Misja D
Grave digger, grave digger, bring me to my knees
forget what i have done, forgive me if you please.
15
Niektórzy uczestnicy procesji rozchodzili się powoli. Przyszło ci stać i czekać na swoją kolejkę do grabarza dobre pół godziny, zanim udało ci się w końcu kupić jego uwagę. Dokładnie tak samo, jak on kupił twoje usługi. Ci, co byli najmniej zainteresowani tym wszystkim i nie chcieli marznąć na darmo, zdążyli się już zebrać jakiś czas temu. Sterczenie na tym cmentarzu mijało się z celem. Zmarły został pożegnany, niech ci, którzy mają mu jeszcze historię swymi łzami do opowiedzenia, opowiedzą ją w samotności. Choć raczej powinnam była napisać: w towarzystwie tych, którzy również ją opowiadali. Tkali, łkali, budowali. Myśl za myślą, a każda z nich była cennym słowem. Zrozumiałą tylko dla nich i dla tych, którzy potrafili współczuć . Kojarzysz to słowo? Bardzo popularne, zna je każde dziecko. Było wpisane w dziennik wydarzeń na marginesie, gdzie nie rzucało się w oczy i nie przeszkadzało, dopóki nie podkreśliłeś go czerwonym mazakiem. Czasem notatki potrafiły być bardzo pstrokate i chaotyczne. W innych zeszytach świeciła pustka. Wtedy takie jedno, muśnięte atramentem słowo, zwracało na siebie więcej uwagi, aniżeli powinno. Kiedy ty stałeś na uboczu, byłeś jak to słowo - tylko jego ciemne przeciwieństwo. Ta druga strona lustra, za którą niewielu miało uwagę spoglądnąć. Niektórzy nie mieli nawet odwagi spoglądać na tą jasną.
Grabarz cicho się zaśmiał pod nosem. Cichuteńko. Jeden z tych śmiechów, których nie wspomina się jako perłowe i piękne, a kojarzą się bardziej z pewnym tchórzliwym psem, o którym dzieci opowiadały sobie historyjki. Nazywał się "Chojrak". Oparł się o łopatę w dosłownie ten sam sposób, w jaki opierał się o nią stojąc przy drodze i czekając na swoich wybawców, którzy pozwolą mu dokończyć robotę. Smutek, stres i utrapienia omijały go tak, jak mijały jego przyjaciół. Wszystkich tych martwych, pochowanych pod ziemią. Zdawały się go nie dotyczyć, choć punkt widzenia ponoć zależał od perspektywy siedzenia. Dla ciebie mógł to być i smutny człowiek. Jak ktoś, kto nie ma kogo obdarzyć miłością i cieplem i sam został wygnany na skrawek tego Hadesu, mógłby być szczęśliwy?
- Odpoczynek w końcu należy się każdemu. Nie koniecznie w łóżku. - Obserwował, jak ludzie powoli się rozchodzą i zostają tylko ci, którzy odchodzić nie chcieli. To jak trzaśnięcie drzwiami - wiesz, że nie ma żadnego turning back . Krok zrobiony w kierunku przeciwnym od tego grobu oznaczać będzie zamknięcie rozdziału, którego nie zawsze chciało się domykać. - Ooo, wróciła zguba do dom? - Obrócił się i wyciągnął szyję, by spojrzeć w kierunku swojego domu. Stała tam, taka jak zawsze, nieprzejęta czymkolwiek, jakby żadnego pościgu i próby sprowadzenia jej do domu nie było. Oto i błogosławieństwo nieświadomych - nie musieli się przejmować. Żyli w idylli, kloszu swych własnych wizji. Na przykład tych o kostce cukru.
Grabarz wyciągnął woreczek z ryo i rzucił w twoim kierunku, po czym klepnął cię lekko w ramię z cwaniackim, ale w tym pozytywnym znaczeniu, uśmiechem, po czym kuśtykając skierował się do swojego domostwa. Gdybyś się przyglądał widziałbyś, jak podchodzi do klaczy, odstawiając łopatę do kolekcji reszty łopat, gładząc ją i coś do niej mówiąc. Zaklinacz.
Żywych i umarłych.
Misja zakończona sukcesem ♥