Czy Asaka była zazdrosna o Akiego?
Jeszcze jak. Nie przez to, co robił sam krótkowłosy chłopak, a przez to, jak zachowywał się Shikarui. I chodziło o to, co robił tak dzisiaj, jak i o ich rozmowę sprzed kilku dni, kiedy się pokłócili i Asaka po prostu wyszła z pokoju, żeby się bardziej nie nakręcać. Najgorsze było w tym to, że odnosiła wrażenie, że Shikarui robi to celowo, bo lubił, kiedy ona była zazdrosna i… cholera. Lawendowooki robił to niesamowicie skutecznie. Bo doskonale wiedział w jakim miejscu nacisnąć, żeby osiągnąć u żony odpowiedni efekt. Białowłosa najchętniej wcale by się do Uchihy nie odzywała, ale nie chciała go też całkowicie ignorować i traktować jak powietrze, zaś to co mówił, ten samokrytycyzm, samobiczowanie się wręcz tylko mocniej ją drażniło. Dlaczego? Od turnieju minął rok. Czy to znaczyło, że przez ten rok stał w miejscu i nie podszkolił się tam, gdzie ewidentnie czegoś mu brakowało? Czy tak bardzo nic go nie interesowało, jak to jej rok temu powiedział, że nic ze sobą przez rok nie robił? Jeśli tak… to co tutaj robił? Złotooka już otwierała buzię, by to wszystko powiedzieć i o to zapytać, ale ugryzła się w język i tylko pokręciła tą swoją białowłosą czupryną – na całe szczęście gustownie spiętą w kok, żeby długie włosy nie wpadały jej do oczu.
- Żeby tak mówić, najpierw trzeba wiedzieć do czego się porównać – powiedziała w końcu i przekrzywiła głowę, słysząc, jak jej mąż wydał polecenie Akiemu, żeby… nie przeszkadzał. Asaka wiedziała o co chodzi, opowiadał jej, że nie mógł się z Uchihą dogadać i że często wchodzili sobie w droge i przeszkadzali na misji. Coś, co zaskoczyło go przy Asace – że mu w walce nie wadziła. A Aka… Mógł się porównywać do Shikiego, zgoda, ale nie wiedział co potrafi, albo czego nie potrafi ona, Yami czy Yoichi, choć tego ostatniego każdy mógł się domyślić. Był w końcu sławny.
A skoro już przy tym była mowa…
Stalowa ręka. Stalowa noga… Asaka zapatrzyła się na nią nieco zbyt długo, gdy wtedy rudowłosa kawaleria zamachnęła się tą
ludzką ręką i nastąpił plask, kiedy dłonią trafił w policzek Shikiego. Złote oczy kobiety rozszerzyły się w zdziwieniu i w następnej chwili już dopadła do boku Sanady, gotowa jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, przytrzymać go za rękę i powstrzymać ewentualny cios. Ten jednak nie nadszedł. Zobaczyła za to uśmiech i… wyciągnięta do Inuzuki dłoń. Tak, Asaka uderzyła go raz. Jeden jedyny raz, pod Iglicą, po tym, gdy już zawalili większą część jaskini, a demon już się ocknął. A Shiki wpadł w jakiś taki stan… Asace nie przyszło wtedy do głowy nic innego, co mogłaby zrobić, żeby Sanada się opamiętał. I przepraszała go później długo. Mimo wszystko… uderzyć własnego męża to nie było byle co, nawet jeśli był ninja. Kwestia… hm. Wychowania i szacunku. Tak czy siak kobieta, gdy już panowie podali sobie ręce, sięgnęła dłonią do policzka męża, żeby się upewnić, że nic poważnego się nie stało. A później stanęła na palcach i delikatnie ten policzek ucałowała.
Zabawne… Wydawać by się mogło, że ten
liść mocno rozładował napięcie.
- Czy my się sobie w ogóle przedstawiliśmy? – mruknęła pod nosem i głośno wypuściła powietrze przez usta. Wiedziała kim był Yoichi, ale czy on wiedział z kim miał do czynienia? Chyba niekoniecznie.
- Nazywam się Sanada Asaka, a to mój mąż Shikarui – może trochę na to późno, ale jak to mówią… lepiej późno niż wcale.
- I jak słychać, pochodzimy właśnie stąd, z Daishi – no oboje mieli
mocny akcent ludzi z Karmazynowych Szczytów – hah, taka gra słów, bo był on w mowie delikatny, miękki.
I wtedy doszli na brzeg… rzeki. Czy czymkolwiek to było. Widoczność? Gówniana, ale chociaż widzieli drugą stronę brzegu. Majaczące tam kształty sprawiły, że Asaka jednak żadnego mostu robić nie zaczęła. Po pierwsze starała się policzyć zbierających się tam Jugo… Ilu ich było? I kolejne pytanie, na które też mogła sobie sama odpowiedzieć – czemu nie atakowali? Pewnie… Pewnie nie chcieli wchodzić na bagnistą, mulastą rzekę. Czy może powód był inny?
- W porządku. Zacznę robić most dopiero, jeśli ich odgonisz – kiwnęła głową i starała się to przekazać najciszej jak tylko się da.
- Zrobię nam ścianę, w razie gdyby… ogień. No – nie wiedziała ile Jugo mogą słyszeć. Na ile myślą logicznie. Na ile to są idące za instynktem… zwierzęta, które kiedyś, dawno temu były ludźmi. Wcale nie chciała z nimi walczyć. Była Koseki, ale odkąd wzięła ślub z Shikim i przyjęła jego nazwisko – odtąd należała do rodziny Jugo spod nazwiska Sanada. Takie były fakty, nawet jeśli
n i e k t ó r z y nie chcieli zrozumieć podstawowych rzeczy.
I wtedy zobaczyła pierwsze pieczęci, które zaczął składać czarnowłosy mężczyzna. Pierwsza, druga, trzecia, dziesiąta. Asaka prychnęła pod nosem i na moment oderwała wzrok od Jugo czających się po drugiej stronie rzeki.
- Chcesz ich zdekoncentrować tymi czterdziestoma kilkoma pieczęciami, czy jak? – bąknęła i parsknęła raz jeszcze, z niedowierzaniem kręcąc głową. Ale była gotowa. Do dwóch rzeczy: jeśli wodny smok zadziała i Jugo zostaną odgonieni, to gotowa była szybko postawić wspomniany wcześniej most o odpowiednich gabarytach, by umożliwić im bezpieczne przejście. Jeśli jednak tamci tylko trochę się rozpierzchli i trzeba było ich zagonić na rzekę, to sama odsunęła się od brzegu, reszcie zalecając to samo; wtedy też postawiła przed nimi grubą na metr, kryształową ścianę, żeby mogli się za nią schować, gdy wzmocniony futonem katon uderzy w łatwopalny gaz i Jugo – chroniąc sojuszników przed buchnięciem ognia i gorąca.
Wtedy, dopiero jeśli będzie bezpiecznie, zrobi most na drugą stronę, żeby przejść po nim, jednocześnie trzymając chakrę w stopach.
tldr:
1. Gadka i fabułkens.
2. Asaka czeka, aż Shiki skończy pieczęci do smoka, który ma odgonić Jugo.
3a. Jeśli smok zadziałał i jest bezpiecznie, to robi most na drugą stronę.
3b. Jeśli smok nie zadziałał i trzeba zastosować ofensywę na Jugo, to robi kryształową ścianę, żeby osłonić sojuszników przed ogniem i oparami z bagna. Gdy jest bezpiecznie robi most na drugą stronę.
Ukryty tekst