Strona 1 z 10
Wioska Saikuron
: 17 lip 2019, o 00:03
autor: Chise
Niewielka, cicha wioska, która przycupnęła skromnie nad rzeką, przy brzegu starego lasu. Mieszkańcy żyją ubogo, zajmują się głównie łowiectwem oraz spławianiem rzeką olbrzymich bal, używanych do budowy statków. Uprawiają warzywa i zwierzynę na własny użytek, ale zwłaszcza zimą są uzależnieni od pieniędzy i dostaw z miasta. Nie było tu karczmy ani gospody, a gości zazwyczaj przygarnął pod swój dach samozwańczy włodarz tej osady, a także jej założyciel.. A raczej bezpośredni potomek założyciela. Chaty, a jest ich aż jedenaście i dwie w budowie, są skromne, ale jeść jest co i odziać się też, nie mają więc tu źle. Widoki za to mają piękne i można odpocząć od wszelkich innych trosk. Zimą i wczesną wiosną śnieg zasypuje trakt, który tu prowadzi, jedną logiczną drogą, by się stamtąd wydostać, pozostaje więc droga wodna, razem ze spławianym drewnem, zaś wiosną powoduje roztopy.
Misja B
7/45
Mężczyzna rzeczywiście miał transport, ale ten mógł nie do końca pasować wiecznemu wyznawcy. Nie był jakiś wygodny czy reprezentacyjny.. Zwykły wóz, niemalże trumna na kółkach z jednymi drzwiami i dwoma oknami oraz z jednym konikiem była chyba wystarczająca jak dla roli mnicha. Sam kupiec uśmiechnął się zakłopotany kiedy go pokazywał.
- Uznaliśmy, że lepiej będzie jak wóz nie będzie się za bardzo rzucał w oczy i ułatwi zdobycie zaufania ludzi tam.. - wytłumaczył się nieco skrępowany tą dość skromną propozycją. Ale miało to z pewnością sens. Wieśniacy prędzej będą w stanie zaufać wędrownemu kapłanowi, który nie obwozi się z bogactwem na prawo i lewo. Shiga dostał także mapę z dokładną instrukcją dojazdu i cóż, nie pozostało mu nic innego jak tylko wyruszać w drogę.
Nawet poruszając się konno, nie była ona krótka. Bite dwa dni na szlaku, co i rusz zjeżdżając z bardziej uczęszczanego szlaku w stronę mniej używanych i bardziej zniszczonych dróg. Konik coraz bardziej się męczył, śnieg leżał coraz większą warstwą na drodze.. Aż w końcu zupełnie znikła. Nikt nie jeździł tędy zapewne od kilku miesięcy, od kiedy je zasypało i nikt nie próbował się tędy przebić. Shiga miał jednak mus. Do wioski nie pozostało mu daleko, mógł więc po prostu resztę drogi przejść pieszo.. Albo wymyślić inną opcję, która umożliwi mu poruszanie się. Koń nieco się niecierpliwił, lekko połechtał chłopaka w dłoń, szukając w niej smakołyków.
Re: Wioska Saikuron
: 17 lip 2019, o 01:32
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
Dobrze, że nie postanowił Shigi za przeproszeniem wydymać. W stylu no, mamy transport, jak sobie, hehe, sam opłacisz, To… nie byłoby całkowicie niewyobrażalne dla mnicha, takie numery już mu ludzie w trakcie jego życia robili. A co gorsze, mógłby sobie przypomnieć, że nawet zdarzały się okazje kiedy wykazał się skrajnym brakiem honoru i po takim tekście, po takiej akcji, zawijał dupę w troki i serio sam sobie organizował transport. No, w dużym skrócie mozna powiedzieć, że Shiga nie zawsze był taki dostojny, a na bycie dostojnym trzeba ciężko zapracować. Cały czas. Głównie zaznaczając wyraźnie na każdym kroku, że się jest od innych lepszym i ogólnie to nie dorównują ci, ani nie dorastają tym bardziej do twych szlacheckich pięt. Co w rzeczywistości jest prawdą, ale…
Trumnowóz. Trupowóz. Wóz co to na zasadzie mógłby trupa wieźć na ostatni pochówek, tutaj wglądał, jakby rzeczywiście miał dla Shigi stanowić miejsce ostatniego spoczynku. Dobry, kurwa, początek, miejsce zgonu dla głównego bohatera tej historii, jak widać, już mamy gotowe. Wychodząc przed wóz przywitał się z koniem, poklepał wóz… Prawie się kurwa nie rozleciał. Panie, któryś tam któryś tamżeś jest, za jakie to grzechy mnie spotyka?
Żwawym krokiem, mimo uderzającej od samego Siebie niechęci do swojego zachowania, podszedł do wozu i wskoczył na niego. Ta, ascetyczny kurwa mnich. Z kimonem za pare stów. Ale ani myśli, żeby je zdejmować. Obszyte futrem na kołnierzu było ciepłe. A Shiga lubił ciepło, jak na ognistego mnicha przystało. Shiga rzucił spojrzenie pełne irytacji kupcowi i westchną, jakby klapnąwszy od środeczka.
-Zdarza się. - Przejął mapę, przejrzał po czym zwinął i wsadził za pazuchę, poganiając konia. Gdzieś na szlaku, po dwóch, kurwa, dniach, kiedy mnich miał już dosyć całej akcji i doszedł do wniosku, że żadne bogactwa doczesne mu nie wynagrodzą tej męczarni i tej trasy…. Coś wzięło i połknęło ścieżkę. Nagle Shigutki zrozumiał, że nie ma jak jechać. I nawet dość ambitnie konsumowane słodkie mochi mu nie poprawi humoru. Zeskoczył z wozu i podszedł do hałdy śniegu która stopniowo rosła, aż była wyższa od niego, a dla konia oznaczałaby brodzenie w śniegu. Zacisnął pięści. Podszedł do konia, który coś chciał. Widząc, że to zwierze dość kooperatywne będzie, kazał mu się odwrócić, ciągnąc za lejce. Wsadził mu dosłownie pysk w swoją skrzyneczkę ze słodkim mochi które zabrał na podróż, po czym podszedł do hałdy, złożył kilka pieczęci… I nagle z jego dłoni buchnęła fala ognia, na czterdzieści metrów zasięgu, wytapiając cały śnieg na grubą i chrupką taflę. Trochę się poprzesuwać, troche pomanewrować, ciągnąc samego konia za lejce, coby przetopić najgorszą warstwę... A potem, na takiego nażartego bydlaka, wystarczy wskoczyć, już mając wyjebane w w wóz (po zabraniu z niego fantów)... I co, i dojechać do wsi. Jestem wielkim mnichem, jeszcze bokiem na koniu jak laska.
Bo Shigiemu to się mnisi zawsze z takimi turbo pizdami kojarzyli.
Ukryty tekst
Re: Wioska Saikuron
: 17 lip 2019, o 12:48
autor: Chise
Misja B
9/45
Dla niektórych taka góra śniegu byłaby przeszkoda nie do pokonania - koniec drogi, przejazdu nie ma, proszę szukać innej ścieżki albo jeszcze lepiej, wracaj do domku mieszczuchu. Na szczęście dla niego, Shiga nie był byle kim i doskonale wiedział co będzie tutaj najlepszym rozwiązaniem. Ogień był dobry na wszystko, a na śnieg już szczególnie. Jedynym problemem było zrobienie to w taki sposób, by nie wystraszyć biednego zwierzęcia, które cierpliwie go tu zawiozło. Konik ciekawsko tykał do w rękę, licząc na smakołyki, ale chyba jeszcze nawet się nie domyślał jakie dobre jedzonko zamierza mu podarować jego tymczasowy pan. Słodkie mochi było dobrą przekąską w drodze dla Shigi, ale i koń był z niego zadowolony. Odwróciło to jego uwagę, co w połączeniu z tym, że był nieco oddalony od ognia spowodowało, że nie zaniepokoił się zbytnio. Oczywiście podniósł głowę i patrzył dość czujnie na to, co się działo.
A działo się sporo. Jashinista po złożeniu odpowiednich pieczęci wypuścił strumień ognia z dłoni, roztapiający śnieg dookoła zaspy. Na szczęście okazało się, że była to zaspa, a nie już stale zasypana droga, więc mógł ruszyć w drogę, Tym razem bez wozu, który bez żalu zostawił za sobą.
Proces musiał powtarzać kilkakrotnie, za każdym razem gdy napotykał większe chałdy po których koń nie chciał przejść. Oznaczało, że stosunkowo krótką drogę pokonywał w niepomiernie dłuższym czasie niż by to zajęło normalnie. W końcu jednak mógł ujrzeć z daleka najpierw dym unoszący się z kominów i małe budynki widziane z oddali.
W miarę zbliżania się mógł zobaczyć więcej. Zauważył, że nie był to zwykły, spokojny dzień w wiosce jakich wiele, a już z daleka można było stwierdzić, że właściwie, to chyba wkraczał to wioski akurat w momencie jakiś uroczystości.
Re: Wioska Saikuron
: 17 lip 2019, o 18:27
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
Ale to ja Ci powiem tak między prawdą, a Jashinem, że to nie działa w przypadku Shigi. Kiedy jest tylko jakakolwiek opcja - koniec drogi, nie ma przejazdu, idź sobie, nie ma tu dla Ciebie miejsca, weź w ogóle się usuń - zazwyczaj Shigutki, w większości przypadków, traktuje to jakby miejsce było obłożone cholernie wielkimi giga-neonami które zapraszają go do środka albo do spróbowania czegoś. Normalnie jakby z daleka były drogowskazy dla normalnych ludzi: Nic nie wolno, wszystko zakazane, a Shiga widzial tylko napis “Jak to Shiga nie? Shiga Tak”. I tak zawsze było. Odkąd pamiętał. Shiga nie! Shiga tak!
Tak i teraz doskonale zdawał sobie sprawę, że zjawisko braku odśnieżenia oznaczało ni mniej ni więcej, że nie powinien się tam pchać. Czy go to jakkolwiek odwiodło od swoich zamiarów? Nie. Ostatnio kontrola czakry się podniosła, to i ogniem można bardziej zuchwale trzaskać. Potem sobie trochę podje, odpocznie i czakra sie odnowi, a przejazd zrobiony i stopiony na te kilka dni. Może jak wszystko pójdzie gładko zdąży tą samą drogą wrócić? W końcu pory roku też się zmieniają, czas mija, te sprawy. Konik nie spanikował i to chyba najważniejsze, wpierdalał te mochi, aż wpierdolił całe do końca i Shiga zrozumiał, że jeśli musiałby wypalać dużo więcej to ryzykuje, że będzie właścicielem jedynego w swoim rodzaju konika z cukrzycą. Konik zjadł wszystkie Shigowe zapasy przebijając się wraz z nim przez zasypaną ścieżkę do wioski Saikuron, ale sukces jest? Jest, to po chuj drążyć temat.
Najzabawniejsze było, gdy, jak się dowiedział chwilę później, przebijał się przez ostatnią chałdę śniegu. Bo on tu topu topu, a nagle chałda znika, pusta przestrzeń, wiocha jakaś. Panicznie szybko podniósł rękę do góry, wysyłając w niebo snop kilkudziesięciu metrów czystego ognia. Jeśli wieś nie wiedziała, że nadchodzi to już wiedzą…. Ale co to, jakaś zabawa? Poprawił mnisie kimono na swojej koszuli, usadowił sie lepiej na panu neeeeeigh koniku i nieco szturchając go mocniej piętą pod bok - kazał przyśpieszyć. Na miejscu Shiga od razu postanawia wybadać kto, jak, z kim i dlaczego. A najlepiej witając się ze wszystkimi i przedstawiając się jako mnich Hi-No-Ishi.
W drodze do Saikuronu wymontował swoje rozszerzacze japy by nie straszyć ludzi, a gdy tylko przekroczył śnieg - aktywował swoje ogniki by zmaksymalizować efekt jaki odniesie na ludziach. Bez straszenia, za to z wypierdziastym efektem ognistego mnicha.
Ukryty tekst
Re: Wioska Saikuron
: 17 lip 2019, o 21:52
autor: Chise
Misja B
11/45
Można by powiedzieć - wioska jak wioska. Nie za duża, nie za bogata, taka w sam raz wioskowa. A że akurat odbywało się jakieś święto czy uroczystości, sprawiało tylko że okoliczności nie mogły być bardziej korzystne. Snop światła pierwszy zaanonsował jego pojawienie się - co prawda był środek dnia, co nieco psuło efekt, ale nadal był zauważalny i wywołał poruszenie na dole. Nim Shigutek ciągutek zdążył pokonać połowę drogi, ujrzał nadchodzącą od strony wioski reprezentacje siedmiu chłopa, gdzie co drugi miał widły, a co trzeci kosę, a na przodzie wysoki, ciężko zbudowany rudy mężczyzna z bujną brodą i sumiastymi wioskami. Wyglądaliby w sumie bardziej bojowo gdyby nie usiłowali się dyskretnie schować jeden za drugim. Jedynie rudzielec szedł z pewnością siebie jakiej brakowało reszcie.
Widząc jednak świecącego Jashinistę nawet on trochę zwolnił i zaczął mu się przyglądać przenikliwymi, niebieskimi oczami.
- Nie spodziewaliśmy się gości o tej porze roku - rzucił, gdy zbliżyli się do siebie na odległość głosu - Czyżby śniegi w tym roku stopniały wcześniej? - dodał powoli, patrząc na iskierki go otaczające - Jednak gość w dom, bogowie w dom, szczególnie przy tak szczególnej okazji. Moja córka ma wychodzić za mąż, ucztujemy więc. Możesz dołączyć do nas - powiedział, widząc, że Podpalacz wygląda bardziej na mniszka niż na bandytę chcącego się wzbogacić ich kosztem. Razem zeszli na dół, w stronę wioski, gdzie został dość ciepło przyjęty przez starszych. Młodzi w tym czasie bawili się i tańczyli, wszyscy w wyjątkowo kolorowych strojach, weseli. W oczy rzucała się przede wszystkim jednak przyszła panna młoda. Nie sposób jej było przeoczyć, nawet nie tylko ze względu na piękny strój, jako jedyna także miała długie, rudoblond loki. Obracając się, zerkała z ciekawością na nowego przybysza, którego zaproszono do stołu, podano jedzenie i zwracano się z szacunkiem. Uśmiechnęła się do niego, błyskając błękitnymi oczami w anielskiej twarzyczce.
- Co więc sprowadza w tak odległe okolice od miast i chramów? - zapytał rudzielec, który już wcześniej przedstawił się jako “zarządca” tej wioski. Z drugiego końca stołu patrzyła na niego trzeba para niebieskich oczu, tym razem w oprawie zmarszczek i siwych włosów. Staruszka obwieszona była modlitewnymi karteczkami i modlitwami i od początku obserwowała nieznajomego, milcząc.
Re: Wioska Saikuron
: 17 lip 2019, o 23:56
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
Wioskowa, hehe, wioska. Nie no, to definitywnie brzmi mu znajomo. Tylko skąd? Ktoś już tak ładnie go wysłał do wioskowej wioski. A, wiem, Tsubasa od kutasa, wioska w której znajdowały się niezwykle łatwopalne domki, chatki i niezwykle przerażeni bandytami z dzikich. Strach, zgroza, ubolewanie. Ale, jeśli tylko nie będzie przykładał swojej płonącej łapki do byle czego to powinno być picuś glańcuś cacy i mniam. Tam chociaż łapka się paliła bo ludzi nie było i trzeba było jakiś ich wywabić, z aż za dobrym skutkiem. A tutaj, co zabawne, ludzie wszędzie byli na zewnątrz. I co zabawne, zdawali się zauważyć wielkie wejście mnicha. To nawet lepiej, zacznie z grubej rury to będzie od razu z grubej rury mógł kontynuować. Nie będzie musiał robić efektu WOW jeśli z nim zacznie i od niego zacznie. A na pewno snop światła znikąd był wielkim efektem wow, i to w wiosce co to nie widywała zbyt wielu Shinobich. Potwierdziło to tylko jego podejrzenia co do niecodzienności ognisto-świetlnego gościa, bo wysłali mu komitet powitalny. Zamiast jednak ryżu i soli, pojawiła się reprezentacja uzbrojona w niebezpieczną ostrą broń białą taką jak kosy i widły. Podliczył ich sobie na szybko i okazało się, że jest ich cała siódemka. To i tak niezbyt licznie, jak na tak ciekawego jegomościa, jakim jest Shigutki w całej swojej ognisto-mnisiej okazałości, ubrany jak szczur na otwarcie kanału i jadący na swym rumaku. Prosiło się tylko spytać - gdzie twoja księżniczka rycerzu?! Czy jest w innym zamku?
Na samżesz przód wybył i przybył rudzielec. Shiga uśmiechnął się nieznacznie, unosząc mimowolnie kąciki ust. Ot, ciekawy przypadek rudzielca poranną porą. Chciało się tylko spytać czy ma duszę, którą w ogóle Shiga mógłby zbawić, ale nie wypada. Ale to w sumie ciekawe. Jak Jashinista składa w ofierze rudego to Jashin nie odnawia fumetsu czy jak to jest?
-Najlepszy gość to niespodziewany gość. Bo to oznacza, ni mniej ni więcej, że Bóg go zesłał i prowadzą go nici przeznaczenia do celu. - Kiedy mężczyzna spytał, czy w tym roku śniegi już zdążyły stopnieć, Shiga obejrzał się za Siebie, stając na wyprostowanych nogach na grzbiecie swojego konia.
-Tam o? Nie, nie stopniały. Tymi ręcoma je przetopiłem, bo mój duch rwał i serce wyrywało się właśnie w tą stronę. Jakby na drodze była góra, to musiałbym się na nią wespiąć, na szczęście śnieg nie taki jeszcze najgorszy. - Uśmiechnął się po raz kolejny, dodając z nieskrywanie potężnym urokiem osobistym z jakiego słynął prawie zawsze, ale prawie nigdy go nie wykorzystując.
-Córka wychodzi za mąż? A to dobrze. Kapłan się przyda, błogosławieństwo dam, pobłogosławię, na nowej drodze życia. Widocznie ku posłudze mój Pan mnie właśnie skierował. - Ani słowa o mistycznym drewnie, mistycznych drzewkach i tych innych statkach. Ani o mordowaniu! Przynajmniej na razie. Poprawił kimono na koszuli i zsunął się nogami po bokach konika, siadając znów na jego grzbiecie.
Dojechali do wioski, gdzie wszyscy stosunkowo pozytywnie zareagowali na jego przybycie,
starzy byli zaciekawieni wszystkim, młodych interesowała zabawa, a co interesowało Shigę?
Od razu przykuł jego wzrok huragan rudo-blond loków. W prostym wnioskowaniu doszedł do wniosku, że to jest taka zabita dechami wioska to na pewno dziewczyna ma jeszcze nie zerwane plomby gwarancyjne i czeka do ślubu. A jak postanowi podczas dawania błogosławienstw zasugerować, że dla dobra blogoslawieństwa i w imię jego bożka muszą uszanować zasadę pierwszej nocy. Spoliczkowałby się za samą sugestię, ale to byłoby jeszcze bardziej awkward, a oni pewnie by go spalili więc..
Przywiązał swojego białego konia do jednego z ogrodzeń, z dala od zabawy i został poprowadzony do stołu. Kiedy wiązał konia, nieco rozhełstał swoje kimono, nadając sobie bardziej samco-alfowego looku, dopełnionego tym pewnym Siebie krokiem i obecnymi dookoła niego ognistymi ognikami. Przeczesał dłońmi włosy do tyłu, uśmiechając się do wszystkich utrzymujacych z nim kontakt wzrokowy, a ciut dłużej z huraganem loków.
-Nie wiem czy któreś z was podróżuje do większych osad albo czy przybywają tu kupcy z tych osad. Słyszeliście może o wojowniku rozwiązującym konflikty i problemy na świecie, znanym również jako uczestnik wydarzeń na Kami no Hikage, który bronił potęgą swojej wiary cywili przed zakusami antykreatora i jego popleczników? Hitsukejin Shiga, mnich Hi-No-Ishi, woli ognia. To właśnie Ja. Podróżuje tam, gdzie kieruje mną ogień by rozpalać w sercach ludzi wiarę, nadzieję na lepsze jutro oraz odsyłać ich problemy w piekielne żary. Te problemy to najczęściej nękający wioski bandyci. - Zaśmiał się mnich na sam koniec, dodając z typowym dla Siebie urokiem. Skierował swój wzrok na chwilę, na samym końcu, na staruszkę. Uśmiech zniknął z jego twarzy, skinął lekko głową kłaniając się z szacunkiem, jak robił to zazwyczaj do wyższych rangą. Ot, taki przejaw szacunku do wieku.
-I właśnie to ogień skierował mnie do was. A jak już zdążyłem się dowiedzieć, nie bez powodu. Toż z daleka widać świętowanie, a jak się dowiedziałem nieskazitelnej urody córka zacnego człowieka i zapewne anielicy we własnej osobie obdarza jakiegoś poczciwca swym uczuciem i chcą to przypieczętować przed Bogiem, to widocznie po to mialem tutaj trafić, by pobłogosławić i udzielić łaski Hi-No-Ishi w najlepszej wierze! - Kolejne ciepłe uśmiechy, w kolejności zarządca, panna młoda, goście, panna młoda, panna młoda.
Re: Wioska Saikuron
: 18 lip 2019, o 02:16
autor: Chise
Misja B
13/45
Przywódca ludu tej niewielkiej wioski, potomek założyciela tej szlachetnej osady z powagą pokiwał głową, kiedy Shiga wspomniał o kapłanie.
- Ano, przyda się, każde błogosławieństwo na głowę młodych jest dobre, na nową drogę życia - powiedział w charakterystyczny, lekko ociągający się sposób - A jak od kapłana, to i tym bardziej choć u nas związki to babka łączy - dodał, odwracając się i wskazując mu drogę. Grzeczniej ze strony Shigi byłoby, gdyby z konia zszedł, ale tak czy siak został poprowadzony do wioski i poczęstowany, jedzeniem może nie wykwintnym lub wyjątkowo wspaniałym, ale ciepłym sytym i w obfitości. Patrząc po tej uczcie nie było widać by wioska klepała biedę, ale przecież na taką okazję to i pół wioski mogło przynieść coś od siebie i się nagromadziło, prawda?
Samo przedstawienie się Shigi zostało odebrane.. Dwojako. Część osób na pewno to zaimponowało, słychać było szepty i ukradkowe wskazania, szturchnięcia łokciami.. Ale była też grupa nieporuszonych albo wręcz rozbawionych tą opowieścią. Do tej drugiej grupy zaliczał się z pewnością włodarz wioski, który przyjął to ze spokojem. Sprawiał wrażenie człowieka, co gdyby nawet stanął przez antykreatorem samym to by trzymał się twardo swojej ziemi i przyjął to z rozsądkiem. Na chłodny rozum. Niebieskie oczy oszacowały.. Na ile mówi prawdę, na ile to przechwałki? Dlaczego tu jest?
- Aż dziwne, że bohater wojenny sobie tyle trudu zadał, by się dostać do naszej skromnej osady - powiedział w końcu z lekkim ukłonem, który sugerował, że jednak jest za to wdzięczny - I jeszcze dziwniejsze, że usłyszał o naszej skromnej uroczystości. Toż od jesieni kontaktu ze światem nie mamy.. Ale narzekać nie będę, nocować jest gdzie, a ślub.. - urwał, bo do stołu podbiegła rudowłosa, widoczna wcześniej dziewuszka. Poprawiła zsuwający się z głowy wianek, stworzony z papierowych kwiatów i uśmiechnęła się do nich zawadiacko.
- Mamy gości, papo? - rzuciła wesoło, przyglądając się nietypowemu osobnikowi z ciekawością i pewnym zafascynowaniem - Dlaczego siedzi tutaj, zamiast dołączyć do zabawy? - dodała z entuzjazmem, wyciągając do młodzieńca ręce..
- To kapłan, nie wypada mu - przerwał jej ciąg myślowy i dziewczyna powoli, z zawodem opuściła dłonie.
- Rozumiem.. - szepnęła bardziej sama do siebie, spuszczając głowę - Przepraszam, nie wiedziałam.. - dodała w stronę mniszka.
Re: Wioska Saikuron
: 18 lip 2019, o 12:27
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
Mnich ucieszył się, że ludziki z Saikuron tak łatwo i chętnię chapali jego wersję. Można by nawet powiedzieć, nieco chamsko, nieco bez pardonu, że chapali jego wersję z solidnym połykiem. Na dłuższą metę wszyscy mogli o nim usłyszeć, a na dobrą sprawę nikt nie musiał o nim słyszeć. Mogli być zwykłymi, nie znaczącymi nic wieśkami z wioski zabitej wieśniackimi dechami, na wieśniackim zadupiu - czytaj Sogen (skreślić) Saikuron w całej swojej okazałości. Kiedy lider przyznał, że błogosławieństwo się przyda, Shiga pobożnie skinął głową i się ukłonił, udając turbo skromnego, grzecznego, a co na pewno i oczywiste - całkowicie pobożnego i bogobojnego mnicha. Utrzymujmy pozory. Drewno się jakoś w trakcie wydarzy. Bo w sumie po to przybył. Ale coraz bardziej bawiła go cała ta wiocha.
Grzeczniej było, oczywiście, zejśc z konia, ale Shiga nie dość, że siedział bokiem jak pizda, to miał na sobie ciężkie ozdobne kimono i w bardzo przekonujący sposób grał grzecznego i rachitycznego mnicha, co to ma mięśnie jak dziesięciolatka na łożu śmierci. Taka zabawna gra, tak sobie zawsze wyobrażał mnichów. Jako takie pizdy miękkie nieowłosione. To znaczy, oczywiście w pełni w negatywnym znaczeniu. Dziwnie zabrzmiało. Co prawda, zaskoczyła go… taka wystawność całej uczty. Widać było, że na biednych nie trafiło. Było to ciut zabawne, bo spodziewał się raczej… no nie wiem, biedoty. Biednej biedoty. A nie wystawnych posiłków, godnych naprawdę uczty u Shirei-kana. Miało być słabo, a było bardzo solidnie. Zagwizdałby pod nosem, ale mnichowi nie wypadało zachowywać się jak wypuszczon z klatki głodomór co to trafił na ucztę na krzywy ryj i ma okazje się nawpierdalać za wszystkie czasy. Zaczął bardzo kulturalnie, od samego ryżu, dalej utrzymując maskę skromności typową dla mnicha.
-Jak już mówiłem, o samej uroczystości dowiedziałem się dopiero będąc z okolicy. Słychać was nawet zza śniegów. Co było bardzo uroczą odmianą. Przedzieram się przez śnieg, świętym ogniem topiąc to, co Bóg postanowił zasypać, a tam z daleka zabawa i muzyka. To trochę jak na pustyni, kiedy nagle pośród piasków widzi się oazę. Tylko tutaj nie było to iluzją, a pięknym dniem, w którym wszyscy powinni się cieszyć. - Złotousty Shiga w akcji, nie czeka do wakacji, pachnie jak kiść akacji, gotów jest do niewiarków masakracji. Rymów może i dużo, ale takie działania dla mnicha dobrze… służo?
-A co do trudu i bohatera wojennego… Jak już mówiłem, teraz rozwinę. Jestem mnichem z wiary, a wojownikiem z powinności serca. Wielką wadą mnichów w świątyniach w wielkich miastach jest to, że całymi dniami siedzą i modlą się do bóstw, czekając na zbawienie. Przychodzą do nich potrzebujący, głodni, nękani przez bandytów, których rodziny są napastowane, a oni “pomodlimy się by było lepiej”. To mnie od nich różni. Moją ręką, gdy sprawiam, że nastaje sprawiedliwość, dobrym co nie mają jest dane, a złym odebrane, nawet życie, kieruje Bóg. Wypełniam jego wolę. Nie ma lepszego okazania miłości do Pana i jego owieczek, niż, zamiast liczyć, aż jakaś wola sama przebędzi zagrażające im wilki, po prostu wzięcie spraw w swoje ręce i przebędzeniu ich osobiście. - Mnich zaśmial się, klaszcząc w dłonie i uśmiechając się szeroko do wszystkich.
-Taka moja wiara. Jeśli ludzie to owieczki pana, a kapłani to najmądrzejsze owce w stadzie, ja jestem psem pasterskim z bardzo ostrymi kłami! - Kiedy jednak do stołu podbiegła dziewczyna w wianku, Shiga zawiesił na niej oko. Przykuwała wzok. Budziła… dziwną chęć. Takie wewnętrzne wołanie pustki u Shigi. Wszystko było takie piękne, że mały jashinista w nim domagał się popsucia wszystkiego. Ale, wiedział, że jedno krzywe spojrzenie i dziewczyna przed nim ucieknie. Wyglądała na taką, co to jest trochę dziecinna nawet, a kobieta się stanie dopiero podczas nocy poślubnej.
Kiedy dziewczyna zaczęła mówić o zabawie, Shiga zaśmiał się znów.
-Z całym szacunkiem. - Ukłonił się ładnie po tych słowach do lidera - Ale sądze, że i młodzi i starzy powinni się bawić. Zabawa daje szczeście i budzi uśmiechy, a one wydłużają życie. Ludzie nieszczęśliwi krótko żyją, a ci, co dużo się uśmiechają - długo. Jeśli nie masz, Panie, nic przeciwko, chciałbym dołączyć do zabawy na krótką chwilę. Może i nie wyglądam, ale jestem dość wiekowy, więc długo nie mogę, ale z młodymi, w jedno kółeczko… - Zaśmiał się i zatarł dłonie, gotów do bycia porwanym na krótką chwilę, gdzie oczywiście dalej planował udawać rachitycznego i spokojniutkiego mnicha. Miał szczerą nadzieje, że nie będzie konieczności nagłej manifestacji swojej tężyzny, bo trochę zepsuje się urok. Żadnych bandytów w okolicy? Nic na głowę nie leci? Nie trzeba nikogo ze zgliszczy wyciągać? Dobrze.
Re: Wioska Saikuron
: 18 lip 2019, o 19:49
autor: Chise
Misja B
15/45
W sumie to kiedy Shiga zaczął wykładać zawiłości swojej religii i podejścia do niej mógł niemal namacalnie wyczuć płynące coraz mocniej znudzenie i niezrozumienie. Nie to, żeby zarządca wioski był nieuprzejmy, nadal patrzył się w jego stronę, grzecznie zwracał na niego uwagę i potakiwał w odpowiednich momentach to mniszek i tak nie mógł się oprzeć przemożnemu wrażeniu, że ten jednak bardziej myśli o tym, że w sumie to sobie zaraz ukroi tego pieczonego prosiaka i do tego dołoży jeszcze sobie ryżu z warzywami, a co sobie będzie żałował w przeddzień ślubu własnej córki i kto mu w sumie zabroni. A może sobie jeszcze weźmie pikla? Ale jak jest zagrycha to trzeba i bimberku do tego! Shiguś nie wiedział czemu w pewnym momencie jego opowieści twarz rozmówcy rozjaśniła się, ale gdyby wiedział pewnie byłby zawiedziony.
- No i racja! Siedzą tylko darmozjady w tych swoich świątyniach, ludzi naciągają.. Byłem raz w świątyni w Soso to jakaś szarlatanka mi chciała tylko jakieś kocie posążki wcisnąć, ha tfu! Ten chociaż przydatny jest! - gruchnął jakiś głos zza pleców, a wraz z nim na plecach Jashinisty wylądowała wielka jak bohen chleba łapa. Rudy spojrzał na niego znad ramienia, zadzierajac łeb. Chłop to był jak dąb, może nie tak wysoki jak Shiga, ale z półtora raza szerszy i miał dziurę po jedynce widoczną, ponieważ właśnie roześmiał się na całe gardło.
- Eh, Etsu, ruszyłbyś się i przyniósł nam po czarce naszej księżycóweczki. Kapłanowi w gardle mogło już zaschnąć od gadania o suchym pysku! - rzucił do niego ostro, na co tamten się znów zaśmiał i poszedł po wspomniany alkohol. Starszy pokręcił głową.
- Dobry z niego dzieciak, ale nieraz głupi.. Jak but - mruknął pod nosem. W międzyczasie podbiegła do nich przyszła panna młoda. Po stwierdzeniu Shigi spojrzała na ojca z nadzieją, któremu chyba było to chyba trochę nie w smak, bo kręcił nosem tak długo, aż wrócił jego przygłupi kolega.
- No dobrze, napije się pan Shiga z nami i nie będziemy trzymać - zadecydował, po czym uniósł czarkę i podał Jashiniście, sam biorąc swoją. Ukłonił się lekko, mówiąc tradycyjne życzenia w kierunku gościa i pary młodej, po czym wypił zawartość duszkiem. Alkohol był piekielnie mocny, ale chyba i tak nie była to zbyt wygórowana cena za chwilę radości, prawda? Odchodząc, zauważył jeszcze jedną rzecz. Staruszka, która do tej pory tylko go obserwowała, teraz trzymała w dłoni talizman z ptasich piór i paciorków. Widząc wzrok Shigi wypadł jej z rąk, a ona sama wykonała w jego kierunku bardzo stary, tradycyjny i zapomniany gest, który sam Jashinista ostatni raz widział może z raz jak był młody. Gest odganiając złe duchy i demony Oni, odpędzający uroki i złe oczy. Zaraz potem gest powtórzyła bardzo blada, czarnowłosa dziewczyna siedząca obok niej. Potem staruszka skupiła się znów na swoim talizmanie, zaś Shiga, porwany przez dziewczynę, i tak nie miał czasu jej obserwować. I w sumie mógł się bawić ile chciał, nikt zwłaszcza wśród młodych nie protestował, zabawa młodych zaczęła się rozchodzić dopiero o świcie. O tej porze wszyscy starzy już poszli, a potem zniknęła rudowłosa, potem jej koleżanki, na koniec młodzieńcy. Shiga już wcześniej został poinformowany, że może spać w chacie włodarza, gdzie miał pościelone niedaleko ogniska, o tej porze już przygasłego.
Kilka godzin po świcie jednak został obudzony. Po pierwsze, w domu miała się przygotowywać panna młoda, a więc mężczyźni musieli wyjść, a po drugie zagradzał mieszkanie, choć tego mu nie powiedziano. Wesołe matrony wedle tradycji wygonili niezamężnego mężczyznę z domu poganiając go szmatkami, a przy wczorajszym stole było jeszcze jedzenie, który niektórzy się stołowali.
Re: Wioska Saikuron
: 19 lip 2019, o 00:29
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
Znudzenie i niezrozumie to zadziwiająco częste i popularne reakcję które otrzymywał Shigutki kiedy próbował wyjaśnić wszystkie zagadnienia swojej religii. Jednak zasada jest prosta - nie nauczysz kurwa świni latać. Dlatego mówił, mówił swoje i ważne, że, nawet jeśli nie rozumieli, że robiło jakiś efekt i pokazywało, zę Shiga wie o czym mówi o może o tym mówić długo. To już rodziło to złudzenie, że jest prawdziwym arcykapłanem conajmniej.
Jeśli potakiwał, to znaczy, że słuchał. A to najważniejsze. Bo nawet jak nie rozumie, to do bańki wchodzi jeśli przytakuje. A to musi się układać w głowie, a nie być zrozumiane. Przy bardziej wciągającym fragmencie na temat religii i tego jak to ogień oczyszcza mężcyzzna nagle nie wiedzieć czemu się rozpromienił. Czyżby jakiś jeden styk połączył się z innym, zaiskrzyło, pojawiło się jakieś mistyczne neuronowe połączenie i odblokował się dostęp do wówczas nie funkcjonującego płatu w mózgu? Kiedy jednak usłyszał o tym, że gdzieś są jakieś kocie posążki, to go aż wygięło. Shigiemu od pierwszych wymienionych zdań z tą tłuszczą towarzyszyła przemożna chęć wyjebania im ich własnymi kręgosłupami po ryjach. Tak o, for the good measure. Jednak człowiek który wywołał w nim odruch “Okurwaonmniezabije” bo miał rękę jak Shiga udo. Jemu zostało tylko przytaknąć, że jest tak jak mówi. Dalszą interakcję z kolosem przejął zarządca wioski, co to nazwał go Etsu i wysłał po… księżycowkę? Bimber pędzą? No kurwdebele. Pamiętaj Shiguś, jesteś pizdowatym mnichem…
-Trochę tak… - Odpowiedział Shiga na zarzut suchego pyska z nieskrywaną wdzięcznością - Może i głupi, ale to serce jest ważne. Jak serce na miejscu, to niech będzie głupi, Pan i tak znajdzie dla niego miejsce w niebiosach. - Skwitował po mniszemu szybko stwierdzenie odnośnie debilizmu Etsu. Dziewczyna widać było, że nie odpuści Shigusiowi dołączenia d o zabawy - on też by wolał się bawić niż przebywać z dwoma zjebokretynami o podobnej inteligencji, jednak nie miał zamiaru sprzeciwiać się zarządcy wioski. Na szczęście sytuację rozładował Etsu z alkoholem w łapie, co to przybył z alkoholem i porozlewał do czarek. Shigutki tylko lekko dłonią machnął, zaznaczając, ze nie do pełna, coby utrzymywać wszelkie pozory. Jedyne co mu nie pasowało, to to, że od razu po tym jak wziął do łapy czarkę i najpierw po malutkim łyczku zaczął się krztusić, pół-krztusząc się pół czerwieniejąc - Ale musiał się spiąć, zeby to osiągnąć! - także złożył życzenia w kierunku pary młodej i przy okazji szepcząc podziękowanie za gościnę w starej mowie… No właśnie. Stara mowa. Starzy ludzie. Stare gesty. Kątem oka mnich dostrzegł staruszkę. I talizman. Pamiętał go. Mama taki miała. Miał odpędzać demony, których kiedyś było mnóstwo, biorąc pod uwagę, że to był okres, jego młodość, gdy Han szalał. Prawie jak demon, albo raczej antybóg.
I takie talizmany miały złe moce przepędzać. A jedyne co osiągnęły, to syna uciekającego z domu i poznającego Jashinistów. A co teraz osiągnął talizman babci? Najniebezpieczniejszego człowieka w okolicy dosłownie pod strzechami. To zawsze działa odwrotnie. Zawsze.
Widząc babcię i jej gesty, odpędzające duchy, nakreślił dłonią, trzy kreski, czwartą leżącą zagiętą z dziubkiem i mały pół okrąg. Kataklizm. Zapowiedź. Obietnica. Zależnie od punktu widzenia. Obok staruszki, gest starej spapugowała prawdopodobnie uczennica. Ciekawe. Mogłaby być przydatna. Chętniej by się podzieliła wiedzą starej niż stara. Na szczęście szybko przestał się nimi zajmować i zaczął dosłownie tańcowac. Udawał, ze jest stary i zbutwiały, ale stopniowo z zabawą zaczynał się uczyć i rozkręcać we wszystkim co robił.
Po długiej zabawie, gdzie Shiga zniknął chwilę po rudej, obserwując gdzie ona mieszka, gdzie się znajduje i co robi - mały stalking? - pod pozorem wysiusiania się przed snem. Potem trafił do włodarza, gdzie zdjął swoje kimono, zostając w koszuli. Kiedy rano go obudzono, przeciągnąl się, porozciągał chwilę, zarzucił kimono rozhełstane na grzbiet, przeczesał włosy do tyłu dłonią i wyszedł… poganiany szmatami? BO KAWALER? PRZECIEŻ JEST MNICHEM, JAK MIAŁOBY BYĆ INACZEJ? Z jego ust wydobyło sie ciche “bulwy”, kiedy go pogoniono, ale nie opierał się. Po wyjściu zrobił to co zawsze. Wbił kij zza pleców w ziemie mocno i oparł się o niego, podziwiając słońcę i pozwalając słońcu wsiąknąć w skórę. Przywitał się z obecnymi, wypatrując co się ciekawego będzie dziac. Pamiętaj Shiga - jesteś rahitycznym mnichem, nie pokazuj nikomu, ze jest inaczej.
Re: Wioska Saikuron
: 19 lip 2019, o 11:11
autor: Chise
Misja B
17/45
Dziwne gesty, dziwni ludzie.. Nikt z postronnych nic nie zrozumiał z tej małej wymiany zdań między Shigą a miejscową znachorką. Pewnie sobie pomyśleli - to kapłan, to kapłanka, to i się pewnie jakoś tak dogadują, nie?! Wystarczyło się jednak przyjrzeć się uważnie jak babka blednie po przesłanej wiadomości Jashinisty. Kurczowo w dłoni trzymała swój talizman, jak ochronę przed całym złem świata, ale chyba nawet ona wątpiła, że obroni ją przed tym potworem z otchłani. Jej usta poruszały się bezgłośnie i nawet towarzysząca jej dziewczyna chyba do końca nie wiedziała co tu się odbyło.
Dla nikogo większym zaskoczeniem pewnie nie było, że rudowłosa ostatnią noc przed swoim ślubem spędziła w domu rodzinnym. Nie wychyliła stamtąd nawet nosa, a tego Shiga mógł być pewny, bo przecież spał pod tym samym dachem, tylko w innej izbie. Była więc na pewno grzeczna albo Shiga nie był w stanie ją przyłapać, jedno z dwóch. Z rana, po tym jak został pogoniony, trafił do stołu biesiadnego przy którym kręcili się głównie mężczyźni i dzieci. Niektórzy młodzieńcy, zwłaszcza kawalerowie, już zaczynali popijać za zdrowie młodych, bardziej stateczni po zjedzeniu rozchodzili się powoli w stronę swoich zajęć. W dniu ślubu wszystko odbywało się bez pośpiechu i spokojnie.
Tą sielską atmosferę przerwał głuchy huk, jakby grom albo jakby coś ciężkiego upadło, nikt się jednak nie zaniepokoił. Domyślając się jednak, że gość może nie wiedzieć o co chodzi, jeden z mieszkańców wyjaśnił mniszkowi, że ze względu na święto ojciec panny młodej ścina jedno święte drzewo, żeby je ofiarować jako podstawę nowego domu dla młodych, aby ich życie było błogosławione przez dobroduszne duchy zamieszkujące ich zagajnik. Powiedział to całkowicie poważnie i nikt nie wyglądał na tym zdziwionego.. Zdaje się więc, że była to podstawa ich wierzenia i należało mieć to na uwadze. Jednak tego co działo się później nie było już w zwyczajowym scenariuszu.
Ktoś biegł z krzykiem od strony lasu i z daleka wymachiwał rękoma panicznie. Był jeszcze daleko, kiedy można było już usłyszeć..
- Ludzie! Pomóżcie! Drzewo się zawaliło na Etsu! Bogowie słodcy, ludziska, pomóżcie, trzeba go wyciągnąć..! - wrzeszczał jak opętany, ale dopiero kiedy się zbliżył można było z niego wyciągnąć co się stało. Ścinając drzewo musieli się zagapić lub zawiał wiatr, w każdym razie drzewo przechyliło się w nieodpowiednią stronę. Większości udało się uciec przed upadającym potężnym drzewem, tylko Etsu upadł w czasie odskoku i teraz pniak przygniótł mu nogi. Nie wyglądało to naprawdę dobrze, zaraz mężczyźni się zorganizowali, by zwołać wszystkich mężów, zwłaszcza tych z większą tężyzną, by pomóc uwięzionemu, niektórzy ruszyli od razu.
Re: Wioska Saikuron
: 19 lip 2019, o 22:17
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
A powiem ci szczerze, że Shigę to nawet rozbawiło. Kiedy ostatnio miał okazję odezwać się do kogoś starą mową kto by to zrozumiał? No, matka Chise coś tam coś tam łapała, bo babcia ją uczyła. Shiga już nie pamiętał czy chodziło o babcię mamy Chise - czy Shiga byłby aż tak stary? Czy po prostu babcie Chise - co by aktualnie dawało mu trochę nadzei, że nie przeleciało mu przed oczami kilka pokoleń i on po prostu nie zdał sobie z tego na dobrą sprawę sprawy, kehehe. A no i jeszcze był sam Akuryo, który zdawał się rozumieć wszystkie słowa i przekleństwa któryi mnich zasypywał jego sługi - co do tego, to akurat Shiga był w stanie uwierzyć, że ten akurat typ będzie doskonale tamte czasy pamiętał. Szkoda, że nie miał czasu do niej podejść by jej powiedzieć w prostych słowach - schowaj tą zabawkę dobra kobieto, bo ona tutaj nic nie da. - ale to by definitywnie zepsuło wszystkim zabawę. Zbyt szybkie odsłonięcie kart mogloby nie tylko nie wygrać gry, ale wywołać jakąś desperacją reakcję u pozostałych grających. A tego kurwa byśmy nie chcieli. Ważne było, że po zabawie ruda była w domu. Szkoda i nie szkoda. Może to do córki trzeba się zbliżyć żeby przekonała tatusia do wyskoczenia z drewna? Tak, definitywnie to może być coś. Jak będzie miał oczko tatusia w garści to będzie miał w garści całą resztę - Bo córcia da władzę nad tatusiem, a tatuś nad wiochą, bo co jak co, ale liczyli się z nim wszyscy i było to widać.
Shiga rano, kiedy znalazł się przy stole, nalał sobie odrobinę wody, mocząc wargi i płucząc jamę ustną. Regularnie mu zasychało od tej zimnej pogody. Pierzchłly mu. Nadal nieporównywalnie lepiej niż na pustynii. Tam to dopiero była dzika masakra z pogodą i atmosferą… Urokliwe było to, że nikt się nigdzie nie śpieszy. Są fajni, spokojni, sielanka, kurwa urok i w ogóle cud miód i paczka, solidna jebitna paka orzeszków. W cukrze.
Ale ludzie którzy pili alkohol tak z rana napawali go obrzydzeniem, w końcu na w szystko jest czas i pora. Nie mógłby chyba nachlać się tak z rańca, bo miałby zepsuty cały dzień do końca, taki ni w dupę ni w oko rozjechany.
Nagle wtem coś jebło hukiem, jak grom, piorun kulisty. Odruchowo, instyktownie, mnich obrócił sie na pięcie łapiąc za swój kij, gotów do reakcji, ale jakoś nikt się prócz niego nie przejął. Kilka pytających spojrzeń w stronę starszych mieszkanców wioski, aż mu ktoś wytłumaczył, ze ten huk to uderzające drzewo, te święte drzewo po które tu przyszedł Shiga, ścinane z okazji wyjścia za mąż panny młodej. Czyli drzewa miały dla nich wartość nie tylko religijną, ale także wysoce tradycyjną i sentymentalną. Okej, to trochę podniosło poziom trudności zadania pozyskania od nich drewna. Bo jeśli jest dla nich tak ważne, że ścinają JEDNO i tylko jedno, by dobroduszne duchy zamieszkały w domu młodych, to pewnie zakładają, ze te duszki mieszkają w każdym pojedyńczym z ich drzew. I co, zrobić holocaust dobrych duszków czy co? Kiedy mu wytłumaczyli - ochłonął, przestając się martwić. Ale, mimo tego, że huk miał być normalny i wszystko niby szło jak miało iść - pojawił się krzyk. Ze strony lasu ktoś leciał, drąc mordę. Mnich wstał, chwytając kij. Ktoś machał rękami i darł japę, dopiero po chwili Shiga uslyszał o co chodzi - na tego największego wioskowego debila, największego pod względem gabarytów jak i głupoty zwaliło się drzewo. Kąciki ust drgnely, mnich czuł potrzebe zaśmiania sie, że to akurat go nie dziwi, że tylko ten debil mógł tak skończyć, ale nie, musiał się opanować.
-Nie Bogowie tam tu potrzebni, a ich wysłannicy.. - Mruknął Shiga, wyciągając swój kij wyżej i opierając go na ramieniu. Nie brał nic więcej, złapał krzyczącego za szmaty i lekko nim potrząsnął, każąc się prowadzić na miejsce. Nie chciał reagować, ale musiał. Taki wypadek mógłby się skończyć nawet amputacją kończyn dla Etsu, a w takiej wiosce to oznacza upadek całkowity, bo będzie bezużyteczny. W mieście może i zostalby kupcem, ale i tak bez nóg….
Shiga nie czekał na innych. Tak samo, jak wtedy kiedy miał na plecach Chise i miałby czekać na Shiro Ryu, tak teraz miałby czekać na innych? Nah. Ruszył w kierunku pierwszy.
-Podniosę to drzewo. Wtedy wyciągniecie Etsu, powoli, delikatnie, po linii prostej Nie szarpcie nim. - Rzucił bardzo krótki, nie cierpiący sprzeciwu rozkaz. Wiedział, że zaraz pojawią się głosy - hurr durr, nie podniesiesz drzewa mały mnichu! Jednak jebać wątpiących.
Szybkim, sprawnym ruchem ściągnął swoją koszulę, odsłaniając pocięte bliznami plecy - nie chciał jednak usrać się brudnym bądź co bądź drewnem. Poczuł jak medyczna czakra przepływa przez jego organizm. Mięśnie napęczniały, nabrały masy, wyglądu i siły, stając się twarde jak stal, błękitna otoczka pokryła jego ręce i nogi, a potem skupiła się w dłoniach. Shiga wiedział, że największy ciężar będzie właśnie na środku, tam nie ma co podnosić. Ale jak stanie na jednym końcu, to zdoła unieść na tyle, by wyciagnąć Etsu. Na pewno, nie ma innej opcji. Bez czekania na żadną pomoc z zewnątrz Shiga lekko kucnął, jak do pół przysiadu, wyginając ciało, ale na prostym kręgosłupie. Złapał mocno za koniec pniaka po czym zaczął wyprostowywać nogi. Cel był prosty - podnieść drzewo i wesprzeć je na swoim ramieniu - by było dość wysoko by wyciągnąć Etsu, a przy tym naturalna wytrzymałość ciała powinna mu pomóc chociaż chwile utrzymać kłodę. Jeśli się uda to każe się wszystkim odsunąć i zrzuci na ziemie pniaka uważając by nikogo znów nie przygnieść.
Re: Wioska Saikuron
: 20 lip 2019, o 02:27
autor: Chise
Misja B
19/45
Szybka akcja reanimacja, czyli jednak mniszek Shiguś nie taki delikatny za jakiego się chciał podawać! No, ale od początku.
Nikt nie zabraniał Jashiniście biec razem z nimi, w końcu każda para rąk się przyda, a on przedstawiał się jako wojownik bohater mniszek lekarski. Dlaczego więc nie? Razem z nim biegło kilka mężczyzn, którzy jako pierwsi zerwali się do pomocy, a niedługo za nimi kolejna grupa, razem tworząca niemal całość męskich przedstawicieli tej niewielkiej wioski. Biegnąc za mężczyzną szybko okazało się, że święty gaj był całkiem niedaleko - a mimo to od razu widać było granicę między zwykłym lasem a tym przed nich uważanym za błogosławiony. W normalnym lesie zbierany był chrust, jagody, grzyby, było nieco ściętych drzew, były wydeptane ścieżki. Ale w tym drugim.. Wszystko wyglądało jak od lat nie ruszane nogą ani dłonią człowieka, jedynie drobne ślady ingerencji człowieka. Były powalone drzewa, nienaruszona ściółka, rosła wszelka dzika roślinność. No i drzewa, główny przecież powód dla którego tu był. Był to rodzaj sosny, strzelisty i żywiczny, przede wszystkim jednak wyglądający nietypowo w środku, ponieważ był niemal pozbawiony sęków i wad. Łatwo sobie można było wyobrazić jak jedno z tych wysokich drzew zamienia się w maszt w wspaniałym statku. Jednak nie mieli za wiele czasu na podziwianie okoliczności przyrody, bo spokój i ciszę zakłócały krzyki. W tym momencie nawet nie potrzebowali przewodnika, sami doskonale mogli po nich odnaleźć drogę. Scena którą ujrzeli była iście dantejska - mężczyzna leżący pod olbrzymim, grubym pniakiem, dookoła spanikowani dość ludzie usiłujący własnymi siłami podnieść pniak oraz wyciągnąć człowieka, który darł się wniebogłosy.
Po deklaracji Shigi pojawiły się oczywiście głosy sprzeciwu - od razu kilku mężczyzn zadeklarowało, że zrobi do razem z nim, że to nie ma sensu, że większe szanse i tak dalej. Była jedna osoba, która nie przyłączyła się do tego chóru, tylko patrzyła na jashinistę uważnie przenikliwymi, błękitnymi oczami. W tym spojrzeniu nie było chęci pomocy, tylko zimna kalkulacja i dedukcja, ostro oceniająca.
- Odstąpcie - powiedział w końcu ojciec panny młodej, odwracając wzrok w stronę Etsu - Dajcie mu spróbować. Dwójka ludzi do mnie, weźcie go po bokach, a ja wezmę tak. Reszta niech się odsunie i nie przeszkadza - zarządził, samemu stając za głową chłopaka i trzymając go pod pachy. Skinął głową mniszkowi, że są gotowi.
Shiga po zdjęciu koszulki kucnął przy pniaku, czując jak medyczna czakra wzmacnia mu siły. Był dzięki niej silniejszy, to prawda - ale czy na tyle by unieść ciężkie drzewo? Opasał je dłońmi, zaparł się mocno.. I ku zaskoczeniu wszystkich, drzewo drgnęło. Najpierw tylko odrobinę, potem zaś zaczęło unosić się stopniowo lecz regularnie, a Jashinista nie musiał podnosić pniaka tak wysoko aby zarzucać go sobie na ramię - już kiedy była nieco powyżej jego bioder ludzie zebrali się i pociągnęli Etsu, którzy wrzasnął i zamilkł, prawdopodobnie tracąc przytomność. Po tym jak odrzucił pieniek Jashinista poczuł palący ból mięśni, ręce były rozedrgane i niepewne, że nie był w stanie wykonać nimi żadnych precyzyjnych ruchów. Od nagłego wysiłku zakręciło mu się w głowie i musiał najpierw oprzeć się o drzewo, a następnie został złapany przez ludzi, który nałożyli mu koszulę i pozapinali guziki. Ruszyli w drogę powrotną, powoli, bo jednego trzeba było nieść, a drugiego holować - zreszta Shiga nie miał za wielkiego wyboru, bo swoje siły musiał poświęcać temu, by nie zwymiotować z wysiłku. Etsu zabrali do chaty babki, a mniszka zabrali do stołu i dali mu czakrę bimbru, by otrzeźwiał. I rzeczywiście, palący napój pomógł i chłopakowi dopiero wtedy rozjaśniło się w głowie. Naprzeciwko niego siedział rudy, który patrzył się na niego z uśmiechem.
Re: Wioska Saikuron
: 20 lip 2019, o 11:28
autor: Hitsukejin Shiga
Sometimes I feel like I'm all alone
A long... a long way... from home
Who's got a shoulder when I need to cry
I feel restless and I don't know why
Cry for help, but still feel alone
Like a motherless child along way from home
Lord I'm lost I can't find my way
I'm dealing with the struggles in my day to day
My soul is weak and I wanna be strong
I try to run away but I've been running too long
[/center]
Bo jest pora na pajacowanie i jest pora na działanie, a, niech mnie chuj z nieba jasny strzeli, teraz definitywnie była pora na to drugie. Bo i tego pierwszego suma sumarum było sporo.
Ucieszyło go to, że nie zabronili mu biec na pomoc. Gdyby zabronili musialby jeszcze bardziej zepsuć swój image dobrego mnicha i wystosować do zabraniających mu wieśków apel pod tytułem: Rucham wasze stare, ecie pecie wasi starzy pecie oraz, absolutny klasyk i bestseller Shigi - zaraz spuszczę wam spierdol, chwycę jednego matkojebcę i zabije nim drugiego matkojebcę. Na szczęście nikt nie sprowokował mnicha do rękoczynów i do słowoczynów tym bardziej, a muszę zapewnić w tym miejscu, że mniszek nie do końca lekarski jest adeptem biegłym zarówno w sztucę wpierdolu fizycznego jak i opierdolu słownego, czarny pas goken-jitsu i obsydianowy pas ojebka-do. Kiedy wszyscy zerwali się do Etsu tho Shiga się trochę zdziwił ile chłopa silnych jest w tej wiosce. Zamiast iść w większej ilości by asekurować drzewo które na luzie by przetransportowali, to poszli jak te pizdy, wystawiając się na wszystko co może im się niedobrego przydarzyć i stać. Czemu ludzie zawsze mądrzy są dopiero po szkodzie? O co z tym chodzi, na bogów?
I rzeczywiście, magiczny zagajnik robił wrażenie. Shige nawet z odległości aż uderzył ten kontrast - świętość nieskalana ludzką ręką. Definitywnie mógłby pomedytować w takim miejscu. W nim by odnalazł pewnie upragniony spokój ducha, niewazne jak długo ten by trwał na dobrą sprawę. Tak czy siak - różnica była widoczna między świętymi drzewkami, a zwykłymi. Było to widać na pierwszy rzut niezbyt wprawionego oka. I to bez problemu.
Shiga nie spodziewał się jednak, że te pierdolone drzewko będzie takie wielkie. Takie grube. I takie ciężkie. Ale jak się powiedziało B, to trzeba powiedzieć A. Czy jakoś tak. Jasnym było, że jeśli ruszył się pomóc to musi zabłysnąć. Nic tak nie zapewni mu jakiegoś ładnego posłuchu wśród ludzi jak podziw i świadomość, że wszystko to co powiedział było całkowitą prawdą. A w tej sytuacji rzeczywiście najlepiej, by punkt podniesienia był jeden i zrównowazony. A nie kilku słabszych, którzy mogą pogłebić mu uszkodzenia i będzie po nogach… Dlatego kiedy tylko pokrył mięśnie czakrą, wprowadzając ją między nie, wiedział, że powiedział B i musi teraz jeszcze wystękać A. Ludzie nie chcieli go dopuścić, nie wierząc w jego możliwości. Dopiero ojciec panny młodej, zarządca wioski, stanął po jego stronie. A raczej może po stronie ciekawości, która kazała mu zobaczyć na co stać Shigę. Skinął głową w podziękowaniu i wziął się w garść by zrobić swoje. Pień był kurewsko ciężki. Shiga złapał go i opasał rękoma, wiedząc, że to jest showtime. Kiedy tylko dostał znak, że są gotowi, Shiga kucnął i zaczął przykładać coraz większą siłę. Kiedy drzewo drgnęło, a potem na sekundę zamarło i wiedział, że jak teraz polegnie to będzie baaaardzo źle wyglądało - włożył w to co robił dwieście procent normy.
-Na Hi-No-Ishi… - warknął sam do Siebie, prostując nogi i wbijając palce w drewno, aż zbielały całkowicie, a pod paznokciami pojawiła się krew. Musiał mieć chwyt niczym łowiąca bestia na swojej ofierze. Podniósł go tak wysoko, jak było trzeba, ale czuł, że ryzykując uszkodzenie mieśni - w razie sytuacji kryzysowej, mógł podnieść nawet wyżej. Ale wystarczyło tyle ile podniósł, bo ludzie wyciągneli tracącego przytomność Etsu. Puścił pień, ręce drżały i bolały, przed oczami pojawiły się mroczki. Na szczęscie mroczny dar Jashina zregeneruje wszystkie uszkodzone włókna i mnich zaraz dojdzie do Siebie, ale w tym momencie czuł się conajmniej roztarty o płytę chodnikową. Został ubrany, kiedy już się wyprostował i odholowany do wioski. Zrobił swoje, osiągnął cel. Nagle, wtem i nazad, znalazł się przy stole, a w jego dłoni czarka z alkoholem. Wypił ją na hejnał nie krzywiąc się, a ogień rozlał się po ciele, odsuwając gdzieś zmęczenie. Shiga oparł się o krzesło, łapiąc azymut i górę z dołem wyrównując… aż dostrzegł, że siedzi na przeciwko rudego zarządcy wioski.
Nie wiedział co ma powiedzieć - dzięki, że pozwoliłes mi kogós uratować? Postanowił zarzucić ten pomysł. Odchrząknął i wyprostował się.
-Kości były zmiażdzone. Nie wiem czy wasza szamanka jest w stanie to naprawić. - Ukłonił się, lekko spuszczając głowę i spróbował sam wstać, ledwo, musiał podeprzeć się kijem.
-Jeśli mnie zaprowadzi Pan do miejsca, gdzie teraz znajduje się Etsu to chłopak będzie chodził o własnych siłach nim jeszcze zajdzie słońce na horyzoncie. - Jeśli tylko został skierowany gdzie trzeba, postanowił wstapić do chaty bez zastanowienia i bez ostrzeżenia. A przez cały proces nie poświęcić nawet cienia uwagi staruszce, ani jednego spojrzenia. Ani jej uczennicy. Nie były teraz ważne. Teraz ważne było ratowanie życie. Tylko tyle i aż tyle.
Kiedy dostał się do Etsu od razu pokrył palec medyczną czakrą i kilkoma szybkimi ruchami rozciął do końca resztki spodni na zmiażdzonych nogach. Wyglądały źle, ale widywał gorzej poturbowanych. Ale nie ma c o się pierdolić w tańcu. Dwie pieczęci i od razu z grubej rury, najpotężniejsza technika jaką znał - Shosen. Nim użył jej nastawił tylko nogi pociągnięciem do Siebie, prostując je… a potem przysunął medyczną czarkę do nich i obserwował jak w ciągu minut nogi zaczynają wyglądać jak nogi - skóra została uleczona, kości się pozrastały do kupy i były, już po kolejnych minutach, w stanie pełnej używalności. Uszkodzone mięśnie i ścięgna, zgodnie z tym co widział i czuł - też się odnowiły. Technika była męcząca, ale skuteczna i warta wydanej czakry.
Ukryty tekst
Re: Wioska Saikuron
: 20 lip 2019, o 16:14
autor: Chise
Misja B 21/45
Zarządca wioski musiał być w sumie ciekawski. Pozwolił Shidze na tyle zapewne głównie ze względu na jego wypowiedzi przy stole, ale sam w sumie także chyba lubił wiedzieć z kim ma do czynienia. Przewidywanie czy gierka Shigi od początku była dla niego mało przekonująca definitywnie mijała się z celem, ale gdzieś musiał sobie chyba zadać pytanie co z tego co opowiada mnich jest prawdą i co było prawdziwsze - jego przechwałki i słowa czy powierzchowność i zachowanie, które wskazywało na osobę o niezbyt.. Bojowej funkcji. Nie oszukując się, chłopak na siłacza to nie wyglądał, ale jednak udało mu się unieść olbrzymi ciężar. Czyli jednak słowa nie były tylko słowami.
- Siedź - zatrzymał go w miejscu, nie podnosząc głosu - Etsu może poczekać, a ty powinieneś chyba odpocząć. Zjeść czegoś, napić się. Zrobiłeś się biały jak kora brzozy, to jednak olbrzymi wysiłek - dodał nieco łagodniej. Kątem oka dostrzegł, że w oknie mignęła mu sylwetka panny młodej, jeszcze nie uczesanej, ale szybko znikła, odciągnięta do swoich obowiązków. Nim sam Shiga poczuł się odpowiednio lepiej, a i nim rudy był usatysakcjonowany Shiga musiał wypić jeszcze jedną czarkę alkoholu, zjeść solidny kawał zimnego, pieczonego mięsiwa z grubą pajdą chleba posmarowanego obficie masłem, ale przed wszystkim odczekać ponad pół godziny, po upływie których ręce w końcu przestały się mu chybotać na wszystkie strony, choć poruszanie mięśniami nadal bolało jak zakwasy. Jashinista chyba już sobie nie przypominał kiedy ostatni raz czuł coś takiego. Skoro jednak ręce były stabilne to mógł się już udać do babki, a rudy z nim.
Podobnie jak on na nią, tak babka na niego także nie spojrzała, tylko odsunęła się w kąt, trzymając w dłoniach talizman. Czarnowłosa dziewczyna, tym razem nie w warkoczu, ale z opadającymi falą lokami i nieco rozchłestanej koszuli, przytrzymywała głowę młodzieńcowi, ocierając mu czoło i pilnując, by z ust nie wypadł mu kołek do zaciskania zębów, bowiem właśnie skończyli nastawianie kości. Jedną rzecz Shiga miał przynajmniej z głowy, bo nawet jeśli sprawdził to mógł poczuć, że zrobione to było porządnie. O ile nie były uszkodzone mocno nerwy i żyły, to może mógłby nawet chodzić po samodzielnym wyleczeniu, choć kolana pozostałyby sztywne. Dlatego szczęściem dla Etsu było to, że jednak w wiosce aktualnie mieli medyka, prawda? Przepastne, czarne, wyglądające niemal na nawiedzone w tym oświetleniu oczy dziewczyny pilnie obserwowały każdy jego ruch, kiedy składał pieczęcie, a kiedy seledynowe światło buchnęło z rąk Shigi i padło na ich dwoje, jej oczy zalśniły niemal kocio, a poprzednio po prostu blada skóra nabrała niepokojącego odcienia. Dziewczyna wyglądała jak jakiś upiór dzielący się tajemnicą z pobratymcem, strzygą, nad ciałem niewinnej ofiary.. Ta dziwna scena przerwała się, kiedy Etsu się szarpnął i zaczął coś wrzeszczeć, dziewczyna wycofała się i unieruchomiła mu głowę, by sobie nie zrobił krzywdy i znów wyglądała jak zwykła wiejska dziewucha, co za dużo chodzi ze starą babką. Rany chłopaka szybko się goiły i już niedługo przestał się rzucać i położył, spokojnie oddychając. Dziewka zerwała się i podeszła do miski, obmywając dłonie wodą.
- Mnichu - wycharczał do niego młodzieniec - Mnichu, czy będę chodził? - zapytał, jego oczy były szeroko rozwarte. W tym czasie usłyszeli jakieś zamieszanie na zewnątrz, coś jak muzykę, ojciec panny młodej musiał więc wstać i wyjść. Co do pytania chłopaka jednak nie mógł być pewny, co prawda zaleczył co mógł.. Ale za nerwy nie mógł do końca odpowiadać.