Strona 1 z 1
Satoshi
: 19 lip 2015, o 14:59
autor: Satoshi
DANE PERSONALNE
IMIĘ: Satoshi
NAZWISKO | KLAN: Sanjin
WIEK [DATA URODZENIA]: 20 lat [359]
PŁEĆ: Mężczyzna
WZROST | WAGA: 187cm | 82kg
RANGA: Akoraito
APARYCJA
WYGLĄD:
Zazwyczaj ludzie tego nie przyznają, ale wszyscy oceniają po wyglądzie. Naprawdę, nie znam osoby, która robi inaczej. Jeżeli nawet mówią głośno puste frazy, czy też slogany, że wnętrze jest tym, co winno się dostrzegać pierwej, to kończy się to jednym. Cyniczną dogrywką, współczującym spojrzeniem, bądź wybuchnięciem śmiechem. Nie jestem kimś, kto powstrzymuje emocje w tak banalnych sytuacjach. W końcu wszyscy doskonale wiedzą, że liczy się pierwsze wrażenie. Nic dziwnego, że wszyscy ludzie dbają o swoje postrzeganie. Nie jestem tutaj wyjątkiem, bo po co nim być? Zawsze zwracałem uwagę na mój wizerunek, zawsze będę to robić. Nie potrafię wręcz zrozumieć ludzi, którzy łamią tak fundamentalne zasady świata. To tak jakby nagle przestać pić, czy też oddychać w imię... No właśnie, w imię czego? Czystej głupoty.
Mam ciało młodego mężczyzny. Jestem wysoki, ważę niemało, ale nie martwię się tym. Mięśnie są o wiele cięższe niż tłuszcz, a przy pokaźnym wzroście ciężar ciała sam wzrasta. Powiedziałbym, że znikąd, no ale wszyscy wiedzą jak jest. Mam przystojną twarz. Rysy stosunkowo ostre, jednak nie na tyle by straszyć dzieci. Oczy osadzone niegłęboko, piękne, lśniące. Przynajmniej jedno z nich, bo drugiego świat nie widział od lat. Nos mały, uszy przylegające do ciała. Włosy ciemne, średniej długości. Zdecydowanie za długie jak na chłopa, czy niewolnika, jednakże znowu za krótkie niż u Lorda, Daimyo, czy namiestnika prowincji. Twarz ma zazwyczaj jest ogolona, jednakże czasem posiadam krótki zarost. Nie mam nic przeciwko włosom na twarzy, ale tylko tym z kilku dni. Broda jest czymś, czego nie trawię u mężczyzn. Jestem w stanie ją znieść u innych, ale u siebie? Dostałbym chyba białej gorączki nosząc to świństwo! Okruchy, resztki jedzenia i napojów. W dodatku ogrzewanie i wydłużenie brody w moim mniemaniu po prostu mi nie pasuje. Żałosne, jak bardzo można się upodobnić do zwierząt, jedynie zapominając o tak podstawowej czynności jak higiena osobista.
Opisałem twarz, pozostało coś jeszcze? Tak. Sylwetka, budowa ciała. Poza tym raczej nic. Streszczając się powiem, że moje ciało nie odbiega jakoś na tle innych. Zwyczajny młodzieniec, który ma przed sobą swoje najlepsze lata, natomiast jego ciało osiągnęło szczyt szczytów, przynajmniej przez te dwadzieścia lat, które egzystuje na kontynencie. Cera niespecjalnie jasna, bardziej blada. Nie jest kremowobiała, czy też blada niczym ściana w świątyni. W zasadzie to jest po prostu jasna. Muskulatura? Obecna, dobrze widoczna. Na moim ciele próżno szukać takich niedogodności jak tłuszcz, blizny, czy też zaniedbane rejony. Poza wspaniałą twarzą moje ciało jest równie mocno otoczone opieką. Wbrew większości głosów w świecie, które twierdzą, że mężczyzna musi być włosiasty, podążam inaczej. Moje pachy, a także okolice krocza są dokładnie wygolone. Nawet nie pytajcie ile czasu, cierpliwości i bólu kosztuje taka zabawa z brzytwą. Na szczęście dzięki wprawnej ręce i precyzji nie grozi nic wielkiego, ale mimo wszystko, nawet pojedyncze zacięcie w tych rejonach potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Tak samo jak wyzywanie od pedalskich podobnych zachowań. To wręcz niemożliwe do zniesienia. Człowiek dba o siebie, a traktuje się go jak podludzia.
Powtórzmy więc dokładny opis ciała. Wysoki. Przystojny. Umięśniony. Ogolony w niektórych miejscach ciała. Włosy znajdują się jedynie na nogach, rękach, klatce piersiowej i na głowie, tam mogą być. Nie przeszkadzają tak, jak te będące pod pachami i przy wiadomej części ciała. Wyglądam nieźle, szczerze mówiąc. Będę jeszcze lepiej, ale na obecne standardy jestem w zasadzie boski.
UBIÓR:
Ubrania też są ważne, ale mniej. Większość ludzi sądzi, że wystarczy zawiesić na sobie równowartość grubej sakiewki i wyglądają wtedy dobrze. Błąd. Można założyć zwyczajne kimono, uszyte przez prowincjonalną krawcową, a nie iść do salonu godnego Lorda, jednakże powinno zadbać się o większość szczegółów. Przede wszystkim, dobranie do ciała. Za długie, czy też za luźne ubranie. Kto to widział? Jasne, niektóre elementy ubioru winny pozostawiać pewien luz. Jednak nie wszystkie, co jest ogromną wadą. Większość ciuchów powinna dokładnie opinać ciało. Nie winny być ciasne, ale też nie regularne. Dzięki takim wariantom można wyglądać perfekcyjnie, a przy okazji czuć się wyjątkowo przyjemnie. Jaka szkoda, że większość tych zasad wyznaję tylko ja. Przecież lwia część ninja, czy też wojowników to wieśniaki w kwestii ubioru.
Idźmy więc dalej. W co jestem ubrany? Ja, modniś, trefniś i sowizdrzał? W zwyczajne ubrania, które pasują zarówno do mojej cery, jak i koloru włosia. Wszyscy, którzy przeczytali ten wstęp, pewnie oczekują równie ekstrawaganckich ciuszków, co moje słowa. Jednakże tutaj zadziwię mych milusińskich. Uwielbiam osoby dobrze ubrane, jednak wcale nie stroję się w drogie ubrania. Wszystkie pochodzą ze zwykłych kramów, na które stać przeciętnego ninja. Na ciele noszą długą koszulę, rozpinaną na charakterystyczne rzemyki, z bufiastymi rękawami i ze zdobnymi spinkami w kształcie shurikenów. Materiał jest miły w dotyku, a jego barwa to czerń. Do tego równie ciemne spodnie, które delikatnie opinają się na mych smukłych nogach. Oczywiście długie, krótkie są dla plebsu, a nie ninja. Na kark narzucam ponadto długi płaszcz. Sięga on do moich kolan, kończąc się finezyjnymi "strzępkami", które oczywiście wykonano z diabelną precyzją. Płaszcz posiada długi, charakterystyczny, sterczący wręcz kołnierz. Na ramionach można dostrzec odpowiedniki "pagonów", na których widać złociste linie. Ten wspaniały element garderoby ma kilka barw, mijających się i łączących w niespodziewanych wręcz momentach. Czerń, szarość, granat. Nic poza tym.
Wyglądam wspaniale. Okazale. Jak ninja. Jak wojownik. Jak Lord. Jak kupiec. Jak Daimyo. Jak magnat. Jak możnowładca. Jak pan świata. Jak zwyczajny mężczyzna.
Wszystkie elementy ubioru są modne, ale nie przesadnie. Barwy również nie odstają od przeciętnych. Wykonanie tak samo. Z pozoru zwyczajne ubranie, ale zestawione ze sobą i z mym boskim ciałem tworzy naprawdę piękny widok. To zadziwiające. Da się jednak ubrać niebiańsko, wyglądać godnie przy Lordzie, natomiast przeznaczyć na ubiór kwotę zdecydowanie mniejszą.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Czarna opaska zasłaniająca prawe oko.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
Nie ma logicznego powodu, by rozpoczynać kolejny akapit nudną myślą. Czymś, co nie interesuje większość czytelników. Ale co z tego. Mam taki kaprys. Opisuję siebie, bo taki jest obowiązek. Nie robię tego na odwal. Wolę więc przygotować ludzi na zetknięcie z dziwnym stylem, równie pokręconym słownictwem, a także brakiem jakiejkolwiek obiektywności. Nie będę przebierał w środkach, aby pokazać siebie od jakiej strony? Swojej własnej. Brzmi jak masło maślane, ale co mnie to obchodzi? Lubię zwyczajnie tego typu słowa. Zabijają sens wypowiedzi. Wszystko nagle staje się bardziej filozoficzne.
Prawda jest brutalna. Egoista. To ja. Myślę o sobie przez większość czasu. Kieruję się szczęściem moim, a nie innych. Zastanawiam się, czy coś opłaci się mnie, a nie komuś innemu. Tak, to prawda. To bestialskie, tak zabić nadzieję, która rodzi się w sercach czytelników. Prawda jest taka, że nienawidzę robić czegoś, bo ktoś tak uważa. Już kiedy byłem mały, robiłem tylko to co chciałem ja. Ojciec mówił, abym wykonał pracę domową. Nie chciałem tego. Po otrzymaniu lekcji, w postaci rózgi, następnym razem bardzo zachciałem wykonać sporą część obowiązków w naszym domostwie. Zabawne, w jak prosty sposób można coś komuś wpuścić do umysłu. Perswazja i retoryka. Dwie bronie, które powinny zostać opanowane przez każdego ninja. Szkoda, że tylko ci najlepsi potrafią z nich korzystać. A może nie? W końcu dzięki temu mam łatwiejszy start w karierę.
Wszyscy myślą, że bycie egoistą to równoznaczny fakt z byciem egocentrykiem. Jak tak można? Naprawdę, trzeba być potężnym idiotą. Zamienić się na głowę z kubłem śmieci, czy też zużytej bielizny. Jak bowiem można tak zapuścić swój umysł, aby pominąć tak banalny fakt?
Egoista chce szczęścia. Swojego oczywiście. I gdy byłem w związku z Mei, och, jak ja mile wspominam tamtą blondynę, to pragnąłem być razem. Robiłem wszystko, aby nasza relacja prezentowała się pięknie. Aby ona była mi wierna i ja ja też. Abyśmy nie spotkali żadnych przeszkód. Bo poczułem miłość i spełnienie. Czyli szczęście. Chciałem je przedłużyć. I właśnie dlatego nasz związek był wspaniały. Zakończyło go żelazo, ale to już inna sprawa.
Mam wiele cech charakteru. Szczerze mówiąc, to nienawidzę tego słowa, bo w nie nie do końca wierzę. Jak można pokładać nadzieję i ustalić jednoznaczne brzmienie jakiejkolwiek cechy? Weźmy na przykład spokój. Dla jednych to dobra cecha, ponieważ mogą dzięki temu pozostać w harmonii zarówno z naturą, jak i całym światem dookoła. Z drugiej strony może też oznaczać bycie przymułem, który boi się zareagować. Bo nie dostrzega zagrożenia. Wszystko mu pasuje, jest zbyt pokojowy... I co? Rozumiecie, co mam na myśli? Nawet jeżeli nie, to jestem spokojny. A w którym wydaniu. Cóż, najpewniej mam trochę negatywnych i pozytywnych części tej cechy. Trudno się przecież jednoznacznie ustawić.
Koniecznie powinienem podać pewną dziwną zbieżność. Znanie wartości pieniądza, które to większość osób nazywa skąpstwem, a także docenienie fatygi i czasu, określane przez społeczeństwo rozrzutnością. Umiem zarobić mamonę. Potrafię jej dochować i pilnować przez naprawdę długi czas. Jednak nie widzę niczego złego w daniu napiwku przekraczającego koszt usługi. Jeżeli mam nastrój i ochotę, to dlaczego nie? Jestem szczęśliwy, gdy dzielę się dobrem z innymi. A przepraszam bardzo, ktoś pamięta na czym polega bycie prawdziwym egoistą?
Następne paradoksy, czy też wynaturzenia mej natury? Cóż, jest kilka do opisania. Powiedzmy, że mam do siebie dystans. Znoszę rozmaite docinki. Śmieję się sam z siebie najbardziej na całym świecie. Jednak potrafię odbić ripostę jeszcze bardziej. Oddaję okiem za oko, nie. To by było za łatwe. Za oko wydłubuję dwa. Za ząb pozbawiam kogoś całej szczęki. Ironia, cyniczność. Nie umiem tego lepiej opisać. Objawia to się zależnie od nastroju. W towarzystwie doborowej kampanii będę pierwszym, który zacznie obnażać własne słabości, śmiać się do rozpuku i udawać idiotę, tylko dlatego, aby zabawić się z przyjaciółmi. Równoznaczne jest to, że przy osobach mniej godnych zaufania będę zimniejszy niż lód. Jednym oddechem stopię ich byt. Istnienie. Pokażę, że pojedyncza wypowiedź, a nawet mniej, słowo, może zabić. Że wyrok śmierci jest często wypisany mrugnięciem. I nie ma znaczenia pochodzenie, lecz zachowanie. O tak.
Powaga. Wybuchnę zaraz śmiechem. Jestem lekkoduchem. Lubię się śmiać. Kocham obdarzać innych uściskami i całusami. Moją siostrę, och, czerwienię się na samą myśl, całowałem częściej niż Mei. A śmianie się z innych? Och, jakże częste. Najlepiej z całego świata. Z marzeń innych. Z wielkich myśli i słów. Przecież wszystko jest tak skomplikowane, w ich umysłach. Oni myślą chyba, że są wybrańcami. Że wszyscy osiągną coś wielkiego. I umierają w tym wyścigu szczurów. A ja? Siedzę. Stoję w miejscu, no, czasem podrepczę spokojnie do przodu. Rozwijam się. Ale nie mam parcia na władzę. Odrzucam ją. Nie chcę bawić się w politykowanie, albo mokre sny o osiągnięciu nieśmiertelności. To co jest, to rzecz ważna. Jutro jest najważniejsze. A przeszłość? Zlewam na nią.
Jedyna właściwość, którą zapamiętacie z tego wywodu, to ciekawość świata. To najprostszy i najłatwiejszy mechanizm, tkwiący w moim umyśle. Lubię działać. Uwielbiam oglądanie świata. Krain. Mórz i oceanów. Gór i jaskiń. Lasów i dołów. Równin i przełęczy górskich. Ach, ileż ja bym dał, żeby zamienić się w ptaka, a potem tylko odlecieć gdzieś daleko.
Tak, rozmarzyłem się. Czasami łapie mnie melancholia. I to chyba ostatnie wspomnienie.
NAWYKI: Zdawkowe odpowiedzi, łamanie niewygodnych reguł.
NINDO: Przez ciernie do gwiazd.
HISTORIA:
Urodziłem się w Yusetsu.
Tyle wystarczy. A jednak nie, w końcu powinienem się wysilić. Od razu zastrzegam, nie mam zamiaru pisać długo. Historia, rodowód, dziennik. Wiele osób nazywa taką rubrykę inaczej. Ja nie mam konkretnego określenia. Po prostu zwyczajnie traktuję moją przeszłość jako coś, co już się odbyło. A na takie rzeczy niestety nie mamy wpływu. Zawsze martwiłem się jutrem. Wczoraj to już nieważne. Dzisiaj jeszcze przeżyję. Ale co będzie jutro? Tego nie wiedziałem nigdy. Szczerze mówiąc, może to i lepiej. Daleko mi było do wisielców, jednak kto wie? Może skok z wysokości? Albo rzucenie się w morskie fale? Istniało wiele pięknych sposobów, aby odejść z tego świata. Gdybym miał wybrać metodę samobójstwa, zrobiłbym tak.
Usiadłbym w barze. Przy orkiestrze, w dzień największego święta. Dałbym ogromny napiwek grajkom. Potem zamówił trunek, najlepiej cierpkie wino. Po opróżnieniu trzech czwartych szklanki odstawiłbym ją. Następnie uśmiechając się, wbiłbym w swoje serce malusieńki szpikulec. Dzięki temu mógłbym umrzeć bez bólu. Szybko. Odejść śmiercią samobójczą, ale piękną. Zupełnie jak mój dziadek.
Staruszek nie mógł znieść tego świata. Nienawidził go bardzo mocno. Obraził się, ponieważ nie przyjął jego wyzwania. Nie chciał z nim walczyć. Brzmi jakby był szalony. Wiem, rozumiem to wszystko. Prawda jest jednak taka, że całkowicie go rozumiem. Ba, obawiam się, że mógłbym zrobić to samo. Nie, jednak nie. Za bardzo pokochałam słodkości żywota, aby teraz tak nagle je urwać. Ale prawdą jest to, że uznawałem tylko taką metodę samobójstwa.
Po kolei. Mój dziad miał piękną córkę. Kochał ją ponad własne życie, jak to ojciec. Pomiędzy dziewczynkami, a ich tatusiami rodziła się dziwna więź. Zawsze. A ponieważ każdy chciał mieć ładną i mądrą córkę, staruszek był wniebowzięty. Przez szesnaście lat życia robił wszystko, aby jej pomagać. Pracował na dwie warty. Awansował ze strażnika na prawdziwego wojownika. Nauczył się władać kataną tylko dlatego, aby móc pokonać rządzącego w mieście samuraja. Przejął władzę w rodzimym miasteczku, by tylko zyskać pieniądze. Z biedaka stał się bogatym inwestorem. Nauczył mówić biegle w kilku językach. Aż wreszcie wysłał swoją córę do prestiżowej placówki w Yusetsu. A gdy ta po dwóch semestrach wróciła, był z niej dumny. Przywiozła ze sobą świadectwo z najwyższymi wynikami wśród jej rówieśnic.
A poza tym, przywiozła ze sobą coś jeszcze. Większy brzuszek. Tak z trzydzieści centymetrów.
Dziadziuś dostał szału. Kto śmiał dotykać jej córki? Nie dowiedział się, więc pobił swoją jedyną kobietę w życiu. Nie, nie żonę, lecz córkę. Przecież jego partnerka nie dała mu nic poza dzieckiem i śmiercią przy porodzie. Jednakże taka forma perswazji nie była skuteczna. Starzec się opanował. Krew to w końcu ważna rzecz. Nawet jeżeli w łonie jego córeczki był noszony bękart, to miał jego geny. Dla potwierdzenia skuteczności metody pobił moją matkę jeszcze dwa razy. Ale brzuszka nie tknął. To jedyna rzecz, za którą go kocham.
Miesiąc przed porodem, jak grzyb na deszczu pojawił się on. Młody, przystojny, silny, krzepki, inteligentny. Ten, który zgwałcił moją mamę. W zasadzie to nie był gwałt, bo sama się zgodziła. Jednak dziadek rzecz nazywał inaczej i wyzwał go na pojedynek. Mężczyzna odmówił, ale zaatakowany wiedział co zrobić. Uciął ojcu swojej żony rękę, a następnie zaczął go torturować. Wiedział bowiem, że jego wybranka została pobita i to nieraz. Potem odszedł, zabierając ze sobą moją mamusię i mnie. Dziadek, gdy tylko się opamiętał, poszedł do baru i skończył sam ze sobą. Było mu wstyd. Nie dlatego, że stracił mnie, wnuka. Nie, że utracił córkę i zięcia. Popełnił samobójstwo, bo przegrał. A on nie lubił przegrywać, dlatego postanowił, że wygra sam ze sobą. I w ten przykry sposób odszedł Gishi Nakabura, mój dziadek.
Gdy się rodziłem, moi rodzice mieli problem. Zaatakowano ich. A konkretniej, moje wujostwo. Ojciec i stryj nienawidzili się z całego serca. Jeden klan, ba, jeden szczep. To nic. Oni byli inni od nas, mówili. Zasługują na śmierć, mówili. Walczyli więc kilka godzin. Ojciec w końcu sięgnął do ostateczności. Do Katonu, swojego ulubionego żywiołu. Dzięki niemu prawie spalił stryja, a przy okazji dom, w którym walczyli. Tymczasem prawie zapomniał, że jego żona rodzi, w tej samej budowli. Wolał jednak zaryzykować, aby nie przegrać. Nie chciał stracić życia i udało mi się. Jego brat uciekł, ja i matka natomiast przeżyliśmy poród. Na tą cześć nazwano mnie Satoshi, to jest Popiół.
W domu nie było miło. Odkąd sięgam pamięcią czułem chore obawy ojca. A co jeżeli okażę się jak jego brat? Będę plugawym odmieńcem. W końcu nosiłem też jego geny. W rodzinie wszystko było prawie takie same. Ojciec opowiadał, że on był jak jego tatuś. Stryjek natomiast był jak jego mamusia. Rodzice ojca dobrali się bowiem mimo przeszkód i swojej odmienności w szczepie. Ja ich rozumiałem. Ojciec natomiast nie. Nie rozumiał też tego, że przeciwwstawili się bratobójczemu konfliktowi, za co zostali skazani na śmierć. Ich synowie obwiniali się za to nawzajem, aż do śmierci.
Wychowywałem się w sercu Yusetsu. W stolicy. Wśród innego klanu. Inuzuka. Lubiłem ich. Te śmieszne pieski, a także dziwne podejście do życia psiarzy. Mój ojciec nimi gardził. Ja natomiast nie. Nie przeszkadzało mu to we mnie. Od zawsze powtarzał mi, że powinienem być inny. Bo czasy się zmieniają, a wojna dalej trwa. Dlatego muszę być silny i ewoluować. A jakże inaczej nazwać ewolucję, niźli zmianą?
Ojciec miał chore pobudki. Trenował ze mną cały czas. Spędzałem średnio osiem godzin dziennie na szkoleniu, fizycznym i psychicznym. Bylem przez to samotny, wszyscy w wiosce mieli swoje zajęcia i kumpli. A ja? Od rana do późnego popołudnia ćwiczyłem. Medytowałem. Pisałem, bo tatuś kochał tą sztukę. Wieczorami natomiast snułem się ulicami, szukając szczęścia. Przyjaciół, albo chociaż znajomych. Niestety, przez pierwsze osiem lat żywota miałem tylko rodziców. A mamusi nie kochałem.
Nie potrafiłem obdarzyć jej uczuciem, bo ona nie chciała tak żyć. Żałowała, że zmarnowałem jej życie. Nie chciała być z ojcem. Nie pragnęła być z ninja. Nie mogła znieść widoku, gdy ja trenowałem, a ojciec tłumaczył mi wszystkie reguły. On wiedział, że to jest ważne. Ona uważała tobą bzdety. Jedyne co mnie lubiła to skłonność do pisania wierszy. Doceniała artyzm mojej duszy, jednak samego mnie nigdy nie pokochała. Tak więc, gdy ojciec ją pobił, nie czułem się winny. A szkoda, bo powinienem. Pewnego wieczora wróciłem do domu zmęczony i samotny, tak samo jak zawsze. Zauważyłem, że tatuś próbował dobrać się do mamusi. Ona mu odmawiała. Nie chciała drugiego dziecka. Trzeci ninja w rodzinie, brzmiało jak zbrodnia. A ojciec na mój widok oświadczył, że dobrze, wytrzyma bez seksu. Jednak musi dać upust swojemu ciału. Zaczął ją okładać pięściami. Potem nogami. A potem tylko narzędziami. Pozwolił jej uciec. Uznał, że nie zrobi nam krzywdy. Jakże bardzo się mylił. Jeszcze tego samego wieczoru, z wizytą wpadł do nas nasz stryj. Z przyjaciółmi.
Spalił nasz dom. Pokonał mojego ojca, ale nie zabił. Zdążyłem go pochwycić i schować się wśród gruzów. Tatuś był mi za to bardzo wdzięczny. Głównie dlatego, że okazałem się być taki jak on. Po wszystkim, ucałował mnie w czoło, przytulił i rozpłakał się. Powiedział, że to najlepszy moment w jego życiu. Cieszył się ze mnie i mojego nagłego aktywowania zdolności klanowej, bardziej niż ja sam. Poszedł do naszego lidera, aby opowiedzieć mu, co się stało. Ten ogłosił święto. Uczta była na moją cześć. Rzadko kiedy ośmiolatek dostawał rangę Genina. Dostąpiłem tego zaszczytu za aktywowanie limitu krwi mojego ojca.
Jako ośmioletni Genin bez dachu nad głową, a także z rannym ojcem, nie miałem wielu perspektyw. Zamieszkaliśmy w dzielnicy naszego klanu. Nie podobały mi się te rejony, jednak nie miałem wiele do gadania. Ojciec szybko się wykurował i powrócił do czynnej służby, dając mu więcej wolnego czasu. Trenowałem dalej, jednak coraz częściej samotnie. Tatulek mówił wprost, że skoro wybrałem swoją ścieżkę to muszę nią podążać. Nikt w przyszłości nie zapyta mnie, czy ktoś pomógł mi w tym wyborze, a im szybciej zacznę życie dorosłe, tym lepiej. Wspaniałe słowa dla dziecka, prawda? Jedynym plusem tej sytuacji było więcej czasu na spacery. Trenowałem codziennie, jednak mniej niż kiedyś.
Ktoś może się śmiać, jednak wspomniane spacery wiele wniosły do mojego życia. Podczas pierwszego z nich, poznałem mojego ówczesnego towarzysza. Kumpla, kolegę po fachu. Nazywał się Yoichi i wciąż ganiał za wielkim psem. Dopiero po kilku dniach znajomości przyznał mi się do faktu bycia Inuzuką. Ja też wyjawiłem mu moje pochodzenie. Był zdziwiony faktem, że ktoś w moim wieku jest już Geninem. A poza tym? Cóż, wydawało mi się, że obaj zostaliśmy odrzuceni przez społeczeństwo. On w klanie, ja w rodzinie. Dzięki temu nasza znajomość była bardzo emocjonalna i obfitująca w dziecięce głupoty. Kiedyś nawet zniszczyliśmy główny targ w Yusetsu, bo zaczęliśmy się tam bawić. Bardzo lubię te wspomnienie. Reakcję mojego ojca na wiadomość o występku juz nie do końca, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Nasza znajomość trwała około pięć lat. Potem Inuzuka zyskał szacunek w moim klanie, a u mnie pojawiły się komplikacje. Przestaliśmy się spotykać, obiecując zobaczyć za dłuższy czas. Obaj mieliśmy zbyt wiele do roboty. Oczywiście do ponownego zejścia nie doszło. Nasze zajęcia, lekko mówiąc, nas przygniotły.
W dzień moich trzynastych urodzin do domu wróciła matka. Jak gdyby nigdy nic weszła do środka, dając mi pakunek i próbując pocałować tatę. Nie wiem kto zrobił to pierwszy, ale wyrzuciliśmy ją z domu. Obaj byliśmy w tym temacie bardzo zgodni. Zdrajcom rodziny mówimy nie. Jaka szkoda, że historia zatoczyła koło.
Z wizytą wpadł do nas stryjek. Jednak tym razem nie zaskoczył nas. Był prawdziwym idiotą, przecież wszedł na tereny naszego klanu. Bez ceregieli, doszło do walki. Rozproszyliśmy grupę wroga, zabiliśmy też mojego kuzyna. Ojciec natomiast otrzymał śmiertelną ranę, która zabrała go z tego świata. Tak też odszedł mój ojciec. Damski bokser, wzorowy wychowawca i patriota, Seitaro.
Załamany wiadomością popełniłem straszny czyn. Przestałem myśleć. Zrobiłem dokładnie to samo, co brat ojca. Wyruszyłem do siedziby stryja w poszukiwaniu matki. Ze łzami w oczach powiedziałem jej o tacie. Kobieta nie wyglądała na zbyt przejętą. Opanowany emocjami zabiłem ją. Gdy spalałem jej kończyny była bardziej rozmowna. W ten więc sposób ze światem pożegnała się moja matka, uosobienie inteligencji, a także wyrachowania i braku uczuć, Yukina.
Wbrew pozorom ninja nie może pozwolić sobie na mordowanie cywilów. Nie w tak brutalny sposób. Rada klanu mnie rozumiała, ale prawo było tylko bezosobowymi paragrafami. Wygnanie na pięć lat. Wyrok przyjąłem z uśmiechem na ustach. Chciałem wydostać się z tego przeklętego miejsca, gdzie straciłem rodziców. Wyruszyłem więc w podróż po świecie. Z Yusetsu całkiem blisko było do Sogen, gdzie spędziłem najpiękniejsze lata życia. Dlaczego? Cóż, byłem całkiem niezłym ninją, a ponieważ lubiłem obcować z przygodami i gardziłem staniem w miejscu, wywiązałem z tamtego okresu kilka ciekawych wspomnień.
Pierwsze to oczywiście mój związek z Mei. Och, słodka, miła i kochana Mei. Też była ninja. Jako kunoichi ustępowała mi pod pewnymi względami, ale za to wyglądem... Cóż, nie miała sobie równych. Piękna i młoda, tak jak ja. Szesnastolatkowie, którzy poznali się podczas misji dla lokalnego możnowładcy. Nie wiedziałem z jakiego była klanu, jednakże nie przeszkadzało mi to spędzić z nią półtorej roku. Robiłem z nią wszystko. Kochaliśmy się w kwiatach, wędrowaliśmy po górach, wspinaliśmy na wielki mur... Tak, miałem wiele wspomnień z piękną Mei. Niestety, musiała wracać do swojego domu, gdzieś daleko. Odpłynęła, gdy spałem, zostawiając mi kartkę na pożegnanie. Wyruszyłem za nią i złapałem ją w porcie, w towarzystwie eskorty. Jej ojciec nie był zwyczajnym ninja, lecz radnym, czy tam nawet dowódcą oddziału. Jeden kontra piętnastu. Do dziś pamiętam manto, które zebrałem, lecz było warto. Zawsze walczę za moje ideały. Tak zakończyłem mój związek z piękną Mei.
Następnym miłym wydarzeniem była walka z czerwonowłosym i czerwonookim naraz. Tak, to była jedna osoba. Nie pamiętam imienia tego ryżego hultaja, ale nie powiem, mierzyło się z nim całkiem przyjemnie. Mieliśmy obaj po piętnaście lat? Jakoś tak. Zaczepił mnie na ulicy, potem zaatakował, odpowiedziałem mu tym samym. Poznałem jego imię, on moje też, ponieważ ktoś przerwał nam walkę. Musieliśmy uciekać, bo w sumie toczenie regularnego pojedynku przy pałacu Lorda nie należało do mądrych zajęć. Tak poznałem Yoshiego, ryżego wariata.
Co dalej? Podczas ostatnich miesięcy wygnania postanowiłem wybrać się na wycieczkę po terenie. Nie powiem, abym traktował naturę w miły sposób. Rozłożyłem się na łące, otoczony kwiatami i śpiewałem. Gwizdałem, radowałem się. Nuciłem stare melodie z Yusetsu, wspominałem dobre czasy. Ja, już prawie dorosły. I wtem zjawił się on, dorosły, o wiele wyższy, z pewnością też cięższy. Zaoferował mi w krótkich słowach opuszczenie tego miejsca. Dlaczego? Nie miałem bladego pojęcia. Zaczął coś fukać, że niszczę kwiaty, że płoszę zwierzęta. Po czym, po mojej bezczelnej odpowiedzi, zwyczajnie mnie zaatakował. Pojedynek został zakończony stworzeniem przeze mnie ogromnej mgły. Nie chciałem walczyć z tym typkiem. Miałem zbyt dobry nastrój. Zwyczajnie opuściłem polanę, zostawiając go na kilka godzin w kapuścianej zasłonie. W ten sposób "wygrałem" z Kaienem, olbrzymem.
Wracając do Yusetsu, poznałem również pewnego starszego ode mnie mężczyznę. Ja pełnoletni, natomiast on koło trzydziestki. Człowiek ten miał bardzo specyficzny charakter, jednak korzystając z uroków terenów musieliśmy wędrować razem. W końcu w wąwozach i górskich przełęczach nie było zbyt wielu szlaków, a łamanie ich było zwyczajnie idiotyczne. Miał ciekawą filozofię życia. Obiecaliśmy sobie kiedyś spotkać się ponownie. Ciekawy gość, Kuroi Kuma.
A po powrocie do ojczyzny, wykorzystałem mój status. Wygnaniec nie mógł przebywać na terenach klanu, ale za to nie był traktowany jako jego członek. Bez najmniejszego problemu znalazłem więc wioskę mojego rodu. Spędziłem parę dni na zwiadzie, aby dostać się do domu mojego stryja. Wszedłem, przedstawiłem się. Uniknąłem pierwszego ataku, po czym bestialsko wygrałem pojedynek. Uciąłem mu głowę, którą zabrałem i podrzuciłem liderowi klanu. Wracając dzień później, już nie jako wygnaniec, lecz członek klanu, otrzymałem gratulacje. A przy okazji, awans na wyższy stopień. Takie załatwienie sprawy po raz kolejny pokazało, że byłem prawdziwym synem mojego ojca.
Taką historię miałem ja, do dwudziestego roku życia. Tu zamykam dziennik. Kiedyś napiszę ponownie. Podpisano przeze mnie. Ja, czyli Satoshi Sanjin.
WIEDZA
INFORMACJE:
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI:
Futton, Yōton - elementy opanowane przeze postać, zna je doskonale
Terumi - dwa stronnictwa w klanie, dystans, możliwość opanowania aż dwóch Kekkei Genkai, manipulacja lawą i kwasem w różnych formach skupienia.
Inuzuka - często charakterystyczny tatuaż na policzkach, jakby na kształt kłów, towarzyszą im, jak i walczą z nimi psy, preferują walkę bezpośrednią, wyszkoleni w taijutsu, zamieszkują tereny Yustsu
Hōzuki – charakterystyczne, ostro zakończone uzębienie, lubią przebywać blisko wody, którą świetnie manipulują i potrafią się w nią zmienić, nie mają określonego typu walki, są w niej mało oczywiści i nieprzewidywalni, zamieszkują tereny Kantai
Kaguya – w większości przypadków mają dwie charakterystyczne kropki na środku czoła, walczą własnymi kośćmi, specjalizują się w walce bezpośredniej – taijutsu, zamieszkują terany Atsui
Kaminari – członkowie tego klanu w większości przypadków charakteryzują się ciemniejszą karnacją, z natury spokojni, specjalizują się w manipulacji raitonem, wytwarzając go w innej, znanej sobie wersji, stawiają na ninjutsu, zamieszkują tereny Antai
Uchiha - czerwone oczy
Kōseki - Shōton - tworzenie kryształu .
POSTACIE:
Yoichi - z imienia i nazwiska, stary kumpel, ma psa
Yoshi - z imienia, dziwny typek, Uchiha, czerwone oczy, użytkownik Genjutsu , technika iluzji od łańcuchów , technika od Genjutsu klona, technika od ponownego użycia genjutsu
Kaien - z imienia, dziwny, ale go rozumiem
Kuroi Kuma - z imienia, ciekawa filozofia życia
ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Futton
| Yōton
NATURA CHAKRY: Suiton
| Katon
| Doton
| Futton
| Yōton
STYLE WALKI: Seido
UMIEJĘTNOŚCI:
Wrodzona - Brak
Nabyta - Brak
PAKT: Brak
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 75
WYTRZYMAŁOŚĆ 50
SZYBKOŚĆ 135
PERCEPCJA 50 | 70
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 50
KONTROLA CHAKRY S
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY : 100%
MNOŻNIKI: Seido
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E
Bunshin no Jutsu
Henge no Jutsu
Kai
Kawarimi no Jutsu
Kinobori no Waza
Suimen Hokō no Waza
Nawanuke no Jutsu
GENJUTSU
TAIJUTSU
BUKIJUTSU
KENJUTSU
SHURIKENJUTSU C
Kage Shuriken no Jutsu
Sōshuriken no Jutsu
Seido
KUSARIJUTSU
KIJUTSU
IRYōJUTSU
FūINJUTSU
ELEMENTARNE
KATON A
Hōsenka no Jutsu
Ryūka no Jutsu
Kaen Senpū
Gōkakyū no Jutsu
Kasumi Enbu no Jutsu
Endan
Dai Endan
Karyū Endan
Karyūdan
Hōsenka Tsumabeni
Benijigumo
Haisekishō
Hibashiri
Kaisen - NAUKA
Raitā - NAUKA
Senkai - NAUKA
SUITON A
Kirigakure no Jutsu
Mizu Kawarimi
Mizutetsu no Jutsu
Mizukiri no Yaiba
Tenkyū
Mizu Bunshin no Jutsu
Mizu no Tatsumaki
Mizuame Nabara
Mizurappa
Suiben
Takitsubo no Jutsu
Suirō no Jutsu
Sensatsu Suishō
Ja no Kuchi
Suigadan
Suiryūdan no Jutsu
Suishū Gorugon
Daibakuryū
Mizu Kamikiri
Suijinheki
Suidan no Jutsu
FUUTON
DOTON B
Doro Kawarimi no Jutsu
Doton no Jutsu
Shinjū Zanshu no Jutsu
Doryūsō
RAITON
FUTTON S
YŌTON B
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Kabury na broń [Oba uda], Torby [Oba pośladki]
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
Kabura na broń [lewe udo]: 10 shurikenów | 10 Notek Wybuchowych | 10 Notek Świetlnych
Kabura na broń [prawe udo]: 8 kunaiów [każdy po 35m Stalowej żyłki przyczepionej] | 3 Bombki Świetlne | 2 porcje Stalowej Żyłki (20m)
Torba [lewy pośladek]: 10 Bombek Wybuchowych | 10 Bombek Dymnych | 10 Bombek Chili
Torba [prawy pośladek]: 3m bandaży
Mały zwój: 2x Duży Shuriken (owinięty żyłką, która ma 25 metrów) [Wykorzystane 130 Wagi Fūin]
Mały zwój: 2x Duży Shuriken (owinięty żyłką, która ma 25 metrów) [Wykorzystane 130 Wagi Fūin]
Mały zwój: 2x Fūma Shuriken (owinięty żyłką, która ma 25 metrów) [Wykorzystane 130 Wagi Fūin]
Mały zwój: 2x Fūma Shuriken (owinięty żyłką, która ma 25 metrów) [Wykorzystane 130 Wagi Fūin]
ROZLICZENIA
PIENIĄDZE: Temat
PH: Temat
MISJE:
D - 1
C - 0
B - 0
A - 0
S - 0
PREZENT OD ADMINISTRACJI:
90% PH ze starej postaci - 0,9 * ( 35 czystych, niewydanych + 450 (dziedziny C) + 900 (dziedziny B) + 520 (dziedziny A) + 130 (kontrola chakry B) + 1804 (staty) ) = 3455
Wydatki: 1804 (staty pozostawiam takie same) + 130 (kontrola chakry B) + 810 (dziedzina S) + 600 (dziedziny B) + 100 (dziedziny D) = 3444 wydane + 11 niewydanych
Ilość technik mniejsza niż na poprzedniej postaci.
Re: Satoshi
: 20 lip 2015, o 17:23
autor: Defrevin
Re: Satoshi
: 20 lip 2015, o 18:23
autor: Satoshi
zmiany naniesione
Re: Satoshi
: 20 lip 2015, o 19:27
autor: Defrevin
I zmień nazwisko na klanowe - Terumi, chyba, że chcesz być wyrzutkiem.
Akceptuję