Szlak transportowy

Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Murai

Re: Szlak transportowy

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Szlak transportowy

Post autor: Shikarui »

Sanada nie przyglądał się ciału, bo i po co? Paskudne, rozkładające się... nie. Jeśli mężczyzna zmarł kilka godzin temu, to nie powinien się rozkładać. Tak się jednak składało, że czarnowłosy zupełnie się na tym nie znał. Jasne, każde ciało zaczyna śmierdzieć już nawet godzinę po zgonie. Nie zawsze są to fekalia, pośmiertne rozluźnienie mięśni. Po trzech godzinach, jeśłi upały ci dopiszą, zaczną cię zżerać muchy i w twoim ciele złożą sobie jajeczka, żeby mogły się z nich wyląc obrzydliwie białe larwy. W końcu te - jak i wszystkie inne - zaczną wychodzić ze wszystkich otworów w ciele. Dlatego wbrew słodkim mniemaniom romantyków nie istniało coś takiego jak piękna śmierć. Tym bardziej, kiedy w grę wkraczały choroby. Ciało nie bylo piękne, a chociaż oczy czarnowłosego nie były przewrażliwione, widoki obrzydliwe i straszne go nie odstręczały, potrafiły nawet interesować, to tutaj nie widział niczego ciekawego, Ot - skóra, brzydka, jeszcze brzydszy stan, w którym zapadało się wszystko coraz bardziej. Czasu nie cofniesz, można było co najwyżej zatrzymać rozkład... chyba? Pewnie medycy mieli jakieś swoje czary-mary. Wypadało to zostawić profesjonalistom, w końcu tutaj są..! Gówno prawda. Czarnowłosego to po prostu ni chuja nie obchodziło. Ten truposz po przykryciem, tamta wiocha,w której ponoć ludzie ginęli, widmo zarazy. Sogen mogło wymierać, mogli wyginąć tu wszyscy. Gdyby próbowali dostać się do Daishi - wtedy zacząłby się przejmować. Interesował go to tylko w pierwszym momencie niepokoju, kiedy musiał dowiedzieć się, co się tutaj dzieje, nim pójdą dalej. Żeby być gotowym. By wiedzieć. Żeby nie było takich wyzwań na tej drodze, których nie byłby świadom. Przecież tak lubił mieć wszystko pod kontrolą. Tego tutaj nie mógł mieć - więc nawet nie zamierzał próbować. Należało mierzyć zamiary na możliwości, skakanie w przepaść nie było w jego stylu. Tym bardziej nie w interesie - wtedy rachunki w kasie fiskalnej zamkniętej w jego mózgu przestawały się zgadzać. A przecież serce chciało się znaleźć daleko stąd.
Zamierza je więc zabrać bardzo, bardzo daleko.
PLASK. Czarnowłosy odwrócił swoją głowę w kierunku białowłosej bez większych obaw. Przecież ten odgłos był bardzo typowy. Przecież komarów, muszysk, wszystkiego badziewia było pełno wszędzie - zwłaszcza w deszczowym Sogen, gdzie te paskudztwa miały całe swoje kolonie w przydrożnych krzaczorach i stanowiły komarzą mafię, która tylko czeka, aż wtargniesz na ich teren. Na nieszczęście ludzi komarzych rodzin było spore i toczyly nieustanny bój o terytorium. Ich przewaga liczebna pozwalała im stać na zwycięskiej pozycji - przynajmniej wieczorami. Właśnie - wieczorami. Był piękny dzień, słonko świeciło, ptaszki ćwierkały, komary bzzzzz... Nie. Komary nie bzyczą za dnia. I nie pozostawiają brzydkich, fioletowych plam na skórze. Takich jak te na skórze Asaki. Jego oczy od razu zalały się czerwienią, a sam Sanada od razu klapnął robala, by go zmiażdżyć. Rozglądnął się wokół - bardzo dosłownie - bo swoją wizją sferyczną. To był ten znienawidzony moment w życiu każdego Ranmaru, kiedy zaczynało razić cię słońce. Odeszli doslownie kilka kroków od mężczyzn, więc obejrzał się w ich kierunku - gotów rozmiażdżyć każdego robala, który tylko ośmieli się zbliżyć. Było naprawdę niewiele rzeczy, których czarnowłosy nie lubił, ale kiedy ich już nie lubił, zazwyczaj kończyły tak, jak skończył komar na ciele Asaki, splaszczony jej dłonią. Nie lubł nie mieć tej pierdolonej sytuacji pod kontrolą. Nie musiał tu nic mówić, przecież pani Sanada doskonale wiedziała, że coś jest mocno nie tak. Fioletowa krew po komarze? To nie było naturalne. Taki gatunek? Ehe, mieszkali w Sogen zbyt długo, żeby to mógł być taki o sobie gatunek. Spojrzał na ciało. Na to, czy nosiło na sobie ślady ukąszeń. Tylko jak je zauważyć? Och proszę, przecież to jedynie drobne ukłucia komarów. Można je przeoczyć. Zbyt łatwo. Ponoć komary całkiem nieźle przenoszą choroby.
Tak czy siak czarnowłosy się zatrzymał. Ciało bardzo szybko przestało go interesować. Bardziej ciekawe było to, czy parszywe muszyska miały w sobie chakre. Jego przewrażliwiona natura podążyła najpierw tym z najgorszych scenariuszy. Jeśli zaś miały - skąd przybyły? Jeśli była taka potrzeba, gotów był nawet przełączyć sie na wizję teleskopową, by przekopać cholerną okolicę.
- Czy choroba mogła zostać przeniesiona przez komary? - Zapytał dwójki mężczyzn. Gotów ich ostrzec przed komarami, gdyby któryś któregoś zaatakował, ale rzecz jasna Asaka miała pierwszeństwo w jego ostrzeżeniach. Nie dlatego, że obudziło się w nim serce rycerza w stosunku do obcych - ot, było to dla niego wygodne. Ta dwójka mogła się przydać - przynajmniej na ten moment. Shikarui wyglądał aktualnie jak pantera, czarna pantera, która była gotowa w każdym momencie do wykonania swojego skoku. Gładkiego i szybkiego. Tylko na co? Na komary? Hmph. Równie dobrze mogło się to skończyć tak, że po prostu odejdą. Zwłaszcza, jeśli w komarach nie znajdzie się nawet gram chakry. Bo wtedy czarnowłosy nie zamierzał się nimi zajmować - tak jak i tymi nieszczęśnikami. Wtedy zamierzał jak najszybciej i najbezpieczniej wyprowadzić stąd białowłosą.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Szlak transportowy

Post autor: Asaka »

Prawdę mówiąc, to Asaka przepadała za wieczorami. Mogło to nie być takie oczywiste, bo sama wyglądała jak jutrzenka, ale ani nie lubiła wstawać skoro świt, no i w dodatku śpiącą królewnę wcale nie tak łatwo było obudzić, jeśli nie była w trybie czuwania. Zdecydowanie bardziej wolała funkcjonować wieczorami i nocą, gdzie nagle wstępowała w nią energia i większa chęć do życia, więcej motywacji do wszystkiego. Jaka szkoda, że… wtedy najczęściej po prostu trzeba było pójść już spać, by mieć siłę na kolejny dzień. Mowa rzecz jasna nie o misjach, gdzie warunki bywały różne, a o dniach takich jak ten. Podróż, podróż, podróż. W nocy się nie podróżowało i wiedziały o tym nawet małe, nierozgarnięte dzieci. A przecież Asaka była całkiem rozgarnięta (wbrew tajemniczej, obiegowej opinii) no i nie była już dzieckiem. Tym niemniej wieczory miały to do siebie, że… naprawdę ją cieszyły. Słońce nie paliło już zwykle tak mocno, robiło się chłodniej, spokojniej, ptaki śpiewały, układając się do snu. Ale wszyscy wiemy, że chodziło o widoki. O to kolorowe niebo, wymalowane ręką artysty, który wymieszał ze sobą dwa skrajne kolory: gorącą czerwień i chłodny granat. Barwy przenikały się, tworząc piękny pejzaż, gdzieniegdzie pewnie jeszcze podnosiła się jakaś mgiełka, zachęcona nagle opadającą temperaturą. Trawa stawała się mokra od rosy… Asaka naprawdę to lubiła. Pod warunkiem, że nie padał deszcz. Wtedy mało co lubiła.
Dzisiejszy wieczór był z serii tych lepszych. Ładniejszych. Niedeszczowych. I był całkiem udany do momentu, w którym wraz z mężem nie trafili na dwójkę ninja i cuchnące ciało przykryte płachtą, taki był fakt. Potem wszystko wzięło w łeb; i dobry humor Asaki i dobrą drogę przed nimi. Wszystko, jak lawina. Jeden, przypadkowo kopnięty mały kamyczek niefortunnie uderzył w głaz i zaraz zsunęła się reszta kamieni. Tobie pozostawało tylko uciekać. Ach, porównanie aż nazbyt widowiskowe, jako żywo pokazało się w głowie Asaki. Bardzo do niej pasowało. Do miłości do górzystego Daishi, w którym pewnie niejedna lawina zeszła ze szczytów, ciągnąc za sobą ofiary. Dzisiaj, głównie, taką ofiarą była psychika Asaki. I jej duma. Okazywała słabość. A z tej słabości sama nie do końca zdawała sobie sprawę – że nadal jest tak bardzo żywa. I że tak mocno potrafi zacisnąć swoje oślizgłe łapska na jej duszy.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową w odpowiedzi – że ta, jasne, że dadzą znać innym, gdyby kogoś spotkali. A jakże. I dziewczyna zrobiłaby to aż nazbyt entuzjastycznie, byle tylko nikt nie wpierniczył się w środek tajemniczej epidemii i nie narobił większego bałaganu.
Przecież wystarczał tylko mały, maleńki kamyczek…
PLASK. Jedną rękę wciąż miała w uścisku dłoni troskliwego męża. Shikarui naprawdę potrafił się przejmować gdy tylko chciał… A że chciał rzadko – a może chciał tylko dla jednej osoby – nieistotne! Druga, wolna, odruchowo powędrowała do ramienia, by zabić owada, który upatrzył ją sobie jako smakowitą kolację. Poruszanie ramieniem, by nieznośna mucha uciekła, nic nie dało. Ale całe szczęście, dziewczyna nie była ta wolna, by dać mu uciec. I ach… to nie była mucha. To był paskudny, złośliwy, irytujący komar, którego małe ciałko zmiażdżone ręką sprawiedliwości, zaraz strzepnęło resztki, rozmazując kawałek krwi na bladej skórze. To wtedy dopiero dziewczyna przyjrzała się uważniej temu co się stało – do tej pory działała raczej automatycznie, bo to pierwszy zabity komar w jej życiu? Bynajmniej.
Ciemne brwi kobiety podjechały wyżej na czoło, w zdziwieniu, zresztą jej mina też nie była trudna do odgadnięcia. Marazm w jaki wpadła wcześniej, to wrażenie nieobecności teraz tracił na znaczeniu, pokazując, że dziewczyna była tutaj, ciałem i duchem, i że wiedziała, co się wokół niej dzieje. Puściła dłoń Shikaruia i podsunęła swoje ramię bliżej, prawie że do nosa, by przyjrzeć się z bliska… ciemnofioletowej plamie, jakby rozpłaszczyła na ręce nie komara, a dorodną śliwkę.
Sęk w tym, że śliwki nie kłuły.
- Co do… - mruknęła pod nosem, a kolejne w kolejności słowo zapewne było tym niecenzuralnym, ale utonęło w gąszczu myśli białowłosej. Zresztą zaraz machnęła energiczniej drugą ręką, by odgonić bzyczące potwory. I te latające nad Shikim też. Zupełnie nie połączyła kropek, że komary mogłyby być nośnikiem choroby, a już na pewno, że mogłyby mieć w sobie chakrę.
Zamarła więc, gdy Sanada wypowiedział na głos swoje pytanie. A potem przejechała palcem po wykwitłej plamie, chcąc sprawdzić, czy to tylko kolor czy może pojawiło się jakieś nagłe wybrzuszenie… Nie żeby miało to jej w czymś pomóc. Zwyczajnie nie wiedziała co o tym myśleć. Więc… tylko się dalej opędzała od bzyczącej plagi.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Szlak transportowy

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Szlak transportowy

Post autor: Shikarui »

Punkcik do punkciku. Kropeczka do kropeczki. Kamyczek do kamyczka Łączy się w jedną całość, wystarczy przesunąć się po linii, nie koniecznie prostej. Nie koniecznie szybkiej do odnalezienia. Tak naprawdę który z tych kamyczków jako pierwszy wywołał lawinę..? Pewnie ten sam, który zadał to niesławne pytanie. No bo co było pierwsze - kura czy jajko?
Pierwszy był człowiek, czy najpierw były choroby? Pewnie człowiek. W końcu kto inny miałby się dowiedzieć, czy choroby na nich w ogóle działają, jeśli nie oni sami.
- To nie jest zaraza. - A może jest? Kto wie? Może paskudztwa, jak zostało powiedziane, przenoszą świństwo raz rozprzestrzenione? Lecz na pewno nie te. Na pewno nie one. To było bardzo ciekawe - zobaczyć znów te paskudy na własne oczy. Ponoć niektórzy samurajowie potrafią przeciąć nawet płatek hibiskusa lecący w dół, przepołowić delikatne płateczki kwiatów wiśni - więc czemu mieliby tego nie zrobić z komarem? Na swoje nieszczęście tutaj żadnego nie mieli. Co było szczęściem to to, że te robale chyba były mocno rozproszone. Przytępione, jakby... jakby znajdywały się zdecydowanie zbyt daleko od swojego domu. - Nie pozwólcie się ugryźć. - To było zarówno do nich, jak i do Asaki, przy której przykucnął. Choć do niej tego już mówić nie musiał. Wiedziała. WIDZIAŁA tę plamę na swojej ręce, na swojej skórze. Panika tu była niewskazana, a przecież swoim pytaniem mógł rozbudzić bardzo niepokojące koło. Wolał nie. Lecz jeśli to rzeczywiście nie była choroba, to przecież nie było się o co martwić, prawda? Pochylił się nad miejscem, w którym Asaka została ugryziona, by zmyć kciukiem plamę i zobaczyć, tak na pewno, czy nie ma nawet najdrobniejszego śladu naruszenia skóry.
- Komary posiadają w sobie chakrę. Jeden z klanów posługuje się robakami do zabijania - Aburame. - Nie wiedział, czy cokolwiek mężczyznom mówi to nazwisko, nazwa tego rodu - dużego przecież. Wiedział jednak wystarczająco wiele, by zdawać sobie sprawę, jak paskudne w skutkach może być zetknięcie się z przedstawicielem tej dziedziny sztuk ninja. W skrócie - tak w sumie to przejebane.
- Wszystkie robaki wracają na tereny zakażone. Prawdopodobnie jest tam ninja odpowiedzialny za sabotaż. To może być trucizna a nie zaraza. - Uniósł się i wyciągnął dłoń w kierunku dwójki ninja. - A informacje kosztują. 100 ryo. - piniondz musiał się zgadzać. Po tym odwrócił się, by jeszcze spojrzeć w bezruchu na białowłosą, wyłączając swoje doujutsu. - Dobrze się czujesz? Jeśli cokolwiek jest nie tak, mów od razu. -
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Szlak transportowy

Post autor: Asaka »

Jak to „to nie jest zaraza”? Duże, złote oczy spojrzały z dość sporym niedowierzaniem i niezrozumieniem na długowłosego młodzieńca. Co to ma niby znaczyć, że to nie jest zaraza, skoro plony umierały, później zwierzęta zachorowały, a teraz mieli tu martwego człowieka. Asaka nie miała szans zobaczyć jak wyglądał, ale sądząc po poważnych minach dwójki shinobi i po słowach, wcześniejszych słowach, Shikaruia, coś grubego było na rzeczy. Komary w Sogen były dość naturalnym zjawiskiem, mnogość opadów deszczu, błotniste tereny – to wszystko sprzyjało, by wykluwały się tutaj roje komarów. Jeszcze jedna rzecz by nienawidzić tego miejsca – bzyczące, kąsające, wysysające ci krew małe potwory. To i Asaka była przyzwyczajona. Nie chadzała nigdy w kierunku Ryuzaku no Taki, tak jak szli teraz, więc… choć efekt po ugryzieniu komara był nad wyraz zjawiskowy, z początku, choć zdziwiona, nie wzięła tego za coś nadzwyczajnego. No bo hej, może tutaj żyją takie jeszcze bardziej popaprane krwiopijce? Jednak Shikarui był w Ryuzaku, powiedzmy, że znał te tereny (na słowo honoru, ale na pewno lepiej niż Asaka), a skoro on zaczynał już panikować (może nie biegał w kółko z szaleństwem w oczach, ale dziewczyna znała go już trochę), to teraz był czas, by zaczęła panikować ona.
Ale jakoś… Jakoś nie zaczynała.
- Jak to „to nie jest zaraza”? – powtórzyła, ale tym razem nie w myślach, a na głos. „Nie dajcie się ugryźć” noo… dziewczyna poczuła teraz gulę w brzuchu, jakby jej serce właśnie zjeżdżało sobie po prostej linii wprost do żołądka. A potem jeszcze niżej. Shukarui coś wiedział? Coś pokojarzył, coś, czego jej najwyraźniej tępy mózg nie potrafił?
Cofnęła swoją rękę, by umożliwić czarnowłosemu „podotykanie” śladu, jaki zostawił jej na ramieniu komar. Niestety przejechanie po nim kciukiem nie sprawiło, by ciemnofioletowa, śliwkowa plama zniknęła. Była tak samo jak wcześniej – rozlana po skórze w dziwny sposób, w jaki komary swoich znaczków nie zostawiają. Normalne komary, a przecież…
Chakrę? Komary? Posiadają? Słowa wpadały do głowy Asaki w ogóle nie po kolei i miała wrażenie, że Shiki to w ogóle wpadł teraz w tryb opowiadania żartów. Takich totalnie nieśmiesznych i niezrozumiałych dla wszystkich wokół. Nie byłoby to aż tak dziwne, bo był raczej kiepskim żartownisiem i zresztą niezbyt często się od tej strony pokazywał, ale coś się nie zgadzało. Moment na te żarty. Głupie. Niezrozumiałe. Owady z chakrą? CO? Yych.
Świat był bardzo małym, ale zarazem bardzo dużym miejscem. Owady hodowane do zabijania pewnie też się w nim mieściły. Ale komary. Do. Zabijania. A potem jeszcze: trucizna. Mogła to sobie wmawiać, ba, na pewno tak było od nadmiaru kurewsko nieśmiesznych i nieoczekiwanych informacji, ale dziewczyna miała wrażenie, że zakręciło jej się w głowie. To było wszystko jak taki miły sen, który z pierdolnięciem zamienia się w najgorszy koszmar, a ty nie możesz nic zrobić. Nawet się obudzić. Bo „Aburame” totalnie nic jej nie mówiło. Brzmiało nawet niebezpiecznie podobnie do „tamburame”. Tamburynie. Muzyka. Tańce śpiewy. S T O P.
- Chyba... Chyba kręci mi się w głowie. I tyle – nadmiar niechcianych wrażeń w bardzo niechcianym miejscu. Najpierw gadka o zarazie i wyciągnięcie tych wspomnień spod popiołów. Potem ugryzienie komara. A potem galopująco szybki zjazd od „MOŻESZ BYĆ ZARAŻONA CHOROBĄ” (onieonieonieonie) do równe fajnego „TO MOŻE BYĆ TRUCIZNA”. Komu nie zakręciłoby się w głowie?
A, no i zaczęły jej się trząść dłonie. Z nerwów.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Szlak transportowy

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Szlak transportowy

Post autor: Shikarui »

Mowili, że niebo mialo kolor błękitu. Że nie kończyło się, tak jak nie kończył się świat, a nieznane placki na mapie to tylko kolejne do zamalowania tereny. Czekały na tych zdolnych, co zdołają je domalować. Mówili, że ten błękit potrafi poprowadzić dookoła. Że jeśli pójdziesz jego tropem, a ten się nigdy nie skończy, znajdziesz się w końcu w tym samym punkcie, z którego wyruszyłeś. I wokół będą tylko drzewa, przy tobie tylko woda, nad głową bezkres słońca, a pod stopami mocna gleba. Czasem gwiazdy. Czasem deszcze. Mówili, że pewne rzeczy się nie zmieniają. Szkoda, że akurat Ty nigdy nie byłeś w stanie uwierzyć w świat bez zmian. Zapisane raz przeznaczenie pchało zawsze do przodu i widzisz - nie zmieniało się wcale. To tylko otoczenie zmieniało się mocno i ty sam się zmieniałeś. Widzisz, czujesz, opiewasz świat we wrażeniach doświadczonych. Raz w płaczu. Raz w uśmiechu. Mimo to pokerowa twarz wydawała się tak samo niezmienna jak błękit na niebie. Teraz stężała, więc co to oznaczało? Zmieniła się pora roku, tyrysie łapy za mocno odbiły się na ściółkach miejsca, które do niego nie przynależało? Zmieniło się tu tak samo wiele, jak zmieniło się w barwie nieba. Widzisz, ciągle widzisz - to Jego niebo miało kolor bieli i złota. Kiedy pojawiały się na nim fioletowe plamy, oznaczało to tyle, że zbierało się na burze. Wiesz przecież z tych wszystkich śmiesznych filmów dokumentalnych i głupich artykułów na co czwartej stronie internetowej - tygrysy były terytorialne. Jego terytorium było wszędzie, skoro całe niebo należało do niego. To, do którego ongiś nie ośmielał się nawet sięgać - dzisiaj posiadał je całe. Tak jak wszyscy mądrzy tego świata, tak i on zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma w życiu stałych. Jeśli jest jedna burza, mogą pojawić się następne. Jeśli była jedna, niedoskonała plama - wszystko mogło zejść z bieli do niewygodnej purpury. A ta, och nie, ta nie pasowała mu wcale. Rozdarcie nieboskłonu nigdy nie było piękne. Na nim kończył się świat, a kto chciałby szukać i rozpoczynać kolejny..?
Plama. Zwykła, najzwyklejsza, jak po ubrudzeniu się śliwkami. Jerzynami. Aronią. Inna w kolorze, ale przecież to plama - więc jak na plamę przystało, czarnowlosy chciał ją potrzeć. Potarł. Próbował zmyć, bo przecież może to tylko odbarwienie od krwi tego robala? Nie taka sama, jak na ciele mężczyzny, nie... musiała być inna. Musiala... Musiał wyciągnąć kunai z torby i właśnie to zrobił. To nie była zwykła plama i nie była zwykła sytuacja, ale teraz poczuł stabilniejszy grunt pod nogami. A przecież nie powinien. Nic nie było tu gruntowne, gdy w świat szły błyskawice.
- To powiedziałem. - Och cóż, chyba nie zamierzali zapłacić. To nic. Zamierzał im dać bardzo wygodną alternatywę, która go interesowała aktualnie o wiele bardziej od kilku dźwięczących monet. Uwierzycie? Coś mogło być od nich ważniejsze! A raczej ktoś. To Niebo, co nie opisywało się w błękicie i pomimo bieli - nigdy nie było zachmurzone. Nie wtrącał się do ich rozmowy, słuchał. Słuchał, spoglądał na tę plamę... I... i zrobił to, czego nie uczyli na pierwszej pomocy i sztuki przetrwania ninja. Jednocześnie to, co zaobserwował sam na tych, którzy byli sprytniejsi, mądrzejsi. Być może miał tym zaszkodzić samemu sobie. Być może miało to coś zepsuć, zaprzepaścić. Co tu zaprzepaszczać? Przecież był tym, który nie szanował decyzji Asakai - jeśli jedno ma umrzeć, niech umrze i drugie. Oj nie, w tym nigdy nie będą zgodni. - Zaboli. - Ostrzegł. Wyciągnął do niej wolne ramię, by ją lekko objąć, by mogła się na nim oprzeć i naciął skórę w miejscu ugryzienia, by zobaczyć, jak wygląda krew. Przede wszystkim - czy plama się powiększała? Jeśli nie teraz... czy mogła? Czy mogłaby doprowadzić do takiego stanu, w jakim był trup? Czarnowłosy złapał jej rękę, ściskając skórę, by krew wypłynęła i pochylił się do niej, by ją wyssać i wypluć od razu na bok. Nie miał pojęcia, czy to coś da. Ale wolał spróbować, niż nie robić nic. Wiesz, jak to jest? Wiesz na pewno. Przecież my też się znamy nie od dziś.
Bezczynność to morderca.
- Wyleczcie to. - Hej, chłopaki, nie ma za co! Pomocny Shiki zawsze rękę poda, zawsze da odpowiedź! No bo jak to, co mieli z TYM zrobić? Odezwał się dopiero, kiedy wyssał trochę krwi (och, jak wampirzo, mrrr) i nawet skierował lawendowe oczy na medyków. Tutaj się już zaczynała panika - ich. Asaki. I... Cóż, czarnowłosy bardzo szybko przekuwał swoje niepokoje w działania i nagle przestawało się liczyć zadawanie pytań i dogadywanie. Co czasem drażniło białowłosą jak nie wiadomo co, kiedy tak Sanada zaczynał sam sobie podejmować decyzje, skupiony na podjętym zadaniu, niemal jakby nikt poza nim nie istniał. - Wyśledzę. Najpierw muszę mieć pewność, że nic Asace nie będzie. - I tutaj też pieniądze przestawały się liczyć. Choć... nie tak do końca, że o nich zapomniał. Jego głowa zawsze kalkulowała chłodno, nawet w krytycznych sytuacjach, gdy ziemia się gotowała, a niebo łamało. Liczyło się podejmowanie wykalkulowanych akcji. Jeśli możesz zrobić, wyleczyć żonę i jeszcze zajebać skurwiela, który postanowił wysłać kurwewskie robale, które Twoją żonę gryzą i przy okazji wsadzić mu je w dupsko - to to robisz, proste.
- 1300 ryo za tę misję. I ani złamanego ryo mniej. Do tego wyleczycie Asakę odtrutką. - Nie puszczał białowłosej. Wcale nie chciał tego robić. Tamci stali jak wbici w ziemię, jeden dumny, drugi jak zaszczuty pies. A Shikarui stał jak tygrys, który przestał się zbierać do skoku - za to wyraźnie nakreślił całą granicę. Mrowienie pod skórę zebrało się klątwą - tą, która szeptała, że może zostać spuszczony ze smyczy. Że w końcu doczekał się swojego wymarzonego szeptu: "bierz ich". Zbyt dosłownego, by potraktować go z uśmiechem. A jednak czuły uśmiech Śmierci musnął ich swym widmem. Wsyzstko psuło to, że pogroził on Asace, a to się bardzo, ale to bardzo tygrysowi nie podobało. Nie groziło się Królowej Kryształu.
Nie groziło się jego Wilczycy.
- Na ile kręci ci się w głowie? Wolę, żebyś ze mną szła. Porzebuję Twojego kryształu. - Zaczynało się robić ciemno, a on nie miał żadnej dobrej ochrony przeciwko tym robalom. A że potrzeba matką wynalazków, to właśnie wtedy wynaleziono Off. Najbardziej w tym wszystkim chodziło jednak o to, że nie chciał i nie zamierzał zostawić jej tutaj samej - tylko to powodowało jego spięcie. Jej stan zdrowia. To, że została ukąszona.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Szlak transportowy

Post autor: Asaka »

O tak, zdecydowanie trzeba było myśleć. Problem pojawiał się tam, gdzie zwyczajnie wolałeś myśleć pięścią i brakowało ci danych. Informacji. Wiedzy. To dopiero była straszliwa broń! Ale Asaka jej nie miała. Mało podróżowała po świecie; można powiedzieć, że na swój wiek była dość… zacofana. By nie powiedzieć, że była ignorantką. Nie była. Po prostu tak naprawdę to dopiero zaczęła się ta jej przygoda. W życiu nie przyszło jej do głowy, że robaki mogą mieć w sobie chakrę. Albo, że istnieje jakiś klan, który te robaki… kontroluje. Czy cokolwiek z nimi robi. Na Amaterasu – na jakie odległości musiał taki ninja kontrolować te paskudztwa…? Zakładając, ze to rzeczywiście prawda. Ale sądząc po minie Shikaruia i dwóch shinobich na usługach rodu Uchiha – jak najbardziej było to możliwe. I tylko Asaka patrzyła to na męża, to na tę dwójkę, zupełnie jakby oglądała mecz tenisa (którego w ogóle przecież nie znano) i… i nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Prawdę mówiąc czuła się trochę wykluczona z rozmowy. Bo i gadano o niej, o efekcie ugryzienia komara tak, jakby wcale jej tu nie było. Albo jakby była niepoczytalna. Drobna dłoń o chudych palcach dość mimowolnie powędrowała na wiadome miejsce i dotykała je, wcale na nie nie patrząc. Sama „rana” nie bolała. Właściwie nic, prócz dziwacznego koloru, się nie działo. Natomiast w głowie kręciło jej się zupełnie tak, jakby właśnie sama przez minutę szybko obracała się wokół własnej osi. Albo… jakby właśnie się dowiedziała, że jest śmiertelnie chora i został jej miesiąc życia. Kto wie…? Może tak właśnie było?
- Co? – drgnęła, gdy w końcu zwrócono się bezpośrednio do niej. Zaboli? nie była tą delikatną panienką, która miała uciekać z piskiem na samo wspomnienie bólu. Czy na to, że jej własny mąż zamierza go zadać. Zmarszczyła tylko brwi, gdy zobaczyła, że Sanada trzyma w ręce kunai i że przykłada go do jej ręki. To tylko figiel jej głowy sprawił, że wydawało jej się, że to wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. A przecież… nie działo.
Cięcie było szybkie. Zapiekło, jasne, ale Asaka nawet nie pisnęła. Jedynie na chwilę odruchowo zacisnęła powieki. I… Już było po wszystkim. Drugą, wolną ręką przytrzymała się Shikiego, chociaż tak na dobrą sprawę wcale nie było potrzeby. Sama była nawet trochę ciekawa co się teraz stanie. Jak będzie wyglądać krew? Czy będzie miała swój standardowy, nieco metaliczny zapach? Czy…
Nie zdążyła zaprotestować. Shikarui był zwyczajnie szybszy, a jego usta zbliżyły się do rozcięcia na jej ręce. A ona była chyba zbyt mocno skołowana w tej chwili. Nie zdążyła mu się wyrwać, choć pewnie nawet by nie zdołała, czarnowłosy był od niej znacznie silniejszy. Zgadza się, nie uczyli tego na pierwszej pomocy. Ani na szkoleniu shinobich. Nie, żeby Sanada w ogóle takie przeszedł. Mina Asaki wyrażała teraz absolutne przerażenie; przecież to mogło skończyć się różnie. Nie wiedzieli co to jest. Z czym to się je. Czy zaraz jej stan się przez to nie pogorszy. Czy Shikarui „się nie zarazi” – niezależnie, czy była to faktycznie jakaś zaraza, czy… trucizna. Głównie to o to drugie bardziej się martwiła niż o to, że mógł jej tym zaszkodzić. To znaczy… ach, o to też. Nie wybierała się jeszcze do grobu, przecież tyle życia było jeszcze przed nią, ale to o fiołkowookiego teraz się martwiła.
Jednak prawdą było, że bezczynność to morderca. Na starość żałowało się w lwiej części tylko tego, czego się nie zrobiło, niż tego, co zostało dokonane. Gdybanie. Co gdyby wtedy a wtedy zrobiło się to i to. Co jeśli tej a tej osobie powiedziało się swoje prawdziwe myśli. Gdyby teraz zginęła, bo tylko by czekali… to czy Shikarui żałowałby, że nic nie zrobił? Miał przecież tyle opcji. Ale chyba nie miał czego żałować. Bo nie czekał na koniec świata tylko działał – najwyraźniej jedyna osoba myśląca trzeźwo w tym towarzystwie. Bo Asaka była teraz taka, jakby ktoś walnął ją w łeb kamieniem i potrafiła tylko lakonicznie zadawać pytania.
Więc jak dobrze, że w tym momencie Shikarui przejął stery, bo gdyby to ona kierowała, to najpewniej koncertowo wpierdolili się na drzewo i spadli z urwiska. Ten jeden raz kompletnie nie przeszkadzało jej, że młodzieniec przestał się kogokolwiek pytać o zdanie i robił co chciał.
Albo może po prostu nie zdążyło jej to zacząć przeszkadzać?
Nie mogła winić chłopaka, że podchodził do niej jak do jeża, ale jednak naprawdę zaczynało to być niekomfortowe. Że no w zasadzie zwracano się do niej jak do rzeczy, do trędowatej rzeczy prawdę mówiąc. Chociaż nie; nie zwracano się do niej w ogóle. Oprócz Shikiego. Bo on… on zachowywał się wzorowo i była mu cholernie wdzięczna. Nawet jeśli nadal była przerażona tym, że mógł narazić samego siebie.
- Nie wiem. No trochę. Nie na tyle, że miałabym się zaraz przewrócić – teraz dodatkowo jeszcze szczypała ją rana, którą trzymała dłonią, gdy już Shiki skończył swoje. Czy krew ściekała jej teraz przez palce, barwiąc i brudząc rękawiczki bez palców? - I w sumie tyle. Mogę iść – wolałabym iść – pomyślała, ale już tego nie powiedziała na głos. Nie chcę zostawać sama. Nie w obcym miejscu, nie po ugryzieniu jakiegoś popapranego, chakrowego komara. Nie przy ludziach, dla których mogłaby nie istnieć. - A... Ty? Nic nie...? - nie dokończyła, ale miała nadzieję, że Shikarui zrozumie, że chodzi o jego malą zabawę w wampirzątko.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Szlak transportowy

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Szlak transportowy

Post autor: Shikarui »

Co z TYM zrobimy. Jakże źle to brzmiało. Jak przykro. Oczywiście - nie miał na myśli białowłosej. Oczywiście musieli być w miarę uprzejmi z natury. Oczywście byli medykami, to oni musieli podjąć tutaj akcję. Oczywiście musieli ustalić co z tym, czyli fioletową plamą, która nie chciała się zetrzeć, nawet kiedy pocierał ją palcem. Oczywiście - nic nie mogło pójść tak, jak powinno. Oczywiście. Szkoda, że w tak wielu oczywistościach nie znalazło się złote rozwiązanie wszystkich ich problemów. Takie, które sprawiłoby, że kura byłaby cała i jajko też. Tak to leciało..? Chyba powiedzonka mi się pomieszały. Jak zawsze! Oczywiście.
Sięgnął po manierkę z wodą i wlał sobie trochę do ust, tylko po to, by przepłukać je z krwi i wypluć. Z krwi jak krwi - toksyn, które mogły w niej krążyć. To coś ciągle kłębiło się w jego żyłach i nie ważne, jak bardzo się do tego przyzwyczajał, jak bardzo zaczynał to lubić, jak wiele siły przynosiło - wiło się w jego wnętrzu i czekało na moment, w którym zostanie spuszczone ze smyczy, jak wściekły pies. Przecież własnie był tym psem. Ten wilk, którego bardzo lubił karmić, pragnął szarpać, rozrywać. Moczyć zęby w krwi - nie ważne jakiej. Nie ważne czyjej. Bardzo pilnował, żeby był zawsze pod kontrolą, kiedy zaczynał czuć ten charakterystyczny, metaliczny zapach. Zwłaszcza, kiedy zapach pochodził od białowłosej pani wpierdol się liczy.
- To dobrze. Nie pozwolę ci upaść. - Nie pozwolę ci zostać z tyłu. Nie pozwolę ci się zagubić. Nie pozwolę, żebyś musiała wstawać. Otarł wierzchem dłoni usta. Jeżeli bezruch zabijał, to czy działanie było rozwiązaniem wszystkich problemów? Proszę bardzo, jak bardzo szybko można było przykuć uwagę pana Sanady. Nagle z kompletnego flegmatyka, który wydawał się nawet nie stąpać duchem po ziemi, zamieniał się w wypełnioną po brzegi maszynę do działania. Zdziwiło go tylko to, że ta dwójka, która sprawę badała, również ten zastrzyk dostała - jakby zarażał tak samo sprawnie, jak ta choroba, której się tak bali. Shikarui naprawdę się na tym nie znał - ani na tym, jak działały dokładnie ludzkie emocje, ani na tym, jak rak zaczynał kwitnąć we wnętrzu i rozrastać się na wszystkie strony. Zupełnie jak te wspomniane choroby. Nie rozumiał, jak coś mogło przejść ze zbóż na ludzi. Rozumiał jednak, że kiedy jesteś zatruty, to nie bezruch zabijał - zabijało właśnie działanie. W tym wypadku nie było złotego środka. Nie mógł jej tu zostać ni kazać wracać do Sogen. Przede wszystkim ta dwójka by nie pozwoliła. Mógłby ich zabić, ale to by niekorzystnie wpłynęło na szanse wyleczenia Asaki - odpada. Musiał zawierzyć ich możliwościom stworzenia odtrutki.
- Nic mi nie jest. - Przysunął dłoń do twarzy białowłosej i pogładził ją kciukiem, śląc łagodny uśmiech, by miała szansę się uspokoić. Chociaż odrobinkę. - Więc prowadź. - Zwrócił się już do mężczyzny, kiedy ten oznajmił, że może ich zaprowadzić do wioski. Choć może wcale nie do wioski będą mieli podążać? - Skoryguję drogę w razie potrzeby. - Zbliżała się noc. Ciemna? Jasna? To była już ta pora roku, że noce były o wiele dłuższe od dni. Minęło lato, gdzie słońce wschodziło po czwartej nad ranem i wędrowało spać o jedynastej wieczorem. Gdzie smugi malowane nad sogeńskim morzem przyprawiały o utratę tchu wszystkich romantyków podczas zachodu. Shikarui wyraźnie czuł zew morza. Śpiew oceanu, który wypelniał jego duszę, a którego niewielu potrafiło odczuć - tak mu się przynajmniej wydawało. Dlatego dobrze wiedział, że kiedyś wybuduje dom nad morzem w Daishi. Pewnie nigdy w nim nie zamieszkają, chyba że udałoby mu się wymordować wszystkie mewy w okolicy. Zawsze lepsze one niż gołębie - tak uważał czarnowłosy. Choć z tych ostatnich przynajmniej był bardzo smaczny rosół,więc zestrzelenie takowego nigdy nie szło na marne.
- Jeżeli się gorzej poczujesz, mów od razu. - Poinformował białowłosą. Rzecz jasna co jakiś czas badał teren swoimi oczami. Wizją teleskopową wodził za robalami, by odnaleźć ich punkt zbioru. - Klan Aburame specjalizuje się w hodowaniu robaków do walki. - Zaczął wyjaśniać Asace, kiedy już ruszyli. Szedł blisko niej, by w razie czego podać jej dłoń. Wspomóc ją. Tak jak uważnie jąo obserwował - ją i jej plamę na skórze. - Potrafią być śmiertelnie niebezpieczne w grupie. Pojedyncze osobniki raczej nie są groźne. Z tego, co rozumiem, Aburame jest dla robaków królową-matką. Słuchają go bezwzględnie. Nie znam ich technik. Robaki mogą się od siebie bardzo różnić swoimi możliwościami bojowymi. - Dlatego to był tak cholernie wkurwiający klan. Jedno było pewne - robale trzeba było szybko unieszkodliwiać. Na szczęście zarówno on jak i Asaka, zwłaszcza Asaka, mieli w swoim arsenale odpowiednie zdolności.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Szlak transportowy

Post autor: Asaka »

Szok, w jakim była aktualnie Asaka, wszystkim wychodził na dobre tak po prawdzie. Z natury kobieta nie należała do najspokojniejszych i najcierpliwszych; gdy zwracano się do niej w taki czy inny sposób, albo zachowywało, jakby wcale jej obok nie było, te małe pokłady cierpliwości bardzo szybko się wyczerpywały. Trzaskała już różnych mężczyzn po zębach za mniej, naprawdę – choć tutaj chyba obojgu medyków nie miała o co winić. Ale jednak w normalnych warunkach pewnie zagotowałaby się do czerwoności ze złości i pięść by ją świerzbiła. Nie mogłaby winić Shikaruia, który czuł ten zew krwi. Chyba sama rozumiała to aż za dobrze. To znaczy nie mogłaby winić, gdyby w ogóle o tym wspomniał, a nie zostawiał tej informacji dla siebie. Chyba. W każdym razie wszystkim to wyszło na dobre, bo nie zaczęły się niepotrzebne rozruchy. Wrogość. Gęsta atmosfera, którą można by kroić nożem. Było… względnie spokojnie.
Oczy nieco jej się zaświeciły, gdy młodszy z medyków wyciągnął dłoń i bez dotykania jej rany przesłał zielonkawą chakrę, a rana… tak po prostu zaczęła się zamykać. Zrobiła to w mgnieniu oka tak po prawdzie i to zaskoczyło białowłosą dziewczynę, która patrzyła na tę rękę, na zasklepiającą się szramę z równie wielką fascynacją, co przed chwilą medyk patrzył na nią i Shikaruia wysysającego jej krew. Jego słowa faktycznie nie uszły jej uwadze, ale nie powiedziała nic. Oprócz cichego:
- Dziękuję – gdy już rana tak po prostu zniknęła. Razem z niewielką opuchlizną. A co stało się z tą dziwaczną plamą?
Zwykle starała się dopasować do sytuacji, które los rzucał jej pod nogi, ale prawda była taka, że nie była tak do końca elastyczną osobą. Może i miała dość zachwiany korpus moralny, w większości, ale były też takie sprawy, których trzymała się sztywno. Tak, jakby świat miał się zawalić, gdyby kiedykolwiek zmieniła zdanie. Tutaj nie było się czego trzymać, ale wychodziło na wierzch to, że złotooka nie potrafiła się tak dopasowywać jak potrafił jej mąż. Zagubienie, w które wpadła przez sytuację, której zupełnie się nie spodziewała, której scenariusza nigdy nie odegrała w swojej głowie, robiło swoje. Wychodziło na pierwszy plan. Przycichła mocno, a jej zwykle bystre, wręcz ogniste spojrzenie, teraz… zwyczajnie zmatowiało. Wszystkie rzeczy, które kiedyś jej się śniły po nocy w koszmarach, a o których dawno już zapomniała, wypłynęły na wierzch, wystawiając swoje obrzydliwe, paskudne, demonie główki i śmiały się pełnym, szerokim uzębieniem. Paraliżowały. Asaka czuła, że w tym momencie jest zupełnie bezsilna, że musi polegać na innych. Tak w wiedzy, jak i w umiejętnościach. Że jest bezużyteczna. A ona… bardzo, bardzo nie lubiła czuć tej bezsilności i bezużyteczności.
Jednak teraz się temu poddała, starając się na tyle zapoznać z sytuacją, by znaleźć sobie w niej jakieś miejsce. Stały punkt, którego mogłaby się utrzymać i wymyślić jakiś szczątek planu, na którym można by bazować i dopiero improwizować. W tym momencie taką jedyną stałą był fiołkowooki, do którego przylgnęła, łapiąc każdy jego dotyk i uśmiech, jakby miał być tym ostatnim. Ale nie będzie, prawda? Nie, nie może. Tak jak Shikarui nie mógł żyć w błędzie, że to nie morze było problemem, a Sogen. Zaś dzika linia brzegowa w Daishi była piękna i nawet mewy nie psuły całego obrazka.
- Dobrze – odparła, dając znać, że… da znać, jeśli coś zacznie się dziać. Teraz to nawet zawroty głowy przemijały, w miarę powolnego oswajania się z sytuacją. Czy to może jednak działanie Shikiego coś na to pomogło? To, jak bezrefleksyjnie po prostu zaczął działać. Pierwsze przerażenie przerodziło się w absolutną wdzięczność, że nie zaczął traktować jej jak trędowatej.
Słuchała go uważnie, gdy zaczął tłumaczyć co i jak z tymi całymi tamburynami. Czy jak im tam było. Przy okazji patrzyła też na plecy starszego medyka, który zaoferował się, że zaprowadzi ich do tej wioski, w której wszystko się zaczęło. Miło z jego strony, prawda? Ale pewnie taka jego robota. Miło też, jeśli faktycznie dadzą jej tę odtrutkę. Chociaż patrzyła na to tak, jakby miała być ich króliczkiem doświadczalnym, na którym przetestują jej skuteczność. Ona sama słabo znała się na truciznach. Czytała trochę w Sogen, ale to były tylko podstawy. Nie mogłaby więc sama nic pomóc czy zaradzić.
- Ciekawe jak je hodują i trenują w taki sposób, żeby to w człowieku widziały swojego alfę, a nie w drugim, paskudnym robalu – zastanowiła się na głos. Wolała to przełożyć na nieco bardziej zwierzęce instynkty, na stada i ich alfę czy betę, bo były to dla niej znacznie bardziej znajome tereny, niż jakieś królowe-matki inne tego typu bzdury. - W sumie to nigdy nie słyszałam, żeby robale można było wiesz… trenować wydawać komendy i tak dalej. Albo może źle do tego podchodziła?
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Kyoushi
Posty: 2683
Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
Wiek postaci: 28
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
GG/Discord: Kjoszi#3136
Lokalizacja: Wrocław

Re: Szlak transportowy

Post autor: Kyoushi »

  • Mając więcej czasu niż mógł na to liczyć, po długim i leniwym miesiącu wypoczynku, białowłosy w końcu wstał z łóżka i powrócił do życia. Przez ten czas wiele myślał, wiele również rozmawiał z miauem, który gdzieś tam był. Mimo wszystko, nie bardzo mogli się dogadać, ze względu na odmienność charakterów - jednak była to tylko kwestia czasu. W końcu szermierz zdecydował się w końcu ruszyć cztery litery w kierunku Prastarego Lasu, tam gdzie miał okazję dowiedzieć się czegoś nowego tym razem bez chęci inwigilacji na rzecz Uchiha. Była to typowo krajoznawcza wycieczka, w której chciał znaleźć nowe informacje na temat świata. W końcu miał już wolny wybór i możliwość opuszczenia osady bez swojego 'cienia' Uchiha, który non stop na nim ślęczał. Tym razem tylko on i Dwuogoniasty. Nie wiele czekając, przygotował specjalny sprzęt, katanę przełożył przez plecy i ruszył do stolicy Midori.
Dokąd: Midori
Czas podróży: 30 minut (16:30 na miejscu)
Środek transportu: Piechta
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij... Obrazek
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3837
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Szlak transportowy

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Szlak transportowy

Post autor: Kakita Asagi »

Pobyt samuraja w Sogen dobiegł końca. Mimo swoich wcześniejszych planów pozostania nieco dłużej w prowincji klanu Uchiha, niebieskooki czuł, że musi wracać do szkoły, bowiem jak powiedział Uchiha-hime: służba jest rolą życia samuraja. Chociaż teoretycznie mógłby jeszcze nieco przedłużyć swój pobyt, to jednak takie pozostawanie daleko od domu powodowało u niego psychiczny dyskomfort, jak mógł sobie pozwolić na takie lenistwo, kiedy jego bracia broni ciężko pracowali? Racjonalnych przesłanek do powrotu było sporo, z jednej strony ciągła wizja zagrożenia "Kogutami", gdyby pobyt w Sogen przybliżał go do rozwiązania zagadki złowrogiego gangu, mógłby tutaj zostać, jednakże nic na to nie wskazywało. Ponad to, zdobył dużo innych równie cennych informacji, którymi powinien się podzielić ze swoimi braćmi w szkole...
Niebieskooki opuścił osadę Uchiha niedługo po tym, jak wstało słońce. Chciał możliwie najskuteczniej wykorzystać późnowiosenną aurę, która sprawiała, że dni są dłuższe i można swobodnie podróżować bez obawy o wcześnie zapadający zmrok. Wychodząc na trakt, niebieskooki rozejrzał się wokół w powietrzu czując zbliżające się lato. Nie minie wiele czasu, a i ono przeminie, a po nim nastanie zima i znów wiosna - czas płynął szybko, zdecydowanie za szybko. Miało to swoje dobre strony, pewne dawne wspomnienia i uczucia stawały się coraz bardziej odległe i wręcz niepewne niczym sny.
Niebieskooki znów udał się na południe, w kierunku domu. Wyprawa do Sogen i skrzyżowanie mieczy z Uchiha-hime było dla niego swoistym katharsis, pozwoliło raz jeszcze spojrzeć na własną drogę miecza, a przy tym poukładać sobie pewne sprawy. Szczególnie ich rozmowa o obowiązku i powinności przysłużyła się samurajowi, znów przypomniał sobie gdzie jest jego miejsce w świecie i jak powinno ono wyglądać. Przypomniała mu ona również, że czysty umysł samuraja domaga się unikania ścigania mrzonek i fałszywych pragnień, które jedynie ból i cierpienie sprowadzają. Już raz zaryzykował dla nich życie i tylko łaska bogów sprawiła, że nie musiał zapłacić najwyższej ceny. Tym razem już nie popełni błędu. Zmierzając na południe, niebieskooki czuł, że wraca na swój sposób lżejszy. Przywiązanie względem pewnej kunoichi zostało zastąpione czymś innym. Kakit cieszył się, że miał okazję spotkać na swej drodze Setsunę, ale kolejne miesiące robiły swoje, rzeczywistość stawała się coraz bardziej klarowna, a on coraz lepiej rozumiał, że pewne rzeczy zwyczajnie nie mają prawa się zdarzyć, a złudne czekane na nie to strata czasu...

<ZT>

Dokąd: Kaigan: Szkoła Taka
Czas podróży: 60 minut
Środek transportu: Własne nogi
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sogen [394 r.]”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości