Strona 1 z 1
Josaiji Senju
: 19 paź 2016, o 12:37
autor: Josaiji
IMIĘ: Josaiji
NAZWISKO: Yoshitaka/Senju
KLAN: Senju
WIEK [DATA URODZENIA]: 17 | 366 r.
PŁEĆ: Shinobi
WZROST | WAGA: 174 | 66
RANGA: Dōkō
WYGLĄD: Otyły nie jest, sześćdziesiąt sześć kilogramów to idealna waga dla kogoś jego wysokości. Czyni go to dobrze zbudowanym chłopaczkiem, na pewno nie zdmuchnie go byle podmuch wiatru. Oponki również nie dojrzymy, jest po prostu delikatnie wyrzeźbiony - treningi zrobiły swoje. Od natury dostał czarne włosy, które przycina gdy tylko zrobią się dłuższe. Nigdy ich nie czesze, porozrzucane we wszystkie strony świata. Jasna cera, nieopalona, rzadko wychodził na słońce bez zasłonienia całego ciała. Oczy koloru niebieskiego, a wyraz twarzy nie zdradza niczego - pozbawiony jakichkolwiek emocji, rzadko się uśmiecha mimo młodego wieku. Z czego ma się cieszyć skoro jego rodzice już odeszli?
UBIÓR: Josaiji nie nosi jakiegoś fikuśnego, wymyślnego stroju. Ogranicza się do białej luźnej koszulki i białych spodni. Na stopy zakłada niebieskie sandały, które odkrywają palce. Łydki zakrywają białe skarpety, które są nałożone na spodnie - służą jako ściągacze, dzięki temu podczas walki nie czuje żadnego dyskomfortu. Na wszystko nakłada granatowe kimono, przewiązane granatowym pasem. Na szyi znajduje się łańcuszek, którego przywieszką jest symbol klanu z jakiego pochodzi. Przywieszka złotego koloru, naszyjnik srebrny.
ZNAKI SZCZEGÓLNE:
CHARAKTER: Jest posiadaczem wyjątkowo ciętego języka, a także stalowych nerwów, niewielu potrafi wyprowadzić go z równowagi. Z reguły nie krzyczy – nie musi. By wyrazić się wystarczająco dobitnie, potrzeba mu tylko kilku słów. Co nie znaczy, że stroni od dłuższej wymiany zdań. Jednocześnie wszelkie emocje skrywa sumienne za kamienną maską obojętności. Warto też wiedzieć, że chłopak to wybitny kłamca. Potrafiłby wypowiedzieć największą niedorzeczność tego świata i prawdopodobnie nawet by mu brew nie drgnęła. Jest nad wyraz pewny siebie, zdecydowany i stanowczy, nie znosi żadnego sprzeciwu. Perfekcjonista. Niezależnie od sytuacji wszystko musi iść po jego myśli, w innym wypadku szybko wpada w nieuzasadnioną irytację. Nie ogranicza się żadnym regulaminem, przyjmując własne prawa - brak jakichkolwiek zasad. Samoocena osiągająca apogeum, arogancja, wielkie ambicje i stanowczość wykraczająca już poza zwykły upór to jego cechy charakterystyczne.
NAWYKI:
NINDO: A zabije ich wszystkich...
HISTORIA:
Dzień jak każdy inny.
W świecie shinobi nie każdy rodzi się by zostać ninja. Podobnie miało być z bohaterem tej historii chociaż jak wiadomo los bywa przekorny. Wszystko zaczęło się gdzieś jednej z typowych i niczym niewyróżniających się osad rybackich. W niej to właśnie żył pewien młody mężczyzna o imieniu Takehide.
Takehide podobnie jak jego ojciec, a wcześniej i dziadek był rybakiem. Jego zamiłowanie do morza było prawie tak wielkie, jak miłość do swojej żony, syna i nowo narodzonej córki. Choć mężczyzna musiał spędzać całe dnie na łodzi to myślami zawsze był ze swoją rodziną. Swoją ciężką pracą chciał zapewnić jej jak największy dobrobyt i chociaż nie zawsze było lekko, to w domu rodziny Yoshitaka nikt nigdy nie chodził głodny. Co więcej rybak znany był wszystkim ze swojej gościnności i gdy tylko komuś się wiodło chętnie dzielił się nadmiarem z połowu. W tego typu osadach luksusy nowoczesnego świata są ludziom zbędne do prowadzenia szczęśliwego życia. Nie ma tu tylu zmartwień i obaw, nawet w czasach panujących wokół wojen. Położenie wioski było na tyle odcięte od cywilizacji by dawać poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie pozwalać na wymianę z odległym miastem drogą morską. W przypadku wojny niewielka wyspa nie dawała żadnego strategicznego punktu zaczepienia także nie było obaw i przed tym. Życie w wiosce wyglądało tak więc dość rutynowo. Codzienna ciężka praca od świtu i wspólne zebrania wieczorami co jakiś czas przeplatały się wizytą zagubionych podróżnych, wypadami do oddalonego miasta, czy miejscowymi festiwalami. Miejsce można było określić jako pewnego typu raj na ziemi, oczywiście dla tych którzy nie boją się pobrudzić sobie rąk. Niestety nic do dobre nie trwa wieczne i już wkrótce osadnicy mieli się o tym przekonać, w brutalny sposób.
Było piękne, bezchmurne niebo gdy Takehide wraz z kilkoma przyjaciółmi powoli zanosili na swoje niewielkie łodzie niezbędny sprzęt.
- Niezła pogoda na połów, co Takehide? Założę się, że dzisiaj to ja złowię największą rybę!
Zawołał jeden ze współmieszkańców prężąc się na niedużym molo.
- Ta, akurat. Śnij dalej piękny książę. Pamiętaj tylko, że kiedy rzeczywistość już brutalnie Cie obudzi, że zawsze odpalę Ci coś ze swojej łodzi.
Odparł na to bohater z lekką drwiną w głosie. Jego przyjaciele zawsze byli u niego mile widziani, ale chyba żaden mężczyzna nie godziłby się na jałmużnę dla siebie i swojej rodziny.
- Ha! Gadaj sobie ile chcesz, ale to ja odkryłem świetne łowisko. Zresztą mam pomysł, kto przegra musi wrzucić sobie kraba w majtki i przebiec po osadzie w samej bieliźnie!
Zawołał Kushimaru trzymając się jedną ręką za krocze. Pomysł mężczyzny został natychmiast skwitowany przez kolejnego rybaka odcumowującego swoją łódkę.
- Jesteś pewien? Twoja żona nie będzie zachwycona jeśli to ja przegram.
Odparł Ikuo w kierunku zbyt głośnego towarzysza.
- Ty gnido! Natychmiast to odszczekaj, albo zobaczysz!
Reakcja była niemalże natychmiastowa. Kushimaru podciągnął rękawy i groźnie wyszczerzył się w kierunku Ikuo ten nie pozostawał mu dłużny.
- Taki jesteś twardy? To chodź i spróbuj szczęścia, ale lepiej módl się o złowienie mięciutkiej rybki, bo bez zębów ciężko Ci będzie gryźć!
- Ach tak?!
- Właśnie tak!
Sprzeczka trwała w najlepsze, a obaj mężczyźni opierali się już o siebie swoimi czołami, niczym barany w walce o pokazanie, który z nich jest silniejszy. Trwało to dopóki nie odezwał się Takehide.
- Wystarczy tego oboje! - głos Yoshitaki był nawet nie tyle uniesiony, co bardzo stanowczy. Obaj towarzysze spojrzeli przez krótką chwilę na niego, a potem obrócili się na pięcie i wrócili na swoje łodzie. Dobrze wiedzieli, że chociaż jasnowłosy mężczyzna jest ich przyjacielem to z nim nie ma żartów.
- Hmpf! Nasz zakład zdecyduje kto miał rację.
Dorzucił jeszcze Kushimaru na odchodne i zajął się przygotowaniami łodzi. W tym samym czasie Ikuo odpływał już od brzegu i z bezpiecznej odległości zawołał jeszcze.
- I tak brzydziłbym się wleźć na tą Twoją starą!
Kushimaru natychmiast zamarł w bezruchu, kilkukrotnie drgnął tylko koniuszek jego ucha.
- Teraz przesadziłeś! Wracaj Tu natychmiast i walcz jak mężczyzna!
Krzyczał mężczyzna ile sił groźnie machając rękoma w kierunku śmiejącego się rywala.
- Obyś nie mógł się wysrać!
Dodał jeszcze bezsilnie Kushimaru. Chwilę później dostrzegł jeden z harpunów do połowów większych ryb i cisnął nim w morze. Na trafienie nie było szans, ale nie chodziło o celność. Chodziło o wiadomość. Niestety w amoku mężczyzna nie zauważył, że za rzuconym ekwipunkiem ciągnie się szybko lina. Dostrzegł to jednak Takehide, lecz było już za późno.
- Kushimaru, uważaj!
Zawołał przykucnięty przy cumie rybak. Nim kolega domyślił się o co chodzi lina oplątała mu się niefortunnie wokół kostek i wciągnęła go do wody.
- Cholerny idiota!
Niewiele myśląc Yoshitaka zrzucił koszulę i wskoczył do wody za towarzyszem. Na brzegu zaroiło się od gapiów. Wszyscy patrzyli na nurkującego Yoshitake i na pojedyncze bąbelki wydobywające się na powierzchnię. Zapadła niezręczna cisza. Na szczęście za chwilę przerwało ją głośne, chaotyczne pluskanie i krzyki.
- Ratunku, coś trzyma mnie za nogi! Pomocy!
- Zamknij się idioto, to tylko lina i już Ci ją odplątałem.
- Aaa faktycznie.
Krótka wymiana zdań i obaj mężczyźni dopłynęli do drewnianego molo, gdzie kilku innych mieszkańców pomogło im wyjść z wody.
- Powinienem był dać Ci się utopić.
Stwierdził zdenerwowany Takehide zakładając z powrotem koszulę i poprawiając linę służącą mu za pas.
- Kto wtedy dojadałby Twoje resztki.
Odparł żałośnie lecz żartobliwie zdyszany mężczyzna. Od chwili wyjścia z wody leżał na plecach i śmiał się. Yoshitaka nieco zszokowany tym co słyszy chciał coś powiedzieć jednakże nie był w stanie. To prawda, że mężczyzna zazwyczaj dzielił się z towarzyszem połowem na koniec dnia, ale nigdy nie odbierał tego jako coś uwłaczającego.
- Kushimaru, Ty..
Nim bohater skończył zdanie jego kolega wyciągnął otwartą dłoń przed siebie i przerwał mu nie patrząc nawet w jego stronę.
- Dobra, starczy tego gadania. Mamy robotę do wykonania, a zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu.
Z tymi słowami Kushimaru wszedł na swoją łódź i odepchnął się wiosłem od belki wspierającej molo. Yoshitaka w milczeniu oglądał jak jego przyjaciel odpływa i z zamyślenia wyrwał go dopiero wysoki, chłopięcy głos.
- Ojczeeee!
Niosło się radośnie z oddali.
- Czeekaaaj chwilę oojczeeeee!
Oczom Takehide ukazała się sylwetka biegnącego chłopca. Był to nikt inny jak jego syn, Josaiji .
- Matka kazała CI to dać zanim wypłyniesz.
Stwierdził chłopiec podając tacie skrupulatnie zawinięte pudełko.
- Ach ta Umeka. Nie trzeba było.
- Mama mówi, że nie po to tyle stała przy garach i masz nie marudzić i zjeść wszystko!
Powiedział śmiejąc się Josaiji. Dobrze wiedział kto rządzi w domu i że ze zdaniem matki się nie dyskutuje.
- Powiedziała też, że masz mnie dzisiaj zabrać ze sobą na połów.
To zdanie było już natomiast nieco bardziej podejrzane i Takehide nawet przez chwilę tego nie kupił.
- Tak powiedziała? Josaiji, wiesz, że wiele rozumiem, ale kłamstwa nie zaakceptuje. To nie przystoi mężczyźnie.
- No ale ja tylko...
- Żadnych ale! A teraz szybko wracaj do domu i pomóż mamie z domem i siostrą.
- Tak tato .
Zasmucony chłopiec chciał już odejść gdy nagle ponownie usłyszał karcący ton ojca.
- Josaiji. Jeszcze jedno.
Młodzieniec odwrócił się powoli ze spuszczoną głową na czubku której poczuł po chwili dłoń.
- Następnym razem, obiecuję.
Takehide zmienił ton głosu na ciepły i opiekuńczy, a oczy jego syna natychmiast się rozszerzyły.
- Naprawdę!?
- Oczywiście. W końcu to obietnica... No a teraz leć szybko do domu i opiekuj się rodziną dopóki ja nie wrócę. Liczę na Ciebie.
- Tak jest! Nie zawiodę Cie ojcze!
Josaiji ruszył pędem do domu machając ojcu na pożegnanie. Ten także odmachał i zaśmiał się pod nosem. W końcu jednak spojrzał na słońce, które wznosiło się już całkiem wysoko na niebie.
- Cholera, przez to wszystko zmarnowałem już sporo czasu... No nic, pora brać się do roboty.
Powiedział sam do siebie Yoshitaka i odepchnął się nogą od molo. Następnie usiadł i zaczął wiosłować, a gdy już oddalił się nieco od lądu postawił żagiel i udał się na swoje ulubione łowisko. Wszystko zapowiadało się spokojnie, ale w miarę oddalania się od domu mężczyzna zaczynał mieć przeczucie, że to nie będzie dobry dzień. Widząc bezchmurne niebo i spokojne morze postanowił je jednak ignorować. Dzień leciał jak zwykle.
Mokuton.
Y oshitaka Takehide u miejscowej ludności uchodził za legendę połowów. Na swoim koncie miał kilka pobitych rekordów, potrafił złowić ogromny okaz używając przy tym tylko drewnianego kija, do którego mocował żyłkę i na jej końcu haczyk, rzadko kiedy używał harpuna. Z dwudziestu pięciu lat jakie przeżył, dziesięć spędził na morzu. Pewnego dnia, po powrocie do portu, powitał go dobry kolega, składając propozycję nie do odrzucenia. Yoshitaka został zaproszony na imprezę w karczmie oddalonej od jego domu 5 kilometrów. Nazajutrz mężczyzna na morze się nie wybierał, więc przystał na propozycję.
- Daj mi pół godziny i możemy iść.
Powiedział, po czym ruszył w kierunku swojej chaty. Umył się, przebrał w czyste ciuchy i ruszyli.
Droga zleciała bez żadnych problemów, a Yoshitaka po 3 godzinach był już porządnie wstawiony. Wtedy do karczmy weszła rudowłosa piękność. Takehide poczuł się jakby został trafiony strzałą amora. Chwiejnym krokiem podszedł do kobiety i zaczął zagadywać. Z początku mu nie wychodziło, dziewczyna sugerowała mu, żeby się odczepił, jednak za wygraną nie dał. Noc skończył u niej w mieszkaniu.
Jak się okazało, ich przypadkowa znajomość momentalnie przerodziła się w wielką miłość. Umeka wprowadziła się do czarnowłosego i po dwóch latach się pobrali. Długo nie musieli czekać na potomka, ponieważ już dziewięć miesięcy później narodził im się syn. Yoshitaka upierał się, żeby chłopiec otrzymał imię po jego dziadku - Josaiji. Umeka nie widziała żadnego problemu.
Chłopiec miał zostać kolejnym rybakiem w rodzinie. Ojciec marzył, żeby Josaiji go przerósł i przyniósł sławę jego nazwisku. Nikt nie mógł się spodziewać tego, że w przyszłości będzie shinobi. Dziecko kolor włosów odziedziczyło po ojcu - kruczo czarne. Yoshitaka nawet nie myślał, aby iść w ślady ojca. W pewnym momencie swojego życia, z pomocą dziadka, który opanował w słabym stopniu sztukę shinobi, przekazał mu swoje nauki. Chłopiec urodził się z wrodzoną naturą ziemi, a także nauczył się korzystać z elementu wody. Mimo wszystko, starał się w lepszym stopniu kontrolować swoją główną naturę, a więc Doton.
Czarnowłosy mając dziewięć lat ruszył w kierunku lasu, mając przy sobie jedynie małą maczetę. Obok jego nogi kroczył dwuletni owczarek . Młody Yoshitaka dostał go na siódme urodziny. Czemu dziewięcioletni chłopak wybrał się do lasu? Ponieważ była mroźna zima, a chciał odciążyć swojego ojca w obowiązkach zbierając drewno na opał. Śnieg w niektórych miejscach sięgał mu po kolana. Za sobą ciągnął wózek, na którym było już trochę drewna. Josaiji zatrzymał się. Miał szczęście, ktoś wcześniej już tutaj był i najwidoczniej nie dał rady zapakować całego drewna na wóz. Jo schylił się po konar, gdy usłyszał szczek swojego psa. Momentalnie odwrócił się, po czym otworzył szeroko oczy. Niedźwiedź! Owczarek bez respektu dla wielkiego zwierza, ruszył w jego kierunku.
- TSU NIE! WRACAJ TUTAJ!
Krzyknął piskliwym głosem, ale pies nie posłuchał. Niedźwiedź wziął zamach ogromną łapą i uderzył czworonoga, który odleciał na lewo i odbił się od drzewa. Zaczął skomleć, prawa tylna łapa została złamana. Niedźwiedzisko rzuciło się pędem w stronę psa, po prostu by go zagryźć. Josaiji wyciągnął otwartą dłoń przed siebie, jakoby do techniki żywiołu ziemi.
- NIEEE!!
Krzyczał błagalnym tonem, ale przecież ssak go nie posłucha. Skoro ma łatwą zdobycz na wyciągnięcie łapy, to nie odpuści. Wtedy wydarzyło się coś niewiarygodnego. Z drzewa wystrzeliły dwa pale, które owinęły się wokół zwierzaka, unieruchamiając go. Chłopiec popatrzył na swoje drżące dłonie.
- Czy... Czy to ja? Jak to? Co to za moc?
Poczuł ciepło w środku, przypływ mocy. Machnął dłonią ponownie, a z ziemi wystrzelił duży pal, który uderzył w misia i zwalił go z nóg. Yoshitaka podbiegł do swojego psa, wziął go na ręce z wielkim trudem i jakoś doczłapał się z nim do wozu. Ułożył psa, przywiązał pasami i wrócił do domu, wciąż z przerażeniem w oczach. Drewna za dużo nie było, za to zyskał coś innego, cenniejszego - dał radę opanować mokuton.
Rzeź.
B yło już późne popołudnie, a połów niestety wyjątkowo dzisiaj nie dopisywał. To zmusiło bohatera do wypłynięcia dużo dalej, niż zwykle. Jakby tego było mało zrywał się także niepokojąco silny wiatr. Duma Takehide nie pozwalała mu jednak wrócić do domu z pustymi rękoma i chociaż darzył ocean miłością i szacunkiem postanowił zignorować ostrzeżenia. Ta decyzja miała się okazać dopiero początkiem wielu innych złych decyzji...
- Ciekawe czy innym idzie lepiej.
Powiedział do siebie mężczyzna wciągając koleją sieć pełną drobnicy.
- Chyba dzisiaj ich nie ugoszczę.
Zaśmiał się pod nosem rybak wspominając wydarzenia z rana. Nadal czuł się trochę winny tego jak zareagował, co powiedział. Mimo, że gdyby nie on Kushimaru pewnie by utonął. Jego zamyślenie przerwało mocne szarpnięcie jednej z linek. Najwyraźniej to coś dużego zaplątało się w sieć.
- W końcu! Chodź do tatusia!
Wyciągnięcie siatki okazało się ponad siły mężczyzny. Musiał być to prawdziwy gigant. Takehide nie mógł sobie jednak pozwolić na przegraną i odcięcie sieci. Postanowił, że zaciągnie rybę do brzegu za łodzią. Wiatr mu sprzyjał, więc gdy tylko ryba się zmęczy nie powinno być źle. Niestety walka trwała w najlepsze, a wokół jakby znikąd zerwała się burza, która przeobraziła się w ogromny sztorm. Yoshitaka w końcu zdecydował, że musi odciąć sieć jednak było już za późno. Samotny bohater poczuł, że w dno jego łodzi coś mocno uderzyło i już chwilę później szybko nabierała wody. Na dodatek nadchodziła wysoka fala, która przewróciła uszkodzoną łódkę i potrzaskała ją na kawałki. Walczący o życie Takehide złapał się mocno jednego z nich i próbował utrzymać na powierzchni za wszelką cenę. Po kilkudziesięciu minutach walki sztorm nieco ustał, lecz rybak opadł z sił i stracił przytomność. Jego ciało dryfowało instynktownie wczepione w kawałek drewna. Póki co był bezpieczny.
Takehide śnił o wizji rodzinnego domu i bezpiecznego powrotu. W domu witały go dzieci i żona. Nagle gdzieś w oddali rozległo się donośne.
- Człowieeek za burtą!
W tym momencie miłość jego życia powiedziała. "Nie idź, zostań z nami", Yoshitaka nie budził się aż do momentu gdy poczuł mocny ucisk. Szybko zerwał się wypluwając przy tym spore ilości wody. Gdy otworzył oczy był na pokładzie statku.
- Będzie żył panie kapitanie.
- Dobra robota Chiyoko. Teraz przygotuj naszemu gościowi łóżko w swojej medycznej dziupli. Przydadzą się oględziny.
- Tak jest Noritoshi sama.
Odparła kobieta po czym wstała, skinęła głową i udała się gdzieś pod pokład. Wyglądało na to, że była medykiem na okręcie, którego kapitan miał się jeszcze przedstawić, chociaż jego imię zostało już wspomniane.
- Witaj na moim brygu nieznajomy. Miałeś ogromne szczęście, że Cie znaleźliśmy... Nazywam się kapitan Noritoshi, a Ci tutaj to moja załoga.
Powiedział mężczyzna rozkładając ręce na boki i biorąc lekki ukłon. Zaraz po tym wyciągnął rękę w kierunku mężczyzny, by pomóc mu wstać. Ten lekko skołowany chwycił ją i rozejrzał się wokół. Widząc, że jest już rano zdał sobie sprawę, że musiał być "wyłączony" przez kilka ładnych godzin.
- Mogę Cie zapytać jak masz na imię nieznajomy?
- Nazywam się Takehide Yoshitaka i jestem rybakiem z niewielkiej wioski.
Odparł mężczyzna łapiąc się za głowę. Starał się przypomnieć sobie co właściwie się stało, ale przychodziło mu to ciężko. Dopiero po chwili pamiętał, że wypłynął w morze i już kolejny dzień, a on jeszcze nie wrócił.
- Szybko, musicie mnie zabrać do rodzinnej wioski! Proszę!
Zawołał mężczyzna z determinacją w głosie. Dobrze wiedział, że wszyscy prawdopodobnie umierają już ze strachu martwiąc się jego losem.
- Spokojnie, musisz trochę odpocząć. Tak się składa, że i my od kilku dni błądzimy po morzu i nasze zapasy jedzenia powoli się kończą... Mówisz, że to osada rybacka?
- Tak. Jeśli pomożecie mi wrócić na pewno zostaniecie wynagrodzeni. Nie mam dużo, ale jedzenie na pewno się znajdzie!
- Hmm...
Przez chwilę na pokładzie panowała zupełna cisza. Cała załoga wpatrywała się w rozwój sytuacji, aż w końcu kapitan przemówił.
- W takim razie panie Takehide, załatwił pan sobie umowę!
Odparł Noritoshi ściskając go za rękę. Mężczyzna poczuł ogromną ulgę i ledwo był w stanie wyrazić swoją wdzięczność.
- Bardzo panu dziękuje, nawet nie wie pan ile to dla mnie znaczy.
- Ależ nie ma problemu, w końcu należy pomagać sobie w potrzebie, haha!
Odparł kapitan wesoło lecz widząc jak jego pasażer na gapę chwieje się na nogach zaniepokoił się nieco.
- Podaj pani Hoshiko współrzędne i idź się położyć, a ja w tym czasie zajmę się nawigacją. Nasza pokładowa pani doktor obejrzy Cie później.
Takehide został wypytany o pomoc z mapą, a następnie został odprowadzony na krótkie oględziny i do kajuty kapitana, gdzie mógł odpocząć i zasnąć.
- Już niedługo kochani, wkrótce będę w domu.
Po tych słowach Yoshitaka zasnął.
Minęło wiele, wiele godzin i mężczyzna obudził się w kajucie kapitana. Chwilę później zerwał się na nogi, założył czystą, powieszoną obok koszulę i wszedł na pokład. Tam od razu usłyszał znajomy głos kapitana.
- Ahoj panie Takehide. Już się baliśmy, że się panu pogorszyło. Przespał pan calutki dzień i noc.
- Dziękuje, czuje się dużo lepiej... Daleko jeszcze?
- Więeeec... Niech pan sam spojrzy.
W czasie tej rozmowy Noritoshi oddał stery w ręce pierwszemu matowi - Hoshiko, a sam zszedł z górnego pokładu na dół i wręczył mężczyźnie lunetę.
- Tam... Czy to pańska osada?
Zapytał wskazując mu kierunek i niedużą wyspę w oddali. Takehide spojrzał przez urządzenie i natychmiast rozpoznał zabudowania i ludzi.
- Tak to tutaj, nawet nie wie pan jak się cieszę. Nie wiem jak się panu odwdzięczyć.
Zawołał podekscytowany mężczyzna oddając lunetę prawowitemu właścicielowi. Kapitan uśmiechnął się tylko pod nosem i dodał.
- A więc jednak to tutaj. Nie ma problemu panie Takehide, coś wymyślimy...
Dodał Noritoshi i nim Takehide zdążył zareagować otrzymał potężny cios w tył głowy, po którym upadł jak długi.
- Już nawet wiem jak! Po prostu wejdziemy do tej osady i wyrżniemy ją w pień. W przenośni i dosłownie.
Zaśmiał się mrocznie kapitan gdy jego załoga przytrzymywała i wiązała rybaka.
- Co to ma znaczyć. Puśćcie mnie!
- Obawiam się, że tego akurat nie możemy dla pana zrobić. Podnieście go.
Marynarze wykonali rozkaz i za chwilę skrępowany Yoshitaka stał już obok kapitana.
- Dobrze się przyjrzyj bratku.
Powiedział kapitan wyciągając miecz, którego czubek podłożył pod brodę związanego rybaka i uniósł mu w ten sposób delikatnie głowę. Gdy Takehide spojrzał na górną część masztu nie mógł uwierzyć w to co dostrzegł, gdy tylko przyzwyczaił się nieco do słońca. Była ta charakterystyczna flaga, o której czytał w zwojach. Bandyci działający na morzu. Dopiero teraz do mężczyzny zaczęło docierać, że w momencie, w którym wskazał Noritoshiemu kierunek wydał wyrok na całą osadę.
- Ty potworze! Oszukałeś mnie!
- Ale po co te nerwy, te ostre słowa. Ja tylko chciałem zjeść uroczą kolację z Twoją żonką. Hahaha.
Jedyną odpowiedzą jaką uzyskał oponent było splunięcie w jego twarz. Natychmiast zmieniło to jego ton i postawę. Bez namysłu zdzielił rybaka w twarz tak mocno, że ten stracił przytomność.
- Zabrać go do klatki i przygotować się do wyjścia na ląd... Dzisiaj zabawimy się jak królowie!
Cała załoga zaczęła wiwatować, a dwójka majtków zabrała Takehide pod pokład i zamknęła go w ładowni. Chwilę później w stronę brzegu popłynęły szalupy.
Ponownie Takehide śnił o rodzinnym domu. Tym razem jednak w progu powitał go inny widok. Przy stole poza rodziną siedział także Noritoshi ze swoim mieczem przystawionym do gardła żony. "Takehide pomóż!". W tym momencie mężczyzna obudził się z krzykiem. Był cały zlany potem, a w głowie mu dźwięczało. Znów nie bardzo kojarzył gdzie jest i co się stało, co ostatnimi czasy było u niego czymś zwyczajnym, ale nigdy nie wróżyło nic dobrego. Wokół było dość ciemno i jedynie niewielki bulaj pozwalał na trochę światła. Yoshitaka chwiejnym krokiem podszedł w stronę dziwnie pomarańczowego światła i wyjrzał na zewnątrz. To co zobaczył sprawiło, że ugięły się pod nim nogi. Jego ukochana osada stała w płomieniach, a nad wyspą unosiły się obłoki czarnego dymu. Z oddali wydawało się słychać kolejne krzyki urywające się tak nagle jak się rozpoczęły. Do jego oczu zaczęły powoli napływać łzy, a on sam bezwładnie upadł i usiadł podparty pod ścianą.
- Wszyscy... Nie!
To nie była pora na załamanie, mężczyzna musiał działać i nie tracić nadziei. Jego rodzina na pewno ukryła się i bezpiecznie czekała na pomoc. Gdy tylko jego oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności on sam zaczął kręcić się po ładowni szukając wyjścia. Niestety na drodze ku wolności stanęła mu kłódka, niezbyt skomplikowana, ale na tyle masywna, że wyłamanie jej nie wchodziło w rachubę. Na szczęście Takehide był nie tylko rybakiem, ale posiadał wiele innych talentów niezbędnych do przetrwania na odciętej od świata wyspie. Nie obca była mu obróbka drewna, a każda skrzynia czy drzwi potrzebuje solidnego zamka. Odrobina wiedzy o ślusarstwie pozwoliła mu wykorzystać znaleziony kawałek drutu do otwarcia kłódki, a niewielka pozostawiona na okręcie straż albo spała, albo była już na tyle pijana, że przekradnięcie się było proste. Po zwinięciu jednej z szalup Yoshitaka natychmiast zaczął wiosłować w kierunku brzegu. Im był bliżej tym więcej zyskiwał sił, a każdy urwany krzyk sprawiał, że zmęczenie stawało się nieistotne.
- Umeka... Josaiji... Hideii... Wszyscy. Proszę czekajcie na mnie!
Powtarzał raz po raz Takehide wiosłując ile sił. Gdy wreszcie dotarł do brzegu pędem ruszył w kierunku domu. W drodze wielokrotnie musiał skradać się i ignorować sceny, których nie chciał być świadkiem. Chociaż jego serce rozrywało zwątpienie to wiedział, że nie da rady uratować wszystkich. Teraz liczyło się tylko dostanie się do domu.
Będąc na miejscu Yoshitaka wszedł do środku i pierwsze co ujrzał to leżąca na ziemi żona z ich malutką córeczką w rękach.
- NIe! Nie! Nie!
Zaczął wykrzykiwać raz po raz sprawdzając czy żyją. Wielokrotnie próbował potrząsnąć małżonką jakby chciał ją obudzić jednakże było to tylko bezradne odsuwanie od siebie prawdy. Na podłogę zaczęły kapać łzy.
- Josaiji! Gdzie jesteś?!
Począł rozglądać się dookoła w poszukiwaniu syna, ale nigdzie go nie znalazł. Słyszał tylko krzyki mordowanych ludzi z osady, trzask łamanego drewna, trawionego przez ogień. Przez okno wpadało pomarańczowe światło, co potęgowało przerażenie Yoshitaki. Wpadł do kuchni, chwycił za maczetę i wybiegł przed dom. Musiał znaleźć syna i obronić resztę osady.
Josaiji pędził ile sił w nogach przez polanę. Widział gęste chmury dymu, unoszące się nad jego miejscem zamieszkania. Chłopak miał czternaście lat, ojca nie widział od trzech dni, a teraz jeszcze pożar osady. Najgorsze jednak dopiero przed nim. Minął las i po dziesięciu minutach był na miejscu.
- M...m...Moja wioska. Cała zniszczona.
Mówił drżącym głosem. Dostrzegł ludzi plądrujących kolejne domy i podpalających je.
- Mama! Hideii!
Puścił się pędem w stronę domu sprawnie omijając napastników. Wpadł do środka i dostrzegł matkę leżącą na ziemi w kałuży krwi - zachował się tak samo jak jego ojciec, potrząsnął matką, ale ta nie dawała oznak życia.
- WY SKURWYSYNY!! ZAJEBIĘ!!
Wydarł się w niebogłosy, a po polikach spłynęły łzy. Wyskoczył z domu, od razu trafiając na dwójkę złowrogo nastawionych ludzi. Bez chwili opamiętania złożył jedną pieczęć a w ich kierunku z ziemi wystrzeliły pale drewna, zaostrzone na końcu. Napastnicy zostali przebici na wylot, nie zdążyli wydać z siebie żadnego dźwięku. Chłopiec przez cztery lata zdołał się nieco wyszkolić jako ninja. Ruszył w kierunku domostw, które były jeszcze całe - z pewnością tam uderzą. Natknął się na grupę czterech osób, które również pozbawia życia w krótkim czasie. Nie oszukujmy się, agresor nauczony walki bronią białą, nie miał szans przeciwko shinobi, w dodatku walczącemu na dystans. Wieść o tym, że oddział wybija chłopiec w pojedynke szybko doszła do kapitana. Ten natomiast od razu nakazał każdemu zabić dzieciaka. Na nic się to zdało, Josaiji w szale mordował jednego za drugim. Nawet przez myśl nie przeszło mu, aby przestać. Powoli wyczerpywały mu się pokłady chakry, Noritoshi zarządził odwrót, po prostu sobie odpuścił. Napastnicy, którzy przeżyli uciekli na statek i odpłynęli. Młody Yoshitaka obronił część osady, jednak matki i siostry nie zdołał. Po godzinie poszukiwań, odnalazł swojego ojca, zakrwawionego. Na całe szczeście mężczyzna żył. Jo również był cały we krwi, jednak nie swojej, a przeciwników. Rzeź się skończyła...
Wiadomość o bohaterze rozeszła się bardzo szybko. Do osady przybyła delegacja z rodu Senju. Musieli dowiedzieć się w jaki sposób i dlaczego chłopiec potrafi używać Mokutonu. Szybko doszli prawdy, okazało się bowiem, że jego dziadek urodził się jako Senju, jednak nigdy nie używał elementu drewna - nie był nawet shinobi. Josaiji dostał propozycję przeprowadzki na tereny Prastarego Lasu, gdzie swoją siedzibę posiada ród Senju. Chłopak po kilkunastu dniach namysłu przystał na propozycję.
Takehide Yoshitaka nie wytrzymał ciśnienia. Miesiąc po masakrze, która dotknęła osadę, powiesił się. Ciągle obwiniał się za śmierć swojej żony, córki i ludzi z wioski. Twierdził, że gdyby nie wypłynął tego dnia w morze, piraci nigdy by się nie natknęli na wyspę. Na stoliku, obok wiszącego ciała zostawił kawałek kartki .
Kushimaru i Ikuo, przyjaciele Takehide zginęli na morzu podczas burzy.
Córka i siostra Hideii, żona i matka Umeka zostały pochowane na cmentarzu niedaleko osady wraz z innymi poległymi.
INFORMACJE:
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI: - Aburame – ich ubranie zasłania praktycznie całe ich ciało, a oczy przysłonięte są przez ciemne okulary, potrafią manipulować robactwem, używając go w walce, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Kaigan
- Akimichi – charakteryzują się nieco większą masą tłuszczową, często spożywają posiłki, jednak potrafią zaskoczyć i są dobrymi wojownikami mimo pozornej nieprzydatności, wyspecjalizowani w taijutsu, potrafią manipulować swoim ciałem, zamieszkują tereny tereny Sakai
- Haretsu – porywa ich wir walki, ale nie posiadają charakterystycznych cech wyglądu, panują i manipulują wybuchem, lubią walkę bezpośrednią, zamieszkują tereny Tsurai
- Hōzuki - charakterystyczne, ostro zakończone uzębienie, lubią przebywać blisko wody, którą świetnie manipulują i potrafią się w nią zmienić, nie mają określonego typu walki, są w niej mało oczywiści i nieprzewidywalni, zamieszkują tereny Kantai
- Kakuzu – żywi truposze, ich ciało wygląda, jakby było całe pozszywane, a poza tym mówi się o nich, że mogą mieć więcej niż jedno życie, brak źrenic, charakterystyczne, czarne białka oczu, mieszkają na terenach Sakai
- Nara – przeważnie nie wykazują chęci do walki, nie lubują się w bezpośrednich starciach, potrafią manipulować cieniem, używając go w walce, posiadają niesamowitą inteligencje, z natury są raczej strategami, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Midori
- Shabondama – nie mają charakterystycznych cech wyglądu, ale potrafią tworzyć bańki, które potrafią być niebezpieczne, zamieszkują tereny wysp
- Uchiha – w większości przypadków ciemnowłosy przedstawiciele tego klanu, posiadają wyjątkowe oczy, które przy aktywacji stają się czerwone, zazwyczaj posługują się katonem, specjalizują w genjutsu i ninjutsu, zamieszkują tereny Sogen
POSTACIE:
KEKKEI GENKAI: Mokuton no Jutsu
NATURA CHAKRY: Doton
STYLE WALKI: Gōken
UMIEJĘTNOŚCI:
PAKT: Brak
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 15 | 25
WYTRZYMAŁOŚĆ 25
SZYBKOŚĆ 30 |40
PERCEPCJA 24
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 15
KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY : 102%
MNOŻNIKI: Siła: 15/25 Szybkość 30/40
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU
GENJUTSU
TAIJUTSU
BUKIJUTSU
KYUJUTSU
KENJUTSU
SHURIKENJUTSU
KUSARIJUTSU
KIJUTSU
IRYōJUTSU
FūINJUTSU
ELEMENTARNE
KATON
SUITON D
FUUTON
DOTON C
RAITON
KLANOWE A
JUTSU:
Ninjutsu:
Doton:
Doton: Doryūsō (D)
Doton no Jutsu (D)
Doton: Shinjū Zanshu no Jutsu (D)
Mokuton no Jutsu: Reberu Di:
Mokuton: Kawarimi no Jutsu (D)
Mokuton: Mokusei Hiketsu no Jutsu (D)
Mokuton no Jutsu: Reberu Shi:
Mokuton: Kouskou (C)
Mokuton: Chika Rōgoku (C)
Mokuton no Jutsu: Reberu Bi:
Moku Bunshin no Jutsu (B)
Mokuton: Mokujōheki (B)
Mokuton no Jutsu: Reberu Ei:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Torba na pośladki, 1x tanto przypięte do pasa.
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE): 5x kunai i 5x shuriken w torbie, 10 wybuchowych notek, 3 bomby dymne , 1 bombka chilli.
PIENIĄDZE: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=101&t=3050
PH: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=34&t=3049
MISJE:
PREZENT OD ADMINISTRACJI: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=1 ... 432#p38432
Re: Josaiji Senju
: 11 lis 2016, o 19:06
autor: Ero Sennin
Karta już trochę czasu stoi i czeka. Będzie uzupełniana?
Za 48h wyląduje w koszu, jeśli nie otrzymam żadnej odpowiedzi.
Re: Josaiji Senju
: 4 gru 2016, o 20:23
autor: Josaiji
Można sprawdzić.
Re: Josaiji Senju
: 4 gru 2016, o 22:56
autor: Ero Sennin
Re: Josaiji Senju
: 7 gru 2016, o 16:31
autor: Ero Sennin
Karta zaakceptowana. Miłej gry! <3
Ukryty tekst