Strona 1 z 3
Dom i warsztat Juranu
: 2 lis 2018, o 01:33
autor: Ayatsuri Juranu
Cały domek jest wybudowany na pustynną modłę małych okienek i dość kulkowatego kształtu. Składa się właściwie z dwóch takich dwupoziomowych, kulistych budowli na jednej posesji porośniętej rzadką, przypominającą te w oazie, trawą. W jednym budyneczku, położonym bliżej drogi, znajduje się rodzinny warsztat, w którym ojciec Juranu przyjmuje klientów. W drugim natomiast budynku znajduje się też część typowo mieszkalna - niby na obu kondygnacjach jest po jednej izbie, ale jest to kuchniojadalnia i coś w stylu pokoju dziennego na poddaszu, który aktualnie jest zawalony sprzętem do malowania młodego chłopaka. Cała jednak rodzina natomiast mieszka w sieci piwnic, w której dzięki sprytnemu układowi luster jest widno w ciągu dnia, gdyż jest tam wpuszczane światło słoneczne. Dom wynalazców musi przecież mieć jakieś rozwinięte nowinki. Dodatkowo, wśród piaskowcowych ścian kompleksu piwnic znaleźć można pokój Juranu. Jest dość spory, oprócz łóżka i kufrów na rzeczy znajduje się też sporo przestrzeni zajętej przez jego prywatny warsztat. Wokół są też zapasy świec i lamp, żeby mógł oświetlić wieczorem swoje miejsce pracy, gdy słońce nie da już widoczności przez odbicia od starannie rozstawionych w całej części mieszkalnej luster.
Re: Dom i warsztat Juranu
: 3 lis 2018, o 16:05
autor: Ayatsuri Juranu
Re: Dom i warsztat Juranu
: 4 lis 2018, o 09:39
autor: Uzumaki Hibana
[timg=300]https://londontheinside.com/wp-content/ ... t-loti.jpg [/timg]"Koty mają dziewięć żyć"
Dla: Ayatsuri Juranu
Misja rangi D
1/15 [/center]
Dochodził wieczór, ulice pustoszały i milkł miejski gwar w spokojnym oczekiwaniu nocy. Na pustyni wielu o tej porze przenosi się do bardziej rozrywkowych części wioski, aby zabawić się jeszcze, z dala od zdradzieckich promieni ostrego słońca. Jednak, na ulicach wokół domu rodzinnego Jurandu, było pusto. Czasem tylko szczekną pies, lub miaukną kot. Absolutna cisza, którą przerwało niespodziewane pukanie do drzwi.
Czyjeś drobne piąstki, nerwowo uderzały w powierzchnie drewnianych drzwi.
-Hej. Halo. Jest tam ktoś? - Krzyczał cienki, zdyszany, kobiecy głos.
Jeśli tylko Juranu otworzył drzwi, jego oczom ukazała się piękna, złotowłosa panienka. Dama miała wydatny biust i nazbyt skąpe ubranie, nawet jak na pustynne warunki. Widać było na niej zdenerwowanie, a także ślady pazurów, mogące być jego powodem.
Jeśli jednak - jak nakazuje ostrożność - Juranu postanowił wysłuchać prośby owej kobiety przez osłonę drzwi, mógł jedynie wyczuć jak łamie się jej głos.
W obu przypadkach kobieta zwróciła się do shinobi naglącym tonem:
-Proszę mi powiedzieć... Widzicie Panie, nie pochodzę stąd. Gdzie w tym mieście można znaleźć shinobi? Kogoś, komu mogłabym zlecić zadanie? W mojej ojczystej prowincji było takie miejsce... Nie wiem jak tutaj, a nie ma nikogo na ulicy, żeby zapytać... Pomóżcie Panie.
Tłumaczyła, chaotycznie wymachując rękoma, co tylko pokazywało jak bardzo jest zagubiona. Jeśli młody ninja otworzył drzwi, mógł zobaczyć jak do oczu wstępują jej łzy.
Zdenerwowanie, zadrapania, otarcia, a nawet drobna plama krwi na bluzeczce, wszystko to mogło świadczyć o naprawdę poważnych problemach złotowłosej cudzoziemki. Jaki shinobi nie ulituje się nad Damą w potrzebie?
To pierwsza prowadzona przeze mnie misja. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił
Re: Dom i warsztat Juranu
: 5 lis 2018, o 01:07
autor: Ayatsuri Juranu
Ledwie Juranu ukończył swe dzieło pełen pasji, zadowolony ze swoich wyników, a już go coś niepokoiło. Drżały mu delikatnie ręce w podnieceniu z wykreowania czegoś od zera, więc szybko ogarnął i sprzątnął największą część bałaganu, szczególnie sprzęt do torby, a następnie zszedł otworzyć drzwi. Nie był zbytnio ciekawy tego, kto tu przyszedł, ale i tak poszedł otworzyć. Lekkim krokiem sunął przez dom, aby w mgnieniu oka znaleźć się przy drzwiach. Nie miał na sobie płaszcza, tylko brązowe spodnie i szarą koszulkę, lekko ubrudzoną farbami. Taki oto stanął w drzwiach, lecz zanim ukazał się kobiecie, narzucił na twarz uśmiech. Nie można pokazać niegościnności...
Dzień dobry. - powiedział spokojnie, ale bez ukazywania jakiejś radości z odwiedzin. Był po prostu uprzejmy, nic więcej - Tak się składa, że jestem shinobi. Juranu, do usług. - przedstawił się bez nazwiska, gdyż było zbyt rozpoznawalne nawet dla obcych - Chętnie pomogę, jeśli nie wyda się to ponad moje możliwości. - skwitował jeszcze. Nie będzie się porywał z motyką na słońce. W końcu z nikim dotąd jeszcze nie walczył. Poza stadem skorpionów oczywiście. Co było dość niegrzeczne, stał oparty o framugę drzwi, jednocześnie nie wychodząc na zewnątrz, co nie zapraszając do środka...
Re: Dom i warsztat Juranu
: 5 lis 2018, o 07:07
autor: Uzumaki Hibana
[timg=300]https://londontheinside.com/wp-content/ ... t-loti.jpg [/timg]"Koty mają dziewięć żyć"
Dla: Ayatsuri Juranu
Misja rangi D
3/15 [/center]
Początkowo, kobieta z lekka wystraszyła się Juranu. Młodzieniec może i nie był wysoki, lecz dla tak drobniutkiej cudzoziemki, wszyscy zdawali się olbrzymami. Następnie, gdy uporała się z pierwszym strachem, nabrała wątpliwości, czy będzie to odpowiednia osoba do wykonania jej zadania, nie miała jednak tego komfortu, by być zbyt wybredną.
-Naprawdę? - Zawołała składając drobne dłonie w radosnym geście. - Naprawdę, jesteście Panie shinobi? Co za szczęście – przetarła oczy, ścierając z nich pierwsze łzy, po czym zacisnęła piąstki jak osoba, która ze wszystkich sił stara się nie okazywać strachu. Mimo tych wysiłków, Juranu mógł dostrzec jak trzęsą jej się nogi.
-Widzicie Panie... Chodzi o kota. Łapiecie tu czasem koty, prawda? - Po tych słowach cofnęła się w obronnym geście. Tym razem przestraszyła się, że młodzieniec – prawie mężczyzna – poczuje się urażony tak prostym zadaniem, które zwykle zleca się najmłodszym rangą, a nawet dzieciom. Skoro jednak, nikt jej nie zaatakował – słowem, czy bronią – kontynuowała wypowiedź.
-Widzicie, mój kot uciekł... Nie, zaginą – poprawiła się szybko. - Nie mogę go znaleźć, ale wiem gdzie jest... Znaczy... Gdzie może być – motała się i podczas całej wypowiedzi, rozglądała nerwowo na boki, jakby szukała innego, najlepiej mniejszego, shinobi do pomocy. Przynajmniej Juranu mógł odnieść takie wrażenie. Skoro jednak, żaden mały ninja nie zawitał w te okolice, musiała zadowolić się stojącym przed nią nastolatkiem.
-Proszę was Panie – błagała, chwytając Juranu za rękaw. - Chodźcie ze mną i pomóżcie mi znaleźć tego kota.
Łapanie kota, najbardziej powszechna oraz najmniej lubiana misja, którą każdy prawdziwy shinobi musi choć raz w życiu wykonać. Koty się gubią, a ninja ich szukają, to naturalna kolej rzeczy, jak dzień i noc. Nic nadzwyczajnego.
Był jednak pewien szczegół. Kiedy kobieta, zaaferowana wymachiwała wątłymi rączkami, Juranu – wśród wielu otarć i zadrapań – mógł zauważyć jedną, świeżą szramę na przedramieniu. Był to ślad po pazurach. Nic dziwnego u właścicielki kota? Prawda, ale jeśli Juranu widział kiedykolwiek rzeczonego rybożercę, miał prawo zacząć się zastanawiać.
Jakiej wielkości było zwierze, które zostawiło tak potężną ranę?
Next ->
Uliczka
Re: Dom i warsztat Juranu
: 5 lis 2018, o 10:15
autor: Ayatsuri Juranu
W zwyczaju białowłosego było słuchanie, a nie wtrącanie się w każde zdanie. Sam tworzył w swojej wyobraźni tę historię, jak mógł zaginąć kot cudzoziemki, a nawet jak wyglądał. Oczywiście nie miały te obrazy nic wspólnego z oparciem w rzeczywistości. Po prostu wyobraził sobie co widział. Trochę też nużyła go kobieta, opowiadająca o swoim zmartwieniu - w końcu, czy z czymś takim przychodzi się do shinobi? Ale cóż. Nie będzie ryzykował życiem, a może odrobinę zarobi. A wysiłek nie powinien to być wielki.
Niech będzie. Pomogę. - odpowiedział bez wyrazu, wzdychając mocno. Chciał pomóc, ale nie chciało mu się uganiać za kotami, co skutkowało dość obojętną wypowiedzią.
Tymczasem jednak obserwował rany na rękach dziewczyny. Ta czerwień przechodząca w brąz zasklepionych blizn. To było piękne. Czy to stworzenie zrobiło wszystkie te rany? Ciekawe cóż to za zwierz. Może skorpiony jak ostatnio? Oczywiście, że nie, one nie mają jako takich pazurów. Zadanie może się szybko skomplikować, a przynajmniej w ogóle. To nie będzie tylko złapanie kota o znanym miejscu, bo skoro nawet właścicielkę potrafi tak uciąć, to co dopiero obcego, który będzie chciał go pozbawić wolności. Trzeba było się chociaż w podstawowym stopniu przygotować.
Pozwoli pani tylko, że wezmę swoje rzeczy. Pewnie się nie przydadzą, ale zawsze się lepiej ubezpieczyć... - powiedziawszy to szybkimi krokami ruszył na górę po swoją torbę ze sprzętem.
W biegu jeszcze zapinał ją na swoich biodrach, a następnie chwycił płaszcz wiszący przy drzwiach, który był wręcz jego znakiem rozpoznawalnym. Zarzucił go na siebie, ukrywając torbę pod spodem. Całość przygotowania trwała może minutę? Znał swój dom, odkładał rzeczy w to samo miejsce, na pamięć. Tak więc na pamięć też mógł je szybko zdobyć...
No to w drogę. - powiedział już ochoczo, czekając z pytaniem o zadrapanie do późniejszego momentu przygody, żeby nie myślała od razu, że zrezygnuje. Gdyby tak pomyślała, mogłaby chłopaka okłamać i ten nieprzygotowany zostałby poturbowany przez kocią bestię...
[z/t]
Re: Dom i warsztat Juranu
: 3 sty 2019, o 23:49
autor: Ayatsuri Juranu
Re: Dom i warsztat Juranu
: 4 sty 2019, o 00:25
autor: Ayatsuri Juranu
Jakkolwiek tworzenie marionetek to podstawowa zdolność przekazywana z pokolenia na pokolenie w klanie Ayatsuri i Juranu już był całkiem doświadczony w tej dziedzinie w związku z pomaganiem w rodzinnym warsztacie, to jednak w rodzinie używało się też drugiej drogi, chyba mroczniejszej od tego, z czego klan właściwie słynie. Wytwarzanie ziołowych specyfików, które w zdecydowanej większości były truciznami, było u nich bardzo zbliżoną w powszechności wiedzą. Udało mu się zdobyć przepis matki na bardzo przydatny specyfik, który nawet on, jako początkujący mógł wykonać, więc postanowił od tego zacząć swoją alchemiczną karierę. Zanim przyszedł jednak na to czas, posprzątał pozostałości po tworzeniu marionetek ze swojego stołu i zaczął rozstawiać przyrządy alchemiczne, które niedawno zakupił, a także bardzo ważne w tej sytuacji - zestawy ziół. Zakupił zarówno proste, jak i bardziej złożone zestawy, ale z tego co pamięć mu mówiła, potrzebował ziół bardzo powszechnych, sprzedawanych w najtańszych zestawach...
Gdy już przygotował swoje stanowisko, nadszedł czas na drobną przerwę. Zjadł obiad, w postaci stygnącego już pieczywa i wielu owoców, a także sporej porcji migdałów. Nie było to może tak pożywne czy mięso czy nabiał, ale nie był osobą, która lubi się obżerać, a z tak lekkim żołądkiem lepiej się myśli. Gdy zebrał koszyczki po swoim lekkim daniu, zasiadł do przygotowanego stanowiska alchemicznego. Na szczęście nie potrzebował do tego, co miał zrobić wysokiej temperatury, więc spokojnie starczy mu podgrzewanie na rozpalonych wcześniej świeczkach, a teraz etap najważniejszy - ucieranie ziół w moździerzu. Jego nozdrza wypełnił słodki ziołowy aromat, a palce lepiły się od oleistej konsystencji wyciśniętych soków. Pewnie na przyszłość będzie musiał bardziej uważać na dotykanie specyfiku w trakcie tworzenia, bo zacznie tworzyć już trucizny z przepisu ojca, ale tutaj, przy prostym leku, nie miało to większego znaczenia... Po lekkim podgrzaniu otrzymanych soków, otrzymał w końcu swój płyn o wybitnie oleistej konsystencji, który zlał do buteleczki, przygotowując go do dłuższego przechowania. Teraz tylko pochwalić się matce tworem i będzie można przeszukać księgi ojca... Tam dopiero znajdzie coś, co wspomoże jego siłę...
Re: Dom i warsztat Juranu
: 6 sty 2019, o 18:13
autor: Ayatsuri Juranu
Od czasu powrotu z podróży i dziwnego ciągu, w którym Juranu stworzył marionetkę i pewien alchemiczny specyfik minęło już kilka dni. Chodził w międzyczasie do biblioteki i rozmawiał z ojcem na temat rozwoju alchemicznych zdolności. Nie był może zadowolony z tego, że jego syn chce tworzyć w domu śmiertelnie niebezpieczne substancje, ale dał mu kilka rad i nawet polecił, jak może zrobić podstawową recepturę, którą teraz miał zamiar wykonać. Jak się okazało, potrzebne mu zioła były tak powszechnie dostępnie, że nawet je już zakupił przy poprzednich odwiedzinach sklepu z wyposażeniem. A więc - można było zaczynać.
Tak jak zawsze, gdy przychodziło mu się zająć wytwarzaniem tworów w swej piwnicy, rozpalił świece dla rozjaśnienia miejsca pracy, a później ewentualnie podgrzewania substancji. Tym razem jednak obeszło się bez tego, bo ta substancja polegała głównie na połączeniu odpowiednich soków roślinnych, więc w ruch najczęściej szły moździerze i drobne prasy, aby wydobyć pełnię składników z zielska, na którym pracował. Zachowywał przy tym pełną ostrożność, żeby nie dotknąć dzieła, przed jego zakończeniem, bo nie wiedział, jak to się może skończyć. Ba, w ogóle nie chciał go dotykać! Pierwsza zasada jakichkolwiek trucizn - nie testuj ich na sobie. Nawet jeśli ta trucizna była bardzo prosta, to jeśli coś pomylił mogło być bardzo słabo. Finalnie przelał twór do małej buteleczki, która wszystko zmieściła, a następnie poszedł do studni na zewnątrz, żeby oczyścić używaną aparaturę, bo nie chciałby się przypadkiem na nią natknąć w nocy...
Re: Dom i warsztat Juranu
: 9 sty 2019, o 15:47
autor: Ayatsuri Juranu
Po udanej produkcji swoich pierwszych specyfików, Juranu odczekał kilka dni, zanim się za coś zabierze, ale nie były to dni spędzone bezczynnie. Po prostu chciał się zabrać za coś trudniejszego, a to wymagało już odpowiedniego przygotowania - spędzał więc dnie przy atlasach ziół i księdze receptur ojca. Nie każdy staje się mistrzem w jeden dzień, ale zapiski jego rodziciela, który służył kiedyś w boju jako shinobi, a teraz zajmował się pracami przy marionetkach dla innych członków klanu, były niezwykle wartościowe. Tak więc kilka dni zaciętej nauki, jakby to był egzamin być albo nie być na prestiżowej uczelni medycznej. A to tylko próba stworzenia nowego środka do zagłady przeciwnika.
Do tej substancji potrzebował więcej niż tylko roślin, które już zakupił zawczasu w sklepie, ale także tłustej bazy. Udał się więc do kuchni, żeby wydobyć smalec wygotowany przy ostatniej mięsnej potrawie. Kiedy to było? Przedwczoraj? Gdy jedli jakiegoś ptaka. Eh, przez całą tę naukę gubią się dni, a w piwnicy nawet nie jest do końca pewien, czy aktualnie jest dzień czy noc. Znaczy, lustra odbijające światło pomagają w tym, ale trzeba sprawdzić najpierw, czy światło jest z lustra czy świecy. Gdy jednak Ayatsuri zebrał tłuszcz wytopiony ze spożytego wcześniej ptaka, stwierdził, że trzeba trochę zreorganizować jego podejście do tworzenia. Poszedł na górę, zamiast do siebie. Zorganizował stół w pokoju dziennym, gdzie postawił potrzebny mu smalec, a następnie ruszył na dół po resztę sprzętu - aparaturę alchemiczną oraz przygotowane i rozdzielone zioła. Teraz tylko musiał rozetrzeć kłącze blekotu i kilka innych ziół, których działanie było drugorzędne i rozprowadził to w tłuszczu, delikatnie podgrzewając go, żeby łatwiej było wymieszać składniki. Żeby być starannym, trochę mu to zajęło, ale z jego ochoczym podejściem i wprawą nabraną już z poprzednich specyfików, udało mu się wszystko zrobić...
Gdy jednak sprzątał z rękoma wciąż brudnymi od specyfiku, przez przypadek weszła mu drzazga ze stołu, na którym pracował. Dzięki temu młodzieniec poczuł to lekkie mrowienie, które wiązało się z początkiem działania tego specyfiku, a następnie na jakiś czas ręka mu znieruchomiała.
- To jest to... - szepnął do siebie, zadowolony ze skutków. Ale sprzątanie musiał odłożyć na później. A może po prostu zabierze się za kolejną partię?
Re: Dom i warsztat Juranu
: 9 sty 2019, o 17:42
autor: Ayatsuri Juranu
Gdy tylko Juranu pozbył się efektów niefortunnego wykorzystania na sobie resztek specyfiku, nie czekał długo, żeby wytworzyć kolejną partię. Nie myślał zbytnio o tym, gdy się zabierał do pierwszej, ale skoro faktyczne działanie przeszło jego oczekiwanie, które miał na podstawie opisu z książki ojca. Jak zwykle porządkował swoje stanowisko przed zaczęciem jakiejkolwiek pracy nad swoimi tworami. Przygotował tłuszcz, posegregował zioła i położył w miseczkach, żeby po zmieleniu w moździerzu mogły tam wrócić, zanim dojdzie do mieszania. Gdy już wszystko było ułożone, podjął decyzję, że pora działać. Zaczął klasycznie od pokruszenia moździerzem wszystkich potrzebnych elementów, później wziął się za krojenie tego, co miało posiekane zamiast zmielone. Oczywiście nie miało to już takiego, gdyż główny składnik w postaci kłącza musiał zostać porządnie starty, żeby uzyskać pożądany efekt.
Gdy dotarł do kolejnego etapu, czyli mieszania składników ziołowych z bazą, nadeszła go chwila przerażenia - nie był pewien, czy mu wystarczy pozostałego smalcu, bo dość sporo zużył przy pierwszej próbie, a teraz została na wpół wyczyszczona miseczka. No ale cóż, więcej na razie nie ma, a jeśli teraz tego nie zrobi, składniki mogą się później nie nadawać. Będzie więc musiał zrobić zaopatrzenie przed kolejną partią swojej trucizny, bo oczywiście było to w planach. Więc po małym kryzysie w końcu zmieszał składniki zaczął podgrzewać na swoim prowizorycznym palniku ze świeczek. Gdy już wszystko ładnie rozprowadził, wolał nie próbować tego ponownie na sobie, zapieczętował więc wszystko w małym słoiczku i dołączył do poprzednio stworzonych specyfików.
W tym momencie jednak pojawił się problem. Skończyła się baza smalcu, jak i skończyły mu się zestawy ziół, więc musiał na trochę przerwać produkcję. Ale czy na pewno? Jak najszybciej zszedł na dół i poprosił mamę o przyrządzenie kolejnych przepiórek, najlepiej jeszcze dzisiaj, a także o specjalne zachowanie z nich wytopionego tłuszczyku, ze względu na zapotrzebowanie na niego... Zostawił przy tym trochę pieniędzy z ostatniej misji, bo skoro miał życzenia na mięso tak często, to musiał się dorzucić do utrzymania, bo sam warsztat nie był w stanie podtrzymać nawet takiego luksusu. Sam zaś załozył płaszcz, żeby osłonić się przed wiatrem i ruszył do sklepu po kolejne zioła...
[z/t] -> Sklep z wyposażeniem
Re: Dom i warsztat Juranu
: 13 sty 2019, o 01:56
autor: Ayatsuri Juranu
Partia trzecia – dzień czwarty.
Żeby zachować odrobinę odpoczynku od poprzednich dwóch partii, Juranu musiał odczekać i zrobił dwa dni odpoczynku. Nie były to jednak takie kompletne bezrobotne dwa dni, bo wiązały się z odpowiednim przygotowaniem zakupów, które musiał zrobić, ze względu na skończenie zapasu ziół. Teraz jednak zrobił taki zapas, że przez dłuższy czas nie będzie musiał odwiedzać ponownie sklepu, więc przez te dni przerwy po prostu segregował zioła na porcje, które potem może bez zastanowienia wziąć do konkretnych partii swojego specyfiku. To samo zrobił z przepiórczym tłuszczem, który rozgrzebał na sześć porcji podobnego rozmiaru, ażeby nie było potem konieczności dodatkowego wytapiania go w międzyczasie, a teraz tyle wydobył i nie dopuścił do celów spożywczych, jak ten smalczyk potraktowałaby rodzina w standardowych warunkach. Niestety musieli teraz obejść się smakiem, bo ta porcja jest jego.
Składniki trzymał w piwnicy – dla bezpieczeństwa przed warunkami, które osiągało poddasze w ciągu dnia, co mogłoby zniszczyć zioła albo tłuszcz używany na bazę. Teraz więc, gdy po dwóch dniach w końcu odpoczął umysłowo od swojej pracy nad trucizną, przyszła pora na powrót i kontynuację swojego morderczego dzieła. Wziął składniki od siebie z pokoju i udał się do pokoju dziennego, ułożył starannie wszystko w kolejności, w jakiej będzie tego używał. Cała aparatura alchemiczna była wyczyszczona, bez właściwie żadnej skazy na szkle czy miskach albo gałce moździerza. I teraz rutyna ucierania, miażdżenia, podgrzewania i mieszania. Potem trzeba oczywiście odczekać, zebrać wszystko i zapakować do słoiczka na późniejszy użytek. Współczuł ludziom, którzy kiedyś by go okradli i pomyśleli, że to jest maść lecznicza, bardzo by się pomylili, ale nie byłby to ostatni błąd w ich życiu. Niestety, nie wiedział jeszcze jak uśmiercić jakiegoś nieszczęśnika, ale wkrótce się dowie. Na razie musi przemyśleć jak sprawić im większy ból. Ale to jeszcze dziś…
Re: Dom i warsztat Juranu
: 13 sty 2019, o 02:17
autor: Ayatsuri Juranu
Partia czwarta – dzień czwarty
Można się zanudzić robiąc cały czas to samo. Naprawdę. Myślicie, że tworzenie cały czas tego samego specyfiku i odmierzanie tych samych czasów nie nudziło młodego Ayatsuri? Bardzo nudziło. Wolałby grzebać w mechanizmach swoich marionetek, gdyby nie to, że Ale droga do potęgi bywa nużąca i w niektórych przypadkach była śmieszna. W tym przypadku była bardzo śmieszna, bo tworzenie cały czas tej samej trucizny, żeby zwiększyć jej zapas wcale nie prowadziło do potęgi, a co najwyżej do możliwości dogonienia przeciwnika. No ale to nie zmienia faktu, że chcieć to móc i zabierał się po raz kolejny do absolutnie tych samych czynności. Uporządkowanie, przetworzenie, zmieszanie, zakończenie. To miał zamiar zrobić już po raz czwarty z tymi samymi składnikami osiągając ten sam cel, co poprzednie trzy.
A więc tak jak poprzednio, rozsiadł się wygodnie w pokoju dziennym, z całą aparaturą rozstawioną już i gotową tylko na jego zwinne rączki manipulujące odpowiednio wszystkim i przeprowadzające składniki przez delikatny proces tworzenia trucizn. Kłącze blekotu jak zwykle poszło w miazgę, dało grudkowaty proszek, co później został jeszcze poprawiony. Wyciśnięty do sucha, a właściwie wyciśnięty do tłuszczu, wraz z dodatkami w postaci innych ziół dla podtrzymania efektu, a potem wszystko podgrzane w bazie. Teraz zebranie wszystkiego do słoiczka, jak to było zwyczajny. Następnie zniósł go do piwnicy, bo jakżeby to tak trzymać w gorącym pomieszczeniu na poddaszu? Na ten dzień to jednak był koniec, ale już kolejnego dnia, dnia piątego – zacznie się wszystko od nowa. I pojutrze to samo… Czy to się kiedyś skończy? Czy Juranu kiedyś powie sobie dość? I czy ktoś wie, czy to będzie niedługo. Śpiew w duszy mógł przyspieszyć mijający czas tworzenia trucizn czy może czas oczekiwania między partiami, ale Juranu chyba nie było spieszno do kolejnego posiedzenia do kontynuowania alchemicznej smykałki...
Re: Dom i warsztat Juranu
: 13 sty 2019, o 02:32
autor: Ayatsuri Juranu
Partia piąta – dzień piąty
Pobudka dnia piątego seryjnego wytwarzania substancji wedle ojcowskiej receptury wcale nie różniła się za wiele od poprzednich czterech dni. Tak samo – wstanie z łóżka, trochę lektury księgi z ojcowskimi notatkami, potem oczywiście śniadanie, nawet trochę rozciągania i ćwiczeń fizycznych, aby zachować formę mimo pobytu w domu bez wykonywania żadnych misji. Po śniadaniu było trochę odpoczynku i relaksu, bo nie samą pracą człowiek żyje. Dzień Juranu nie obył się też bez rozważań życiowych, a także rozważań nad sensem tego, co tu robił, bo przecież po kiego grzyba tyle tego robić? Kolejny dzień przynosił mu nowe szanse, a on dalej siedział z tymi swoimi ziołami, tłuszczami i statywami alchemicznymi. Na co to? Po co to? Czy kiedykolwiek to wykorzysta? Zaczynał wątpić w to, że kiedykolwiek dojdzie do dnia, gdzie nie będzie musiał czynić nic w domu. Eh, gdyby to się dało jakoś obejść. Gdyby tylko mógł jakoś przyspieszyć tę produkcję, zwiększyć pojedynczy nakład, czy zmniejszyć swoje starania i dalej uzyskać ten sam efekt? W końcu znał tę recepturę na pamięć, robił ją już któryś raz i to dokładnie tak samo, więc czemu zajmuje mu to tyle, co gdy uczył się pierwszy raz? Przecież dzisiaj znowu zasiądzie i zrobi ten sam schemat działania – wyjęcie posortowanych składników, przerobienie w moździerzu większości ziół, zmieszanie z przepiórczym smalcem a następnie podgrzanie to lepszego rozejścia się właściwości po całości. Nie jest to jakoś specjalnie dużo, ale w kółko robił to samo, to już przecież piąte podejście do tego, a nic się nie zmieniło!
A nie, jednak coś się zmieniło, jednak nie było to takie łatwe do pojęcia, jeśli myśli się abstrakcyjnie. Zmiana nastąpiła w jego posiadaniu materialnym, ponieważ Juranu pozbył się kolejnego zestawu ziół, który zastąpił kolejną partią dziesięciu porcji użytecznego specyfiku. Czy jednak mu starczyło? Czy to już ostatni raz? Oj nie, nie, nie. Wykonał już ponad połowę swojego planu, to prawda, ale żeby dać z siebie trzysta procent normy, musiał się jeszcze wysilić. Gdyby oczywiście samo tworzenie było wysiłkiem, bo nie było. Wysiłek to cała otoczka tego i nuda związana z kolejnym powtórzeniem tych działań, jak gdyby taki shinobi jak on nie umiał stworzyć kilku partii równolegle. Nie, on musiał robić partię po partii, aż w końcu wypuści ostatnie tchnienie padając na stół wśród aparatury i sprzętu. A to jeszcze przed obiadem, bo po obiedzie zgadnijcie co się stanie? Otóż możecie sobie pogratulować, jeśli uznaliście, że to będzie Juranu ponownie zasiadający to aparatury alchemicznej.
Re: Dom i warsztat Juranu
: 13 sty 2019, o 02:52
autor: Ayatsuri Juranu
Partia szósta – dzień piąty
Obiad to chyba drugi najważniejszy posiłek w ciągu dnia. Dla młodego Ayatsuri miał on znaczenie podwójne, ze względu na to, że kolejny dzień żarli te przepiórki, z których uzyskał swój wspaniały smalczyk, który teraz faszerował ziołami. Brzmi jak jakieś dobre smarowidło na kanapki, może nawet kiedyś tak zrobi, ale jak skończy się bawić z tym co miał bawić. Wyjątkowo dzisiejszy obiad zjadł w ogrodzie, bo gdzie indziej mu się za bardzo kojarzyło z nużącym zadaniem wytworzenia więcej i więcej specyfiku. Kto wymyślił zasady rządzące tym światem, by zmusić go do tak nużącego działania, jakim było odtwarzanie codziennie po kilka razy tych samych czynności? A nie, zaraz. Sam to sobie zrobił. Sam wybrał tę drogę niedoli przed alchemicznym zestawem, a to że godzi się na to dla skutecznej receptury to zupełnie inna sprawa. Gotowy był przez to do poświęcenia swojego czasu i nerwów, żeby jakoś wzmocnić swoje możliwości przeżycia w terenie. Tylko czy to naprawdę zwiększy szanse na przeżycie? W zasadzie to zmniejszy szanse na zabicie przeciwnika, bo będzie próbował działać tą substancją, zamiast wprost zaatakować. Jeśli tak pomyśleć, to wszystko co ostatnio zrobił to marnotrawstwo cennych zasobów, które mógłby spożytkować inaczej, chociażby na kolejną marionetkę, czy faktyczną broń, zamiast takiej sytuacyjnej i wyimaginowanej. Ale czy to ruszało młodego Doko z prowincji Sabishi? Otóż nie. On dalej parł w swoje uparcie.
A jak się objawiało to parcie w swoje uparcie? Na pewno starciem kłączy w moździerzu, dodaniem składników dodatkowych służących do podtrzymania efektu, żeby w końcu połączyć to z kochanym smalczykiem, którego wyprodukował ostatnio tyle, że bez problemu starcza na szóstą już partię substancji. Tylko czy to się kiedyś skończy? Czy Juranu będzie wiedział kiedy ze sceny zejść niepokonanym przez własną ambicję? Może tak, może nie. Tak po 50% szans, że zejdzie ze sceny, jak i nie zejdzie. Bardzo przewidywalna sytuacja, można tak przewidzieć na kilka produkcji substancji do przodu, bo to jeszcze nie koniec, ale już jest tak blisko. Tak blisko do uwolnienia się od tego ciężaru przerobienia ziół póki świeże i wyruszenie stąd na kolejną przygodę, być może w odległe kraje, a być może gdzieś bardzo blisko, ale wciąż w nieznane…