- Cały ten las musiał być chyba przeklęty, że przyciągał do siebie wszelkiego rodzaju dziwactwa. Nie dość, że pojawił się tutaj ludzki diabeł, człowiek z dodatkowymi ustami, to jeszcze na sam koniec wypełzł ,od ziemi jakiś inny stwór, który z kolei nie dał się porównać do niczego, co wcześniej było znane człowiekowi. Pośrodku tego całego zgiełku znajdowała się jednak dziewczyna, która jeszcze nie dała znać o swoich dziwactwach. W oczach Kanekawy wyglądała normalnie, o ile oczywiście nie liczyć tego, że przed chwilą próbowała go zabić strzałą wystrzeloną ze swojego łuku. Być może to właśnie ona była najdziwniejsza z nich wszystkich, bowiem normalność wcale nie wydawała się tak oczywista w tych czasach. Ani Wataru, ani tym bardziej Kenji nie kryli się ze swoją odmiennością, co sprawiało, że stawali się trochę bardziej wiarygodni. Kanekawa nie był zdolny zaufać nieznajomej, a na pewno nie w większym stopniu niż towarzyszowi swojej siostry.
Jednakże ona nadal była lepsza od tego wielkiego, paskudnego cielska, które teraz na nich nacierało. Na szczęście mężczyźni zdążyli wykonać unik, a sam Kenji nawet zaatakował potwora, jednak jego ogień nie zadał zbyt wielu obrażeń. Owszem, futro paskudnika stanęło w płomieniach i zapewne w tym momencie nieźle przypalało mu skórę, ale takie obrażenia z pewnością były dalekie, od powalenia go na ziemię. I w tym momencie Wataru zrobił po raz kolejny coś, co dziwiło rogacza. Tym razem miał jednak okazję do bliższego przyjrzenia się kreaturom, którymi chłopak sterował. Wyglądało na to, że wychodziły one z jego otworów gębowych, które najwyraźniej nie były tylko na pokaz, a samo straszenie dziećmi dodatkowymi jęzorami było jedynie wierzchołkiem możliwości chłopaka. Trzeba było jednak przyznać, że zwierzęta tworzone przez niego były naprawdę dokładnym odwzorowaniem oryginałów. Być może i nie miały odpowiednich kolorów, ale ich kształt nie różnił się niczym. Dodatkowo te ich wybuchowe możliwości, które wydawały się całkiem przydatne.
No właśnie... Wybuchowe! Tylko, że Tamiko o tym w żaden sposób nie wiedziała. Kenji spojrzał za to na nią w momencie, kiedy gliniane stwory zbliżały się do wielkiego bydlęcia i w tej samej sekundzie dziewczyna ruszyła. Czyżby się źle porozumieli? A może to szare oczy Kanekawy wysłały zły przekaz? To raczej nie było ważne, bowiem chwilę potem ciało rogatego zareagowało instynktownie. Stopy odbiły się jak najmocniej od ziemi, a cała sylwetka pochyliła się gwałtownie do przodu, żeby jak najszybciej znaleźć się przy dziewczynie. Jej pomysł z użyciem katany wydawał się idealny, ale nie w sytuacji, kiedy krępowałaby jednocześnie ruchy wybuchających stworów. Głupio było to przyznać, ale Kenji zdawał sobie sprawę, że w tym momencie nie posiada technik, które pozwoliłyby mu na pokonanie tej bestii. Z człowiekiem być może byłoby inaczej, bo na niego wystarczający jest kawałek żelastwa, ale tutaj sprawa wyglądała inaczej. Jeśli chcieli pozbyć się problemu raz na zawsze, to musiał zostawić jego rozwiązanie w rękach Wataru.
- Baka! - wrzasnął, znajdując się już w niewielkiej odległości od dziewczyny, która właśnie unosiła kryształową katanę do góry. Jednak gdy znajdował się już wystarczająco blisko dziewczyny, chwycił ją w swoje ramiona i razem z nią odskoczył w przeciwną stronę, przyciskając ją do swojej klatki piersiowej, a plecami odwracając się do wielkiego stwora i glinianych potworów stworzonych przez Mordorękiego. Nie trzeba było też długo czekać na wybuch, którego moc Kanekawa poczuł na swoich plecach, o czym dał znać stłumionym jęknięciem. Najwyraźniej sam Wataru nie widział z początku Tamiko, która skryła się za sylwetką potwora i nieświadomie pozbawiłby ją życia, gdyby nie interwencja Kenjiego.
- Strzel we mnie jeszcze raz, a więcej Cię nie uratuję. - wysyczał przez zaciśnięte zęby kiedy schodził z przyciśniętej do ziemi nieznajomej. Jego plecy potwornie bolały i piekły jednocześnie tak, jakby ktoś rzucił go w żywy ogień. W końcu to właśnie na nich skupił się cały ładunek zdetonowany przez Wataru, który spalił nie tylko ubrania, ale poważnie poparzył plecy rogatego chłopaka. Dodatkowo rozciął on sobie rękę w okolicach przedramienia, zapewne o katanę Tamiko. Teraz jednak nie było czasu na to, żeby przejmować się własnymi obrażeniami. Kanekawa opadł na jedno kolano, ale odwrócił się w stronę kretopodobnego stworzenia, żeby w razie problemów mieć wystarczająco dużo czasu na reakcję. W uszach dźwięczało mu jeszcze od niedawnej eksplozji, a kurz nie opadł dobrze na ziemię. Nie było jednak słychać żadnego ryku czy odgłosu reakcji ze strony przeciwnika. Czyżby już padła i trójka shinobi wreszcie będzie miała chwilę czasu na odpoczynek?
Czarny las
Re: Czarny las.
0 x
Re: Czarny las.

- Drewniane sandały wyrywały z łatwością ziemię kiedy sprawne nogi Shinobich przemierzały górzysty teren. Trzech przedstawicieli gatunku ludzkiego o ciemnoniebieskich włosach znalazło się w potrzasku. Mężczyzna i dwójka młodych chłopców obrócili się widząc za sobą pokaźną liczbę wrogów. Najwyraźniej misja wcale nie miała się powieść i informacje zebrane były zwykłą zdradą. Młody Wataru dyszał zaciskając kurczowo kunai w zgiętej ręce. Jego młodszy brat wyglądał na przerażonego, a w jego oczach zaczęły zbierać się łzy. Sam starszy chłopiec nie obawiał się, nie znał strachu przed śmiercią którą widział już tyle razy. Granatowe oczy zwróciły się ku ojcu, potężnemu przedstawicielowi szczepu Douhito. W jego obecności nigdy nie można było liczyć na zrezygnowanie, poddanie się. Serce uderzyło w piersi i mięśnie wszystkich zebranych Shinobich na górze napięły się.
Opadający dym ukazał oczom Wataru ostatnie ciała napastników. Jego ojciec doskoczył do syna, który stracił wiele chakry i krwi. Nie mniej starszy z braci nie wydawał się zwracać uwagi na swój stan i szukał wzrokiem młodszego brata. Wolne kroki pozwoliły Wataru znaleźć się przy poparzonym stygnącym ciele chłopca. Martwe otwarte oczy szkliste od łez i wykrzywione usta w geście przerażenia. Był to ostatni raz kiedy widział ostatniego przedstawiciela swojego rodzeństwa. Ojciec postąpił jak uważał za słuszne, najwyraźniej nie zamierzał ryzykować więc wybrał śmierć wrogów razem ze swoim dzieckiem.
Puste oczy mężczyzny rejestrowały wszystko. Gliniane twory oplotły początkowo nogi później dolną część torsu krępując ruchy. Biały kruk pożarty przez olbrzymią paszczę dostał się wewnątrz ciała niedźwiedzia, a to oznaczało idealny moment na eksplozje. Oprócz tego Wataru również dostrzegł ruchy kobiety, która prawdopodobnie zamierzała wskoczyć na grzbiet potwora i rozerwać jego ciało przy pomocy jakiegoś ostrego narzędzia. Podróżnik nie wiele myślał, jego dłoń zawiązała pieczęć. Rogaty mężczyzna wiedział co oznaczają białe twory. Ruszył bezmyślnie w stronę rażenia wybuchu skupiając uwagę Wataru. Wyciągnął obcą sobie kobietę ze szponów śmierci cierpiąc przy tym i narażając własne życie, a gdy to czynił usta podróżnika otworzyły się w niedowierzaniu. Kazuko!
Wybuch rozświetlił okolicę, ale co ważniejsze pozbawił tchnienia bestii. Jego szczęka rozerwała się wisząc teraz na jednym z zawiasów. Brzuch rozerwany wylał wszystkie organy ze środka, a to oznaczało jedną rzecz. Serce nie zostało naruszone. Widok nie należał do najprzyjemniejszych przez co twarz Wataru wykrzywiła się mimowolnie. Wzrok przeniósł się na parę, a skupił na stanie rogatego mężczyzny. Skąd wiedział jak należało postąpić? Skąd mógł wiedzieć, że nie była to jedyna szansa na ocalenie ich życia. Nawet jeżeli oznaczało to poświęcenie jednego z nich? Czemu ryzykował życiem dla kobiety, która próbowała go zabić? Czemu przez chwile widział w nim Kazuko? - Nie wiem... - Wypowiedział do siebie lustrując nieciekawy stan pleców rogatego mężczyzny. Ruszył przed siebie bandażując swoje dłonie tak by ustanie nie były wystawiane na wzrok innych ludzi. Minął dwójkę wyciągając kunai z rękawa i z każdym krokiem coraz bardziej krzywił twarz. Smród trzewi niedźwiedzia nie należał do najprzyjemniejszych, a prawdopodobnie był jeszcze gorszy niż sam wygląd. Kunai przeciął zbędne organy torując drogę do tego co interesowało tu najbardziej Wataru.
Podnosząc się podróżnik upuścił kunai ociekający krwią. Jego rękawy przesiąknięte szkarłatem nadawały przerażającego wyglądu smutnemu człowiekowi. W dłoni znajdowało się potężne serce obmywane przez deszcz. Początkowo mężczyzna wpatrywał się jedynie w organ później zaś znów przeniósł spojrzenie na dwójkę nieznajomych. Wolna dłoń uniosła się w stronę kobiety i mężczyzny ociekając krwią. Język wypełzł spomiędzy rozluźniając bandaże i ukazując po raz kolejny poruszające się usta. Te szybko wypluły glinianą istotę, która powiększyła się do sporych rozmiarów. Biała sowa stworzona z ostatek gliny wzbiła się przy pomocy swoich skrzydeł i z pędem rozdarła sklepienie suchych gałęzi. Nocne niebo wlało światło razem ze znacznie intensywniejszym opadem deszczu. Sowa wyrotowała sobie tunel na zewnątrz i powróciła obok właściciela. Otworzyła swój dziób a do jego wnętrza Wataru wsadził serce. - Nie pragnę Waszej śmierci. - Powtórzył nakładając na mokrą od deszczu głowę słomiany kapelusz. - W pobliżu znajduje się wioska, niestety nie jestem w stanie zabrać tam w bezpieczny sposób trójki ludzi. Dlatego Wy polecicie, a ja przemierzę las. - Czy właśnie tak powinien postąpić? Czy tak postąpiłaby Kazuko? Mężczyzna nie zdawał się mieć siły przetrwać przeprawę przez Czarny las. Kobieta zaś zostawiona sama mogłaby mieć kłopot dotrzeć do wioski, której położenia nie znała. Zawdzięczała życie mężczyźnie więc powinna zaopiekować się nim w zamian. Wataru odwrócił się gdy sowa delikatnie zawijała poturbowane ciało mężczyzny w ogon (coś jak Gaara który został porwany przez Deidare) uważając na jego plecy. Kobiecie miał przypaść zaszczyt lotu na grzbiecie białej sowy. W momencie gdy ta znalazła się na nim smutny mężczyzna zniknął już w mroku lasu, a gliniany twór wzniósł się wysoko między plączące niebo.
[z/t]
0 x
Re: Czarny las.
Shizen stwierdził, że należałoby nauczyć się nowej techniki. Jednak tym razem postanowił wybrać do tego inne miejsce. Z pośród wielu terenów osady, chłopak poszedł do czarnego lasu. Kiedy już dotarł na miejsce, zabrał się za myślenie. Technika jaką wybrał, była dość silnym jutsu. Polegała na zniszczeniu gruntu, a do tego miała daleki zasięg. Młodzieniec synchronicznie, co raz szybciej i skuteczniej powtarzał dane czynności. Zależało mu na tym, aby jutsu miało odpowiedni zakres, moc i było wykonnywane co raz szybciej. Wkrótce zaczął czynić postępy, jednak musiał jeszcze poświęcić wiele czasu, aby skutki były takie jakie chciał żeby były. Na początku ledwo wywoływał wstrząsy ziemi, i to o dość małym zasięgu. Wiedział, że to dopiero początek, a początki są trudne. Klepał ziemię jak szalony. Grunt wibrował, jednak skutki były dość nikłe. Z czasem ziemia trzęsła się mocniej, i mocniej. Jednak wraz nie niszczyła się. Jutsu już obejmowało koło o promieniu kilkunastu metrów, lecz co mu z tego, jak nie działało poprawnie. Po jakimś czasie Shizen stwierdził, że ma zbyt mało chakry by kontynuować trening. Usiadłsobie pobliskim drzewem, i odpoczął pół godziny. Gdy zasoby magicznej energi zostały zregenerowane, ponowił wzowić naukę. Okazało się, że wcześniej chłopak jechał na resztkach chakry, dlatego technika była zbyt słaba. Teraz, przy większym zasobie sił powinno pójść lepiej. Jak sam zobaczył, wystarczyło doszlifować to i owo. Po paru próbach wykonnania Retsudo Tenshō, stwierdził, że potrafi używać tej techniki tak jak należy. Miała bardzo destrukcyjną moc, a do tego zasięg dwudziestu metrów. Wszystko pięknie i ładnie. Trzeba wiedzieć, że przy ovecnej kontroli chakry młodzieńca, technika zabierała mu dość sporo chakry, dlatego był strasznie zmęczony. Nie zwlekając dłużej poszedł do domu.
[Z/T]
Doton: Retsudo Tenshō(C) 8:05-13:05
[Z/T]
Doton: Retsudo Tenshō(C) 8:05-13:05
0 x
Re: Czarny las.
Shizen wstał wczesnym rankiem. Ogarnął się, po czym zasiadł przy stole. Zaczął dudnić palcami o blat, rozmyślając nad paroma sprawami. Zasadniczym problemem, a raczej poruszaną kwestią był zakres jego technik. W sumie miał ich dużo, i wszystkie były dość przydatne. Jednak wraz czegoś mu brakowało. Po krótkiej analizie stwierdził, że potrzebuje jakiegoś tworzącego, wszechstronnego jutsu. Sprawdził tu i tam, i znalazł coś w sam raz dla siebie. Przeczytał jeszcze raz o co chodzi w tej technice, i poszedł do czarnego lasu. Po ostatnim treningu polubił to miejsce i stwierdził, że idealnie nadaje się do jego treningów. Przestrzenne, ciche i bezludne. Tak więc kiedy tylko dotarł do celu, postanowił zacząć naukę. Na początku nie do końca panował na swoimi tworami, jednak z czasem się to zmieniało. Bo przecież robił coś takiego po raz pierwszy. Kiedy próbował wykonać jutsu, z ziemi wyłaniał się ledwo podest. Nie był to zbyt zadowalający rezultat. Jednak tutaj poprostu trzeba było wprawy. Raz za razem ponawiał technikę, a nowe murki były wyższe od poprzednich. Kontynuował, aż wreszcie zrobił dość wysoką ścianę. Niby było to zadowalające, jednak Shizen zauważył w konstrukcji jeden szkopuł. Ściana nie była na tyle wytrzymała, jak to wskazywał opis techniki. Jeden element został dopracowany. Teraz tylko należało nadać tworom młodzieńca odpowiedniej wytrzymałości. Było to nieco trudniejsze, jednak wykonalne. Wkońcu to tylko technika rangi C. Nie zwlekając dłużej, chłopak wziął się do roboty. Tworzył ściany, dając im tyle wytrzymałości ile zdołał, a następnie testował je. Po jakimś czasie prób i błędów, uzyskał końcowy efekt. Ściana była duża i wytrzymała, tak jak zakładał na początku. Ominął labirynt własnoręcznych wzniesień, po czym udał się do domu.
[Z/T]
Doton: Daichi Ganshō(C) 13:45-18:45
[Z/T]
Doton: Daichi Ganshō(C) 13:45-18:45
0 x
Re: Czarny las.
Droga którą musiała przebyć dziewczyna była dosyć długa. Mairi szła sobie w miarę szybkim, ale nie za szybkim krokiem. Dziewczyna nie chciała się zmęczyć, dlatego też niczym się nie przejmując szła sobie w wyznaczonym jej kierunku. W miarę z coraz to bardziej upływem czasu dziewczyna mogła zauważyć zmieniający się krajobraz na coraz to inny. Krajobraz ten był bardzo ładny, dlatego też dziewczyna chętnie go podziwiała. Wszystko było na swoim miejscu i pogoda i otoczenie, tylko było by jeszcze lepiej gdyby i zadanie poszło szybko. A co... Każdy by tak chciał. Prawda ? No, ale nie zawsze jest jak ktoś chce. Mimo wszystko trzeba iść do przodu. Przez cały czas dziewczyna obserwowała otoczenie i w razie czegoś jakiegoś ataku, czy coś w tym stylu wykonuje unik lub cokolwiek co pozwoli jej zachować swe zdrowie w stu procentach...
0 x
Re: Czarny las.
Po kilku może kilkunastu minutach dziewczyna dotarła do pewnego miejsca, gdzie znacząco przykół jej uwagę pewien mężczyzna. Ów osobnik zadawał można by powiedzieć że za dużo pytań, ale dlaczego... Tego nasza bohaterka nie wiedziała, chwilę później odpowiedziała.
- Witam... Ja.. tak sobie się przechadzam po okolicy. A nie wolno ?- po tych słowach, Mairi zamierzała się oddalić od mężczyzny, ale czy to będzie możliwe. Kto wie... Przez cały czas dziewczyna jest uważna i nie przestaje skupiać się na najbardziej potrzebnych jej informacjach, które mogła by wykorzystać. Być może mężczyzna zechce palnąć coś co pomoże wejść Mairi na szlak dziewczyny. W razie czegoś młoda Kunoichi wykonuje coś co uratuje jej skórę. Jedną z opcji jest unik inne zaś są równie dobre, a może odrobinę lepsze...
- Witam... Ja.. tak sobie się przechadzam po okolicy. A nie wolno ?- po tych słowach, Mairi zamierzała się oddalić od mężczyzny, ale czy to będzie możliwe. Kto wie... Przez cały czas dziewczyna jest uważna i nie przestaje skupiać się na najbardziej potrzebnych jej informacjach, które mogła by wykorzystać. Być może mężczyzna zechce palnąć coś co pomoże wejść Mairi na szlak dziewczyny. W razie czegoś młoda Kunoichi wykonuje coś co uratuje jej skórę. Jedną z opcji jest unik inne zaś są równie dobre, a może odrobinę lepsze...
0 x
Re: Czarny las.
- Minęło już trochę czasu odkąd Kanekawa widział jakąś znajomą twarz. Na swej drodze nie spotkał ani Tamiko, ani Wataru, ani też tym bardziej Hanaye. Swoją drogą ciekawe na co ta ostatnia spożytkowała te wszystkie pieniądze, bo sam rogacz się jednak przeliczył. Sądził, że niedługo będzie w stanie zdobyć trochę ryo, ale jak na złość nie mogło mu się napatoczyć żadne zlecenie. Pod tym względem Ryuzaku no Taki było o wiele biedniejsze niż samo Shigashi no Kibu. Tam wszędzie było pełno rzezimieszków co oznaczało misje nie tylko na nich, ale i również od nich. A jak mówi dobre przysłowie „gdzie dwóch się bije, tam rogacz korzysta”. Co prawda Kanekawa nigdy go nie używał, ale w pełnej rozciągłości się z nim zgadzał.
W każdym razie dzisiejszy dzień rogacz spędził na kręceniu się po mieścinie i poszukiwaniu kogokolwiek z problemami. Tak, chodził i pytał się ludzi jak typowy dres czy czasem nie mają żadnego kłopotu, który mógłby dla nich rozwiązać, ale do samego wieczora nie udało mu się nic wyłowić. Poza spojrzeniami ciekawskich ludzi i niektórych zauroczonych kobiet nie przytrafiło mu się nic, czym mógłby się pochwalić. Chyba, że trzeba tutaj jeszcze wymienić darmowy ramen. Niemniej jednak to wieczór miał być czasem łowów Kanekawy, który wyhaczył coś naprawdę ciekawego. Z daleka do miasta zbliżała się właśnie karawana kupiecka, na której czele szedł dobrze zbudowany młodzieniec, a końmi powoził niepozorny, schorowany staruszek. Wyglądali na naprawdę nieźle zmęczonych. Na całym ciele mieli siniaki, otarcia i kurz, który najprawdopodobniej przylepił się do nich podczas podróży. Cel idealny!
- Witam wielmożnych Panów! Widzę, że trudy podróży dają się Wam we znaki. Nie potrzebowalibyście jakiejś pomocy? – rzucił do nich z szelmowskim uśmieszkiem, kręcąc kunaiem na palcu wskazującym. Wszystko szło doskonale. Nastrój zrobiony, ludzie w potrzebie znalezieni i Kanekawa, który zaprezentował się jak pierwszorzędna gejsza. Oczywiście nie mogła paść odpowiedź inna od „pewnie”. Tak też się stało i rogacz znalazł dla siebie robotę!
Musiało wyglądać to całkiem komicznie, kiedy po drodze się poruszała lekko podniszczona karawana, starzec, wielki kark i człowiek, który wyglądał jakby pochodził z bogatego domu, ale na głowie posiadał dwa, dorodne rogi. Istna mieszanka charakterów i aparycji, której nie powstydziłby się żaden podróżny cyrk. Kanekawie jednak coś w tym zleceniu nie pasowało. Nie byli atakowani. Wcale. Przez pierwsze cztery godziny podróży kompletnie nic się nie wydarzyło, nic nie poruszyło się w krzakach, ani nikt nie został wysłany na rekonesans, czyli zupełnie tak, jakby wcale nie chcieli ich zrabować, ani zaatakować w żaden sposób. Właśnie dlatego rogacz włączył tryb wzmożonej czujności i rozglądał się dookoła tak, jakby od tego miało zależeć jego życie. I widać dużo się nie pomylił, bowiem karawana zmierzała już w stronę tunelu. Miejsce idealne na zasadzkę, więc kunai w ręce był obowiązkowym przedmiotem. I nie pomylił się! Jego szósty zmysł rogacza powiedział mu prawdę, bowiem zaraz przy wyjściu z tunelu czekała na niego gromada ludzi z przeróżnego rodzaju broniami. Widły, pałki z gwoździami, łopaty, katany i wszelkiego rodzaju inne ostre tałatajstwo, którym można było zranić człowieka.
- Tch, mamy towarzystwo. I to całkiem sporo. Hanashi-kun, będziesz mi potrzebny. Pilnuj moich tyłów. – rzekł do rosłego młodzieńca, który był synem starca, a sam zajął się gromadą znajdującą się przed nim. Walka nie trwała jednak zbyt długo. Ziemne kolce, kule ognia i kunaie przecinały powietrze jedne za drugim, ale przeciwników jak na złość nie ubywało. I to właśnie wtedy, kiedy Kanekawa składał kolejną pieczęć, żeby tym razem roztoczyć mgłę na polu bitwy i poruszać się swobodniej, poczuł piekący ból w okolicach nerek. Z jego ust wypłynęła niewielka stróżka krwi, a sam rogacz spojrzał się przez ramię za siebie, żeby dostrzec kto taki go dopadł. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zobaczył tam Hanashiego trzymającego w ręku ostrze.
- Ty… – wysyczał przez zęby, spoglądając na niego nienawistnym wzrokiem i wtedy rosły mężczyzna zdjął z głowy kaptur. Kanekawa miał wrażenie, że gdzieś już tę twarz widział, że była mu znajoma. I nie pomylił się! Wyjaśnienie przyszło wprost do jego uszu głosem, który w umyśle Kenjiego brzmiał jak syknięcie węża. To ten mężczyzna! To ten sam facet, któremu rogacz darował życie kiedy razem z Tamiko ratowali małą dziewczynkę z rąk bandziorów. Kanekawa nie zdążył mu jednak już nic odpowiedzieć, bowiem w tym samym momencie rzuciła się na niego reszta bandy i już po chwili ciało shinobiego zostało przebite przez kilka innych prowizorycznych broni. Mężczyzna nie czuł jednak bólu. Złość i nienawiść wypełniały teraz jego ciało kompletnie sprawiając, że jedyne co widział to twarz swojego mordercy, w kierunku której wyciągał teraz swoje ręce. Ciało jednak odmawiało posłuszeństwa, mięśnie wiotczały, a nogi już dawno ugięły się pod ciężarem jego korpusu. Oczy tymczasem zaczęły zachodzić czernią, świat począł zanikać, a sama świadomość uciekać gdzieś w otchłań niedostępną dla żyjących. Kenji popełnił podstawowy błąd, na jaki shinobi nie powinien sobie pozwolić. Nigdy nie ufaj nawet sprzymierzeńcowi, nigdy nie ufaj bratu, nigdy nie ufaj rodzinie. To zasada, której nie potrafił przyswoić i teraz zbierała swoje żniwo w postaci życia młodego mężczyzny. Zapewne nie pierwszego i nie ostatniego, ale o Kanekawie nikt nie napisze wierszy czy pieśni. Ba! Zapewne nikt nawet nie znajdzie jego ciała, a wątłe wspomnienia będą jedynym, co po nim pozostanie. Te jednak w końcu też zanikną i w efekcie jakakolwiek obecność rogacza na tym świecie zostanie kompletnie wymazana.
0 x
Re: Czarny las.
Potwierdzam śmierć postaci.
Co do nowej postaci - prowadzone są rozmowy w odpowiednim wątku.
Co do nowej postaci - prowadzone są rozmowy w odpowiednim wątku.
0 x
Jeśli masz ważną sprawę, pytanie lub potrzebujesz pomocy związanej z funkcjonowaniem forum, proszę wyślij do mnie prywatną wiadomość. Z chęcią zapoznam się ze sprawą i rozwieje wszelkie wątpliwości.
Re: Czarny las
Znudzony ostatnimi wydarzeniami postanowił przejść się po tutejszym lesie, lekko odreagować poprzednie dni i tygodnie. Rozmyślał nad różnymi sprawami, stawiając kolejne kroki przed siebie. Cóż mógł poradzić na to, iż los się na niego uwziął? Raczej nic, bo przecież jest tylko człowiekiem... A może nie... Czerwony Król, tak o sobie często wspomina, nie drażniła go przegrana z Satoshim, a raczej to, że nie wykorzystał wszystkich swoich technik, dokładniej to tych najsilniejszych. Nie chciał zrobić krzywdy staremu wrogowi, przyjacielowi czy rywalowi... Któż wie jak go można nazywać, dla Yoshiego był elementem układanki, której będzie musiał użyć w przyszłości, do zrealizowania swoich planów. -Tak to właśnie jest... -stwierdził i podniósł łeb do góry, rzucając spojrzenie na niebo, by to może ocenić dzisiejszą pogodę.
0 x
Re: Czarny las
Ogarniająca ciemność była straszna... Dla wielu ludzi, dla wielu wieśniaków czy samych wojowników, którzy musieli zmierzyć się z przeróżnym strachem odbijającym się w każdym kolejnym cieniu rzucanym przez krzew, krzak czy drzewo. Co czuli Ci mający na sobie krew, kiedy pozostawiali kolejne ślady za sobą... Niejedni widzieli w tych mrocznych miejscach swoje ofiary, narysowaną czarną kredką postury, odbijające się gdzieś w lesie czy też sam śmiech tych osób, płacz czy krzyk. Czasem mówili, iż spotkali ich, dotknęli i przeprosili, doprowadzając się do ostatecznej zguby między sumieniem, a prawdziwym życiem. To pierwsze pochłonęło już wielu w koszmarach, jeszcze więcej w własnie tego typu miejscach.
Krok za krokiem rozchodził się potężnym echem, niczym kamień rzucony na bezszelestną taflę wody, mającą prosty zarys, bez zbędnych fal czy kółek. Odbijał się jak tak zwane kaczki, lecąc dalej i co raz bardziej znikając z oczów rzucającego. Tak równie było w jego przypadku, jeden ruch odzwierciedlał się w kilku kolejnych zanikając coraz ciszej w jego uszach. Sprawiało to wrażenie w jego mniemaniu, jak każde życie które odebrał na przełomie tych lat nim stał się dorosły... Niczym bicie serca wszystkich ofiar, uciszające się z sekundy na sekundę, pompujące ostatnie tchnienie do ciała nieszczęśnika. Lecz jak ten dźwięk szybko znikał, tak pamięć o każdej z jego ofiar uciekała szybciej. Czuł się zagrożone między tutejszą ciemnością? Wręcz przeciwnie, był u siebie w domu. Yoshi był wychowankiem demona, który siedział w jego łbie od samych narodzin, mówiący mu zawsze co ma robić, nie zawsze słuchał... Często pyskował czy nie wykonywał poleceń, lecz tak czy inaczej to wszystko sprawiło, iż ogarniająca go ciemność w postaci Czarnego Lasu, jest niczym w porównaniu do jego samej postaci... Paradoksalnie jego mrok był blaskiem rozjaśniającym czy nasycającym jeszcze bardziej wszystko w około. Nie myślał dużo, przestał już od jakiegoś czasu, kiedy wrócił do domu. Z uśmiechem na twarzy sprawdzał czy coś nowego wyrosło w jego cudownym ogrodzie, lecz tą cudowną chwilę przerwał mu krzyk... Przerwał czy to może właśnie szukał tego nowego kwiatu, w postaci krzyku czy czyjeś postaci! -Znalazłem...-mruknął cicho pod nosem. W mgnieniu oka w ślepiach pojawiło się legendarne odbicie, noszące nazwę Sharingan, po czym ruszył w daną mu stronę.
Krok za krokiem rozchodził się potężnym echem, niczym kamień rzucony na bezszelestną taflę wody, mającą prosty zarys, bez zbędnych fal czy kółek. Odbijał się jak tak zwane kaczki, lecąc dalej i co raz bardziej znikając z oczów rzucającego. Tak równie było w jego przypadku, jeden ruch odzwierciedlał się w kilku kolejnych zanikając coraz ciszej w jego uszach. Sprawiało to wrażenie w jego mniemaniu, jak każde życie które odebrał na przełomie tych lat nim stał się dorosły... Niczym bicie serca wszystkich ofiar, uciszające się z sekundy na sekundę, pompujące ostatnie tchnienie do ciała nieszczęśnika. Lecz jak ten dźwięk szybko znikał, tak pamięć o każdej z jego ofiar uciekała szybciej. Czuł się zagrożone między tutejszą ciemnością? Wręcz przeciwnie, był u siebie w domu. Yoshi był wychowankiem demona, który siedział w jego łbie od samych narodzin, mówiący mu zawsze co ma robić, nie zawsze słuchał... Często pyskował czy nie wykonywał poleceń, lecz tak czy inaczej to wszystko sprawiło, iż ogarniająca go ciemność w postaci Czarnego Lasu, jest niczym w porównaniu do jego samej postaci... Paradoksalnie jego mrok był blaskiem rozjaśniającym czy nasycającym jeszcze bardziej wszystko w około. Nie myślał dużo, przestał już od jakiegoś czasu, kiedy wrócił do domu. Z uśmiechem na twarzy sprawdzał czy coś nowego wyrosło w jego cudownym ogrodzie, lecz tą cudowną chwilę przerwał mu krzyk... Przerwał czy to może właśnie szukał tego nowego kwiatu, w postaci krzyku czy czyjeś postaci! -Znalazłem...-mruknął cicho pod nosem. W mgnieniu oka w ślepiach pojawiło się legendarne odbicie, noszące nazwę Sharingan, po czym ruszył w daną mu stronę.
0 x
Re: Czarny las
Sharingan jarzył się między kolejnym cieniem, był byczym dwa punkciki na tle czarnej farby, tworzące bardziej nasycony mrok. Ślepia lustrowały całą znajdującą się przed nim przestrzeń, zważając na jakikolwiek ruch, który tylko zarejestruje. Widział niejedne skupiska chakry na gałęziach drzew, nie było to nic innego jak tutejsze ptactwo, które smacznie sobie spały czy po prostu odpoczywały, gdyż jedyne co wydawało jakikolwiek dźwięk było po prostu wietrznym tchnieniem. Przedostającym się przez gęsto rozrzucone korony. Yoshi biegł ile to sił w nogach by sprawdzić z czystej ciekawości, cóż to po prostu wydaje takie dźwięki, sądził po samym odgłosie, iż jest to dziecko... Które niespecjalnie go interesowało, bardziej chciałby zobaczyć rzecz czy człeka, który spowodował tenże krzyk.
Po pewnej chwili na przestrzeni wzroku pojawiły się postacie, malujące się coraz to bardziej w oczach Uchihy. Dwie postacie, o postury męskiej, a także posiadają dość ciekawe uzbrojenie. Jeden dzierżył ostrze, drugi natomiast posiadał kilka kunaiów przyczepione noże do pasa dumnie prezentowały postawę przyszłej ofiary Czerwonego Króla. Zwolnił, przeszedł do marszu, aż wreszcie stanął w odległości 15 metrów. Zaraz to Ci oznajmili, iż dalej po prostu nie ma przejścia. Uśmiech delikatnie został nakreślony, Sharingan zakręcił się w ciemności... -Ciekawe... -zaraz to zaczął wykonywać sekwencję pieczęci do pierwszej techniki, oczywiście doglądał cały czas swoich przeciwników, zważając na jakikolwiek atak i będąc przygotowanym na odskok w lewo lub prawo czy po prostu unik. Trzy pieczęci, po tejże sekwencji trzy pary łańcuchów miały za zadanie złapać ręce i nogi, jak również zakneblować usta i do tego łapiąc ofiarę za szyję... Technika rzucona jest na mężczyznę który dzierży kunaie. Co miał zamiar zrobić z drugim? Po prostu zmierzyć się z nim w zwarciu. Oczywiście wcześniej wyciągnie własny nóż łapiąc dwa. Jeden do lewej dłoni, drugi do prawej. Podchodząc powoli do ofiary...
Po pewnej chwili na przestrzeni wzroku pojawiły się postacie, malujące się coraz to bardziej w oczach Uchihy. Dwie postacie, o postury męskiej, a także posiadają dość ciekawe uzbrojenie. Jeden dzierżył ostrze, drugi natomiast posiadał kilka kunaiów przyczepione noże do pasa dumnie prezentowały postawę przyszłej ofiary Czerwonego Króla. Zwolnił, przeszedł do marszu, aż wreszcie stanął w odległości 15 metrów. Zaraz to Ci oznajmili, iż dalej po prostu nie ma przejścia. Uśmiech delikatnie został nakreślony, Sharingan zakręcił się w ciemności... -Ciekawe... -zaraz to zaczął wykonywać sekwencję pieczęci do pierwszej techniki, oczywiście doglądał cały czas swoich przeciwników, zważając na jakikolwiek atak i będąc przygotowanym na odskok w lewo lub prawo czy po prostu unik. Trzy pieczęci, po tejże sekwencji trzy pary łańcuchów miały za zadanie złapać ręce i nogi, jak również zakneblować usta i do tego łapiąc ofiarę za szyję... Technika rzucona jest na mężczyznę który dzierży kunaie. Co miał zamiar zrobić z drugim? Po prostu zmierzyć się z nim w zwarciu. Oczywiście wcześniej wyciągnie własny nóż łapiąc dwa. Jeden do lewej dłoni, drugi do prawej. Podchodząc powoli do ofiary...
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości