiłku opiekuna świątyni chcąc dać mu odpowiedź z odrobiną niepewności pomieszanej z determinacją.
- Gdybym miał okazję z pewnością bym pomógł innym podobnie jak przy wiosce napadniętej przez bandytów. Od misji powstrzymują mnie przybrani rodzice, którzy napierają abym poznał wpierw wszystkie sekrety rodu. Chcą się upewnić abym był przygotowany na każdą ewentualność.
Opadły mu ramiona przez bezsilność w tym zakresie. Przemówić ojczymowi o wysłaniu chłopaka na misję miałaby problem sama liderka musząca szanować jego pozycję w arystokracji. Konflikt w jego kwestii mógłby jej sprawić kłopoty, a akoraito byli możliwi do zastąpienia. Szczególnie świeżo upieczeni.
Chwilę potem odezwała się ponownie białowłosa dzieląc swoimi dużo okrutniejszymi doświadczeniami. Podobno wiedziała co odczuwał w sercu, więc również musiała stracić rodziców. Dodatkowymi próbami okazał się brak zainteresowania z strony rodu, przez którą postanowiła zmienić miejsce zamieszkania na Ryuzaku no Taki. Życie spędzone w mieście kupieckim nie potrafiło wypełnić u niej powstałej wewnątrz luki więc porzuciła przywiązywanie się do jednego miejsca na rzecz podróży jako wędrowny medyk. Słysząc to otworzył usta gubiąc w nich język. Głowił się co powinien powiedzieć, ale głowę wypełniała pustka. Poruszył ustami bez wydania dźwięku dwukrotnie, a także złączył swoje dłonie zanim cokolwiek wymamrotał.
- Naprawdę mi przykro. Gdybyś kiedyś odwiedzała Shinrin mogę zapewnić nocleg i ciepłe przyjęcie, a także załatwić co byś potrzebowała. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Spojrzał w kierunku właściciela białego tygrysa kiwając delikatnie głową.
- Oczywiście to zaproszenie ciebie również dotyczy, Akohoshi-senpai.
Przybywającego do towarzystwa Kaiko zapraszał przy pożegnaniu z Kutaro, powtarzanie się uznał za zbędne. Zamiast tego wysłuchał kwestii związanych z ewentualnym noclegiem pokazując swoje ząbki w energicznym uśmiechu, a dłoń powędrowała na tył głowy.
- Jeżeli to nie kłopot chętnie skorzystam z noclegu. Gdyby to rodziło problemu nie krępuj się mi powiedzieć. Poradzę sobie, póki mam chakrę zawsze mogę zrobić sobie nawet mieszkanie.
Gospodarz siedząc z nimi postanowił się zapytać odnośnie Antai przy czym Senju ewidentnie potrzebował jakiejś minutki aby zebrać własne myśli. Przebywał tutaj zaledwie tydzień, krótki okres podczas którego nie zaliczył najważniejszej atrakcji wycieczki w postaci morza. Co mógłby powiedzieć hmmm? Wydawał się nieobecny, aż nagle uderzył pięścią w swoją drugą otwartą dłoń jakby naciskał czerwony guzik. Jak wiemy czerwone guziki powinny być zostawione w spokoju.
- Macie tutaj naprawdę ładne lasy, które zaskakująco szybko wracają do życia! Niedawno mieliśmy zimę, a wydają się mieć tyle energii!
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Wyglądało na to, że identycznie jak z Senju, również Mikoto była w stanie stopniowo przyzwyczaić się do obecności wielkiego białego tygrysa. Wystarczyło żeby przeszedł pierwszy szok, i spokojne zachowanie ze strony dzikiego kota, aby udowodnić białowłosej że zwierz nie jest żadnym zagrożeniem, a nawet jest w stanie stać się rzeczywistym kompanem w podróżach. I dla Natsumego właśnie kimś takim Hyohiro był: ze wszystkich mieszkańców Hyogashimy, to właśnie z nim spędzał zawsze najwięcej czasu i znali się już jak stare konie. Najlepszym dowodem mogło być to, że obaj nie szczędzili sobie werbalnych kuksańców i potrafili często rzucać sobie docinki zahaczające o pełnoprawne obelgi, lecz i tak obaj wiedzieli że robią to tylko dla sportu. W końcu przeżyli już razem tak wiele, że na tym etapie mogli sobie pozwolić na przyjacielskie obrzucanie się błotem. Jak Natsu znał Hyohiro, ten zacznie się irytować jeśli ludzie zaczną na niego patrzeć tylko jak na jakiegoś towarzyskiego kota, a nie na równą im istotę, ale... o tym się już przekonają sami, kiedy tygrys nie wytrzyma. Tym bardziej, że Hyohiro potrzebował sporo czasu, żeby rzeczywiście zacząć pokazywać swoją prawdziwą twarz pośród ludzi.
Na pytanie Mikoto, Natsume tylko pokręcił głową.
-Są to zwierzęta-ninja. Urodzone z możliwością kontroli chakry i intelektem równym ludzkiemu. W tym pierwszym nawet mogą być lepsze niż my, jako że czują chakry o których my nawet nigdy nie słyszeliśmy. - Westchnął. - Ród Śnieżnych Tygrysów mieszka na wyspie Hyogashima na Czarnym Archipelagu. I każdemu człowiekowi który ma zdrowy rozsądek, absolutnie odradzam próby dostania się tam. Nieludzkie mrozy, wszędobylskie lodowce i naturalne pułapki w formie szczelin, brak żywności... przypuszczam że jeśli Yomi by zamarzło, to wyglądałoby mniej więcej jak Hyogashima.
Hyohiro na moment uniósł łeb.
-Przynajmniej pingwiny są smaczne.
Następnie tygrys spojrzał na białowłosą.
-Domyślam się. Jutro jednak nikt nie wie jak będzie wyglądać dzień. Nie ma co liczyć że "coś będzie jutro". - Westchnął, znów kładąc łeb do drzemki. - Jutro nie będzie pierwszy dzień po przybyciu do tego miejsca.
Natsume w tym czasie spokojnie wysłuchał reszty historii Kana, co jakiś czas tylko przytakując. Cóż, co tu dużo mówić - nie jemu było oceniać, czy decyzje które podjął Senju wobec swojej przeszłości były poprawne czy nie. Zemsta była zwykle czymś dla shinobi naturalnym - czymś, co było ich swoistym napędem do działania. Sam Yuki przecież postawił pierwsze kroki w stronę żywotu ninja nie przez własny wybór czy chęci - a właśnie przez żądzę zemsty wobec swoich porywaczy i katów. Dopiero kiedy ich wszystkich pozbawił życia, mógł w końcu odetchnąć i namyślić się nad tym co tak naprawdę zamierzał robić. Cóż, tak długo jak uważał swoje czyny za słuszne, to Yuki nie miał prawa oceniać jego planów. Był jednak ciekaw tego, jak silny Senju stanie się w przyszłości...
-Senpai, huh... - mruknął z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jeżeli rzeczywiście kiedyś trafię do Shinrin, to rozważę gościnę. Dziękuję.
Czy trafi do Shinrin? Wątpił. Kraina Senju była niebezpiecznie blisko Cesarstwa, plus nawiązywali niegdyś kontakty polityczne - więc ryzyko że ktoś by go rozpoznał byłoby znacząco wyższe. Musiałby najpierw znaleźć sposób żeby jakoś zmienić swój wygląd, by móc bezpiecznie przedostać się przez granice leśnego klanu... Ale, jeśli dostanie taką możliwość lub pojawi się ku temu sposobność, to w sumie czemu nie.
Oczywiście, nie umknęło mu to jak Mikoto opowiadała o Zimnej Wojnie, i o tym jakoby klan Yuki spisał ją na straty. Czy to była prawda? Nie był w stanie powiedzieć. Sam brał udział w wojnie i bronił Fuyuhany, a później gdy został Shirei-kanem miał za dużo rzeczy na głowie by zauważyć jakiekolwiek raporty o zaginięciu pojedynczych członków klanu. Niestety, kiedy operuje się na tak dużych liczbach jak z tamtej bitwy, na zaginionych i zabitych patrzy się jak na statystykę, a nie na pojedyncze istoty z duszą i ciałem. Westchnął więc tylko delikatnie, ale nie okazał jakkolwiek że była to jego reakcja na opowieść białowłosej.
Kiedy zaś swoje pytanie zadał Kaiko, chcąc jakoś zagaić przed ukończeniem posiłku, Natsume tylko zaśmiał się cicho.
-Ciepło, z przyjemną bryzą. Deszczowo, co lubię. Więcej grzechów nie pamiętam, przez dziewięćdziesiąt procent prowincji leżałem nieprzytomny na grzbiecie Hyohiro.
Jeśli by się tak przyjrzeć - on i Kaiko byli ostatnimi który nie podzielili się niczym większym o swojej przeszłości. I jeśli Natsume miał być szczery - nie wiedział czy chce się tym dzielić. Czasem im mniej ludzie wiedzą, tym lepiej śpią.
Na pytanie Mikoto, Natsume tylko pokręcił głową.
-Są to zwierzęta-ninja. Urodzone z możliwością kontroli chakry i intelektem równym ludzkiemu. W tym pierwszym nawet mogą być lepsze niż my, jako że czują chakry o których my nawet nigdy nie słyszeliśmy. - Westchnął. - Ród Śnieżnych Tygrysów mieszka na wyspie Hyogashima na Czarnym Archipelagu. I każdemu człowiekowi który ma zdrowy rozsądek, absolutnie odradzam próby dostania się tam. Nieludzkie mrozy, wszędobylskie lodowce i naturalne pułapki w formie szczelin, brak żywności... przypuszczam że jeśli Yomi by zamarzło, to wyglądałoby mniej więcej jak Hyogashima.
Hyohiro na moment uniósł łeb.
-Przynajmniej pingwiny są smaczne.
Następnie tygrys spojrzał na białowłosą.
-Domyślam się. Jutro jednak nikt nie wie jak będzie wyglądać dzień. Nie ma co liczyć że "coś będzie jutro". - Westchnął, znów kładąc łeb do drzemki. - Jutro nie będzie pierwszy dzień po przybyciu do tego miejsca.
Natsume w tym czasie spokojnie wysłuchał reszty historii Kana, co jakiś czas tylko przytakując. Cóż, co tu dużo mówić - nie jemu było oceniać, czy decyzje które podjął Senju wobec swojej przeszłości były poprawne czy nie. Zemsta była zwykle czymś dla shinobi naturalnym - czymś, co było ich swoistym napędem do działania. Sam Yuki przecież postawił pierwsze kroki w stronę żywotu ninja nie przez własny wybór czy chęci - a właśnie przez żądzę zemsty wobec swoich porywaczy i katów. Dopiero kiedy ich wszystkich pozbawił życia, mógł w końcu odetchnąć i namyślić się nad tym co tak naprawdę zamierzał robić. Cóż, tak długo jak uważał swoje czyny za słuszne, to Yuki nie miał prawa oceniać jego planów. Był jednak ciekaw tego, jak silny Senju stanie się w przyszłości...
-Senpai, huh... - mruknął z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jeżeli rzeczywiście kiedyś trafię do Shinrin, to rozważę gościnę. Dziękuję.
Czy trafi do Shinrin? Wątpił. Kraina Senju była niebezpiecznie blisko Cesarstwa, plus nawiązywali niegdyś kontakty polityczne - więc ryzyko że ktoś by go rozpoznał byłoby znacząco wyższe. Musiałby najpierw znaleźć sposób żeby jakoś zmienić swój wygląd, by móc bezpiecznie przedostać się przez granice leśnego klanu... Ale, jeśli dostanie taką możliwość lub pojawi się ku temu sposobność, to w sumie czemu nie.
Oczywiście, nie umknęło mu to jak Mikoto opowiadała o Zimnej Wojnie, i o tym jakoby klan Yuki spisał ją na straty. Czy to była prawda? Nie był w stanie powiedzieć. Sam brał udział w wojnie i bronił Fuyuhany, a później gdy został Shirei-kanem miał za dużo rzeczy na głowie by zauważyć jakiekolwiek raporty o zaginięciu pojedynczych członków klanu. Niestety, kiedy operuje się na tak dużych liczbach jak z tamtej bitwy, na zaginionych i zabitych patrzy się jak na statystykę, a nie na pojedyncze istoty z duszą i ciałem. Westchnął więc tylko delikatnie, ale nie okazał jakkolwiek że była to jego reakcja na opowieść białowłosej.
Kiedy zaś swoje pytanie zadał Kaiko, chcąc jakoś zagaić przed ukończeniem posiłku, Natsume tylko zaśmiał się cicho.
-Ciepło, z przyjemną bryzą. Deszczowo, co lubię. Więcej grzechów nie pamiętam, przez dziewięćdziesiąt procent prowincji leżałem nieprzytomny na grzbiecie Hyohiro.
Jeśli by się tak przyjrzeć - on i Kaiko byli ostatnimi który nie podzielili się niczym większym o swojej przeszłości. I jeśli Natsume miał być szczery - nie wiedział czy chce się tym dzielić. Czasem im mniej ludzie wiedzą, tym lepiej śpią.
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
W pewnym stopniu Kaiko czuł się nieco samotnie pośród wszystkich zebranych w świątyni. Każdy kto go odwiedzał był zaznajomiony ze sztukami ninja, potrafił kontrolować chakrę, znał się na niej i technikach. Nawet tygrys przewyższał zdolności Kanamury, co akurat nie było trudne do osiagnięcia. Tak czy siak, był samotny w swej nijakości, był jedynym cywilem pośród ninja. Miko, oprócz tego, że potrafiła leczyć za pomocą chakry, to w dodatku kojarzyła techniki z samego ich opisu, podając od razu jakąś z dziedziny Fuutonu. Białowłosy spojrzał na nią nieco zaskoczony z dwóch powodów. Po pierwsze, było to imponujące, że natychmiast była w stanie podać jutsu podobne do tego, które opisał Kan. Po drugie, wydawało się, że sama włada Uwolnieniem Wiatru, skoro zna jego techniki. Albo to nie działało w ten sposób i po prostu je znała. Mniejsza o to. Kaiko czuł się zagubiony, słuchając o chakrze i właściwie nie czuł, żeby ktokolwiek go rozumiał w tym sensie. Nawet Akahoshi, który wykazywał się niezwykłą wyrozumiałością wobec niego, chyba nie do końca załapał jak wygląda sytuacja Kanamury. Za każdym razem, gdy młodzieniec korzystał z chakry, był tak samo zaskoczony, że to działa. Tak, jakby nie znać jakiegoś prawa natury, ale z niego korzystać. Koniec końców taka samotność, w której chodziło o brak zrozumienia, była dla niego zupełnie normalna. Na swój sposób nawet kojąca, pozwalająca wrócić do rutyny życia w świątyni, nawet jeżeli tylko na chwilę. Białowłosy nie był żadną skomplikowaną personą o niezwykłym charakterze, aby nie dało się go zrozumieć i wyrazić wsparcie. Wręcz przeciwnie, był zaskakująco prosty, prostszy niż większość ludzi, a zdecydowanie prostszy niż ninja, którzy akurat go otaczali. Jednocześnie jego osobowość była na tyle pogmatwana przez warunki w jakich się wychowywał, że nie mógł oczekiwać na zrozumienie ze strony zwykłych cywili. I tak oto trwał w tym świecie, w którym na zadane pytania odpowiadał sobie sam, nierzadko jedynie wspierając się wiedzą innych.
Kwestie bliskości z morzem wyjaśnił jedynie kiwnięciem głową. Gdyby nie deszcz i szum drzew, to kazałby się Kanowi skupić, gdy wyszedłby na próg świątyni. Dało się usłyszeć z tego miejsca szum morza rozbijającego się o skały klifów, chociaż dźwięk był niesiony jedynie echem między drzewami i nie zawsze warunki sprzyjały takiej obserwacji. Łatwiej było zaobserwować, że Kaiko nie miał doświadczenia w relacjach z innymi ludźmi, toteż nie zawsze potrafił się zachować tak, jak należało. Godnym podziwu i pochwały było to, że Senju pokonał w sobie chęć zemsty, jako że Kaiko był niemalże przekonany, iż nie dokonałby tego samego. Jego emocje były jak gorejący pożar, a myśli zawsze dolewały oliwy do ognia. Nie potrafił się stopować, gdy sytuacja nie była krytyczna, przerastająca jego proste rozumowanie - jak w Oniniwie. Potrafił jedynie działać wedle instynktu, który jasno wskazywałby, że zemsta jest jedynym wyjściem. I najpewniej ta myśl napędzałaby jego rozwój, byłaby główną motywacją, aby urosnąć w siłę, stać się ninja, władać doskonale mieczem i chakrą, by móc dokonać vendetty. Nawet teraz, gdy nikt mu rodziców nie zabił, a jedynie ich nie poznał, to czuł gniew, wciąż popychający go do działania. Gniew skierowany pozornie we własną rodzinę, której nie poznał, a tak naprawdę w parszywy los.
Kan zareagował naturalnie dla siebie, czyli jego twarz zalała się rumieńcem, a on z pewnym trudem wyjaśnił, że nie marnuje swojej siły z własnej woli, bo sprawa jest bardziej skomplikowana. Kaiko wysłuchał co Senju miał do powiedzenia i... zwyczajnie zrobiło mu się głupio. Nie znał szczegółów życia Kana, a zaczął prawić mu morały, jakby był wielce oświeconym. Co on mógł wiedzieć o marnowaniu siły? On, jak totalny głupiec, zawsze rzucał się na wyzwanie, zupełnie odrzucając własne życie. Niczym idiotyczny męczennik, który woli zginąć walcząc o z góry przegraną sprawę, niż przetrwać, urosnąć w siłę i dokonać czegoś większego. Kanamura westchnął, opuszczając wzrok. Oprócz tego, że był zbyt porywczy, na wierzch wychodziło też to, że o niego zwyczajnie nikt nie dbał. Nikt nie martwił się, że nie opanował wszystkiego co powinien, aby zadbać przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo, zanim zacznie dbać o innych. On był... bez powiązań, zupełnie nikim, zupełnie nigdzie. Jego śmierć nie przyniosłaby smutku wielu, chociaż teraz... teraz może było inaczej. Jednak widząc jak szybko ninja godzili się ze stratami, smutek nie trwałby długo.
- Twoi rodzice mają rację. To ja... zwyczajnie się myliłem. - odparł krótko, nie chcąc wchodząc w szczegóły, bo nie tak wyobrażał sobie poznawanie nowych ludzi. Wolał ten temat uciąć, chociażby dla samej atmosfery, pomijając już to, że niekomfortowo się czuł tłumacząc swoją niewiedzę zupełnie prywatnymi sprawami.
Nie do końca rozumiał co Miko chciała powiedzieć. Klan spisał ją na straty po Zimnej Wojnie? Czyli należała do klanu, ale... straciła rodzinę w wojnie i nikt się nią nie zaopiekował? I czym była Zimna Wojna? Kaiko naprawdę chciał wyrazić jakieś wsparcie, ale ciężko było, gdy zwyczajnie nie rozumiał połowy z historii. Rozumiał jednak to, że Miko odczuwała smutek i ponownie uświadamiał sobie, że żal był nieodłączną częścią życia każdego. Ninja, cywila, bandyty. Każdy przeżywał czas rozpaczy i czas radości. W ten sposób wszyscy byli do siebie podobni, mimo wielkich różnic na zewnątrz.
- Bez goryczy, nie ma słodyczy. - mruknął pod nosem, nieobecny myślami na ten moment. Rozważał kolejne filozoficzne tematy wspomniane już wcześniej, o podobieństwie ludzi do siebie, aż w końcu natknął się na krótką puentę od swego opiekuna, Etsuyi. I właśnie te słowa wypowiedział, zupełnie nieświadomie, pocieszając bardziej siebie, niż kogokolwiek innego.
Przeszli w końcu do nieco przyjemniejszych i luźniejszych tematów, a najpierw rozstrzygała się kwestia noclegu. Ostatni raz tyle ludzi nocował... osobiście nigdy, ale jak przez mgłę pamiętał kilka wydarzeń, w których kupcy albo ktoś ich rodzaju nocowali w świątyni, goszcząc się u Etsuyi, gdyż nastała noc lub była burza, więc i sztorm na morzu. Teraz czuł się nieswojo, będąc w towarzystwie tak wielu ludzi i to w miejscu, które było dla niego wręcz definicją samotności. Jednak to uczucie nie było przeważające, bo najbardziej odczuwał ekscytację. Nowe wrażenia i to w dodatku tak skrajnie różne od codziennej nudy oraz samotności. Jego życie nagle stało się... jakby nie jego. Czuł się, jakby ktoś zamienił się z nim życiami. On, otoczony ninja, których gościł w zapomnianej świątyni, mający ćwiczyć pod okiem wyśmienitego shinobiego oraz szermierza, władającego legendarnymi ostrzami, prowadzącego organizację dla fechtmistrzów, będącego w towarzystwie gadającego tygrysa. Z wszystkich tych punktów zgadzał się tylko jeden - zapomniana świątynia. I tyle. Zupełnie nowe życie, do którego musiał się przyzwyczaić. Miał też zupełnie nowe przeżycia, które sprowokowały zupełnie nowe myśli i zupełnie nowe wnioski. Wiele się zmieniało, czuł to, ale przede wszystkim czuł, że wiele się w nim zmieni. Było to na swój sposób ekscytujące, ale też niepokojące.
- Nie ma żadnego problemu. Nawet nalegałbym, abyście zostali. Pomijając to, że rzadko ktoś mnie odwiedza, to zwyczajnie pada i zbliża się noc. A kto wie czy jutro też nie będzie padać? I pojutrze? Dlatego powinniście zostać tak długo, jak chcecie. Dla mnie to żaden kłopot, a wręcz przeciwnie, sama przyjemność. Ta świątynia zbyt długo stała, służąc jedynie mi za schronienie. - wesoło odparł, dopiero teraz zabierając hakomiecze, które położył na stole jeszcze gdy był Kutaro. W przeciwieństwie do Kenseia, on nie potrzebował całego rynsztunku, by czuć się sobą, więc oręż zwyczajnie zaniósł na swój siennik, bo i tak przed snem czekało go rutynowe czyszczenie broni. Obowiązek, ale i przyjemność. Głównie przyjemność.
Klimat Antai był zaskakujący? Kanamura zwęził oczy, przypatrując się Miko, starając się zrozumieć skąd ona pochodzi, że tak się zaskoczyła. Mówiła o Ryuzaku no Taki, a jeżeli dobrze białowłosy kojarzył, to był to kraj kupiecki gdzieś niedaleko Antai. A przynajmniej nie jakoś bardzo daleko. Wedle opowieści panny Yuki, to graniczył z Sogen, a Sogen znów z Antai, czyli rzeczywiście nie mógł być gdzieś... no daleko. Zatem jakim cudem klimat różnił się tak bardzo, aby ją zaskoczyć? Musiała pochodzić nie z kontynentu i to miałoby sens, biorąc pod lupę jej słowa. Zatem... jakaś wyspa, ale gdzie? Lazurowe Wybrzeża? Tam chyba ninja nie było, a z pewnością klanów. Przynajmniej wedle opowieści Etsuyi, a jemu ufał jak nikomu innemu na tym świecie. Kaiko zupełnie się pogubił w tej detektywistycznej zagadce, ale na ten moment nie zamierzał wypytywać o pochodzenie. Jedynie pokiwał głową, nieco zaskoczony jeszcze tym, że Miko wybrała się w podróż bez konkretnego celu. O tak, żeby sobie pozwiedzać. Brzmiało to coś, na co sam by wpadł, a swoich myśli nie kategoryzował jako wyjątkowo rozsądne.
Kan, jak można było się spodziewać, zwrócił uwagę przede wszystkim na lasy, które szybko wracały do życia. Kaiko nie do końca rozumiał o co mu chodzi, bo dla niego te lasy były... po prostu tymi lasami, a innych nie znał, więc uważał je za totalnie normalne. Teraz rozumiał jak ciekawe było pytanie, które im zadał. Mógł poznać własną prowincję z punktu widzenia kogoś, kto tutaj na co dzień nie mieszka. Zatem wszelkie dziwne rzeczy, nie były dla nich normalne, jak dla Kanamury, toteż zwracali na nie uwagę. Kensei zaś... cóż, miał wiele racji w tym, że praktycznie Antai nie poznał. Kaiko roześmiał się, zdając sobie z tego sprawę.
- No tak, racja, nieprzytomnemu to ciężko zrobić wycieczkę. - rzucił lekko i spojrzał to na Kana, to na Miko. - Cieszę się, że się wam podoba. Dla mnie Antai to... huh, no właściwie... lasy i tylko lasy. Tutaj gdzie jesteśmy, to otaczają mnie jedynie drzewa, aż w końcu dochodzą do morza i tam zieleń ustępuje błękitowi. Czasami wydaje mi się, że Antai to zwyczajnie jeden wielki las, w którym gdzieniegdzie są osady lub jakieś budynki. - wyraził swoją szczerą opinię, by zaraz podnieść się na proste nogi i zająć kończeniem gotowania. Ryż, przemieszać potrawę, lekko ją zagęścić i... gotowe! Wyciągnął cały stos sporych misek na jedzenie, a także pałeczki i nawet drewniane łyżki, jakby ktoś chciał, a następnie wskazał ręką na przygotowany posiłek.
- Czas się najeść. Bierzcie, nakładajcie sobie ile kto chce. Jest tego tyle, że pewnie i tak zostanie, więc nie krępujcie się i jedzcie do syta. - powiedział donośnie, splatając ręce na piersi i stając dumnie obok pieca kaflowego, czekając, aż wszyscy się obsłużą. Nie chciał nikomu przeszkadzać, więc stał sobie na boku, nawet trochę dumny z tego, co ugotował. Jemu smakowało, chociaż skosztował tylko w trakcie przyrządzania, aby lepiej doprawić. Niby powinien każdemu nałożyć jedzenie i podać do stołu, ale... nie wiedział ile kto jadł i czy w ogóle posmakuje, więc wolał zostawić to im samym. On, może na to nie wyglądał, ale pochłaniał ogromne ilości jedzenia, zatem gdyby ktoś oceniał wzrokowo, to na pewno podałby mu za małą porcję. Jadł dużo bo... cóż, potrzebował dużo jedzenia, aby się nasycić, ale też wierzył szczerze, że im więcej zje, tym będzie silniejszy. Zatem jadł do oporu, a że ćwiczyć również do oporu, to przynajmniej nie tył.
Kwestie bliskości z morzem wyjaśnił jedynie kiwnięciem głową. Gdyby nie deszcz i szum drzew, to kazałby się Kanowi skupić, gdy wyszedłby na próg świątyni. Dało się usłyszeć z tego miejsca szum morza rozbijającego się o skały klifów, chociaż dźwięk był niesiony jedynie echem między drzewami i nie zawsze warunki sprzyjały takiej obserwacji. Łatwiej było zaobserwować, że Kaiko nie miał doświadczenia w relacjach z innymi ludźmi, toteż nie zawsze potrafił się zachować tak, jak należało. Godnym podziwu i pochwały było to, że Senju pokonał w sobie chęć zemsty, jako że Kaiko był niemalże przekonany, iż nie dokonałby tego samego. Jego emocje były jak gorejący pożar, a myśli zawsze dolewały oliwy do ognia. Nie potrafił się stopować, gdy sytuacja nie była krytyczna, przerastająca jego proste rozumowanie - jak w Oniniwie. Potrafił jedynie działać wedle instynktu, który jasno wskazywałby, że zemsta jest jedynym wyjściem. I najpewniej ta myśl napędzałaby jego rozwój, byłaby główną motywacją, aby urosnąć w siłę, stać się ninja, władać doskonale mieczem i chakrą, by móc dokonać vendetty. Nawet teraz, gdy nikt mu rodziców nie zabił, a jedynie ich nie poznał, to czuł gniew, wciąż popychający go do działania. Gniew skierowany pozornie we własną rodzinę, której nie poznał, a tak naprawdę w parszywy los.
Kan zareagował naturalnie dla siebie, czyli jego twarz zalała się rumieńcem, a on z pewnym trudem wyjaśnił, że nie marnuje swojej siły z własnej woli, bo sprawa jest bardziej skomplikowana. Kaiko wysłuchał co Senju miał do powiedzenia i... zwyczajnie zrobiło mu się głupio. Nie znał szczegółów życia Kana, a zaczął prawić mu morały, jakby był wielce oświeconym. Co on mógł wiedzieć o marnowaniu siły? On, jak totalny głupiec, zawsze rzucał się na wyzwanie, zupełnie odrzucając własne życie. Niczym idiotyczny męczennik, który woli zginąć walcząc o z góry przegraną sprawę, niż przetrwać, urosnąć w siłę i dokonać czegoś większego. Kanamura westchnął, opuszczając wzrok. Oprócz tego, że był zbyt porywczy, na wierzch wychodziło też to, że o niego zwyczajnie nikt nie dbał. Nikt nie martwił się, że nie opanował wszystkiego co powinien, aby zadbać przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo, zanim zacznie dbać o innych. On był... bez powiązań, zupełnie nikim, zupełnie nigdzie. Jego śmierć nie przyniosłaby smutku wielu, chociaż teraz... teraz może było inaczej. Jednak widząc jak szybko ninja godzili się ze stratami, smutek nie trwałby długo.
- Twoi rodzice mają rację. To ja... zwyczajnie się myliłem. - odparł krótko, nie chcąc wchodząc w szczegóły, bo nie tak wyobrażał sobie poznawanie nowych ludzi. Wolał ten temat uciąć, chociażby dla samej atmosfery, pomijając już to, że niekomfortowo się czuł tłumacząc swoją niewiedzę zupełnie prywatnymi sprawami.
Nie do końca rozumiał co Miko chciała powiedzieć. Klan spisał ją na straty po Zimnej Wojnie? Czyli należała do klanu, ale... straciła rodzinę w wojnie i nikt się nią nie zaopiekował? I czym była Zimna Wojna? Kaiko naprawdę chciał wyrazić jakieś wsparcie, ale ciężko było, gdy zwyczajnie nie rozumiał połowy z historii. Rozumiał jednak to, że Miko odczuwała smutek i ponownie uświadamiał sobie, że żal był nieodłączną częścią życia każdego. Ninja, cywila, bandyty. Każdy przeżywał czas rozpaczy i czas radości. W ten sposób wszyscy byli do siebie podobni, mimo wielkich różnic na zewnątrz.
- Bez goryczy, nie ma słodyczy. - mruknął pod nosem, nieobecny myślami na ten moment. Rozważał kolejne filozoficzne tematy wspomniane już wcześniej, o podobieństwie ludzi do siebie, aż w końcu natknął się na krótką puentę od swego opiekuna, Etsuyi. I właśnie te słowa wypowiedział, zupełnie nieświadomie, pocieszając bardziej siebie, niż kogokolwiek innego.
Przeszli w końcu do nieco przyjemniejszych i luźniejszych tematów, a najpierw rozstrzygała się kwestia noclegu. Ostatni raz tyle ludzi nocował... osobiście nigdy, ale jak przez mgłę pamiętał kilka wydarzeń, w których kupcy albo ktoś ich rodzaju nocowali w świątyni, goszcząc się u Etsuyi, gdyż nastała noc lub była burza, więc i sztorm na morzu. Teraz czuł się nieswojo, będąc w towarzystwie tak wielu ludzi i to w miejscu, które było dla niego wręcz definicją samotności. Jednak to uczucie nie było przeważające, bo najbardziej odczuwał ekscytację. Nowe wrażenia i to w dodatku tak skrajnie różne od codziennej nudy oraz samotności. Jego życie nagle stało się... jakby nie jego. Czuł się, jakby ktoś zamienił się z nim życiami. On, otoczony ninja, których gościł w zapomnianej świątyni, mający ćwiczyć pod okiem wyśmienitego shinobiego oraz szermierza, władającego legendarnymi ostrzami, prowadzącego organizację dla fechtmistrzów, będącego w towarzystwie gadającego tygrysa. Z wszystkich tych punktów zgadzał się tylko jeden - zapomniana świątynia. I tyle. Zupełnie nowe życie, do którego musiał się przyzwyczaić. Miał też zupełnie nowe przeżycia, które sprowokowały zupełnie nowe myśli i zupełnie nowe wnioski. Wiele się zmieniało, czuł to, ale przede wszystkim czuł, że wiele się w nim zmieni. Było to na swój sposób ekscytujące, ale też niepokojące.
- Nie ma żadnego problemu. Nawet nalegałbym, abyście zostali. Pomijając to, że rzadko ktoś mnie odwiedza, to zwyczajnie pada i zbliża się noc. A kto wie czy jutro też nie będzie padać? I pojutrze? Dlatego powinniście zostać tak długo, jak chcecie. Dla mnie to żaden kłopot, a wręcz przeciwnie, sama przyjemność. Ta świątynia zbyt długo stała, służąc jedynie mi za schronienie. - wesoło odparł, dopiero teraz zabierając hakomiecze, które położył na stole jeszcze gdy był Kutaro. W przeciwieństwie do Kenseia, on nie potrzebował całego rynsztunku, by czuć się sobą, więc oręż zwyczajnie zaniósł na swój siennik, bo i tak przed snem czekało go rutynowe czyszczenie broni. Obowiązek, ale i przyjemność. Głównie przyjemność.
Klimat Antai był zaskakujący? Kanamura zwęził oczy, przypatrując się Miko, starając się zrozumieć skąd ona pochodzi, że tak się zaskoczyła. Mówiła o Ryuzaku no Taki, a jeżeli dobrze białowłosy kojarzył, to był to kraj kupiecki gdzieś niedaleko Antai. A przynajmniej nie jakoś bardzo daleko. Wedle opowieści panny Yuki, to graniczył z Sogen, a Sogen znów z Antai, czyli rzeczywiście nie mógł być gdzieś... no daleko. Zatem jakim cudem klimat różnił się tak bardzo, aby ją zaskoczyć? Musiała pochodzić nie z kontynentu i to miałoby sens, biorąc pod lupę jej słowa. Zatem... jakaś wyspa, ale gdzie? Lazurowe Wybrzeża? Tam chyba ninja nie było, a z pewnością klanów. Przynajmniej wedle opowieści Etsuyi, a jemu ufał jak nikomu innemu na tym świecie. Kaiko zupełnie się pogubił w tej detektywistycznej zagadce, ale na ten moment nie zamierzał wypytywać o pochodzenie. Jedynie pokiwał głową, nieco zaskoczony jeszcze tym, że Miko wybrała się w podróż bez konkretnego celu. O tak, żeby sobie pozwiedzać. Brzmiało to coś, na co sam by wpadł, a swoich myśli nie kategoryzował jako wyjątkowo rozsądne.
Kan, jak można było się spodziewać, zwrócił uwagę przede wszystkim na lasy, które szybko wracały do życia. Kaiko nie do końca rozumiał o co mu chodzi, bo dla niego te lasy były... po prostu tymi lasami, a innych nie znał, więc uważał je za totalnie normalne. Teraz rozumiał jak ciekawe było pytanie, które im zadał. Mógł poznać własną prowincję z punktu widzenia kogoś, kto tutaj na co dzień nie mieszka. Zatem wszelkie dziwne rzeczy, nie były dla nich normalne, jak dla Kanamury, toteż zwracali na nie uwagę. Kensei zaś... cóż, miał wiele racji w tym, że praktycznie Antai nie poznał. Kaiko roześmiał się, zdając sobie z tego sprawę.
- No tak, racja, nieprzytomnemu to ciężko zrobić wycieczkę. - rzucił lekko i spojrzał to na Kana, to na Miko. - Cieszę się, że się wam podoba. Dla mnie Antai to... huh, no właściwie... lasy i tylko lasy. Tutaj gdzie jesteśmy, to otaczają mnie jedynie drzewa, aż w końcu dochodzą do morza i tam zieleń ustępuje błękitowi. Czasami wydaje mi się, że Antai to zwyczajnie jeden wielki las, w którym gdzieniegdzie są osady lub jakieś budynki. - wyraził swoją szczerą opinię, by zaraz podnieść się na proste nogi i zająć kończeniem gotowania. Ryż, przemieszać potrawę, lekko ją zagęścić i... gotowe! Wyciągnął cały stos sporych misek na jedzenie, a także pałeczki i nawet drewniane łyżki, jakby ktoś chciał, a następnie wskazał ręką na przygotowany posiłek.
- Czas się najeść. Bierzcie, nakładajcie sobie ile kto chce. Jest tego tyle, że pewnie i tak zostanie, więc nie krępujcie się i jedzcie do syta. - powiedział donośnie, splatając ręce na piersi i stając dumnie obok pieca kaflowego, czekając, aż wszyscy się obsłużą. Nie chciał nikomu przeszkadzać, więc stał sobie na boku, nawet trochę dumny z tego, co ugotował. Jemu smakowało, chociaż skosztował tylko w trakcie przyrządzania, aby lepiej doprawić. Niby powinien każdemu nałożyć jedzenie i podać do stołu, ale... nie wiedział ile kto jadł i czy w ogóle posmakuje, więc wolał zostawić to im samym. On, może na to nie wyglądał, ale pochłaniał ogromne ilości jedzenia, zatem gdyby ktoś oceniał wzrokowo, to na pewno podałby mu za małą porcję. Jadł dużo bo... cóż, potrzebował dużo jedzenia, aby się nasycić, ale też wierzył szczerze, że im więcej zje, tym będzie silniejszy. Zatem jadł do oporu, a że ćwiczyć również do oporu, to przynajmniej nie tył.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości