Posiadłość Sanada
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Nadal, ta radość Asaki, autentyczna. Ale czemu? W sensie spędzili ze sobą niecałe dwa dni, znali się ledwo co, raz im pomógł i teraz ona jest dla niego taka pogodna? Co tutaj nie grało? Może miała wobec niego jakieś plany? Albo potrzebowała medyka i nagle cudownie pojawił się Mujin kiedy było go potrzeba. Mujin nie wierzył w przypadki, a w logiczny i sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy. I chyba nie zrobił nic takiego, żeby otrzymać taką reakcję. Ale zaakceptował to. Nie miał problemu z wdzięcznością i adoracją innych ludzi. Było nie było jego zawód i ratowanie ludzkich żyć przyzwyczaiło go do owacji i innych dupereli na których mógł skorzystać. Nie żeby to robił często, aczkolwiek zdarzało mu się.
- Nudno było, to przede wszystkim. Klimat fajny i widoki niczego sobie, ale ile można patrzeć się na to samo. Ale przyjemnie ogląda się tą kulturę. Znaczy oglądało przez kilka sekund jak szukałem waszego domu. - odpowiedział szczerze. Nudno? Mało powiedziane. Było w cholerę nudno. Nie był produktywny podczas swojej podróży. Może następnym razem powinien załatwić sobie konia? Brudne zwierzę z możliwymi pchłami czy innymi insektami? Tak, Aburame może brzydzić się insektów. No bo były inne niż swoje, nie wiadomo co przenosiły i skąd wracały. Może któryś zakaziłby go jakąś chorobą? Cholera wie i nie chciał poddawać tego próbie.
- A tak, też mi się coś trafiło. Niestety się minęliśmy. Ale nie miałbym jak was przyjąć, na pewno nie tak jak ty mnie. Moja klinika nawet nie ma salonu, tylko pokój do przyjmowania pacjentów. - odpowiedział. Oczywiście nie był to konkurs mierzenia przyrodzeń i kompetencji, a czysty fakt. Ich dom był znacznie bardziej potężny. On też nie potrzebował tak wiele. Jego prywatna część kliniki składała się z poddasza, drabiny i zamykanego włazu. I pomieszczenia sanitarnego, no dobra. Ale on i przepych? Musiałby więcej płacić za lokal, gdzie aktualnie ceny były całkiem adekwatne do tego, co otrzymywał. Cholera, Mujin faktycznie brał pod uwagę pieniądze w większym stopniu, niż się spodziewał. Znaczy się z czegoś żyć musiał. I kupować ziółka. I nasiona. I probówki. I sprzęt. I całą resztę. Może powinien znaleźć sobie jakiegoś sponsora? Słyszał o takim czymś, medycy oddawali swoje usługi w całości jednej organizacji albo człowiekowi, a ten finansował badania. Chyba sponsoring był tutaj odpowiednim sformułowaniem. Chociaż może lepszym określeniem byłoby "obopólna współpraca" albo "transakcja z benefitami"? A może będzie dorabiał jako nauczyciel? I czemu myślał o tym stojąc w holu domu Asaki? No tak, odpowiedni moment. Najlepszy.
- O. Znaczy się nie chciałbym nadużywać gościnności, ale skoro proponujesz. Gorzej jak Shikarui się nie zgodzi. - zażartował, ale faktycznie miał zamiar tutaj przebywać. Znaczy się brał pod uwagę opcję pozostania w hotelu i w żaden sposób nie chciał nadużywać gościnności i dobrej woli gospodarzy, ale to że się zgodzą było po części przewidziane. Na podstawie czego? Tego że chyba go polubili. Chłodna kalkulacja? Meh, bardziej spontaniczne przemyslenie akceptacja.
- Emmmm... trochę tak. Chętnie skorzystam. - zapytał jeszcze zanim usadowił się na kanapie. Wygodna, cholera. U siebie takiego czegoś nie miał. Poczuł się w tym momencie jak jakiś wieśniak z prowincji, który poszedł do wielkiego miasta żeby zakosztować luksusów. Takich jak wygodne meble czy luksusowe jedzenie. A potem by wrócił do swojej wiochy z miłymi wspomnieniami krzesła, które nie boli go w dupsko.
- O tak, herbatę poproszę. Dowolną, mi to nie robi róznicy. - odpowiedział, chłonąc zapachy całym swoim nosem. Cóż, nawet gdyby było to sprytnie przygotowane kadzidło to i tak maska nie zasłaniała nosa. Dlatego postanowił odsunąć ją nieco, żeby móc powdychać trochę tego aromatu. Kuchnia, taka prawdziwa. Skomplikowana i czasochłonna, coś czego całkowicie nie praktykował. I tak ledwo znajdował czas na sen, a co dopiero na luksusy pokroju wybitnego, złożonego jadła. O nie nie. Ale skoro Asaka proponowała i akurat wpadł na obiad (czego akurat się nie spodziewał, a mógł), to czemu nie?
- Coś wyjątkowo w nastroju jesteś. - zagadał jeszcze, siedząc i rozglądając się po pomieszczeniu, łechtając swój wątpliwy zmysł estetyki meblami i innymi zajmującymi miejsce duperelami.
- Nudno było, to przede wszystkim. Klimat fajny i widoki niczego sobie, ale ile można patrzeć się na to samo. Ale przyjemnie ogląda się tą kulturę. Znaczy oglądało przez kilka sekund jak szukałem waszego domu. - odpowiedział szczerze. Nudno? Mało powiedziane. Było w cholerę nudno. Nie był produktywny podczas swojej podróży. Może następnym razem powinien załatwić sobie konia? Brudne zwierzę z możliwymi pchłami czy innymi insektami? Tak, Aburame może brzydzić się insektów. No bo były inne niż swoje, nie wiadomo co przenosiły i skąd wracały. Może któryś zakaziłby go jakąś chorobą? Cholera wie i nie chciał poddawać tego próbie.
- A tak, też mi się coś trafiło. Niestety się minęliśmy. Ale nie miałbym jak was przyjąć, na pewno nie tak jak ty mnie. Moja klinika nawet nie ma salonu, tylko pokój do przyjmowania pacjentów. - odpowiedział. Oczywiście nie był to konkurs mierzenia przyrodzeń i kompetencji, a czysty fakt. Ich dom był znacznie bardziej potężny. On też nie potrzebował tak wiele. Jego prywatna część kliniki składała się z poddasza, drabiny i zamykanego włazu. I pomieszczenia sanitarnego, no dobra. Ale on i przepych? Musiałby więcej płacić za lokal, gdzie aktualnie ceny były całkiem adekwatne do tego, co otrzymywał. Cholera, Mujin faktycznie brał pod uwagę pieniądze w większym stopniu, niż się spodziewał. Znaczy się z czegoś żyć musiał. I kupować ziółka. I nasiona. I probówki. I sprzęt. I całą resztę. Może powinien znaleźć sobie jakiegoś sponsora? Słyszał o takim czymś, medycy oddawali swoje usługi w całości jednej organizacji albo człowiekowi, a ten finansował badania. Chyba sponsoring był tutaj odpowiednim sformułowaniem. Chociaż może lepszym określeniem byłoby "obopólna współpraca" albo "transakcja z benefitami"? A może będzie dorabiał jako nauczyciel? I czemu myślał o tym stojąc w holu domu Asaki? No tak, odpowiedni moment. Najlepszy.
- O. Znaczy się nie chciałbym nadużywać gościnności, ale skoro proponujesz. Gorzej jak Shikarui się nie zgodzi. - zażartował, ale faktycznie miał zamiar tutaj przebywać. Znaczy się brał pod uwagę opcję pozostania w hotelu i w żaden sposób nie chciał nadużywać gościnności i dobrej woli gospodarzy, ale to że się zgodzą było po części przewidziane. Na podstawie czego? Tego że chyba go polubili. Chłodna kalkulacja? Meh, bardziej spontaniczne przemyslenie akceptacja.
- Emmmm... trochę tak. Chętnie skorzystam. - zapytał jeszcze zanim usadowił się na kanapie. Wygodna, cholera. U siebie takiego czegoś nie miał. Poczuł się w tym momencie jak jakiś wieśniak z prowincji, który poszedł do wielkiego miasta żeby zakosztować luksusów. Takich jak wygodne meble czy luksusowe jedzenie. A potem by wrócił do swojej wiochy z miłymi wspomnieniami krzesła, które nie boli go w dupsko.
- O tak, herbatę poproszę. Dowolną, mi to nie robi róznicy. - odpowiedział, chłonąc zapachy całym swoim nosem. Cóż, nawet gdyby było to sprytnie przygotowane kadzidło to i tak maska nie zasłaniała nosa. Dlatego postanowił odsunąć ją nieco, żeby móc powdychać trochę tego aromatu. Kuchnia, taka prawdziwa. Skomplikowana i czasochłonna, coś czego całkowicie nie praktykował. I tak ledwo znajdował czas na sen, a co dopiero na luksusy pokroju wybitnego, złożonego jadła. O nie nie. Ale skoro Asaka proponowała i akurat wpadł na obiad (czego akurat się nie spodziewał, a mógł), to czemu nie?
- Coś wyjątkowo w nastroju jesteś. - zagadał jeszcze, siedząc i rozglądając się po pomieszczeniu, łechtając swój wątpliwy zmysł estetyki meblami i innymi zajmującymi miejsce duperelami.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Była jak to słońce na niebie. Promień światła i ciepła w pochmurny dzień. Nie zawsze taka była – to wszystko przyszło z czasem, gdy pokochała życie, i gdy znalazła w nim swoje miejsce. Gdy lód wokół jej serca stopniał i twardy kryształ, który go chronił odpadł. Kobieta odnalazła szczęście i widać było, że jest w miejscu, które jej go dawało. Z osobą, z którą chciała być. Ewidentnie było widać, że jest szczęśliwa i że zdecydowanie ma dobry humor, niekoniecznie tak, jak to było w Watarimono przez te dwa razy, kiedy Mujin miał okazję spotkać się z małżeństwem Sanada.
- Zapomniałam już jak to jest podróżować samemu – przyznała po chwili, gdy ewidentnie w głowie zaszedł jakiś krótki proces tentegowania. - Jak się podróżuje z kimś, to zawsze jest raźniej. Jest się do kogo odezwać, a i milczeć jest raźniej w dwójkę – zwykle to Shiki milczał, Asaka gadała, a potem milczeli oboje. To nie tak, ze czarnowłosy w ogóle się nie odzywał! Ta-ładniejsza-Sanada potrafiła go całkiem skutecznie wciągnąć w rozmowę, ale jednak nadal Shikarui to był Shikarui. Milczek. Tak po prostu. - Często zdarza mi się w podróży trenować jakąś technikę, bo szkoda mi tyle czasu – ale to tylko, jeśli uda im się złapać na jakiś wóz i nie trzeba dreptać. Chociaaaż…. To też już jej się kiedyś zdarzyło. Ćwiczyć, gdy podróżowali pieszo. Ale wtedy byli w trójkę i mogła sobie na to pozwolić. - Nie byłeś nigdy w górach, prawda? Jeśli ci się nie spieszy do tej sprawy, z powodu której tu jesteś, to polecam się wspiąć na jakiś szczyt. Widoki są nie do zapomnienia – wszystko było wtedy takie malutkie… I tak wiele można było zobaczyć. Niemalże jak Shikarui tymi swoimi cudownymi oczami.
- Nawet nie liczyliśmy na przenocowanie. Zwykle zatrzymujemy się w ryokanach. Po prostu chcieliśmy odwiedzić przy okazji, skoro już tam byliśmy – i to naprawdę bez głębszego powodu i żadnego drugiego dna! Cóż, co innego było zarabiać na własną rękę, a co innego było zarabiać w dwie osoby, mieć całkiem bogatą rodzinę i służyć pod klanem. Pieniędzy więc im nie brakowało i Asaka potrafiła to docenić. Poza tym – było to widać.
- Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko. Miejsca tu mamy sporo, mieszkamy tu tylko w dwójkę, więc no… Nikomu jedna osoba więcej wadzić nie będzie, naprawdę – też jej nadużywanie gościnności. Przybył z niemalże drugiego końca kontynentu, trzy tygodnie w podróży, jak nie więcej… A jej to nie robiło absolutnie problemu. Przecież zapraszali go do siebie, tak po prostu. Mało kogo zapraszali i dawali swój adres, więc to akurat pamiętała doskonale. Pokiwała głową, przyjmując do wiadomości, że ten obiad to on chętnie. No i dobrze, proponują to trzeba brać, nie? Ale to zaraz. - To jeszcze chwilę potrwa, w sumie nie tak dawno zaczęłam – mieli więc na to jeszcze trochę. Asaka tak to wyliczyła, że Shikarui powinien wrócić wtedy, kiedy ona skończy robić obiad. Albo odrobinę przed tym – już to mieli wyćwiczone. Tak czy siak, Asaka nalała wodę z dzbanka do imbryka i postawiła go na ogniu, żeby zagrzać wodę na herbatę.
- Trochę się pozmieniało przez ten rok. I zmartwień mi odeszło – w sumie to nie sądziła, że to jest po niej aż tak widoczne. …naprawdę nie? Chyba powinna. Przecież dawało się z niej czytać jak z otwartej księgi, zawsze tak było. Nawet Shikarui, który miewał problem z nazywaniem emocji, nie miał z tym większych kłopotów. - Jak się spełniają marzenia, to trudno nie być w nastroju – to pewnie dlatego wyglądała tak młodo. Skoro była taka szczęśliwa. A Mujin? Mujin miał ogromne szczęście, że trafił na moment, kiedy kobieta była w tak niesamowicie dobrym humorze, bo wtedy była zdecydowanie łatwiejsza w obsłudze. - Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze, Mujin-san - mało na niego zerkała przez ten czas, gdy tak kręciła się po kuchni i zaglądała to tu to tam. Ale gdy powiedziała ostatnie zdanie, to przystanęła i odwróciła się do mężczyzny, obserwując go z uwagą, ale nie ostrożnością. Po prostu z ciekawością. - To interesy cię wezwały do Daishi?
- Zapomniałam już jak to jest podróżować samemu – przyznała po chwili, gdy ewidentnie w głowie zaszedł jakiś krótki proces tentegowania. - Jak się podróżuje z kimś, to zawsze jest raźniej. Jest się do kogo odezwać, a i milczeć jest raźniej w dwójkę – zwykle to Shiki milczał, Asaka gadała, a potem milczeli oboje. To nie tak, ze czarnowłosy w ogóle się nie odzywał! Ta-ładniejsza-Sanada potrafiła go całkiem skutecznie wciągnąć w rozmowę, ale jednak nadal Shikarui to był Shikarui. Milczek. Tak po prostu. - Często zdarza mi się w podróży trenować jakąś technikę, bo szkoda mi tyle czasu – ale to tylko, jeśli uda im się złapać na jakiś wóz i nie trzeba dreptać. Chociaaaż…. To też już jej się kiedyś zdarzyło. Ćwiczyć, gdy podróżowali pieszo. Ale wtedy byli w trójkę i mogła sobie na to pozwolić. - Nie byłeś nigdy w górach, prawda? Jeśli ci się nie spieszy do tej sprawy, z powodu której tu jesteś, to polecam się wspiąć na jakiś szczyt. Widoki są nie do zapomnienia – wszystko było wtedy takie malutkie… I tak wiele można było zobaczyć. Niemalże jak Shikarui tymi swoimi cudownymi oczami.
- Nawet nie liczyliśmy na przenocowanie. Zwykle zatrzymujemy się w ryokanach. Po prostu chcieliśmy odwiedzić przy okazji, skoro już tam byliśmy – i to naprawdę bez głębszego powodu i żadnego drugiego dna! Cóż, co innego było zarabiać na własną rękę, a co innego było zarabiać w dwie osoby, mieć całkiem bogatą rodzinę i służyć pod klanem. Pieniędzy więc im nie brakowało i Asaka potrafiła to docenić. Poza tym – było to widać.
- Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko. Miejsca tu mamy sporo, mieszkamy tu tylko w dwójkę, więc no… Nikomu jedna osoba więcej wadzić nie będzie, naprawdę – też jej nadużywanie gościnności. Przybył z niemalże drugiego końca kontynentu, trzy tygodnie w podróży, jak nie więcej… A jej to nie robiło absolutnie problemu. Przecież zapraszali go do siebie, tak po prostu. Mało kogo zapraszali i dawali swój adres, więc to akurat pamiętała doskonale. Pokiwała głową, przyjmując do wiadomości, że ten obiad to on chętnie. No i dobrze, proponują to trzeba brać, nie? Ale to zaraz. - To jeszcze chwilę potrwa, w sumie nie tak dawno zaczęłam – mieli więc na to jeszcze trochę. Asaka tak to wyliczyła, że Shikarui powinien wrócić wtedy, kiedy ona skończy robić obiad. Albo odrobinę przed tym – już to mieli wyćwiczone. Tak czy siak, Asaka nalała wodę z dzbanka do imbryka i postawiła go na ogniu, żeby zagrzać wodę na herbatę.
- Trochę się pozmieniało przez ten rok. I zmartwień mi odeszło – w sumie to nie sądziła, że to jest po niej aż tak widoczne. …naprawdę nie? Chyba powinna. Przecież dawało się z niej czytać jak z otwartej księgi, zawsze tak było. Nawet Shikarui, który miewał problem z nazywaniem emocji, nie miał z tym większych kłopotów. - Jak się spełniają marzenia, to trudno nie być w nastroju – to pewnie dlatego wyglądała tak młodo. Skoro była taka szczęśliwa. A Mujin? Mujin miał ogromne szczęście, że trafił na moment, kiedy kobieta była w tak niesamowicie dobrym humorze, bo wtedy była zdecydowanie łatwiejsza w obsłudze. - Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze, Mujin-san - mało na niego zerkała przez ten czas, gdy tak kręciła się po kuchni i zaglądała to tu to tam. Ale gdy powiedziała ostatnie zdanie, to przystanęła i odwróciła się do mężczyzny, obserwując go z uwagą, ale nie ostrożnością. Po prostu z ciekawością. - To interesy cię wezwały do Daishi?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Podróżowanie z kimś. Ciekawa koncepcja. Tak nie samemu. Mujin chyba nie miał kogoś takiego z kim mógłby podrózować gdziekolwiek by zechciał. Może kiedyś, jak znajdzie jakiegoś asystenta czy pomocnika? Albo ucznia, o! Przydałby mu się w sumie ktoś taki. Czysty moralnie, etycznie, gotowy do zgłębiania tajników medycyny. Talent rzecz jasna też ważna kwalifikacja. W sumie to może po tym wszystkim, znaczy się Daishiańskiej robocie, spróbuje kogoś znaleźć? Brzmiało dobrze, tylko teraz trzeba znaleźć jakiegoś kandydata.
- Pewnie tak. Dawno nie miałem okazji podróżować z kimś. Znaczy się - przez niewielkie fragmenty wędrówki owszem. Ale tak długoterminowo niestety nie. - odpowiedział. Czy nie brzmiało to nieco smutno? Samotnie? Dla Asaki, która zawsze miała przy sobie swojego męża? Istnieje taka możliwość, ale Mujin podchodził do tego tematu bardzo lekko, lekceważąco wręcz. A co go to? Pewnie byłoby, ale dopóki nie ma - radzi sobie jak może. Nie żeby rozmowy z przypadkowymi ludźmi były interesujące czy ciekawe. O czym porozmawia z chłopem wożącym pusty wóz z wioski? No o niczym. Ale i tak były wybawieniem na tym nudnym szlaku.
- Nie no, nie śpieszy mi się. Gdybym miał mało czasu to pewnie odwiedziłbym was dopiero po wszystkim. A w górach nie byłem i jestem cholernie ciekaw wielu rzeczy. Tych lokalnych szczególnie. I florze. I faunie. I może o lokalnych zwyczajach. - no tak, cholernie go to obchodziło Już abstrahując od widoków, ale flora. Fauna. Możliwości w zakresie pozyskania lokalnych ziół i metod tworzenia specyfików. O tak, te ziemie oferowały ogromne bogactwo wiedzy która tylko czeka żeby zostać spisana i wyuczona. Wkuta na pamięć. Przekazana dalej, w innych zakątkach świata. Zmieszana z innymi. W każdej ziemi drzemał potencjał. W ludziach.
- Nie no, nawet nie byłoby tyle miejsca. Mam tylko jeden pokój, na poddaszu. Cała reszta to klinika. A tutaj widzę willa taka prawie. - powiedział z uśmiechem. Tak tak, zdecydowanie można było to nazwać willą. Szczególnie patrząc okiem kogoś skromnego, który potrzebuje niewiele miejsca do życia. Pomimo swoich wysokich gabarytów. I tak, kilkukrotnie uderzył się w sufik swojego domostwa. I tak, jest to ta część jego życia o której prawdopodobnie nigdy nikomu nie powie.
- Nie ma problemu, nie śpieszy mi się. - co, dostałby posiłek, gościnę, miejsce do spania i jeszcze miałby narzekać na to, że posiłek gotowy będzie nie od razu? Poważnie? Aż takim chujem nie był i nigdy nie zamierzał być. Medyk w celu zbudowania zaufania z pacjentem winien być rzeczowy, procesjonalny i skromny. Ale przede wszystkim - empatyczny. Nikt nie polubiłby nieczułego drania, prawda? Dlatego Mujin czasem musiał okazać nieco więcej uczuć niż faktycznie czuł. Co z tego, że nieco fałszywe, skoro pacjent miał poczucie bezpieczeństwa?
- Dobrze dla ciebie. Rad jestem widzieć cię w dobrym nastroju. I tak, nawet ślepy by to zobaczył. - taa, było to widać, słychać i było to oczywiste. Cud że jeszcze nie zaczęła tańczyć przy garnkach. Zawsze tak mieli? Czy kobieta mogła być taka szczęśliwa przez cały czas? Nie wiedział do końca jak samemu się z tym czuć, Mujin po prostu zaakceptował jej nastrój jako integralną część jej nowego życia. I nic z tym nie zrobił, bo cóż miał zrobić?
- Zaskakująco dobrze. Chociaż ostatnio interesy popsuła mi grupa wątpliwej kompetencji medyków, ale ci są już w lochach w Ryuzaku za szkodę publiczną. Więc wszystko dobrze. - rzekł i szybko kontynuował odpowiedzią na kolejne pytanie - Tak. Coś ma się tutaj dziać. Wyprawa do jakiegoś niebezpiecznego miejsca. Widziałem ogłoszenia w Ryuzaku i po drodze. Więc pomyślałem, że przyda się tam jakaś kompetentna pomoc medyczna. I dotarłem i jestem. Może słyszałaś o tym? - jego powody przybycia tutaj raczej nie miały prawa być jakąś tajemnicą. Zresztą po co komu miała być informacja że Mujin jest tutaj dla tego ogłoszenia? Ktoś miałby z tego jakiś profit? Mógłby przez to być w jakimś niebezpieczeństwie? Medyk powątpiewał. Odrobina szczerości jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Pewnie tak. Dawno nie miałem okazji podróżować z kimś. Znaczy się - przez niewielkie fragmenty wędrówki owszem. Ale tak długoterminowo niestety nie. - odpowiedział. Czy nie brzmiało to nieco smutno? Samotnie? Dla Asaki, która zawsze miała przy sobie swojego męża? Istnieje taka możliwość, ale Mujin podchodził do tego tematu bardzo lekko, lekceważąco wręcz. A co go to? Pewnie byłoby, ale dopóki nie ma - radzi sobie jak może. Nie żeby rozmowy z przypadkowymi ludźmi były interesujące czy ciekawe. O czym porozmawia z chłopem wożącym pusty wóz z wioski? No o niczym. Ale i tak były wybawieniem na tym nudnym szlaku.
- Nie no, nie śpieszy mi się. Gdybym miał mało czasu to pewnie odwiedziłbym was dopiero po wszystkim. A w górach nie byłem i jestem cholernie ciekaw wielu rzeczy. Tych lokalnych szczególnie. I florze. I faunie. I może o lokalnych zwyczajach. - no tak, cholernie go to obchodziło Już abstrahując od widoków, ale flora. Fauna. Możliwości w zakresie pozyskania lokalnych ziół i metod tworzenia specyfików. O tak, te ziemie oferowały ogromne bogactwo wiedzy która tylko czeka żeby zostać spisana i wyuczona. Wkuta na pamięć. Przekazana dalej, w innych zakątkach świata. Zmieszana z innymi. W każdej ziemi drzemał potencjał. W ludziach.
- Nie no, nawet nie byłoby tyle miejsca. Mam tylko jeden pokój, na poddaszu. Cała reszta to klinika. A tutaj widzę willa taka prawie. - powiedział z uśmiechem. Tak tak, zdecydowanie można było to nazwać willą. Szczególnie patrząc okiem kogoś skromnego, który potrzebuje niewiele miejsca do życia. Pomimo swoich wysokich gabarytów. I tak, kilkukrotnie uderzył się w sufik swojego domostwa. I tak, jest to ta część jego życia o której prawdopodobnie nigdy nikomu nie powie.
- Nie ma problemu, nie śpieszy mi się. - co, dostałby posiłek, gościnę, miejsce do spania i jeszcze miałby narzekać na to, że posiłek gotowy będzie nie od razu? Poważnie? Aż takim chujem nie był i nigdy nie zamierzał być. Medyk w celu zbudowania zaufania z pacjentem winien być rzeczowy, procesjonalny i skromny. Ale przede wszystkim - empatyczny. Nikt nie polubiłby nieczułego drania, prawda? Dlatego Mujin czasem musiał okazać nieco więcej uczuć niż faktycznie czuł. Co z tego, że nieco fałszywe, skoro pacjent miał poczucie bezpieczeństwa?
- Dobrze dla ciebie. Rad jestem widzieć cię w dobrym nastroju. I tak, nawet ślepy by to zobaczył. - taa, było to widać, słychać i było to oczywiste. Cud że jeszcze nie zaczęła tańczyć przy garnkach. Zawsze tak mieli? Czy kobieta mogła być taka szczęśliwa przez cały czas? Nie wiedział do końca jak samemu się z tym czuć, Mujin po prostu zaakceptował jej nastrój jako integralną część jej nowego życia. I nic z tym nie zrobił, bo cóż miał zrobić?
- Zaskakująco dobrze. Chociaż ostatnio interesy popsuła mi grupa wątpliwej kompetencji medyków, ale ci są już w lochach w Ryuzaku za szkodę publiczną. Więc wszystko dobrze. - rzekł i szybko kontynuował odpowiedzią na kolejne pytanie - Tak. Coś ma się tutaj dziać. Wyprawa do jakiegoś niebezpiecznego miejsca. Widziałem ogłoszenia w Ryuzaku i po drodze. Więc pomyślałem, że przyda się tam jakaś kompetentna pomoc medyczna. I dotarłem i jestem. Może słyszałaś o tym? - jego powody przybycia tutaj raczej nie miały prawa być jakąś tajemnicą. Zresztą po co komu miała być informacja że Mujin jest tutaj dla tego ogłoszenia? Ktoś miałby z tego jakiś profit? Mógłby przez to być w jakimś niebezpieczeństwie? Medyk powątpiewał. Odrobina szczerości jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Zabawna sprawa, bo Asaka kiedyś wolała podróżować po prostu sama. Ludzie w większości ją męczyli, to, że gadali byle tylko było słychać ich głos, nawet jeśli mówili największe głupoty na świecie – tego nie znosiła u innych. Głupoty właśnie. Ale gdy poznała Shikiego i zgodziła się wyruszyć z nim do Daishi i okazało się, że nie gadał głupot, bo po prostu mało gadał, a na dodatek mają podobne podejście do ludzi, którzy czegoś od nich chcą, to jakoś… Jakoś zmieniła zdanie. Asaka była pod tym kątem trochę hipokrytką, bo sama dużo gadała i często to też musiały być głupoty, ale to nie tak, że nie potrafiła usiedzieć w ciszy. Często tak też właśnie było – że milczała. Ale potem to i tak zwykle ona się pierwsza odzywała, bo coś przyszło jej do głowy.
- Póki nie poznałam Shikaruiego, to też podróżowałam samotnie. Nie ma porównania prawdę mówiąc – czy brzmiało to smutno? W żadnym wypadku. Przenież shinobi to w większości samotnicy, taka para jak ona i Shiki to był prawdziwy ewenement i wiedziała o tym doskonale. Nie bez powodu tak przecież było. Nie był to prosty zawód i mało kto chciał się w nim łączyć w pary, czy nawet w towarzyszy – ze względów emocjonalnych i ewentualnych komplikacji z tym związanych. Poza tym wiele z nich lubiło pracować solo. Wiele technik przecież przeszkadzało sobie wzajemnie.
- Byłeś kiedyś w Sogen? – zagaiła w odpowiedzi. - Jeśli tak, to tamtejsze zwyczaje są dość podobne do naszych. Nie wszystkie rzecz jasna, ale całkiem sporo. Tylko jesteśmy mniej sztywni – zakończyła rozbrajającą szczerością i nawet się zaśmiała, całkiem rozbawiona z tego, co powiedziała. Ale tak naprawdę uważała. Prawie rok spędziła w Kotei i okolicach, to trochę na ten temat mogła powiedzieć. W Sogen wszyscy mieli kija w dupie. W Daishi? Też, ale potrafili go na szczęście wyciągnąć. - Jest co oglądać w każdym razie. Wiem, że rośnie u nas sporo ziół, ale niezbyt się na nich znam, to za wiele nie pomogę. A zwierząt też sporo, niekoniecznie tych łagodnych – takich jak na przykład zajączki. Sporo tu było drapieżników i trzeba było uważać, dlatego też ten dom otoczony był płotem. Mimo wszystko trzeba było uważać – raczej wątpliwe, że zwierzęta będą chciały się zbliżyć do ludzkiej osady, ale oni w samej osadzie przecież nie mieszkali. Minimum ostrożności jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Pewnie wynajem takiego miejsca w Ryzaku nie należy do najtańszych? Przepraszam, nie znam się na tym po prostu, niewiele miewałam do czynienia z miastami kupieckimi. My służymy pod Shirei-kanem prowincji, trochę wtedy łatwiej z finansowymi kwestiami – głównie też dlatego, że byli pełnoprawnymi ninja, a nie ninja, którzy zajmowali się na co dzień swoim interesem a nie misjami… Misjami, które i tak w większości wykonywali na poczet klanu.
No nawet jakby się spieszył, to przecież nie przyspieszy tego obiadu! Gotowanie potrzebowało odpowiedniego czasu, żeby wszystko było smaczne, tutaj nie było drogi na skróty.
- Jest coś czego nie jadasz? – zapytała po chwili tknięta tym, by nie podać gościowi czegoś, czego mógłby nie lubić. Albo czegoś, co mogłoby mu szkodzić. A przecież nie o to w tym wszystkim chodziło. Z Shikim nie miała takich problemów, on jadał wszystko, co wyszło spod jej ręki i nigdy nie marudził ani nie wybrzydzał. Czasami tylko patrzył takimi pieskimi oczami, niemal prosząc o coś słodkiego, bo słodycze uwieeelbiał. Ale nie wiedziała jak to może być z Mujinem, szczególnie, że wydawał się taki delikatny. Kruchy. To przez tę jego urodę (choć naprawdę trudno go było pomylić z kobietą) i maskę, którą nosił. A przecież wiedziała, dlaczego ją nosił – i dlatego tym bardziej spodziewała się, że może powiedzieć, że czegoś tam nie lubi.
Rozpromieniła się na moment jeszcze bardziej, ale tylko kiwnęła głową i w odruchu zrzuciła warkocz na plecy. Zupełnie zbędnie, bo za chwilę pewnie się po coś schyli i znowu przepłynie jej do przodu przez ramię. O, do tańczenia to było jej daleko, ogólnie nie wyglądało na to, by ją nosiło i żeby nie potrafiła ustać w miejscu – ot po prostu robiła swoje.
- Robili coś celowo na twoją niekorzyść? – to, że trafili do lochu mówiło o tym w sumie wiele. Ciekawe co takiego zrobili… - Ale w takim razie cieszę się, że się dobrze skończyło – tak, zdecydowanie dobrze. Z medycznymi sprawami nie było żartów. Jeden zły ruch i pacjenta nie było. A później uniosła wyżej brwi, gdy powiedział z czym tutaj w ogóle przyszedł. Czy raczej po co. - Mówisz o ogłoszeniach, w których mowa o Hanie Sozo? – wolała się upewnić. W moment jej promienna natura zdecydowanie… spoważniała.
- Póki nie poznałam Shikaruiego, to też podróżowałam samotnie. Nie ma porównania prawdę mówiąc – czy brzmiało to smutno? W żadnym wypadku. Przenież shinobi to w większości samotnicy, taka para jak ona i Shiki to był prawdziwy ewenement i wiedziała o tym doskonale. Nie bez powodu tak przecież było. Nie był to prosty zawód i mało kto chciał się w nim łączyć w pary, czy nawet w towarzyszy – ze względów emocjonalnych i ewentualnych komplikacji z tym związanych. Poza tym wiele z nich lubiło pracować solo. Wiele technik przecież przeszkadzało sobie wzajemnie.
- Byłeś kiedyś w Sogen? – zagaiła w odpowiedzi. - Jeśli tak, to tamtejsze zwyczaje są dość podobne do naszych. Nie wszystkie rzecz jasna, ale całkiem sporo. Tylko jesteśmy mniej sztywni – zakończyła rozbrajającą szczerością i nawet się zaśmiała, całkiem rozbawiona z tego, co powiedziała. Ale tak naprawdę uważała. Prawie rok spędziła w Kotei i okolicach, to trochę na ten temat mogła powiedzieć. W Sogen wszyscy mieli kija w dupie. W Daishi? Też, ale potrafili go na szczęście wyciągnąć. - Jest co oglądać w każdym razie. Wiem, że rośnie u nas sporo ziół, ale niezbyt się na nich znam, to za wiele nie pomogę. A zwierząt też sporo, niekoniecznie tych łagodnych – takich jak na przykład zajączki. Sporo tu było drapieżników i trzeba było uważać, dlatego też ten dom otoczony był płotem. Mimo wszystko trzeba było uważać – raczej wątpliwe, że zwierzęta będą chciały się zbliżyć do ludzkiej osady, ale oni w samej osadzie przecież nie mieszkali. Minimum ostrożności jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Pewnie wynajem takiego miejsca w Ryzaku nie należy do najtańszych? Przepraszam, nie znam się na tym po prostu, niewiele miewałam do czynienia z miastami kupieckimi. My służymy pod Shirei-kanem prowincji, trochę wtedy łatwiej z finansowymi kwestiami – głównie też dlatego, że byli pełnoprawnymi ninja, a nie ninja, którzy zajmowali się na co dzień swoim interesem a nie misjami… Misjami, które i tak w większości wykonywali na poczet klanu.
No nawet jakby się spieszył, to przecież nie przyspieszy tego obiadu! Gotowanie potrzebowało odpowiedniego czasu, żeby wszystko było smaczne, tutaj nie było drogi na skróty.
- Jest coś czego nie jadasz? – zapytała po chwili tknięta tym, by nie podać gościowi czegoś, czego mógłby nie lubić. Albo czegoś, co mogłoby mu szkodzić. A przecież nie o to w tym wszystkim chodziło. Z Shikim nie miała takich problemów, on jadał wszystko, co wyszło spod jej ręki i nigdy nie marudził ani nie wybrzydzał. Czasami tylko patrzył takimi pieskimi oczami, niemal prosząc o coś słodkiego, bo słodycze uwieeelbiał. Ale nie wiedziała jak to może być z Mujinem, szczególnie, że wydawał się taki delikatny. Kruchy. To przez tę jego urodę (choć naprawdę trudno go było pomylić z kobietą) i maskę, którą nosił. A przecież wiedziała, dlaczego ją nosił – i dlatego tym bardziej spodziewała się, że może powiedzieć, że czegoś tam nie lubi.
Rozpromieniła się na moment jeszcze bardziej, ale tylko kiwnęła głową i w odruchu zrzuciła warkocz na plecy. Zupełnie zbędnie, bo za chwilę pewnie się po coś schyli i znowu przepłynie jej do przodu przez ramię. O, do tańczenia to było jej daleko, ogólnie nie wyglądało na to, by ją nosiło i żeby nie potrafiła ustać w miejscu – ot po prostu robiła swoje.
- Robili coś celowo na twoją niekorzyść? – to, że trafili do lochu mówiło o tym w sumie wiele. Ciekawe co takiego zrobili… - Ale w takim razie cieszę się, że się dobrze skończyło – tak, zdecydowanie dobrze. Z medycznymi sprawami nie było żartów. Jeden zły ruch i pacjenta nie było. A później uniosła wyżej brwi, gdy powiedział z czym tutaj w ogóle przyszedł. Czy raczej po co. - Mówisz o ogłoszeniach, w których mowa o Hanie Sozo? – wolała się upewnić. W moment jej promienna natura zdecydowanie… spoważniała.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Czy był w Sogen? O dziwo odpowiedzi na to pytanie było kilka. Fizycznie był tam i nawet przebywał przez kilka dni. Aczkolwiek było to w czasach, gdy jeszcze się uczył. Akuhara-sensei często zabierał go na różne podróże, do swoich klientów, żeby Mujin podpatrzył to i owo. Ale specjalnie nie patrzył na kulturę i inne takie duperele. Wtedy jeszcze nie miał świadomości, jak ważne mogą być informacje o lokalnych wierzeniach, zwyczajach i ludziach. Był bardziej zainteresowany co robił Akuhara-sensei, tak z czysto medycznego punktu widzenia. Też długo tam nie zabawił. Więc czy był? Jak najbardziej. Czy był świadomy tego, że tam był i chłonął co się da? Nie, niestety nie.
- Kiedyś byłem. - odpowiedział - A. To wiele ułatwia, dobrze wiedzieć. - nie żeby wiele to ułatwiało, ale wolał stwarzać pozory że doskonale wie o co chodzi, niż przyznać że nie wie. Oczywiście przyznanie się medyka do niewiedzy nie jest niczym złym czy godnym potępienia, ale to on po prostu nie chciał przez Asaką przyznać, że nie jest doinformowany. Mujin chyba nazwałby to zbudowaniem wizerunku i tak też to rozpatrywał.
- Macie może tutaj jakieś publiczne księgozbiory? Byłoby czystą przyjemnością móc przeczytać o tym wszystkim zanim zobaczyłbym to na własne oczy. - tak, co mogło być bardziej pociągającego od zobaczenia całkowicie obcego kawałka natury w tych mikroklimacie? Oczywiście przeczytanie o nim wszystko, co tylko się dało i potem zobaczenie. Pewnie jakieś zbiory i tak tutaj były, ale wolał zapytać. Chociażby dla faktu podtrzymania rozmowy, która szła bardzo płynnie i chyba obydwie strony chciały dalej ją prowadzić.
- Nie no, nie jest drogie. Przychody w miarę pokrywają wydatki i podstawowe potrzeby. Ale na prywatne projekty muszę wykładać z własnej kieszeni. Na to zazwyczaj idą pieniądze z pobocznych zleceń. - nie wstydził się ani swojej działalności, ani źródła zdobywania dochodów. Znaczy się no, te "poboczne zlecenia" można było interpretować zarówno jako świadczenie pomocy wykraczającej poza jego kompetencje zwykłego medyka, jak i robienie czegoś mniej konwencjonalnego. Ale prawdą było, że rzadko kiedy ktoś prosił go o jakieś trucizny czy inne niemoralne usługi. Głównie dlatego że mało kto o tym wiedział. Że zajmuje się truciznami i innymi takimi. Ostatni przypływ Ryo też był legalny - spieniężył odtrutkę dla ludzi pokrzywdzonych w Ryuzaku... No generalnie jego sumienie było czyste jak świeżo przegotowana woda.
- Nie, nie wydaje mi się. Zjem wszystko. - ...oczywiście poza jedzenia nieugotownanego w odpowiedniej temperaturze albo niepoddanego jakiejkolwiek obróbce. Nie zje smażonych robaków, ryb które mają w sobie woreczki z trucizną, albo jakieś egzotyczne mięso pokroju koniny czy krokodylego. Cholera wie co tam jedzą w tym Daishi. Ale miał nadzieję, MIAŁ OGROMNĄ NADZIEJĘ, że Asaka nie gustuje w tego typu abominacjach gastronomicznych.
- Wszystko co działa na niekorzyść zdrowia ludzi w Ryuzaku działa też na moją niekorzyść. Znaczy się ludzie robili sobie u nich długi, a ci bawili się na nich truciznami. - skrzywił się pod maską, pamiętając o tej ogromnej dziurze w przedramieniu, którą wstrzyknięta została trucizna. I tej drugiej, u tego starca który odmówił leczenia. A potem przypomniał sobie o ich notatkach które znalazł. Ktoś mógłby powiedzieć "Ale przecież im więcej osób jest chorych, tym lepiej dla ciebie, bo będziesz miał więcej pracy". Ehe, takiego chuja.
- Tak, dokładnie to. - Mujin zerknął na nią i zobaczył, że cała ta wesoła otoczka zniknęła jak ręką odjął. Cholera, czy powiedział coś czego nie powinien? Aż zadziwiające, że wystarczyła jedna nieodpowiednia kwestia żeby wesoła pogodność i lekkość zmieniła się w powagę. Mujin czekał na dalszy rozwój wydarzeń w związku z ujawnieniem tej informacji. Patrzył na nią z wyraźnym zaciekawieniem, jak na okaz robaka który zaczął szaleć bez wyraźnego powodu. Robaka z warkoczem, sylwetką kobiety i nawet nie będącego robakiem.
- Kiedyś byłem. - odpowiedział - A. To wiele ułatwia, dobrze wiedzieć. - nie żeby wiele to ułatwiało, ale wolał stwarzać pozory że doskonale wie o co chodzi, niż przyznać że nie wie. Oczywiście przyznanie się medyka do niewiedzy nie jest niczym złym czy godnym potępienia, ale to on po prostu nie chciał przez Asaką przyznać, że nie jest doinformowany. Mujin chyba nazwałby to zbudowaniem wizerunku i tak też to rozpatrywał.
- Macie może tutaj jakieś publiczne księgozbiory? Byłoby czystą przyjemnością móc przeczytać o tym wszystkim zanim zobaczyłbym to na własne oczy. - tak, co mogło być bardziej pociągającego od zobaczenia całkowicie obcego kawałka natury w tych mikroklimacie? Oczywiście przeczytanie o nim wszystko, co tylko się dało i potem zobaczenie. Pewnie jakieś zbiory i tak tutaj były, ale wolał zapytać. Chociażby dla faktu podtrzymania rozmowy, która szła bardzo płynnie i chyba obydwie strony chciały dalej ją prowadzić.
- Nie no, nie jest drogie. Przychody w miarę pokrywają wydatki i podstawowe potrzeby. Ale na prywatne projekty muszę wykładać z własnej kieszeni. Na to zazwyczaj idą pieniądze z pobocznych zleceń. - nie wstydził się ani swojej działalności, ani źródła zdobywania dochodów. Znaczy się no, te "poboczne zlecenia" można było interpretować zarówno jako świadczenie pomocy wykraczającej poza jego kompetencje zwykłego medyka, jak i robienie czegoś mniej konwencjonalnego. Ale prawdą było, że rzadko kiedy ktoś prosił go o jakieś trucizny czy inne niemoralne usługi. Głównie dlatego że mało kto o tym wiedział. Że zajmuje się truciznami i innymi takimi. Ostatni przypływ Ryo też był legalny - spieniężył odtrutkę dla ludzi pokrzywdzonych w Ryuzaku... No generalnie jego sumienie było czyste jak świeżo przegotowana woda.
- Nie, nie wydaje mi się. Zjem wszystko. - ...oczywiście poza jedzenia nieugotownanego w odpowiedniej temperaturze albo niepoddanego jakiejkolwiek obróbce. Nie zje smażonych robaków, ryb które mają w sobie woreczki z trucizną, albo jakieś egzotyczne mięso pokroju koniny czy krokodylego. Cholera wie co tam jedzą w tym Daishi. Ale miał nadzieję, MIAŁ OGROMNĄ NADZIEJĘ, że Asaka nie gustuje w tego typu abominacjach gastronomicznych.
- Wszystko co działa na niekorzyść zdrowia ludzi w Ryuzaku działa też na moją niekorzyść. Znaczy się ludzie robili sobie u nich długi, a ci bawili się na nich truciznami. - skrzywił się pod maską, pamiętając o tej ogromnej dziurze w przedramieniu, którą wstrzyknięta została trucizna. I tej drugiej, u tego starca który odmówił leczenia. A potem przypomniał sobie o ich notatkach które znalazł. Ktoś mógłby powiedzieć "Ale przecież im więcej osób jest chorych, tym lepiej dla ciebie, bo będziesz miał więcej pracy". Ehe, takiego chuja.
- Tak, dokładnie to. - Mujin zerknął na nią i zobaczył, że cała ta wesoła otoczka zniknęła jak ręką odjął. Cholera, czy powiedział coś czego nie powinien? Aż zadziwiające, że wystarczyła jedna nieodpowiednia kwestia żeby wesoła pogodność i lekkość zmieniła się w powagę. Mujin czekał na dalszy rozwój wydarzeń w związku z ujawnieniem tej informacji. Patrzył na nią z wyraźnym zaciekawieniem, jak na okaz robaka który zaczął szaleć bez wyraźnego powodu. Robaka z warkoczem, sylwetką kobiety i nawet nie będącego robakiem.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Czy było to coś złego, że gdzieś się nie było, albo nie poznało danej kultury wystarczająco dobrze? No przecież nie. Asaka też nie była wszędzie i sama nie wiedziała wszystkiego, przecież było to zupełnie normalne i nie patrzyłaby na medyka jak na ignoranta czy kogoś niedouczonego. No ale Mujin tego nie wiedział, znali się przecież zbyt słabo – co to jest, raptem dwie, choć dość intensywne, rozmowy. No, teraz mieli trzecią. Na Yinzin było w sumie kulturowo też dość podobnie do konserwatywnego Daishi i w ogóle Karmazynowych Szczytów, ale to przyszło jej do głowy już później. Skoro jednak Yokage uznał, że porównanie do Sogen pomogło… no to pomogło. Asaka nie była zbyt nadgorliwa i skoro się zrozumieli no to świetnie.
- Mamy. Bibliotekę znajdziesz niedaleko centrum Seiyamy. Jest całkiem bogata prawdę powiedziawszy. Może znajdziesz tam dla siebie coś ciekawego – sama w młodości często korzystała z biblioteki. Gdy nauczyła się czytać tak to pokochała, że po prostu pochłaniała książkę za książką. Nawet czytywała poematy! No a później trzeba było zająć się poważnymi rzeczami, więc dorwała dokumenty z technikami i tak sobie czytywała co nieco. Głównie tych prostszych, dotonu czy futonu.
No bo czy było się czego wstydzić w tej działalności? Chyba niespecjalnie. Patrząc na to, jakie wartości sobą przejawiał Mujin. Idealistyczne wręcz. Dbał o to, by przede wszystkim nie szkodzić innym i taką też postawę sobą prezentował. Tu nie było żadnej hańby, czy braku godności. Wszystko się przecież zgadzało. A że na pewne projekty musiał płacić z własnych pieniędzy… No, to mogło mocno uszczuplać jego fundusze. Zwłaszcza jeśli nie miał wsparcia klanu, a w Ryuzaku chyba żadnego nie było? Tak jej się przynajmniej wydawało, ale mogła się grubo mylić. To, że była tam kilka razy nic przecież nie znaczyło.
- Jasne, rozumiem, wszystko chyba jasne – to nie było jakieś skomplikowane. No i nadal – Mujin zarabiał na to wszystko sam. A oni tutaj byli we dwójkę. To dwa razy więcej pieniędzy. Wszystko im się tu zgadzało. No i nie musieli wydawać na mleko! Bo takie pyszniutkie, słodziutkie mieli od razu na miejscu, prosto od pięknych krówek. Asaka lubiła z nimi przebywać od czasu do czasu. Patrzeć jak leniwie żują trawę i przemieszczają się kroczek po kroczku. - Czyli interes się kręci i jest co robić – Asaka czuła, że Mujin ma pełne ręce roboty. Sama lubiła mieć co robić, chociaż ostatnio trochę stonowała. Czasami trzeba było sobie troszkę odpuścić, naładować bateryjki i odpocząć, żeby mieć siłę na przyszłość.
- O, no to bardzo dobrze – koni tu nie jedli, krokodyli nawet w życiu Asaka na oczy nie widziała. Mieli tu za to dziczyznę, no i standardowo wołowinę czy wieprzowinę. Ale dzisiaj miała być potrawka z sarny, o czym Mujin nie wiedział. Mógł się za to czuć bezpieczny w rękach Asaki, bo ta wiedziała co należy robić z mięsem. I że surowego to się nie podaje. - Bawili się na nich truciznami? Brzmi jak naprawdę paskudna sprawa. Rozumiem, że na nich testowali wbrew ich woli… - kobieta przymknęła oczy i pokręciła głową, doskonale sobie wyobrażając jak to wszystko mogło wyglądać. Jeśli Mujin jakkolwiek znał się na mięsie, to mógł dojrzeć co też białowłosa wrzuciła do garnka, nim ściągnęła imbryk z gorącą wodą i wrzuciła do niego z woreczka kilka suszonych liści herbaty i przyniosła go do stolika, kładąc na nim. Za chwilę poszła jeszcze po dwie niewielkie czarki i nawet usiadła przy stole, naprzeciwko mężczyzny. Po chwili rozlała napar z zielonej herbaty do obu czarek i uśmiechnęła się do medyka zapraszająco. Na stole stał nawet miód w słoiczku, jako, że Shikarui nagminnie psuł każdą herbatę dodatkiem czegoś słodkiego. Asaka już zupełnie nie zwracała na to uwagi.
- My też zamierzamy się tam wybrać – dodała po chwili ciszy, gdy zastanawiała się jak to wszystko ubrać w słowa. - Mujin-san, wiesz cokolwiek o Hanie Sozo, czy Antykreatorze, czy o czymkolwiek co było napisane w tym ogłoszeniu? – zapytała w końcu, pamiętając, że sam wspominał o wyprawie do niebezpiecznego miejsca. Zastanawiała się na ile ciągnęła go tutaj po prostu ciekawość i chęć pomocy, a na ile zdawał sobie sprawę ze skali niebezpieczeństwa całego tego przedsięwzięcia.
- Mamy. Bibliotekę znajdziesz niedaleko centrum Seiyamy. Jest całkiem bogata prawdę powiedziawszy. Może znajdziesz tam dla siebie coś ciekawego – sama w młodości często korzystała z biblioteki. Gdy nauczyła się czytać tak to pokochała, że po prostu pochłaniała książkę za książką. Nawet czytywała poematy! No a później trzeba było zająć się poważnymi rzeczami, więc dorwała dokumenty z technikami i tak sobie czytywała co nieco. Głównie tych prostszych, dotonu czy futonu.
No bo czy było się czego wstydzić w tej działalności? Chyba niespecjalnie. Patrząc na to, jakie wartości sobą przejawiał Mujin. Idealistyczne wręcz. Dbał o to, by przede wszystkim nie szkodzić innym i taką też postawę sobą prezentował. Tu nie było żadnej hańby, czy braku godności. Wszystko się przecież zgadzało. A że na pewne projekty musiał płacić z własnych pieniędzy… No, to mogło mocno uszczuplać jego fundusze. Zwłaszcza jeśli nie miał wsparcia klanu, a w Ryuzaku chyba żadnego nie było? Tak jej się przynajmniej wydawało, ale mogła się grubo mylić. To, że była tam kilka razy nic przecież nie znaczyło.
- Jasne, rozumiem, wszystko chyba jasne – to nie było jakieś skomplikowane. No i nadal – Mujin zarabiał na to wszystko sam. A oni tutaj byli we dwójkę. To dwa razy więcej pieniędzy. Wszystko im się tu zgadzało. No i nie musieli wydawać na mleko! Bo takie pyszniutkie, słodziutkie mieli od razu na miejscu, prosto od pięknych krówek. Asaka lubiła z nimi przebywać od czasu do czasu. Patrzeć jak leniwie żują trawę i przemieszczają się kroczek po kroczku. - Czyli interes się kręci i jest co robić – Asaka czuła, że Mujin ma pełne ręce roboty. Sama lubiła mieć co robić, chociaż ostatnio trochę stonowała. Czasami trzeba było sobie troszkę odpuścić, naładować bateryjki i odpocząć, żeby mieć siłę na przyszłość.
- O, no to bardzo dobrze – koni tu nie jedli, krokodyli nawet w życiu Asaka na oczy nie widziała. Mieli tu za to dziczyznę, no i standardowo wołowinę czy wieprzowinę. Ale dzisiaj miała być potrawka z sarny, o czym Mujin nie wiedział. Mógł się za to czuć bezpieczny w rękach Asaki, bo ta wiedziała co należy robić z mięsem. I że surowego to się nie podaje. - Bawili się na nich truciznami? Brzmi jak naprawdę paskudna sprawa. Rozumiem, że na nich testowali wbrew ich woli… - kobieta przymknęła oczy i pokręciła głową, doskonale sobie wyobrażając jak to wszystko mogło wyglądać. Jeśli Mujin jakkolwiek znał się na mięsie, to mógł dojrzeć co też białowłosa wrzuciła do garnka, nim ściągnęła imbryk z gorącą wodą i wrzuciła do niego z woreczka kilka suszonych liści herbaty i przyniosła go do stolika, kładąc na nim. Za chwilę poszła jeszcze po dwie niewielkie czarki i nawet usiadła przy stole, naprzeciwko mężczyzny. Po chwili rozlała napar z zielonej herbaty do obu czarek i uśmiechnęła się do medyka zapraszająco. Na stole stał nawet miód w słoiczku, jako, że Shikarui nagminnie psuł każdą herbatę dodatkiem czegoś słodkiego. Asaka już zupełnie nie zwracała na to uwagi.
- My też zamierzamy się tam wybrać – dodała po chwili ciszy, gdy zastanawiała się jak to wszystko ubrać w słowa. - Mujin-san, wiesz cokolwiek o Hanie Sozo, czy Antykreatorze, czy o czymkolwiek co było napisane w tym ogłoszeniu? – zapytała w końcu, pamiętając, że sam wspominał o wyprawie do niebezpiecznego miejsca. Zastanawiała się na ile ciągnęła go tutaj po prostu ciekawość i chęć pomocy, a na ile zdawał sobie sprawę ze skali niebezpieczeństwa całego tego przedsięwzięcia.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Biblioteka. Skarbnica książek i wiedzy. Notatek, rękopisów i innych wartościowych źródeł informacji. Gdyby można było wziąć tyle książek ile się chciało, to pewnie wziąłby wszystkie. I gdyby miał wystarczająco miejsca. O tak, potrzebował tego wszystkiego jak cholera. Mógłby prawdopodobnie siedzieć w bibliotece całe dnie i się nie nudzić, zakładając rzecz jasna że miałby także kilka szczurów laboratoryjnych, zestaw alchemiczny, święty spokój, nieskończone zapasy jedzenia i rzecz jasna gwarancję że nie zostanie wywalony z głównego holu przez pracowników. Dość konkretne wymagania, ale byłby w stanie tam siedzieć, sprawdzać swoje odkrycia na bieżąco i robić z tą wiedzą co tylko chciał kiedy tylko by chciał.
- Wybornie, na pewno się przyda. - odpowiedział. Asaka wydawała się zadowolona z odpowiedzi o jego klinice. Mujin nie był z niej zadowolony. Znaczy się był. Ale nie był. Był z tego że jego interes jest także w interesie ludzi w Ryuzaku. Nie był że przez to nie miał czasu. Był zadowolony, że ma gdzie mieszkać i za co się utrzymać. Nie był przez ogromną robotę którą przez to miał. Nie pozwolił, by jego pacjenci go ograniczali. Był wolnym duchem i dusił się gdzie chciał i w jaki sposób chciał. I bardzo sobie ten element cenił. Czy dałby się ograniczyć byciem podwładnym albo jakimś innym przydupasem? Zdecydowanie nie. Bycie pod czyimiś rozkazami to prawie jak niewolnictwo, ale w nieco lżejszej formie. I zdania prawdopodobnie nigdy nie zmieni, nawet biorąc pod uwage liczne profity które mogłyby płynąć z czegoś takiego jak oddanie swojej wolności. Myślał i myślał a tutaj pojawiło się kolejne pytanie i lekko się zawiesił. Także dlatego, że kątem oka obserwował co takiego pichci Asuka. I czy są tam jakiekolwiek grzyby.
- Nie mieli wyboru. Albo to albo znaleźli by inne sposoby na wyciągnięcie od nich pieniędzy. Cholera wie. Jeden przyszedł do mnie i poprosił o pomoc. Ledwo się udało. Potem znalazłem ich kryjówkę i pozbawiłem chakry. Poszedłem po władze i tyle. - opowiedział nieco bardziej szczegółowo. Czy to klasyfikowało się jako wolna wola> Znaczy zgadzali się, ale nie mieli większego wyboru. Ale mogli odmówić i na przykład posiekaliby ich na drobne kawałki. Hmh. Ciekawe czy jest gdzieś rynek handlujący ludzkimi elementami. Jakiś podziemny biznes przeszczepów zorganizowany przez grupę pojebów? To byłoby interesujące, móc zobaczyć takie coś na własne oczy i potem samodzielnie zniszczyć to wszystko, biorąc wszystko dla siebie. Chciałby.
- Dziękuję.- powiedział, ściągając z twarzy maskę. Ujął w dłonie czarkę z gorącym napojem u upił łyk. Przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele, stwarzając iluzję powrotu chociażby części utraconej podczas powrotu siły witalnej - O Hanie Sozo? Tylko ogólniki, żadnych szczegółów. A czemu pytasz? - sam zapytał, czekając na reakcję. A fakt, oni także będą tam szli. Więc może chcą się do niego dołączyć? Znaczy się nie miał bladego pojęcia co może go tam czekać, ale na niebezpieczeństwa był więcej niż gotowy. Był bardziej gotowy. Na ratowanie ludzi, na opatrywanie, na zajmowanie się nimi na placu boju. I samemu sobie też byłby w stanie zapewnić ochronę. Czy ona się o niego bała? Pffff. Śmieszne.
- Wybornie, na pewno się przyda. - odpowiedział. Asaka wydawała się zadowolona z odpowiedzi o jego klinice. Mujin nie był z niej zadowolony. Znaczy się był. Ale nie był. Był z tego że jego interes jest także w interesie ludzi w Ryuzaku. Nie był że przez to nie miał czasu. Był zadowolony, że ma gdzie mieszkać i za co się utrzymać. Nie był przez ogromną robotę którą przez to miał. Nie pozwolił, by jego pacjenci go ograniczali. Był wolnym duchem i dusił się gdzie chciał i w jaki sposób chciał. I bardzo sobie ten element cenił. Czy dałby się ograniczyć byciem podwładnym albo jakimś innym przydupasem? Zdecydowanie nie. Bycie pod czyimiś rozkazami to prawie jak niewolnictwo, ale w nieco lżejszej formie. I zdania prawdopodobnie nigdy nie zmieni, nawet biorąc pod uwage liczne profity które mogłyby płynąć z czegoś takiego jak oddanie swojej wolności. Myślał i myślał a tutaj pojawiło się kolejne pytanie i lekko się zawiesił. Także dlatego, że kątem oka obserwował co takiego pichci Asuka. I czy są tam jakiekolwiek grzyby.
- Nie mieli wyboru. Albo to albo znaleźli by inne sposoby na wyciągnięcie od nich pieniędzy. Cholera wie. Jeden przyszedł do mnie i poprosił o pomoc. Ledwo się udało. Potem znalazłem ich kryjówkę i pozbawiłem chakry. Poszedłem po władze i tyle. - opowiedział nieco bardziej szczegółowo. Czy to klasyfikowało się jako wolna wola> Znaczy zgadzali się, ale nie mieli większego wyboru. Ale mogli odmówić i na przykład posiekaliby ich na drobne kawałki. Hmh. Ciekawe czy jest gdzieś rynek handlujący ludzkimi elementami. Jakiś podziemny biznes przeszczepów zorganizowany przez grupę pojebów? To byłoby interesujące, móc zobaczyć takie coś na własne oczy i potem samodzielnie zniszczyć to wszystko, biorąc wszystko dla siebie. Chciałby.
- Dziękuję.- powiedział, ściągając z twarzy maskę. Ujął w dłonie czarkę z gorącym napojem u upił łyk. Przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele, stwarzając iluzję powrotu chociażby części utraconej podczas powrotu siły witalnej - O Hanie Sozo? Tylko ogólniki, żadnych szczegółów. A czemu pytasz? - sam zapytał, czekając na reakcję. A fakt, oni także będą tam szli. Więc może chcą się do niego dołączyć? Znaczy się nie miał bladego pojęcia co może go tam czekać, ale na niebezpieczeństwa był więcej niż gotowy. Był bardziej gotowy. Na ratowanie ludzi, na opatrywanie, na zajmowanie się nimi na placu boju. I samemu sobie też byłby w stanie zapewnić ochronę. Czy ona się o niego bała? Pffff. Śmieszne.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Mujin wyglądał na osobę, która lubiła poznawać nowe rzeczy. Dowiadywać się. Wiedzieć. Pamiętała go jak siedział na trybunach Areny Niebiańskiego Lustra, przyglądał się wszystkiemu, co działo na arenach i notował. Notował i notował, jak bardzo pracowita mrówka, albo jak taki dziki osiołek, zapieprzał ołóweczkiem po kartkach w notesie. Asaka trochę mu tam wtedy pozezowała i zerkała, ale tylko przez chwilę. Raczej nie podglądała mu więcej notatek i nie pamiętała nawet o czym tam pisał, oprócz tego, że notował wydarzenia z areny.
To wszystko to była chyba kwestia wychowania. Asaka nie znała innego życia, jak właśnie służba rodowi, który przyjął ją do siebie i wszystkiego przyuczył. No, technicznie zrobiła to jej rodzina, ale nadal – w imieniu rodu. To ich umiejętności miała, ich poglądy wyznawała i ich kochała. Była z tego dumna i nie czuła się w żadnym wypadku jak niewolnik. Miała swój cel w życiu, miała rzeczy, które chciała chronić, miała dokąd wracać i miał ją kto doceniać – i nie chodziło o jej męża! No dobrze, o niego też, on był prawdę powiedziawszy na pierwszym miejscu, ale ród był zaraz za nim, na drugim. Nie widziała w tym niewolnictwa. Robiła co chciała; w większości lider nie miał problemu z tym, dokąd się wybierają i w jakim celu – po prostu chciał wiedzieć. Chodziło tylko o to, by nie szkodzić własnemu klanowi i by grać na jego korzyść. Wtedy i jej przecież żyło się lepiej, jej i jej rodzinie – nie tylko tej malutkiej, jaką tworzyła z mężem, ale chodziło też o jej rodziców, rodzeństwo, rodzinę jej ojca… Nikt jej do niczego nie zmuszał. Mogła się uczyć czego chciała i rozwijać w kierunku, który sobie wybrała. I jeszcze jej za to płacono! Czy to było niewolnictwo? W żadnym wypadku!
- Tak… Tego się właśnie obawiałam. Zastraszanie, przymuszanie. Paskudne tak żerować na czymś nieszczęściu – o, nie raz kogoś zastraszała! Ale to w walce, wroga, a nie cywila, od którego w jakiś sposób wyciągnęła pieniądze, a później coś na nim testowała. To się nazywa torturami i nie było nawet co zaprzeczać, albo szukać innego określenia. To właśnie było całkowicie odpowiednie. - I bardzo dobrze – dodała jeszcze komentarz na sam koniec tej opowieści, której zwieńczeniem było pójście po władze i zapakowanie tych mątw do lochu. Piękny koniec. Jedyny właściwy – tak uważała.
Grzybów żadnych nie było! Były za to warzywa, które kobieta skroiła, a które czekały teraz aż mięso się upiecze, by dorzucić je w odpowiednim momencie. Przecież nie chodziło o to, by te warzywa rozgotować i by były taką nieprzyjemną, rozwalającą się papką. Nic nad wyraz podejrzanego dla kogos, kto choć trochę znał się na gotowaniu. Asaka się znała. Mujin… No nie wiedziała.
- Pytam, bo mam przeczucie, że zleci się tam mnóstwo osób, które są ciekawe, które pragną poczuć dreszcz ryzyka, a tak naprawdę nie są świadome tego, na co się pakują – stwierdziła z westchnieniem. - Widzisz… Kami no Hikage naprawdę zostało zniszczone przez jego działania i jego ludzi. I te plotki o tym, że Antykreator wrócił to nie jest bajka… Shikarui powie ci nieco więcej, jest do tego bardziej kompetentny niż ja – stwierdziła i sięgnęła po swoją czarkę z herbatą, udowadniając, że niczego złego tam nie dosypała – w końcu nalewała ją z tego samego imbryczka.
To wszystko to była chyba kwestia wychowania. Asaka nie znała innego życia, jak właśnie służba rodowi, który przyjął ją do siebie i wszystkiego przyuczył. No, technicznie zrobiła to jej rodzina, ale nadal – w imieniu rodu. To ich umiejętności miała, ich poglądy wyznawała i ich kochała. Była z tego dumna i nie czuła się w żadnym wypadku jak niewolnik. Miała swój cel w życiu, miała rzeczy, które chciała chronić, miała dokąd wracać i miał ją kto doceniać – i nie chodziło o jej męża! No dobrze, o niego też, on był prawdę powiedziawszy na pierwszym miejscu, ale ród był zaraz za nim, na drugim. Nie widziała w tym niewolnictwa. Robiła co chciała; w większości lider nie miał problemu z tym, dokąd się wybierają i w jakim celu – po prostu chciał wiedzieć. Chodziło tylko o to, by nie szkodzić własnemu klanowi i by grać na jego korzyść. Wtedy i jej przecież żyło się lepiej, jej i jej rodzinie – nie tylko tej malutkiej, jaką tworzyła z mężem, ale chodziło też o jej rodziców, rodzeństwo, rodzinę jej ojca… Nikt jej do niczego nie zmuszał. Mogła się uczyć czego chciała i rozwijać w kierunku, który sobie wybrała. I jeszcze jej za to płacono! Czy to było niewolnictwo? W żadnym wypadku!
- Tak… Tego się właśnie obawiałam. Zastraszanie, przymuszanie. Paskudne tak żerować na czymś nieszczęściu – o, nie raz kogoś zastraszała! Ale to w walce, wroga, a nie cywila, od którego w jakiś sposób wyciągnęła pieniądze, a później coś na nim testowała. To się nazywa torturami i nie było nawet co zaprzeczać, albo szukać innego określenia. To właśnie było całkowicie odpowiednie. - I bardzo dobrze – dodała jeszcze komentarz na sam koniec tej opowieści, której zwieńczeniem było pójście po władze i zapakowanie tych mątw do lochu. Piękny koniec. Jedyny właściwy – tak uważała.
Grzybów żadnych nie było! Były za to warzywa, które kobieta skroiła, a które czekały teraz aż mięso się upiecze, by dorzucić je w odpowiednim momencie. Przecież nie chodziło o to, by te warzywa rozgotować i by były taką nieprzyjemną, rozwalającą się papką. Nic nad wyraz podejrzanego dla kogos, kto choć trochę znał się na gotowaniu. Asaka się znała. Mujin… No nie wiedziała.
- Pytam, bo mam przeczucie, że zleci się tam mnóstwo osób, które są ciekawe, które pragną poczuć dreszcz ryzyka, a tak naprawdę nie są świadome tego, na co się pakują – stwierdziła z westchnieniem. - Widzisz… Kami no Hikage naprawdę zostało zniszczone przez jego działania i jego ludzi. I te plotki o tym, że Antykreator wrócił to nie jest bajka… Shikarui powie ci nieco więcej, jest do tego bardziej kompetentny niż ja – stwierdziła i sięgnęła po swoją czarkę z herbatą, udowadniając, że niczego złego tam nie dosypała – w końcu nalewała ją z tego samego imbryczka.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Hmh. Właściwie to czy potrzebował wiedzieć o tym wszystkim? Nie no, oczywiście. Im więcej wiedzy, tym lepiej i to była prawda którą praktykował. Medyk winien szukać samodoskonalenia przy każdej możliwej okazji. A żadna wiedza chyba nie była szkodliwa, prawda? Znaczy się było kilka rodzajów wiedzy. Pożyteczna, na przykład o truciznach i produkcji medykamentów. Wiedza bezużyteczna, na przykład że dziobaki stanowią jedyne naturalnie występujące źródło omletów. Ale szkodliwej nie był sobie w stanie wyobrazić. Takiej, której samo posiadanie zniszczyłoby cię, sprowadziło zagrożenie. Co najwyżej brak wiedzy, na przykład o grzybach.
- Takie życie, co zrobisz? - nie spodziewał się rzecz jasna odpowiedzi. Ale tak już było. Każdy człowiek był w czymś dobry. Jedni w leczeniu, drudzy pluli ogniem lepsi niż inni. A inni dobrze krzywdzili innych i żerowali na ludziach uczciwych. Nie zajmował się eksterminacją tego typu ludzi, oczywiście. Pewnie gdyby ktoś powiedział mu o jakiejś małej grupie gangsterów to nawet by się tym nie zajął. Nie był praworządny. Był medykiem. Ratował i leczył. I dopóki coś nie dotyczyło tego aspektu życia, to raczej się nie wtrącał. Jakby spotkał kogoś z podciętym nadgarstkiem - jasne. Ale żeby znaleźć sprawcę? Tylko gdyby sam został zaatakowany albo wydarzyłoby się to blisko niego. Ups, chyba znowu utonął w myślach. Ponownie. Przyglądając się krojonym warzywom. I tak, zapomniał zdjąć z pleców dwa duże zwoje. Oczywiście że zapomniał. Dlatego dopiero teraz położył je gdzieś na bok, pod ścianą, żeby się opierały i nikomu nie zawadzały. Lepiej żeby go nie otworzono przez przypadek, chyba że któreś chce mieć w domu festiwal włażących wszędzie insektów.
- A... że przyjdą. Domyślam się. - odpowiedział i pozwolił sobie na krótką pauzę. - Ciężko w to uwierzyć szczerze mówiąc. Ktoś martwy nie może tak po prostu ożyć. Może ktoś podszywa się pod niego? Kontynuuje jego dzieło? - zapytał, ale było to bardziej skierowane w ogół niż do Asaki. Znaczy siędo Asaki też, ale ona raczej nie mogła wiedzieć takich rzeczy. To już musiałby faktycznie pytać Shikaruia. Ale chyba jedyną metodą na rozróżnienie Hana i potencjalnego podszywającego się byłoby porównanie. Kto z żyjących mógł takie coś potwierdzić? Shikarui? 30-letnia luneta?
- Dla mnie wiele to nie zmienia. Jest potrzeba wybitnych medyków, a szczerze powiedziawszy nie znam nikogo bardziej wybitnego w zakresie medycyny od siebie, to jestem. Też nie jest to część jakiejś wojny. To mi starczy. - powiedział to. Powiedział. Że nie zna nikogo lepszego w medycynie. Nikt kogo znał nie był w stanie regenerować prawie wszystkiego w ludzkim ciele. Nikt kogo znał nie potrafił znieczulić całego ciała wroga jedną techniką. Żaden medyk którego znał też nie potrafił wykonywać skomplikowanych operacji. Znaczy się był jeden taki, ale już nie żyje. Teraz został tylko Mujin. To była idelna okazja do wykorzystania swoich ponadprzeciętnych umiejętności i przy okazji zrobienia sobie kilku przysług na kiedyś. "No pewnie, w końcu uratowałeś mi życie" czy coś w tym stylu...
- Takie życie, co zrobisz? - nie spodziewał się rzecz jasna odpowiedzi. Ale tak już było. Każdy człowiek był w czymś dobry. Jedni w leczeniu, drudzy pluli ogniem lepsi niż inni. A inni dobrze krzywdzili innych i żerowali na ludziach uczciwych. Nie zajmował się eksterminacją tego typu ludzi, oczywiście. Pewnie gdyby ktoś powiedział mu o jakiejś małej grupie gangsterów to nawet by się tym nie zajął. Nie był praworządny. Był medykiem. Ratował i leczył. I dopóki coś nie dotyczyło tego aspektu życia, to raczej się nie wtrącał. Jakby spotkał kogoś z podciętym nadgarstkiem - jasne. Ale żeby znaleźć sprawcę? Tylko gdyby sam został zaatakowany albo wydarzyłoby się to blisko niego. Ups, chyba znowu utonął w myślach. Ponownie. Przyglądając się krojonym warzywom. I tak, zapomniał zdjąć z pleców dwa duże zwoje. Oczywiście że zapomniał. Dlatego dopiero teraz położył je gdzieś na bok, pod ścianą, żeby się opierały i nikomu nie zawadzały. Lepiej żeby go nie otworzono przez przypadek, chyba że któreś chce mieć w domu festiwal włażących wszędzie insektów.
- A... że przyjdą. Domyślam się. - odpowiedział i pozwolił sobie na krótką pauzę. - Ciężko w to uwierzyć szczerze mówiąc. Ktoś martwy nie może tak po prostu ożyć. Może ktoś podszywa się pod niego? Kontynuuje jego dzieło? - zapytał, ale było to bardziej skierowane w ogół niż do Asaki. Znaczy siędo Asaki też, ale ona raczej nie mogła wiedzieć takich rzeczy. To już musiałby faktycznie pytać Shikaruia. Ale chyba jedyną metodą na rozróżnienie Hana i potencjalnego podszywającego się byłoby porównanie. Kto z żyjących mógł takie coś potwierdzić? Shikarui? 30-letnia luneta?
- Dla mnie wiele to nie zmienia. Jest potrzeba wybitnych medyków, a szczerze powiedziawszy nie znam nikogo bardziej wybitnego w zakresie medycyny od siebie, to jestem. Też nie jest to część jakiejś wojny. To mi starczy. - powiedział to. Powiedział. Że nie zna nikogo lepszego w medycynie. Nikt kogo znał nie był w stanie regenerować prawie wszystkiego w ludzkim ciele. Nikt kogo znał nie potrafił znieczulić całego ciała wroga jedną techniką. Żaden medyk którego znał też nie potrafił wykonywać skomplikowanych operacji. Znaczy się był jeden taki, ale już nie żyje. Teraz został tylko Mujin. To była idelna okazja do wykorzystania swoich ponadprzeciętnych umiejętności i przy okazji zrobienia sobie kilku przysług na kiedyś. "No pewnie, w końcu uratowałeś mi życie" czy coś w tym stylu...
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Lubił wybierać rzeczy z klasą, porządne, prezentujące sobą pierwszą świeżość. Jednak to, czy lubił zakupy, było już rzeczą względną. Czasem za dużo było po prostu wokół ludzi - tłoczyli się i tłoczyli, siadał człowiek na człowieku i jeden z drugim walczył o to, kto zostawi na tobie więcej swojego potu. Ewentualnie kto głośniej krzyknie do Jolki z pytaniem, czy to miał być szczypiorek czy może jednak koperek. Jolka na drugim piętrze, sąsiad właśnie remont robi, no usłyszeć nie może. Więc krzyczą. Shikarui potrafił tak stać i się przyglądać, jak próbują się porozumieć, nie mogąc zrozumieć, jakim cudem tak mało inteligentne stworzenia występowały na globie w tak licznej populacji. Nie dziwiło go za to wcale, że jak to zwierzęta niskiego sortu - używano ich do roli. I jak dla Sanady mieli mniej prawa do życia niż jego piękne konie w stajni czy śmierdzące (ale dające mleko!) krowy Asaki. Nie, żartuję, kiedy się krowy myje to nie śmierdzą. Shikarui ich oczywiście nie mył - miał od tego ludzi. On tylko sprawdzał, czy księga rachunkowa się zgadza, spotykał się z nowymi partnerami biznesowymi i kręcił ten fantastyczny biznes rozpłodu krów, koni i sprzedaży mleka. Bo tamta gęś co biegała to na użytek własny. I kot. I te kurczaczki biegające za kotem też. Oczywiście tych nie sposób było uświadczyć przed samą posiadłością, bo czarnowłosy by pierdolca dostał od tego zwierzyńca. One miały swoją własną zagródkę. Wszystko musiało mieć przecież swoje miejsce. Niestety nie wszystko zawsze miało swoje miejsce na straganach. Nie żeby szczególnie mu to przeszkadzało, ale nie lubił, kiedy szedł w dane miejsce po coś konkretnego, o konkretnej cenie i nagle - BACH! Nie ma! Przełożyli! Albo kram zmienił miejsce! Albo ceny podwyższyli! Albo... albo właśnie jakiś złodziej ukradł i trzeba go gonić! Tym nie mniej - lubił zakupy, bo miał wtedy czas na wszystko i nigdy szczególnie się nie śpieszył. A sprawdził to, a tamto. A spotkał jakąś książkę wartą przeczytania, a to zagaił jednego sklepikarza, że ma dla niego lepszy deal, bo słyszał, że tamten kupiec to od niego zdziera... On mu sprzeda w tej samej cenie - ale jakości lepszej! Shikarui lubił pieniądz. I tak jak Mujin czasami zlepiał dzieciom kolana za pieniądze, tak Shikarui lubił tymi pieniędzmi obracać w przeróżne sposoby. Wystarczająco uważnie słuchał i zaznajamiał się z miejscowymi, żeby robić sobie takie możliwości. A jednak nadal było to niemalże tylko to - hobby. Bo nie mieli nawet tyle czasu, żeby w pełni zająć się handlem. Wzywały ich obowiązki shinobi.
Ze względu na różne okoliczności, zjawił się (jak to zwyczajowo przy zakupach) później niż powinien. No bo co to za problem kupić parę rzeczy? Żaden. Bierzesz swój na plecy i idziesz je kupić. Chwila moment i jesteś z powrotem! Ale nie. Trzeba zrobić dodatkowe kilometry i pooglądać dodatkowy miliard rzeczy. Już teraz to zwłaszcza! Okoliczności w końcu... były takie a nie inne. Odstawił konia do stajni, pozwalając tamtejszej służbie go oporządzić i sam ruszył w kierunku domostwa, nie spodziewając się tam niespodzianki w postaci Mujina. Tak to zazwyczaj z niespodziankami już zresztą bywa. Zaletą ninja wracającego z zakupów było to, że nie był objuczony torbami.
Asaka miała całkowitą rację - nie pukał. Był taki bezczelny, że do własnego domu wchodził jak do siebie. Widać, że ze wsi. Ściągnął buty przy drzwiach, jak to wypadało i tutaj czekała go również niespodzianka! Hmm..! Buty. Na szczęście nie mógł się denerwować na zapas nie wiedząc, kto dokładnie jest w domu jest, tak? TAK?! No nie. Bo rozmawiające ze sobą głosy słyszał już stąd. Dochodziły z kuchni. Rozpoznawalne. Przymrużył na moment lawendowe oczy. Czyli naprawdę ktoś się czaił w posiadłości. Zsunął z ramion płaszcz, który bardziej był dopełnieniem stroju niż faktyczną potrzebą, jego odpornść na niskie temperatury zawstydziłaby wszystkie morświny, pingwiny i innych szajbusów kąpiących się zimą w Bałtyku (gdyby tylko wiedziano tutaj, czym jest Bałtyk). Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie nadstawiał uszu... a nawet oczu. Oczy bardzo szybko pozwalały mu o wiele lepiej skupić swoje zmysły i poszerzały ich możliwości. Czekaj, czekaj - prywatność? Przestrzeń prywatna? Słyszał ktokolwiek o czymś takim mając męża Ranmaru?
Słyszała pewnie Asaka. Shikarui ufał jej jedynej do takiego stopnia, żeby wiedzieć, że niczego nie musi sprawdzać. Białowłosa też nie musiała mu niczego udowadniać. Co innego jednak jednostki trzecie. Jeśli Asaka komuś ufała - zazwyczaj podchodził do takiej osoby bardziej pozytywnie. Bardziej pozytywnie - czyli nie myślał od razu o niej jak o robaku najgorszego sortu. Nie obrażając robaków przy Aburame. Ale od czasu Yinzin rzeczywiście wiele się zmieniło. Czarnowłosy jakoś tak nieco... wyłagodniał w stosunku do ludzi. I teraz to nie była nieufność, kiedy usłyszał Mujina. To była ciekawość. No dobra. Taka ociupinka nieufności była zawsze.
Skierował się do kuchni (ale już bez świecących oczu) i już po momencie stanął w jej progu, spoglądając na twarz Mujina. Chwilę potem na Asakę.
- Dzień dobry. - Czekaj, czekaj, jak to było? Asaka mówiła, że trzeba być sobą. Po prostu sobą! Dać się poznać i takie tam... polubił Mujina, więc w sumie czemu nie? Biedny Mujin tyle się stresował, że popełni jakąś gafę... Kto by pomyślał, że może być tak wiele kruczków, między którymi trzeba drylować Nie żeby akurat o to czarnowłosy dbał. Ściągnął zwój z ramienia i przesunął się w kierunku Asaki, opierając go o szafkę. Normalnie podszedłby do Asaki i ucałował ją, przytulił mocno, ale, ach te niuanse kulturowe, przy których tyle było problemów towarzyskich! - Cieszę się, że cię widzę. Odwiedziliśmy cię z żoną w Ryuzaku, ale zdaje się, że nasze drogi się minęły. - Ach, powtarzanie wszystkiego po dwa razy, zawsze tak samo zabawne.
Perfekcyjny pan domu ubrany był zwyczajowo - w czerń. Delikatne zdobienie żurawiami, poukładana szata warstwami, łączyła dominującą barwę z odrobiną bieli i czerwieni. Włosy miał tylko częściowo złapane czerwoną wstążką - zebrane przednie pasma, by przytrzymać je z tyłu. Przerzucił płaszcz przez oparcie krzesła, ale nie niedbale - równo. Ten dom nie był pusty. Nawet jeśli tylko Asaka się po nim kręciła gotując, w każdym jego kącie można było zobaczyć czyjąś obecność. Czyjś wkład. Odrobiny cytryny i lawendy. Dopiero wtedy przeszedł za plecy żony i objął ją, pochylony w jej kierunku.
- Chcesz się przekonać, czy Han Sozo żyje? Jego chakra płynie pod moją skórą. Może będziesz miał porównanie. - Uśmiechnął się delikatnie, ale w ten niebezpieczny sposób. Diabeł, który kusi. Diabeł, który nęci. Proponuje worce złota, potem daje tylko Piekło w zamian za chwilę poznania, przyjemności czy uniesienia. Wybierz swoją truciznę. - Jak to się stało, że chwilę mnie nie było, wracam i pierwsze co słyszę to rozmowa o Hanie? - Tak, te zasady kultury? Nie powinien tak bezczelnie obłapywać Asaki i patrzeć na Mujina w jednym momencie. Robił to z premedytacją. - Poszukiwania tajemnic Antykreatora ściągnęły cię w odwiedziny?
Ze względu na różne okoliczności, zjawił się (jak to zwyczajowo przy zakupach) później niż powinien. No bo co to za problem kupić parę rzeczy? Żaden. Bierzesz swój na plecy i idziesz je kupić. Chwila moment i jesteś z powrotem! Ale nie. Trzeba zrobić dodatkowe kilometry i pooglądać dodatkowy miliard rzeczy. Już teraz to zwłaszcza! Okoliczności w końcu... były takie a nie inne. Odstawił konia do stajni, pozwalając tamtejszej służbie go oporządzić i sam ruszył w kierunku domostwa, nie spodziewając się tam niespodzianki w postaci Mujina. Tak to zazwyczaj z niespodziankami już zresztą bywa. Zaletą ninja wracającego z zakupów było to, że nie był objuczony torbami.
Asaka miała całkowitą rację - nie pukał. Był taki bezczelny, że do własnego domu wchodził jak do siebie. Widać, że ze wsi. Ściągnął buty przy drzwiach, jak to wypadało i tutaj czekała go również niespodzianka! Hmm..! Buty. Na szczęście nie mógł się denerwować na zapas nie wiedząc, kto dokładnie jest w domu jest, tak? TAK?! No nie. Bo rozmawiające ze sobą głosy słyszał już stąd. Dochodziły z kuchni. Rozpoznawalne. Przymrużył na moment lawendowe oczy. Czyli naprawdę ktoś się czaił w posiadłości. Zsunął z ramion płaszcz, który bardziej był dopełnieniem stroju niż faktyczną potrzebą, jego odpornść na niskie temperatury zawstydziłaby wszystkie morświny, pingwiny i innych szajbusów kąpiących się zimą w Bałtyku (gdyby tylko wiedziano tutaj, czym jest Bałtyk). Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie nadstawiał uszu... a nawet oczu. Oczy bardzo szybko pozwalały mu o wiele lepiej skupić swoje zmysły i poszerzały ich możliwości. Czekaj, czekaj - prywatność? Przestrzeń prywatna? Słyszał ktokolwiek o czymś takim mając męża Ranmaru?
Słyszała pewnie Asaka. Shikarui ufał jej jedynej do takiego stopnia, żeby wiedzieć, że niczego nie musi sprawdzać. Białowłosa też nie musiała mu niczego udowadniać. Co innego jednak jednostki trzecie. Jeśli Asaka komuś ufała - zazwyczaj podchodził do takiej osoby bardziej pozytywnie. Bardziej pozytywnie - czyli nie myślał od razu o niej jak o robaku najgorszego sortu. Nie obrażając robaków przy Aburame. Ale od czasu Yinzin rzeczywiście wiele się zmieniło. Czarnowłosy jakoś tak nieco... wyłagodniał w stosunku do ludzi. I teraz to nie była nieufność, kiedy usłyszał Mujina. To była ciekawość. No dobra. Taka ociupinka nieufności była zawsze.
Skierował się do kuchni (ale już bez świecących oczu) i już po momencie stanął w jej progu, spoglądając na twarz Mujina. Chwilę potem na Asakę.
- Dzień dobry. - Czekaj, czekaj, jak to było? Asaka mówiła, że trzeba być sobą. Po prostu sobą! Dać się poznać i takie tam... polubił Mujina, więc w sumie czemu nie? Biedny Mujin tyle się stresował, że popełni jakąś gafę... Kto by pomyślał, że może być tak wiele kruczków, między którymi trzeba drylować Nie żeby akurat o to czarnowłosy dbał. Ściągnął zwój z ramienia i przesunął się w kierunku Asaki, opierając go o szafkę. Normalnie podszedłby do Asaki i ucałował ją, przytulił mocno, ale, ach te niuanse kulturowe, przy których tyle było problemów towarzyskich! - Cieszę się, że cię widzę. Odwiedziliśmy cię z żoną w Ryuzaku, ale zdaje się, że nasze drogi się minęły. - Ach, powtarzanie wszystkiego po dwa razy, zawsze tak samo zabawne.
Perfekcyjny pan domu ubrany był zwyczajowo - w czerń. Delikatne zdobienie żurawiami, poukładana szata warstwami, łączyła dominującą barwę z odrobiną bieli i czerwieni. Włosy miał tylko częściowo złapane czerwoną wstążką - zebrane przednie pasma, by przytrzymać je z tyłu. Przerzucił płaszcz przez oparcie krzesła, ale nie niedbale - równo. Ten dom nie był pusty. Nawet jeśli tylko Asaka się po nim kręciła gotując, w każdym jego kącie można było zobaczyć czyjąś obecność. Czyjś wkład. Odrobiny cytryny i lawendy. Dopiero wtedy przeszedł za plecy żony i objął ją, pochylony w jej kierunku.
- Chcesz się przekonać, czy Han Sozo żyje? Jego chakra płynie pod moją skórą. Może będziesz miał porównanie. - Uśmiechnął się delikatnie, ale w ten niebezpieczny sposób. Diabeł, który kusi. Diabeł, który nęci. Proponuje worce złota, potem daje tylko Piekło w zamian za chwilę poznania, przyjemności czy uniesienia. Wybierz swoją truciznę. - Jak to się stało, że chwilę mnie nie było, wracam i pierwsze co słyszę to rozmowa o Hanie? - Tak, te zasady kultury? Nie powinien tak bezczelnie obłapywać Asaki i patrzeć na Mujina w jednym momencie. Robił to z premedytacją. - Poszukiwania tajemnic Antykreatora ściągnęły cię w odwiedziny?
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Szkodliwa wiedza to chyba taka, która sprawia, że zaczynasz bardzo poważnie myśleć o wykonaniu bardzo paskudnych czynów. Normalnym ludziom jednak trudno choćby podać przykład, skoro ich myśli nie dryfują po meandrach takich bezeceństw. Wiedza bezużyteczna mogła za to służyć za ciekawostkę i podłoże do tego, by rozpocząć jakąś rozmowę – a ta mogła się przecież przemienić w taką naprawdę wartościową.
Asaka nic na to rzeczywiście nie odpowiedziała, po prostu wzruszyła ramionami. To nie był jej problem. Jej praworządność ograniczała się jedynie do spraw klanowych, cała reszta kompletnie latała jej koło nosa i nie zaprzątała głębszych myśli. Chyba, że chodziło o sprawy rodzinne, dzieci albo jeśli ktoś po prostu ujął ją za serce i zapragnęła pomóc. Jakby się miała przejmować całym złem na świecie, to nie starczyłoby jej czasu na robienie innych rzeczy, naprawdę ważnych. Jak, choćby, ulubione dango dla męża. Albo obiad dla rodziny i niespodziewanego gościa – bardzo zresztą miłego. Gdyby nie był miły, to by go nie wpuściła, to raz. A dwa – nie powiedziałaby gdzie mieszka. Ale miewała różne zachcianki, w tym takie, że chciałaby danego dnia zrobić coś dobrego. I… zwykle robiła. Chyba, że Shikarui miał coś przeciwko, no to wtedy nie. To, że medyk wstał i odłożył swoje zwoje jakoś Asaki w ogóle nie ruszyło. Przecież mu powiedziała, żeby czuł się jak u siebie.
- Może w takim razie warto się zastanowić czy rzeczywiście był martwy. Albo jest inna możliwość. Widziałam już na tym świecie takie dziwy, że jestem w stanie też uwierzyć, że pokonał śmierć – chakra mogła przecież wiele. A skoro po świecie chodziły żywe, chakrowe legendy takie jak Ogoniaste Demony, to co, wstanie z martwych miałoby być jakimś problemem? Istniała też szansa, że Han miał coś wspólnego z tymi pojebami od Jashina. O, to też wcale by jej nie zdziwiło. - Jedyne czego jestem pewna to to, że to rzeczywiście on – a jeśli nie… To ktoś cholernie do niego podobny i równie potężny. Żadna opcja nie cieszyła, ale Asaka akurat naprawdę była przekonana, że to on. Nie widziała go, ale nasłuchała się już wystarczająco z wielu innych źródeł, w tym od Shikiego, który z nim przecież rozmawiał. I rzeczy jakie były powiedziane… Ach. Nie, to nie mógłby być nikt inny. Asaka, pomimo tego poważnego tematu, uśmiechnęła się do Mujina. - To dobrze. Medyk znający się na rzeczy na pewno się tam przyda. Jeśli to wszystko naprawdę ma związek z Hanem, a wszystko wskazuje, że ma, to może tam być równie gorąco co na Kami no Hikage. Bo skoro te ogłoszenia wiszą wszędzie, to dotrą i do niego. Na jego miejscu zjawiłabym się tam w tym samym czasie, żeby pozbyć się świadków i wysłać światu kolejną wiadomość – a wiadomość brzmiała „nie zadzierajcie ze mną”. Och, to równie dobrze mogła być też pułapka. Mająca wyłapać tych, którzy się nim interesowali, potencjalnie silne jednostki i trach, wykończyć ich za jednym zamachem, niech sami przyjdą, zamiast gonić ich po świecie. To o wiele wygodniejsze. Albo… była to pułapka na Hana. Mająca jego wywabić z ukrycia. Wszystko było możliwe. I wszystko równie niebezpieczne. Nie zwróciła większej uwagi na to, że Mujin nazwał siebie najlepszym medykiem. Wybitnym. Ona też nie znała nikogo lepszego, a Mujin choćby swoimi pomysłami już pokazał, że nie jest taki przeciętny. Swoją wartość trzeba było znać i Asaka to lubiła: pewne siebie jednostki.
Usłyszała jak drzwi wejściowe otwarły się i zamknęły, ale pozwoliła, by Shikarui sam zaanonsował swoje przybycie (no bo nie zakładała, że to może być ktoś inny) i nadal siedziała przy stole naprzeciwko medyka leniwie popijając herbatę z czarki. Długo nie musieli czekać, bo oto zjawił się o n, kruczoczarna krawędziowość o lawendowych oczach we własnej osobie! Dopiero wtedy odwróciła się i zerknęła na męża, ciekawa jego miny, skoro już widział jaką mieli niespodziankę i kto okazał się być tym niespodziewanym gościem. Nie wyglądał na złego, ani niezadowolonego. Wyglądał jak zwykle – czyli jak taki gburek, ale białowłosa była w stanie wyczytać z jego miny nieco więcej, niż sobą przedstawiała na pierwszy rzut oka.
- No jakoś tak nam zeszło na te ogłoszenia. Okazuje się, że obległy cały kontynent i rozwiesili je nawet w Ryuzaku – rozmowa o Hanie była w tym domu niemal jak jakieś tabu. Niemal – bo nim nie było, ale Asaka i Shiki między sobą raczej do pewnego momentu unikali rozmowy o Antykreatorze. A później przyszło Watarimono, a jeszcze później – prośba lidera, by zbadać sprawę z ogłoszenia. W końcu więc musieli o tym wszystkim pogadać. I Asaka odmówiła siedzenia w domu – uparła się, że gdzie jak gdzie, ale pójdzie do tej wioski, Oniniwa, razem z Shikim, bo kto niby go będzie pilnować, osłaniać i leczyć? Chyba by umarła z nerwów siedząc na dupie w domu. Nie było w ogóle takiej mowy.
Och, to, że ją tak objął, przytulił w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości do kogo należy ta kobieta, jakoś specjalnie ją nie zaskoczyło ani nie przeszkadzało. To natomiast co ją zdziwiło to to – dlaczego akurat teraz. Mujin przecież się do niej nie zalecał, ona do niego też żadnych sugestii nie czyniła, poza tym medyk doskonale wiedział, że Shikarui i Asaka są małżeństwem. Czy więc był jakiś powód tej pokazówki? Odrobinę to zdziwienie przebijało się na jej twarz, ale i tak białowłosa odchyliła lekko głowę, oferując jej ciężar mężowi. Ciche, bardzo ciche wręcz powiedzenie, że cieszy się, że go widzi i że jest obok.
- Chcesz herbaty? Niedawno zaparzyłam - i już gotowa była się podnieść, by przynieść do stołu jeszcze jedną czarkę.
Asaka nic na to rzeczywiście nie odpowiedziała, po prostu wzruszyła ramionami. To nie był jej problem. Jej praworządność ograniczała się jedynie do spraw klanowych, cała reszta kompletnie latała jej koło nosa i nie zaprzątała głębszych myśli. Chyba, że chodziło o sprawy rodzinne, dzieci albo jeśli ktoś po prostu ujął ją za serce i zapragnęła pomóc. Jakby się miała przejmować całym złem na świecie, to nie starczyłoby jej czasu na robienie innych rzeczy, naprawdę ważnych. Jak, choćby, ulubione dango dla męża. Albo obiad dla rodziny i niespodziewanego gościa – bardzo zresztą miłego. Gdyby nie był miły, to by go nie wpuściła, to raz. A dwa – nie powiedziałaby gdzie mieszka. Ale miewała różne zachcianki, w tym takie, że chciałaby danego dnia zrobić coś dobrego. I… zwykle robiła. Chyba, że Shikarui miał coś przeciwko, no to wtedy nie. To, że medyk wstał i odłożył swoje zwoje jakoś Asaki w ogóle nie ruszyło. Przecież mu powiedziała, żeby czuł się jak u siebie.
- Może w takim razie warto się zastanowić czy rzeczywiście był martwy. Albo jest inna możliwość. Widziałam już na tym świecie takie dziwy, że jestem w stanie też uwierzyć, że pokonał śmierć – chakra mogła przecież wiele. A skoro po świecie chodziły żywe, chakrowe legendy takie jak Ogoniaste Demony, to co, wstanie z martwych miałoby być jakimś problemem? Istniała też szansa, że Han miał coś wspólnego z tymi pojebami od Jashina. O, to też wcale by jej nie zdziwiło. - Jedyne czego jestem pewna to to, że to rzeczywiście on – a jeśli nie… To ktoś cholernie do niego podobny i równie potężny. Żadna opcja nie cieszyła, ale Asaka akurat naprawdę była przekonana, że to on. Nie widziała go, ale nasłuchała się już wystarczająco z wielu innych źródeł, w tym od Shikiego, który z nim przecież rozmawiał. I rzeczy jakie były powiedziane… Ach. Nie, to nie mógłby być nikt inny. Asaka, pomimo tego poważnego tematu, uśmiechnęła się do Mujina. - To dobrze. Medyk znający się na rzeczy na pewno się tam przyda. Jeśli to wszystko naprawdę ma związek z Hanem, a wszystko wskazuje, że ma, to może tam być równie gorąco co na Kami no Hikage. Bo skoro te ogłoszenia wiszą wszędzie, to dotrą i do niego. Na jego miejscu zjawiłabym się tam w tym samym czasie, żeby pozbyć się świadków i wysłać światu kolejną wiadomość – a wiadomość brzmiała „nie zadzierajcie ze mną”. Och, to równie dobrze mogła być też pułapka. Mająca wyłapać tych, którzy się nim interesowali, potencjalnie silne jednostki i trach, wykończyć ich za jednym zamachem, niech sami przyjdą, zamiast gonić ich po świecie. To o wiele wygodniejsze. Albo… była to pułapka na Hana. Mająca jego wywabić z ukrycia. Wszystko było możliwe. I wszystko równie niebezpieczne. Nie zwróciła większej uwagi na to, że Mujin nazwał siebie najlepszym medykiem. Wybitnym. Ona też nie znała nikogo lepszego, a Mujin choćby swoimi pomysłami już pokazał, że nie jest taki przeciętny. Swoją wartość trzeba było znać i Asaka to lubiła: pewne siebie jednostki.
Usłyszała jak drzwi wejściowe otwarły się i zamknęły, ale pozwoliła, by Shikarui sam zaanonsował swoje przybycie (no bo nie zakładała, że to może być ktoś inny) i nadal siedziała przy stole naprzeciwko medyka leniwie popijając herbatę z czarki. Długo nie musieli czekać, bo oto zjawił się o n, kruczoczarna krawędziowość o lawendowych oczach we własnej osobie! Dopiero wtedy odwróciła się i zerknęła na męża, ciekawa jego miny, skoro już widział jaką mieli niespodziankę i kto okazał się być tym niespodziewanym gościem. Nie wyglądał na złego, ani niezadowolonego. Wyglądał jak zwykle – czyli jak taki gburek, ale białowłosa była w stanie wyczytać z jego miny nieco więcej, niż sobą przedstawiała na pierwszy rzut oka.
- No jakoś tak nam zeszło na te ogłoszenia. Okazuje się, że obległy cały kontynent i rozwiesili je nawet w Ryuzaku – rozmowa o Hanie była w tym domu niemal jak jakieś tabu. Niemal – bo nim nie było, ale Asaka i Shiki między sobą raczej do pewnego momentu unikali rozmowy o Antykreatorze. A później przyszło Watarimono, a jeszcze później – prośba lidera, by zbadać sprawę z ogłoszenia. W końcu więc musieli o tym wszystkim pogadać. I Asaka odmówiła siedzenia w domu – uparła się, że gdzie jak gdzie, ale pójdzie do tej wioski, Oniniwa, razem z Shikim, bo kto niby go będzie pilnować, osłaniać i leczyć? Chyba by umarła z nerwów siedząc na dupie w domu. Nie było w ogóle takiej mowy.
Och, to, że ją tak objął, przytulił w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości do kogo należy ta kobieta, jakoś specjalnie ją nie zaskoczyło ani nie przeszkadzało. To natomiast co ją zdziwiło to to – dlaczego akurat teraz. Mujin przecież się do niej nie zalecał, ona do niego też żadnych sugestii nie czyniła, poza tym medyk doskonale wiedział, że Shikarui i Asaka są małżeństwem. Czy więc był jakiś powód tej pokazówki? Odrobinę to zdziwienie przebijało się na jej twarz, ale i tak białowłosa odchyliła lekko głowę, oferując jej ciężar mężowi. Ciche, bardzo ciche wręcz powiedzenie, że cieszy się, że go widzi i że jest obok.
- Chcesz herbaty? Niedawno zaparzyłam - i już gotowa była się podnieść, by przynieść do stołu jeszcze jedną czarkę.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
- Ale żeby został przywrócony do życia? To niemożliwe. Kiedy ciało jest już martwe to nie da się go ożywić. Nigdy w życiu nie widziałem i nie słyszałem o czymś takim. - wskrzeszenie? Nie można kogoś wskrzesić! Przecież to zaprzecza całemu sensowi medycyny i ratowania życia. Po co komu medycyna skoro można zawsze przywrócić kogoś do życia? Nigdy nie widział, nie słyszał i nawet nie podejrzewał o czymś takim jak trup który został przywrócony do życia. I szczerze mówiąc nie miał bladego pojęcia jak miałoby to wyglądać.
I pojawił się on. Shikarui. Pan i władca w swoim domu. Czarny kogut. Samiec Alfa w duecie Sanadów. Ktoś, kto raczej nosił spodnie w tej rodzinie. No biorąc pod uwagę że Asaka nosiła kimono, to alegoria była doprawdy trafna i udana. Mujin uśmiechnął się lekko i uniósł czapkę w geście pozdrowienia. Przez chwilę chciał wstać. Ale się powstrzymał. Akurat Shikaruia nie chciał onieśmielać swoim rozmiarem. Ale dobre wychowanie... No, wstał. Wyciągnął rękę. W geście powitania. I tak miał bandaże na dłoni, dotyk Shikaruia nie zrobi mu krzywdy. Nawet jakby nasmarował łapę jakąś toksyczną pastą.
- Dobry dobry, miło cię znów zobaczyć. Jak twoje zdrowie? - zapytał. Z tego co pamiętał miał sporo na głowie w kwestii zdrowotnej. Omdlenia. To mogło być coś poważniejszego, ale technika Asaki już go sprawdziła. No ale psychologiczne problemy nie były dla niego tak dobrze znane. No cóż, wyglądał zdrowo. Lepiej niż wcześniej, to na pewno.
- ...znaczy że jak? Że masz jego chakrę w sobie? - zapytał z miną która jasno wyrażała sceptyzm. Nie za bardzo wierzył. Brzmiało jak żart, jak jakiś dziwny żart. Że niby Shikarui miał z nim wcześniej jakiś kontakt z tym kimś kto powołuje się na Antykreatora? No wybornie, wybornie. Brzmiało jak coś co można było sobie wymyślić dla przestraszenia.
- Cóż, zamierzam wziąć udział w tej bardzo niebezpiecznej operacji. I tak jakoś temat wszedł. - wyjaśnił. No tak jakoś wyszło, był po drodze, wpadł, potem Asaka zaczęła o tym rozmawiać... No przy okazji. Nie miał intencji wchodzić w temat, ale wyszło. Czy warto drążyć temat? A co do tych znaków dominacji? Nie zauważył. Nie był jakkolwiek w relacjach międzyludzkich, żeby wyłapać takie niuanse. Może po prostu kochał swoją żonę? No pewnie tak było. - Same poszukiwania mnie nie interesują. Bardziej pomoc medyczna której mógłbym potencjalnie udzielić.
I pojawił się on. Shikarui. Pan i władca w swoim domu. Czarny kogut. Samiec Alfa w duecie Sanadów. Ktoś, kto raczej nosił spodnie w tej rodzinie. No biorąc pod uwagę że Asaka nosiła kimono, to alegoria była doprawdy trafna i udana. Mujin uśmiechnął się lekko i uniósł czapkę w geście pozdrowienia. Przez chwilę chciał wstać. Ale się powstrzymał. Akurat Shikaruia nie chciał onieśmielać swoim rozmiarem. Ale dobre wychowanie... No, wstał. Wyciągnął rękę. W geście powitania. I tak miał bandaże na dłoni, dotyk Shikaruia nie zrobi mu krzywdy. Nawet jakby nasmarował łapę jakąś toksyczną pastą.
- Dobry dobry, miło cię znów zobaczyć. Jak twoje zdrowie? - zapytał. Z tego co pamiętał miał sporo na głowie w kwestii zdrowotnej. Omdlenia. To mogło być coś poważniejszego, ale technika Asaki już go sprawdziła. No ale psychologiczne problemy nie były dla niego tak dobrze znane. No cóż, wyglądał zdrowo. Lepiej niż wcześniej, to na pewno.
- ...znaczy że jak? Że masz jego chakrę w sobie? - zapytał z miną która jasno wyrażała sceptyzm. Nie za bardzo wierzył. Brzmiało jak żart, jak jakiś dziwny żart. Że niby Shikarui miał z nim wcześniej jakiś kontakt z tym kimś kto powołuje się na Antykreatora? No wybornie, wybornie. Brzmiało jak coś co można było sobie wymyślić dla przestraszenia.
- Cóż, zamierzam wziąć udział w tej bardzo niebezpiecznej operacji. I tak jakoś temat wszedł. - wyjaśnił. No tak jakoś wyszło, był po drodze, wpadł, potem Asaka zaczęła o tym rozmawiać... No przy okazji. Nie miał intencji wchodzić w temat, ale wyszło. Czy warto drążyć temat? A co do tych znaków dominacji? Nie zauważył. Nie był jakkolwiek w relacjach międzyludzkich, żeby wyłapać takie niuanse. Może po prostu kochał swoją żonę? No pewnie tak było. - Same poszukiwania mnie nie interesują. Bardziej pomoc medyczna której mógłbym potencjalnie udzielić.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Spodnie? Spodnie to naprawdę nosiła tutaj tylko jedna osoba! I pomimo tego, że teraz miała kimono, to była to nadal O N A. I nie, nie, Agnieszka Chylińska nie ma z tym niczego wspólnego. W końcu czarnowłosy był prawdziwym pantoflem, który większość swojego życia i decyzji podporządkowywał właśnie jej. Jej pragnieniom, zachciankom, jej charakterowi, jej słowu. Nie wykorzystywała tego. Bardzo angażowała się, kiedy to on w końcu podnosił inicjatywę i była wtedy nawet zadowolona. Mimo tych karygodnych świadczeń, jakoby Shikarui wolał sukienki, spodnie do niego nawet pasowały. Naprawdę! Miał ostre szlif twarzy ale łagodne rysy. Jak wyrośnięty kot - niby kot, więc musi lubić, kiedy go głaszczesz. Niby kot - tylko wielki, więc jak już cię upierdoli to nie skończy się na drobnych zadrapaniach po pazurach. Przecież to właśnie one były największymi skurwolami stworzonymi przez matkę naturę. I Matko, bądź mi świadkiem, stworzyłaś je doskonale! Przynajmniej takie Asaki w spodniach je lubiły i to był już wystarczający powód na przyklepanie doskonałości. Dobrze, że znali się z Mujinem tylko kilka chwil, a przy gościach i świecie zewnętrznym w bardzo ogólnym rozumowaniu, Sanada zwykł się mentalnie przebierać. Ściągał sukienkę i zapinał pasek wsunięty w szlufki. Oto był ciąg dalszy prezentowania zacnemu medykowi z Ryuzaku "jak to się robi w Daishi".
Mina Shikaruiego wykazywała pewnego rodzaj neutralność. Zastanowienie. Zastanawiał się, w którym miejscu stawiać swoje kroki. Badał grunt, był ostrożny. Nie wyglądał na takiego, wręcz przeciwnie - sprawiał wrażenie całkiem uprzejmego i ucieszonego gościem, ale w swoich myślach właśnie stał przed lustrem i spoglądał na wszystkie maski. Ponad nimi kryło się właśnie to, na co patrzył najintensywniej - neutralność. Teraz już wiedział, kim jest. Jaki jest. I ciągle nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek poza Asaką mógłby go takim polubić. On by siebie nie tylko nie polubił, ale pozbył się przy pierwszej lepszej okazji. Na szczęście nie musiał tak o tym myśleć, bo sobą był. Patrzcie no - co za ulga, kto by się spodziewał!
- Bardzo dobrze. Uspokoiło się. Teraz jest lepiej niż było. - Jakie to miłe! Kiedy przychodzi sobie gość i pierwsze co robi to pyta "jak zdrowie"? Naprawdę zrobiło mu się miło. I był zdziwiony. Zdziwienie to nie pokazało się bardzo jawnie na jego twarzy, raczej było delikatną zmianą w jego głosie, tak minimalną, że zapewne rozróżnialną tylko dla Asaki. Z drugiej strony medyk mógł być świetnym obserwatorem. To było dziwne - inne. Tak samo jak to, że ktoś ich odwiedzał, tak sam z siebie. Wielokrotnie się zastanawiał, dlaczego niektórzy tego robić nie chcą. Podał Mujinowi dłoń, przez króciutką chwilkę spoglądając na tą wyciągniętą. Króciutka chwila zastoju, zastanowienia, zawahania. Niekoniecznie w Daishi akurat ten typ powitania był popularny. Wyciągnął jednak w końcu swoją rękę i została uściśnięta graba, niemal jakby Mujin już był swój. Całkowicie zindoktrynowany przez Sandały.
- Jeśli informacje mają gdzieś dotrzeć, to właśnie do Ryuzaku. - Do gniazda kruków - ale tego już przy Mujinie nie powiedział. Nie wiedział, jaką ma wiedzę na ten temat, skoro się tam usadowił. Niewygodne tematy się pomija, bo potem może z nich wylęgnąć się coś, co zacznie zżerać własnoręcznie postawione ściany wraz z fundamentami. Naprawdę paskudny i odrażający robak. Nikt normalny nie hoduje takiego dobrowolnie. Czując na sobie spojrzenie białowłosej obrócił do niej głowę i uśmiechnął się do niej łagodnie. Przerośniętego kocura naszło na małe psikusy. Malutkie - bo niegroźne.
- Chcę. - Usiadł w końcu do stołu. Mimo wszystko doceniał, że Mujin wcześniej wstał - tak w końcu wypadało przy gospodarzu! Chociaż nie, wróć. Niech siedzi. Wtedy przynajmniej nie był wyższy. - Kupiłem wszystko, o co prosiłaś. - Dopowiedział jeszcze, żeby nie miała wątpliwości, że czegokolwiek zabraknie. Zaciągnął się mocno wspaniałym zapachem powoli powstającego obiadu. - Asaka zdążyła zaprosić cię na obiad? Jest doskonałą kucharką. Nie zawiedziesz się. - Obrócił głowę do Mujina. Wspominałam, że lubił się chwalić żoną? No więc - lubił. Przed momentem w końcu był dla niej idealną ramką!
- Jak powiedziałem - sam się przekonaj. - Sceptycyzm. W mniejszej ilości Shikarui potrafił go nie wyczuwać. Teraz nie do końca wiedział, jak go objąć i umiejscowić, ale wystarczyło mu informacji, żeby wiedzieć, że to zwyczajne podważenie słów. Shikarui lubił straszyć, ale nie w aż tak tani sposób. - Jutro, jeśli pozwolisz. Chętnie z Asaką pokarzemy ci prawdziwą gościnność daishińczyków. - Spojrzał rzecz jasna na żonę, sprawdzając jej reakcję, czy to aprobuje, czy nie ma żadnych planów, czy nie chciałaby po prostu spokoju.
- Szlachetne. - Czy jakkolwiek się to tam mówiło. Ta tam... moralność? Chęć czynienia dobra. Bleh. Nie przynosiło to pieniędzy! Ale czasem popłacało jeszcze bardziej. - Również wybieramy się na tę wyprawę. Jeśli bogowie pozwolą, będziemy mieli okazję wspierać siebie wzajem.
Mina Shikaruiego wykazywała pewnego rodzaj neutralność. Zastanowienie. Zastanawiał się, w którym miejscu stawiać swoje kroki. Badał grunt, był ostrożny. Nie wyglądał na takiego, wręcz przeciwnie - sprawiał wrażenie całkiem uprzejmego i ucieszonego gościem, ale w swoich myślach właśnie stał przed lustrem i spoglądał na wszystkie maski. Ponad nimi kryło się właśnie to, na co patrzył najintensywniej - neutralność. Teraz już wiedział, kim jest. Jaki jest. I ciągle nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek poza Asaką mógłby go takim polubić. On by siebie nie tylko nie polubił, ale pozbył się przy pierwszej lepszej okazji. Na szczęście nie musiał tak o tym myśleć, bo sobą był. Patrzcie no - co za ulga, kto by się spodziewał!
- Bardzo dobrze. Uspokoiło się. Teraz jest lepiej niż było. - Jakie to miłe! Kiedy przychodzi sobie gość i pierwsze co robi to pyta "jak zdrowie"? Naprawdę zrobiło mu się miło. I był zdziwiony. Zdziwienie to nie pokazało się bardzo jawnie na jego twarzy, raczej było delikatną zmianą w jego głosie, tak minimalną, że zapewne rozróżnialną tylko dla Asaki. Z drugiej strony medyk mógł być świetnym obserwatorem. To było dziwne - inne. Tak samo jak to, że ktoś ich odwiedzał, tak sam z siebie. Wielokrotnie się zastanawiał, dlaczego niektórzy tego robić nie chcą. Podał Mujinowi dłoń, przez króciutką chwilkę spoglądając na tą wyciągniętą. Króciutka chwila zastoju, zastanowienia, zawahania. Niekoniecznie w Daishi akurat ten typ powitania był popularny. Wyciągnął jednak w końcu swoją rękę i została uściśnięta graba, niemal jakby Mujin już był swój. Całkowicie zindoktrynowany przez Sandały.
- Jeśli informacje mają gdzieś dotrzeć, to właśnie do Ryuzaku. - Do gniazda kruków - ale tego już przy Mujinie nie powiedział. Nie wiedział, jaką ma wiedzę na ten temat, skoro się tam usadowił. Niewygodne tematy się pomija, bo potem może z nich wylęgnąć się coś, co zacznie zżerać własnoręcznie postawione ściany wraz z fundamentami. Naprawdę paskudny i odrażający robak. Nikt normalny nie hoduje takiego dobrowolnie. Czując na sobie spojrzenie białowłosej obrócił do niej głowę i uśmiechnął się do niej łagodnie. Przerośniętego kocura naszło na małe psikusy. Malutkie - bo niegroźne.
- Chcę. - Usiadł w końcu do stołu. Mimo wszystko doceniał, że Mujin wcześniej wstał - tak w końcu wypadało przy gospodarzu! Chociaż nie, wróć. Niech siedzi. Wtedy przynajmniej nie był wyższy. - Kupiłem wszystko, o co prosiłaś. - Dopowiedział jeszcze, żeby nie miała wątpliwości, że czegokolwiek zabraknie. Zaciągnął się mocno wspaniałym zapachem powoli powstającego obiadu. - Asaka zdążyła zaprosić cię na obiad? Jest doskonałą kucharką. Nie zawiedziesz się. - Obrócił głowę do Mujina. Wspominałam, że lubił się chwalić żoną? No więc - lubił. Przed momentem w końcu był dla niej idealną ramką!
- Jak powiedziałem - sam się przekonaj. - Sceptycyzm. W mniejszej ilości Shikarui potrafił go nie wyczuwać. Teraz nie do końca wiedział, jak go objąć i umiejscowić, ale wystarczyło mu informacji, żeby wiedzieć, że to zwyczajne podważenie słów. Shikarui lubił straszyć, ale nie w aż tak tani sposób. - Jutro, jeśli pozwolisz. Chętnie z Asaką pokarzemy ci prawdziwą gościnność daishińczyków. - Spojrzał rzecz jasna na żonę, sprawdzając jej reakcję, czy to aprobuje, czy nie ma żadnych planów, czy nie chciałaby po prostu spokoju.
- Szlachetne. - Czy jakkolwiek się to tam mówiło. Ta tam... moralność? Chęć czynienia dobra. Bleh. Nie przynosiło to pieniędzy! Ale czasem popłacało jeszcze bardziej. - Również wybieramy się na tę wyprawę. Jeśli bogowie pozwolą, będziemy mieli okazję wspierać siebie wzajem.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
- Nie wiem. Widziałam ludzi nie czujących bólu od ran. Słyszałam też o takich, którzy są nieśmiertelni i to z naprawdę wiarygodnego źródła. Skoro można żyć bez głowy, to dlaczego nie miałoby być możliwości, żeby kogoś wskrzesić? Wyobrażam sobie, że nie byłoby to proste, ale skoro chakra może tak wiele, to dlaczego tego akurat nie? – białowłosa była już na takim etapie, że naprawdę była w stanie uwierzyć we wszystko. Wyprawa do Midori dwa lata temu zmieniła naprawdę wszystko – wywróciła cały światopogląd złotookiej do góry nogami i nie było już powrotu do starego spojrzenia na świat. Już wcześniej i tak musiała zweryfikować wiele rzeczy – jak ta obca chakra w chakroobiegu Shikiego. Ona na szczęście nie musiała wierzyć na słowo – po prosru najpierw zobaczyła jak to działa, a dopiero później jej wytłumaczył. Mujin… Dostał wersję bezpieczniejszą. Zresztą przecież Shikarui już wcześniej mówił mu o swojej pieczęci. Teraz dodał jedynie kilka słów więcej – i och, jak wiele zmieniały, prawda?
Rzeczywiście jeśli chodziło o noszenie spodni w rodzinie Sanada to nosiła je kobieta. Dosłownie nosiła – bo choć Mujin widział ją jedynie w wydaniu oficjalnym, cywilnym rzekłabym z braku lepszego określenia, to w czasie podróży czy misji Asaka zamieniała kimona i spódnice na spodnie właśnie. Było jej zwyczajnie wygodniej, ze względu na styl walki jaki prowadziła, ale o tym Mujin nie wiedział. Bo tak naprawdę to niewiele wiedział o samej Koseki-Sanada jak i jej mężu. To Shikarui znacznie częściej chodził w męskich kimonach i był to strój, w jakim łatwiej było go zobaczyć niż w spodniach rzeczywiście. A w przenośni? No w przenośni to też Asaka podejmowała te męskie decyzje o tym co robią i gdzie, i co ważniejsze – dlaczego i jak. Shikiemu było zwykle wszystko jedno i poza tym musiał się długo namyślić. Ale gdy trzeba było zachować twarz, to Asaka się wycofywała i dawała lawendowookiemu rządzić, całkowicie się wtedy podporządkowując.
Pozwoliła mężczyznom na tę chwilę pogawędki o życiu i zdrowiu, i gdy Shiki wyraził swoje życzenie i spoczął, ona gładko wstała. Chwilę zakręciła się po pomieszczeniu i zaraz przyniosła do stołu jeszcze jedną czarkę. To ona polewała, tak przecież wypadało, więc złapała w rękę imbryk i nalała ciepłej herbaty do czarki męża. Dolała też Mujinowi, jeśli ten wyraził takie życzenie. Słoiczek miodu stał obok, przysunęła go więc do Shikiego. Jedyne o czym zapomniała to łyżeczka, po którą już jej się nie chciało iść, więc chwila skupienia – nawet niespecjalnie intensywnego – i na stoliku tuż przed Sanadą zmaterializowała się piękna, mała, kryształowa łyżeczka o rubinowym kolorze. Wtedy też białowłosa skierowała się do swoich garnków, żeby przypilnować to, co tam pichciła.
- A zdążyłam. Zdążyłam nawet jeszcze zaproponować nocleg – to, że wszystkie sprawunki kupione zostały przyjęła skinieniem głowy. Uśmiechnęła się słysząc za to pochwałę od męża. Często jej to mówił – ale gdy byli sami, bo tak się jakoś śmiesznie składało, że przez większą część czasu byli sami. Przed innymi Shikarui raczej szczędził słów, ale nie gestów które mówiły „patrzcie jaka wspaniała, I TYLKO MOJA, CIENIASY”. Podczas pamiętnego spotkania w onsenie robił właściwie to samo. - No panowie, badanie pieczęci rzeczywiście można zostawić na jutro – tak, słowo-klucz „pieczęć” powinna dać Mujinowi do myślenia i tym bardziej zainteresować. A może przypomni mu się co nieco z rozmowy sprzed roku. Krótkiej acz intensywnej. - Nie godziłoby się inaczej – potwierdziła słowa męża o gościnności ludu zamieszkującego Daishi. Shiki sam się o tym przekonał tak naprawdę po raz pierwszy na własnej skórze, gdy pierwszy raz odwiedził dom rodzinny Asaki. Minako długo nie wypuściła ich wtedy od stołu. I nie, Asaka nie miała żadnych planów. A spokój? Spokój miała tu na co dzień.
- Chociaż nas jak najbardziej interesują poszukiwania – dodała jeszcze, odwrócona do obu panów tyłem, gdy mieszała w garnku.
Rzeczywiście jeśli chodziło o noszenie spodni w rodzinie Sanada to nosiła je kobieta. Dosłownie nosiła – bo choć Mujin widział ją jedynie w wydaniu oficjalnym, cywilnym rzekłabym z braku lepszego określenia, to w czasie podróży czy misji Asaka zamieniała kimona i spódnice na spodnie właśnie. Było jej zwyczajnie wygodniej, ze względu na styl walki jaki prowadziła, ale o tym Mujin nie wiedział. Bo tak naprawdę to niewiele wiedział o samej Koseki-Sanada jak i jej mężu. To Shikarui znacznie częściej chodził w męskich kimonach i był to strój, w jakim łatwiej było go zobaczyć niż w spodniach rzeczywiście. A w przenośni? No w przenośni to też Asaka podejmowała te męskie decyzje o tym co robią i gdzie, i co ważniejsze – dlaczego i jak. Shikiemu było zwykle wszystko jedno i poza tym musiał się długo namyślić. Ale gdy trzeba było zachować twarz, to Asaka się wycofywała i dawała lawendowookiemu rządzić, całkowicie się wtedy podporządkowując.
Pozwoliła mężczyznom na tę chwilę pogawędki o życiu i zdrowiu, i gdy Shiki wyraził swoje życzenie i spoczął, ona gładko wstała. Chwilę zakręciła się po pomieszczeniu i zaraz przyniosła do stołu jeszcze jedną czarkę. To ona polewała, tak przecież wypadało, więc złapała w rękę imbryk i nalała ciepłej herbaty do czarki męża. Dolała też Mujinowi, jeśli ten wyraził takie życzenie. Słoiczek miodu stał obok, przysunęła go więc do Shikiego. Jedyne o czym zapomniała to łyżeczka, po którą już jej się nie chciało iść, więc chwila skupienia – nawet niespecjalnie intensywnego – i na stoliku tuż przed Sanadą zmaterializowała się piękna, mała, kryształowa łyżeczka o rubinowym kolorze. Wtedy też białowłosa skierowała się do swoich garnków, żeby przypilnować to, co tam pichciła.
- A zdążyłam. Zdążyłam nawet jeszcze zaproponować nocleg – to, że wszystkie sprawunki kupione zostały przyjęła skinieniem głowy. Uśmiechnęła się słysząc za to pochwałę od męża. Często jej to mówił – ale gdy byli sami, bo tak się jakoś śmiesznie składało, że przez większą część czasu byli sami. Przed innymi Shikarui raczej szczędził słów, ale nie gestów które mówiły „patrzcie jaka wspaniała, I TYLKO MOJA, CIENIASY”. Podczas pamiętnego spotkania w onsenie robił właściwie to samo. - No panowie, badanie pieczęci rzeczywiście można zostawić na jutro – tak, słowo-klucz „pieczęć” powinna dać Mujinowi do myślenia i tym bardziej zainteresować. A może przypomni mu się co nieco z rozmowy sprzed roku. Krótkiej acz intensywnej. - Nie godziłoby się inaczej – potwierdziła słowa męża o gościnności ludu zamieszkującego Daishi. Shiki sam się o tym przekonał tak naprawdę po raz pierwszy na własnej skórze, gdy pierwszy raz odwiedził dom rodzinny Asaki. Minako długo nie wypuściła ich wtedy od stołu. I nie, Asaka nie miała żadnych planów. A spokój? Spokój miała tu na co dzień.
- Chociaż nas jak najbardziej interesują poszukiwania – dodała jeszcze, odwrócona do obu panów tyłem, gdy mieszała w garnku.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Ludzie którzy za nic mają sobie odniesione rany? Brak bólu można wyjaśnić wyłączonymi nerwami. Możliwe że jest to jakaś technika albo nawet rodzinna wada. Zaraz, można żyć bez głowy? Co ona plecie. Ale jak tak Mujin na nią patrzył to raczej nie próbowała go wrobić. Albo po prostu dobrze to ukrywała.
- Znaczy Jashiniści? Wiem, mogą ranić siebie i nie robi im to problemu. Ale chyba dałoby się ich zabić. Nie wiem, muszę to samemu zobaczyć. Dopiero wtedy będę w stanie uwierzyć. - stoicyzm? Bycie racjonalnym? W świecie gdzie można pluć ogniem, zmieniać się w kamień? Przyspieszać regenerację komórek za pomocą nadnaturalnej energii? Owszem. Według Mujina były bowiem granice, których nie można było przekroczyć ninjowym hokus-pokus. Mujin jako medyk, nawet wybitny i który przekroczył już barierę nieprzekraczalną dla większości ludzi, nadal nie był w stanie zregenerować czegoś tak skomplikowanego jak mózg. Nie był w stanie przywrócić do życia kogoś, kogo nie było już na tym świecie. To jedno ograniczenie, ograniczenie śmierci, było dla Mujina równie nieprzekraczalne, jak... No nie było porównania. Nie że nie ufał Asace, ale pewnych rzeczy nie można było posłuchać albo przeczytać. Trzeba było sprawdzić. Zbadać. Zobaczyć.
- Nie wątpię. Widziałem już jej profesjonalizm w krojeniu warzyw. - powiedział. Heh, żart. Dobry do rozluźniania atmosfery. Zresztą chyba nawet tak działa człowiek, że jak zareaguje pozytywnie na coś to oznacza jego aprobatę. Zagadnienia psychologiczne jednak były tematem z którym był tak zaznajomiony, jak z metodami obróbki kamieni. Wiedział, że trzeba bić młotem i dłutem. I to starczyło, więcej nie było mu trzeba.
- I tak wolałbym zostawić to na później. Po długiej podróży nigdzie mi się nie spieszy. - potwierdził. Tak tak, to chodzi o pieczęć. Chakra tego całego Antykreatora i pieczęć na ciele Shikaruia są ze sobą powiązane. Bardzo dobrze. Mimo najszczerszych chęci do ukrycia swoich emocji i najwyższych umiejętności do zachowywania chłodu i spokoju, Mujinowi nieco ręka się zatrzęsła. Niestety ta z czarką, dlatego dopił resztę w głęboko odetchnął. Herbata. Napój życia. Tego potrzebował. Z rozpędu nalał sobie kolejną czarkę.
- Gościnność daishińczyków? Brzmi jak jakiś obrządek. Komu zamierzacie mnie poświęcić? - dobry humor trzymał się Mujina zaskakująco dobrze, pomimo tego że nie tak dawno spędził wiele dni na pieszej podróży i wysłuchiwaniu narzekań nielicznych towarzyszy podróży o słabych plonach i tego typu podobnych przypadkach. Ale ale, temat podróży wcale się nie skończył. Shikarui i Asaka jak najbardziej wyruszą na tą wyprawę z Mujinem. Znaczy się - do tego samego miejsca.
- Szlachetności nie uznaję. Uznaję obowiązki medyka do działania na rzecz ogółu i jednostek. Jeśli mam możliwość poprawienia standardu życia i uratowanie go, to w obowiązku mam podjęcie stosownych działań. - zresztą, czego już nie powiedział, to koncept szlachetności zakładał zdaje się bezinteresowną pomoc bez brania pod uwagi korzyści dla siebie. A Mujin bardzo, bardzo dużo mógł zyskać na tej pomocy. Klientów, wpływy... może nawet wynagrodzenie. Sponsora? Cholera, mógł wygrać wszystko. Dlaczego więc nie spróbować? Idąc swoją drogą i swoim kodeksem moralnym mógł zyskać nieco więcej niż tylko satysfakcję i czyste sumienie. Kto nie chciałby takiej transakcji?
- Znaczy Jashiniści? Wiem, mogą ranić siebie i nie robi im to problemu. Ale chyba dałoby się ich zabić. Nie wiem, muszę to samemu zobaczyć. Dopiero wtedy będę w stanie uwierzyć. - stoicyzm? Bycie racjonalnym? W świecie gdzie można pluć ogniem, zmieniać się w kamień? Przyspieszać regenerację komórek za pomocą nadnaturalnej energii? Owszem. Według Mujina były bowiem granice, których nie można było przekroczyć ninjowym hokus-pokus. Mujin jako medyk, nawet wybitny i który przekroczył już barierę nieprzekraczalną dla większości ludzi, nadal nie był w stanie zregenerować czegoś tak skomplikowanego jak mózg. Nie był w stanie przywrócić do życia kogoś, kogo nie było już na tym świecie. To jedno ograniczenie, ograniczenie śmierci, było dla Mujina równie nieprzekraczalne, jak... No nie było porównania. Nie że nie ufał Asace, ale pewnych rzeczy nie można było posłuchać albo przeczytać. Trzeba było sprawdzić. Zbadać. Zobaczyć.
- Nie wątpię. Widziałem już jej profesjonalizm w krojeniu warzyw. - powiedział. Heh, żart. Dobry do rozluźniania atmosfery. Zresztą chyba nawet tak działa człowiek, że jak zareaguje pozytywnie na coś to oznacza jego aprobatę. Zagadnienia psychologiczne jednak były tematem z którym był tak zaznajomiony, jak z metodami obróbki kamieni. Wiedział, że trzeba bić młotem i dłutem. I to starczyło, więcej nie było mu trzeba.
- I tak wolałbym zostawić to na później. Po długiej podróży nigdzie mi się nie spieszy. - potwierdził. Tak tak, to chodzi o pieczęć. Chakra tego całego Antykreatora i pieczęć na ciele Shikaruia są ze sobą powiązane. Bardzo dobrze. Mimo najszczerszych chęci do ukrycia swoich emocji i najwyższych umiejętności do zachowywania chłodu i spokoju, Mujinowi nieco ręka się zatrzęsła. Niestety ta z czarką, dlatego dopił resztę w głęboko odetchnął. Herbata. Napój życia. Tego potrzebował. Z rozpędu nalał sobie kolejną czarkę.
- Gościnność daishińczyków? Brzmi jak jakiś obrządek. Komu zamierzacie mnie poświęcić? - dobry humor trzymał się Mujina zaskakująco dobrze, pomimo tego że nie tak dawno spędził wiele dni na pieszej podróży i wysłuchiwaniu narzekań nielicznych towarzyszy podróży o słabych plonach i tego typu podobnych przypadkach. Ale ale, temat podróży wcale się nie skończył. Shikarui i Asaka jak najbardziej wyruszą na tą wyprawę z Mujinem. Znaczy się - do tego samego miejsca.
- Szlachetności nie uznaję. Uznaję obowiązki medyka do działania na rzecz ogółu i jednostek. Jeśli mam możliwość poprawienia standardu życia i uratowanie go, to w obowiązku mam podjęcie stosownych działań. - zresztą, czego już nie powiedział, to koncept szlachetności zakładał zdaje się bezinteresowną pomoc bez brania pod uwagi korzyści dla siebie. A Mujin bardzo, bardzo dużo mógł zyskać na tej pomocy. Klientów, wpływy... może nawet wynagrodzenie. Sponsora? Cholera, mógł wygrać wszystko. Dlaczego więc nie spróbować? Idąc swoją drogą i swoim kodeksem moralnym mógł zyskać nieco więcej niż tylko satysfakcję i czyste sumienie. Kto nie chciałby takiej transakcji?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości