- Ależ się działo! Białowłosy gdyby był totalnym nowicjuszem, jego oczy płonęłyby jak zwariowane nie wierząc w to co widzi, bo jazda była ostra. Strzelali technikami na lewo i prawo, a potęgą wszystko aż emanowało. To nie była zwykła walka, widać także było wzrost siły choćby samego szermierza z Sogen, który był o wiele bardziej uniwersalny i przydatny niż podczas walki z Kokuo. Teraz stawał na najwyższym możliwym pułapie, wchodząc na wyższy poziom. Czerwonooki jednocześnie obserwując innych, skupił się na swojej technice, dzięki czemu wiedział, że to będzie doskonały czas na wysłanie błyskawic i stworzenie czegoś przeraźliwie silnego.
No i stało się, wodne smoki, smok błyskawicy, a także posłane ogniste smoki siały spustoszenie. Bestia kwiczała jak zarzynana świnia. Nawet taki potwór nie mógł długo wytrzymać tego co go spotkało. Tutaj także wykazał się lider Klepsydry, bo to właśnie Ichirou zamykał bestię w kopule, dzięki jego staraniom mogła ona zostać ujarzmiona, jednak nie sama – ponieważ niedługo później do kopuły wleciał także sam Han, który prawdopodobnie podejmie się walki już solo, będąc oko w oko z demonem. To była jedyna osoba, która w pojedynkę mogła się z nią mierzyć, szczególnie mocno osłabioną i wycieńczoną bestią. Jednak to nie był koniec, ponieważ Rokubi się nie poddawał wypluwając jakby Bijuudamę, której nikt nie potrzebował i nikt tym bardziej się nie spodziewał. Spadła jak grom z jasnego nieba całkiem niedaleko, pustosząc całostan, przyprawiając tych co bliższych o rany i obrażenia. Białowłosy zdążył podnieść tylko jedną z rąk, która była bliższa wybuchowi by zasłonić twarz rękawem przed podmuchem fali uderzeniowe, a jego usytuowanie w pobliżu postawionych wcześniej bram dawała mu ochronę, której także się nie spodziewał. Nie było z nim źle, ale z daleka już widział obrażenia, które dotknęły nie tylko Asaki już wcześniej, ale i Shika, Toshiro czy samej Tamaki. Nawet jego ziomkowi się oberwało, który ruszył w obronie białookiej. Kurwa, niepotrzebnie. W czasie zamknięcia kopuły przez Ichirou, białowłosy się zwrócił w jego stronę.
- Zobaczyłbym kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko. Chociaż bestia jest mocno poturbowana, a Han nieśmiertelny, to nigdy nie wiadomo… - powiedział w kierunku Ichirou, by zwrócić uwagę na to co robili po tamtej stronie, gdzie tak dużo było rannych. Cóż mógł zrobić członek klanu Uchiha jak poza obserwacją nieszczęść spoglądać na tych, którzy oberwali odłamkami i prawie umierali. Przecież umierająca Asaka sama im nie pomoże. Ale on? W czym? Mógłby najwyżej zabandażować im czoła i nic poza tym, chyba niezbyt to pasowało do sytuacji. - Czekamy? Kurwa, pierwszy raz mnie przechodzą ciarki po widoku walki nie tylko bestii, ale i tego chorego skurwiela... - zapytał Klepydrzanego Księcia, dodając coś o bestii i antykreatorze - jednocześnie w tym czasie założył ręce na klatce piersiowej na krzyż by obserwować miejsce i kręcąc delikatnie głową, ze wzrokiem wlepionym tam gdzie do walki doszedł Han i Bijuu, którzy byli ukryci pod warstwą piachu, a on… Miał pole manewru by ukryć się ewentualnie jeszcze za bramami, wciąż spoglądając na najemników.
Oniniwa 鬼庭町
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Oniniwa 鬼庭町
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Oniniwa 鬼庭町
Leczenie polowe znacznie odbiegało od standardu spokoju do którego przywykł w swojej klinice. Tam miał tyle czasu, ile potrzebował, pacjenci sami do niego przychodzili i on sam nie musiał nigdzie pędzić. Do pracy w terenie teoretycznie był przygotowywany, przez emerytowanego ninja który nigdy nie był w stanie zabrać go na pole bitwy. Ale to była sama surowa wiedza. Zero doświadczenia praktycznego. Znał teorię, że zawsze należało pierw zapewnić bezpieczeństwo pacjentowi, że w przypadku zagrożeń natury ludzkiej pierw należy je wyeliminować. Samemu albo z osobistą ochroną której medycy potrzebują. Nie było sensu marnować chakry na rzeczy niepowiązane z medycyną jeśli nie było potrzeby. Do tego wszystkiego w toku tej wyprawy nie był w stanie całkowicie się zastosować, ale jak na pierwszy raz nie poszło chyba aż tak źle. Jego sensei uczył go wielu rzeczy, a jedną z nich było o spokoju i opanowaniu. "Nie daj się przytłoczyć sytuacji. Emocje i instynkty nie mogą zastąpić chłodnej logiki i trzymania się etyki medycznej". Gdyby tylko pamiętał o tym kilka chwil temu, kiedy został przez sytuację przytłoczony. Czemu teraz o tym myślał? Nie miał bladego pojęcia.
Mujin ewidentnie był zmęczony. Padnięty wręcz. Już wcześniej wydał spore pokłady chakry na zajęcie się rannymi. I teraz ponownie przelewał swoją chakrę do czyjejś rany, regenerował poważne obrażenia. Gdyby tylko miał jakiegoś stałego pomocnika do opieki medycznej. Asystenta który mógłby zawsze być blisko i zapewniać dodatkową asystę. Teraz po niego zawołał i faktycznie przyszedł. Ktoś, medyk. Zatamować krwawienie i bez umiejętności do organów wewnętrznych. Ewidentnie gorszy od Mujina. Ciężko nie było być gorszym od Mujina w temacie medycyny, ale jego pomoc na pewno się przyda. Zatamowanie krwawienie podczas wyjmowania belki, podczas gdy Mujin zajmuje się najważniejszymi miejscami i samym usuwaniem obiektu. Taka współpraca faktycznie miała potencjał do szybszego zakończenia procesu leczenia.
- Rozumiem. LIczę na ciebie. - odpowiedział, człowiekowi którego imienia nie znał. Albo miał już przyjemność usłyszeć, ale nie zapamiętał. Często informacje które nie były mu przydatne po prostu ulatywały w przestrzeń. Znikały, robiąc miejsce na nowe. Tak było też teraz, szczególnie teraz. Kiedy największym problemem Mujina był kawałek kija w ciele szermierza którym się zajmował.
I ten problem w koncu zniknął. Kij został wyciągnięty, rana zasklepiona. Organy wewnętrzne zostały na szczęście w większości nieruszone, więc nie było potrzeby używania najpotężniejszej techniki. Ta całkowicie wypruje go z chakry, nie pozostawi wiele. Czy ten nieznajomy będzie w stanie zapewnić mu chakrę potrzebną do innych jego technik? Szanse są wysokie.
- Twój wybór, Akahoshi-san. - odpowiedział, pozwalając rannemu wstać. Cóż, Mujin i tak nie miał zamiaru leczyć go do końca, do całkowitej stabilizacji jego stanu. Miał zamiar jedynie podleczyć go do stanu w którym będzie funkcjonował i się nie zabije. Słyszał kolejną eksplozję już wcześniej, ale zajęty rannym nie miał jak zobaczyć stanu pola bitwy. Rozejrzał się szybko. Ogromny piaskowy kopiec w miejscu w którym znajdował się demon. I... ranni. Kolejni ranni.
- Dobrze, pora zająć się innymi. Lecimy. - powiedział. Robaki które do tej pory tworzył chmurę i wyciągnęły kij, teraz uformowały się w dwie chmurki pod stopami Mujina i jego medycznego towarzysza. Natychmiast powędrowali w stronę Asaki, Shikaruia i reszty. Shikarui oberwał, ale jego żona już się nim zajmowała. Z kolei ten, Toshiro. On był w stanie krytycznym. Więcej niż krytycznym. Mujin wypuścił ze swojego ciała jeszcze więcej robactwa.
- Zabieram was w bezpieczne miejsce. Nie wierćcie się z łaski swojej. Keion-san, powoli opatruj Toshiro-san. - pod ciałami każdego leżącego pojawiła się chmurka robaków, które w stabilny i bezpieczny dla nich sposób zabrały ich do miejsca, gdzie leczył Natsume. Przetransportowanie ich krótki dystans do wskazanego punktu. Położył ich wszystkich, ostrożnie i delikatnie. Natychmiast po tym uklęknął przy Toshiro. Przebite płuco.
- Keion-san, ja zajmę się płucem, ty go lecz. Użycz mi chakry kiedy powiem. - powiedział do swojego tymczasowego podopiecznego, składając skomplikowaną serię pieczęci. Jego robaki, jak w przypadku Akahoshiego, miały wyciągnąć obiekt, podczas gdy Mujin miał zamiar zregenerować płuco do jego poprzedniego stanu. Proces mógł być powolny, ale ubezpieczający go w kwestii jego zdrowia. Płuca są wyjątkowo paskudne jeśli chodzi o leczenie. Krew może dostać się do układu oddechowego i ostatecznie utopić go od wewnątrz. Dlatego potrzebna była zdecydowana i doswiadczona ręka. Kiedy płuco zostało zregenerowane, Mujin przyłożył swoje dłonie do reszty ran.
- Teraz, Keion-san. Twoja chakra. - powiedział Mujin, wyraźnie zmęczony. Krople potu na jego czole były już gęste, a oddech płytki. Był zmęczony. Technika regeneracji organów kosztowała ogromne ilości chakry, a w jego obecnym stanie wypłukanie się z niej było kwestią czasu. Ale nie miał zamiaru zostawić kogokolwiek martwego podczas opieki Mujina. Im w lepszym będą stanie, tym lepiej.
1) Mujin pozwala Natsume na pójście.
2) Mujin i Keion podlatują na robakach do reszty rannych (Shika, Toshiro, Asaka) i bierze ich robakami do miejsca gdzie leczył Natsume
3) Mujin wydaje polecenia Keionowi.
4) Mujin leczy płuco Torhiro za pomocą Kikanbaiyō i robaki wyciągają obiekt przebijający
5) Mujin daje znak Keionowi i chce żeby ten oddał mu chakrę do dalszego leczenia
Użyte:
Mujin ewidentnie był zmęczony. Padnięty wręcz. Już wcześniej wydał spore pokłady chakry na zajęcie się rannymi. I teraz ponownie przelewał swoją chakrę do czyjejś rany, regenerował poważne obrażenia. Gdyby tylko miał jakiegoś stałego pomocnika do opieki medycznej. Asystenta który mógłby zawsze być blisko i zapewniać dodatkową asystę. Teraz po niego zawołał i faktycznie przyszedł. Ktoś, medyk. Zatamować krwawienie i bez umiejętności do organów wewnętrznych. Ewidentnie gorszy od Mujina. Ciężko nie było być gorszym od Mujina w temacie medycyny, ale jego pomoc na pewno się przyda. Zatamowanie krwawienie podczas wyjmowania belki, podczas gdy Mujin zajmuje się najważniejszymi miejscami i samym usuwaniem obiektu. Taka współpraca faktycznie miała potencjał do szybszego zakończenia procesu leczenia.
- Rozumiem. LIczę na ciebie. - odpowiedział, człowiekowi którego imienia nie znał. Albo miał już przyjemność usłyszeć, ale nie zapamiętał. Często informacje które nie były mu przydatne po prostu ulatywały w przestrzeń. Znikały, robiąc miejsce na nowe. Tak było też teraz, szczególnie teraz. Kiedy największym problemem Mujina był kawałek kija w ciele szermierza którym się zajmował.
I ten problem w koncu zniknął. Kij został wyciągnięty, rana zasklepiona. Organy wewnętrzne zostały na szczęście w większości nieruszone, więc nie było potrzeby używania najpotężniejszej techniki. Ta całkowicie wypruje go z chakry, nie pozostawi wiele. Czy ten nieznajomy będzie w stanie zapewnić mu chakrę potrzebną do innych jego technik? Szanse są wysokie.
- Twój wybór, Akahoshi-san. - odpowiedział, pozwalając rannemu wstać. Cóż, Mujin i tak nie miał zamiaru leczyć go do końca, do całkowitej stabilizacji jego stanu. Miał zamiar jedynie podleczyć go do stanu w którym będzie funkcjonował i się nie zabije. Słyszał kolejną eksplozję już wcześniej, ale zajęty rannym nie miał jak zobaczyć stanu pola bitwy. Rozejrzał się szybko. Ogromny piaskowy kopiec w miejscu w którym znajdował się demon. I... ranni. Kolejni ranni.
- Dobrze, pora zająć się innymi. Lecimy. - powiedział. Robaki które do tej pory tworzył chmurę i wyciągnęły kij, teraz uformowały się w dwie chmurki pod stopami Mujina i jego medycznego towarzysza. Natychmiast powędrowali w stronę Asaki, Shikaruia i reszty. Shikarui oberwał, ale jego żona już się nim zajmowała. Z kolei ten, Toshiro. On był w stanie krytycznym. Więcej niż krytycznym. Mujin wypuścił ze swojego ciała jeszcze więcej robactwa.
- Zabieram was w bezpieczne miejsce. Nie wierćcie się z łaski swojej. Keion-san, powoli opatruj Toshiro-san. - pod ciałami każdego leżącego pojawiła się chmurka robaków, które w stabilny i bezpieczny dla nich sposób zabrały ich do miejsca, gdzie leczył Natsume. Przetransportowanie ich krótki dystans do wskazanego punktu. Położył ich wszystkich, ostrożnie i delikatnie. Natychmiast po tym uklęknął przy Toshiro. Przebite płuco.
- Keion-san, ja zajmę się płucem, ty go lecz. Użycz mi chakry kiedy powiem. - powiedział do swojego tymczasowego podopiecznego, składając skomplikowaną serię pieczęci. Jego robaki, jak w przypadku Akahoshiego, miały wyciągnąć obiekt, podczas gdy Mujin miał zamiar zregenerować płuco do jego poprzedniego stanu. Proces mógł być powolny, ale ubezpieczający go w kwestii jego zdrowia. Płuca są wyjątkowo paskudne jeśli chodzi o leczenie. Krew może dostać się do układu oddechowego i ostatecznie utopić go od wewnątrz. Dlatego potrzebna była zdecydowana i doswiadczona ręka. Kiedy płuco zostało zregenerowane, Mujin przyłożył swoje dłonie do reszty ran.
- Teraz, Keion-san. Twoja chakra. - powiedział Mujin, wyraźnie zmęczony. Krople potu na jego czole były już gęste, a oddech płytki. Był zmęczony. Technika regeneracji organów kosztowała ogromne ilości chakry, a w jego obecnym stanie wypłukanie się z niej było kwestią czasu. Ale nie miał zamiaru zostawić kogokolwiek martwego podczas opieki Mujina. Im w lepszym będą stanie, tym lepiej.
1) Mujin pozwala Natsume na pójście.
2) Mujin i Keion podlatują na robakach do reszty rannych (Shika, Toshiro, Asaka) i bierze ich robakami do miejsca gdzie leczył Natsume
3) Mujin wydaje polecenia Keionowi.
4) Mujin leczy płuco Torhiro za pomocą Kikanbaiyō i robaki wyciągają obiekt przebijający
5) Mujin daje znak Keionowi i chce żeby ten oddał mu chakrę do dalszego leczenia
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Oniniwa 鬼庭町
Rzeczy działy się szybko… niebieskooki samuraj odwrócił się w stronę demona, gotów wypatrywać zagrożenia, które mogły przyjść z jego strony, w tym momencie panna Kouseki zaczęła wykonywać technikę bliżej mu nie znaną, ale wymagającą od niej ogromnego wysiłku. Samuraj wydał również dyspozycje – on zajmie się jej ochroną. Był idealny do tego ataku – ubrany w pełną samurajską zbroję, szybki jak błyskawica i o oczach niewiele mniej bystrych niż jastrząb, stanowiący symbol jego szkoły…
Pokaz współpracy między ninja różnych ugrupowań i narodów dalej był… imponujący – wojownicy zdołali przycisnąć demona do gruntu, jednakże… ten nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wybuch i odłamki – dokładnie na to czekał samuraj. Po to tutaj był, Kakita obniżył swoją pozycję, gotów odwrócił się w stronę Asaki i… Shikarui oraz Toshiro skoczyli by ich zasłonić. Niebieskie oczy samuraja rozwarły się w niemym krzyku – NIEEE!!!! – nikt go jednak nie słyszał. Pociski dotarły do jego zbroi i przedarły się w kilku miejscach, ale samuraj wykonał swoje zadanie. Wycofał się wraz z kobietą, którą miał ochraniać – dokładnie tak, jak miał w swoim założeniu…
Asagi nie zatrzymywał Asaki, kiedy ta ruszyła do swojego męża. Sam samuraj natomiast, przez chwilę spoglądał bezsilnie na to wszystko. Jego ręce bezwolnie opadły, a on poczuł, że nogi powoli się przed nim uginają po czym… padł na kolana. Dlaczego… dlaczego kurwa nikt go nie słucha. Dokładnie to się dzieje, gdy nikt nie słucha jego rozkazów. Harisham miał się wycofać, ale nie – miast tego ruszył przed siebie i zginął. Toshiro i Shik… żaden z nich nie miał się mieszać w ochronę Asaki. Kakita doskonale wiedział co robi, widział w akcji Toshiro, wiedział jakie są jego ograniczenia. Wiedział jakie sam miał możliwości. Pokonać 20 metrów w mgnieniu oka? Żaden problem. Dźwignąć przewrócony kupiecki wóz z rowu? Robi się.
„Kto zna wroga i zna siebie, nie będzie zagrożony choćby i w stu starciach. Kto nie zna wroga, ale zna siebie, czasem odniesie zwycięstwo, a innym razem zostanie pokonany. Kto nie zna ani wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce.”
Słowa dawnych strategów przebiegły przez umysł samuraja. Dokładnie to się teraz wydarzyło. Z drugiej strony… Shikarui był jej mężem. Czy Asagi zrobiłby coś takiego dla Ayame? Toshiro… widział, jakąś dziwną zażyłość między nim a jasnowłosą. Samuraj zacisnął dłoń w pieść. Emocje, emocje i uczucia nie pozwalają podejmować słusznych decyzji. Decyzji, które chociaż są trudne, trzeba je podjąć. Pytanie tylko, czy będzie się umiało z nimi żyć? To była droga wojownika, droga, którą pewna arcyuzdrowicielka z zapomnianych samurajskich legend, nosząca symbol kwiatu goryczki na swoim białym haori określiła w ten sposób:
„Goryczka mówi: kochani którzy się smucą. Czasem słuszne decyzje przynoszą ból, potrzeba odwagi by zdecydować się na tą gorycz.”
W tym momencie dołączył do nich Jun, który… miał odprowadzić rannych. Od razu zabrał się za działanie, a niebieskooki obserwował i liczył w głowie straty. Wszystko wyglądało tragicznie. Znów ktoś go nie posłuchał, znów kosztowało to rany. Sytuacja wyglądała tragicznie – widział, jak jasnowłsa próbuje ratować swojego męża, ale… czy miała jeszcze siły? Przecież dopiero co potrzebowała chakry od Toshiro, to… nie mogło się udać.
Pigułki z krwią. Niebieskooki widział, jak obaj ranni dostają znany mu medykament, coś co pozwoli przetrwać im jeszcze kilak cennych chwil. To dobrze.
„Rozkazy?!” – pytanie od Jun’a, na które niebieskooki zareagował… posyłając mu pozbawione zrozimienia pytanie. Jakie rozkazy do kurwy nędzy? Przecież tutaj nikt nie słuchał jego rozkazów, dlatego właśnie ten cały obraz nędzy i rozpaczy. I teraz pytać go o rozkazy? To ma być żart, ostatnia próba zakpienia z niego? Samuraj poczuł jej do jego twarzy napływa krew. Był zły. Bardzo.
Czy mogło być gorzej? Mogło. Oto bowiem przybył Mujin, niczym anioł, który raz po raz grał w trzy kubki z Shinigami-sama. Iluż to już ocalił? Gdzie by byli, gdyby nie ten tajemniczy Iryonin? Gdzie on… był. Dlaczego tutaj przybył. Przecież miał pozostać dalej, właśnie po to, by odłamki nie mogły zagrozić jemu i rannych. Przecież by mu ich zanieśli. Przecież… Kakita opuści głowę. Czy tak miała wyglądać jego ostateczna porażka? To miał być koniec? Miał przegrać na każdym polu? Porażka która… wynikała z tego, że nie jest dostatecznie dobrym dowódcą. Nieważne jak starał się minimalizować straty, jak bardzo próbował przygotować wszystko to, rzeczy działy się na opak. Jakaś mroczna siła, jakiś zły los sprzysiągł się przeciwko nim. W postaci Han’a, Fenisków, Demona, latających odłamków. Jak..jak walczyć z czymś takim? Jak pokonać nieprzychylny los? Samuraj zacisnął dłoń i po chwili wymierzył cios…
Cios uderzył w ziemie. Mocno. Wciąż za mało bo zniszczyć własną dłoń, zabawne… Dobrze. Kakita podniósł ponownie spojrzenie – wszyscy jeszcze walczyli. Nikt się nie poddawał, nawet w obliczu tego co tu się działo, byli tacy, którzy jeszcze chcieli walczyć.
Bield Gwydden… arcyuzdrowicielka i najbliższa towarzyszka najbardziej zaufanego sługi Bogini Piorunów lubiła kwiaty, na ten przykład poza goryczką darzyła też uczuciem śnieżyczkę – pierwszy z kwiatów który pojawia się na wiosnę, przebijając śniegi. Jej również zostawiła myśl.
„Niczym śnieżyczka na wiosnę, pozwól przebić się nadziei, przez śniegi zwątpienia.”
”Wstawaj.” – rozkazał sobie samuraj i jego ciało posłusznie się uniosło. Skoro już mieli rannych tutaj, to należało… zająć się osłoną.
Samuraj rozejrzał się po okolicy. Kolejne odłamki będą ich tutaj miały jak na widelcu. Skoro nie mogą ich przenieść, to muszą zbudować osłonę tutaj, natychmiast.
– Wycofujemy się wraz z rannymi. Seinaru-san, Jun-san na miejscu tworzymy osłonę dla Mujin-san i rannych. Z czego się da. - zadecydował niebieskooki, nie wiedząc czy ostatecznie Kei z nim pójdzie, czy nie. Teraz musieli się dostać tam, gdzie szedł Mujin.
– Tamaki-san, melduj o kolejnych atakach. Drugi taki podmuch nie może nas zaskoczyć. – rozkazał białookiej, po czym zabrał się do tego, co już zapowiedział. Kolejne deski, płyty, belki… nic mu nie straszne. Muszą stworzyć prowizoryczną osłonę, z czego się da – schronienie jest potrzebne, medycy nie mają nieskończonej chakry, a kolejne odłamki mogą się pojawić w każdej chwili.
.
Skrót:
Pokaz współpracy między ninja różnych ugrupowań i narodów dalej był… imponujący – wojownicy zdołali przycisnąć demona do gruntu, jednakże… ten nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wybuch i odłamki – dokładnie na to czekał samuraj. Po to tutaj był, Kakita obniżył swoją pozycję, gotów odwrócił się w stronę Asaki i… Shikarui oraz Toshiro skoczyli by ich zasłonić. Niebieskie oczy samuraja rozwarły się w niemym krzyku – NIEEE!!!! – nikt go jednak nie słyszał. Pociski dotarły do jego zbroi i przedarły się w kilku miejscach, ale samuraj wykonał swoje zadanie. Wycofał się wraz z kobietą, którą miał ochraniać – dokładnie tak, jak miał w swoim założeniu…
Asagi nie zatrzymywał Asaki, kiedy ta ruszyła do swojego męża. Sam samuraj natomiast, przez chwilę spoglądał bezsilnie na to wszystko. Jego ręce bezwolnie opadły, a on poczuł, że nogi powoli się przed nim uginają po czym… padł na kolana. Dlaczego… dlaczego kurwa nikt go nie słucha. Dokładnie to się dzieje, gdy nikt nie słucha jego rozkazów. Harisham miał się wycofać, ale nie – miast tego ruszył przed siebie i zginął. Toshiro i Shik… żaden z nich nie miał się mieszać w ochronę Asaki. Kakita doskonale wiedział co robi, widział w akcji Toshiro, wiedział jakie są jego ograniczenia. Wiedział jakie sam miał możliwości. Pokonać 20 metrów w mgnieniu oka? Żaden problem. Dźwignąć przewrócony kupiecki wóz z rowu? Robi się.
„Kto zna wroga i zna siebie, nie będzie zagrożony choćby i w stu starciach. Kto nie zna wroga, ale zna siebie, czasem odniesie zwycięstwo, a innym razem zostanie pokonany. Kto nie zna ani wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce.”
Słowa dawnych strategów przebiegły przez umysł samuraja. Dokładnie to się teraz wydarzyło. Z drugiej strony… Shikarui był jej mężem. Czy Asagi zrobiłby coś takiego dla Ayame? Toshiro… widział, jakąś dziwną zażyłość między nim a jasnowłosą. Samuraj zacisnął dłoń w pieść. Emocje, emocje i uczucia nie pozwalają podejmować słusznych decyzji. Decyzji, które chociaż są trudne, trzeba je podjąć. Pytanie tylko, czy będzie się umiało z nimi żyć? To była droga wojownika, droga, którą pewna arcyuzdrowicielka z zapomnianych samurajskich legend, nosząca symbol kwiatu goryczki na swoim białym haori określiła w ten sposób:
„Goryczka mówi: kochani którzy się smucą. Czasem słuszne decyzje przynoszą ból, potrzeba odwagi by zdecydować się na tą gorycz.”
W tym momencie dołączył do nich Jun, który… miał odprowadzić rannych. Od razu zabrał się za działanie, a niebieskooki obserwował i liczył w głowie straty. Wszystko wyglądało tragicznie. Znów ktoś go nie posłuchał, znów kosztowało to rany. Sytuacja wyglądała tragicznie – widział, jak jasnowłsa próbuje ratować swojego męża, ale… czy miała jeszcze siły? Przecież dopiero co potrzebowała chakry od Toshiro, to… nie mogło się udać.
Pigułki z krwią. Niebieskooki widział, jak obaj ranni dostają znany mu medykament, coś co pozwoli przetrwać im jeszcze kilak cennych chwil. To dobrze.
„Rozkazy?!” – pytanie od Jun’a, na które niebieskooki zareagował… posyłając mu pozbawione zrozimienia pytanie. Jakie rozkazy do kurwy nędzy? Przecież tutaj nikt nie słuchał jego rozkazów, dlatego właśnie ten cały obraz nędzy i rozpaczy. I teraz pytać go o rozkazy? To ma być żart, ostatnia próba zakpienia z niego? Samuraj poczuł jej do jego twarzy napływa krew. Był zły. Bardzo.
Czy mogło być gorzej? Mogło. Oto bowiem przybył Mujin, niczym anioł, który raz po raz grał w trzy kubki z Shinigami-sama. Iluż to już ocalił? Gdzie by byli, gdyby nie ten tajemniczy Iryonin? Gdzie on… był. Dlaczego tutaj przybył. Przecież miał pozostać dalej, właśnie po to, by odłamki nie mogły zagrozić jemu i rannych. Przecież by mu ich zanieśli. Przecież… Kakita opuści głowę. Czy tak miała wyglądać jego ostateczna porażka? To miał być koniec? Miał przegrać na każdym polu? Porażka która… wynikała z tego, że nie jest dostatecznie dobrym dowódcą. Nieważne jak starał się minimalizować straty, jak bardzo próbował przygotować wszystko to, rzeczy działy się na opak. Jakaś mroczna siła, jakiś zły los sprzysiągł się przeciwko nim. W postaci Han’a, Fenisków, Demona, latających odłamków. Jak..jak walczyć z czymś takim? Jak pokonać nieprzychylny los? Samuraj zacisnął dłoń i po chwili wymierzył cios…
Cios uderzył w ziemie. Mocno. Wciąż za mało bo zniszczyć własną dłoń, zabawne… Dobrze. Kakita podniósł ponownie spojrzenie – wszyscy jeszcze walczyli. Nikt się nie poddawał, nawet w obliczu tego co tu się działo, byli tacy, którzy jeszcze chcieli walczyć.
Bield Gwydden… arcyuzdrowicielka i najbliższa towarzyszka najbardziej zaufanego sługi Bogini Piorunów lubiła kwiaty, na ten przykład poza goryczką darzyła też uczuciem śnieżyczkę – pierwszy z kwiatów który pojawia się na wiosnę, przebijając śniegi. Jej również zostawiła myśl.
„Niczym śnieżyczka na wiosnę, pozwól przebić się nadziei, przez śniegi zwątpienia.”
”Wstawaj.” – rozkazał sobie samuraj i jego ciało posłusznie się uniosło. Skoro już mieli rannych tutaj, to należało… zająć się osłoną.
Samuraj rozejrzał się po okolicy. Kolejne odłamki będą ich tutaj miały jak na widelcu. Skoro nie mogą ich przenieść, to muszą zbudować osłonę tutaj, natychmiast.
– Wycofujemy się wraz z rannymi. Seinaru-san, Jun-san na miejscu tworzymy osłonę dla Mujin-san i rannych. Z czego się da. - zadecydował niebieskooki, nie wiedząc czy ostatecznie Kei z nim pójdzie, czy nie. Teraz musieli się dostać tam, gdzie szedł Mujin.
– Tamaki-san, melduj o kolejnych atakach. Drugi taki podmuch nie może nas zaskoczyć. – rozkazał białookiej, po czym zabrał się do tego, co już zapowiedział. Kolejne deski, płyty, belki… nic mu nie straszne. Muszą stworzyć prowizoryczną osłonę, z czego się da – schronienie jest potrzebne, medycy nie mają nieskończonej chakry, a kolejne odłamki mogą się pojawić w każdej chwili.
.
Skrót:
- Wypełniasz posta (świat jest zły)
- Prosi Seinaru i Jun’a o pomoc w przygotowaniu osłony jak już pójdą z Mujinem.
- Rozkaz dla Tamaki, by wypatrywała kolejnych ataków z odłamkami.
- Kakitek buduje osłony z czego się da – terapia zajęciowa?
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Shins
- Martwa postać
- Posty: 1682
- Rejestracja: 7 kwie 2018, o 16:44
- Wiek postaci: 22
- Ranga: Dōkō, Pazur
- Krótki wygląd: Nijaki. Zazwyczaj skryty w czarnym stroju ninja - do misji się przebiera. Brak cech szczególnych poza ustami na rękach i piersi.
- Widoczny ekwipunek: Torba na glinę u pasa, dwie torby z tyłu. Maska na twarzy, rękawiczki na dłoniach. Miecz zawieszony na plecach. Płaszcz.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=80043#p80043
Re: Oniniwa 鬼庭町
Ukryty tekst
Ukryty tekst
WIEDZA
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI
Ukryty tekst
0 x
Karta Postaci <> Mechanika technik rodu Dōhito <> WT <> Kuźnia <> Dziennik młodego zabójcy
Twarda spacja:
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Oniniwa 鬼庭町
Salwy pocisków, jedna za drugą uderzały w ogoniastego. Piasek Sabaku, elektryczne lance, smoki kierowane chakrą. Wszystko to, by... przytrzymać stwora? Czy może jednak wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę, chociaż jak widać ten nadal trzymał się na nogach. Mimo tak ogromnego wysiłku, tyle spalonej chakry, od której pewnie robiło się gęsto w powietrzu nadal przypominali dzieci, które obrzucają piaskiem starszego dzieciaka mając nadzieję, że ten się odczepi. Tyle silnych shinobi, a jednak ich siła była niczym w porównaniu z bestią. Z tym, co było chakrą samą w sobie, co było niczym uosobienie potęgi. Wystarczyło tak niewiele, pokrycie się śluzem, wytworzenie łap z chakry. Potwór zaskakiwał kolejnymi zdolnościami, z których nie zdawali sobie w ogóle sprawy. Mogli kontynuować tak oblężenie, dalej atakować, mieć nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, że bestia zostanie powstrzymana przez Hana w jakiś dziwny sposób. Oni zaś tracili na chakrze z każdą chwilą, było jej coraz mniej, ataki nie robiły nic. Bestia za to... strzelała dalej pociskami mogącymi zmieść praktycznie całą wioskę.
Staruszek i stojący blisko ludzie byli bezpieczni, za to reszta. Gdy cały ten syf uderzył w ich drużynę przerwał działanie swoim piaskiem. Poczuł jak zimny dreszcz przechodzi mu po plecach, jak śmierć szepcze do niego tuż przy karku. Jego słowa, gdy mówił wcześniej, teraz mu się przypominały. Jeżeli będzie to ten dzień, jeżeli tego dnia miał umrzeć, to zrobi to z podniesioną głową. Jego śmierć nie zmieni zbyt wiele, nie był kimś nikim wyjątkowym, nie zrobił zbyt wiele, nie złapał stwora na tyle, by go powstrzymać, nie miał ogromnych zasług dla klanu, nie był tym, kogo rozpoznają na ulicach. Był po prostu sobą, Staruszkiem, mrukiem, robił swoje. Nie przemawiał, bo nie czuł się w tym dobrze, nie machał mieczem, bo jego ciało po prostu nie było do tego stworzone. Nie szukał poklasku, bo ten nigdy nie był do końca szczery. Robił to co uważał za słuszne, musiał wybierać mniejsze zło. Znasz to uczucie, gdy Twój umysł mówi jedno, gdy logika sugeruje, żebyś się do tego nie pchał, że będziesz tego żałować. Wtedy jednak odzywał się drugi głos, który zagłuszał rozsądek - moralność. Głos, którego nie potrafił uciszyć, który szanował życie, który nie potrafił powiedzieć nie. Nie ufał Sandałom. Nie potrafił, to go po prostu przerastało. Nie potrafił zaakceptować tego, że zawsze towarzyszył im chaos, że ich zachowanie zawsze było podejrzane, że jest coś z nimi nie tak. Jednak ten widok działał na niego jak płachta na życie. Życie jest cenne - zasada, która towarzyszyła mu od bardzo długiego czasu, która trzymała go tego, by niwelować ilość rannych. To dlatego nauczył się iryo, to dlatego się w nim rozwijał. Zagrożenie życia, śmierć. Tylu rannych ludzi. Mujin był wprawnym medykiem, ale zajęcie się taką liczbą na raz graniczyła z cudem, a ile energii mu zostało? Przełknął głośno gulę, która stanęła mu w gardle, lecz jego nogi ruszyły instynktownie. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy zaczął biec wprost do niezbyt szczęśliwej teraz Rodzinki. Mujin także przybył na miejsce, zajął się Toshiro...
-Nie zostawi - Staruszek zacisnął zęby, uklęknął obok Shikaruia. Widział, że Asaka zaczęła proces leczenia, ale nie spodziewał się, by była w stanie wiele zdziałać. I nie to żeby umniejszał jej medycznym zdolnościom, lecz tego w jakim stanie była. Jej odwieczny zdawałoby się partner leżał na ziemi w kałuży krwi. Iryojutsu wymagało skupienia, żelaznych nerwów, a białowłosa nie mogła sobie na to teraz raczej pozwolić. Krótkie dwa słowa, które brzmiały jak pocieszenie, lecz to było coś więcej. Obietnica, że ma zamiar wyciągnąć Lawendowskiego z tego gówna. Wiedział, że tego pożałuje, że logika podpowiadała coś innego, lecz był tutaj, teraz, wyciągał dłonie w kierunku Shika, rozpoczął proces leczenia.
-A teraz jeśli jeszcze kontaktujesz i nie wymiękłeś młodziaku, to wspomóż mnie nieco swoją energią... nie wiem czy długo tak pociągniemy - skierował swoje słowa do rannego, a jego dłonie zabłysły zieloną energią. Zignorował wszystko to, co się działo dookoła. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że stało się ciszej i demon przestał uderzać o barierę. Skupił się na tym, co było dookoła niego, na tym, by załatać bok Shikaruia. Niech Cię szlag trafi... Odłączył się od swoich, teraz był w miejscu, do którego nie chciał trafić, ale jakimś cudem był z siebie zadowolony. Potrafił się przemóc, nie być po raz kolejny tym samym upartym staruchem.
Staruszek i stojący blisko ludzie byli bezpieczni, za to reszta. Gdy cały ten syf uderzył w ich drużynę przerwał działanie swoim piaskiem. Poczuł jak zimny dreszcz przechodzi mu po plecach, jak śmierć szepcze do niego tuż przy karku. Jego słowa, gdy mówił wcześniej, teraz mu się przypominały. Jeżeli będzie to ten dzień, jeżeli tego dnia miał umrzeć, to zrobi to z podniesioną głową. Jego śmierć nie zmieni zbyt wiele, nie był kimś nikim wyjątkowym, nie zrobił zbyt wiele, nie złapał stwora na tyle, by go powstrzymać, nie miał ogromnych zasług dla klanu, nie był tym, kogo rozpoznają na ulicach. Był po prostu sobą, Staruszkiem, mrukiem, robił swoje. Nie przemawiał, bo nie czuł się w tym dobrze, nie machał mieczem, bo jego ciało po prostu nie było do tego stworzone. Nie szukał poklasku, bo ten nigdy nie był do końca szczery. Robił to co uważał za słuszne, musiał wybierać mniejsze zło. Znasz to uczucie, gdy Twój umysł mówi jedno, gdy logika sugeruje, żebyś się do tego nie pchał, że będziesz tego żałować. Wtedy jednak odzywał się drugi głos, który zagłuszał rozsądek - moralność. Głos, którego nie potrafił uciszyć, który szanował życie, który nie potrafił powiedzieć nie. Nie ufał Sandałom. Nie potrafił, to go po prostu przerastało. Nie potrafił zaakceptować tego, że zawsze towarzyszył im chaos, że ich zachowanie zawsze było podejrzane, że jest coś z nimi nie tak. Jednak ten widok działał na niego jak płachta na życie. Życie jest cenne - zasada, która towarzyszyła mu od bardzo długiego czasu, która trzymała go tego, by niwelować ilość rannych. To dlatego nauczył się iryo, to dlatego się w nim rozwijał. Zagrożenie życia, śmierć. Tylu rannych ludzi. Mujin był wprawnym medykiem, ale zajęcie się taką liczbą na raz graniczyła z cudem, a ile energii mu zostało? Przełknął głośno gulę, która stanęła mu w gardle, lecz jego nogi ruszyły instynktownie. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy zaczął biec wprost do niezbyt szczęśliwej teraz Rodzinki. Mujin także przybył na miejsce, zajął się Toshiro...
-Nie zostawi - Staruszek zacisnął zęby, uklęknął obok Shikaruia. Widział, że Asaka zaczęła proces leczenia, ale nie spodziewał się, by była w stanie wiele zdziałać. I nie to żeby umniejszał jej medycznym zdolnościom, lecz tego w jakim stanie była. Jej odwieczny zdawałoby się partner leżał na ziemi w kałuży krwi. Iryojutsu wymagało skupienia, żelaznych nerwów, a białowłosa nie mogła sobie na to teraz raczej pozwolić. Krótkie dwa słowa, które brzmiały jak pocieszenie, lecz to było coś więcej. Obietnica, że ma zamiar wyciągnąć Lawendowskiego z tego gówna. Wiedział, że tego pożałuje, że logika podpowiadała coś innego, lecz był tutaj, teraz, wyciągał dłonie w kierunku Shika, rozpoczął proces leczenia.
-A teraz jeśli jeszcze kontaktujesz i nie wymiękłeś młodziaku, to wspomóż mnie nieco swoją energią... nie wiem czy długo tak pociągniemy - skierował swoje słowa do rannego, a jego dłonie zabłysły zieloną energią. Zignorował wszystko to, co się działo dookoła. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że stało się ciszej i demon przestał uderzać o barierę. Skupił się na tym, co było dookoła niego, na tym, by załatać bok Shikaruia. Niech Cię szlag trafi... Odłączył się od swoich, teraz był w miejscu, do którego nie chciał trafić, ale jakimś cudem był z siebie zadowolony. Potrafił się przemóc, nie być po raz kolejny tym samym upartym staruchem.
Ukryty tekst
0 x
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Oniniwa 鬼庭町
Rozkazy? Toshiro nie otrzymał żadnego od tego feralnego zdarzenia, w którym grał pierwsze skrzypce. Jedyne co zostało mu zlecone to ogarnięcie się. Najpierw słowami, a później pięściami. Można by powiedzieć, że podziałało, ale nie do końca. On i tak dopiął swego i wyrzucił wtedy z siebie to wszystko. U niektórych ucierpiało jedynie ego, ale najwidoczniej było ono tak duże, że od razu dopuścili się rękoczynów, a przynajmniej zamaskowany szermierz o bliżej nieznanej mu tożsamości. Często dzieje się tak, że jak się nie dostaje tego czego chce to po prostu puszczają emocję. W tamtym przypadku było po prostu podobnie, teraz jednak był poniekąd pominięty, więc po prostu zajął miejsce, które uznał za najbardziej stosowne dla siebie. Nie było dla niego żadnego zastosowania w pierwszej linii dlatego po prostu zajął miejsce, w którym wydawało mu się, że będzie bezpieczny. U boku Asaki i Shikaruia, którzy byli już chyba jedynymi, którzy nie byli do niego negatywnie nastawieni.
Nishiyama wiedział po ostatniej batalii, że nawet jeśli przez chwilę wydawało się, że odzyskali kontrolę nad sytuacją, to zaraz coś pierdzielnie i rzeczywiście tak było. Tym razem jednak nie spodziewał się, że nie nadejdzie to ze strony bestii. Tym razem była to Asaka, która zdążyła jedynie przekazać jej potrzebę otrzymania od niego chakry, a raczej prawie zdążyła to zrobić, ponieważ nie dokończyła swoje zdania i wylądowała w ramionach Asagiego, który był najbliżej i zdołał ją złapać jako pierwszy. Na szczęście zostało to wywołane najprawdopodobniej zmęczeniem. Nie wiedział dokładnie co się działo, ale widocznie tylko na chwilę zmroczyło Koseki, która już po chwili mniej więcej kontaktowała. Instynktownie, pomimo tego, że Asagi jej pomógł, zaczął iść w jej kierunku z lekko pobłażliwym wyrazem twarzy. Przecież zrobiła już tak wiele, gdy on nie zrobił praktycznie nic.
- Hej, nie musisz...- się przemęczać. Przecież już tak dużo zrobiłaś. Padłoby z jego ust, gdyby nie to, że... No właśnie. Gdyby nie to, że w końcu jebło. Znowu. Tym razem atak był zupełnie inny. Objął dużo większy obszar. Praktycznie wszystko wokół zaczęło się walić. Przez chwilę wydawało się, że są bezpieczni, do momentu gdy nie runął budynek obok nich. Gruz w postaci kamiennych odłamków i kawałków drewna leciał teraz w ich stronę. Doskonale wiedział, że gdyby Shikarui chciał to uniknąłby tego bez większego problemu, jednak.. Nishiyama dostrzegł ten ruch. On zamierzał się poświęcić. Wszystko w tym momencie zwolniło. Jego oczy jakby lepiej dostosowały się do lecących odłamków. Nie był to czas, ani miejsce na śmierć któregokolwiek z nich. Nie w taki sposób. Nie teraz. Toshiro się po prostu na to nie zgadzał. Spiął wszystkie mięśnie w jednym momencie spięły się w jego ciele obierając jeden cel, a była nim ochrona Asaki i Shikaruia. W jednym momencie znalazł się tuż przy czarnowłosym, który właśnie na jego oczach miał zginąć. Nie tym razem kolego. Jeszcze będziesz się musiał tutaj trochę pomęczyć. Poza tym nie możesz przecież zebrać całej chwały. W ostatnim możliwym momencie odepchnął Shikaruia samemu przyjmując szpiczastą, drewnianą belkę na swoją prawą pierś.
Wszystko nagle przyspieszyło. Impet uderzenia wyrwał mu z piersi ostatni dech, a oprócz tego sprowadziło go na ziemię. Z jego ust polała się struga krwi. Nie stracił jednak przytomności. Kątem oka dostrzegł, że Asagi zabrał białowłosą na bok dzięk czemu oboje uniknęli większych obrażeń. Niestety stan Sanady chyba też nie był najlepszy, również sromotnie oberwał. Czy przeżył pomimo jego pomocy? Chyba ciężko było stwierdzić.
Wszystko nagle stało się takie trudne, gdy znalazł się na ziemi. Jego ciało nagle zrobiło się ciężkie, a oddychanie nie było już tak proste jak zawsze. Wolnym ruchem przeniósł swoją dłoń w okolice rany i częściowo oparł na belce i ranie swoją dłoń. Cholera, jak to kurewsko bolało. Brakło mu powietrza. Spróbuj oddychać. Wde..No prawie. Nagle rozległo się kolejne kaszlenie, podczas którego łapczywie łapał się każdego skrawka powietrza, które dotarło do jego płuc, a dochodziło go bardzo niewiele. Kto by się spodziewał, że taka prosta czynność może powodować tyle bólu? Może wszystko byłoby w porządku gdyby nie ten wielki kawał drewna w jego klatce piersiowej. Cały czas patrzył na swoją ranę. No nie miał dla siebie zbyt dobrych rokowań. W pobliżu była tylko Asaka, ale ta... Przeniósł na chwilę spojrzenie na białowłosą, która trwała teraz przy Shikaruiu najwyraźniej go lecząc. Przymknął oczy i uśmiechnął się na tyle ile mógł. Chociaż tyle mógł zrobić. Uratować tych dwoje. Skoro dziewczyna przystąpiła do leczenia to była dla Sanady jakaś nadzieja, ta której brakowało jemu w tym momencie. Kaszlnął uwalniając kolejne strugi krwi, a następnie po prostu opadł na ziemię oddając się kłującemu uczuciu po prawej stronie jego torsu. Z tej pozycji nie mógł zbyt wiele zrobić. Chociaż zaraz, miał przecież pigułkę. Nie zamierzał się jeszcze poddawać, gdy może przecież walczyć. Ale wszystko jest takie ciężkie.
Odpuść
Szlag. Przecież pigułki miał w torbie przy lędźwiach. Nie było opcji żeby w tym stanie się przekręcił, ale jednak zamierzał spróbować. W tym momencie ktoś do niego dopadł. Obraz nieco mu się rozmazał. Kto to? J-Jun? Co? Co on tutaj robi? Przecież przed chwilą się wycofywał. To chyba już jakieś zwidy. Z każdą sekundą oddychało się gorzej o ile prawie ciągłe kaszlenie i krztuszenie się krwią można było nazwać w jakikolwiek sposób oddychaniem. Sam nie wierzył już w to co widzi i nie do końca chyba docierało to co się nad nim dzieje. A może Jun też umarł w wybuchu i teraz jego duch przyszedł go odebrać i zabrać się razem z nim na drugą stronę? Do tej sylwetki docierały chyba kolejne, ale nie widział już dokładnie kto to był. Poczuł jak jego ciało delikatnie zaczęło się unosić. O. To chyba już czas. Czas na niego.
//Nie wiem co wyjdzie, więc nie dopisuje dalszej reakcji :P//
Chakra:
Nishiyama wiedział po ostatniej batalii, że nawet jeśli przez chwilę wydawało się, że odzyskali kontrolę nad sytuacją, to zaraz coś pierdzielnie i rzeczywiście tak było. Tym razem jednak nie spodziewał się, że nie nadejdzie to ze strony bestii. Tym razem była to Asaka, która zdążyła jedynie przekazać jej potrzebę otrzymania od niego chakry, a raczej prawie zdążyła to zrobić, ponieważ nie dokończyła swoje zdania i wylądowała w ramionach Asagiego, który był najbliżej i zdołał ją złapać jako pierwszy. Na szczęście zostało to wywołane najprawdopodobniej zmęczeniem. Nie wiedział dokładnie co się działo, ale widocznie tylko na chwilę zmroczyło Koseki, która już po chwili mniej więcej kontaktowała. Instynktownie, pomimo tego, że Asagi jej pomógł, zaczął iść w jej kierunku z lekko pobłażliwym wyrazem twarzy. Przecież zrobiła już tak wiele, gdy on nie zrobił praktycznie nic.
- Hej, nie musisz...- się przemęczać. Przecież już tak dużo zrobiłaś. Padłoby z jego ust, gdyby nie to, że... No właśnie. Gdyby nie to, że w końcu jebło. Znowu. Tym razem atak był zupełnie inny. Objął dużo większy obszar. Praktycznie wszystko wokół zaczęło się walić. Przez chwilę wydawało się, że są bezpieczni, do momentu gdy nie runął budynek obok nich. Gruz w postaci kamiennych odłamków i kawałków drewna leciał teraz w ich stronę. Doskonale wiedział, że gdyby Shikarui chciał to uniknąłby tego bez większego problemu, jednak.. Nishiyama dostrzegł ten ruch. On zamierzał się poświęcić. Wszystko w tym momencie zwolniło. Jego oczy jakby lepiej dostosowały się do lecących odłamków. Nie był to czas, ani miejsce na śmierć któregokolwiek z nich. Nie w taki sposób. Nie teraz. Toshiro się po prostu na to nie zgadzał. Spiął wszystkie mięśnie w jednym momencie spięły się w jego ciele obierając jeden cel, a była nim ochrona Asaki i Shikaruia. W jednym momencie znalazł się tuż przy czarnowłosym, który właśnie na jego oczach miał zginąć. Nie tym razem kolego. Jeszcze będziesz się musiał tutaj trochę pomęczyć. Poza tym nie możesz przecież zebrać całej chwały. W ostatnim możliwym momencie odepchnął Shikaruia samemu przyjmując szpiczastą, drewnianą belkę na swoją prawą pierś.
Wszystko nagle przyspieszyło. Impet uderzenia wyrwał mu z piersi ostatni dech, a oprócz tego sprowadziło go na ziemię. Z jego ust polała się struga krwi. Nie stracił jednak przytomności. Kątem oka dostrzegł, że Asagi zabrał białowłosą na bok dzięk czemu oboje uniknęli większych obrażeń. Niestety stan Sanady chyba też nie był najlepszy, również sromotnie oberwał. Czy przeżył pomimo jego pomocy? Chyba ciężko było stwierdzić.
Wszystko nagle stało się takie trudne, gdy znalazł się na ziemi. Jego ciało nagle zrobiło się ciężkie, a oddychanie nie było już tak proste jak zawsze. Wolnym ruchem przeniósł swoją dłoń w okolice rany i częściowo oparł na belce i ranie swoją dłoń. Cholera, jak to kurewsko bolało. Brakło mu powietrza. Spróbuj oddychać. Wde..No prawie. Nagle rozległo się kolejne kaszlenie, podczas którego łapczywie łapał się każdego skrawka powietrza, które dotarło do jego płuc, a dochodziło go bardzo niewiele. Kto by się spodziewał, że taka prosta czynność może powodować tyle bólu? Może wszystko byłoby w porządku gdyby nie ten wielki kawał drewna w jego klatce piersiowej. Cały czas patrzył na swoją ranę. No nie miał dla siebie zbyt dobrych rokowań. W pobliżu była tylko Asaka, ale ta... Przeniósł na chwilę spojrzenie na białowłosą, która trwała teraz przy Shikaruiu najwyraźniej go lecząc. Przymknął oczy i uśmiechnął się na tyle ile mógł. Chociaż tyle mógł zrobić. Uratować tych dwoje. Skoro dziewczyna przystąpiła do leczenia to była dla Sanady jakaś nadzieja, ta której brakowało jemu w tym momencie. Kaszlnął uwalniając kolejne strugi krwi, a następnie po prostu opadł na ziemię oddając się kłującemu uczuciu po prawej stronie jego torsu. Z tej pozycji nie mógł zbyt wiele zrobić. Chociaż zaraz, miał przecież pigułkę. Nie zamierzał się jeszcze poddawać, gdy może przecież walczyć. Ale wszystko jest takie ciężkie.
Odpuść
Szlag. Przecież pigułki miał w torbie przy lędźwiach. Nie było opcji żeby w tym stanie się przekręcił, ale jednak zamierzał spróbować. W tym momencie ktoś do niego dopadł. Obraz nieco mu się rozmazał. Kto to? J-Jun? Co? Co on tutaj robi? Przecież przed chwilą się wycofywał. To chyba już jakieś zwidy. Z każdą sekundą oddychało się gorzej o ile prawie ciągłe kaszlenie i krztuszenie się krwią można było nazwać w jakikolwiek sposób oddychaniem. Sam nie wierzył już w to co widzi i nie do końca chyba docierało to co się nad nim dzieje. A może Jun też umarł w wybuchu i teraz jego duch przyszedł go odebrać i zabrać się razem z nim na drugą stronę? Do tej sylwetki docierały chyba kolejne, ale nie widział już dokładnie kto to był. Poczuł jak jego ciało delikatnie zaczęło się unosić. O. To chyba już czas. Czas na niego.
//Nie wiem co wyjdzie, więc nie dopisuje dalszej reakcji :P//
Chakra:
Ukryty tekst
Techniki:
Ukryty tekst
KP:
Ukryty tekst
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Oniniwa 鬼庭町
Kanonada trwała i nawet można było zacząć przyzwyczajać się do tego huku i świateł. Organizm szybko się dostosowuje. Najpierw jest zaszokowany, potem ogranicza i filtruje bodźce, aby nie zostać przytłoczonym. Żywiołowe smoki wyglądały imponująco, to fakt. Biju obrywał kolejnymi technikami, lecz wciąż nie ustępował i to było w tym wszystkim najbardziej rozczarowujące. Dopiero gdy piach Kuroia i Ichirou zmusił go do odwrotu, zaczął wycofywać się w głąb przygotowanej dla niego kopuły, lecz rzutem na taśmę posłał im ostatni prezent. Kei obserwował lecącą bombę chakry, która nie miała może takiej dynamiki jak poprzednio wypluty przez ślimaka pocisk, ale wciąż robiła robotę. Eksplozja była większa, niż samuraj się spodziewał. Atak Demona minął ich o kilka, a może nawet i kilkanaście metrów, jednak fala uderzeniowa była tak ogromna, że trzeba było ochraniać się również przed jej skutkami. Seinaru się to udało. Zasłonił się płaszczem, ramieniem, miał na sobie leciutki pancerz, a tego co stanowiło dla niego większe zagrożenie zdołał uniknąć. Ostatecznie czuł na części ciała szczypanie, jednak nie było to absolutnie nic, co zagrażałoby jego sprawności w boju. Gdy pył nieco się przerzedził, dostrzegł ranną tuż obok siebie.
- No nie wiem... może idź z nim pogadaj żeby tak nie robił... - Rzucił do Tamaki, która przed sekundą chciała ugłaskać Biju, a teraz zbierała się z ziemi po jednym z jego ataków. Ironia losu, chociaż i tak mogło się to dla niej skończyć o wiele gorzej. Jeśli tego potrzebowała, Kei pomógł jej dźwignąć się z ziemi, ale wyglądało na to, że nic poważnego jej się nie stało. O wiele gorzej prezentowała się sytuacja Shikaruia i Toshiro, którzy postanowili poświęcić się dla kobietki. Cóż, wybrali najgorszą formę obrony, więc skończyli jak skończyli. Kei nie odczuwał w tym momencie ani litości ani satysfakcji z tego co się stało. Obserwował tylko jak wszyscy próbują sobie nawzajem pomagać i było to nawet wzruszające. Gdyby sam ucierpiał pewnie patrzyłby na tą scenę zupełnie inaczej. Kei miał przecież podobne doświadczenia z początku ekspedycji, kiedy to on potrzebował czegoś więcej niż krzepiących słów. Brakowało mu empatii, zwłaszcza w kierunku ludzi których nie darzył szczególną sympatią.
Obecnie mieli chwilę wytchnienia. Demon został zamknięty pod piaskową kopułą, pod którą zniknął również Han. Kei był niezmiernie ciekawy co wyłoni się spod tej konstrukcji za kilka sekund, jednak nie wlepiał w nią wzroku szukając jakiegokolwiek ruchu. Zamiast tego zwrócił swoją uwagę na Asagiego, który chyba przeżywał mały kryzys. Nie był ranny, ale Kei miał swoją teorię na temat tego, co mogło gryźć jego kolegę po fachu. Jego dowodzenie było póki co jedynie jednostronną relacją z resztą grupy, która ani myślała uważać go za swojego lidera. Było tu za dużo mniejszych grupek i grupeczek, aby mógł między nie wejść z buciorami ktoś nowy.
- Hej, wyluzuj... - Trącił lekko jego but drzewcem włóczni, gdy ten odgrywał swoją scenę bezsilności.
- Spójrz, nawet nas nie potrzebują. - Gdyby Kakita chciał na sekundę lub dwie zwolnić i rzeczywiście rozejrzeć się dookoła mógłby sam zauważyć, że dla wojowników znających się na machaniu mieczykiem czy kijaszkiem pracy na razie brak. Medycy leczyli, ranni płakali, shinobi rzucali technikami. Każdy potrafił znaleźć sobie miejsce i zajęcie, nikt nie czekał na to aż Asagi każe leczyć czy transportować rannych. Oczywiście wolna amerykanka wprowadzała w ich grupie niebywały chaos, ale obecnie nikt nie był w stanie nad nim zapanować. Do tego dochodziły jeszcze Feniksy, które były z boku wszystkich wydarzeń i w ogóle nie mieszały się do tego co dzieje się pomiędzy najemnikami. Robiły swoje bez wyraźnego niezadowolenia z faktu, że dowodzi nimi ich śmiertelny wróg. Tak się zdarza.
W międzyczasie z frontu walki z Demonem wrócił Kuroi, który zabrał się za pomoc w leczeniu. Niedźwiedź zmiennym jest i sam wybierał sobie swoich pacjentów. Ciężko było za nim nadążyć, ale Kei o tym wiedział. Kuma miał swoje własne zasady i to nimi się kierował, a te były bezpośrednio powiązane z jego dobrym serduchem. Samuraj nie zamierzał więc wchodzić mu w paradę, a zamiast tego bacznie obserwował otoczenie, a gdy tylko usłyszy lub zobaczy jakiś ruch spod kopułki, wówczas tam kieruje swoją uwagę, aby istotnie nie zostać zaskoczonym przez kolejny atak masowej zagłady. Ah, gdyby tylko mieli między sobą jakiegoś użytkownika dojutsu, który mógłby śledzić to, co dzieje się tam w środku...
Streszczenie:
1. Absolutnie nic
- No nie wiem... może idź z nim pogadaj żeby tak nie robił... - Rzucił do Tamaki, która przed sekundą chciała ugłaskać Biju, a teraz zbierała się z ziemi po jednym z jego ataków. Ironia losu, chociaż i tak mogło się to dla niej skończyć o wiele gorzej. Jeśli tego potrzebowała, Kei pomógł jej dźwignąć się z ziemi, ale wyglądało na to, że nic poważnego jej się nie stało. O wiele gorzej prezentowała się sytuacja Shikaruia i Toshiro, którzy postanowili poświęcić się dla kobietki. Cóż, wybrali najgorszą formę obrony, więc skończyli jak skończyli. Kei nie odczuwał w tym momencie ani litości ani satysfakcji z tego co się stało. Obserwował tylko jak wszyscy próbują sobie nawzajem pomagać i było to nawet wzruszające. Gdyby sam ucierpiał pewnie patrzyłby na tą scenę zupełnie inaczej. Kei miał przecież podobne doświadczenia z początku ekspedycji, kiedy to on potrzebował czegoś więcej niż krzepiących słów. Brakowało mu empatii, zwłaszcza w kierunku ludzi których nie darzył szczególną sympatią.
Obecnie mieli chwilę wytchnienia. Demon został zamknięty pod piaskową kopułą, pod którą zniknął również Han. Kei był niezmiernie ciekawy co wyłoni się spod tej konstrukcji za kilka sekund, jednak nie wlepiał w nią wzroku szukając jakiegokolwiek ruchu. Zamiast tego zwrócił swoją uwagę na Asagiego, który chyba przeżywał mały kryzys. Nie był ranny, ale Kei miał swoją teorię na temat tego, co mogło gryźć jego kolegę po fachu. Jego dowodzenie było póki co jedynie jednostronną relacją z resztą grupy, która ani myślała uważać go za swojego lidera. Było tu za dużo mniejszych grupek i grupeczek, aby mógł między nie wejść z buciorami ktoś nowy.
- Hej, wyluzuj... - Trącił lekko jego but drzewcem włóczni, gdy ten odgrywał swoją scenę bezsilności.
- Spójrz, nawet nas nie potrzebują. - Gdyby Kakita chciał na sekundę lub dwie zwolnić i rzeczywiście rozejrzeć się dookoła mógłby sam zauważyć, że dla wojowników znających się na machaniu mieczykiem czy kijaszkiem pracy na razie brak. Medycy leczyli, ranni płakali, shinobi rzucali technikami. Każdy potrafił znaleźć sobie miejsce i zajęcie, nikt nie czekał na to aż Asagi każe leczyć czy transportować rannych. Oczywiście wolna amerykanka wprowadzała w ich grupie niebywały chaos, ale obecnie nikt nie był w stanie nad nim zapanować. Do tego dochodziły jeszcze Feniksy, które były z boku wszystkich wydarzeń i w ogóle nie mieszały się do tego co dzieje się pomiędzy najemnikami. Robiły swoje bez wyraźnego niezadowolenia z faktu, że dowodzi nimi ich śmiertelny wróg. Tak się zdarza.
W międzyczasie z frontu walki z Demonem wrócił Kuroi, który zabrał się za pomoc w leczeniu. Niedźwiedź zmiennym jest i sam wybierał sobie swoich pacjentów. Ciężko było za nim nadążyć, ale Kei o tym wiedział. Kuma miał swoje własne zasady i to nimi się kierował, a te były bezpośrednio powiązane z jego dobrym serduchem. Samuraj nie zamierzał więc wchodzić mu w paradę, a zamiast tego bacznie obserwował otoczenie, a gdy tylko usłyszy lub zobaczy jakiś ruch spod kopułki, wówczas tam kieruje swoją uwagę, aby istotnie nie zostać zaskoczonym przez kolejny atak masowej zagłady. Ah, gdyby tylko mieli między sobą jakiegoś użytkownika dojutsu, który mógłby śledzić to, co dzieje się tam w środku...
Streszczenie:
1. Absolutnie nic
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Takashi
- Posty: 1077
- Rejestracja: 2 mar 2019, o 14:02
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=112398#p112398
- GG/Discord: Takaś#4124
- Lokalizacja: Warszawa
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Oniniwa 鬼庭町
Nie spodziewał się ujrzeć go bez maski. Akahoshi w tym momencie wyglądał... jak każdy inny ranny wojownik na polu bitwy. Brudny i zakrwawiony. I ranny, ale dochodził do zdrowia w mgnieniu oka. Jak się okazało, Kaiko nie był jedyny w decyzji, że w walce z Bijuu nie pomoże. Był też i ten chłopak, który wcześniej oberwał od Hana. Dobrze się trzymał, trzeba było przyznać. Nie poświęcał mu wiele uwagi, bo zaraz przygotował się do obrony i wtem ujrzał pocisk. Dziwnie powolny, wręcz niepokojąco, zupełnie niepodobny do tego wcześniej, ale jak się okazywało - wcale nie mniej niebezpieczny. Wybuch wstrząsnął ziemią, a białowłosy patrzył jedynie w tamtym kierunku z przerażeniem. Nim zdążył się pozbierać z szoku, czarnowłosy chłopak już ruszył dalej, a Kensei był już w stanie poruszać się samodzielnie. Niebywałe jak szybko leczył tamten medyk. Tak, jakby robił to całe życie, dochodząc do perfekcji, potrafiąc wykonać te zabiegi w mgnieniu oka. Ale Kaiko ekspertem w tej dziedzinie nie był, więc mógł się mylić.
Akahoshi teraz pokazywał się z nieco innej strony. Ranny wręcz wyrywał się do dalszej walki, a teraz, świeżo wyleczony, od razu chciał ruszać dalej. W dodatku obwiniał siebie za śmierć tamtego chłopaka. Tak, jakby mógł cokolwiek zmienić w momencie, w którym ten niczym szaleniec ruszył na NESa. To jednak nie był moment na tłumaczenie, ot może zapewnienie o błędnym rozumowaniu, ale najpierw należało potwierdzić zrozumienie, poniekąd, rozkazu. Kaiko zatem kiwnął głową, nie zwracając nawet na repliki Kenseia, które wytworzył tuż obok niego. Jeżeli mógł się jakoś przydać, to z przyjemnością rzuciłby się w ten wir. Poczucie bezsilności było gorsze, niż cokolwiek co przeżył tego dnia. Gdyby tylko miał więcej siły, gdyby tylko znał jakieś techniki, gdyby miał więcej doświadczenia, to może... może wtedy nikt by nie umarł? Albo chociaż ograniczyłby ilość ofiar? I wtem zdał sobie sprawę, że właśnie robi to samo, co Akahoshi. Obwinia siebie za całe nieszczęście w Oniniwie, a także Akatori.
- Trochę to zuchwałe twierdzić, że ma się los wszystkich w swoich rękach. - były to słowa skierowane tak do Kenseia, jak i samego siebie. Kaiko skarcił się za myśl, iż od niego mogło zależeć życie osób, które już je straciły. Tak, jakby był centrum świata, najważniejszym jego elementem, który ma monstrualny wpływ na otoczenie. A prawda była taka, że był tylko kolejną jednostką. - Nie obwiniaj się, to tak Twoja wina, jak i moja. - jeżeli uważał, że jego słabość była przyczyną ofiar, to sprawa ta odnosiła się do każdego tutaj zebranego. Gdyby każdy był silniejszy, to nie musiałby narażać innych, to mógłby się obronić i przeżyć. Jednak wielu z nich, w tym sam Kanamura, porwali się z motyką na słońce. Jak najwięksi gówniarze, przeceniając swoje umiejętności, bo kiedyś coś im się udało. Tylko skala była inna.
Ruszył za Kenseiem, a raczej w kierunku rannych. Zamierzał dotrzymać mu kroku na tyle, na ile mógł. Właściwie nie był zmęczony, nastawiony i zaleczony bark już dawno nie bolał, więc białowłosy nawet o nim zapomniał. Teraz mógł dawać z siebie wszystko, biegnąc ile sił, by pomóc reszcie grupy. Gdy tam wpadł... ciężko było zrozumieć kto potrzebuje pomocy i co zrobić. Zewsząd dochodziły różne słowa, krzyki, rozkazy, pomysły. Zero zorganizowania. Spojrzał na moment w stronę Akahoshiego, jakby błagalnie, by tylko podał kolejny rozkaz. Co ma zrobić, ale w tym momencie nikt dokładnie nie wiedział co zrobić. Był to moment, w którym sam musiał zadecydować. Shikarui ranny, ale był już leczony przez swoją żonę, obok też był Aka i inni. Był też kolejny ranny, ale nim również się zajmowano. Za to histeryzująca wcześniej dziewczyna wydawała się zamroczona. Wyskoczyła z planem z bramami.
- Żadne bramy! Rannych zabieramy z dala stąd. Nie ma czasu na bramy, osłania nas na bieżąco Akahoshi. - szybko wyjaśnił nieco przekrzykując resztę, by stało się to jasne gdzie mają zmierzać ranni. Wskazał też palcem kierunek, gdy mówił "z dala stąd", aby rozwiać wszelkie wątpliwości. Dostrzegł, że medyk już jakimiś dziwnymi owadami zabiera dwójkę rannych. - Wszystko w porządku? Możesz chodzić? Nie potrzebujesz pomocy? - dopytał ją, bo właściwie nie było jasne czy coś jej jest, czy nie. Oberwała, to na pewno, ale czy na tyle mocno, aby wymagać leczenia? Albo noszenia na rękach? Właściwie Kaiko chodziło bardziej o to drugie, bo mógł robić za zwyczajną metodę transportu, gdyby tylko jej mobilność była ograniczona, albo mógł ją zanieść do leczenia, gdyby tego wymagała.
Chociaż miał pomóc zabrać rannych, to jak zwykle każdy zrobił to szybciej, niż on. Medyk, czarnowłosy, starszy gość i cała reszta. Zatem jemu zostało jedynie pomóc im przenieść kogoś, gdyby zaszła taka potrzeba. Pomógłby też Tamaki, gdyby nie była w stanie się poruszać lub zostałaby zwyczajnie zaatakowana. Mógłby też ją zanieść, jakby tylko tego chciała. Starał się przede wszystkim obserwować sytuację, pozostać tak czujnym, jak tylko się dało. Nie miał zielonego pojęcia co się stało z Bijuu i co się z nim w ogóle działo. Te wszystkie techniki były dla niego tylko błyskami, hukami, trzęsieniami, widowiskami, które nie był w stanie pojąć. Niczym wpatrujące się niemowlę. Zatem nie przykładał do tego uwagi. Wiedział, że z atakiem demona nie ma szans, ale tak się składało, iż większość obrywała nie od ślimaka, a od otoczenia, które było niszczone pod wpływem mocy Bijuu. A tutaj już mógł coś zaradzić. Chociażby zasłonić własnym ciałem, gdyby żadne bloki i uniki nie wchodziły w grę. A jakby widział, że na kogoś z grupy zmierza atak, to naturalnie postarałby się go odepchnąć, zablokować ofensywę albo, w ostateczności, przyjąć cios na siebie.
tl;dr - Gadka z Natsume, biegu-biegu do rannych, kilka krzyków głównie do Tamaki, pytanko do Tamaki i obrona reszty, osłanianie transportowania rannych lub grupy (w zależności od potrzeby).
KP i EQ
Akahoshi teraz pokazywał się z nieco innej strony. Ranny wręcz wyrywał się do dalszej walki, a teraz, świeżo wyleczony, od razu chciał ruszać dalej. W dodatku obwiniał siebie za śmierć tamtego chłopaka. Tak, jakby mógł cokolwiek zmienić w momencie, w którym ten niczym szaleniec ruszył na NESa. To jednak nie był moment na tłumaczenie, ot może zapewnienie o błędnym rozumowaniu, ale najpierw należało potwierdzić zrozumienie, poniekąd, rozkazu. Kaiko zatem kiwnął głową, nie zwracając nawet na repliki Kenseia, które wytworzył tuż obok niego. Jeżeli mógł się jakoś przydać, to z przyjemnością rzuciłby się w ten wir. Poczucie bezsilności było gorsze, niż cokolwiek co przeżył tego dnia. Gdyby tylko miał więcej siły, gdyby tylko znał jakieś techniki, gdyby miał więcej doświadczenia, to może... może wtedy nikt by nie umarł? Albo chociaż ograniczyłby ilość ofiar? I wtem zdał sobie sprawę, że właśnie robi to samo, co Akahoshi. Obwinia siebie za całe nieszczęście w Oniniwie, a także Akatori.
- Trochę to zuchwałe twierdzić, że ma się los wszystkich w swoich rękach. - były to słowa skierowane tak do Kenseia, jak i samego siebie. Kaiko skarcił się za myśl, iż od niego mogło zależeć życie osób, które już je straciły. Tak, jakby był centrum świata, najważniejszym jego elementem, który ma monstrualny wpływ na otoczenie. A prawda była taka, że był tylko kolejną jednostką. - Nie obwiniaj się, to tak Twoja wina, jak i moja. - jeżeli uważał, że jego słabość była przyczyną ofiar, to sprawa ta odnosiła się do każdego tutaj zebranego. Gdyby każdy był silniejszy, to nie musiałby narażać innych, to mógłby się obronić i przeżyć. Jednak wielu z nich, w tym sam Kanamura, porwali się z motyką na słońce. Jak najwięksi gówniarze, przeceniając swoje umiejętności, bo kiedyś coś im się udało. Tylko skala była inna.
Ruszył za Kenseiem, a raczej w kierunku rannych. Zamierzał dotrzymać mu kroku na tyle, na ile mógł. Właściwie nie był zmęczony, nastawiony i zaleczony bark już dawno nie bolał, więc białowłosy nawet o nim zapomniał. Teraz mógł dawać z siebie wszystko, biegnąc ile sił, by pomóc reszcie grupy. Gdy tam wpadł... ciężko było zrozumieć kto potrzebuje pomocy i co zrobić. Zewsząd dochodziły różne słowa, krzyki, rozkazy, pomysły. Zero zorganizowania. Spojrzał na moment w stronę Akahoshiego, jakby błagalnie, by tylko podał kolejny rozkaz. Co ma zrobić, ale w tym momencie nikt dokładnie nie wiedział co zrobić. Był to moment, w którym sam musiał zadecydować. Shikarui ranny, ale był już leczony przez swoją żonę, obok też był Aka i inni. Był też kolejny ranny, ale nim również się zajmowano. Za to histeryzująca wcześniej dziewczyna wydawała się zamroczona. Wyskoczyła z planem z bramami.
- Żadne bramy! Rannych zabieramy z dala stąd. Nie ma czasu na bramy, osłania nas na bieżąco Akahoshi. - szybko wyjaśnił nieco przekrzykując resztę, by stało się to jasne gdzie mają zmierzać ranni. Wskazał też palcem kierunek, gdy mówił "z dala stąd", aby rozwiać wszelkie wątpliwości. Dostrzegł, że medyk już jakimiś dziwnymi owadami zabiera dwójkę rannych. - Wszystko w porządku? Możesz chodzić? Nie potrzebujesz pomocy? - dopytał ją, bo właściwie nie było jasne czy coś jej jest, czy nie. Oberwała, to na pewno, ale czy na tyle mocno, aby wymagać leczenia? Albo noszenia na rękach? Właściwie Kaiko chodziło bardziej o to drugie, bo mógł robić za zwyczajną metodę transportu, gdyby tylko jej mobilność była ograniczona, albo mógł ją zanieść do leczenia, gdyby tego wymagała.
Chociaż miał pomóc zabrać rannych, to jak zwykle każdy zrobił to szybciej, niż on. Medyk, czarnowłosy, starszy gość i cała reszta. Zatem jemu zostało jedynie pomóc im przenieść kogoś, gdyby zaszła taka potrzeba. Pomógłby też Tamaki, gdyby nie była w stanie się poruszać lub zostałaby zwyczajnie zaatakowana. Mógłby też ją zanieść, jakby tylko tego chciała. Starał się przede wszystkim obserwować sytuację, pozostać tak czujnym, jak tylko się dało. Nie miał zielonego pojęcia co się stało z Bijuu i co się z nim w ogóle działo. Te wszystkie techniki były dla niego tylko błyskami, hukami, trzęsieniami, widowiskami, które nie był w stanie pojąć. Niczym wpatrujące się niemowlę. Zatem nie przykładał do tego uwagi. Wiedział, że z atakiem demona nie ma szans, ale tak się składało, iż większość obrywała nie od ślimaka, a od otoczenia, które było niszczone pod wpływem mocy Bijuu. A tutaj już mógł coś zaradzić. Chociażby zasłonić własnym ciałem, gdyby żadne bloki i uniki nie wchodziły w grę. A jakby widział, że na kogoś z grupy zmierza atak, to naturalnie postarałby się go odepchnąć, zablokować ofensywę albo, w ostateczności, przyjąć cios na siebie.
tl;dr - Gadka z Natsume, biegu-biegu do rannych, kilka krzyków głównie do Tamaki, pytanko do Tamaki i obrona reszty, osłanianie transportowania rannych lub grupy (w zależności od potrzeby).
KP i EQ
Ukryty tekst
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Oniniwa 鬼庭町
- Skrót:
1. Podtrzymanie kopuły.
2. Kot przygotowuje fuutonowe pazury - atakuje lub rozwiewa kwas w razie potrzeby.
3. Piaskowe oko do wnętrza kopuły żeby podejrzeć sytuację.
4. Walka jak w poprzedniej turze / uskok za bramy w razie zmiany sytuacji.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Oniniwa 鬼庭町
Wbiegając na bramę odłączył się delikatnie od grupy najemników wysuwając najbardziej do przodu. Miał dosyć swojej prokrastynacji kiedy pozostali walczyli, początkowo był zbytnio zszokowany aby podjąć walkę. Chciał zyskać informacje w jaki sposób mógłby cokolwiek zadziałać, ale Hikariemu razem z wzrastającą irytacją udało się przełamać do działania. Z samej góry mając idealny widok na pole bitwy mógł użyć niestety tylko jednego ognistego smoka dorzucając jakiś grosz do przywalenia ślimakowi. Nie był z tego zbytnio zadowolony, bo czuł jakby się oszczędzał przy pozostałych. Zamierzał zrobić wejście z hukiem, ale jakaś siła go powstrzymała od wykonania serii technik mających zmusić ślimaka do pokazania rogów. Jak to powiadają, co zrobisz jak nic nie zrobisz. Pozostało tylko splunąć gdzieś w bok i przyglądać się temu zmasowanemu atakowi ich złączonych sił. Było to imponujące, ale powinno być bardziej, a on sam odegrać w tym większą rolę poprzez napalm. Zresztą, nie ważne. Pozostaje tylko nadzieja, że nikt nie będzie oceniać jego wkładu.
- Ciekawe czyje są dwa pozostałe.
Szepnął do siebie bez możliwości dostrzeżenia wykonawców pozostałych jutsu, ale wydawało się aby wystarczyły do zadania głębokich ran ogoniastemu, który niedługo potem został zamknięty pod piaskiem jak się Ichirou. Nie podejrzewał, aby ktokolwiek inny tutaj obecny mógł się równać z Sabaku pod względem kontroli swojego kekkei genkai, które jest imponujące. Rozwinął się od kiedy walczyli ramię w ramię odbijając Kinkotsu, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie u Terumiego. Nagle spod ton szczerku wystrzeliła olbrzymia kula energii pędząca obok konstrukcji na których stał powodując szersze otworzenie źrenic. Wzrokiem podążył za nią aby dostrzec olbrzymi wybuch mogący zniszczyć dosłownie wszystko w swoim olbrzymim promieniu. Z przerażenia instynktownie zasłonił swoją twarz, ale pole rażenia go nie dosięgło. Nogi chciały się pod nim uginać, bo co mógł zrobić w obliczu takiej potęgi? Jego dotychczasowa wiara w własne umiejętności została całkowicie zachwiana po tym przedstawieniu. Przy jednostkach jak antykreator, bijuu i kto wie jeszcze kim był niczym pyłek na wietrze. Kiedy był przekonany powolnego osiągania limitów ludzkości przekonał się jak długa droga wciąż jest przed nim. Wybuchł nagłym śmiechem przypominając sobie dotychczasową arogancję, uczucie możliwości poradzenia sobie z wszystkimi problemami całkowicie przepadło na dobre. Złapał się za brzuch prawą dłonią zginając w połowie, minęło kilka sekund nim powrócił do rzeczywistości. Czy to był moment kiedy powinien się poddać przyznając się do swojej wiecznej bezsilności w każdym zakresie? Bardzo możliwe, ale gdzieś w wnętrzu usłyszał krzyk zmuszający go do działania.
- Całe życie idziesz naprzeciw każdej przeciwności, a teraz chcesz się poddać marnując całe dotychczasowe życie? Ogarnij się, masz wciąż wiele do wykonania. Pamiętaj swoje zadanie.
Wyszeptał do siebie te słowa ponownie stając w pozycji gotowej do działania. Szybko obrócił się na pięcie w kierunku demona z niemalże złożoną pieczęcią tygrysa mogąc ją dokończyć szybciej od mrugnięcia. Musiał wyczekać odpowiedniego momentu obserwując piasek. Ręce mu delikatnie drgały, ale był gotowy dokończyć poprzednie założenia swojego napalmu. W momencie kiedy tylko piasek się otworzy pokazując mu wciąż sprawnego do działania bijuu miał zamiar wystrzelić w niego wielką głowę smoka w pysk razem z sześcioma mniejszymi braćmi wycelowanymi w jego ciało. Teraz nie mógł się wycofać.
- Ciekawe czyje są dwa pozostałe.
Szepnął do siebie bez możliwości dostrzeżenia wykonawców pozostałych jutsu, ale wydawało się aby wystarczyły do zadania głębokich ran ogoniastemu, który niedługo potem został zamknięty pod piaskiem jak się Ichirou. Nie podejrzewał, aby ktokolwiek inny tutaj obecny mógł się równać z Sabaku pod względem kontroli swojego kekkei genkai, które jest imponujące. Rozwinął się od kiedy walczyli ramię w ramię odbijając Kinkotsu, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie u Terumiego. Nagle spod ton szczerku wystrzeliła olbrzymia kula energii pędząca obok konstrukcji na których stał powodując szersze otworzenie źrenic. Wzrokiem podążył za nią aby dostrzec olbrzymi wybuch mogący zniszczyć dosłownie wszystko w swoim olbrzymim promieniu. Z przerażenia instynktownie zasłonił swoją twarz, ale pole rażenia go nie dosięgło. Nogi chciały się pod nim uginać, bo co mógł zrobić w obliczu takiej potęgi? Jego dotychczasowa wiara w własne umiejętności została całkowicie zachwiana po tym przedstawieniu. Przy jednostkach jak antykreator, bijuu i kto wie jeszcze kim był niczym pyłek na wietrze. Kiedy był przekonany powolnego osiągania limitów ludzkości przekonał się jak długa droga wciąż jest przed nim. Wybuchł nagłym śmiechem przypominając sobie dotychczasową arogancję, uczucie możliwości poradzenia sobie z wszystkimi problemami całkowicie przepadło na dobre. Złapał się za brzuch prawą dłonią zginając w połowie, minęło kilka sekund nim powrócił do rzeczywistości. Czy to był moment kiedy powinien się poddać przyznając się do swojej wiecznej bezsilności w każdym zakresie? Bardzo możliwe, ale gdzieś w wnętrzu usłyszał krzyk zmuszający go do działania.
- Całe życie idziesz naprzeciw każdej przeciwności, a teraz chcesz się poddać marnując całe dotychczasowe życie? Ogarnij się, masz wciąż wiele do wykonania. Pamiętaj swoje zadanie.
Wyszeptał do siebie te słowa ponownie stając w pozycji gotowej do działania. Szybko obrócił się na pięcie w kierunku demona z niemalże złożoną pieczęcią tygrysa mogąc ją dokończyć szybciej od mrugnięcia. Musiał wyczekać odpowiedniego momentu obserwując piasek. Ręce mu delikatnie drgały, ale był gotowy dokończyć poprzednie założenia swojego napalmu. W momencie kiedy tylko piasek się otworzy pokazując mu wciąż sprawnego do działania bijuu miał zamiar wystrzelić w niego wielką głowę smoka w pysk razem z sześcioma mniejszymi braćmi wycelowanymi w jego ciało. Teraz nie mógł się wycofać.
Ukryty tekst
0 x
Cause i'm the real fire.
- Akaruidesu Yoake
- Martwa postać
- Posty: 904
- Rejestracja: 23 wrz 2019, o 20:00
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Niski, blond włosy z ciemniejszymi końcówkami, młodo wyglądająca twarz. Czarne ubranie z długimi rękawami i stojącym kołnierzem, na to żółte haori w białe trójkąty.
- Widoczny ekwipunek: Kabura na broń na obu udach. Torba nad lewą nogą. Tanto przy pasie po prawej stronie, katana po prawej.
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7711
- Multikonta: Budyś
Re: Oniniwa 鬼庭町
Techniki:
Stan chakry:
KP:
WIEDZA
ZDOLNOŚCI
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Kabura na broń na obu udach, Torba nad lewą nogą, Wakizashi przy prawym boku, Katana przy lewym boku
Ukryty tekst
Ukryty tekst
WIEDZA
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI
Ukryty tekst
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Kabura na broń na obu udach, Torba nad lewą nogą, Wakizashi przy prawym boku, Katana przy lewym boku
Ukryty tekst
0 x
Do hidów polecam używania mojego ID: 2457
- Keion
- Posty: 466
- Rejestracja: 3 kwie 2018, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Szare włosy, szczupły w miarę wysoki, ma wcięcia koloru czerwonego na twarzy
- Widoczny ekwipunek: Kabura z prawej strony na udzie i torba na lewym pośladku.
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=79323#p79323
- GG/Discord: Keion#4512
Re: Oniniwa 鬼庭町
Keionowi udało się jakoś usztywnić jego ramię, biorąc pod uwagę ze musiał poradzić sobie z tym problemem sam uważał że nawet całkiem dobrze mu to wyszło. Jednakże nie rozwiązywało to problemu jedynie nieco go zmniejszało, bieganie i przemieszczanie się nie było problem, ale ten dał o sobie znać, gdy chłopak rozpoczął leczenie. Poruszanie ręką w jakikolwiek sposób było niesamowicie ciężkie i nawet, gdy dla ułatwieniu oparł ją na torsie miecznika odczuwał silny ból znacząco utrudniający mu skupienie. Całe szczęście medyk, któremu przyszło mu pomagać miał fach w ręku i leczył rany z duża skutecznością. Szybko udało mu się doprowadzić rannego do stanu w którym jego życie nie było już zagrożone.
Jednak nie był to koniec ich walki bo w czasie trwania leczenie doszło do kolejnego wybuchu. Ubezpieczający ich Kaiko i Aka od razu udali się do reszty grupy, gdyż tam były widoczne zniszczenia co sugerowało że mogą być też ranni. Samuraj miał nieco problemu żeby stanąć na nogi, ale mu się to udało i najwyraźniej nie zamierzał się oszczędzać. -Lepiej za bardzo się nie forsuj, straciłeś trochę krwi i rana ledwo się zabliźniła.-odpowiedział nie zamierzając zatrzymywać rannego przed wysiłkiem, ale prosząc jedynie i rozsądek przy kolejnych działaniach. Starszy stażem od Keion medyk tymczasem postanowił że trzeba pośpieszyć do kolejnych rannych, których niestety nie brakowało. Hayakawa chciał udać się do nich na piechotę, ale ku jego zdziwieniu pod jego stopami zaczęły się zbierać robaki i posłużyły mu za środek transportu. Dzięki temu chłopak miał chwile żeby się rozeznać w sytuacji i zobaczył że zrobiło się znacznie ciszej w miejscu, gdzie wcześniej był demon stał piaskowy kopiec, który najprawdopodobniej zakrywał całkowicie bestie, ale na jak długo miało to wystarczyć?
Nie miał zbyt dużo czasu na zastanawianie się, gdyż szybko dostali się w pobliżu rannych Tamaki oberwała, ale nie było widać żadnych ciężkich ran, Sanadą był ciężko ranny, ale nim już się ktoś zajmował. Pozostawał samotny Toshiro z raną klatki i prawdopodobnie płuca, którym nikt się nie zajmował i to na nim swą uwagę skupiła dwójka. Pan od robaku natychmiast wypuścił ich więcej by pomieścił się trzy osoby i rozkazał Keionowi żeby zaczął leczyć. Hayakawa oczywiście nie wahał się nawet na chwilę, ale widząc ranę był trochę przerażony, sam miał problem z skupieniem się, a rana do łatwych nie należała. Ponownie zaczął zajmować się krwią, która dostawał się do płuc niemalże uniemożliwiając oddychanie, próbował ograniczyć, a nawet całkiem powstrzymać jej wyciek do organizmu.
Wkrótce wylądowali nieopodal miejsca w którym wcześniej leczyli Akanoshiego i można było zacząć konkretne leczenie. Hayakawa z chakrą stał bardzo dobrze, ale jego towarzysz widocznie zaczynał odczuwać skutki uboczne spowodowane jej utratą. Podział był prosty szaro włosy zajmował się zasklepianiem ran i ogólnym leczeniem podczas gdy zamaskowany shinobi wziął na siebie płuco, a jego robaki zaczęły z wyciągać odłamki. W pewnym momencie poprosił Hayakawe o użyczenie chakry, a ten oczywiście bez wahania oparł prawą dłoń na dłoniach towarzysza i skupił się na przesyłaniu mu chakry.
ZDOLNOŚCI
Jednak nie był to koniec ich walki bo w czasie trwania leczenie doszło do kolejnego wybuchu. Ubezpieczający ich Kaiko i Aka od razu udali się do reszty grupy, gdyż tam były widoczne zniszczenia co sugerowało że mogą być też ranni. Samuraj miał nieco problemu żeby stanąć na nogi, ale mu się to udało i najwyraźniej nie zamierzał się oszczędzać. -Lepiej za bardzo się nie forsuj, straciłeś trochę krwi i rana ledwo się zabliźniła.-odpowiedział nie zamierzając zatrzymywać rannego przed wysiłkiem, ale prosząc jedynie i rozsądek przy kolejnych działaniach. Starszy stażem od Keion medyk tymczasem postanowił że trzeba pośpieszyć do kolejnych rannych, których niestety nie brakowało. Hayakawa chciał udać się do nich na piechotę, ale ku jego zdziwieniu pod jego stopami zaczęły się zbierać robaki i posłużyły mu za środek transportu. Dzięki temu chłopak miał chwile żeby się rozeznać w sytuacji i zobaczył że zrobiło się znacznie ciszej w miejscu, gdzie wcześniej był demon stał piaskowy kopiec, który najprawdopodobniej zakrywał całkowicie bestie, ale na jak długo miało to wystarczyć?
Nie miał zbyt dużo czasu na zastanawianie się, gdyż szybko dostali się w pobliżu rannych Tamaki oberwała, ale nie było widać żadnych ciężkich ran, Sanadą był ciężko ranny, ale nim już się ktoś zajmował. Pozostawał samotny Toshiro z raną klatki i prawdopodobnie płuca, którym nikt się nie zajmował i to na nim swą uwagę skupiła dwójka. Pan od robaku natychmiast wypuścił ich więcej by pomieścił się trzy osoby i rozkazał Keionowi żeby zaczął leczyć. Hayakawa oczywiście nie wahał się nawet na chwilę, ale widząc ranę był trochę przerażony, sam miał problem z skupieniem się, a rana do łatwych nie należała. Ponownie zaczął zajmować się krwią, która dostawał się do płuc niemalże uniemożliwiając oddychanie, próbował ograniczyć, a nawet całkiem powstrzymać jej wyciek do organizmu.
Wkrótce wylądowali nieopodal miejsca w którym wcześniej leczyli Akanoshiego i można było zacząć konkretne leczenie. Hayakawa z chakrą stał bardzo dobrze, ale jego towarzysz widocznie zaczynał odczuwać skutki uboczne spowodowane jej utratą. Podział był prosty szaro włosy zajmował się zasklepianiem ran i ogólnym leczeniem podczas gdy zamaskowany shinobi wziął na siebie płuco, a jego robaki zaczęły z wyciągać odłamki. W pewnym momencie poprosił Hayakawe o użyczenie chakry, a ten oczywiście bez wahania oparł prawą dłoń na dłoniach towarzysza i skupił się na przesyłaniu mu chakry.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI
Ukryty tekst
0 x