Strona 1 z 1
Shiroe - Humanistyczny Hyuuga
: 28 gru 2015, o 21:48
autor: Shiroe
IMIĘ: Shiroe 白
KLAN: Hyūga Ichizoku 日向一族
WIEK [DATA URODZENIA]: 20 [22 X 360]
PŁEĆ: Shinobi 忍者
WZROST | WAGA: 185cm | 77kg
RANGA: Dōkō
WYGLĄD:
Nie oceniaj książki po okładce, a człowieka po wyglądzie. Akceptuj ludzi innych od ciebie, być może ich osobowość jest tak piękna, że zabiera urodę do wnętrza i wszystkie inne tego typu stwierdzenia. Tak nam wiecznie wpajano, czyż nie? A teraz czas na trochę brutalnej prawdy, zwanej też rzeczywistością. Nie potrafimy docenić czyjegoś wnętrza, bo go najzwyczajniej nie widać, w przeciwieństwo do anatomii. Co prawda większość moich pobratymców by się z tym nie zgodziła, w końcu ujrzenie czyichś jelit, płuc, nerek czy serca to żaden problem dla byakugana. Jednak nawet on nie pozwala dostrzec osobowości, która związana jest przecież z duszą. A może oba te słowa określają tak naprawdę jeden byt? Może rozważę to później... Wracając do tematu, wygląd jest ważny. Ciężko jest trwale i bezpiecznie wpłynąć na swoją fizyczność, można mieć tylko nadzieję, że znajdzie się na świecie ktoś, kto zdefiniuje piękno przez pryzmat naszej fizjonomii. Albo po prostu zaakceptować siebie, nie zwracając uwagi na to, jak ocenią nas inni. Ludzie potrafią być okrutni, myśleć stereotypami, rzucać słowa bez zastanowienia, uzasadniając je szczerością. Choć akceptacja nie zmienia stanu rzeczy. Krótko mówiąc, pasztet pasztetem pozostanie.
Po takiej mowie można pomyśleć, że mam jakieś problemy z wyglądem swoim i otaczających mnie osób. Wcale nie! Zresztą, niczego nie muszę wam udowadniać, wystarczy spojrzeć. Nie widzicie? Nauczcie się więc patrzeć, albo słuchajcie i spróbujcie sobie wyobrazić moje ciało. Bez tych uśmieszków, zboczeńcy. Panie nie muszą się czerwienić, co jest złego w człowieczej powłoce, którą każdy z nas nosi, lepszą lub gorszą. W moim mniemaniu otrzymałem, a po części wypracowałem całkiem dobrą fizyczną formę.
Wzrost trochę powyżej średniej wśród mężczyzn, jakieś sto osiemdziesiąt pięć centymetrów, zależnie od fryzury. Z głową wyrastającą ponad innych idzie w parze masa, siedemdziesiąt siedem kilogramów. Szczupły, ale jeszcze nie chudy, choć balansujący na krawędzi tych dwóch grup. Kręgosłup prosty, bez skrzywień, garbów i innych chorób. W końcu podstawy są najważniejsze, a silny fundament to podstawa. Od torsu wychodzą kończyny, nie za długie, nie za krótkie. Ot, niby nic ciekawego, ale w tej przeciętności jest pewne piękno, choć ciężko jest je dostrzec. Z rąk wychodzą dłonie, a z nich palce. Sztuk dziesięć, długie, ale jeszcze nie pająkowate. Są szczupłe jak reszta ciała, widziałem ludzi z palcami przypominającymi sztuki mięs. I jeszcze poogryzane paznokci, ble. Wiadomo, nie zawsze jest na wszystko czas, ale trzeba przecież zachować podstawy człowieczeństwa, ne? Higiena jest jej ważną częścią. Głównie dlatego pachnę żywicą, nie wiem kto wpadł na pomysł stworzenia olejków do kąpieli o takiej woni, ale z chęcią bym mu pogratulował. Mało co tak dobrze wpływa na skórę jak fiolka tego złotego płynu zużyta z należytą uwagą. Żadnych przetłuszczeń ani wysuszeń, coś wspaniałego. Choć nawet ten specyfik nie pomaga na w miejscach w szczególności używanych podczas treningów. Dłonie przypominają papier ścierny niż mięśnie okryte skórą, ale nie przeszkadza mi taki stan rzeczy. Żadnych zmartwień o nowe i bolesne odciski, skoro stare trzymają się dobrze.
Wracając do ogółu, pod skórą kryją się mięśnie, widoczne, ale nie wyeksponowane. Możliwe, że kiedyś się to zmieni, gdy znajdę motywację do treningów, choć wątpię by miało się stać w bliskiej przyszłości. Po co miałbym ostrzegać przeciwników, że zbliża się ich przegrana? Wielu powiedziałoby, że wraz z muskulaturą, powinienem zapuścić brodę. Stereotyp prawdziwego wojownika, samca alfa i takich tam. Tak jak większość osób z Hyuuga, preferuję brak zarostu. Próbowałem hodować i pielęgnować brodę, ale nijak nie pasowała do mojej twarzy, nadając jej wyraz tak obcy, że nie potrafiłem go znieść. Do tego konieczność czyszczenia, wygrzebywania okruchów i tak dalej... Odpuściłem sobie. Dla zachowania równowagi włosy na głowie pozostały dłuższe, niż u większości mężczyzn. Inne odchylenia w temacie owłosienia? Owszem. Wyzywanie od pedałów (kimkolwiek grupa ta miałaby nie być) tylko dlatego, że nie przepadam za tymi dziwnymi krzakami rosnącymi w niepożądanych miejscach... Ludzka mentalność nie przestaje zadziwiać. Kosztuje to sporo wysiłku, czasu i uwagi, ale jednocześnie stanowi dobry trening dla precyzji w posługiwaniu się krótkim ostrzem. Inna sprawa, że jedna rana i mam dość. Tak, mówię o ranach w pewnym wyjątkowo delikatnym dla każdego mężczyzny rejonie... Cóż, trzeba uczyć się na błędach. Włosy na rękach czy nogach jeszcze ujdą, nie rzucają się aż tak w oczy. A to ważne, gdy żyje się wśród białookich shinobi, a tym bardziej kunoichi. Bo co mogłem sobie pomyśleć, kiedy najpierw wyczuwam, że jestem obserwowany podczas kąpieli, a potem napotykam podglądaczkę z rumieńcem na twarzy i... Fascynacją? Bo przecież nie pożądaniem, ne? Prywatność Kyuzo to towar deficytowy, wart więcej od złota i innych kosztowności. Pewnie stąd niektóre z moich zachowań, ale o tym później. Co jeszcze dotyczy całego ciała... No tak, skóra. Tyle już o niej i o tym co na niej rośnie było, a nadal nie wiecie nic o jej kolorze. Biel. Nie trupia bladość, czy zdrowa, "ludzka" barwa, ponownie jestem czymś pomiędzy nimi. Dziwne, wyjątkowe, ale prawdziwe. Żyły są widoczne, cienkie pasma snujące się pod mleczną powłoką, miejscami wyżynające się w niej, przede wszystkim na przedramionach. Oto inny skutek treningów, na szczęście proces ten nie posunął się dalej. A skoro o tym mowa, warto wspomnieć, że trudy życia shinboi jeszcze nie odcisnęły na mnie fizycznego piętna w postaci blizn czy utraconych kończyn. A małe, ledwo widoczne ślady w losowych miejscach? Ot, pamiątki po energicznie spędzonym dzieciństwie.
Wielu zwróciło mi uwagę, że poruszam się wolno, jakbym rozmyślał nad każdym krokiem. Może rzeczywiście tak jest? Kiedy zaś chodziłem szybko, żartowano, że o to kroczy przyszły Lider, pewny siebie i władczy. Prawda, wiecznie wyprostowany, z uniesioną głową, mogę sprawiać takie wrażenie, tyle, że jest ono błędne. Dlaczego miałbym się garbić, skoro nie dźwigam brzemienia win? Od kiedy wędruję samotnie nikt nie oceniał mnie po tym, jak chodzę. Poza mną samym...
Pozostała, zdaniem niektórych, najważniejsza część ciała czyli głowa i nierozłącznie związane z nią lico. Jak już wspominałem, włosy mam dłuższe niż to zazwyczaj bywa. Czarne i proste, związane z tyłu w kitkę. Całkiem wygodne, choć nie da rady spiąć ich wszystkich, pasma opadają wiec na czoło i oczy, albo boki twarzy. Rzadko kiedy pozwalam im unosić się swobodnie na wietrze, zbyt wiele problemów. Dlaczego ich nie zetnę? Sam nie wiem. Może dlatego, że to tradycja mojego rodu, przekazywana od wielu pokoleń. A może dlatego, że do mnie pasują? Były, są i będą. Pod nimi jest czoło, ot pusty kawałek białej skóry, na którym powoli odciskają się zmarszczki. Niżej są brwi, ostro zarysowane, w tym samym kolorze co włosy. Pasują do podbródka, równie mocno zaakcentowanego. Między oczami jest nos, prosty i średniej wielkości. Usta pełne, choć określenie te mało pasuje do mężczyzn. Ale takie są i tyle. Kryją białe zęby, pełny komplet tnąco-przeżuwający. Wrócę na chwilę do oczu, zwanych też oknami duszy. Ciężko jest silić się na oryginalność przypadku mojego rodu, ale warto spróbować. W pierwszej chwili zdają się białe, z małymi plamkami źrenic, dwóch czarnych szpilek. Jednak im dłużej się w nie wpatrywać, tym więcej wyławia się z nich szarości. Najpierw pojedyncze plamki, zdawałoby się, że ktoś rozsypał popiół na świeżym śniegu. Niecodzienne, tajemnicze... Dla mnie zwyczajne, widziałem wielu innych z podobnym spojrzeniem. Często je mrużę. Nie dlatego, że coś jest nie tak z moim wzrokiem. Wszystko jest w porządku, aż nadto. Po prostu, skoro inni Hyuuga zawsze mają je szeroko otwarte, zajmujące uwagę, może w tej kwestii mógłbym być inny? Cała ta konstrukcja opiera się na szyi. Zdaniem niektórych, całkiem ładnej.
Nie zapamiętaliście wszystkiego? Eh... Dość wysoki, ale szczupły, prawie chudy. Widoczne mięśnie. Czarne włosy związane w kitkę z tyłu głowy. Długie palce. Jasnoszare oczy i biała skóra. Brak zarostu i owłosienia pod pachami oraz w miejscu wiadomym. Całkiem nieźle waszym zdaniem? Miło słyszeć. W zupełności sobie odpowiadam, a z czasem być może będzie jeszcze lepiej.
UBIÓR:
Szata nie zdobi człowieka. Czyli kolejne kłamstwo które dorośli przekazują dzieciom, a ten później przekazują swoim i tak sobie wszyscy żyjemy w świecie pełnym kłamstw. Czyż nie? Tak samo jak... A, tak. "Pieniądze szczęścia nie dają." Czyli jak ukryć biedę i żyć w niej z uśmiechem. Wracając do ubioru, wiemy już, że jest ważny. Nie musi być drogi, szyty z jedwabiu gdzieś w odległych krainach. Może być to prosty materiał złączony przez równie prostą krawcową w jakiejś zabitej dziurze dechami. Wiele zależy również od tego, jak się daną rzecz nosi. Wiecie też, jak się poruszam, więc słuchajcie uważnie, co takiego na siebie zakładam. A potem połączcie to z ciałem. Prawda, że proste?
Główne założenie stroju, ma być uniwersalny, wygodny oraz wytrzymały. Shinobi nigdy nie może być pewien, dokąd poprowadzi go los, z jakimi przeciwnościami przyjdzie mu się zetknąć. Szczegóły ubioru to zaledwie kwestia gustu, a gustuję w prostocie. Nie należy mylić tego ze "stare, brzydkie, porwane, ale da się nosić." To już bieda, albo chęć wyglądania jak bezdomny albo włóczęga. Uniwersalność oznacza tyle, że mogę pójść w nim gdzie zechcę bez uczucia, że jestem nie na miejscu. Wygody chyba nie trzeba tłumaczyć. Trzeba? Eh. Wiele głębokich kieszeni, ubranie nie może krępować ruchów, a przyjemny w dotyku materiał nie ocierać.
Na tors zazwyczaj zakładam czarną koszulkę z długim rękawem, bez zdobień czy wzorów. Materiał z której ją zrobiono jest lekki i przewiewny, słabo chroni przed deszczem i wiatrem, ale przydaje się w cieplejszych dniach czy wyprawach poza prowincję klanu. Na nią zakładam jeszcze kamizelkę, jej ciemnozielone barwy dobrze komponują się z lasami Kyuzo. Dość gruba, by chronić przed przypadkowym ciosem kija i zimnem nocnych spacerów. Dodatkowo ma sztywny kołnierz, który osłania szyję. Poniżej bielizna, chyba nie muszę jej dokładnie opisywać. Na tyle luźna, by nie uciskać, na tyle ciasna, by nie spadać. Kolejną warstwą są spodnie, równie czarne co koszulka. Sięgają do kostek, jednak od połowy łydek nogawki wpycham do cholew butów. Właśnie, obuwie. Długie, z odsłoniętymi palcami. Dobrze chroni stopy przed kamieniami, cierniami, kolcami i niespodziankami przygotowanymi przez wrogów, jak makibishi. Czasem, zwłaszcza podczas dłuższych wypraw, zakładam długi płaszcz dobrze chroniący przed wiatrem, chłodem i deszczem. Tak, jest ciemny jak bezksiężycowa noc i tak przepastny, jak torebki starszych pań. Głęboki kaptur kryje twarz przed zwykłym wzrokiem.
Nie jest to ubiór typowego człowieka, nie przyda się on rolnikowi, kupcowi czy wasalom i ich panom. Nie jest modny ani drogi, ale wcale nie miał taki być. Noszę strój godny shinobiego z rodu Hyuuga. Łatwo jest go skompletować, schować w nim masę sprzętu, wytrzymuje długo no i utrata nie przynosi żalu. Przywiązywanie się do kawałku materiału, też mi coś. Wizualizacja ubioru.
Oczywiście, jest to zestaw noszony najczęściej, zwłaszcza podczas podróży czy misji, nie wspominając już o treningach. Jednak kiedy tylko sytuacja na to pozwala, staram się nosić rzeczy nieco bardziej... Adekwatne do mojego poczucia estetyk i przywiązania do tradycji (to, co widać na avie).
ZNAKI SZCZEGÓLNE:
Jasnoszare, prawie białe oczy ze źrenicami.
Unoszący się zapach żywicy.
Nie ma emocji – jest spokój.
CHARAKTER:
Nie ma ignorancji – jest wiedza.
Oho, dotarliśmy do punktu, w którym czeka na was wiele, bardzo wiele informacji. Trochę korci mnie, by je skrócić, by nie zasypywać waszych umysłów oceanem wiadomości o mnie. Ale skoro tak dzielnie znieśliście poprzednie monologi, to czy jeden więcej zrobi różnicę? Tym bardziej, że ten dotyczy najważniejszej części człowieka, wnętrza o którym tyle się słyszy, a tak rzadko je dostrzega. Większość cech mojego charakteru wynika z mojej historii, tego, co przeżyłem i doświadczyłem. Bez jej znajomości niektóre aspekty będą dla was niezrozumiałe, ot, bełkot który z czasem nabierze znaczenie. A jeśli później i tak będzie trudne do pojęcia, zrzućcie to na karb mojej dziwności.
Z pewnością zauważyliście już, że lubię mówić. Niekoniecznie rozmawiać, ale mówić. Niektórzy najpierw myślą, potem mówią, inni robią odwrotnie, a ja... Cóż, ja staram się dzielić ze światem moimi przemyśleniami. Biorąc pod uwagę, ile czasu spędziłem sam na sam ze swoimi myślami, dziką przyrodą i brakiem towarzystwa drugiego człowieka, nic dziwnego, że mam ich sporo. Nie twierdzę, że konwersacje mnie nudzą. Gorzej, gdy trafię na głupiego rozmówcę, wtedy wszystko się komplikuje. Bynajmniej nie wychodzę z założenia, że każdy, kto woli rozmawiać na inne tematy niż ja jest głupcem. Może interesuje go co innego. Jeśli jednak człowiek nie potrafi zatrzymać się na chwilę wśród codziennych spraw by zastanowić się, po co to wszystko robi, to kim niby jest? A własnie o takich rzeczach lubię rozmawiać, miejsce jednostki w świecie, jej cel, czy istnieje przeznaczenie, życie po życiu i tak dalej. Prawdziwy wolnomyśliciel ze mnie, bo nie dość, że myślę, to robię to powoli. Niektórzy ośmielili się nazwać to lenistwem, wymigiwaniem się od obowiązków, ale dobrze wiem, że są w błędzie. Lenistwo to nic innego jak marnotrawienie czasu, a ja go twórczo wykorzystuję. Co z tego, że nie rzeźbię w drzewie, ani nie opisuję w poematach wschodu słońca odbitego w klindze miecza przeszywającej ciało wroga? Może kiedyś spiszę swoje przemyślenia? Kiedy już fizyczne przyjemności tego świata odsuną się ode mnie, pozostawię mój dorobek następnym pokoleniom. To chyba odpowiednia spuścizna. Gorzej, jeśli dopiszą do tego jakąś ideologię, czego bym nie chciał. Interpretować można, ale z umiarem. Wszak sierp nie służy odbieraniu życia, tylko zapewnieniu pokarmu, a ktoś przemienił go w kamę. I przy tym stwierdzeniu dochodzimy do względności. Z jednej strony broń powinna służyć obronie, człowiek i tak nią atakuje, w myśl uprzedzenia ciosu wroga. Ale z drugiej, kamy są bronią używaną najpierw przez chłopów do obrony przed tymi, którzy ich wyzyskiwali. Wolność i godne życie, o to walczyli. Tylko dlaczego świat w ogóle doprowadził do tego, by ktoś musiał walczyć o bycie traktowanym jak człowiek? To nie wina świata, a ludzi na nim żyjących. Ale i na to znajdzie się względność, inny punkt widzenia, inna historia kształtująca przekonania.
Jestem shinobi z rodu Hyuuga. Jestem narzędziem, z którego może skorzystać lider klanu i ludzie, na których mi zależy. Nie muszą nawet być świadomi tego, że z ich powodu ranię innych, którzy są tylko narzędziami w rękach innych, bądź sami kierują pozostałymi. Nie boję się odbierać życia, krzywdzić psychicznie jak i fizycznie. Jestem tylko bronią, którą kierują inni. Nikt nie wini katany, tylko wojownika, który nią ciął. To dobra mantra, jeśli chce się uniknąć poczucia winy, nocnych koszmarów z milczącym szeregiem tych, którzy cierpieli przez nas. Ale gdzie w tym miejsce na wolność człowieka? Na samostanowienie swoje losu? Wtedy można powiedzieć sobie; To Ja jestem dobry, zabijam złych, chronię innych, ktoś ubrudzić ręce. To także zdaje rezultat, jednak względność pokazuje, że każdy jest jednocześnie dobry i jednocześnie każdy jest zły. Bo co jest złego w mężczyźnie, który obrabował sklep i pobił właściciela by dostać fundusze na uratowanie chorej córki? Czy zły jest ten, który wierzy, że zabójstwo w imię jego boga da mu zbawienie? Religia to jeszcze bardziej skomplikowana sprawa, ale zostawmy ją na później. Nie ma dobra i zła, jest tylko człowiek i jego decyzje. Trzeba je podejmować w jak najlepszej wierze, a potem żyć z nimi do końca. Pamiętać, nie rozpamiętywać. Tylko tyle potrafiłem osiągnąć. Może kiedyś uda się dojść do lepszego konsensusu? Chciałbym.
Religia... Temat rzeka. Szkoda tylko, że większość nie potrafi oddzielić religii od wiary, co jest ważne. Można przecież być wierzącym, ale nie religijnym. Czyż nie? I choć chciałbym wierzyć, że gdzieś tam tkwi istota lepsza od wszystkich ludzi, która pragnie naszego dobra i dąży ku temu ze wszystkich swoich sił... Nie mogę. Potrafię zaakceptować, że coś uczyniło każdego z nas innym, oryginalnym na swój sposób. Ale gdy stwórca ujrzał swe dzieło, uciekł z przerażeniem. Bo co z tego, że wielu było ludzi, którzy w pamięci innych zapisali się jako jednostki wybitne, zostawiające za sobą ład i harmonię, skoro znajdzie się druga, równie liczna grupa, który ten ład niszczy? Coś umieściło nas tutaj, ale ograniczyło się do obserwacji naszych poczynań, może sporadycznych interwencji, zwanych potem cudami. Założenie te nie wyklucza jednak życia po śmierci. Skoro ta Istota, lub Istoty obserwują nas, to może nagradzają tych, którzy działali ich zdaniem dobrze, oraz każą złych? Tylko według jakiego kodeksu nas sądzą? Nie wiem, ale nie umiem wyobrazić sobie nicości, która czeka na człowieka w chwili śmierci jego ciała. Zdolności Yamanaka to najlepszy przykład na istnienie czegoś takiego, jak dusza. Wystarczy o tym.
Jak wspominałem, na Kyuzo prywatność to cenny, pożądany towar. Szczególnie w mojej rodzinie, ale o niej opowiem kiedy indziej. W każdym razie, dorastanie tam uformowało mnie na człowieka, który potrafi docenić ciszę i spokój, samotność z wyboru. Strzegę swoich sekretów, a gdyby ktoś powierzyłby mi swój, też potrafiłbym go zatrzymać. Inna sprawa, że wraz z ciągłym byciem podglądanym przez innych, rosła chęć rewanżu, zajrzenia do ich czterech ścian. I robiłem to często, nie przejmując się tym, że obserwuję niczego nie świadomych ludzi, naruszając ich sferę, profanując sacrum. Tak, straszliwa wada, paląca ciekawość nie objawiająca się w pytaniach, a bezszelestnej obserwacji. Przydatne w życiu shinobi, gdzie warto, a nawet trzeba znać ruchy wroga z wyprzedzeniem. Jednocześnie żądza ta wypacza próby normalnej egzystencji, choć staram się trzymać ją na uwięzi. Nie zawsze wystarczająco mocno, niestety. Na szczęście z domu wyniosłem też inne, pozytywne wartości. Chociażby niechęć do trunków, tytoniu i innych, gorszych używek. Niszczą ciało, osłabiają umysł, zmieniają człowieka we wrak, którym kieruje tylko pragnienie zaspokojenia głodu. I to ma niby przynieść szczęście? Lepszym powodem do radości jest kropla rosy tworząca tęczę wraz z tysiącem innych kropel na łące pokrytej promieniami słońca. Tylko że przez zrozumienie tego, co się widzi, nie napełni się brzucha i nie ogrzeje nocą. Szkoda. Dziwne, że łatwiej odczuć stratę czegoś, niż radość z posiadania. Choroba i niedogodności z nią związane, tak, każdy to poczuje. Ale zachwyt nad tym, że oczy widzą? Do czasu, aż nie stracimy wzroku nie pojmiemy tego. Także szkoda.
Szacunek trzeba okazywać ludziom godnym go. Tego nauczyli mnie rodzice. Kobietom i starszym należy się z samego faktu ich istnienia. Dziwne, ale kryje się w tym prawda. Starsi mogą przekazać swoją wiedzę, pomóc radą. A kobiety? Równe mężczyznom w pewnych zadaniach, gorsze lub lepsze w innych. Może szanujemy je dlatego, że dadzą życie nowemu pokoleniu, urodzą i wychowają w trudach? Albo szanujemy je ze względu na ich piękno. Ewentualnie mylę szacunek z łaszeniem się i nadzieją na stosunek. Jest to pewna opcja, gdy nie lubimy gwałtu, a trupów nie ma w pobliżu... Em, tego nie musicie pamiętać. Wracając do meritum. Szacunek można okazać też porcji ryżu, która istnieje wyłącznie dzięki trudowi ludzkich rąk. Wystarczy to zrozumieć, co wcale nie jest takie łatwe. Doobra, widzę te wasze znudzone twarze.
Podsumowując... Rysuje się przed wami obraz człowieka spokojnego, który zrozumiał swoje miejsce na świecie, a co ważniejsze, zaakceptował je. Przeczuwa, że pełna prawda nie istnieje, ale i tak nie przestaje jej poszukiwać. Przeważnie rozważny i rozsądny, choć czasem porywczy, dający się nieść emocjom. Stroniący od używek, nie wierzący w konkretne bóstwo. Zdaniem niektórych leniwy, w bezruchu ukryty jest jednak pracujący umysł. Szanujący tych, którzy jego zdaniem na szacunek zasługują, z pogardą tak samo. Szczery, czasem do bólu. Potrafiący dochować tajemnic mu powierzonych, choć często obserwuje innych. Jednocześnie pilnie strzegący własnych sekretów. No i niezrozumiały, strasznie niezrozumiały przez tych, którzy osądzili go przed głębszym poznaniem.
Eh, strasznie głęboko się zrobiło, ne? To na zakończenie dodam, że drzemie we mnie zboczeniec, równoważący filozoficzną naturę i życie ninja. Chyba nie muszę wspominać, że byakugan bardzo ułatwia uprawianie tego, ekhem, hobby. Za późno na ręce zasłaniające biusty, drogie panie.
NAWYKI:
Nie ma pasji – jest pogoda ducha.
Podglądanie innych, niekoniecznie ludzi... Życie zwierząt też jest ciekawe.
Treningi przeplatane medytacjami. No dobra, po prostu notoryczne marnotrawienie czasu.
Instynktowne poszukiwanie miejsc wolnych od większych grup.
NINDO:
Nie ma chaosu – jest harmonia.
HISTORIA:
Nie ma śmierci – jest Moc.
Powstałem z miłości dwójki ludzi, przystojnego i silnego shinobiego z klanu Hyuuga i pięknej oraz mądrej kunoichi klanu Yamanaka. Wspaniała wiadomość, którą przekazał mi mój wujek kiedy skończyłem siedem lat. Powinienem się z niej cieszyć, czyż nie? I cieszyłem się wtedy, uśmiechając szeroko, czekając na usłyszenie dobrze znanej historii po raz kolejny. Rodzice opowiadali mi wiele razy, jak się spotkali, zakochali, a potem rozpoczęli wspólne życie, pomimo przeciwności losu. Piękna opowieść o sile uczucia, które pozwala ludzkim sercom pokonać wszystkie bariery... Bzdura.
Tak naprawdę powstałem z miłości do pieprzenia. Oczywiście, w chwili, gdy kochany wujek opowiadał mi prawdziwą historię o miłości moich rodziców, nie wiedziałem jeszcze, czym jest ów "pieprzenie". Nie potrafiłem sobie wyobrazić, by miłość do gotowania mogła ich połączyć, bo w końcu pieprz, pieprzenie, kuchnia, ne? Korzystałem już z byakugana, obserwowałem innych mieszkańców miasteczka w którym żyłem, ale nie wiedziałem, że to, co niektóre pary robiły nocą były właśnie pieprzeniem. Eeeh, namieszałem. No to od początku, wersja skrócona i ocenzurowana, by nie razić kobiecych uszu. Nie żeby Reiko przeklinał, ale kiedy mi to wszystko opowiadał był w dość... Dziwnym stanie.
Mój ojciec, Kensei Hyuuga został wysłany z kilkoma innymi przedstawicielami klanu do prowincji zamieszkanej przez ród Yamanaka. Jakieś rozmowy, umowa handlowa czy inne takie, przyziemne sprawy. Warto dodać, że tatuś nie należał do tego grona shinobi, którymi chwaliły się lider. Ot, czarna owca rodu, choć cholernie utalentowana. Ambitny, pewny siebie i nierozważny. A do tego straszny kobieciarz. Połączenie które ciężko było zaakceptować jego ojcu, a mojemu dziadkowi. Tym bardziej, że jego drugi syn okazał się ideałem, rozważnym, mądrym i silnym... Został nawet liderem, ten mój wujek Reiko. Wracając do historii, Kensei podróżował z pozostałymi, wypełniając tym samym posłusznie wolę ojca. Ale nie mogło być tak kolorowo, huh. Zatrzymali się w małej osadzie, tuż przy granicy. Ot, postój dla zregenerowania sił i pokazania pokoju panującego między dwoma rodami. No i właśnie tam spotkał Mayumi, śliczną i młodą kunoichi Yamanaka. Nie trzeba dodawać, że też trochę naiwną, a może trzeba? W każdym razie, trochę ich rozumiem, teraz, będąc w mniej więcej ich wieku... On zmęczony wypełnianiem rozkazów starszych, a ona znudzona życiem z dala od wielkiego świata. Ot, wykorzystali szansę zapewniania sobie chwilowej przyjemności i rozgrywki. Szkoda tylko, że następnego dnia oddział ruszył w dalszą drogę, dziewczę żyło własnym życiem, nieświadome tego, że nosi w sobie nowe życie. A czas płynął nieubłaganie, jak to ma w zwyczaju.
Oczywiście, gdy tylko ciąży nie dało się dłużej ukrywać, Mayumi powiedziała o wszystkim rodzicom. Na szczęście dla mnie dziadkowie nie uznali mnie za potwora, który zagnieździł się w ich córce i teraz trzeba się go pozbyć. Zamiast tego, jak na doświadczonych dyplomatów przystało, wyruszyli na poszukiwania sprawcy rosnącego brzuszka. Znalezienie go nie było takie trudne, przekonanie do ożenku i zmiany stylu życia już nastręczyło trudności. Ale od czego są techniki kontrolujące ciało i wiążące duszę? Swój udział w dopełnieniu ceremonii mieli też inni Hyuuga, którzy mieli już dość problemów, które sprawiała ta czarna owca. No i chyba nikt nie chciał pogorszenia relacji z Soso. Kiedy Kensei doszedł już do siebie zauważył, że ma mały, ale piękny dom, równie piękną żonę, a niedługo doczekają się dziecka. Nigdy nie będę pewien, jak to się stało, ale związek ten zdołał rozkwitnąć. Może pokochali się na nowo? Nie ważne.
I tak oto przyszedłem na świat pewnego jesiennego dnia. Zdrowy chłopiec, który ponoć odziedziczył najlepsze cechy rodziców. Ile w tym prawdy? Faktycznie, rysy mam podobne do ojca, szare oczy po matce... Charakterem ich jednak nie przypominam, choć może to i lepiej. No, mniejsza. Rosłem jak na dziecko przystało, uczyłem się chodzić, mówić, jeść, robić kupę tam gdzie trzeba, a nie tam, gdzie poczuję potrzebę. Nazwano mnie Shiroe. Tłumaczyli mi to tym, że moja skóra przypominała najbielsze chmury... A może chodziło o dobroć, którą miałem uosabiać? W każdym razie, pierwsze lata dzieciństwa upływały w spokoju i dobrobycie, jednak z biegiem czasu wszystko musiało się pogorszyć.
No dobra, może trochę dramatyzuję. Ale tylko trochę. Okazałem się inteligentnym chłopcem, który dość szybko zdał sobie sprawę z faktu, że z jednej strony ciągle przyglądają się mu inni Hyuuga, jakby chcieli mieć pewność, co takiego wyrośnie z tego mieszańca, a z drugiej, własna rodzicielka zaglądała do mojej głowy. Nie potrafiłem wtedy jeszcze rozmawiać tak, jak teraz. Toczyć dyskusji, jasno określać to, co chcę. Zachowałem się dziecinnie, ale wtedy uważałem to za jedne wyjście. Uciekłem z domu. Oczywiście, odnaleziono mnie szybko i bez większych problemów. Po raz kolejny przeskanowano mój umysł... I więcej już tego nie robiono. A ja więcej nie uciekałem, za to znacznie więcej czasu spędzałem sam, czy to leżąc na trawie i wpatrując się w chmury, trenując, czy urządzając wyścigi patyków w okolicznych strumieniach.
Kensei ucieszył się, gdy po raz pierwszy aktywowałem byakugana. Wcześniej nie miał pewności, czyje więzy krwi zdominowały moje zdolności. Analogicznie do radości ojca dołączył smutek Mayumi, choć starała się go nie okazywać. Może z biegiem czasu zaczęła tęsknić za swoją rodziną, ludźmi których znała na wylot (tak to już bywa w rodzinie telepatów)? Po jakimś czasie udało się im wypracować kompromis, dzięki dość częstym wyjazdom do Soso i odwiedzin składanych przez moich dziadków z rodu Yamanaka. Tak... Na powrót staliśmy się szczęśliwą i wesołą rodziną. Pięknie.
Mijały lata, starsi z klanu starali się nauczyć mnie wszystkiego, co potrafili. Szkoda tylko, że nie chciałem się uczyć. Poprawka, chciałem, ale czego innego. Szukałem odpowiedzi na pytanie, po co istniejemy i jak skuteczniej podglądać dziewczęta, a nie trenować do upadłego techniki pozwalające ranić i zabijać. Dopiero później odkryłem, że jutsu te mogły też służyć do obrony... Błędy młodości trudno naprawić. W oczach wielu stałem się więc leniwym mieszańcem, który tylko marnuje czas, hańbiąc tym samym klan... Debile. Przynajmniej wujek potrafił dostrzec we mnie potencjał. Nie jako shinobi, ale siłę człowieka. Nie widzę sensu by wam to wszystko tłumaczyć, przeskoczmy więc kilka lat.
...
A w owym czasie wyszło rozporządzenie możnowładców, by ze wszystkich prowincji przybyli młodzi shinobi i żyli razem przez czas jakiś w jednym, lub drugim mieście kupieckim. Miałem wtedy lat osiemnaście, głowę pełną przemyśleń i pomysłów, a umiejętnościami przewyższał mnie byle dwunastolatek. W międzyczasie moja rodzina powiększyła się o brata i siostrę. Nie muszę więc tłumaczyć, z jaką przyjemnością wybrałem się w podróż, z dala od płaczących dzieci, zmienianych pieluch i ciągłym zajmowaniem się jak nie jednym to drugim berbeciem. Rozporządzenie dało mi swobodę o jakiej wcześniej tylko mogłem marzyć. Wyrwałem się więc z Kyuzo do Shigashi, tylko jakoś tak po drodze zahaczyłem o kilka, jak nie kilkanaście prowincji. O dziwo, spotkałem nawet kilka osób z którymi potrafiłem porozmawiać bez ciągłych nieporozumień. A jeśli już do nich dochodziło to podczas naprawdę zawiłych rozważań... Przepraszam bardzo, ale jakim trzeba być ignorantem by cenić czarnowłose nad rude?! Z drugiej strony, kobiety o zielonych włosach to dopiero dziwne istoty, jak głosił jeden z mędrców spotkany gdzieś na pustyni. Chyba, że był jedynie wytworem mojej wyobraźni. Wracając do tematu. Może trwało to miesiąc, dwa czy też rok za długo, ale dotarłem na miejsce. Miasto jak miasto, roiło się w nim od shinobi których mogłem obserwować nie wychodząc nawet z mojego pokoju. Ale wiedziony ciekawością, nie zagrzałem tam długo miejsca i wyruszyłem do Ryuzaku, by zobaczyć ludzi z "końca świata" czyli tak odległych prowincji jak chociażby Kaigan. Nie muszę chyba dodawać, że tam nie dotarłem? Przecież sami widzicie, że siedzę tutaj, w karczmie gdzieś na trakcie między... Cholera, zapomniałem jak się nazywa ta prowincja.
INFORMACJE:
Wiedza zaczerpnięta od innych przedstawicieli klanu, najczęściej same podstawy w każdej dziedzinie.
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI:
Dōhito – charakteryzują się otworami gębowymi na dłoniach, korzystają z gliny, która ma właściwości wybuchowe, co też jest ich znakiem rozpoznawczym.
Haretsu – porywa ich wir walki, ale nie posiadają charakterystycznych cech wyglądu, panują i manipulują wybuchem, lubią walkę bezpośrednią, zamieszkują tereny Tsurai.
Jashin – wyjątkowi na swój sposób, mają zdecydowanie dziwny styl walki, ranią siebie, jednocześnie raniąc przeciwnika, sprawiają wrażenie nieśmiertelnych, specjalizują się w walce dużymi ostrzami, niekoniecznie katanami.
Kōseki – nie mają cech charakterystycznych z wyglądu, jednak w walce nie jest trudno ich poznać, ponieważ władają i manipulują kryształem, oddani swojemu klanowi, specjalizują się w ninjutsu, zamieszkują tereny Daishi.
Yamanaka – członkowie klanu często posiadają długie, blond włosy i oczy pozbawione źrenic, słyną z bycia świetnymi mediatorami i politykami, potrafią wniknąć w myśli przeciwnika.
POSTACIE:
Poszczególni członkowie klanu Hyuuga, rodzina, znajomi z dzieciństwa.
Aori - młodszy (o dwa lata) brat, utrzymywany sporadyczny kontakt, ani agresji, ani wielkiej miłości. Podobny charakterem.
KEKKEI GENKAI: Byakugan 白眼
NATURA CHAKRY: Katon 火遁
STYLE WALKI: Jūken 柔拳
UMIEJĘTNOŚCI:
PAKT: -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
Siła 1
Wytrzymałość 7
Szybkość 50 | 70
Percepcja 30 | 40
Psychika 1
Konsekwencja 1
KONTROLA CHAKRY D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
STAN ZDROWIA:
Zdrów jak ryba, koń, czy nawet smok
Duże prawdopodobieństwo bezpłodności, być może da się to wyleczyć, albo nawet poradzić sobie pomimo tego
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
Ninjutsu E
Katon D
Byakugan D
Kyujutsu D
JUTSU:
Ninjutsu
Bunshin no Jutsu E
Henge no Jutsu E
Kai E
Kawarimi no Jutsu E
Kinobori no Waza E
Suimen Hokō no Waza E
Nawanuke no Jutsu E
Katon
Byakugan
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
PIENIĄDZE: Klik
PH: Klik
WT: Klik
KUŹNIA: Klik
MISJE:
PREZENT OD ADMINISTRACJI:
Re: Shiroe HAJDY MOCNO
: 30 gru 2015, o 08:47
autor: Jawa
Re: Shiroe - Humanistyczny Hyuuga
: 31 gru 2015, o 14:17
autor: Shiroe
Gotowe do sprawdzenia.
Re: Shiroe - Humanistyczny Hyuuga
: 2 sty 2016, o 14:30
autor: Rokuramen Sennin