Kwiaciarnia
Re: Kwiaciarnia
Nie chciałem nic więcej mówić. Wszystko co chciałem wiedzieć już wiem i to nawet z zapasem. Skierowałem się w stronę schodów ale dosyć ostrożnie. Dalej nie czułem się na tyle pewnie by iść przodem. Jestem pomocnikiem Glacy więc póki co będę szedł za nim i w większości przyglądał się jego sposobowi pracy. Myślę ,że powinienem mu pomagać a nie przejmować inicjatywę. Przynajmniej póki co. Musiałem uważać na butelki. Nie chciałem wytworzyć za dużo hałasu zanim dostaniemy się na wyższą kondygnację. Nie wiem czemu. Styl Glacy nie wydawał się należeć do tych najcichszych ale gdyby na te zlecenie miał inny plan to nie chciał bym go mu zakłócić. Schody były coraz bliżej mnie a zapach kierował mnie do tego by nie zwlekać za długo na tym piętrze.
0 x
Re: Kwiaciarnia
Dalej coś mnie kuło w tym zadaniu. Miałem torturować pijaczkę. Z kobietami to trudniej idzie mi praca ale jest równo uprawnienie więc czemu miał bym nie karać wszystkich po równo? Nie jestem dobry w empatii więc czemu miał bym robić wyjątki. Nie zależnie czy kobieta czy nie zakłóciła spokój tego miasta a ja ją opamiętam. Uspokoiłem się po krótkiej kwestii powtórzonej w głowie. Przytaknąłem Glacy i idąc w jego ślady ruszyłem z tyłu. Od razu poleciałem w stronę kobiety starając się ją kopnąć w twarz. Bez delikatności po prostu wykonywanie swojej pracy. Trochę poboli i przestanie a nauczka w głowie zostanie. Jestem dość wysoki więc nie myślałem nawet o tym ,że nie dosięgnę. Gwoździe miałem dalej w rękach ale na razie nie miałem zamiaru ich używać. Zobaczę do czego posunie się Glaca i zobaczę gdzie jest granica. Na razie tylko postaram się ją obezwładnić. Tak dla bezpieczeństwa.
0 x
Re: Kwiaciarnia
Kiedy zobaczyłem ,że kobieta leży zabrałem się za swoje. Przeturlałem ją tak by leżała prosto na plecach z rozłożonymi rękoma i zabrałem się za zabawę. Jeden długi gwóźdź wbiłem jej w lewą dłoń przybijając ją tym do podłogi. Nie wiedziałem czy to ją ocknie czy nie ale na pewno daleko mi tak nie ucieknie. Drugi natomiast miałem zamiar wbić w drugą rękę. Takie ułożenie powinno uspokoić jakiekolwiek nagłe ruchy z jej strony. Była by wtedy bezbronna. Mało kto przejawił by się taką psychiką by wyrwać swoją rękę z gwoździa bo raczej gwoździa z podłogi nie wyrwie już prędzej rozerwie trochę rękę. Miał być to wstęp do zabawy. Zabawy która miała dać oj nie ziemsko bolesną nauczkę. Wyuczę w niej abstynencję na zawsze i już raczej sake nie zawita więcej w jej głowie.
0 x
Re: Kwiaciarnia
Wstałem i odwróciłem się w stronę Glacy i mężczyzny. Nie wytłumaczenie im sytuacji totalnie zepsuło by nasz plan bo nie wiedzieli za co dostaną nauczkę co najwyżej by kupić lepszy zamek. Wyprostowałem się i z uśmiechem powiedziałem spokojnym głosem.
-Jesteście za głośno gołąbeczki. Zakłócacie spokój tego miasta a my zajmujemy się tym by go przywracać.
Rozejrzałem się za jakimś materiałem którym mógł bym zakneblować usta kobiety. kiedyś może się obudzić a wtedy nie powinna nam narobić hałasu. To by mogło nam skomplikować zadanie. Ją chyba oszczędzę i tak teraz nic nie czuje więc nic z tym nie zrobię. Ściąganie z gwoździ będzie dla niej wystarczające tak sobie myślę.
-Jesteście za głośno gołąbeczki. Zakłócacie spokój tego miasta a my zajmujemy się tym by go przywracać.
Rozejrzałem się za jakimś materiałem którym mógł bym zakneblować usta kobiety. kiedyś może się obudzić a wtedy nie powinna nam narobić hałasu. To by mogło nam skomplikować zadanie. Ją chyba oszczędzę i tak teraz nic nie czuje więc nic z tym nie zrobię. Ściąganie z gwoździ będzie dla niej wystarczające tak sobie myślę.
0 x
Re: Kwiaciarnia
Przez chwilę się trochę zakłopotałem. Opis który przedstawił mi mężczyzna pasował do dziewczyny której nie udało nam się uratować ostatnio. Nie wiem czy to tylko przypadek czy nie ale stawiam ,że nie. Te miasto jest za małe by to był przypadek.
Wykrztusiłem z siebie trochę zakłopotanym głosem.
-Chyba pozbyliśmy się jej zabójców ostatnio. Powiedzmy im to a na pewno wybaczą nam wtargnięcie i jeszcze podarują kwiatki. Ale pogroźmy ,że wrócimy jak się nie uspokoją.
Myślę ,że będzie to dla nich tragedia ale powinni być nam wdzięczni ,że mordercy nie chodzą wolno i ,że już nikogo nie skrzywdzą. Tak czy inaczej nie powinni się dowiedzieć jak umarła. Po chwili dodałem jeszcze parę słów drapiąc się po ręce.
-Ale nie zagłębiajmy się w szczegóły. Lepiej by nie wiedzieli wszystkiego.
Wykrztusiłem z siebie trochę zakłopotanym głosem.
-Chyba pozbyliśmy się jej zabójców ostatnio. Powiedzmy im to a na pewno wybaczą nam wtargnięcie i jeszcze podarują kwiatki. Ale pogroźmy ,że wrócimy jak się nie uspokoją.
Myślę ,że będzie to dla nich tragedia ale powinni być nam wdzięczni ,że mordercy nie chodzą wolno i ,że już nikogo nie skrzywdzą. Tak czy inaczej nie powinni się dowiedzieć jak umarła. Po chwili dodałem jeszcze parę słów drapiąc się po ręce.
-Ale nie zagłębiajmy się w szczegóły. Lepiej by nie wiedzieli wszystkiego.
0 x
Re: Kwiaciarnia
Kolejna misja done. Jesteś pod kwiaciarnią, Glaca sobie poszedł. Gratuluje. Standardowa nagroda.
0 x
Re: Kwiaciarnia
U najłatwiejszy hajs w życiu. Nie ma co narzekać. Na pewno jeszcze zgadam się z glacą ale najpierw muszę coś jeszcze zrobić. Odwróciłem się i poszedłem w przeciwną stronę co mój partner. Chciałem mieć przez jakiś czas chwilę dla siebie bym mógł trochę potrenować bo przez moje napięte ostatnio życie nie trenowałem już od dawna. Obrałem kurs na las niedaleko mojego domu. Gdzie można lepiej się skupić jak nie w odciętym od ludzi lesie? Nie ma co zwlekać bo jeszcze nadejdzie noc a po ciemku jednak po lesie szlajać się bym nie chciał. Uśmiech od zgniatanego w ręce mieszka urósł mi jeszcze bardziej i z takim zacieszem kierowałem się powolnym krokiem w stronę głównej bramy .
[Z/T]
[Z/T]
0 x
Re: Kwiaciarnia
Pojedyncza postać, sama, bez oparcia w nikim, a obecnie również w niczym. Ningyo czuła się okropnie - każde spojrzenie ją drażniło; każde słowo, nawet nie skierowane do niej, powodowało nieprzyjemne dreszcze u samego szczytu pleców, a po każdym cyklu tego typu tortur jej złe samopoczucie tylko się potęgowało. Nie miała pojęcia, że będzie tak niestabilna gdy u jej boku zabranie niezawodnego narzędzia, najlepszego powiernika tajemnic, a także jedynego członka jej rodziny - lalki Tsunzakigarasu. Och, jak ona się przeklinała, że zgodziła się wyruszyć nie mając go u boku. Po prawdzie nie miała na to wpływu, ojciec wyraził takie życzenie, a ona jest tylko od tego, by jego życzenia spełniać. Tsunzakigarasu wymagał według ojca przeglądu i szeroko zakrojonej naprawy, by należycie wypełniać obowiązki, które miały niedługo spocząć na barkach dziewczęcia. Nie pozostało więc nic innego jak przeklinać swój los, jak i również samego ojca, najbardziej jadowitymi epitetami jakie przychodziły jej do głowy. Na domiar złego właśnie dziś zaczęły się jej krwawe dni, in memoriam jej kobiecości - smutny, comiesięczny rytuał gorszego nastroju i niekontrolowanej agresji.
Póki co wszystkie próby załagodzenia stanu rzeczy spełzły na niczym. Tomiki poezji mieszały się ze sobą, litery strumieniami wylewały się z kartek by jak na złość zacząć się krzyżować, całkowicie uniemożliwiając odczytanie spadku powierzonego przez autorów. Mrok i chłód piwniczek działających na nią zwykle uspokajająco z racji porzucania weń wszystkich myśli, a także samej świadomości, dzisiaj palił niewyobrażalnym żarem, przypominając o niepoliczalnej ilości gwałtów które się na niej dokonały w podobnym pomieszczeniu. Nie mogła znaleźć sobie miejsca, nie mogła zapomnieć, nie mogła zedrzeć z siebie tej okropnej, poranionej, odrażającej świadomości, której na co dzień nie musiała spoglądać w twarz. Była sama. Całkiem sama. I mimo iż z jej oczu nie potrafiły już płynąć łzy, to w głębi ducha płakała. Nie ze smutku, nie z tęsknoty, nie z samotności. Z przerażenia. Ze strachu, że może umrzeć, a Tsunzakigarasu nie będzie przy niej. Nie chciała tego. Choćby palono ją żelazem, zakuwano w kajdany i torturowano, nie chciała odejść z tego świata nie mając przy sobie Tsuna.
Włóczyła się, z miejsca na miejsce, niesiona przez wiatr i beznadzieję. I tak zamęczona, do cna wysuszona i zniszczona, dotarła wreszcie do miejsca, gdzie zatliło się delikatne światełko dla jej zadręczonego jestestwa. Kwiaciarnia. Królestwo wszelkiej zieleni i nieskażonego piękna, nieznanego autorstwa. Weszła do środka nie bacząc na ludzi, nie była w tej chwili sobą. Dla niej obecnie nie było w tym pomieszczeniu nikogo, tylko ona i nieskończony raj, niezliczone dzieła sztuki usadzone w postumentach przez pospólstwo zwanych wazonami. Przechadzała się od alei do alei, niema z zachwytu, choć nie okazująca go inaczej niźli przez błysk oczu. Była oczarowana, choć tę krótką chwilę spokojna, bezpieczna. I choć wiedziała, że nastrój ten miał prysnąć lada moment niczym mydlana bańka, starała się odpędzać ów myśl jak najdalej od siebie.
Póki co wszystkie próby załagodzenia stanu rzeczy spełzły na niczym. Tomiki poezji mieszały się ze sobą, litery strumieniami wylewały się z kartek by jak na złość zacząć się krzyżować, całkowicie uniemożliwiając odczytanie spadku powierzonego przez autorów. Mrok i chłód piwniczek działających na nią zwykle uspokajająco z racji porzucania weń wszystkich myśli, a także samej świadomości, dzisiaj palił niewyobrażalnym żarem, przypominając o niepoliczalnej ilości gwałtów które się na niej dokonały w podobnym pomieszczeniu. Nie mogła znaleźć sobie miejsca, nie mogła zapomnieć, nie mogła zedrzeć z siebie tej okropnej, poranionej, odrażającej świadomości, której na co dzień nie musiała spoglądać w twarz. Była sama. Całkiem sama. I mimo iż z jej oczu nie potrafiły już płynąć łzy, to w głębi ducha płakała. Nie ze smutku, nie z tęsknoty, nie z samotności. Z przerażenia. Ze strachu, że może umrzeć, a Tsunzakigarasu nie będzie przy niej. Nie chciała tego. Choćby palono ją żelazem, zakuwano w kajdany i torturowano, nie chciała odejść z tego świata nie mając przy sobie Tsuna.
Włóczyła się, z miejsca na miejsce, niesiona przez wiatr i beznadzieję. I tak zamęczona, do cna wysuszona i zniszczona, dotarła wreszcie do miejsca, gdzie zatliło się delikatne światełko dla jej zadręczonego jestestwa. Kwiaciarnia. Królestwo wszelkiej zieleni i nieskażonego piękna, nieznanego autorstwa. Weszła do środka nie bacząc na ludzi, nie była w tej chwili sobą. Dla niej obecnie nie było w tym pomieszczeniu nikogo, tylko ona i nieskończony raj, niezliczone dzieła sztuki usadzone w postumentach przez pospólstwo zwanych wazonami. Przechadzała się od alei do alei, niema z zachwytu, choć nie okazująca go inaczej niźli przez błysk oczu. Była oczarowana, choć tę krótką chwilę spokojna, bezpieczna. I choć wiedziała, że nastrój ten miał prysnąć lada moment niczym mydlana bańka, starała się odpędzać ów myśl jak najdalej od siebie.
0 x
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: Kwiaciarnia

"Krętych ścieżek życia bieg
Co wybiorą oczy twe?
W zgodzie z sercem, czy nie
Będziesz żyć..."
"Miłości Kwiat Nieśmiały" - Wilki Korzystając z tej wyimaginowanej samotności poruszała się bezszelestnie między wazonami, nad każdym choć na chwilę się zatrzymując by oddać cześć każdemu kwiatu. Mnogość barw przyjemnie łechtała jej zmysł piękna kojąc tym samym umęczoną duszę i dając choć chwilę błogiego odpoczynku. Była strasznie zmęczona, potrzebowała tego zastrzyku energii niczym narkoman morfiny. Mimo iż nie było tego po niej widać to odprężyła się, zaczęła ładować swoje baterie tą przyjazną, ekologiczną energią którą emanowały kwiaty. Jakże wielki musi być ich twórca, że ich piękno uczynił odtwarzalnym, a przez to wiecznym. Większość artystów za życiowy cel obiera sobie pozostawienie dorobku przyszłym pokoleniom, jednak żadnemu nie może się to udać lepiej niż wspomnianemu twórcy. Stworzył dzieło doskonałe, bez żadnej skazy, wieczne i niebanalne.
Mijając kolejne doniczki, pozdrawiając kolejne kwiaty, zatrzymała się nagle jak wryta. Był jeden kwiat, który zawsze budził w niej mieszane emocje - zarówno fascynację, jak i przerażenie. Rosaceae, czyli pospolita róża, właśnie znalazła na sobie jej spojrzenie. O tym kwiecie można by prawić godzinami, jego szkarłatne płatki są symbolem miłości i piękna, lecz Ningyo przywodziły na myśl jedynie szkarłat krwi. Kwiat piękny, a także niedostępny, pozwalający pierw skosztować swego uroku, by następnie wykorzystać ufność ofiary i nadziać ją na jeden ze swoich licznych kolców. Zaprawdę zdradzieckie to dzieło i Ningyo dostrzegała w nim ów drugie dno. Właśnie ta gra przeciwności, te dwie, sprzeczne w jej mniemaniu natury powodowały, że niczym zahipnotyzowana wgapiła się w prosty kwiat i całkowicie znieruchomiała.
Z niemego transu wyrwała ją jakaś pani, która z jej punktu widzenia wyrosła spod ziemi. Początkowo miała chęć ją zabić za przerwanie tego jakże dziwnego, niewerbalnego dialogu między nią, a różą, jednak stosunkowo szybko przeszła z fazy napuszonej, do pokornej. Jakże mogła dopuścić się takiej nierozwagi, wpaść w tak euforyczny stan, że przestała dostrzegać wszystko wokół? Nie potrafiła sobie tego wybaczyć, wiedziała, że gdyby ojciec był świadkiem tej sytuacji to wieczorem miałaby swoje prywatne piekło. Skarciła się w myślach i obiecała poprawę poprzez ciężki trening, a następnie szybko odszukała w swoich rozmówkach należytą odpowiedź na propozycję kobiety.
-Nie, dziękuję, dam sobie radę.-wyrzuciła z siebie najbardziej ludzko jak tylko potrafiła, po czym uznając rozmowę za zakończoną, odwróciła się w przeciwną stronę i ruszyła dalej medytować pośród zieleni. Fakt, że ktoś do niej zagadał nieco wytrącił ją z równowagi, poczuła się, jakby ktoś lekko przycisnął ją do ściany, a gdyby nie zaprogramowane przez ojca funkcje samokontroli to w pierwszym momencie podskoczyłaby z przerażenia. Najwyraźniej nigdzie nie znajdzie bezpiecznego miejsca; przystanku, na którym mogłaby zdjąć buty i choć chwilę pooddychać pełną piersią. Czasem zastanawiała się, jak musi wyglądać życie innych ludzi, wypełnione po brzegi przyjemnością, niezależnością, radością i wolnością. Jak oni kontrolują swoje życie, że są w stanie nie zatracić się w takim bogactwie? Nie była pewna, czy ona by potrafiła. Szczytem jej obecnych marzeń było jedynie miejsce samotne, może jakaś polana w głębi lasu, szczodrze obsypana bogactwem kwiatów, których obecność pozwoliłaby jej zamknąć oczy i odejść na długo wyczekiwany odpoczynek. Była przekonana, że po kilku godzinach nieprzerwanego snu byłaby zupełnie innym człowiekiem, nie dostrzegała większej radości, niż możliwość wyspania się bez lęku o własne życie, o to, czy za godzinę nie zostanie obudzona potężnym kopniakiem w nerkę.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość