Strona 1 z 1

Kogane no umi (pola)

: 3 maja 2018, o 20:58
autor: Vulpie

Re: Kogane no umi (pola)

: 3 maja 2018, o 22:30
autor: Shikarui
Wiesz, gdzie jest granica między tym, co dozwolone, a co nie? Nie zdradzą ci odpowiedzi na to pytanie kamienne tablice. Nie zdradzą ludzie wokół, nie wyszepczą księgi praw spisane ludzką ręką. Ta granica była tworzona na bieżąco. Na co innego pozwolisz sobie w obecności matki, ojca, na co innego w obecności lidera - i na coś zupełnie innego w obecności zupełnie obcych osób. Zła osoba - czy to już brzmi wystarczająco przerażająco? Czy myśl o lodzie wystarczająco zatrważała, żeby człowiek stał się bardziej uważny i sobie nie pozwalał? Nie. Należało tego zła uświadczyć. Poczuć, jak kawałki lod wpełzają do wnętrza i osiadają na sercu, płucach i wątrobie. Zanim zaczynały ciążyć - paliły. Zamrażały dogłębnie, kawałek po kawałku. Jeśli ominą jakąś część ciała to nic. Poprawią to. Za pierwszą falą mrozu nadciągała druga, trzecia... Było ich tak długo, jak długo stało się w zamarzniętym jeziorze. Opowiadali bajki, że temperatura powietrza była niższa od wody. Że w tej krainie mrozu, pod okowami lodu, jeśli tylko zdołasz je zbić, kryje się woda cieplejsza od otoczenia wokół ciebie. Włóż to na półkę między bajki i podziel na dwa. Spójrz na to przez palce - przejrzyj jeszcze raz. Kiedy już wystarczająco mocno się przyjrzysz, skupiony na treściach teoretycznych - poczuj to sam. Doświadcz drżenia nawierzchni, kiedy kują lód ostrymi hakami i poczuj mróz na karku, kiedy jeden po drugim tonęli w dole. Shikarui nie wiedział, co to za uczcie, kiedy ktoś wbijał ci się prosto do wnętrza i zanurzał w twoim własnym świecie. Kiedy czyjeś myśli stawały się twoimi, a ty sam traciłeś jakąkolwiek kontrolę nad ciałem. Nie wiedział i nie chciał poznać tego uczucia - był pewien, że Aka tym bardziej nie chciał tego przeżywać.
- Na pewno nic jej nie jest? Tak nagle upadła...
- Zmywajcie się stąd już, dzieciaki! Tylko zamieszanie robicie! - Sprzedawca machnął swoją ścierą na pożegnanie. Co się dziwić? Rzeczywiście trochę zamieszania zrobili. Nikt nie interweniował, bo niby czemu? Siedzieli razem, rozmawiali. Sprzedawca nie musiał nawet wołać straży - minęli ją. I co z tego? Wokół chodziło wielu ludzi, a ta trójka nie wyglądała na tyle dziwnie czy podejrzanie, jakby zaraz miało się stać coś złego.
- Wszytko w porządku? - Zagaił jeden ze strażników, zatrzymując mały pochód.
- Nie do końca. Moja przyjaciółka źle się poczuła, właśnie odprowadzam ją do domu. - Kłamstwo. Kłamstwo wydobyło się tak gładko z jego gardła, jakby Shikarui wcale nie kłamał. Może to prawda? Przecież Yamanaka nie zrobiła mu nic złego. Polubienie jej nie było niemożliwe. Polubił ją, teraz się o nią martwił... Nie. Gdyby tak było, nie przykładałby jej durnego patyka do szyi.
Strażnik uśmiechnął się ciepło i wyciągnął rękę, żeby zacisnąć ją na ramieniu Shikaruiego, drugą na ramieniu Akiego. Albo raczej - na ramieniu Inoshi w ciele Akiego, po czym poszedł w swoją stronę.
Reszta drogi obeszła się już bez problemów.
A Shikarui nie śpieszył się wcale. Wędrował długimi ulicami i kierował się do bramy miasta - jakiejś bocznej, nie tej głównej. Czekał. Nie zatrzymywał się, szedł ciągle w tym samym, spokojnym tempie. Rzeczywiście - sprawiał wrażenie, jakby wiedział, co robi - ale czy wiedział na pewno? Nie miał pewności, jak działa to kekkei genkai, nie znał go od A do Z. Znał tylko podstawy. Dawał Yamanace czas na powrót do swojego ciała, ale ta tego nie robiła. Czemu? Dlaczego wciąż lezie za nim w nie swoim ciele? Był zirytowany. Minimalnie bo minimalnie - ale był. Yamanaka przesadziła. Czy zrobiła źle czy dobrze Shikarui nie rozpatrywał tego w takich kryteriach. Nie rozpatrywał też tego pod kątem faktu, jak dziewczyna musi się czuć. Nie brał pod uwagi jej uczuć. Mógł ująć je w dłonie, pochwycone czarnymi rękoma, zmiąć i wyrzucić do kosza. Wydrzeć część jej samej, gdyby tylko mógł złapać jej duszę... miała szczęście - nie miał takiej możliwości.
Niestety miała też nieszczęście, że swoje jutsu użyła na Akim, a nie na nim. Aka był mocny w gębie, ale, jak to sam autor pięknie ujął, wyżej srał niż dupę miał. Przede wszystkim Aka był po prostu za dobry.
W przeciwieństwie do Shikaruiego.
Ciało Yamanaki wylądowało na ziemi. Shikarui rzucił je na ziemię. To coś - puste naczynie, które nie było mu do niczego potrzebne. I kopnął ją w podbrzusze - dostatecznie mocno, by poczuła dreszcz na swoim kakru - ach, raczej na karku Akiego, na samą myśl o tym uderzeniu. Dopiero wtedy odwrócił się do dziewczyny przodem.
Widziałaś kiedyś pożar, koleżanko? Widziałaś, jak topią się w ogniu zórz całe pola, wszystkie wody i całe niebo? Jeśli rozłożyłaś wtedy ręce, czując na swoim ciele podmuch wiatru, zaczynałaś rozumieć, że w takich momentach człowiek może poczuć odrodzenie. Uwierzyć w wolność i zapewnienie, że jeśli tylko obejmą cię płomienie - powstaniesz z popiołów. Jak feniks, który śpiewa całymi nocami, wzywany tęsknotą dymu, który ulatywał zbyt daleko od jego ognia, by mógł go dogonić. By mógł po niego sięgnąć. Był ogień, który ogrzewał. Domowe ognisko, które pieściło skórę i pozwalało zjeść coś ciepłego. Ze szystkich żywiołów - czy to nie ogień był tym najbardziej niszczycielskim? Tak mówili. Lecz spójrz - tam, gdzie ogień pożre wszystko, nadal można było coś odbudwać. Jeśli spopielił ziemię - wystarczyło dać jej trochę czasu. W końcu wyrastały na niej rośliny. Wszak czy to nie gleby magmowe były tymi najbardziej żyznymi? Lecz co, jeśli to woda przyjdzie na ląd? Woda pożerała wszystko. Zatapiała ziemię - i już nigdy nikt nie mógł na niej zamieszkać. Nie można było na niej niczego zasadzić.
Obojętnie, w którą stronę spojrzysz - tam była Śmierć.
  Ukryty tekst

Re: Kogane no umi (pola)

: 3 maja 2018, o 23:31
autor: Aka
Doprawdy, to dziwne uczucie, gdy w twoim gardle znajduje się płyn, lecz nie ty go łykasz. Chłopak skrzywił sie lekko. Myśli, które słyszał, a które nie należały do niego tylko utwierdziły go w przekonaniu, że miał rację. Yamanaka spanikowała, nie wiedziała w ogóle co robi.
- Co chciałem ruszyć?! - krzyknął na nią w myślach. - Przecież stałem nieruchomo w miejscu! - przecież taka była prawda. Aka nie miał najmniejszego zamiaru skakać na blondynkę. Nie było w jego typie wszczynać burdy. Awantury może tak, ale żeby od razu używać Jutsu?! No do licha ciężkiego, czego oni uczą w tych Karmazynowych Szczytach? Jeden zabiłby własnych rodziców za pajdę chleba, a druga atakuje kogoś, bo ma nieco za bardzo donośny głos. O bogowie, może rzeczywiście lepiej by było, jakby Cesarstwo wkroczyło na kontynent i zaprowadziło porządek z tym barbarzyństwem.
Usłyszał jej głos. Darcie ryja, rozpaczliwe wołanie o pomoc, coś jakby marcujące koty, no panika jednym słowem. Aka westchnął głośno. Oczywiście w myślach, bo nie mógł kontrolować nawet swoich płuc.
- Oto twoje miasto. Czarnowłosy chłopak wynosi dziewczynę, która przed chwilą piła wodę. Oto Twoje Kami no Hikage. Serce Świata. Stolica wszystkich narodów. Miejsce w którym każdy dba tylko o własny interes. - słuszne spostrzeżenie. Nawet ktoś taki jak Yamanaka musiał zauważyć, że miasto jest obojętne na to, co się z nią stanie. Zaufali gościowi z łukiem na plecach i pozwolili mu odejść z jakąś wariatką pod pachą. Ich kolega zaś stał nieruchomo, jakby ducha zobaczył. Klap, klap, klap. Piękne panie i przystojni panowie byli zbyt zajęci oglądaniem wystawy cepów, jeden tylko kazał im nie wszczynać burd. No ale jak naćpana kobieta może wszczynać burdy, huh? - Posłuchaj dziewczyno. Ja wiem, że pokusa sikania na stojąco i brak okresu mogą być kuszącą wizją pozostania w moim ciele, ale jestem pewny, że znajdziesz jakiegoś faceta, który lubi jak kobieta w niego wchodzi. Mogłabyś więc iść nawiedzać kogoś innego? - zapytał. - Ja? Ja?! Wy macie jakieś problemy z wzrokiem przez brak źrenic? Ja stałem w miejscu! - no nie wierzył w to co słyszał. Kobieta, która kontrolowała jego oczy zachowywała się jak osoba, która próbuje funkcjonować po zdjęciu soczewek kontaktowych. Mrużyła oczy, przecierała je. Cóż, może spostrzeżenie Akiego nie było tak dalekie od prawdy. - No i co z tego, że o Tobie gadaliśmy? Ty się na nas gapiłaś od pięciu minut! - burknął, fuknął i tupnął mentalną nóżką.
- Matte, matte... bogowie, nie rób mi siary, w życiu bym tak nie powiedział. - westchnął. Cóż. Mina płaczącego Akiego raczej na nikim nie zrobiła większego wrażenia. Od urodzenia wyglądał jak pizda, i jak pizda się teraz zachowywał. Całe szczęście, jedyna pizda jaką miał, to ta w głowie. Ależ on był wściekły. Nie na to, że go przejęła, tylko na to, że nawet nie potrafiła udawać. Na szczęście Shikarui. Cóż...
On umiał udawać. On uwielbiał udawać! Strażnik nawet poklepał go po ramieniu, gdy ujrzał, jak troskliwy przyjaciel prowadzi swą chorą przyjaciółkę. Sam niebieskooki nie mógł uwierzyć w to, co widzą.
- O bogowie, to kuriozum. Haha! - zaśmiał się. To niebywałe, jak świat dziewczynki musiał się właśnie rozsypywać w proch i popiół. Gdyby to była zwykła dziewczyna... Gdyby Shikarui był zły... a przecież był? Prawda? To ten sam człowiek, który zabijał za pieniądze. Oj tak. Aka był dobry. Za dobry. W życiu by nie skrzywdził niewinnej osoby. Dlaczego nie zaatakowałaś go, Yamanako? Przecież wiedział wszystko o Twoim klanie. Przecież słyszałaś, że to on jest zabójcą. - Wyjdź. - powiedział cicho. Ona jednak nie posłuchała..
Maszerowali długo, bardzo długo. Dotarli w końcu na polanę, daleko za miastem. Tam, gdzie wzrok cywilizacji nie sięga. Zwłaszcza, gdy festyn był w pełni. Gdy słońce było w pełni. - Wierzysz, księżniczko, w potwory? W południce? - zapytał jej. - Podobno to demony. Polują na ludzi, którzy ze swej nierozwagi odważyły się wkroczyć na pole za dnia. - mruknął. - I zobaczyłem bramy nieba otwierające się przede mną i istotę sprawiedliwą zstępującą w obłoku światła. Gdy podnosił wagę, zobaczyłem jak niesamowite zło ciąży na niej. Wiedziałem, że czas sądu jest na wyciągnięcie ręki. - Sanada rzucił kobietą o ziemię, niczym brudną szmatą. - Pierwsza pieczęć została złamana, a ogłuszający dźwięk rozgrzmiał, przeganiając nadzieję. - jego głos był cichy, wręcz przerażający. Spoglądał na Sanadę i widział to, co pragnął ujrzeć. Gdyby mógł kontrolować swoje ciało, to wyraziłby głęboki podziw. Uderzył ją. Mocno. tak, że każdego by skręciło. W najlepszym przypadku wyrzyga dango. W najgorszym nie będzie mogła mieć dzieci.
- Gdy druga pieczęć została złamana, rysy na niebie zstąpiły się, bezpieczny krajobraz oddalił się, znikając za horyzontem. - byli tak daleko. Nikt nie usłyszy tu jej krzyku. - Trzecia pieczęć została złamana i z głębin wyłoniło się stworzenie na czerwonym koniu, które przyniosło wojnę, a z nią rzeź okrutną. - trzeciego omenu nie przeżył nikt. I nawet Prorok nie wiedział co będzie dalej. Wystarczyło, że spojrzał na Shikaruia. I wiedział, że jest gotów to zrobić. - Uciekaj i błagaj o przebaczenie. On nie powtórzy drugi raz. Możesz mnie kontrolować, możesz być w moim mózgu. Ale to nadal moje ciało. I uwierz mi, że nie dasz rady. Już raz próbowałem. Jestem za wolny. Nie zdążysz sięgnąć do plecaka i wyciągnąć broni. Nie zrób głupstwa. Nie po raz kolejny. - ostrzegał ją. - Wyjdź i błagaj go o litość, albo ostatnim co ujrzysz będzie Twoja śmierć! - lecz ta Śmierć nie miała pustych oczodołów. Była jak najbardziej realna i nie lubiła się powtarzać.

Re: Kogane no umi (pola)

: 4 maja 2018, o 01:08
autor: Yamanaka Inoshi

Re: Kogane no umi (pola)

: 4 maja 2018, o 02:03
autor: Shikarui
Ciągle uważał. Kiedy oddalali się od kramiku i ludzi. Choć nie rozglądał się wokół, choć wyglądał na tak pewnego siebie to wcale nie był do końca pewny. Nawet najmniejszy kotek walczy przyparty do ściany, a do tej właśnie była przepychana Inoshi. Sam ją zaganiał wszak w kąt. Nie wiedział, czy ktoś nagle na niego nie skoczy z nożem - nic takiego się nie stało. Był za to grzecznie tuptający Aka za jego plecami. Tak i nie wiedział, czy Inoshi nie zechce, ustami Akiego, wzywać pomocy - ale był na wszystko niemal gotowy. Ręce nieco mu cierpły od niesienia dziewczyny. Nie ważyła wiele, ale to wcale nie było przyjemne. Nie w takiej pozycji. Gdyby ją zarzucił jak worek ziemniaków wyglądałoby to... źle. Wtedy by zwracało uwagę, a tak? Sporo dżentelmenów nosiło tak swe panie, chociażby kiedy skręciły kostkę. Jeszcze poprawił jej głowę, by nie zwisała bezwładnie a opierała się na jego klatce piersiowej i zarzucił sobie jej ramię przez kark. Urocza para. Nie sądził, żeby dziewczyna zaczęła cokolwiek do straży gadać. Przypuszczał, że wolała jego samosąd, bo nie dotarło jeszcze do niej, że Shikarui jest bardziej niemiły, niż jej się wydawało. Syndrom ludzki był okrutny - zło dzieje się, ale gdzieś obok. Nigdy nie dotyka nas! Właśnie tego syndromu ofiarą stała się Inoshi. I jak? Nauka na przyszłość wyciągnięta? Nie mylił się - nie zaczęła nagabywać strażników. Co by im powiedziała? Że ją porwał? Ciekawe. Że zaatakował? Hmm... Nie powiedziała nic. Albo raczej - powiedziała wiele. I tylko Aka mógł to słyszeć.
Może dziewczynie uda się nie zamarznąć od chłodu tego herolda.
Stał nad nią wyprostowany. Jak łowca, który chwalił się swoją zwierzyną. Czekał, aż zrobią mu zdjęcie - będzie do rodzinnego albumu. Zostanie pamiątka całości, bo potem nad kominkiem zawiśnie tylko wypchana głowa. Nie było tutaj jednak aparatu - to nie te czasy! - i nie było dziennikarza, który spisałby całe to wydarzenie. Poza ich trójką nie było tu nikogo więcej. Tylko wiatr szumiący w polach i słońce, które aureolą złocistego blasku rozlewało się nad ich głowami. Natura nie pochyliła się nad żalem biednej, wystraszonej dziewczynki tak jak nie zrobił tego tamten strażnik, który jeszcze uścisnął ich ramiona. Tacy bohaterowie! Dwóch dzielnych chłopców, którzy pomagają koleżance! W końcu młodzi lubili hulać. Lubili zabawy. I nie lubili, kiedy trafiali w odludne miejsca, zdani na czyjąś łaskę. I stał tak - Hades? Och, słowa jak miód lejący się na rany. Był jednak zwykłym pionkiem. Małym, nic nie znaczącym w tych rozliczeniach pionkiem, który miał tylko jeden dar w swoich słabościach - potrafił się ustawić. Siedemdziesiąt procent szczęścia i dziesięć procent zdolności - jak sądzisz, co było w reszcie tej mieszanki? I stał tak - Śmierć? Och, był zaledwie jej dzieckiem. Jej drogim, słodkim dzieckiem, którego ramienia się trzymała, spoglądając uważnie na świat, jaki mijali - albo to świat mijał ich..? Nie była łaskawa wobec niego. Nie była też łaskawa wobec tych, po których jej syn wyciągał ręce. Traktowała wszystkich po równo - tych miłych, tych dobrych, tych kłamliwych i tych złych. Shiki również traktował wszystkich tak samo. Zło, dobro, miłość, nienawiść - wszystko to zanikało w jego oczach. Stapiało się w jedną masę szarości, w której nie trzeba było specjalnie się główkować, żeby wybrać swoją drogę. Tu nie ma dróg - tu są tylko bezdroża. Takie same były na tych polach, na które weszli. Przy paru drzewach, które wyrosły na tej łące. Niedawno musieli kosić z niej trawę - była dość krótka, gleba nie zatrzymała w sobie na tyle gleby, żeby mimo późnej pory roku stanowiła istne bagno i błoto. Chyba tylko dlatego zielone kłosy nie przylepiły się do złotych kosmyków, które rozlały się na tej zielonej polanie, teraz marniejącej przez negatywne warunki pogodowe, marniejącej niemal w oczach, a ziemia nie zabrudziła gładkiego policzka, chociaż ten był wbijany w ziemię butem jej własnego, prywatnego kata. Jeśli Śmierć spłodziłaby Syna - doprawdy, czy byłaby to właśnie Wojna?
Łuna czerwieni wydawała się wyjątkowo jasna, chociaż to przecież jeszcze nie pora na zachód słońca.
Nie słyszał całej tej konwersacji, która rozgrywała się w ich głowie. Nie widział jej. Nienamacalna wymiana ostrych słów, gorących wyznań. Czegoś lepkiego, co zlepiało myśli i uczucia, uprzednio je rozpuszczając. To nie było zdrowe, ale przecież... cała ta sytuacja była chora od swojego początku do końca. Równie dobrze zaraz mógł się pojawić okrzyk: "haaa! Żartowaliśmy..!". Ciekawe, co wtedy by lawendowooki zrobił. Pewnie podszedłby do tego ze spokojem - jak ze wszystkim. Schował kunai, zsunął but i wrócił do stoiska, przy którym zostawił dango, chociaż tego już na pewno dawno by nie było. Szkoda. Tak bardzo chciał je zjeść... I nie poczułby żadnego żalu, może jakąś maleńką odrobinkę, która zaraz rozpłynęłaby się w gwarze tłumów, który poniósłby go w przód. Może nie byłoby już tylko Akiego i Shikaruiego, może stworzyliby trójkę dobrych znajomych? Wesoły okrzyk się jednak nie pojawił. Była tylko cisza, a w tej ciszy huk myśli, który uderzał o lustrzany błękit oczu Akiego. Siedział. Osunął się bez mocy na ziemię i nie był w stanie spoglądać na Shikiego inaczej niż z perspektywy, która była mu pisana od początku. Z dołu. To jednak nie był Aka, a Shikarui nie chciał, żeby ten tak na niego patrzył. Nie tak. Miał stać na dwóch nogach, gadać, śmiać się i robić dziwne rzeczy, a nie przysiadać na odludziu, gdzie tylko Zwiastun łopotał w pustce swym płaszczem, zapowiadając kolejne tragedie i racząc ludzi cudem opowieści o Armagedonie. To nie tak bajka, którą Shikarui chciał oglądać. Przykro mi, Losie - odejdź do kogoś innego. Czarnooki lubił zmieniać to na swoją modłę, co zmieniać mógł. Albo raczej - zmieniał to, co mu nie pasowało na tyle, na ile mógł. Bo że lubił..? Nie. To duże niedopowiedzenie. TO mógł zmienić.
Więc zmieniał.
Shikarui cofnął buta z twarzy dziewczyny i uniósł dłoń z kunaiem, by schować go na swoje miejsce. Lawenda znów była lawendą - jasne pole powoli pożarło barwę tęczówek i znów stało się tak samo, spokojnie jasne. Dziewczyna mogła płakać ile chciała. Mogła robi to, co chciała. Shikaruiego nic to nie obchodziło. Osiągnął to, czego chciał - wróciła do swojego ciała. I najwyraźniej dostała wystarczająco mocną nauczkę na przyszłość. Ha..! Jeszcze przepraszała..! Ale czy przepraszała czy nie - nie robiło mu to najmniejszej różnicy. Stał ciągle nad nią, spoglądając na Akiego. Nie wyciągnął mu dłoni na pomoc, nie podbiegł sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Cóż, już stawało się jasne, dlaczego Shikarui nie miał dziewczyny. Jeśli traktował tak każdą to nic dziwnego, że żadna za nim nie szalała.
- Chcę więcej dango. - Przymknął oczy i przestąpił nad Inoshi, jakby była śmieciem, którego nie warto nawet omijać. Tak jakby nic się tu nie stalo. Jakby nic nie przecięło zupełnej rutyny jego świata, a to była tylko krótka przechadzka przed kolejnym postojem przy budce z dango.

Re: Kogane no umi (pola)

: 4 maja 2018, o 02:43
autor: Aka

- Ja bym spróbował. - I rzuciło nim, jakby diabeł wyszedł z jego ciała, jakby demon opuścił jego duszę. Prawda była jedna dużo mniej poetycka. Chłopakowi najzwyczajniej w świecie brakowało tlenu. Łapał każdy chałst powietrza, jakby dopiero co wynurzył się z głębin oceanu. Można być tolerancyjnym i poprawnym politycznie, ale ciało kobiety różniło się od męskiego. Yamanaka nie potrafiła oddychać jego ciałem, na dodatek wpadła w histerię, nie potrafiła zapanować nad emocjami. Wszystko to odczuwało jednak nie jej ciało, a Akiego.
- To nie byłem ja... - to były pierwsze słowa, które wypowiedział od kilkudziesięciu minut. Dopiero wtedy zrozumiał, jak koszmarnie musi wyglądać. Cały zasmarkany, z łzami spływającymi po polikach. Co za poniżenie, co za wstyd. On jednak wstydu nie czuł. To nie były jego łzy. To nie on był tą sierotką, którą złamali po kilku minutach.
- Pierdolę taką robotę. - o tak, wrócił Aka. - Teraz rozumiem, dlaczego szaleńcy potrafią potrafią się zabić, żeby przestać słyszeć głosy. - dotykał się po twarzy, próbując rozmasować zmęczone płaczem mięśnie. - Jesteś niesamowity. W życiu nie widziałem takiej gry aktorskiej. - powiedział cicho w stronę swojego wybawcy. - Następnym razem uderzaj głową o ścianę, aż nie zemdleję. Choćby mi czaszka pękła. Nie żartuję. - nie żartował. To co czuł, było straszne, brakowało mu wręcz słów, by określić to w jaki sposób został potraktowany. - To było uczucie, jakbym miał w sobie demona. W ogóle wied.. - przerwał widząc, że Shikarui go nie słucha. Zapewne by na niego nakrzyczał, ale... nie wypadało. Nie po czymś takim. Był jego dłużnikiem.
- Przepraszasz? - prychnął. - Jak kogoś zabijesz, to też potem przeprosisz? - zapytał ironicznie. Mogła mu podciąć gardło i zapewne by to zrobiła, gdyby w pobliżu nie było Shikaruia. - Ty normalna jesteś? Czytasz mi w myślach, przejmujesz kontrolę, nie chcesz wypuścić z potrzasku, a potem myślisz, że machnę na to ręką i zapomnę?! - nie krył oburzenia. - I jeszcze ciuchy mi pobrudziła, całe w błocie, bogowie, wyglądam jak siedem nieszczęść... - jak świat, po otwarciu siedmiu pieczęci. - Nie przyjmuję twoich przeprosin. - powiedział oschle. - Ale może mój... towarzysz przyjmie. Przez Ciebie stracił dango. - nachylając się nad dziewczyną, wskazał chłopaka, który przeskoczył nad nią, jak nad workiem ziemniaków. - Więc teraz będziesz grzeczną dziewczynką i odkupisz mu jego pierdolone dango, tak? - dango, które było prezentem od Akiego. Ale dla Shikaruia to było tylko trochę słodkości. - Cały zestaw, ze wszystkimi smakami. Rozumiesz, słoneczko? To podnoś się i ruszaj do przodu. Idziesz dziesięć metrów przed nami. Spróbuj zrobić coś głupiego, a gwarantuję Ci, że nie dożyjesz festynu. - choć cała sprawa była kuriozalna, to Aka nie żartował. I Inoshi doskonale o tym wiedziała. Cóż. Aka nie był Wróżką, ale parę zaklęć miał pod ręką. Był zły, bardzo zły, jednak jego ton z każdym kolejnym słowem był coraz spokojniejszy, milszy. Zupełnie, jakby nic się nie stało. Tak jakby chodziło tylko o te zasrane dango.
- Proszę, wypadło Ci coś. - z uśmiechem na twarzy wręczył kobiecie jej onigiri. Te same, które zabrała z ławeczki na rynku. Uśmiech był delikatny, szczery. Może jednak chodziło o te zasrane dango. - Shikarui, musimy porozmawiać. - skierował słowa do chłopaka i poczekał, aż dziewczyna uda się na bezpieczną odległość. Nie chodziło nawet o bezpieczeństwo. Teraz chciał mieć pewność, że nie usłyszy ich głosów.
- Być może ocaliłeś mi życie. Dziękuję. - powiedział, choć nie były to dla niego lekkie słowa. Uchiha przyznający się, że ktoś ratował mu skórę? Zaprawdę, zaskakujące. - Musisz też wiedzieć... - na chwilę zatrzymał swój głos, a Sanada mógł wyczuć lekką barierę, przed którą Aka właśnie stał. Jednak bariera po chwili pękła. - Nie jesteś głupi. Wiesz o tym, że nie jestem tu przez przypadek. Uchiha Katsumi wysłała mnie na festyn. Ale nie po to, żeby uraczyć mnie wątpliwej jakości potrawami. - westchnął. - Nasz wywiad podejrzewa, że ten cały festyn może mieć coś wspólnego z niedawnym utworzeniem Cesarstwa. W mieście nie jest bezpiecznie. Mam jak najszybciej zdobyć informację i wynosić się stąd, zanim zrobi się nieprzyjemnie. A zrobi się z pewnością. - był mu to winien. Czarnowłosy powinien wiedzieć, dlaczego w ogóle Uchiha tutaj przybył. - Zrób z tą informacją co chcesz. Lubię Cię, więc dam Ci radę. Jeżeli ta dziewczyna... jeśli ona jest szpiegiem swojej osady, znaczy to tyle, że pół świata jest zamieszane w akcję. Jeżeli Katsumi miała rację... - nie dokończył. Shikarui wiedział, co to oznacza. - Weź łódź i odpłyń stąd. Jak najdalej. - powiedział cicho. Wiedział, że tak trzeba. Że tak będzie dla niego bezpieczniej. Ale nie chciał. - Zrób co uważasz za słuszne. Ja bym chciał, żebyś... Nieważne.

Re: Kogane no umi (pola)

: 4 maja 2018, o 13:01
autor: Yamanaka Inoshi