DANE PERSONALNE
IMIĘ: Hakaru
NAZWISKO: Yurei
KLAN: Uchiha
PRZYNALEŻNOŚĆ: Ryuzaku no Taki
WIEK [DATA URODZENIA]: 18 lat [366r.]
PŁEĆ: Męska
WZROST | WAGA: 172cm / 75kg
RANGA: Dōkō
APARYCJA
WYGLĄD: Dość wysoki młody mężczyzna o czarnych splątanych włosach. Po jego szlachetnych rysach twarzy nie pozostało wiele śladów. Twarz wydaje się stopiona i zniekształcona. Jedynie niebieskie oczy przypominają czasem o tym jak urodziwym był chłopcem. Najczęściej jednak były przekrwione. Lewa strona twarzy wydaje się rozbita młotem do mięsa i pospiesznie poskładana do kupy. Blizny przechodzą jego oblicze w różnych miejscach sprawiając, że ciężko na niego spojrzeć. Przez ciało mężczyzny przebiega więcej blizn, szczególnie przez przedramiona. Mimo tych wszystkich deformacji jego skóra jest wciąż dość blada. Ma nieco niezdrowy odcień osoby, która od dawna nie widziała słońca. Jest dość dobrze zbudowany choć raczej niezbyt umięśniony. Lata skromnej diety sprawiły, że może się wręcz wydawać nieco wychudzony.
UBIÓR: Przez większość życia nosił na sobie zwykłe stroje robotników. Od czasu rozpoczęcia szkolenia przywdziewa ubranie nieco lepszej jakości. Nie koniecznie jest ono przyjemniejsze w dotyku. Zazwyczaj nosi się w ciemnych barwach. Szkolenia odcisnęły na nim silne piętno więc w czasie wolnym najczęściej nosi skromne ubranie, takie co nie wyróżniało go by spośród zwykłych robotników.
Na nogach zazwyczaj ma wiązane za kostkę buty bojowe. Jest to dość typowe obówie shinobi stanowiące nijako połączenie sandałów oraz pełnych butów. Pomimo usztywnienia kostki pozostają one na tyle plastyczne by umożliwiać swobodny ruch. Pełne spodnie przecina na udzie kabura na podręczną broń. Pod koszulą ma cienką kolczugę. Raczej coś kosmetycznego bo nie powstrzyma celnie wymierzonego ostrza. Twarz chowa zazwyczaj pod ciasno owijającym go bandażem. Właściwie, całe ciało skrzetnie ukrywa. Rękawiczki, długie rękawy, maski.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Niemal zawsze nosi na twarzy bandaże ciasno owijające jego głowę. Pod nimi chowa zdeformowaną twarz.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER: Hakaru jest dość zamkniętą w sobie i zdystansowaną osobą. Nie brak mu pewności siebie ale w dużych grupach czuje się nieswojo. Objawia się to zazwyczaj wycofaniem z rozmowy i interakcji. Przyzwyczajony jest do myślenia praktycznego, jak chce przetrwać to nie może się wyróżniać. Jednocześnie ma potrzebę kontroli tego co dzieje się wokół niego. Nie chce poddawać się nieznanym siłą, które będą decydowały o jego być albo nie być. To połączenie sprawia, że jest niezwykle bezwzględny i nie wrażliwy na brutalność.
W stosunku do rówieśników jest raczej ambiwalentny. Nie przywiązuje się przesadnie łatwo i woli trzymać innych na odległość. Nie oznacza to jednak że jest całkowicie zimny. Potrafi się do kogoś przywiązać ale jego własne przetrwanie jest najważniejsze.
NAWYKI: Ma obsesję na punkcie ukrywania swego wyglądu. Najczęściej nosi ubranie zakrywające go od stóp do głów. Często blizny swędzą go i bolą przez co albo masuje albo drapie bandaże pokrywające jego ciało. Medycy jednak mówią, że to tylko w jego głowie. Zajęciem, które koi jego nerwy jest tworzenie Erôthknurl. Jest to „kamień” wykonany z ugniatanej i ucieranej ziemii i błota. Pod presją siły i czasu formuje się z niego prawdziwy kamień. Było to zajęcie, które pomogło mu przetrwać pobyt w Czeluściach Hatshin.
NINDO: “Nawet przyjaźń i nienawiść staje się niczym, kiedy stawką jest przetrwanie.”
HISTORIA:
Złego dobre początki
Ai była kobietą wielce urodziwą. Jednakże o jej względy nie zabiegało wielu ludzi. Jej pozycja w klanie nie była wysoka ale każdy znał jej imię. Była jedną z „tych innych” pokazywanych czasem palcem. Nikt nie wiedział dlaczego. W końcu głowa klanu nie wszystkim wyjawiała swe tajemnice bo czasem były one ciężkim brzemieniem. W końcu dla większego dobra trzeba było zrobić czasem coś złego.
Projekt Praim obejmował głównie mężczyzn. Ai była jedną z nielicznych kobiet, która wzięła w nim udział. Za pomocą różnych eksperymentów zarówno medycznych jak i związanych z chakrą starano się „ulepszyć” shinobi w oczekiwaniu na kolejną wojnę. Był to szczytny cel, który cały klan popierał. Jednak tylko nieliczni przechodzili horror medycznych operacji i reżim treningowy. Ai nigdy jednak tego nie kwestionowała. Pomimo długich blizn przechodzących przez jej ciało tak musiało być, tak wpajano jej od zawsze. Była jedynie jednym z cieni złożonych w ofierze na rzecz klanu. No i pozostawał jej ten wspaniały uśmiech, nawet ona sama czuła się lepiej widząc takie odbicie w lustrze.
To właśnie ten czarujący uśmiech przyciągnął do niej mężczyznę który odmienił jej świat. Po raz pierwszy była wyjątkowa, była kimś więcej niż tylko #004202. To on nazwał ją Ai. Często wysyłana na misję z partnerem rozpoczęła nowy rozdział w życiu. Poczęła odkrywać namiętności i uczucia jakich wcześniej nie posiadała. Coś co pośród innych obiektów się nie ujawniło.
Być może głowy klanu uznały to za przejaw kobiecości a może za jakiś przełom w badaniach, tak czy inaczej nie ukrócili tego procederu. Jej rosnące zaangażowanie, troska i przywiązanie do partnera sprawiały, że stawała się tym bardziej niebezpieczna. A tego właśnie pragnęli.
Para współpracowała tak jakby byli dla siebie stworzeni. Mąż Ai rozpoznawany był po ogromnym mieczu, którym władał bez trudu. Ona zaś była medykiem o nieprzeciętnie potężnym Genjutsu. Razem potrafili odwrócić przebieg nie jednej bitwy. Przypadkowo lub nie jedna z takich bitew odmieniła ich życie. W czasie zwykłego przemarszu uratowali życie jakiegoś młodego mokosa, który okazał się synem jednego z najbardziej wpływowych ludzi w regionie. Bohaterowie zostali zaproszeni na bankiet gdzie ich uprzejma i ugodowa natura ujawniła się.
Wkrótce małżeństwo stało się nie małą chlubą klanu. Nie byli tylko potężnymi shinobi ale i godnymi reprezentantami klanu. W imieniu swego rodu uczestniczyli w spotkaniach z lordami. Ich specyfika działań szybko nabrała bardziej politycznego znaczenia. Ich obecność nie raz była wręcz wymagana a czarująca kobieta wraz z mężem korzystali z tych okruchów spokoju powoli zapominając o okropieństwach wojny. Zaczęli głośno nawoływać do pokoju, do przerwania rozlewu krwi.
Być może to właśnie to marzenie pogrzebało ich szczęśliwy los. Ai oczekując swego dziecka obawiała się, że klan sięgnie po jej potomka. Bała się, że wyrządzi mu tą samą krzywdę co jej. Zwierzyła się ze swych niepokoi mężowi nie pomijając bolesnych wspomnień ze swej młodości. Te wszystkie blizny do tej pory uważane za wojenne nie mogły kłamać. Zwiastowały one straszny los jej dziecku, pierwszemu narodzonemu z projektu „Praim”.
Podjęli więc desperacką decyzję o ucieczce. W czasie jednej z podróży dyplomatycznych mieli zniknąć. Mieli wystarczająco dużo pieniędzy oraz znajomości by zaszyć się gdzieś na krańcu świata. Ale słuch o tym doszedł do wiernych powierników klanu. Ród nie był zachwycony, postanowili że poradzą sobie bez tej chlubnej pary skowronków.
W podróży napadnięto na nich. Rozgorzała bratobójcza walka w której nie było zwycięzców. Ziemia spłynęła krwią a gdy bitewny kurz opadł ostali się tylko zabójcy. Stali pośród żywych i martwych towarzyszy wpatrując się w pozbawione życia ciało mężczyzny na którego głowę dostali zlecenie. Kobiety przy nim nie było, w ogóle nie mogli jej odnaleźć. Nigdy się do tego nie przyznali. Wieść o tym, że Ai i jej mąż zostali zamordowani oburzyła lordów regionu. Pieniądze spłynęły do skarbca klanu na przygotowania do wojny. Pieniądze splamione krwią syna i córki tego właśnie klanu.
Kobietę niemal wniesiono do jednej z drewnianych chat w pobliżu pól ryżowych. Brakowało jej ręki, część czaszki nad lewym okiem została zmiażdżona a z piersi wciąż buchała jej krew. Jeden z młynarzy spostrzegł ją w rzece w czasie pracy i wyłowił. Wtedy chyba jeszcze żyła, przynajmniej tak mówił nieszczęsny robotnik. Gdy jednak położono ją na stole w jedynej izbie domostwa już się nie poruszała. Była martwa a z prowizorycznych opatrunków krew wciąż się lała.
Kobiety wraz z mężczyznami zaczęli się uwijać w izbie. Ściągali wrzącą wodę z ognia, inni rozcinali ubranie kobiety. Wspólnymi wysiłkami pracowali nad ciałem tak zajadle jakby mieli nadzieję przywrócić jej życie. W końcu harmider panujący w izbie zagłuszył głośny krzyk dziecka. Hakaru, duch który oszukał śmierć, narodził się z martwej kobiety. Obecni mówią, że jej pokryta posoką blada twarz była wtedy przepiękna. Na jej ustach zagościł uśmiech po raz ostatni.
Okruchy życia
Chłopca przyjęto do wioski bez oporów. Starszy mówił, że rąk do pracy nigdy za mało. Nazwali Hakaru Yureii by zawsze pamiętał o swym niezwykłym pochodzeniu. Po wiosce długo krążyły plotki ale właściwie był dobry i pomocnym chłopakiem. Pracował w polu tak jak inni, pomagał w gospodarstwie i jeździł sprzedawać towary do osad. Mimo, że nie było lekko to było znośnie. Było wiele innych ofiar wojny mających mniej szczęścia niż on. Z czasem nawet plotki ucichły a i ciekawscy obcy rzadziej się pojawiali w pogoni za tymi dawnymi historiami.
Jednakże zawsze czuł się tu nieco z boku. Nie pasował do tego miejsca, czuł że przeznaczone mu było coś więcej. Przede wszystkim nie przypominał wyglądem tej zgrai chłopów. W jego ruchach była jakaś sprężystość i giętkość. Twardsze i ostrzejsze rysy niż tych wszystkich ciasto-twarzych wieśniaków. Do ręki zawsze lepiej pasował mu nóż, niż łopata czy grabie. Parę razy zdarzyło mu się kogoś poharatać. Wiejskie łobuzy zaczęły czuć coś na kształt strachu przed jego ręką – tylko potęgowany przez dawne opowieści.
Tego sądnego dnia robił to co zwykle. Zjadł śniadanie, jeśli tak skromny posiłek zasługuje na to miano. Potem ubrał się w codzienne rzeczy i ruszył na pole. Opuścił swój mały domek, jeden z pośród kilkunastu byle jak skleconych w tej osadzie. Skierował się na zachód od wioski, na jeszcze niezagospodarowane tereny. W drodze dołączyło do niego kilku innych chłopów. Już od jakiegoś czasu wysyłano ich na roboty na pobliskie farmy.
Po blisko godzinie szybkiego marszu dotarli na miejsce. Hakaru zameldował swoje przybycie nadzorcy. Był to wysoce nieprzyjemny człek, wciąż miał obrażoną minę i mnóstwo awersji do pracowników. Po krótkiej rozmowie młodzieniec udał się na wyznaczone mu miejsce. Wziął torbę pełną sadzonek i z ciężkim sercem wszedł gołymi stopami błocko. Pole było podzielone na rzędy kwadratowych pól wypełnionych wodą. Hakaru robił to co zwykł czynić każdy chłop. Wśród wielu bezimiennych towarzyszy sadził ryż.
Tego dnia było to szczególnie trudne. Już po paru godzinach Chłopakowi odpadały ręce, jednak wiedział że nie może przestać. Baty na pewno bolały bardziej niż wyczerpanie. Co jakiś czas zaprzestawał pracy odrywając od skóry pijawkę. Jakoś to znosił ale wielu nieszczęśników padło ich ofiarą. Szczególnie ci starsi i słabsi.
Nadzorca za bardzo się tym nie przejmował i obijał nieszczęśników po grzbietach karząc im kontynuować choćby na kolanach. Cóż płacono im za pracę ale nie traktowano lepiej niż zwykłych niewolników.
- Już sadzę no sadzę…- Powiedział pospiesznie bo nadzorca zatrzymał się nad nim gdy właśnie grzebał dłońmi pod wodą by oderwać pijawkę od dużego palca u stopy.
Mężczyzna jednak nie zrugał go a jedynie kazał iść za sobą. Nieco spłoszony Hakaru udał się za mężczyzną. Czyżby go zwolniono? To byłby chyba pierwszy taki przypadek. Gdy skręcili za róg jednego z budynków natknęli się na zakapturzoną postać. Wręczyła ona kilka monet nadzorcy który ulotnił się nim Hakaru zdążył zapytać o co chodzi.
- No, któż by pomyślał… Po tylu latach…- Usłyszał przeciągły męski głos. Nie mógł dostrzec twarzy rozmówcy ale napiął się jak struna. Każdy nerw w jego ciele nakazywał mu ucieczkę.
- …Nie zbyt rozsądni przypadli Ci opiekunowie… Yureii… Mogli po postu wysłać gońca po pobliskich osadach…- Powiedział mężczyzna. Yureii było nadanym mu nazwiskiem. Oznaczało ducha. Ducha, który oszukał śmierć prawie 10 lat temu.
- Też to chcesz?- Zapytał a jego głos rozdźwięczał w umyśle chłopca zagłuszając jego własne myśli. -Też pragniesz mocy? - Wskazał ręką na masę ludzi a Hakaru podążył wzrokiem w to miejsce bezwiednie, jakby przymuszony niewidzialną siłą. Wpatrywał się w rozległe pole wypełnione robotnikami. Niektórzy z nich spoglądali w jego kierunku zaniepokojeni. To Ci, którzy byli mu bliscy jak rodzina.
Stało się to w mgnieniu oka. Wciąż obserwował miejsce, które podlał litrami potu. Miejsce gdzie jego wciąż stali ludzie, tacy jak on z jego wioski. Setki, tysiące błysków runęło z nieba. Pejzaż przecinany ni to błyskawicą ni światłem. Były niczym przepiękny deszcz, deszcz śmierci…
Rozległy się krzyki, krew tryskała z ciał ofiar, które padały jak rażone gromem. Niektórzy uciekali lub chowali się pod ciałami towarzyszy. Nic jednak nie mogło powstrzymać tego „czegoś”. Po kilku sekundach było po wszystkim. Pole wypełniła cisza przerywana pojedynczymi jękami ludzi, do których jeszcze nie dotarło że umarli.
Hakaru, nie poruszył się. Patrzył się z szeroko otwartymi oczyma przed siebie. Czuł ucisk w dole gardła i drżał. Drżał cały czując że musi się odwrócić, musi spojrzeć na tego mężczyznę. Ale wiedział, że gdy to zrobi dołączy do reszty. Stał więc niezdolny do poruszenia się. Trwało to może kilka sekund a może kilka godzin, ile czasu potrzeba by cały świat zawalił się przed czyimiś oczyma?
-A, teraz… - Zaczął morderca szepcząc w ucho młodzieńca. Ciepły oddech na szyi sprawił, że młodzieniec wstrzymał oddech.
-Nie bój się, to były śmiecie… Ty nie jesteś śmieciem. Ty jesteś bardzo przydatnym… komponentem…- Wreszcie zrobił to. Poruszył się do przodu spadając głową do przodu przez werandę. Przeturlał się kilka razy całkowicie straciwszy głowę i rzucił się do biegu pomiędzy budynkami.
Biegł i biegł a w uszy wciąż słyszał głos tego mężczyzny. Odbijał się głośnym echem w jego czaszce, ale czy aby na pewno tylko w czaszce? No i ten śnieg, skąd się wziął wokół niego śnieg. Właściwie to jak się przyjrzał to zdał sobie sprawę, że to były pióra. Coś jeszcze dziwniejszego.
Hakaru ocknął się w osadzie. Niemal wyskoczył z łóżka szpitalnego nie wiedząc skąd się tu wziął. Dopiero po dłuższej chwili medycy wyjaśnili mu, że kilku shinobi śledziło przestępcę który go porwał. Nie udało się schwytać nukenina ale chociaż on był cały i zdrowy. Jego szybki powrót do zdrowia nie pozostawił wątpliwości. Miał predyspozycje do używania chakry i po mimo dość sędziwego wieku jak na ucznia zaproponowano mu szkolenie.
Przyszłość jaka czekała go w małej wiosce zwykłych chłopów nie była świetlana ale to napaść nukenina wstrząsnęła nim dogłębnie. Miał na swoich plecach list gończy. Ktoś chciał go dopaść. Zgodził się więc na szkolenie. Jak mu poszło to jednak opowieść na inny raz.
Ta jedna misja
W żadnej mierze nie można było powiedzieć by jego szkolenie się zakończyło. Na pewno zrobił postępy doganiając młodszych shinobi, którzy o wiele wcześniej rozpoczęli swą edukację. Nie było to jednak mistrzostwo, wciąż musiał się wiele uczyć a nauka najlepiej przychodzi w praktyce. W końcu co może pójść źle?
Prosta misja, infiltracja jednej z wiosek na jednej z wysp Morskich klifów. Raporty mówiły o regularnych statkach handlowych, które nie mogły być zwykłymi dostawami. Podejrzewano, że na wyspie prowadzi się produkcję broni lub samo wydobycie. Informacje o tak strategicznym miejscu były dość ważne, choć nie na tyle by fatygować najlepszych wojowników. Wysłano mały odział świeżo upieczonych shinobich pod wodzą bardziej doświadczonego weterana.
Sensei miał na imię Tanzo i poprowadził ich trzy osobową drużynę mądrze. Przebrani za zwykłych chłopów zaciągnęli się na jeden ze statków niby to w poszukiwaniu pracy. Podróżowali od wyspy do wyspy z zapartym tchem wypatrując zagrożenia. Na szczęście udało im się dotrzeć na miejsce w tajemnicy.
Konspiracja trwała kolejne tygodnie przynosząc mierne resultaty. W końcu nie byli jedynymi robotnikami przybywającymi za chlebem trudno więc było dotrzeć od razu do najcieplejszych posad. Tłumy dzielono codziennie pomiędzy nadzorców, którzy zaganiali ich do pracy na łodziach rybackich, w skąpych lasach a nawet u cieśli. Cała drużyna znosiła to często rozdzielona na całe dnie. Dopiero wieczorami mogli się spotkać i wymienić zebrane informacje.
Plotki odnośnie kopalni, miejsca z którego nikt nie wracał wydawały się obiecujące. Zaplanowali śmiały wypad, zwieńczenie ich misji. Wszystko poszło się jeb*ć. Gdy dostali się do jaskiń wydrążonych w litej skale natrafili na wyszkolonych strażników. Zbyt dobrze wyszkolonych i zbyt licznych jak na zwykłą kopalnię. Rozgorzała walka w której szybko zostali osaczeni i złapani. Nie zabito ich a zesłano do miejsca do którego starali się dostać.
Czeluście
Czeluści Hathsin były głęboką kopalnią karną specjalnie przygotowaną do przetrzymywania nawet najgroźniejszych więźniów. Miejsce z jednym łatwym wejściem i niemożliwym wyjściem. Nawet najpotężniejsi shinobi byli tu bezradni bo przygotowane zabezpieczenia uniemożliwiały skupienie chakry. Przynajmniej zbyt dużej jej ilości. Ci, którzy mimo to próbowali skłądać pieczęci często kończyli bez swych drogocennych dłoni. W tym miejscu pod katorżniczym batogiem pracowali wydobywając rudę metali.
Hakaru przestał widywać swych dawnych towarzyszy. Zostali rozesłani po odległych krancach jaskini tak by nie przyszło im do głowy uciekać wspólnymi siłami. W obdartych ubraniach i w pocie czoła pracował dzień za dniem by przetrwać. Długie blizny zaczęły znaczyć jego ciało, pamiątki nie tylko złego traktowania ale i ciężkiej pracy. Ostre kamienie, które przenosił nagimi rękoma żłobiły wcięcia w przedramionach i torsie. Nieszczęsne dni gdy drogocenny kruszec wyapdł mu z wagonu na ziemię lub gdy nie daj boże któryś strażnik miał napad złego nastroju były najgorsze. Strażnicy nie nosili ze sobą zwykłych batów. Te były poprzeplatane metalowymi odłamkami tak, że wyrywały kawały mięsa z ciała z każdym uderzeniem. Gorzej gdy natrafiło się na takiego niosącego pałkę nabijaną ćwiekami. Po takim traktowaniu wielu więźniów umierało. Nikt nawet nie kłopotał się z pozbyciem ciał. Niedawni kompani nie doli często jeszcze ciepłe ciało rwali pomiędzy sobą na cześci radzi, że spożyją dobry posiłek. Horror dni rozciągnął się w tygodnie a potem miesiące, które zlały się w jedno.
Jak tego dokonał? Tego nie był pewny. W jakiś sposób udało mu się wydostać i uciec. Wspiął się po ostrych jak brzytwy skałach pozostawiając za sobą krwawy szlak. Może był to przypadek, może zwykłe szczęście. Udało mu się przemknąć między strażnikami a ten jeden, który go dostrzegł miał pecha. Stał wpatrując się w jego zdeformowaną twarz z której łypały na niego czerwone oczy. Nie zdążył krzyknąć gdy Hakaru rzucił się na niego wbijając zeby w krtań. Kiedy odetchnął świeżym powietrzem nie obejrzał się za sobą. Nie pragnął zemsty, nie pragnął uratować swych współtowarzyszy. Chciał jedynie przetrwać i odejść z tego miejsca.
Rzucił się w toń morską bez planu, jedynie zwierzecy strach i determinacja pchały go aż do utraty przytomności. Z wody wyłowili go jacyś prości ludzie pielęgnując poranione ciało. Nie zdążył odzyskać wich domu sił, uciekł gdy tylko odzyskał przytomność wciąż gnany strachem.
Gdy powrócił do wioski był wrakiem człowieka. Opieka medyczna i psychologiczna zdołała jednak przywrócić mu zdrowy rozsądek. Po ponad półtora roku od wyruszenia na misje złożył raport o specjalnie strzeżonej kopalni – Czeluściach Hathsin. Nie znał losu swych towarzyszy ale obawiając się powrotu do tego miejsca potwierdził ich śmierć.
Z czasem Hakaru doszedł do siebie i wrócił do służby oraz treningów.
WIEDZA
INFORMACJE:
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI: Wiedza o wyznawcach Jashina są wyjątkowi na swój sposób, mają zdecydowanie dziwny styl walki, ranią siebie, jednocześnie raniąc przeciwnika, sprawiają wrażenie nieśmiertelnych, specjalizują się w walce dużymi ostrzami, niekoniecznie katanami
Wiedza o Aburame – ich ubranie zasłania praktycznie całe ich ciało, a oczy przysłonięte są przez ciemne okulary, potrafią manipulować robactwem, używając go w walce, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Kaigan
Wiedza o Dōhito – charakteryzują się otworami gębowymi na dłoniach, korzystają z gliny, która ma właściwości wybuchowe, co też jest ich znakiem rozpoznawczym
Wiedza o Haretsu – porywa ich wir walki, ale nie posiadają charakterystycznych cech wyglądu, panują i manipulują wybuchem, lubią walkę bezpośrednią, zamieszkują tereny Tsurai
Wiedza o Hyūga – ich charakterystyczną cechą się niemal białe oczy bez źrenic, przeważnie posiadają ciemne, długie włosy, honorowi i oddani swojemu klanowi, specjalizują się w walce bezpośredniej, w której często wykorzystują moc swoich oczu, podczas ich aktywacji pojawiają się na skroniach wyraźne żyły, zamieszkują tereny Kyuzo
Wiedza o Kōseki – nie mają cech charakterystycznych z wyglądu, jednak w walce nie jest trudno ich poznać, ponieważ władają i manipulują kryształem, oddani swojemu klanowi, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Daishi
Wiedza o Nara – przeważnie nie wykazują chęci do walki, nie lubują się w bezpośrednich starciach, potrafią manipulować cieniem, używając go w walce, posiadają niesamowitą inteligencje, z natury są raczej strategami, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Midori
Wiedza o Uchiha – w większości przypadków ciemnowłosy przedstawiciele tego klanu, posiadają wyjątkowe oczy, które przy aktywacji stają się czerwone, zazwyczaj posługują się katonem, specjalizują w genjutsu i ninjutsu, zamieszkują tereny Sogen
Wiedza o Yamanaka – członkowie klanu często posiadają długie, blond włosy i oczy pozbawione źrenic, słyną z bycia świetnymi mediatorami i politykami, potrafią wniknąć w myśli przeciwnika.
POSTACIE:
ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Sharingan
NATURA CHAKRY: Katon
STYLE WALKI:
UMIEJĘTNOŚCI:
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 10
WYTRZYMAŁOŚĆ 10
SZYBKOŚĆ 15
PERCEPCJA 10
PSYCHIKA 29
KONSEKWENCJA 12
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 45
KONTROLA CHAKRY D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY : 101%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU D
GENJUTSU C
STYLE WALKI 0 (dziedzina E)
IRYōJUTSU
FūINJUTSU
ELEMENTARNE
KATON
SUITON
FUUTON
DOTON
RAITON
KLANOWE
JUTSU:
Ninjutsu E
Bunshin no Jutsu
Henge no jutsu
Kai
Kawarimi no jutsu
Kinobori no Waza
Suimen Hoko no Waza
Nawanuke no Jutsu
Ninjutsu D
Suienzou no Jutsu
Utsusemi no Jutsu
Fuuin jutsu E
Genjutsu D
Kasumi Jusha no Jutsu
Magen: Narakumi no Jutsu
Genjutsu C
Kyakubu Satsu
Hana Kahen Tonsou
Jigoku Koka no Jutsu
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
ROZLICZENIA
PIENIĄDZE: 500 ryu
PH: 2 (498 wydane)
MISJE:
PREZENT OD ADMINISTRACJI: