Po wypiciu trzech pełniutkich sakizuki malec zatoczył się i padł na podłogę karczmy „Pod uwędzonym dzikiem”. Wciąż był półprzytomny, ale nie dość trzeźwy by samotnie dotrzeć do swojego domu. Na szczęście był pod opieką osoby dorosłej. Na szczęście? Przecież to właśnie Toru doprowadził go do takiego stanu i bardziej obchodziły go jego potrzeby fizjologiczne niż bezpieczeństwo malucha. Mężczyzna miał w sobie jednak coś z człowieka, nie zostawił brzdąca na podłodze, znaczy na chwilę zostawił, ale wrócił z kelnereczką i zabrał go ze sobą. Chłopiec dał mu się nieść niczym worek kartofli, który raz po raz powtarzał tylko swoje „de gozaru”. Wiedział tylko tyle, że całkiem długo się włóczyli, słyszał fragmenty rozmów między Toru, a kelnerką. Toru był zestresowny? Panienka z karczmy musiała mu pomóc w ulżeniu sobie? Nad tym malec nie mógł się zastanawiać, bo półprzytomni nie zastanawiają się nad tak skomplikowanymi kwestiami. W zasadzie myślą tylko o tym, by zaraz nie zwymiotować. W końcu maluch został położony na wyrku i był pewny, że znajduje się już w swoim domu.
-
Dobranoc-sensei…-Rzucił swym słodkim, lekko zachrypniętym głosem, zamknął oczy i niemal natychmiast zasnął. Obudził się jakieś dwie godziny później. W nieznanym miejscu, z niesłychaną suszą w ustach i jeszcze te jęki dobiegające zza ściany. Pierwszą rzeczą, którą zrobił Hözuki było oczywiście opróżnienie bukłaka. Wlał w siebie całą jego zawartość nawet nie próbując się podnosić. Pustą tykwę rzucił na bok i zaczął zastanawiać się nad tym gdzie jest. Miał swój miecz, kaburę i cały sprzęt, więc od razu założył, że jest w bezpiecznym miejscu. Podczas krótkiej retrospekcji poprzedniego wieczora wywnioskował, że musi znajdować się w domu Toru. Dlaczego nie zabrał go do siebie zamiast odprowadzić? Chłopiec był pewien, że podał mistrzowi swój adres zamieszkania. Dziwne… No, ale nad tym też nie rozwodził się zbyt długo, bo pozostała jeszcze sprawa tajemniczych jęków. No, może nie takich tajemniczych, bo chłopiec słyszał już kiedyś podobne, a i po chwili udało mu się rozpoznać głos kelnerki z karczmy. Mógłby się skroplić i zapuścić żurawia do sąsiedniego pokoju celem wznowienia badań nad relacjami damsko-męskimi, ale był za młody by odczuwać taką potrzebę i zbyt zmęczony piciem, by chciało mu się wstawać. Ponownie zasnął i obudził się dopiero rano. Kapcia w buzi nie było, żadnego bólu głowy i miał nawet wszystkie wspomnienia z wieczora, pamiętał nawet jak był niesiony do domu. Całkiem sprawnie zgramolił się z łóżka i wziął z podłogi prezent od kochanej siostrzyczki i zabrał się za zwiedzanie hacjendy. Nie było w niej nic ciekawego, więc otworzył okno, wyrzucił przez nie kościany miecz i skoczył za nim jakby chciał złapać go w locie. No i oczywiście mu się nie udało, ale przynajmniej nie zrobił sobie żadnej krzywdy, w końcu był Hözuki. Tak jak jego nowy znajomy postanowił udać się na trening.
Chłopiec postanowił poszukać jakiegoś większego klifu, bo słyszał kiedyś o technice pozwalającej na wytworzenie wodospadu. Było to przydatne źródło wody do technik suitonu, a też posłużyć do wypełniania pustego bukłaka Yüsuke. Wybrał tę technikę raczej z pragnienia niż z chęci zwiększenia skuteczności w walce, ale technika z pewnością nie posłuży mu tylko do uzupełniania zapasów wody. Po krótkim spacerku udało mu się znaleźć odpowiedni zryw skalny w postaci małego klifu. Chłopiec wspiął się na niego, stanął na krawędzi złożył kilka pieczęci i… Nic. Absolutnie nic się nie stało. Już wtedy zrozumiał, że robi coś źle, ale nie zamierzał się poddawać. Ponownie zmieszał chakrę, złożył odpowiednie pieczęci i znowu nic się nie stało. Co pominął złoty dzieciak Hözuki? Nie wziął pod uwagę, że nie może stworzyć tak ogromnej ilości wody z niczego, ale musiało minąć sporo czasu zanim przyszło mu to do głowy. Chłopiec usiadł na ziemi i zaczął zastanawiać się nad natura tej techniki. Wytworzenie tak ogromnej ilości wody z samej chakry nie wchodziło w grę, wykorzystanie chmur także odpadało, bo i nawet nic o nich nie wiedział. Po około półgodzinie kontemplacji przyszło mu do głowy, że woda jest przecież w ziemi. Bingo! Zerwał się na równe nogi, świnia, pies, baran, trzy pieczęci zostały złożone błyskawicznie. Udało się, wody gruntowe zaczęły wydobywać się na powierzchnię i już po chwili wodospad powstał pod nogami chłopca. Chłopiec podniósł z ziemi swój kościany miecz nim woda zdążyła go porwać i stanął na powierzchni rwącego strumienia, który tuż przed nim gwałtownie spadał i z wielkim szumem uderzał o skały.
Nauka Suiton: Takitsubo no Jutsu czas 5h
Spotkali się przy wodospadzie, gdy obaj nauczyli się nowych technik. Maluch w rozwianym haori stał na jego szczycie dostojnie opierając się nurtowi, który chciał ściągnąć go na dół.