Dom Muraia ostał się w dokładnie takiej formie, w jakiej go opuścił. Przynajmniej na początku. Pierwszą różnicą, praktycznie natychmiast zauważoną przez właściciela domostwa, była struktura przed drzwiami wejściowymi. Kilka śniegowych kul, jedna na drugiej. Tak zwany bałwan, sztuka ich lepienia polegała na toczeniu niewielkiej śnieżki po ziemi pełnej śniegu i formowaniu w miarę równych kul. Następnie doczepiano ozdoby, takie jak kamienie w formie guzików, oczu i uśmiechu, a także marchewkę symbolizującą nos. Praktykowane głównie przez dzieci jako sezonowa rozrywka, czasami włączały do tego swoich rodziców i starszych rówieśników. Taka wiedza była przez Muraia posiadana, ale nie zgadzały się dwie rzeczy. Umiejscowienie tego bałwana przy domu Muraia, a także przedmiot który stał obok śniegowego posągu, oparty o niego jednym końcem. Wyglądało jak pochwa miecza wraz z rękojeścią. Murai zatrzymał się w bezpiecznej odległości od owej nietypowej konstrukcji. Wyglądało podejrzenie. Zbyt podejrzanie. Co robiła potencjalnie droga i wysokiej jakości broń przed jego domem, w ręku bałwana? To była oczywista pułapka. Pierwsza rzecz - z jego ciała wystrzeliły nici i odgarnęły śnieg, tworząc ścieżkę o szerokości dziesięciu metrów, prowadzącą do bałwana. Ktokolwiek mógł rozstawić notki wybuchowe pod śniegiem, albo też w samym bałwanie. Następnie kilkoma szybkimi ruchami nićmi rozwalił bałwana w drobny mak, jednocześnie chwytając katanę nićmi i przysuwając nieco bliżej, by wyjąć ją niezdarnie z pochwy. Fretka z kolei ciekawsko patrzyła na widowisko.
Klinga błysnęła w słońcu. Wydawała się autentyczna i prawdziwie metalowa. Bez notek, dokładne oględziny na odległość wykazały brak takowych. Murai ujął rękojeść w dłonie. Broń była odpowiednio wyważona, przynajmniej oceniając okiem niedoświadczonego w korzystaniu z oręża pokroju mieczy właśnie. Ludzie trenowali sztukę walki mieczem nawet od małego. Czy Kakuzu byłby w stanie pojąć podstawy tej sztuki na tyle szybko, by móc wykorzystać atuty tej broni w prawdziwej walce na śmierć i życie? Mając do dyspozycji tonfy, walkę bezpośrednią, a także poszczególne żywioły... Uniwersalność jego umiejętności byłaby jeszcze większa. Nad tym przyjdzie pora pomyśleć, w tym momencie miał do przejścia jeszcze kilka kroków przed właściwym treningiem, który planował jak tylko wróci do domostwa. Etapem pierwszym było dokładne przeszukanie domostwa w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów czyjejś ingerencji. Po tym Murai, idąc za swoim zamiłowaniem do porządku i czystości we własnym otoczeniu dokładnie wysprzątał każdą powierzchnię w domu za pomocą nici. Etap przedostatni - bala pełna gorącej wody i dokładne wyszorowanie zarówno siebie i swoich nici, jak i fretki. Oczyszczenie ciała ze szkodliwych osadów które nagromadziły się po różnorakich podróżach. Samo ciało Kakuzu nie produkowało żadnych substancji, ale zbierało je z otoczenia. W końcu, etap ostatni - pozyskanie informacji na temat diety, poprawne zidentyfikowanie gatunku i zakupienie odpowiedniego pokarmu. To zostało wykonane poprzez przeglądnięcie odpowiedniej księgi w biblioteczce w domostwie, a także pójście do najbliższego przybytku oferującego mięso. Chwilę potem, po nakarmieniu fretki, można było przejść do właściwej części, przechodząc oczywiście na podwórze.
Pierwotnym jego celem ostatnich dni było wyszkolenie się w sztuce posługiwania się technikami wiatru. Udało mu się to tylko częściowo, w bibliotece znalazł list i jego plany zostały zrujnowane przez poszukiwania, które na dobrą sprawę przyniosły mu jedynie zmarnowany czas i to niewielkie zwierzątko, które teraz zajadało się posiekanym mięsem. Spamiętał kilka technik, włącznie z pieczęciami, krótkim opisem a także nazwami. Pierwszą którą postanowił opanować było Fūton: Jūha Shō. Powietrzne ostrze wypuszczane bez potrzeby pieczęci mogło uzupełnić możliwości Kakuzu o dystansowy atak oparty na przebijaniu osłon. Nici i kolce mogły nie wystarczać. Powietrze wystrzelone przez maskę nie miało sensu, dlatego też trzeba było przekierować chakrę na dłoń właśnie. Ostatecznie i tak liczyła się głównie kontrola chakry elementarnej, w czym Kakuzu był bardzo dobry biorąc pod uwagę naturę jego umiejętności wyrywania serc. Napełnił swoją rękę chakrą Fuuton. Nie było potrzeby przenosić maski na drugą stronę, przez co oszczędził chakrę. Po trzymaniu dłoni w konkretnej pozycji i skupieniu, wykonał wymach. Ostrze było żałośnie wręcz słabe, dodatkowo nie miało oczekiwanego zasięgu i rozpadło się po kilku metrach. Brak jakiejkolwiek siły sprawczej czy też zdolnej do przecięcia czegokolwiek. W składziku domu leżały deski których Murai użył do naprawy, kiedy dom ten ciężko było nazwać domem. Wbił ją w ziemię kawałek przed sobą. Przecięcie jej ustanowił za pierwszy krok ku nauce techniki. Nie był to jednak poziom ludzkiego ciała bądź też litej skały. Chciał zobaczyć swój postęp w przeciągu minut i godzin. Wypuścił kolejną falę. Kolejny raz powstała mniejsza niż się spodziewał, nie dolatując do ustawionej deski. Trzeba było próbować. Metodycznie dawkować chakrę, formować ją, skupiać się na różnicach i wyciągać wnioski. Szukać najlepszych proporcji, skupiać się, by później móc instynktownie używać techniki kiedy zajdzie taka potrzeba. Godziny mijały, co jakiś czas trzeba było odpocząć celem uzupełnienia chakry. Każda kolejna próba przybliżała go do celu jaki sobie obrał. Przebicie deski. Z łatwością, kiedy tylko pocisk dotknął drewna, dosłownie rozsadzał trafiony obiekt. Taki efekt był zadowalający, jednak w ramach kolejnej próby Kakuu sprawdził jak wiele ostrzy jest w stanie wyprodukować po sobie. Wynik? Może użyć techniki cztery razy. Niewystarczająco. Z tego co było mu wiadomo, im silniejszy właściciel serca, im lepiej opanowany miał żywioł, tym większe pokłady chakry mógł wyciągnąć z serca. Kakuzu został więc z tym co miał, nie mógł narzekać.
Nazwa techniki: Fūton: Jūha Shō (B)