Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Niebieskooki nie stawiał oporu, kiedy funkcjonariusze sprawdzali jego osobę - generalnie, niewiele miał do ukrycia, poza tym o stawianiu oporu mowy być nie mogło, zdawał sobie sprawę z sytuacji - strażnicy mieli przewagę tak taktyczną jak i "polityczną", skoro bowiem przyznał z ramienia jakiej szkoły działa, to musiał też bronić jej honoru.
Na uwagę odnośnie tego, jacy powinni być mieszkańcy Yinzin, niebieskooki odpowiedział jedynie twierdząco i nie wdawał się w bzdurne dyskusje na temat tego, co kto rozumie pod hasłem bycia stonowanym. W jego osobistej ocenie postąpił dokładnie tak, jak powinien postąpić samuraj, odpowiedział na zagrożenie pełnym zakresem swoich możliwości - adekwatnie do tego, co potrafił i przeciwko komu stawał. To, że skończyło się na tym, że wyszedł z tej zawieruchy bez większego szwanku, a jego przeciwny skończyli jako zakrwawione plastry mięsa to najbardziej naturalny skutek takich "atrakcji".
Kiedy oficer zauważył, że istotnie wersja jaką przedstawiają jest dla nich jak najbardziej wygodna, to niebieskooki lekko zmrużył oczy przygotowując odpowiednią odpowiedź. Istotnie, nie wyglądało to za dobrze, ale pozostawał jeszcze cały wachlarz możliwych wyjaśnień, począwszy od słowa samuraja, skończywszy na braku jednoznacznych dowodów świadczących o tym, że było inaczej, jednakże zanim niebieskooki coś rzekł, "ratunek" przeszedł z niespodziewanej strony...
- Niech tak będzie. Nie będzie stwarzać problemów. - rzekł niebieskooki, czując, że może właśnie trafili na dobry ślad? Rzekomy "kogut" najpewniej był znakiem jakiejś miejscowej mafii, albo chociaż gangu - dość dobrze wpasowywałoby się to ich misję odnalezienia wrogów szkoły, którzy zaszyli się w Daishi, jeśli zdradzieccy uczniowie mieliby gdzieś szukać ratunku, to właśnie wśród innych kanalii, pytanie tylko, dlaczego aż tak daleko?
Na przedstawienie się kapitana, niebieskooki odpowiedział skinieniem głowy - już raz się przedstawiał, nie ma sensu tego robić dwa razy. Posłał tylko spojrzenie Ishio, by ten również się nie odzywał więcej i dali się prowadzić strażnikom na posterunek - fakt, że jeszcze nie pozbawiono ich mieczy Kakita liczył sobie jako dobry znak.
Wchodząc na posterunek, niebieskooki spróbował zapamiętać cały rozkład korytarzy którymi szli i policzyć w głowie ilość strażników, jeśli niektórzy mieli podobne co kapitan rangi na mundurach, też to zliczał - powód prosty, należy być zawsze gotowym, zwłaszcza, że ja się na miejscu okazało, będzie się musiał z bronią pożegnać i to zupełnie. Nie podobało mu się to. O ile bowiem oddanie długiego ostrza należało do oczywistości, o tyle krótszy miecz zawsze towarzyszył samurajowi, no chyba, że ten akurat udawał się do okiya, ale chyba posterunek się nie wpisywał w tą kategorię, chyba... No nic, chcąc nie chcąc (i bardziej nie chcąc) i okazując to postawą, niebieskooki przekazał swoje miecze oficerowi dyżurnemu/strażnikowi brzy drzwiach mówiąc krótkie. - Powierzam je tobie. - była to jasna informacja - Kakita wchodzi tam bez broni, jednakże jeśli któryś z mieczy się zawieruszy, to mężczyzna może już myśleć o sobie w czasie przeszłym. Czy niebieskooki nie zdawał sobie sprawy z sytuacji? Zdawał. Jednakże nawet stając przed liderem Teiz miał przy sobie wakizashi, był dumnym wojownikiem i reprezentantem tradycjonalistów - mówił zdecydowane nie młodej dekadencji, która z etykietą miewała się często na bakier.
Zająwszy miejsce wskazane przez kapitana, niebieskooki wziął czarkę sake, po czym wysłuchał oficera, wytrzymał jego spojrzenie i odpowiedział. - Nie musi nam pan grozić, kapitanie Mitsugi, jak zauważył pan, mieszkańcy Yinzin to ludzie stonowani i cywilizowani. - zaczął spokojnie niebieskooki bez wrogości w głosie, jednakże z nutką dumy - był samurajem i chyba musiał tego wizerunku pilnować, po czym kontynuował. - Jak powiedziałem, pochodzimy ze szkoły Taka. Kilka miesięcy temu, przybrany syn jednego z mistrzów - Amatsurama Hiruzun wraz grupką popleczników dokonał ataku na szkołę. Pierw wykradli i zniszczyli ceremonialny miecz, następnie raniąc uczniów doprowadzili do pożaru i zbiegli. Jedną z jego popleczniczek była łuczniczka - Honotsune Ari, której rodzina pochodzi z Daishi, a zgodnie z naszymi informacjami, są to kupcy. Ślad za Hiruzenem urywał się w Daishi, tak więc mistrz Amatsurama wysłał nas tutaj. Kiedy przybyliśmy do osady, udaliśmy się do domu handlowego Yoshi, gdzie Ishio miał wypytać o Ari jej rodzinę. Po wyjściu z budynku, jego śladem podążyli tamci dwaj, a za nimi ja. Kiedy w zaułku zagrozili mojemu towarzyszowi, nie mogłem pozostać bierny. Wywiązała się walka, której efekty widzieliście. - zakończył redagować niebieskooki, upijając nieco czarki. Niejako przy tym streścił ostatnie wydarzenia, w efekcie których znaleźli się w takim a nie innym położeniu, po czym dodał. - Kapitanie, jeśli mogę ja zapytać - co oznacza "symbol koguta", jaki znajdował się na ciałach naszych napastników? - ukłonił się przy tym lekko.
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Planowaliśmy zatrzymać się w jednej z karcz, po uprzednim rozeznaniu się w temacie. - odpowiedział zgodnie z prawdą niebieskooki, a była ona taka, że od razu po przybyciu i przekazaniu cennego miecza zabrali się do pracy, bowiem jak zdążyli się rozeznać, karcz tutaj nie brakowało, a po długiej i uciążliwej podróży obaj samurajowie aż palili się do zajęcia się właściwą częścią swojej misji. Może nie wyglądało to najbardziej profesjonalnie, ale niewątpliwie udało im się skutecznie wpaść w całe zamieszanie, poza tym... pomijając już oczywisty fakt, że wszelkie kłamstwo zostałoby momentalnie zweryfikowane, to samuraj nie miał w zwyczaju mijać się z prawda, bez naprawdę dobrego powodu. - Jeśli chodzi o atak grupy Hiruzen'a, to jego motywem jest zemsta na przybranym ojcu. Mistrz Amatsurama przygarnął go, wychowywał i szkolił, jednakże Hiruzen'owi brakowało cierpliwości i zło toczyło jego dusze. Mówi się, że "miecz duszą samuraja", można to jednak odwrócić, na dusza mieczem samuraja, a zła dusza, to bardzo zły miecz. Jakkolwiek naiwnie to brzmi, jest to prawdą. - przerwał na moment niebieskooki by rozeznać się, czy jego rozmówca słucha uważnie, ewentualnie, czy w ogóle słucha, po czym niezależnie od jego reakcji kontynuował, bo w zasadzie mało kto poza samurajami znał ich filozofię. - Po jednej z wielu kłótni, mistrz Amatsurama wymierzył swojemu przybranemu synowi cios, po którym tamten uciekł z domu, by następnie powrócić i zabić kilku uczniów, a następnie opuścić szkołę i przygotować zemstę. Kiedy powrócił, przysiągł ostatecznie zemścić się na ojcu, wymierzając cios w szkołę. - wyjaśnił to, co w zasadzie wiedział i przez co przebył prawie cały świat. Słowo samuraja było jego honorem, nie miał najmniejszych podstaw by nie ufać jednemu ze swoich pierwszych mentorów, jakby przy tym nie było, widział atak na własne oczy i walczył przeciwko poplecznikom zdrajcy, nie miało dla niego większego znaczenia, co zaszło między ojcem i synem, syn zaatakował szkołę, a więc wymierzył coś i w Kakite, to wystarczyło.
Dalsze słowa kapitana dotyczące rodziny Honotsune nie brzmiało pocieszająco - jak widać, sprawy były szyte naprawdę grubymi nićmi i wrogów samuraj miał potężnych, ale... i oni nie wszystko wiedzieli o nim. Dlatego właśnie do domu Yoshi, Kakita wysłał tylko Ishio. Jeśli tamci zabójcy będą szukać zemsty, to właśnie na młodszym samuraju, poza tym, zastanowią się kilka razy, zanim spróbują zadrzeć z kimś, kto położył ich dwóch ludzi. Nie wpadną na pomysł, by podejrzewać o cokolwiek Asagi'ego, więc będzie miał przewagę zaskoczenia po swojej stronie. Oczywiście, ściąga to zagrożenia na chłopaka, ale wiedział, w co się pakuje wyruszając do Daishi, a Kakita też zrobi co może, by go ochronić. Na razie jednak, należało coś kapitanowi odpowiedzieć. - Słowo samuraja jest dowodem. Jednakże rozumiem, że potrzebujecie poważniejszych. Proponuję, byście wystosowali list do szkoły Taka, moi mistrzowie nie tylko potwierdzą to, co wam powiedziałem, ale również to, że Honotsune Ari jest na liście uczniów, którzy zbiegli z Hiruzenem i napadli na szkołę. Jeśli to konieczne poczekamy na odpowiedź z Kaigan, przeciwko rodzinie Honotsune też oficjalnie nie wystąpimy, bo nie taka jest nasza misja, jednakże zaatakowani będziemy się bronić. - zakończył z deklaracją niebieskooki, wiedząc, że ma przed sobą starego wiarusa, który w mig zrozumie, że jeśli jakieś chłystki znów spróbują swoich sił przeciwko parze samurajów, to oni wahać się nie będą, a skoro o tym mowa, pozostawała jeszcze kwestia napastników, których kapitan dziwnie łączył z samurajami, ku wewnętrznemu sprzeciwowi i obrzydzeniu ze strony Kakity, który jednak utrzymywał maskę opanowania i trzeźwy umysł - wychowany w domu Hatamoto i odebrawszy nauki w jednej z trzech wielkich szkół Asagi, potrafił panować nad emocjami. - Podobieństwo jest z goła powierzchowne. Istnieją trzy wielkie szkoły samurajów, są to Taka w Kaigan, Kame w Hyuo oraz Ryu w Sakai. Każda z nich zajmuje się badaniem i nauką innego aspektu szermierki. Ponad to, każdy wojownik może założyć własne dojo co jest popularne na Yinzin, szkoły takie prowadzone są w obrębie danej wioski, często przekazywane z ojca na syna. Są jeszcze inne przypadki, nie rzadko bezpańscy samurajowie uczą innych w zamian za jedzenie, lub też pieniądze, albo z sobie tylko znanych powodów. - zaczął wyjaśniać niebieskooki, momentalnie przypominając sobie swoje spotkanie z cesarzem z Hanamury, który to opowiedział mu o swoim spotkaniu z roninem "Zjawą", po czym kontynuował. - Ci, z którymi walczyłem nie reprezentowali żadnego znanego mi stylu. Zgadzam się, że ich sposób ubierania się przypomina samurajski, jednakże walczą jak typowi shinobi. Nie zastosowali żadnej z kluczowych technik szermierczych, natomiast starszy z nich potrafił wzmacniać swoje ciosy chakrą. Nie wykluczam możliwości, że na czele tej szkoły Ondori stoi jakiś ronin, jednakże w tym co widziałem, nie rozpoznałem naszych taktyk walki. - zakończył niebieskooki wyjaśnianie tego, co uważał na temat "kogucików" po czym dodał. -Kapitanie, jeśli członkowie tego ruchu upodabniają się do samurajów i sprawiają problemy, chciałbym zaoferować swoje wsparcie w rozwiązaniu ich problemu. Nie mogę pozwolić, by ktoś bezkarnie szargał nasze dobre imię. - zakończył deklaracją, która wcale nie leżała daleko ani od jego obowiązków, ani zadania. Możliwe było, że tak zwana szkoła Ondori to przykrywka dla popleczników Hiruzena, potwierdzić mógł to tylko znajdując ich i sprawdzając na własne oczy. Starcie z szermierzem z tej organizacji również dałoby mu odpowiedź, bowiem jeśli za wszystkim stał syn mistrza Amatsurama, to styl szermierki powinien przypominać ten szkoły Taka, a Kakita znał go na tyle dobrze, że rozpoznałby go już po kilku sekundach pojedynku, nawet w skarykaturowanej formie...
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Nie inaczej, kapitanie. - przytaknął mu ze skinięciem niebieskooki, po czym pozostało już czekać na jego "wyrok", którego treść samuraj przeczuwał. To oczywiste, że musieli poczekać na potwierdzenie ich relacje ze szkoły Taka, a taka wiadomość nieco będzie szła i to w dwie strony. Samuraj rozumiał, że straż ma związane ręce, chociaż sam żałował, że nie mogli tej sprawy rozwiązać tak, jak na Yinzin - tam żaden kupiec nie miał odpowiedniej pozycji, by samurajowie nie mogli wpaść do jego domu i wszystkiego przeszukać, może dlatego czcigodny Lider tak stronił od luksusu i rozwoju wyspy, bowiem wraz ze wzrostem jej piękna i dobrobytu, wzrosłoby i wszelkie zło i niegodziwość? Pieniądz niszczy nawet najlepsze serce...
Dalsza wypowiedź oficera była zgodna z przewidywaniami samuraja i to z tymi lepszymi - nie zostali oficjalnie zatrzymani, co samo w sobie stanowiło pociechę i mogli opuścić ten obszar, a nawet powinni. Pozostanie tutaj również było możliwe, a biorąc pod uwagę fakt, że droga powrotna zabierze znów wiele czasu, rozwiązanie było jedno. - Kapitanie, mój młodszy towarzysz powróci do szkoły Taka. Ja pozostanę jakiś czas w Osadzie i na terenie Daishi. Dłuższe podróże zgłoszę i będę czekał na wezwanie w sprawie dalszego śledztwa, lub innej sprawy w jakiej mógłbym pomóc. Na własną rękę nie będę działał przeciwko Honotsune na waszym terenie i nie będę szukał z nimi zwady. - zadecydował niebieskooki, posyłając nieznoszące sprzeciwu spojrzenie w stronę Ishio. Później mu wszystko wyjaśni, teraz muszą dopiąć sprawy do końca. Deklaracja, jaką na końcu złożył była dosyć oczywista, tutaj nic rodzinie kupieckiej nie zrobi, ale jeśli spróbują działać przeciwko niemu poza obszarem jurysdykcji kapitana, albo zwyczajnie napadną, to czeka ich taki sam los jak poprzednich zabójców. - Jestem przekonany, że będzie to zacne danie. - rzekł na odchodne niebieskooki, po czym ukłonił się kapitanowi i wyszedł z pomieszczenia, celem odebrania broni i tego, co się im za pracę należało...
Kolejne godziny popłynęły szybko. Niebieskooki nie zamierzał pozwolić, by Ishio pozostał w osadzie ani chwili dłużej - musiał ją opuścić. Mimo sprzeciwów młodzika, Kakita wyjaśnił mu, że to najlepsze wyjście - zbiry szły za łysym samurajem i to jego będą ścigać. W chwili obecnej łysych samurajów jest dwóch, więc jeden z nich musi wrócić do szkoły jako mnich, a drugi pozostanie w roli przynęty. Niebieskooki, który był sprawniejszym wojownikiem był najlepszym wyborem, poza tym... decyzję i tak podjął już wcześniej i młodzik nie miał nic do gadania...
Wysławszy Ishio z karawaną na południe, niebieskooki samuraj został w Daishi sam. Pierwszy raz od wielu miesięcy poczuł samotność, ale... dziwną bliskość również. Śledztwo i walka ze zdrajcami nie były jedynymi powodami jego pozostania w Daishi - dużo ważniejszy znajdował się w ogarniętym wojną Soso. Chociaż samuraj nie mógł się oficjalnie mieszać w konflikt, to jednak świadomość, że jego o wiele bliżej walczącej na froncie Setsuny była dla niego ważna. Wszak obiecał, że ją odnajdzie, a z Daishi będzie to zdecydowanie łatwiej zrobić, niż z położonego na drugim końcu świata Kaigan. Funduszy i możliwości znalezienia dla siebie zajęcia mu tutaj nie brakowało, z resztą musiał poczekać na wieści ze szkoły i wyniki śledztwa kapitana Mitsugi - jeśli wynikną nowe fakty, lepiej być na miejscu, niż musieć znów przebyć pół świata, by móc coś zdziałać. Od czego więc należało zacząć? Pierw znaleźć jakieś miejsce do spania, potem najeść się i napić i w końcu odpocząć - może to ostatni raz przed okresem długiego niepokoju?
<ZT>
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Młody czarnowłosy chłopak wędrował raźnym krokiem ulicami osady. Jak zawsze towarzyszyły mu dwie, charakterystyczne dla niego rzeczy - kij na plecach i uśmiech. Mimo, że znał tą wioskę jak własną kieszeń, w końcu to tutaj spędził większość swojego życia, to nadal chętnie spacerował i podziwiał widoki domów i drzewa. Przede wszystkim jednak lubił to miejsce za ludzi, których było tu mnóstwo. Taki tłum wcale mu nie przeszkadzał, ba czuł się w nim świetnie. Witał niektóre osoby, te które znał lepiej lub gorzej, każdą obdarzając szczerym uśmiechem, rzeczą tak dla niego charakterystyczną. W końcu jego nogi zaprowadziły go do centrum osady, gdzie jego wzrok najpierw powędrował na siedzibę władzy a później lustrował ofertę niektórych sklepów. Jakiś czas temu wpadła mu w oko jedna rzecz, niestety nie mógł sobie na nią pozwolić z racji skromnych funduszy. Poza tym, czuł się za słaby by władać kosą. Ale obiecał sobie, że ją kiedyś kupi. Narazie jednak musiało to poczekać. Podszedł do tablicy ogłoszeń, szukając jakieś drobniejszego zlecenia. W nic poważniejszego póki co nie mógł się wplątywać.
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Ze wszystkich możliwych zleceń większość musiała stanowić koty. Yūto nie przepadał za tym rodzajem misji. NIe dlatego, że musiał się nalatać za małe pieniądze. Po prostu koty ciągle niszczyły mu ubrania, przez co w domu zbierał opierdziel. Jeśli o szczury chodzi to nie chciał krzywdzić zwierząt. Pozostało więc zbieranie ziół, chociaż i to nie było szczytem marzeń. Nagle jednak obejrzał się za siebie, gdy usłyszał za sobą głos. Posłusznie odszedł na bok, lustrując wzrokiem nieznajomego.
-Przepraszam
Stanął za nieznajomym, patrząc na to, co ten przybija do tablicy ogłoszeń. Może jakieś lepsze zlecenie od zbierania ziół?
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Praca na farmie... w tym momencie zdecydowanie uśmiech Yūto zniknął a pojawiło się rozczarowanie. Iskierka nadziei brutalnie została mu odebrana. Chłopak westchnął i pokręcił głową. No cóż, mógł tylko wybrać najmniejsze zło. Spojrzał raz jeszcze na ogłoszenie dotyczące zbierania ziół dla zielarza w poszukiwaniu adresu. W końcu musiał się od niego dowiedzieć jakich ziół ma szukać.
Odchodzącego nieznajomego zignorował. Nie spieszyło mu się do opieki nad kozami, już chyba wolał koty ganiać, po nich zapach raczej nie zostaje. A na farmie ubranie też da się zniszczyć, a przynajmniej zabrudzić.
Gdy tylko znalazł adres pozostało mu tylko skierować się do zielarza.
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Zależy co uznawać za okazję bo one są różne. Właśnie ominął okazję na pracę przez dużą część dnia i powrót do domu brudny i zmęczony. Z ziołami mogło pójść szybciej i mniejszym kosztem. Zresztą czym innym jest zniszczyć sobie ubranie podczas walki czy treningu a czym innym podczas ganiania kota czy kozy. Poza tym jeszcze trochę i pewnie namówi rodziców żeby puścili go na misję rangi C. Chociaż może nie być łatwo ale Yūto nigdy się nie poddawał!
Niestety musiał poczekać ale jak to już było w dużej osadzie. Stał cierpliwie, poświęcając chwilę na myślenie o tym co będzie robić po wykonaniu zadania. Akurat kolejka się skończyła. Przywitał się z uśmiechem z zielarzem. -Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia o zioła
O ile normalnie pewnie by rozmawiał długo to tym razem musiał się ograniczyć do rzeczy ważnych. W końcu za nim już inni ludzie czekali na spotkanie z mężczyzną.
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
No cóż, było mu trochę głupio, że przez niego reszta musi poczekać. Z drugiej strony te zioła mogły później komuś pomóc. Ruszył za zielarzem na zaplecze, oglądając po drodze wystrój wnętrza. Gdy znalazł się w pomieszczeniu zmrużył oczy, szukając źródła tego zapachu. Żadnej z tych roślin nie kojarzył, przynajmniej tak mu się zdawało. No cóż, znajomość ziół nigdy nie była mu potrzebna, nie uczył się wyrabianie trucizn czy medykamentów.
Zajął posłusznie miejsce na krześle i uważnie się przyjrzał roślinie, której będzie szukać. W końcu byłoby głupio zapomnieć w środku misji jak wyglądało to zioło.
Zapytany pokiwał głową. -Oczywiście
Taka stawka mu odpowiadała. Cóż czeka go sporo szukania i zbierania ale czego się nie robi dla spełnienia marzenia! Sięgnął po słoik, w którym miał umieścić swoje znaleziska. -Zacznę natychmiast