Poranne słońce wpadało do pokoju przez nieosłonięte niczym okno. Promienie padały wprost na plan młodej Kunoichi pochodzącej z kościanego rodu. Światło przebijało się przez jej powieki sprawiając, że gdy tylko otworzyła oczy i odwróciła głowę, przed sobą widziała jasne plamy, jakby za długo wpatrywała się w promienie słoneczne. Chwilę jeszcze spędziła zakopana w pościel, lecz nie miała zamiaru leżeć tak przez cały dzień. Podniosła się, na wpół siedząc, a na wpół leżąc. Głośne, długie ziewnięcie rozeszło się po mieszkaniu, gdy Mizumi przeciągała swój niemalże niezniszczalny kręgosłup. Wstała z łóżka i spojrzała przez okno. Białe, puchate chmurki leniwie płynęły po niebie, czasem przysłaniając wszędobylskie nadmorskie słońce. Mimo godzin porannych ulice były gwarne, pełne życia. Wszechobecni kupcy zachwalali swoje towary, a ludzie niekoniecznie tutejsi, kupowali towary, jakby w kupieckiej osadzie mieli dostać je taniej. W piżamce udała się do kuchni, gdzie zajęła się myciem naczyń, by po kilku minutach przy użyciu kościanych ostrzy zrobić sobie kanapki. Własnoręcznie zrobione "utensylia kuchenne" były o wiele ostrzejsze, niż te znajdujące się na wyposażeniu mieszkania. Wróciła do pokoju, by na chwilę zasiąść przy biurku.
Trening: Hokkotsu no Yoroi
Ranga: A
Wciąż nie była pewna czy posiadane przez nią zdolności, wykażą sens wysłania jej na szkolenie w kupieckiej osadzie. Pamiętała jeszcze kilka technik, które zdołała ujrzeć nim wyruszyła w podróż. Miała zamiar opanować kolejną z nich, w końcu nie ma lepszego dowodu umiejętności shinobi, niż posiadane przez niego techniki? Pewnie, ilość wykonanych misji, ale w wykonywanie ich w mieszkaniu nie było raczej możliwe. Oddychała spokojnie, mieszając chakrę. Nie spieszyła się, nie musiała, w końcu nie zagrażało jej żadne niebezpieczeństwo, po za ewentualnymi skutkami ubocznymi źle wykonanej techniki. Zaczęła powoli kumulować chakrę, przelewać ją do swych kości, musiały nabrać jej odpowiedniej ilość, w końcu nie chciała by kości, nad którymi nie będzie w stanie zapanować przebiły jej skórę, czy co gorsza uszkodziły mięśnie. Chakra napełniła kości, nadając im plastyczności, umożliwiając wykorzystanie w niemalże dowolny sposób. Zaczęła manipulować swoim kośćcem sprawiając, że ten "wychodził" na zewnątrz, a dokładniej gnieżdżąc się pod skórą. Kości rozrastały się, tworząc "płaską" powierzchnie. Znajdujące się pomiędzy skórą a mięśniami kośćmi, rozpływały się niczym woda, równomiernie pokrywając jej ciało, łącząc się ze sobą tworząc pancerz niemalże niemożliwy do przebicia. Na skórze Mizumi nie było żadnych wybrzuszeń, czy innych śladów bytności zbroi, niewidoczna, piekielnie twarda, prawie idealna defensywa. Ciekawiło ją jednak coś innego, mianowicie skóra znajdująca się w tej chwili na kościach. Udała się do kuchni, gdzie sięgnęła po nóż. Miała czucie w dłoniach, jednak nie była pewna czy odczuwany ból będzie zmniejszony... czy w ogóle zaistnieje. Krótkie cięcie, niewielka rana zrobiona po zewnętrznej stronie przedramienia wystarczyły by poznała odpowiedź na swoje pytanie. Czuła ból, na szczęście nie postanowiła zrobić nic głupiego, jedynie niewielkie rozcięcie wykonane piekielnie ostrą bronią. W salonie miała nieco miejsca, wykorzystała je, by wykonać kilka podstawowych ćwiczeń, na celu miała sprawdzenie tego jak zbroja wpływa na ruch, nie ograniczała jej ruchów nawet w najmniejszym stopniu. Dodatkowo była lekka, nie wpływała na szybkość czy siłę. Wróciła do pokoju i znów zasiadła za biurkiem, na jej ustach malował się dumny uśmiech, znak, że cieszy się z nowo poznanej techniki.-Przydatna rzecz. - powiedziała pod nosem. Postanowiła dezaktywować technikę w końcu w mieszkaniu nic jej nie zagrażało i nawet jeśli nie odczuwała "noszenia"
owego pancerza, to czuła się nieco nieswojo z faktem, że w wolnym czasie siedzi uzbrojona po zęby we własnym mieszkaniu,
jakby co najmniej miała jakąś paranoje. Wzięła wdech, kości niczym płyn, rzeka której bieg odwrócono, zaczęły rozłączać się, całość "ulanego" kośćca na powrót wnikała do jej ciała. Powoli i z pietyzmem, nie miała zamiaru się spieszyć, jeśli nie musiała. Po kilkunastu sekundach po zbroi nie było ani śladu. Drobna rana zabarwiła się na czerwono, krew nie wyciekała, cięcie było zbyt płytkie, jednak dało jej wiedzę. Zbroja chroniła przed śmiercią, ale zerwana, czy uszkodzona w inny sposób skóra po wszystkim wracała na swoje miejsce, a to już nie było za wesołe, w końcu gdyby ktoś ją z niej obdarł... regeneracja zajęłaby długie tygodnie.