Szlak transportowy
Re: Szlak transportowy
Wściekłość narastała we mnie z każdą chwilą, kiedy musiałem patrzeć na stojącego przede mną rywala. W tej chwili strach jaki powinienem odczuwać niknął gdzieś pod falą żądzy mordu jaka mnie zalała.
Taki słaby... kupa mięsa i krwi... nic więcej... zginąć z rąk takiego śmiecia? Ja? Taki słabeusz? Ktoś taki?! - w głowie kołatały się wściekłe myśli, które tylko otumaniały mój zdrowy osąd sytuacji. Zamiast próbować się uwolnić jakimś sprytnym sposobem, starałem się rozerwać klejącą pułapkę siłą. Teraz ciało po prostu działało samo, a głowa zajęta była wyklinaniem rywala i wizualizacją jego bolesnych scenariuszy śmierci.
Kiedy mężczyzna dobył dziwnych kunai o potrójnych ostrzach, delikatnie oprzytomniałem chociaż nadal usilnie starałem się rozerwać więzy. Warknąłem rozwścieczony nie wiedząc do końca jak mógłbym poradzić sobie z tą sytuacją i kiedy już zdawało się że to ostatnie sekundy mojego życia, na ratunek przyszła mi towarzyszka w masce. Jej rzut Tasakiem był czymś obłędnym, a siła z jaką uderzył on przeciwnika musiała być zabójcza. W jednej chwili złość przemieniła się w podziw dla tego czego właśnie byłem świadkiem. Kiedy martwe ciało wpadło do wody, a shurikeny przestały mnie naciskać, spojrzałem na swoją wybawicielkę i uśmiechnąłem się zadowolony z jej przybycia.
Chciałem popatrzeć jak uciekają w popłochu. Poza tym trzeba było ich najpierw wykurzyć z tej drewnianej skrzynki, żeby można było dobrać się do mięska. - tutaj wyszczerzyłem się i kłapnąłem mocno paszczą, w stronę kobiety. Oddałem jej Tasak, a raczej puściłem go gdy położyła na nim swoją dłoń.
Tak, ciekawa broń. Czuję, że mógłbym urżnąć nim kilka bandyckich łbów. Z pewnością sprawię sobie podobny. - odpowiedziałem próbując oderwać od siebie shurikeny, a w razie potrzeby prosząc kobietę o pomoc o ile miała na to jakiś sposób. Jeśli nie, próbowałem odkleić mazidło pokrywając ciało warstwą chakry tak jak przy technice chodzenia po wodzie.
Co z pozostałymi? Dorwałaś wszystkich czy mam jeszcze po co wracać pod wodę? - dodałem, licząc z jednej strony na kolejne ofiary, z drugiej jednak na zakończenie tej masakry. Byłem wyczerpany, chociaż starałem się za wszelką cenę tego nie pokazywać. Nie mogłem zostać uznany za słabego, zwłaszcza po tym co pokazałem. To zniszczyłoby moją reputację, a ta kobieta mogłaby przecież rozsławić moje imię gdzieś w kontynencie.
Taki słaby... kupa mięsa i krwi... nic więcej... zginąć z rąk takiego śmiecia? Ja? Taki słabeusz? Ktoś taki?! - w głowie kołatały się wściekłe myśli, które tylko otumaniały mój zdrowy osąd sytuacji. Zamiast próbować się uwolnić jakimś sprytnym sposobem, starałem się rozerwać klejącą pułapkę siłą. Teraz ciało po prostu działało samo, a głowa zajęta była wyklinaniem rywala i wizualizacją jego bolesnych scenariuszy śmierci.
Kiedy mężczyzna dobył dziwnych kunai o potrójnych ostrzach, delikatnie oprzytomniałem chociaż nadal usilnie starałem się rozerwać więzy. Warknąłem rozwścieczony nie wiedząc do końca jak mógłbym poradzić sobie z tą sytuacją i kiedy już zdawało się że to ostatnie sekundy mojego życia, na ratunek przyszła mi towarzyszka w masce. Jej rzut Tasakiem był czymś obłędnym, a siła z jaką uderzył on przeciwnika musiała być zabójcza. W jednej chwili złość przemieniła się w podziw dla tego czego właśnie byłem świadkiem. Kiedy martwe ciało wpadło do wody, a shurikeny przestały mnie naciskać, spojrzałem na swoją wybawicielkę i uśmiechnąłem się zadowolony z jej przybycia.
Chciałem popatrzeć jak uciekają w popłochu. Poza tym trzeba było ich najpierw wykurzyć z tej drewnianej skrzynki, żeby można było dobrać się do mięska. - tutaj wyszczerzyłem się i kłapnąłem mocno paszczą, w stronę kobiety. Oddałem jej Tasak, a raczej puściłem go gdy położyła na nim swoją dłoń.
Tak, ciekawa broń. Czuję, że mógłbym urżnąć nim kilka bandyckich łbów. Z pewnością sprawię sobie podobny. - odpowiedziałem próbując oderwać od siebie shurikeny, a w razie potrzeby prosząc kobietę o pomoc o ile miała na to jakiś sposób. Jeśli nie, próbowałem odkleić mazidło pokrywając ciało warstwą chakry tak jak przy technice chodzenia po wodzie.
Co z pozostałymi? Dorwałaś wszystkich czy mam jeszcze po co wracać pod wodę? - dodałem, licząc z jednej strony na kolejne ofiary, z drugiej jednak na zakończenie tej masakry. Byłem wyczerpany, chociaż starałem się za wszelką cenę tego nie pokazywać. Nie mogłem zostać uznany za słabego, zwłaszcza po tym co pokazałem. To zniszczyłoby moją reputację, a ta kobieta mogłaby przecież rozsławić moje imię gdzieś w kontynencie.
0 x
Re: Szlak transportowy
Wpatrywałem się w zamaskowaną kobietę, licząc na to że zdoła ona uwolnić mnie od mojej własnej, lepiącej mazi. Niestety musiałem samodzielnie poradzić sobie z tym problemem, dlatego postanowiłem doczłapać się do burty i powoli zejść po niej (przyczepiony chakrą) aby stopniowo zanurzać się w wodzie i sprawdzić czy maź faktycznie puści. Obawiałem się, że wskoczenie do wody mogłoby pociągnąć mnie na dno z którego przecież po pewnym czasie musiałbym wyjść, nawet jako Hoshigaki. Zamoczoną maź próbowałem siłą oderwać od swoich ubrań co faktycznie okazało się być nieco łatwiejsze i nawet sam byłem w stanie to zrobić. Nie odznaczałem się wyjątkową tężyzną fizyczną, ale w tym wypadku okazała się ona wystarczająca.
Po pozbyciu się shurikenów, postanowiłem zgodnie z zaleceniem ruszyć na eksplorację dna morza, w celu odszukania zaginionych łupów wojennych. Starałem się namierzyć każdy worek ALE przed wyniesieniem go na powierzchnię, sprawdzałem pobieżnie zawartość każdego z nich aby upewnić się że nie ma tam nic co nie powinno trafić w ręce kobiety. Dlaczego? Nie do końca jej ufałem, tego byłem pewien. Zamaskowana, bardzo silna, nic innego o niej nie wiedziałem. Może wśród skradzionych rzeczy było coś dla niej szczególnie ważnego, co i tak nie należało do niej? Wszystko to miało się okazać po przejrzeniu skradzionych rzeczy. Jeden po drugim chwytałem ciężkie worki i wypływałem z nimi na powierzchnię, gdzie lądowały kolejno na łódce. Słyszałem odgłos metalu uderzającego o siebie, coś przy okazji połamałem ale nie przejmowałem się tym, straty były po prostu wpisane w ryzyko tej misji.
Zacząłem zastanawiać się co robić dalej. Moja krótka przygoda z tą kobietą dobiegała końca, a nie sądziłem abyśmy podróżowali dalej wspólnie. Właściwie nie chciałem tego, nie chciałem stać się czyimś podwładnym, a wykonywanie zleceń takich jak to traktowałem po prostu jako możliwość zdobycia doświadczenia, podszkolenia się w walce, zobaczenia czegoś ciekawego jak chociażby ten miecz, jak umiejętności tamtego mężczyzny w luźnych ciuszkach.
Wynosząc kolejny worek na powierzchnię, spojrzałem daleko za horyzont szukając odpowiedzi na pytanie - co dalej? Niestety nie dostrzegałem tam niczego i to mnie lekko przerażało.
Po pozbyciu się shurikenów, postanowiłem zgodnie z zaleceniem ruszyć na eksplorację dna morza, w celu odszukania zaginionych łupów wojennych. Starałem się namierzyć każdy worek ALE przed wyniesieniem go na powierzchnię, sprawdzałem pobieżnie zawartość każdego z nich aby upewnić się że nie ma tam nic co nie powinno trafić w ręce kobiety. Dlaczego? Nie do końca jej ufałem, tego byłem pewien. Zamaskowana, bardzo silna, nic innego o niej nie wiedziałem. Może wśród skradzionych rzeczy było coś dla niej szczególnie ważnego, co i tak nie należało do niej? Wszystko to miało się okazać po przejrzeniu skradzionych rzeczy. Jeden po drugim chwytałem ciężkie worki i wypływałem z nimi na powierzchnię, gdzie lądowały kolejno na łódce. Słyszałem odgłos metalu uderzającego o siebie, coś przy okazji połamałem ale nie przejmowałem się tym, straty były po prostu wpisane w ryzyko tej misji.
Zacząłem zastanawiać się co robić dalej. Moja krótka przygoda z tą kobietą dobiegała końca, a nie sądziłem abyśmy podróżowali dalej wspólnie. Właściwie nie chciałem tego, nie chciałem stać się czyimś podwładnym, a wykonywanie zleceń takich jak to traktowałem po prostu jako możliwość zdobycia doświadczenia, podszkolenia się w walce, zobaczenia czegoś ciekawego jak chociażby ten miecz, jak umiejętności tamtego mężczyzny w luźnych ciuszkach.
Wynosząc kolejny worek na powierzchnię, spojrzałem daleko za horyzont szukając odpowiedzi na pytanie - co dalej? Niestety nie dostrzegałem tam niczego i to mnie lekko przerażało.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Szlak transportowy
Rozstanie z zamaskowaną kobietą zdawało mi się dobrym rozwiązaniem. Chciałem być coraz silniejszy i pewnie mógłbym wiele się od niej nauczyć, chociażby podpatrując w trakcie wspólnej podróży, ale ostatecznie stwierdziłem, że potrzebuję samemu odszukać własną drogę. Musiałem jasno określić cel swojej egzystencji, a następnie posiąść siłę wystarczającą, by pokonać wszelkie przeszkody jakie mógł postawić mi na drodze zdradliwy los.
Chwyciłem sakwę pieniędzy, jaką rzuciła mi kobieta i od razu schowałem. Wtedy też stało się coś dziwnego; w tym jak mogłoby się wydawać opustoszonym miejscu pojawił się wymęczony mężczyzna, który najwyraźniej potrzebował jakiejś pomocy. Zdawało się, że albo osiwiał on ze stresu, albo należy do klanu Yuki, którego od czasu wojny nienawidziłem i gardziłem.
Powoli ruszyłem w stronę barierek, gdzie spoczywał tajemniczy osobnik. Prawą rękę trzymałem w miarę blisko kabury, aby w razie niebezpieczeństwa móc dobyć broń. Nie szedłem wystraszony, raczej spokojny i lekko zaciekawiony widokiem przed sobą.
Co jest, starcze? Wiesz, że jeśli wyzioniesz tu ducha, to czeka mnie niezła wyżerka? - zagaiłem ironicznie stojąc w odległości mniej więcej 3m od mężczyzny.
Starałem się ogarnąć wzrokiem wszystkie elementy jego wyglądu, aby wyciągnąć jakieś wnioski co mogło się stać lub kim ten człowiek jest. Gdzieś głęboko w środku chciałem żeby był on członkiem klanu Yuki. Z drugiej jednak strony nie miałem ochoty oglądać tych parszywych, bladych pysków, psisynów.
Czy miałem ochotę pomagać? Niespecjalnie - wtrącanie się w cudze życia stawało się męczące, zapychało głowę niepotrzebnymi informacjami, przysparzało problemów. Chociaż nie zostałem w taki sposób wychowany, chciałem nieco odciąć się od takich aktów miłosierdzia. Wierzyłem, że takie "scenki biednych ludzi" miały za zadania przyćmić zdrowy rozsądek, wpłynąć na osąd sytuacji, która w rzeczywistości jest zupełnie inna. Oszuści, wyłudzacze, naciągacze, wszyscy chcą tylko wysłużyć się czyimiś rękoma, nawet jeśli może to oznaczać śmierć tych "narzędzi".
Od teraz starałem się zachowywać dystans i nie wyrywać się z niepotrzebnymi ofertami pomocy. Jak już ostrzegłem tego starca, może mi zapewnić przecież sporą porcję świeżego mięsa. Właściwie zastanawiałem się czy aby nie rozprawić się z nim już teraz, skoro i tak wokół nie było nikogo (zacząłem się ukradkiem rozglądać w poszukiwaniu podglądaczy, przechodniów, strażników, kogokolwiek kto mógłby się tu niepotrzebnie napatoczyć.
Chwyciłem sakwę pieniędzy, jaką rzuciła mi kobieta i od razu schowałem. Wtedy też stało się coś dziwnego; w tym jak mogłoby się wydawać opustoszonym miejscu pojawił się wymęczony mężczyzna, który najwyraźniej potrzebował jakiejś pomocy. Zdawało się, że albo osiwiał on ze stresu, albo należy do klanu Yuki, którego od czasu wojny nienawidziłem i gardziłem.
Powoli ruszyłem w stronę barierek, gdzie spoczywał tajemniczy osobnik. Prawą rękę trzymałem w miarę blisko kabury, aby w razie niebezpieczeństwa móc dobyć broń. Nie szedłem wystraszony, raczej spokojny i lekko zaciekawiony widokiem przed sobą.
Co jest, starcze? Wiesz, że jeśli wyzioniesz tu ducha, to czeka mnie niezła wyżerka? - zagaiłem ironicznie stojąc w odległości mniej więcej 3m od mężczyzny.
Starałem się ogarnąć wzrokiem wszystkie elementy jego wyglądu, aby wyciągnąć jakieś wnioski co mogło się stać lub kim ten człowiek jest. Gdzieś głęboko w środku chciałem żeby był on członkiem klanu Yuki. Z drugiej jednak strony nie miałem ochoty oglądać tych parszywych, bladych pysków, psisynów.
Czy miałem ochotę pomagać? Niespecjalnie - wtrącanie się w cudze życia stawało się męczące, zapychało głowę niepotrzebnymi informacjami, przysparzało problemów. Chociaż nie zostałem w taki sposób wychowany, chciałem nieco odciąć się od takich aktów miłosierdzia. Wierzyłem, że takie "scenki biednych ludzi" miały za zadania przyćmić zdrowy rozsądek, wpłynąć na osąd sytuacji, która w rzeczywistości jest zupełnie inna. Oszuści, wyłudzacze, naciągacze, wszyscy chcą tylko wysłużyć się czyimiś rękoma, nawet jeśli może to oznaczać śmierć tych "narzędzi".
Od teraz starałem się zachowywać dystans i nie wyrywać się z niepotrzebnymi ofertami pomocy. Jak już ostrzegłem tego starca, może mi zapewnić przecież sporą porcję świeżego mięsa. Właściwie zastanawiałem się czy aby nie rozprawić się z nim już teraz, skoro i tak wokół nie było nikogo (zacząłem się ukradkiem rozglądać w poszukiwaniu podglądaczy, przechodniów, strażników, kogokolwiek kto mógłby się tu niepotrzebnie napatoczyć.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Szlak transportowy
Wpatrywałem się w mężczyznę bez przerwy, nie chcąc przegapić jego nagłego ataku czy innej próby zagrożenia mojej osobie. Okazało się jednak, że jego jedyną bronią były zwykłe słowa. Widząc jego pogardę dla mojego szczepu oraz niezwykle obraźliwy gest splunięcia mi pod nogi od razu spiąłem się, gotowy sprezentować mu potężne kopnięcie w twarz i w krwawiącą ranę. Zanim jednak się na to zdecydowałem, wypowiedział on kolejne słowa, które przekonały mnie, że to już i tak niewiele da i wystarczyło tylko czekać aż gość wyzionie ducha.
Zdziwiło mnie, kiedy wyciągnął jakiś zwój i postanowił wręczyć mi go, bym podjął się wykonania jakiejś misji, której on nie podołał. Przez chwilę wpatrywałem się na przemian w przedmiot i w mężczyznę po czym usiadłem na ziemi przed nim.
Kawał z ciebie chuja. Nie znasz mnie, a mimo to gardzisz. Wszyscy nami gardziliście, aż doczekaliście się wojny. - powiedziałem spokojnym tonem do mężczyzny, patrząc jak z trudem próbuje on chwytać kolejne dawki powietrza.
Jeszcze nie patrzyłem jak zdychają Yuki. Pozwól, że nacieszę oczy tym widokiem, a później zobaczę jaki to parszywy klan zasłużył sobie na twoją nienawiść. A wiesz co jest najlepsze? Że pójdę do nich i wesprę ich swoją siłą. Później zaatakujemy raz jeszcze wasz klan, wyrżniemy wszystkich co do nogi. Ale ciebie to już nie powinno interesować, w końcu tu rozstajesz się z tym światem. - dodałem uśmiechając się delikatnie. Nie wiedziałem czemu, ale męczenie psychiczne tego umierającego śmiecia sprawiało mi przyjemność. Może to uraza jaka drzemała we mnie za śmierć Saiki? Może ogólne przeżycia z wojny były za to odpowiedzialne? A może po prostu stałem się na tyle nieczuły i zły, że tego typu sytuacje sprawiały mi frajdę? Ciężko było mi samemu przed sobą odpowiedzieć na to pytanie, ale mimo to wpatrywałem się w przygasającego mężczyznę podpierając twarz na dłoni.
W rzeczywistości chciałem sprawdzić zwój który mi rzucił, a przyłączenie się do tamtego klanu było raczej mało prawdopodobne. Liczyłem na to, że treść zwoju okaże się ciekawa i pozwoli mi po prostu podszkolić swoje umiejętności. Brałem też pod uwagę możliwość, że po prostu wyrzucę ten zwitek papieru, jeśli okaże się on jakimś śmieciem, którego wykonania mógłby podjąć się tylko inny śmieć, najpewniej tylko z klanu Yuki.
Zdziwiło mnie, kiedy wyciągnął jakiś zwój i postanowił wręczyć mi go, bym podjął się wykonania jakiejś misji, której on nie podołał. Przez chwilę wpatrywałem się na przemian w przedmiot i w mężczyznę po czym usiadłem na ziemi przed nim.
Kawał z ciebie chuja. Nie znasz mnie, a mimo to gardzisz. Wszyscy nami gardziliście, aż doczekaliście się wojny. - powiedziałem spokojnym tonem do mężczyzny, patrząc jak z trudem próbuje on chwytać kolejne dawki powietrza.
Jeszcze nie patrzyłem jak zdychają Yuki. Pozwól, że nacieszę oczy tym widokiem, a później zobaczę jaki to parszywy klan zasłużył sobie na twoją nienawiść. A wiesz co jest najlepsze? Że pójdę do nich i wesprę ich swoją siłą. Później zaatakujemy raz jeszcze wasz klan, wyrżniemy wszystkich co do nogi. Ale ciebie to już nie powinno interesować, w końcu tu rozstajesz się z tym światem. - dodałem uśmiechając się delikatnie. Nie wiedziałem czemu, ale męczenie psychiczne tego umierającego śmiecia sprawiało mi przyjemność. Może to uraza jaka drzemała we mnie za śmierć Saiki? Może ogólne przeżycia z wojny były za to odpowiedzialne? A może po prostu stałem się na tyle nieczuły i zły, że tego typu sytuacje sprawiały mi frajdę? Ciężko było mi samemu przed sobą odpowiedzieć na to pytanie, ale mimo to wpatrywałem się w przygasającego mężczyznę podpierając twarz na dłoni.
W rzeczywistości chciałem sprawdzić zwój który mi rzucił, a przyłączenie się do tamtego klanu było raczej mało prawdopodobne. Liczyłem na to, że treść zwoju okaże się ciekawa i pozwoli mi po prostu podszkolić swoje umiejętności. Brałem też pod uwagę możliwość, że po prostu wyrzucę ten zwitek papieru, jeśli okaże się on jakimś śmieciem, którego wykonania mógłby podjąć się tylko inny śmieć, najpewniej tylko z klanu Yuki.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Szlak transportowy
Kiedy wredny Yuki zdawał się już być martwy, sięgnąłem po pierwszy lepszy kamyczek leżący pod ręką i cisnąłem nim w czoło denata, aby upewnić się że zdechł. Nie martwiłem się zbytnio o siłę rzutu, bo i czemu miałbym się martwić? Jeśli jest martwy to i tak nie poczuje, a jeśli jeszcze jakimś cudem dychał, to przynajmniej pomogę mu przejść na drugą stronę.
Dobra stary pierdzie, zobaczmy kto ci podpadł - mruknąłem pod nosem sięgając po zwój i rozwijając go na ziemi. Podparłem brodę na ręce i zerknąłem w krótką, zwięzłą treść. Kiedy zobaczyłem nazwisko Hoozuki, od razu zacisnąłem mocno pięści i zacząłem zgrzytać swoimi wielkimi zębami. W głowie pojawił się wizerunek mojej tragicznie zmarłej przyjaciółki, Hoozuki Saiki która zginęła właśnie przez jednego z Yukich. Wspomnienia niedawnej wojny zaczęły wracać, obrazy walki, krwi, roztrzaskanej na kawałki Saiki... wszystko to narobiło mi znowu mętliku w głowie przez który ciężko było mi zdecydować co zrobić w tej sytuacji.
Przez wzgląd na Saikę nie żywiłem do Hoozukich wielkiej nienawiści. Określałem to bardziej jako niechęć, która objawiała się przez unikanie ich jeśli było to możliwe. Yukich nienawidziłem szczerze i nie mogłem przecież wykonywać za nich misji, którym sami nie zdołali podołać. Z drugiej jednak strony chodziło również o losy mojego szczepu, który prawdopodobnie mógł nawet nic nie wiedzieć o tym niebezpiecznym człowieku, oddalonym o dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów.
Długo nie wiedziałem co zrobić, aż wreszcie przyszło mi do głowy pewne rozwiązanie, a właściwie sposób na rozwiązanie zagwostki. Wstałem z miejsca pozostawiając zwój na ziemi tak jak leżał. Podszedłem do zmarłego niedawno Yuki i palcem sięgnąłem do jego świeżej jeszcze krwi.
Niech się dzieje co chce - pomyślałem wkładając zakrwawiony palec do paszczy, by znowu poczuć ten wspaniały smak. Był cudowny, wspaniały, krew była jeszcze ciepła i nie zdążyła zakrzepnąć. Spojrzałem na nieruchomego mężczyznę i... obraz zaczął się delikatnie rozmywać, zaś smak krwi stawał się bardzo intensywny. Poczułem na swoich ramionach gęsią skórkę, a w nogach lekkie drżenie. Obraz stawał się jeszcze bardziej niewyraźny, drżenie nasilało się...
THEME
Nie wiedziałem kiedy to się skończyło, ale kiedy wróciłem do siebie, w dłoni trzymałem przegryzioną w pół kość ramienia. Właściwie wszędzie leżały teraz obgryzione, zakrwawione jeszcze kości nieszczęsnego Yuki. Z lekko rozmytą wizją rozejrzałem się wokół siebie, chcąc zobaczyć co się właściwie mogło wydarzyć podczas mojego "odpłynięcia" w rekini trans żerowania. Wtedy też ujrzałem na ziemi pozostawiony wcześniej zwój.
Dowiem się jak chce zniszczyć Yukich i może sam tego dokonam, a później zeżrę skurwiela żeby nie dobrał się do moich. Tak... to będzie wyżerka w szczytnym celu - postanowiłem oblizując resztki krwi z paszczy i zwijając przy tym zwój, który miał następnie wylądować w jednej z wewnętrznych kieszeni ubrania.
Dobra stary pierdzie, zobaczmy kto ci podpadł - mruknąłem pod nosem sięgając po zwój i rozwijając go na ziemi. Podparłem brodę na ręce i zerknąłem w krótką, zwięzłą treść. Kiedy zobaczyłem nazwisko Hoozuki, od razu zacisnąłem mocno pięści i zacząłem zgrzytać swoimi wielkimi zębami. W głowie pojawił się wizerunek mojej tragicznie zmarłej przyjaciółki, Hoozuki Saiki która zginęła właśnie przez jednego z Yukich. Wspomnienia niedawnej wojny zaczęły wracać, obrazy walki, krwi, roztrzaskanej na kawałki Saiki... wszystko to narobiło mi znowu mętliku w głowie przez który ciężko było mi zdecydować co zrobić w tej sytuacji.
Przez wzgląd na Saikę nie żywiłem do Hoozukich wielkiej nienawiści. Określałem to bardziej jako niechęć, która objawiała się przez unikanie ich jeśli było to możliwe. Yukich nienawidziłem szczerze i nie mogłem przecież wykonywać za nich misji, którym sami nie zdołali podołać. Z drugiej jednak strony chodziło również o losy mojego szczepu, który prawdopodobnie mógł nawet nic nie wiedzieć o tym niebezpiecznym człowieku, oddalonym o dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów.
Długo nie wiedziałem co zrobić, aż wreszcie przyszło mi do głowy pewne rozwiązanie, a właściwie sposób na rozwiązanie zagwostki. Wstałem z miejsca pozostawiając zwój na ziemi tak jak leżał. Podszedłem do zmarłego niedawno Yuki i palcem sięgnąłem do jego świeżej jeszcze krwi.
Niech się dzieje co chce - pomyślałem wkładając zakrwawiony palec do paszczy, by znowu poczuć ten wspaniały smak. Był cudowny, wspaniały, krew była jeszcze ciepła i nie zdążyła zakrzepnąć. Spojrzałem na nieruchomego mężczyznę i... obraz zaczął się delikatnie rozmywać, zaś smak krwi stawał się bardzo intensywny. Poczułem na swoich ramionach gęsią skórkę, a w nogach lekkie drżenie. Obraz stawał się jeszcze bardziej niewyraźny, drżenie nasilało się...
THEME
Nie wiedziałem kiedy to się skończyło, ale kiedy wróciłem do siebie, w dłoni trzymałem przegryzioną w pół kość ramienia. Właściwie wszędzie leżały teraz obgryzione, zakrwawione jeszcze kości nieszczęsnego Yuki. Z lekko rozmytą wizją rozejrzałem się wokół siebie, chcąc zobaczyć co się właściwie mogło wydarzyć podczas mojego "odpłynięcia" w rekini trans żerowania. Wtedy też ujrzałem na ziemi pozostawiony wcześniej zwój.
Dowiem się jak chce zniszczyć Yukich i może sam tego dokonam, a później zeżrę skurwiela żeby nie dobrał się do moich. Tak... to będzie wyżerka w szczytnym celu - postanowiłem oblizując resztki krwi z paszczy i zwijając przy tym zwój, który miał następnie wylądować w jednej z wewnętrznych kieszeni ubrania.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Szlak transportowy
Przerywanie posiłku było w naszym klanie traktowane jako wielka obraza. Wiele razy byłem świadkiem tego, jak młody narybek dostawał porządne lanie za to, że odzywał się do kogoś ze starszych, kto właśnie był w trakcie jedzenia. Teraz zrozumiałem, skąd wzięła się ta zasada, bo kiedy usłyszałem rozkazujący ton jakiegoś strażnika, w środku mnie aż zaczęło się gotować. Podniosłem wzrok na nadciągających mężczyzn i oblizałem się z resztek krwi zalegających na twarzy. Gdyby nie to, że byłem już pełny, zapewne rzuciłbym się na nich i rozszarpał na kawałki, ale teraz miałem ciekawsze zajęcia.
Wasze szczęście... - pomyślałem stając na równe nogi i chowając zwój do wewnętrznej kieszeni ubrania. W jednej chwili skupiłem w nogach sporą ilość chakry, dzięki czemu po prostu zapadłem się pod jej powierzchnię. Chciałem w ten sposób całkowicie zmylić ich pościg i nie dać im nawet możliwości namierzenia kierunku w którym postanowiłem się udać, a kierunkiem tym było otwarte morze. Chciałem wynurzyć się z ziemi na samym brzegu, aby od razu wskoczyć do wody i ruszyć na poszukiwania portu, gdzie mógłbym znaleźć bezpośredni transport do Ryuzaku no Taki, którego lokalizacji po prostu nie znałem.
Wiedziałem, że moja aparycja mogłaby zniechęcić kapitanów statków do zabrania mnie na pokład, dlatego już teraz planowałem przybrać postać jakiejś zwykłej osoby, napotkanej kiedyś w swoim życiu, najlepiej gdzieś daleko stąd aby nie zostać rozpoznanym.
Szybkość postaci = 81
Szybkość poruszania się pod ziemią = 54
Wasze szczęście... - pomyślałem stając na równe nogi i chowając zwój do wewnętrznej kieszeni ubrania. W jednej chwili skupiłem w nogach sporą ilość chakry, dzięki czemu po prostu zapadłem się pod jej powierzchnię. Chciałem w ten sposób całkowicie zmylić ich pościg i nie dać im nawet możliwości namierzenia kierunku w którym postanowiłem się udać, a kierunkiem tym było otwarte morze. Chciałem wynurzyć się z ziemi na samym brzegu, aby od razu wskoczyć do wody i ruszyć na poszukiwania portu, gdzie mógłbym znaleźć bezpośredni transport do Ryuzaku no Taki, którego lokalizacji po prostu nie znałem.
Wiedziałem, że moja aparycja mogłaby zniechęcić kapitanów statków do zabrania mnie na pokład, dlatego już teraz planowałem przybrać postać jakiejś zwykłej osoby, napotkanej kiedyś w swoim życiu, najlepiej gdzieś daleko stąd aby nie zostać rozpoznanym.
- Nazwa
- Suiton: Dochū Senkō
- Dziedzina
- Suiton
- Ranga
- C
- Pieczęci
- -
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3% (+ 1/2 co turę)
- Dodatkowe
- Wymagana znajomość: Kinobori no Waza oraz Suimen Hokō no Waza, Kontrola Chakry C
- Opis Rozwinięcie podstawowych technik jakimi są Kinobori no Waza oraz Suimen Hokō no Waza połączone z najprostszą formą manipulacji naturą chakry. Pierwszym etapem techniki jest skupienie dużej ilości chakry natury Suiton w stopach. Efektem tego jest bardzo szybka zamiana podłoża w płynne błoto (działa tylko na zwykłej ziemi lub piachu, nie na skałach, lodowcach, lawie i klockach lego). Skutkiem tego etapu jest momentalne zapadnięcie się użytkownika "pod ziemię".
Drugi etap techniki polega na rozpostarciu wcześniej zebranej chakry wokół całej, zapadającej się akurat postaci. W ten sposób użytkownika w czasie błotnej przejażdżki pod ziemią nie zabrudzi otaczające go błoto.
Podczas przemieszczania się pod ziemią, na jej powierzchni widoczne są wilgotne ślady ciągnące się wzdłuż całej przebytej trasy. Można tego uniknąć jeśli "zanurzenie" wyniesie więcej niż 3m.
Technika powstała w celu podróżowania pod powierzchnią ziemi niczym w wodzie. Rozwodnione błoto nie stawia dużego oporu (prędkość "pływania" w błocie to 2/3 szybkości postaci) a otaczająca użytkownika chakra Suiton na bieżąco zmienia ziemię tam gdzie tylko się skieruje.
Powłoczka z chakry Suiton nie ma sama w sobie zastosowania defensywnego. Jej utrzymywanie uniemożliwia wykonywanie innych technik. - Link do tematu postaci KLIK!
Szybkość postaci = 81
Szybkość poruszania się pod ziemią = 54
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Szlak transportowy
2/45
Dziwnie pusta zrobiła się ulica, nie uważasz? Pewnie to dlatego, że słońce bardzo szybko zachodziło, przecież dopiero skończyła się zima, dni dopiero się wydłużały - większość dzieci już cieszyła się z tego, ze dłużej mogą pobawić się z kolegami i koleżankami na podwórku, a tamten artysta, który zwykł przysiadywać na rynku i godzinami wpatrywać się w góry, mierząc je kciukiem, jakby w swojej wyobraźni już tworzył z nich pejzaż, biadolił, że bez długiej nocy nie ma wystarczająco długiej ciemności i ukróca się wena, która zalewała go dopiero, kiedy niepokój wpełzał za kołnierz dziwną melancholią przy blasku księżyca, gdy miałeś wrażenie, że w tym mieście jesteś ty - sam jeden - a cała ludzkość zamarzła w ciepłych łożach i nigdy więcej się nie poruszą. To uczucie powoli osiadało na ramionach i chyba dawało swoje trzy grosze do ciężaru na ramionach Seinaru. Gdybyś tylko wytężył wzrok to jestem pewien, że dałbyś radę to dojrzeć - tą krew, która odbijała się w jego oczach, tą Śmierć, którą widział, gdy pochylała się nad niewinnymi - bo byli całkiem niewinni, wiesz? Najbardziej zwyczajni w tym świecie ludzie, którzy nikomu nie życzyli źle i nie odzywali po chamsku, jeden bardziej zaborczy, drugi bardziej zacofany - cóż, nikt nawet nie będzie opowiadał ich historii, to dopiero było smutne, nie uważasz? Oczy, które widziały Muerte były inne. Pewnie już ci o tym wspominałem, ale wspomnę raz jeszcze - czaiła się w nich przyciągająca tajemnica, która wpełzała do myśli pytaniem kim on jest..? Ten człowiek, który w zamyśleniu spogląda przed siebie - kim jest i co przeżył? Jeszcze inne były oczy tych, którzy zabili. Im czegoś brakowało, jakiegoś... ludzkiego elementu. Kłębiły się ciemnością o wiele gęstszą niż ta, która powoli ogarniała ulicę tego miasta i prowadziła do tego, że zaraz zapłoną latarnie, by błyszczeć jak świetliki - heh, lepiej nam uważać, by nie zagubić się w korytarzach myśli błądząc po kolejnych uliczkach. Łatwo zejść z głównej drogi, kiedy na tej po lewej proponowali odrobinę ciepła. Zła droga? Nie było złych dróg, choć myślę, że nie było też złych ludzi.
Byli po prostu ci, których zło dotykało mocniej od innych.
Nie powiedział nic. Spojrzał na swojego towarzysza, ale nie było to spojrzenie ciężkie, osądzające - cholera wie, może takie byłoby lepsze? To, które uderzyłoby Seinaru w twarz i pokazało mu, że pogarda to jedyne, co można przeznaczyć tchórzom - nie wiem, każdy potrzebował innej terapii szokowej. Wiem natomiast, że Shijima nie należał do osób, które osądzały nie poznawszy całej historii, bo wiecie, bardzo łatwo niektóre rzeczy przeinaczyć, łatwo dodać sobie dwa słowa, dać się zwieść plotkom i ogólnemu strachowi - tak jak temu, że niby jashiniści są źli. Tylko czemu? Ci tutaj? - jasne, ci tutaj trzymali trupy w szafach, szanujmy się. I Seinaru też dwa trupy w szafie trzymał, chociaż w mniemaniu Shijimy to raczej one uparcie trzymały się jego i nie chciały dać mu dumnie wyprostować karku, godząc się z przeszłością. Co tak naprawdę stało się w tamtej walce, kim byli tamci ludzie dla Seinaru? Jasne, mógł zapytać, tylko nie wydawało mu się, żeby tego właśnie zielonooki potrzebował.
- Wybaczenie samemu sobie jest brukiem dla przemierzanej drogi. - Cokolwiek się tam wydarzyło... przecież nawet debil by widział, że to ciąży na Seinaru. - Moje uszy są dla twojej dyspozycji. - Bardzo łagodne powiedzenie "hej, stary, wysłucham cię, jeśli potrzebujesz się wygadać", bez żadnego nacisku, bez jakichkolwiek zobowiązań. Po jego umyśle jednak błądziły te krótkie słowa: jesteś miły. Nie, przepraszam: wydajesz się miły. Hej, to całkiem... miłe.
Shijima wyciągnął rękę i lekko ułożył ją na ramieniu Seinaru.
- Jak zapewne czujesz jestem bardzo żywy. Nie planuję szybko zmieniać tego stanu rzeczy. - Martwił się, że znów na jego oczach ktoś zginie? Tak przynajmniej wynikało z tego, co próbował przekazać. - To, że jest ci smutno, jest najlepszym dowodem na to, że jesteś człowiekiem. - Można być człowiekiem i człowiekiem - to tak jak patrzeć a widzieć. Bardzo mętna różnica w słowach. Ogromna w swym znaczeniu.
Uśmiechnąłeś się do kobiety za ladą, zdejmując dłoń z ramienia Seinaru nim podeszli do lady, ale był to uśmiech zdystansowany - zresztą chyba wszystkim mieszkańcom tego miejsca taki uśmiech słał. Czysto uprzejmy.
A między nim i światem kładła się u stóp przepaść nie do przekroczenia.
Zresztą jej niechętne spojrzenie nie zachęcało do niczego innego - krótkie i ulotne, bo wolała zaraz ten wzrok odwrócić. Pewnie by go nawet nie podnosiła, gdyby nie przedstawił jej Seinaru.
- Dziękuję. - Odebrał od niej karteczkę i skierował się do wyjścia, chowając ją. - W okolicy jest sporo jaskiń, nie sądzę, żeby sprawdzanie ich wszystkich było wyjściem. - Trzeba przecież od czegoś zacząć, tak? Najpierw chyba przydałoby się ułożyć plan działania. - W porządku? - Spojrzałeś na Seinaru z uśmiechem.
Byli po prostu ci, których zło dotykało mocniej od innych.
Nie powiedział nic. Spojrzał na swojego towarzysza, ale nie było to spojrzenie ciężkie, osądzające - cholera wie, może takie byłoby lepsze? To, które uderzyłoby Seinaru w twarz i pokazało mu, że pogarda to jedyne, co można przeznaczyć tchórzom - nie wiem, każdy potrzebował innej terapii szokowej. Wiem natomiast, że Shijima nie należał do osób, które osądzały nie poznawszy całej historii, bo wiecie, bardzo łatwo niektóre rzeczy przeinaczyć, łatwo dodać sobie dwa słowa, dać się zwieść plotkom i ogólnemu strachowi - tak jak temu, że niby jashiniści są źli. Tylko czemu? Ci tutaj? - jasne, ci tutaj trzymali trupy w szafach, szanujmy się. I Seinaru też dwa trupy w szafie trzymał, chociaż w mniemaniu Shijimy to raczej one uparcie trzymały się jego i nie chciały dać mu dumnie wyprostować karku, godząc się z przeszłością. Co tak naprawdę stało się w tamtej walce, kim byli tamci ludzie dla Seinaru? Jasne, mógł zapytać, tylko nie wydawało mu się, żeby tego właśnie zielonooki potrzebował.
- Wybaczenie samemu sobie jest brukiem dla przemierzanej drogi. - Cokolwiek się tam wydarzyło... przecież nawet debil by widział, że to ciąży na Seinaru. - Moje uszy są dla twojej dyspozycji. - Bardzo łagodne powiedzenie "hej, stary, wysłucham cię, jeśli potrzebujesz się wygadać", bez żadnego nacisku, bez jakichkolwiek zobowiązań. Po jego umyśle jednak błądziły te krótkie słowa: jesteś miły. Nie, przepraszam: wydajesz się miły. Hej, to całkiem... miłe.
Shijima wyciągnął rękę i lekko ułożył ją na ramieniu Seinaru.
- Jak zapewne czujesz jestem bardzo żywy. Nie planuję szybko zmieniać tego stanu rzeczy. - Martwił się, że znów na jego oczach ktoś zginie? Tak przynajmniej wynikało z tego, co próbował przekazać. - To, że jest ci smutno, jest najlepszym dowodem na to, że jesteś człowiekiem. - Można być człowiekiem i człowiekiem - to tak jak patrzeć a widzieć. Bardzo mętna różnica w słowach. Ogromna w swym znaczeniu.
Uśmiechnąłeś się do kobiety za ladą, zdejmując dłoń z ramienia Seinaru nim podeszli do lady, ale był to uśmiech zdystansowany - zresztą chyba wszystkim mieszkańcom tego miejsca taki uśmiech słał. Czysto uprzejmy.
A między nim i światem kładła się u stóp przepaść nie do przekroczenia.
Zresztą jej niechętne spojrzenie nie zachęcało do niczego innego - krótkie i ulotne, bo wolała zaraz ten wzrok odwrócić. Pewnie by go nawet nie podnosiła, gdyby nie przedstawił jej Seinaru.
- Dziękuję. - Odebrał od niej karteczkę i skierował się do wyjścia, chowając ją. - W okolicy jest sporo jaskiń, nie sądzę, żeby sprawdzanie ich wszystkich było wyjściem. - Trzeba przecież od czegoś zacząć, tak? Najpierw chyba przydałoby się ułożyć plan działania. - W porządku? - Spojrzałeś na Seinaru z uśmiechem.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości