Strona 1 z 4
Lokal "Pod Kasztanami"
: 30 paź 2019, o 21:10
autor: Ichirou
Górna półka w Midori jeżeli chodzi o wszelakiego rodzaju lokale, zarówno pod kątem szeroko rozumianego standardu, jak i unikalnego charakteru miejsca. Wyjątkowość przybytku tkwi w wykończeniu wnętrza. Każdy ceniący się, pracujący w drewnie rzemieślnik chce, by jego rękodzieło znalazł się w Pod Kasztanami . Nawet najmniejszy mebelek znajdujący się w lokalu wykonany jest więc po mistrzowsku, posiada wiele zdobień i stanowi małe dzieło sztuki. Jest całkiem przestronnie i przyjemnie, pachnie tu drewnem. Kuchnia bogata przede wszystkim w regionalne specjały. Prawdopodobnie to właśnie tutaj przyrządzana jest najlepsza dziczyzna w całym Midori.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 31 paź 2019, o 17:31
autor: Inoyū
Gdy wszystkie warunki zostały wypowiedziane, a część z nich nawet spełniona, atmosfera między trójką shinobi zaczynała powoli się oczyszczać. Co prawda rozejm nadal można było określić jako umowny, a pierwsze próby rozpoczęcia normalnej rozmowy z boku mogły prezentować się dość pokracznie, ale ostatecznie każdy z nich mógł coś na tym zyskać. No może oprócz Shikatsu, która została wciągnięta w plany Yamanaki nieco na siłę. Oj tam, humorek jej się na pewno poprawi, gdy już zasiądą w jakiejś przyjemnej karczmie i postawią przed nią jeszcze parującą, idealnie wypieczoną dziczyznę. Musi, bo już nie ma odwrotu.
Albinoska natomiast nie musiała się niczym pocieszać, odkąd wystrojony w różnego rodzaju błyskotki mężczyzna oddał jej część swojej biżuterii, nalegając, by jak najszybciej je założyła. Nie potrzebowała żadnej zachęty. Podniosła na kilka chwil swoje zdobyczne świecidełka na wysokość pczu. Zlustrowała je chciwym spojrzeniem, wręcz nie mogąc się napatrzeć, jak mienią się w tym nikłym świetle okolicznych latarni. Pośpiesznie je założyła, nawet mu nie dziękując.
Nie miała najmniejszego pojęcia, czy w ogóle istnieje ta najlepsza knajpa , a jeśli tak, to którędy można się do niej dostać. Jeśli już nadarzała się okazja podczas nieczęstych wędrówek do centrum osady, to zatrzymywała się zazwyczaj w tym jednym, sprawdzonym miejscu, które pokazała jej Shikatsu tuż po przybyciu do Midori. Była zbyt zajęta zarabianiem pieniędzy lub, alternatywnie, leżeniem bezczynnie całymi dniami i rozmyślaniem o tym, jak bardzo jest jej tutaj źle i niedobrze, by znaleźć w sobie jeszcze energię na piesze wędrówki do miasta. Tym bardziej, że pomieszkiwała teraz w chatce w samym środku lasu, a przecież nie chciała ryzykować, że jakieś cholerne kleszcze zjedzą ją żywcem zanim w ogóle uda jej się przedrzeć przez leśne gęstwiny. Dreptała więc posłusznie za Narą, zdając się na jej przewodnictwo i w duchu licząc na to, że ta podłapie narrację Yamanaki i wybierze raczej tę dłuższą trasę.
Kiedy wreszcie udało się im dotrzeć na miejsce, ich oczom ukazała się całkiem spora, owszem, ale także i dość niepozorna karczma. Przyzwyczajona do wyjątkowo zdobnej architektury swojej rodzinnej krainy kapłaneczka nie była w stanie, niestety, docenić urody tutejszych budynków. Tuż po wejściu do lokalu mogła również stwierdzić, że nie przepada za rustykalnym wnętrzem.
— To tutaj? To jest ta wasza najlepsza knajpa w mieście? Godne politowania. Nie ma co w ogóle się równać do tych w Soso, no ale niech już będzie. Lepszy rydz niż nic — wymamrotała pod nosem, wieńcząc swoją wypowiedź pretensjonalnym westchnięciem. Wzruszyła ramionami i zerknęła z ukosa na Shikatsu, by gestem dłoni zwrócić na siebie jej uwagę. — Czy je się tutaj w ogóle cokolwiek bez mięsa?
Omiotła wzrokiem upstrzone nadmiarem zdobień stoliki, usiłując ocenić, co właściwie się tutaj jada. Lwia część z nich była już suto obstawiona różnej maści mięsiwami i napitkami, a ucztujący przy nich ludzie chociaż byli głośni, to faktycznie zdawali się zachowywać odrobinę mniej obleśnie, niż zdarza się w to innych, mniej prestiżowych knajpach. Godzina sprzyjała spotkaniom, więc personel uwijał się jak w ukropie, z akrobatyczną zręcznością lawirując między stolikami. Przeszła tuż pod ścianą razem ze swoim ogonem do jednego z bardziej oddalonych stolików. Przysiadła sobie na krzesełku i zaczęła uważnie wertować podarowaną im kartę dań. Od razu przeskoczyła do ostatnich stron, które zwykle zapełnione były tymi najdroższymi propozycjami.
— Handlarzu piasku, gdy już będziesz składał zamówienie, to nie zapomnij zamówić mi najlepszego sake, jakie tutaj mają oraz tego dania z białymi truflami, tego wiesz, o tej dziwnej nazwie — zaczęła, bezpardonowo pokazując mu paluchem nazwę potrawy. Nigdy nie jadła czegoś takiego, bo i nie miała na to funduszy, a świat trzeba jakoś poznawać, prawda? Życie bez sprawiania sobie przyjemności to tylko smutna hibernacja, a ona hibernować nie miała zamiaru. — I może zabaw nas jakoś. Nie wiem. Może opowiedz coś o sobie? Robisz w ogóle cokolwiek oprócz sprzedawania piasku? — rzuciła dość beztrosko, chociaż jej oczy z pełną uwagą szukały jakichś znaków charakterystycznych. Miała nieco za złe Shi, że tak od razu wyjawiła ich personalia jakiemuś podejrzanemu typowi z pustyni. Nie lubiła czuć się obnażona w większym stopniu niż jej rozmówca, więc oczekiwała od niego wyjawienia wreszcie swojej tożsamości, skoro i tak już wiedzą, że parają się tą samą profesją .
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 31 paź 2019, o 19:34
autor: Ichirou
Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wzburzenie, mogło to brzmieć przewrotnie, ale napotkane dziewczyny nawet mu się spodobały. Nijaka, ciemnowłosa panienka okazała się wcale nie taka nijaka i zaprezentowała swój charakterek, natomiast albinoska miała styl i to w zasadzie już wystarczało Iczirowi.
Skoro na dość hojny z jego strony układ wszystkie strony wyraziły aprobatę, to można było mówić o rozwianiu burzowych chmur, które przedtem wisiały nad ich głowami. Emocje opadły, podobnie zresztą jak tony głosów. Robiło się spokojniutko, a nawet milutko, ponieważ zaczęły padać pierwsze pochlebstwa.
- Szkoda. Ciebie też dałoby się zrobić na bóstwo. Daj znać, jak zmienisz zdanie, to bym cię wystroił - odpowiedział odrobinkę rozczarowany, chowając z powrotem rubinowe kolczyki do kieszeni. Oferta bez wątpienia brzmiała niecodziennie i dziwacznie, ale władca piasku był po prostu modnisiem, lubił dobierać sobie i innym różne fatałaszki. Lubił też otaczać się pięknymi ludźmi, takimi jak chociażby białowłosa, której ani trochę nie żałował podarowanych kolczyków. Przy odpowiednim dobrze z Shi pewnie dałoby się wycisnąć coś więcej niż nudna przeciętność, no ale trudno. Chyba nie każdy miał tyle pewności siebie, by przykuwać uwagę innych.
Nie spodziewał się, że tak szybko pozna ich nazwiska i przynależności. Zdążył już wcześniej wyłapać, że dziewczyny są prawdopodobnie kunoichi lub przynajmniej jakimiś najemniczkami, ale teraz nie musiał nawet dopytywać o ich klany. Skinął głową na te informacje, ale nie zrewanżował się. Nie czuł się zobowiązany, a bezpośredniego pytania o godność nie było, więc nikt mu przecież nie mógł zarzucić braku kultury. Miał świadomość, że przedstawienie swojej tożsamości może trochę zmienić sytuację. Anonimowość była dla niego całkiem miłą odmianą i z lekkim rozbawieniem przyjmował to, że nieświadome panny traktują go absolutnie zwyczajnie.
Pobłądził za przewodniczką przez kilka kolejnych uliczek. Mimo, że okolica celu podróży nie różniła się jakoś bardzo od tej w miejscu startowym, to w zupełności się tym nie przejął. Chciał tylko najlepszą knajpę i dobre towarzystwo.
Druga z tych rzeczy wydawała się być zagwarantowana, ale czy pierwsza, to już trudno powiedzieć. Złotooki Sabaku zlustrował uważnie wnętrze lokalu. Było ładnie, raczej drogo, ale czegoś mu brakowało, żeby choć trochę oczarować się tym miejscem.
- To może skoczymy do Soso? Widziałyście, że jestem szybki. Wziąłbym was pod pachę, bylibyśmy na miejscu jeszcze dziś - zażartował, bo to jedyne, co pozostało w obecnej sytuacji.
- Bogowie ci nie pozwalają? - rzucił z powagą do Inojki w odniesieniu do jej mięsnej abstynencji, ale nie ukrywając przy tym drobnego, drwiącego uśmieszku.
Znaleźli jakiś stolik gwarantujący namiastkę intymności jak na aktualne warunki w lokalu. Ichirou jako prawdziwy dżentelmen pozwolił rzecz jasna damom wybrać swoje miejsca i - o ile te nie miały nic przeciwko - odsunąć im krzesełka. Potem sam postawił gurdę w kącie obok i usiadł przy stoliku.
Kiedy te rzuciły się do przeglądania kart z oferowanym jadłem, sam skupił się na ornamentach, które zdobiły blat.
- Widać napracowanie - docenił kunszt rzemieślnika, a potem podniósł spojrzenia na Inojkę, która poczuła się zbyt pewnie i zaczęła sobie księżniczkować. Prychnął cicho.
- Może mam jeszcze zacząć żonglować talerzami? Funduję wam wieczór, też mogłybyście coś dać od siebie - stwierdził, przewracając oczami.
Skoro padło pytanie, to nie zamierzał ich dalej zwodzić. Przy okazji chciał przytemperować zapędy kapłaneczki.
- Jestem Asahi Ichirou, z tym sprzedawaniem piachu to trochę skłamałem. Wybaczcie - oznajmił spokojnie, uważnie przypatrując się rozmówczyniom, by nie przegapić ich reakcji. Spodziewał się rzecz jasna szoku.
- Wpadłem do Midori, by załatwić sprawę tych dziwnych zdarzeń w lesie z ostatnich tygodni, no ale to może sobie darujmy. Mamy taki miły wieczór i takie miłe towarzystwo, nie ma co smęcić na jakieś poważne tematy. - Westchnął ciężko i rzucił okiem na kelnerkę, która właśnie zjawiła się nad stolikiem.
- Weźmiemy to, to, to, to i to - zaczął pokazywać kolejne pozycje z karty. Głównie na ślepo, ale nie zapomniał o daniu wcześniej wskazanym przez albinoskę. - No i najlepsze sake, jakie macie. Jest coś z Antai? Ach, Shi, masz coś jeszcze do dodania? Nie wiem jak Inoyu, ale ja jestem tu nowy, więc spróbowałbym waszych regionalnych specjałów. Smakowanie obcych kuchni to jedna z lepszych rzeczy w podróżowaniu. A w sumie, skoro już o tym mowa, to byłyście kiedyś na pustyni? - W międzyczasie skinął głową do pracownicy, która odeszła, by zrealizować zamówienie.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 2 lis 2019, o 13:58
autor: Shikatsu
- Mamy grzyby. Jak nie chcesz jeść, to nie jedz - odburknęła z oburzeniem na zarzut Inoyu, jakoby tutejsza kuchnia była głównie mięsna. W dodatku, cholera, co to za nowomodny pomysł, by swoja dietę opierać o wcinanie zieleniny? Po co ulegać jakimś dziwnym modom, gdy w Midori możesz spróbować najlepszej na kontynencie dziczyzny! Nie była w sumie pewna, czy Yamanaka przeszła na dietę jarska z powodów narzuconych odgórnie przez jej głęboka bogobojność, czy może – co w sumie było bardziej prawdopodobne – by utrudnić życie sobie i wszystkim dookoła. Shikatsu westchnęła ostentacyjnie, odgarniając kosmyk włosów za ucho, i nachyliła się nad oferowana wałówka, by zerknąć, czy znajdzie się tu w ogóle cokolwiek, co Yamanaka łaskawie zgodzi się włożyć do ust.
Jeśli chodzi zaś o dawanie coś od siebie, to nie zamierzała się zbytnio produkować, by zabawiać towarzystwo - podparła głowę o dłoń sennie, oglądając w sumie z lekkim roztargnieniem jak Inojka jest w swoim żywiole, rozstawiając po katach szanownego handlarza piachem. Samej Narze w sumie niekoniecznie zależało na dobrej atmosferze, bo właściwie przyszła tu głównie po to, by zemścić się na turyście, który miał czelność ja oszukać w trzy kubki, i najeść się tak, że nie będzie mogła jutro chodzić. Dawno nie miała okazji iść do knajpy i nie wyliczać każdego grosza, oszczędzając na wszystkim, na czym tylko mogła. Dawno nie miała okazji spojrzeć na kartę i nie wyszukiwać od razu najtańszej z możliwych opcji!
Swoja droga, to typek w końcu zdecydował się zachować się kulturalnie i przestać mamić je jakaś gadka o handlowaniu piachem. No w końcu! Ile można było jeszcze na to czekać. Zastrzygła uszami, nie odrywając wzroku od spisu zup. A potem zbladła.
Wiedziała o tym, że kryzys w Lesie może ściągnąć z całego świata różnych awanturników, znanych bardziej lub mniej. Słyszała nawet o co poniektórych bardziej znanych nazwiskach od swojego ojca, który zasłyszał to i owo, uzupełniając wywołane trudna sytuacja braki kadrowe w Midori. Słyszała już to nazwisko. I nigdy nie spodziewała się, że wyzwie od gogusiów członka Krwawego Pokolenia.
Gdy Ichirou zajął się rozmowa z pracownica, odszukała nogę swojej przyjaciółki pod stołem, by szczypnąć ja w udo. A potem szczypnęła ja znowu, na wypadek, gdyby ta nie zrozumiała sygnału. A potem jeszcze raz. Jeśli Inoyu w końcu raczyła na nią spojrzeć, to zacisnęła usta tak, że jej wargi wręcz zsiniały, i uniosła brwi wymownie.
- …Co? – dopiero po chwili zorientowała się, że pan Koibito zadał jej jakieś pytanie. Zarechotała dość idiotycznie, rozcierając ramię w nerwowym geście – Dziki królik podobno jest niezły. Jest jesień, to w sumie najlepszy czas, by do nas przyjeżdżać. Idealny moment na kryzys w lesie, przynajmniej rozkwitnie nam turystyka – mruknęła z przekąsem.
W sumie dobrze, że zasypał je pytaniami. Łatwiej było jej w sumie ukryć konsternacje.
- Na pustyni? Ja nigdy. Ale poznałyśmy kiedyś za to jednego gościa w Karmazynowych Szczytach.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 4 lis 2019, o 20:22
autor: Inoyū
Przyszła kapłanka, o ironio, miała do bóstw stosunek mocno ambiwalentny i zależny od sytuacji, w której przyszło jej się akurat znaleźć; a ta fluktuacja wierności wobec wyższych istot polegała mniej więcej na tym, że w momencie zagrażającym w jakiś sposób jej dobrobytowi zdarzało jej się żarliwie modlić, zaś na co dzień raczej lekceważyła ich istnienie, a swoich braci oraz siostry w wierze wielokrotnie obśmiewała, traktując swoją posługę w świątyni jako najzwyklejszą w świecie pracę. A praca polegała na graniu na ich, jakież to teraz modne określenie, uczuciach religijnych. Nie zarobiłaby nawet złamanego ryo, gdyby sama sprawy religijności nie traktowała dość lekko. Nie oznacza to jednak, że jakiś ledwo poznany typek z pustyni może tak po prostu zacząć sobie kpić z jej wiary! Jedyne kpiny, jakie mają prawo rozbrzmieć, to te wypowiedziane przez jej usta.
— Sama sobie nie pozwalam, bogów w to nie mieszaj — żachnęła się z nieudawanym oburzeniem, tym samym - miejmy nadzieję - skutecznie ucinając ten temat. Wiedziała, że nie może oczekiwać od niego nie wiadomo jakiej ogłady, więc wdawanie się z nim w jakieś teologiczno-filozofyczne dysputy byłoby chyba najbardziej bezsensownym posunięciem. No i nie chciała też obierać jakiegoś zdecydowanego stanowiska w tej sprawie, skoro nadal takiego nie udało jej się wypracować. Ostatecznie Shikatsu miała, niestety, całkowitą rację - wegetarianizm Yamanaki nie miał żadnych religijnych źródeł, więc jedynym w miarę logicznym wyjaśnieniem pozostała jej chęć zostania najbardziej upierdliwą osobą na każdym spotkaniu towarzyskim. To musi być to.
Wyprostowała swoje dotychczas lekko przygarbione plecy, by rozejrzeć się ze zniecierpliwieniem po pomieszczeniu, odprowadzając zirytowanym spojrzeniem każdego kelnera, który śmiał wymijać ich stolik i zrealizować zamówienie kogoś innego niż ona . Przecież siedzą tutaj już jakieś pięć minut, jakim cudem nadal nikt do nich nie podchodzi? W Soso jest większa dyscyplina, tam już dawno podaliby im chociaż te cholerne sake. Tam już dawno daliby zjeść wygłodzonej Yamanace, która z tak wielkim bólem musiała znosić wszechobecną woń przygotowywanych na bieżąco potraw. Kryzys został jednak dość szybko zażegnany, a marsowa mina albinoski momentalnie złagodniała, gdy postawili wreszcie na stoliku wszystkie zamówione dania. No i sake, naturalnie.
— O! Potrafisz? A dasz radę dorzucić do tego jeszcze klaskanie uszami czy będziesz tutaj tak po prostu siedzieć? — Odbiła piłeczkę dość gładko, nawet nie zauważając jego lekkiej irytacji. Założyła nogę na nogę i odgięła się odrobinę do tyłu, oczekując, że mężczyzna już za chwilę rozpocznie swoje przedstawienie. Część wypowiedzi o tym, że nie wystarczyła mu sama ich obecność i oczekiwał jeszcze jakiegoś wkładu, została przez nią jakoś tak puszczona mimo uszu.
— Asahi Ichirou, tak? — powtórzyła tuż za nim, jakby szukając potwierdzenia, że udało jej się wypowiedzieć jego personalia we właściwy sposób. W końcu słyszała to nazwisko pierwszy raz, prawda? Niby coś tam kojarzyła, że być może ktoś mógłby nazywać się podobnie, ale jedyne, na co mogła w tym momencie wpaść, to to, że jej koleżka z dzieciństwa chyba miał jakoś tak na nazwisko. A może inaczej? A może chodzi o jeszcze inną osobę? Uśmiechnęła się nieco zadziornie, po czym machnęła dłonią w akcie okazania mu łaski. — Ach, co mi tam. Wybaczę.
Kiedy spędzasz całe swoje dotychczasowe życie na doprowadzaniu do względnego porządku jakiejś niewielkiej świątyni w lesie, musisz liczyć się z tym, że nieważne, jak bardzo wyedukowany byś był, tak zawsze będziesz miał jakieś luki dotyczące tych wszystkich nowinek, które zazwyczaj zatrzymują się w granicach większych osad. Nie zawsze da się być na bieżąco, a większość powszechnie znanych wydarzeń oraz osobistości pozostanie niepoznana. Chyba, że wyjdziesz wreszcie poza swoją bezpieczną bańkę i zaczniesz poznawać wszystko krok po kroku. Od początku. I nieco z przypadku.
Wyciągnęła rękę w stronę butelki z wysokoprocentową zawartością, po czym nalała odrobinę alkoholu najpierw sobie, a potem również i pozostałej dwójce.
— Nie, nigdy. I jeśli mam być szczera, to nawet mi się nie śpieszy. Poznałam już jakiś czas temu takiego typa, który twierdził, że był właśnie z pustyni. Był mocno nierozgarnięty i możliwe, że majaczył, ale mówił, że można tam znaleźć jakieś trujące skorpiony . To były skorpiony, prawda, Shi? — Zerknęła przelotnie na Narę, oczekując od niej potwierdzenia swoich słów. Zamiast zgodnego przytaknięcia głową jedyne, co zobaczyła, to bardzo niewyraźna mina swojej koleżanki i nieco zastanawiający brak kolorków na jej facjacie. Uniosła brew ku górze, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. — No i opowiadał, że jest tam bardzo gorąco. Po co się tak męczyć? Chyba trzeba być naprawdę chorym człowiekiem, by zamieszkać w takim mie-... — Wypowiedź Yamanaki została brutalnie przerwana przez Shi, która, z jakiegoś nieznanego jej powodu, uszczypnęła ją w udo. Delikatna skóra aż zaczerwieniła się w tym miejscu, a sama albinoska zacisnęła mocno szczęki, usiłując po prostu przeczekać ból. Siarczysta wiązanka przekleństw opuściła jej usta wraz z momentem, gdy zaczynała już powoli dochodzić do siebie, a jej dłoń machinalnie uniosła się do góry, by w odpowiedzi niezbyt delikatnie dźgnąć ją palcem w ramię.
— Zrób tak jeszcze raz, a cię chyba zabiję. Nie żartuję — wymamrotała pod nosem, z wrogością obserwując niezwykle plastyczną mimikę jej twarzy. Wyglądała trochę tak, jakby miała naprawdę potężną niestrawność. Może to jest właśnie powód? Może zachowuje się tak dziwnie, bo zjadła coś nieświeżego i chce już iść do domu? Co za kretynka, mogła jej po prostu powiedzieć!
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 4 lis 2019, o 22:19
autor: Ichirou
Wzruszył obojętnie ramionami na odpowiedź oburzonej albinoski. Patrzcie no, sama decyduje o sobie, niesłychane rzeczy! Religijny to ostatnie określenie, jakim można było opisać Iczira, ale nawet taki laik i cynik potrafił po paru chwilach spotkania stwierdzić, że Inoyū to za bardzo w archetyp kapłanki się nie wpisuje. Niby ciuszki miała jakieś takie sakralne, ale pokory w niej nie było za grosz, a to przecież pokora wydawała się najważniejszą cechą duchownych. Wcale to jednak nie znaczyło, że źle. Wręcz przeciwnie, bo przy zwyczajnej kapłance zdążyłby się wynudzić. Yamanaka była nawet ciekawą osóbką, choć momentami pozwalała sobie na zbyt wiele.
Zmrużył oczy w mało przyjemnym spojrzeniu, kiedy białowłosa kontynuowała wątek pajacowania. Że też jej jeszcze nie znudziło się przeciąganie liny? Uszy to on mógł jej zaraz wykręcić, tak jak wykręca się je za karę niegrzecznym dzieciom.
- Tak po prostu sobie posiedzę. Zrzucisz za to na mnie jakąś klątwę? - zapytał, kierując do Inoyū milutki, niewinny i oczywiście fałszywy uśmieszek.
Do wrednej kapłaneczki chyba wciąż nie dotarło, z kim tak naprawdę siedzi przy stole. Nie słyszała o nim? Nic a nic? Może tylko pozorowała? Jeżeli tak, to musiała być świetną aktorką, skoro potrafiła nie zdradzić swoim zachowaniem choćby malutkiego zaskoczenia, które w tej sytuacji było jak najbardziej naturalną reakcja.
Ze wzmianki o dziwnym osobniku z Wydm niewiele mógł wyciągnąć, ale niewiedza o powszechnych zwierzętach pustyni była dla niego całkiem zabawna.
- No, skorpiony, takie wielkie pająki - zaczął wyjaśniać, gestami pokazując gabaryty całkiem rosłego osobnika omawianego gatunku. - Ale mają twarde pancerze, parę wielkich szczypiec i jadowity ogon. Śmiertelnie jadowity. Ogólnie, to sporo mamy podobnie groźnych i jadowitych zwierzątek. Pasowałabyś tam. Jakiś twój wuj nie był czasem skorpionem? - zażartował na koniec, zwracając się oczywiście do Inojki, bo jej temperamentna, czarnowłosa koleżanka zdążyła już ochłonąć i teraz zachowywała się bardzo spokojniutko.
- A w górach to pewnie same barany? - odbił piłeczkę, honorowo broniąc swoich terenów. Zamierzał wspomnieć o chłodniejszych nocach, o urokach swojej krainy, ale w tym momencie pojawiła się jakaś mała sprzeczka między paniami.
- Shi, proszę, zrób tak jeszcze raz. Zobaczymy, czy ona naprawdę taka mocna, czy tylko w gębie - zwrócił się zachęcającym tonem do Nary z nadzieją na dalszy rozwój akcji. I kto komu teraz zapewniał rozrywkę?
Czy sytuacja między dziewuchami się zaogniła, czy też nie, to za jakieś dwie chwile przy stoliku ponownie znalazła się już pracownica. Przyniosła - zgodnie z życzeniem złotookiego Sabaku - buteleczkę najlepszego sake z Yusetsu oraz trzy całkiem ładne czarki. Na jedzenie trzeba było jeszcze troszkę poczekać.
- Skąd wy się w ogóle znacie? Inoyū przyszła udzielić błogosławieństwa najemnikom, czy żeby wyprosić bogów o szczęście w grze w kubeczki? - zagaił, łapiąc moment później za czarkę, którą podniósł jako symbol toastu. - Zdrowie pięknych pań, bo ja na swoje nie muszę narzekać - oznajmił szarmancko, a potem wychylił naczyńko i upił z niego solidny łyczek sake.
Później niemalże od razu obsłużył swoje dzisiejsze towarzyszki, rozlewając im alkohol i podsuwając napełnione naczyńka. Nie przystało biesiadować przy pustych czarkach.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 5 lis 2019, o 17:40
autor: Shikatsu
Inoyu, mimo dyskrecji Shikatsu, niestety nie zrozumiała jej subtelnych prób zasygnalizowania, że coś jest nie halo. I, na co w sumie Shi mogła wziąć poprawkę już wcześniej, na szczypnięcia zareagowała werbalnie i, co gorsza, bardzo głośno, wszem i wobec ogłaszając swoje niezadowolenie. Shi poczuła, jak wzdłuż jej grzbietu przebiegają dreszcze wstydu. A potem znowu, gdy Ichirou zachęcił ją, by kontynuowała podszczypywanie kapłanki. Powinny już jakiś czas temu ustalić wspólny kod na przejście na te telepatyczne połączenia, które oferowała jej Yamanaka – taka forma sygnalizacji chęci przekazania jej odkrytych rewelacji najwyraźniej nie była dostatecznie czytelna dla Inoyu. Wyszło jak wyszło – czyli żałośnie.
- C-cicho, głupia – zbeształa albinoskę, marszcząc brwi. Co za wstyd. Koszmar. Przez moment miała wrażenie, że dłużej nie usiedzi przy tym stole. A potem wygięła wargi w podobnym do uśmiechu grymasie. Typ przynajmniej był na tyle grzeczny, że nie zakwestionował, czemu w ogóle zaczęła podszczypywać białowłosą – Ha, nie śmiałabym. Zbyt cenię życie, by tak zaryzykować. Jeszcze serio mnie ukatrupi, a nawet jeszcze nic nie zjadłam. Nie dam się wyprawić na drugą stronę bez ostatniego posiłku.
Na stół na szczęście wjechał alkohol, co pozwoliło jej skupić się na czymś innym, niż jej niepowodzenie w próbie kontaktu ze swoją przyjaciółeczką. Najwyraźniej nie były jeszcze tak zgranym duetem, jak sądziła dotychczas, i nie były w stanie czytać sobie w myślach. Znaczy, potrafiły! Ale nie teraz. Nie bez współpracy Yamanaki.
- Jak się w ogóle nazywał ten pajac od skorpionów? - zaczęła zastanawiać się głośno, drapiąc się po skroni. Nara miała całkiem przyzwoitą pamięć ogólnie, ale nigdy nie wychodziło jej zbyt dobrze łączenie imion i twarzy - Min Jori? Mori Jin? Cholernie dziwny gość, chciał cały czas łazić na rękach. Wszyscy tam na pustyni tak robicie? To część waszej kultury? - skrzyżowała ręce na piersi, zwracając się do Ichirou. W przeciwieństwie do Inoyu w jej głosie nie było ani krzty kpiny, a uprzejme zainteresowanie. Może chodząc na dwóch nóżkach Asahi robił coś wbrew sobie, starając wpasować się w tutejsze zwyczaje? Jeśli o nią chodzi, to może sobie łazić i do góry nogami, ona jest tolerancyjna.
Przy okazji gość z pustyni napełnił znów kieliszki, które dopiero co zostały opróżnione. Shi zerknęła na niego podejrzliwie, przysuwając bliżej siebie swoje naczynie.
- Nasi rodzice się przyjaźnią. Widywałyśmy się jako dzieci – odpowiedziała krótko, unosząc sake w niedbałym toaście – Spędziłam w sumie ze dwa lata w Soso… To naprawdę były już dwa lata? – Spojrzała na Inoyu, unosząc nieznacznie brew. W ogóle tego nie odczuła. – Nawet zaliczyłyśmy tam jedną wojnę. I teraz co? Wracam tutaj z Inoyu, by sobie trochę pozwiedzała, i znowu pieprzona wojna. Cholery można dostać.
I jak tu miała niby się nie napić?
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 6 lis 2019, o 17:39
autor: Inoyū
Zawzięcie gromiła ją przyciężkawym spojrzeniem, próbując rozmasować ból. Zachowanie Shi było co najmniej niepokojące - od momentu przedstawienia się mężczyzny zaczęła być jakaś taka spłoszona i niechętna do dalszych rozmów. Może nawet onieśmielona? Tylko czym? Egzotyczną urodą tajemniczego przybysza z pustyni? Jego blichtrem? No cóż, ostatecznie nigdy nie było jej dane poznać gustów Nary, jeśli chodzi o wygląd osoby, który mógłby być miły dla jej oka. Sama wykazywała nikłe zainteresowanie tego typu sprawami, więc nie czuła potrzeby wymieniania się z nią informacjami na te tematy . Zmrużyła leciutko oczy, nie za bardzo wiedząc, co powinna z tym wszystkim począć. Najbezpieczniej byłoby chyba po prostu nie zaogniać tej przedziwnej sytuacji i urwać niezręczną wymianę zdań, póki jeszcze przeobraziła się w dyskusję tak niekomfortową, że nikomu nie chciałoby się jej kontynuować.
— A, no tak. W takim razie poczekam aż zjesz, a potem cię zabiję — wymamrotała z wyrzutem, odsuwając się od niej odrobinkę. Tak na wszelki wypadek, gdyby Shi znowu coś odbiło i zechciałaby ponownie podszczypać swoją koleżankę. W końcu zachowywała się jak jakaś zauroczona nastolatka, więc cholera jedna wie, czego można się po niej spodziewać!
— Klątwę? Też coś. Przecież nie jestem żadną szarlatanką . — Wygięła usta w delikatnym półuśmiechu. Jaka znowu klątwa? Co za nonsens, przecież jest kapłanką! Ona ma te klątwy zwalczać, a nie je rzucać! Zła fama raczej nie pomoże jej w w nawracaniu tutejszych niewiernych na jedyną, właściwą ścieżkę. Nie pomoże też w nagabywaniu tych wierzących do rzucenia jej kilku ryo w ramach podzięki za błogosławieństwo. Rozejrzała się ukradkiem po karczmie, usiłując wyłapać, czy spojrzenie któregoś z biesiadników przypadkiem nie wylądowało na barwnej trójeczce. A jeśli ktoś akurat na nich patrzył, to postarała się, by usłyszał, jak oczyszcza się z zarzutów. Rzucanie klątw to poważne oskarżenie, a przecież nie chciałaby zostać uznana za wiedźmę. Tak oficjalnie.
— O ile dobrze pamiętam, to podczas ostatniej wizyty nie miał żadnych szczypiec ani ogona — odparła, z pewną teatralnością udając, że musiała się nad tym chwilkę zastanowić. — Ale dziękuję, że uważasz, że jestem groźna! To aż tak widać? — spytała z równie sztucznym zaskoczeniem, po czym przerzuciła swoje białe kosmyki przez ramię. W życiu Yamanaki nikt nie liczył się tak bardzo jak ona sama, więc wszelkie próby skruszenia jej wybujałego ego zwykle nie miały większego sensu.
Przytaknęła machinalnie, gdy Shi spytała o nazwisko tego pustynnego dziwaka, który nawiedził jej świątynię już jakiś czas temu. Machnęła głową zarówno na te błędnie wypowiedziane, jak i te prawidłowe - nie miała zielonego pojęcia, jak ten jegomość w ogóle mógł się nazywać, więc równie dobrze mogła powiedzieć cokolwiek, a i tak by się z nią zgodziła. Dlaczego miałaby zapamiętywać nazwisko kogoś tak nieistotnego? Ożywiła się dopiero w momencie, kiedy Nara zaczęła opowiadać historię ich znajomości.
— Też byłam zaskoczona tym, jak długo u mnie pasożytowałaś — odpowiedziała szczerze, gdy napotkała jej wzrok. To w sumie całkiem osobliwe, że, po ponad dwóch latach spędzania ze sobą czasu, ich znajomość wydawała się w żaden sposób nie ewoluować. Nadal były na etapie dobrych znajomych, którzy wiedzą o sobie jedynie najbardziej podstawowe informacje i raczej nie mają zamiaru tego w najbliższej przyszłości zmienić. — A co ciebie przyciągnęło do Midori z tak odległej pustyni, Ichirou? Co było tak kuszącego, byś musiał się fatygować? Wiadomo już, dlaczego przez jakiś czas było tu tak cholernie gorąco? — zasypała go gradem pytań z błyskiem w oku. Widząc, że brunet z jakiegoś powodu ma teraz ochotę na wznoszenie toastów, podniosła od niechcenia kieliszek ku górze. — Ta, na zdrowie. — Pośpiesznie opróżniła jego zawartość. — Zupełnie nie służył mi taki ukrop, moja cera jest teraz przez to jakaś taka szara. Widzisz, na co mnie narażasz, ściągając mnie tutaj? — kierując te słowa do Shi, uniosła dłoń na wysokość swojej twarzy, by zacząć ją delikatnie oklepywać palcami, demonstrując w ten sposób, jak bardzo jej skóra straciła na jędrności przez niekorzystną aurę.
Na ponownie zapełnienie alkoholem kieliszka zareagowała z wręcz przesadnym entuzjazmem i sięgnęła po niego niemal od razu, wstrzymując się jednak z przelaniem trunku do ust. Niezależnie od tego, jak mocna była jej głowa, to nadal przebywały w knajpie z nieznanym mężczyzną. Musiała brać na to poprawkę.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 6 lis 2019, o 20:28
autor: Ichirou
Trochę rozczarowanko. Gdzie ta zadziorność czarnowłosej dziewuchy? Jeszcze niedawno potrafiła wydrzeć się na niego, Diabła Świtu, a teraz strach ją obleciał i nie była w stanie pozaczepiać wrednej kapłaneczki? Ichirou westchnął ciężko w ramach manifestu swojego zawodu względem Nary, ale zaraz po tym prychnął nieco rozbawiony reakcją albinoski.
- No, to wcinaj, wcinaj - wykonał kilka ponaglających gestów dłonią w kierunku Shi. - Chcę zobaczyć, czy cię ukatrupi. - Wyszczerzył zęby szeroko, licząc na jakiś mały spektakl, ale tak w zasadzie, to wątpił, żeby Inoyū spełniła swoje pogróżki nawet w jakimś małym ułamku. Miał wrażenie, że już się trochę na niej poznał. Teatralność teatralnością, sam przecież sięgał po nią dosyć często i całkiem dobrze się teraz bawił, ale czy bledziutkie dziewczę było gotowe coś zrobić, a nie tylko powiedzieć? Jakoś się to Ichiemu nie widziało.
- Ależ oczywiście, że widać. Zaczynam się ciebie bać - odpowiedział ze znudzoną miną, podpierając przy tym głowę ręką. Był to jak najbardziej element gry. Celowo skontrastował wypowiedź z zachowaniem, by między wierszami przekazać kapłance, że tak naprawdę, to nie robi ona na nim wielkiego wrażenia.
Wzruszył ramionami na dalsze opowieści o gostku z pustyni i zrobił minę, która miała zademonstrować, że nic mu to nie mówi.
- To musiał być po prostu cholernie dziwny gość. Takich można znaleźć wszędzie, nie tylko na pustyni - stwierdził, darując sobie tym razem głupie żarty. Obie panny wiedziały tak niewiele o Wydmach, że pewnie były skłonne uwierzyć w chodzenie na rękach lub inne szurnięte zwyczaje.
Zmrużył leciutko brwi, kiedy padł wątek wojny. Zwiększyło się jego zainteresowanie rozmową i samymi rozmówczyniami. Dla niego interpretacja zaliczenia wojny była tylko jedna i wiązała się z aktywnym uczestnictwem we wszelakich bojach.
- Coś mi się obiło o uszy o tamtych konfliktach. Czyli jesteście weterankami. Co tam takiego nawojowałyście, macie jakieś ciekawe przygody? - zapytał tym razem już bez strojenia min czy modulowania głosu.
Och, szanowne panie nie musiały zagajać tematu dwa razy. Asahi może nie czekał na odniesienie się do wydarzeń w Midori, ale bardzo chętnie podłapał sprawę. W końcu była to świetna okazja do podkreślenia swojej wspaniałości, czyż nie?
- To wy faktycznie nic nie wiecie? Nic a nic? - spojrzał to na jedną, to na drugą. Szybko jednak się zreflektował nad tym, że wydarzenia mogły być jeszcze zbyt świeże, bo dotrzeć i rozejść się po Yokukage. Zresztą, kto miałby im te wieści przekazać?
- Chęć rozgłosu mnie przyciągnęła. Chciałem obwieścić światu fakt utworzenia przeze mnie grupki wybitnych najemników. Problem w tym, że nawet nie było jak się rozsławić, bo misję przeżyła jedyna garstka. Z czterech osób z Krwawego Pokolenia jeden poległ, drugi uciekł, trzeci został kaleką. - W egzaltowany sposób odliczył na paluszkach do trzech, a potem machnął niedbale ręką, że niby te wydarzenia znaczyły dla niego tyle, co nic. - Tylko ja wyszedłem z tego cało i razem z moimi ludźmi i paroma innymi osobami dobrnęliśmy do końca. I spokojnie, moja droga, nie musisz martwić się o cerę. Źródło tych piekielnych upałów już zniknęło - oznajmił i posłał uśmiech do Inojki. Całkiem szczery, bo buźkę to miała całkiem ładną i faktycznie szkoda by było zepsutej cery.
Zrobił krótką pauzę i przeniósł spojrzenie na Narę, by wychwycić reakcje na wieści dotyczące jej klanu i ziem.
- Nie musisz mi dziękować za zniszczenie broni, którą szykowali na was ci od robali - odrzekł, w pokornym geście kładąc dłoń na klatce piersiowej.
Nie miał powodu, by zatajać wydarzenia spod Iglicy. Przysłużył się przecież prowincji, która powinna być mu teraz wdzięczna.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 7 lis 2019, o 10:47
autor: Shikatsu
Shi nie trzeba było dwa razy powtarzać - przysunęła do siebie talerz z jakąś bardziej wyrafinowaną niż jej codzienna wałówka, zerkając na posiłek podejrzliwie. Niby znała tutejszą kuchnię ja mało kto, ale musiała przyznać, że nie jest w stanie zidentyfikować niektórych ze składników. Zdecydowanie nie był do przydrożny tani bar, w jakim zwykle się raczyła stołować.
- Wy tu sobie żartujecie, a ja naprawdę boję się tylko Amenominakanushi i jej. - Choć, z tych dwóch rzeczy, tylko to drugie było rzeczywistym zagrożeniem! Shi nadal dość sceptycznie podchodziła do wierzeń wszelakich. - Inoyu to furiatka. Czarownica. Jest niestabilna. - mruknęła znad swojej michy, wskazując albinoskę anemicznym skinięciem głowy. Nie była w sumie pewna, czy kopie sobie grób tym stwierdzeniem, czy może tym razem Inoyu uzna to w jakiś pokrętny sposób za komplement.
Rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak Shi planowała. Pan Kochanek z Krwawego Pokolenia - swoją drogą, aż strach było spytać o genezę tego przydomku - z jakiegoś powodu odebrał jej narzekanie na podążające za duetem fatum wojny zgoła inaczej, niż sama Nara zamierzała. No pięknie! To wyszły teraz na jakieś doświadczone weteranki w momencie, gdy te parę lat temu były w stanie co najwyżej biegać na posyłki po Saimin, dojąc krowy i czasem kradnąc jakieś wazy . Mina trochę jej zrzedła, gdy przez moment zastanawiała się, jak w ogóle to wszystko ugryźć. Cholera, wręcz zazdrościła Inoyu, która z jakiegoś powodu nie była wyedukowana na tyle, by skojarzyć nazwisko ich towarzysza z wyczynami Krwawego Pokolenia – przynajmniej nie była obciążona tą świadomością. Chociaż w sumie nie powinna się dziwić, biorąc pod uwagę to, że Inoyu większość swojego życia spędziła na zamiataniu schodów w górskiej świątyni w środku głuszy – wieści ze świata mogły do niej docierać później lub wcale.
Zarechotała trochę nerwowo.
- Dużo by opowiadać – ucięła temat dość pokracznie, natychmiast kładąc swoje łapska na butelce i rozlewając sake miłemu towarzystwu. – Jesteśmy dość znane w Saimin. No! Ale nie przecież nie będziemy rozmawiać o nas, skoro tyle się działo tutaj..! – rozłożyła ramiona w lekceważącym geście. Czy kłamała? W sumie to nie. Czy mijała się trochę z prawdą? No, może odrobinę. Ale czy komuś krzywdę zrobiło kiedykolwiek takie białe kłamstewko? Rzeczywiście, były całkiem rozpoznawalne w ojczyźnie kapłaneczki – szkoda tylko, że ze zgoła innych powodów: Shi za bycie dobrym pachołkiem, a Inoyu za śliczną buzię. Ale czy Ichirou musiał znać szczegóły? Brunetka posłała Yamanace znaczące spojrzenie na wypadek, gdyby tej wymarzyło się zaserwować sprostowanie tych rewelacji.
Przybysz z pustyni na szczęście się rozgadał na temat tego, co działo się ostatnio w Iglicy. Shi splotła dłonie i wsparła na nich brodę, wysłuchując go w milczeniu. Kto by pomyślał, że przez jakieś wygłupy na ulicy jakimś cudem dojdzie do sytuacji, gdy szeregowy doko usłyszy informacje, którymi z jakiegoś powodu władza nie raczyła podzielić się ze swoim ludem. Bo Shikatsu o tym wszystkim nie wiedziała zbyt wiele - tylko tyle, ile powinna. Próbowała podpytać o to i owo ojca, który miał więcej kontaktu z administracją osady, ale - nawet jeśli chciałby podzielić się swoją wiedzą ze swoją jedynaczką - to usłyszał zapewne niewiele więcej, co wiedziała Shi. A jeśli chciałaby wiedzieć więcej, to nawet nie wiedziałaby, gdzie szukać.
- Nic nam nie mówią. Las niszczeje, słyszymy parę ogólników, a teraz ta cholerna wojna. Ludzi nie interesuje już, co się tam działo, skoro teraz mamy wroga. Jak odwrócenie uwagi – mruknęła z cieniem goryczy, przesuwając palcem po brzegu kieliszka od sake. Shi dobrze wiedziała, że propaganda istnieje, i wiedziała, że sama nie jest na nią odporna. A skoro już przestali się rekreacyjnie przepychać i rywalizować, kto urządzi lepszą pyskówkę, to mogła włączyć się w rozmowę.
- Jakiej znowu broni? Zaczęli nam podkładać stonki? – parsknęła z nieskrywaną pogardą. Interesujące jest to, jak łatwo można zacząć czuć resentyment – wcześniej nie poświęcała zbyt dużo uwagi jakimś tam Aburame, a teraz jej słowa wręcz ociekały od wstrętu.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 7 lis 2019, o 13:24
autor: Inoyū
Tak już miała w zwyczaju, że podczas rozmowy z ludźmi, z którymi nie miała zamiaru obcować dłużej niż ten jeden jedyny raz, odruchowo przybierała przerysowaną rolę. Rola ta pozwalała jej na współżycie w społeczeństwie bez większego nadwyrężania tej prawdziwej, wysoce mizantropicznej części jej osobowości. W ten sposób mogła prowadzić te nic nie znaczące, lekkie rozmowy i raczyć swoich rozmówców tą nutką nieco cierpkiego żartu, który dość obficie sączył się z jej wypowiedzi. W ten sposób całkiem łatwo udawało jej się wyciągać od tych mniej sprytnych informacje, których wcale nie mieli zamiaru jej przekazać, jednocześnie nie dając od siebie w zamian praktycznie nic; jedynie puste słowa bez żadnej merytorycznej wartości, ale za to jakże potrzebne do ciągnięcia dialogu! I chociaż Ichirou najprawdopodobniej nie był głupcem (chyba że...?) , to i tak nie była w stanie ot tak wyzbyć się tego zmanieryzowania.
Taką wypowiedzią bez większej wartości była też pogróżka wycelowana do Nary - jej jedynym celem miało być niedopuszczenie do niezręcznej ciszy po tej dziwnej zaczepce. Jeżeli miałaby taką fanaberię, to szczytem byłoby odszczypnięcie jej w akcie zemsty. Czego on w ogóle od niej oczekiwał? Rozlewu krwi? Poderżniętych gardeł? Czy Ichirou jest socjopatą?
Nawet jeśli wielki pan Ichirou nie uważał jej zagrożenie, to... co z tego? Był jedynie przybyszem z jakichś odległych krain, o których wiedziała bardzo niewiele. Zresztą sam był osobą, o której wiedziała prawie nic, więc, w ostatecznym rozrachunku, jego opinia miała dla niej zerowe znaczenie. Wypiją, zjedzą, pośmieją się. Opuszczą knajpę i już nigdy więcej się nie zobaczą. Jedynymi osobami, których zdanie mogłaby w ogóle brać pod uwagę, to opinia jej rodzicieli. I może trochę liderki. Opinia jakiegoś opalonego typka w egzotycznym wdzianku nie była dla niej istotna ani odrobinkę. No dobrze, ubierał się całkiem nieźle, więc może przynajmniej w tej kwestii byłby dla niej równym partnerem do rozmowy. Ale to tyle.
— No z twoich ust brzmi to odrobinę ironicznie, droga Shikatsu, bo to ty w tym towarzystwie wyszłaś na największą furiatkę. Ale hej, przyrównałaś mnie też do boga, więc nie będę narzekać — wyćwierkała dość jadowicie, wzruszając ramionami. Poobserwowała ją przed dłuższą chwilę znad własnego talerza, jak ta najwyraźniej ma jakiś problem z własną potrawą, po czym ze złośliwym uśmieszkiem na ustach pożyczyła jej smacznego i zabrała się wreszcie za własne danie, starając się spożywać je z wyuczoną elegancją. Ujmowała pałeczkami każdy kolejny plasterek białych trufli, by powoli pakować go do ust i udawać, że owszem, są całkiem dobre. Szkoda tylko, że absolutnie nie były, a na jej stole nie znajduje się teraz coś bardziej apetycznego.
— Nie nazwałabym wojny przygodą, ale owszem, zdarzyło nam się uczestniczyć w paru ważniejszych sprawach . Opłacało się, bo ostatecznie wygrana stoi po naszej stronie, nie, Shi? — dopowiedziała do opowiastki Nary, jednocześnie wymuszając przytaknięcie na zwycięstwo Yamanaka. Każda strona ma własną narrację odnoszącą się do tego, w jaki sposób zakończyła się wojna. Nieważne jak bardzo nieznaczna mogła być przewaga, to jednak nadal jakaś była , więc najwygodniejszą interpretacją, oczywiście, jest jednoznaczny sukces.
Z momentem, gdy rozmowa przestała być już zabawna, a próba wplecenia jakichś ciekawych wątków przez Yamanakę, która zaczęła podpytywać mężczyznę o jakieś pikantniejsze szczegóły dotyczące ostatnich pogodowych anomalii, okazała się nieudana, jej zainteresowanie rozmówcami zaczynało topnieć. Westchnęła ciężko. Cała jej uwaga została skoncentrowana na jakimś komarze łażącym sobie leniwie po ścianie, a tocząca się tam gdzieś w tle konwersacja zbaczała na tematy zbyt poważne, by mogła się przy nich zrelaksować . Bo przecież taki był powód ich przyjścia do tej knajpy, nie?
— Grupka najemników? Brzmi to bardzo ciekawie — wymamrotała dość monotonnym tonem, nawet nie kryjąc znużenia. Nigdy nie przeszło jej nawet przez myśl, by dołączyć do jakiejś grupy shinobi, bo - pomijając to, jak niska jest aktualnie jej ranga - wydawało jej się to cholernie ograniczające. No i też nie miała też za bardzo powodu, by o tym rozmyślać, skoro zajmowała się głównie oporządzaniem świątyni pod nieobecność matki. — Czyli twoim głównym celem było rozsławienie tej grupki, ale nawet to ci się nie udało? Trochę słabo — skwitowała bez większych emocji. Rewelacje na temat stanu, w jakim znajdują się teraz członkowie Krwawego Pokolenia nijak nie kleiły jej się z oficjalnymi wyjaśnieniami dotyczącymi pozbycia się źródła anomalii. Przecież mieli tylko osuszać jakieś podziemne wody, prawda?
— Czy tą bronią są gorące źródła, które miałyby skusić mieszkańców Midori do rzucenia wszystkiego i zażycia kąpieli, oddając im wygraną walkowerem? To wszystko jest jakieś absurdalnie śmieszne — burknęła i zawtórowała parsknięciem tuż po Shi. Tyle tylko, że nie miała nic do jakichś władców robaków - dużo bardziej irytowała ją niewiedza i sprzeczne informacje, którymi były bombardowane z każdej możliwej strony.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 7 lis 2019, o 18:03
autor: Ichirou
Uniósł brwi w leciutkim zdziwieniu, kiedy Nara przypisała swojej koleżaneczce kilka ciekawych określeń. No znał ich za dobrze, a właściwie to prawie w ogóle ich nie znał. Na ten moment to jednak czarnowłosa wydawała się być tą, która słabiej panuje nad swoimi emocjami i szybko wpada w furię. Ichirou zaczął więc aż żałować, że Inoyū nie została pozaczepiana jeszcze troszeczkę. Był ciekaw, na ile rzucone epitety były jedynie słowną przepychanką, a na ile były prawdziwe.
Spojrzał to na jedną, to na drugą, kiedy te dość wymijająco pochwaliły się swoimi osiągnięciami. Nie poddawał wątpliwościom ich deklaracji, ale też nie wierzył we wszyściutko, co powiedziały. Nie miało jakiegoś szczególnego znaczenia to, czy szanowne panie faktycznie cieszyły się reputacją w Karmazynowych Szczytach i zasłużyły się podczas ostatniej wojny w tych rejonach.
- No, no, to się zebrały sławy świata shinobi przy jednym stoliczku. Skoro jesteście takie wojownicze, to może niebawem spotkamy się razem na froncie? Chciałbym zobaczyć was w akcji. Aż bym za to wypił - oznajmił nieco wyzywająco, licząc na jakąś reakcję zwrotną. Przyjrzał się im wtedy uważnie, ale zaraz po tym uśmiechnął się leciutko i uniósł czarkę sake i czekał rzecz jasna, aż towarzyszki dzisiejszego wieczoru uczynią to samo. Następnie skosztował alkoholu.
Później rozmowa zeszła na tematy poważne. Shikatsu tym razem wykazała większe zainteresowanie konwersacją, z kolei u albinoski zaangażowanie wyraźnie spadło. Dziewczyny wydawały się na tyle różnymi osóbkami, że w myślach Ichirou przez króciutki moment pojawiło się zastanowienie, czy i jaki mają wspólny temat do rozmów.
- Właściwie to jestem zadowolony z rezultatów. Znalazłem zdolnych, potencjalnych członków, a i dowiedziałem się o pewnych ciekawych rzeczach, które nadadzą kierunek całej grupie. Klepsydra - zapamiętajcie tę nazwę, bo wkrótce może być o niej głośno na świecie - oznajmił dość enigmatycznie, bo nie miał zamiaru wdawać się w szczegóły i zdradzać im wszystkiego. Chciał jedynie zaznaczyć, że nie odniósł żadnej klęski.
Prychnął cichutko po słowach Yamanaki, bo te były albo niesamowitym szyderstwem, albo oznaką ogromnej ignorancji.
- No niestety nie było gorących źródełek, a szkoda, bo bym się w takich pokąpał. Ale Shi ma w sumie rację. Powiedzmy, że szykowali na was stonkę. Taką jedną, ale dużą i potężną, zdolną zeżreć całą wioskę. Wierzcie mi lub nie, to wasza sprawa, ale w tym momencie wcale nie koloryzuję. To była jedna z najgroźniejszych, jeśli nie najgroźniejsza rzecz, z jaką przyszło mi się mierzyć, a uczestniczyłem w wielu walkach, miałem istotny udział w podbiciu stolicy prowincji i przesądziłem o losach rebelii u sąsiadów - wyjaśnił z pełną powagę, jakiej w sumie jeszcze nie przybrał podczas ich spotkania. Chciał podkreślić wagę wydarzeń w Midorii i ukrócić dalsze żarciki kapłaneczki.
- Więcej ode mnie nie wyciągnięcie. I tak powiedziałem wam już dużo. Szczegóły zostawiam dla siebie i swoich ludzi - dodał moment później, łapiąc za pałeczki i kosztując kolejno kilku lokalnych przysmaków.
- Ej, ten królik jest naprawdę niezły! - skomentował z lekkim entuzjazmem. Chwycił w pałeczki kolejną porcję mięsa, wychylił się do przodu i przystawił do albinoski kawałek dziczyzny, gotów ją nakarmić. - Inojeczka, no weź spróbuj. Jeden kawałeczek, pozwól sobie, bo naprawdę warto - odezwał się zachęcająco. W przypadku odmowy wzruszył tylko ramionami, obdarował Shikatsu wymowną miną bezradności, że kapłanka nie wie, co traci, a potem sam skosztował naprawdę dobrze przyrządzonego mięska.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 10 lis 2019, o 15:34
autor: Shikatsu
Inoyu na szczęście zdecydowała się nie sabotować jej starań i podtrzymała ich wspólną narrację o wojnie Yamanaka-Hyuuga. Shi starała się zbytnio nie okazywać zaskoczenia, ale nie spodziewała się tego - Inoyu, choć zaskakująco dobrze zgrywała się z nią w czasie walki, raczej nie przejawiała ani odrobiny ochoty na jakąkolwiek formę współpracy w ich codziennym życiu. Skinęła więc głową posłusznie, chcąc nie chcąc identyfikując się z interesem dobra klanu Yamanaka. Jeśli miała próbować prosić albinoskę o pomoc w tej wojnie, to nie mogła teraz odcinać się od dobra jej rodziny. Gdy Ichirou zdecydował się wznieść toast, Shi podniosła czarkę do ust niemrawo, chcąc w sumie ukrócić temat. Im mniej o tym informacji będzie udzielać, tym lepiej.
- …W sumie to głównie dlatego miałyśmy się dzisiaj spotkać, zanim to wszystko z tymi kubkami… - machnęła ręką lekceważąco na wydarzenia sprzed paru chwil, najwyraźniej już rozgrzana alkoholem na tyle, by zapomnieć o swoich wcześniejszych frustracjach. – Dobrze mi się pracuje z Inoyu, choć może na to nie wyglądać, patrząc na to, jak się teraz zachowuje. Cholernie się popisuje. – Shi westchnęła ciężko, rozkładając bezradnie ręce, ale spojrzenie, które posłała albinosce, było ciepłe. – Pytanie, czy zechce zostać mi pomóc. - zwróciła się do niej dość pokracznie.
Natomiast na jej pogardliwą wzmiankę o bojowych stonkach Ichirou, o zgrozo, najwyraźniej podchwycił to określenie na tą tajemną broń Aburame, snując dalej swoją opowieść o Iglicy. Shi zrzedła mina, zarówno ze względu na to, że właśnie dowiedziała się, że nieprzyjaźni sąsiedzi najwyraźniej od dłuższego czasu szykowali na nich coś cholernie dużego. Nienawidziła metafor, uważała je za zbędne i męczące, a co gorsza słowa pana Koibito - zamiast zbliżyć ją choć trochę do poznania prawdy o naturze tego konfliktu - zostawiły ją z jeszcze większą ilością pytań. Potarła ciężką dłonią swoją potylicę, marszcząc czoło. Była zainteresowana. Może nie rozpalona ciekawością, ale przynajmniej zainteresowana, a nawet to u wiecznie znudzonej Nary było w sumie dość rzadkim stanem. I co mogła zrobić? Zacząć nagle wspinać się po klanowej hierarchii, licząc na to, że kiedyś ją wtajemniczą? Życia jej mogło przecież na to nawet nie starczyć, a co dopiero energii.
- Czyli, hipotetycznie zakładając, że chciałabym wiedzieć coś więcej o tej zabójczej stonce – zaczęła dość powoli, ostrożnie dobierając słowa – to powinnyśmy się postarać, by ta cała Klepsydra o nas co nieco usłyszała? – Oparła się łokciem o oparcie zajmowanego krzesełka, podnosząc spojrzenie ze swojego talerza na swoje miłe towarzystwo: Ichirou próbującego futrować albinoskę króliczym mięsem. W sumie to nie czuła się szczególnie komfortowo z takimi deklaracjami i inicjatywą. Nie była też pewna, jak Inoyu zareaguje na to „o nas”, skoro sprawa chyba niekoniecznie interesowała ją bardziej niż tutejsza karta win.
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 14 lis 2019, o 18:59
autor: Inoyū
— Mhm, być może — burknęła niezbyt przekonująco, przytakując od niechcenia na przedstawioną przez mężczyznę wizję o ich wspólnym spotkaniu na polu bitwy. Myśl o walce z Aburame oraz ich sojusznikami niekoniecznie ją podniecała - mogłaby ją określić co najwyżej jako konieczność. Raczej unikała otwartej konfrontacji, a sam koncept bycia w akcji przyprawiał ją o ból głowy. O wiele bardziej wolałaby pozałatwiać to wszystko w nieco mniej pochłaniający jej energię, a przy tym również i mniej prymitywny, sposób. Wzniosła jednak ten dość wymuszony toast, zaraz potem wypijając z kieliszka resztkę trunku. Otarła wargi wierzchem dłoni, po czym odstawiła naczynie na blat w oczekiwaniu na uzupełnienie go alkoholem.
Jeżeli miałaby ocenić, w jakim stopniu jest odporna na działanie jakichkolwiek napojów wyskokowych, to bez zawahania odpowiedziałaby, że ma głowę mocniejszą niż niejeden mężczyzna. W końcu shintō alkoholem stoi - a to pije się troszeczkę sake, by wejść z interakcję z bóstwami, a to używa się go do rytuałów oczyszczania. Inoyū więc bardzo chętnie jęła się tą odrobinką sake oczyszczać , aż wreszcie stało się to jej rutyną; dzień bez chociaż jednego kieliszeczka sake był dniem straconym, a Yamanaka nie przepadała za poczuciem, że coś traci. No więc piła, a jej odporność rosła.
Jednak kiedy Shikatsu zaczęła spowiadać się niemal obcej osobie z ich prywatnych problemów, to spożyte przez nią w dość krótkich odstępach czasu procenty wywołały irytację tak wielką, że aż czuła, jak nieprzyjemna fala ciepła uderza do jej kredowobiałej facjaty, czego skutkiem było delikatne zaróżowienie się jej policzków. Odgarnęła nerwowym ruchem opadające na czoło kosmyki. Że Inoyū się popisuje?! No dobrze, może trochę tak, ale to Nara zachowuje się teraz zdecydowanie dziwniej - najpierw zaczyna wrzeszczeć, a potem jeszcze ją podszczypuje i kokosi się przed jakimś typem! Ale jej wygarnie, gdy wrócą do domu. Ale jej wygarnie!
— Najpierw mnie obrażasz, a potem prosisz o pomoc? Rany, Shi, jesteś taka śmieszna — prychnęła z oburzeniem, spozierając na nią spode łba. — Jeżeli mam ryzykować życiem dla twojego rodu, to radziłabym jakoś sensowniej dobierać słowa i przyszykować dla mnie jakieś przyjemne fanty. Jasne? — Nic tak bardzo nie doprowadzało jej do białej gorączki niż Shikatsu, która brała udział Yamanaki w nieswojej wojnie za pewnik. Ależ absolutnie nie miała obowiązku jej teraz pomagać! Tym bardziej, że sama Shi nie zrobiła zbyt wiele, gdy to jej rodzina była zagrożona. Nie mogła usprawiedliwiać się brakiem doświadczenia - w końcu aktualnie nadal miały tę samą rangę, co wtedy, więc teoretycznie powinny być na podobnym poziomie. Dlaczego to Inoyū miałaby nadstawiać się dla jej klanu, gdy Shi nie machnęła nawet palcem? Miejmy nadzieję, że nie oczekuje od albinoski iście altruistycznego poświęcenia, bo mogłaby się rozczarować.
— Poza tym, hej, jak niby się zachowuję? Załatwiłam ci żarcie za darmo, powinnaś być mi wdzięczna! Mam już dosyć tego rozgotowanego ryżu twojej matki. I nie mów, że ty nie — warknęła, nie kryjąc swojego rozgoryczenia. Nic dziwnego, że codziennie jadły wyłącznie ryż z ryżem, skoro cała rodzinka jakoś tak nie potrafi utrzymać przy sobie ani grosza. Skrzyżowała łapska na piersi ostentacyjnie, by uwadze Shi przypadkiem nie umknęło, jak bardzo jest teraz na nią obrażona.
Opowiastki Ichirou, chociaż miały nadać trochę powagi wydarzeniem spod Iglicy, brzmiały jak wymyślona naprędce bajeczka, którą Inoyū bynajmniej nie miała zamiaru łyknąć. W końcu nawet, gdyby to jednak była prawda, to w jaki sposób mogłoby to oddziaływać na dwie początkujące kunoichi? No w żaden. To, co przeżył sobie Ichirou, to już jego sprawa, a one i tak będą musiały wrócić do szarej codzienności i, co najwyżej, wykonywania kolejnych zleceń. Nie było żadnego sposobu, by ich nowy kolega mógł potwierdzić prawdziwość swoich słów, a i niezbyt miał ku temu ochotę, więc jedyne, co jej pozostało, to wzruszenie ramion.
— Klepsydra? Czy to dlatego, że dni funkcjonowania tej waszej grupki są policzone? — zdobyła się nawet na drobny żarcik, niekoniecznie chcąc wnikać w szczegóły nowo powstałej organizacji. Gdyby dzierżone przez nich tajemnice dotyczyły w jakiś sposób jej rodzinnej prowincji, to może i zainteresowałaby się w nieco większym stopniu. Ale nie dotyczyły. Dotyczyły Midori, a co za tym idzie - Shikatsu, dlatego też jej próba przybliżenia się do odkrycia tych sekrecików była jak najbardziej zrozumiała, ale...
No właśnie, ale .
— O tobie. By o tobie usłyszała — poprawiła ją, odkasłując krótko w zwiniętą pięść. Otworzyła usta, by coś jeszcze dopowiedzieć, jednak besztanie koleżanki przerwały zbliżające się w jej kierunku pałeczki. Zmarszczyła brwi. Podniosła wzrok na twarz tego cholernego, pustynnego faceta, by zmierzyć go z wyraźnym rozdrażnieniem i odwrócić głowę w stronę przeciwną do porcji króliczego mięsa. — Wydaje mi się, że wyraziłam się jasno. Weź to ode mnie.
Ukryty tekst
Re: Lokal "Pod Kasztanami"
: 14 lis 2019, o 20:46
autor: Ichirou
I kto tu Kogō kogo zabawiał? Wbrew wcześniejszym żądaniom Inojki to właśnie dziewczyny robiły wieczór Iczirowi, który teraz z nieukrywanym rozbawieniem przyglądał się przekomarzaniom. Nie musiał nawet podpuszczać czy zadawać dodatkowych pytań, bo obie panny nakręcały się same nawzajem. Założył więc nogę na nogę i przysłuchiwał się w milczeniu wymianie zdań, wodząc paluszkiem po krawędzi czarki z alkoholem. Obecna scenka była na swój sposób przeurocza. One tak na co dzień, czy to tylko próba popisania się przed egzotycznym przybyszem?
Kolejna drwina kapłanki w żaden sposób go nie zdziwiła. Spojrzał na nią spokojnie, dość chłodno. Nie zamierzał dawać jej tej przyjemności i pokazywać, że drobne szpileczki cokolwiek mu robią. Bo nie robiły. Może na samiuśkim początku, kiedy atmosfera była bardziej gorąca, troszeczkę się wzburzał, ale teraz był w zbyt dobrym nastroju, by przejmować się takimi drobnostkami.
- Moja droga, chyba zauważyłaś, że piasek się mnie słucha. Ziarenka w klepsydrze spadną tylko wtedy, gdy im na to pozwolę. Nazwa jak nazwa, nie jest tak istotna. - Machnął niedbale ręką. - Mógłbym ci teraz podawać metaforyczne wyjaśnienia, ale i na nie też będziesz miała ciętą ripostę. Mylę się? - odpowiedział, unosząc na koniec kąciki ust w niezmiernie sztucznym uśmiechu.
Przerzucił uwagę na Narę, która w nieironiczny sposób wykazała się zainteresowaniem jego organizacją. Pobudki czarnowłosej były raczej oczywiste - interesowała się wydarzeniami, które miała miejsce w Midori.
- Hipotetycznie zakładając, to musisz mnie po prostu jakoś przekonać. Sława byłaby poparciem twoich umiejętności, ale nie jest konieczna. Sam potencjał też mnie może zainteresować. No i nie pozostałbym obojętny, gdybyś przyszła z czymś . Informacje są całkiem cenne. Oczywiście musiałbym się przekonać co do twoich intencji. Są grupy, które pewnie chciałyby wepchać się w nasze szeregi, ale mam akurat sposób na odsianie wścibskich typków - wyjaśnił pokrótce, zabierając się do próby nakarmienia Inojki, która niestety nie przyjęła pozytywnie jego milutkiego gestu. Wzruszył wtedy z ramionami i przeniósł pałeczki z mięsem królika w stronę Shikatsu, która - o dziwo - okazała się być znacznie przystępniejsza w rozmowie.
- Jej strata. No, Shi, spróbuj, nie daj się prosić. Może będę przychylniejszy, kiedy będziesz chciała do mnie dołączyć - zachęcił z nadzieją, że przynajmniej z jedną z nich uda mu się nieco spoufalić. Jeżeli Nara też zareaguje asertywnie, to tylko westchnie cichutko i sam skonsumuje porcję pysznego, króliczego mięsa.
- W sumie to nawet was lubię. Nie wińcie mnie za stereotypy, ale ponoć kobiety i w lesie i w górach są zahukane. A wy macie charakterek, normalnie jak babki z pustyni. W Klepsydrze na ten moment dominują panowie, ale ja jestem z tych postępowych i wolałbym bardziej wyrównane proporcje - stwierdził, łapiąc w pałeczki jakiś kolejny lokalny przysmak, by następnie go skosztować. Czy jego słowa były zaproszeniem? Może trochę. Dobrze mu się z nimi siedziało, ale wciąż niewiele wiedział na ich temat. Konwersacja i tak do niczego nie zobowiązywała, a Ichirou mimo wszystko miał w sobie odrobinę sporo z czarusia.