Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
Gdy tylko wyszli z sklepu wraz z zdobytym ekwipunkiem, który może zawsze się przydać, uderzyło w niego z dużym impetem w niego to co się działo. Wioska była w popłochu, cała jej ludność była przerażona, poza wojownikami, którzy rzucili się na mur w stronę walki. Czuł rządzę krwi jaka tam panowała, albo przynajmniej mu się tak wydawało. Cały mur dla niego był obłokiem zła i śmierci w tym momencie. Było to przerażające. Nie był gotowy aby tam pójść i wiedział o tym, zdawał sobie sprawę z własnych umiejętności. Dookoła są osoby, które są o wiele bardziej doświadczone i silniejsze, a jego obecność nic by nie zmieniła. Jedno dodawało mu otuchy i odwagi. Ta dziewczyna, która wręcz skakała mimo wszystko w skowronkach. No może nie w skowronkach, ale była niezwykle jak by to dobrze opisać. Zawzięta? Nie to nie to. Zmotywowana? Też nie wiedział czy to dobre określenie, ale powodowało to w nim, że chciał jej pomóc i ją chronić przed wpływem tego zła i muru.
Wtedy miała całkiem rozsądny plan, który dodatkowo poparła swoim uśmiechem. Nawet w takiej sytuacji może się uśmiechać, co pokrzepiło jego i dodało mu siły. Poczuł się przy niej swobodnie. Ale czy powinien tak zrobić? Nie to nie było zdecydowanie właściwe. Wiedział jaki ból potrafią przysporzyć mu inni. Nie chciał go przeżywać, nie chciał się przywiązywać, jednak w tej sytuacji musi być miły i musi współpracować. A może chce? Różne emocje targały jego sercem, gdy nagle dalej powiedziała. Uśmiechnął się do niej po tym czy ma jej towarzyszyć. Nim zdążył odpowiedzieć to już Sakebiko pobiegła szukając kogoś do pomocy, a on pobiegł za nią. Chciał jej pomóc chciał ją chronić. Po prostu odezwała się w nim pewna nutka takiej dobroci i troski o tą niezbrukaną światem dziewczynę. A może tylko mu się wydawało iż taka jest? Jak można być tak pozytywnym? No cóż posiada w sobie w takim wypadku wielki skarb ona.
-Nie wiem czy jest sens iść do dowódcy, ma na głowie wiele spraw i najpewniej jest na murze. Stamtąd dowodzi. Lepiej poszukać jak mówisz po mieście kogoś kto potrzebuje pomocy i jak ktoś się przedrze to wtedy ewentualnie rozprawić się z nim. No i... - Tutaj lekko się zarumienił i odwrócił wzrok od niej co natychmiast zostało przez niego pożałowane, gdyż niemal się nie wywrócił w biegu za dziewczyną, którą już wcześniej dogonił. Po powrocie do ładu z równowagą ponownie ją dogonił i teraz zarumieniony, aczkolwiek nie odwracając się powiedział do niej - Oczywiście, że pójdę z Tobą Sake. Razem zawsze raźniej. - Po tych słowach serdecznie uśmiechnął się do dziewczyny. Dlaczego nazwał ją Sake? No cóż lubił ten trunek mimo młodego wieku i małej ilości jego wypicia, oraz myślał, że nie obrazi się za to. Nie było to takie straszne przecież. Po tym rozglądał się co może zrobić, gdzie może pomóc. W przypadku gdy widział gdzie ma pobiec pomóc zawołał Sake, aby pobiegła z nim
Wtedy miała całkiem rozsądny plan, który dodatkowo poparła swoim uśmiechem. Nawet w takiej sytuacji może się uśmiechać, co pokrzepiło jego i dodało mu siły. Poczuł się przy niej swobodnie. Ale czy powinien tak zrobić? Nie to nie było zdecydowanie właściwe. Wiedział jaki ból potrafią przysporzyć mu inni. Nie chciał go przeżywać, nie chciał się przywiązywać, jednak w tej sytuacji musi być miły i musi współpracować. A może chce? Różne emocje targały jego sercem, gdy nagle dalej powiedziała. Uśmiechnął się do niej po tym czy ma jej towarzyszyć. Nim zdążył odpowiedzieć to już Sakebiko pobiegła szukając kogoś do pomocy, a on pobiegł za nią. Chciał jej pomóc chciał ją chronić. Po prostu odezwała się w nim pewna nutka takiej dobroci i troski o tą niezbrukaną światem dziewczynę. A może tylko mu się wydawało iż taka jest? Jak można być tak pozytywnym? No cóż posiada w sobie w takim wypadku wielki skarb ona.
-Nie wiem czy jest sens iść do dowódcy, ma na głowie wiele spraw i najpewniej jest na murze. Stamtąd dowodzi. Lepiej poszukać jak mówisz po mieście kogoś kto potrzebuje pomocy i jak ktoś się przedrze to wtedy ewentualnie rozprawić się z nim. No i... - Tutaj lekko się zarumienił i odwrócił wzrok od niej co natychmiast zostało przez niego pożałowane, gdyż niemal się nie wywrócił w biegu za dziewczyną, którą już wcześniej dogonił. Po powrocie do ładu z równowagą ponownie ją dogonił i teraz zarumieniony, aczkolwiek nie odwracając się powiedział do niej - Oczywiście, że pójdę z Tobą Sake. Razem zawsze raźniej. - Po tych słowach serdecznie uśmiechnął się do dziewczyny. Dlaczego nazwał ją Sake? No cóż lubił ten trunek mimo młodego wieku i małej ilości jego wypicia, oraz myślał, że nie obrazi się za to. Nie było to takie straszne przecież. Po tym rozglądał się co może zrobić, gdzie może pomóc. W przypadku gdy widział gdzie ma pobiec pomóc zawołał Sake, aby pobiegła z nim
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Shi no gēto
- I w końcu dotarli tam, gdzie dotrzeć mieli. Do bram nowego świata, który okazał się... Piekłem? Wbrew starcom i ich opowieściom w mroźne dni, snutymi przy ogniu i dymie, miejsce te wcale nie wyglądało na krainę zła, siarki i ognia. Nie licząc tych miejsc, gdzie pluto kulami ognia, ale o tym później. Krajobraz był po prostu smutny. Martwy. Pusty. Można użyć wielu określeń by go opisać, ale żadne nie nada się idealnie, a im ich więcej, tym gorszym stawał się teren za murem. Sama ilość wykarczowanej przestrzeni robiła wrażenie. Uchiha musieli się napracować, wyrywając matce ziemi takie pasmo zieleni. Oni też stali za stanem pozostałych przy życiu drzew? Chociaż obserwując je, nie było to życie. Jedynie nie umieranie, nędzne podtrzymywanie istnienia. Zadziwiające. Hyuo ma drzewa pokryte śniegiem, Ryuzaku kwitnie pięknie i długo, a za murem malarzowi z góry skończyły się kolory. Zimnej wyspie dał biel i błękit, miasto kupieckie pobrudził zielenią i różem... Na krańcu świata został tylko szary, bury i resztki sił. Napaćkał więc byle jak w wierze, że nikogo nie zainteresuje flora i fauna, a właściwie ich brak. No chyba, że typowym przedstawicielem fauny były gigantyczne węże, a flory martwe drzewa. Bez sensu. Obraz nędzy, rozpaczy i czegoś tam jeszcze. Brakowało tylko okrzyków w niezrozumiałym języku i armii walczących ze sobą. Chwila...
Sporo tych uchodźców. O, wróciliście. Jak miło. Macie przekąski? Głosy zamilkły, najpewniej zajęte pożeraniem paluszków i krakersów. Szkoda, przepadła okazja do rozmowy z kimś równie inteligentnym. Ale wokół działo się całkiem sporo więc znalezienie innego zajęcia nie było trudne. Szare ślepka podziwiały to, co działo się w dole. Dobra, armią się tego nie dało nazwać. Dwie grupy napakowanych testosteronem, żelastwem i chakrą samców walczyły między sobą. O kobiety? O terytorium? O socjal? Duet wyspiarzy mógł podziwiać pole walki w pełnej krasie. Burdel jakich mało, tylko panny gdzieś uciekły. Ale zamiast nich były zwierzątka. Pokryte posoką kolejnych obrońców muru. Ciekawe jak takie stwory się tresuje? A może to forma symbiozy? Wychowują dzieci od małego przy takich istotach, jak normalni ludzie przy szczeniakach czy kociętach? Nie żeby Kamiru uważał ich za podludzi czy coś w tym stylu. Ale z jakiegoś powodu mur istniał, ne? I zamiast szturmować na niego w ten pozbawiony jakiegokolwiek sensu sposób... Może wystarczyło porozmawiać? Współpracować? Zacząć od małych kroków. Kąpiel. Albo kilka. Skoro woleli zabijać jedni drugich to niech i tak będzie. Zimnokrwisty mógł się temu przyglądać. Yuu też, już dawno przestały go razić takie sceny. Chyba przestały. Potwór Białowłosego znalazł godnego sobie przeciwnika, niszcząc martwe drzewa nieco dalej od głównej walki. Piękny pojedynek gigantów. Tylko kto odpowiada za powstanie tego wężo-smoczego tworu? Uchiha chyba nie mają podobnych umiejętności. Chyba, Bóg Wygnany nie znał zbytnio tego klanu. Może dziś się to zmieni? Ciemne włosy, krwiste oczy... I tyle.
Zamaskowany nie miał zamiaru dalej biernie przyglądać się temu widowisku. Walki w zwarciu, naginanie żywiołów do swojej woli, używanie shurikenów i innych takich. No i te hodowane na sterydach zwierzątka. Sogen często toczyło wojny. Nawet na wyspę dotarły wieści o konfliktach z rodem Senju. Znali się na walce, musieli znać. Mieli ją we krwi, dla wielu z nich była muzyką życia. Serce wybijało rytm, by na końcu stać się kołysanką do najdłuższego ze snów. Yuki byli inni. Zimne ostrze, zimna krew, chłodny umysł i zimny trup przeciwnika.Nie zapominając o łóżku pełnym gorących kobiet.Czy jakoś tak powtarzano w domu. Upominano, by nie pokazywać zdolności bez potrzeby. Trzeba być ostrożnym mówili. Yuki już i tak popisał się w herbaciarni... A tutaj miał okazję do sprawdzenia części umiejętności. Większość obecnych tu ludzi i tak umrze. Chyba mógł sobie na to pozwolić? I zawsze była to jakaś forma podziękowania za to, że strażnicy wpuścili go na mur. Pokrętna logika? Jak najbardziej. Ale dzięki niej młodzieniec nie miał żadnych rozterek przed tym, by choć trochę wspomóc wojaków. Spojrzał na swojego braciszka.
Tutaj zaczekaj, wrócę zaraz. Rozkazał, pacnął go w czuprynę i pobiegł ile miał sił w nogach. A miał ich całkiem sporo. Zbiegł z drugiej strony muru, uprzednio wybierając miejsce gdzie nie widziało się władców ognia ani płomieni. Nie chciał tracić chakry w głupi sposób. Z tej odległości mógł już rozróżnić mniej więcej, kto był po jego stronie. O ile istniała jakakolwiek jego strona. Złożenie jednej pieczęci i uformowanie kilku lodowych tworów nie zajęło wiele czasu. Szybkość więzów krwi Yukich jak zwykle pozwalała na błyskawiczne ataki. Skromna, licząca czterech osobników wilcza wataha pobiegła przed siebie, zwiększając zamieszanie panujące w tym odcinku pola walki. Może nie było to wydawanie energii na próżno? Przynajmniej dzikie stwory będą miały godnych rywali. Po użyciu techniki nie pozostało nic innego jak pośpieszne wycofanie się na górę. Niech tylko Kałuży nie strzeli nic głupiego do głowy. Kilka sekund biegu (albo wspinaczki, jak kto woli) i był na miejscu. Mogli podziwiać dalej toczącą się walkę z bezpiecznej dla nich odległości. Bezpiecznej póki co.
Technika od chodzenia po ścianie nadal aktywna (zejście z muru i wejście z powrotem).
- Nazwa
- Hyōton: Rōga Nadare no Jutsu
- Pieczęci
- Tygrys
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- B: 7% (za 2 wilki)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Technika przydatna do odwrócenia uwagi przeciwnika, a i za pomocą której można zadać dość duże obrażenia. Za pomocą tejże techniki członek klanu Yuki wytwarza lodowego wilka (lub całą ich watahę, jedynym ograniczeniem ilości jest chakra), który następnie naciera na przeciwnika. Pazury i kły wilków są dosyć ostre i swoje mogą zdziałać.
- Wybiera miejsce bez widocznych katonów/płomieni.
- Schodzi z muru w tym miejscu na tyle, by rozróżnić walczących (może nawet pozostaje na ścianie jeśli można).
- Tworzy lodowe wilki, sztuk cztery.
- Wraca do Yuu.
- Pracują w jednej grupie, skupiając się przede wszystkim na jakiejś bestii (normalne polowanie z każdej strony, jak na watahę przystało).
- Jeśli żadnych mutantów nie ma w pobliżu to zajmują się ludzkimi przeciwnikami (w dwójkach atakują jeden cel).
- Coś/Ktoś z dzikich zainteresuje się Kamiru (choć tak blisko muru walki raczej się nie toczą, by natychmiast go zaatakowali) wtedy Yuki puszcza w tego kogoś / to coś jaskółki i kontynuuje plan, tworząc wilki po czym wraca na górę. Przy jego szybkości i percepcji nie powinno być to takie trudne.
- Nazwa
- Hyōton: Tsubame Fubuki
- Pieczęci
- Tygrys
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2% (ok. 10 pocisków na turę)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Podstawowa technika członków klanu Yuki. Za jej pomocą możemy wytworzyć z powietrza skupisko lodowych pocisków, przyjmujących kształt jaskółek. Pociskami można swobodnie kierować lub po prostu ustawić, by te automatycznie podążały za celem. Mogą dość solidnie pokaleczyć przeciwnika, lecz dosyć łatwo je zniszczyć Katonem.
0 x
Re: Shi no gēto
Dziewczyna nie śpieszyła się zbytnio, żeby dotrzeć na górę - to, co zostanie po drugiej stronie nie ucieknie, a ta walka nie dotyczyła jej bezpośrednio, a przynajmniej tak o tym myślała. Nie była tu konkretnie stroną, bo i nie widziała z czym mają do czynienia, choć teoretycznie powinna czuć się częścią obrońców muru, który bronili całego kontynentu..
Rozmiar bitwy był zaiste imponujący. Obie armie były ogromne i potężne, techniki latały we wszystkie strony.. Nie tylko to zaskakiwało. Ponownie zobaczyła wielkiego gada, który.. Walczył ze smokiem? Rinsari nie mogła powiedzieć, by się jej to spodobało. Ostatni smok jakiego spotkała zrzucił na nią i jej towarzyszy bomby na głowy.. Ale tamten był biały, a ten brązowy.. Z drewna? Cóż, na świecie było mnóstwo dziwnych umiejętności o których nie wiedziała, czemu więc nie drewno? Kolejną dziwną rzeczą był krajobraz. Po "ich" stronie wszytko było normalne. Drzewa były zielone, podobnie jak trawa, kwiaty pyszniły się różnorodnymi barwami... A tam wszystko było wyblakłe, jak pokryte warstwą popiołu, szare i ponure. Były.. Martwe. Samidare nieco lepiej zrozumiała potrzebę chronienia przed tym reszty świata.
Na szczęście siły miasta były przeważające. Za pewne pomagał fakt, że przeciwnicy nie mieli zbroi ani lepszych przedmiotów do obrony.. Chociaż to nie był koniec. Dobrze pamiętała, co powiedział mężczyzna z baru. "Zbliża się pierwsza fala...". Nie brzmiało to optymistycznie, pozostało mieć nadzieje, że nie tylko oni zachowują część sił na później. A jeśli o niego chodziło, to dziewczyna zobaczyła starca pośród zamieszania walki i radził sobie.. Co najmniej dobrze. Mordował wszystko dookoła niego, jakby wpadł w wojenny szał, oby tylko umiał go kontrolować..
Po tym pozostało jej tylko rozejrzeć się po samym murze, bo jak się okazało nie była jedyną osobą która podziwiała widoki. Był też białowłosy, wyróżniający się młodym wiekiem chłopiec, jednak nigdzie nie widziała jego starszego towarzysza w masce. Zaraz jednak i on wyłonił się zza drugiej strony muru. Nie jej było oceniać czemu tam był ani czemu wrócić, kiwnęła więc im tylko krótko głową w ramach cichego powitania i zajęła się swoimi sprawami.
Zdjęła z ramienia gurdę i postawiła ją na ziemi, opierając się o nią łokciem. Zastanawiała się co zrobić. Nie śpieszyło się jej w sam środek walki, ale skoro tu jest, to wypadałoby mieć oko na wszystko, prawda? Właśnie, oko.. Dziewczyna uniosła lekko kącik ust w delikatnym uśmiechu i opuściła jedną powiekę, przykładając do niej dwa palce. Druga ręka zgarnęła garstkę piasku, a po chwili skupienia na jej drugiej dłoni spoczywała piaskowa gałka oczna. Dziewczyna puściła ją przed siebie, żeby znalazła się gdzieś nad polem bitwy. Obserwowała przebieg walk, szukając przede wszystkim najlepszych przeciwników, a może kogoś wyglądającego na dowódcę "dzikich"? Obie opcje były interesujące. Wciąż trzymając rękę przy oku założyła z powrotem gurdę na ramie. Lepiej być cały czas przygotowanym do działania, prawda? Na razie nie było nikogo, ale z czasem sytuacja mogła się zmienić..
Rozmiar bitwy był zaiste imponujący. Obie armie były ogromne i potężne, techniki latały we wszystkie strony.. Nie tylko to zaskakiwało. Ponownie zobaczyła wielkiego gada, który.. Walczył ze smokiem? Rinsari nie mogła powiedzieć, by się jej to spodobało. Ostatni smok jakiego spotkała zrzucił na nią i jej towarzyszy bomby na głowy.. Ale tamten był biały, a ten brązowy.. Z drewna? Cóż, na świecie było mnóstwo dziwnych umiejętności o których nie wiedziała, czemu więc nie drewno? Kolejną dziwną rzeczą był krajobraz. Po "ich" stronie wszytko było normalne. Drzewa były zielone, podobnie jak trawa, kwiaty pyszniły się różnorodnymi barwami... A tam wszystko było wyblakłe, jak pokryte warstwą popiołu, szare i ponure. Były.. Martwe. Samidare nieco lepiej zrozumiała potrzebę chronienia przed tym reszty świata.
Na szczęście siły miasta były przeważające. Za pewne pomagał fakt, że przeciwnicy nie mieli zbroi ani lepszych przedmiotów do obrony.. Chociaż to nie był koniec. Dobrze pamiętała, co powiedział mężczyzna z baru. "Zbliża się pierwsza fala...". Nie brzmiało to optymistycznie, pozostało mieć nadzieje, że nie tylko oni zachowują część sił na później. A jeśli o niego chodziło, to dziewczyna zobaczyła starca pośród zamieszania walki i radził sobie.. Co najmniej dobrze. Mordował wszystko dookoła niego, jakby wpadł w wojenny szał, oby tylko umiał go kontrolować..
Po tym pozostało jej tylko rozejrzeć się po samym murze, bo jak się okazało nie była jedyną osobą która podziwiała widoki. Był też białowłosy, wyróżniający się młodym wiekiem chłopiec, jednak nigdzie nie widziała jego starszego towarzysza w masce. Zaraz jednak i on wyłonił się zza drugiej strony muru. Nie jej było oceniać czemu tam był ani czemu wrócić, kiwnęła więc im tylko krótko głową w ramach cichego powitania i zajęła się swoimi sprawami.
Zdjęła z ramienia gurdę i postawiła ją na ziemi, opierając się o nią łokciem. Zastanawiała się co zrobić. Nie śpieszyło się jej w sam środek walki, ale skoro tu jest, to wypadałoby mieć oko na wszystko, prawda? Właśnie, oko.. Dziewczyna uniosła lekko kącik ust w delikatnym uśmiechu i opuściła jedną powiekę, przykładając do niej dwa palce. Druga ręka zgarnęła garstkę piasku, a po chwili skupienia na jej drugiej dłoni spoczywała piaskowa gałka oczna. Dziewczyna puściła ją przed siebie, żeby znalazła się gdzieś nad polem bitwy. Obserwowała przebieg walk, szukając przede wszystkim najlepszych przeciwników, a może kogoś wyglądającego na dowódcę "dzikich"? Obie opcje były interesujące. Wciąż trzymając rękę przy oku założyła z powrotem gurdę na ramie. Lepiej być cały czas przygotowanym do działania, prawda? Na razie nie było nikogo, ale z czasem sytuacja mogła się zmienić..
KP już wysyłam na PW.
Użyta technika:
Użyta technika:
- Nazwa
- Daisan no Me
- Pieczęci
- Przyłożenie dwóch palców do oka
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2% (1% za turę)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Bardzo przydatna technika, która idealnie nadaje się rekonesansu. Użytkownik zasłania dłonią jedno z oczu, by tym samym w drugiej dłoni utworzyć jego kopię. Piaskowe oko może się unosić dzięki czemu idealnie nadaje się do podpatrywania poczynań przeciwników.
0 x
Re: Shi no gēto
-Możesz myśleć o nas co chcesz, czy o mnie... Spojrzałem na "młodszego kolegę". -Ale wybieram się za mur! Choć bym miał tam iść sam. Spojrzał na Kaiena, najpierw nieco zdziwiony, a następnie strasznie spoważniał. -Wybacz, sytuacja wymagała wypowiedzenia tych słów tym bardziej przy waszym zachowaniu. Wyjaśniłem to starszemu od siebie mężczyźnie, prawda była taka że każdego traktowałem tak, jak sobie na to zasłużył. -Tak nawiasem to, po pierwsze nie boję się nikogo, nawet śmierci, a po drugie, słaba groźba jak rzucasz ją w kierunku kogoś z naszego rodu. Zaśmiałem się nawet cicho, ale skończyła się pora na zwlekanie....Na mur!
Na murze rozejrzałem się dokładnie, mój wzrok starał się sięgnąć w pole walki jak najdalej. Cholera, obrona tego miasta jest kompletnie bezsensu, nie interesuje mnie co się z nim stanie, ani jego mieszkańcami, totalnie brak w tym korzyści, chociaż Hakai to pewnie by ich tępił w imię sprawiedliwości i bla bla bla... Spojrzałem na swojego sprzymierzeńca, podrapałem się po głowie, a następnie spojrzałem w dół muru. -Mam pewien pomysł, ale nie powiem że będzie to wymagało to twojej, sporej ingerencji, średnio mnie interesuje walka tu i wcale mi się nie śpieszy, żeby zostać ich kolegą. Wskazałem palcem, trupy i kości leżące nieopodal muru, sam ich widok nie był przyjemny, a co dopiero perspektywa, zostania jednym z nich. -Wykorzystamy twoją umiejętność, którą mi zaprezentowałeś na początku naszej znajomości, żeby ominąć ten cały pierdolnik i poszukamy czegoś, co jest warte naszego udziału, ewentualnie zwiedzimy nieco więcej tego obszaru, myślę że za najnowsze informacje na jego temat, powinni nam sporo zapłacić, tym bardziej jeśli zdobędziemy jakieś materialne wskazówki. Wzrok mój przesunął się po wszystkich gapowiczach, którzy nie mieli dość odwagi żeby wystawić nóżkę za mur, sam wiedziałem z jakim wiąże się to ryzykiem, tym bardziej dla tak nie doświadczonych shinobi, no ale sądziłem również, że doświadczenie też trzeba gdzieś zdobyć, a to wydawało się idealną sytuacją. Czekałem tylko na zgodę z kierunku białowłosego, by ruszyć w dół po murze, urzywając do tego chakry w stopach, wcale nie miałem ochoty na spotkanie z wrogiem, jeszcze nie teraz, więc wysiliłem mięśnie w nogach, żeby jak najszybciej dotrzeć w dół, obserwując przy okazji czy nam nie grozi jakieś niebezpieczeństwo.-Dawaj pierwszy i szykuj grunt, w razie czego, osłaniam cię... w granicach moich możliwości oczywiście. Skoro każdy chce się chować na murze, to proszę was bardzo, ale łatwizną nic nie osiągniecie, nie droga na skróty, lecz pod górę, wiedzie do prawdziwej siły. Gdy byliśmy już na dole, rzuciłem do drugiego białowłosego. -Wiesz że możemy tego nie przeżyć? Ale z drugiej strony, jeśli nam się uda tu coś osiągnąć, będą nazywać nas bohaterami, a tym czasem pamiętaj, po cichutku, po malulku, a jak będziemy w bezpiecznej strefie, to dorzuć jeszcze pare naście metrów dla pewności. Liczyłem że ten plan się powiedzie, w końcu nie każdy miał możliwość, wyminięcia całej rzeźni, jej odgłosy i ilość chakry, przelewanej na polu bitwy, spokojnie powinna nas przysłonić do końca, niczym mrok, serce.
Na murze rozejrzałem się dokładnie, mój wzrok starał się sięgnąć w pole walki jak najdalej. Cholera, obrona tego miasta jest kompletnie bezsensu, nie interesuje mnie co się z nim stanie, ani jego mieszkańcami, totalnie brak w tym korzyści, chociaż Hakai to pewnie by ich tępił w imię sprawiedliwości i bla bla bla... Spojrzałem na swojego sprzymierzeńca, podrapałem się po głowie, a następnie spojrzałem w dół muru. -Mam pewien pomysł, ale nie powiem że będzie to wymagało to twojej, sporej ingerencji, średnio mnie interesuje walka tu i wcale mi się nie śpieszy, żeby zostać ich kolegą. Wskazałem palcem, trupy i kości leżące nieopodal muru, sam ich widok nie był przyjemny, a co dopiero perspektywa, zostania jednym z nich. -Wykorzystamy twoją umiejętność, którą mi zaprezentowałeś na początku naszej znajomości, żeby ominąć ten cały pierdolnik i poszukamy czegoś, co jest warte naszego udziału, ewentualnie zwiedzimy nieco więcej tego obszaru, myślę że za najnowsze informacje na jego temat, powinni nam sporo zapłacić, tym bardziej jeśli zdobędziemy jakieś materialne wskazówki. Wzrok mój przesunął się po wszystkich gapowiczach, którzy nie mieli dość odwagi żeby wystawić nóżkę za mur, sam wiedziałem z jakim wiąże się to ryzykiem, tym bardziej dla tak nie doświadczonych shinobi, no ale sądziłem również, że doświadczenie też trzeba gdzieś zdobyć, a to wydawało się idealną sytuacją. Czekałem tylko na zgodę z kierunku białowłosego, by ruszyć w dół po murze, urzywając do tego chakry w stopach, wcale nie miałem ochoty na spotkanie z wrogiem, jeszcze nie teraz, więc wysiliłem mięśnie w nogach, żeby jak najszybciej dotrzeć w dół, obserwując przy okazji czy nam nie grozi jakieś niebezpieczeństwo.-Dawaj pierwszy i szykuj grunt, w razie czego, osłaniam cię... w granicach moich możliwości oczywiście. Skoro każdy chce się chować na murze, to proszę was bardzo, ale łatwizną nic nie osiągniecie, nie droga na skróty, lecz pod górę, wiedzie do prawdziwej siły. Gdy byliśmy już na dole, rzuciłem do drugiego białowłosego. -Wiesz że możemy tego nie przeżyć? Ale z drugiej strony, jeśli nam się uda tu coś osiągnąć, będą nazywać nas bohaterami, a tym czasem pamiętaj, po cichutku, po malulku, a jak będziemy w bezpiecznej strefie, to dorzuć jeszcze pare naście metrów dla pewności. Liczyłem że ten plan się powiedzie, w końcu nie każdy miał możliwość, wyminięcia całej rzeźni, jej odgłosy i ilość chakry, przelewanej na polu bitwy, spokojnie powinna nas przysłonić do końca, niczym mrok, serce.
0 x
Re: Shi no gēto
Chcąc nie chcąc trafiał czasami na różne księgi opisujące rozmaite potyczki, zarówno te fikcyjne, jak i te mające miejsce w rzeczywistości. Miał świadomość, jaką skalę miała taka jedna bitwa, ile litrów krwi splamiło ziemię. Ogromna ilość żyć stracona. A w imię czego? Jakiś ideałów, przekonań. Korzyści majątkowych. Jak kto woli. Tutaj stawką było bezpieczeństwo ludzi po drugiej stronie muru. Żyjący sobie beztrosko, podczas gdy tutaj odbywa się prawdziwe piekło. No... może w oczach pozszywanego młodzieńca wyglądało to nieco inaczej. Przede wszystkim błyskawicznie kierując swoje spojrzenie na węża. Ten bardzo szybko uciekł daleko do tyłu, walcząc z... drewnianym smokiem. Albo czymś, co na niego wyglądało. Cholera, ostatnimi czasy smoki stanowczo za często natyka się na smoki stworzone z dziwnych materiałów. Pierw jakiś biały materiał wybuchowy, a teraz drewno? Chociaż zaraz... kiedyś przecież stoczył mały sparing z takim jednym, który również tworzyć drewno z podłoża. Tylko jak się on nazywał? Chyba nawet nie próbował sobie przypomnieć imienia tego człowieka. W każdym razie obydwa giganty walczyły naprawdę zażarcie, ale byly niczym w porównaniu do jednej osoby siejącej śmierć wśród nieporadnych oddziałów oponenta. Każdy jego ruch zwiastował śmierć kolejnemu przeciwnikowi. Po dokładniejszym przyjrzeniu się dostrzegł znajomą siwiznę. To był ten dziadek z baru, co się spalił. Patrzył na niego dłuższą chwilę, nie mogąc oderwać wzroku. Chyba pierwszy raz miał okazję na własne oczy zobaczyć kogoś o takich umiejętnościach. Kiedy tak stał i patrzył na bitwę, dość zaniepokoił go fakt, że jest oponentów tak mało. Co prawda to tylko pierwsza fala, ale co z następnymi? Miał ochotę się o tym przekonać na własne oczy. Na dodatek posiadając zabezpieczenie w postaci tonf, mógł w miarę swobodnie stawać naprzeciwko oponentom używającymi broni. Mimo, że zostanie było najbezpieczniejszą opcją, no i dającą największe szanse na przeżycie, postanowił zejść na dół, by walczyć wraz z innymi. Mimo wszystko nie przyszedł tutaj tylko po to, by popatrzeć. Miał pewną rzecz do zrobienia na tamtych terenach, a ta potyczka będzie idealnym sprawdzianem jego możliwości. Powędrował w dół muru za pomocą techniki Kinobori no Waza. Niezbyt pośpiesznie, na pewno starczy dla niego worków treningowych. Nadal uważał na ogromnego węża i z wielką chęcią jeszcze by sobie pooglądał jego potyczkę, ale nie mógł jednocześnie walczyć samemu i walkę oglądać. Chwycił dwie tonfy i wylądował na ziemi. Jednocześnie wypuścił ze swoich rąk nici - ilości może i nie porażające, ale pozwalające na szybkie i skuteczne rozprawienie się z oponentami. Ze względu na swój duży zasięg celował nimi zarówno w cele oddalone, jak i w te bliskie. Nici oplątywały się wokół głów nieszczęśników, chwytały za ręce i przeszkadzały w normalnej walce, pozwalając reszcie na łatwiejsze zakończenie żywota swoim przeciwnikom. Szybkość jego nici, jak również ich wytrzymałość, powinny wystarczyć. W razie próby jakiegoś ataku bezpośrednio na niego, po prostu zablokuje ciosy tonfami i zakończy żywot przeciwnika przez posłanie nitek bezpośrednio do wnętrza głowy przez uszy czy nos, a następnie po prostu zmasakruje jej wnętrze. Każdy ma swoje metody.
- Nazwa
- Jiongu
- Pieczęci
- Brak
- Wytrzymałość
- 0,3 x wytrzymałość shinobi
- Szybkość
- 0,4 x szybkość shinobi
- Zasięg Max.
- 5 metrów
- Koszt
- Drobne wykorzystanie
E: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1% - Znaczące wykorzystanie
E: 12% | D: 10% | C: 8% | B: 6 | A: 4% | S: 3% | S+: 2%
- Drobne wykorzystanie
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Jiongu jest niezwykłą umiejętnością, która zmienia ciało użytkownika w swoistą, szmacianą lalkę. Zdolność, którą uzyskuje się poprzez poddanie swojego ciała eksperymentom, pozwala na dowolne manipulowanie czarnymi nićmi znajdującymi się w naszym organizmie. Wprowadza się je w trakcie eksperymentu i po jego przyjęciu przez organizm następuje jego gwałtowny rozrost w wyniku czego już po niedługim czasie, nici znajdują się w każdym niemalże mięśniu naszego ciała. Ze względu na to, że nasze ciało składa się w głównej mierze jedynie z tych nici, jesteśmy w stanie także wykonywać dość poważne zabiegi na swoim organizmie, a także bez obaw je otwierać, a także zamykać.
- Nazwa
- Jiongu: Reberu Ei
- Przedostatni poziom Jiongu. Wprowadza on szereg różnych zmian. Udoskonala zdolności nici, co jest oczywiste, lecz warto o tym wspomnieć. Idąc dalej, pozostają już tylko dwa narządy wewnętrzne: serce i mózg. Dochodzi również bardzo ważna dla Kakuzu rzecz. Zostaje wprowadzona możliwość aplikacji nowych serc. Aktualnie ich limit to trzy, lecz z czasem da się to zmieniać. Schemat zdobywania serc opisany jest poniżej.
- Wytrzymałość
- 0,9 x wytrzymałość shinobi
- Zasięg
- 25 metrów
- Szybkość
- 0,8 x szybkość shinobi
- Nazwa
- Kinobori no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
0 x
Re: Shi no gēto
Po chwili czasu byłem już na murze. A raczej jego ścianie. Biegłem jak najszybciej by dogonić swojego kościanego towarzysza. Wiatr i może grawitacja sprawiły że moja twarz całkowicie została odsłonięta z włosów. Uśmiech utrzymywał się na niej a oczy ani na chwilę się nie zmrużyły. Wbiegnięcie na samą górę trwało dosłownie chwilkę.
Rozejrzałem się na dziwaczny usychający las, błyski z niedalekiego pola bitwy i walkę gigantycznych stworów. Raj dla oczu i uszu. Wszech obecny ból i strach czuć było w powietrzu. Gdybym tylko mógł to oglądał bym wojnę w nieskończoność. Choć nie. Poczuć ją można dopiero kiedy udział się w niej bierze więc może jak najprędzej się gdzieś przyłączę by zdegustować tego pięknego zjawiska. Tylko po jakiej stronie się postawić? Nie miłych ludzi z karczmy czy tajemniczych i intrygujących nieznajomych? Moja misja nie pomaga mi wybrać bo to że chcę zniszczyć mur nie znaczy że cudzoziemców lubię bardziej czy coś. Cel jest zupełnie inny. Celem jest to co właśnie mnie otacza ale na całym kontynencie. Ludzie muszą poczuć cierpienie. Cierpienie które ja im zadam jednym ciosem. Ale nie rozmarzajmy się póki co. CHymm.. Już chyba wiem. Na razie i tak nie jestem gotowy więc warto by było działać w stronę zyskania zaufania tubylców tak by kiedy stanę się silniejszy wykonać swą misję bez żadnych dodatkowych problemów.
Po chwili odezwał się Yukiko. Przerwał moje gdybanie opowiedzeniem mi swojego planu. Na początku nie uśmiechał mi się bo oznaczał by że nie wezmę udziału w otwartej bitwie ale ostatnie słowa zmieniły moje myślenie. Możemy zostać bohaterami... No właśnie. Bohater - Osoba szanowana i tak dalej ale co najważniejsze darzona zaufaniem. Zaufaniem tak wielkim że nikt nie będzie go podejrzewać. Poza tym przejście głębiej w teren przeciwnika nie oznacza braku walki jak to kostek pięknie podsumował w "Wiesz że możemy tego nie przeżyć?". Odwróciłem oczy w stronę Yukiko i z uśmiechem powiedziałem.
-Jasne że możemy zginąć. Na tym polega zabawa. *hahaha*
Roześmiany zbiegłem na dół muru od strony jeszcze nam nie zbadanej i zanurzyłem się w ziemi zostawiając po sobie tylko dziurę metr na metr.
Rozejrzałem się na dziwaczny usychający las, błyski z niedalekiego pola bitwy i walkę gigantycznych stworów. Raj dla oczu i uszu. Wszech obecny ból i strach czuć było w powietrzu. Gdybym tylko mógł to oglądał bym wojnę w nieskończoność. Choć nie. Poczuć ją można dopiero kiedy udział się w niej bierze więc może jak najprędzej się gdzieś przyłączę by zdegustować tego pięknego zjawiska. Tylko po jakiej stronie się postawić? Nie miłych ludzi z karczmy czy tajemniczych i intrygujących nieznajomych? Moja misja nie pomaga mi wybrać bo to że chcę zniszczyć mur nie znaczy że cudzoziemców lubię bardziej czy coś. Cel jest zupełnie inny. Celem jest to co właśnie mnie otacza ale na całym kontynencie. Ludzie muszą poczuć cierpienie. Cierpienie które ja im zadam jednym ciosem. Ale nie rozmarzajmy się póki co. CHymm.. Już chyba wiem. Na razie i tak nie jestem gotowy więc warto by było działać w stronę zyskania zaufania tubylców tak by kiedy stanę się silniejszy wykonać swą misję bez żadnych dodatkowych problemów.
Po chwili odezwał się Yukiko. Przerwał moje gdybanie opowiedzeniem mi swojego planu. Na początku nie uśmiechał mi się bo oznaczał by że nie wezmę udziału w otwartej bitwie ale ostatnie słowa zmieniły moje myślenie. Możemy zostać bohaterami... No właśnie. Bohater - Osoba szanowana i tak dalej ale co najważniejsze darzona zaufaniem. Zaufaniem tak wielkim że nikt nie będzie go podejrzewać. Poza tym przejście głębiej w teren przeciwnika nie oznacza braku walki jak to kostek pięknie podsumował w "Wiesz że możemy tego nie przeżyć?". Odwróciłem oczy w stronę Yukiko i z uśmiechem powiedziałem.
-Jasne że możemy zginąć. Na tym polega zabawa. *hahaha*
Roześmiany zbiegłem na dół muru od strony jeszcze nam nie zbadanej i zanurzyłem się w ziemi zostawiając po sobie tylko dziurę metr na metr.
-Doton no Jutsu
100%-12%=87%
Kierunek przeciwny niż wioska
100%-12%=87%
Kierunek przeciwny niż wioska
0 x
Re: Shi no gēto
Chłopiec bez słowa podążał za swym mentorem aż na szczyt! Brzmi dobrze? Trochę gorzej, gdy wspomnę, że chodzi o szczyt muru, pod którym właśnie toczyła się prawdziwa wojna. „Jesteś okropny! Każesz dziecku patrzeć na śmierć! Pchasz go do paszczy lwa! Bydlaku bez serca!”-Tego typu teksty Yuki usłyszałby od zmartwionych matek widzących jak ciągnie jedenastolatka na teren walki, ale żadnych matek tu nie było. Kamiru był tu jedynym dorosłym i to on o wszystkim decydował, a malec miał się wszystkiemu podporządkować. Tak powinno być, ale czy to pasowało młodemu Hözuki? Oczywiście, że pasowało! Był u boku swego braciszka, więc co miało mu nie pasować? Krew? Flaki latające jak konfetti? Przecież od małego był szkolony na maszynkę do szatkowania wrogów i nie wszedł jeszcze w okres młodzieńczego buntu. Wciąż był tylko dzieckiem chcącym podążać za swym idolem i jeszcze jakiś czas miało tak pozostać. Dotarłszy na szczyt zmierzył wzrokiem pole bitwy i… instynktownie pominął takie szczegóły jak choćby krajobraz. Krajobraz to szczegóły? Owszem! Kogo obchodzą ładne widoki w samym centrum walki! No dobra, to wcale nie było centrum walki, ale to nie zmienia faktu, że albinos zaczął od najważniejszego, czyli od poszukiwań źródeł wody na horyzoncie. Tak, to właśnie było najważniejsze, bo tylko przy stałym dostępie tej życiodajnej cieczy Yüsuke mógł pokazać z jakiej gliny go ulepiono, a raczej z jakiej wody ulano. Niestety nie zauważył żadnego jeziora, rzeki, względnie jakiegokolwiek zbiornika, ale może zasłaniało mu któreś z tych nieistotnych drzew? Koniec końców źródła wody też przestały być istotne, bo chwilę później padło słowo absolutne „CZEKAĆ” z ust Wygnanego Boga, a ze słowem Boga się nie dyskutuje! Szarooki pobiegł na dół, a ten o oczach turkusowych znalazł sobie fajne, względnie bezpieczne miejsce za blanką na murze, oparł się o nią i sięgnął po swój bukłak i natychmiast pociągnął z niego kilka łyków. Odwiesiwszy go znowu zaczął obserwować pole bitwy, bo co innego miał do roboty? Wielkie oczy małego człowieka błyskawicznie wodziły od punku A do B, a nawet G i szukały to ciekawszych zdarzeń i względnych niebezpieczeństw. O dziwo nie szukały schodzącego po murze braciszka, bo przecież powiedział, że zaraz wróci, a Yü wierzył, że Onii-chan nigdy nie kłamie. Brzdąc mógł tylko czekać i starać się wyglądać fajnie i szczerze wam powiem, że gdyby nie chował się za tą blanką to wyglądałby świetnie! Niczym generał w rozwianym płaszczu, który z góry obserwuje działania swoich wojsk na polu bitwy. Całe szczęście, że to się jednak nie stało, bo jeszcze ktoś z wrogich oddziałów barbarzyńskich faktycznie wziąłby go za generała i postanowił pozbawić Uchihów wodza. Słodziak nie wyglądał zbyt fajnie i nie czuł się zbyt dobrze mogąc tylko przypatrywać się wszystkiemu z góry, ale przecież braciszek KAZAŁ! Czekamy…
0 x
Re: Shi no gēto
Kaien poleciał za chłopakami na ten mur, choć wiedział, doskonale kurwa wiedział, że to najgłupsze co mógł uczynić, że wybrał tych dwóch oszołomów którzy aż prosili się o śmierć. Ale może będzie śmiesznie. Zawsze miał swój as w rękawie, przecież nie padnie tak łatwo. Na pewno trudniej niż oni. Więc to będzie dobry wyznacznik, jak oni padną to jest to znak że trzeba spierdalać w trybie jednostajnie przyśpieszonym bo można oberwać. W sumie, zabawne. Kiedy dotarli na mur, blondyn chwile podziwiał walkę węża ze smokiem, w onieśmieleniu. Były... Wielkie. Poczuł tą siłe, poczuł ich rozmiar. Kurwa, gdyby tylko umiał zrobić coś tak dużego, coś tak pięknego... Tylko jak, to jest bardzo dobre pytanie, prawda? By móc dorównać czemuś tak wspanialemu, mogącemu posiać wielką destrukcję wlasnym ciałem!
-Dość, kurwa, majestatyczne. - Powiedział dośc cicho, jednak tak by go usłyszeli. Potem postanowił jednak podnieść głos. Bardzo. - Co za kurwa piękne czasy w ktorych żyjemy! Za chuja nie można sie nudzic! - A żeby jego słowa za ciche nie były wzrokiem ogarnął pole bitwy. Widział gdzie przeciwnicy nacierają, a gdzie nie ma obrońców. Albo gdzie są te bestie. Dobył dwóch piłeczek z kieszeni, dwie śliczne Bakuhy. Piłeczki naprawdę zabawne, bialutkie, owinięte papierkiem, jak takie upośledzone piłeczki bejsbolowe. Ale jakim w rzeczywistości były cacuszkiem, ho ho ho.
Ogólnie mierzy tam gdzie pełno wroga, a gdzie nie ma sojuszników, proste? Proste. Nie chce zabić przypadkiem kogoś ważnego, a raczej łatwo jest odróżnić 'Nasi' i 'wrogowie', nie? Ostateczność jest taka, że jak ryzykuje za bardzo poturbowanie 'naszych' to nie rzuca. Albo rzuca tak, by epicentrum padło na wroga, a na naszych tylko krawędź. No, coś w ten deseń. Ciężko określić jak się nie za bardzo widzi całe pole.
-Wypierdalać skąd przyszliście! - Zakrzyknął. W sumie nie wiedział po co. Tak było po prostu bardziej epicko. Ale nie czuł strachu, nie był zdenerwowany jako tako. Najgorsze co go do tej pory spotkało to ten rozpierdol w Antai. Teraz... Dopóki Pan wąż i Pan smok bawią się sami w pewnej odległości to jest całkiem spoko. Nic innego takiego strasznego nie jest. A jego koledzy chyba mają jakiś dobry plan, nie? Półobrót z zamachem, czakra popłynęła do piłki... I rzut. Kilka, do kilkunastu sekund, różnie to bywa, nim jebnie w kosmos. Dwadzieścia metrów średnicy wybuch, gdzie te kilka metrow w epicentrum to jest full śmierć dla wszystkiego co żywe. Bywa i tak. Ten sam manewr powtórzył z drugą piłeczką.
Podleciał do Yukiko.
-Wiesz, to jest piękne, że możemy sobie grozić polamaniem kości, my Kaguya. Śmieszne! Ale ide z wami! - Co miał do stracenia? Trzymanie się we trójkę to naprawdę dobra taktyka na początek. Naprawdę zwiększająca szanse przezycia. Lepiej im pójdzie we trojke niż w pojedynke każdemu z osobna, to jest niemalże pewne dla Kaiena. No i w końcu rodzina to rodzina...
Odpalił Hokkotsu no Yashi wysuwając z nogi szkarłatną, bardzo długą kość (ponad metr) która przyjęła formę ostrza bardziej ostrego niż katana.
Jeśli chłopaki zbiegają, to idzie z nimi. No, trzyma się z nimi. W razie ataku - Ma miecz, ma kusze na ręku potrójną, będzie tego używał. A jak sam oberwie... Niespodzianka go obroni. A no i płaszczyk fajny jest.
Wysylam wszystko na PW. Bakuhe, Kuszę, miecz, kartę.
-Dość, kurwa, majestatyczne. - Powiedział dośc cicho, jednak tak by go usłyszeli. Potem postanowił jednak podnieść głos. Bardzo. - Co za kurwa piękne czasy w ktorych żyjemy! Za chuja nie można sie nudzic! - A żeby jego słowa za ciche nie były wzrokiem ogarnął pole bitwy. Widział gdzie przeciwnicy nacierają, a gdzie nie ma obrońców. Albo gdzie są te bestie. Dobył dwóch piłeczek z kieszeni, dwie śliczne Bakuhy. Piłeczki naprawdę zabawne, bialutkie, owinięte papierkiem, jak takie upośledzone piłeczki bejsbolowe. Ale jakim w rzeczywistości były cacuszkiem, ho ho ho.
Ogólnie mierzy tam gdzie pełno wroga, a gdzie nie ma sojuszników, proste? Proste. Nie chce zabić przypadkiem kogoś ważnego, a raczej łatwo jest odróżnić 'Nasi' i 'wrogowie', nie? Ostateczność jest taka, że jak ryzykuje za bardzo poturbowanie 'naszych' to nie rzuca. Albo rzuca tak, by epicentrum padło na wroga, a na naszych tylko krawędź. No, coś w ten deseń. Ciężko określić jak się nie za bardzo widzi całe pole.
-Wypierdalać skąd przyszliście! - Zakrzyknął. W sumie nie wiedział po co. Tak było po prostu bardziej epicko. Ale nie czuł strachu, nie był zdenerwowany jako tako. Najgorsze co go do tej pory spotkało to ten rozpierdol w Antai. Teraz... Dopóki Pan wąż i Pan smok bawią się sami w pewnej odległości to jest całkiem spoko. Nic innego takiego strasznego nie jest. A jego koledzy chyba mają jakiś dobry plan, nie? Półobrót z zamachem, czakra popłynęła do piłki... I rzut. Kilka, do kilkunastu sekund, różnie to bywa, nim jebnie w kosmos. Dwadzieścia metrów średnicy wybuch, gdzie te kilka metrow w epicentrum to jest full śmierć dla wszystkiego co żywe. Bywa i tak. Ten sam manewr powtórzył z drugą piłeczką.
Podleciał do Yukiko.
-Wiesz, to jest piękne, że możemy sobie grozić polamaniem kości, my Kaguya. Śmieszne! Ale ide z wami! - Co miał do stracenia? Trzymanie się we trójkę to naprawdę dobra taktyka na początek. Naprawdę zwiększająca szanse przezycia. Lepiej im pójdzie we trojke niż w pojedynke każdemu z osobna, to jest niemalże pewne dla Kaiena. No i w końcu rodzina to rodzina...
Odpalił Hokkotsu no Yashi wysuwając z nogi szkarłatną, bardzo długą kość (ponad metr) która przyjęła formę ostrza bardziej ostrego niż katana.
Jeśli chłopaki zbiegają, to idzie z nimi. No, trzyma się z nimi. W razie ataku - Ma miecz, ma kusze na ręku potrójną, będzie tego używał. A jak sam oberwie... Niespodzianka go obroni. A no i płaszczyk fajny jest.
Wysylam wszystko na PW. Bakuhe, Kuszę, miecz, kartę.
0 x
Re: Shi no gēto
Na murze dołączył do nas nie jaki Kaien, "moje pokrewieństwo" i mimo iż tam już ściągał na nas sporą część uwagi tych dziwadeł, to jeszcze zaczął po drodze na dół miotać wybuchowymi kulkami, my w zamian, już na miejscu dostaliśmy piękny prezent w postaci płonącego pająka giganta. O cholera! Nie zdążę wykonać pięciu pieczęci na kawarami. Na początku szybkie spojrzenie na Hakaia by upewnić się czy wyrobi się z dziurą, ale nie wyglądało na to. -Hakai, z powrotem! Zakrzyknąłem po czym ugiąłem szybko nogi i wyskoczyłem jak najwyżej na mur, starając się skoczyć drugi raz jeśli pozwoli mi na to ilość czasu, zanim jutsu dosięgnie celu, technika była szybka i szeroka, ale jej wadą była wysokość, gdyż był to pająk. Cholera nawet jak oberwę, to jak najdalej od jej centrum. Muszę coś pomyśleć o technikach obronnych, bo jak tak dalej pójdzie to faktycznie daleko nie zajdziemy. Większość ciała i tak była zasłonięta, bandażami i ciuchami, twarz zaś szalikiem więc wiele powierzchownych oparzeń nie mogłem odnieść nawet jeśli byłem zbyt wolny żeby uniknąć pełnego rażenia techniki, Hakai zaś pokazał ostatnio iż jest szybszy ode mnie, więc jeśli postanowi wykonać ten sam manewr niż ja to ma nawet na to większe szanse, zaś Kaien, cóż nic o nim tak na prawdę nie wiedziałem więc jak każdy w tej trudnej sytuacji, musiał radzić sobie sam. -Wiem że cie świerzbi, ale przestań do cholery ściągać na nas uwagę, z drugiej strony, z elementem zaskoczenia, będziemy mogli zdziałać wiele więcej niż tu, Hakai co z tobą? Dasz rade kontynuować?Tym bardziej musimy się stąd zmywać. Jeśli udało się przetrwać bez większych problemów, z miejsca wykonami pieczęci Barana, węża i tygrysa, by podzielić się na trzy osoby, ja i dwa klony, które ruszą na przeciwnika, co prawda taktyka paskudnie banalna, ale liczyłem że przeciwnik nie grzeszy inteligencją, dodatkowym plusem tego, miało być iż oba rozbiegły się na boki by każda kolejna technik która potencjalnie będzie użyta, nie zmierzała w naszą stronę. Nie wierze, że tak szybko zostaliśmy wykryci, zaledwie zejściu z samego muru, albo faktycznie to on ściągnął na nas uwagę, albo jesteśmy obserwowani, teraz to nie ważne, tam dalej też walczą, oponent katona nie będzie miał raczej czasu cały czas poświęcać uwagi trzem gościom którzy coś majstrują w oddali, chociaż brachol to musiał nieźle ich tym wkurzyć, za kolejnym razem może nie być tak wesoło, właśnie jak reszta. Gdy tylko opadnie kurz uderzenia, ocenie co się stało z pozostałymi dwoma towarzyszami.

- Nazwa
- Bunshin no Jutsu
- Pieczęci
- Baran → Wąż → Tygrys
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- E: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1% (za 2 iluzje)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Prosta technika Ninjutsu, która polega na stworzeniu iluzji nas samych. Przy jej pomocy – w zależności od kontroli chakry – jesteśmy w stanie stworzyć od jednej do kilkunastu iluzji, które wyglądają jak my i robią to co zasugerujemy. Oczywiście iluzje nie są materialne, więc każde uderzenie w nie kończy się ich rozwianiem. Warto również zauważyć, że iluzje nie wydają żadnych dźwięków, dodatkowo nie rzuca swym "niematerialnym" ciałem cienia, a także nie potrafią poruszać żadnych przedmiotów.
- Nazwa
- Kinobori no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
0 x
Re: Shi no gēto
Gdy tylko znalazł się na ulicy nie mógł uwierzyć w znajdujący się tutaj chaos. Ludzie biegali bezwiednie omotani strachem jak kołdrą i ruszali się jak mrówki zarażone wirusem poruszone w swym małym domostwie, które zaatakował stwór. Strach - on właśnie rozprzestrzeniał się jak choroba i uczynił tych wszystkich ludzi niezdolnymi do swobodnego myślenia. Czarny rozejrzał się po ulicy, szukał czegoś co by go naprowadziło na to co się dzieje. Stwór - wyrastający ponad murem ogromny, nieskalany z daleka i wyglądający bardziej jak rzeźba. Jak może być coś tak wielkiego? Piekło, czy miał ruszyć we właśnie w to miejsce i ryzykować swoje życie, by... no właśnie, po co? Jednak kierowany jakąś skrzętną logiką coś go tknęło, noga poruszyła mu się lekko w przód, jakby ktoś go wypchnął z tego burdelu i mówił - dalej, jesteś tam potrzebny, właśnie teraz. Ruszył się więc przeciskając się przez tłum, który biegał bezwładnie. Zasłonił się trochę rękoma, by nie dostać przypadkiem od kogoś z okolic łokciem, czy innym gównem i zostać stratowany. Parł przed siebie miotając wzrokiem po murze, jednak nie miał zamiaru mieszać się od razu w walkę, rzucać się w jej wir i niczym statek kołysany przez przeklęty sztorm zostać zatopionym chwilę po wypłynięciu. Spokojnie czarny, bez pośpiechu. Przepatrzył mur - taras widokowy? Chciał tam szybciej się dostać, ale jednak nie chciał być zbyt nerwowy. Skierował się ku okolicznym tam warowniom i wszedł na mur, by zobaczyć co się dokładniej dzieje, jednak na miejscu nie miał nawet pojęcia, że to co zobaczy będzie tak przytłaczające. Poruszające się w dole postaci, zalana posoką gleba, oraz... walczący smok z drewnianą kukłą? Na szczęście była jeszcze daleko - to było jedyne pocieszenie w tej całej sytuacji. Nie mógł tutaj zostać na długo, wychylił się znad krawędzi, chwytając się mocno, by nie wypieprzyć się z góry i rozbić głowy. Spojrzał na bramę, jedyne wyjście, by zajść tam w sam środek przeklętego piekła. Poszukał stojących w okolicy strażników na murze, może oni mieli coś, by poradzić sobie z nimi na odległość. Przeszukał wzrokiem, by w końcu pewnie znaleźć kogoś tam - musiało paru ich tam zostać by wspierać bramę i pozbywać się wspinających ludzi zostając ostatnią nadzieją znajdujących się po drugiej stronie ludzie. Nie, to bez sensu, ruszył tam, gdzie była brama - przeszedł przez nią od razu będąc skupionym do dalszego działania. Głównie uważał na zwierzątka, bo to one siały największy pogrom i to ich trzeba było się pozbyć jak najszybciej. Stanowił jednak wsparcie dla ludzi znajdujących się dalej. Obecnie tylko wykorzystywał swój piasek do obrony
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
Chaos, który tutaj był nie można opisać słowami. Wszędzie krzyki i uciekający ludzie, co utrudniało komunikację. W całym tym tłumie złapał Sake za rękę po ponownym dogonieniu jej, aby się nie zgubić i w razie czego móc pociągnąć do siebie jakby ktoś miał ją stratować. Ochronić ją, nie wiedział co dziewczyna pomyślała i nie musiał wiedzieć Wyszedł przed nią, aby to on obrywał w razie czego i chronił ją. Nigdy nie wiesz co się może stać w takim dzikim tłumie, a nie chciał ryzykować, mimo wszystko ją polubił. Od momentu w którym złapał ją za rękę zaczął się także rumienić. Co sprawiało w nim, że chce ją chronić? Może ta niewinność. Może to, że otworzył się przed nią lekko, poczuł jakąś więź znajomości? Innym powodem, może być, że czuł, że chociaż tyle w tym wszystkim tylko mógł zrobić.
Zauważyli dwójkę osób, które były wyposażone w nosze i nieśli rannego wojownika. To jest to w czym mogą pomóc pomyślał, dlatego zaczął kierować się z nią do namiotu. No cóż widok był tragiczny, pogryziony tułów, do tego oderwana ręka. Nie chciał, aby ona tego widziała, ale i tak by to nic nie zmieniło, już za późno, bo tak samo jak i ja musiała to zobaczyć, jednak chociaż tutaj mogli pomóc. W tym momencie zwrócił uwagę na kłótnię, która przebijała się przez wrzawę. Jeżeli tutaj zaczną walczyć to będzie tragedia. Postanowił, nie będzie w to mieszał Sake. Wystarczy, że on tam pójdzie. Podbiegł z nią pod namiot i powiedział do dziewczyny - Poczekaj tutaj, ja zajmę się tamtymi wojownikami. Nie mogą tutaj walczyć, bo przez to narobi się za dużo bałaganu, a w tym wypadku to będą ranni ludzie. I tak wystarczy tutaj rannych. Zaraz wrócę, to możemy albo pomóc nosić rannych, albo rozejrzyj się za czymś, tylko nie odchodź za daleko okej? - Powiedział po czym nie czekał na odpowiedź i wbiegł w tłum biegnąc do wojowników.
Opanował go gniew. Wielki gniew w trakcie biegu do nich. Dobiegł do nich i zauważył zaciśniętą pięść grożącą drugiemu. Z gniewu krzyknął do nich bardzo donośnie, prawdopodobnie nawet Sake to słyszała mimo tłumu - Co wy tutaj robicie? Chcecie jeszcze między sobą walczyć? Mało jest tutaj rannych, którym trzeba pomóc? Opanujcie się, bo to nie jest sytuacja na wasze sprzeczki! Jak chcecie to wynoście się gdzieś z dala od wszystkich, aby nie robić więcej przypadkowych rannych! Możecie iść i walczyć z wrogiem za mur, a jak nie czujecie się gotowi to za nosze i jazda po rannych. Przydajcie się na coś zamiast jeszcze przeszkadzać tutaj! - Po czym czekał na ich reakcję. Był nawet gotów iż jego zaatakują. Nie miał pojęcia co się wydarzy, ale w pogotowiu trzymał już był przyszykowany do pewnego jutsu, którego nauczył się dawno temu.
Zauważyli dwójkę osób, które były wyposażone w nosze i nieśli rannego wojownika. To jest to w czym mogą pomóc pomyślał, dlatego zaczął kierować się z nią do namiotu. No cóż widok był tragiczny, pogryziony tułów, do tego oderwana ręka. Nie chciał, aby ona tego widziała, ale i tak by to nic nie zmieniło, już za późno, bo tak samo jak i ja musiała to zobaczyć, jednak chociaż tutaj mogli pomóc. W tym momencie zwrócił uwagę na kłótnię, która przebijała się przez wrzawę. Jeżeli tutaj zaczną walczyć to będzie tragedia. Postanowił, nie będzie w to mieszał Sake. Wystarczy, że on tam pójdzie. Podbiegł z nią pod namiot i powiedział do dziewczyny - Poczekaj tutaj, ja zajmę się tamtymi wojownikami. Nie mogą tutaj walczyć, bo przez to narobi się za dużo bałaganu, a w tym wypadku to będą ranni ludzie. I tak wystarczy tutaj rannych. Zaraz wrócę, to możemy albo pomóc nosić rannych, albo rozejrzyj się za czymś, tylko nie odchodź za daleko okej? - Powiedział po czym nie czekał na odpowiedź i wbiegł w tłum biegnąc do wojowników.
Opanował go gniew. Wielki gniew w trakcie biegu do nich. Dobiegł do nich i zauważył zaciśniętą pięść grożącą drugiemu. Z gniewu krzyknął do nich bardzo donośnie, prawdopodobnie nawet Sake to słyszała mimo tłumu - Co wy tutaj robicie? Chcecie jeszcze między sobą walczyć? Mało jest tutaj rannych, którym trzeba pomóc? Opanujcie się, bo to nie jest sytuacja na wasze sprzeczki! Jak chcecie to wynoście się gdzieś z dala od wszystkich, aby nie robić więcej przypadkowych rannych! Możecie iść i walczyć z wrogiem za mur, a jak nie czujecie się gotowi to za nosze i jazda po rannych. Przydajcie się na coś zamiast jeszcze przeszkadzać tutaj! - Po czym czekał na ich reakcję. Był nawet gotów iż jego zaatakują. Nie miał pojęcia co się wydarzy, ale w pogotowiu trzymał już był przyszykowany do pewnego jutsu, którego nauczył się dawno temu.
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Shi no gēto
Sakebiko nie przyjmowała się tymi niedogodnościami. Wiedziała że tutejszy syf mógł niejednej osobie wywrócić w głowie, sprawić że nie będą myśleć... Wróć to Sakebiko też już powinna uciekać, ale no tak. Brak rozsądku tym razem spowodował, że zbyt bardzo wierzyła w ideę i ludzi tu będących. Oczywiście przykro jej było widzieć tych, którzy uciekali w popłochu, bo to też uderzało w morale młodej dziewczyny. Gdyby mogła krzyknęłaby na nich żeby się otrząsnęli... Tylko że teraz jej krzyk jest jednym z wielu, niczym niewyróżniający się spośród chmary ninja i ich marnych imitacji.
Kunoichi widząc zakrwiawione nosze od razu pomyślała o Akaime. Może i tamten Uchiha miał wszystko, włącznie z poparzoną gębą, ale jego ciało było praktycznie kompletne. A ten... Nie miał ręki. Jej wewnętrzne współczucie prosiło żeby pójść za nimi i pomagać... Tylko że Sakebiko nie miała ani krzty zdolności medycznych. Wiedziała że nikt nie będzie miał czasu żeby ją uczyć technik leczących. Niemniej zapamiętała tamten punkt, żeby potem móc do niego wrócić. Cholera wie czy oni sami nie będą potem potrzebowali pomocy z tamtego namiotu.
Popatrzyła na Hikariego, który poszedł uciszać tą kłótnie. Chłopak poprosił ją żeby tutaj poczekała. Oczywiście jak przystało na ciekawskie dziecko, Sakebiko od razu zaczęła się rozglądać za czymś ciekawym, innym niż namiot medyczny. Rzeczywiście było to trudne bo ludzi jak mrówek a do tego drobna, to łatwo było ją staranować czy coś... A nie chciała znów zebrać od kogoś tylko dlatego że idzie pod prąd... Chociaż chyba tak już w życiu bywa.
Kunoichi widząc zakrwiawione nosze od razu pomyślała o Akaime. Może i tamten Uchiha miał wszystko, włącznie z poparzoną gębą, ale jego ciało było praktycznie kompletne. A ten... Nie miał ręki. Jej wewnętrzne współczucie prosiło żeby pójść za nimi i pomagać... Tylko że Sakebiko nie miała ani krzty zdolności medycznych. Wiedziała że nikt nie będzie miał czasu żeby ją uczyć technik leczących. Niemniej zapamiętała tamten punkt, żeby potem móc do niego wrócić. Cholera wie czy oni sami nie będą potem potrzebowali pomocy z tamtego namiotu.
Popatrzyła na Hikariego, który poszedł uciszać tą kłótnie. Chłopak poprosił ją żeby tutaj poczekała. Oczywiście jak przystało na ciekawskie dziecko, Sakebiko od razu zaczęła się rozglądać za czymś ciekawym, innym niż namiot medyczny. Rzeczywiście było to trudne bo ludzi jak mrówek a do tego drobna, to łatwo było ją staranować czy coś... A nie chciała znów zebrać od kogoś tylko dlatego że idzie pod prąd... Chociaż chyba tak już w życiu bywa.
Dla mnie: 8 kunaiów, 10 shurikenów, 5 notek wybuchowych, 1 katana, 2 bomby chilli
Dla Hikariego: 7 kunaiów, 10 notek wybuchowych fuma shuriken, 1 katana, 3 bomby chilli
Dla Hikariego: 7 kunaiów, 10 notek wybuchowych fuma shuriken, 1 katana, 3 bomby chilli
0 x
Re: Shi no gēto
W środku bitewnej zawieruchy wszystko wyglądało całkowicie inaczej. Straciło sens oglądanie walk reszty, poznawanie ogromu i skali tej potyczki. Wszystko to przestało mieć znaczenie, gdy tylko weszło się w środek tego, pomiędzy wrogów i przyjaciół, którzy mieli ten sam cel - pozbyć się drugiej strony. Jedni chcieli bronić świata, a drudzy rujnować. Obydwoje mieli swoje motywacje, ale czy miały one teraz jakieś znaczenie? Ci, którzy wygrają, będą mieli rację. On nie walczył dla żadnych wzniosłych ideałów, jak obrona cywilizowanego świata. Nie miał również zamiaru siać rozpierdolu i nienawiści po drugiej stronie muru. Zawsze kierował się swoimi osobistymi korzyściami, w tym przypadku stanięcie oko w oko z wyzwaniem, jakiego do tej pory nie miał okazji sprostać. Nie znał swoich możliwości, nie potrafił ocenić swojej siły względem reszty Ninja. Nie uważał się za pępek świata pod względem siły. Nie miał zamiaru jednak dojść do momentu, gdy wejdzie na pewien szczebel w jego podróży i zauważy, że z tej drabiny spadnie. Wszyscy brutalnie przez niego zabici byli tylko kolejnymi płotkami, które i tak prędzej czy później skończyłyby martwe przez swoją nieporadność i brak siły. Kontynuował swoje dzieło zniszczenia, brutalnie kończąc życie przeciwników... kiedy to poczuł dziwny ból. Nie był paraliżujący, na szczęście jego ciało prawie wcale nie posiadało nerwów. No i organów wewnętrznych. Nigdy wcześniej nie doświadczył tego uczucia, ale wyglądało na to, że ktoś wbił mu coś w ciało. Miecz? Zerknął na swój brzuch... i prawie przebiło go na wylot. Gdyby był zwyczajnym człowiekiem, taka rana pozbawiłaby go wszelkich szans na dalszą walkę czy możliwość normalnego poruszania się. Na szczęście nie był człowiekiem, a jeśli już, to nie zwyczajnym. Nici wystrzeliły ze szwów na jego plecach, a on szybko poruszył się do przodu, by uwolnić miecz ze swojego ciała. Szwy miały oczywiście zadanie proste - dotrzeć do jego głowy, unieruchomić mu ręce, skręcić kark. Obrócił się, by móc widzieć człeka, któremu przynajmniej udało mu się do niego dotrzeć. Czemu nie celował z serce? Gdyby tak było, to najprawdopodobniej by nie żył. Murai, po jego zabiciu, ponownie kontynuował dzieło zniszczenia i śmierci wśród oponentów, tym razem zachowując wyjątkową ostrożność i cały czas się rozglądając. Nie chciał drugiego takiego dźgnięcia, które mogłoby być jego ostatnim.
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:100%
MNOŻNIKI: Bonus za styl (+10 do Szybkości i +10 do Percepcji)
- SIŁA 10
WYTRZYMAŁOŚĆ 65
SZYBKOŚĆ 80 (90)
PERCEPCJA 53 (63)
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 5
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:100%
MNOŻNIKI: Bonus za styl (+10 do Szybkości i +10 do Percepcji)
- Nazwa
- Jiongu
- Pieczęci
- Brak
- Wytrzymałość
- 0,3 x wytrzymałość shinobi
- Szybkość
- 0,4 x szybkość shinobi
- Zasięg Max.
- 5 metrów
- Koszt
- Drobne wykorzystanie
E: 5% | D: 4% | C: 3% | B: 2% | A: 1% | S: 1% | S+: 1% - Znaczące wykorzystanie
E: 12% | D: 10% | C: 8% | B: 6 | A: 4% | S: 3% | S+: 2%
- Drobne wykorzystanie
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Jiongu jest niezwykłą umiejętnością, która zmienia ciało użytkownika w swoistą, szmacianą lalkę. Zdolność, którą uzyskuje się poprzez poddanie swojego ciała eksperymentom, pozwala na dowolne manipulowanie czarnymi nićmi znajdującymi się w naszym organizmie. Wprowadza się je w trakcie eksperymentu i po jego przyjęciu przez organizm następuje jego gwałtowny rozrost w wyniku czego już po niedługim czasie, nici znajdują się w każdym niemalże mięśniu naszego ciała. Ze względu na to, że nasze ciało składa się w głównej mierze jedynie z tych nici, jesteśmy w stanie także wykonywać dość poważne zabiegi na swoim organizmie, a także bez obaw je otwierać, a także zamykać.
- Nazwa
- Jiongu: Reberu Ei
- Przedostatni poziom Jiongu. Wprowadza on szereg różnych zmian. Udoskonala zdolności nici, co jest oczywiste, lecz warto o tym wspomnieć. Idąc dalej, pozostają już tylko dwa narządy wewnętrzne: serce i mózg. Dochodzi również bardzo ważna dla Kakuzu rzecz. Zostaje wprowadzona możliwość aplikacji nowych serc. Aktualnie ich limit to trzy, lecz z czasem da się to zmieniać. Schemat zdobywania serc opisany jest poniżej.
- Wytrzymałość
- 0,9 x wytrzymałość shinobi
- Zasięg
- 25 metrów
- Szybkość
- 0,8 x szybkość shinobi
0 x
Re: Shi no gēto
- Walka trwała w najlepsze, ludzie nadal próbowali się pozabijać, używając do tego zadania potężnych jutsu, siły własnych mięśni lub po prostu licząc na szczęśliwy traf z każdym wyrzuconym shurikenem. Dwie istoty na murze mogły obserwować te pole walki w najlepsze. Szarooki nawet dołożył do tego chaosu własną cegiełkę. Szalona cegiełkę oczywiście. I początkowo wszystko szło dobrze, patrząc tylko na jego działania. Bo jeśli jego wilki dobrze wywiązywały się z postawionych im zadań to jednocześnie osoby stojące po drugiej stronie lodowych pazurów i paszcz miały pecha. Ale nic nie mogło wiecznie trwać, hm? Szybko też pojawiło się coś, co uświadomiło młodemu shinobi, że życie wcale nie jest takie łatwe.
Jaki to stwór postanowił ich zaatakować? Ciężko powiedzieć. Większe, szybsze i silniejsze. Wystarczająco wiele "sze" by nie dać jednemu tworom Yuki szans. Puf, i jeden dokonał żywota, odchodząc do krainy wiecznych łowów i zamieci śnieżnych. Czyżby to samo miało spotkać pozostałe białe wilki? Jeszcze czego! W końcu ich twórca czuwał, nie pozwalając na ich śmierć. Przynajmniej tak długo, jak były mu potrzebne. Nie, Kamiru po prostu nie lubił oglądać martwych, nieruchomych śnieżnych kopców. W przeciwieństwie do siły wyższej która stworzyła ludzi, chłopak naprawdę lubił troszczyć się o to, co stworzył. Może dlatego własnie stał się Bogiem Wygnanym? Bo pomagał? Albo zdawało mu się, że pomagał. No, mniejsza.
Wilki zamrugały gwałtownie, gdy do ich lodowych bryłek nie będących mózgami wdarły się informacje, zmieniając ich dotychczasowy cel, jakim było zabijanie tych słabych dwunogów kłębiących się wokół. Zamiast stawać do nierównej walki z dziwnymi stworami stojącymi naprzeciw, rzuciły się do ucieczki. Mur stał się ich celem, zbliżenie się do ich Pana, tam czeka na nie ratunek. To też zrobiły. Tymczasem Zamaskowana postać na murze złożyła pieczęć, po raz kolejny skupiając chakrę do użycia Hyotonu. Lodowe pociski wystrzeliły cała chmarą, kierując się na tę istotę, która była bliżej wilków. Gdy jaskółki zrobią swoje, czyli osłabią i zdezorientują jednego stwora, ofiary staną się powtórnie łowcami. Przewaga trzech do jednego powinna wystarczyć, by zabić. A potem przychodzi kolej na drugiego z nich, poranionego przez Tsubame Fubuki. Atakują jak na dzikie zwierzęta przystało, z każdej strony, starając się szybko powalić swoje ofiary. Jeśli którykolwiek z piesków przeżyje zabawę, nie wyrusza z powrotem do walki, tylko stoi obok duetu wyspiarzy, poruszając się wraz z nimi. Tyle, że zwierzak był na dole, a jego Twórca na górze.
A ludzie przed nimi dalej mordowali innych w najlepsze. Dzień jak co dzień w życiu shinobi. Ciągła czujność przed kulą ognia, wiązką piorunów bądź powietrznymi pociskami... Lepiej było uważać i żyć, niż przekonać się na własnej skórze jak wygląda tamten świat. Oczywiście eterycznej skórze. Ale własnej.
Kamiru:
Bieda post ale mało czasu mam.
- Kieruje wilkami.
- Jednocześnie tworzy jaskółki.
- Uważa na potencjalne niebezpieczeństwa, a jeśli trzeba to ucieka na prawo lub lewo (mur jest prosty więc trudne to to nie jest).
- Mają spróbować wycofać się, zbliżyć do muru.
- Kiedy im się to uda zaczynają atak (a jeśli stwory były szybsze to do walki dochodzi bez ucieczki).
- Trzy atakując z różnych stron tego, który nie oberwał, dopiero potem zajmując się poranionym, który na chwilę powinien być wyłączony z walki.
- Wszystkie na tego stwora, który bardziej dogania wilki, włączony tryb automatyczny.
- Nazwa
- Hyōton: Tsubame Fubuki
- Pieczęci
- Tygrys
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- B: 3% (ok. 10 pocisków na turę)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Podstawowa technika członków klanu Yuki. Za jej pomocą możemy wytworzyć z powietrza skupisko lodowych pocisków, przyjmujących kształt jaskółek. Pociskami można swobodnie kierować lub po prostu ustawić, by te automatycznie podążały za celem. Mogą dość solidnie pokaleczyć przeciwnika, lecz dosyć łatwo je zniszczyć Katonem.
Bieda post ale mało czasu mam.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości