Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Sytuacja była gorąca. Dosłownie i w przenośnym tego słowa znaczeniu. Anzou był niemalże na tacy jakiegoś mitycznego stworzenia, które przyjęło postać jednej z osoby, która była odpowiedzialna za eksplorację tunelu, co więcej, chłopak oberwał od tyłu, z przysłowiowego partyzanta, przez co finalnie nie do końca miał kontrolę nad sytuacją. Aby sytuacja nie była aż tak przyjemna - nastolatek nie oberwał ciosem, oberwał techniką katonu, która uszkodziła nie tylko jego ubranie i zadała ranę, ale sprawiła, że jego skóra wyglądała brzydko. Tego Białowłosy, jeszcze Białowłosy nie mógł przeboleć. Chłopak musiał działać szybko, niestety - nie wiedział jak walczyć z taką istotą, jednak instynkt podpowiadał mu jedno - robić to samo, co w przypadku każdego, innego wroga. Tylko ten sposób może jakkolwiek zagwarantować cień szansy na przeżycie. Władca Piorunów postanowił więc iść klasycznym i znanym schematem, Reberu do przodu i jazda. Sam przeciwnik nie próżnował i cisnął w Anzou pierdolonym ognistym smokiem, cios za cios, bomba za bombę, jedna i druga strona obrywała. Smoczysko przepchało Anzou do tyłu, jednocześnie go nieco uwalniając, dzięki czemu mimo obrażeń nastolatek mógł się zorganizować, zorientować w sytuacji i wyprowadzić kontratak, który okazał się... względnie skuteczny. Kobieta oberwała i padła na ziemię, chyba nie polubiła się z tą techniką. Nic dziwnego. Taki atak wiązką musi być bolesny i powodować cierpienie. Czy to była wygrana Anzou? Jak to stwierdzić, skoro nie wie się, z kim lub też czym się walczy, jakie to ma limity i czy faktycznie - ot tak się to da pokonać? Anzou odczuwał ból, odczuwał też cierpienie, jego siało się zmieniło, skóra paliła, część włosów również. Tytuł Białowłosego został utracony, przynajmniej na pewien czas. Nastolatek miał wytworzone wiązki, których nie zamierzał marnować. Nie mógł tego zrobić, musiał nacierać i spróbować wyeliminować to stworzenie z tego świata. Władca Piorunów używał więc wytworzonych wiązek by stale cisnąć w kreaturę, w różne części jej ciała, do końca, tak długo jak będzie względnie pewny, że stworzenie nie ma sił na dalszą walkę albo... zniknie?
- Po tym wszystkim, co mi zrobiłaś?! Zapamiętaj, że z Kaminari się nie zadziera! Naszym wrogiem, Twoim również powinien być klan pierdolonego Pawia, który niszczy ziemię i sprawia, że ludzie się stąd wyludniają! Rozumiesz?! Krzyknął nastolatek w momencie, gdy wiązki uderzały w kobietę. Czy go usłyszy, czy cokolwiek zrozumie, czy jakkolwiek zareaguje? Ciężko cokolwiek stwierdzić w chwili obecnej. Anzou nie miał żadnej wiedzy na temat tej istoty. Wiedział, że jest mityczna, że potrafi manipulować ludźmi, natomiast... nie zamierzał sam ulegać i okazywać litość. Inaczej... sam pewnie byłby zjarany, zniszczony i finalnie... pożarty? Anzou kontynuuje atak, mimo zmęczenie i ran, adrenalina powoduje, że jest w stanie to robić, jednocześnie licząc na to, że Sanda się zaraz pojawi i mu pomoże, Anzou musi jak najszybciej wyjść na zewnątrz i otrzymać pomoc, ktoś z medyków powinien zająć się jego skórą...
Tak jak przez ostatni czas klan Pawia potrafił uciekać Ci z pola bitwy, tak tutaj, przeciwniczka jaką była dziwna kobieta pająk zamierzała Cię dopaść i najprawdopodobniej zjeść. Nie mniej, byłeś członkiem Kaminari i jakiś byle duch nie zamierzał stawiać Ci warunków współpracy, a tym bardziej Ci grozić. Mimo tego, że kobieta była przebiegła, bo potrafiła zmieniać formy, to nadal postanowiła zaatakować Cię z tak zwanego partyzanta ostrzem z ognia lub żaru, a potem poprawiła Ci jeszcze drugą techniką ognia.
Ty zaś zaatakowałeś ją swoją ulubioną techniką, która ugodziła ją bezpośrednio. Jej ciało przeszył prąd i zamiast odpuścić, wiedziałeś, że musisz kontynuować. Ponownie skupiłeś więc swoje siły by zmusić przeciwniczkę do uległości. Ta padła na ziemię i zaczęła prosić o łaskę, jednak nauczony doświadczeniem, nie zamierzałeś przychylać się do tej prośby.
Docisnąłeś ją jeszcze bardziej, a ona zaczęła wyć. Przy okazji darła się, jak bardzo Cię nienawidzi, że Cię zje i w ogóle, że będzie Cie nawiedzać. W pewnej chwili jednak przestała się ruszać a jej ciało...powoli zaczęło rozpadać się na drobinki chakry, które zaczęły wyparowywać gdzieś w powietrze.
Nagle zostałeś sam, a jedynym źródłem światła był przygasający ogień w jaskini, który palił resztki pajęczyn.
Co jak co, ale Twoje pierwsze starcie z yokai udało Ci się jakoś przeżyć. Teraz mogłeś iść albo głębiej w tunel, albo wrócić tam, gdzie byłeś zostawiony i poszukać Sandy i drugiej dziewczyny. Albo szukać Kaitune. W sumie to mogłeś wszystko.
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Anzou znalazł się w sytuacji, gdzie jego życie stanęło na włosku. Jeszcze chwilę temu nie miał praktycznie szans na przetrwanie, otrzymał atak z zaskoczenia, cofnął się do defensywy, a potem finalnie oberwał silną techniką żywiołu Ognia, która pokiereszowała jego ubranie i ciało. Przeciwnik stawiał poprzeczkę wysoko, natomiast determinacja, którą posiadał w swojej głowie Anzou oraz to, że nie może od tak dać ciała powodował, że walczył ile sił, ile tchu, do samego końca, aby odwrócić kartę i pokonać mityczne stworzenie. Pierwsze wiązki dość solidnie raniły Yokai'a. Anzou nie odpuszczał i kontynuował atak, co nie spodobało się kobiecie Pająk, co w sumie nie dziwiło Władcy Piorunów. Nastolatek nie robił sobie nic z tych dźwięków, miał to dosłownie w dupie. Z zimną krwią kontynuował swoje natarcie do momentu, aż ciało uległo... specyficznej transformacji. To był chyba znak, że finalnie walka się zakończyła. Anzou mógł przynajmniej na chwilę odetchnąć i podjąć dalszą decyzję. Nastolatek przerwał podtrzymywanie pieczęci i ponownie oświetlił sobie drogę podstawową techniką Ninjutsu. Miał kilka opcji - wracać do Sandy lub iść dalej wgłąb, zgodnie z kierunkiem, do którego pierwotnie udał się Kaitune. Nastolatek wyjął jeden Kunai, aby przecinać nim pajęczynę i co jakiś czas oznaczać strzałkami kierunek, z którego szedł, tak, aby w razie jakichś wątpliwości - móc kierować się znakami. Oczywiście - istnieje taka szansa, że ten tunel prowadzi donikąd, wtedy Łysy, poraniony Anzou będzie wracać drogą, którą szedł, do miejsca, gdzie się rozstał z ekipą, do miejsca, które było skrzyżowaniem. Nastolatek liczył, że Sanda nie miała takich komplikacji i znalazła wyjście. W głębi serca Anzou liczy też, że gdzieś tam znajdzie pozostałych członków ekspedycji, chociaż jest też taka szansa, że finalnie dwójka zginęła. Niestety, misja nie zawsze toczy się takimi torami, jakimi można oczekiwać. Nastolatek stara się nie zwracać na tyle, ile to możliwe uwagi na ból. Musi to przetrwać, a potem... zajmie się swoim wyglądem i powrotem do zdrowia. Na pewno zanim klan Pawia uderzy na osadę, o ile Anzou przeżyje... to.. będzie mieć jeszcze czas, aby postawić się na nogi i wrócić jeszcze silniejszy i bardziej zdeterminowany, bardziej gotowy do potyczki, finalnego starcia z wrogiem.
Jak to mówią, co Cię nie spali, to Cię wzmocni. Przynajmniej w Twoim przypadku tak to mniej więcej działało. Co najważniejsze, udało Ci się pokonać zagrożenie, jakim miała być kobieta yokai i dzięki temu starciu byłeś bogatszy o kolejne doświadczenia.
Miałeś do wyboru...wrócić, albo iść dalej i zobaczyć jak daleko będziesz w stanie zajść. Rozświetliłeś więc drogę i zacząłeś podążać wgłąb tunelu. To co głównie widziałeś to sieci, porozrzucane resztki ubrań, co jakiś czas kości i...więcej pajęczyn. Najwidoczniej kobieta pająk miała tutaj porozkładane różne leża, w które była w stanie zwabiać ludzi i ich po prostu zjadać.
W pewnej chwili usłyszałeś kroki za sobą i po tym, jak dotarłeś do końca tunelu, zobaczyłeś, że nie ma przejścia - usłyszałeś kroki. Nagle za Tobą pojawiła się Sanda z dziewczyną, która przeżyła. Sanda widząc, co Ci sie stało, złapała się za usta.
- O kurwa, co Ci się stało!? Jesteś ranny? Dasz radę iść?! - Sanda podeszła do Ciebie i rozejrzała się na boki. - Gdzie Kaitune i ta dziewczyna? - zapytała. - Po naszej stronie okazało się, że to ślepy zaułek. Dużo pajęczyn, dużo kości, trochę cichów, ale nic wartego uwagi. Usłyszałyśmy krzyki to przybiegłyśmy do Was.
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Kaminari po pokonaniu przeciwniczki musiał wrócić do tego, co miał wykonać, do misji, do znalezienia potencjalnego wyjścia oraz jeżeli to możliwe - odnalezienie pozostałych członków ekspedycji, którzy być może... jeszcze żyli? Z taką nadzieją Anzou przemierzał tunel, który faktycznie był tajemniczy, wyglądało to jak pewnego rodzaju 'baza', miejsce, gdzie Yokai sprowadzał swoje ofiary i je konsumował. Przykry los spotkał tych wszystkich ludzi, do których grona miał szansę dołączyć również Anzou. Pojedzenie przez Yokai'a. Tego to jeszcze nie grali. Anzou szedł przed siebie, oświetlając sobie drogę, aż finalnie dotarł do miejsca, które okazało się końcem. Koniec gry. Anzou westchnął głęboko, ale usłyszał kroki i znajomy... chyba znajomy głos. Za cholerę nie mógł wiedzieć, czy to nie jest przypadkiem kolejny Yokai, ale... Chyba to była Sanda, prawdziwa Sanda. Anzou uśmiechnął się na jej widok. Musiało to wyglądać dość... przerażająco...
- Sanda, kurwa! Dobrze Ciebie... widzieć. Tutaj był Yokai. Nie wiem, pozostali chyba... zostali pożarci... a ja... kurwa oberwałem pierdolonym ogniem, jestem poparzony, muszę jak najszybciej zająć się i ratować skórę, kurwa! Skoro wszędzie jest ślepy zaułek... musimy wracać i iść tym tunelem środkowym, prawda? Wracajmy... Anzou nie miał problemu z mową, miał jednak problem z tym jak wyglądał. Jego ciało... było zupełnie inne, to było okropne uczucie. Nie był tą samą osobą. Był kimś, kim nigdy nie chciał być. Musi jak najszybciej oddać się w odpowiednie ręce, wyjść z tego jebanego tunelu i zająć się sobą, odpocząć, zregenerować... Ma jeszcze siły, nie jest z nim najgorzej pod kątem fizycznym, da radę iść, ale jego głowa... jest przygaszona. Nie tego oczekiwał po tym zadaniu. Nie chciał tracić tak wiele. Dał się podejść, dał się zaatakować od tyłu dla jakiegoś mitycznego stworzenia, istoty, legendy, o której nie wiedział nic. Co z tego, że teraz posiada taką wiedzę? Co mu to da? W sumie jedyny plus jest taki, że jak grupa wyjdzie stąd w jednym kawałku, to uda się zabezpieczyć drogę ewakuacyjną przed potencjalnym finalnym starciem z klanem Pawia, do którego Łysy musi dokonać jeszcze wiele pracy, poprawić się i... nigdy, przenigdy nie dopuścić do sytuacji, gdzie się da zaskoczyć. Nastolatek jest gotów do ruszenia wraz z grupą do miejsca, gdzie drogi się rozeszły, aby finalnie wyjść środkowym tunelem... Bynajmniej spróbować. Na całe szczęście - jedna z przewodniczek żyła.
Gdy dotarło do dziewczyn co się stało, Hosomaki zaczęła się trząść.
- Jak to...Mizaki...została pożarta!? - dziewczyna wydarła się z płaczem, po czym dopadła do Ciebie i zaczęła Cię okładać pięściami. - Obiecaliśćie, że zapewnicie nam bezpieczeństwo! A tymczasem...moja... - dziewczyna wpadła w jakąs histerię, bo zaczęła na Was krzyczeć i płakać jednocześnie. Sanda wydawała się blada, bo tylko dopytała.
- Yokai...w sensie...DUCH!? - jej twarz zrobiła się cała biała, po czym dopiero po dłuższej chwili doszło do niej, co się stało i tym samym złapała Hosomaki i próbowała ją uspokoić. - Chodźmy, musimy iść dalej! Może być więcej duchów!
- Mam to w dupie! Oddajcie mi Mizaki!
- Nie da sie jej...oddać! Musimy ruszać dalej! - Sanda niemalże siła ją zaczęła ciągnąć w kierunku rozwidlenia.
Dotarliście tam bez problemu i Sanda tym razem szła pierwsza - wchodząc w pierwotnie środkowy tunel i przecinając wszelkie pajęczyny kunaiem, albo je paląc. Szliście w ten sposób przez jakieś 10 minut, aż nagle poczuliście przyjemny powiew wiatru. Byliście blisko wyjścia. Sanda przyśpieszyła i nagle dotarła do miejsca, gdzie tunel się kończył. Sanda wyciągnęła dłoń i pchnęła ścianę, która okazała się być...jakąś paletą z desek przykrytą mchem. Gdy ta upadła na ziemię, do środka wpadło słońce. Wyszliście na zewnątrz.
Byliście po drugiej strony kanionu. Udało się Wam znaleźć przejście.
- Ja pierdole, nie wracam tam nigdy więcej. - powiedziała, najwyraźniej ciesząc się, że więcej tam nie wejdzie.[/color]
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Wiele emocji towarzyszyło nie tylko Anzou, ale również pozostałym uczestnikom wielkiej, tunelowej eskapady. Chłopak z jednej strony był zszokowany tym, jakich zniszczeń w jego ciele dokonał ten duch, w jaki sposób wyprowadził go na manowce i sprawił, że cierpiał, że odczuwał ból i ledwo uszedł z życiem. Sanda - była przerażona, widać było, że te duchy, to wszystko również na nią wpływają i sprawiają, że nie do końca czuła się pewnie w tym otoczeniu. I w końcu dziewczyna, która zaatakowała nastolatka z klanu Kaminari, do którego miała pretensje. Anzou starał się nie przyjmować tych ciosów, ale pozwolił kobiecie upuścić nieco emocji z siebie. Władca Piorunów nie zamierzał jej w jakikolwiek sposób za to ganić. Miała prawo czuć się zawiedziona. Ekipa z klanu miała zapewnić im bezpieczeństwo, pytanie tylko... kiedy kobieta została pożarta? Być może już dawno, jeszcze przed wejściem do jaskini... skoro to w sumie ona zaatakowała od tyłu Anzou, być może już od samego początku, od momentu, gdy pierwsze kroki były stawiane w tunelach... nie była sobą. Ciężko to jednoznacznie stwierdzić, natomiast była to jakaś teoria, którą nastolatek zamierzał podzielić się z innymi.
- Tak szczerze to nie mamy pewności, być może ten Yokai był już od samego początku z nami. To dziewczyna mnie zaatakowała, to Mizaki powiedziała mi, gdzie został porwany Kaitune, by potem zaatakować mnie od tyłu i pokazać swoje prawdziwe oblicze. Nie wiem, czy podmiana została dokonana w momencie ciemności, czy też od samego początku byliśmy prowadzeni. pułapkę. Niestety, nie dowiemy się tego. Bardzo mi przykro, że tak wyszło. Cieszę się, że chociaż Ty jesteś cała. Kaminari brzmiał poważnie, starał się dotrzeć do głowy dziewczyny i jakkolwiek przekazać jej informacje, wyjaśnić to co się zadziało, dzięki czemu być może będzie lepiej spać i lepiej przyjmie to, co się tutaj wydarzyło. Dalej ekipa przemieszczała się do miejscu rozstania, aby potem ruszyć środkową drogą. Anzou czuł zmęczenie, odczuwał ból, w sumie to czuł się jak wypruty z jakiejkolwiek energii, ale wiedział, że musi iść. Powietrze, które poczuł, to świeże powietrze, nieprzemielone tunelami, pajęczynami i innym syfem przepełniło jego płuca. Byli blisko wyjścia. Ekipa odnalazła finalnie wyjście, dzięki czemu znalazła się po drugiej stronie kanionu. Bardzo interesujące. Sam Anzou zapamiętał też jeden moment, gdy Kaitune wrócił z jakimś minerałem, który został zgaszony przez Mizaki jako 'typowy'. Co, jeżeli to już wtedy był Yokai i zrobił to specjalnie? Z pewnością, warto to zbadać, zwłaszcza teraz, jeżeli zagrożenie zostało wyeliminowane.
- Udało się... dzięki temu będziemy o krok do przodu. Wracajmy do osady, musimy się ogarnąć, zdać raport i postanowić co dalej. Powiedział Kaminari i ruszył wraz z ekipą w kierunku miasta, tunele zostały sprawdzone i faktycznie, jest droga ewakuacyjna. To wspaniale, ponieważ cywile w razie ataku Pawia będą mogli się ukryć i przejść w bezpieczne miejsce. Kaminari muszą postawić kropkę nad i. Muszą pokazać, że nie można z nimi zadzierać. Anzou musi jeszcze potrenować i doprowadzić się do względnej prezencji, aby móc z dumą walczyć dla klanu.
Gdy wyszliście z jaskini, promienie słoneczne zagościły na Twojej poparzonej skórze. Miałeś dużo rozterek, związanych z tym kiedy yokai dał radę dostać się do Waszych szeregów. Miałeś w głowie dwie główne opcje: albo przed wejściem do tunelu, albo już w trakcie. Napewno, gdybyś odtworzył sobie wszystkie rzeczy, które się działy w trakcie tej misji, to byś przypomniał sobie, kiedy pierwszy raz słychać było jakiś krzyk, albo inną anomalię.
W każdym razie - udało się. Zabiliście strażniczkę w jaskini, a potem przeszliście przez całą trasę, wytyczając drogę dla ewentualnej ewakuacji. Mizaki ciągle pochlipywała, ale nie zabierała więcej głosu. Sanda, która chyba najmniej ucierpiała w całej podróży, wydawała się być szczerze uradowana tym, że wyszliście.
- No ja nie wiem, nie znam się na duchach...dlatego ciesze się, że już go nie ma. O kurde, patrz! - i wtedy pokazała Ci palcem na drogę, którą widzieliście z góry. Daleko, bardzo daleko zawuażyłeś...wojska Kaminari, które zmierzały w kierunku osady. Było ich kilka setek. Uzbrojeni żołnierze, z chorągwiami, niektórzy konno, niektórzy z łukami. Mieliście ich dość daleko, ale pewne było, że zmierzają do osady.
- I co? Idziemy z nimi czy odrazu do osady? Chyba do osady. Chodźmy, bo musimy zdążyć przed nimi. Jak podejda przed nami to zablokują cały ruch. - powiedziała, po czym zaczęła iść w kierunku miasteczka.
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Chłopak nie miał najmniejszego pojęcia ja wygląda jego ciało, jak dramatycznie się prezentuje. Co najgorsze, nienawidził tego. Szczerze tego nienawidził. Anzou to typ człowieka, który dba o swój wygląd, ubiór i prezencje. Lubi dobrze wyglądać, uważa, że to właśnie świadczy o człowieku, oczywiście - jako jeden z czynników. Teraz ten element z życia Kaminari został zachwiany, a nastolatek musiał jak najszybciej to zaadresować. Czuł taką głęboką potrzebę. Teraz jednak musiał dociągnąć zadanie do końca, musieli wrócić do siedziby, zdać raport. Powietrze przepływało przez jego płuca, adrenalina powoli odpuszczała, przez co jego ciało zaczęło odczuwać trudy tego zadania nieco bardziej.
- Też się na nich nie znam, ale nie czuję potrzeby, by z nimi więcej obcować. To popierdolone uczucie, Sanda. Nie mam najmniejszego pojęcia, do czego one są zdolne, a te umiejętności manipulacji, zmiany wyglądu, do tego znajomość tunelu... Nie wiem, mam wrażenie, że w trakcie tego zadania mieliśmy nieco więcej farta niż rozumu. Nie tak to kurwa powinno wyglądać... Anzou nie miał za złe nikomu. To, jak wyglądał było tylko i wyłącznie wypadkową ataku ze strony Yokaia oraz jego nieprzygotowaniu do bitwy z bytem, którego nigdy nie widział wcześniej na oczy. Plus jest taki, że droga została oczyszczona, a na horyzoncie pojawiło się wsparcie. Solidna grupa wojskowych, która zmierzała do wioski. To był znak, że nadchodzi starcie, to był znak, że czasu było coraz mniej i każda minuta się liczy. Teraz wszyscy muszą postanowić co dalej, dokonać reorganizacji wojsk i finalnie przygotować plan obrony. Chłopak wie, że nadciąga ogromne niebezpieczeństwo, być może to będzie najważniejsze starcie w jego historii, ważniejsze od tego, które odbyło się na Murze. Pora położyć kres tej wojnie.
- Imponujące... Szybko, do osady, musimy zdać raport i się ogarnąć. Pora postawić kropkę nad "i", pora do końca pokazać Pawiom, do czego jesteśmy zdolni. Musimy nieco się zregenerować, potrenować... Nie wiemy ile mamy czasu. Anzou ruszył w kierunku wioski wraz z grupą. Nie można było marnować ani sekundy. Tik - tak. Grasz?
Gdy widziałeś zbliżające się oddziały Kaminari, mogłeś na spokojnie poczuć dumę, która roztaczała się wokół Twojego serca. Chino musiała nie żartować, skoro wysłała tutaj tak duży oddział. Najwyraźniej, zbliżało się coś...coś dużego. Nawet, jeżeli Kagada mówiła na poczatku, że to raczej będzie drobna potyczka, to na ten moment tak to zdecydowanie nie wyglądało. Owszem, nadal taka ilość oddziałów nijak miała się do zabezpieczenia miasta. Raczej, wyglądało to, jakbyście mieli iść dalej i zdobywać kolejne punkty.
- Ja pierdolę, nie za dużo ich trochę, do obstawy miasta? - zapytała Sanda, gdy zbiegaliście po kamiennym zboczu. - Jakby, fajnie, że Chino-sama zdecydowała się na taki ruch, ale...gdzie ich pomieścić? Miasto nie jest gotowe, chyba. Nie wiem, kurwa, ale nie podoba mi się to. - Sanda przekazała Ci swoje obawy.
Po wejściu do osady, Mizami oddzieliła się od Was i nie chciała więcej rozmawiać. Prawdopodobnie musiała iść do domu i ochłonąć po tym, co się wydarzyło. Wy zaś ruszyliście wraz z Sandą do...właśnie tutaj był problem. Sanda stanęła i zaczęła drapać się po głowie.
- Kurwa, wyglądasz średnio, ale chyba powinniśmy najpierw zameldować...Pani Kagadzie w siedzibie? Albo Yaiowi? Nie jestem pewna, ale chodźmy najpierw do Siedziby.
Wtedy też zobaczyłeś swoje odbicie w lustrze wody. Twoja twarz była czerwona, w niektórych miejscach miałeś ropnie, w innych już popękały, a ogólnie to byłeś cały czerwony. Nadal jednak, dużo brakowało Ci do tego, co widziałeś u Zaku. Z włosów zostało Ci trochę z tyłu głowy, ale raczej byłeś teraz łysawy. No, dostałeś trochę wpierdol, ale nadal lepsze to niż spłonąć całkiem. Może Yai znajdzie jakiś pomysł jak wrócić Ci stary wygląd.
W każdym razie, udało Wam się dotrzeć do Siedziby. Sanda ruszyła pierwsza i zapukała do pokoju...chyba rządcy tego miejsca? Ten sam, w którym Kagada dawała Wam odprawę. Jednak nikt nie odpowiedział. Sanda uchyliła drzwi i zajrzała do środka, nie zastając tam nikogo.
Wtedy też na korytarzu zza rogu wyszedł Yai, który przypadkiem na Was wpadł.
- O, Sanda i Anzou! Już wrócil....o kurwa, co Ci się stało!? - zapytał Yai przerażony, patrząc na Ciebie. - W każdym razie, zaraz o tym pogadamy, chodźcie do pokoju taktycznego. Już zaczeliśmy, ale lepiej byście byli też.
No i tym samym Yai zaprowadził Was do pokoju na poziomie -1. Gdy weszliście, widziałeś coś w stylu piwnicy, z mapa miasta i wieloma figurkami. Siedział tam cały Wasz zespół, w tym Kagada, zarządca, Moshi, Zaku, no i teraz Yai, Ty i Sanda. Gdy wszyscy Cię zobaczyli na chwilę zaniemówili. Kagada obok siebie miała trzy butelki, dwie wypite i jedną tak do połowy. Popatrzyła na Ciebie mocno mątnym wzrokiem.
- Czy ja Was durnie już nigdzie nie mogę samych wysłac?! Kurwa, jak Ty wyglądasz! Co wy żeście tam zrobili, co?
Sanda tak jak ostatnio wzięła na klatę cały damage za akcję ze statkiem, ale teraz odsuneła się od Ciebie.
- No, jakby ja to nic, ale to chyba lepiej, jak Anzou opowie.
Z plusów - po tym jak nazwała Cię durniem, mogłeś czuć, że chyba już jesteś w pełni członkiem zespołu i okres przejściowy się zakończył. Z minusów - chyba zaraz dostaniesz wpierdol liryczno-muzyczny od swojej seinin.
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Oj, działo się. Tłumy Kaminari zmierzały do miasta. Kagada wspominała o tym, że przed nimi bitwa, ale obserwując teraz ten oddział, który się zbliżał... robiło to wrażenie i to ogromne. Z każdym krokiem, gdy Anzou i Sanda byli coraz to bliżej miasta dało się odczuć 'powagę' sytuacji. Władca Piorunów też odczuwał trudy tego zadania, jego twarz paliła, zapewne nie wyglądał dobrze, ubranie było poszarpane. Sam Anzou dostrzegł swoje odbicie w wodzie i... przełknął ślinę. Daleko było mu do tego pozytywnego chłopaka, który prezentował się nienagannie. I to oczywiście delikatne podsumowanie tego, co się zadziało. Dostał wpierdol, ale uszedł z życiem. Czy jednak to jest jakiekolwiek pocieszenie? Jeżeli będzie do końca życia wyglądać jak jakiś potwór... to trochę mija się to z celem. Nastolatek musi jak najszybciej doprowadzić się do ładu.
- Taki oddział, tyle ludzi... Coś potężnego się zbliża. To chyba nie będzie zwykła potyczka. Pełnoprawna bitwa przed nami. Musimy dać z siebie wszystko, Sanda! A co do mojego wyglądu... Kurwa, nie jest dobrze, wiem to, ale musimy jak najszybciej zdać raport i otrzymać dalsze instrukcje, wtedy pewnie ktoś z medyków się mną zajmie. Głos Anzou nie był tak pozytywny, ale chłopak nie chciał dać po sobie znać, nie Sandzie, że odczuwa jakiekolwiek cierpienie czy ból, czy też, że jego psychika ucierpiała. Morale w zespole musi zostać utrzymane na jak największym poziomie! Chłopak nie może dopuścić do tego, że jego samopoczucie będzie wpływać na pozostałych członków zespołu Kagady. Takie coś jest niedopuszczalne, nie w obliczu wojny, która trwa! Anzou wie, do czego musi się poświęcić, co musi zrobić, aby osiągnąć cel, wie, że to co robi ma jakiś głębszy sens. A przynajmniej w to wierzy. Ekipa się rozeszła, a Sanda i Anzou przemieścili się do siedziby, w jednym z pomieszczeń, po uprzednim zapukaniu Sandy czekał na nich Yai. Jego reakcja... była chyba adekwatna do tego, co prezentował sobą obecnie Władca Piorunów.
- Odjebało się, Yai. Mam nadzieję, że mi potem jakoś pomożesz... jakkolwiek. Anzou myślał o uśmiechu, ale jego twarz piekła. Każdy, nawet najmniejszy ruch powodował dyskomfort. Potrzebował czegoś, co schłodzi rany, co jakkolwiek sprawi, że będzie czuć się choć trochę lepiej. Cała grupa przemieściła się do miejsca, w którym trwały chyba jakieś narady. Po wejściu Anzou dostrzegł znajome twarze, w tym Kagadę, która była w dość tradycyjnej dla niego scenerii - spożywania alkoholu. Władca Piorunów był gotowy złożyć wszelkie wyjaśnienia. Pomimo ran, pomimo bólu, który odczuwał, stał wyprostowany, z wypiętą do przodu piersią, tak, jak przystało na Kaminari!
- Udało się nam znaleźć wyjście na drugą stronę tunelu. Z negatywnych informacji - jedna kobieta i Pan Kaitune zginęli, od samego wejścia, być może już pod siedzibą, nie mam pewności, ale... wydaję mi się, że Yokai był z nami od samego początku. Tak, walczyłem z tym duchem. Tuż po wejściu wgłąb tunelu nagle zgasło całe światło, na chwilę zniknął Pan Kaitune... Potem się pojawił, zrobiłem mu test wiedzy, aby upewnić się, czy to on... zdał... Ruszyliśmy dalej, rozdzieliliśmy się, Sanda poszła w jedną stronę, Kaitunę z Mizaki, która później okazała się Yokai'em, który dysponował jakimiś pajęczynami, do tego władał Katonem, który... sprawił, że wyglądam jak wyglądam. Mimo wszystko - oberwał wiązkami i zmaterializował się w energię? Nie wiem jak to określić, ale jakby wyparował? Potem już udaliśmy się jedyną drogą na zewnątrz. W skrócie: droga została zabezpieczona, Yokai pokonany, niestety - nie obeszło się bez strat w ludziach. Jak takie informacje przyjmie Kagada? ciężko stwierdzić. Być może okaże trochę litości i przynajmniej nie uderzy Łysego w twarz. Na to liczy. Anzou ostatnie o czym marzy, to jakieś użeranie się z Kagadą, która... co jak co, ale jest niezwykle wybuchowa.
Czułeś, że yokai to był jakiś pizdryk, który po prostu nawinął się na Twojej drodze, a prawdziwy boss właśnie stoi na Twojej drodze. Co więcej, ten boss był już trochę podpity, bo widziałeś jej wyraz twarzy i od pewnego czasu zaczynałeś rozpoznawać te stany. Kagada gdy skończyłeś opowiadać, sięgnęła po butelkę i tak jak stała, tak wychlała co miała jednym chaustem.
- Czyli nie dość, że dałeś obić się jakiemuś duchowi, to jeszcze straciłeś dwóch ludzi. - powiedziała, po czym przeniosła wzrok na Sandę, jednak ta była doświadczona i opuściła wzrok. Kagada westchnęła i machnęła ręką. - Jest wojna więc zawsze będą ofiary. Ważne, że tunel jest zabezpieczony i jest możliwość ewakuacji. Dobra, to teraz po kolei. Wojska zaraz tu będą więc Moshi - zgodnie z rozmową idź ich rozprowadź po mieście i niech rozbiją obóz za północną bramą. Niech nie przeszkadzają narazie. Zaku, skoryguj położenie statków i przemodeluj je na bitewne. Statki towarowe narazie nam nie potrzebne, ale za to ostrzał nam się przyda. Ustalcie we dwóch łańcuchy dowodzenia - lądowy i morski, po czym przyjdźcie z kapitanami jutro na pierwszą odprawę. Yai, czy wiadomo już, co to za armia Pawiów zmierza w naszą stronę?
Yai skinął głową.
- Tak, mam niepełne informację. Jeszcze czekam...ale nie jest dobrze. Jutro na odprawę będę przygotowany.
Kagada spojrzała na Ciebie i Sandę. Najpierw przeniosła wzrok na Ciebie.
- Dobra, dziś masz spokój, idź się ogarnij do punktu medycznego i niech doprowadzą Cię do porządku. - spojrzała potem na Sandę. - A Ty masz nic więcej nie robić. Do jutra odpoczywasz i regenerujesz siły. Będziesz ich, kurwa, potrzebowała, na to co Ci przyszykowałam.
Nie wiedziałeś, co to znaczy, ale jak Kagada mówiła, że ktoś ma nie trenować, to chyba jeszcze gorzej, bo w takim wypadku, Sanda naprawdę miała przejebane. Nie ważne co, ważne że miała po prostu przestane.
- Odmaszerować. Jutro punkt 10 widzimy się na odprawie.
============================
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Kaminari złożył raport. Kości zostały rzucone, potem było już tylko oczekiwanie. Oczekiwanie, na to, co powie Kagada, kobieta, która potrafi walczyć z pierdoloną ogoniastą bestią jak równy z równym. Właśnie tego należy się obawiać. Jej reakcji. Nastolatek już raz poczuł na własnej skórze moc i siłę, kiedy to przeleciał przez ścianę jak jakaś kukła, w momencie, gdy poznał kobietę. Oczywiście - bez jechania od góry do dołu się nie obyło. Władca Piorunów mimo wszystko stał dumnie, nie cofał się, stał prosto. Wiedział, że Kagada to lubi, bycie dumnym i pewnym siebie. Nawet, jeżeli faktycznie tak nie było - to nie dawał się poznać. O dziwo, na całe szczęście obyło się bez większych krzyków, co ewidentnie poluzowało nieco ciało nastolatka, adekwatnie byłoby głęboko odetchnąć, ale nie ma mowy. Nastolatek dalej stał, do momentu, aż zostanie zwolniony. Takie tutaj były zasady. Nieważne, jak był silny, zawsze znajdzie się ktoś silniejszy, zapewne od Kagady też. Chłopak musiał jeszcze trochę potrenować, ale zanim to zrobi, to plan jest prosty: doprowadzić swoje ciało do względnego stanu normalności. Pozostali członkowie jego zespołu otrzymali jakieś wytyczne, Sanda chyba też ma trochę... przewalone, niestety - nastolatek nie mógł nic na to poradzić. W przyrodzie musi być równowaga. Raz to właśnie Sanda oberwała na statku, chroniąc Anzou, teraz było na odwrót. To on odegrał bojowe skrzypce i dostał kilka strzałów. Klucz, by przygotować się do bitwy.
- Tak jest. Ogarnę się i doprowadzę do pełnej dyspozycji jak najszybciej! Do zobaczenia. Powiedział Anzou do wszystkich w sali i ruszył w kierunku punktu medycznego. Nie miał innego wyjścia, jego rany potrzebowały opatrzenia, potrzebowały jakiejś regeneracji, być może technik, maści, zabandażowania. Chłopak też musi zmienić ubrania, ogarnąć się, jeżeli to możliwe - odwiedzić sklep i zakupić nieco broni. Wojna zmierza do decydującej fazy i Anzou musi dokonać wszelkich starań, by być jeszcze lepszą wersją siebie. Kaminari opuścił pomieszczenie i udał się do punktu medycznego.
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Po opuszczeniu miejsca, gdzie zgromadziła się cała wierchuszka klanu z potężną Kagadą na ciele Anzou miał chwilę, aby się ogarnąć. Nie miał zbyt wiele czasu, ale wiedział, że musi to zrobić. Na całe szczęście wiedział też, gdzie znajduje się szpital, więc nie tracąc czasu, nie zważając na to jak wygląda - czym prędzej udał się do tego miejsca. Lokalizacja była mu znana, ponieważ zaniósł tam jednego dzieciaka, którego Paw wykorzystał, aby uchronić się przed atakiem Władcy Piorunów. Nastolatek starał się nie przejmować spojrzeniami osób, starał się udawać, że ich nie ma. Nie była to komfortowa sytuacja, ale mimo wszystko, maszerował prosto, dumnie, wyprostowany, jak na Kaminari przystało. Budynek jednostek medycznych był już na miejscu. Ex Białowłosy wszedł pewnie do budynku i szukał pierwszej lepszej osoby, nawet pielęgniarki czy też pielęgniarza, do którego automatycznie podszedł, gdy tylko został zlokalizowany.
- Nazywam się Kaminari Anzou. Potrzebuję pilnego opatrzenia moich ran oraz postawienia mnie na nogi. Proszę też o zawołanie odpowiednich umiejętnościami medyków, którzy będą w stanie się mną zaopiekować. Zostałem poparzony. Anzou brzmiał pewnie, starał się być też miły, część ludności cywilnej, w tym personel medyczny powinni go w jakiś sposób kojarzyć, chłopak liczył, że będą to pozytywne i dobre skojarzenia. Kobieta pokierowała Anzou do oddzielnego pomieszczenia, w którym rozpoczęła proces oczyszczania ran, zapewne dezynfekcji. Nastolatek się na tym nie znał. Nie było to zbyt przyjemne, ale nie miał innego wyjścia, musiał to przetrwać, w przeciwnym razie - jego wygląd nigdy nie wróci do względnej normalności. Do pomieszczenia wszedł również medyk.
- O kurwa! Ktoś poważnie tutaj pana przysmolił. Zajmę się tym jak najlepiej potrafię. Matko jedyna! Czy to co powiedział wpłynęło pozytywnie na nastawienie Anzou? Skoro sam medyk był zdziwiony, szanse na to, że Anzou będzie wyglądać "jak człowiek" oddalały się. Na całe szczęście, medyk też potrafi czynić cuda, takie jak Anzou z wiązkami czy raitonem. Jego ręce pokryła specyficzna zielona energia, gość przyłożył je do ciała, różnych miejsc, które oberwały Katonem, a Anzou czuł, jak jego ciało się w pewien sposób regeneruje. To było bardzo przyjemne uczucie. Nie sprawiało bólu, delikatnie łaskotało, było ciepłe, okalające. Sam proces trwał trochę czasu, Anzou nie wiedział, czy finalnie jego skóra się zregeneruje, spodziewał się, że włosy będą musiały odrosnąć, o ile w ogóle odrosną, ale to nie było aż tak istotne. Kaminari musiał się przede wszystkim postawić na nogi i zasklepić rany.
- To chyba będzie na tyle... Same rany zostały zregenerowane, zapewne proces gojenia się jeszcze potrwa, opatrzyliśmy te rany, proszę smarować je tą maścią, przyspieszy regeneracje, proszę na przyszłość unikać ognia, a nie się z nim zabawiać. A jeżeli to walka - to tym bardziej. Nic tu po mnie, Pani pielęgniarka się dalej zajmie. Kobieta wykonywała polecenia, nasmarowała Anzou jakimiś maściami i owinęła bandażem głowę i miejsca, które nie do końca się zregenerowały. Nastolatek wie, że leczenie blizn zajmie trochę czasu, ale co najważniejsze - rany dalej nie będą postępować. Nastolatek poprosił również o dogolenie pozostałych włosów na głowie tak, aby nie wyglądać jak jakiś półdupek zza krzaka. Kaminari podziękował za całą udzieloną pomoc i ruszył do jakiegoś sklepu z odzieniem, aby znaleźć odpowiednie - takie same ubranie lub względnie podobne, a potem kąpiel w jakiejś izbie. Cokolwiek. Jest troche czasu, aby znaleźć właściwe miejsce i się jakkolwiek zregenerować, również psychicznie.