Stolica - mini event
Re: Stolica - mini event
Odpis pojawi się 21.08 w godzinach wieczornych. No chyba, że wszyscy odpiszą wcześniej.
0 x
Re: Stolica - mini event
Po tej jakże radosnej imprezie jaką był ślub z zabójstwem mogło być już tylko lepiej i zabawniej. Kaien był idealnym gościem na tym weselu. Obolały, zmęczony i zalewający się krwia. Zastanawiał się czy mógły przysłonić poszczególne najmocniej krwawiące punkty kóścmi, w sensie, czy mógłby sprawić by z tego miejsca wylazła mała, niezbyt użyteczna kostka która troche zatamuje krwotok. Byłoby miło, gdyby tak, choc nie wiadomo z tym jak to sie uda i okaże. W głowie przeleciało mu co potrafi, Taijutsu umie, klanówki umie i elementarne umie... Mógłby zmienić się w coś tylko po jaką cholere. Miał jeszcze kości na rekach, bo te na ciele się połamały absorbując uderzenia gruzu. W sumie dzięki temu najszybciej się wygrzebał. Słaba opcja.
Podszedł do swojej dziewczyny z historii, do Rinsari, kobietki którą już kiedyś uratował i podnosząc ją szepnał pod nosem 'Dwa do zera'. Oczywiście chodziło czysto o kwestie tego ile razy on ją uratował, a ile razy ona jego. Po tej akcji powinna być mu w opór wdzięczna, bo najpierw ją tam zgarnął przed wybuchem, teraz ją ratuje spod gruzów...
Wygrzebał ją i poczuł to, że ma cięzkie ręce, a przed oczami mu zaświeciło ślicznymi mroczkami i półmroczkami. Czyli w sumie norma przy jakimś skrajnym wysiłku. Ale koniec konców dziewczyna wygrzebana.
Spojrzał na nią spode łba dochodząc do siebie i ruchem głowy wskazał by stąd spieprzała. Dym i ogień piekł go w oczy i w nozdrza, ale musiał oddychać, by się nie zapowietrzyć i nie paść. No i plan jest prosty i chujowy.
Zobaczył, że na Mei leżą głazy. Sam sobie nie poradzi, za dużo czasu by zmarnował. To znaczy nie zmarnował tylko spożytkował, ratowanie tak pięknej niewiasty nie jest marnotrastwem...
Tak czy siak, widząc, że pan Nitek ma na sobie dwa głazy które go immobilizują to Kaien na razie podchodzi do niego i z Muraiową pomocą pokonuje glazy na jego nogach. We dwóch jest w chu... szybciej niż samemu.
Wtedy wskaże dziewczyne, Mei, bo sam sobie nie poradzi z nią. Ale wspólnymi siłami Nitkowego, jego nici i własnych łap + Kości którymi podważa gruz powinien na tyle unieść skałe by dziewczyne wytargać ze środka jak worek ziemniorów.
Niech się pozbiera ino roz (bo miejmy nadzieje, że jak oni podnosili to ona tez probowala podnosic to i ich wsparla, a potem ladnie ucieka) i spieprza co sił w dupie.
Kaiena zlewa pot więc patrzy na Kyoushiego. Ten dorwał jakiś pręt, dzwignia... Wytrzymałe ale kruche. Shit.
Kaien odczepił pięknie zagiętą kość wytrzymałą niczym stal ze swojej ręki i podał Muraiowi.
-Prosze, pomóż mu. Ja tu dłużej nie wytrzymam. - Po tych słowach opuszcza pomieszczenie, dołacza do Mei i Rinsari by odetchnac swiezym powietrzem.
Oczywiscie jakby ktos go atakowal to Kawarimi. Oprócz tego nie widzę zastosowań dla innych jutsu...
53% czakry zostało.
Podszedł do swojej dziewczyny z historii, do Rinsari, kobietki którą już kiedyś uratował i podnosząc ją szepnał pod nosem 'Dwa do zera'. Oczywiście chodziło czysto o kwestie tego ile razy on ją uratował, a ile razy ona jego. Po tej akcji powinna być mu w opór wdzięczna, bo najpierw ją tam zgarnął przed wybuchem, teraz ją ratuje spod gruzów...
Wygrzebał ją i poczuł to, że ma cięzkie ręce, a przed oczami mu zaświeciło ślicznymi mroczkami i półmroczkami. Czyli w sumie norma przy jakimś skrajnym wysiłku. Ale koniec konców dziewczyna wygrzebana.
Spojrzał na nią spode łba dochodząc do siebie i ruchem głowy wskazał by stąd spieprzała. Dym i ogień piekł go w oczy i w nozdrza, ale musiał oddychać, by się nie zapowietrzyć i nie paść. No i plan jest prosty i chujowy.
Zobaczył, że na Mei leżą głazy. Sam sobie nie poradzi, za dużo czasu by zmarnował. To znaczy nie zmarnował tylko spożytkował, ratowanie tak pięknej niewiasty nie jest marnotrastwem...
Tak czy siak, widząc, że pan Nitek ma na sobie dwa głazy które go immobilizują to Kaien na razie podchodzi do niego i z Muraiową pomocą pokonuje glazy na jego nogach. We dwóch jest w chu... szybciej niż samemu.
Wtedy wskaże dziewczyne, Mei, bo sam sobie nie poradzi z nią. Ale wspólnymi siłami Nitkowego, jego nici i własnych łap + Kości którymi podważa gruz powinien na tyle unieść skałe by dziewczyne wytargać ze środka jak worek ziemniorów.
Niech się pozbiera ino roz (bo miejmy nadzieje, że jak oni podnosili to ona tez probowala podnosic to i ich wsparla, a potem ladnie ucieka) i spieprza co sił w dupie.
Kaiena zlewa pot więc patrzy na Kyoushiego. Ten dorwał jakiś pręt, dzwignia... Wytrzymałe ale kruche. Shit.
Kaien odczepił pięknie zagiętą kość wytrzymałą niczym stal ze swojej ręki i podał Muraiowi.
-Prosze, pomóż mu. Ja tu dłużej nie wytrzymam. - Po tych słowach opuszcza pomieszczenie, dołacza do Mei i Rinsari by odetchnac swiezym powietrzem.
Oczywiscie jakby ktos go atakowal to Kawarimi. Oprócz tego nie widzę zastosowań dla innych jutsu...
53% czakry zostało.
0 x
- Kyoushi
- Posty: 2703
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 30
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Stolica - mini event
Adrenalina. To jedyne słowo oraz czynność w organizmie człowieka, która podtrzymywała aktualnie jeszcze Kyoushiego przy życiu. A dokładnie przy pełnej świadomości, gdyż powoli zaczynał odlatywać. Jego świadomość znikała z każdą sekundą pod gruzem. Był cały zawalony, leżąc na plecach, a największy ból odczuwał w okolicy lędźwi. Czy jeszcze kiedyś będzie mógł zagrać na skrzypcach? Tego jeszcze nie wiemy..
Otworzył oczy, a na sobie zobaczył tonę gruzu, która przyciskała go do ziemi. Na jego szczęście miał obydwie ręce wolne. Jako, że nie posiadał zbyt pokaźnego ekwipunku musiał ruszyć łepetynę, gołymi rękami na pewno by się nie wspomógł i nie zdjął tego kurestwa z siebie, więc zaczął się rozglądać. Przyspieszone tętno spowodowało rozszerzenie źrenic i zwiększoną percepcję dzięki czemu zauważył i wziął jakiś długi pręt ze szkła, prawdopodobnie stworzony tuż po spotkaniu bomby z piaskiem Rin.. Genialnie pomyślał rozpoczynając grzebanie w gruzie. Zdążył zrobić wszystko co było potrzebne, odkopał się aż do pasa. Jednak zostały największe głazy na jego nogach, prawdopodobnie ze stropu, bo były dość okazałe. Gdyby nie mógł mu nikt pomóc musi zacząć radzić sobie sam. Kolejny raz. Chociaż tak naprawdę ma wielką nadzieję, że ktoś okaże serce i pomoże w potrzebie.. Pomyślał o Henge.. Pomyślał o technice z żyłką. Jednak nie posiadał tego cudeńka więc odpada. Wszystko inne było zbyt wymagające dla jego obecnej sytuacji. Więc musiał działać gwałtowanie i agresywnie. Odpalił więc jedno ze swoich Raitonowych cudeniek i rozpoczął jak najszybsze odkopywanie. Pierw musiał jednak zrzucić z klatki piersiowej pozostałości z gruzu, które na nim leżały, więc to zrobił w pierwszej kolejności, a później zajął się nogami.. Gdyby tylko uwolnił nogi, mógłby na pełnej kurwie stąd wyjść, od razu na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza.
W każdym razie, te duże kawałki, które znajdowały się na nogach wraz z pomocą wzmocnienia swoich kończyn mógł spróbować podważyć, mógł ruszać rękami oraz tułowiem do pasa, więc to wystarczyło by chociaż jedną nogę uwolnić przy użycia szklanego pala. Jednak gdyby to nie podziałało to koncentruje jeszcze więcej natury błyskawic i próbuje to rozwalić.. Wie, że to w końcu tylko strop, który i tak stracił swoją wytrzymałość, więc może posypie się na mniejsze kawałki, wtedy przelewając chakrę w nogi i przyspieszając jej działanie błyskawicami postara się stamtąd wybiec/wyczołgać... Przelewanie w szkło Raitonu nie ma sensu, gdyż szkło nie przewodzi prądu. Musi użyć podważyć konstrukcję gruzu, bądź go rozwalić, chyba nie ma innego wyjścia. Może w stropie jest wzmocnienie w postaci drutu to przy okazji trochę osłabi konstrukcję betonu.. To się zobaczy.. W każdym razie! Jeśli to na nic..
- Pomocy... - taaaak...
Otworzył oczy, a na sobie zobaczył tonę gruzu, która przyciskała go do ziemi. Na jego szczęście miał obydwie ręce wolne. Jako, że nie posiadał zbyt pokaźnego ekwipunku musiał ruszyć łepetynę, gołymi rękami na pewno by się nie wspomógł i nie zdjął tego kurestwa z siebie, więc zaczął się rozglądać. Przyspieszone tętno spowodowało rozszerzenie źrenic i zwiększoną percepcję dzięki czemu zauważył i wziął jakiś długi pręt ze szkła, prawdopodobnie stworzony tuż po spotkaniu bomby z piaskiem Rin.. Genialnie pomyślał rozpoczynając grzebanie w gruzie. Zdążył zrobić wszystko co było potrzebne, odkopał się aż do pasa. Jednak zostały największe głazy na jego nogach, prawdopodobnie ze stropu, bo były dość okazałe. Gdyby nie mógł mu nikt pomóc musi zacząć radzić sobie sam. Kolejny raz. Chociaż tak naprawdę ma wielką nadzieję, że ktoś okaże serce i pomoże w potrzebie.. Pomyślał o Henge.. Pomyślał o technice z żyłką. Jednak nie posiadał tego cudeńka więc odpada. Wszystko inne było zbyt wymagające dla jego obecnej sytuacji. Więc musiał działać gwałtowanie i agresywnie. Odpalił więc jedno ze swoich Raitonowych cudeniek i rozpoczął jak najszybsze odkopywanie. Pierw musiał jednak zrzucić z klatki piersiowej pozostałości z gruzu, które na nim leżały, więc to zrobił w pierwszej kolejności, a później zajął się nogami.. Gdyby tylko uwolnił nogi, mógłby na pełnej kurwie stąd wyjść, od razu na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza.
W każdym razie, te duże kawałki, które znajdowały się na nogach wraz z pomocą wzmocnienia swoich kończyn mógł spróbować podważyć, mógł ruszać rękami oraz tułowiem do pasa, więc to wystarczyło by chociaż jedną nogę uwolnić przy użycia szklanego pala. Jednak gdyby to nie podziałało to koncentruje jeszcze więcej natury błyskawic i próbuje to rozwalić.. Wie, że to w końcu tylko strop, który i tak stracił swoją wytrzymałość, więc może posypie się na mniejsze kawałki, wtedy przelewając chakrę w nogi i przyspieszając jej działanie błyskawicami postara się stamtąd wybiec/wyczołgać... Przelewanie w szkło Raitonu nie ma sensu, gdyż szkło nie przewodzi prądu. Musi użyć podważyć konstrukcję gruzu, bądź go rozwalić, chyba nie ma innego wyjścia. Może w stropie jest wzmocnienie w postaci drutu to przy okazji trochę osłabi konstrukcję betonu.. To się zobaczy.. W każdym razie! Jeśli to na nic..
- Pomocy... - taaaak...
Ukryty tekst
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


Re: Stolica - mini event
Udało mu się wydostać w tej śmiertelnej pułapki, którą na dobrą sprawę sami sobie urządzili. Z braku lepszej opcji, bo jednak lepiej być w sytuacji takiej, niż w kilkunastu kawałkach wokoło miejsca bezpośredniego zetknięcia się z bombą. Górna połowa ciał była wolna nie dzięki użyciu siły, a przez nagromadzenie się nici, które wykorzystując prawa natury i przy okazji grawitację, zsunęły kawałki gruzu. Do jednego celu prowadzi mnóstwo dróg, ta nauka również nie poszła w las. Niestety nie uwolnił się cały, ogromne kawałki, prawdopodobnie z sufitu, nie dawały za wygraną i dalej trzymały go w żelaznym uścisku. Wszędzie wokoło szalał ogień - ogromna temperatura nie była jednak dla niego przeszkodą, prawie jej nie odczuwał. Jego ciało również wydawało się w doskonałym stanie, w końcu nie ma tam zbyt wiele punktów witalnych. Kiedy tylko wstał, zajmując pozycję siedzącą, poczuł mocny, ostry ból w klatce piersiowej. Złapał się za nią instynktownie, powstrzymując się siłą woli od wydawania jakichkolwiek dźwięków. Jednak się mylił, coś ten gruz jednak zrobił. I to poważnie, skoro w jego ciele pozostało tylko kilka, niezwykle ważnych organów. Powoli czuł, jak coś się rozchodzi w jego "organizmie" i niestety nie było to ciepło pochodzące z wielkiego pożaru. A jak szło innym? Co go oni, teraz liczyło się tylko jego bezpieczeństwo, potem ewentualnie będzie myślał o innych. W końcu czy uratowani przez niego w akcie dobroci i poświęcenia zwrócą mu życie? Czy ich pamięć o swoim wybawicielu naprawi jego zniszczone, niezdolne do poruszania się ciało? Dlatego właśnie musiał pierw zatroszczyć się o siebie. Całkowicie nie rozumiał w tej materii Kostka, który w każdej niedawnej niebezpiecznej sytuacji pierw troszczył się o dwie dziewczyny w ich "drużynie". Trudno, jak wyzionie ducha to będzie miał za swoje. Wysłał wszystkie stworzone do tej pory nici w stronę ogromnych kamieni, by identyczną metodą pozbyć się i ich. I oczywiście cały czas tworzył nowy surowiec, było go w sumie całkiem dużo, ale więcej nie zaszkodzi. Wtedy do zobaczył zmierzającego ku niemu Kaiena. Bez słowa pomógł on mu w przesuwaniu głazów. Cholera, po kiego on tutaj? Niech sobie ratuje swoje dziewoje w opałach. Jednak fakt, jego pomoc była bardzo pomocna. Jak tylko go oswobodził, młodzieniec wstał i kiwnął lekko głową w stronę swojego "wybawiciela". Wtedy to wskazał na jedną z dziewczyn, przygniecioną znacznie większą ilością gruzu od całej reszty. I na dodatek ogromnymi kawałkami. Powoli podszedł do miejsca, gdzie leżała i wysłał pomiędzy kamienie swoje ogromne ilości nici. Tak samo miały się wsunąć w szczeliny pomiędzy gruzem a ziemią, przez co miały mieć mniejsze tarcie z podłożem i łatwiej się ześlizgiwać. No i jeszcze trochę nici wysłał bezpośrednio do niej, by ochronić jej ciało przed obrażeniami wynikającymi z ruchu gruzu. W ostateczności użył jednej ze swoich technik. Potrafiła ona niszczyć organizm człowieka, gniotąc kości i siejąc zamęt w jego wnętrznościach. Więc czemu by jej nie wykorzystać do przerobienia jednego ogromnego kawałka na wiele mniejszych, ułatwiając robotę? Tak też uczynił. Czemu zabrał się za jej ratowanie? Dobre pytanie. Może w akcie wdzięczności za pomoc w wyjściu z gruzu, może dlatego, że miał wystarczająco dużo czasu? Nie czuł prawie nic, oprócz tego okropnego bólu. Ale przetrwa, w końcu był całkiem twardy. Oby tylko dama w opałach nie zaczęła się drzeć, gdy jedna czy dwie nitki przypadkowo jej dotkną by uratować jej życie.
Stan chakry - 63%
Stan chakry - 63%
- Nazwa
- Shinto Numei no Jutsu
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg Max.
- 35 metrów
- Koszt
- E: 35% | D: 30% | C: 20% | B: 15% | A: 10% | S: 5% | S+: 4% (5% za utrzymanie)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Bardzo niebezpieczna dla przeciwników technika, która powoduje spenetrowanie ich ciała przez nici użytkownika. W momencie gdy te dostaną się do ciała oponenta w sposób gwałtowny, a także bolesny mogą zgnieść jego kości, zniszczyć narządy wewnętrzne, a także pozbawić go życia. Przy pomocy tej techniki jesteśmy także w stanie wyrwać przeciwnikowi jego własne serce.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4094
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Stolica - mini event
I znowu, kurwa, się porobiło. Ogólnie to Ichirou przeprosiłby za wszelkie wulgaryzmy, jednakże w obecnej sytuacji inaczej się nie dało. Po prostu, kurwa, nie. On tu do ludzi z dobrocią wymalowaną na twarzy, z otwartymi dłoniami i ciepłym słowem. I co? Znowu sytuacja toczy się nie po jego myśli i dochodzi do zupełnie, ale to absolutnie zupełnie niepotrzebnych konfliktów siłowych. Dlaczego do cholery tym ludziom dzisiaj było tak prędko do umierania? Ichi wcale nie był jakimś wybuchowym zamachowcem, by czerpać przyjemność z siania wszelkiego zamętu i usypania trupami gruzów lub usypania gruzami trupów (jak kto woli). Brązowowłosy wszystko chciał załatwić polubownie, jednak napotkany dżentelmen był zupełnie innego zdania. No dobra, może i Sabaku zabił mu przed chwilą ochroniarza, ale to było tylko w obronie własnej! Niech więc nikt nie zarzuca mu później, że nie miał szczerze przyjaznych intencji.
Ale już dość tłumaczeń, bo jeszcze wyjdzie, że to Ichi jest wszystkiemu winny i szuka jakichś usprawiedliwień. Przecież to nie on pierwszy uniósł dłoń, więc niech panicz się potem nie dziwi, jeśli będzie musiał ponieść bolesne konsekwencje za swoje nieprzemyślane i nierozważne działania. Jegomość nastroszył swoje włosy i przeobraził je w gromadę senbonów, które miały popędzić i zranić dotkliwie Wschodzące Słońce, bo takie miało znaczenie nazwiska młodzieńca. Chrzaniony szlachciura był jednak nieświadomy, że swym atakiem porywa się właśnie z motyką na Słońce. Władca piasku miał bowiem na szczęście pod ręka swój surowiec, który kilka chwil temu rozsypał się niemalże wszędzie. Dlatego też najrozsądniejszym, najbardziej intuicyjnym i najszybszym sposobem na zapewnienie sobie ochrony było zawładnięcie kwarcowymi ziarenkami jedynie za pomocą ruchu dłoni, by natychmiast uformować je tuż przed sobą w solidną tarczę. Piaskowa ściana powinna zatrzymać wszystkie igły i uchronić piękną buźkę Sabaku przed złem. Biorąc jednak pod uwagę ilość niefortunnych zrządzeń losu, które przydarzyły mu się tego dnia, był przygotowany na ewentualność niepowodzenia jego obrony. Tutaj nadmiernej filozofii nie było. Jeżeli piach zawiedzie, pustynny młodzieniec po prostu zdecyduje się na odskok, schodząc z toru lotu salwy pocisków. Nawet gdy uchyli się chociaż połowicznie, to i tak z pewnością oberwie mniej.
W przypadku uniknięcia czarnego scenariusza, Ichirou będzie mógł przejść do kontrofensywy. Znajdujący się przed nim, piaskowy twór będzie idealnym narzędziem do rozpoczęcia ataku. Część kwarcowego surowca pośle dołem, nisko nad podłogą, by w formie poziomej fali podciąć mu nogi i zwalić go na kolana. Reszta pustynnej ściany również została pchnięta do przodu, by zderzyć się z rywalem i przede wszystkim spętać mu ręce. Może nawet nadzieje się na własny senbon? Byłoby zabawnie. Tak czy inaczej, głównym celem reprezentanta szczepu Sabaku było zneutralizowanie przeciwnika. Nie mógł też zapomnieć o skrywającej się dotąd kobiecie. Co jeśli ta też zaraz okaże się posiadać umiejętności shinobi? Było więc mieć ją lepiej na uwadze, by w razie czego też schwytać piaskiem.
W tym samym czasie na górze było jakieś ostre zamieszanie. Trudno było odgadnąć, co tam się konkretnie działo, szczególnie że Sabaku toczył obecnie pojedynek. Może trwały właśnie jakieś wybory na mistera roku? Cóż, tym bardziej trzeba będzie się pospieszyć. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby źródło chaosu wyżej zeszło do piwnicy.
Ale już dość tłumaczeń, bo jeszcze wyjdzie, że to Ichi jest wszystkiemu winny i szuka jakichś usprawiedliwień. Przecież to nie on pierwszy uniósł dłoń, więc niech panicz się potem nie dziwi, jeśli będzie musiał ponieść bolesne konsekwencje za swoje nieprzemyślane i nierozważne działania. Jegomość nastroszył swoje włosy i przeobraził je w gromadę senbonów, które miały popędzić i zranić dotkliwie Wschodzące Słońce, bo takie miało znaczenie nazwiska młodzieńca. Chrzaniony szlachciura był jednak nieświadomy, że swym atakiem porywa się właśnie z motyką na Słońce. Władca piasku miał bowiem na szczęście pod ręka swój surowiec, który kilka chwil temu rozsypał się niemalże wszędzie. Dlatego też najrozsądniejszym, najbardziej intuicyjnym i najszybszym sposobem na zapewnienie sobie ochrony było zawładnięcie kwarcowymi ziarenkami jedynie za pomocą ruchu dłoni, by natychmiast uformować je tuż przed sobą w solidną tarczę. Piaskowa ściana powinna zatrzymać wszystkie igły i uchronić piękną buźkę Sabaku przed złem. Biorąc jednak pod uwagę ilość niefortunnych zrządzeń losu, które przydarzyły mu się tego dnia, był przygotowany na ewentualność niepowodzenia jego obrony. Tutaj nadmiernej filozofii nie było. Jeżeli piach zawiedzie, pustynny młodzieniec po prostu zdecyduje się na odskok, schodząc z toru lotu salwy pocisków. Nawet gdy uchyli się chociaż połowicznie, to i tak z pewnością oberwie mniej.
W przypadku uniknięcia czarnego scenariusza, Ichirou będzie mógł przejść do kontrofensywy. Znajdujący się przed nim, piaskowy twór będzie idealnym narzędziem do rozpoczęcia ataku. Część kwarcowego surowca pośle dołem, nisko nad podłogą, by w formie poziomej fali podciąć mu nogi i zwalić go na kolana. Reszta pustynnej ściany również została pchnięta do przodu, by zderzyć się z rywalem i przede wszystkim spętać mu ręce. Może nawet nadzieje się na własny senbon? Byłoby zabawnie. Tak czy inaczej, głównym celem reprezentanta szczepu Sabaku było zneutralizowanie przeciwnika. Nie mógł też zapomnieć o skrywającej się dotąd kobiecie. Co jeśli ta też zaraz okaże się posiadać umiejętności shinobi? Było więc mieć ją lepiej na uwadze, by w razie czego też schwytać piaskiem.
W tym samym czasie na górze było jakieś ostre zamieszanie. Trudno było odgadnąć, co tam się konkretnie działo, szczególnie że Sabaku toczył obecnie pojedynek. Może trwały właśnie jakieś wybory na mistera roku? Cóż, tym bardziej trzeba będzie się pospieszyć. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby źródło chaosu wyżej zeszło do piwnicy.
0 x
Re: Stolica - mini event
Czułam się słabo. Nawet jeszcze gorzej. Temperatura w pomieszczeniu stawała się coraz wyższa. Zaczęłam się przyglądać Yammiemu, który uratował jedną niewiastę. Cóż, zawsze wiedziałam, że ciągnie go do Rin, ale kolejność raczej wybrał nie bez przyczyny. Czerwonowłosa znajdowała się najbliżej niego, poza tym było widać, że jest na skraju wyczerpana. Jej ręce wydawały się zrobione z waty, co mogłam zauważyć jako postronny obserwator. Co prawda, moja widoczność była trochę ograniczona. Częściem w nieszczęściu dostałam jednymi z największych kamieni. Moje ciało pod nimi drętwiało, co z kolei nie wróżyło dobrze. Musiałam liczyć na pomoc, której się nie mogłam doczekać. Yammy poszedł ratować Muraia, którego nogi utknęły pod gruzem. Co zaś działo się z Kyoushim? Tego nie wiedziałam. Chłopak zniknął mi z oczu, a dokładniej znajdował się poza ich zasięgiem. Trochę smutne, ale nie było tak źle. Już po chwili przybyli i mi na pomoc. Zaczęłam odruchowo pomagać w ściąganiu ze mnie kamieni. Co prawda z moją siłą niewiele mogłam pomóc, ale oni też działali. Kaguya starał się jak mógł, a Murai swoimi nićmi ułatwiał mu zadanie. Co prawda, miał trochę farta, że ledwo czułam jego witki, które od czasu do czasu muskały moją skórę. W innych okolicznościach gdyby tak zrobił strzeliłabym w jego buźkę albo w lepszych warunkach potraktowała go swoim kekkei-genkai. Teraz, jednak działał w dobrej sprawie, więc przygryzłam lekko wargę i zaczęłam jeszcze bardziej napierać na sterty gruzu. Gdy już wyszłam zaczęłam ile sił w nogach uciekać. Adrenalina we mnie pobudzała moje ciało do natychmiastowej ucieczki, dlatego nie marnując ani chwili po prostu skierowałam się do wyjścia, gdzie powinna się znajdować panna Sabaku. Oczywiście jeśli coś będzie chciało na mnie spaść to używam kawarimi, jednakże jeśli miałabym paść przed samym wyjściem to również to stosuję, by zemdleć na świeżym powietrzu, gdzie już będę bezpieczna..
percepcja=17, siła= 24, szybkość=25, kc-E[/ghide]
0 x
Re: Stolica - mini event
Sytuacja, w której znajdował się Ryu, była delikatnie mówiąc... nużąca. Oczywiście Shinobi powinien być cierpliwy, i czujny, aczkolwiek ile można obserwować karczmę? W dodatku będąc dosyć zmęczonym po tak „ekscytującym” dniu... Los potrafi być taki przewrotny – niedawno śledził sobie bez problemu trzech podejrzanych, w stu procentach zamieszanych w tą sprawę. Wystarczyło ich dorwać żywcem, przesłuchać i Senju rozwiązałby zagadkę, zgarnął nagrodę i był usatysfakcjonowany tym, że zrealizował cel jaki sobie postawił w strażnicy. Niestety tak kolorowo nie było, ponieważ te ofermy co ich śledził, okazały się niezłymi skurwysynami – jeden odbił kunai głową, pokrywając ją czymś czarnym, a drugi zaczął znikąd wytwarzać shurikeny co spowodowało rychłe wycofanie się Białowłosego ze śledztwa. Najbardziej jednak żałował tego, że nie udało mu się dorwać kobiety, jaka była w pokoju z oprychami – przecież gdyby tylko wyszła samotnie z karczmy, to Ryu dorwałby ją i przesłuchał od A do Z ustalając, co się w Antai dzieje. Ale oczywiście nie wyszła, związując tym samym Senju wszystkie możliwe warianty zaskoczenia – nie było szans by bez tego elementu mógł się do niej dostać, zważywszy na fakt, że najprawdopodobniej niewiasta pieprzy się teraz z jego byłymi przeciwnikami.
A miało być tak pięknie... I tak Cię dorwę Ty... To tylko kwestia czasu kiedy wyjdziesz z tej karczmy... – pocieszał się w myślach chłopak poprzez takie „dogadywanie” dodające otuchy i nadziei, że to on będzie na górze, a nie ta kobieta. I gdy wydawało, się, że taka monotonna i nużąca sytuacja będzie trwać... trwać... i trwać... bystrym zmysłom Białowłosego nie mogło umknąć nagłe natężone hałasy, i zamieszanie, które Senju widział doskonale, i stale obserwując co się dzieje wokół budynku. Póki co nie miał zamiaru podchodzić bliżej upatrując jednocześnie szansę na to, że coś w karczmie musi się dziać, i być to spowoduje, że kobieta – może z podejrzanymi z którymi jest w pokoju, a może bez – w końcu opuści karczmę, i Ryu będzie mógł obrać ją na cel. A być może, stanie się coś nieprzewidywalnego? Może wyjdzie ktoś inny kto wzbudzi podejrzenia Senju? Już raz miał dobre przeświadczenie o tym, za kim i w jakim kierunku udać się po wyjściu ze strażnicy. Może i tym razem szczęście mu dopisze, karta się odwróci - bo przecież „nie świnia”, i Białowłosy będzie mógł wznowić śledztwo w na tyle bezpieczny sposób, by nikomu w Antai się nie narazić, nikogo nie zabić, nie zwrócić na siebie uwagi, ale jednocześnie na tyle skutecznie, by uzyskać potrzebne informacje w śledztwie. Nie po to by zanieść je do strażnicy – o ile ta jeszcze stoi po wybuchu nieopodal – lecz po to, by rozwikłać zagadkę i tym samym sprawdzić się jako dobry detektyw, dla własnej satysfkacji.
A miało być tak pięknie... I tak Cię dorwę Ty... To tylko kwestia czasu kiedy wyjdziesz z tej karczmy... – pocieszał się w myślach chłopak poprzez takie „dogadywanie” dodające otuchy i nadziei, że to on będzie na górze, a nie ta kobieta. I gdy wydawało, się, że taka monotonna i nużąca sytuacja będzie trwać... trwać... i trwać... bystrym zmysłom Białowłosego nie mogło umknąć nagłe natężone hałasy, i zamieszanie, które Senju widział doskonale, i stale obserwując co się dzieje wokół budynku. Póki co nie miał zamiaru podchodzić bliżej upatrując jednocześnie szansę na to, że coś w karczmie musi się dziać, i być to spowoduje, że kobieta – może z podejrzanymi z którymi jest w pokoju, a może bez – w końcu opuści karczmę, i Ryu będzie mógł obrać ją na cel. A być może, stanie się coś nieprzewidywalnego? Może wyjdzie ktoś inny kto wzbudzi podejrzenia Senju? Już raz miał dobre przeświadczenie o tym, za kim i w jakim kierunku udać się po wyjściu ze strażnicy. Może i tym razem szczęście mu dopisze, karta się odwróci - bo przecież „nie świnia”, i Białowłosy będzie mógł wznowić śledztwo w na tyle bezpieczny sposób, by nikomu w Antai się nie narazić, nikogo nie zabić, nie zwrócić na siebie uwagi, ale jednocześnie na tyle skutecznie, by uzyskać potrzebne informacje w śledztwie. Nie po to by zanieść je do strażnicy – o ile ta jeszcze stoi po wybuchu nieopodal – lecz po to, by rozwikłać zagadkę i tym samym sprawdzić się jako dobry detektyw, dla własnej satysfkacji.
0 x
Re: Stolica - mini event
Kaien, Kaien.. Ten chłopak mąci jej w głowie. Ratuje ją, atakuje ją, znów ją ratuje. Nigdy nie wiedziała co mu przyjdzie do głowy ani kiedy to zrealizuje. Na szczęście zdawał się nią na swój sposób opiekować, więc i spod gruzu ją wyciągnął, chociaż sam nie wyglądał dobrze. Krew lała się z niego strumieniami. Sama Sabaku jeszcze nie czuła żadnego bólu, ale to była tylko kwestia czasu kiedy emocje opadną dojdzie do nich co zrobił z nimi wybuch. Nie chciała się oglądać i szukać ran, ale samo pulsowanie przedramion i brak władzy nad nimi były bardzo niepokojące. Dziewczyna rozejrzała się, starając się określić straty, w ich drużynie i w budynku. Całe otoczenie było jednym, wielkim, płonącym pogorzeliskiem, z budynku nic nie zostało, ale wszyscy żyli i próbowali się wydostać. Chciałaby, ale i tak wiedziała, że nikomu nie pomoże w tym stanie. Nie było piasku a ona nie miała sił, jedyne co jej zostało co wyjść i starać się im nie zawadzać. Zrobiła to więc jak najszybciej.
Na zewnątrz, o ile kogoś zobaczyła, zaczęła wołać o pomoc. Przed chwilą budynek wybuchł, musieli być tu jakieś gapie, wystarczy ich ruszyć, żeby coś zrobili! O ile udało się jej zwrócić kogoś uwagę, wyjaśni, ze w środku niektórzy uwięźli pod gruzami i namawia do pomocy. Niewiele, bardzo niewiele, ale chociaż tyle mogła zrobić.
Na zewnątrz, o ile kogoś zobaczyła, zaczęła wołać o pomoc. Przed chwilą budynek wybuchł, musieli być tu jakieś gapie, wystarczy ich ruszyć, żeby coś zrobili! O ile udało się jej zwrócić kogoś uwagę, wyjaśni, ze w środku niektórzy uwięźli pod gruzami i namawia do pomocy. Niewiele, bardzo niewiele, ale chociaż tyle mogła zrobić.
Zaraz podliczę ile mi zostało chakry.
0 x
Re: Stolica - mini event
Nasilało się. Ciepło z ognia było już odczuwalne przez młodzieńca, który w milczeniu kruszył ogromne fragmenty sufitu. Wszystkie myśli gdzieś odpłynęły, nie zastanawiał się nad tym. Szalejące wokoło piekło tylko oczyszczało jego umysł ze zbędnych myśli. On zmniejszał kawałki gruzu i je zsuwał, a Kostek sukcesywnie je zgarniał. Współpraca na wyższym poziomie, całkowicie spontaniczna i podyktowana chwilą. Kiedy już oczyścili niewiastę z gruzu, okazało się, iż sama nie jest w stanie się poruszać. Trup czy nieprzytomna? Dobre pytanie. Jeśli to pierwsze, to trudno. Najwidoczniej była za słaba. Jeśli natomiast jest nieprzytomna... to też trudno. Kaien też wydawał się opadać z sił. Tylko on był na tyle wytrzymały, by swobodnie i bez większych problemów przebywać w takich ekstremalnych warunkach, z ogromnym bólem i nasilającym się uczuciem rozlewania się czegoś wewnątrz jego organizmu. Popatrzył raz jeszcze na nieprzytomną, a następnie na ostatniego, który jeszcze się nie wydostał. Jak mu było? Nieważne. Ten też wyglądał, jakby zaraz miał zejść. Nie czuł potrzeby pomocy temu osobnikowi - jego dowód na winę tego Uchihy teraz był tylko kupką popiołów. Mimo tego... on chciał żyć. Cośtam robił, by nie zdechnąć w tym piekle. Co prawda nic nie zyska, ale za to otrzyma jego wdzięczność. I, oczywiście, ratując jego życie zobowiąże go do tego samego w przyszłości. Uczono go kiedyś, że dobre uczynki są nagradzane, ale uznał to za totalną bujdę. Teraz, mając nieco doświadczenia o tym świecie, postanowił spróbować tej teorii.
- Zajmij się nią. - powiedział krótko do Kostka, po czym wyjął wszystkie nici z gruzu wokoło Mei, przenosząc je błyskawicznie wokoło Kyoushiego. Nitki robiły dokładnie to samo, co przy reszcie - wsuwały się pod gruz i zsuwały go z ciała uwięzionego. Pośpiesznie i jednocześnie ostrożnie. Nie czuł jeszcze żadnych negatywnych efektów związanych z przebywaniem w ogniu, oprócz bólu w piersi, ale do tego powoli się przyzwyczajał. Kiedy nitki już uwolniły zranionego, podparły go w chodzie, by przypadkiem się nie zranił. Gdyby zemdlał i uderzył głową o jakiś kamień, to z wdzięczności nici. A gdyby jednak zemdlał? Za pomocą nici będzie go próbował wynieść stamtąd żywego. Jeszcze ma czas. Pytanie tylko, na jak długo?
- Zajmij się nią. - powiedział krótko do Kostka, po czym wyjął wszystkie nici z gruzu wokoło Mei, przenosząc je błyskawicznie wokoło Kyoushiego. Nitki robiły dokładnie to samo, co przy reszcie - wsuwały się pod gruz i zsuwały go z ciała uwięzionego. Pośpiesznie i jednocześnie ostrożnie. Nie czuł jeszcze żadnych negatywnych efektów związanych z przebywaniem w ogniu, oprócz bólu w piersi, ale do tego powoli się przyzwyczajał. Kiedy nitki już uwolniły zranionego, podparły go w chodzie, by przypadkiem się nie zranił. Gdyby zemdlał i uderzył głową o jakiś kamień, to z wdzięczności nici. A gdyby jednak zemdlał? Za pomocą nici będzie go próbował wynieść stamtąd żywego. Jeszcze ma czas. Pytanie tylko, na jak długo?
Stan chakry: 40%
0 x
- Kyoushi
- Posty: 2703
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 30
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Stolica - mini event
Robiło się coraz goręcej. Pot spływał po czole Kyoushiego już nie w kroplach, a w litrach. Odwodnienie w tym momencie to jeszcze gorsze niż samo omdlenie. Ale o tym nie było mowy! Białowłosy nie załamał się przy odsuwaniu kamieniu z nóg co mu się nie powiodło do końca. Był wściekły co podtrzymywało go jeszcze przy zmysłach, tak, że nie odleciał. Starał się z całych sił. Jego duża ilość chakry, również mogła mu w tym pomóc, gdyż to ta energia życiowa, którą tryskał tliła się w nim i nie chciała zgasnąć. Kyoushi pozbył się gruzów z torsu, jednak wciąż od lędźwi w dół był zasypany, nie obyło się bez rzucenia paru kurew z ust młodzieńca, który był już nieziemsko zirytowany. Starał się teraz ograniczyć myślenie i działać instynktownie - intuicyjnie! To pomagało, gdyż podczas wzmocnienia górnych kończyn Raitonem nieco naruszył strukturę ów większych kawałów gruzu. Widział, że są przerwy w nich i konstrukcja lada chwila może zostać zniszczona. Teraz już nie kalkulował. Jego głowa pozostawała wolna od myśli, gdyż zdecydował się na posunięcie jakich często unikał.
Podtrzymywał technikę Raitonu i już unikał pomysłów, na które wpadał. Widząc wyrwy w skałach uderzał otwartymi dłońmi, wewnętrzną częścią niczym geniusze klanu Hyuuga. Planował wielokrotnie uderzać w największe z przerw by spowodować ich rozprzestrzenienie. Do tego jeśli może to wierzga nogami, miał już zdecydowanie dość całej sytuacji. Postanowił gruz obrócić w proch wieloma uderzeniami, która mogą spowodować rozpad tychże kamulców na nogach. Może te parę uderzeń coś poskutkuje? Trzeba wykorzystać chwilę i uderzać! Jeśli uwolni chociaż jedną nogę to nią akurat sobie pomoże by niszczyć kolejną już osłabioną skałę. Natura błyskawicy w dalszym ciągu mu w tym pomaga, by wzmocnić kończyny oraz naruszać strukturę wyładowaniami elektrycznymi. W końcu powinno się posypać!
Jeśli ktoś planuje mu pomóc oczywiście nie odmówi. Teraz wszystko jest w jego rękach, ale nie tylko! Jego kompani póki co sobie radzą jakoś i jeśli się uwolni to na pewno ich znajomość od tak nie zniknie.. Dajmy z siebie wszystko!
Podtrzymywał technikę Raitonu i już unikał pomysłów, na które wpadał. Widząc wyrwy w skałach uderzał otwartymi dłońmi, wewnętrzną częścią niczym geniusze klanu Hyuuga. Planował wielokrotnie uderzać w największe z przerw by spowodować ich rozprzestrzenienie. Do tego jeśli może to wierzga nogami, miał już zdecydowanie dość całej sytuacji. Postanowił gruz obrócić w proch wieloma uderzeniami, która mogą spowodować rozpad tychże kamulców na nogach. Może te parę uderzeń coś poskutkuje? Trzeba wykorzystać chwilę i uderzać! Jeśli uwolni chociaż jedną nogę to nią akurat sobie pomoże by niszczyć kolejną już osłabioną skałę. Natura błyskawicy w dalszym ciągu mu w tym pomaga, by wzmocnić kończyny oraz naruszać strukturę wyładowaniami elektrycznymi. W końcu powinno się posypać!
Jeśli ktoś planuje mu pomóc oczywiście nie odmówi. Teraz wszystko jest w jego rękach, ale nie tylko! Jego kompani póki co sobie radzą jakoś i jeśli się uwolni to na pewno ich znajomość od tak nie zniknie.. Dajmy z siebie wszystko!
Ukryty tekst
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Ichirou
- Posty: 4094
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Stolica - mini event
Niby wykonał pierwszą część planu, uformował przed sobą ścianę z piasku i ochronił się przed parszywymi senbonami, ale dalej już nie pykło. Zamysł na płynnie przejście do kontry nie wypalił, a raczej Ichi po prostu nie zdążył go wykonać. Oponent wykonał bowiem swój ruch, którego co prawda brązowowłosy nie dostrzegł, ale przynajmniej usłyszał. A już z samego dźwięku nie brzmiało to szczególnie optymistycznie, czego potwierdzeniem mogły być słowa kobiety. Coś się paliło... syczało? Cholera wie, ale z pewnością nie był to żaden dobry prognostyk. Może i Asahi był lekkoduchem i często wpadał w problemy, to jednak w takich sytuacji jak ta, preferował ciut bardziej zachowawcze i bezpieczne rozwiązania. Ot, narobić bałaganu i kiedy wybuchnie konflikt, umyć rączki i zwinąć się przed burzą. Co złego to nie ja. Najrozsądniejszym wyjściem w danej sytuacji była po prostu ucieczka. Mimo wszystko Sabaku nie był aż tak bardzo skory do dania nogi. W końcu poświęcił aż tyle fatygi, a przy tym sił, zdrowia, czy ubrań. Miał zatem wszystko tak w jednej chwili zaprzepaścić? Cholera, wybór był trudny.
Zdecydował się na coś pośrodku. Minimalizację zagrożenia poprzez wycofanie, ale wciąż starając się pokonać pieprzonego przeciwnika. Coś się paliło na jego piaskowej ścianie, może nawet miało niebawem wybuchnąć. Musiał działać szybko i zdecydowanie. By osiągnąć sukces, wykonał jednocześnie kilka czynności. Pierwszą z nich było sięgnięcie prawą dłonią do kabury, w której znajdowała się bomba świetlna. Nie tracąc czasu, natychmiast ją rzucił przed siebie tak, by przed efektem błyskowym uchroniła go znajdująca się przed nim, piaskowa ściana. Drugą, równocześnie wykonaną czynnością była kontrola tejże pustynnej zapory za pomocą lewej ręki. Starał się ją przesunąć jak najbardziej do przodu, by po prostu oddalić od siebie nieznane zagrożenie. Prawdopodobny wybuch lub pożar nie tylko znajdzie się w bezpieczniejszej odległości, ale być może także uczyni szkodę przeciwnikowi. Podczas tego wszystkiego brązowowłosy nie pozostanie w bezruchu. Możliwie prędko będzie starał się przesuwać do tyłu, w stronę wyjścia, nie chcąc oberwać niczym nieciekawym. Kiedy tylko zwolni mu się prawa dłoń po wyrzuceniu bomby świetlnej, użyje jej do podniesienia pozostałego piachu, który był rozsypany tu i ówdzie. Owe kwarcowe ziarenka, powołane do ruchu będą tuż przy nim, gotowe w każdej chwili uformować się w kolejną tarczę, kiedy tylko pojawi się możliwe zagrożenie. Jeżeli jednak oponent nie wywinie niczego szczególnego, a Ichi będzie miał czas do natarcia, to oczywiście wykorzysta okazję. Część surowca przemieni w sześć piaskowych shurikenów, pędzących wprost na pierdzielonego, szanownego panicza, część zaś w formie luźnej, by schwytać go za ręce lub nogi. Kiedy jednak sytuacja będzie gorąca (dosłownie lub w przenośni), lepiej będzie skupić się na swoim bezpieczeństwie. Chroniąc się za tarczą będzie się przesuwał dalej, do wyjścia.
I co tam, do cholery, działo się na górze?
Zdecydował się na coś pośrodku. Minimalizację zagrożenia poprzez wycofanie, ale wciąż starając się pokonać pieprzonego przeciwnika. Coś się paliło na jego piaskowej ścianie, może nawet miało niebawem wybuchnąć. Musiał działać szybko i zdecydowanie. By osiągnąć sukces, wykonał jednocześnie kilka czynności. Pierwszą z nich było sięgnięcie prawą dłonią do kabury, w której znajdowała się bomba świetlna. Nie tracąc czasu, natychmiast ją rzucił przed siebie tak, by przed efektem błyskowym uchroniła go znajdująca się przed nim, piaskowa ściana. Drugą, równocześnie wykonaną czynnością była kontrola tejże pustynnej zapory za pomocą lewej ręki. Starał się ją przesunąć jak najbardziej do przodu, by po prostu oddalić od siebie nieznane zagrożenie. Prawdopodobny wybuch lub pożar nie tylko znajdzie się w bezpieczniejszej odległości, ale być może także uczyni szkodę przeciwnikowi. Podczas tego wszystkiego brązowowłosy nie pozostanie w bezruchu. Możliwie prędko będzie starał się przesuwać do tyłu, w stronę wyjścia, nie chcąc oberwać niczym nieciekawym. Kiedy tylko zwolni mu się prawa dłoń po wyrzuceniu bomby świetlnej, użyje jej do podniesienia pozostałego piachu, który był rozsypany tu i ówdzie. Owe kwarcowe ziarenka, powołane do ruchu będą tuż przy nim, gotowe w każdej chwili uformować się w kolejną tarczę, kiedy tylko pojawi się możliwe zagrożenie. Jeżeli jednak oponent nie wywinie niczego szczególnego, a Ichi będzie miał czas do natarcia, to oczywiście wykorzysta okazję. Część surowca przemieni w sześć piaskowych shurikenów, pędzących wprost na pierdzielonego, szanownego panicza, część zaś w formie luźnej, by schwytać go za ręce lub nogi. Kiedy jednak sytuacja będzie gorąca (dosłownie lub w przenośni), lepiej będzie skupić się na swoim bezpieczeństwie. Chroniąc się za tarczą będzie się przesuwał dalej, do wyjścia.
I co tam, do cholery, działo się na górze?
- Nazwa
- Suna Shuriken
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg Max.
- 30 metrów
- Koszt
- E: 25% | D: 20% | C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3% (6 shurikenów)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Bardzo proste jutsu ofensywne. Użytkownik wyciąga przed siebie rękę, mieszając piasek z chakrą. Następnie z wystawionej kończyny wystrzeliwuje wytworzone z piachu shurikeny, które mkną z dość dużą szybkością w kierunku przeciwnika. Warto zauważyć, że pociski te są wbrew pozorom znacznie wytrzymalsze od standardowych shurikenów, a i ich siła penetracji prezentuje się całkiem solidnie.
0 x
Re: Stolica - mini event
Heheh… Zaczyna się robić ciekawie… – czy był usatysfakcjonowany takim rozwojem sytuacji? Z jednej strony tak, ponieważ tego typu wybuchowe akcje tłumu, wykurzą całą to chorą zbieraninę, jaka zebrała się w karczmie. Z drugiej jednak strony – lincz, i pozbycie życia jego podejrzanych automatycznie odetnie mu drogę do wszelkich tropów. No i oczywiście zbiegowisko zasłaniało mu cały teren wokół budynku, co nie ułatwiało wyłapania szczegółów. Dobra, chyba trzeba podkraść się i dyskretnie „podpytać” kogoś, co sprowadziło tu tą chołotę… – jak powiedział, tak zrobił, niemniej nie miał zamiaru świecić swoją przystojnością, urodą, budową i wszelkim urokom wizualnym, jakie sobą reprezentował. Co zatem zrobił? Złożył ręce, i wymamrotał pod nosem z uśmiechem satysfakcji… Maukot: Henge no jutsu podmieniając się za starą, przygarbioną babę (musiał wyglądać jak najbardziej wątło), którą pamiętał z dzieciństwa i która zwyczajnie w świecie była jego prababcią – piękna z niej była kobieta, dopóki nie stała się starą, pogarbioną ropuchą budzącą współczucie. Dlaczego wybór padł na straszą kobiecinę? Ponieważ nie wzbudza takowa osoba podejrzeń w tłumie i zwyczajnie w świecie każdy zastanowi się dużo bardziej przed uderzeniem kobiety, a w dodatku starszej – czyli swoista gwarancja bezpieczeństwa i nietykalności. Myślał o tym, czy by nie zamienić się w Mei, ale w tej jej skąpym kostiumie, nogach po szyję i wrodzonych walorach za bardzo rzucałby się w oczy i zwyczajnie jego nietykalność byłaby zagrożona w takim czy innym kontekście…
Gdy już przybrał formę odpowiednią, zgarbił się, zaczął iść jak paralita w kierunku tłumu. Na cel, czyli rozmówcę – obrał sobie młodą kobietę. Facet to jednak facet – pijany, i niezrównoważony będzie szukał boruty nawet z babcią poczciwą. Starsze baby mogą pieprzyć coś od rzeczy, a młoda kobieta to jednak ma chyba odrobinę instynktu opiekuńczego i samozachowawczego, stąd też powinna udzielić Ryu kilka informacji. Makuton: Henge no jutsu było o tyle piękne, że podrabiało również głos, stąd też nie było szans dla laika na rozpoznanie, że pod babulką kryje się mężczyzna. Nieśmiało podszedł, i zaczepił upatrzoną wcześniej osóbkę… Prze… Przepraszam Cię dziecko… Cóż za dobry omen was tu zesłał, by spalić to miejsce grzechu i rozpusty? Gdybym tylko była młodsza, to jakbym chyciła kamienia, jak cisła w te kurwy z cycem na wierzchu… tych menelów… tfuu! Spalta to! – no nie można powiedzieć. Senju wczuł się w rolę... „Dobry omen” oznaczał nic innego jak wskazanie osoby i powodów dokładnych, dlaczego akurat w to miejsce zawitały tłumy w zemście za śmierć księżniczki. Ryu liczył, że młoda kobieta powie mu, kto był inicjatorem tego zbiegowiska i jakie przesłanki ku temu były. No i w końcu miał okazję z bliska widzieć, co się dzieje. Chciał wiedzieć dokładnie co się tu dzieje, oczekując w międzyczasie, aż ta kobieta co Hisuno miała na imię - wyjdzie sama w popłochu i Ryu będzie mógł ją złapać i ostro przemaglować... Znaczy przesłuchać. Im szybciej tłum podłoży ogień tym szybciej akcja się rozwinie, nastąpi chaos, a tym samym zrodzą się nowe szanse dla Senju.
Gdy już przybrał formę odpowiednią, zgarbił się, zaczął iść jak paralita w kierunku tłumu. Na cel, czyli rozmówcę – obrał sobie młodą kobietę. Facet to jednak facet – pijany, i niezrównoważony będzie szukał boruty nawet z babcią poczciwą. Starsze baby mogą pieprzyć coś od rzeczy, a młoda kobieta to jednak ma chyba odrobinę instynktu opiekuńczego i samozachowawczego, stąd też powinna udzielić Ryu kilka informacji. Makuton: Henge no jutsu było o tyle piękne, że podrabiało również głos, stąd też nie było szans dla laika na rozpoznanie, że pod babulką kryje się mężczyzna. Nieśmiało podszedł, i zaczepił upatrzoną wcześniej osóbkę… Prze… Przepraszam Cię dziecko… Cóż za dobry omen was tu zesłał, by spalić to miejsce grzechu i rozpusty? Gdybym tylko była młodsza, to jakbym chyciła kamienia, jak cisła w te kurwy z cycem na wierzchu… tych menelów… tfuu! Spalta to! – no nie można powiedzieć. Senju wczuł się w rolę... „Dobry omen” oznaczał nic innego jak wskazanie osoby i powodów dokładnych, dlaczego akurat w to miejsce zawitały tłumy w zemście za śmierć księżniczki. Ryu liczył, że młoda kobieta powie mu, kto był inicjatorem tego zbiegowiska i jakie przesłanki ku temu były. No i w końcu miał okazję z bliska widzieć, co się dzieje. Chciał wiedzieć dokładnie co się tu dzieje, oczekując w międzyczasie, aż ta kobieta co Hisuno miała na imię - wyjdzie sama w popłochu i Ryu będzie mógł ją złapać i ostro przemaglować... Znaczy przesłuchać. Im szybciej tłum podłoży ogień tym szybciej akcja się rozwinie, nastąpi chaos, a tym samym zrodzą się nowe szanse dla Senju.
- Nazwa
- Mokuton: Henge no Jutsu
- Pieczęci
- Ptak → Pies → Wąż
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2%
- Dodatkowe
- Cel transformacji musi być co najmniej naszej budowy
- Opis Odmiana techniki Henge no jutsu. Polega na pokryciu swojego ciała drewnianą kopułą, która następnie przybiera wygląd danego obiektu w który chcemy się zmienić. Technika jest o tyle lepsza od swojej oryginalnej wersji gdyż pozwala również przybrać głos obiektu pod który się podszywamy.
0 x
Re: Stolica - mini event
Sytuacja była bardzo ciężka. Wszędzie gruzy, ogień, dym. Co było najgorsze? Czy były to gruzy? Oh, one były w rzeczy samej dosyć nieprzyjemne. Brudne, ciężkie, kanciaste... Ciężar ich był niepokojąco klaustrofobiczny, człowiek czując je na sobie był jakby w trumnie. I niewiele sie to różniło od rzeczywistości. Kilka niepotrzebnych minut dłużej spędzonych w tym miejscu i kamienie naprawdę mogły stać się trumną. Miejscem pochówku Doko, shinobi, który miał przed sobą przyszłość, który miał potencjał i być może rodzine, przyjaciół. To wszystko było tak łatwe do utracenia. Ten ogień, który płonął w ich sercach taki łatwy do wygaszenia. Po wybuchu gruzu uderzył Kaiena, ale nie ogłuszył go. Przewrócil go i polamał stalowe kości jak zapałki. Ciekawe w sumie co by się stało z chłopakiem bez tego? Zmarłby? Jego narządy zostały by zmiażdzone, a on sam zabity? Strasznie głupi los dla kogoś takiego jak On... Kto jeszcze nigdy nie był szczęśliwy.
Nie, on nie może umrzec. Nie tutaj. Z kilku powodów o ktorych później.
Podniósł z siebie gruz dosyć latwo, on swoją trumne kamienną otworzył i uwolnił się z objęć śmierci. Kostucha była dziś straszną dziwką, wszystkich tu chciała obsłużyć, jakby straż i Mao i inni jej nie wystarczyli. Puszczalska kurwa. Potem co zrobił? Podszedł do Rin. Ciekawe co to oznacza, czy podszedł do niej dlatego, że coś do niej czuł? Niewykluczone, ale to chyba nie miłość. Ciężko określić czy ktoś taki jak Kaien odczuwa miłość. Nigdy nie uprawiał seksu, nie czuł przywiązania fizycznego. Nigdy też nie przebywał z kobieta inną niż swoja matka na dłużej. Nie znał ich zapachu, zachowań, nie bardzo wiedział czym się róznią dziewczyny od chłopców, mówiąc oczywiście o psychice, bo fizyczność była dość jasna i oczywista dla Kaguyi. Tak czy siak... Ją widział nago i to był bardzo miły widok. Nie dlatego, że była jakaś piękna cud miód i orzeszki, tylko po prostu... Była jego. No, nie do końca, tylko w przenośni. Po prostu... łączy ich wspólna przeszłość. Spotkał ją, gdy kula ognista pozbawiła ją przytomności i o mało co życia, a wtedy ludzie którzy to zrobili chcieli sobie na niej poużywać. Kaien nigdy nie zabił człowieka. Staral się nie uśmiercac istot 'bo tak'. Jeśli zabijał to na polowaniu, by mieć pożywienie. Ale w tej chwili... W tamtej chwili czuł, że musi. Że musi zareagować, że jest już gotowy by zabić. Kości same opuściły jego ręce, przyjmując postać broni. Przedmiotu który dawał mu moc panowania nad życiem i śmiercią, decydowaniem kto przeżyje, a kto nie dotrwa do następnego wschodu słońca.
Zareagował i przepłoszył ich. Był wtedy niesamowicie szybki, odważny, zdeterminowany... właśnie, dlaczego? Och, to jeszcze wcześniej ma swoje korzenie. Rinsari dostała ognistą kulą, a do ognia Kaien ma straszliwą awersje. W ogniu ducha wyzionęła jego matka. Jego matka, prosta, dobra kobieta była najlepszą prostytutką w wiosce. Zarabiała, jak umiała, by jej dziecko miało dach nad głową i przyszłość. Nie można jej za to winić, trzeba tylko docenić to, że starała sie, że chciała coś zrobic i nie liczyła na nikogo oprócz Siebie.Ale i ona miała wrogów. Wrogów którzy zadawali dziecku Rany i krzywdzili go.
A potem skrzywdzili go najbardziej jak tylko umieli. Zabili jego mamusie. Któregoś straszliwego dnia ktoś wpadł na pomysł by podłożyć ogien pod ich dom. Matka przemęczona z nocy nie zdążyła sie przebudzić i usnęła, przez dym, na zawsze. Spała by się nigdy nie obudzić. Chłopak tego nie wiedział. Wpadł do domu i wyciągnął, jak myślał, nieprzytomną matkę na zewnątrz. Jego ubranie stanęło w ogniu, ale zaczął się tarzać i go ugasił. Zbiegli się ludzie i wtedy dowiedział się czegos, co zostawiło piętno do końca życia...że dusze jego matki pochłonął ogien. Że razem z płonącym dobytkiem stracił swojego ukochanego opiekuna i jedyna osobe która by oddała za niego życie.
Spoglądał na ogień, roniąc łze za łzą. W tłumie zobaczył czarnowłosego człowieka, pulnchnej postury, który tylko się śmiał sam do siebie. Kaien załozył, że to jego sprawka. Chwycił rozgrzane szkło z budynku, z popękanej szyby, raniąc sobie dłoń i pognał w jego strone. Był gotów zamordować, mimo poparzeń, nerwów... Nogi które jeszcze przed chwilą były miękkie nagle stały się silne. Wstapił w niego duch który żyje do teraz.Ale nie udało mu się wyegzekwować swojej kary. Zostal uderzony w głowe i padł.Obudził się przy wygasłych zgliszczach, w kałuży brudnej po gaszeniu budowli wody.
Nikt go nie ruszył, nikt mu nie pomógł. Zabrali jego matke i pochowali, nawet przy tym nie był. Widział tylko jej grób.
Były na nim piękne, czerwone kwiaty...Stąd determinacja, siła, żar. To wspomnienia, niczym paliwo zasilają ciało chłopaka.
Rinsari wygrzebał z gruzów bardzo szybko i sprawnie, pamiętając swoje nindo - Wychowany w ciemności, nigdy już nie pozwoli odebrać sobie światła. Tym światłem była Rinsari. Osoba, która kiedyś uratował i która jest jedyną istotą mającą dla niego jak na razie wartość. Wydostał ją, chwilowo opadając z sił i kazał uciekać. Sam pognał do Mei, ale widząc, że nie da rady, pomógł Muraiowi. Odsłonił jego nogi razem z nim, uwalniajac go. Gest dobroci, wliczony w plan. Każde życie ma wartość, a on mu pomoze z innymi. Może uda się uratować wszystkich, może...
Dotarli do Mei. Dziewczyna w trakcie akcji wydobywczej zasłabła, albo umarła. Kaien poczuł, że słabnie, że zaraz padnie. Rozejrzał sie. Zobaczył buchające płomienie, zar, gryzący w płuca dym. Ten sam zapach przypalonych ciał, włosów, mięsa, które czuł z własnego ciala gdy ratował matke. Ten sam gryzący dym który wdzierając sie niczym gwałciciel w ofiare, w jej płuca, pozbawił ją iskry życia, zdusił jej tlen i wygasił ją, jakby nie miała wartości. Ale to nieprawda, miała, musiała wychować dziecko. Ale to zostało jej odebrane i jemu ta szansa by wyrosnąć na kogoś więcej niż to kim się stał. Bezdomny wagabunda i samozwańczy sprawiedliwy, któremu bliżej do zwierząt pod każdym względem niż do ludzi. Ludzi sam odrzucił, brzydził się ich i nie chciał mieć z nimi za wiele wspólnego. Oni w wiekszości byli źli i mieli na sumieniu grzechy których nie planowali spłacać, ani za nie odpokutowywac. Zła postawa, każde przewinienie można okupić i nadrobić, wszystko może się zmienić w życiu i wrócic jako dobre, nie jako złe. Nikt nie jest skazany na złą ściezke, każdy może z niej wrócić. Czasem jednak trzeba po prostu temu komuś podać ręke i go z niej naprowadzić. Wlasnie takim człowiekiem chciał być Kaien.
-Ten ogień jest bardzo ciepły i ładny, nasz plan tutaj składny, musimy sobie poradzić, jakoś tej sytuacji zaradzić, żadne nie może drugiego zdradzić, dotknęły nas jęzory pożogi, od niej mam już miekkie nogi - Rymował jak psychiczny proste i głupie rymy kiedy wydobywali dziewczyne. Nagle, ogień, dopiero na który zwrocil uwage spowodował wielką złość. Kolejną ilość adrenaliny. Poczuł, jak płynie nim życie. Przypomniał sobie matke. Była tak samo nieprzytomna.
Nie. Matka umarła. Odeszła z tego świata, nic już mu jej nie zwróci. Stracił ją w momencie gdy najbardziej jej potrzebował.
Mina nie może. Ta dziewczyna, poznał ją niedawno, ale czuje, że ona nie jest zwykła, nie jest przeciętna. Chce ją poznać bliżej. Uderzenie w gruz, została odkopana. Nie słyszał już Muraia. Nie da odebrać sobie światla, nawet tak słabego. Ona uwierzyła, ze on, Kaien lub Yammarashi jest przydatny. Nie może jej zawieźć. Nie, kiedy przy Mizuno skryła się pod jego płaszczem, dla ochrony, schowala sie... To był znak, że mu ufa. Była tez jedyną która zaoferowała mu się wszystko wyjaśnić w straznicy, by nie został w tyle. Chociaż, z perspektywy patrzac, moze to i lepiej gdyby jednak się wtedy nie dowiedział nic ciekawego niz teraz skończył tak, a nie inaczej. Bo to zdarzyło się własnie przez tą całą sytuacje. Przez pieprzonego Uchiha, kurewsko dumny klan dążący do swych celów po trupach zawsze. Nawet trupach tak cennych jak rodzina, bliscy, jak Mao. Nie wiedział w sumie, jaki miał powód w zabiciu jej, ale miał dowód, że on to zrobił. Szkoda, że stracili dziennik. Ale... I tak by nic nie wskórali. Co się stało jak ktoś był u kapitana straży? Ich głównego ratunku i sprzymierzeńca który miał im umożliwić powodzenie śledztwa? Pieprzony wybuch, a razem z kapitanem pogrzebane ich szanse na rozwiązanie tego całego szajsu. Niedobrze się stało, niedobrze się działo. Za dużo krwi, za dużo śmierci. Nie może być już jej więcej, ani jednej śmierci więcej, dośc kostucho najadłaś się ludzkich żyć. A wracając do sytuacji która działa się właśnie teraz, ktora była cholernie łudząco podobna do tego co już miało miejsce, wiele, wiele lat wstecz, pół prawie życia chłopaka, pół wszystkich lat jakie on przeżył na tym cholernym padole. Gdy stracił matkę... Tak teraz, nie mógł sobie na to pozwolic. Jeśli ktoś ma tutaj powiedzieć stanowcze 'Kostucho dość' to będzie to właśnie on. Cóż za śmieszna sprawa, że sprzeciwia się śmierci człowiek który wielokrotnie tak bardzo jej pragnął... Ale cóż, nie przeciwstawia się własnej. On po prostu nie może oddać na pastwę i pożywke smierci innych. Wziął dziewczyne na ręce, jak swoją matke kiedyś i pognał do wyjścia. Obraz przed oczami był posiany kropkami i mroczkami. Serce napieprzało jak dzikie, krew buzowała się, płuca bolały.Ale musiał. Adrenalina znieczuliła ból. Poczuł chłód. Zrobiło się... Dziwnie. Ale to był dar. Chwila, by uratować ją z płomieni. W sumie chłód ten był bardzo zabawnym uczuciem. Prawie takim samym, jak dziewczyna przytuliła się do jego nagiego ciała. Jej dlonie, jej skóra, także były chłodne. Teraz niosąc ją spod tych gruzów, różnica była ledwo zauważalna, ale jednak... Pomyslał, o tym co będzie później. Że po tym wszystkim wypłaci z banku całe swoje dochody, kupi mase żarcia, mase sake i zrobi cholerną ucztę w jakimś malowniczym miejscu, dla wszystkich z tej grupy którzy będą chcieli przyjść. Może pod Shigashi? Tam było fajne miejsce. Spora polana okalana drzewami i nagły spadek.Klif, z którego wyciekala sobie spokojnym strumykiem lodowata woda do głębokiej rzeki poniżej. Podziemna rzeka była naprawdę niesamowitym widokiem, jej woda krystaliczna i chłodna. W sumie... Mogli by w niej chłodzić Sake, żarcie, albo sami się chłodzić. Tak, to byłoby definitywnie bardzo mile uczucie. Ale do tego potrzebuje by dziewczyna żyła. Nie może przecież teraz umrzeć. Ani on, ani Rin, ani Mei ani nikt. Nie, nie może to się stać, nie tu, nie w tym miejscu. Te powody by życ... Chciał wyjaśnić pare spraw z Rinsari, nie zdażył tego zrobić wcześniej, ale musi jeszcze mieć okazje. Chciał bliżej poznać tą grupę, chciał dorwać osobe która jest jego stworzycielem po części i w połowie. Ojca, chciałby dowiedzieć się, dlaczego zrobił to co zrobił dwadzieścia dwa lata wstecz. Co nim kierowało i dlaczego. Może... Może miał dobry powód, w końcu swoim plugawym czynem go spłodził. Ale to byłoby ironiczne, jakby Kaien był dość silny by odebrać mu, czterdziestoparolatkowi, weteranowi, żywot. Takie podziękowanie. 'Dzięki tato, że zgwałciłeś mame i mnie zrobiłeś. To był największy bład, wiedziałeś, że po ciebie kiedyś przyjde, bo ona ci nigdy nie wybaczy'. W sumie straszna wizja i idea tego jak to przeszłośc do nas wraca. Oprócz tego musiał ukarać zabójce matki. Jemu też nie mógł popuścic, on tez nie mógł umrzec smiercia naturalną. Nie, by sprawiedliwości stało się zadośc on musiał wyzionąć ducha dzięki Kaienowi, tak nakazywała spaczona wizja sprawiedliwości jaka się roiła w głowie blondyna. To jedyna słuszna sprawiedliwość jakiej go nauczono, a niechlubne jej imie, brzmiące prawe jak przekleństwo, a będące tak jej bliskie... Zemsta.Wypadł na zewnątrz razem z nowopoznaną dziewczyną i padł na kolana, odkładając ją na ziemie.
-Pomóżcie jej i drugiej dziewczynie tej, która przed chwilą tu była, bo mi się z oczu zmyła...
I tyle. Co będzie, los pokaże. Może ludzie pomogą, może dobiją. Nieważne. Aby one przeżyły, aby jego poświęcenie nie poszło na marne. Aby jego walka znów nie okazała się przegrana. Kiedyś stracił matke, bo był za słaby, za wolny... Bo był sobą.
Teraz musiał być kimś więcej, dał z siebie sto dziesięć normy i wiedział, że wiele dni będzie to odchorowywal... Ale ważne by i Rinsari i Mei przeżyły. Nikt nie powinien ginąć. Miał nadzieje, że Nitek sobie poradzi z tym drugim....
Poczuł dziwne kręcenie w głowie, opadając na twarz, na ziemie, nie miał siły sie ruszyć. Wiedział, że moment w którym dotarł do wyjścia to był właśnie moment jego wygranej. Jego triumfu nad śmiercią i przeznaczeniem. Jego utarciem nosa kostusze, która by widziała całą ich grupke pod całunem swego płaszcza. Nie, nie tym razem, koścista kurwo. I wcale nie mówie o Kaienie, tylko o śmierci którą... Tak, własnie wykiwał. Pomógł Rinsari i ona przezyła. Pomógł Minie i ją wydostał i ona przeżyła. On sam? Na pewno też da rade, na pewno też przeżyje, nie ma tego złego. Był tak szczęśliwy, że gdy leżał z glową na ziemi czuł jak razem z adrenaliną i determinacją schodzi z niego cała złość jaką jeszcze przed chwila czuł. Teraz pojawiała się radość. Usmiechnął się szeroko, przekręcając na bok i zaśmiał. Wiedział, że uratował dzis komuś życie po raz kolejny. A w oczach Pana, Kamisamy, za każdym razem gdy ratujesz jednego człowieka to czyn wielki, jakbyś uratował cały świat. Bo w każdym człowieku drzemie potencjał do zmiany świata i każdy sam człowiek z osobna jest takim małym pięknym światem którego nie wolno niszczyć. Życie jest piękne.
Nie, on nie może umrzec. Nie tutaj. Z kilku powodów o ktorych później.
Podniósł z siebie gruz dosyć latwo, on swoją trumne kamienną otworzył i uwolnił się z objęć śmierci. Kostucha była dziś straszną dziwką, wszystkich tu chciała obsłużyć, jakby straż i Mao i inni jej nie wystarczyli. Puszczalska kurwa. Potem co zrobił? Podszedł do Rin. Ciekawe co to oznacza, czy podszedł do niej dlatego, że coś do niej czuł? Niewykluczone, ale to chyba nie miłość. Ciężko określić czy ktoś taki jak Kaien odczuwa miłość. Nigdy nie uprawiał seksu, nie czuł przywiązania fizycznego. Nigdy też nie przebywał z kobieta inną niż swoja matka na dłużej. Nie znał ich zapachu, zachowań, nie bardzo wiedział czym się róznią dziewczyny od chłopców, mówiąc oczywiście o psychice, bo fizyczność była dość jasna i oczywista dla Kaguyi. Tak czy siak... Ją widział nago i to był bardzo miły widok. Nie dlatego, że była jakaś piękna cud miód i orzeszki, tylko po prostu... Była jego. No, nie do końca, tylko w przenośni. Po prostu... łączy ich wspólna przeszłość. Spotkał ją, gdy kula ognista pozbawiła ją przytomności i o mało co życia, a wtedy ludzie którzy to zrobili chcieli sobie na niej poużywać. Kaien nigdy nie zabił człowieka. Staral się nie uśmiercac istot 'bo tak'. Jeśli zabijał to na polowaniu, by mieć pożywienie. Ale w tej chwili... W tamtej chwili czuł, że musi. Że musi zareagować, że jest już gotowy by zabić. Kości same opuściły jego ręce, przyjmując postać broni. Przedmiotu który dawał mu moc panowania nad życiem i śmiercią, decydowaniem kto przeżyje, a kto nie dotrwa do następnego wschodu słońca.
Zareagował i przepłoszył ich. Był wtedy niesamowicie szybki, odważny, zdeterminowany... właśnie, dlaczego? Och, to jeszcze wcześniej ma swoje korzenie. Rinsari dostała ognistą kulą, a do ognia Kaien ma straszliwą awersje. W ogniu ducha wyzionęła jego matka. Jego matka, prosta, dobra kobieta była najlepszą prostytutką w wiosce. Zarabiała, jak umiała, by jej dziecko miało dach nad głową i przyszłość. Nie można jej za to winić, trzeba tylko docenić to, że starała sie, że chciała coś zrobic i nie liczyła na nikogo oprócz Siebie.Ale i ona miała wrogów. Wrogów którzy zadawali dziecku Rany i krzywdzili go.
A potem skrzywdzili go najbardziej jak tylko umieli. Zabili jego mamusie. Któregoś straszliwego dnia ktoś wpadł na pomysł by podłożyć ogien pod ich dom. Matka przemęczona z nocy nie zdążyła sie przebudzić i usnęła, przez dym, na zawsze. Spała by się nigdy nie obudzić. Chłopak tego nie wiedział. Wpadł do domu i wyciągnął, jak myślał, nieprzytomną matkę na zewnątrz. Jego ubranie stanęło w ogniu, ale zaczął się tarzać i go ugasił. Zbiegli się ludzie i wtedy dowiedział się czegos, co zostawiło piętno do końca życia...że dusze jego matki pochłonął ogien. Że razem z płonącym dobytkiem stracił swojego ukochanego opiekuna i jedyna osobe która by oddała za niego życie.
Spoglądał na ogień, roniąc łze za łzą. W tłumie zobaczył czarnowłosego człowieka, pulnchnej postury, który tylko się śmiał sam do siebie. Kaien załozył, że to jego sprawka. Chwycił rozgrzane szkło z budynku, z popękanej szyby, raniąc sobie dłoń i pognał w jego strone. Był gotów zamordować, mimo poparzeń, nerwów... Nogi które jeszcze przed chwilą były miękkie nagle stały się silne. Wstapił w niego duch który żyje do teraz.Ale nie udało mu się wyegzekwować swojej kary. Zostal uderzony w głowe i padł.Obudził się przy wygasłych zgliszczach, w kałuży brudnej po gaszeniu budowli wody.
Nikt go nie ruszył, nikt mu nie pomógł. Zabrali jego matke i pochowali, nawet przy tym nie był. Widział tylko jej grób.
Były na nim piękne, czerwone kwiaty...Stąd determinacja, siła, żar. To wspomnienia, niczym paliwo zasilają ciało chłopaka.
Rinsari wygrzebał z gruzów bardzo szybko i sprawnie, pamiętając swoje nindo - Wychowany w ciemności, nigdy już nie pozwoli odebrać sobie światła. Tym światłem była Rinsari. Osoba, która kiedyś uratował i która jest jedyną istotą mającą dla niego jak na razie wartość. Wydostał ją, chwilowo opadając z sił i kazał uciekać. Sam pognał do Mei, ale widząc, że nie da rady, pomógł Muraiowi. Odsłonił jego nogi razem z nim, uwalniajac go. Gest dobroci, wliczony w plan. Każde życie ma wartość, a on mu pomoze z innymi. Może uda się uratować wszystkich, może...
Dotarli do Mei. Dziewczyna w trakcie akcji wydobywczej zasłabła, albo umarła. Kaien poczuł, że słabnie, że zaraz padnie. Rozejrzał sie. Zobaczył buchające płomienie, zar, gryzący w płuca dym. Ten sam zapach przypalonych ciał, włosów, mięsa, które czuł z własnego ciala gdy ratował matke. Ten sam gryzący dym który wdzierając sie niczym gwałciciel w ofiare, w jej płuca, pozbawił ją iskry życia, zdusił jej tlen i wygasił ją, jakby nie miała wartości. Ale to nieprawda, miała, musiała wychować dziecko. Ale to zostało jej odebrane i jemu ta szansa by wyrosnąć na kogoś więcej niż to kim się stał. Bezdomny wagabunda i samozwańczy sprawiedliwy, któremu bliżej do zwierząt pod każdym względem niż do ludzi. Ludzi sam odrzucił, brzydził się ich i nie chciał mieć z nimi za wiele wspólnego. Oni w wiekszości byli źli i mieli na sumieniu grzechy których nie planowali spłacać, ani za nie odpokutowywac. Zła postawa, każde przewinienie można okupić i nadrobić, wszystko może się zmienić w życiu i wrócic jako dobre, nie jako złe. Nikt nie jest skazany na złą ściezke, każdy może z niej wrócić. Czasem jednak trzeba po prostu temu komuś podać ręke i go z niej naprowadzić. Wlasnie takim człowiekiem chciał być Kaien.
-Ten ogień jest bardzo ciepły i ładny, nasz plan tutaj składny, musimy sobie poradzić, jakoś tej sytuacji zaradzić, żadne nie może drugiego zdradzić, dotknęły nas jęzory pożogi, od niej mam już miekkie nogi - Rymował jak psychiczny proste i głupie rymy kiedy wydobywali dziewczyne. Nagle, ogień, dopiero na który zwrocil uwage spowodował wielką złość. Kolejną ilość adrenaliny. Poczuł, jak płynie nim życie. Przypomniał sobie matke. Była tak samo nieprzytomna.
Nie. Matka umarła. Odeszła z tego świata, nic już mu jej nie zwróci. Stracił ją w momencie gdy najbardziej jej potrzebował.
Mina nie może. Ta dziewczyna, poznał ją niedawno, ale czuje, że ona nie jest zwykła, nie jest przeciętna. Chce ją poznać bliżej. Uderzenie w gruz, została odkopana. Nie słyszał już Muraia. Nie da odebrać sobie światla, nawet tak słabego. Ona uwierzyła, ze on, Kaien lub Yammarashi jest przydatny. Nie może jej zawieźć. Nie, kiedy przy Mizuno skryła się pod jego płaszczem, dla ochrony, schowala sie... To był znak, że mu ufa. Była tez jedyną która zaoferowała mu się wszystko wyjaśnić w straznicy, by nie został w tyle. Chociaż, z perspektywy patrzac, moze to i lepiej gdyby jednak się wtedy nie dowiedział nic ciekawego niz teraz skończył tak, a nie inaczej. Bo to zdarzyło się własnie przez tą całą sytuacje. Przez pieprzonego Uchiha, kurewsko dumny klan dążący do swych celów po trupach zawsze. Nawet trupach tak cennych jak rodzina, bliscy, jak Mao. Nie wiedział w sumie, jaki miał powód w zabiciu jej, ale miał dowód, że on to zrobił. Szkoda, że stracili dziennik. Ale... I tak by nic nie wskórali. Co się stało jak ktoś był u kapitana straży? Ich głównego ratunku i sprzymierzeńca który miał im umożliwić powodzenie śledztwa? Pieprzony wybuch, a razem z kapitanem pogrzebane ich szanse na rozwiązanie tego całego szajsu. Niedobrze się stało, niedobrze się działo. Za dużo krwi, za dużo śmierci. Nie może być już jej więcej, ani jednej śmierci więcej, dośc kostucho najadłaś się ludzkich żyć. A wracając do sytuacji która działa się właśnie teraz, ktora była cholernie łudząco podobna do tego co już miało miejsce, wiele, wiele lat wstecz, pół prawie życia chłopaka, pół wszystkich lat jakie on przeżył na tym cholernym padole. Gdy stracił matkę... Tak teraz, nie mógł sobie na to pozwolic. Jeśli ktoś ma tutaj powiedzieć stanowcze 'Kostucho dość' to będzie to właśnie on. Cóż za śmieszna sprawa, że sprzeciwia się śmierci człowiek który wielokrotnie tak bardzo jej pragnął... Ale cóż, nie przeciwstawia się własnej. On po prostu nie może oddać na pastwę i pożywke smierci innych. Wziął dziewczyne na ręce, jak swoją matke kiedyś i pognał do wyjścia. Obraz przed oczami był posiany kropkami i mroczkami. Serce napieprzało jak dzikie, krew buzowała się, płuca bolały.Ale musiał. Adrenalina znieczuliła ból. Poczuł chłód. Zrobiło się... Dziwnie. Ale to był dar. Chwila, by uratować ją z płomieni. W sumie chłód ten był bardzo zabawnym uczuciem. Prawie takim samym, jak dziewczyna przytuliła się do jego nagiego ciała. Jej dlonie, jej skóra, także były chłodne. Teraz niosąc ją spod tych gruzów, różnica była ledwo zauważalna, ale jednak... Pomyslał, o tym co będzie później. Że po tym wszystkim wypłaci z banku całe swoje dochody, kupi mase żarcia, mase sake i zrobi cholerną ucztę w jakimś malowniczym miejscu, dla wszystkich z tej grupy którzy będą chcieli przyjść. Może pod Shigashi? Tam było fajne miejsce. Spora polana okalana drzewami i nagły spadek.Klif, z którego wyciekala sobie spokojnym strumykiem lodowata woda do głębokiej rzeki poniżej. Podziemna rzeka była naprawdę niesamowitym widokiem, jej woda krystaliczna i chłodna. W sumie... Mogli by w niej chłodzić Sake, żarcie, albo sami się chłodzić. Tak, to byłoby definitywnie bardzo mile uczucie. Ale do tego potrzebuje by dziewczyna żyła. Nie może przecież teraz umrzeć. Ani on, ani Rin, ani Mei ani nikt. Nie, nie może to się stać, nie tu, nie w tym miejscu. Te powody by życ... Chciał wyjaśnić pare spraw z Rinsari, nie zdażył tego zrobić wcześniej, ale musi jeszcze mieć okazje. Chciał bliżej poznać tą grupę, chciał dorwać osobe która jest jego stworzycielem po części i w połowie. Ojca, chciałby dowiedzieć się, dlaczego zrobił to co zrobił dwadzieścia dwa lata wstecz. Co nim kierowało i dlaczego. Może... Może miał dobry powód, w końcu swoim plugawym czynem go spłodził. Ale to byłoby ironiczne, jakby Kaien był dość silny by odebrać mu, czterdziestoparolatkowi, weteranowi, żywot. Takie podziękowanie. 'Dzięki tato, że zgwałciłeś mame i mnie zrobiłeś. To był największy bład, wiedziałeś, że po ciebie kiedyś przyjde, bo ona ci nigdy nie wybaczy'. W sumie straszna wizja i idea tego jak to przeszłośc do nas wraca. Oprócz tego musiał ukarać zabójce matki. Jemu też nie mógł popuścic, on tez nie mógł umrzec smiercia naturalną. Nie, by sprawiedliwości stało się zadośc on musiał wyzionąć ducha dzięki Kaienowi, tak nakazywała spaczona wizja sprawiedliwości jaka się roiła w głowie blondyna. To jedyna słuszna sprawiedliwość jakiej go nauczono, a niechlubne jej imie, brzmiące prawe jak przekleństwo, a będące tak jej bliskie... Zemsta.Wypadł na zewnątrz razem z nowopoznaną dziewczyną i padł na kolana, odkładając ją na ziemie.
-Pomóżcie jej i drugiej dziewczynie tej, która przed chwilą tu była, bo mi się z oczu zmyła...
I tyle. Co będzie, los pokaże. Może ludzie pomogą, może dobiją. Nieważne. Aby one przeżyły, aby jego poświęcenie nie poszło na marne. Aby jego walka znów nie okazała się przegrana. Kiedyś stracił matke, bo był za słaby, za wolny... Bo był sobą.
Teraz musiał być kimś więcej, dał z siebie sto dziesięć normy i wiedział, że wiele dni będzie to odchorowywal... Ale ważne by i Rinsari i Mei przeżyły. Nikt nie powinien ginąć. Miał nadzieje, że Nitek sobie poradzi z tym drugim....
Poczuł dziwne kręcenie w głowie, opadając na twarz, na ziemie, nie miał siły sie ruszyć. Wiedział, że moment w którym dotarł do wyjścia to był właśnie moment jego wygranej. Jego triumfu nad śmiercią i przeznaczeniem. Jego utarciem nosa kostusze, która by widziała całą ich grupke pod całunem swego płaszcza. Nie, nie tym razem, koścista kurwo. I wcale nie mówie o Kaienie, tylko o śmierci którą... Tak, własnie wykiwał. Pomógł Rinsari i ona przezyła. Pomógł Minie i ją wydostał i ona przeżyła. On sam? Na pewno też da rade, na pewno też przeżyje, nie ma tego złego. Był tak szczęśliwy, że gdy leżał z glową na ziemi czuł jak razem z adrenaliną i determinacją schodzi z niego cała złość jaką jeszcze przed chwila czuł. Teraz pojawiała się radość. Usmiechnął się szeroko, przekręcając na bok i zaśmiał. Wiedział, że uratował dzis komuś życie po raz kolejny. A w oczach Pana, Kamisamy, za każdym razem gdy ratujesz jednego człowieka to czyn wielki, jakbyś uratował cały świat. Bo w każdym człowieku drzemie potencjał do zmiany świata i każdy sam człowiek z osobna jest takim małym pięknym światem którego nie wolno niszczyć. Życie jest piękne.
0 x
Re: Stolica - mini event

Stolica była trudna do zdobycia. Jednakże w takim samym stopniu, jak każde inne miasto stołeczne. Pojawia się więc pytanie: O co chodziło w poprzednim akapicie? Cóż, prawda była jedna, stara, niezmienna. Miejsce, w którym działy się teraz tak dziwne zdarzenia, cechowało się specyficznym klimatem. Ludzie byli patriotami, wierzyli w straż. Straż wierzyła we władze. Władze wierzyły w ludzi. Wszyscy więc pokładali w sobie nadzieję i robili wszystko, aby miasto się rozwijało. Bo zależało na tym zarówno prostym rybakom, kupcom, ale też władzom, nie wspominając już o czarnych charakterach pokroju mordercach, czy złodziejach. Zadziwiające, ale nawet najwięksi idioci wiedzieli, że im więcej zyska miasto, tym lepsze rzeczy trafią właśnie do nich. Fenomen, kurwa, fenomen.
Dzięki wierze, wsparciu i zaufaniu, nie dało się złamać ducha ludności. Nie atakiem z zewnątrz. Nie poprzez najechanie tysiącami żołnierzy, rzutem machiny wojennej, czy nawet ataku zorganizowanej grupy ninja. Takie miasto miało to do siebie, ze doskonale broniło się przed wszystkim, a w kryzysie wspierało nawzajem. Najeźdźca mógłby więc robić co chciał, ale znaczna część obywateli nie poddałaby się tak łatwo. Wierzyliby dalej w swoje cudne wezgłowie, w dawną władzę i ludzi, którzy żyli ufając sobie nawzajem. Nasuwa się kolejne pytanie: Czy dało się w jakikolwiek sposób zaszkodzić temu miejscu?
Tak. W prosty, łatwy sposób. Wywołując rodzime zamieszanie. Posługując się grupami społecznymi, spowodować burdy. Wywołać strach, panikę. Tymczasem samemu nie trzeba było robić czegokolwiek, poza siedzeniem i wierceniem się na miękkim krześle, w końcu dupa może też boleć od wygodnej tapicerki. Co tutaj próbuję powiedzieć? Przekazać odbiorcom tego komunikatu?
To, że Antai było zbyt bogate, aby nie mieć przeciwników. I gdy ci, liderzy klanów, albo inni możnowładcy, albo popierdoleni psychole z ideałami wytatuowanymi na czołach w końcu na to wpadli. Że istnieje prosty sposób, aby wywołać zamieszanie. Zniszczyć ducha miasta. To, co było w nim najlepsze. Najbardziej unikalne. Dające wolę walk i przetrwania, nawet po zmieleniu każdego metra kwadratowego w tych rejonach. I chociaż ninja biorący udział w wydarzeniu nie zdawali sobie z tego sprawy, to właśnie brali udział w tym niefortunnym zdarzeniu. Pomagali zniszczyć ducha serca Antai. Pytanie tylko, w jakim stopniu go przejmą, albo podepczą. W końcu w naturze nic nie ginie, i tak wspaniała wiara musi na kogoś przejść.
* * * Abstrahując już do polityki, wielkich celów i planów, w mieście nie było zbyt dobrze. Ogromne wybuchy, wywołane przez gliniane zabawki Soha zrobiły o wiele więcej, niż podejrzewał ich twórca. Zniszczenie pałacu było w zasadzie niczym, przy wywołaniu pożaru na jego zgliszczach. Ogień rozchodził się szybko. Dzielnica dookoła największego budynku płonęła. Strażacy i mistrzowie Suitonu robili swoje. Mieli ugasić te płomienie, jednak nie od razu. Trochę zniszczeń przecież musiało powstać.
Odnośnie zaś samego wybuchowca, który postanowił wysadzić się i jednego z największych skurwysynów, którego nosiła tego ziemia. Młodzieniec o czarnych tęczówkach, jego smok i Uchiha eksplodowali jednocześnie. Rozwalając przy tym największy budynek w Antai. Który posypał się jak domino i zaczął miażdżyć inne pod swoim ciężarem. Oczywiście eksplozja nie była łatwa w kontroli, więc część mienia się "rozdzieliła" i zaczęła spadać w losowe fragmenty osady, tworząc prawdziwy deszcz meteorów. Cóż, niezła zabawa.
Pożar, walenie się budynków, pojawienie się znikąd grupy strajkujących przeciwko "lewym" organizacjom na terenie wspaniałej stolicy, Nieźle, coś do tego? Tak, śmierć Mao, Mizuno i rozejście się sługusów tego ostatniego. Jak to bywa, strażnicy boją się, tylko gdy jest zagrożenie. Tak więc ramię prawa, będące w najwyższej gotowości, szukające sprawcy tego karygodnego czynu, wiedziało już wszystko. Jednych przekupiło, drugich pobiło, trzecich zabiło. Och, ale świetny liryk wychodzi!
W każdym razie, miasto zostało poddane próbie. Duch zaginął, lecz jego resztki mogą zostać znalezione. Kto wie, czy Antai i jego stolica podniosą się po takim ciosie. Cóż, wszystko zależy od tego jak pozbędą się konfliktu wewnętrznego i powrócą do życia. Jak na razie wszystko szło w miarę dobrze. Zamieszki miały zostać uciszone. Pożar ugaszony. Ofiary wydobyte. A ninja znalezieni i wynagrodzeni w odpowiedni sposób. W końcu to dzięki nim udało się poznać prawdę i zakończyć chaos wywołany najstraszniejszą zbrodnią, o której podobno słyszała stolica.
* * * Ichirou był w dupie. Wiedział to. Wiedział zbyt dobrze, że nie ma nawet najmniejszych szans na idealną reakcję. Po pierwsze, jego przeciwnik miał dziwny sposób na unik czegoś syczącego. Po drugie, wciąż mógł zaatakować go ogromną ilością senbonów. Po trzecie, hałas na górze. Po czwarte, ryki zza dworu. Czy Sabaku miał mentalne jaja, aby to znieść? Ciężko orzec. Tysiące myśli, jeszcze więcej propozycji co począć, a miliony wręcz wariantów, jak to się skończy. Co tu począć? Co robić? Jak się zachować? A kto to wie. Na pewno nie Ichirou.
Ręka do torby powędrowała jakby sama. Hikaridama została wyrzucona. Lewa dłoń wskazała kierunek piasku. Miał lecieć do przodu. Tak, aby zasłonić go przed wybuchem. Przed Kibaku Fudą, którą jakimś cudem młodzieniec przewidział. Dobry słuch? Wspaniały instynkt? Idealna wręcz zdolność przewidywania przeszłości? Wysoka percepcja? Szczęście? Chłodny, analityczny umysł? Nie wiadomo. Coś z tego, to pewne.
Piasek poruszał się do przodu. Notka eksplodowała dosłownie po pokonaniu przez niego kilku centymetrów. Sabaku poczuł ból w klatce piersiowej. Odleciał do tyłu, zamykając oczy. Tyle dobrego, że czuł, że żyje. Hikaridama też zrobiła swoje. Mężczyzna zaczął bowiem słyszeć różne krzyki. Najwidoczniej sklepienie nie było szczelne i jatka, która działa się na górze, została zażegnana tym sprytnym posunięciem. Co natomiast z obecnymi tutaj? Dziewczę płakało, wyzywając swojego partnera seksualnego. A owy mąż przestał się odzywać. Czyżby eksplozja jednak do dosięgnęła, przez te parę centymetrów? Może ugryzł się w język i nie mógł odpowiednio zareagować? Cholera. Znowu nie ma odpowiedzi.
Ichirou leżał na plecach. Nie miał nawet siły, aby powstać. Eksplozja nie zraniła go poważnie, ale odrzuciła i po prostu osłabiła. Nie był przecież jakoś specjalnie wytrzymały. Nie na tyle, aby od razu powstać. A i wcześniejsze sytuacje zagrożenia, w połączeniu z bólem blizny i ubytkiem chakry były po prostu zbyt wielkie. Piaskowy chłopiec leżał, wiercąc się z bólu, nie mogąc zareagować. Czekał. Na śmierć, albo na przeżycie. Innych opcji nie miał.
* * * Kyoushi wiercił się ile sił. Technika Raitonu, która otoczyła jego ręce pomogła mu rozkruszyć gruz. Chwilkę później zemdlał. Leżał na wznak, przygnieciony, bez dziennika, który obecnie był jedyną rzeczą świadczącą o jego wartości. No i co począć z takim śpiącym królewiczem? Nie potrafił sam wyjść. Nie umiał zrobić niczego konkretnego. Na dobry pomysł wpadł dopiero przed momentem półśmierci, omdlenia. Czy mu pomóc? Czy go zostawić?
Takie myśli mogły, a w zasadzie powinny dręczyć Muraia. Kakuzu nie był przecież dobrym człowiekiem. Nie powinien więc interesować go los innych. Tylko dlaczego jeszcze nie uciekł? Czemu nie potrafił pozwolić sobie na odejście? Bo co? Bo w imię dobrych uczynków postanowił uratować Mei, a teraz jeszcze tego gostka? Był mężczyzną. Co gorsza, był ninja. Jako shinobi powinien sam znać tajniki ratowania własnej dupy. Tak jak Kaien, czy też Murai, który teraz stał przed najgorszym dylematem. Pomóc mu? Zdjąć ten gruz? A może stać i pozwolić sobie na ucieczkę?
Ból w piersi dawał o sobie znać. Kakuzu oszukiwał siebie, że przyzwyczaja się do niego. Racja, bolało coraz mniej. Problem w tym, że musiał wykonywać wdechy coraz częściej niż normalnie. Czyżby coś przeszkadzało mu w poprawnym wykonywaniu tak banalnej i potrzebnej czynności, jaką było oddychanie? Tak. To nie było pytanie, to była odpowiedź. Murai był idiotą. Wiedział, że ma tylko kilka narządów wewnętrznych. Zapomniał jednak, że musi o nie dbać.
Problemem nie było jednak to, że teraz zdał sobie z tego sprawę. Prawdziwy problem to fakt, że mężczyzna nawet nie myślał o płucach. Uznał wręcz, że to nie jego bajka. Przyzwyczai się do bólu, jest w końcu tak wytrzymały... Cóż, zaraz się okaże, czy wytrzyma napięcie. I czy zda sobie sprawę z prawdziwego stanu swojego organizmu...
Ruszył do Kyoushiego. Postanowił mu pomóc. Dobry starszy brat, samarytanin. Ciekawe, czy nie pożałuje później tej decyzji...
* * * Zadziwiające, jak wiele przeżył Kaien. Syn dziwki, cóż za zaszczytny tytuł. Ten, któremu odebrano światło. Ten, który zapragnął mieć je przez całe swoje życie i nienawidził ciemności. Nie bał się jej, przecież spędził tam swoje dzieciństwo. Nie obawiał się pozostawać w mroku. Jednak czuł nienawiść, gniew, pożądanie. Czuł wszystkie te uczucia, gdy znajdował się zbyt długo w miejscu bez światła. Tak. Nie potrafił sobie odmówić tak prostej rzeczy, czy w zasadzie zjawiska, jakim było światło. On, który widział pożar domu i spłonięcie matki. Cholera, cóż za przeżycia.
Mężczyzna był jak robot. Nie miał uczuć. Nie czuł miłości do innej kobiety, poza matką. Nie czuł nienawiści, poza dwoma osobami na świecie, które zostały obdarzone tym uczuciem. Nie potrafił być dobrym towarzyszem, ale jednak ratował dupę kolejnej dziewczynie, którą dźwigał na swoim karku. Byle przed siebie. Byle wydostać się z tego gówna. Byle ujrzeć...
Światło!
Złote, żółte, niebieskie, zielone, czerwone, fioletowe, kolorowe! Wreszcie ujrzał kilka z barw, których tak bardzo mu brakowało. Obsypany gruzem, dźwigający Mei, zapatrzony przed siebie Kaguya. Radujący się z tak banalnej rzeczy, którą było światło. Którą miał każdy. Jednak Kaiena gówno obchodził stan własności przeciętnego człowieka. Dla niego liczyło się to, aby zawsze mieć dostęp do przeciwieństwa ciemności. Do jasności? Można to tak określić? Nie wiadomo. W końcu kolos bez uczuć, który jednak je okazywał, ale sam nie potrafił ich określić, był wybrykiem natury. Sprzecznością. Czymś, co w zasadzie nie powinno istnieć, ale radziło sobie całkiem nieźle.
Mężczyzna parł do przodu uparcie. Jego nogi bolały go cholernie od dłuższego czasu. Giczoły nie mogły zostać pozbawione tego uczucia, więc Kaguya powoli przyzwyczajał się do niego. Po pokonaniu kilkunastu metrów z dziewczyną na plecach zdał sobie sprawę z jednego. Że stopy go nie bolą. Że golenie niczego nie czują. Powinien wtedy zapłakać, lecz szedł dalej. Niszczył swoje ciało. Niszczył samego siebie. Tak bardzo chciał tego światła. Tak bardzo pragnął ujrzenia słońca.
Udało mu się i nie zarazem. Wydostał się ze źródła ognia, z grobowca, resztek pałacu. Parł przed siebie, jednak nie wytrzymał. Runął jak długi, na twarz, a Mei razem z nim. Co dziwaczne, Yuki nawet nie zareagowała. Zadziwiające. Co osłabienie może zdziałać z człowiekiem, prawda? Kaguya natomiast walczył. Czołgał się do przodu. Widział już słońce. Jednak za sobą wciąż miał ciemność. Parę metrów, tyle wywalczył. Następnie zamknął oczy. A przedtem usłyszał widmo głosów, echo poruszających się ludzi. Ktoś ich znalazł. Dobrze, mógł przynajmniej spocząć.
* * * Bum.
Wybuch notek był słyszalny nawet na zewnątrz. Tłum zaczął skandować. Nawet opamiętali się z pochodniami. Na pewien czas. Po chwili ponownie dało się słyszeć burdy w wewnątrz, mimo bombki świetlnej, która została wyrzucona przez Sabaku. Radośni ludzie ponownie poczęli krzyczeć głośno. Precz z opozycją! Precz z dumnymi kurwami! Precz z oprawcami Mao! Precz z tym burdelem!
Ryu przemienił się, a następnie wyszedł. Jako kobieta po kwiecie wieku chciał uzyskać informacje. Jak bardzo się omylił. Otrzymał opieprz w postaci głośnych krzyków. No bo jak to? Cała stolica wiedziała, co dzieje się w tym miejscu. A jeżeli ktoś nie potrafił tego przewidzieć, ani określić, to albo nie był patriotą, albo co gorsza, należał do grona przyjezdnych. A takim nie udzielało się informacji ot tak.
Zamieszanie było niesamowite. Budynek, w którym znajdował się Ichirou, zaczął płonąć. Wspaniałe widowisko, prawda? Szkoda, że Senju poczuł się nagle senny. To chore, w takim momencie? Najwidoczniej tak. Cały tłum zaczął padać na ziemię, na siebie, na łeb i na szyję. Zasypiając w dziwnym śnie. Ryu przed osłabnięciem ujrzał tylko kilku strażników, w czarnych ubraniach. Ale nie skojarzył tego faktu. Uznał go jedynie za sen...
* * * Ichirou nie był senny. Płatki śniegu, czy tam piórka nie mogły spaść do środka budynku, racja? Sabaku leżał wiec, z otwartymi oczami. Może nie miał siły wstać. Może był zbyt osłabiony. Nieważne. Ważne było to, że usłyszał trzask wybijanych z framugi drzwi. Co za idioci, były przecież otwarte.
Cóż, ciężko tutaj mówić o miłym wejściu. Sabaku obracając głowę, dostrzegł dziesiątkę mężczyzn w czarnych ubraniach. Z opaskami na twarzy, w chustach, doskonale zorganizowanych. Wkroczyli, a następnie zaczęli składać pieczęcie. Piętro, które jeszcze przed chwilką było głośne, nagle przestało wydawać z siebie okrzyki. Cóż, ciekawa sprawa. Odnośnie zaś sytuacji samego Sabaku, nie była ona ani zła, ani dobra.
Mężczyzna w czarnym odzieniu, jeden z wielu, kucnął przy nim. Zdjął maskę. Postać siwego już mężczyzny z licznymi krostami i zmarszczkami uśmiechnęła się. A następnie wymierzyła precyzyjny cios w kilka punktów witalnych, powodując natychmiastowe omdlenie Ichirou. Ostatnie, co widział młodzieniec, to twarz tego dziadka shiobiego...
* * * Kyoushi był w chuj ciężki. Czemu nie ciężki? Bo Murai powoli zaczął opadać z sił. Nie to, że nie był wytrzymały, ale przebywanie tutaj nie należało do prostych zajęć. W dodatku nici, które miały ciągnąć Raitonowca nie były już w formie, tak samo jak Kakuzu. Mężczyzna musiał zrobić sobie przerwę. I podjąć decyzję. Ratować siebie, czy tego idiotę, który był już dla niego bezwartościowy?
Nie podjął już tej decyzji.
Ból w klatce piersiowej był nieskończony. Niezmierny. Nieograniczony. Jak gdyby coś przebiło mu korpus. Cóż, w zasadzie określenie całkiem trafne. Płuca mężczyzny dały o sobie znać. Znaczny wydatek chakry, w ciągu ostatnich kilkunastu minut, wydostanie się ogromnej ilości nici było jeszcze gorszym posunięciem. One mogły przynajmniej jakoś ustabilizować sytuację. Owinąć ukochany organ, nie pozwolić na jego eksploatację. Cóż, jednakże działo się inaczej.
Sam wydobył je w pokaźnej ilości. Sam rozwalał głazy. Sam ześlizgiwał gruz z ciała. Powinien mieć pretensje do samego siebie. Szczególnie w momencie, w którym upadł na ziemię i tarzał się po gruzie, raniąc swoje własne ciało. Atak padaczki? Napad? Nie do końca, bardziej ostateczna walka o ostatni oddech...
A potem uderzenie między łopatki, które spowodowało utratę przytomności Kakuzu.
* * * - Słuchajcie, gówno obchodzi mnie, jak się tutaj znaleźliście. Powiem też więcej, gówno obchodzi mnie wasz stan i wasze dokonania. To prawda, że dzięki wam, a w zasadzie temu na glinianym smoku, zdołaliśmy odkryć, kto stał za zabójstwem księżniczki. Poza tym dowiedzieliśmy się też, że nie zdołamy go ukarać. Może to i dobrze, nie musimy brudzić sobie rączek. - oznajmił mocny głos. Ryu, Ichirou, Murai, Kaien, Kyoushi, Mei i Rinsari słyszeli go doskonale. Znajdowali się teraz w jakimś dziwnym namiocie, pełnym ludzi w fartuchach. Medyków, oczywiście, którzy uratowali im skórę. Bo żyli. Mieli ciała pełne rozmaitych obrażeń, ale żyli. I to chyba było najważniejsze. - Najważniejsze w obecnym stanie jest to, że w mieście doszło do zamieszek. Udało nam się pozbyć tej grupy, ale czy nie dojdzie do następnych? Kto wie. Zresztą, gówno was to obchodzi. Powiem wam więc, co o was myślę. Przybyliście tutaj i spowodowaliście część z krzywd, które mogą być nieodwracalne. Jednak nie mogę wymierzyć wam kary, ponieważ jesteście ninja. Wy, i te wasze pieprzone klany, które płacą naszej stolicy za mieszczenie was, szkolenie i przyuczanie do przyszłości.
Namiot nie był przytulny. Znajdował się tutaj rząd łóżek, wszystkie były pusty, poza tymi, na których spoczywali ninja.
- Nie pytajcie, skąd to wiemy. Mamy wielu takich jak wy, w naszej straży. Doskonale wykorzystujemy ich umiejętności, chociażby wkradanie się do czyichś umysłów w celu uzyskania informacji. Dlatego wiemy też, że poza tym burdelem, który nie jest tylko waszą winą, zrobiliście parę dobrych rzeczy. Ścigaliście Mizuno, nawet próbowaliście go pokonać. Tyle dobrego. - zaczął starzec, którego widział tylko Ichirou. Siwy, niewysoki, ale niezwykle pewny siebie. Nawet widocznie umięśniony, co dziwne, jak na ten wiek. - W każdym razie, zrobiliście rzeczy i dobre, i złe. Ale my nie możemy sobie pozwolić na waszą dłuższą obecność. Dlatego mam dla was jedną radę. Radę, rozkaz, polecenie i prośbę zarazem. Wypierdalać. Nie macie po co tutaj siedzieć. Idźcie z Antai. Nic wam nie zrobimy. Ale na przynajmniej rok opuśćcie te ziemie. Wracajcie do waszych klanów, albo do innych miast kupieckich. Nawet do Shigashi no Kibu. Obecnie mamy tyle problemów, że jebie nas ta kraina.
Staruszek był bardzo poważny. I najwidoczniej miał ku temu powody.
- Całe to wydarzenie to wina wielu osób. Mizuno, Mao, byłego kapitana straży, tego wybuchowego, poniekąd i was. Niektórzy z was zrobili więcej niż musieli, drudzy zaś mniej niż powinni. Gówno mnie to obchodzi. Wypierdalajcie z tego miasta. Natychmiast. Razem, czy osobno. Macie 24 godziny. Inaczej was zabiję.
Starzec wyszedł. Pozostawił zdziwioną grupkę samą. Mogli wymienić kilka myśli. Mogli też odejść. A szczerze mówiąc, to nawet powinni...
Koniec eventu
Zakończony ekspresowo z różnych względów. Zmian werdyktów, zmian MG, problemów i z graczami, i z prowadzącymi. Nie ma co rozprawiać o ocenie tego wydarzenia. Trzeba wam natomiast powiedzieć, że to, że przeżyliście to nie tylko zasługa MG, czy zasługa wasza. Macie po prostu szczęście, wywołane problemami. I nie nastawiajcie się, że na następnym evencie będzie łatwo.
Niemniej jednak gratuluję. Żyjecie. Macie ogromne obrażenia, ale tym się nie martwcie. Nie teraz. Poczekajcie jakiś czas, niedługo pojawi się wątek z podsumowaniem eventu, nagrodami dla was. W tamtym temacie pojawią się też wasze obrażenia, te które zostały wyleczone przez medyków z Antai, a także te, które wam pozostanę. Może na całe życie, może na krótki czas. Do tej pory nie piszcie tutaj postów.
Pozdrawiam. Yo.
Arafinwe
Niemniej jednak gratuluję. Żyjecie. Macie ogromne obrażenia, ale tym się nie martwcie. Nie teraz. Poczekajcie jakiś czas, niedługo pojawi się wątek z podsumowaniem eventu, nagrodami dla was. W tamtym temacie pojawią się też wasze obrażenia, te które zostały wyleczone przez medyków z Antai, a także te, które wam pozostanę. Może na całe życie, może na krótki czas. Do tej pory nie piszcie tutaj postów.
Pozdrawiam. Yo.
Arafinwe
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości