Knajpka Kitsurai
- Ryuujin
- Martwa postać
- Posty: 361
- Rejestracja: 29 kwie 2021, o 14:42
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Długie czarne włosy częściowo spięte w kucyk, reszta puszczona luzem
przez co jeden kosmyk zasłania lekko lewą część twarzy. Spore płatki uszu w
których znajdują się duże, okrągłe czarne kolczyki. Ubiera się w stylu buddyjskich mnichów. - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9612
- GG/Discord: Aogiri#3463
- Multikonta: Zenin Toji
Re: Knajpka Kitsurai
0 x

Słowa|BattleTheme | +18 | Theme|Myśli
Jeśli to czytasz to chciałbym Ci życzyć cudownego dnia!
Lepiej tu nie zaglądać.
BabyRyuujin
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Knajpka Kitsurai
Oj tak, to musiał być Osioł.
W końcu tylko osioł uganiał się za kimś, kto go potraktował go plaskaczem w twarz.
Bardzo rzadko czuł się bardzo zagubiony w towarzystwie. Potrafiłeś w końcu w nim zręcznie brylować, czyż nie? Dopasowywać się do ludzi, poznawać ich punkty widzenia, nawet jeśli czasem się coś za ostro i nierozważnie palnęło. No zgoda - nawet jeśli często najpierw mówiłeś, a dopiero potem myślałeś. A jednak wcale nie rzadko zdawało się, jakbyś był nie na miejscu. niepasujący element puzzla do tego wszystkiego. Do tej układanki. Ta była spójna, jakby ta dwójka miała na nią plan od samego początku. I co - to tak po prostu? Zawieranie znajomości było w końcu proste. Podajesz imię, czasem nazwisko, czasem jest to nazwisko nawet bardziej fikuśne od zwykłego "Kaminari". No, to wtedy jest sensacja! Tutaj to już w ogóle, kiedy spotkała się dwójka ludzi z tego samego klanu, którzy mieli tak dziwaczne nazwiska. Ale potem są osoby, które wierza w bogów, ich dobroć i ci, którzy chcą się z nimi mierzyć. I tutaj był nie na miejscu. Ale... ale czemu wierzycie w istoty, które przynoszą tyle zła i bólu na ten świat... Bardoz chciałbyś wiedzieć. Jakoś nie było nigdy osoby na miejscu, która mogłaby pokazać, że przecież, rzeczywiście - na co zdałoby się światło, gdyby nie było ciemności..? Osoby, która mogłaby ukoić ten gniew w twoim sercu i to poczucie, że jeśli nie zbuntujesz się przeciwko prawidłom świata, to niedługo to wszystko się rozsypie. Jak bardzo niszczące to było wiedzieli wszyscy, którzy próbowali tej walki. Skazanej na porażkę.
- Ale bogów jest wielu, to z którym ty się chcesz mierzyć? - Właśnie. Co on, nie wiedział? Jasne, że tutaj nie czcili wielu bóstw i ogólnie - Antai nie było prowincją, w której by przywiązywano do bogów szczególną wagę. No bo po co, skoro, tak jak Kuro Yami, lepiej wierzyć w siłę własnej pięści niż modlić się do mistycznych istot, które może pomogą, może nie - wedle swojego widzi-mi-się. O ile istnieli, rzecz jasna. W końcu było wiele rzeczy na tym świecie, których nie dało się wyjaśnić.
Na zadane przez Yamiego pytanie wygiął usta robiąc minę, która sama za siebie mówiła, że w sumie to nie ma pojęcia - i nie obchodzi go to.
- Nie wiem, chyba tak? Może takie... ee... dla obu płci po prostu? Jakby - nie przyszło mi do głowy, żeby rodziców o to zapytać. - To ostatnie już wypowiedział sarkastycznie, uśmiechając się znowu pod nosem. Ale tak krzywo. Wesoło-krzywo. W końcu to był tylko jego żarcik, bo nad niektórymi rzeczami lepiej się śmiać niż ronić gorzkie łzy. Już w tym półroczu i tak ich zbyt wiele zmarnował nad sake, sprawiając, że słodki napój stawał się słony i jakiś taki... chyba po prostu kwaśny. Pewnie to dlatego radzili, żeby akurat alkoholem smutków nie zapijać. Na szczęście Kaiho był mądry! Wiedział, że gdzie nie pomoże alkohol - tam zadziała opium!
- Zmieniają się. Wszyscy się zmieniają. - Zacisnął zęby, lustrując Kuroia złym spojrzeniem. Oczywiście - nie powinien był palnąć takiego obraźliwego słowa, takiej insynuacji w ogóle. I powinien teraz grzecznie przeprosić. No bo - co za idiota chciałby we własnym klanie walczyć o dobre słowo dla osób, które same wepchnęły się pod nóż? Ano, taki jeden... Osioł. Który wszak sam obrażał Sogen i jego mieszkańców - ale zawsze wtedy dodawał, że ma nadzieję, że nie uraził, że to nie tak na serio. Co to za wciskanie wszystkich do jednego worka? Słabi zawsze będą słabi. Źli zawsze będą źli. Słowa potrafiły być jak miecz, który ciął na kawałki, a ludzie czasem sobie nawet z tego nie zdawali sprawy. Idiota. Ale tego już nie powiedział. I to tylko dlatego, że był tutaj Ryuujin, bo Kaiho bardzo mocno teraz walczył z samym sobą, żeby nie rzucić się do gardła temu wielkiemu facetowi i żeby nie wydrapać mu oczu. Zaciskał zęby i próbował uspokoić oddech. Siebie uspokoić. Dłonie mu zadrżały na nogach, więc zacisnął palce na materiale sukienki. - Kiedy idziesz drogą to lepiej kłaniaj się wszystkim na niej. Bo może się okazać, że będziesz wracał tą samą drogą. - Czy było to z jednego z bardziej popularnych dzieł tutejszych można się sprzeczać, ale filozofia i wszelkie książki jej poświęcone same w sobie popularne na pewno były. A Kaiho, mimo swojego krytycznego nastawienia, akurat czytać lubił. Tak samo jak kochał poznawać nowych ludzi i nowe punkty widzenia. Ale tu... to nie mogło zadziałać.
Właśnie. Po co w ogóle było zaczynać ten temat? Dłoń przestała mu drżeć, więc przestał z całej siły - a wiele jej nie było - zaciskać ją na jedwabiu. Rozluźnił. Brzdękając tylko okrągłymi bransoletkami zawieszonymi na przedramieniu. Powietrze z niego uszło - i jak to zazwyczaj bywało, zostawiło po sobie nieprzyjemnie zimny dreszcz. To było głupie. To wszystko. To spotkanie, zgoda na to, żeby... żeby co, ZAKOLEGOWAĆ SIĘ? Jeszcze głupsze. Siedzenie tutaj teraz też było głupie, bo nie miałeś najmniejszej ochoty na towarzystwo człowieka, który nie miał poszanowania dla ludzkiego życia i najmniejszego szacunku do tego, że w tej wojnie ginęli też niewinni. Czemu za błędy jednostek i ich wymysły ma płacić wielu..? Czy Kuroi nie pojmował, czym była okrutna manipulacja tłumem? Pewnie nie. Był raczej klasycznym przedstawicielem ludzi, którzy dawali się mamić - i hurra! Za klan! Czemu? No przecież babka i tatko mówili, że tak trzeba, to tak trzeba! Tak samo pewnie ktoś powiedział kilku głupim Uchiha, którzy poszli za jeszcze głupszą liderką. A tobie po prostu... było ich żal. Tych Uchiha, tego, że takie osoby dochodziły tam do władzy. A przecież Katsumi głosiła politykę pokoju. I co się z tym stało..? Pieprzło - w imię IDEI. Najwspanialsza rzecz na świecie, ha! I wiesz, co jeszcze było głupsze? Że w sumie to nie chciałeś robić sogeńskich wyjść, bo przecież mogłoby być dziwnie. Tylko w sumie czemu miałoby być dziwnie? Jak zawsze - mózg zaczynał wręcz parować od zbytniego nadmyśliwywania rzeczy. Takim sposobem już nie spoglądałeś ani na jednego ani drugiego pana - objąłeś się ramiona i spojrzałeś na bok, patrząc w punkt widoczny tylko sobie.
- Nie mam planów. Jest wojna, więc jestem zobowiązany do służby i ochrony Raigeki w razie zagrożenia. Poza tym mam zobowiązania wobec rodziny. Więc planowanie jest dla mnie trochę poza zasięgiem. - Odetchnął. Można by było w tym czasie, o, jak taki Kuro Yami - ćwiczyć! Ale Kaiho nie lubił ćwiczyć. Zwłaszcza Rantonu. Ale za to bardzo lubił ćwiczyć wytrzymałość na alkohol. To wychodziło mu wybornie!
W końcu tylko osioł uganiał się za kimś, kto go potraktował go plaskaczem w twarz.
Bardzo rzadko czuł się bardzo zagubiony w towarzystwie. Potrafiłeś w końcu w nim zręcznie brylować, czyż nie? Dopasowywać się do ludzi, poznawać ich punkty widzenia, nawet jeśli czasem się coś za ostro i nierozważnie palnęło. No zgoda - nawet jeśli często najpierw mówiłeś, a dopiero potem myślałeś. A jednak wcale nie rzadko zdawało się, jakbyś był nie na miejscu. niepasujący element puzzla do tego wszystkiego. Do tej układanki. Ta była spójna, jakby ta dwójka miała na nią plan od samego początku. I co - to tak po prostu? Zawieranie znajomości było w końcu proste. Podajesz imię, czasem nazwisko, czasem jest to nazwisko nawet bardziej fikuśne od zwykłego "Kaminari". No, to wtedy jest sensacja! Tutaj to już w ogóle, kiedy spotkała się dwójka ludzi z tego samego klanu, którzy mieli tak dziwaczne nazwiska. Ale potem są osoby, które wierza w bogów, ich dobroć i ci, którzy chcą się z nimi mierzyć. I tutaj był nie na miejscu. Ale... ale czemu wierzycie w istoty, które przynoszą tyle zła i bólu na ten świat... Bardoz chciałbyś wiedzieć. Jakoś nie było nigdy osoby na miejscu, która mogłaby pokazać, że przecież, rzeczywiście - na co zdałoby się światło, gdyby nie było ciemności..? Osoby, która mogłaby ukoić ten gniew w twoim sercu i to poczucie, że jeśli nie zbuntujesz się przeciwko prawidłom świata, to niedługo to wszystko się rozsypie. Jak bardzo niszczące to było wiedzieli wszyscy, którzy próbowali tej walki. Skazanej na porażkę.
- Ale bogów jest wielu, to z którym ty się chcesz mierzyć? - Właśnie. Co on, nie wiedział? Jasne, że tutaj nie czcili wielu bóstw i ogólnie - Antai nie było prowincją, w której by przywiązywano do bogów szczególną wagę. No bo po co, skoro, tak jak Kuro Yami, lepiej wierzyć w siłę własnej pięści niż modlić się do mistycznych istot, które może pomogą, może nie - wedle swojego widzi-mi-się. O ile istnieli, rzecz jasna. W końcu było wiele rzeczy na tym świecie, których nie dało się wyjaśnić.
Na zadane przez Yamiego pytanie wygiął usta robiąc minę, która sama za siebie mówiła, że w sumie to nie ma pojęcia - i nie obchodzi go to.
- Nie wiem, chyba tak? Może takie... ee... dla obu płci po prostu? Jakby - nie przyszło mi do głowy, żeby rodziców o to zapytać. - To ostatnie już wypowiedział sarkastycznie, uśmiechając się znowu pod nosem. Ale tak krzywo. Wesoło-krzywo. W końcu to był tylko jego żarcik, bo nad niektórymi rzeczami lepiej się śmiać niż ronić gorzkie łzy. Już w tym półroczu i tak ich zbyt wiele zmarnował nad sake, sprawiając, że słodki napój stawał się słony i jakiś taki... chyba po prostu kwaśny. Pewnie to dlatego radzili, żeby akurat alkoholem smutków nie zapijać. Na szczęście Kaiho był mądry! Wiedział, że gdzie nie pomoże alkohol - tam zadziała opium!
- Zmieniają się. Wszyscy się zmieniają. - Zacisnął zęby, lustrując Kuroia złym spojrzeniem. Oczywiście - nie powinien był palnąć takiego obraźliwego słowa, takiej insynuacji w ogóle. I powinien teraz grzecznie przeprosić. No bo - co za idiota chciałby we własnym klanie walczyć o dobre słowo dla osób, które same wepchnęły się pod nóż? Ano, taki jeden... Osioł. Który wszak sam obrażał Sogen i jego mieszkańców - ale zawsze wtedy dodawał, że ma nadzieję, że nie uraził, że to nie tak na serio. Co to za wciskanie wszystkich do jednego worka? Słabi zawsze będą słabi. Źli zawsze będą źli. Słowa potrafiły być jak miecz, który ciął na kawałki, a ludzie czasem sobie nawet z tego nie zdawali sprawy. Idiota. Ale tego już nie powiedział. I to tylko dlatego, że był tutaj Ryuujin, bo Kaiho bardzo mocno teraz walczył z samym sobą, żeby nie rzucić się do gardła temu wielkiemu facetowi i żeby nie wydrapać mu oczu. Zaciskał zęby i próbował uspokoić oddech. Siebie uspokoić. Dłonie mu zadrżały na nogach, więc zacisnął palce na materiale sukienki. - Kiedy idziesz drogą to lepiej kłaniaj się wszystkim na niej. Bo może się okazać, że będziesz wracał tą samą drogą. - Czy było to z jednego z bardziej popularnych dzieł tutejszych można się sprzeczać, ale filozofia i wszelkie książki jej poświęcone same w sobie popularne na pewno były. A Kaiho, mimo swojego krytycznego nastawienia, akurat czytać lubił. Tak samo jak kochał poznawać nowych ludzi i nowe punkty widzenia. Ale tu... to nie mogło zadziałać.
Właśnie. Po co w ogóle było zaczynać ten temat? Dłoń przestała mu drżeć, więc przestał z całej siły - a wiele jej nie było - zaciskać ją na jedwabiu. Rozluźnił. Brzdękając tylko okrągłymi bransoletkami zawieszonymi na przedramieniu. Powietrze z niego uszło - i jak to zazwyczaj bywało, zostawiło po sobie nieprzyjemnie zimny dreszcz. To było głupie. To wszystko. To spotkanie, zgoda na to, żeby... żeby co, ZAKOLEGOWAĆ SIĘ? Jeszcze głupsze. Siedzenie tutaj teraz też było głupie, bo nie miałeś najmniejszej ochoty na towarzystwo człowieka, który nie miał poszanowania dla ludzkiego życia i najmniejszego szacunku do tego, że w tej wojnie ginęli też niewinni. Czemu za błędy jednostek i ich wymysły ma płacić wielu..? Czy Kuroi nie pojmował, czym była okrutna manipulacja tłumem? Pewnie nie. Był raczej klasycznym przedstawicielem ludzi, którzy dawali się mamić - i hurra! Za klan! Czemu? No przecież babka i tatko mówili, że tak trzeba, to tak trzeba! Tak samo pewnie ktoś powiedział kilku głupim Uchiha, którzy poszli za jeszcze głupszą liderką. A tobie po prostu... było ich żal. Tych Uchiha, tego, że takie osoby dochodziły tam do władzy. A przecież Katsumi głosiła politykę pokoju. I co się z tym stało..? Pieprzło - w imię IDEI. Najwspanialsza rzecz na świecie, ha! I wiesz, co jeszcze było głupsze? Że w sumie to nie chciałeś robić sogeńskich wyjść, bo przecież mogłoby być dziwnie. Tylko w sumie czemu miałoby być dziwnie? Jak zawsze - mózg zaczynał wręcz parować od zbytniego nadmyśliwywania rzeczy. Takim sposobem już nie spoglądałeś ani na jednego ani drugiego pana - objąłeś się ramiona i spojrzałeś na bok, patrząc w punkt widoczny tylko sobie.
- Nie mam planów. Jest wojna, więc jestem zobowiązany do służby i ochrony Raigeki w razie zagrożenia. Poza tym mam zobowiązania wobec rodziny. Więc planowanie jest dla mnie trochę poza zasięgiem. - Odetchnął. Można by było w tym czasie, o, jak taki Kuro Yami - ćwiczyć! Ale Kaiho nie lubił ćwiczyć. Zwłaszcza Rantonu. Ale za to bardzo lubił ćwiczyć wytrzymałość na alkohol. To wychodziło mu wybornie!
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
- Kuro Yami
- Gracz nieobecny
- Posty: 21
- Rejestracja: 3 sie 2021, o 12:39
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ogromny gość o ciemnej karnacji, noszący luźny podkoszulek, ciemne spodnie oraz bandaże na rękach.
- Widoczny ekwipunek: Bandaże na rękach
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=3 ... 84#p182484
- GG/Discord: Silens#9436
- Multikonta: Shabondama Haruki
- Ryuujin
- Martwa postać
- Posty: 361
- Rejestracja: 29 kwie 2021, o 14:42
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Długie czarne włosy częściowo spięte w kucyk, reszta puszczona luzem
przez co jeden kosmyk zasłania lekko lewą część twarzy. Spore płatki uszu w
których znajdują się duże, okrągłe czarne kolczyki. Ubiera się w stylu buddyjskich mnichów. - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9612
- GG/Discord: Aogiri#3463
- Multikonta: Zenin Toji
Re: Knajpka Kitsurai
0 x

Słowa|BattleTheme | +18 | Theme|Myśli
Jeśli to czytasz to chciałbym Ci życzyć cudownego dnia!
Lepiej tu nie zaglądać.
BabyRyuujin
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Knajpka Kitsurai
Wow, wow, WOW. Ten myślący inaczej Kaminari naprawdę zamierzał czekać na pojedynek z bogami. Co jest, kurwa? Przez moment jeszcze można było myśleć, że sobie jaja robi. Przez moment można było uznawać, że fajnie, fajnie, żartujemy sobie, wesoło jest, haha, pośmieszkowaliśmy... i nawiązać do tego, że bogowie tacy a sracy, świątynia taka nie inna... Czy coś. Ale nie. Nie, my utknęliśmy na tym, że urządzamy, mili państwo, BITKĘ Z BOGAMI! Tak, tak, jeszcze wielkimi literami, żeby nikt czasem nie przegapił i żeby do każdego dotarło. No Kaiho uniósł wysoko brwi i patrzył w autentycznym zdumieniu na rozmówcę. Przynajmniej jedno trzeba było przyznać - swoimi pomysłami całkiem nieźle odciągał uwagę od kwintesencji sprawy toczącej się przy stole. Czyli od problemu, który mógł się zakończyć nieprzyjemnie gdyby nie Ryuujin - ale może i gdyby nie on się nie rozpoczął. Cóż, bo w końcu gdyby nie on - nie byłoby tutaj dzisiaj Kaiho. Już byłby w swoim domu.
Nie miał zamiaru komentować ani jednego ani drugiego, chociaż siedzenie cicho i duszenie w sobie emocji było bardzo nie w jego stylu. Zaczynał się wtedy gotować i prędzej czy później wybuchał. Im więcej ładunku - tym mocniejszy wybuch i tym mocniejszy impakt na otoczeniu. Tylko jak rozmawia się ze ścianą? Nie rozmawia - bo ściana zawsze pozostanie taka sama. Choć z aktualnych przemyśleń to ściana we własnym pokoju wydawała się Kaiho o wiele lepsza do rozmowy niż Kuro Yami. Przynajmniej nie odszczekiwała w tak głupi sposób, że ściągało cię nie tylko z nóg, a nawet z krzesełka. Usiądź, zanim usłyszysz stawało się niedopowiedzeniem roku - przy Yamim trzeba było się od razu położyć, żeby być gotowym na to, jaką zaraz ci wysadzi petardę. A wmawiali mu w domu, że to on jest debilem i półgłówkiem i do niczego się nie nadaje! No to... powinni poznać Yamiego. Albo nie, lepiej nie. Bo jeszcze się okaże, że nawet on był lepszy od niego - bo chociaż potrafił walczyć. Potrafił czy nie - na pewno był w swoje treningi zaangażowany sądząc po jego stanie fizycznym. Malutkie dłonie Kaiho z równiutko wypiłowanymi paznokciami na kształt migdałów z całą pewnością stawiły do tego idealną przeciwwagę. Tak czy siak - ze względu na Smoka trzymał buzię na kłódkę. Ponoć umiejętność milczenia była złotem, czy coś. Mowa dopiero srebrem. I niby że ludzie dorośli wiedzieli, kiedy milczeć... czy... coś...
A Ryuujin naprawdę lubił wszystkim wmawiać, że jest mnichem, chociaż wcale nim nie był! Przecież odszedł ze święceń... ale to już była jego prywatna sprawa, a i teraz Kaiho wydawało się, że może źle tamtej nocy usłyszał, albo coś sobie dopowiedział - bo miał do tego skłonności. Był świetnym bajkopisarzem! No, przynajmniej jeśli chodziło o ustawianie własnej historii i spotkań tak, jak mu się uwidziało. Przy tym, jak często sięgał po alkohol można było dodać dwa do dwóch i wychodziło... na pewno nie cztery.
Wielkolud go i tak na końcu zaskoczył. Na tyle, że przez moment Kaiho zastanawiał się, czy na pewno mówi do niego i tak automatycznie spojrzał na bok, ale Ryuujin wstał od stołu. I jeszcze wyciągnął rękę... no...
- Eee... noo... taaak... - Szacunek. O rany. O raju, ale wtopa. Kaiho uśmiechnął się z zakłopotaniem. Ja pierdole, teraz weź gościowi powiedz, że tak naprawdę przepijasz całą wojnę, jak ktoś ci nagle mówi, że zasługujesz na szacunek. Kaiho, Kaiho, ty przegrywie. Wyciągnął rąsię na spotkanie tej wielkiej. Hoho, ciekawe co on tymi rączkami... - Aaa... tak, no tak... okropna rzecz... - O rany, no nie. Ten gość jest... NIEMOŻLIWY! Poziom niezręczności rósł do takich rozmiarów... albo nie, wróć. To chyba znowu po prostu wyobraźnia Kaiho, kiedy gapił się na to wielkie łapsko, przy którym jego rąsie wyglądały jak bobasowe. Co to w ogóle za zwariowany dzień? Ja naprawdę chyba śnię. Na szczęście przybył Ryuujin, wybawiając z tej przedziwaczonej konwersjacji, z którą Kaiho sobie po prostu nie radził. Jak zresztą z całym tym spotkaniem krewniaka. Uśmiechnął się ciepło do Smoka, weselej i spokojniej.
- Smacznego! Cieszę się, że ci smakuje. Nie wyglądasz na takiego, co lubi się objadać. - No, Ryuujin na wołowinę cieszył się jak dziecko - i to tak mocno, że to było absolutnie urocze i zaraźliwie. Dokładnie tak samo cieszył się teraz. Jakby dostał przedwczesny prezent urodzinowy. Kaiho tylko westchnął ciężko nad kubkiem wody, dziękując kelnereczce za przyniesienie go... ale zaraz odprowadził ją arcymorderczym wzrokiem, kiedy ta z zachwytem spoglądała na Ryuujina. Idź precz, wiedźmo! Idź precz, bo oczy wydrapię! Uff. Poszła. Dzień uratowany przed kolejną tragedią, a Kaiho mógł się cieszyć swoim małym-wielkim zwycięstwem, które pozostanie tajemnicą dla reszty towarzystwa. Bycie w końcu cichym bohaterem było modne w dzisiejszych czasach. Nawet jeśli byłeś bohaterem tylko dla samego siebie.
- Nie przestanie mnie zadziwiać, że akurat u nas, w Antai, wyrósł mnich z powołania... - Mruknął z trochę rozbawionym akcentem.
Nie miał zamiaru komentować ani jednego ani drugiego, chociaż siedzenie cicho i duszenie w sobie emocji było bardzo nie w jego stylu. Zaczynał się wtedy gotować i prędzej czy później wybuchał. Im więcej ładunku - tym mocniejszy wybuch i tym mocniejszy impakt na otoczeniu. Tylko jak rozmawia się ze ścianą? Nie rozmawia - bo ściana zawsze pozostanie taka sama. Choć z aktualnych przemyśleń to ściana we własnym pokoju wydawała się Kaiho o wiele lepsza do rozmowy niż Kuro Yami. Przynajmniej nie odszczekiwała w tak głupi sposób, że ściągało cię nie tylko z nóg, a nawet z krzesełka. Usiądź, zanim usłyszysz stawało się niedopowiedzeniem roku - przy Yamim trzeba było się od razu położyć, żeby być gotowym na to, jaką zaraz ci wysadzi petardę. A wmawiali mu w domu, że to on jest debilem i półgłówkiem i do niczego się nie nadaje! No to... powinni poznać Yamiego. Albo nie, lepiej nie. Bo jeszcze się okaże, że nawet on był lepszy od niego - bo chociaż potrafił walczyć. Potrafił czy nie - na pewno był w swoje treningi zaangażowany sądząc po jego stanie fizycznym. Malutkie dłonie Kaiho z równiutko wypiłowanymi paznokciami na kształt migdałów z całą pewnością stawiły do tego idealną przeciwwagę. Tak czy siak - ze względu na Smoka trzymał buzię na kłódkę. Ponoć umiejętność milczenia była złotem, czy coś. Mowa dopiero srebrem. I niby że ludzie dorośli wiedzieli, kiedy milczeć... czy... coś...
A Ryuujin naprawdę lubił wszystkim wmawiać, że jest mnichem, chociaż wcale nim nie był! Przecież odszedł ze święceń... ale to już była jego prywatna sprawa, a i teraz Kaiho wydawało się, że może źle tamtej nocy usłyszał, albo coś sobie dopowiedział - bo miał do tego skłonności. Był świetnym bajkopisarzem! No, przynajmniej jeśli chodziło o ustawianie własnej historii i spotkań tak, jak mu się uwidziało. Przy tym, jak często sięgał po alkohol można było dodać dwa do dwóch i wychodziło... na pewno nie cztery.
Wielkolud go i tak na końcu zaskoczył. Na tyle, że przez moment Kaiho zastanawiał się, czy na pewno mówi do niego i tak automatycznie spojrzał na bok, ale Ryuujin wstał od stołu. I jeszcze wyciągnął rękę... no...
- Eee... noo... taaak... - Szacunek. O rany. O raju, ale wtopa. Kaiho uśmiechnął się z zakłopotaniem. Ja pierdole, teraz weź gościowi powiedz, że tak naprawdę przepijasz całą wojnę, jak ktoś ci nagle mówi, że zasługujesz na szacunek. Kaiho, Kaiho, ty przegrywie. Wyciągnął rąsię na spotkanie tej wielkiej. Hoho, ciekawe co on tymi rączkami... - Aaa... tak, no tak... okropna rzecz... - O rany, no nie. Ten gość jest... NIEMOŻLIWY! Poziom niezręczności rósł do takich rozmiarów... albo nie, wróć. To chyba znowu po prostu wyobraźnia Kaiho, kiedy gapił się na to wielkie łapsko, przy którym jego rąsie wyglądały jak bobasowe. Co to w ogóle za zwariowany dzień? Ja naprawdę chyba śnię. Na szczęście przybył Ryuujin, wybawiając z tej przedziwaczonej konwersjacji, z którą Kaiho sobie po prostu nie radził. Jak zresztą z całym tym spotkaniem krewniaka. Uśmiechnął się ciepło do Smoka, weselej i spokojniej.
- Smacznego! Cieszę się, że ci smakuje. Nie wyglądasz na takiego, co lubi się objadać. - No, Ryuujin na wołowinę cieszył się jak dziecko - i to tak mocno, że to było absolutnie urocze i zaraźliwie. Dokładnie tak samo cieszył się teraz. Jakby dostał przedwczesny prezent urodzinowy. Kaiho tylko westchnął ciężko nad kubkiem wody, dziękując kelnereczce za przyniesienie go... ale zaraz odprowadził ją arcymorderczym wzrokiem, kiedy ta z zachwytem spoglądała na Ryuujina. Idź precz, wiedźmo! Idź precz, bo oczy wydrapię! Uff. Poszła. Dzień uratowany przed kolejną tragedią, a Kaiho mógł się cieszyć swoim małym-wielkim zwycięstwem, które pozostanie tajemnicą dla reszty towarzystwa. Bycie w końcu cichym bohaterem było modne w dzisiejszych czasach. Nawet jeśli byłeś bohaterem tylko dla samego siebie.
- Nie przestanie mnie zadziwiać, że akurat u nas, w Antai, wyrósł mnich z powołania... - Mruknął z trochę rozbawionym akcentem.
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
- Kuro Yami
- Gracz nieobecny
- Posty: 21
- Rejestracja: 3 sie 2021, o 12:39
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ogromny gość o ciemnej karnacji, noszący luźny podkoszulek, ciemne spodnie oraz bandaże na rękach.
- Widoczny ekwipunek: Bandaże na rękach
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=3 ... 84#p182484
- GG/Discord: Silens#9436
- Multikonta: Shabondama Haruki
- Ryuujin
- Martwa postać
- Posty: 361
- Rejestracja: 29 kwie 2021, o 14:42
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Długie czarne włosy częściowo spięte w kucyk, reszta puszczona luzem
przez co jeden kosmyk zasłania lekko lewą część twarzy. Spore płatki uszu w
których znajdują się duże, okrągłe czarne kolczyki. Ubiera się w stylu buddyjskich mnichów. - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9612
- GG/Discord: Aogiri#3463
- Multikonta: Zenin Toji
Re: Knajpka Kitsurai
0 x

Słowa|BattleTheme | +18 | Theme|Myśli
Jeśli to czytasz to chciałbym Ci życzyć cudownego dnia!
Lepiej tu nie zaglądać.
BabyRyuujin
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Knajpka Kitsurai
Kłótnia - całkiem magiczne słowo. Na czym polegała? Z Kaiho żaden chodzący słownik to i nie potrafił ludziom tłumaczyć prosto i łopatologicznie, nawet kiedy wybornie się kłamał. W jego rozumieniu jednak kłótnia zaczynała się tam, gdzie były podniesione głosy i próby przekrzyczenia się, a coś takiego jak "argumenty" było już tylko kompletnie pustym słowem. Skoro tak - to rzeczywiście tutaj nie było kłótni. Ale czy można było mówić o "pogodzeniu się"? Bo na pewno brunet nie potrafił się pogodzić z tym, że ktoś mógł nie szanować czyjegoś życia - ale o tym już chyba wspominałam nawet nie raz to i nie ma potrzeby nawracać do tych przemyśleń.
- N-naprawdę? - Pozytywnie się zaskoczył tym, jak bardzo smakowało obu panom - zarówno Ryuujinowi jak i Yamiemu. Przyjemnie się robiło na serduszko, milej, cieplej. W końcu po to tutaj przyszedł - żeby sprawić przyjemność mężczyźnie, który ewidentnie był głodny. Nawet jeśli sam Kaiho stracił apetyt i tylko miał nadzieję, że nikt go zaraz nie będzie nagabywał, żeby może jednak sobie coś nałożył i odlepił od kubka z wodą. Wodą, nad którą westchnął, ale wypił całkiem łapczywie - po gorących źródłach i na kacu była mimo wszystko zbawieniem. Nawet jeśli sake byłaby gardłu milsza. - Bardzo się cieszę. - I próbował przy tym nie prezentować się jak paw, który jest niezwykle zadowolony z otrzymanych pochlebstw - ale był. Ten jego uśmieszek, to zadowolenie w oczach, które od razu uspokajało. Dobrze, dobrze, niech się najedzą! Człowiek głodny to człowiek zły, a mężczyźni zresztą musieli dużo jeść, żeby mieć dużo siły i energii na... robienie tych wszystkich męskich rzeczy. Albo na przekładanie tego, czego nie chce im się robić w danym momencie.
Oparł łokci na blacie i uniósł dłonie, splatając palce ze sobą, kiedy przesuwał wzrok z jednego na drugiego i w końcu złapał wzrok Ryuujina - tak i rodzący się zarówno na jego ustach jak i w oczach uśmiech. Czy te oczy w ogóle rodziły kiedyś ból, który utrzymywałby się tam na dłużej? Bo na krócej na pewno - chociażby tamten fałszywy błysk, gdy cały Mnich lekko przygasł, wspominając o tym człowieku, którego nie był w stanie uratować. Czy ten człowiek doświadczył takich tragedii, które zatrzymały pracę jego serca chociaż na moment? Zastanawiał się nad tym, bo nie rozumiał - czy on zawsze chodził taki pogodny i starał się ściągać dla każdego jednego pojedyncze słońca Amaterasu? Pewnie ją kochał - kochał szczerze. I musiała to być naprawdę czysta miłość, bo łatwo było uwierzyć w to, że Pani Słońce naprawdę mu błogosławi. Każdy jest bohaterem swojej historii - tak, coś w tym było. Chociaż Kaiho raczej chciał mieć takiego bohatera, który da mu nowe życie. Takiego rycerza, który przyjedzie, przy którym nic nie będzie dziwne, fałszywe, który nie będzie oceniał i zaakceptuje go takim, jakim jest. Marzył sobie o takim człowieku - z jego wadami, bo nie wierzył w ludzi doskonałych - do którego można się przytulić i który pozwoli uwierzyć, że ten świat wcale nie musi co chwila płonąć i zostawiać tylko popiół, żeby przeżywać głęboko i prawdziwie. To naprawdę mógł być bohater. Bo on sam, tutaj? Żaden bohater. Na pewno nie bohater... A Ryuujinowi już powiedział - że jest bardzo dobry w krążeniu wokół tematów. I robił to często i ciągle, nie był pewien, czy zawsze celowo czy czasem już odruchowo. Jak na razie wcale mu to nie przeszkadzało - lubił czarnowłosego słuchać. Poznawać.
Tak sobie Kaiho kiwał głową twierdząco, a jego wzrok w zamyśleniu zjechał na blat. Takich cichy, że to aż niepodobne do niego było. Ale siebie samego znał z tej perspektywy. W końcu był tylko głupkowatym ekscentrykiem, kiedy mówiono o rzeczach większych i mądrzejszych mógł milczeć - i to się odnosiło do jego rodzinnego domu. Zazwyczaj. Podparł podbródek na tych splecionych palcach. I tak w tym kiwaniu właściwie, kiedy zastanawiał się, czy Yami musi każdego wyzywać tak na pojedynek, czy może wybiera sobie ofiary i wtedy o, z tym walczę, a z tamtym to nie walczę! - w tym przegapił moment, kiedy Ryuujin zwrócił się znów wprost do niego. Tak sobie kiwnął twierdząco jeszcze ze dwa razy, zanim mózg pozwolił mu załapać i zamrugał ze dwa razy unosząc głowę, aż kładąc ręce na blat.
- Zaprosić mnie w do ciepłych krajów? - Tak powtórzył, w razie czego, gdyby się przesłyszał. A może za nim stoi ta wredna kelnerka?! Hmph! Ale nie. To faktycznie było tu i do niego. - Wielbłądy! To były wielbłądy! Dromadery i te... drugie. - Wykrzyknął zaraz. Naprawdę nie lubił, kiedy ludzie brali go za wariata, a robili to często. A te wielbłądy były wspaniałe! - Są wspaniałe! Chciałem jednego kupić, mówiłem ci? Ale chyba one dobrze radzą sobie tylko w ciepłych krajach, no a tutaj mam już mojego konia... Musisz się na nich przejechać, są naprawdę super dziwne! I trzeba na nie siadać, ja siedzą, bo mają o takie dziwne siodła... - Ożywiony osiołek zaczął pokazywać, jak zawsze kiedy czymś się podekscytował, rękoma, jakby chciał rozrysować przed swoimi rozmówcami tego wielbłąda i siodła, jakie nosiły na swoich grzbietach. Ale zamarł ze swoimi gestykulacjami, kiedy spojrzał na dłoń. O nie. Jego wzrok powędrował kontrolnie na oczy Ryuujina. Potem znowu na dłoń. I wyciągnął w końcu swoją tak wolno i niepewnie, jakby bał się, że się rozpadnie, albo jakby bał się tego, że ktoś sobie właśnie próbuje z niego zrobić okrutny żart. Lecz nie. Ta ręka tam była - ciepła i przyjemna. Była i... ooch. Na moment Kaiho znowu został wyłączony. Rozmiękł, oczarowany prostotą tego gestu. Ale on jest super. Czy Smok tego chciał czy nie - miał aktualnie swojego własnego fana. Może wolałby fankę, cóż... jak się nie ma, co się lubi, to się lubi tych, co mają. Inna wersja głosiła - to się kradnie co popadnie.
- To... ja pójdę. - Oderwał się nagle i równie szybko cofnął swoją rękę. Krzesło prawie się wywróciło, ale Kaiho je nieporadnie złapał, postawił i oparł dłonie na rozpalonych policzach ze wstydem, idąc w kierunku baru, żeby złożyć u karczmarza kolejne zamówienie... stanął przy tym blacie, postał moment... Po czym wrócił do stolika. - Ale właściwie to co chcecie jeszcze zjeść? - Zapytał tak bardzo inteligentnie. Dopiero po zebraniu preferencji zrobił nawrotkę, żeby coś wymyślić kolejnego zarówno dla Yamiego jak i Ryuujina.
- Um, eeem, noo nie wiem, czy tak samo dobrze... - Usiadł z powrotem przy stoliku, przysuwając sobie elegancko krzesełko, kiedy już karczmarz przyjął jego zamówienie. - Coś tam... umiem... - Machnął panom ze dwa razy na znak, żeby sobie kontynuowali temat. Ten dotyczący Yamiego i jego pochodzenia.
- N-naprawdę? - Pozytywnie się zaskoczył tym, jak bardzo smakowało obu panom - zarówno Ryuujinowi jak i Yamiemu. Przyjemnie się robiło na serduszko, milej, cieplej. W końcu po to tutaj przyszedł - żeby sprawić przyjemność mężczyźnie, który ewidentnie był głodny. Nawet jeśli sam Kaiho stracił apetyt i tylko miał nadzieję, że nikt go zaraz nie będzie nagabywał, żeby może jednak sobie coś nałożył i odlepił od kubka z wodą. Wodą, nad którą westchnął, ale wypił całkiem łapczywie - po gorących źródłach i na kacu była mimo wszystko zbawieniem. Nawet jeśli sake byłaby gardłu milsza. - Bardzo się cieszę. - I próbował przy tym nie prezentować się jak paw, który jest niezwykle zadowolony z otrzymanych pochlebstw - ale był. Ten jego uśmieszek, to zadowolenie w oczach, które od razu uspokajało. Dobrze, dobrze, niech się najedzą! Człowiek głodny to człowiek zły, a mężczyźni zresztą musieli dużo jeść, żeby mieć dużo siły i energii na... robienie tych wszystkich męskich rzeczy. Albo na przekładanie tego, czego nie chce im się robić w danym momencie.
Oparł łokci na blacie i uniósł dłonie, splatając palce ze sobą, kiedy przesuwał wzrok z jednego na drugiego i w końcu złapał wzrok Ryuujina - tak i rodzący się zarówno na jego ustach jak i w oczach uśmiech. Czy te oczy w ogóle rodziły kiedyś ból, który utrzymywałby się tam na dłużej? Bo na krócej na pewno - chociażby tamten fałszywy błysk, gdy cały Mnich lekko przygasł, wspominając o tym człowieku, którego nie był w stanie uratować. Czy ten człowiek doświadczył takich tragedii, które zatrzymały pracę jego serca chociaż na moment? Zastanawiał się nad tym, bo nie rozumiał - czy on zawsze chodził taki pogodny i starał się ściągać dla każdego jednego pojedyncze słońca Amaterasu? Pewnie ją kochał - kochał szczerze. I musiała to być naprawdę czysta miłość, bo łatwo było uwierzyć w to, że Pani Słońce naprawdę mu błogosławi. Każdy jest bohaterem swojej historii - tak, coś w tym było. Chociaż Kaiho raczej chciał mieć takiego bohatera, który da mu nowe życie. Takiego rycerza, który przyjedzie, przy którym nic nie będzie dziwne, fałszywe, który nie będzie oceniał i zaakceptuje go takim, jakim jest. Marzył sobie o takim człowieku - z jego wadami, bo nie wierzył w ludzi doskonałych - do którego można się przytulić i który pozwoli uwierzyć, że ten świat wcale nie musi co chwila płonąć i zostawiać tylko popiół, żeby przeżywać głęboko i prawdziwie. To naprawdę mógł być bohater. Bo on sam, tutaj? Żaden bohater. Na pewno nie bohater... A Ryuujinowi już powiedział - że jest bardzo dobry w krążeniu wokół tematów. I robił to często i ciągle, nie był pewien, czy zawsze celowo czy czasem już odruchowo. Jak na razie wcale mu to nie przeszkadzało - lubił czarnowłosego słuchać. Poznawać.
Tak sobie Kaiho kiwał głową twierdząco, a jego wzrok w zamyśleniu zjechał na blat. Takich cichy, że to aż niepodobne do niego było. Ale siebie samego znał z tej perspektywy. W końcu był tylko głupkowatym ekscentrykiem, kiedy mówiono o rzeczach większych i mądrzejszych mógł milczeć - i to się odnosiło do jego rodzinnego domu. Zazwyczaj. Podparł podbródek na tych splecionych palcach. I tak w tym kiwaniu właściwie, kiedy zastanawiał się, czy Yami musi każdego wyzywać tak na pojedynek, czy może wybiera sobie ofiary i wtedy o, z tym walczę, a z tamtym to nie walczę! - w tym przegapił moment, kiedy Ryuujin zwrócił się znów wprost do niego. Tak sobie kiwnął twierdząco jeszcze ze dwa razy, zanim mózg pozwolił mu załapać i zamrugał ze dwa razy unosząc głowę, aż kładąc ręce na blat.
- Zaprosić mnie w do ciepłych krajów? - Tak powtórzył, w razie czego, gdyby się przesłyszał. A może za nim stoi ta wredna kelnerka?! Hmph! Ale nie. To faktycznie było tu i do niego. - Wielbłądy! To były wielbłądy! Dromadery i te... drugie. - Wykrzyknął zaraz. Naprawdę nie lubił, kiedy ludzie brali go za wariata, a robili to często. A te wielbłądy były wspaniałe! - Są wspaniałe! Chciałem jednego kupić, mówiłem ci? Ale chyba one dobrze radzą sobie tylko w ciepłych krajach, no a tutaj mam już mojego konia... Musisz się na nich przejechać, są naprawdę super dziwne! I trzeba na nie siadać, ja siedzą, bo mają o takie dziwne siodła... - Ożywiony osiołek zaczął pokazywać, jak zawsze kiedy czymś się podekscytował, rękoma, jakby chciał rozrysować przed swoimi rozmówcami tego wielbłąda i siodła, jakie nosiły na swoich grzbietach. Ale zamarł ze swoimi gestykulacjami, kiedy spojrzał na dłoń. O nie. Jego wzrok powędrował kontrolnie na oczy Ryuujina. Potem znowu na dłoń. I wyciągnął w końcu swoją tak wolno i niepewnie, jakby bał się, że się rozpadnie, albo jakby bał się tego, że ktoś sobie właśnie próbuje z niego zrobić okrutny żart. Lecz nie. Ta ręka tam była - ciepła i przyjemna. Była i... ooch. Na moment Kaiho znowu został wyłączony. Rozmiękł, oczarowany prostotą tego gestu. Ale on jest super. Czy Smok tego chciał czy nie - miał aktualnie swojego własnego fana. Może wolałby fankę, cóż... jak się nie ma, co się lubi, to się lubi tych, co mają. Inna wersja głosiła - to się kradnie co popadnie.
- To... ja pójdę. - Oderwał się nagle i równie szybko cofnął swoją rękę. Krzesło prawie się wywróciło, ale Kaiho je nieporadnie złapał, postawił i oparł dłonie na rozpalonych policzach ze wstydem, idąc w kierunku baru, żeby złożyć u karczmarza kolejne zamówienie... stanął przy tym blacie, postał moment... Po czym wrócił do stolika. - Ale właściwie to co chcecie jeszcze zjeść? - Zapytał tak bardzo inteligentnie. Dopiero po zebraniu preferencji zrobił nawrotkę, żeby coś wymyślić kolejnego zarówno dla Yamiego jak i Ryuujina.
- Um, eeem, noo nie wiem, czy tak samo dobrze... - Usiadł z powrotem przy stoliku, przysuwając sobie elegancko krzesełko, kiedy już karczmarz przyjął jego zamówienie. - Coś tam... umiem... - Machnął panom ze dwa razy na znak, żeby sobie kontynuowali temat. Ten dotyczący Yamiego i jego pochodzenia.
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
- Kuro Yami
- Gracz nieobecny
- Posty: 21
- Rejestracja: 3 sie 2021, o 12:39
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ogromny gość o ciemnej karnacji, noszący luźny podkoszulek, ciemne spodnie oraz bandaże na rękach.
- Widoczny ekwipunek: Bandaże na rękach
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=3 ... 84#p182484
- GG/Discord: Silens#9436
- Multikonta: Shabondama Haruki
- Ryuujin
- Martwa postać
- Posty: 361
- Rejestracja: 29 kwie 2021, o 14:42
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Długie czarne włosy częściowo spięte w kucyk, reszta puszczona luzem
przez co jeden kosmyk zasłania lekko lewą część twarzy. Spore płatki uszu w
których znajdują się duże, okrągłe czarne kolczyki. Ubiera się w stylu buddyjskich mnichów. - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9612
- GG/Discord: Aogiri#3463
- Multikonta: Zenin Toji
Re: Knajpka Kitsurai
0 x

Słowa|BattleTheme | +18 | Theme|Myśli
Jeśli to czytasz to chciałbym Ci życzyć cudownego dnia!
Lepiej tu nie zaglądać.
BabyRyuujin
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Knajpka Kitsurai
Ciężko było o to, żeby olbrzym i osiołek znaleźli wspólny ton. Rytm? Jak najbardziej, właśnie na nim grali. Co prawda wygrywał go Ryuujin, bo to on bardzo zręcznie poruszał batutom i pociągał za struny głosowe to jednego, to drugiego... i znów pytasz siebie: robi to celowo? Świadomie? Czy to po prostu taki naturalny talent, jak oddychanie, że nawet się nie wysila i nie musi nad tym specjalnie zastanawiać? Jedno drugiego nie wykluczało, ba - nawet doskonale ze sobą grało. Ale chociaż Kaiho był raczej głupiutki i robił równie głupiutkie rzeczy, to widział całkiem sporo. Odczuwał całkiem sporo. Był jak gąbka, w którą wsiąkała woda - pobierał emocje z otoczenia i przeżywał je tak głęboko, że musiały znajdować swoje ujście. I tak ta pozytywna aura, którą otoczony był Smok, działała na jego świat jak balsam na rany - te nowe, te stare i te blizny, z którymi nie mógł sobie poradzić. Łatwo oceniać człowieka i mówić o nim przez pryzmat pierwszych wrażeń, ale to właśnie one sprawiały, że chciałeś mieć kogoś bliżej siebie albo wręcz przeciwnie - odpychać go daleko.
Nikomu się nie oberwie, co? Chłopak uśmiechnął się lekko, ale to wcale nie był ciepły uśmiech. To prawda, jeden czy dwa Doko w tę czy tamtą... niby niczego to nie zmieniało. A przecież Kaiho wcale nie chciał zostawiać swojego domu i swoich rodaków na pastwę niczego. Z drugiej strony już ściskało mu serce na myśl, że miałby taką podróż przepuścić. I co teraz? W którą stronę się obrócić, żeby było dobrze? Wybrać swoje swawolne marzenia, czy tę dorosłość, do której się tak przysposabiał? Heh, jeszcze pół roku temu by nie poświęcił nawet chwili myśli, nawet jednego, zagubionego zdania w swojej głowie - a teraz? Teraz wzrokiem wodził od jednego rozmówcy do drugiego w miarę, jak wypowiadali swój pogląd na tę sprawę i zastanawiał się, na ile człowiek może zrezygnować ze swoich zobowiązań, żeby poświęcić się słodkim i niewinnym chwilom. Albo i bardzo winnym. Oj - i bardzo grzesznym, bo Kaiho i jego pomysły oraz pragnienia raczej nie unosiły się wokół motylków, cnotliwości i pruderyjności. Na szczęście został nieco rozproszony - raz gestem Ryuujina i dwa - wielkim przedstawieniem zdolności członka jego klanu. Już miał na to reagować - wow, ale super! Czy coś w ten deseń. Ale nie, puenta na szczęście szybko przyszła. I bruneta sam prychnął, uśmiechając się. Zresztą - niby był bliżej już 20 lat, gdzie ludzie niektórzy przymierzali się już do zostania Shirei-kanem, a nadal tak naprawdę, jak to Piotruś Pan - wolał gonić za Kapitanem Hakiem i walczyć z piratami. Albo z wiatrakami. Zależy, jak bardzo beznadziejny obraz chciało się uzyskać.
- Ej, brzmiałeś przekonująco! - Przynajmniej dla niego zabrzmiał. Ale i też ciężko mówić, żeby Itazura zachowywał tutaj nadmierną czujność.
Tak czy siak wylądował przy barze. I przed wielkim kłopotem - czym nakarmić panów. Może sos z pomarańczy! Ale nie, słodkie już było. To może wieprzowina w panierce z ananasem! Ale nie! SŁODKIE BYŁO! Kiedy było się miłośnikiem słodkości to potem kończyło się właśnie tak, że wszystko by się jadało na słodko - nawet, jeśli było to mięso. A Katsu Curry? Hm, hm... O! OOO! Co prawda to znowu zawierało ananasa, ale TRUDNO! Chodzenie na skórty i na łatwiznę nie należało do mocnych zalet Itazury, zwłaszcza, kiedy przychodziło do sztuki. A kuchnię właśnie za to miał - sztukę. Była piękna - i jako jedyną można było ją doświadczyć wszystkimi zmysłami, jak to pewien utalentowany kucharz kiedyś powiedział. Takim sposobem zadowolony do stolika wrócił - akurat żeby usłyszeć kawałek opowiastki na temat nieszczęśliwej historii życia wielkoluda. I... współczuł mu. Naprawdę mu współczuł. Nie była to historia, o której się nie szeptało w tych regionach, zresztą... ach, no właśnie - Uchiha. Ci Uchiha ze swoimi pokręconymi pomysłami... Zawsze uważał siebie za kiepskiego w pocieszaniu.
- Jak ci będzie smutno to zawsze mogę cię przytulić. - Zapewnił Yamiego całkiem szczerze. No to, że miał go za głupka to jedno, drugie, że nie szanował jego ambicji, trzecie - to, że pomimo wad Kaiho zawsze widział człowieka. Racje i wygrana nie były ważniejsze od ludzkich odczuć. Nawet jeśli w pierwszej chwili Kaiho potrafił strasznie nawyklinać na kogoś i zwyzywać. To przez to właśnie, że nad własnymi emocjami nie panował. A potem siedział i żałował. Chociaż... czasem nie żałował wcale. Tak jak wtedy, gdy zwyzywał tamtą głupią laskę w Sogen.
- O mnie? Nooo jaaa too... - lubię seks, dziwki, alkohol i sznury? Nie, tak się chyba jednak nie powinno zaczynać znajomości. Ale skoro nie tak, to wymagało to chwili zastanowienia. - Słuchaj, nie jestem pewny, czy chcemy rozmawiać o tym, co lubię - Kaiho uśmiechnął się baaardzo szeroko, wilczym uśmiechem - to nie wiem, co chcesz o mnie wiedzieć. Ze mnie taki o prosty chłopaczek z prowincji. Nic specjalnego. O, moment... - Podniósł się i powędrował do blatu. Mordując wzrokim kelnerkę po raz drugi i zabierając jej tackę. HMPH! Niech spada na drzewo! Będzie się gapić zołza na Ryuujina, wrrrr! Poszła won! Szuka sobie innego Smoka, ten zajęty! Przynajmniej chwilowo.
Takim sposobem na stole wylądowały krewetki z ananasem i pikantna salsą.
- No, smacznego! O ile ni boicie się pikantnych rzeczy! Musicie się pogodzić z owocami w prawie wszystkim, uwielbiam słodkości.
Nikomu się nie oberwie, co? Chłopak uśmiechnął się lekko, ale to wcale nie był ciepły uśmiech. To prawda, jeden czy dwa Doko w tę czy tamtą... niby niczego to nie zmieniało. A przecież Kaiho wcale nie chciał zostawiać swojego domu i swoich rodaków na pastwę niczego. Z drugiej strony już ściskało mu serce na myśl, że miałby taką podróż przepuścić. I co teraz? W którą stronę się obrócić, żeby było dobrze? Wybrać swoje swawolne marzenia, czy tę dorosłość, do której się tak przysposabiał? Heh, jeszcze pół roku temu by nie poświęcił nawet chwili myśli, nawet jednego, zagubionego zdania w swojej głowie - a teraz? Teraz wzrokiem wodził od jednego rozmówcy do drugiego w miarę, jak wypowiadali swój pogląd na tę sprawę i zastanawiał się, na ile człowiek może zrezygnować ze swoich zobowiązań, żeby poświęcić się słodkim i niewinnym chwilom. Albo i bardzo winnym. Oj - i bardzo grzesznym, bo Kaiho i jego pomysły oraz pragnienia raczej nie unosiły się wokół motylków, cnotliwości i pruderyjności. Na szczęście został nieco rozproszony - raz gestem Ryuujina i dwa - wielkim przedstawieniem zdolności członka jego klanu. Już miał na to reagować - wow, ale super! Czy coś w ten deseń. Ale nie, puenta na szczęście szybko przyszła. I bruneta sam prychnął, uśmiechając się. Zresztą - niby był bliżej już 20 lat, gdzie ludzie niektórzy przymierzali się już do zostania Shirei-kanem, a nadal tak naprawdę, jak to Piotruś Pan - wolał gonić za Kapitanem Hakiem i walczyć z piratami. Albo z wiatrakami. Zależy, jak bardzo beznadziejny obraz chciało się uzyskać.
- Ej, brzmiałeś przekonująco! - Przynajmniej dla niego zabrzmiał. Ale i też ciężko mówić, żeby Itazura zachowywał tutaj nadmierną czujność.
Tak czy siak wylądował przy barze. I przed wielkim kłopotem - czym nakarmić panów. Może sos z pomarańczy! Ale nie, słodkie już było. To może wieprzowina w panierce z ananasem! Ale nie! SŁODKIE BYŁO! Kiedy było się miłośnikiem słodkości to potem kończyło się właśnie tak, że wszystko by się jadało na słodko - nawet, jeśli było to mięso. A Katsu Curry? Hm, hm... O! OOO! Co prawda to znowu zawierało ananasa, ale TRUDNO! Chodzenie na skórty i na łatwiznę nie należało do mocnych zalet Itazury, zwłaszcza, kiedy przychodziło do sztuki. A kuchnię właśnie za to miał - sztukę. Była piękna - i jako jedyną można było ją doświadczyć wszystkimi zmysłami, jak to pewien utalentowany kucharz kiedyś powiedział. Takim sposobem zadowolony do stolika wrócił - akurat żeby usłyszeć kawałek opowiastki na temat nieszczęśliwej historii życia wielkoluda. I... współczuł mu. Naprawdę mu współczuł. Nie była to historia, o której się nie szeptało w tych regionach, zresztą... ach, no właśnie - Uchiha. Ci Uchiha ze swoimi pokręconymi pomysłami... Zawsze uważał siebie za kiepskiego w pocieszaniu.
- Jak ci będzie smutno to zawsze mogę cię przytulić. - Zapewnił Yamiego całkiem szczerze. No to, że miał go za głupka to jedno, drugie, że nie szanował jego ambicji, trzecie - to, że pomimo wad Kaiho zawsze widział człowieka. Racje i wygrana nie były ważniejsze od ludzkich odczuć. Nawet jeśli w pierwszej chwili Kaiho potrafił strasznie nawyklinać na kogoś i zwyzywać. To przez to właśnie, że nad własnymi emocjami nie panował. A potem siedział i żałował. Chociaż... czasem nie żałował wcale. Tak jak wtedy, gdy zwyzywał tamtą głupią laskę w Sogen.
- O mnie? Nooo jaaa too... - lubię seks, dziwki, alkohol i sznury? Nie, tak się chyba jednak nie powinno zaczynać znajomości. Ale skoro nie tak, to wymagało to chwili zastanowienia. - Słuchaj, nie jestem pewny, czy chcemy rozmawiać o tym, co lubię - Kaiho uśmiechnął się baaardzo szeroko, wilczym uśmiechem - to nie wiem, co chcesz o mnie wiedzieć. Ze mnie taki o prosty chłopaczek z prowincji. Nic specjalnego. O, moment... - Podniósł się i powędrował do blatu. Mordując wzrokim kelnerkę po raz drugi i zabierając jej tackę. HMPH! Niech spada na drzewo! Będzie się gapić zołza na Ryuujina, wrrrr! Poszła won! Szuka sobie innego Smoka, ten zajęty! Przynajmniej chwilowo.
Takim sposobem na stole wylądowały krewetki z ananasem i pikantna salsą.
- No, smacznego! O ile ni boicie się pikantnych rzeczy! Musicie się pogodzić z owocami w prawie wszystkim, uwielbiam słodkości.
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
- Kuro Yami
- Gracz nieobecny
- Posty: 21
- Rejestracja: 3 sie 2021, o 12:39
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ogromny gość o ciemnej karnacji, noszący luźny podkoszulek, ciemne spodnie oraz bandaże na rękach.
- Widoczny ekwipunek: Bandaże na rękach
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=3 ... 84#p182484
- GG/Discord: Silens#9436
- Multikonta: Shabondama Haruki
- Ryuujin
- Martwa postać
- Posty: 361
- Rejestracja: 29 kwie 2021, o 14:42
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Długie czarne włosy częściowo spięte w kucyk, reszta puszczona luzem
przez co jeden kosmyk zasłania lekko lewą część twarzy. Spore płatki uszu w
których znajdują się duże, okrągłe czarne kolczyki. Ubiera się w stylu buddyjskich mnichów. - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=9612
- GG/Discord: Aogiri#3463
- Multikonta: Zenin Toji
Re: Knajpka Kitsurai
0 x

Słowa|BattleTheme | +18 | Theme|Myśli
Jeśli to czytasz to chciałbym Ci życzyć cudownego dnia!
Lepiej tu nie zaglądać.
BabyRyuujin
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Knajpka Kitsurai
Dopełniają? No tak, tak, ich zdolności się dopełniały. W zasadzie to te zdolności Kaiho również się doskonale wpasowywały w to wszystko. Władał w końcu limitem krwi, który miał najsilniejszą siłę ofensywną ze wszystkich znanych obecnemu światu. Mocą burzy, która była zamieniana w drobne i niepozorne wiązki - tylko trzask, jak przy uderzeniu pioruna, zdradzał, że to światło nie służyło zabłądzonym do odnalezienia drogi. Cóż, oni przynajmniej cieszyli się z tego, nawiązując do panującej narracji, co bozia im dała. I o ile nie dziwiło, że Yami specjalizuje się w zwarciu, patrząc po jego budowie no i nawiązując do tych drobnych znaków, jakie się tutaj pojawiły - miał szorstkie, mocne ręce, ale wcale nie zmiażdżył dłoni Kaiho w uścisku. Były wypracowane treningami - może uderzał w kółko i w kółko w jedno drzewo licząc na to, że przestanie w dłoniach czuć i staną się tak mocne, jak żelazo? Heh, ponosi cię wyobraźnia, głupolu. Dziwiło jednak to, że w swoim zachowaniu... nie odziedziczył tego, co dla tego klanu najcenniejsze - czyli właśnie Rantonu. Nie mógł nim władać? Nie miał potencjału? Czy drogę porzucił? Właściwie to było całkiem ciekawe, ale brunet nie potrafił o to zapytać. Bał się trochę tego, że mimo utrzymania, że to już były stare rany, które nie bolały, to nadal łatwo będzie je rozdrapać. Powstrzymywał się - przynajmniej na razie. A przecież nie był zbyt cierpliwy i miał problem z kontrolowaniem jęzora. Zbyt długiego - to na pewno. Ale jednocześnie na tyle krótkiego, że wszelkie sekrety pozostawały z nim bezpieczne.
- A... aaa! To o to chodziło... - Uśmiechnął się trochę radośnie, trochę głupkowato, bo przecież własne żarciki bawią najbardziej. A jego rozweseliło całkowicie to, w którym kierunku zaczął się nad tym pytaniem zastanawiać. I jakoś... zupełnie odbiegł przy tym od prawdziwych intencji czarnego kolegi. - No popatrz na mnie - czy ja ci wyglądam na kogoś, kto umie się bić? - Wzruszył ramionami. Nie każdy musiał mieć super talent. Nie każdy nawet musiał chcieć się bić. Nie każdy musiał chcieć być ninja. Kaiho wiedział, że kiedy chciał to potrafił się wziąć za siebie, rozwinąć swoje umiejętności... i w ogóle. Mimo tego, że nie miał wielkiego apetytu, to jak tak patrzył na te krewetki... to sam po jedną sięgnął i zrobił mac mac w pysznym sosiku, żeby wsadzić sobie do dzioba. Łoł, wielki posiłek - cała jedna krewekta. Pójdzie ci w boki, ale jak to mówili - najpierw masa, potem masa? - Władam Rantonem. Tyle. - Jak już zdążył poniekąd to przekazać - nie bardzo uważał, żeby było się czym chwalić. Nie lubił tego, że ten limit krwi odziedziczył, że właściwie kładli na nim presje rozwoju. - A ty tak... chciałeś być duży i wielki i silny? - Dobra, no i to było na tyle w kwestii jego powściągliwości i trzymania dzioba na kłódkę. Po prostu - awykonalne. - Umiem się obronić... tyle to potrafię... - Burknął i dziobnął pałeczkami ananasa leżącego na boku wielkiego półmiska. Co prawda mógłbym to robić lepiej, ale... czekaj, że co wygląda jak ja? Kaiho uniósł wyżej brwi i otworzył szerzej oczy, spoglądając na rozmówcę. A potem na danie. Że jestem ja... ananas? Albo jak... krewetka? No, ze skorupki to dałbym się rozebrać, ale żeby z sosem..? O rajciu, połączenie TEGO z ostrym sosem jednak nie brzmi za... stooop! Chyba Yamiemu nie o to chodziło. To i znowu spojrzał na Yamiego, próbując poskładać myśli co do tego, co próbowano mu tu właściwie... insynuować. Już miał pytać. Nie musiał. Wyjaśnienia na szczęście zostały podane, a brunet... aż się uśmiechnął i błysnęły znowu jego matowe, zmęczone życiem oczy. - Naprawdę? - Odrobina zachwytu była wręcz słyszalna w jego głosie, kiedy wyprostował się dumnie i z nową werwą spojrzał na to danie. No, to teraz mam już nową ulubioną potrawę. A nawet nie jestem fanem ostrości! Kto by nie lubił komplementów? Kaiho je kochał. Zbierał każdą jak perełkę - bo jakoś częściej niż z nimi spotykał się z wyzwiskami. Pokiwał tylko głową w kierunku Ryuujina, kiedy ten ich przeprosił i wstał od stołu - ale czujne, jadowite oczy powędrowały za nim kawałek, odprowadzając go, nim wróciły do rodaka.
- Hahaha! Miałem przyjaciela, który mówił mi poodbnie! "Kaiho, jak gdzieś pojedziemy, to ty gotujesz!" - Uśmiechnął się promiennie. Jakoś tak to grało - kochał sprawiać ludziom przyjemność. Bo kiedy zrobisz dla kogoś coś miłego, to ta osoba cię docenia. Chociaż przez moment. Da ci chociaż jedno słowo, które sprawią, że ten świat przestanie być taki czarny. Mijał czas - a on coraz bardziej w tych szarościach tonął. I coraz trudniej było znaleźć kolory. Więc oto i były takie chwile. I tacy ludzie - jakby w ogóle nie było jeszcze chwilę temu tematu bliskiego katastrofie przy tym stoliku! - Ale to ryzyko - wiesz, takie dania. Bo nie każdy lubi takie cudaki. I nie każdy lubi ostre rzeczy. Albo właśnie... słodkości do mięska. - Dziabnął w końcu tego ananasa - i nawet jeszcze jedną krewetkę! - Ale jedz ile chcesz! Kupię wam, czego tylko potrzebujecie i chcecie. Życie powinno polegać na smakowaniu, oglądaniu, słuchaniu - i odczuwaniu. - To chyba było na tyle proste, że mogło trafić do mózgu jego głupiego, nowego kolegi. Właściwie to... urocza była ta jego głupkowatość - wspominałam już? Przynajmniej tak zaczął uważać Kaiho. I zaczynał myśleć, jak do niego przemawiać, żeby było bardziej łopatologicznie. - Eech, muszę iść do domu się przebrać i trochę ogarnąć. - Wyciągnął ręce do góry, żeby się przeciągnąć. - No i nie wiem, czy będę mógł ot tak wyruszyć... porozmawiam z rodziną. A ty tak... możesz ruszać od razu? Nie masz nikogo, kto by się martwił? - Niby podejrzewał, że to może być trochę głupie pytanie. Cholera, był pewien, że naprawdę nie znajdzie wspólnego języka (hihi) z Yamim, ale proszę bardzo - jak zawsze życie potrafiło go zadziwić. Życie! Inni ludzie! Bo ci potrafili być niesamowici. - Ale proszę zostawić trochę Ryuujinowi, bo nawet nie spróbował. - No, bo biedny Kaiho nie miał pojęcia, że ten właśnie szukał pomocy u samych bogów (czyli w kloace), by tylko nie mieć z tym daniem NICZEGO wspólnego.
Nie trudno było zauważyć czarnowłosego w mnisich szatach - mimo wszystko wyróżniał się wśród tutejszej ludności swoją urodą, wspaniałą, boską, która zapierała dech w piersiach Kaiho. Tak i nie trudno było o to, żeby w końcu oczy Kaiho na niego trafiły. Kiedy rozmawiał sobie z kelnereczką. Zamarł, spoglądając przez moment na tę scenę. Pasują do siebie. Kobiecina - ciekawe, ile w ogóle miała lat - była naprawdę śliczna. Słodka i urocza, miała ten powab i ten szyk, za którym przepadali mężczyźni. Właściwie to była scena godna namalowania - i Kaiho utkwiła w głowie bardzo mocno. Jako coś, co było warte przeniesienia na płótno. Odwrócił szybko głowę z powrotem na Yamiego. Ciekawe, jak ludzie budują relacje między sobą. Jak to jest, że się przyjaźnią przez lata? Potem spotykają? I chcą ze sobą podróżować? I jak to jest, że ludzie... właściwie to jak to jest - kochać? A jak to jest - być kochanym? Oddech Kaiho stał się nieco płytszy i szybszy, na pewno - cięższy, bo coś złego się w nim podziało. Coś bardzo mocno gniotło i przeszkadzało w tym, żeby serce normalnie uderzało. Chyba na moment w ogóle przestało bić? Nie świruj, debilu. Nie pamiętasz? Złota zasada - niczego nie żałuj, ciesz się chwilą obecną, niczego nie oczekuj. Myśli Kaiho były tak intensywne, że zapomniał o bożym świecie - odłączył się od niego. Nagle drgnął i jakby nigdy nic znowu sięgnął po kolejną krewetkę. Trochę machinalnie. Żeby podziobać ją jak kurczak. Nie no, moment. Właśnie - nie. Świruj. NIE. ŻAŁOWAĆ. Spojrzenie powędrowało na nowo w stronę Smoka i kelnereczki. Jakoś cała jego pewność siebie po prostu pryskała, rozjeżdżała się - nie istniała. Pewnie dlatego, że ta niby pewność siebie była tylko figurą na planszy, by zamydlić oczy świata. By nie było widać, jak bardzo jest niedowartościowany i niepewny. Wstał od stolika z chmurną miną, aż krzesło szurnęło - skierował się w tamtą stronę, strzelając znowu piorunami w oczach w kierunku kelnerki. WrrrrRRRRRRR! RRRR! I stanął, taki groźny, przy kelnerce, z rękoma założonymi na klatce piersiowej.
- Pani sobie już pójdzie! Ten Pan jest zajęty. - Obwieścił bez cienia zażenowania. Oj, gdyby oczy mogły zabijać, gdyby one mogły zabijać..! To te Kaiho zabiłyby tę biedną kobietę toną jadu! A potem spojrzał na Ryuujina. Kosztowało go to zdecydowanie ZA DUŻO. I o wiele więcej, niż chciał pokazać. - No idź sobie kobieto bo zaraz zrobię tu awanturę! - Rzucił, obracając znów głowę ku kelnerce. I powyrywam sobie włosy, bo kobiet nie należy bić - ale jakbyś była facetem to już byś oberwała w mordę! Po czym obrócił się sam na pięcie i wrócił, obrażony, do stolika.
- A... aaa! To o to chodziło... - Uśmiechnął się trochę radośnie, trochę głupkowato, bo przecież własne żarciki bawią najbardziej. A jego rozweseliło całkowicie to, w którym kierunku zaczął się nad tym pytaniem zastanawiać. I jakoś... zupełnie odbiegł przy tym od prawdziwych intencji czarnego kolegi. - No popatrz na mnie - czy ja ci wyglądam na kogoś, kto umie się bić? - Wzruszył ramionami. Nie każdy musiał mieć super talent. Nie każdy nawet musiał chcieć się bić. Nie każdy musiał chcieć być ninja. Kaiho wiedział, że kiedy chciał to potrafił się wziąć za siebie, rozwinąć swoje umiejętności... i w ogóle. Mimo tego, że nie miał wielkiego apetytu, to jak tak patrzył na te krewetki... to sam po jedną sięgnął i zrobił mac mac w pysznym sosiku, żeby wsadzić sobie do dzioba. Łoł, wielki posiłek - cała jedna krewekta. Pójdzie ci w boki, ale jak to mówili - najpierw masa, potem masa? - Władam Rantonem. Tyle. - Jak już zdążył poniekąd to przekazać - nie bardzo uważał, żeby było się czym chwalić. Nie lubił tego, że ten limit krwi odziedziczył, że właściwie kładli na nim presje rozwoju. - A ty tak... chciałeś być duży i wielki i silny? - Dobra, no i to było na tyle w kwestii jego powściągliwości i trzymania dzioba na kłódkę. Po prostu - awykonalne. - Umiem się obronić... tyle to potrafię... - Burknął i dziobnął pałeczkami ananasa leżącego na boku wielkiego półmiska. Co prawda mógłbym to robić lepiej, ale... czekaj, że co wygląda jak ja? Kaiho uniósł wyżej brwi i otworzył szerzej oczy, spoglądając na rozmówcę. A potem na danie. Że jestem ja... ananas? Albo jak... krewetka? No, ze skorupki to dałbym się rozebrać, ale żeby z sosem..? O rajciu, połączenie TEGO z ostrym sosem jednak nie brzmi za... stooop! Chyba Yamiemu nie o to chodziło. To i znowu spojrzał na Yamiego, próbując poskładać myśli co do tego, co próbowano mu tu właściwie... insynuować. Już miał pytać. Nie musiał. Wyjaśnienia na szczęście zostały podane, a brunet... aż się uśmiechnął i błysnęły znowu jego matowe, zmęczone życiem oczy. - Naprawdę? - Odrobina zachwytu była wręcz słyszalna w jego głosie, kiedy wyprostował się dumnie i z nową werwą spojrzał na to danie. No, to teraz mam już nową ulubioną potrawę. A nawet nie jestem fanem ostrości! Kto by nie lubił komplementów? Kaiho je kochał. Zbierał każdą jak perełkę - bo jakoś częściej niż z nimi spotykał się z wyzwiskami. Pokiwał tylko głową w kierunku Ryuujina, kiedy ten ich przeprosił i wstał od stołu - ale czujne, jadowite oczy powędrowały za nim kawałek, odprowadzając go, nim wróciły do rodaka.
- Hahaha! Miałem przyjaciela, który mówił mi poodbnie! "Kaiho, jak gdzieś pojedziemy, to ty gotujesz!" - Uśmiechnął się promiennie. Jakoś tak to grało - kochał sprawiać ludziom przyjemność. Bo kiedy zrobisz dla kogoś coś miłego, to ta osoba cię docenia. Chociaż przez moment. Da ci chociaż jedno słowo, które sprawią, że ten świat przestanie być taki czarny. Mijał czas - a on coraz bardziej w tych szarościach tonął. I coraz trudniej było znaleźć kolory. Więc oto i były takie chwile. I tacy ludzie - jakby w ogóle nie było jeszcze chwilę temu tematu bliskiego katastrofie przy tym stoliku! - Ale to ryzyko - wiesz, takie dania. Bo nie każdy lubi takie cudaki. I nie każdy lubi ostre rzeczy. Albo właśnie... słodkości do mięska. - Dziabnął w końcu tego ananasa - i nawet jeszcze jedną krewetkę! - Ale jedz ile chcesz! Kupię wam, czego tylko potrzebujecie i chcecie. Życie powinno polegać na smakowaniu, oglądaniu, słuchaniu - i odczuwaniu. - To chyba było na tyle proste, że mogło trafić do mózgu jego głupiego, nowego kolegi. Właściwie to... urocza była ta jego głupkowatość - wspominałam już? Przynajmniej tak zaczął uważać Kaiho. I zaczynał myśleć, jak do niego przemawiać, żeby było bardziej łopatologicznie. - Eech, muszę iść do domu się przebrać i trochę ogarnąć. - Wyciągnął ręce do góry, żeby się przeciągnąć. - No i nie wiem, czy będę mógł ot tak wyruszyć... porozmawiam z rodziną. A ty tak... możesz ruszać od razu? Nie masz nikogo, kto by się martwił? - Niby podejrzewał, że to może być trochę głupie pytanie. Cholera, był pewien, że naprawdę nie znajdzie wspólnego języka (hihi) z Yamim, ale proszę bardzo - jak zawsze życie potrafiło go zadziwić. Życie! Inni ludzie! Bo ci potrafili być niesamowici. - Ale proszę zostawić trochę Ryuujinowi, bo nawet nie spróbował. - No, bo biedny Kaiho nie miał pojęcia, że ten właśnie szukał pomocy u samych bogów (czyli w kloace), by tylko nie mieć z tym daniem NICZEGO wspólnego.
Nie trudno było zauważyć czarnowłosego w mnisich szatach - mimo wszystko wyróżniał się wśród tutejszej ludności swoją urodą, wspaniałą, boską, która zapierała dech w piersiach Kaiho. Tak i nie trudno było o to, żeby w końcu oczy Kaiho na niego trafiły. Kiedy rozmawiał sobie z kelnereczką. Zamarł, spoglądając przez moment na tę scenę. Pasują do siebie. Kobiecina - ciekawe, ile w ogóle miała lat - była naprawdę śliczna. Słodka i urocza, miała ten powab i ten szyk, za którym przepadali mężczyźni. Właściwie to była scena godna namalowania - i Kaiho utkwiła w głowie bardzo mocno. Jako coś, co było warte przeniesienia na płótno. Odwrócił szybko głowę z powrotem na Yamiego. Ciekawe, jak ludzie budują relacje między sobą. Jak to jest, że się przyjaźnią przez lata? Potem spotykają? I chcą ze sobą podróżować? I jak to jest, że ludzie... właściwie to jak to jest - kochać? A jak to jest - być kochanym? Oddech Kaiho stał się nieco płytszy i szybszy, na pewno - cięższy, bo coś złego się w nim podziało. Coś bardzo mocno gniotło i przeszkadzało w tym, żeby serce normalnie uderzało. Chyba na moment w ogóle przestało bić? Nie świruj, debilu. Nie pamiętasz? Złota zasada - niczego nie żałuj, ciesz się chwilą obecną, niczego nie oczekuj. Myśli Kaiho były tak intensywne, że zapomniał o bożym świecie - odłączył się od niego. Nagle drgnął i jakby nigdy nic znowu sięgnął po kolejną krewetkę. Trochę machinalnie. Żeby podziobać ją jak kurczak. Nie no, moment. Właśnie - nie. Świruj. NIE. ŻAŁOWAĆ. Spojrzenie powędrowało na nowo w stronę Smoka i kelnereczki. Jakoś cała jego pewność siebie po prostu pryskała, rozjeżdżała się - nie istniała. Pewnie dlatego, że ta niby pewność siebie była tylko figurą na planszy, by zamydlić oczy świata. By nie było widać, jak bardzo jest niedowartościowany i niepewny. Wstał od stolika z chmurną miną, aż krzesło szurnęło - skierował się w tamtą stronę, strzelając znowu piorunami w oczach w kierunku kelnerki. WrrrrRRRRRRR! RRRR! I stanął, taki groźny, przy kelnerce, z rękoma założonymi na klatce piersiowej.
- Pani sobie już pójdzie! Ten Pan jest zajęty. - Obwieścił bez cienia zażenowania. Oj, gdyby oczy mogły zabijać, gdyby one mogły zabijać..! To te Kaiho zabiłyby tę biedną kobietę toną jadu! A potem spojrzał na Ryuujina. Kosztowało go to zdecydowanie ZA DUŻO. I o wiele więcej, niż chciał pokazać. - No idź sobie kobieto bo zaraz zrobię tu awanturę! - Rzucił, obracając znów głowę ku kelnerce. I powyrywam sobie włosy, bo kobiet nie należy bić - ale jakbyś była facetem to już byś oberwała w mordę! Po czym obrócił się sam na pięcie i wrócił, obrażony, do stolika.
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
- Kuro Yami
- Gracz nieobecny
- Posty: 21
- Rejestracja: 3 sie 2021, o 12:39
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ogromny gość o ciemnej karnacji, noszący luźny podkoszulek, ciemne spodnie oraz bandaże na rękach.
- Widoczny ekwipunek: Bandaże na rękach
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=3 ... 84#p182484
- GG/Discord: Silens#9436
- Multikonta: Shabondama Haruki
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości