Strona 1 z 1
Inada Uguisu [BUDOWA]
: 17 maja 2024, o 01:02
autor: Uguisu
DANE PERSONALNE
IMIĘ: Uguisu (鴬 — 'songbird')
NAZWISKO: Inada (稲 — 'rice plant', 田 — 'field, rice paddy')
PŁEĆ: kobieta
WIEK: 17 lat
DATA URODZENIA: 01.05.378
ZNAK ZODIAKU: tygrys
PRZYNALEŻNOŚĆ: Yūrei no Michi
RANGA: Shinshoku, xyzWZROST: 160 cm
WAGA: 50 kg
SYLWETKA: szczupła
KOLOR OCZU: piwne
KOLOR WŁOSÓW: kasztanowe
ZNAKI SZCZEGÓLNE: jasny pieprzyk pod prawym okiem, powieki pomalowane czerwonym cieniem
GŁOS: _ klik
APARYCJA
WYGLĄD:
Na świecie sporo jest ludzi o twarzach, nad których konstrukcją matka natura nie zastanawiała się nazbyt długo; wyrzekła się ona używania dokładniejszych narzędzi – pilników, dłut, gładzików oraz szpatułek – w imię korzystania z tego, co miała pod ręką. Rąbnęła raz – wyszedł nos, machnęła więc i drugi – wyszły usta, później palcem wywierciła oczy i, darując sobie poprawienie nierówności, nakazała tworowi iść w świat. Dlatego właśnie Inada powszechnie określana jest jako szkaradna ślicznotka o kontrastowej i intrygującej urodzie. W palecie jej barw występuje: nieobiektywna czerń wymieszana z alabastrową bielą, a całość podbija czerwień przejawiająca się w używanych kosmetykach czy fragmentach materiału, z którego uszyto jej odzienie.
Ma proste, gęste, długie i ciemne brązowe włosy, czoło zdobi grzywka. Zwykle nie nosi szczególnie wyrafinowanych fryzur: nie jest nietoperzem i kosmyków specjalnie się nie czepia. Co więcej, mężczyzna, którego zobowiązała do dbania o nie, dwa lata temu przeniósł siedzibę swojego zakładu daleko od pasm górskich. Uguisu niezmiennie utrzymuje, że niedbałe cięcie za pomocą, jak można przypuszczać, grabi i sekatora w zupełności jej wystarcza, więc nie powierzy strzyżenia nikomu innemu. Dobrze, że posiwiały dziadek nie postanowił wyemigrować aż do Morskich Klifów, bo wtedy świątynia miałaby poważny problem z uzbieraniem pieniędzy na jego podróż, a i tak – niewspółmiernie do quasi hime-cut – liczy za swe usługi krocie.
Brwi cienkie i wyciosane w prostą linię. Kiedyś, nim wpadła na pomysł trymowania ich u dołu, wyglądała na wiecznie zdziwioną lub – co najmniej – zaskoczoną. Teraz zdradza nimi głównie znużenie, a rzadziej gniew. To jedna z najbardziej ekspresywnych części jej ciała, gdyż oczy nie zdradzają zbyt wiele.
A skoro o nich mowa: duże, o migdałowato-okrągłym kształcie z idealnym rozstawem, odbijające kolor nocnego nieba. Osadzone proporcjonalnie względem środka z nieznacznie uniesionymi kącikami, na całe szczęście dodają twarzy Inady nieco łagodności. Gdy się w nie, te ślepia z kaskadą rzęs, bowiem spojrzy, dłoń nieomal machinalnie sprawdza, czy sakiewka dalej jest w kieszeni, a wartościowy pierścień na palcu. Tak właśnie muszą wyglądać oczy złych duchów; jakby posypane popiołem, pełne rojącego się robactwa i absolutnie pozbawione głębszych uczuć. Pod nimi, to fakt, sine worki wielkie jak torby niesione ze Sklepu z wyposażeniem na chwilę przed wyprawą wysokiej rangi.
Nos natomiast mały i zgrabny z wyciągniętą ku górze końcówką; bez niezapowiedzianych szczytów czy nizin u grzbietu. Śladów piegów nie stwierdzono, jedynie maluczki pieprzyk pod prawym okiem. Niemniej, jeśli chcieć wskazać jakiekolwiek wady – zimą, gdy temperatura spada poniżej zera, czubek pokrywa się w wypłowiałej, karmazynowej barwie. Podobnież policzki.
U dołu twarzy zaś usta: wąskie, ale napuchnięte, z wyraźnie zaznaczonym łukiem kupidyna. Wargi, zawsze i nie ma od tej reguły wyjątku, ma spowite intensywną czerwienią uzyskiwaną dzięki skomplikowanemu procesowi ekstrakcji płatków krokosza bawarskiego; macerowania suszonych kwiatów w wodzie i późniejszej stabilizacji barwnika olejami, woskami oraz mączką ryżową.
Głos Uguisu jest monotonny, bo niezwykle rzadko podnosi ton albo w ogóle zmienia jego barwę. Czy jest smutna, czy wesoła, czy też rozgniewana – zakres pozostaje dokładnie taki sam. Przez to można odnieść wrażenie, że brzmi niemalże nienaturalnie, a nawet martwo, jakby recytowała, a nie mówiła. Niemniej, sam w sobie jest lekki, spokojny i wyważony. Zdecydowanie zahacza o dziewczęce nuty.
Szyja, na której utrzymuje się maluczka głowa, smukła i wydłużona. Skóra na niej, tak samo, jak i na całym ciele, gładka, nieskazitelna i – niezależnie od intensywności letniego słońca – tak samo jasna.
Ogólnie rzecz ujmując: sylwetka Uguisu waha się pomiędzy nastoletnią, a już kobiecą. Jest zatem szczupła, ma niewielkie, dopiero ujawniające się krągłości. Wciąż więc szczyci się płaskim brzuchem, wąską i mocno zaznaczoną talią, rękoma, które można ująć wskazującym i kciukiem, oraz — co na szczęście nie zależy od wieku — stanowiącymi prawie dwie trzecie długości nogami. Choć nie należy do najwyższych, plasując się raczej pośrodku mediany, dłonie, a właściwie palce ma smukłe, paznokcie natomiast obłe i, podobnie jak usta, zawsze pomalowane karmazynem.
Chód Inady jest pełen gracji i niewymagającego wypowiedzenia na głos dystyngowania. Stara się utrzymywać poprawną postawę, przez co niekiedy zahacza nawet o arogancję. To wrażenie rozmywa jednak obłokiem perfum, wonią kadzideł, którą pozostawia – jak na pocieszenie – tym, którzy ośmielili się pomyśleć o niej negatywnie. A skoro o zapachu wspomniano: głęboki, mistyczny, zachwycający i niemalże hipnotyzujący. Subtelny kwiat jaśminu stoi w sprzeczności do intensywności pozostałych nut. Zmysłowe drewno kaszmirowe, mylone przez niewprawione nosy z piżmem, miesza się z białym i eleganckim bursztynem. Kompozycja jest zatem prosta i harmonijna, a dzięki temu również niemożliwa do wygnania z pamięci.
UBIÓR:
Formalne odzienie Inady regulują sztywne zasady, które panują w świątyni — nie ma zatem mowy o odmiennych lub wymyślnych dodatkach, fantazyjnych ozdobach wplecionych we włosy, kolorowych barwach czy innych rodzajach materiału, niż te, które zostały zatwierdzone przez Najwyższego Kapłana. Z tegoż też względu, co niezwykle jej zresztą odpowiada, ubiór dziewczyny każdego dnia wygląda tak samo. Różnice występują jedynie w chłodniejsze pory roku, kiedy niska temperatura wymaga dołożenia kilku dodatkowych warstw lub użycia tkaniny o gęstszym splocie.
Baza kreacji, poza bandażem bezpośrednio okalającym klatkę piersiową, to śnieżnobiała, lniana „koszula” o wąskich, ciasnych rękawach oraz Susoyoke wykonane z tego samego materiału, co wyżej wymieniona Hadagi, stanowiące swego rodzaju spódnicę, którą Uguisu przewiązuje wokoło talii przyszytym, sztywnym pasem tkaniny. Podobnie jak pozostałe kapłanki, do dyspozycji ma jedynie dwa zestawy dessous — każdej nocy, nim złoży powieki do snu, pierze ten zestaw własnoręcznie w wyznaczonym do tego miejscu. Tkanina pozostaje świeża dzięki „detergentowi”, który Inada wytwarza z żywicy z drzewa cytrusowego, popiołu drzewnego i wygotowanych w wodzie orzechów mydlanych.
Kolejnym elementem jest długi, wpadający w odcień écru, Nagajuban z wetkniętym w kołnierz, sprawa oczywista, Erishin (wkładce z utwardzonego papieru), który pomaga utrzymać jego kształt i zapobiega opadaniu. Bieliznę z delikatnego i gładkiego jedwabiu uszyły zaprzyjaźnione z Yūrei no Michi tkaczki, a sam jej krój, zgodnie z gustem Uguisu, został maksymalnie uproszczony. Warto zaznaczyć, że ostateczny wybór importowanych z kontynentu szpul zajął kilka miesięcy, gdyż dziewczę było wyjątkowo wybredne i mimo wielu zapewnień wyżej wymienionych specjalistek, że materiał był najwyższej klasy, odrzuciła ponad połowę próbek. Podobny los spotkał Datejime, sztywny pas podtrzymujący konstrukcję wokoło talii – nim pozwoliła go sobie założyć, musiał spełnić szereg doprawdy dziwacznych norm, choćby tych obejmujących stopień rozciągliwości.
Na takiej podstawie spoczywa Byaku-e – twór podobny do kimona, jednak różniący się znaczeniem. Ten szczególny rodzaj odzieży używany jest bowiem jedynie w świątyniach. Kosode jest nieskazitelnie białe, a sam jego materiał niezwykle sztywny. W odróżnieniu od klasycznego odzienia – ma opadające od ¾ długości rękawy (podobnie jak w Furisode). Wszystko obwiązuje wstęga Koshihimo, schowana pod kolejnym Datejime.
Dolna część stroju to plisowane, jedwabne „spodnie” sięgające kostek Uguisu. Mają one intensywnie czerwony kolor, który zawdzięczają barwieniu cynobrem – pigmentowi pozyskiwanemu z minerału o dużej zawartości siarczku rtęci. Część przodu talii zdobi sześć długich paseczków i siedem krótkich (kwadratowych) wszytych za pomocą srebrnej nici. Hi-bakama obwiązane jest dzięki doszytym do nich, stanowiącym jedność z całym krojem, pasom, które ostatecznie spoczywają z przodu w formie powiększonej kokardy. Boki odzieży wierzchniej są rozcięte i ukazują kawałek Byaku-e. Przywdziewa na siebie również białe, zwiewne haori z symbolem Yūrei no Michi, jednakże w cieplejszych porach roku, gdy dni są wyjątkowo ciepłe i parne, rezygnuje z tego „dodatku”.
Zwieńczeniem całości są buty Zōri – sandały o skórzanych paskach, wyściełane słomą ryżową o podwyższonej o pięć centymetrów podeszwie. Naturalnie, nie nosi ich boso – stopy Inady okalają białe Tabi; skarpetki oddzielające największego z palców od reszty.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
Nulla sed condimentum tellus, at tristique arcu. Proin ornare porttitor ex, a pulvinar nibh vulputate fringilla. Vivamus pulvinar blandit justo at suscipit. Ut sollicitudin mauris magna, eget luctus arcu vulputate sed. Aenean lobortis suscipit eleifend. Integer sed lacus ac augue vulputate ullamcorper at sed lectus. Orci varius natoque penatibus et magnis dis parturient montes, nascetur ridiculus mus. Nulla facilisi. Praesent facilisis quam et quam pulvinar placerat. Nulla commodo laoreet odio eget tempor. Praesent a fringilla felis, eget blandit lectus. In a leo malesuada, maximus ligula eget, porta nulla. Nam convallis tincidunt justo, vitae porta leo egestas quis. Donec molestie ullamcorper ante, at tristique mauris lacinia non. Etiam tempor auctor consectetur. Nullam imperdiet aliquam libero, id consequat sapien venenatis nec. Nulla sed condimentum tellus, at tristique arcu. Proin ornare porttitor ex, a pulvinar nibh vulputate fringilla. Vivamus pulvinar blandit justo at suscipit. Ut sollicitudin mauris magna, eget luctus arcu vulputate sed. Aenean lobortis suscipit eleifend. Integer sed lacus ac augue vulputate ullamcorper at sed lectus. Orci varius natoque penatibus et magnis dis parturient montes, nascetur ridiculus mus. Nulla facilisi. Praesent facilisis quam et quam pulvinar placerat. Nulla commodo laoreet odio eget tempor. Praesent a fringilla felis, eget blandit lectus. In a leo malesuada, maximus ligula eget, porta nulla. Nam convallis tincidunt justo, vitae porta leo egestas quis. Donec molestie ullamcorper ante, at tristique mauris lacinia non. Etiam tempor auctor consectetur. Nullam imperdiet aliquam libero, id consequat sapien venenatis nec.
CIEKAWOSTKI:
Pszczoły miodne i osy europejskie potrafią rozpoznawać ludzkie twarze.
Niektóre gatunki mrówek porywają larwy innych gatunków mrówek w celu uczynienia z nich niewolnic, które budują schronienie i przynoszą pokarm tym pierwszym.
Niektóre osy piją sfermentowaną ciecz z owoców. Owady upijają się w ten sposób do nieprzytomności.
Mrówki śpią kilka minut dziennie.
NINDO: Rozkoszą świata owadów są motyle.
HISTORIA
Świt. Pora, kiedy ciemna i gwieździsta noc ustępuje jasności wschodzącego słońca, ściągając sen z powiek rzemieślników.
Po kuźni należącej od wielu pokoleń do rodziny Inada pałętał się szum wzniecanego nieprędko paleniska. Ogień w kamiennej budowli syczał wściekle i trzaskał, kiedy Ryota raz za razem darował mu na pożarcie kolejne kawałki drewna. Musiał jak najszybciej uzyskać pożądaną temperaturę, ponieważ jakeś moment temu nieopatrznie strącił przygotowany poprzedniego dnia stos; sturlane z głuchym trzaskiem belki zabrały mu dobre kilka minut. Niby nic, ale gdy czasu i bez tego wydawało się za mało, różnica była znacząca.
Po zakończeniu najważniejszego z etapów szatyn począł naciskać stopą na miech, który doprowadzał tlen do bestii zrodzonej z żaru. Rytmicznie, w wyuczonym przez lata takcie: dwie sekundy przerwy i powtórka. Kilka godzin monotonnej melodii ciężkiej pracy mięśni i umysłu, wzbogaconej niekiedy o unoszące się w powietrzu mikroskopijne ogniki. Jeszcze to buchające gorąco, przez które od linii włosów toczyły się strugi potu. Cholera, naprawdę musiały brać udział w jakimś wyścigu, o którym nie miał zresztą zielonego pojęcia, bo ślizgały się od skroni aż po brodę w zastraszającym tempie.
W późniejszym czasie dźwięk kropel upadających z kanciastej żuchwy zastąpiły donośne uderzenia młotem o wyjęte szczypcami, nagrzane do czerwoności, żelazo. To nie był pierwszy raz, gdy nadawał ostrzu kształt. Niemniej, właśnie dziś miał złożyć nań ostatnie. Pożegnalne niemalże, gdyby nie fakt, iż przed przekazaniem miecza do zleceniodawcy, należało jeszcze je oszlifować, wypolerować, zamontować na rękojeści, a na samym końcu przetestować.
Każdy z powyższych etapów był równie istotny. Nietrudno zatem dojść do wniosku, iż kluczową cechą w tymże fachu była konsekwencja; nieustająca wiara w to, że każde uderzenie zawiera tyle samo mocy, ile poprzednie, a miejsce, o które styka się młot z powstającą bronią, nie jest dziełem przypadku, a woli jego stwórcy. Ten talent przypadł Ryocie niemalże w genach, dorastał bowiem przy niezwykle wymagającym nauczycielu — swoim ojcu, mistrzu rzemiosła.
Nobu był człowiekiem podobnym nieustępliwej stali kantańskiej. Kimś, kto widział konflikty zbrojne na własne oczy, nierzadko również w nich uczestnicząc. Mówiono, że wojna czyni naocznych świadków okrutnymi i zimnymi, że niezwykle trudno powrócić im któregoś dnia do poukładanego życia; do żony, dzieci, tego, czym się zajmowali, nim stanęli oko w oko ze śmiercią. To prawda: wojny niszczyły poczucie spokoju, zarażały bezsilnością i odbierały wrażliwość. Jednakże w pewnym stopniu wymuszały dbanie tylko o to, co naprawdę ważne.
O rodzinę.
Młody Inada, jako wyczekiwany długimi latami syn, jedyny dziedzic, na uwagę i troskę nie mógł zatem narzekać; dostawał ją zarówno od matki, jak i ojca. Faktem było, iż z góry wyznaczono ścieżkę, jaką miał podążać i od wyroku tego w teorii nie było możliwości odwołania, ale w społeczeństwie, w którym dorastał, sam fakt posiadania rodziców był wyjątkowy. A posiadanie rodziców takich, którzy otaczali niezwykle szczodrymi uczuciami, jeszcze bardziej. Właśnie dlatego nigdy, choćby cierpiał największy ból mięśni, jaki przewidziała skala, nie ośmielił się marudzić. Zresztą… Czy rzeczywiście miałby w ogóle powód?
Nigdy nie zaznał głodu, nie traktowano go setkami batów, nie zmuszano do ryzykowania własnego żywota w imię cudzych konfliktów i spraw. Co więcej, choć nie pochodził z rodu o szczególnej historii, wartości czy potędze, to jako rzemieślnik z dziada pradziada mógł cieszyć się powszechnym, wypracowanym przez przodków, szacunkiem. Zarówno jako chłopiec, jak i w czasie dużo późniejszym, ba, nawet teraz, w dniu swoich dwudziestych drugich urodzin, nie musiał pracować. Nie musiał w zasadzie robić nic. Gdyby zechciał tego odpowiednio mocno: najpewniej Nobu i Tomoko uszanowaliby tę decyzję swego syna tak samo, jak każdą poprzednią.
Zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to angażował się w rodzinny biznes; w każdej wolnej chwili umacniał i udoskonalał fach, by pewnego dnia, kto wie, stać się człowiekiem takim, jak jego ojciec: prawym, honorowym, o duszy nieskalanej żadnym występkiem. Jedyne, co ich w zasadzie różniło, to pojemność serca. Ryouta okazywał troskę każdemu, kogo napotkał. Niezależnie od tego, czy był to zbłąkany wędrowiec, nędzarz, czy też zwierzę; nie zastanawiał się, jeśli trzeba było któremukolwiek z nich pomóc.
Na ten moment najbardziej pomóc musiał jednak przede wszystkim sobie. Kuty przez niego miecz nie był bowiem byle jakim mieczem. I chociaż do każdego podchodził z takim samym uczuciem, tą samą dbałością i uwagą do detali, to maltretowany od dobrego miesiąca oręż musiał być idealny. Zamówienie złożono u Nobu, a ten, co uczynił zresztą po raz pierwszy, to właśnie mu zlecił wykonanie broni dla jednego z najznamienitszych wojowników w prowincji. Próba, test? Niezależnie od tego, czym się kierował, Ryouta nie zamierzał go zawieść.
Drzwi do kuźni zostały uchylone, a przez próg, jak mógł się domyślić po pustych dźwiękach drewnianej nogi, przeszedł jego ojciec. Zgodnie z wgranym w podświadomość schematem, młody Inada natychmiast zaprzestał uderzeń, odłożył dzierżone narzędzia w odpowiednie miejsce, ukłonił się starszemu, a następnie stanął nieruchomo, ściągając nieświadomie wszystkie mięśnie na plecach. Łączyły ich więzy krwi, owszem, ale ponad tym stała specyfika relacji mistrza i ucznia. Pewien porządek, niepisane zasady, których oboje trzymali się niezwykle mocno.
— Jak się sprawy mają? — zapytał Nobu ze słyszalną w głosie chrypką i zmęczeniem.
Nie czekał na odpowiedź, od razu podszedł bliżej syna, by osobiście, już z bliska, przyjrzeć się jego pracy. Cisza, która zdawała się trwać całą wieczność, uniosła temperaturę w pomieszczeniu bardziej, niż wciąż tańczące w piecu języki ognia.
— O-on wymaga jeszcze… Pracy. Wiem, nie jest idea…
Nobu szturchnął szatyna laską.
— Jest dobrze — poprawił go niezwłocznie i podniósł spojrzenie o barwie najczystszego błękitu z powstającego miecza na syna. Jego oczy były podobne wychłodzonemu ostrzu. Gwarant ukojenia zamknięty w tęczówkach: doskonałe remedium na trawioną ogniem wstydu duszę Ryouty, która w tej szczególnej chwili była niemalże gotowa, by rozerwać mu żebra i wyskoczyć.
— Dobrze? — odezwał się cicho Ryouta, a brzmiał przy tym tak, jakby jego struny głosowe były zbyt mocno nastrojone.
Senior rodziny Inada pokręcił nosem i pociągnął nim dwa razy, na sam koniec kiwnął potwierdzająco, acz płytko, głową i uwolnił podopiecznego od swojego natarczywego, przeszywającego wzroku. Dał mu tym samym możliwość wzięcia swobodnego oddechu. Czyżby właśnie zapragnął ustawiać do pionu ogień, nie zaś syna?
Możliwe.
— Kamień szlifierski… Trzeba kupić nowy — powiedział Nobu, wskazując zaokrągloną laską na wysłużone narzędzie w rogu pomieszczenia — ten się nie nada.
Rzeczywiście. Ryouta wcześniej tego nie spostrzegł. A może... Spostrzegł, tylko zapomniał lub zignorował? Całą przestrzeń jego umysłu zajmowało pragnienie, by stworzyć coś idealnego; czynił wszystko, by było to możliwe. Wydawało mu się nawet, że widział każdą najdrobniejszą rysę na ostrzu, nierówność. Tymczasem przegapił coś tak trywialnego, jak starta gradacja.
Zastygł z uchylonymi ustami, nie mogąc wydusić z siebie choćby zalążka słów. Nie dlatego, że żadne nie wpadło w przestrzeń między gardłem a tchawicą. Bynajmniej. Było ich wręcz za dużo, by nie zakorkowały się w połowie drogi.
— Nie oczekuj ideału od narzędzia, które z zasady jest jego zaprzeczeniem.
Śmierć nie była ideałem. Była brudna, szpetna, zwykle tragiczna. Nawet zadana w zgodzie ze wszelkimi zasadami honoru: tak samo okrutna. Nikt nie doszukiwał się niedoścignionego piękna, równo wypiłowanych paznokci i wygładzonej co do centymetra skóry w sylwetkach potworów. Czemu więc mieliby robić to z orężem?
Nobu skierował się do podwojów, ale nie zostawiał syna samego. W progu minął wchodzącą do kuźni niepewność.
WIEDZA
ZDOLNOŚCI
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
Ukryty tekst
ROZLICZENIA
Yūrei no Michi
D — Brak
C — Brak
B — Brak
A — Brak
S — BrakInne
D — Brak
C — Brak
B — Brak
A — Brak
S — Brak
PREZENTY OD ADMINISTRACJI: Brak