W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Sporo czasu... brzmiało to trochę tak, jakby jej brat nie opuścił wioski tydzień, miesiąc, rok temu, a conajmniej z dziesięć. Mógł być wszędzie, być kimkolwiek, nazywać się inaczej. Skoro do tej pory nikt na niego nie trafił to niestety albo nie żył, albo ukrywał się tak dobrze, że odnalezienie go graniczyło już z niemożliwym. Graniczyło, ale nie musiało takie być. Sabaku nie nadawali się za bardzo do śledzenia ludzi, więc nawet za bardzo nie wiedział jak działać. Najprostszym rozwiązaniem było dotrzeć do kogoś, kto się w tym specjalizował. Sensorzy, tropiciele, może nawet łowcy głów? Ktoś kto spędził cały swój czas, całe życie, by szlifować tą piekielnie trudną sztukę. Nie chciał jej sprowadzać na ziemię, prawdopodobnie zdawała sobie już z tego sprawę, że wybrała sobie naprawdę trudne zadanie. Skoro on nie pozna jej, to jak ona miała poznać jego? Członek mafii przecież nie przedstawi się i całej swojej historii, zwłaszcza jeżeli odłączył się od osady. Może i przedawniona sprawa, ale byli tacy, którzy ciągle nie mogli sobie wybaczyć starych szkód. -Zdarzyło się. Raz nękali karczmarza, kawałek stąd. Dostał ochronę innej rodziny - niezbyt to dobra decyzja według mnie, ale lepszy taki układ, który ma jakieś podstawy i jest spisany, niżeli kilku chłystków, którzy robią burdę, bo "to ich miejsce". Drugi nieco bardziej skomplikowany, ale no niezbyt to miłe spotkania. - odpowiadał wcinając sobie przy okazji. Zarumienił się na jej słowa, że nie jest bezbronna. Jak to jest, że każdego przeciwnika przeceniał, przypisywał mu jakieś magiczne zdolności, twierdził że jest dużo silniejszy, musi na niego uważać, za to w tym wypadku sądził całkowicie inaczej? Chyba w obu przypadkach lepiej było się przyjemnie zaskoczyć. Kimiko zaś pokazywała, że złapie się każdego słówka, które przypadkiem wyrwie się Kumie. Czy powinien jej mówić, o karteczce, która porozwieszana została na tablicach ogłoszeniowych? Czy może jednak już ją dawno pozdejmowali, bo nie każdemu podobało się rozprowadzanie informacji o Hanie. -Na przykład takiej, by podnieść figurkę małego miśka - puścił jej oko, wybrnął, chociaż średnio był zadowolony, stać go było na więcej! Słowa Kimiko, to gdy mówiła coraz więcej o swoim bracie, o tym jak wyrwała się z rodzinnych stron, jak chce zobaczyć świat... Czy poszukiwania brata, nie brzmiały trochę jak wymówka? Nie sądził, że nie chciała osiągnąć tego celu, ale wraz z nim pojawiło się tyle okazji, których nie można było przegapić. Czemu więc z nich nie skorzystać? Coraz bardziej wydawało mu się, że chciała uwolnić się od rodziny, lecz nie miała na tyle dobrego powodu, by tego dokonać, by postawić na swoim i wyruszyć. Początek zapowiadał się obiecująco. -Rozumiem doskonale, ale nikt tam Cię chyba nie ciągnie, hm? - zapytał kończąc tym samym posiłek, odkładając talerz na bok, składając ręce przed sobą, zaplatając palce u obu rąk -Zadaje sobie to pytanie w sumie od przebudzenia. Jak do tego wszystkiego doszło, że tutaj jesteśmy. Patrzę na Ciebie, słucham jak mówisz i wiesz co? Cieszę się... cieszę się i niczego bym nie zmienił - pstryknął ją w nos, by po chwili znowu wrócić dłońmi do poprzedniej pozycji.
Krótki wygląd: Długie, proste blond włosy. Średni wzrost, atletyczna postura. Karminowe usta i orzechowe oczy. Ubrana w prosty, szary strój przepasany czarnym pasem. Opatulona płaszczem w kolorze khaki, na którym złotą nicią wyszyto rodowy emblem.
Widoczny ekwipunek: Torba na narzędzia ninja przytwierdzona do czarnego pasa.
Jego odpowiedzi jeszcze bardziej podsyciły jej ciekawość. Pierwsza historia wydawała się prosta, nieskomplikowana, ot Kuroi przybył na przysłowiowym białym koniu by kogoś uratować. Druga była już o wiele bardziej tajemnicza, nie chciał o niej mówić. Nie naciskała, bo wiedziała, że w swoim czasie dowie się czego chce. W swoim czasie...
Cieszyła się, że przyszła na świat w prostym i bezpiecznym Soso, gdzie nie trzeba płacić haraczu mafijnym rodzinom. Swoją drogą, ciekawie jak reagują na to żyjący tu shinobi. Czyżby przedstawiciele mafii i klanów żyli w jakiejś dziwnej symbiozie? Nie należało tego wykluczać. Zadrżała na myśl o tym, jaki zepsuty był ten świat.
Z zadowoleniem przyjęła jego zarumienione policzki jako reakcję na to, co powiedziała. Bardzo dobrze, niech będzie mu głupio. Może i klanowych jutsu nie opanowała do perfekcji ale miała parę asów w rękawie. Co prawda było przed nią jeszcze sporo nauki, ale z dniem wyjazdu obiecała sobie codzienny trening. No właśnie, przydałoby się ów obietnicy dotrzymać. Ale to potem, bo na razie...
Patrzyła to na swój talerz, to w jego oczy chłonąć chciwie każdą informację, która przypadkiem mu się wymsknęła. Oczywiście odpowiedział na jej pytanie wymijająco, bo jakżeby inaczej, znowu odwrócił uwagę od siebie i skierował ją na nią. Schlebiało jej to ale i powoli irytowała ją ta tajemniczość. A może wręcz przeciwnie, może było w niej coś atrakcyjnego? Kimiko w odpowiedzi spojrzała na niego niepoważnie, choć w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
To prawda Kuroi, zdawały się mówić jej oczy, stać cię na lepszą ripostę.
- Nikt mnie tam nie ciągnie, to prawda - odrzekła, zjadłszy śniadanie. Również odsunęła talerz na bok i popiła posiłek herbatą (która tam oczywiście cały czas stała, nieprawdaż?). Pozwoliła sobie na czuły gest, dotknęła jego ręki i uśmiechnęła się pod nosem. Wpadła jak śliwka w kompot.
- Nie wiem, może tak się miało stać. Ja też się cieszę, chociaż zachodzę w głowę co ty we mnie takiego niezwykłego zobaczyłeś. Wczoraj wydawało mi się, że zrobiłam z siebie głupka. A jednak zostałeś i byłeś - przymknęła oczy rozmarzona - bardzo przyjemny - jej palce zacisnęły się na jego splecionych dłoniach, a w oku zdawało się widzieć lubieżny błysk.
Pstryknięcie w nos nieco zbiło ją z pantałyku, jednak niezupełnie. Za późno, już się znowu rozmarzyła. Udając oburzenie poczuła Kuroiego paluszkiem, po czym dodała.
- Jestem winna Momo podziękowania. Gdyby nie on, może byśmy... nie zaistnieli - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa. No tak, znowu to my... Uśmiechnęła się.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Faktycznie odwodził jej uwagę od siebie, bo po prostu nie lubił, gdy ktoś się aż tak na nim skupia. Nie w miejscu publicznym, nie gdy inni patrzą. Wiele rzeczy nie powinno wychodzić poza pewne kręgi, Kimiko zaczynała być dla niego ważna, stawała się częścią życia, z której nie zamierzał rezygnować, tylko że gdzieś z tyłu głowy mu ciążyło, że może powiedzieć za wiele, że w jakiś dziwny sposób zrazi kobietę do siebie i tyle by z tego było. Potrzebował miejsca, takiego jak wcześniej - zamknięty pokój, lub jakieś odludzie. Jakoś nie przechodziło mu przez głowę, że mogła być jakimś szpiegiem, kimś wysłanym do wyciągnięcia z Kumy informacji. Pytanie kto i po co miałby to zrobić? Dlatego tak mało mówił o sobie, gdy nastawione były uszy postronnych. Im mniej ludzi wie, tym lepiej, tym bardziej zamknięte grono, tym trudniej o jakieś wycieki. -Głupka? Zobaczyłem młodą, interesującą kobietę, która ma cel w życiu. Która potrafiła mnie sobą zainteresować. I która ma swoje zdanie - na to ostatnie nałożył nacisk, bowiem to dla niego było ważne. Nie szukał wydmuszki, która będzie mu potakiwać, która bez refleksji przyjmie każde jego słowo, nie wytknie mu jego pomyłek. To był idealny materiał na niewolnika, ale nie na kogoś, kogo chcesz mieć u swojego boku. Ten wzrok, to krótkie spojrzenie, które miało w sobie tak wiele zawarte - zadziałało. Przez chwilę poczuł, jak część jego ciała chciała zabrać ją w ustronne miejsce, jak rozpaliła się w nim ogień, który trzeba było przecież podsycać, lecz druga część mówiła, by tu zostać, by chwytać to, co jest teraz, tak było dobrze. Ta druga wygrała - czy to dobrze, czy też źle, kto by to wiedział. -Możliwe. Ale lepiej mu tego nie mów, bo zacznie się przechwalać - co było z drugiej strony śmieszne, bowiem Momo się nie odzywał. Wszystko co miał do przekazania, pokazywał ukazując swoje emocje, poprzez gesty, mimikę. To nie był jeszcze czas, by zaczął gadać, ale kto wie? Nie przeszkadzało mu to jednak w tym, by dosłownie i w przenośni pokazywał gdzie zabrał go Kuroi, co zobaczył, czego uświadczył i co najważniejsze - co zjadł. Dopił swój napar, niestety nic już z niego nie zostało. Ze smutkiem popatrzył na dno kubka, po czym odstawił go na bok, na talerz. -Skoro już tutaj jesteśmy i mamy wolny dzień, to gdzie się wybieramy? Co byś chciała zobaczyć moja droga? - wyszczerzył się do niej, popatrzył na jej zacieśnione dłonie, delikatne w dotyku, lekkie. Jak dziwnie było wypowiedzieć te słowa, określić kogoś mianem bliskiego sobie. Kimiko nie skradła jego serca, ona zajęła je szturmem. Przypomniał sobie jak wspominał o tym, iż nie jest odporny na kobiecie wdzięki. Cóż, nie kłamał.
Krótki wygląd: Długie, proste blond włosy. Średni wzrost, atletyczna postura. Karminowe usta i orzechowe oczy. Ubrana w prosty, szary strój przepasany czarnym pasem. Opatulona płaszczem w kolorze khaki, na którym złotą nicią wyszyto rodowy emblem.
Widoczny ekwipunek: Torba na narzędzia ninja przytwierdzona do czarnego pasa.
Schlebiało jej to co mówił, chociaż tak bardzo się z tym nie zgadzała. Już prędzej byłaby w stanie powiedzieć o sobie, że jest młoda, prowincjonalna i wypaczona emocjonalnie ale nie chciała się z nim kłócić. Komplementy należy przyjmować z gracją.
Charakter Kimiko był trudny bo albo popadała w morze kompleksów albo biła peany na swój własny temat. Nic pośrodku. Obecność Kuroia peszyła ją o tyle, o ile on bił peany na jej temat i to ją, o dziwo peszyło. Nie była do tego przyzwyczajona, ludzie raczej określali ją innymi przymiotami. Zarumieniła się słysząc jego słowa ale spojrzenie wciąż miała ostre.
- Rozumiem, że to sztuka cię sobą zainteresować? - odpowiedziała zaczepnie, trącając pod stołem jego nogę - W takim razie cieszę się, że jakoś zdołałam ją opanować. Za komplementy pięknie dziękuje - przystojny staruszku. Ona nie była taka wylewna, gdy idzie o chwalenie drugiej osoby. Nie żeby nie dostrzegała w Kuroim zalet, o nie, tych być wiele. Po prostu z trudem przychodziło jej ich artykułowanie. Otwarcie się na tę drugą osobę, pomimo tego co się wczoraj między nimi wydarzyło, było dla niej trudne.
- To Momo potrafi... będzie potrafił mówić? - spytała zaintrygowana, wiedząc, że są zwierzęta-przywołańce które potrafią opanować ludzką mowę. Interesujące. Swoją drogą ciekawe, gdzie po odesłaniu go wczoraj, maluszek się podziewał.
Moja droga. Uśmiechnęła się, przegryzła wargę, zasłoniła orzechowe tęczówki długimi rzęsami. Zastanawiała się przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami. Szczerze? Nie znała tego miasta, nie wiedziała nawet co tutaj jest. Widziała po drodze wiele straganów z różnymi towarami chyba z całego świata, ale tam było zbyt gwarno. Chętnie jednak wyszłaby na dwór, zaczerpnęła świeżego powietrza, zobaczyła słońce.
- Szczerze powiedziawszy nie mam planu. Możemy iść do herbaciarni albo jakiejś palarni albo po prostu powłóczyć się uliczkami miasta. Wybieraj, zapewne już tu kiedyś byłeś w przeciwieństwie do mnie - odparła dziewczyna, bawiąc się kosmykiem włosów.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Co racja to racja - trudno go było zaskoczyć. Nie znaczyło to oczywiście, że było to niemożliwe - po prostu trudne. Shinobi przecież często przekraczali granice absurdu, przenosili ją o krok dalej, osiągając coraz więcej. Co tu dużo mówić o człowieku, który wędruje z niedźwiedziami? Które towarzyszą mu dosłownie tak, jak normalny człowiek, chodzący na dwóch nogach, socjalizujący się, wchodzący w interakcję z ludźmi. Już nie mówiąc o całej reszcie. Co do Kimiko to czy to faktycznie był komplement? Prędzej opinia, bo tak właśnie o niej myślał, tak ją widział. Mógłby jej słodzić, wywyższać jej piękno ponad wszystko co znane i może było to dla niej przyjemne, może i byłoby to wyniosłe, ale i puste zarazem. Sztuczne przymilanie się było dla Kumy tak niezrozumiałe jak to co myślą kobiety. One chyba same do końca nie wiedziały, tylko ciężko było im się przyznać. -A czemu miałby nie potrafić? Nie nie doceniaj Momo - uśmiechnął się wymownie. Momo nie był po prostu zwykłym miśkiem, był jego pandą! Nie miał zbyt wiele doświadczenia z przywołańcami, sam dopiero zaczynał się tutaj "bawić". Nie wiedział jak daleko może zabrnąć, jak wielka jest wioska Niedźwiadków, dopiero poznawał się ze swoją nową rodziną, ze swoimi braćmi, z którymi podpisał pakt. Własną krwią, czymś bardzo personalnym, intymnym, czego nie dało się zastąpić, tak po prostu zerwać. Gdy w grę wchodziła krew robiło się jakoś tak poważniej.
Nie mieli planu - powłóczyć się albo... do palarni? To go najbardziej ciekawiło. Czyżby nasza młoda, ułożona Yamanaka popalała sobie od czasu do czasu? Wziął ją za rękę, podniósł się z krzesełka dając jej znać, że to chyba czas jednak opuścić karczmę, wybrać się na ten spacerek, porozmawiać, pocieszyć się sobą. Bez słowa, tak po prostu. Pokój był już opłacony dzień wcześniej, więc mogli po prostu wyjść jak gdyby nigdy nic i nikt by ich nie zatrzymywał. Drugą ręką zarzucił gurdę na plecy, nie ruszał się bez niej nawet na krok. Trzymając jej drobną dłoń wyszedł na zewnątrz, odetchnął głęboko powietrzem, długo, przeciągle, jakby dopiero pierwszy raz go zasmakował. Nowy dzień - pomyślał z radością. W pewnym wieku doceniasz to, że jesteś, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku, że nic Ci nie dolega. Wyciągnął z kieszeni drewnianą fajkę, z małego zawiniątka kawałek bliżej niezidentyfikowanego zioła, upchał dobrze, dokładnie, tak by nie zgasła za chwilę. Wyjął zaraz drugie sprytne urządzonko, odrzucił wieczko, przysunął do fajki, zaiskrzyło, buchnął płomyczek, pyknął kilka razy, w powietrzu rozległ się dym - słodkawy, ale i gryzący. Wypuścił gęsty dym z ust, złapał fajkę w wolną dłoń. -Chodź, pójdziemy w fajne miejsce - znał jedno miejsce, które byłoby całkiem przyjemne, w którym wiele się działo, ale wiele też można było po prostu znaleźć. Jeżeli Kimiko była chętna, to wystawił do niej fajkę, by spróbowała, skoro już o tej palarni wspominała. Jeżeli chodziło o te miejsca, to bardziej wolał ten a pustyni, gdzie jest nieco inny klimacik, gdy obok była bulgocząca fajka wodna, poduszeczki, alkohol, a przechadzające się skąpo ubrane kelnerki były tylko przyjemnym dodatkiem.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Ponoć najlepsze scenariusze pisało właśnie życie. Historie, których nie jesteś w stanie przewidzieć, które dzieją się samoistnie. Człowiek jest w swojej naturze ograniczony, nie jest w stanie wyjść poza ramy tego, co niegdyś zobaczył. Wyobraźnia potrafiła wychodzić poza te ramy, tylko jak odróżnić to co możliwe, od tego co pozostaje w świecie fantazji? Kiedy wydaje Ci się, że widziałeś wszystko to właśnie psotny los pokazuje że nunu, to dopiero początek zabawy, jeszcze się przekonasz że wszystko się dopiero zaczyna. Wyprawa Kuroia do karczmy trwała zdawałoby się wieki. Podróż przez Głębokie Odnogi może i była krótsza, ale była też przy okazji kurewsko niebezpieczna i zapuszczanie się tam samemu było... idiotyczne? Zwłaszcza dla kogoś, kto nie miał zamiaru ciągle być czujnym, ciągle uważać na swój krok - na ludzi, na zwierzęta, na pogodę, na przypadkowych łuczników, którzy pojawiają się znikąd. Przyjemna podróż szlakiem, gdzie nikt nie wchodzi mu w drogę, gdzie może ominąć podróżujących życząc im szczęścia. Koniec końców musiał dotrzeć do swojego celu, do karczmy w której pewne rzeczy się zaczęły, a pewne skończyły. Uprzednio jednak miał przy swoim boku Momo, teraz pewnie smacznie śpiącego wśród swoich braci.
Już na samym wejściu do karczmy poczuł, że przez jego dłonie przeszły ciarki. Był trochę jak dziecko, które wyczekuje na prezenty pod choinką, widzi już paczki gołym okiem, lecz nieznana pozostaje zawartość. Domyślasz się co jest w środku, lecz zawsze pozostaje ta doza niepewności, ten dreszczyk emocji, gdy rozwiązujesz wstążkę i zaglądasz do środka. A środek karczmy prezentował się dosyć zwyczajnie - kilkoro ludzi, właściciel z podbitym okiem, w sumie standard patrząc na ilość ludzi, która wieczorami się tutaj przewija. Wielu przybywało tutaj na chwilę, wielu robiło interesy i ruszało w swoją stronę, mało kto więc przywiązywał uwagę do tego co po nim pozostanie, jakie wrażenia. Karczm było tutaj bez liku, jak nie ta, to kolejna, wydawały się nigdy nie kończyć. -Dobry - skinął właścicielowi będąc jeszcze w progu i wszedł dalej do środka. Zerknął na tablicę z ogłoszeniami, na zlecenia które wystawiali ludzie, na świeże informacje, których nigdy nie było dosyć. Zasiadł przy ladzie zrzucając z siebie podróżny mandżur - głównie gurdę, z którą siedzenie było wygodne jak bieganie z ostrzem lub innym tworem wepchniętym do buta - kto tak robił, gdzie tu wygoda, gdzie swobodność ruchów? -Coś ciepłego bym prosił, cokolwiek w sumie, nie wybrzydzam. Nie zostawił ktoś może tu listu dla mnie? Kuma - dodał po chwili, a gdy zadawał pytanie serce zabiło mu szybciej, było jak uderzenie młotem - szybkie, mocne, pozostawiało po sobie niekomfortowe uczucie, jakiś ślad, który ciężko było wyśledzić.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Kuroi nie potrzebował zbyt wiele do szczęścia. Miejsce do spania to było i tak dużo. Kawałek przestrzeni, gdzie można się położyć, wyspać bezpiecznie nie martwiąc się o to czy przypadkiem jakiś dziki zwierz nie podejdzie do Ciebie i nie uzna za pokarm. To było tak niewiele, a jednocześnie ogrom. Poczucie bezpieczeństwa było czymś czego nie można było kupić, czymś co dawało ukojenie i likwidowało cały stres. Nie wiedział jakim cudem ktoś potrafił żyć z myślą, że jest śledzony, że ciągle musi uciekać, bo pewna grupa ludzi chce go dopaść. Uznawał to za tak niepotrzebne marnowanie swojej energii do zachowania ciągłej czujności. Nie widział siebie sprawdzającego każdego kąta czy jest bezpieczny, czy przypadkiem na krzesło na które siada nikt nie położył jakiegoś ostrza, czy jedzenie które dostaje nie jest zatrute, czy napitek nie ma w sobie czegoś dosypanego. Szału mógłby dostać, dlatego też mało kiedy się narażał, nie wchodził w konflikt, który nijak go nie dotyczył, który nie mógł przynieść mu wyraźnych korzyści. Lubił karczmy, to jakich ludzi można było tam spotkać, te samotne dusze, które bardzo często przybierały innego kształtu w tym miejscu. Otwierały się, dzieliły opowieściami z odległych terenów. Prostota tego miejsca wręcz raziła, brak tutaj blichtru, właściciel raczej nie starał się na siłę starać się tworzyć klimat tego miejsca. To ludzie koniec końców tworzyli dane miejsce, to kto tutaj przychodził, to wybierał pokój, posiłek czy napitek. Nawet speluna miała swój własny urok, lecz do takich miejsc nie przychodziły "osobistości" takie jak sam Diaboł Pustyni. Po prostu do siebie nie pasowali.
Na słowa karczmarza zmrużył brwi nie za bardzo wiedząc co takiego karczmarz ma na myśli i o co chodzi z tymi całymi grzybami? Nie ukrywał nawet swojego zdziwienia, bo było realne, prawdziwe. O co mogło mu chodzić? Przez chwilę zastanawiał się czy powinien mu coś na to odpowiedzieć, czy może wyjaśnić jakoś tą sytuację? Nie zamierzał się wykłócać z panem i władcą tego miejsca, to on tutaj rządził i nie było co udawać się na poszukiwania kolejnego lokum na noc. Jego obrażenia nie były jakoś niezwykłe, nie w zawodzie gdzie masz ciągły kontakt z pijaczynami, którzy w pewnym stanie zaczynali tracić nad sobą kontrolę i działać nieracjonalnie. Zasiadł normalnie, zdając sobie dopiero sprawę z tego, że karczmarz nie sKumał tego, że Kuroi tak naprawdę się przedstawił. -Dziękuję. Kuma, Kuroi, moje imię - uśmiechnął się życzliwie do człowieka, który nie potrzebował więcej nerwów, przy okazji zdając sobie sprawę z nieporozumienia do jakiego właśnie doszło. Położył ręce na blacie, złączył razem dłonie wyczekując na posiłek i informację czy przypadkiem nie została dla niego żadna wiadomość.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Czekał spokojnie, w sumie nawet nieco się stresował. Co takiego zrobi, jeżeli nic do niego nie będzie, jeżeli nie zastanie żadnej wiadomości? Będzie tutaj czekać po wsze czasy, wyczekując powrotu blondynki? Wszystko mogło się wydarzyć, usilniej jednak wierzył, że nie zostawi go przecież z niczym. Gdy karczmarz wychylił się spod lady odruchowo ścisnął notatnik, podarunek tak dla niego ważny. Przez moment w jego głowie było wiele myśli, już słyszał jak karczmarz wypowiada "niestety nic", dosłownie widział jak jego usta się otwierają i wypowiadają te słowa. Umysł był przeciwnym narządem, mimo że odpowiadał za logikę, często logicznie nie funkcjonował. Coś po prostu odcinało go od reszty ciała, gdy ten krzyczał, darł się wręcz że wszystko jest w porządku. W głębi duszy jednak ten malutki chochlik mówił coś całkowicie przeciwnego, zwiastował najgorsze, podgryzał, nie dawał spokoju.
Zdał sobie jednak sprawę po krótszej chwili, głównie przez śmiech karczmarza, że jego słowa w rzeczywistości brzmiały inaczej. Kiwnął tylko głową nie za bardzo wiedzieć co ma powiedzieć. Kuroi Kuma - Czarny Niedźwiedź. Może jego strój wpasowywał się w kolor, tak co on niby miał wspólnego z niedźwiedziem? Dopiero niedawno pewna niezwykła więź połączyła go z tymi zwierzakami, przez całe życie - a ono już trochę trwało - nie było nic konkretnego. To miano przylgnęło do niego całkowicie, on po prostu był Kuroiem, nawet gdyby w rzeczywistości nazywałby się inaczej.
Uważnie obserwował jak wyjmowana jest skrzynka, listów było tam od groma i jeszcze trochę. Nie spodziewał się, że aż tyle wiadomości ludzie przekazują sobie przez takie miejsca. Co tam robiła cała reszta tych śmieci - nie wiem, ale się domyślam. Raczej nie prowadzono tutaj poczty, więc trudno liczyć że te wiadomości zawsze trafią do odbiorcy. Miał już się poddać, machnąć ręką, by człowiek po drugiej stronie lady dał sobie spokój, ale coś jest. ściągnął brwi słysząc że jednak jest koperta. Niedowierzanie, odrobina strachu, ale i podniecenie. Wziął kopertę, obejrzał ją z każdej strony wyszukując jakiegoś znaku. Nie było tam wiele - płaski kawałek metalu i notatka. Jej treść mówiła mu niewiele, nawet bardzo. Dwie litery, dwie cyfry, do tego ten opis. Jak niby miał ją do cholery przez to znaleźć? -Sierota - mruknął pod nosem, biorąc kawałek chlebka narzucając sobie na niego trochę papryki. Posiłek, o którym przez tą chwilę całkowicie zapomniał. Potem zabrał się za metalowy przedmiot - obejrzał go pod światło szukając jakiejś wskazówki. Powtarzał sobie wiadomość w głowie, rozdzielał ją na części pierwsze. K mające oznaczać właśnie ją? Dwa symbolizujące co... ich drugi dzień spędzony razem, może drugie miejsce do którego się udali? Drugi pokój? To by było najrozsądniejsze. -Czy ten drugi pokój jest wolny? - spytał się swojego towarzysza niedoli z podbitym okiem, a jeżeli ten odpowiedział twierdząco chciał go wynająć w trybie nał. Zastanawiająca była litera E... w głowie świtała mu pewna myśl co mogła oznaczać, ale tylko że bardzo chciał się mylić.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Spodziewał się czegoś więcej - lokalizacji, albo przynajmniej jakiegoś tropu gdzie miałby dalej się udać. Oczywiście była też opcja, że nie musiałby niczego szukać, po prostu wróciłby do Shigashi, lecz ile to już czasu minęło... sama podróż zajęłą miesiące. To sporo czasu, nawet bardzo jeżeli się temu dokładniej przyjrzeć. Miał jednak tylko zwitek papieru, który nie mówił zbyt wiele. Nie ufaj nikomu - powtarzał sobie w myślach nie za bardzo wiedząc kogo dziewczyna ma na myśli. Na pewno nikogo z Klepy, o tej nawet nie miała pojęcia, było jeszcze za wcześnie, zbyt wiele pytań, wiele niewygodnych o których nie powinien mówić, a język rozplątywała mu zbyt szybko. Było tylko tyle, tylko kartka.
Schował ją do kieszeni, treść nie była aż tak długa, żeby musiał ją wertować po dziesiąt razy, by zapamiętać. Nie zmieniało to jednak faktu, że no... co miał z tym wszystkim zrobić? Spodziewał się najgorszego, tego że coś mogło się jej stać, że ktoś był na tropie blondynki, a ta nie miała nawet minimalnego doświadczenia w walce przynajmniej z tego co się domyślał. Jadł sobie chlebek z papryczką w zadumie, głowa spuszczona pozwalała mu odciąć się od otaczającego świata i skupić na własnych myślach. Te krążyły niebezpiecznie, zahaczały o tematy, przez które chciał po prostu wyjść i szukać jak opętany, tylko że nie miał punktu zaczepienia. Momentami chciał też zapytać o to kiedy pojawił się ten liścik, czy może karczmarz pamięta kiedy Kimiko opuściła karczmę, ale dalej brzmiało w jego głowie Nie ufaj nikomu. A to odnosiło się także do karczmarza.
Zerknął tylko kątem oka na pojawienie się nowej osóbki o dosyć niskim wzroście. Czyżby dzieciak? Pośrodku tego brudnego, zakłamanego i pełnego brutalności miasta winiła się dziewczyna lubująca się w takich barwach? Tak samo odrealniona od tego miejsca jak i kartka, którą trzymał w ręku. Zmrużył oczy przyglądając się tej drobnej osóbce, lecz zaraz wrócił do swojego posiłku nie chcąc wpieprzać się między wódkę, a zakąskę. -Ciężko powiedzieć. Kto by umiał zrozumieć kobiety? - wzruszył ramionami dalej rozważając treść, a co najważniejsze sposób zapisania karteczki. Węglem, na szybko. Wykonanie klucza nie było prostą rzeczą, musiało chwilę potrwać, przygotowała się na to. Więc skąd ten pośpiech z notką? - na te pytania nie potrafił sobie odpowiedzieć, wpieprzał bezmyślnie jedzenie i już po tym można było powiedzieć, że to nie jest ten sam Kuroi. Że jego głowę zaprzątają złe myśli. Ten Kuroi, który zawsze celebrował moment posiłku, który rozkoszował się jedzeniem teraz po prostu przeżuwał niczym krowa na pastwisku.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Z wynajętym pokojem nie mógł za wiele zrobić, nie miał jak go sprawdzić bez włamywania się, a tego akurat nie chciał robić. Gdyby myślał źle, to by niczego się nie dowiedział, a jeszcze pojawiłyby się podejrzenia, że coś kombinuje, że jest po prostu zwykłym złodziejem, który chce się wzbogacić na czyimś nieszczęsciu i tyle. Nieporozumienia prowadziły do głupich sytuacji - tak głupich jak ta, w której znalazł się Kuroi. Bowiem co miał uczynić? Usilne poszukiwanie informacji było bardzo trudne, a nawet niemożliwe. -Nie, dzięki - odruchowo pokazał ręką, by karczmarz nic mu nie nalewał. Alkohol tylko by go otępił, a na to nie mógł sobie pozwolić. Wszystkie szare komórki myślały nad rozwiązaniem tego problemu. Rozwiązaniem, które nie byłoby zbyt gwałtowne. Gdzieś tam w głębi Kuroi chciał w tym momencie wyjść, chciał zacząć szukać swojej zguby, chciał otoczyć się piaskiem i zrzucać każdego, kto śmiałby wejść mu w drogę. Był na ogół miły, lecz bronił tego co dla niego wyjątkowe, to co dla niego ważne. Nie miał wielu takich rzeczy w swoim życiu, więc za każde walczył niczym lwica o swoje młode.
Zostawił na ladzie pieniądze - za pokój, za potrawę, za liścik. W sumie to tyle ile karczmarz sobei zażądał, nie chciał się z nim nawet kłócić. Miał na głowie już wiele problemów, by jeszcze wchodzić w utarczkę słowną z władcą tego przybytku. Nie lubił mętliku panującego obecnie w swojej głowie, nie był do niego przyzwyczajony. Zwykle nie miał takich problemów, w sumie to chyba... nigdy? Był w sytuacji bez wyjścia, gdzie z jednej strony było dla niego coś ważnego, za co rzuciłby się w ogień, z drugiej strony to właśnie rozsądek powstrzymywał się przed dalszymi krokami. Słowa rozpływały się w powietrzu, podobnie jak przywitanie nowoprzybyłej kobiety. Rzucił jej krótkie, leniwe spojrzenie mówiące tylko jak śmiesz zawracać mi głowę. Nie odpowiedział na przywitanie, nie był w nastroju do nowych znajomości. -Oh czyżby? - uniósł brew ku górze, gdy kobieta mu coś sugerowała. Zwariował? Dawno temu, gdy wziął się za pracę shinobiego, gdy zaczął rozwijać swoje zdolności i Sabaku się nim bardziej zainteresowało. To zainteresowanie było jednak krótkie - był wręcz starcem, gdy jego zdolności się ujawniły, w sumie nadal nim był. Miał swoiste deja vu. Znowu kobieta, znowu ta karczma, znowu ktoś kogoś poszukiwał. W jego wnętrzu coś się ścisnęło - czy to ze złości, czy to po prostu z irytacji, że przypadki tak go uwielbiają? Całe jego życie to było dzieło przypadku, nie tylko jego w sumie. Głupi los zdecydował, że został shinobim, głupi los zdecydował, że zobaczył biju. Wiele decyzji podjął sam, lecz to właśnie głupi los podsyłał mu okazje. -Z ciekawości... kogo szukasz? - odwrócił się w jej stronę po słowach karczmarza, chyba po raz pierwszy sam zainteresował się jej osobą na tyle, by zobaczyć że była uzbrojona.