Shikarui chyba nie bardzo zauważył, jak kobiecina jest do nich nastawiona, albo po prostu zignorował fakt braku jej przychylności. Trochę both. Z jednej strony widać było, że coś jej nie pasuje, z drugiej Sanada nie kładł na to faka i nie zastanawiał się, czy to muchy jej latają koło nosa, facet ją rzucił, płaca nie ta czy kot narobił jej rano do majtek, a nie miała żadnych świeżych. Jego oczy skupione były na Akim. Na tym, jak sięgał po pergamin i na tym, jak jego wzrok przesunął się po jego twarzy i po znakach postawionych na zwoju. Klep, akcept, dziękujemy. Teraz tylko proszę powiedzieć, kogo zabić i gdzie. Ewentualnie czyjego psa wyprowadzić.
-
Lepiej się czujesz? - Niby to widział, dostrzegał, ale słowa potrafiły kształtować rzeczywistość - nie tylko czyny. Aka w to nie wierzył, nie ufał temu, co mogło wyjść z ust drugiej osoby - i słusznie. Shikarui też był w stosunku do tego nieufny, podchodził z dystansem do tego, co inni mają do powiedzenia, ale w przypadku Uchihy sprawa wyglądała nieco inaczej. -
Idziemy górą? - Wskazał ruchem głowy na dachy budynków, kiedy ludzie zaczynali już powoli przeszkadzać w swobodnym przemieszczaniu się po budynkach. Z góry zresztą wszystko łatwiej było obserwować. Gama zapachów, barw i odgłosów zalała zmysły, zapraszając do ośrodka życia, którym było to miasto. Miasto wciągające jak nałóg, opium pieszczący nozdrza i odprężający napięte mięśnie, pozwalające wniknąć w efemeryczny świat ułudy. I w tej plątaninie ciał, gdzie wszystko tworzyło jeden wielki miraż, mieli znaleźć swojego zleceniodawcę. Tęczówki Sanady zalały się czerwienią, kiedy zaczął uważnie przeszukiwać stragany, poszukując tego jedynego, który wystawiał ubrania z pustynnych stron - raczej na tyle charakterystyczny, że namierzenie go nie powinno stanowić problemu.
Ukryty tekst