Strona 1 z 1
Tsuma
: 13 gru 2021, o 00:26
autor: Tsuma
DANE PERSONALNE
IMIĘ: Tsuma
NAZWISKO: Hasekura
PRZYNALEŻNOŚĆ: Itojin, Równiny
WIEK: 68
DATA URODZENIA: 05/11/323
PŁEĆ: Kunoichi
WZROST | WAGA: 160 | 52
RANGA: Doko
APARYCJA
WYGLĄD
Niegdyś byłam piękną blondynką! Teraz to już mi tylko siwizna na głowie została, ale przynajmniej nie wyłysiałam jak te inne chłopy, co to już swe piękne loki potracłyi. Przerzedziły mi się włosy to muszę przyznać, ale z przodu wciąż się dobrze prezentują i jak się wie, jak zaczesać, to i problemu nie ma. A przecież dobrze wiem, że chodzi o to, aby się prezentować dostojnie. A tak to co ja mam powiedzieć. Starucha jestem. Zmarchy mi się na czole potworzyły, policzki się zapadły, a powieki to mrugają tak, jakby chciały a nie mogły. Nos mam zgrabny, taki nie za duży, nie za mały, z lekko czubkiem zakręconym do góry. Choć przegroda moja nosa to skrzywiona jest. Ale to już z dzieciństwa tak mam, bo mama mi jakieś nasiona do nosa wsadzała, bo myślała, że mi katar minie. Teraz wiem, że moja kochana matulka to głupia była, ale przynajmniej dobrze chciała. No i co. Ja krótka jestem, bo mam ponad metr coś tam. Dawno się nie mierzyłam, bo potrzeby takiej nie było, a nie chciałam zawadzać komuś za przeproszeniem głowy. Brzuch mi nieco zwisa, a piersi zawsze miałam małe, to problemu i na starość z nimi nie ma, a chłopy i tak za mną latały. Ręce mam sprawne, choć żyły to mi się pokazywały. Takie zielone. Lubiłam je, ale teraz to już ich nie mam, to jedynie czarne nici przemykające pod moją wątła skórą przypominają mi o tym, że niegdyś mogłam je sobie policzyć. Paluchy takie skostniałe, pozbawione tkanki tłuszczowej, ale zarobione, że ło! Widać, że pracy się każdej łapałam. Ogólnie to mi dobrze z oczu patrzy tak mówią.
UBIÓR
Ło, ja to żem już tyle przeżyła, że nie patrzę na takie głupoty jak wygląd! Wygoda się liczy i praktyczność, abym żem ja się nie ufajdła czymś, co wyleci z ryby, jaką będę obrabiała na obiad. I co z tego, że ja już nawet jeść nie potrzebuję. Wcześniej i tak żem nie jadła, bo ja już zębów nie miałam właściwie swoich. Rozbijałam kamieniem o kamień jedzenie, by w ogóle móc coś przełknąć, bo jednak jeść trzeba. A, no, ubiór. To ja w tym samym chodzę od lat kilkunastu i dziesięciu również. Prosta zielona bluzka zapinana na kilka guziczków z różowymi rękawami sięgającymi do dłoni, bo mnie to zimno się robi, gdy nie ma komu grzać kominka w komnacie. Albo robiło właściwie, ale staremu człowiekowi to trudno przyzwyczajenia zmienić. I taką sobie uszyłam, choć niektórzy mówią, że kolorystycznie to w ogóle nie pasuje. A dla mnie to i ładne i dobre jest. Oni się nie znają, to ich słuchać nie będę. Lubię takie lekkie, jaskrawe kolory. Od zawsze za nimi przepadałam, nawet jak byłam małą dziewczynką, co plotła wstążeczki. Teraz to ja wstążek nie mam, ale zamiast tego nakładam chustę na głowę i zawiązuję ją sobie pod szyją, aby słońce mnie nie oślepiało, bo wzrok to ja mam jeszcze dobry. Widzę dobrze z bliża i daleka. No i biały fartuch mam taki. Taki to właściwie skafander mogłabym powiedzieć, bo opatula mnie dokładnie od stóp aż do długiej spódnicy, co to do butów sięga. Bo ja się nie będę odkrywać. Stara już jestem i nawet nie ma co popatrzeć.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER
A ja to miła jestem. No, miła jak miła. Nie znoszę, gdy mnie ktoś denerwuje, ale staram się być miła, jak to każda dobra babcia na starość. Mówi się, że gdy człowiekowi urodzi się wnuczek lub wnuczka, to nagle coś mu się we łbie przestawia. I szyć zaczyna, i gotowanie jakoś lepiej mu idzie, a i życzliwszy się staje do innych. Można byłoby powiedzieć, że w końcu z wiekiem... ło, żebym ja to pamiętała, ile to ja miała. Może z czterdzieści miałam? Nigdy nie byłam dobra z pamięci do dat. Pamiętam, że było to w roku smoka. Wtedy urodził się mój pierwszy wnuczek! Piękny to był chłopak. No zresztą dalej jest piękny, bo tego mu odebrać nie mogę. A bo ja to ten. Charakter mój. No i ja się staram patrzeć na innych miło, bo i tak wiele mi lat nie pozostało, to po co sobie psuć relację i pluć jadem, ale że przecież nie będę jakąś milutką i spokojniutką, jak całe życie musiałam walczyć o to, aby przetrwać. Nie cierpię, gdy ktoś jest niepracowity, leniwy, nieposłuszny, głupi, obraźliwy, niewspółpracujący, no... Okropnie. Wtedy to się potrafię zezłościć. I przyłożyć chochlą czy po prostu dłonią, bo po co marnować chochlę na łapserdaków, a rękę to sobie mogę nową doszyć, co nie? Hehe.
Ostatnio jednak. No wcale nie tak ostatnio, żebym to ja nie przesadzała, ale jak się jest starym, to ten czas szybko leci muszę przyznać. Można powiedzieć, że wróciłam do żywych. Stałam się bardziej żywiołowa, pełna energii. Jak za swoich młodzieńczych lat! Nie chcę się za bardzo tym przechwalać, że znowu mogę podskoczyć do góry i nie martwić się o to, że złamię sobie coś w kręgosłupie, dlatego wciąż udaję tę spokojną babcię, co sobie chodzi przesuwając nogi po podłodze, ale jeżeli będzie potrzeba, to przywalę i to mocno! Wieczorami, gdy nikt nie patrzy, zaczęłam trenować. To dopiero śmieszna sprawa widzieć starą babę, która nawala ręką w drzewo i jeszcze się przy tym nie męczy. Zresztą co by inne moje przyjaciółki powiedziały, gdyby mnie zobaczyły w takim stanie. Za wiele to ja tych przyjaciółek nie mam... No ale charakter, tak. Lata doświadczenia pokazały mi i nauczyły, że nie zawsze warto jest ufać innym, nawet jak ci wydają się być przemili. A szczególnie gdy jestem w czasie misji. Wtedy tylko czujność może nas uratować. I mój przepyszny kompocik. Dlatego zawsze mam go nieco schowanego w maniereczce, abym mogła sobie łyknąć.
No i jak to się mówi - trzeba korzystać z tego, co życie ci dało. Dlatego nie zamierzam się smucić, a iść do przodu, nieważne jakie to niebezpieczeństwa na mnie czyhać mogą. Chciałabym spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i zostać potężną kunoichi. Kiedyś nie było mi to dane przez to, że urodził się mój pierwszy syn, lecz teraz? Nic nie stoi na przeszkodzie, aby stać się tym, kim zawsze chciałam być. Maksymą mojego szczepu powinno być po trupach do celu i… choć nie chcę tego robić, to żeby stawać się silniejszym, trzeba pokonywać słabszych, prawda? A ja już wystarczająco dużo razy pokazałam, jak silna potrafię być.
HISTORIA
Mam na imię Tsuma. Lat mi… dużo. Ostatnio jak pamiętałam, to byłam po obchodach moich sześćdziesiątych księżycowych urodzin, a było to już kilka lat temu. Potem jakoś nie miałam czasu i okazji na to, aby je świętować. Moja rodzina jest w dość dużych rozjazdach. Miałam ja to… trójkę dzieci. Tak. Trójkę. Aż musiałam sobie przypomnieć, czy na pewno jakiegoś nie pominęłam, ale właściwie to dawno się z nimi nie widziałam. Trudno w końcu się widzieć, gdy dwójka z nich nie żyje, a jeden jest gdzieś na piaskach pustyni i robi bogowie wiedzą co. Wysyła mi co prawda listy, bo czasu na spotkanie się to nie ma, ale ja to średnio lubię tak w listy. Napiszę raz na jakiś czas, mówiąc mu, że wszystko u mnie dobrze, ale ręka trochę nie taka, a trzymanie pióra boli. Trzymam kupkę z nimi w kąciku mojego pokoiku, a jak kiedyś przyjedzie, to mu odpakuję i pokażę, że czytam. A potem to mam wnuczki! Ich to mam całkiem sporo, ale tylko dwóch bliżej mnie siedzi. Jeden to został nawet kapitanem straży w naszej osadzie! Zuch chłopak. Wiedziałam, że będą z niego ludzie. Zawsze się nim zajmowałam, gdy był jeszcze mały. Pluł mi w twarz, ale to słodziak był. A mąż stary pryk to już dawno nie żyje. Był z Akimichi, to mówiłam mu, że nie powinien tyle żreć, bo zaraz umrze. Ludzie jak jedzą to umierają to wie każdy, bo żołądek pęka. Czy coś takiego. Nie wiem, nie znam się, ale umarł, więc wyszło na moje. Jak zawsze zresztą, bo ja to mądra kobieta jestem.
Z lat młodości nie pamiętam wiele. Dawniej byłam kunoichi. Nawet gdzieś wysoko dotarłam rangą to pamiętam, ale z chakry to średnio korzystać potrafiłam. Wiem, że udawały mi się podstawowe techniki, ale głównie skupiłam się na orężu, którym świetnie się posługiwałam. Kunaie, shurikeny, senbony, no-dachi. Wszystko mi przeleciało przez ręce! Żywot shinobi kończy się jednak tak szybko, jak się zaczyna. No i skończył mi się szybko, bo potem zostałam żoną, matką i jakoś tak spodobało mi się to rodzinowanie, że zatraciłam się w tym, a lata mijały, a ręce przestawały być posłuszne jak dawniej. Robiły się coraz wolniejsze, coraz bardziej skostniałe, a ja z każdym ruchem czułam ból, jaki przeszywał moje ciało.
Wtedy też mój pierworodny syn, z którym byłam zawsze blisko związana, bo on nawet pamiętał dokładnie, kiedy moje księżycowe urodziny wypadają. Młodzi to się zawsze mylą, jak to z tym kalendarzem jest, a to bardzo proste dla takich starych dziadów jak ja. No i on mi zawsze przynosił takie piękne talizmany zdobione własnoręcznie w drewnie. Nie miał co prawda talentu, a te znaki wychodziły mu pokracznie, dlatego nie używałam ich nigdy w moich religijnych modlitwach, ale wisiały tu i tam gdzieś w mieszkaniu, aby było, że się z nich cieszę. No i właśnie, bo on został tym kapitanem straży czy kimś. Ja szczerze nie za bardzo się na tym znam, on mi coś opowiadał, ale nie żebym ja miała słabą pamięć, po prostu te wszystkie rangi mi się trochę zlewają. No wracając jednak, bo ja nigdy nie skończę tej mojej historii. Stał się kimś ważnym w klanie. Na tyle ważnym, że sam nasz miłościwie nam panujący shirei-kan przekazał mu wiedzę na temat tego, jak zmienić kogoś organy w czarne nici.
Z początku to ja średnio chciałam w to się bawić. Bo wiecie, gdy się ma już trochę lat, to człowiek nastawia się na tę śmierć. Z początku się boi no jasne, ale potem to jest mu już wszystko jedno i tylko szuka sobie zainteresowań, aby zapchać ten czas, nim kompletnie wyzionie ducha. I ja szyłam, haftowałam, nawet gotowałam. A gotowałam to ja zawsze dobrze, bo mój mąż to żarł jak świnia. Mogłam mu rzucić jedzenie na stół jak do koryta, a on by to pochłonął w sekundy. Gyukatsu było jego ulubionym daniem. Zawsze mu je smażyłam, a no, wracając. Nie będę tutaj gadała jak to bardzo nie chciałam tego robić, ale pewnego wieczora coś mnie tchnęło. Jak mam umrzeć, to i tak umrę, a może jeszcze się zabawię ze swojego życia. No i też przypomniało mi się, jak fajnie było być kunoichi.
Stąd też mój syn, za zgodą naszego lidera, przeprowadził na mnie rytuał. Bolało ło! W sumie to nie czułam za dużo. Na starość czucie się pogarsza, a mnie i tak podali jakieś środki, ale na pewno jestem pewna, że bolało bardzo. Z początku dziwnie było się przyzwyczaić, że jeść nawet nie muszę, bo żołądka to nie mam, a tylko jakieś czarne nici mi przechodzą pod skórą, ale nabrałam takiej krzepy, że byłam gotowa przenosić góry! Próbowałam nawet, ale góra nie ruszyła. Rytuał jednak obarczony był efektem ubocznym w postaci tego, że musiałam powrócić niebawem do czynnej służby. Jako doko. Rozumiecie? Najniższy stopień. No ale dobra powiedziałam, rozumiem, że po kilkudziesięciu latach bez broni w ręku mogą mi nie ufać, to niech im będzie. I tak też się po tej wiosce od wtedy tułam.
WIEDZA
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI
Ukryty tekst
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
Rękawiczki pięknie założone do pracy w polu i kama przy pasku, aby można było ściąć roślinki z pola. A także założony plecak i pod nim torba.
Ukryty tekst
ROZLICZENIA
PIENIĄDZE: Bank
PH: PH
MISJE (dla klanu / inne):
D -
C -
B -
A -
S -
WYPRAWY:
C -
B -
A -
S -
EVENTY:
PREZENT OD ADMINISTRACJI:
Re: Tsuma
: 13 gru 2021, o 20:44
autor: Vulpie
Akcepcik
Ukryty tekst