Ryokan Shiro Usagi
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan Shiro Usagi
Niewygodne pytania i wypracowany kompromis.
Ryujin nie był zbyt ucieszony na wieść, że medyk nie chce zostać jego tatą. Chłopiec wchodził w wiek, kiedy uważniej przygląda się różnicom między ludźmi, między rówieśnikami. Kiedy nagle okazuje się, że mama to nie cały świat i do pewnych rzeczy potrzebny jest ojciec. To pragnienie musiało w nim rosnąć już jakiś czas i odważył się o tym powiedzieć właśnie teraz, gdy nadarzyła się prawdziwa okazja. Poznał mężczyznę, przy którym mógł bezpiecznie podrzemać, który się z nim bawił, który wywoływał uśmiech nie tylko u niego samego, ale też u jego mamy. Wszystko się zgadzało i pokrywało. Poza tą jedną rzeczą, której umysł dziecka jeszcze nie ogarniał.
Zawiłością uczuć dorosłych.
Sprawa na szczęście została przygaszona dzięki zgrabnym wyjaśnieniom Sagisy. Na jakiś czas wystarczy, ale Akarui wiedział, że ten temat jeszcze może wrócić i to ze zdwojoną siłą. Mimo to słowa ognistowłosej połechtały mężczyznę po jego ego. Uśmiechnął się szerzej i spojrzał na kobietę lekko kręcąc głowa na boki, jakby chciał powiedzieć "aj, bez przesady...". Zaraz po tym Ryujin podał mężczyźnie dłoń, zgadzając się na zwrot "wujku". Pierwszy raz ktokolwiek tak powiedział do lalkarza i samo brzmienie tego słowa wywołało jeszcze większy uśmiech, a na sercu zrobiło się jeszcze lżej. Znów spojrzał na Sagisę, po raz kolejny po to, by zauważyć, że i ona patrzy na niego. Ciepło i przytulnie.
Chłopiec zajął się swoim dango, a Akarui postanowił wrócić do herbaty, póki jeszcze była ciepła. Wtedy też Sagisa spytała o sprawę poruszoną wcześniej przez samego Iryonina, a medyk znów spojrzał w oczy chłopca. Nie chciał kobiety przestraszyć, jednak pewną wiedzę musiał jej przekazać: - Heterochromia. Oczy mają różną ilość pigmentu odpowiadającego za ich barwę. Często to nic takiego. Może ktoś w rodzinie też to miał? Bo jeśli miał, to nie ma problemu. Były również inne, mniej przyjemne dolegliwości, które mogłyby być związane z różnokolorowymi oczyma. Na ten moment jednak wspominanie o nich było niepotrzebne.
Ryujin nie był zbyt ucieszony na wieść, że medyk nie chce zostać jego tatą. Chłopiec wchodził w wiek, kiedy uważniej przygląda się różnicom między ludźmi, między rówieśnikami. Kiedy nagle okazuje się, że mama to nie cały świat i do pewnych rzeczy potrzebny jest ojciec. To pragnienie musiało w nim rosnąć już jakiś czas i odważył się o tym powiedzieć właśnie teraz, gdy nadarzyła się prawdziwa okazja. Poznał mężczyznę, przy którym mógł bezpiecznie podrzemać, który się z nim bawił, który wywoływał uśmiech nie tylko u niego samego, ale też u jego mamy. Wszystko się zgadzało i pokrywało. Poza tą jedną rzeczą, której umysł dziecka jeszcze nie ogarniał.
Zawiłością uczuć dorosłych.
Sprawa na szczęście została przygaszona dzięki zgrabnym wyjaśnieniom Sagisy. Na jakiś czas wystarczy, ale Akarui wiedział, że ten temat jeszcze może wrócić i to ze zdwojoną siłą. Mimo to słowa ognistowłosej połechtały mężczyznę po jego ego. Uśmiechnął się szerzej i spojrzał na kobietę lekko kręcąc głowa na boki, jakby chciał powiedzieć "aj, bez przesady...". Zaraz po tym Ryujin podał mężczyźnie dłoń, zgadzając się na zwrot "wujku". Pierwszy raz ktokolwiek tak powiedział do lalkarza i samo brzmienie tego słowa wywołało jeszcze większy uśmiech, a na sercu zrobiło się jeszcze lżej. Znów spojrzał na Sagisę, po raz kolejny po to, by zauważyć, że i ona patrzy na niego. Ciepło i przytulnie.
Chłopiec zajął się swoim dango, a Akarui postanowił wrócić do herbaty, póki jeszcze była ciepła. Wtedy też Sagisa spytała o sprawę poruszoną wcześniej przez samego Iryonina, a medyk znów spojrzał w oczy chłopca. Nie chciał kobiety przestraszyć, jednak pewną wiedzę musiał jej przekazać: - Heterochromia. Oczy mają różną ilość pigmentu odpowiadającego za ich barwę. Często to nic takiego. Może ktoś w rodzinie też to miał? Bo jeśli miał, to nie ma problemu. Były również inne, mniej przyjemne dolegliwości, które mogłyby być związane z różnokolorowymi oczyma. Na ten moment jednak wspominanie o nich było niepotrzebne.
0 x
MOWA
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan Shiro Usagi
Oji-chan? Nawet słodko...
Pytanie o oczy Ryujina, które padło z ust lekarza, mogło zaniepokoić młodą matkę. Cóż, heterochromia może być czymś pięknym, ale jednak jest to odstępstwo od normy, które może być niebezpieczne. Rzadko, ale może. Jeśli nikt jeszcze tego nigdy nie wyjaśnił Sagisie, Akarui czuł się zobowiązany, by to nadrobić. Ale czy teraz jest dobry czas i miejsce? Kobieta zaprzeczyła, by wiedziała o kimś z rodziny posiadającym podobne oczy. Mogła jednak nie znać "drugiej strony", jak sama to nazwała. I nic w tym niezwykłego. Skoro uznajemy, że chłopak nie ma ojca, to nie ma też drugiej pary dziadków czy innej rodziny. Skoro informacje związane z rodziną były niepełne, nadal wszystko wchodziło w grę.
Chłopczyk kończył jeść słodkie dango, jednak słuchał rozmowy starszych przy stole. Medyk nie chciał, by jakieś z jego słów zostało zapamiętane, przekręcone i wykorzystywane przez malca. Nie odpowiedział więc Sagisie dając jej gestem do zrozumienia, że powie jej później, gdy malec zaśnie. A jeśli o tym mowa, Ryujin własnie zasygnalizował taką potrzebę. Na koniec zwrócił się też do swojego nowo zdobytego wujaszka z pytaniem, czy ten jeszcze będzie go badał. Akarui zorientował się, że może to być dobry wstęp do ostatnich żartów tego dnia, więc od razu ruszył za swoim pomysłem.
Spojrzał na chłopaka przenikliwie, choć również komicznie, wyciągając głowę przez stół w jego kierunku, zaciągając dość głośno: - Hmmm... Potem wstał i nie odrywając wzroku od niego, okrążył stół i przykucnął przy nim, znów mrucząc przeciągle: - Hmmm... Chwycił chłopca delikatnie za głowę, robiąc nią parę kółek i zatrzymując z brodą skierowana w górę, po czym znowu mruknął, tym razem głośno to intonując, jakby na coś natrafił: - Hmmm! Następnie pstryknął lekko palcami w szyję, tam gdzie wykształci się jabłko Adama i pstryknął palcami jednocześnie nasłuchując, a po paru pstryknięciach pomruk przerodził się w głośne zakrzyknięcie: - Aha! Przywrócił głowę do poziomu i powiedział: - A teraz ćśśśś.... Zasłonił chłopcu buzię nie zatykając nosa, drugą rękę kładąc na jego klatce i patrzył na niego ruszając naprzemiennie brwiami, co mogło wywołać śmiech. Potem powiedział: - Sprawdźmy dźwięk nosa... Chwycił dwoma palcami za jego boki, przymknął je tak, by chłopiec przez chwilę oddychał buzią, po czym uwolnił go i ścisnął jeszcze szybko dwa razy, kątem buzi wydając odgłos trąbienia: - Biip-biip!
Chwycił chłopca za dłoń, otworzył ją i spojrzał na jej wnętrze, coraz bardziej zbliżając głowę, aż miał ją blisko przy swoim nosie. A skoro przy nosie, zaczął wąchać w wielu miejscach, głośno wciągając powietrze, tak jakby pies coś węszył. Podniósł głowę, spojrzał na chłopaka i szczeknął: - ruff, ruff! Chwycił paluszki małego i ruszał nimi w różnych kierunkach, chwytając po kolei i intonując: - Czy rrrobaczki chodzą rrrówno? Znów złapał za głowę malca przekręcając ją tak, by mieć naprzeciw siebie ucho. Złapał za małżowinę lekko ją odciągając i spytał: - A uszy to myjemy? Czy wietrzymy? Po czym dmuchnął w nie lekko, zasłaniając drugie dłonią, potem obrócił głowę i zrobił to samo z drugim uchem i powiedział: - No, coś tam w głowie siedzi, nie wieje drugim! Gratuluję, jest panicz zdrów jak kuń!
Oczywiście wszystko miało też swój cel ukryty. Kręcenie głową sprawdzało, czy nie ma problemów z kręgosłupem w odcinku szyjnym takich jak zwyrodnienia. Zabawa z buzią i nosem sprawdzała czynności oddechowe. Ruchy dłoni sprawdzały tętno i pracę jej układu kostnego. A uszy... To było tylko dla żartu. Poczochrał chłopaka po głowie i spojrzał na Sagisę. Po chwili zwrócił się znów do chłopca:- Pora spać. Wujcio pójdzie zapłacić za kolację, a Ty bierz mamusię za rączkę i idziemy. Odprowadzę Cię do łóżka, dobrze? Po tych słowach wstał i ruszył uregulować rachunek.
Pytanie o oczy Ryujina, które padło z ust lekarza, mogło zaniepokoić młodą matkę. Cóż, heterochromia może być czymś pięknym, ale jednak jest to odstępstwo od normy, które może być niebezpieczne. Rzadko, ale może. Jeśli nikt jeszcze tego nigdy nie wyjaśnił Sagisie, Akarui czuł się zobowiązany, by to nadrobić. Ale czy teraz jest dobry czas i miejsce? Kobieta zaprzeczyła, by wiedziała o kimś z rodziny posiadającym podobne oczy. Mogła jednak nie znać "drugiej strony", jak sama to nazwała. I nic w tym niezwykłego. Skoro uznajemy, że chłopak nie ma ojca, to nie ma też drugiej pary dziadków czy innej rodziny. Skoro informacje związane z rodziną były niepełne, nadal wszystko wchodziło w grę.
Chłopczyk kończył jeść słodkie dango, jednak słuchał rozmowy starszych przy stole. Medyk nie chciał, by jakieś z jego słów zostało zapamiętane, przekręcone i wykorzystywane przez malca. Nie odpowiedział więc Sagisie dając jej gestem do zrozumienia, że powie jej później, gdy malec zaśnie. A jeśli o tym mowa, Ryujin własnie zasygnalizował taką potrzebę. Na koniec zwrócił się też do swojego nowo zdobytego wujaszka z pytaniem, czy ten jeszcze będzie go badał. Akarui zorientował się, że może to być dobry wstęp do ostatnich żartów tego dnia, więc od razu ruszył za swoim pomysłem.
Spojrzał na chłopaka przenikliwie, choć również komicznie, wyciągając głowę przez stół w jego kierunku, zaciągając dość głośno: - Hmmm... Potem wstał i nie odrywając wzroku od niego, okrążył stół i przykucnął przy nim, znów mrucząc przeciągle: - Hmmm... Chwycił chłopca delikatnie za głowę, robiąc nią parę kółek i zatrzymując z brodą skierowana w górę, po czym znowu mruknął, tym razem głośno to intonując, jakby na coś natrafił: - Hmmm! Następnie pstryknął lekko palcami w szyję, tam gdzie wykształci się jabłko Adama i pstryknął palcami jednocześnie nasłuchując, a po paru pstryknięciach pomruk przerodził się w głośne zakrzyknięcie: - Aha! Przywrócił głowę do poziomu i powiedział: - A teraz ćśśśś.... Zasłonił chłopcu buzię nie zatykając nosa, drugą rękę kładąc na jego klatce i patrzył na niego ruszając naprzemiennie brwiami, co mogło wywołać śmiech. Potem powiedział: - Sprawdźmy dźwięk nosa... Chwycił dwoma palcami za jego boki, przymknął je tak, by chłopiec przez chwilę oddychał buzią, po czym uwolnił go i ścisnął jeszcze szybko dwa razy, kątem buzi wydając odgłos trąbienia: - Biip-biip!
Chwycił chłopca za dłoń, otworzył ją i spojrzał na jej wnętrze, coraz bardziej zbliżając głowę, aż miał ją blisko przy swoim nosie. A skoro przy nosie, zaczął wąchać w wielu miejscach, głośno wciągając powietrze, tak jakby pies coś węszył. Podniósł głowę, spojrzał na chłopaka i szczeknął: - ruff, ruff! Chwycił paluszki małego i ruszał nimi w różnych kierunkach, chwytając po kolei i intonując: - Czy rrrobaczki chodzą rrrówno? Znów złapał za głowę malca przekręcając ją tak, by mieć naprzeciw siebie ucho. Złapał za małżowinę lekko ją odciągając i spytał: - A uszy to myjemy? Czy wietrzymy? Po czym dmuchnął w nie lekko, zasłaniając drugie dłonią, potem obrócił głowę i zrobił to samo z drugim uchem i powiedział: - No, coś tam w głowie siedzi, nie wieje drugim! Gratuluję, jest panicz zdrów jak kuń!
Oczywiście wszystko miało też swój cel ukryty. Kręcenie głową sprawdzało, czy nie ma problemów z kręgosłupem w odcinku szyjnym takich jak zwyrodnienia. Zabawa z buzią i nosem sprawdzała czynności oddechowe. Ruchy dłoni sprawdzały tętno i pracę jej układu kostnego. A uszy... To było tylko dla żartu. Poczochrał chłopaka po głowie i spojrzał na Sagisę. Po chwili zwrócił się znów do chłopca:- Pora spać. Wujcio pójdzie zapłacić za kolację, a Ty bierz mamusię za rączkę i idziemy. Odprowadzę Cię do łóżka, dobrze? Po tych słowach wstał i ruszył uregulować rachunek.
0 x
MOWA
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan Shiro Usagi
Sen dziecka, ten łagodny i niezmącony...
Nawet przecież się mówi "spać jak dziecko". Spokojnie, bez problemów na głowie. Niczym niezmącony sen, który da organizmowi zastrzyk energii na kolejny dzień młodego życia, po którym wstanie się prawdziwie wyspanym. Akarui sam zaczął myśleć, kiedy ostatni raz miał taki sen? Ostatnie lata spędzał w ciągłej podróży. Sen w przydrożnych gospodach,na leśnych ściółkach, czasem dla bezpieczeństwa na samych konarach zawieszonych wyżej nad ziemią. Medyka zaczęła lekko podszczypywać zazdrość! Chłopak szybko się wypluskał i wskoczył pod przygotowaną przez mamę pierzynkę. Sagisa go otuliła, pocałowała w czółko i życzyła dobrych snów. Chłopiec pożegnał się z nią i swoim nowym wujkiem, po czym praktycznie od razu odpłynął. Zazdrość...
Medyk w tym czasie usiadł przy stoliku, częstując się wodą ze stojącego tu dzbanuszka. Wcześniej trochę zaniepokoił młodą matkę swoimi obawami związanymi z oczyma Ryujina. Czuł się zobowiązany, by podzielić się z nią swoją wiedzą. Sam prowadził życie dość niespokojne, gdzie większą część roku spędzał w podróży, często w dość niebezpiecznych miejscach. Ostatnimi czasy zaniedbywał nawet swoją własną małą przychodnię w Shigashi no Kibu, więc nie mógł być przy dziewczynie i jej synku cały czas, obserwując możliwe symptomy Ryujina. Gdy więc ta dosiadła się do Tozawy i spytała, medyk odwrócił się w jej kierunku, oparł łokcie o stolik i przyglądając się tafli wody w kubku, zaczął tłumaczyć: - Różnobarwność oczu w większości przypadków nie jest niczym groźnym. Jest bowiem wtedy zależna od występowania w poprzednich pokoleniach. Problem występuje wtedy, gdy w rodzinie u nikogo taka mutacja nie występowała.
Spojrzał na dziewczynę. Była poważna, choć zachowywała spokój. Nic dziwnego, chodziło o jej synka, jej oczko w głowie i najważniejszą osobę na świecie. Już wcześniej powiedziała, że po jej stronie rodziny coś takiego nie występowało. Jeśli chodzi o drugą stronę rodziny, nie było z nią kontaktu. Z osobistych powodów, których Akarui sam nie chciał poruszać. Przeszedł więc do kolejnej kwestii: - W innych przypadkach może być gorzej. W grę wchodzą choroby oczu. Różnica w kolorze tęczówek może wskazywać na to, że któreś oko będzie sobie gorzej radzić w przyszłości. Obserwuj, czy na któreś z nich częściej patrzy, czy wytęża wzrok i czy barwa będzie się jeszcze zmieniać. Jeśli będzie miał jakikolwiek problem ze wzrokiem, szukaj lekarza. Na koniec zostawił jeszcze jedną rzecz, która może trochę uspokoić dziewczynę, jednak wcześniej przełknął trochę wody: - Oczywiście szanse na jakiekolwiek komplikacje spadają, jeśli chłopak od chwili narodzin miał różne tęczówki i te przez cały czas nie zmieniają swojego koloru.
W głowie zaczęły mu brzęczeć dwa słowa, które wcześniej sam wymówił. "Szukaj lekarza". One jasno wskazywały, że to nie będzie Akarui. Że ten nie będzie na miejscu i na czas. W końcu tyle czasu się nie widzieli. Czuł, że musi się trochę wytłumaczyć. Zmienił więc tory, którymi ten dialog się toczył, kierując je na ich dwoje: - Saga-chan... Wiem, że obiecałem Cię odwiedzić, gdy żegnaliśmy się w Sogen. Jednak od tamtego czasu bardzo dużo się stało. Bardzo dużo się zmieniło. Na pewno słyszałaś o tych wszystkich rzeczach, jakie działy się na świecie. Przez głowę Akarui'ego przetoczyły się te wszystkie wydarzenia, plątając się jedno o drugie, zatracając swoja chronologię. Nie miał czasu, by tego opowiadać, więc przeszedł dalej: - Mam własne przemyślenia i plany związane z tym wszystkim. Wiem o paru rzeczach, o których dużo osób nie wie. I czuję się zobowiązany, by... Działać. To mnie trochę pochłonęło, zrzucając całą resztę na drugi plan. Moją przychodnię w Shigashi. Moje własne, prywatne życie...
Na chwilę przerwał, patrząc w oczy kobiety, tak stalowe, tak głębokie. I pomyślał, że jeśli jeszcze trochę dłużej będzie w nie patrzył, zacznie tonąć. W jednej chwili z próby wytłumaczenia się wszedł w rozmowę o swoich uczuciach: - Zrozumiałem ile tracę, gdy zobaczyłem Cię na arenie. I zrozumiałem, że pewne rzeczy już nie będą dla mnie. Wyczulone ucho mogło zarejestrować, jak ten cichy głos Akarui'ego pod koniec lekko się załamywał. Mówił od serca i chciał być zrozumiany. - Potem spotkałem Ryujina, który jest dla Ciebie całym życiem. Trzymałem go na rękach, co było dla mnie jednocześnie kojące i niepokojące, wiesz? Odchrząknął. Chciał nie tylko przeczyścić swoją krtań, ale też i myśli, by móc powiedzieć jeszcze kilka słów: - Teraz jednak, gdy zostałem pełnoprawnym wujkiem, nie mam wyboru jak pojawić się w niedługim czasie u Was w Sogen, prawda? Uśmiechnął się, chcąc w ciężar swoich słów wprowadzić choć trochę lekkości. Nie śmiał jednak znów spojrzeć na dziewczynę, wlepiając swój wzrok znów w kubek z wodą. Wiedział, że niedługo musi wyjść. Że Saga znów zniknie na jakiś czas z jego życia. Choć coś w nim, głęboko ukryte, chciało temu zaprzeczyć. Zamiast jednak głośno krzyknąć: "nie!", cicho szeptało: "oby nie na zawsze..."
Nawet przecież się mówi "spać jak dziecko". Spokojnie, bez problemów na głowie. Niczym niezmącony sen, który da organizmowi zastrzyk energii na kolejny dzień młodego życia, po którym wstanie się prawdziwie wyspanym. Akarui sam zaczął myśleć, kiedy ostatni raz miał taki sen? Ostatnie lata spędzał w ciągłej podróży. Sen w przydrożnych gospodach,na leśnych ściółkach, czasem dla bezpieczeństwa na samych konarach zawieszonych wyżej nad ziemią. Medyka zaczęła lekko podszczypywać zazdrość! Chłopak szybko się wypluskał i wskoczył pod przygotowaną przez mamę pierzynkę. Sagisa go otuliła, pocałowała w czółko i życzyła dobrych snów. Chłopiec pożegnał się z nią i swoim nowym wujkiem, po czym praktycznie od razu odpłynął. Zazdrość...
Medyk w tym czasie usiadł przy stoliku, częstując się wodą ze stojącego tu dzbanuszka. Wcześniej trochę zaniepokoił młodą matkę swoimi obawami związanymi z oczyma Ryujina. Czuł się zobowiązany, by podzielić się z nią swoją wiedzą. Sam prowadził życie dość niespokojne, gdzie większą część roku spędzał w podróży, często w dość niebezpiecznych miejscach. Ostatnimi czasy zaniedbywał nawet swoją własną małą przychodnię w Shigashi no Kibu, więc nie mógł być przy dziewczynie i jej synku cały czas, obserwując możliwe symptomy Ryujina. Gdy więc ta dosiadła się do Tozawy i spytała, medyk odwrócił się w jej kierunku, oparł łokcie o stolik i przyglądając się tafli wody w kubku, zaczął tłumaczyć: - Różnobarwność oczu w większości przypadków nie jest niczym groźnym. Jest bowiem wtedy zależna od występowania w poprzednich pokoleniach. Problem występuje wtedy, gdy w rodzinie u nikogo taka mutacja nie występowała.
Spojrzał na dziewczynę. Była poważna, choć zachowywała spokój. Nic dziwnego, chodziło o jej synka, jej oczko w głowie i najważniejszą osobę na świecie. Już wcześniej powiedziała, że po jej stronie rodziny coś takiego nie występowało. Jeśli chodzi o drugą stronę rodziny, nie było z nią kontaktu. Z osobistych powodów, których Akarui sam nie chciał poruszać. Przeszedł więc do kolejnej kwestii: - W innych przypadkach może być gorzej. W grę wchodzą choroby oczu. Różnica w kolorze tęczówek może wskazywać na to, że któreś oko będzie sobie gorzej radzić w przyszłości. Obserwuj, czy na któreś z nich częściej patrzy, czy wytęża wzrok i czy barwa będzie się jeszcze zmieniać. Jeśli będzie miał jakikolwiek problem ze wzrokiem, szukaj lekarza. Na koniec zostawił jeszcze jedną rzecz, która może trochę uspokoić dziewczynę, jednak wcześniej przełknął trochę wody: - Oczywiście szanse na jakiekolwiek komplikacje spadają, jeśli chłopak od chwili narodzin miał różne tęczówki i te przez cały czas nie zmieniają swojego koloru.
W głowie zaczęły mu brzęczeć dwa słowa, które wcześniej sam wymówił. "Szukaj lekarza". One jasno wskazywały, że to nie będzie Akarui. Że ten nie będzie na miejscu i na czas. W końcu tyle czasu się nie widzieli. Czuł, że musi się trochę wytłumaczyć. Zmienił więc tory, którymi ten dialog się toczył, kierując je na ich dwoje: - Saga-chan... Wiem, że obiecałem Cię odwiedzić, gdy żegnaliśmy się w Sogen. Jednak od tamtego czasu bardzo dużo się stało. Bardzo dużo się zmieniło. Na pewno słyszałaś o tych wszystkich rzeczach, jakie działy się na świecie. Przez głowę Akarui'ego przetoczyły się te wszystkie wydarzenia, plątając się jedno o drugie, zatracając swoja chronologię. Nie miał czasu, by tego opowiadać, więc przeszedł dalej: - Mam własne przemyślenia i plany związane z tym wszystkim. Wiem o paru rzeczach, o których dużo osób nie wie. I czuję się zobowiązany, by... Działać. To mnie trochę pochłonęło, zrzucając całą resztę na drugi plan. Moją przychodnię w Shigashi. Moje własne, prywatne życie...
Na chwilę przerwał, patrząc w oczy kobiety, tak stalowe, tak głębokie. I pomyślał, że jeśli jeszcze trochę dłużej będzie w nie patrzył, zacznie tonąć. W jednej chwili z próby wytłumaczenia się wszedł w rozmowę o swoich uczuciach: - Zrozumiałem ile tracę, gdy zobaczyłem Cię na arenie. I zrozumiałem, że pewne rzeczy już nie będą dla mnie. Wyczulone ucho mogło zarejestrować, jak ten cichy głos Akarui'ego pod koniec lekko się załamywał. Mówił od serca i chciał być zrozumiany. - Potem spotkałem Ryujina, który jest dla Ciebie całym życiem. Trzymałem go na rękach, co było dla mnie jednocześnie kojące i niepokojące, wiesz? Odchrząknął. Chciał nie tylko przeczyścić swoją krtań, ale też i myśli, by móc powiedzieć jeszcze kilka słów: - Teraz jednak, gdy zostałem pełnoprawnym wujkiem, nie mam wyboru jak pojawić się w niedługim czasie u Was w Sogen, prawda? Uśmiechnął się, chcąc w ciężar swoich słów wprowadzić choć trochę lekkości. Nie śmiał jednak znów spojrzeć na dziewczynę, wlepiając swój wzrok znów w kubek z wodą. Wiedział, że niedługo musi wyjść. Że Saga znów zniknie na jakiś czas z jego życia. Choć coś w nim, głęboko ukryte, chciało temu zaprzeczyć. Zamiast jednak głośno krzyknąć: "nie!", cicho szeptało: "oby nie na zawsze..."
0 x
MOWA
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Ryokan Shiro Usagi
Nareszcie koniec turnieju. Cóż, Kei chyba miał trochę za duże oczekiwania w stosunku do uczestników, bo większość walk niestety nie stała na jakimś spektakularnym poziomie. A może to on już tak zdziadział, że nic mu się nie podobało? Faktem było jednak, że walka z Kakitą dostarczyła mu odrobinę adrenaliny, więc ostatecznie Seinaru cieszył się, kiedy wreszcie znalazł się w swoim pokoju w Shiro Usagi. Trzeba było oddać właścicielom, że prowadzony przez nich ryokan to całkiem przyzwoite miejsce. Kei mógł opowiadać już swoim znajomym, że zna w Watarimono przyzwoite miejsce na nocleg.
Gdy już się ogarnął, obmył, najadł i napił... wtedy zaczął rozmyślać. Głównie o starciu z Asagim, o tym że teraz pewnie tak jak i Pasterz leży w łóżku, tylko w nieco innej kondycji. Jego pierwsze pchnięcie wtedy w walce było delikatne. Rany Seinaru na ramieniu nie trzeba było nawet szyć. Wszystko samo się zagoi, natomiast Kei odpłacił mu się pchnięciem tak potężnym, że prawie śmiertelnym. Naprawdę nie mógł się wtedy powstrzymać? Agresja i wola walki była w nim aż tak duża, że przesłoniła racjonalne myślenie i zaburzyła obraz tego, kto przed nim stoi? Kakita nie był wrogiem - w żadnym wypadku. Różnili się, owszem, nawet bardzo. To jednak nie mogło być usprawiedliwieniem Keia za to, jak bardzo poważny cios wtedy zadał. Pastuszek nie miał wyrzutów sumienia, w rewanżu pewnie również by się nie powstrzymywał, chyba że tego zabraniałyby jakieś nowe zasady. Tutaj wszystko odbyło się z instrukcjami sędziego, więc Seinaru nie widział w sobie żadnej winy. Martwił się jednak, czy Asagi odbiera to w ten sam sposób. To był dopiero samuraj! Honorowy, przystojny, trochę za niski jak na ideał, ale przy tym bardzo dobrze wyszkolony i wytrenowany. I do tego mieli wspólnego wroga w postaci gangu Kogutów! Kei nawet nie dążył do tego poziomu kultury, opanowania, manier i w ogóle całej tej samurajskości, którą Asagi aż promieniował. Może szogunem ma zostać nie ten, który powinien? Kei nie miałby nic przeciwko temu, aby zamienili się miejscami. Może nie do końca, bo do nauczania w szkole Taka Pastuszek również się nie nadawał. Potrzebował trochę więcej swobody niż dawało bushido, jednak z drugiej strony nie chciał wyrzekać się swoich korzeni i pięknego Teiz. Może kiedyś uda mu się pogodzić bycie sobą z byciem samurajem?
Seinaru kazał przynieść sobie papier i coś do pisania. Usiadł przy stoliku i naskrobał kilka słów, a potem włożył swój liścik do koperty razem z drobnym bibelocikiem na pamiątkę. Poprosił o dostarczenie swojego listu do szpitala, do samuraja Kakity Asagiego.
Potem nie pozostawało już nic innego, jak zejść do otwartej sali, usiąść przy stoliku i czekać na innych swoich towarzyszy, z którymi umówił się po zakończeniu turnieju na małe półoficjalne spotkanie.
Gdy już się ogarnął, obmył, najadł i napił... wtedy zaczął rozmyślać. Głównie o starciu z Asagim, o tym że teraz pewnie tak jak i Pasterz leży w łóżku, tylko w nieco innej kondycji. Jego pierwsze pchnięcie wtedy w walce było delikatne. Rany Seinaru na ramieniu nie trzeba było nawet szyć. Wszystko samo się zagoi, natomiast Kei odpłacił mu się pchnięciem tak potężnym, że prawie śmiertelnym. Naprawdę nie mógł się wtedy powstrzymać? Agresja i wola walki była w nim aż tak duża, że przesłoniła racjonalne myślenie i zaburzyła obraz tego, kto przed nim stoi? Kakita nie był wrogiem - w żadnym wypadku. Różnili się, owszem, nawet bardzo. To jednak nie mogło być usprawiedliwieniem Keia za to, jak bardzo poważny cios wtedy zadał. Pastuszek nie miał wyrzutów sumienia, w rewanżu pewnie również by się nie powstrzymywał, chyba że tego zabraniałyby jakieś nowe zasady. Tutaj wszystko odbyło się z instrukcjami sędziego, więc Seinaru nie widział w sobie żadnej winy. Martwił się jednak, czy Asagi odbiera to w ten sam sposób. To był dopiero samuraj! Honorowy, przystojny, trochę za niski jak na ideał, ale przy tym bardzo dobrze wyszkolony i wytrenowany. I do tego mieli wspólnego wroga w postaci gangu Kogutów! Kei nawet nie dążył do tego poziomu kultury, opanowania, manier i w ogóle całej tej samurajskości, którą Asagi aż promieniował. Może szogunem ma zostać nie ten, który powinien? Kei nie miałby nic przeciwko temu, aby zamienili się miejscami. Może nie do końca, bo do nauczania w szkole Taka Pastuszek również się nie nadawał. Potrzebował trochę więcej swobody niż dawało bushido, jednak z drugiej strony nie chciał wyrzekać się swoich korzeni i pięknego Teiz. Może kiedyś uda mu się pogodzić bycie sobą z byciem samurajem?
Seinaru kazał przynieść sobie papier i coś do pisania. Usiadł przy stoliku i naskrobał kilka słów, a potem włożył swój liścik do koperty razem z drobnym bibelocikiem na pamiątkę. Poprosił o dostarczenie swojego listu do szpitala, do samuraja Kakity Asagiego.
Potem nie pozostawało już nic innego, jak zejść do otwartej sali, usiąść przy stoliku i czekać na innych swoich towarzyszy, z którymi umówił się po zakończeniu turnieju na małe półoficjalne spotkanie.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan Shiro Usagi
Wieczorne zwierzenia przy szklaneczce wody.
Rozmowa na temat oczu Ryujina wskoczyła na dobre tory. Medyk popełnił jeden, kardynalny błąd, który mógł wywołać w młodej, samotnej matce uczucia niepokoju i strachu. Na całe szczęście, w końcu padła informacja, która wprowadzała choć trochę spokoju. Oczy chłopca nie zmieniają się od narodzin. Choć należałoby sprostować: od kiedy unormował się ich kolor. Teraz jednak Sagisa będzie miała jego wzrok pod dodatkową kontrolą. Przy okazji, padło ponownie to imię, Kazuo. Ojciec dziecka widniejący w dokumentacji.
Medyk uchylił lekko drzwi swej duszy. Choć w mocno zawoalowanych słowach, chciał jej coś przekazać. Coś, czego sam do końca nie wiedział, nie rozumiał, ale co czuł. Był jej to winny. I choć powiedział tak mało, wystarczyło to, by i Sagisa otworzyła się przed nim. Historia, jaka mu została opowiedziana była smutna, ponura. Gniew, porwanie, tortury i gwałt. Ta dziewczyna przeżyła już w swoim życiu tak wiele, a jednak potrafi nadal stać na swoich nogach, z wysoko podniesioną głową, jak kamienny klif opierający się naporom fal, byle tylko obronić to, co na nim stoi. Swojego syna. To małe dziecko, które nie było owocem miłości, ale było tak mocno kochane. Akarui milczał, nie chcą przerywać. Słuchał całej historii, jaką chciała mu przedstawić, aż do momentu, gdy sama zaczęła przepraszać. Pytać, kto by chciał samotną matkę z dzieckiem. Mówić o tej iskrze... Nie pomyślał nawet nad tym, co zrobi. Jego lewa ręka ruszyła w jej kierunku, kładąc się na jej prawej dłoni trzymającej kubek. Ich wzrok się spotkał, a Akarui w głowie miał tylko tą iskrę.
Puścił jej dłoń i sam na nią spojrzał. Całą zabandażowaną, od krańca palców aż po łokieć. Chciał się dziewczynie odwdzięczyć za jej szczerość i otwartość tym samym. Powoli zaczął odwiązywać bandaż, zaczynając swoją opowieść: - Za młodu byłem dość... Kochliwy. Zalecałem się do wielu dziewczyn, koleżanek, czy też nawet do jednej sensei, która jest obecnie Shirei-kanem. Traktowałem to bardziej jak sport i choć miałem wiele porażek, nie poddawałem się. W tym czasie nigdy chyba nie poczułem prawdziwej miłości... Prawdziwej? Czemu powiedział to tak, jakby ją znał? - Miałem siedemnaście lat, gdy tata zginął podczas Festiwalu Radości. Na moich rękach. On mnie wszystkiego uczył, a i to było za mało, by go uratować. Cztery lata później służyłem w oddziale szpitalnym przy Turnieju Piaskowych Filarów. Dostałem jakimś spadającym kawałkiem ściany i obudziłem się dzień później. Z tym. W tym właśnie momencie skończył rozwiązywać bandaże i zdjął warstwę, która przypominała skórę, odkrywając przed dziewczyną całe przedramię wyrzeźbione z hebanu z metalowymi zawiasami i stawami w miejscach zgięć.
Poruszył każdym elementem protezy, samemu się jej przypatrując. Przy okazji wsłuchał się, lokalizując miejsce, w którym coś zaczynało skrzypieć. Będzie musiał się tym zająć. Teraz jednak wracając do rozmowy: - Wiesz... Są dni, gdy nadal mnie boli. To się nazywa ból fantomowy. Zaczął zakładać na miejsce tą dziwną rękawiczkę imitującą skórę, mówiąc: - Od tego czasu zmieniłem się. Obrałem nowe cele. Zrozumiałem, że jeśli jest jakakolwiek szansa na to, że mogę kogoś uratować, muszę to zrobić. By spłacić dług swojego życia. I by nikt nie cierpiał jak ja i matka, gdy straciliśmy tatę... Pomożesz? Mówiąc ostatnie podał dziewczynie bandaż. Jasnym było, że zawiązanie go jedną ręką tak, by było szczelnie, jawiło się jako problem.
Podczas wiązania bandaża na chwilę znów zapadła cisza. Przerwał ją właśnie Akarui, mówiąc: - Teraz to ja przepraszam za tą historię. W końcu kto by chciał tak wybrakowanego człowieka z urojoną misją? Sagisa mogła w tej chwili wyczuć tą samą nutę melancholii, jaka brzmiała w jej głosie jeszcze chwilę temu: - Też jednak cieszę się tym, co mam. Żyję. Moja mama żyje. Moi przyjaciele żyją. Ryujin i Ty, żyjecie... I też nie sądziłem, że... I w tej chwili zaczął bić się ze swoimi myślami. Przez ułamek sekundy. Jednak wszystkie wahania minęły, gdy odważył się spojrzeć w stal jej oczu: - Że też znajdę tu pewną iskrę. Odwrócił szybko głowę w kierunku śpiącego chłopca, natychmiast się poprawiając: - Iskry! I znów zaczął: - I choć wiem, że zaraz stąd wyjdę, by znów gonić swoje chore pragnienie, nadal ciesze się tym, co mam.
Uśmiechnął się do dziewczyny. Oboje otworzyli przed sobą wrota swych dusz, pokazując całe wnętrze. Odkryli swoje karty, nikt już nic nie trzymał przy orderach. Wiedzieli, co im życie daje i co mogli dać sobie nawzajem. Prawdę, wsparcie, zrozumienie. Chwilę ciepła i opieki. A i zaraz ta chwila minie, zostawiając jedynie nadzieję, że kiedyś znów wróci. Na chwilę...
Kto by pomyślał, że cicha rozmowa przy szklance wody, będzie tak bardzo oczyszczająca?
Rozmowa na temat oczu Ryujina wskoczyła na dobre tory. Medyk popełnił jeden, kardynalny błąd, który mógł wywołać w młodej, samotnej matce uczucia niepokoju i strachu. Na całe szczęście, w końcu padła informacja, która wprowadzała choć trochę spokoju. Oczy chłopca nie zmieniają się od narodzin. Choć należałoby sprostować: od kiedy unormował się ich kolor. Teraz jednak Sagisa będzie miała jego wzrok pod dodatkową kontrolą. Przy okazji, padło ponownie to imię, Kazuo. Ojciec dziecka widniejący w dokumentacji.
Medyk uchylił lekko drzwi swej duszy. Choć w mocno zawoalowanych słowach, chciał jej coś przekazać. Coś, czego sam do końca nie wiedział, nie rozumiał, ale co czuł. Był jej to winny. I choć powiedział tak mało, wystarczyło to, by i Sagisa otworzyła się przed nim. Historia, jaka mu została opowiedziana była smutna, ponura. Gniew, porwanie, tortury i gwałt. Ta dziewczyna przeżyła już w swoim życiu tak wiele, a jednak potrafi nadal stać na swoich nogach, z wysoko podniesioną głową, jak kamienny klif opierający się naporom fal, byle tylko obronić to, co na nim stoi. Swojego syna. To małe dziecko, które nie było owocem miłości, ale było tak mocno kochane. Akarui milczał, nie chcą przerywać. Słuchał całej historii, jaką chciała mu przedstawić, aż do momentu, gdy sama zaczęła przepraszać. Pytać, kto by chciał samotną matkę z dzieckiem. Mówić o tej iskrze... Nie pomyślał nawet nad tym, co zrobi. Jego lewa ręka ruszyła w jej kierunku, kładąc się na jej prawej dłoni trzymającej kubek. Ich wzrok się spotkał, a Akarui w głowie miał tylko tą iskrę.
Puścił jej dłoń i sam na nią spojrzał. Całą zabandażowaną, od krańca palców aż po łokieć. Chciał się dziewczynie odwdzięczyć za jej szczerość i otwartość tym samym. Powoli zaczął odwiązywać bandaż, zaczynając swoją opowieść: - Za młodu byłem dość... Kochliwy. Zalecałem się do wielu dziewczyn, koleżanek, czy też nawet do jednej sensei, która jest obecnie Shirei-kanem. Traktowałem to bardziej jak sport i choć miałem wiele porażek, nie poddawałem się. W tym czasie nigdy chyba nie poczułem prawdziwej miłości... Prawdziwej? Czemu powiedział to tak, jakby ją znał? - Miałem siedemnaście lat, gdy tata zginął podczas Festiwalu Radości. Na moich rękach. On mnie wszystkiego uczył, a i to było za mało, by go uratować. Cztery lata później służyłem w oddziale szpitalnym przy Turnieju Piaskowych Filarów. Dostałem jakimś spadającym kawałkiem ściany i obudziłem się dzień później. Z tym. W tym właśnie momencie skończył rozwiązywać bandaże i zdjął warstwę, która przypominała skórę, odkrywając przed dziewczyną całe przedramię wyrzeźbione z hebanu z metalowymi zawiasami i stawami w miejscach zgięć.
Poruszył każdym elementem protezy, samemu się jej przypatrując. Przy okazji wsłuchał się, lokalizując miejsce, w którym coś zaczynało skrzypieć. Będzie musiał się tym zająć. Teraz jednak wracając do rozmowy: - Wiesz... Są dni, gdy nadal mnie boli. To się nazywa ból fantomowy. Zaczął zakładać na miejsce tą dziwną rękawiczkę imitującą skórę, mówiąc: - Od tego czasu zmieniłem się. Obrałem nowe cele. Zrozumiałem, że jeśli jest jakakolwiek szansa na to, że mogę kogoś uratować, muszę to zrobić. By spłacić dług swojego życia. I by nikt nie cierpiał jak ja i matka, gdy straciliśmy tatę... Pomożesz? Mówiąc ostatnie podał dziewczynie bandaż. Jasnym było, że zawiązanie go jedną ręką tak, by było szczelnie, jawiło się jako problem.
Podczas wiązania bandaża na chwilę znów zapadła cisza. Przerwał ją właśnie Akarui, mówiąc: - Teraz to ja przepraszam za tą historię. W końcu kto by chciał tak wybrakowanego człowieka z urojoną misją? Sagisa mogła w tej chwili wyczuć tą samą nutę melancholii, jaka brzmiała w jej głosie jeszcze chwilę temu: - Też jednak cieszę się tym, co mam. Żyję. Moja mama żyje. Moi przyjaciele żyją. Ryujin i Ty, żyjecie... I też nie sądziłem, że... I w tej chwili zaczął bić się ze swoimi myślami. Przez ułamek sekundy. Jednak wszystkie wahania minęły, gdy odważył się spojrzeć w stal jej oczu: - Że też znajdę tu pewną iskrę. Odwrócił szybko głowę w kierunku śpiącego chłopca, natychmiast się poprawiając: - Iskry! I znów zaczął: - I choć wiem, że zaraz stąd wyjdę, by znów gonić swoje chore pragnienie, nadal ciesze się tym, co mam.
Uśmiechnął się do dziewczyny. Oboje otworzyli przed sobą wrota swych dusz, pokazując całe wnętrze. Odkryli swoje karty, nikt już nic nie trzymał przy orderach. Wiedzieli, co im życie daje i co mogli dać sobie nawzajem. Prawdę, wsparcie, zrozumienie. Chwilę ciepła i opieki. A i zaraz ta chwila minie, zostawiając jedynie nadzieję, że kiedyś znów wróci. Na chwilę...
Kto by pomyślał, że cicha rozmowa przy szklance wody, będzie tak bardzo oczyszczająca?
0 x
MOWA
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Ryokan Shiro Usagi
- Nie był to koniec przygody czerwonookiego w tych rejonach. Jeszcze podróżując z Ichirou do Ryokanu zamienił z nim parę mniej lub bardziej interesujących zdań. W końcu nie ukrywał tego, że nie był zainteresowany walką i jej przebiegiem, a raczej jej wynikiem.
- Nie spodziewałem się innego wyniku jak zwycięstwo Seinaru. - dodał, unosząc ramiona. W końcu samuraja już widział w walce, który odwagą grzeszył jak mało kto. Kyu posiadając w sobie demona poniekąd nie oddawał tak strachu przed Kukuo jak inni. To także dzięki Nibi nie zostali zgładzeni już przy pierwszym kontakcie, ale to co zrobił tam Seinaru nie było tylko głupie. Było totalnie odklejone od tego świata. Ale to nie ten temat.
Białowłosy stojąc przy filarze widział ten dziwny wzrok Diabła Pustyni, który zerknął na niego jakby z zarzutami. Szermierz tylko delikatnie się uśmiechnął. Wiedział mniej więcej o co może chodzić pięknisiowi. Pewnie nie jest zachwycony sprawą w jakiej miał się pojawić i rozmawiać z Seiren. Nie było to jednak nic specjalnego dla niego, gdy już zauważył, że władca piasków zebrał się i wracał. Zauważył kątem oka uśmiech Seiren. Sam mrugnął jednym okiem w jej stronę, z założonymi rękami na klatce piersiowej odwrócił się i ruszył tuż za Ichirou. Gdy on sam pojawił się tuż obok szermierza, w sumie wypadałoby zagadać dokąd mają iść. W końcu dawno nie było takiego spokoju, tak zrelaksowany Kjo jeszcze nigdy nie był.
- Dokąd teraz? - zagadał, na rozluźnienie po opuszczeniu Ryokanu, by przejść niezbyt odległy kawałek do kolejnego Ryokanu. Ryokan Shiro Usagi był ich domniemanym celem, w którym jeszcze nie miał okazji być. Był tu już parę dni, jednak póki co odżywiał się tylko w poprzednim, imprezował także tam, a relaksował w onsenie nieopodal. Nie trzeba było daleko szukać. W końcu, gdy tylko trafili do otwartej sali, jakby bankietowej, to tam już z daleka można było rozpoznać osobę, którą mieli spotkać. Siedział se i czekał, Seinaru - zwycięzca walki samurajów poprzez poddanie przeciwnika. Witać się czy się nie witać? Oto było pytanie. Nie zamierzał się wypowiadać jako pierwszy, w sumie to na pewno Ichirou będzie miał coś do powiedzenia. Więc przypomniał sobie o czym zupełnie innym...
- Jeszcze Kuroi? Właśnie sobie przypomniałem... A Akarui? Chyba go zgubiliśmy. W dodatku nie widzę nigdzie Terumi Hikariego, a zarzekał się, że również mamy się zobaczyć. Dobra, suszy mnie trochę, pijecie coś? - no i się zaczęło, białowłosy trochę pełen energii zaczął się rozglądać za jakimś kelnerem, kimkolwiek by zamówić na wstępie jakikolwiek trunek do picia. Nie musiał to być koniecznie teraz alkohol, ale nie śmie odmówić. Cóż, trzeba było trochę nawilżyć usta.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Shiro Usagi
Piedestał sław czasami stał za wysoko dla śmiertelników - z tym twierdzeniem spotkał się już nie raz i doskonałym przykładem był Naoki, który miał obawy rozpocząć rozmowę z kimś dysponującym o wiele większą siłą. W czym był jednak problem? Ktoś o kimś słyszysz z opowieści, o jego dokonaniach wychodzących poza ludzkie myślenie sam staje się nieludzki, staje się kimś odrealnionym, spoza tego świata - niedostępnym równie mocno, co wytłumaczenie dziecku, że powinno iść już spać. Ta bariera była ogromna, człowiek czuł się przy niej mały, słaby. Ta jednak pozornie była silna, bowiem wystarczyło ją tylko nieco naruszyć, zadrzeć pazurem i rozpadała się na małe kawałeczki niczym tafla szkła. Tak wrażliwa, pusta, lecz nadal nie do przeskoczenia dla tych, którzy nie spróbują. Wszyscy byli ludźmi, mieli ludzkie problemy, ludzkie odczucia, te dobre i te złe, mogli się od siebie różnić wyglądem czy charakterem, lecz koniec końców wszyscy byli tym samym.
-W takim razie musisz się postarać dosyć mocno moja droga - puścił jej oczko, gdy ta podjęła decyzję. Ten pozwolił sobie jeszcze jednak na chwilę poleniuchowania w wodzie - skoro już tutaj był, to czemu miał tak szybko opuszczać owe miejsce? Najwyżej Shino na niego poczeka, nie było większych powodów do pośpiechu. Czas był względny panowie i panie, a momentami wydawał się szaleć jak Kjudasz na czaciku. Niestety nie miał całego dnia, a z całą pewnością w innych okolicznościach chętnie by tutaj go spędził. Może następnego dnia, lub jeszcze kolejnego? W końcu zmusił się do tego, by opuścić basen i ponownie oczyścić swoje ciało, oblać je kubłem zimnej wody, która pobudziła go natychmiastowo. Po tym nie można już być leniwym, rozespanym, najlepszy sposób na pobudkę. Ubrał, się, zebrał swoje graty, których trochę jednak było, a nigdy nie wiesz kiedy co się przyda. Dziewczyna czekała już na niego na zewnątrz, w masce na twarzy. Wyszedł z Ryokanu i udał się na miejsce, wyznaczone przez Seinara.
Stanął przed Ryokanem, w sumie lokacja była na tyle dobra, że także miał tutaj swój pokój do końca turnieju, więc mógł po wszystkim na spokojnie się przekimać. Otworzył drzwi, wszedł do sali, w której znajdowała się już pozostała trójka. Na kogoś jeszcze czekali, ktoś jeszcze miał dołączyć? Obstawiał że blondynka będzie stała przy jego boku w ciszy, przynajmniej przez jakiś czas, tak na wszelki wypadek, ale kto by tam ją wiedział. Obiło mu się o uszy, że miał się zjawić jeszcze Akarui, był zainteresowany Klepsydrą, czy jednak nie zdecydował się przyjść, czy może miał coś ważniejszego do zrobienia? Staruszek uśmiechnął się do obecnych.
-Dobry - skinął głową na przywitanie, po czym przeniósł wzrok na białowłosego -Młody, jak mogłeś tak zostawić damę samą? Nieładnie, oj nieładnie - pokręcił paluszkiem pouczając młodszego shinobiego, lecz zaraz podszedł do niego i wystawił ku niemu dłoń na przywitanie. Czy tylko Kumie się wydawało, czy to właśnie z ze swoim przeciwieństwem nawiązał najlepszy kontakt? Alkohol łączy, a nie dzieli moi drodzy! Nadal jednak zastanawiał się po co im taka wielka sala. Obecnie była czwórka ludzi, plus jeden rodzynek, który początkowo nie miał się tutaj znaleźć. Skierował swój wzrok na Ocira, a ręką wskazał na dziewczynę.
-Shino, moja towarzyszka w podróży że tak powiem - jakby nie patrzeć to on tutaj miał ogarniać tą bandę Bydlaków.
-W takim razie musisz się postarać dosyć mocno moja droga - puścił jej oczko, gdy ta podjęła decyzję. Ten pozwolił sobie jeszcze jednak na chwilę poleniuchowania w wodzie - skoro już tutaj był, to czemu miał tak szybko opuszczać owe miejsce? Najwyżej Shino na niego poczeka, nie było większych powodów do pośpiechu. Czas był względny panowie i panie, a momentami wydawał się szaleć jak Kjudasz na czaciku. Niestety nie miał całego dnia, a z całą pewnością w innych okolicznościach chętnie by tutaj go spędził. Może następnego dnia, lub jeszcze kolejnego? W końcu zmusił się do tego, by opuścić basen i ponownie oczyścić swoje ciało, oblać je kubłem zimnej wody, która pobudziła go natychmiastowo. Po tym nie można już być leniwym, rozespanym, najlepszy sposób na pobudkę. Ubrał, się, zebrał swoje graty, których trochę jednak było, a nigdy nie wiesz kiedy co się przyda. Dziewczyna czekała już na niego na zewnątrz, w masce na twarzy. Wyszedł z Ryokanu i udał się na miejsce, wyznaczone przez Seinara.
Stanął przed Ryokanem, w sumie lokacja była na tyle dobra, że także miał tutaj swój pokój do końca turnieju, więc mógł po wszystkim na spokojnie się przekimać. Otworzył drzwi, wszedł do sali, w której znajdowała się już pozostała trójka. Na kogoś jeszcze czekali, ktoś jeszcze miał dołączyć? Obstawiał że blondynka będzie stała przy jego boku w ciszy, przynajmniej przez jakiś czas, tak na wszelki wypadek, ale kto by tam ją wiedział. Obiło mu się o uszy, że miał się zjawić jeszcze Akarui, był zainteresowany Klepsydrą, czy jednak nie zdecydował się przyjść, czy może miał coś ważniejszego do zrobienia? Staruszek uśmiechnął się do obecnych.
-Dobry - skinął głową na przywitanie, po czym przeniósł wzrok na białowłosego -Młody, jak mogłeś tak zostawić damę samą? Nieładnie, oj nieładnie - pokręcił paluszkiem pouczając młodszego shinobiego, lecz zaraz podszedł do niego i wystawił ku niemu dłoń na przywitanie. Czy tylko Kumie się wydawało, czy to właśnie z ze swoim przeciwieństwem nawiązał najlepszy kontakt? Alkohol łączy, a nie dzieli moi drodzy! Nadal jednak zastanawiał się po co im taka wielka sala. Obecnie była czwórka ludzi, plus jeden rodzynek, który początkowo nie miał się tutaj znaleźć. Skierował swój wzrok na Ocira, a ręką wskazał na dziewczynę.
-Shino, moja towarzyszka w podróży że tak powiem - jakby nie patrzeć to on tutaj miał ogarniać tą bandę Bydlaków.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan Shiro Usagi
Słodko-gorzki smak pożegnania... Ostry smak nowej przygody!
Robiło się późno. Ciszę tego wieczora przerwało na chwilę jedynie skromne mamrotanie przez sen Ryujina, gdy ten przekręcał się z jednego boku na drugi. Ruch ten jednak przerwał bezruch, który pojawił się między matką malucha a jego nowym wujaszkiem. Ta chwila, podczas której oboje mieli czas na przemyślenie swoich wcześniejszych opowieści, była potrzebna obojgu. Wszystko po to, by niespiesznie wyciągnąć potrzebne im wnioski. By zrozumieć, kim jest ich rozmówca. Cała sytuacja związana z porwaniem, torturami i innymi rzeczami, o których szkoda mówić, mocno poruszyła Akarui'ego. Dowiedział się rzeczy, o które w życiu nie śmiałby spytać. Z drugiej strony jednak sam pokazał się od strony, której nie znał praktycznie nikt.
Ta ukryta strona medyka nie wzbudziła jednak w kobiecie odrazy, a raczej coś na wzór zachwytu. Chciała dotknąć odkrytej protezy, a Tozawa nie protestował, nawet przybliżył do niej dłoń. Sam i tak nie miał w niej czucia. Jej ruchy, takie naturalne i ludzkie, to wszystko podchodziło pod przyzwyczajenie, pamięć ruchową. I mimo, że Sagisa uznawała ją za piękną, Akarui tak nie uważał. Była namiastką normalności, zwykłą podróbą. Po prawdzie został tylko ból. Nie chciał jednak o tym mówić, bo nie na tym należało się skupić.
Płomiennowłosa konstruowała kolejne kontrargumenty, próbując zaprzeczyć wszystkiemu, co złego o sobie mówił lalkarz. I w tej chwili nie było ważne, czy się z nią zgadzał, czy też nie. Ważniejsze było co innego: - Widzisz, Saga-chan? Ja też nie widzę Cię przez pryzmat Twojej przeszłości, choćby była mroczna i straszna. Nie boję się jej, tak jak Ty mojej. Określasz się jako samotna matka z dzieckiem, zapominając o tym jak jesteś odważna, silna, mądra, jakie szczytne wartości starasz się wpoić swojemu synowi, by sam był dobrym człowiekiem w przyszłości. Podziwiam Ciebie i Twoją wytrwałość.
Kobieta kończyła wiązać bandaż, a mężczyzna wyliczał jej zalety, których wydawała się nie dostrzegać. Gdy jednak ta na chwilę zastygła przy łokciu, a jej palce wiążąc ostatni supełek musnęły jego własne, organiczne ramię, gdy poczuł jej dotyk, aż musiał wciągnąć ciut więcej powietrza. Zamilkł, podnosząc wzrok ze swojej protezy na te stalowe oczęta. Znów poczuł, jakby zaraz miał utonąć. Szczególnie, gdy i one były skupione na Tozawie. Sagisa mrugnęła, co i medykowi na moment wróciło trzeźwość umysłu. Dalej trzymała jego lewe przedramię, więc ten uniósł prawe, drapiąc się po potylicy i dość cicho i niepewnie powiedział: - Wiesz... Chyba na mnie pora... Nie skończył jednak zdania, gdy płomiennowłosa zarzuciła na niego swoje ramiona, przytulając się mocno do jego ciała. Poczuł jej ciepło, zapach jej włosów i dopiero po chwili zorientował się, że również i on ją obejmuje, przyciskając do siebie dziewczynę rozwartymi dłońmi. Zamknął oczy i chciał, by chwila była wieczna. Niestety, nie była.
Sagisa puściła go. Dopiero ten ruch wybudził Akarui'ego z czegoś na kształt transu. Zatrzymał dłonie na jej talii, gdy jej spoczęły na barkach medyka. Wtedy też ich oczy znów się spotkały, usłyszał jej szept, zobaczył jej uśmiech.. Odwzajemnił ten uśmiech, choć u obojga nie był tak szczery, jak być powinien. Potem krótko odpowiedział: - N... Nie... Chętnie bym został dłużej, ale i Tobie należy się odpoczynek... A potem lekko się zaśmiał razem z nią, odpowiadając: - Zrobię co w mojej mocy, Saga-chan. Oboje się podnieśli ze swoich krzeseł, wciąż będąc w kontakcie. Jakby się bali rozłąki. Jakby ta nigdy nie miała wrócić. Dziewczyna zaczesała opadnięty włos za ucho, żegnając Tozawę, lecz zanim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, jej usta znalazły swoje miejsce na wargach medyka.
To była krótka chwila, ledwie sekunda, jednak w głowach tej dwójki trwała wieczność i powinna trwać kolejną. To poczucie bliskości, ciepła drugiej osoby, tego spokoju i zrozumienia... Akarui poczuł, że to mogłoby być jego życie. A potem do niego dotarło, że jednocześnie nie może nim być. Zamknięte oczy pomogły w skupieniu się na momencie, jednak ten skończył się tak szybko, jak się zaczął. Otworzył oczy, by znów spojrzeć na Uchihę. Ich wzrok spotkał się dosłownie na ułamek sekundy, po którym dziewczyna spuściła głowę, zdjęła swoje ramiona z szyi medyka, odsunęła się o krok, powtórzyła swoje pożegnanie i schowała za przesuwnymi drzwiami łazienki. A biedny medyk stał dalej jak wryty, na środku pokoju, odprowadzając stalowooką wzrokiem.
Gdy drzwi do łazienki się zatrzasnęły, medyk oparł się o stół czując, jakby nogi zaraz miały mu odmówić posłuszeństwa. Odetchnął parę razy i gdy w końcu poczuł się na siłach, wyprostował się, rozglądając po pokoju. Ryujin dalej spał. Zbliżył się do chłopca, klęknął przy jego łóżku i zaczesał grzywkę z czoła, by ta nie nachodziła na powieki. Poprawił delikatnie kołdrę i wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Znów stracił ją z oczu...
Zszedł na dół, cały czas będąc myślami gdzieś indziej. W przeciągu czterech lat spotkał Sagise dwukrotnie, jednak za każdym razem jego uczucia były w lekkiej rozsypce. Serce pokazywało mu rzeczy, o których na co dzień całkowicie zapomniał, odsunął na skraj świadomości, by nie burzyć jego porządku rzeczy. Miał przecież tyle do zrobienia. Zatrzymał się na jednym schodku, uderzając lekko swoje policzki otwartymi dłońmi. Skup się! - krzyknął do siebie w myślach. Turniej miał się dziś już kończyć, więc Klepsydra miała się gdzieś zgromadzić! Tylko gdzie? Akarui nie zna Watarimono, z nikim wcześniej się nie umawiał. Kyoushi zniknął z jego oczu prawie dwa dni temu. Nie widział też Ichirou, a Seinaru błysnął mu tylko na jednej z aren, gdzie grał rolę sędziego. Gdzie ich wszystkich szukać? Ile czasu może mu to zająć? W tym czasie przecież jego znajomi mogą już zaplanować swoje kolejne kroki i opuścić Yinzin!
Myśląc o tym, co powinien dalej zrobić, masując jednocześnie swoje policzki i patrząc pod nogi, usłyszał znajome głosy. Jakie szczęście trzeba mieć, żeby w całej osadzie znaleźć się w tym samym miejscu co reszta ekipy? Los się do Akarui'ego uśmiechnął, więc i on odwzajemnił ten uśmiech, podchodząc do stolika z siedzącymi przy nim znajomymi. Był tu już przyjaciel medyka, Kyoushi, Książę Pustyni Ichirou, przyszły szogun Seinaru i staruszek Kuroi z jakąś nieznajomą. Podszedł od strony białowłosego Uchihy klepiąc go po barku i mówiąc do wszystkich: - Hej hej, dużo mnie ominęło? Wyszedłem przy półfinałach... Po czym zwrócił się do zamaskowanej dziewczyny: - Tozawa Akarui, miło mi poznać! Mimo, że był w towarzystwie, nie udzielał się zbytnio. Mógł zdawać się nieobecny, szczególnie Kyoushi'emu, który znał mężczyznę najlepiej.
Robiło się późno. Ciszę tego wieczora przerwało na chwilę jedynie skromne mamrotanie przez sen Ryujina, gdy ten przekręcał się z jednego boku na drugi. Ruch ten jednak przerwał bezruch, który pojawił się między matką malucha a jego nowym wujaszkiem. Ta chwila, podczas której oboje mieli czas na przemyślenie swoich wcześniejszych opowieści, była potrzebna obojgu. Wszystko po to, by niespiesznie wyciągnąć potrzebne im wnioski. By zrozumieć, kim jest ich rozmówca. Cała sytuacja związana z porwaniem, torturami i innymi rzeczami, o których szkoda mówić, mocno poruszyła Akarui'ego. Dowiedział się rzeczy, o które w życiu nie śmiałby spytać. Z drugiej strony jednak sam pokazał się od strony, której nie znał praktycznie nikt.
Ta ukryta strona medyka nie wzbudziła jednak w kobiecie odrazy, a raczej coś na wzór zachwytu. Chciała dotknąć odkrytej protezy, a Tozawa nie protestował, nawet przybliżył do niej dłoń. Sam i tak nie miał w niej czucia. Jej ruchy, takie naturalne i ludzkie, to wszystko podchodziło pod przyzwyczajenie, pamięć ruchową. I mimo, że Sagisa uznawała ją za piękną, Akarui tak nie uważał. Była namiastką normalności, zwykłą podróbą. Po prawdzie został tylko ból. Nie chciał jednak o tym mówić, bo nie na tym należało się skupić.
Płomiennowłosa konstruowała kolejne kontrargumenty, próbując zaprzeczyć wszystkiemu, co złego o sobie mówił lalkarz. I w tej chwili nie było ważne, czy się z nią zgadzał, czy też nie. Ważniejsze było co innego: - Widzisz, Saga-chan? Ja też nie widzę Cię przez pryzmat Twojej przeszłości, choćby była mroczna i straszna. Nie boję się jej, tak jak Ty mojej. Określasz się jako samotna matka z dzieckiem, zapominając o tym jak jesteś odważna, silna, mądra, jakie szczytne wartości starasz się wpoić swojemu synowi, by sam był dobrym człowiekiem w przyszłości. Podziwiam Ciebie i Twoją wytrwałość.
Kobieta kończyła wiązać bandaż, a mężczyzna wyliczał jej zalety, których wydawała się nie dostrzegać. Gdy jednak ta na chwilę zastygła przy łokciu, a jej palce wiążąc ostatni supełek musnęły jego własne, organiczne ramię, gdy poczuł jej dotyk, aż musiał wciągnąć ciut więcej powietrza. Zamilkł, podnosząc wzrok ze swojej protezy na te stalowe oczęta. Znów poczuł, jakby zaraz miał utonąć. Szczególnie, gdy i one były skupione na Tozawie. Sagisa mrugnęła, co i medykowi na moment wróciło trzeźwość umysłu. Dalej trzymała jego lewe przedramię, więc ten uniósł prawe, drapiąc się po potylicy i dość cicho i niepewnie powiedział: - Wiesz... Chyba na mnie pora... Nie skończył jednak zdania, gdy płomiennowłosa zarzuciła na niego swoje ramiona, przytulając się mocno do jego ciała. Poczuł jej ciepło, zapach jej włosów i dopiero po chwili zorientował się, że również i on ją obejmuje, przyciskając do siebie dziewczynę rozwartymi dłońmi. Zamknął oczy i chciał, by chwila była wieczna. Niestety, nie była.
Sagisa puściła go. Dopiero ten ruch wybudził Akarui'ego z czegoś na kształt transu. Zatrzymał dłonie na jej talii, gdy jej spoczęły na barkach medyka. Wtedy też ich oczy znów się spotkały, usłyszał jej szept, zobaczył jej uśmiech.. Odwzajemnił ten uśmiech, choć u obojga nie był tak szczery, jak być powinien. Potem krótko odpowiedział: - N... Nie... Chętnie bym został dłużej, ale i Tobie należy się odpoczynek... A potem lekko się zaśmiał razem z nią, odpowiadając: - Zrobię co w mojej mocy, Saga-chan. Oboje się podnieśli ze swoich krzeseł, wciąż będąc w kontakcie. Jakby się bali rozłąki. Jakby ta nigdy nie miała wrócić. Dziewczyna zaczesała opadnięty włos za ucho, żegnając Tozawę, lecz zanim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, jej usta znalazły swoje miejsce na wargach medyka.
To była krótka chwila, ledwie sekunda, jednak w głowach tej dwójki trwała wieczność i powinna trwać kolejną. To poczucie bliskości, ciepła drugiej osoby, tego spokoju i zrozumienia... Akarui poczuł, że to mogłoby być jego życie. A potem do niego dotarło, że jednocześnie nie może nim być. Zamknięte oczy pomogły w skupieniu się na momencie, jednak ten skończył się tak szybko, jak się zaczął. Otworzył oczy, by znów spojrzeć na Uchihę. Ich wzrok spotkał się dosłownie na ułamek sekundy, po którym dziewczyna spuściła głowę, zdjęła swoje ramiona z szyi medyka, odsunęła się o krok, powtórzyła swoje pożegnanie i schowała za przesuwnymi drzwiami łazienki. A biedny medyk stał dalej jak wryty, na środku pokoju, odprowadzając stalowooką wzrokiem.
Gdy drzwi do łazienki się zatrzasnęły, medyk oparł się o stół czując, jakby nogi zaraz miały mu odmówić posłuszeństwa. Odetchnął parę razy i gdy w końcu poczuł się na siłach, wyprostował się, rozglądając po pokoju. Ryujin dalej spał. Zbliżył się do chłopca, klęknął przy jego łóżku i zaczesał grzywkę z czoła, by ta nie nachodziła na powieki. Poprawił delikatnie kołdrę i wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Znów stracił ją z oczu...
Zszedł na dół, cały czas będąc myślami gdzieś indziej. W przeciągu czterech lat spotkał Sagise dwukrotnie, jednak za każdym razem jego uczucia były w lekkiej rozsypce. Serce pokazywało mu rzeczy, o których na co dzień całkowicie zapomniał, odsunął na skraj świadomości, by nie burzyć jego porządku rzeczy. Miał przecież tyle do zrobienia. Zatrzymał się na jednym schodku, uderzając lekko swoje policzki otwartymi dłońmi. Skup się! - krzyknął do siebie w myślach. Turniej miał się dziś już kończyć, więc Klepsydra miała się gdzieś zgromadzić! Tylko gdzie? Akarui nie zna Watarimono, z nikim wcześniej się nie umawiał. Kyoushi zniknął z jego oczu prawie dwa dni temu. Nie widział też Ichirou, a Seinaru błysnął mu tylko na jednej z aren, gdzie grał rolę sędziego. Gdzie ich wszystkich szukać? Ile czasu może mu to zająć? W tym czasie przecież jego znajomi mogą już zaplanować swoje kolejne kroki i opuścić Yinzin!
Myśląc o tym, co powinien dalej zrobić, masując jednocześnie swoje policzki i patrząc pod nogi, usłyszał znajome głosy. Jakie szczęście trzeba mieć, żeby w całej osadzie znaleźć się w tym samym miejscu co reszta ekipy? Los się do Akarui'ego uśmiechnął, więc i on odwzajemnił ten uśmiech, podchodząc do stolika z siedzącymi przy nim znajomymi. Był tu już przyjaciel medyka, Kyoushi, Książę Pustyni Ichirou, przyszły szogun Seinaru i staruszek Kuroi z jakąś nieznajomą. Podszedł od strony białowłosego Uchihy klepiąc go po barku i mówiąc do wszystkich: - Hej hej, dużo mnie ominęło? Wyszedłem przy półfinałach... Po czym zwrócił się do zamaskowanej dziewczyny: - Tozawa Akarui, miło mi poznać! Mimo, że był w towarzystwie, nie udzielał się zbytnio. Mógł zdawać się nieobecny, szczególnie Kyoushi'emu, który znał mężczyznę najlepiej.
0 x
MOWA
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Ryokan Shiro Usagi
Wychodząc z trybun nawet gdyby chciał to udanie się na spotkanie klepsydry wcale nie było takie proste. Seinaru zaprosił go do swojej chałupy, ale nie powiedział ani o spotkaniu wcześniej w karczmie, ani gdzie znajduje się jego mieszkanie. Wymaganie przybycia od Hikariego jest niemalże niemożliwe, ale cuda się zdarzają szczególnie gdy ten przechodząc się po mieście usłyszał jak ktoś mówił, że Ichirou przechodził tędy minutę, dwie temu. Po zapytaniu się o kierunek szybko go podgonił, a później wypatrzeć kolesia tak obwieszonego złotem nie było problemem jeszcze w towarzystwie białowłosego. Szedł chwilę za nimi, aż doszedł do Shiro Usagi, gdzie obaj weszli do środka. Wiedząc gdzie przebywają odszedł w boczną uliczkę gryząc się z myślami. Po kilku minutach zdecydował się do nich dołączyć więc udał się do środka gdzie wypatrzył gromadkę małą przy stole. Z osób zebranych nie poznał wcześniej tylko jedynej dziewczyny w towarzystwie oraz czerwonookiego mężczyzny.
- Mam nadzieję długo nie czekaliście. Hikari Terumi, miło mi.
Przedstawił się dwójce nawiązując kontakt wzrokowy z uniesioną otwartą dłonią, a następnie znalazł dla siebie miejsce aby usiąść. Władca piasku z samurajem zebrali tutaj łącznie siedem osób, gdyby wszyscy chcieli dołączyć mógłby to uznać za dobry start. Obecnie trzeba Yogańczyka odliczyć, bo nie czuje się przekonany do pomysłu starego przyjaciela. Od początku posiadał wątpliwości, a te podczas turnieju tylko się powiększyły. Oczywiście nie skreślał jeszcze projektu z góry skoro się pojawił na spotkaniu, posiadał najzwyczajniej sceptyczne nastawienie. Nie oznaczało to całkowity brak współpracy, mieli kilka tematów do omówienia.
- Myślałem, że mamy się spotkać u Seinaru.
Wypomniał niedoinformowanie go, jednocześnie chcąc poznać plan na wieczór. Gdyby zamierzali zostać w Ryokanie musiał zamówić jakieś sake. W innym przypadku będzie liczył na gospodarza imprezy, takowego brak prawdopodobnie byłby zniewagą, której nie wybaczy. Wszedłby drzwiami, a wyszedł oknem zamiast czekać na rozwinięcie sytuacji. Dopiero co przyszedł pomijając początek.
- Mam nadzieję długo nie czekaliście. Hikari Terumi, miło mi.
Przedstawił się dwójce nawiązując kontakt wzrokowy z uniesioną otwartą dłonią, a następnie znalazł dla siebie miejsce aby usiąść. Władca piasku z samurajem zebrali tutaj łącznie siedem osób, gdyby wszyscy chcieli dołączyć mógłby to uznać za dobry start. Obecnie trzeba Yogańczyka odliczyć, bo nie czuje się przekonany do pomysłu starego przyjaciela. Od początku posiadał wątpliwości, a te podczas turnieju tylko się powiększyły. Oczywiście nie skreślał jeszcze projektu z góry skoro się pojawił na spotkaniu, posiadał najzwyczajniej sceptyczne nastawienie. Nie oznaczało to całkowity brak współpracy, mieli kilka tematów do omówienia.
- Myślałem, że mamy się spotkać u Seinaru.
Wypomniał niedoinformowanie go, jednocześnie chcąc poznać plan na wieczór. Gdyby zamierzali zostać w Ryokanie musiał zamówić jakieś sake. W innym przypadku będzie liczył na gospodarza imprezy, takowego brak prawdopodobnie byłby zniewagą, której nie wybaczy. Wszedłby drzwiami, a wyszedł oknem zamiast czekać na rozwinięcie sytuacji. Dopiero co przyszedł pomijając początek.
0 x
Cause i'm the real fire.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości