Szlak transportowy
Re: Szlak transportowy
Wróciłeś?

[25/30]

[25/30]
- Strata trzech wybuchowych notek.
- Post tutaj z z/t, potem podrzucę link do kolejnego tematu.
0 x
Re: Szlak transportowy
Nic więc jak na teraz nie czekało na Czerwonowłosego i jego zleceniodawce, najwidoczniej zakończyli wszystkie zadania w tym miejscu narzucone im z góry przez bogów, choć bardziej można by powiedzieć, że zrobił to Yoshi, to jednak było przecież jego misją. Obrona grubego mężczyzny, który podczas jednostronnej walki nawet nie kiwnął palcem. Więcej było wtedy ofiar w szponach krwiożerczej bestii, a jednak pokazał on, że raczej jest po prostu nikim więcej jak kupcem. Jemu nie było to oceniać, a nawet nie miał zamiaru, nie interesował się tą personą zbytnio, miał gdzieś jego zachowanie, poglądy i opinię, chciał wykonać misje i dalej to robić.
Mając chyba najlepszy plan dotyczący usunięcia ściany zaczął go wykonywać, co prawda zwierzęta mogły się wystraszyć, ale miał Sharingana, którym mógł kontrolować zachowanie ich i również ich uspokoić. Jedna notka, wybuch, druga notka i trzecia... Po technice nie było prawie śladu, można było spokojnie ruszyć dalej w podróż, z nadzieją dla ochotników, którzy odważą się stanąć naprzeciw niego, iż znów okaże łaskę. Sharingan w jego ślepiach dalej błyszczał i rozglądał się tu i ówdzie, teraz żadna strzała go nie zaskoczy, chyba. Usadowił się znów w tym samym miejscu, na bagażach, w tureckim siadzie. Pozostało tylko czekać, a podróż dalej jakoś zleci...
-To ruszajmy. A tak na marginesie, długa droga jeszcze przed nami? Orientujesz się? -zapytał mimo wiedzy, gdzie mniej więcej się znajdują. Być może chciał po prostu ot tak coś powiedzieć lub dokładniej dowiedzieć się gdzie są. Jakby na to nie patrzeć, mniej więcej wie, ale o bliżej dokładniejszym położeniu nie było mowy.
z/t
Mając chyba najlepszy plan dotyczący usunięcia ściany zaczął go wykonywać, co prawda zwierzęta mogły się wystraszyć, ale miał Sharingana, którym mógł kontrolować zachowanie ich i również ich uspokoić. Jedna notka, wybuch, druga notka i trzecia... Po technice nie było prawie śladu, można było spokojnie ruszyć dalej w podróż, z nadzieją dla ochotników, którzy odważą się stanąć naprzeciw niego, iż znów okaże łaskę. Sharingan w jego ślepiach dalej błyszczał i rozglądał się tu i ówdzie, teraz żadna strzała go nie zaskoczy, chyba. Usadowił się znów w tym samym miejscu, na bagażach, w tureckim siadzie. Pozostało tylko czekać, a podróż dalej jakoś zleci...
-To ruszajmy. A tak na marginesie, długa droga jeszcze przed nami? Orientujesz się? -zapytał mimo wiedzy, gdzie mniej więcej się znajdują. Być może chciał po prostu ot tak coś powiedzieć lub dokładniej dowiedzieć się gdzie są. Jakby na to nie patrzeć, mniej więcej wie, ale o bliżej dokładniejszym położeniu nie było mowy.
z/t
Shar lvl 3 aktywny dalej
0 x
- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Szlak transportowy
Złapanie małej dziewczynki nie powinno być wielkim problemem. Moża by to porównać do pochwycenia nieco przerośniętego kota. Raczej nic trudnego. Sprawa jednak nieco komplikuje się, jeśli ów zwierz jest mocno wystraszony i ani myśli o zatrzymaniu. Być może kiedyś się zmęczy, osłabnie z sił i stanie w miejscu, ale czy Kisho ma na to czas? Niekoniecznie. Chłopak musiał czym prędzej wracać na szlak, by zająć się drugą sierotą, o bandycie nie wspominając. Co więc należy zrobić? Podciąć ją? Uderzyć z wyczuciem tak by straciła grunt pod stopami? Nie, nie wypada.
- Stój! Zaczekaj! - zaczął w końcu krzyczeć. Miał dość marnotrawienia czasu. Wiedział, iż uciekinierka i tak go nie usłucha, bo ma go za tego złego albo po prostu jest tak spanikowana, ale lepsza taka złudna próba zatrzymania jej niż nijaka. - Musimy wrócić na szlak! - Niejako zagadując, zaczął przyśpieszać i nieco wymijać niewielkim łukiem dziewczynkę, by w odpowiedniej chwili wyskoczyć przed nią i złapać mocno w obie ręce. Najpewniej zaczęłaby się od razu wić i ciskać, ale trudno. Nawet jeśli zacznie kopać, Kisho postara się jakoś przyjąć jej ciosy. Przewiesi ją sobie przez ramię i dla zaoszczędzenia czasu wejdzie na drzewo i najzwyczajniej zacznie skakać z jednej gałęzi na drugą w linii prostej do szlaku. Cały czas miał aktywowane swoje czerwone oczy, więc dokładnie wiedział, gdzie się kierować i co się dzieje wokoło, a w szczególności jak się miewa płaczący przy powozie chłopak. Liczył, że mimo wszystko nic poważnego mu się nie stało a poraniony bandyta grzecznie leży i zwija się z bólu pod drzewem.
- Stój! Zaczekaj! - zaczął w końcu krzyczeć. Miał dość marnotrawienia czasu. Wiedział, iż uciekinierka i tak go nie usłucha, bo ma go za tego złego albo po prostu jest tak spanikowana, ale lepsza taka złudna próba zatrzymania jej niż nijaka. - Musimy wrócić na szlak! - Niejako zagadując, zaczął przyśpieszać i nieco wymijać niewielkim łukiem dziewczynkę, by w odpowiedniej chwili wyskoczyć przed nią i złapać mocno w obie ręce. Najpewniej zaczęłaby się od razu wić i ciskać, ale trudno. Nawet jeśli zacznie kopać, Kisho postara się jakoś przyjąć jej ciosy. Przewiesi ją sobie przez ramię i dla zaoszczędzenia czasu wejdzie na drzewo i najzwyczajniej zacznie skakać z jednej gałęzi na drugą w linii prostej do szlaku. Cały czas miał aktywowane swoje czerwone oczy, więc dokładnie wiedział, gdzie się kierować i co się dzieje wokoło, a w szczególności jak się miewa płaczący przy powozie chłopak. Liczył, że mimo wszystko nic poważnego mu się nie stało a poraniony bandyta grzecznie leży i zwija się z bólu pod drzewem.
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Szlak transportowy
Dziewczyna złapana, ryczący chłopak dalej zwijał się jak kłębek na swoim miejscu a bandyci ani się ruszyli. Jakby nie patrzeć Kisho sam o to zadbał, raniąc jednego kunaiami, a drugiego brutalnie przebijając kolcami, co doprowadziło do jego gwałtownego zemdlenia. Chociaż równie dobrze mógł już od kilku minut nie żyć. Jeśli tak to szkoda. Niechciał go zabijać. Nikogo nie chciał od samego początku, ale wyszło, jak wyszło. Najbardziej żal było mu kobiety i całej jej grupy, dopiero później, hen hen daleko byli bandyci wraz z katem. Dzisiaj naprawdę nikt nie musiał umierać...
Wracając jednak do rzeczywistości. Powracając z dziewczynką na ramieniu, Kisho dostrzegł coś, czego by się nie spodziewał. Bandyta, ten, który został bezkarnie puszczony, nie zwiewał, jakby się mogło przypuszczać w panice, byleby tylko uratować życie. O nie. On biegł po kuszę! Zagrożenie, jakie stanowił, czyli zerowe nagle podskoczyło na bardzo wysoki pułap. Jasne wyglądało na to, że nie wiedział jak z niej poprawnie korzystać, ale czy broń w rękach wystraszonego i spanikowanego człowieka nie jest równie niebezpieczna? Nawet jeśli jego celność jest taka słaba, na jaką wygląda, to nie zmienia to faktu, że ma aż 3 cele do obrania (Kisho i 2 dzieci) więc prawdopodobieństwo trafienia kogokolwiek rośnie, a przy obecnym poziomie „szczęścia” shinobiego zdawać by się mogło, że jakimś magicznym sposobem jeden bełt z całą pewnością kogoś dosięgnie.
Co gorsza, w obrębie tych wszystkich działań pojawiła się kolejna tajemnicza osoba. Wróg czy przyjaciel? Trudno stwierdzić. Kim był? Jak długo ich obserwuje? Jakie ma zamiary? Nagle w umyśle chłopaka pojawiło się wiele pytań bez odpowiedzi. Jedynym niepodważalnym faktem było jego pochodzenie, a dokładniej krew. Posiadał KG Ranmaru, tak samo, jak Kyuzazame i wyraźnie było to ukazane w jego czerwonych oczach. Wydawał się niegroźny, w końcu jedynie obserwował, ale od teraz należało uważać i zwiększyć swoją czujność.
Obecność osoby trzeciej zakłóciła nieco myślenie chłopaka. Nie zmieniło to jednak nic w jego planie odnośnie do pokonania zbliżającego się do traktu bandyty.
- Schowaj się zamną - polecił krótko i stanowczo dziewczynce. Nie był w stanie nic zagwarantować drugiemu dziecku, bo nie jest na tyle szybki, by go zgarnąć przed pojawieniem się kusznika, ale może zadbać o jego siostrzyczkę. Przynajmniej tyle. Co do samego wyeliminowania zagrożenia to podstawą działania była jedna myśl - nie dopuścić do wystrzału. Broń dystansowa dawała przewagę właśnie swym działaniem na dystans, ale miała jedną wadę. By cokolwiek ustrzelić, trzeba to wpierw obrać za cel i przymierzyć. To właśnie na te kilka sekund liczył Kisho. Wykonując poprzednio użytą technikę kolców, liczył, że załatwi cel, zanim podejmie jakiekolwiek działanie. Shinobi widział swój cel przez cały czas, wiedział skąd dokładnie wyjdzie, więc w porównaniu do przeciwnika nie musiał ani celować, ani zastanawiać się skąd pojawi się wróg. Zapewniało to kilka kolejnych sekund, miejmy nadzieję, że wystarczających.
Wracając jednak do rzeczywistości. Powracając z dziewczynką na ramieniu, Kisho dostrzegł coś, czego by się nie spodziewał. Bandyta, ten, który został bezkarnie puszczony, nie zwiewał, jakby się mogło przypuszczać w panice, byleby tylko uratować życie. O nie. On biegł po kuszę! Zagrożenie, jakie stanowił, czyli zerowe nagle podskoczyło na bardzo wysoki pułap. Jasne wyglądało na to, że nie wiedział jak z niej poprawnie korzystać, ale czy broń w rękach wystraszonego i spanikowanego człowieka nie jest równie niebezpieczna? Nawet jeśli jego celność jest taka słaba, na jaką wygląda, to nie zmienia to faktu, że ma aż 3 cele do obrania (Kisho i 2 dzieci) więc prawdopodobieństwo trafienia kogokolwiek rośnie, a przy obecnym poziomie „szczęścia” shinobiego zdawać by się mogło, że jakimś magicznym sposobem jeden bełt z całą pewnością kogoś dosięgnie.
Co gorsza, w obrębie tych wszystkich działań pojawiła się kolejna tajemnicza osoba. Wróg czy przyjaciel? Trudno stwierdzić. Kim był? Jak długo ich obserwuje? Jakie ma zamiary? Nagle w umyśle chłopaka pojawiło się wiele pytań bez odpowiedzi. Jedynym niepodważalnym faktem było jego pochodzenie, a dokładniej krew. Posiadał KG Ranmaru, tak samo, jak Kyuzazame i wyraźnie było to ukazane w jego czerwonych oczach. Wydawał się niegroźny, w końcu jedynie obserwował, ale od teraz należało uważać i zwiększyć swoją czujność.
Obecność osoby trzeciej zakłóciła nieco myślenie chłopaka. Nie zmieniło to jednak nic w jego planie odnośnie do pokonania zbliżającego się do traktu bandyty.
- Schowaj się zamną - polecił krótko i stanowczo dziewczynce. Nie był w stanie nic zagwarantować drugiemu dziecku, bo nie jest na tyle szybki, by go zgarnąć przed pojawieniem się kusznika, ale może zadbać o jego siostrzyczkę. Przynajmniej tyle. Co do samego wyeliminowania zagrożenia to podstawą działania była jedna myśl - nie dopuścić do wystrzału. Broń dystansowa dawała przewagę właśnie swym działaniem na dystans, ale miała jedną wadę. By cokolwiek ustrzelić, trzeba to wpierw obrać za cel i przymierzyć. To właśnie na te kilka sekund liczył Kisho. Wykonując poprzednio użytą technikę kolców, liczył, że załatwi cel, zanim podejmie jakiekolwiek działanie. Shinobi widział swój cel przez cały czas, wiedział skąd dokładnie wyjdzie, więc w porównaniu do przeciwnika nie musiał ani celować, ani zastanawiać się skąd pojawi się wróg. Zapewniało to kilka kolejnych sekund, miejmy nadzieję, że wystarczających.
Ukryty tekst
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Szlak transportowy
Kisho myślał, że to już koniec. Nie zdążył na czas dobiec do szlaku i złapać przeciwnika w zasięg swego jutsu, dzięki któremu miał wyjść zwycięsko. Kusznik zdawał się już strzelać, ale coś go zatrzymało. Pewność siebie? Przeświadczenie, że jest panem sytuacji i może teraz swobodnie szantażować shinobiego? Kto by tam wiedział. Cokolwiek to jednak było dawało jeszcze jakąś szansę ocalenia dzieci. Wystarczyło się tylko odpowiednio z nim ugadać, przystać na warunki, albo wyłożyć wszystkie ryo w zamian za wolność. Życie jest bezcenne, bo każdy ma tylko jedno, więc jeśli trzeba, Kisho odda co tylko może, by uratować dziewczynkę i płaczącego chłopca.
Oprawca miał już zapewne dyktować swoje żądania, kiedy to ni stąd, ni zowąd pojawił się tajemniczy Ranmaru. Wyskoczył zza drzew, rzucił czymś cienkim w kusznika a ten, chwytając się za gardło, padł na ziemię.
Kim on jest? - zdołał jedynie pomyśleć młody shinobi. W ułamku sekundy pozbył się człowieka i wcale nie wyglądał na specjalnie zmęczonego. Co jednak najważniejsze zaatakował bandytę, więc raczej należał do przyjaciół niźli wrogów.
- Dziękuję - mruknął w odpowiedzi, ale nie mógł się zgodzić na jego słowa. Co do walki i użycia bombki może i miał rację, widać było, że na walce zna się o niebo lepiej, ale chyba upadł na głowę, jeśli sądzi, że Kisho ot tak powierzy mu dzieci. Nie znał go, wiedział tylko tyle że uratował mu skórę, ale co z tego? Sam przyznał się, że oglądał walkę od połowy, a palcem nie kiwnął, żeby pomóc. Po co więc teraz, jak już jest po wszystkim, miałby się trudzić z dwójką młodzików do najbliższego sierocińca? Trochę nie miało to sensu.
- Nic im nie podasz - polecił w miarę spokojnym tonem. - Może i jesteśmy z tego samego klanu, ale nie myśl, że od tak ci zaufam. Jestem za te dzieciaki odpowiedzialny i mam zamiar do samego końca się o nie zatroszczyć. Poza tym i tak mam zamiar poinformować Uchiha o całym zajściu. - Incydent taki jak ten nie może się już powtórzyć, więc należało o tym jak najszybciej wspomnieć tutejszej władzy, by zwiększyli ilość patroli albo jakoś dokładniej zabezpieczyli cały teren. Kisho miał także zamiar oddać poranionych bandytów w ich ręce, by zadbali o ich zdrowie, a następnie wymierzyli stosowną karę w formie nauczki.
- Jak masz na imię? - spytał łagodnie dziewczynkę, nieco ignorując obecność Ranmaru i jego polecenie. Nie chciał być dłużej postrzegany w oczach dzieci jako bandyta czy nieprzyjaciel. - Musisz mi pomóc zając się twoim braciszkiem.
Oprawca miał już zapewne dyktować swoje żądania, kiedy to ni stąd, ni zowąd pojawił się tajemniczy Ranmaru. Wyskoczył zza drzew, rzucił czymś cienkim w kusznika a ten, chwytając się za gardło, padł na ziemię.
Kim on jest? - zdołał jedynie pomyśleć młody shinobi. W ułamku sekundy pozbył się człowieka i wcale nie wyglądał na specjalnie zmęczonego. Co jednak najważniejsze zaatakował bandytę, więc raczej należał do przyjaciół niźli wrogów.
- Dziękuję - mruknął w odpowiedzi, ale nie mógł się zgodzić na jego słowa. Co do walki i użycia bombki może i miał rację, widać było, że na walce zna się o niebo lepiej, ale chyba upadł na głowę, jeśli sądzi, że Kisho ot tak powierzy mu dzieci. Nie znał go, wiedział tylko tyle że uratował mu skórę, ale co z tego? Sam przyznał się, że oglądał walkę od połowy, a palcem nie kiwnął, żeby pomóc. Po co więc teraz, jak już jest po wszystkim, miałby się trudzić z dwójką młodzików do najbliższego sierocińca? Trochę nie miało to sensu.
- Nic im nie podasz - polecił w miarę spokojnym tonem. - Może i jesteśmy z tego samego klanu, ale nie myśl, że od tak ci zaufam. Jestem za te dzieciaki odpowiedzialny i mam zamiar do samego końca się o nie zatroszczyć. Poza tym i tak mam zamiar poinformować Uchiha o całym zajściu. - Incydent taki jak ten nie może się już powtórzyć, więc należało o tym jak najszybciej wspomnieć tutejszej władzy, by zwiększyli ilość patroli albo jakoś dokładniej zabezpieczyli cały teren. Kisho miał także zamiar oddać poranionych bandytów w ich ręce, by zadbali o ich zdrowie, a następnie wymierzyli stosowną karę w formie nauczki.
- Jak masz na imię? - spytał łagodnie dziewczynkę, nieco ignorując obecność Ranmaru i jego polecenie. Nie chciał być dłużej postrzegany w oczach dzieci jako bandyta czy nieprzyjaciel. - Musisz mi pomóc zając się twoim braciszkiem.
Będziesz musiał przedłużyć misję do samego sierocińca/szpitalika :P Mojej postaci fabularnie się to przyda. Musi mieć jakieś powody do nauki Iryō. kappa
0 x

Re: Szlak transportowy
Łódź niemal natychmiast odpłynęła kiedy tyko ten znalazł się na jej pokładzie, trzeba przyznać kapitanowi, że bardzo dobrze traktuje swoich klientów i bez zbędnej zabawy w zbieranie kolejnych podróżnych wyrusza do celu. Choć nie zawsze pewnie jest mu to na rękę, to tym razem na pewno otrzymał sowite wynagrodzenie. Katsumi na pewno chciała dbać o Yoshiego z racji jego boski ślepi, ale czy aż tak jak mu się mogło wydawać? Raczej przeceniał jej dobroć i nie mógł powiedzieć, że zna jej intencje. Mężczyzna niezbyt ruszał się po pokładzie łajby, ot po prostu czasem przeszedł z jednej strony na drugą czy stanął na dziobie. Nie potrzebował skrócenia czas w postaci rozmowy, czuł się dobrze z samym sobą... Zwłaszcza teraz, kiedy to jedynie jednostki znały jego ból, a jedną z tych osób była liderka klanu Uchiha.
Po pewnym czasie dotarli do znajomych dla niego terenów, otoczenie stało się rozjaśniać myśli Czerwonego Króla, który od razu zaczął rozmyślać w którą stronę udać się by jak najszybciej dostać się do wyznaczonego miejsca zwanego Shohei. Już miał pozdrowić na pożegnanie kapitana, kiedy ten jako pierwszy zaczął i skończył na podarowaniu mu mapy, która otrzymał od człeka, który zapewne był w barze. Mapa mówiła mu wszystko czego wspomnienia niezbyt chciały, gdyż mgła zapomnienia przysłaniała najszybszą drogę. Teraz mógł spokojnie iść przed siebie prosto do celu. I tam też wyruszył!
z/t
Po pewnym czasie dotarli do znajomych dla niego terenów, otoczenie stało się rozjaśniać myśli Czerwonego Króla, który od razu zaczął rozmyślać w którą stronę udać się by jak najszybciej dostać się do wyznaczonego miejsca zwanego Shohei. Już miał pozdrowić na pożegnanie kapitana, kiedy ten jako pierwszy zaczął i skończył na podarowaniu mu mapy, która otrzymał od człeka, który zapewne był w barze. Mapa mówiła mu wszystko czego wspomnienia niezbyt chciały, gdyż mgła zapomnienia przysłaniała najszybszą drogę. Teraz mógł spokojnie iść przed siebie prosto do celu. I tam też wyruszył!
z/t
0 x
Re: Szlak transportowy
Młodego Uchihe obudziły poranne promienie słońca, bezlitośnie wdzierające się przez okno jego pokoju. Przeciągnął się leniwie i przetarł oczy. Już dawno nie czuł się aż tak wyspany. *Może te wody w Nyuhaku naprawdę mają jakieś właściwości lecznicze.* Zadumał się chwilę leżąc na łóżku i patrząc w sufit. *Muszę znaleźć bardziej ambitne zlecenia by stać się silniejszym.* Stwierdził w myślach wracając do wczorajszych postanowień. Zebrał swoje cztery litery z wyra, zrobił drobną rozgrzewkę i rozciąganie, po czym udał się by zadbać o poranne potrzeby natury higienicznej jak i fizjologicznej. Gdy był już przygotowany do wyjścia w swoim czarnym ubraniu o luźnie zwisających rękawach i nogawkach, a twarz przesłoniętą wysokim kołnierzem zaczął sprawdzać czy niczego nie zapomniał spakować. Głownie sprawdził całą swoją torbę, zazwyczaj zawieszoną za plecami pod górną częścią odzienia, czy aby na pewno ma wszystko. O ogromnym kunai, umieszczonym zazwyczaj na plecach ciężko zapomnieć tak samo jak i o pieniądzach. *Pewne rzeczy trzeba nosić zawsze przy sobie. Nie wiadomo kiedy znajdziemy się w sytuacji, w której będą niezastąpione.* Pomyślał i gdy dokończył sprawdzanie ekwipunku wymaszerował energicznym krokiem przez drzwi frontowe.
Był miły i ciepły poranek. Gdzie niegdzie można było jeszcze zauważyć rosę skraplającą się na trawie czy chwastach. Pozostałość po orzeźwiającej nocy zachowała się tylko w zacienionych miejscach, gdzie słońce nie zdążyło jeszcze dosięgnąć wilgoci swoim blaskiem. Taro przemierzał znane sobie na wskroś uliczki i główne szlaki, poszukując jakiegoś zlecenia. Włóczył się i włóczył, ale szczęście mu nie dopisało. Powoli zaczynało go irytować to miasto pełne Uchihów, jego krewniaków, którzy uchodzili za jeden z najsilniejszych klanów tej epoki, i z tej właśnie racji mało było do roboty. Dlaczego? Tłumacząc najprościej ludzie potrafili tu sobie poradzić z nie jednym zadaniem, czy to bardziej czy mniej wymagających. Zawsze też można było poprosić znajomego, który też mógł być kolejnym Uchihą. *W tym mieście nie ma przyszłości dla świeżej krwi.* Stwierdził z niesmakiem nasz bohater. Mijały kolejne minuty, godziny, a Taro nie mógł znaleźć odpowiedniego zleceniodawcy. W końcu nerwy mu zaczęły puszczać. Nie mógł znieść tego, że mimo chęci nie może dalej się rozwijać, a na to nie mógł sobie pozwalać. Musiał przeć na przód by jak najszybciej osiągnąć poziom swojego ojca. Nie! Musi go przewyższyć. Po chwili zauważył grupkę ludzi gorączkowo o czymś dyskutujących. Stanął niedaleko by móc wychwycić większość słów. Nie trwało to długo gdy zorientował się, że wszyscy muszą pochodzić z jednej gildii kupieckiej, lub są bliskimi znajomymi. Wniosek ten pochodził z bardzo prostej przyczyny, gdyż mimo zażartej dyskusji odnosili się do siebie w sposób przyjazny, a nawet spouchwalający . Jeden z nich właśnie wrócił z miasta portowego Ryuzaku no Taki, gdzie los się do niego szeroko uśmiechnął i dobił nie małego targu. Taro przypomniał sobie, że był już w tym mieście parę lat temu. Miasto charakteryzowało się o wiele większą ilością ludzi niż wyglądało to w Sogen. Najprawdopodobniej było tak z racji, że owe miasto było jednym z kluczowych w handlu, stąd też bardzo dużo ludzi zjeżdżało się ze swoimi towarami jak też i w poszukiwaniu ich. *Dobra. Zdecydowałem.* W oczach Taro nagle zabłysnęła pewna możliwość. *Wyruszę do Ryuzaku. Jeszcze dzisiaj. Większość rzeczy mam przy sobie. Musiałbym jeszcze wrócić po…* Zaczął wyliczać w myślach przydatne rzeczy, które mógłby zabrać ze swojego domu. * Aaaa! Pal licho. Idę jak jestem. Za dużo kłopotu byłoby z noszeniem wszystkiego. Ruszam z tego miejsca do Ryuzaku.* Tak jak postanowił tak zrobił. Ruszył w kierunku szlaku. Krok zdradzał zdeterminowanie kryjące się w jego myślach. Nie straszne mu było podróżowanie w samotności po szlaku, był w końcu wojownikiem, wojownikiem z rodu Uchiha, a jego duma z tego powodu przyćmiewała każdą obawę.* Dam radę! Znajdę siłę. Na pewno!*
Był miły i ciepły poranek. Gdzie niegdzie można było jeszcze zauważyć rosę skraplającą się na trawie czy chwastach. Pozostałość po orzeźwiającej nocy zachowała się tylko w zacienionych miejscach, gdzie słońce nie zdążyło jeszcze dosięgnąć wilgoci swoim blaskiem. Taro przemierzał znane sobie na wskroś uliczki i główne szlaki, poszukując jakiegoś zlecenia. Włóczył się i włóczył, ale szczęście mu nie dopisało. Powoli zaczynało go irytować to miasto pełne Uchihów, jego krewniaków, którzy uchodzili za jeden z najsilniejszych klanów tej epoki, i z tej właśnie racji mało było do roboty. Dlaczego? Tłumacząc najprościej ludzie potrafili tu sobie poradzić z nie jednym zadaniem, czy to bardziej czy mniej wymagających. Zawsze też można było poprosić znajomego, który też mógł być kolejnym Uchihą. *W tym mieście nie ma przyszłości dla świeżej krwi.* Stwierdził z niesmakiem nasz bohater. Mijały kolejne minuty, godziny, a Taro nie mógł znaleźć odpowiedniego zleceniodawcy. W końcu nerwy mu zaczęły puszczać. Nie mógł znieść tego, że mimo chęci nie może dalej się rozwijać, a na to nie mógł sobie pozwalać. Musiał przeć na przód by jak najszybciej osiągnąć poziom swojego ojca. Nie! Musi go przewyższyć. Po chwili zauważył grupkę ludzi gorączkowo o czymś dyskutujących. Stanął niedaleko by móc wychwycić większość słów. Nie trwało to długo gdy zorientował się, że wszyscy muszą pochodzić z jednej gildii kupieckiej, lub są bliskimi znajomymi. Wniosek ten pochodził z bardzo prostej przyczyny, gdyż mimo zażartej dyskusji odnosili się do siebie w sposób przyjazny, a nawet spouchwalający . Jeden z nich właśnie wrócił z miasta portowego Ryuzaku no Taki, gdzie los się do niego szeroko uśmiechnął i dobił nie małego targu. Taro przypomniał sobie, że był już w tym mieście parę lat temu. Miasto charakteryzowało się o wiele większą ilością ludzi niż wyglądało to w Sogen. Najprawdopodobniej było tak z racji, że owe miasto było jednym z kluczowych w handlu, stąd też bardzo dużo ludzi zjeżdżało się ze swoimi towarami jak też i w poszukiwaniu ich. *Dobra. Zdecydowałem.* W oczach Taro nagle zabłysnęła pewna możliwość. *Wyruszę do Ryuzaku. Jeszcze dzisiaj. Większość rzeczy mam przy sobie. Musiałbym jeszcze wrócić po…* Zaczął wyliczać w myślach przydatne rzeczy, które mógłby zabrać ze swojego domu. * Aaaa! Pal licho. Idę jak jestem. Za dużo kłopotu byłoby z noszeniem wszystkiego. Ruszam z tego miejsca do Ryuzaku.* Tak jak postanowił tak zrobił. Ruszył w kierunku szlaku. Krok zdradzał zdeterminowanie kryjące się w jego myślach. Nie straszne mu było podróżowanie w samotności po szlaku, był w końcu wojownikiem, wojownikiem z rodu Uchiha, a jego duma z tego powodu przyćmiewała każdą obawę.* Dam radę! Znajdę siłę. Na pewno!*
Skąd: Sogen
Dokąd: Ryuzaku no Taki
Czas podróży: 30min
Czas przybycia: 12:30
Środek transportu: Na piechotke
Dokąd: Ryuzaku no Taki
Czas podróży: 30min
Czas przybycia: 12:30
Środek transportu: Na piechotke
0 x
Re: Szlak transportowy
Po udziale w bitwie Shinji udał się szlakiem transportowym w kierunku Sogen. Wcześniej odbył jeszcze trening oraz zaspokoił pragnienie, ale to nie materiał na ten opis. Po drodze rozmyślał o bardzo dużej ilości rzeczy i nawet tak długa droga do końca nie wyczerpała tematów. Tym, który wraz z przekroczeniem granicy miał w głowie było nic innego jak Kruki. Na rozmyślanie nad treścią, którą ma do przekazania miał przyjść jeszcze czas. Zastanawiały go rzeczy nieistotne. Chociażby geneza samej nazwy. Być może ktoś już ją mówił, ale musiała po prostu mu umknąć. Gdyby miał sam z siebie odpowiedzieć na to pytanie to coś wskazywało mu, że podstawą jest to czym naprawdę są te ptaki, a raczej gdzie są. Odpowiedź brzmi wszędzie. Gdzie nie spojrzysz jakiś Kruk i być może oto właśnie chodzi. Tak samo organizacja jest tak naprawdę wszędzie. Dalej rozmyślając kontynuował podróż aż wreszcie dotarł do osady Uchiha.
[z/t]
[z/t]
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Szlak transportowy
Podróż przebiegała póki co bezproblemowo, normalny człowiek by się tym nie martwił ale czy możliwe było przebycie takiej odległości bez żadnych kłopotów po drodze? Shinji z doświadczenia wiedział, że przygody czy też same kłopoty odnajdywały go same chociaż jak wszystkiemu i temu trzeba dopomóc ruszając tyłek z rodzinnej prowincji i wyruszając w świat. On tą cegiełkę z jakiegoś powodu dokładał ostatnimi czasy bez przerwy. Gdyby urodził się w innych czasach mógłby powstać już z tego pewien mur odgradzający dwa twory państwowe i stopujący w ten sposób nielegalną imigrację. No ale urodził się w tych. Ludzie borykali się ze znacznie innymi problemami. Ba o tworze takim jak państwo to nawet on nie miał pojęcia. Wszyscy byli rozbici na malutkie klany, które posiadały własne terytoria i jak wygłodniałe psy podgryzały się po kostkach i to w najlepszym wypadku. W tym gorszym potrafiły wgryźć się w jakieś tłustsze miejsce i nie puszczać póki nie wyrwą całego kawałka mięsa. Z czym to się wiązało? Z odpowiedzią gryzionego psa, ale i także ryzykiem, że inny wykorzysta okazję i także się w nas wgryzie. W ten oto sposób przez wieki napędzana była spirala wzajemnej nienawiści, a teraz on był jednym z trybików, chociaż nie do końca. Aktualnie wykonywał zlecenie do organizacji, no właśnie organizacji, której ukrytych motywów nawet nie śmiał poznać. Była jakaś nutka mistycyzmu, która pchała go do przodu. Mimo, że był materialistom to przy dostarczaniu listu do przodu pchała go bardziej służba jakiejś sprawie niż zwykła chęć zdobycia pieniądza. Zaiste dziwne uczucie, które stanowiło niezwykłą rzadkość w jego przypadku. Zazwyczaj w życiu starał się kierować prostymi pobudkami, które pozwoliły wynieść mu się wyżej w hierarchii, czy też poprawić swój byt. Tutaj jednak było nieco inaczej. Trudno to ubrać w słowa i dobrze że nie był do tego zmuszony bo oto jego oczom ukazał się budynek...
Budynkiem tym była karczma znajdująca się w osadzie Shigashi no Kibu. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy zboczył do traktu i przekroczył bramę tej kupieckiej osady. Swoją drogą wiązało się z nią wiele naprawdę ciekawych opowieści. Chodziły pogłoski, że wszystko kontroluje tutaj Yakuza. Dzieliła się ona na 3 podobno zwalczające się rodziny więc należało zachować pewną ostrożność. Nie tylko ze względu na działającą mafię, która mogłaby chcieć jego zguby bo nie w taki sposób działały te instytucje. Bez zbytniego wychylania się nic z ich strony człowiekowi nie groziło. Poza jednym małym wyjątkiem i właśnie przez owy wyjątek należało zachować tą szczególną uwagę. Wyjątkiem tym była sytuacja gdyby doszło do walki pomiędzy rodzinami. Zdarzały się postronne ofiary i w takiej sytuacji nie przywiązywali oni do tego większej uwagi. Tak więc miejsce wydające się świątynią nowych możliwości, rajem dla osób chcących się zająć biznesem tak naprawdę było czymś co zasysało człowieka niczym morze z kąpiącymi się dziećmi. Z początku jest przyjemnie i bezpiecznie. Z czasem jednak mogła się rozpętać burza, która wciągała je do środka i w brutalny sposób odbierała życie. Świat nie był czymś co pieściło się z tobą niczym para romantycznych kochanków w tekstach poetów. Przypominało bardziej brutalny pojedynek bokserski. Albo ty albo oni. Z takim oto przesłaniem w swojej głowie podszedł do drzwi karczmy i wszedł do środka...
z/t karczma w Shigashi no Kibu - http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=5 ... &start=105
Budynkiem tym była karczma znajdująca się w osadzie Shigashi no Kibu. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy zboczył do traktu i przekroczył bramę tej kupieckiej osady. Swoją drogą wiązało się z nią wiele naprawdę ciekawych opowieści. Chodziły pogłoski, że wszystko kontroluje tutaj Yakuza. Dzieliła się ona na 3 podobno zwalczające się rodziny więc należało zachować pewną ostrożność. Nie tylko ze względu na działającą mafię, która mogłaby chcieć jego zguby bo nie w taki sposób działały te instytucje. Bez zbytniego wychylania się nic z ich strony człowiekowi nie groziło. Poza jednym małym wyjątkiem i właśnie przez owy wyjątek należało zachować tą szczególną uwagę. Wyjątkiem tym była sytuacja gdyby doszło do walki pomiędzy rodzinami. Zdarzały się postronne ofiary i w takiej sytuacji nie przywiązywali oni do tego większej uwagi. Tak więc miejsce wydające się świątynią nowych możliwości, rajem dla osób chcących się zająć biznesem tak naprawdę było czymś co zasysało człowieka niczym morze z kąpiącymi się dziećmi. Z początku jest przyjemnie i bezpiecznie. Z czasem jednak mogła się rozpętać burza, która wciągała je do środka i w brutalny sposób odbierała życie. Świat nie był czymś co pieściło się z tobą niczym para romantycznych kochanków w tekstach poetów. Przypominało bardziej brutalny pojedynek bokserski. Albo ty albo oni. Z takim oto przesłaniem w swojej głowie podszedł do drzwi karczmy i wszedł do środka...
z/t karczma w Shigashi no Kibu - http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=5 ... &start=105
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość