Strona 1 z 2
Posterunek nr 6 i okolice
: 12 sty 2020, o 16:53
autor: Ichirou
Jest to jeden z posterunków rodu Nara ulokowany przy granicy z Kaigan, należy więc do najważniejszych punktów na mapie wojennej. Otoczony gęstym lasem, ulokowany za strażnicami, wieżyczkami widokowymi i innymi ufortyfikowaniami, stanowi kluczowy punkt defensywy. Z racji na duże skupisko sił militarnych klanu, pełni również rolę bazy wypadowej dla przeróżnych akcji. Posterunek zawiera wszystko, co potrzebne, by móc określić go samowystarczalnym przynajmniej na jakiś czas w przypadku odcięcia od wsparcia ze stolicy.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 2 lut 2020, o 20:57
autor: Ichirou
Misja Wojenna rangi C
Inoyū i Shikatsu
4/45
Śniegi stopniały, zima odeszła w zapomnienie, a wojna jak trwała, tak trwała dalej i nie sposób było nawet ocenić, czy w ogóle chyli się ku końcowi. Nie można było jednak powiedzieć, że obie strony konfliktu były bezczynne, bo w innym przypadku Shikatsu mogłaby wciąż moczyć tyłek w przyjemnie gorącej wodzie i rozkoszować się (lub męczyć) towarzystwem albinoski o niełatwym do zniesienia charakterku. Niestety, rozkazem z samej góry została zmuszona do porzucenia dotychczasowych wygód, wyekwipowania się i wyruszenia w drogę, ale na szczęście z towarzystwa przyjaciółki nie musiała rezygnować, ponieważ ta wykazała się ogromną łaską i po raz kolejny postanowiła wspomóc ród Nara swoją eminentną osobą.
Nie było wcale tak źle. Podczas wędrówki Shikatsu często napotykała to, na co miała w swoim serduszku specjalne miejsce, czyli wspaniałe, szarobure błotko. Z powodu roztopów sprzed paru tygodni gleba w wielu miejscach wciąż była dosyć mokra, a szczególnie tam, gdzie promienie słońca padały za dnia jedynie w skąpej ilości z racji gęstego zalesienia. Nie było może grzęźnięcia w bajorze, ale o czyściutkim i schludnym przemarszu też nie było mowy. Sprawy nie poprawiał fakt, że raz na jakiś czas bohaterki mijane były przez gońców, poruszających się na koniach lub o własnych siłach, z lub do Yokukage, którzy niespecjalnie przejmowali się tym, że gnając niczym na złamanie karku rozbryzgują wokół siebie niemałe porcje ziemi i błota. W efekcie tego po jakimś czasie nie tylko buciki, ale i ciuszki obu pań były przynajmniej troszeczkę umorusane. Prezencja wymuskanej i wystrojonej Inojki spadła tym samym i niemalże zrównała się z poziomem Shikatsu, ubranej w takie tam, takie se o, znoszone łaszki.
Błotne problemiki na całe szczęście były największymi niewygodami całej wędrówki. Wiosna w tym regionie była równie leniwa, co żyjący tutaj ród, więc stroniła od wszelakich skrajności i bardzo rzadko zaskakiwała pogodą. Warunki były całkiem w miarę. Najważniejsze, że nie padało.
Uroczemu duetowi udało się po jakimś czasie dotrzeć do celu tułaczki bez jakichkolwiek przygód wartych odnotowania. Przygoda tak naprawdę dopiero miała się zacząć, co można było już odczuć z daleka – wojenny klimat udzielał się jeszcze przed wejściem do rozległego obozu, ponieważ ten otoczony był mniejszymi lub większymi wieżyczkami strażniczymi i wszędzie wokół las przeczesywany był przez patrole.
Niedługo później, wciąż jeszcze przed wkroczeniem na obszar posterunku, szanowne panie zostały skontrolowane. Jeden z mundurowych zażądał podania godności przybyszek oraz rozkazu, ponieważ przypadkowe przybłędy nie miały tu wstępu. Bohaterki rzecz jasna zostały przepuszczone, do czego wystarczyło przedstawienie się przez Shikatsu i okazanie pisemnego rozkazu wydanego przez władze klanu.
Baza militarna nie była ogromna, ale i tak robiła dobre wrażenie, szczególnie dla osób, które jeszcze nie miały okazji ujrzeć wojny z takiego bliska. Tu i tam krzątało się wielu różnych shinobi, a wszystko to było celowe. Choć dziewczyny były niezaznajomione z tego typu placówkami, to ich intuicje i tak mogły podpowiadać, że cały obóz jest obecnie w większym stanie mobilizacji niż zazwyczaj. Szeregowi ninja przygotowywali ekwipunek lub odpoczywali, natomiast ci o wyższych szczeblach, zgromadzeni w różnych miejscach w kilkuosobowe grupki, omawiali ze sobą plany jakiejś nadchodzącej akcji.
Shikatsu mogła rozpoznać w jednej z tych grupek swojego ojca, który przesuwał palcem po jakichś rozłożonych papierzyskach i próbował coś wytłumaczyć pozostałym. Shikao też zresztą w pewnym momencie dostrzegł obecność córki, jednak był zbyt bardzo pochłonięty pracą. Rzucił na nią tylko krótkie, chłodne spojrzenie i wrócił do dyskusji ze zgromadzonymi.
Bohaterki nie włóczyły się zbyt długo po militarnej placówce. Jeżeli same nie wykazały się inicjatywą, to w ciągu paru chwil podszedł do nich ktoś tutejszy. Wypytał o imię i rozkazy, szybciutko porównał informacje z trzymaną w ręce listą, a potem oznajmił, że dowodzi nimi niejaka Shizuri, u której powinny się stawić, kiedy tylko ta skończy naradę, i na koniec wskazał ją palcem.
Była to przeciętnego wzrostu, drobniutkiej postury kobieta o kruczoczarnych, krótko ściętych włosach i równiutenkiej grzywce. Ubrana była w ciemny strój przystosowany do pracy w terenie. Uczestniczyła w rozmowach w jednym namiotów z polowych jeszcze przez kilka minut, a potem opuściła zebranie.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 6 lut 2020, o 21:29
autor: Shikatsu
Shikatsu, choć upodobała sobie zabawę błotem i ziemią, niekoniecznie lubiła długie przechadzki w mule. Rozmiękła od wilgoci ziemia sprawiała, że każdy krok był męczarnią, zamieniając coś, co powinno być zwykłym przemarszem w torturę. Nara przeklinała w duchu moment, gdy Keitaro - złoty chłopak - pojawił się pod drzwiami onsenu, by przerwać duetowi tą rzadką chwilę totalnej laby, wyciągając obie kunoichi znów na front. Nara pruła więc do przodu z trudem i chociaż milczała, to wyraz jej twarzy zdradzał, że nie skacze z radości z okazji tego, że zbliżą się do granicy z Kaigan. Co ciekawe, plamy błota zdobiące jej niezbyt modne i niekoniecznie gustowne odzienie nieszczególnie jej przeszkadzały - Nara z natury była dość niechlujna. Bardziej niepokoiło ją to, jak łatwo Inoyu przystała na to, by znów wyruszyć z nią do walki w interesie klanu Nara. Czyżby albinoska coś knuła? Chciała znowu dorobić się na żołdzie koleżanki? Bo chyba nie pchała się do bitki tylko ze względu na osobiste sympatie i sentymenty? Nara zerknęła na partnerkę kątem oka ukradkiem, zwężając wargi w cienką linię, a potem natychmiast odwróciła wzrok. Jeśli Inoyu spadnie choć włos z głowy, to do końca życia sobie tego nie wybaczy.
W końcu dotarły do obozowiska. Po udowodnieniu swojej tożsamości osobliwy duet na szczęście nie napotkał większych problemów z przekroczeniem bram i dostaniem się na miejsce. Nara była w sumie nawet umiarkowanie zainteresowana tym, jak wygląda taki przybytek (co w skali jej zainteresowania oznaczało bardzo wiele). Przez swoje ponad dwudziestoletnie życie nie miała okazji jeszcze trafić w środek takiego zamieszania - zgiełk, kontrole, masa ludzi. W Midori zazwyczaj panowała dość senna atmosfera. W obliczu takiej mobilizacji Nara nie wiedziała wręcz, gdzie się podziać.
W jednym ze skupisk Nara dostrzegła swojego ojca. Nie zdecydowała się do niego podejść - raczej nie w stosunku do siebie zbyt wylewni, pozdrowiła go tylko niemrawym machnięciem dłoni, gdy napotkała jego spojrzenie, a potem pociągnęła albinoskę za rękaw jej przyozdobionego brązowymi plamami wdzianka, by zająć miejsce w centrum zdarzeń. Nie zaczepiały nikogo - nie spieszyło im się do tego, by jak najszybciej otrzymać przydział. Narę bardziej interesowała teraz jakaś studzienka lub choćby koryto z wodą, które mogłoby posłużyć Inoyu do przywrócenia swojego stylowego wdzianka do względnego porządku. Zadanie nie zając, nie ucieknie, a opaskudzona błotem Inoyu prawdopodobnie nie będzie zbyt przyjemnym towarzyszem boju.
W tym samym czasie, gdy albinoska mogła zająć się swoimi fatałaszkami, a Nara przesiadywała w zgarbionej pozie na jakimś losowym pniaku, dwójką nie zajmujących się niczym użytecznym przybyszek zainteresował się w końcu jakiś facet. Szybciutko zapoznał się z jakimś swoim świstkiem, a potem wskazał jakąś babeczkę w czarnych fatałaszkach, która miała przejąć nad nimi dowodzenie.
Gdy białowłosa kapłanka w końcu uznała, że prezentuje się dostatecznie dobrze, by móc znów pobrudzić się w lesie, para kunoichi dogoniła wreszcie niejaką Shizuri. Wyglądała w miarę sympatycznie, Nara pouczyła więc siebie w duchu, by tym razem może nie powtarzać swojej wpadki z ich pirackiej przygody.
- Nara Shikatsu, Yamanaka Inoyu – przedstawiła siebie i swoją towarzyszkę jakże błyskotliwie, z łaski swojej wyciągając dłonie z kieszeni, by nie wyglądać na chama. Może wyglądała na zmęczoną, znudzoną i zniechęconą, ale przynajmniej nie na chama.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 7 lut 2020, o 22:54
autor: Inoyū
To byłoby zbyt piękne, gdyby pokonanie dzielącej ich od posterunku drogi przebiegło spokojnie i bez większych komplikacji; tuż po opuszczeniu osady, a co za tym idzie - pożegnaniu się z estetycznymi uliczkami wyłożonymi kocimi łbami, zastały jedynie ziemiste, wydeptane ścieżki. I nie byłoby to może aż tak złe, gdyby nie fakt, że do Midori w ostatnich tygodniach zawitała wiosna, przemieniając przyprószone bielą podłoże w wyjątkowo odpychającą mieszankę brudnego śniegu z błotem. Nie mogła uwierzyć, że z tych cholernych Nar są aż takie kutwy, by czuli potrzebę oszczędzać nawet na koniach dla swoich żołnierzy. W przeciwieństwie do milczącej większą część drogi Shikatsu, Inoyū nie omieszkała wokalizować swojego oburzenia. Wyklinała zarówno piastujących najwyższe stanowiska, jak i bogu ducha winnych gońców oraz kupczyków, którzy mijali żeński duecik na mniej lub bardziej sprawnych wierzchowcach. Jeżeli tylko któryś z nich zignorował ich obecność i przejechał koło nich na tyle blisko, by za sprawą końskich kopyt ochlapać je rozmokniętą ziemią, to nawet groziła im swoją dość wątłą pięścią, że jak tylko ich spotka, to złapie ich za włosy i zacznie smarować ich twarzami po tym cholernym błocie. Nikt, o dziwo, zdawał się tym zupełnie nie przejmować, więc musiała po prostu kontynuować wędrówkę na niezbyt stabilnych, drewnianych geta, które postanowiła przywdziać na swoje stopy tego dżdżystego ranka.
Yamanaka ostatnimi czasy była w tak podłym nastroju, że nawet nie miała siły ani nic knuć, ani też zbyt wiele rozmyślać nad swoim losem - jej jedynym celem, jak na razie, było w miarę sprawne zakończenie tej szopki i zmaterializowanie się w Soso. I to właśnie był główny powód, dla którego znowu przystała na towarzyszenie Narze w nieswojej wojnie. Ot, nie miała zbyt wielkiego wyboru. Przegrana jej klanu działałaby teraz na niekorzyść kapłanki, więc całkiem niezłym pomysłem byłoby użyczenie jej swoich umiejętności raz jeszcze. Z tym, że byłby to już ostatni raz. Nie przewidywała spędzenia tutaj czasu dłużej niż to konieczne. Inna sprawa, że trochę głupio byłoby spowiadać się ojcu z tego, że zostawiło się córkę jej dobrego znajomego na lodzie. Całkiem możliwe, że i on również gdzieś tutaj balował, jeśli nie miałby nic lepszego do roboty. Czy w ogóle wysłała im więcej niż ten jeden list, który napisała tuż po przybyciu do Midori? Wyrodna z niej córka.
Posterunek nie wywołał w niej tak intensywnych odczuć jak przewidywała - mimo wszystko nadal pamiętała co nieco z wojny na swoich terenach, więc nie była to dla niej sytuacja aż tak obca. Nie miała, co prawda, sposobności przyjrzeć się tego typu fortyfikacjom z bliska, ale nadal całą procedurę identyfikacji oraz wpuszczenia ich do bazy przyjęła dość beznamiętnie. Pozwoliła swojej koleżance załatwiać wszystkie formalności. W końcu to jej klan, więc to ona powinna się tym zajmować.
Kiedy tylko Shi wskazała jej balię z wodą, przemieściła się w jej stronę niemal od razu, by spróbować zmyć ze swojego stroju chociaż tę niezaschniętą część błota. Krzywiła się przy tym niemiłosiernie - nie dość, że samo błoto było dość obrzydliwe, to jeszcze była zmuszona potraktować wodą przynajmniej połowę swojego odzienia, które teraz będzie się nieprzyjemnie przyklejać do jej ciała. Co za beznadzieja. Przez moment nawet chciało jej się gorzko zapłakać, ale uznała, że nie może sobie pozwolić na aż taką egzaltację. To nie było w jej stylu.
Tuż po wstępnym przepraniu swoich łachów dołączyła do siedzącej w zgarbionej pozycji Shi, by dźgnąć ją kolanem w kręgosłup w ramach upominania jej do przybrania chociaż odrobinę bardziej wyprostowanej postawy. Jako kunoichi powinna dbać o swój kręgosłup, sprawienie sobie nowego to nie jest takie hop siup. Być może gdzieś na świecie istniał taki klan, dla którego byłaby to łatwizna, ale Shi, niestety, zajmowała się jedynie manipulacją własnego cienia i chyba zaczynała o tym zapominać.
W sumie, to nawet umiarkowanie cieszyła się, że ich nową przełożoną miałaby być kobieta - mogła mieć chociaż cień nadziei, że współpraca z nią będzie bardziej owocna niż z jej poprzednimi kolegami z tymczasowego zespołu. Całkiem zastanawiający był fakt, że ułożenie jej włosów było bardzo podobne do tego, które upodobała sobie Shikatsu. Być może każdej kobiecie z tego klanu nakazują noszenie takiej fryzury? Skinęła tylko delikatnie na jej widok, nie uznając za konieczne odezwać się, skoro Shi pozwoliła sobie już je przedstawić.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 8 lut 2020, o 10:34
autor: Ichirou
Misja Wojenna rangi C
Inoyū i Shikatsu
7/45
Drobniutka, chyba nawet odrobinkę niższa od Inojki kobieta zatrzymała się i omiotła obie bohaterki spokojnym spojrzeniem czarnych jak smoła oczu. Jej mimika pozbawiona była wyrazistej ekspresji. Przedstawiała przede wszystkim opanowanie, może jeszcze małą nutkę znużenia, ale jeszcze daleko było do umęczonej postawy, jaką prezentowała Shikatsu całą swoją nie wybitną osobą.
- Zjawiłyście się w takim razie w samą porę. Żeby nie tracić czasu, przejdziemy od razu do odprawy – odpowiedziała treściwie, a potem omiotła wzrokiem otaczający ich obóz, jakby czegoś lub kogoś szukając. Potem westchnęła cicho z lekkim zrezygnowaniem. Chyba nie znalazła.
- Zawołaj Keijiego - zwróciła się moment później do jednego z szeregowych, który akurat przechodził parę kroków obok. Mężczyzna kiwnął jej głową na polecenia, a ona przeniosła z powrotem uwagę na dwie członkinie jej zespołu.
- Nara Shizuri. Akoraito, ale liczę na szybki awans. Mam nadzieję, że mi w tym pomożecie. Chodźcie – rzuciła na koniec, wykonując przy tym niedbały gest dłonią, aby podążały za nią.
Poprowadziła je jakieś czterdzieści metrów dalej w poszukiwaniu dogodnego miejsca, w którym mogłyby omówić powierzone im zadanie. Po drodze mijały mieszkalną część kompleksu, składającego się z drewnianych baraków i namiotów polowych. Z jednego z tych namiotów wylazł zaspany blondyn . Na oko dwadzieścia lat, potargane na wszystkie strony włosy, ciuchy typowe do działania w terenie. Wzrostem przewyższałby o głowę pozostał żeński tercet. Mało schludna prezencja.
Mężczyzna rozprostowywał zesztywniałe ręce i rozdziawiał dziób w niekulturalnym ziewaniu, kiedy nawiązał wzrok z przechodzącą nieopodal, czarnowłosą akolitką.
- To już? - zapytał nieprzytomnie.
- Jeszcze nie. Teraz odprawa – odpowiedziała krótko Shizuri, nawet nie zatrzymując się choćby na sekundę. Blondyn przetarł oczy, a zaraz potem ruszył za resztą maszerującego zespołu.
- Drużyna z samymi babeczkami? Heh, moje modlitwy zostały wysłuchane - wypalił bezceremonialnie, kiedy zbliżył się do pań już na parę kroków. Choć te nie widziały w tym momencie jego twarzy, to po sposobie wypowiedzi można było ocenić, że właśnie szczerzy zęby.
- Zachowuj się - skomentowała bez podnoszenia głosu, ale i tak z dozą dosadności, która wystarczała, żeby blondyn powstrzymał się od dalszych głupich wypowiedzi.
Chwilę później wszyscy zebrali się wokół jakiegoś samotnego, drewnianego stolika na uboczu. Shizuri sięgnęła wtedy do torby po mapę , którą następnie rozłożyła na blacie. Przedstawiała ona przygraniczne tereny skłóconych ze sobą rodów i zawierała najważniejsze dla wojny punkty, takie jak posterunki, garnizony, strażnice i tym podobne obiekty.
Akolitka rozpoczęła wyjaśnienia. Starała się uniknąć monotonnego tonu wypowiedzi, ale udawało się jej tylko połowicznie. Ciężko walczyć z tym, co zapisane w genach.
- Dowództwo opracowało złożony plan, który angażuje wiele odpowiednio skompletowanych zespołów i wymaga od nich najwyższego poziomu koordynacji – wyjaśniła na starcie dość enigmatycznie, a potem chudym paluszkiem przesunęła wzdłuż sporego odcinka granicy między Midori a Kaigan.
- Zostanie przeprowadzony jednoczesny atak na wszystkie najważniejsze punkty ulokowane na tym obszarze. Walczące na duży dystans, najbardziej mobilne oddziały ruszą na garnizon dziewiąty, dziesiąty, jedenasty oraz na posterunek numer osiem. Ich prawdziwym celem jednak nie jest szturm, a mobilizacja sił wroga na miejscu. Po błyskawicznym ataku i ściągnięciu uwagi wycofają się, a skupione na nich wrogie oddziały nie wesprą tych punktów, na które zostanie przeprowadzony właściwy szturm. Czyli dywersja, tyle że na większą skalę – podsumowała, robiąc krótką pauzę i podnosząc znad mapy wzrok na pozostałych, by upewnić się, że wszystko na ten moment jest jak najbardziej zrozumiałe.
- Jesteśmy drużyną numer siedem. Naszym celem jest mały punkt - magazyny z podstawowymi dobrami, głównie z żywnością. - Wskazała w tym momencie na punkcik na mapie trochę od zachód od ósmego posterunku Aburame, blisko głównego traktu handlowego. - Stamtąd przerzucane są towary do sąsiednich posterunków. Po zimie ich zapasy powinny być uszczuplone, a my wyczyścimy je do cna. Podobny zresztą cel mają pozostałe drużyny - zbrojownie, magazyny, wylęgarnie robaków. Jeśli wszystko się powiedzie, osłabimy ich bez wdawania się w otwartą batalię, która bez względu na rezultat przyniosłaby straty również i dla nas.
Kobieta wyprostowała się i tym razem na dłużej przeniosła wzrok na członków zespołu.
- Zaatakujemy dzisiaj, gdy słońce będzie na zachodzie, aby wykorzystać pełen potencjał cieni naszych klanowiczów. Dostaniemy odpowiedni sygnał na wyruszenie, a ja przeprowadzę nas przez lasy do celu zadania. Na zagrożenia będziemy trzeba reagować bardzo szybko. Musimy dotrzeć do magazynów, zniszczyć je i natychmiast się wycofać. Wdajemy się w walki tylko wtedy, gdy będzie to konieczne. Dowództwo chce zminimalizować straty. W swoich żmudnych kalkulacjach wyceniali ryzyko. Wzięli poprawkę na to, że niektóre zespoły wycofają się zanim zrobią swoje zadanie. Ale my oczywiście będziemy tymi, którym się powiedzie - skończyła nieco dosadniej, ujawniając tym samym swoją ambicję i chyba faktyczną chęć na rychły awans, o którym wspomniała na samym początku.
- Słuchajcie moich poleceń, zachowujcie czujność, a wszystko będzie dobrze. Nasz cel jest jednym z najsłabiej strzeżonych obiektów. Przewidujemy obecność szeregowych żołnierzy i pojedynczych ninja. Posterunek ósmy będzie w mobilizacji z powodu partyzanckiego ataku naszej innej ekipy, więc będziemy mieli czas na wykonanie misji i bezpieczną ewakuację zanim pojawią się posiłki – oznajmiła, składając mapę i chowając ją z powrotem do torby.
- Nie mamy okazji na pracę nad zgraniem, więc powinniśmy przynajmniej znać swoje umiejętności. Ja operuję technikami klanowymi i żywiołem wiatru. Keiji specjalizuje się w technikach ognia i walce w zwarciu. Jego katon świetnie radzi sobie z robalami, miałam okazję widzieć. Shikatsu, z tego co wiem, władasz cieniem i ziemnymi jutsu. Inoyu, twoje zdolności niestety nie są mi znane. - Wskazywała dłonią na kolejnych członków drużyny, kiedy ich omawiała, by przy okazji wszystkich ze sobą przedstawić. Na większe integracje raczej nie było co liczyć.
- Zostaniemy wyposażeni w broń, której będziemy mogli użyć w krytycznej sytuacji. Bombki ze specjalną substancją. Nie wpływa ona na ludzi, ale natychmiast paraliżuje robale Aburame w promieniu dziesięciu metrów od wybuchu. Jest rzadka i kosztowna w wytworzeniu, więc będziemy mieli tylko dwie bombki. Jedna znajdzie się w moim wyposażeniu, druga natomiast w ekwipunku Shikatsu – wyjaśniłą spokojnie, nawiązując wtedy kontakt wzrokowy z krewniaczką.
- Jeżeli nie macie żadnych pytań, to tyle z mojej strony. Mamy jeszcze kilka godzin do rozpoczęcia całej akcji. Odpocznijcie, przygotujcie się. Na komendę, która rozejdzie się po całym obozie, zbierzemy się ponownie. Damy popalić Aburame. – Kiwnęła głową na koniec i zostawiła resztę drużyny. Jeżeli były jeszcze jakaś kwestia, którą któraś z bohaterek chciała poruszyć, to oczywiście udzieliła odpowiedzi przed opuszczeniem zebrania.
- Pierwszy raz tu jesteście? – zagaił blondyn, kiedy zostali już sami. – Potrawka z grzybów jest tu lepsza od ryżu z kasztanami. Heh, oprowadzić was po obozie? – zapytał, drapiąc się po czuprynie pełnej powykręcanych kosmyków na wszystkie strony świata.
Jeżeli skorzystały z oferty, to zrobił szybciutki obchód celem wskazania najważniejszych miejsc, w których szanowne panie mogły posilić się, odpocząć lub przespać. Jeżeli bohaterki uznały, że są samowystarczalne, Keiji wzruszył ramionami i poszedł na drzemkę. Ogólnie rzecz biorąc, blondyn wydawał się otwarty, chyba nawet trochę zbyt luzacki, a przy tym całkiem niechlujny.
Było około południa, więc do wcześniej wspomnianego zachodu było jeszcze parę godzin, które odlotowe agentki mogły spędzić w dowolny sposób. Warunki na wypoczynek były średnie, bo w końcu polowe, ale przynajmniej nikt im przez ten czas nie przeszkadzał. No, oprócz jednej osoby, która podeszła do nich w okolicach popołudnia.
Był to Shikao . Oficjalny i wyprany z ekspresji jak zawsze.
- To nie była moja decyzja, żeby cię tu ściągać - zwrócił się do córki, od razu przechodząc do rzeczy i nie bawiąc się w jakieś miłe, rodzinne przywitania.
- Uważajcie na siebie - dodał chwilę później, tym razem kierując swoje słowa już do obu pań. Jak na niego, takie słowa, nawet wypowiedziane na chłodno, były i tak sporym okazaniem troski.
Najczulszy tatuś pod słońcem odszedł potem w swoją stronę i wrócił do pracy. Może nie piastował tutaj najwyższego szczebla, ale i tak należał do tych, którzy koordynowali nadchodzące, wojenne przedsięwzięcie.
Potem już nie pozostało nic innego, jak czekać na właściwe zadanie. Momentu zbiórki wszystkich grup nie dało się przeoczyć – najpierw rozniósł się dźwięk rogu, a potem cały posterunek uległ lekkiemu ożywieniu.
Zaangażowani w partyzancką akcję ninja zaczęli zbierać się na placu zbiórki. Zespołów było około dziesięciu, każdy z nich składał się przynajmniej z kilku osób, ale były też i takie zawierające po kilkanaście. Drużyna numer siedem należała do tych o najmniejszej liczbie członków.
Przesuwając się między ludźmi i szukając swojego miejsca, dziewczyny mogły natrafić na znajomą osobę – Izo , kompana z poprzedniej misji. On też je dostrzegł. Nieco speszony wszechobecnym zamieszaniem, posłał im leciutki uśmiech i machnął nieśmiało ręką w ich kierunku.
Wkrótce wszystkie grupki ulokowane były we właściwych miejscach – zgodnie z przydzieloną im numeracją. Po przeciwnej stronie stało kilka osób z dowództwa Nara, w tym i Shikao stojący najbardziej na uboczu. Przed koordynatorami operacji, na stolikach rozłożone były klepsydry o różnych rozmiarach. Do każdej przypisany był numer jednego z zespołów.
Czuć było nerwowość w powietrzu.
Zbiorowa odprawa była niezmiernie krótka i treściwa, jako że wszyscy zapoznani byli już z planem i wiedzieli, jakie jest ich zadanie. Chodziło tak naprawdę o idealnie zsynchronizowanie wszystkich grupek, żeby poszczególne punkty na taktycznej mapie zostały zaatakowane w tym samym momencie. Wielkie mózgu klanu Nara nie próżnowały. Wszystko zostało oszacowane z ogromną precyzją i starannością, czego dowodem były piaskowe zegary, odpowiednio dobrane do każdego zespołu na podstawie potrzebnego do pokonania dystansu.
W międzyczasie jakiś młokos rozdał oddziałom szklane bombki z czerwonym płynem w środku. Jedna oczywiście wpadła w rączki Shi.
Drużyna numer jeden wystartowała, wszystkie klepsydry zostały przestawione na drugą stronę, co w zasadzie powtarzało się wielokrotnie, jako że odstęp czasowy między pierwszym a ostatnim zespołem był całkiem duży i wynosił aż godzinę. Bohaterki miały więc niestety mało szczęścia, bo jako siódma drużyna były zmuszone długo wyczekiwać na swoją kolej.
- Drużyna siódma, ruszajcie! – wydał wreszcie rozkaz głównodowodzący. Shizuri obejrzała się tylko na swoich kompanów i kiwnęła do nich głową. Zaraz po tym wystartowała przodem, narzucając całej ekipie tempo dosyć spokojnego biegu, by zaoszczędzić siły na późniejsze zmagania, które miały wkrótce nadejść.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 8 lut 2020, o 14:52
autor: Shikatsu
Liderka zespołu zrobiła dobre wrażenie na Narze - głównie dlatego, że była rzeczowa i konkretna, ale nie da się ukryć, że uwadze Shikatsu nie uszła również bardzo twarzowa fryzura. I jeśli ktoś (Inoyu) miał czelność twierdzić, że wszystkie członkinie klanu Nara wyglądały tak samo, to grubo się mylił - przecież tylko nieczuły na detale idiota nie zauważyłby tej precyzji cięcia, tej stylowej asymetrii! Nara odnotowała w myślach, że - o ile wrócą z dzisiejszego zadania w jednym kawałku i nie powtórzy swojej żałosnej wpadki z ostatniej wojennej eskapady - będzie musiała podpytać potem ich tymczasową przywódczynię, gdzie się strzyże.
Jednak nie była to pora na wymienianie adresów fryzjerów – wojna była, niestety, w tym momencie trochę ważniejsza. Po krótkim przedstawieniu się ruszyła więc posłusznie za drugą Narą, przy okazji rozglądając się trochę po terenie posterunku. Po drodze do bardziej dogodnego punktu odprawy trzyosobowy zespół zahaczył jeszcze o część sypialną, by odebrać ostatniego członka drużyny. Nara powtórzyła swoje nazwisko jeszcze raz przez ramię, tym razem przedstawiając się blondynowi. Nie była szczególnie gadatliwa, raczej nie miała ochoty wdawać się w słowne przepychanki. Szczerze mówiąc, to miała tremę.
Jeszcze mniej pewnie poczuła się, gdy kobieta wyłożyła na blacie wojenną mapę. To wszystko stawało się cholernie realne - podczas ich morskiej akcji to wszystko działo się na tyle na uboczu, że Nara nieszczególnie odczuła, jakoby brały udział w wojnie. A teraz - cała ta mobilizacja, mapy, oficjalny ton, odprawa - nagle poczuła, że sprawa jest rzeczywiście poważna. Westchnęła ciężko, opierając się dłonią o drewniane deski i zerkając krótko na twarz Yamanaki, nie do końca wiedząc, czy chce jej dodać otuchy, czy raczej sama szuka pocieszenia w spojrzeniu albinoski.
Wysłuchała Shizuri w milczeniu, zawieszając dość nieprzytomny wzrok na oznaczonych na płótnie punktach. Musiała skupić się teraz, bo chyba zapadłaby się pod ziemię ze wstydu, gdyby musiałaby prosić o powtórzenie wytycznych. Plan wydawał się solidny i na tyle przemyślany (i odpowiednio trudny do zapamiętania) by nie musiała świecić oczami przed Inoyu. W końcu to było to, z czego słynął jej ród - z cholernie skomplikowanych, ale również cholernie dobrych scenariuszy. Przynajmniej nie musiała się wstydzić przy gościach. Liderka czteroosobowej drużyny odrobiła też swoją pracę domową i dostała zawczasu informację, w czym specjalizuje się dwójka jej członków – Nara jedynie potwierdziła głową na znak potwierdzenia, że wszystko się zgadza. Cholerka, nie wiedziała, że prowadzą im aż takie kartoteki!
Pytań nie miała żadnych – a przynajmniej na razie. Teraz potrzebowała po prostu chwili, by to wszystko poukładać sobie w głowie. Trochę zbyt wylewny blondas zaoferował im wycieczkę krajoznawczą po obozowisku, za co Nara grzecznie, ale stanowczo podziękowała, prosząc go jedynie, by wskazał im jakieś spokojne miejsce, gdzie będą mogły przesiedzieć do momentu późniejszej zbiórki. Nie miała ochoty nic jeść – czuła, że jeśli naje się teraz grzybów, to będzie jej tak niedobrze, że do jej debiutu na froncie w ogóle nie dojdzie. Gdy dotarli do odpowiedniego miejsca Nara odnalazła sobie cokolwiek, na czym mogła wyciągnąć swoje członki, uprzednio zwalniając trochę miejsca dla Yamanaki. Zamierzała spędzić pozostały jej czas tak, jak potrafiła najlepiej – na leniwej wegetacji. Szkoda było marnować energię na szwendanie się bez celu.
Zaliczyły też krótką wizytę jej ojca. I chyba coś w rodzaju ojcowskiej troski? Niezbyt to uspokajające, choć całkiem miłe. Kto by pomyślał, może częściej powinna dać się wysyłać na wojnę.
Dźwięk rogu był prawdopodobnie sygnałem zbiórki. Duet kunoichi musiał więc opuścić bezpieczne schronienie i dołączyć do reszty shinobi, odszukując przy okazji pozostałą połowę swojej grupy. W tłumie mogły rozpoznać też dwie znajome twarze - ojca Shikatsu oraz Izo, wrażliwego medyka, którego miały okazję poznać już wcześniej. Widząc jego uśmiech Nara odpowiedziała na powitanie skinięciem głowy.
Odprawa trwała krócej, niż by się spodziewała. Po pobieżnym powtórzeniu instrukcji Nara otrzymała do rąk własnych szklaną bombkę - uniosła ją ku górze, przyglądając się czerwonej cieczy pod słońce. A więc to cholerstwo miało być niby tak skuteczne na te robale? Oby to wystarczyło, bo nie miała najmniejszej ochoty dać się obleźć tym obrzydliwym stworzonkom, które hodował sobie wróg. A potem zaczęło się czekanie na swoją kolej - Nara mogła przysiąc, że Yamanaka od jakiegoś czasu krzywo na nią patrzy, i nie miała zielonego pojęcia, co mogło być tego przyczyną. Może tak gotowała się do akcji i dłużyło jej się bezczynne siedzenie w obozowisku? To przecież nie była jej wina!
Padł sygnał startu. Ruszyła w ślad za liderką, zrównując się ramieniem z Yamanaką. Na szczęście akolitka wiedziała, że powinni oszczędzać siły, i nie forsowała niepotrzebnie tempa. Opuścili bezpieczne mury posterunku.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 8 lut 2020, o 19:27
autor: Inoyū
Nowa koleżanka o fryzurze do złudzenia podobnej do tej, którą upodobała sobie Shikatsu, wydawała się mieć trochę więcej oleju w głowie niż ich poprzedni - święć jego pamięci - dowódca . Nie zamierzała jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, więc ostateczną opinię o niej będzie mogła wydać dopiero pod sam koniec ich zlecenia, bo, czego już zdążyły się nauczyć podczas morskiej przygody, nigdy nie wiadomo, czy coś niezbyt mądrego wpadnie do jej ostrzyżonej na grzyba główki. Uniosła delikatnie brew ku górze w reakcji na to, że niby mają pomóc jej w osiągnięciu awansu. Nie. To nie tak. To Inoyū miała nadzieję, że jej bardziej doświadczona koleżanka zrobi co w swojej mocy, by cała akcja przebiegła pomyślnie - a wtedy kapłanka mogłaby mieć tylko nadzieję, że jej liderka zauważy w swoich papierach heroiczne dokonania niejakiej Yamanaki Inoyū i z łaski swojej postanowi awansować tą jakże zasłużoną członkinię rodu.
Z jej ust wydobyło się jedynie ostentacyjne westchnięcie, gdy okazało się, że będzie musiała znosić towarzystwo jeszcze jednej osoby - a tą osobą okazał się jakiś niezbyt ogarnięty jegomość, który zachowywał się zdecydowanie zbyt swobodnie jak na jej gust. Nawet powieka jej nie drgnęła, kiedy już wytoczył się z namiotu i dołączył do reszty zespołu. Nie będzie przecież wychodzić z inicjatywą, jeśli sytuacja jej, póki co, do tego nie zmuszała. Ruszyła nieśpiesznym krokiem do stolika wskazanego przez Shizuri. I chociaż chciała sprawiać wrażenie dość niezainteresowanej, to i tak łypnęła z ukosa na wyłożoną przez nią mapę, usiłując zapamiętać orientacyjne położenie każdego ważniejszego posterunku, by później nie mieć zbyt wielkich problemów z odnalezieniem się w terenie.
Wysłuchała w milczeniu, co miała do powiedzenia ich tymczasowa dowódczyni, przytakując od niechcenia tuż po każdym bardziej istotnym elemencie planu, by dać jej do zrozumienia, że owszem, nadal słucha. Plan - być może tylko w teorii - nie brzmiał zbyt ciekawie i emocjonująco, ale z pewnością był solidny. Nie starczyłoby jej palców u obu rąk, by wymienić rzeczy, które chciałaby teraz robić zamiast napadania na magazyny jakiegoś robaczego klanu, ale skoro już się tutaj dowlekła, to równie dobrze może chociaż podjąć próbę pokrzyżowania planów Aburame. Przynajmniej teraz nie została uwięziona na jakimś pirackim statku na samym środku morza i miałaby w ogóle możliwość wykonania taktycznego odwrotu.
Idea skompletowania odpowiednio dobranych zespołów wydawała jej się dość sprzeczna z absolutną niewiedzą liderki, co do umiejętności jednego z członków. Nawet jeśli dołączyła w ostatniej chwili, to ich nowa koleżanka powinna raczej najpierw spytać o jej zdolności, a dopiero potem wyjawiać wszystkie szczegóły planu, bo możliwe, że by do tej konkretnie drużyny niezbyt pasowała ze swoim arsenałem. Uznała, że nie będzie tego w żaden sposób komentować. Zamiast tego wytłumaczyła, czym zajmuje się jej ród - wyjaśniła zarówno kwestie przejmowania ciała oraz umysłu, jak i wyciągania wspomnień tak z żywych, jak z martwych. Wspomniała także o swoich umiejętnościach sensorycznych i telepatycznych, a na sam koniec dodała, że posługuje się w walce mieczem, żywiołem błyskawicy i niezbyt zaawansowanym ninjutsu. Następnym razem będzie musiała przygotować sobie jakieś wizytówki, bo opowiadanie o tym za każdym razem było szczególnie upierdliwe.
Skrzywiła się nieznacznie, kiedy Shizuri zdecydowała, że to Shikatsu będzie dzierżyła drugą bombkę przeciw robactwu. Nie chciała jednak się z nikim wykłócać. To przecież jasne, dlaczego akurat jej nie przyznali żadnej bombki. Powód był następujący - byłaby zbyt silna, gdyby dodatkowo ją dozbroili i bali się, że jej moc przewyższałaby znacząco resztę drużyny. To zrozumiałe i logiczne posunięcie. Tak naprawdę, to dopiero teraz zaczęła doceniać ten sławetny intelekt klanowiczów Nara.
Chociaż Shi chyba nie dopisywał apetyt przed wyruszeniem w trasę, to Inoyū skusiła się posilenie swojego żołądka; nigdy nie mogła sobie odmówić, jeśli chodziło o midorijską potrawkę z grzybów, toteż czym prędzej pognała do jednego z namiotów, by nałożyć sobie odrobinę ryżu i polać go sosem. Tuż po spałaszowaniu lokalnego przysmaku wróciła do siedzącej gdzieś na pieńku Nary, by opaść ciężko na miejsce obok niej i założyć nogę na nogę. Ile to jeszcze będzie trwać? Jak długo będą musiały czekać? Zaczynało jej się nudzić.
Odskocznią od oczekiwania na wezwanie okazał się ojciec Shi, który umył sobie rączki od decyzji o ściągnięciu ich na posterunek, a potem kazał im na siebie uważać. Od zawsze miała alergię na tego typu hasełka, więc tylko pomachała głową anemicznie. Jego trzymanie kciukasów raczej nic nie da, gdy obsiądzie je robactwo wrogiego klanu.
Szczerze mówiąc, to jakoś tak nie mogła za bardzo wczuć się w tę napiętą, wojenną atmosferę - dość obojętnie odprowadzała wzrokiem krzątających się to tu, to tam shinobi i ustawiające się gdzieniegdzie grupki, które już za chwilę miały wyruszyć. Dopiero dźwięk rogu wprawił ją w nastrój lekkiego podekscytowania, co zmotywowało ją do rozejrzenia się wokół siebie raz jeszcze i podniesienia się z wygrzanego miejsca. Kiedy tak szła w stronę swojej drużyny, rzuciła jeszcze krótkie spojrzenie pewnemu zagubionemu medykowi. Natychmiast odwróciła wzrok.
I ruszyła nieśpiesznym truchtem za Shizuri, która już zdążyła wyprzedzić ich grupę.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 8 lut 2020, o 21:45
autor: Ichirou
Misja Wojenna rangi C
Inoyū i Shikatsu
10/45
Po długich, nużących oczekiwaniach drużyna o szczęśliwym numerze wreszcie mogła wystartować. W ciągu krótkiej chwili opuścili obszar posterunku, pozostawili za sobą zabudowania i stacjonujące tam oddziały oddziały, by teraz przeprawiać się przez gęsty las.
Zbyt śmiałym było stwierdzenie, że od tej skromnej czwóreczki bohaterów zależały los wojny, jednak całościowy wynik był wypadkową wielu właśnie takich akcji jak ta obecna. Jedna kropla była niczym, ale mnogość kropel stanowiła ulewę.
Przemieszczali się w najbardziej typowy dla ninja sposób, w jaki tylko się dało. Sprawnie przeskakiwali między kolejnymi drzewami, których gałęzie były rozrośnięte tak, jakby były stworzone pod stopy wyjątkowo zwinnych i skocznych shinobi.
- Początek drogi powinien być bezpieczny, ale będąc już blisko granicy będziemy musieli zachować wzmożoną czujność - zaczęła wyjaśniać Shizuri, nie zwalniając jednostajnego tempa. - Możemy natknąć się na patrole wroga. Dowództwo nakreśliło nam trasę obarczoną najmniejszej ryzykiem, jednak nie zmienia to faktu, że wejdziemy na teren Aburame, a tam będziemy narażeni cały czas. Inoyu, jeśli to możliwe, wykorzystamy później twoje zdolności, by badać tereny przed nami i wyłapać obecność przeciwnika z wyprzedzeniem - zwróciła się na koniec do albinoski, licząc na pozytywną odpowiedź. Skoro Yamanaka pochwaliła się swoim wrodzonym sensorem, to teraz bardzo dziwnym byłoby, gdyby go z jakiegoś powodu poskąpiła. Nawet jeżeli była niespecjalnie zainteresowana zwycięstwem rodu Nara, to z pewnością była zainteresowana własnym życiem. Świadomość o lokalizacji ewentualnych przeciwników wyraźnie zwiększała szansę na utrzymanie swoich czterech liter bez uszczerbku.
Inojka na obecny moment mogła się jednak oszczędzać. Zespół miał bowiem jeszcze do pokonania kawałek lasu, który podlegał władcom cienia i był przez nich patrolowany. I to nawet dość intensywniej, niż zazwyczaj, o czym napomknęła akolitka. Ulokowani gęsto wzdłuż granicy zwiadowcy mieli zapewnić szybki przepływ informacji, gdyby coś w którymś miejscu poszło nie tak i konieczna byłaby zmiana planów.
Wszystko jednak szło pomyślnie. Shizuri w locie podpytywała napotkane patrole o niepojące zdarzenia, jednak okolica była całkiem cicha. To był dobry prognostyk.
Niemożliwym było obsadzenie calutkiej granicy żołnierzami, dlatego istniała szansa, że drużyna numer siedem przedrze się do Kaigan niepostrzeżenie. Lepiej było jednak nie zakładać tak bardzo optymistycznego wariantu. Zbliżając się do miejsca styku sąsiadujących prowincji, akolitka poprosiła Yamanakę o szybkie sprawdzenie terenu przed nimi. Brak źródeł chakry, można było kontynuować bieg.
Pokonali kolejne pół kilometra i przywódczyni poprosiła kapłankę o to samo. Znów bezpiecznie.
Kolejny odcinek leśnej trasy. Tym razem kunoichi z Karmazynowych Szczytów wyłapała coś niepokojącego. Jakieś czterysta metrów przed grupą znajdowało się aż czternaście sygnatur należących do shinobi. Wszyscy znajdowali się w bezruchu i byli ulokowani ponad ziemią, prawdopodobnie pochowani pośród drzew w odstępach kilkunastu metrów między sobą. Co najdziwniejsze, sygnatury trzynastu osób były dosłownie identyczne.
Ukryty tekst
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 8 lut 2020, o 22:37
autor: Shikatsu
Jak na razie sytuacja była stabilna - nawet udało im się ominąć potencjalne kałuże błota, bo Shizuri za trasę ich wycieczki obrała grube gałęzie drzew. Początkowy odcinek, jaki przyszło im pokonać, by dostać się do granicy, rzeczywiście był względnie bezpieczny. Dodatkowy komfort dawały sensoryczne zdolności Yamanaki - Nara parokrotnie musiała w duchu się upominać, że nie może zbytnio się odprężać, w pełni zdając na trzecie oko przyjaciółki i zapominając o samodzielnej obserwacji najbliższego otoczenia. Każdy zmysł da się przecież oszukać, prawda? Sensoryczne talenty bladolicej dziewczyny z Karmazynowych Szczytów nie były prawdopodobnie wyjątkiem od tej reguły.
Oczywiście Nara przyzwyczajona była do tego, że w życiu nigdy nie idzie jej tak gładko, jak tego by chciała. Inoyu co jakiś czas sprawdzała ich najbliższą okolicę pod kątem potencjalnych wrogów - pierwsze parę kontrolnych skanów nie zaowocowało informacją o nieprzyjacielu czającym się w jednym z tutejszych krzaków. Niestety, kiedy nadszedł ten upierdliwy moment, gdy Inoyu w końcu wyczuła obcą sygnaturę w środku leśnej głuszy, to nie mógł to być oczywiście jeden delikwent.. Nie mogło to być dwóch, trzech Aburame. Nie mogło ich być nawet czterech. Pieprzonych gnojków było od razu czternastu .
- Inoyu, powiedz mi - zwróciła się do przyjaciółki, zwalniając kroku, by w końcu zatrzymać się na jednej z gałęzi, licząc na to, że pozostali uczynią to samo, a nie zostawią ją w tyle. - Czy, no wiesz, gdy ty to... czujesz..? To klony normalnie mają widoczną, czy tam wyczuwalna… Jak ty to nazywasz..? Sygnaturę? Bo albo to jakaś zgraja jednojajowych bliźniaków, albo klony, albo jakiś cholerny podstęp. – Westchnęła ciężko, dłonią masując obolałą szyję. Chyba zbyt długo wylegiwała się przed odprawą. – Ugh. Jedna opcja gorsza od drugiej. Rzygać się chce.
Spojrzała po pozostałych członkach drużyny, czekając na ich reakcje. Cholernie nie widziało jej się pchanie w sam środek skupiska trzynastu identycznych zarobaczonych dziwaków.
- Gdyby mnie ktoś pytał o zdanie - oczywiście nikt jej nie pytał o zdanie - to spróbowałabym ich obejść. Ile mamy czasu? Czy możemy sobie pozwolić na nadrabianie drogi? – Swoje ostatnie pytanie skierowała do Shizuri, chowając dłonie w kieszenie. Największym plusem podlegania pod czyjeś rozkazy było to, że to nie Shikatsu musiała tutaj męczyć się z poczuciem odpowiedzialności za dobrobyt reszty grupy.
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 9 lut 2020, o 17:02
autor: Inoyū
Nie była zbyt wprawiona w pokonywaniu sporych dystansów stąpając na gałęziach w samych koronach drzew, więc pierwsze metry pokonała z niemałą ostrożnością, usiłując dotrzymać tempa członkom swojej drużyny. W swoich rodzinnych stronach zdarzyło jej się przemieszczać w taki sposób zaledwie parę razy; może i w Karmazynowych nie mogła narzekać na niedostatek lasów, to, spędzając całe życie w górach, dużo bardziej przydatną umiejętnością jawiło się w miarę sprawne wdrapanie się po stromych zboczach niż przedzieranie się przez gęste witki kilkanaście metrów nad ziemią. Pomimo wszelkich niewygód musiała przyznać, że była całkiem wdzięczna Shizuri za oszczędzenie im dalszego taplania się w błocie. To, że jakoś to zniosła za pierwszym razem, nie znaczyło, że nie wyraziłaby kategorycznego sprzeciwu na kolejne niewygody. Wojna wojną, ale naruszenie jej nieskazitelnej prezencji kolejny raz było absolutnie niedopuszczalne.
Monotonia otoczenia oraz ciągłe przeskakiwanie z jednej gałęzi na drugą sprawiło, że po dłuższej chwili jej umysł wszedł w pewnego rodzaju w trans, nieco rozpraszając jej dotychczasową czujność. Ocknęła się dopiero w momencie, gdy ich bardziej doświadczona koleżanka postanowiła się odezwać.
— Mhm — odburknęła dość niechętnie, gdy ta poprosiła Yamanakę o użycie jej zdolności sensorycznych. Szybkie przeskanowanie okolicy raz na jakiś czas nie kosztowało jej zbyt wiele, więc ostatecznie mogła na to przystać. Z tym, że dużo bardziej podobała jej się narracja dbania o własne bezpieczeństwo niż wykonywania rozkazów przełożonej. Kto jak kto, ale Inoyū była prawdziwą mistrzynią w naginaniu rzeczywistości na korzyść swojego wybujałego ego - nawet jeśli skutkiem było zrobienie tego, czego od niej wymagali. Inna sprawa, że, skoro już postanowiła zakończyć swój udział w wojnie po tej misji, to chciała ją doprowadzić do końca możliwie jak najszybciej i bez niepowodzeń. Nie chciała zużywać swojej energii na marne.
Przeprawa przebiegała całkiem spokojnie jak na wojnie - nie wyczuwała żadnych dodatkowych skupisk chakry za każdym razem, gdy aktywowała pieczęcią swoje trzecie oko. Spokój jednak nie mógł trwać wiecznie.
— Stop — zakomenderowała, zwalniając kroku i wreszcie zatrzymując się na bardziej stabilnej gałęzi. — Czuję coś mniej więcej czterysta metrów przed nami. Dajcie mi moment — mówiąc to, przymknęła delikatnie ślepia, by odciąć się od niepotrzebnych bodźców. Sytuacja, która powoli zaczęła się klarować w jej umyśle, prezentowała się na tyle niestandardowo, że musiała skoncentrować się nieco bardziej, by móc jak najprecyzyjniej ją wyłożyć. — Czternaście sygnatur, z czego trzynaście z nich jest identycznych. Nie ruszają się, znajdują się nad ziemią. Między nimi jest jakieś kilkanaście metrów odstępu. Coś jest nie tak, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Cholera — mruknęła pod nosem, po czym wypuściła głośno powietrze przez rozchylone wargi.
Chociaż jej umiejętność wyczuwania obecności innych można nazwać - i to bez przesady - jedną z najbardziej użytecznych w świecie shinobi, to, jak wszystko, również i ona miała swoje wady. Nie było tych sposobów przechytrzenia sensora zbyt dużo, ale jednak jakieś musiały istnieć. Całkiem możliwe, że kontakt z tego typu pułapkami będzie cenną lekcją na przyszłość dla zdecydowanie zbyt pewnej siebie i swoich zdolności Yamanaki.
— Nie, w klonach nie widzę żadnej sygnatury. To nie to — odparła krótko na refleksje Shikatsu o naturze tych przedziwnych tworów. Lub ludzi. Ale jaka jest możliwość, że właśnie czyha na nich trzynaścioro bliźniaków o identycznych sygnaturach? Założyła, że nie mogą być replikami, bo wszystkie znane jej techniki klonowania nie uwzględniały umieszczenia w nich sztucznych skupisk. Nie pomyślała nawet, że gdzieś tam, w odległym świecie, istnieje sposób na tworzenie ulepszonych wersji klonów. To zdecydowanie wykraczało poza ramy jej rozumowania, czyli - chociaż nie przepadała za myśleniem o sobie w ten sposób - szeregowego żołnierza.
— Rozeznanie się w sytuacji zajęłoby mi równie dużo czasu, co po prostu wyminięcie ich. Musiałabym po kolei sprawdzać, o co z nimi chodzi, bo tylko ja znam ich lokalizację. Nacieranie w tamtą stronę wydaje mi się dość idiotyczne — wtrąciła swoją niepodważalnie cenną opinię o tym, co powinni w tej chwili zrobić, po czym zerknęła kątem oka na Shizuri. Jej dłoń nadal była ułożona w połowie pieczęci Szczura, by nie dać się zaskoczyć tym podejrzanym bytom. Szczerze nienawidziła takich absurdów podczas wykonywania zleceń.
Ukryty tekst
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 9 lut 2020, o 19:01
autor: Ichirou
Misja Wojenna rangi C
Inoyū i Shikatsu
13/45
Niestety, szczęśliwy numer przypisany grupce okazał się niewystarczającym talizmanem, by cała misja przebiegła bez jakichkolwiek przeszkód. Tam, gdzie los nie pomagał, tam jeszcze zdziałać coś mogli bogowie. I zdziałali, tyle że za pomocą swojej reprezentantki, która obdarzona była niemalże boskimi mocami odbierania otaczającej rzeczywistości dodatkowym, sensorycznym zmysłem.
Yamanaka podzieliła się z resztą zespołu swoimi niecodziennymi obserwacjami. Tym samym na jednej z gałęzi starego, masywnego drzewa rozpoczęła się krótka narada odnośnie dalszego planu działania.
- Nad ziemią, no to pewnie zwisają w tych swoich kokonach jak jakieś cholerne larwy. Już widziałem takie rzeczy - wtrącił się blondyn, przybierając grymas obrzydzenia dziwacznymi zwyczajami wrogiego klanu.
- Robale żywią się ich chakrą. Prawdopodobnie dlatego odbierasz prawie wszystkie kokony tak samo - wywnioskowała akolitka po szybkiej analizie. - Trzynaście sygnatur należy prawdopodobnie do jednej osoby. Musi być to jakaś sztuczka mająca pełnić rolę straszaka.
- Czyli że… - zaczął Keiji, drapiąc się zawzięcie po czuprynie. - …jest tam tylko dwóch ninja? Dobrze nadążam?
- Tak - odparła kobieta krótko i oschle, będąc zbyt skupiona intensywnym myśleniem, by tracić siły na jakiekolwiek komentarze odnoszące się do niewybitnej bystrości umysłu kompana.
Shikatsu i Inoyū wyraził swoje uwagi, które były jak najbardziej zasadne. Dziewczyny jednak nie miały tak szerokiej wiedzy jak Shizuri. Przywódczyni wysłuchała opinii, przykucając w międzyczasie. Wlepiła spojrzenie czarnych jak smoła oczu gdzieś w bliżej nieokreśloną dal. Zaczęła pocierać dłonie ze sobą, tak jakby miało to wspomóc jej procesy myślowe.
- Rozumiem was, w innej sytuacji sama byłabym za ominięciem tych Aburame, ale wykraczanie poza naszą trasę może sprowadzić na nas jeszcze większe ryzyko. Przesuwając się na wschód zbliżymy się do posterunku, a na niego zmierza właśnie zespół numer sześć. Na zachód z kolei jest główny szlak handlowy. Duże szansa na napotkanie licznego patrolu. Poza tym, musimy sobie zapewnić drogę ucieczki - oznajmiła, podnosząc się do pionu. Podjęła już decyzję.
- Pozostajemy przy tej trasie. Zakładam, że mamy do czynienia tylko z dwoma ninja. Skoro jeden, ten bez sobowtórów, zajmuje bardziej skrajną pozycję, to przypuszczam, że drugi z nich będzie po przeciwnej stronie. Podzielimy się na pary i oskrzydlimy ich. Shikatsu, Inoyū, zaatakujecie z lewej flanki. Będziecie od razu wiedziały, który z celów jest właściwy. Keiji, ruszysz ze mną. Mamy utrudnione zadanie, musimy najpierw znaleźć prawdziwego Aburame. Ogranicz użycie katonu, nie chcemy tutaj pożaru. - Zrobiła krótką pauzę, a potem jeszcze dodała komentarz do wszystkich. - Pamiętajcie, że dzięki robalom mogą zawczasu wykryć waszą obecność. Ostatnie sto metrów w pełnym sprincie, by ograniczyć im czas na reakcję.
Blondyn westchnął cicho i wzruszył obojętnie ramionami. Nie był skory do dyskusji i był gotów wykonać raczej wszystko, co mu rozkazano. Akolitka w tym czasie omiotła wzrokiem wszystkich członków zespołu.
- Czy wszystko jasne? No to ruszamy! - rzuciła dosadnie.
A potem oba duety miały się rozdzielić i ruszyć pędem przed siebie celem szybkiego wyeliminowania zwiadowców.
Mapka - tak orientacyjnie, żeby znać rozłożenie poszczególnych sygnatur. Kratka to w dużym przybliżeniu 10 metrów.
Ukryty tekst
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 15 lut 2020, o 10:27
autor: Shikatsu
Po wysłuchaniu opinii i propozycji pozostałych członków czteroosobowej załogi Shizuri przykucnęła na jednej z pokaźnych gałęzi z nieprzytomną miną. Dłonie tarła o siebie, jak gdyby próbowała rozgrzać ręce podczas mroźnej zimy. Nara wsparła się plecami o pień drzewa, krzyżując ręce na piersi i mierząc kobietę wzrokiem w milczeniu - bawiła ją w sumie ta ostentacja, jaką czasem mogła zaobserwować u swoich rodaków. Jakby chcieli wszystkim na świecie przypomnieć, że dumanie jest ich specjalnością! Shikatsu wypuściła powietrze przez nos, starając się ukryć lekkie rozbawienie. Miała nadzieje, ze ona sama tak nie robi.
Otrzymanie odmowy co do propozycji obejścia delikwentów było tylko kwestią czasu i Nara już w momencie wypowiedzenia tych słów wiedziała, że nic z tego nie będzie. Nie robiła wiec zbędnego rabanu, gdy Shizuri wyjaśniała swoją logikę. Hasło okrężnej drogi rzuciła w sumie tylko po to, by być w zgodzie ze sobą i, w przypadku niepowodzenia ataku, móc całe rozgoryczenie zrzucić na dowódczynię, która podjęła niewygodna dla dziewczyny decyzje. Cóż, plan jaki przedstawiła starsza Nara wydawał się całkiem zasadny, Shikatsu pozostało wiec tylko wzruszyć ramionami. Niech będzie. Przynajmniej o tyle dobrze, że ich nie rozdzieliła - chciała mieć na oku albinoskę, na wypadek gdyby wpadli w tarapaty. Ostrożnie dotknęła łokcia Inoyu dłonią.
- Będzie ich dwóch po naszej stronie. To nielogiczne, ale tak, cholera, będzie, bo takiego mam pieprzonego pecha - nachyliła się nad ramieniem Yamanaki, szepcząc jej do ucha swoje dość markotne opinie. Nigdy nie uważała siebie za optymistkę - raczej oscylowała gdzieś pomiędzy realizmem a pesymistycznym podejściem do życia. - Chcesz się założyć?
Więcej czasu na zaczepianie swojej ulubionej kapłanki już nie miała. Czyli szybki atak, hm? To nigdy nie była jej dobra strona. O wiele bardziej wolała skradać się okrężną drogą i na własnych zasadach spokojnie brnąć do celu. Teraz jednak nikogo nie interesowało zapewnianie jej pełnego komfortu wycieczki, a Nara nie była na tyle durna, by usiłować negocjować z rozumowaniem Shizuri. Pozostało tylko zacisnąć zęby i ruszyć, dostosowując tempo do tego narzuconego przez krewniaczkę.
Pokonanie początkowego fragmentu dystansu między nimi a grupą robaczywych oszołomów była w sumie całkiem przyjemna i przypominała raczej leśną przebieżkę. Dopiero podczas ostatniego sprintu Nara odczuła, jak w jej żyłach zaczyna buzować adrenalina.
Na końcowym odcinku odchyliła tor swojego ruchu po lekkim łuku, puszczając przodem albinoskę. Po pierwsze zależało jej na tym, by dojrzeć w ogóle, o cholerę znowu chodzi z tym wielokrotnym powielaniem. Zmrużyła ślepia, usiłując dojrzeć, czy rzeczywiście pochowali się w kokonach, tak jak było wspomniane wcześniej. Za bezpośredni atak na jedynego zlokalizowanego delikwentka musiała odpowiadać Yamanaka - dzięki sensorycznym zdolnościom mogła z łatwością go zidentyfikować. Zadaniem Nary było więc ją osłaniać - w przypadku, gdyby ktoś - lub coś, bo bardziej niż ludzi obawiała się teraz robaków - spróbowałby zaatakować kapłankę, Shikatsu była gotowa ją bronić, posyłając w cokolwiek, co się poruszy, serię błotnych pocisków prosto ze swoich trzewi.
Gorzej, jeśli to nie Yamanaka, ale ona sama potrzebowała obrony. Wtedy Narze pozostało jedynie ratować się uskoczeniem z pola rażenia i, w przypadku ryzyka bycia zmiecionym z wybranej wysokości, przyklejeniem się za pomocą chakry podeszwami butów do kory drzewa.
Ukryty tekst
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 15 lut 2020, o 19:13
autor: Inoyū
Ach, czyli jej genialny pomysł nie spodobał się dowódczyni? Parsknęła pod nosem z oburzeniem, by w ten, nie ukrywajmy, infantylny sposób okazać całej swojej drużynie jej bardzo ostentacyjne niezadowolenie z podjętej przez liderkę decyzji.
— Co za strata czasu — bąknęła pod nosem dość niezrozumiale, bowiem właśnie w tej samej chwili potarła dłonią bok swojej, zazwyczaj całkiem urodziwej, ale teraz wykrzywionej w zniesmaczonym grymasie, twarzyczki. No bo przecież to nie miało, według niej, najmniejszego sensu - zamiast zdać się w pełni na jej szósty zmysł, który uważała za nieomylny, to mieliby po prostu rzucić się bez żadnego lepszego planu na kilkanaście przedziwnych tworów, zupełnie nie wiedząc, za którym kryje się przedstawiciel tego zarobaczonego klanu. Jeżeli ona sama nie miała pojęcia, w jaki sposób mogliby sprawdzić ich tożsamość bez obłażenia sporej połaci lasu, to jak niby ta pozbawiona odpowiednich umiejętności dwójka miałaby sobie poradzić? Przeskakiwaliby do każdego ze skupisk? Ciskaliby kunaiami dookoła, licząc na to, że w końcu na kogoś trafią? W jakże błyskotliwym umyśle Yamanaki plan przedstawiony przez wyższą rangą Narę był najzwyczajniej w świecie głupi. I nawet, jeśli ostatecznie uda im się jakoś wyjść z tej sytuacji, to nadal będzie uważała, że można było to rozegrać lepiej. Prawdę mówiąc, to cokolwiek ich przywódczyni by nie zrobiła, to kapłanka nadal uważałaby, że to jej wizja jest tą właściwszą.
Mimo wszystko wysłuchała wszystkiego, co Shizuri chciała im przekazać - udało jej się wyłuskać z tego słowotoku parę całkiem ciekawych informacji. Na przykład to, że istnieje możliwość, że potrafią stworzyć kilkanaście fałszywych sygnatur. Ich niezbyt bystry, tymczasowy kolega również wtrącił swoje trzy ryo, informując o specyficznym zamiłowaniu Aburame do przesiadywania w kokonach. Ten klan zdecydowanie powinien przestać istnieć, skoro wszystko, co ich dotyczy, musi być o stokroć bardziej obleśne niż cokolwiek innego.
Kiedy ich liderka kończyła swój przydługi monolog, Shikatsu poczuła nagłą potrzebę brzęczenia jej jakichś pierdół nad uchem. W pierwszej chwili wykonała wolną ręką nonszalancki gest odganiania nieustępliwego owada, by ostatecznie wzruszyć delikatnie ramionami na wezwanie do zakładu. Nie przepadała za zakładaniem się o samo posiadanie racji, a pieniędzy jej koleżanka zapewne dać już nie chciała, więc wydawało jej się to po prostu bezcelowe.
— No to ich zabijemy. — Nie miała zamiaru kwestionować pechowości Shikatsu, bo też nie dało się ukryć, że jeden z komponentów jej imienia był uznawany za szczególnie pechowy, a konkretniej - Shi . Śmierć . Bardzo oczywiste skojarzenie, bardzo oczywisty przesąd. Niby nic takiego, komu się chce zajmować umysł takimi bzdurami, kto w takie coś może wierzyć...
Inoyū. Inoyū wierzy.
Pomimo swojego powątpiewania w istnienie jakichś nadnaturalnych istot, nigdy nie mogła do końca wyzbyć się zapożyczonej od matki wiary w różnej maści zabobony. Mnogość niezbyt szczęśliwych zbiegów okoliczności, które doświadczała jej pechowa koleżanka jasno wskazywała na to, że chyba naprawdę urodziła się pod jedną z ciemniejszych gwiazd. W przeciwieństwie, oczywiście, do Inoyū - samozwańczej ulubienicy bogów - która kąpała się w bożej łasce już od dnia swoich narodzin. To chyba naturalne, że czuła się odpowiedzialna za sukces każdego zlecenia, którego się podjęły. Uważała, że całe nieszczęście generowane przez Shi w zderzeniu z błogosławioną kapłanką rozpraszało się na tyle, by mogły z powodzeniem doprowadzać każdą sprawę do końca. — Masz. Nie zaszkodzi ci odrobina więcej szczęścia — odparła z dość złośliwym uśmiechem na jej barwionych czerwienią ustach i wcisnęła w jej dłoń wymięty świstek, który był papierową formą amuletów z jej świątyni. Zawsze miała przy sobie parę sztuk, gdyby ktoś przypadkiem chciał trafić do prowadzonego przez jej rodzinę chramu - każdy z nich miał na sobie pieczątkę zawierającą orientacyjną lokalizację uświęconego miejsca. Gorzej, że tu - w Midori - nie miała z nich żadnego użytku. Bo komu chciałoby się pokonywać całą drogę do Soso tylko po to, by pomodlić się w jakiejś zagranicznej świątyni?
Shizuri, po objaśnieniu bardziej istotnych kwestii, wydała rozkaz do ataku. Yamanaka natomiast odprowadziła wzrokiem pędzący w stronę przeciwników duet, po czym ruszyła nieśpiesznie przed siebie, zerkając raz po raz na swoją koleżankę.
— Wymińmy ich, a tamci niech sobie atakują. Po co marnować energię na jakąś idiotyczną pułapkę, skoro moglibyśmy iść inną drogą i nie narażać się na bliższy kontakt z jakimiś obleśnymi robalami, bo i tak bym wyczuła, że gdzieś siedzi ich więcej. Kurwa, już teraz mi niedobrze, jak pomyślę sobie, że jakiś ich robak miałby w ogóle na mnie usiąść — rzuciła w jej kierunku, wzdrygając się. Odczekała parę chwil, licząc na jakąś reakcję z jej strony. Kiedy jednak nie doczekała się żadnej wypowiedzi, sama ucięła temat pełnym wyrzutu — A zresztą. Ty zrobisz wszystko tak jak trzeba, co? — nie pozwalając jej nawet na ustosunkowanie się do tej dość ryzykownej propozycji. Było za późno na zmianę planów. Żadna alternatywa już nie wchodziła w grę.
Nadal korzystając ze swoich umiejętności sensorycznych pokonała dzielącą ich odległość ze sporą szybkością, by zatrzymać się dopiero w momencie, gdy mogła zlokalizować swój cel za pomocą wzroku. Odnalazłszy nieco mniej zagałęziony obszar wyciągnęła wakizashi, po czym przyłożyła do niego ostrze kunaia, by przelać niebieską energię na obie bronie i miotnąć w stronę przeciwnika powstałą między nimi kulę błyskawic. W kwestii defensywy liczyła na Shikatsu oraz jej błotniste pociski. Ot, niech też ma coś do roboty. Nie chciała być jedyną, która w tej walce marnowałaby swoje pokłady chakry.
Jeżeli jednak udałoby jej się zauważyć zmierzający w jej stronę kontratak, to starałaby się go uniknąć lub schować za pniem drzewa. Podobnie sprawa miałaby się w przypadku wycelowania w nią czymś, co mogłoby ją strącić z gałęzi - wówczas przelałaby odrobinę chakry do swoich stóp, by nabyć więcej stabilności.
Ukryty tekst
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 16 lut 2020, o 10:18
autor: Ichirou
Misja Wojenna rangi C
Inoyū i Shikatsu
16/45
Dwuosobowe zespoliki rozpoczęły szaleńczy sprint na odcinku czterystu metrów, dzielący ich do sporej grupy źródeł chakry. Jeżeli Yamanaka w trakcie biegu pokusiła się o skorzystanie ze swoich sensorycznych umiejętności, to upewniła się jedynie w przekonaniu, że wszystkie wychwycone wcześniej sygnatury ciągle zachowują te same lokalizacje i to bez choćby najmniejszego ruchu.
Bohaterki w trybie ekspresowym przeskakiwały między kolejnymi drzewami. Pozostało trzysta, potem dwieście i wreszcie jedynie sto metrów, które dla całego przedsięwzięcia miało być kluczowe.
Przez leśny gąszcz prawdopodobnie nie dostrzegły, że druga para znacznie się rozdzieliła – Shizuri biegła na wprost, natomiast Keiji po sporym łuku, tak żeby dostać się do wroga od boku. Zachowywali przy tym równiutki dystans względem skupisk źródeł chakry. Kolejny beznadziejny plan, jak skomentowałaby zapewne Inojka, ale jednak plan. Akolitka musiała mieć jakiś pomysł.
Dziewczyny mimo przyspieszonego oddechu zachowały pełną czujność. Dzieliło je do obranego celu jakieś czterdzieści metrów, kiedy zarejestrowały zagrożenie. Nie był to żaden nadchodzący ninja lecz atak w najbardziej paskudnej formie, jaką tylko można było sobie wyobrazić, bo w postaci wielkiej chmary robaków. Co gorsza, chmara ta wydawała się rozdzielać na dwie, by zaatakować obie kunoichi.
Shikatsu podjęła próbę zatrzymania obrzydliwego niebezpieczeństwa, chcąc pozwolić przyjaciółce na bezpieczne pokonanie pozostałej odległości i zaatakowanie właściwego celu. Uniki oparte jedynie na sprawności samego ciała mogły okazać się niewystarczające, bowiem robale poruszały się z imponującą szybkością, bliższą prędkości cienia Nary niż jej własnych nóżek.
Błotna księżniczka rzygnęła swoim ulubionym budulcem w stronę nadciągającej chmary. Cztery porcje brunatnej brei trafiły z różnorakim skutkiem – dwa pociski trafiły centralnie w skupiska robaków, a pozostałe zgarnęły znacznie mniejszą ilość robactwa. Tym sposobem większość insektów została zneutralizowana, ale zostały niedobitki, które nie zamierzały dać za wygraną.
Bohaterki nie przerwały biegu, ale wkrótce mogły odczuć, że nawet mimo prób uników i odpędzania niektórym robakom udało się je obsiąść.
Relacja Keijiego znalazła swoje potwierdzenie – w miejscach wcześniej zlokalizowanych przez Yamanakę znajdowały się wielkie kokony, w których mogłyby spokojnie dojrzewać larwy wielkości człowieka. Zwisały na gałęziach drzew i były dobrze wkomponowane w leśne otoczenie. Żaden nie wykonał ruchu, choć żeński duet wpadł już między nie.
Być może wróg liczył na to, że dziewczyny nie będą wiedzieć, który z celów jest tym właściwym. Jeżeli tak, to musiał nie wziąć poprawki na sensoryczne zdolności kapłanki, która od samego początku zmierzała w stronę jednego, konkretnego źródła chakry, które wyróżniało się na tle pozostałych.
Dopiero gdy Yamanaka zbliżyła się na wymaganą odległość kilkunastu metrów i uformowała wiązkę błyskawic między dwoma stalowymi broniami, wokół kokonu będącego celem planowanego ataku pojawił się jakiś ruch. Z tej specyficznej skorupy zaczęły odrywać się kolejne robale, z których – jak się właśnie okazało – zbudowany był ten dziwny twór.
Zaskoczony Aburame zareagował jednak zbyt późno i nie zdążył na dobre rozproszyć kokonu i zaatakować posiadanymi robalami. Elektryczna kula śmignęła wprost na niego i trafiła w tors, rażąc zarówno jego ciało i jak te insekty, które znajdowały się tuż przy nim. Ładunek nie był śmiertelny, ale wystarczający do oszołomienia przeciwnika, który tracąc na moment kontrolę nad sytuacją po prostu spadł na ziemię z wysokości pięciu metrów. Upadek zadał dodatkowe obrażenia i dał bohaterkom dobrą chwilę na dalsze działania, ponieważ pokiereszowany oponent musiał się najpierw pozbierać.
Wokoło kręciło się wciąż trochę robali, niektóre dalej chciały obsiąść obie panie i lgnęły do nich jak muchy do słodkiego. Nie było ich jednak zbyt wiele. Nie wyglądało też na to, żeby w pobliżu był jakiś inny przeciwnik.
Przeciwnik leży pod drzewem, jakieś 15-20 metrów od Inoyu i Shikatsu.
Ukryty tekst
Re: Posterunek nr 6 i okolice
: 18 lut 2020, o 18:10
autor: Shikatsu
Własnoręcznie wykonany przez Inoyu talizman, który schowała pod materiałem na swojej piersi, dodał jej trochę otuchy - jednak nie przyniósł jej na dość szczęścia, by zdołała uniknąć kontaktu z obrzydliwym robactwem. Trafiła połowicznie – błotne pociski zneutralizowały część roju, jednak niedobitki nadal dotarły do ich ciał, obsiadając skórę i ubrania i rozpoczynając swoją ucztę. Zaklęła pod nosem, usiłując strzepać cholerstwo z siebie dłonią. Obrzydlistwo. Na widok robaków na swoim ciele czuła zbliżające się torsje.
To, co Yamanaka powiedziała jej wcześniej, mimo wszystko uwierało ją na tyle, by jej myśli skupione były wokół słów albinoski, a nie na próbie przetrwania walki z władcami much. Ale skoro się nie skradają i wróg zna ich pozycję, to nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by odeprzeć te bezczelne zarzuty, co nie?
- Sugerujesz - wyburczała pod nosem do bladolicej kapłanki, pospiesznie ściągając ze swojego ciała i ubrań robactwo - o zgrozo - nagą dłonią i w miarę możliwości miażdżąc je palcami, usiłując się przy tym nie zrzygać - że jestem nudna? Że nie podejmuję ryzyka? To chcesz mi powiedzieć?
Inoyu miała w sumie wiele racji. Shikatsu była konformistką. W ten sposób właśnie przejawiało się jej genetyczne skażenie lenistwem – nie tylko przez ociężałość i wieczne zaspanie, ale właśnie przez niechęć do wzięcia na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Być może właśnie dlatego nigdy nie pokwapiła się, by dążyć do jakiegokolwiek awansu, mimo tego, że nie była już nastolatką. Tytuł akoraito oznaczał nowe obowiązki, których nie była gotowa się podjąć. O wiele łatwiej było wykorzystywać innych i pozwalać im prowadzić się za rączkę, a wraz z momentem, gdy coś nie wyjdzie, wzruszyć ramionami – bo to w końcu nie jej wina. Nara zasłaniała się rodzicami, zasłaniała się dowództwem, zasłaniała się temperamentem kapłanki. A najgorsze było to, że Yamanaka jako pierwsza towarzyszyła jej na tyle długo, by widzieć ją taką, jaka jest – albinoska wiedziała, że jej zdystansowanie i zblazowana maniera to forma zwykłego tchórzostwa. Inoyu sprawiała, że Shikatsu czuła się naga. Sprawiała też, że chciała udowodnić jej, że się myli. Zagrać jej na nosie. Zaimponować jej.
Teraz było już za późno na pokaz buntowniczej natury, Nara narzuciła Yamanace wykonanie rozkazu wyżej położonej klanowiczki. Na szczęście albinoska ruszyła za nią. Daleko od gruntu Yamanaka była o wiele skuteczniejsza w walce niż sama Nara, tak bardzo polegająca na kontakcie z ziemią. Shikatsu aż gwizdnęła z podziwem, gdy kula z elektrycznej energii trafiła ciało wyśledzonego zawczasu przeciwnika, strącając go w dół z pokaźnej wysokości. Nigdy nie chciałaby sama tym oberwać.
Samo uderzenie pocisku i upadek z gałęzi powinien poturbować wroga na tyle, by wyłączyć go na jakiś czas z walki – w normalnych warunkach można byłoby zostawić go na dole i ruszyć dalej, by nie marnować czasu, ale nie tym razem. Nie mogli pozwolić sobie na to, by Aburame zregenerował utracone siły i ruszył za nimi, gdy będą kontynuowali swoją leśną przeprawę. Trzeba było upewnić się, że już nie wstanie.
Nara przelała chakrę do podeszwy swoich butów, zwiększając przyczepność na tyle, by nie ryzykować, że sama dołączy zaraz do odpoczywającego na ziemi przeciwnika. Ruszyła w dół pnia drzewa pospiesznie, uprzednio wyciągając z kabury pięć shurikenów o nietypowym kształcie. W momencie, gdy zbliżyła się do przeciwnika na dostateczną odległość, by mieć pewność celnego trafienia, wyrzuciła dzierżoną broń. Nie kombinowała – rzut był prosty, miał być precyzyjny, a nie trudny do przewidzenia. Jeśli przeciwnik rzeczywiście był unieruchomiony, to nie powinna musieć martwić się jego unikami.
Jeśli wszystko poszło tak, jak sobie tego życzyły, to teraz mogła wrócić na wysokość albinoski i zainteresować się tym, jak radzą sobie ich kompani.
Ukryty tekst