IMIĘ: Teizō
NAZWISKO: Muraki
KLAN: --
WIEK [DATA URODZENIA]: 17 (368)
PŁEĆ: Mężczyzna
WZROST | WAGA:
RANGA: Dōkō
WYGLĄD:
Dawniej można było spotkać go jako wychudzonego, pozbawionego jakichkolwiek widocznych pokładów tłuszczu młodzieńca, który z brudną buzią i niechlujnie potarganych włosach o kolorze kości słoniowej kradł wszystko co padło w jego chłopięce rączki. Nic dziwnego, musiał jakoś przeżyć. Jednak nigdy nie było mu mało, dlatego często miał innego rodzaju szmaty na sobie, które nazywał ubraniem. Mimo to zawsze miał w sobie ten błysk, ogień przetrwania, który stawiał go w odrobinę lepszej sytuacji. Taki stan rzeczy zachował się, a może raczej mocno poprawił - ale ten ogień nadal w nim pozostał. W oczach o kolorze żaru w ognisku. Kiedy jego stan życia się zmienił, włosy zmieniły swoją barwę na bardziej czystą - śnieżną biel o średniej długości. Twarz jego wymężniała, nadała mu charakteru i przystojności. Jeśli taka była cena dawnego życia, to można było powiedzieć, że warto. Teizou nie jest pozbawiony teraz tłuszczu, ba, nabrał on formy dającej mu więcej możliwości. Szczególnie pod ubraniem można zobaczyć piękny okaz treningu opiekuna jakim był doskonały zarys mięśni wokół piersi czy brzucha. Same ręce także nie były w złym stanie. Poprawił się i to dość mocno. Wciąż jednak trzeba powrócić do jego twarzy, bo jest ona ciekawa. Bardzo mało ukazuje ona emocji, które młodzieniec trzyma tak naprawdę w swoim wnętrzu. Nie lubi się uzewnętrzniać, co jest w pełni zrozumiałe. Jednak ta “dziecięca” maska buntownika często schodzi z jego twarzy przy zaufanych ludziach, aby pokazać znacznie bogatszą mimikę. Wtedy cóż - zagości skromny, mały uśmiech, uda mu się zaśmiać. Niektóre kobiety mówiły mu, że z uśmiechem wygląda na bardziej przystojnego. Ale sam jednak w to nie wierzy. Bo w końcu chciałyby się mu tylko przypodobać. Oczy o wcześniej wspomnianym odcieniu teraz oprócz ognia, mają także w sobie bystrość i chęć analizy wszystkiego. I pewnej ostrożności. Nie zauważy się na twarzy jakiejkolwiek szczeciny czy porannego zarostu. Może to za mała ilość testosteronu, albo niedbalstwa. Któż wie. Z pewnością jednak pojawią się na jego ciele różne zmiany. W końcu treningi i lata przybywają.
UBIÓR:
Teizou nie jest fanatykiem wytwornego ubierania się. Nie zobaczy się więc u niego jakichkolwiek szykownych szat czy garniaków, ot stara się nie wyróżniać za bardzo z tłumu ludzi. W pewnym sensie to mu pomaga. Co więc nosi, jeśli nie takie ubrania? A to już zamierzam rozwinąć. Chyba najbardziej charakterystycznym u niego i wręcz nierozłącznym elementem są materiałowe spodnie, które… mają doszyte łaty z innych części. To w pewnym sensie sentymentalna i symboliczna zarazem część jego ubioru, powiązana z dawnym sobą, ale też tym kim teraz jest - człowiekiem, który łata swoje dziury z niemiłej przeszłości. To chyba jego jedyny stały element, bo kolejne warstwy to zwykła, jedwabna koszula w odcieniu karmazynu, która była utożsamiana ze szlachtą. Jednak dla chłopaka to pewne powiązanie z poprawą życia i myślą o opiekunie. Czy buty mają tu jakąkolwiek wartość? Wątpliwe. Są po prostu zwykłymi, szarymi cholewkami, które nie przeszkadzają mu w biegu czy innych czynnościach.
ZNAKI SZCZEGÓLNE:
⊗ Przeważający brak mimiki
⊗ Bystre, badawcze oczy.
⊗ Jego spodnie.
⊗ Uśmiech, który wychodzi od niego przy zaufanych ludziach. Uważany za czarujący.
CHARAKTER:
Dziwne zjawisko, że wywodzący się z biedy ludzie częściej mają ochotę roztrwonić swój majątek na rzecz przyjemności, które w tamtym okresie było im brak. Taki sam mógłby być Teizou, gdyby nie fakt, że spotkał na swojej drodze odpowiednią osobę. To ona dała mu świeży jak bochen chleba pogląd na otaczający go świat i że może się zmienić na lepsze. Tak zresztą zrobił. Chłopak nie myśli zbyt wprzód, bowiem doprowadza to do konfliktu z jego teraźniejszymi i obecnymi planami. Cóż, na pewno jest tak w walce. Jednak poza nią nie chce tego robić? Dlaczego? Konsekwencje jego czynów odbijać się mogą na innych, dlatego woli stonować samego siebie. Harmonia, czystość, honor. O dziwo udało mu się to osiągnąć w tak zastraszanym mieście jak Shigashi no Kibu. Może nie ma już tak naprawdę powodu do strachu, tak jak miał to dawniej, a może wie, że sam jedynie tworzy sobie samemu potwory, które mogą go w pewnym momencie wchłonąć. Nikt jednak nie jest ideałem, co w przypadku Murakiego jest jeszcze bardziej oczywiste. Za swój honor może kogoś zbić na kwaśne jabłko, jeśli zostanie on zbrukany. Potrafi on zajadle bronić swoich poglądów, czasami nawet zbyt mocno. Gdyby trzeba było go określić jednym, filozoficznym stwierdzeniem, byłoby to: “cicha woda brzegi rwie”. Uwielbia wręcz mruczeć, zamiast mówić zbyt głośno do innych. Jest to też pewien rodzaj traumy, której rozpoznać sam w sobie nie potrafi. Jednak odezwać się dość wyraźnie potrafi - ale nie za często. Chyba, że chodzi o jakieś zadanie. Kontakty towarzyskie? Można powiedzieć, że jak trafi swój na swojego to z łatwością dogada się Teizou, który nie ukrywa - lubi pielęgnować swoje kontakty. Zamiast marnować energii na mówienie, woli przelać ją w czyn - jak jakiś bohater, którym faktycznie nie jest. Ale od czegoś się wzięło, że ktoś, kto go zna woła na niego “Pomocna Dusza Shigashi”.
NAWYKI:
⊗ Przesadne mruczenie
⊗ Często chowa ręce w spodnie, kiedy faktycznie czuje się nieswojo.
⊗ Prycha, kiedy już ktoś wyjątkowo go denerwuje
⊗ Zaciskanie pięści - a czasem nawet jej używanie - kiedy ludzie go zbyt długo ignorują.
NINDO: “Najpierw drożdże, potem reszta składników”
HISTORIA:
- Yori, znalazłeś coś? - Zakrzyknął chłopaczek o rdzawych włosach, grzebiąc dalej w różnego rodzaju śmieciach czy czymś co ogólnie można było nazwać harmiderem. Nikt tak naprawdę nie wiedział co może tu znaleźć. Czasami były to fanty w postaci zardzewiałych wakizashi, które można było przerobić na noże czy potrzebne akcesoria do obrony. Inne nadawałaby się do zwykłego wyrzucenia. Najważniejsze jednak były ubrania. Pozwalały przetrwać surowe dni, a czasami nadawały się na bandaże. W końcu znalazł spodnie. Dziurawe, ale nadawały się jeszcze do chodzenia. Nikt jednak nie chciał ich nosić - były póki co za duże. Mimo to, największy z chłopców, zwany Masaru wziął je w dłonie i kiwnął głową - Nadadzą się dla jednego z naszych. Coś jeszcze znaleźliście? - zawołał, pakując odzienie do swojej wiszącej na ramieniu torby ze szmat. Wszyscy kiwnęli przecząco głową, jednak zaraz wrócili do poszukiwań. Pół dnia zajęło im to, a drugie pół będzie potrzebne im na powrót do kanałów. Ich jedyne mieszkanie. W pewnym momencie jednak… Coś przerwało ich gmeranie. Coś jak płacz. I to raczej nikt z nich nie płakał. Ostatni z chłopców, który zlokalizował zresztą już właściwe miejsce płaczu, zauważył tylko uciekającą postać, która prawie wywróciła się, jednak zaraz ulotniła się. Chłopcy zgromadzili się nad płaczącym zawiniątkiem, które z każdą sekundą płakało jeszcze głośniej. - Zakopmy je, bo nam bębenki pękną. - Jeden z siedmioosobowej grupy odezwał się, by zaraz zostać zdzielonym w kark przez ich “herszta”. - Durniem jesteś? To dziecko. Nie możemy tego zrobić. Nie jesteśmy tymi łachmytami z miasta. My jesteśmy Myszami. Nie zostawimy go, ale też nie wiem co z nim mamy zrobić… - Zajął on swoją głowę myślami, aby coś wykombinować. Zaraz jednak kto inny zaproponował. - Wiem! Weźmiemy go do Mosuke. On jest najstarszy z nas. Będzie wiedział co robić. - Wszyscy kiwnęli głową twierdząco. Tak, Mosuke miał już siedemnaście lat. Był też ich prawdziwym przywódcą. Królem Myszą. Jeden z najsilniejszych podźwignął zawiniątko i trzymał je w dość koślawy sposób. Dziecko zaczęło jeszcze głośniej płakać. - Czemu nadal płaczesz? Głowa mi już pęka od tego.
Myszy w końcu wróciły do swojego gniazda. Kanały były dość przestronne. Miały też wiele korytarzy. Praktycznie łączyły się w całym Shigashi różnymi drogami. Ale tylko oni znali wszystkie ich sekrety. Po cichu, zakradli się do miejsca ich spotkań. No, nie do końca po cichu, skoro dziecko nadal płakało. Płakało aż nie wrócili. I w końcu był on. Król Mysz, pan Kanałów Shigashi, siedemnastoletni buntownik, który obecnie odcinał zgniłe kawałki marchewek, aby móc je zjeść. - I co, znaleźliście coś… Co to za dzieciak? - Powiedział nagle, wskazując swoim palcem na płaczące dziecko. - Nie wiemy, znaleźliśmy je na wysypisku. Ktoś je porzucił akurat jak szperaliśmy i tak właśnie teraz jest. Co z nim zrobić? - Trzymający dziecko chłopak lekko potrząsnął nim, aby się uspokoiło. - Cholera jasna, nie tak. Zrobisz mu jeszcze krzywdę. - Zza ciemnego wgłębienia wyszła niebrzydka dziewczyna, będąca zresztą siostrą Mosuke. Wzięła go nagle na ręce i zaczęła lulać je do snu. Mosuke, przez chwile przypatrzył się Yuu, by zaraz poddać się głębokim przemyśleniom. - Nie zostawimy go na ulicy. Jeszcze go ktoś weźmie, albo co gorsza - zabije. Nie, postanowiłem. Zostaje z nami. Dopóki nie będzie umiał sobie sam radzić - każdy z nas będzie mu pomagał. Hmm… Nie wiem jak masz na imię, brzdącu… Ale niech będzie. Będziesz nazywał się Teizō. Panowie, no i pani, powitajcie w naszej grupie nowego oseska.
Shigashi budziło się do życia. Do nowego dnia, gdzie znowu będzie można kogoś okraść. Chyba nikt nie przypuszczał, że może dzisiaj być aż tak pięknie. I cicho. Nikt praktycznie nie przechodził. Paru mężczyzn odsunęło właz od kanalizacji, przejrzało czy nikogo nie ma w pobliżu i zaczęli puszczać każdego po kilku minutach. Najgorzej szło z wychodzeniem małemu chłopczykowi, który z potarganymi włosami o barwie kości słoniowej był jeszcze przykrótki. Ale nadrabiał to werwą i chęciami. Został więc podparty z pomocą kogoś innego. - Nie, Mosuke, ja sam. Chcę sam wyjść. Kiedyś musi mi się udać. - Spod swoich małych, dziurawych bucików usłyszał jedynie rubaszny śmiech, który odbijał się od wąskich ścian. - Jeśli będę Ci dawał takie przyzwolenia to nigdy z tego kanału nie wyjdziemy. A teraz marsz na górę, myszo! - Z grymasem złości na twarzy, chłopiec wyszedł już na ulice, aby zacząć węszyć wraz ze swoim opiekunem. Tyle mu dzisiaj brakowało, aby finalnie samemu wyjść. I jak zawsze ktoś musiał mu pomagać. Kopnął więc pobliski ogryzek jabłka, który spadł w stronę studni. - Sssh, nie rób hałasów. Musimy zdobyć coś zanim jeszcze się obudzą. Potem będzie zdecydowanie trudniej. - Pouczył go Mosuke. Jak miał więc sobie radzić, jak jeszcze nawet nie umiał wyjść z włazu. Chciał już coś powiedzieć, ale nagle został sam… Mosuke nie było. Uciekł gdzieś i nie był on teraz w ogóle widoczny. Spanikował, do jego oczu zaczęły napływać łzy. Ale zaraz, zaraz. Nie! Nie pozwoliłby sobie na to, aby nie wykorzystać tego i pokazać innym, że ma rację i potrafi sobie poradzić samemu. Stanął na równe nogi, wypuścił powietrze z nosa i poszedł szukać. Tak, znajdzie coś, co pomoże mu. I już, już sięgał po kawałek wystającego zza okna bochenka chleba, kiedy jego ręka została złapana w nadgarstku. Chciał już krzyczeć, lecz usta zostały zatkane ręką. - Hej, hej. Nie krzycz. Bo ludzi jeszcze pobudzisz. - Starszy mężczyzna z miłym, wręcz rodzicielskim uśmiechem spojrzał zza okularów połówek, gładząc drugą ręką brodę. - Jesteś głodny? Wyglądasz mizernie, jakbyś nie jadł od prawie roku. Wielkie nieba, wchodź szybko. Dam ci pyszne kanapki z miodem. Pasieki mojej wnuczki. - I został wciągnięty do środka. Mimo to nie wyglądało to tak, jakby było to złe miejsce. Wyglądało to jak typowy dom. Nic podejrzanego. Mimo to nic nie jadł. Tak, jakby bał się, że coś wyskoczy zaraz. - No na co czekasz? Zjedz coś. - Staruszek zachęcał dalej, podstawiając ciepłą, gorącą herbatę. - Jak nie zjesz czegoś, to cię nie wypuszczę, ot co. - Zadumał, krzyżując klatkę piersiową. Teizou ostrożnie wziął do ręki kanapkę, powąchał ją najpierw z każdej strony czy nic nie jest z pewnością nieciekawie pachnące, aż w końcu posmakował… by po chwili wziąć do ust całą kanapkę. Przeżuwał ją łapczywie, jakby ktoś miał już zabrać. - Hej, hej! Spokojnie, bo się udławisz! - Próbował spowolnić go, ale chłopiec już sam powiedział sobie, że będzie jadł spokojnie. - No, to jak się nazywasz chłopcze?
- Nie pozwól, aby złapał cię w klinczu. Jeśli jest od ciebie większy to wiesz, że jest dość duża szansa, że przegrasz. Shinobi myśli jak do takiej sytuacji nie doprowadzić. On myśli, ciągle myśli. - Seitaro pogładził swoją brodę, kiedy z łatwością wyswobodził się z chwytu Teizou. Nikt nie mówił, że kiedykolwiek weźmie go na swojego ucznia, ba, będzie traktował go jak syna, ale faktycznie nim nie będzie. To była jedna i jedyna zasada jakiej wymagał od białowłosego - nigdy nie nazywać go ojcem. Wiedział, że była w tym pewna przeszłość, której starzec nie chciał poruszać. Najpierw sam fakt, że kiedyś był shinobi sprawiła, że początkowo mu nie ufał, nie wierzył. Dopiero wraz z nawiązywaniem pewnej więzi relacji, Teizou poznawał go. Potężny shinobi, który obecnie jest jedynie starcem, lecz nadal potrafił nauczać. Zasiedział się w swojej chatce. A teraz miał komu powierzyć swoje nauki. Im więcej lat przybywało, tym Teizou stawał się bardziej hardy, stanowczy względem swoich postanowień. Nie był już dzieckiem, a powoli wkraczał w wiek dorosłości.
Letniej nocy, kiedy na niebie były tylko gwiazdy, a Teizou wraz z Seitaro postanowili nocować w pobliskim lesie, mieli czas dla siebie. Tańczące płomienie w ognisku przyjemnie ogrzewały ich poliki, a piekące się kiełbaski kusiły brzuchy swoim zapachem. - Jak stawać się silnym samemu, bez pomocy innych? - zapytał się nagle młodzieniec, wpatrując się nadal w niebo. Seitaro za to wziął w swe dłonie bochenek chleba, który następnie rozpołowił rękoma i powąchał jego wnętrze. - Wyśmienite drożdże. Najpierw trzeba mieć dobre drożdże, aby powstał dobry bochen. Bez nich powstanie coś przeciętnego, pozbawionego smaku. Dobry piekarz wie o tym. Najpierw drożdże, potem reszta składników. - Zakończył swoje niewyraźne słowa. Teizou spojrzał się na niego dziwnie, co zresztą następnie sprawiło, że starzec zaśmiał się. - Kiedyś to zrozumiesz. Kiedyś.
Ogień, mnóstwo ognia. Gęste chmury dymu i pyłu wznosiły się w górę. Ludzie biegali wokół palącego się domostwa z wiadrami pełnych zimnej wody. Ale nic nie mogło pomóc, ogień był zbyt obszerny. Pośród tych wszystkich, którzy nie pomagali stał Teizou, który niczym wryty w ziemię wpatrywał się w ten obraz. Nagle, jego nogi same ruszyły do biegu, słyszał za sobą krzyki innych ludzi, którzy mówili, aby się zatrzymał. Ale on nie mógł. Musiał uratować Seitaro. Jedyną bliską mu osobę. Musiał to zrobić za wszelką cenę. W czerwieni płomieni nie zauważał niczego, dopóki nie znalazł jakiegoś nietkniętego ogniem koca. Torował sobie drogę w jego poszukiwaniu. W końcu znalazł leżącego starca. - Co tu, khu, khu, robisz głupcze. Ratuj się. - Ale białowłosy nie chciał go zostawić samego. Dźwignął go na ramiona, był silniejszy od niego. - P-pamiętasz jak zapytałeś mnie o to jak stać się samemu lepszym? Khu, khu. Chodzi o zamiary. Podstawą samodoskonalenia się są dobre zamiary, khu, khu. Musisz czynić wszystko co najlepsze, aby pomóc innym. Niech to będzie twoją, khu, khu, motywacją. - Ścisnął materiał koszulki, starając się jeszcze coś powiedzieć. Jego usta ułożyły się w nieme słowo “jesteś… ”, ale zostało urwane przez ostatnie kaszlnięcie. Kiedy wyszli z płomieni, Seitaro już nie żył.
INFORMACJE:
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI:
- Hyūga – ich charakterystyczną cechą się niemal białe oczy bez źrenic, przeważnie posiadają ciemne, długie włosy, honorowi i oddani swojemu klanowi, specjalizują się w walce bezpośredniej, w której często wykorzystują moc swoich oczu, podczas ich aktywacji pojawiają się na skroniach wyraźne żyły, zamieszkują tereny Kyuzo
- Inuzuka - często charakterystyczny tatuaż na policzkach, jakby na kształt kłów, towarzyszą im, jak i walczą z nimi psy, preferują walkę bezpośrednią, wyszkoleni w taijutsu, zamieszkują tereny Yusetsu
- Kaguya - w większości przypadków mają dwie charakterystyczne kropki na środku czoła, walczą własnymi kośćmi, specjalizują się w walce bezpośredniej – taijutsu, zamieszkują terany Atsui
- Maji - grawitacja dla nich nie istnieje, jakby mieli władzę nad bronią, którą posiadają, dodatkowo ich umiejętności przypominają umiejętności Sabaku, jednakże tylko silniejsi Szczepowcy mogą kontrolować czarny piach, szczep nastawiony pokojowo, nie miesza się niepotrzebnie w konflikty, ich siedziba znajduje się w Atsui
- Yamanaka – członkowie klanu często posiadają długie, blond włosy i oczy pozbawione źrenic, słyną z bycia świetnymi mediatorami i politykami, potrafią wniknąć w myśli przeciwnika, mieszkają w Soso.
POSTACIE:
KEKKEI GENKAI: Brak
NATURA CHAKRY: Fūton
STYLE WALKI: Gokken
UMIEJĘTNOŚCI:
Wrodzona Mistrzowska Kontrola
Nabyta -
PAKT: -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 7
WYTRZYMAŁOŚĆ 41
SZYBKOŚĆ 41
PERCEPCJA 20
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 10
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 109
KONTROLA CHAKRY C (-25%PH -> UW: Mistrzowska Kontrola)
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY : 104%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E
GENJUTSU E
STYLE WALKI D
IRYōJUTSU E
FūINJUTSU E
ELEMENTARNE E
KATON E
SUITON E
FUUTON E
DOTON E
RAITON E
JUTSU:
TaiJutsu:
Konoha Senpū (D)
Konoha Renpū (D)
Konoha Daisenpū (C)
Konoha Kaiganshō (C)
Konoha Shōfū (C)
Hayabusa Otoshi (C)
Konoha Daisenkō (C)
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE): 5x Kunai, 5x Shuriken (po kieszeniach)
PIENIĄDZE: Ryō
PH: Historia Doświadczenia
MISJE:
PREZENT OD ADMINISTRACJI: