
Misja rang D dla Mitsuyo
Małe obowiązki
Post 7/?
Seppuku... nie było jedynie karą śmierci, tudzież aktem nienawiści wymierzonej w samego siebie. Był to ceremoniał pozwalający ocalić nie tylko swój, ale również rodzinny honor. Nie rzadko również stanowił jedyną deskę ratunku, by winy danego samuraja nie przechodziły na jego potomków i dzieci. Ten straszny gest stanowił również ostateczną manifestację władzy nad swoim życiem, pozwalał zakończyć je dokładnie tak, jak samemu się chciało.
Nie będziemy jednak rozpatrywać seppuku w koncepcji bushido, bowiem chociaż kodeks którym żyło Yinzin był powszechnie znany i niezmienny, to jednak jego interpretacja często należała do indywidualnej kwestii danego samuraja. Więc zamiast tego, skupimy się na opowieści, jak to dwie dzielne samuraj-ko połączyły siły, by dawne dojo do porządku i chwały przywrócić...
Podróż ze stolicy do osady Kotetsu zabrała naszym bohaterką ponad 4 godziny, a wszystko to za sprawą deszczu, który nie ułatwiał ani podróży, ani też rozmowy, tak więc dziewczęta wiele ze sobą nie porozmawiały. Po dotarciu do wioski, Kaoru zaprowadziła Mitsuyo krętymi ścieżkami aż przed swój dom, który już z daleka nie wyglądał specjalnie dobrze. Prowadząca do posiadłości rodzinnej brama wymagała wbicia przynajmniej kilku desek do w miejsce tych, które popękane ani nie zachęcały do wejścia, ani też nie zapewniały bezpieczeństwa. Po przekroczeniu bramy, obraz nie był szczególnie lepszy, w dachu dojo brakowało dachówek, sporo belek również prosiło o wymianę, generalnie obraz nędzy i rozpaczy. Jednakże, nie było aż tak tragicznie, obok dojo stało sporo świeżych desek, które czekały na przycięcie i zamocowanie w odpowiednim miejscu. Były dobrej jakości, pewnikiem sporo kosztowały, ale panienka Mirumoto nie zamierzała oszczędzać na swoim domu.
- Zapraszam do środka, Kuramoto-san. - Kaoru gestem zaprosiła nową koleżankę do części mieszkalnej domu, pozostawiwszy swoje geta przed wejściem. W środku panował półmrok, tak więc młoda samuraj-ko szybko zapaliła kilka lamp, by przezwyciężyć niezachęcającą szarówkę.
- Wiem, że nie wygląda to za dobrze... Herbaty? - zaproponowała, po czym udała się do części kuchennej, pozostawiając naszą bohaterkę w głównym pokoju. Co tam można było znaleźć? Generalnie, wszystko odpowiadało standardom, do jakich przywykła Mitsuyo - ogólna surowość i brak nadmiernego przepychu. Wszystkie meble zgromadzone wokół centralnego piecyka, który w takie dni powinien ogrzewać rodzinę... No właśnie, dlaczego nikogo tutaj nie było? Na jednej ze ścian, przy niewielkiej kamidama znajdowały się trzy obrazki. Dwa przedstawiały mężczyzn ubranych w kimona podobne do tego, jakie nosiła Kaoru, najpewniej byli to jej dziadek i ojciec. Wyglądali bardzo dostojnie, każdy z daisho przy boku, przy czym wyraźnie starszy z nich miał większą wewnętrzną siłę. Trzeci obrazek natomiast przedstawiał rodzinę - mężczyznę, kobietę oraz małą dziewczynkę trzymają shinai. Mitsuyo bez problemu rozpoznała w niej małą Kaoru. Przy Kamidama na specjalnym podwyższeniu leżał miecz i kadzidła.
- Już jestem, proszę. - rzekła Kaoru przynosząc herbatę, po czym zreflektowała się
- Pewnie chcesz się przebrać w suche rzeczy! - po czym nie czekając na odpowiedź gościa szybko zniknęła w kolejnym pomieszczeniu, z którego wróciła z dwoma zestawami kimon - każde składało się z białego kosode, niebieskiego pasa kaku obi oraz czerwonej hakama.
- Mam nadzieję, że będą pasować na ciebie, to mój rozmiar. - generalnie, strój na pewno będzie pasował, rozmiarami obie dziewczyny były podobne.
- Miecze pozostaw proszę tutaj. - dodała Kaoru wskazując ścienny wieszak, na który odwiesiła swoją własną broń, po czym usiadła przy centralnym piecyku i zaczęła go rozpalać, by następnie pozbyć się mokrego stroju i ubrawszy świeże kimono ogrzać się przy miłym cieple racząc herbatą z nową towarzyszką...