Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Hisui

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Hisui »

Z uśmiechem wyjęła z torby porcję racji żywnościowych, których to zwinęła nieco więcej niż powinna i podała chłopakowi. On zapewne był jeszcze głodniejszy od niej, w końcu ona zdążyła jedną zjeść w czasie postoju, w czasie kiedy on poskubał jedynie kilka orzechów. Za tym prychnęła głośno.
- Jakoś nie żałuje. Nie miałeś lepszych rzeczy do roboty, niż gapić się na damskie tyłki!? - ochrzaniła go, choć musiała uczciwie przyznać, że Sowa miała kształty więcej niż ponętne. A skoro była już szczera, to była też trochę zadowolona z tych komplementów, bo lekkie rumieńce wróciły na jej twarz. Schlebiały jej na pewno, zwłaszcza, że miała wrażenie, ze Takieshi widzi ją jako jedyny w ten sposób.
- Trochę!? Przydałam się bardziej od ciebie! A razem zabiliśmy chyba tyle Dzikich, co reszta oddziału razem wzięta. To chyba niezły wynik, prawda? - przygryzła delikatnie wargę. Chwalenie się kto ile zabił.. To byli niby tylko dzicy, ale to też ludzie. Mają uczucia, używają czakry, mają rodziny.. A teraz będzie tu wielkie świętowanie z tego powodu. Jakoś niezbyt się jej to uśmiechało, radować się kiedy kilkaset metrów dalej leżą sterty trupów. A sama myśl, że mogłaby w pobliżu tego spać była przerażająca. Nie, na razie nie mogła zostać na Murze. Potrzebowali spokojniejszego miejsca do odpoczynku.
Widząc, jak chłopak wpatruje się w obóz pokręciła głową.
- Nie tutaj. Mogę stawiać, byle odejdźmy jak najdalej. Dołożę do obiadu nawet sake dla ciebie - zaproponowała, wiedząc, że zagranie kartą alkoholu było już nieco nieetyczne. Trochę jak przekupstwo, ale w dobrym celu. Uśmiechnęła się miło, ale wtedy znów poczuła, jak chłopak maca ją po pośladku. Westchnęła głęboko.. Po czym jej ręka z impetem wylądowała na jego brzuchu, dając mu stanowczy znak, że co za dużo to niezdrowo.
Odetchnęła głęboko, uruchamiając swoje oczy jeszcze raz. Szukała największego traktu, bo sama trafiła tu idąc okrężną drogą, a idąc szlakiem handlowym na pewno trafią do większego miasta. Miasta z karczmą, gdzie są prawdziwe łóżka, a nie prycze i prawdziwe ściany i dach zamiast niepewnego namiotu. Kiwnęła głową, potwierdzając że znalazła drogę.
- Mam drogę. To jak, ruszamy? - zapytała, oglądając się jeszcze na towarzystwo, które się wciąż gdzieś kręciło. Jeśli mieli odejść, wypadało się z nimi pożegnać.
0 x
Yujiro

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Yujiro »

Gdy tylko zobaczył zapakowane jedzenie wiedział że już go kupiła, ale nie dawał tego po sobie poznać, bo przecież nie rzuci się na jedzenie jak jakiś wygłodniały rekin. Niby był jednym z nich, ale przecież nie będzie zniżał się do poziomów ryb, skoro sam jest rasą nadrzędną! Ryboludem! Ekhm... no to można było sobie chwilkę pomarzyć, jednak wracając do rzeczy ważnych - jedzenia i damskich tyłków, to czytając drugą karteczkę śmiechnął kilka razy pod nosem widząc te słowa. Musiał przyznać że przez jakiś czas wpatrywał się w owe damskie kształty i nie czuł się z tym jakoś źle. Wręcz przeciwnie, bo co popatrzył to jego, a co trzymał teraz to druga sprawa i o wiele bardziej praktyczna można by rzec przyjemniejsza.
-Jak najdalej to znaczy gdzie? - ściągnął brwi zastanawiając o co chodzi wyłupiastoocznej. Nie znał za dobrze tej prowincji, więc w jego przypadku szukanie czy to karczmy, czy to miasta skończyłoby się na wyznaczeniu sobie kierunku i poruszanie się nim dopóki nie trafi na jakiś trakt, a z niego to już prosta sprawa dalej. Ten jednak miał o tyle dobrze, że dziewczyna sama potrafiła wyniuchać takie rzeczy dobrze wiedziała gdzie iść. Drogę znalazła, nie wiedział wprawdzie dokąd ona prowadziła (ona także zapewne nie).
-Dobrze Pani główna sensor, pochwal się jako "wyszukiwacz" drogi, jak trafimy do jakiejś podrzędnej nory to Ty stawiasz obiad. A co do damskich tyłków, to każdy ma swoje potrzeby kochana, a Twój jest nad wyraz miły w dotyku. No! To ruszajmy! - odszedł krok do przodu w którym dziewczyna wskazała drogę i jak zwycięzca pokierował palcem w owym kierunku, ale jeszcze w nim nie szedł, bo wolał dostać potwierdzenie czy to tam. Pani główna sensor przecież jest w tym lepsza i taka była jej rola przez ostatni czas, więc czemu by jej zabierać tę przyjemność?
0 x
Hisui

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Hisui »

Wzruszyła lekko ramionami, kiedy zapytał jak daleko. Sama nie wiedziała jak dokładnie. Tak, by zostawić za sobą zarówno imponującą budowlę, jak i pole bitwy i najlepiej wspomnienia jego widoku, gdyby się dało. Eh, gdyby to było takie proste, odejść w siną dal i zapomnieć, zostawić to co niechciane przywiązane tutaj. Ale część rzeczy by nie chciała zapomnieć na pewno. Chociażby poznanych osób, ich umiejętności i niezwykłych zdolności. Nawet jeśli nie wszyscy zapisali się pozytywnie w jej pamięci.
Wyciągnęła przed siebie wyciągnięty kciuk, zgadzając się na jego ofertę i śmiejąc z kolejnego komentarza. Naprawdę był niemożliwy. Ciekawa była tylko czy jedynie wobec niej sobie pozwalał na takie ekscesy? Cóż, nie macał po tyłku Ren czy Sowy, ale i nie miał za bardzo ku temu okazji.. Podrapała się po głowie, zostawiając tą myśl.
- A wiele tyłków sprawdzałeś, panie znawco? - zapisała wreszcie, pół żartem pół serio. Kiedy jednak zaczął iść w stronę, którą mu wskazała, dziewczyna stanęła na palce i strzeliła go w tył głowy.
- Pożegnać się należy! Niewychowana ryba. No i wynagrodzenie, nie odejdziemy bez tego - napisała i podała mu, przewracając oczami. Cóż, rybi wygląd, rybi móżdzek, czy coś takiego. Dobrze, że chociaż wyglądał reprezentacyjnie. Sama natomiast swoimi oczami wyszukała dwójkę, z którą chciała się pożegnać. Przy okazji przypomniała sobie o czymś.
Najpierw znalazła Toshio i to do niego podeszła w pierwszej kolejności, ciągnąc za sobą wielkoluda. Stanęła przed drewniakiem i ukłoniła się lekko. Nabazgrała wiadomość, po czym zawahała się. Dać Takeshiemu mu przeczytał czy do rąk własnych? Zdecydowała się na drugą opcję.
- Zbieramy się już stąd, Toshio-kun. Mam nadzieję, że się spotkamy jeszcze, może w lepszych okolicznościach - na drugiej stronie była jeszcze dopisana kolejna wiadomość -....proszę też o moją kuszę. Wybacz, ale to za drogie zabawki by je rozdawać - oj zdecydowanie za drogie. Miała za sobą kilka większych zadań by na nie zebrać. Nawet jeśli teraz ją stać na kolejną, to miała inne wydatki. Poczochrała mu jeszcze włosy na pożegnanie i odeszła poszukać kolejnej osoby.
Zdążyła jeszcze złapać Kyoushiego, przy którym wciąż kręciła się dwójka strażników. Skłoniła przed nim głową, tym razem na pewno wiedząc, że wiadomość musi powędrować prosto w jego dłonie. Wypowiedziała się najprościej jak mogła.
- Nie wiem co się tam zdarzyło, ale nie tylko czerwone oczy widzą więcej niż powinny. Coś się zmieniło, coś w tobie, mam rację? Uważaj na siebie, Kyoushi- kun... Choć widzę, że masz też innych, którzy uważaj na Ciebie. Do zobaczenia, mam nadzieję - pokiwała mu ręką przyjaźnie i uśmiechęła się blado. Teraz pozostało jedynie dopełnić formalności. Jakieś papiery, podpis i dostali gotówkę do rąk. Okrągła sumka, musiała przyznać. Jednak głębiej odetchneła dopiero na trakcie.
0 x
Yujiro

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Yujiro »

Dostał kciuka w górę, który był oficjalnym znakiem pozytywnej reakcji. Ah ten Rybokage i jego urok osobisty, który zniewalał wszystkich dookoła przekonując do siebie i napełniając siłą prowadzącą do walk! Jedyny, wspaniały i niepowtarzalny. Czytając kolejną karteczkę zastanowił się co odpowiedzieć Hisui, ale uniósł rękę i zaczął liczyć na jednej, gdy mu się skończyła uniósł drugą i gdy doszedł do dziesięciu wzruszył ramionami.
-Wybacz, brakuje mi już palców do liczenia. - wyszczerzył kły i spojrzał na resztę, która miała zbierać się w obozie i raczej nie silił się na pożegnania, jednak był do tego w pewien sposób zmuszony przez ciągającą go wszędzie dziewczynę. W sumie to domyślił się, że chciała tylko odebrać swoją kuszę od drewnianego chłopaka więc spojrzał na nią i całe jego ciało bezgłośnie mówiło "no ta, pożegnać się i zabrać swoje fanty". Co do Kyoushiego to nie widział owej kartki, gdyż stał tym razem z boku i przyglądał się tylko temu pożegnaniu. Czekał na swojego przewodnika, który go miał poprowadzić w jakieś znane tylko sobie miejsce. W w sumie to miała taki zasięg, że mogła spokojnie nawet i cennik zobaczyć w jakiejś karczmie łącznie nawet z menu i cholera jeszcze wie co.
-Prowadź wyłupiasta - lekko się ukłonił puszczając przodem kierowniczkę całej wyprawy, a sam cóż... w pewnym sensie był monotematyczny. Zajął się więc jedzeniem racji żywnościowych, które to dziewczyna mu dała i napełniał swój żołądek pod jakąś przyjemną flaszkę, którą miał zamiar kupić by uczcić szczęśliwy powrót zza muru. Szkoda tylko że nie zobaczył tej bestii na własne oczy bo był ciekaw jak się prezentuje w rzeczywistości. Skoro tak łatwo poszło w jej zneutralizowaniu, to raczej nie mogła być aż tak silna. Ten ogromny wąż dzikich wyglądał na silniejszego niż jakaś tam bestyjka. Ciężko mu było to jakoś poukładać sobie w głowie tak, aby mieć jasny i klarowny obraz całej sytuacji. Musieli także zahaczyć o jedno miejsce, czyli tam, gdzie wypłacali należne sumy każdemu biorącemu udział w tym ogromnym jakby nie patrzeć przedsięwzięciu. Ogłoszenia z rekrutacją były bodajże w każdym możliwym miejscu, skoro nawet on mógł je znaleźć tak łatwo. Będzie musiał jeszcze złożyć raport ze swojego pobytu na murze i jeszcze kilku innych perypetii, ale może mu się to jakoś opłaci? Obecnie jednak bardziej myślał nad ciepłym łóżkiem, posiłkiem na stołku obok i on rozwalony jak pan na włościach.

z/t ja i Hisui
0 x
Awatar użytkownika
Kenshi
Postać porzucona
Posty: 425
Rejestracja: 3 sty 2017, o 12:21
Wiek postaci: 25
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
Multikonta: Azuma
Lokalizacja: Atsui

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Kenshi »

Czarnowłosy beznamiętnie śledził poczynania przewijającej się masy ludzi, nie wiedząc ile tak na prawdę stracił na tym czasu. On wypełnił swoje zadanie i teraz odbierał to co było mu należne i dane - odpoczynek. Kenshi nie spodziewał się żądnych honorów, ani zaszczytów wynikających z roli jaką odegrał w tej bitwie. A jednak - i on miał się doczekać zaszczytu. W czasie gdy czarnowłosy siedział bezczynnie, podszedł do niego inny mężczyzna, który się pokłonił, a następnie oznajmił, że wspólnie prowadzona bitwa, u boku Kenshiego, była dla niego zaszczytem. Ten gest, uczyniony ze strony nieznajomego, spowodowała że Maji uważniej przyjrzał się mu. Mężczyzna nie przypominał sobie, aby ten stał przy jego boku, ale niemożliwym było spamiętanie wszystkich. Dlatego też nie roztrząsając tego dłużej, Kenshi skinął głową w geście aprobaty. - Wszyscy świetnie się spisali, każde oddane życie przysłużyło się naszej sprawie - odparł szermierz, ale nie spuszczając w dalszym ciągu wzroku, powiedział jeszcze jedno, krótkie "Dziękuje".
To nie był jedyny brunet, który zbliżył się z wyrazami szacunku do Kenshiego. Niedługo później podszedł do Kenshiego jeszcze jeden mężczyzna - brunet, który jak się szybko okazało, był również z nadania, dowódcą oddziału B, armii, która broniła prawej flanki. I również stała za zagładą ogromnej bestii. Mimo braku wtajemniczenia w przebieg całego przebiegu bitwy i uszu Majiego dotarły informację, że oddział B w trakcie bitwy z niewiadomych przyczyn, zmienił taktykę w wyniku czego doszło do załamania szyku i śmierci wielu żołnierzy. Tyle Kenshi wiedział, ale jaka była przyczyna? Tego się nie dowiedział i nie zapytał, bo wręczono mu wino i strawę. Maji, nie należał do ludzi, którzy by się chełpili, roztrząsali albo przejmowali życiem najemników. Na widok przyniesionej strawy, a także napitku, dopiero w pełni poczuł jak bardzo był głodny i spragniony.
- Udało się przeżyć tą całą krwawą łaźnie, więc nie widzę powodu, żeby odmówić, szczególnie, że i tak na kogoś muszę poczekać... - Maji odebrał kielich, a następnie podniósł go do góry - Za to, żebyśmy nigdy więcej nie musieli wychodzić zza Wielki Mur - po wzniesieniu, a następnie wychyleniu, Kenshi zajął się strawą. Przysłuchiwał się opowieściom, wspomnieniom z bitwy. Niedługo później, czarnowłosy zakomunikował Kenshiemu, że musi się udać dalej, zdać relację z wydarzeń. Kenshi skinięciem potwierdził, że rozumie, nie zatrzymywał go. Dokończył w milczeniu to co pozostało.
Wszystko to skończyło się dopiero, gdy pojawiła się ona - Reiya. Czarnowłosy usłyszał znajomy głos zza swoimi plecami. Wystarczyło się lekko obrócić by ją dostrzec. Stała spokojnie za Kenshim, spoglądając na niego z delikatnym uśmiechem. - Na to liczyłem - odpowiedział mężczyzna, wolno się podnosząc. Kobieta zaproponowała, by Kenshi się wcześniej nieco obmył, na co ten po chwili zastanowienia, przystał na to. Faktycznie, prezentował się nie najlepiej. Przemoczony, brudny i spocony, mając na sobie krew innych, z pewnością nie zachęcał jako towarzysz od rozmowy. - Zgoda, choć pierwszą kolejkę mam już za sobą, co też będziesz musiała nadrobić. Zasługa tego była po stronie dowódcy oddziału B, co też kobieta wiedząc co Maji musiał przejść, na pewno rozumiała. Czarnowłosy, przed opuszczeniem obozu, udał się jeszcze tylko w miejsce z którego mógł odebrać wynagrodzenie. Gdy to uczynił, ruszył za czarnowłosą.

[z/t]
0 x
Wiem, że niektórzy mają ser­ca jak dzwon

Silne, głośne, pra­wie niez­niszczal­ne

Lecz zim­ne jak żela­zo, z które­go je odlano
Obrazek
Kurusu

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Kurusu »

Zamaskowany po zaopiekowaniu się swą kukłą gościł w obozie jeszcze z godzinę, zjadł i napił się, by organizm był już gotowy do drogi powrotnej do Shigashi no Kibu... Potężny zastrzyk gotówki z pewnością ułatwi mu wykonywanie wielu zajęć mieście kupieckim, a to zaowocuje prestiżem... Jednak do niedawna pragnął, by w każdej karczmie mówiono o nim i jego dokonaniach a teraz? Było mu to obojętne... Na skutek działań wojennych, które odbyły się jeszcze niedawno zmieniło się jego nastawienie do sławy. Pomimo tego, że życie ludzkie stało się dla niego niczym innym jak statystyką, to reputacja powstała na skutek zwiększania ilości śmierci w danym roku nie była tym czym szczególnie się podniecał... Prawdę powiedziawszy obecnie chciał osiągnąć coś w Shigashi no Kibu i to właściwie tyle. A to, że ktoś go pozna to co najwyżej "okej, fajnie.".
Gdy tylko zrobił co chciał w obozie, zarzucił kukłę na plecy owijając ją ponownie w jej płaszcz i ruszył przed siebie, by po raz kolejny wrócić do czarnego biznesu... Cała ta zawierucha wojenna była ciekawostką, która z pewnością nada mu wartości w oczach pracodawców a także test jego umiejętności. Teraz posiada świadomość swoich wad, teraz tylko je wyeliminować... Ale na to czas przyjdzie, gdy dotrze w swoje strony. Dlatego oddalił się nie rzucając się w oczy i idąc w kierunku szlaku...

z/t
0 x
Awatar użytkownika
Kisho
Gracz nieobecny
Posty: 455
Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
Wiek postaci: 20
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Kisho »

Wszystko, co działo się przez ostatnie godziny widział jak przez mgłę. Zamazane, niewyraźne kształty, plamy kolorów, jakieś ruchy. W zasadzie to trudno nawet stwierdzić czy cokolwiek z tego tak naprawdę widział, skoro był nieprzytomny. Być może tylko jego umysł podsuwał mu jakieś obrazy... czegoś tam. Sam miał jednak miał przeświadczenie, że coś do niego docierało. Nie miał jednak pojęcia co, gdyż ostatnią rzeczą, którą wyraźnie pamiętał to widok kija wystającego z jego brzucha, strugi krwi, swoje ręce usiłujące wytargać skalnego drąga i... anioła? Nie zaraz, to nie był anioł. W zasadzie w pewnym stopniu może i był. Taki anioł (anielica?) w ludzkim ciele. W każdym razie była tam jeszcze jedna osóbka, ta urocza, białowłosa niemowa ze śnieżnymi patrzałkami, która zdawała się mu pomóc. Hisui? Tak, chyba tak miała na imię. Chociaż Kisho nie miał pewności. W zasadzie nie był pewny niczego. (w zasadzie czemu skojarzył ją z aniołem?) W głowie szumiało mu przez cały czas, a ponadto odczuwał niejakie odrętwienie w dolnych partiach brzucha. Nie żeby na to narzekał. Wszystko było lepsze od tamtego bólu. Swoją drogą, co właściwie się stało? Był okropny ból, wrzask, płacz, potem jakby chwila ciemności, choć tak naprawdę trwała ona znacznie dłużej, oj znacznie, znacznie dłużej i puff. Budzi się pod jakimś namiotem, cały w bandażach. Obok ma wielu podobnych do siebie, to znaczy równie rannych, acz już na całe szczęście opatrzonych ludzi. Jasne było, że nie umarł, choć pewnie był temu bliski, ale jak tu trafił? Przecież nie mogło minąć zbyt wiele czasu odkąd stracił przytomność. Czyżby cała ekspedycja została wstrzymana tylko po to, by go uratować? Myśl, że to właśnie przez niego wyprawa musiała się zakończyć nie dawała mu spokoju. W końcu mieli bardzo ważne zadanie! A on nie był wcale taki ważny, zwłaszcza że na szali stało nie jego marne życie, ale istnienie tysiąc, ba milionów innych istnień. Cała szczęście, że raptem po paru minutach obwiniania samego siebie za porażkę do namiotu wparowało kilku już nieco podpitych shinobi, którzy z uśmiechami i wiwatami cieszyli się z wygranej wojny. Choć była to dobra wiadomość, to wciąż w głowie Kisho pozostawało wiele pytań.
Nie miał jednak siły na snucie jakichkolwiek teorii tego, co stało się podczas jego duchowej nieobecności. Był padnięty, wypompowany jak nigdy dotąd. Czuł się gorzej niż po bliskim rendez-vous z notką wybuchową, a wtedy to się wydawało najgorszą rzeczą, jaka mu się przytrafiła. Obecnej sytuacji nie dało się do niczego porównać...
Pod dłuższym odpoczynku w końcu nabrał trochę więcej energii i mógł wstać. Musiał podpierać się drewnianymi kijaszkami, bo przemieszczanie się o własnych siłach sprawiało mu lekkie problemy. Przypominał nieco kalekę. Przepasany bandażami, gdzieniegdzie z widocznymi starymi ranami i jeszcze tymi dwiema prowizorycznymi kulami. Z trudem przeczłapał dystans z namiotu medycznego do pobliskiej grupki świętujących. Nie dołączył do nich. Jakoś nie potrafił się cieszyć, przynajmniej nie w taki sposób. Odczuwał ulgę i spokój, że udało im się zwyciężyć, ale jak miał się uśmiechać, skakać i radować skoro wiedział, że przypłacili to okropnie wysokim kosztem? Nie potrafił. Nie zamierzał. Cieszył go jednak widok tych rozbawionych ludzi. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej... Ah, może lepiej nie myśleć, jakby wtedy było.
Kilka/kilkanaście godzin później
Wszyscy w jakiś sposób świętowali albo zabierali się już w dalszą drogę, a Kisho leżał na prowizorycznym materacu i jedynie wpatrywał się pusto w materiał dachowy namiotu medycznego. Czekał na zdjęcie opatrunku i ostateczny osąd jego stanu fizycznego. Ale miał to wszystko gdzieś. Świadomością był zupełnie gdzie indziej i nie obchodziło go nic co dzieje się dookoła. Myślał o tej całej wojnie. O tym, czy miała sens, czy naprawdę musiało dość do rozlewu krwi. Różnice językowe miedzy shinobi a dzikimi zapewne skutecznie uniemożliwiają nawiązanie kontaktu i pokojowych relacji, ale przecież zawsze istnieje jakiś sposób. Pytanie tylko, czy któraś ze stron w ogóle rozważała taką opcję na poważnie. Ninja żyją wojną, żyją walką i od tego są. Przydają się w kilku innych kwestiach, ale ta jedna rzecz jest nieodzowną częścią ich życia. To się chyba nigdy nie zmieni.
Westchnął zamykając oczy i zastanawiając się, czy skończy jak reszta. Czy będzie bez wyrzutów zabijał wyznaczone cele tylko dlatego, że tak mu kazano, że tak trzeba, że to wróg, albo dlatego że tak będzie najłatwiej... Nie! Nie, nie, nie! Nigdy, przenigdy. Prędzej da się żywcem poćwiartować dzikim, niż zejdzie na psy. Swoją drogą... Może lepiej byłoby zejść ze ścieżki ninja? Osiedlić się zdała od ludzi, żyć własnym spokojnym życiem i może, może sobie kogoś znaleźć?
Chłopak nie widział siebie jako rolnika czy kogoś tam podobnego. Miał duszę wędrowca, chociaż, może wędrowałby znaleźć właśnie swoje miejsce? Ciekawe i całkiem intrygujące rozumowanie. Może warto się jednak nad tym jeszcze kiedyś zastanowić.
Tymczasem jednak musi ruszyć dalej. Wypoczęty, uzdrowiony, najedzony wyszedł z namiotu i pokierował się w stronę, z której tu przybył. Miał swój cel i nie zamierzał z niego rezygnować. Odebrał zapłatę, a o nią była cała ta heca. Pomoc oczywiście liczyła się bardziej, ale skoro już po wszystkim to może zając się swoimi sprawami i w końcu po raz pierwszy na własne oczy zobaczyć mamine rodzinne strony.
z/t
0 x
Obrazek
Senju Toshio

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Senju Toshio »

Powrotom z miejsc walki zawsze towarzyszyła swoista nostalgia. Uczucie świadczące o utracie cząstki siebie, zastąpionej doświadczeniem przeżyć. Na myśl nasuwa się mnóstwo wniosków i nie w sposób ich rozpędzić. Niby mgła, której chce się pozbyć z przed nosa zwyczajnym machnięciem ręki. W takim nastroju znalazł się Toshio, ale na szczęście docierała do niego tez inna myśl. Skrępowany bliskością Ren mógł częściowo oddać się marszowi i nie przejmować pytaniami bez odpowiedzi. Do tego z pewnością dojdzie, gdy wybierze się w drogę powrotną do Shinrin. Już nie mógł się doczekać, lecz to znaczyło, że czeka go intensywna praca. Musiał zebrać zdobyte informacje w całość i przekazać je wujowi. On i jego przyboczni będą wiedzieć, co z tym zrobić. Być może niecierpliwili się jeszcze bardziej niż on sam, w końcu ważyły się losy całej krainy.
W mgnieniu oka przebrnęli odległość powrotną pod Mur. W drugą stronę nie wydawała się już taka nieznana i niebezpieczna. Jak w przypadku każdego terenu sytuacja wywarła na Nieznanych Ziemiach wystarczającego chaosu, aby spłoszyć jakiekolwiek nieszczęście. To, co doszło do chłopaka pierwsze był swąd dziesiątek ciał. Krew, spalenizna i rozkładające się powoli zwłoki. Zaparło mu dech w piersiach mimo, że znał już wagę podobnej bitwy. Dokuroyama dosadnie przypominała mu o tym, aby tym razem znieść uciążliwą niedogodność. Pozwolił sobie na zduszenie emocji. Gorsze od uzasadnionej krzywdy tylu osób gorsza może być jedynie rzeź niewinnych ludzi w pustynnej wiosce. Podtrzymując Ren zmierzał w stronę obozu po przeciwnej stronie. Powinna do tego czasu nabrać wystarczająco sił, a na pewno tyle, aby zapytać o pomoc wykwalifikowanego medyka. To, że dziewczyna uraczyła go słowami podziękowania mógł zawdzięczać odruchowi. Nadal miał w pamięci jej nieprzemyślane ruchy, które nie były podyktowane dla dobra drużyny. Każdy jednak na swój sposób potrafił być irytujący i najwyraźniej zawdzięczał to głównie przez swój charakter. Dlatego mógł z czystym sumieniem przekładać towarzyskie nastawienie nad niechęć z powodu złych decyzji. Skinął jej na pożegnanie.
- Do następnego, bywaj.
Ruszył we własną stronę, aby zregenerować siły. Poza faktem wykonania swojej pracy i uzyskania adekwatnego wynagrodzenia bardziej martwił się o Oshiego. Był tu najbliższym mu członkiem z klanu, więc jego los przedkładał nad resztą. Chciał również wiedzieć, jak wygląda stan wojska, które Senju przysłało jako wsparcie. Rola żołnierzy była oczywista i musieli liczyć się ze stratą. Tak drobna pomoc raczej nie zaważy na osłabieniu sytuacji w Shinrin. Mimo to każda jednostka posiadała dla niedoszłego Porucznika sporą wartość.

W trakcie, gdy oryginalny Toshio postanowił załatwić główne sprawy dotyczące jego osoby klon posiadał wolną rękę, co do działań. Mógł być jeszcze potrzebny przy rannych. Dodatkowa para rąk do przenoszenia to zawsze coś. Po odstawieniu Kisho w odpowiednie ręce miał moment na zerknięcie na pozostałych. Nadal trzymał z Hisui i Takeshim, którzy z racji swej przyjaźni obcowali ze sobą nieprzerwanie. Nie oczekiwał po nich żadnej wdzięczności. Gdy tylko scali się z twórcą będzie ledwie mała iskierką, pozostałością minionych wydarzeń. Dla Toshio znaczyło to uzupełnienie całej historii, jaka odegrała się podczas ekspedycji. Nie mogli tego oczywiście wiedzieć. Mimo to ucieszył się, że dostał ponowną wiadomość od białookiej. Odczytał na głos, bo sytuacja wydała mu się zabawna. Z racji tego, że wiedział więcej niż Hisui to nieco mu humor dopisał.
- Nie martw się, nic nie przepadnie. Oboje wywarliście na wszystkich największe wrażenie. Z chęcią zmierzyłbym się z wami w nadchodzącej przyszłości. Bywajcie. - odparł zachęcająco, pozostawiając w rękach Hisui jej kuszę z kołczanem. Nie mógłby przecież ot tak zapomnieć o noszeniu nie swojego przedmiotu. Mimo, że pasował mu, jak znalazł, to nadal był nowym nabytkiem. Ukłonił się wtórnie dziewczynie w podzięce za okazane zaufanie i przyjaźń. Mokubunshin miał to do siebie, że miarkował swoje zachowanie i nie wykazywał się zanadto cechami ludzkimi. Zamierzał czekać lub też natrafić na bliźniaczo mu podobnego Toshio, żeby zdecydował czy potrzebuje go odwołać.

W każdym razie Toshio zachował dziwną powagę. Musiał stracić zapał do rozrywki i skupić się na czekającej go przyszłości. Zwrócił się do namiotu dowódców, aby zasięgnąć opinii, potem gdy już dowiedział się, co z jego rodakiem zwrócił się do namiotu medyków. Dopiero wtedy mógł poczuć ulgę, gdy dowiedział się, że jest jedynie nieprzytomny. Nie znał starszego kolegi długo, lecz wywierał na nim podstawowe instynkty braterstwa. Postanowił zatroszczyć się o niego i pozostałych ludzi przynależących rodowi Senju. Wspólnie powrócić do rodzimej krainy i wesprzeć na duchu zmartwionych bliskich. Poza wyraźną stratą mieli także powód do radości. Poprzez poświęcenie nadal mogli wypełniać powierzone im obowiązki. Kontynuować rolę, jaka na nich spoczywała.
- Świetnie się spisaliście. Teraz możemy wrócić do Shinrin i zasłużenie wypocząć. - powiedział krótko Toshio i powierzył opiekę Oshiego w ręce dwóch żołnierzy, którzy mieli go nieść na noszach. Stanął na ich czele, aby prowadzić orszak powrotny. mógł w ten czas skupić myśli na ułożeniu raportu dla Shirei-kana.


zt.
0 x
Motoko

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Motoko »

Starała się zbytnio nie rozmyślać nad tym co łączyło ją z nieznajomym, a może właśnie co też nie wiązało ich w żadnym aspekcie? Słyszała jego prośbę, a może zwyczajne słowa rzucone na wiatr, żeby zwyczajnie odlecieć w niebyt, miejsce bardzo dobrze znane honorowi dziewczyny, za którym jeszcze niedawno tak uporczywie biegła. Sama już nie potrafiła określić swoich celów, a tym bardziej jakkolwiek stwierdzić, co jest dla niej istotne. Moment, w którym dotarł do niej przekaz dwóch zdań wypowiedzianych przez Shinji'ego, lekko zachwiał jej ostoją, którą starała się utrzymać od początku sformowania oddziału B. Nie wybiegała zbytnio w przyszłość i tego samego oczekiwała od życia, choć oczywiście gdzieś w jej świadomości świtały odblaski szkoły, do której obiecała dziadkowi się skierować, ale przecież czuła się teraz jak ptak. Była...wolna. Każdy jej ruch obserwowany jedynie przez nią samą, pozwalał na rozwinięcie potencjału, który drzemał gdzieś tam głęboko w jej wnętrzu, choć czy miała jakiekolwiek prawo, aby myśleć o tym, że posiada coś tak istotnego w życiu każdego wojownika? Jako zwyczajna, szeregowa kunoichi była świadoma swoich ograniczeń, które w stosunku do pewnego rodzaju władzy, równoważyły się, dając poczucie pewności, której chyba nigdy jej nie brakowało.
Nikt nie widział jej rumieńców, kiedy podnosiła stękających martwych, myśląc o tym, co też chłopak miał w planach jej przekazać poza całym tym zgromadzeniem, w którym odnajdywał się wręcz pierwszorzędnie. Realia wojny brutalnie ściągnęły ją na ziemię, nie pozwalając na odpłynięcie w strefę dryfujących myśli, które w pewnym stopniu mogły nie być źle zinterpretowane.
Przechodząc przez obóz najemników, w którym to właśnie poznała się z Uchihą oraz Senju, była w stanie...momentalnie skierowała się do punktu medycznego, w którym to znajdował się Oshi. Po odnalezieniu odpowiedniego delikwenta, przystanęła przy jego leżącej postaci i odrzuciła kaptur do tyłu. W pewien sposób czuła się winna jego stanu, który chyba nie był zbyt krytyczny, a przynajmniej taką miała nadzieję. Płytki oddech był dla niej informacją, że chłopak przez cały czas był na tej samej planecie co ona, jednakże pewnego rodzaju złe przeczucie smagało jej policzki, a może to był zwyczajny wiatr?
Skrawek zaczepionych, falujących włosów dziewczyny, które częściowo zaczepiły się o jej zbroję na łokciu, zwróciły uwagę nastolatki. Jednakże spojrzenie nie zatrzymało się tylko i wyłącznie na włosach, bowiem w pewnym odstępie od niej stał nie kto inny jak medyk, którego posturę, a w szczególności głos kojarzyła z krytycznego dla siebie stanu. Być może, to właśnie dźwiękiem przyciągnął do siebie jej uwagę, niemniej jednak Mo czuła się w pewien sposób dłużna, jakby powołaniem medyków nie było właśnie ratowanie ludzi. Po głębokim wdechu, odwróciła się na pięcie i podeszła do wypełniającego jakąś listę Akaruia.
- Przepraszam za swoje wcześniejsze zachowanie. - wydusiła z siebie, lekko chrapliwym głosem przerywając mu pracę. - Jednocześnie pragnę oświadczyć, że w ramach czynów które zostały tutaj popełnione, pragnę złożyć swój dług życia w Twoje ręce, san... - skłoniła się w jego stronę, pozwalając swoim włosom opaść na ramionach. Nie znała imienia medyka, jednakże wiedziała, że należało mu oddać stosowny pokłon, a wszystko to winą jego zachowania przy Murze, bo przecież nie musiał prawda? Utrzymywała swój skłon przez dosyć długi czas, starając się w ten sposób przekazać, że naprawdę zależało jej na dosyć dosadnym przekazaniu, jak wiele dla niej zrobił, pomimo braku znajomości, zaimponował jej.
0 x
Awatar użytkownika
Akarui
Postać porzucona
Posty: 1567
Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Akarui »

Po wypełnieniu papierów urzędniczek wręczył Akarui'emu pliczek z pieniędzmi. Nie było to zbyt przyjemne uczucie, w końcu młody medyk czuł, że jego praca jeszcze jest nieskończona, a uzyskanie wynagrodzenia w tym momencie nie było rzeczą najważniejszą. W tym momencie chciał jedynie znów pojawić się przy młodym członku rodu Senju, by sprawdzić jego stan. Za plecami usłyszał jednak znajomy głos. Głos dziewczyny, z którą zdołał się już parę razy spotkać, niechcący oczywiście. Ich drogi splatał do tej pory los. Teraz jednak mężczyźnie się zdawało, że młoda członkini Shinsengumi szukała go, by właśnie oficjalnie przeprosić. Ale za co?

Pokłon kunoichi trochę go zawstydził, rzadko się zdarzało, by ktoś przed nim tak okazywał wdzięczność i skruchę. Jednak krótkie spojrzenie na twarz dziewczyny, której w końcu nie zasłaniał żaden kaptur, ani nie wykrzywiał grymas bólu wystarczył mu, by rozszyfrować emocje, jakie nią targały. Przynajmniej tak mu się wydawało. Powiedział więc krótko na początku, mając w pamięci zdarzenia sprzed rozpoczęcia walk i ich pierwsze niezbyt miłe spotkanie: - Więc nie zabij mnie za to, co zrobię, dobrze? Po tych słowach, nie dając dziewczynie czasu na reakcję, zrobił parę szybkich kroków w jej kierunku, jedną głowę położył na potylicy pod włosami, drugą na plecach dziewczyny i przycisnął do swojej piersi w delikatnym, acz stanowczym przytuleniu. Wtedy też sam się pochylił do jej ucha i spokojnym głosem wyszeptał: - Nie przepraszaj. Spisałaś się. Przeżyliśmy. Już po wszystkim. Możesz odpocząć. Trwał chwilę w tym uścisku, chcąc przekazać dziewczynie jak najwięcej spokoju, może nawet ulgi? Nie chciał tego, ale mimochodem jego własne słowa trochę go rozkleiły, a po brudnym policzku popłynęła jedna, samotna łza. Łza ulgi. Bo dopiero gdy to powiedział, te słowa tak naprawdę dotarły też i do niego. Czy ona odczuła to samo?

W końcu zrobił krok do tyłu, nadal trzymając dziewczynę za oba ramiona. Spojrzał jej w oczy i z uśmiechem na ustach kontynuował, już normalnym tonem: - I proszę, nie nazywaj mnie per "san". Jestem Akarui. Tozawa Akarui z Shigashi no Kibu. A Ty? Puścił ramiona dziewczyny i podparł się w boki, gdy kiszki zagrały mu pobitewnego marsza. Wtedy też zaproponował dziewczynie: - Jestem strasznie głodny... Zechcesz mi towarzyszyć w poszukiwaniu strawy i samym posiłku?
0 x
MOWA
Motoko

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Motoko »

Zdawać by się mogło, że odrętwienie, w które wpadł co bardziej świadomy wojownik, nie dotyczyło medyka, który był chyba najbardziej świadom liczby rannych i poległych. Patrząc na jego radosne podejście, dziewczyna nie była w stanie zinterpretować jego zachowania. Z jednej strony jakby rozumiała, że mogła to być pewnego rodzaju maska, zakładana przed niepożądanymi osobami, jednakże z drugiej, czy ktoś był w stanie tak dobrze udawać? Sprzeczności, które nasuwały się wraz z zachowaniem Akaruiego były zadziwiające, a przede wszystkim intrygujące, dla starającej zachowywać się neutralnie nastolatki, która nie miała pojęcia, jak zareagować na słowa chłopaka. Spodziewała się bardziej czegoś...po prostu nie tego.
Kolejny uścisk, który zdawał się być pewnego rodzaju ostatnią deską ratunku, zmuszając ją do schowania swojej strachliwej i skrupulatnie unikającej kontaktu części gdzieś w głębiny Tartaru, który czaił się w kącikach jej oczu. Jakby na czas po wojnie zatraciła niespójny element swojego ja, które kolejny mężczyzna zerwał w ciągu kilku sekund. Czuła się tak pokonana, że z zażenowania nawet nie drgnęła w jego objęciu, a tym bardziej, kiedy się od niej odsunął. Owszem, wyprostowała się, ze względu na chwyt, jednakże surowa i chłodna postawa, którą starała się bić już dawno przestała jakkolwiek przekonywać ją samą. Wraz ze słabością jaką ukazał się widoczny i odczuwalny ból ze względu na ugryzienie, nie potrafiła po raz kolejny podnieść gardy. Być może to właśnie obecności budującego medyka szukała, starając się odzyskać jakiekolwiek chęci, w końcu raz ją uratował, prawda?
Wracała pamięcią w kierunku tych okrutnych chwil i pomimo ciepła, którym emanował mężczyzna, nie była w stanie go sama odczuć. Jakby wszystko odbijało się od niewidzialnej ściany chłodu, która zaczynała powoli zrastać się w odpowiednich miejscach, choć czy naprawdę istniała taka potrzeba? Przecież już raz pokazała się od ludzkiej strony, kiedy to złapała się, jeszcze wtedy myślała, ostatniej deski ratunku, którą był Shinji. Nie potrafiła sklasyfikować tego co czuła, bo nawet myśli tworzyły jeden, wielki mętlik, który sprawiał wrażenie tańca, o którego istnieniu zapomniała. Niestety Akarui po raz kolejny przypomniał jej, że jednak obecność drugiej osoby wcale tak nie przeszkadza, przynajmniej nie przez pierwsze pięć minut. Pomimo wszystko, nie wykręcała się z jego uścisku, bo sama chyba potrzebowała tej obecności, prawda? To nie tak, że chciała zwyczajnie czuć się potrzebna, skoro nie podołała w trakcie bitwy, po prostu chciała być z kimś, w tym jednym momencie, być może właśnie porozmawiać? Wzruszyć się? Nawet niekompetentnie odwzajemnić uścisk...tylko dlaczego to było tak ciężkie, kiedy ona naprawdę chciała! Jej małe dłonie nie drgnęły nawet o milimetr, a przecież tego pożądała, czyż nie?
Lekko zawieszona głowa w bezruchu była raczej prostym przekazem dla medyka, który mógł poczuć na swoim ramieniu jej głowę, choć cała reszta zdawała się być wręcz sparaliżowana. Nie był to żadnego rodzaju uścisk kochanków, bardziej osób, które potrzebowały wzajemnej uwagi i samej świadomości o istnieniu jakiegoś rodzaju oparcia, a przynajmniej w ten sposób traktowała to Motoko. Dziewczyna niewiele mówiła, bardzo możliwe, że głównym powodem były powieki, pod którymi znajdowały się łzy, w małej ilości opuszczając swoje bezpieczne miejsce. Nie mogła się mazać w miejscu publicznym, nie mog...przypominając sobie spokojny wyraz twarzy leżącego Oshiego zatrzymała na chwilę swój oddech, który stawał się z każdą sekundą coraz to bardziej nierówny, a przecież to nie był ten moment. Powstrzymywanie się, walka z samą sobą była nawet bardzo widoczna i nie trzeba było być jakimkolwiek medykiem, czy też psychologiem, żeby wiedzieć, jak ona się czuła. Bezużyteczna.
- Motoko z Lazurowych Wybrzeży. - przedstawiła się swoim chrapliwym głosem, który będąc na pewnego rodzaju załamaniu z łkaniem, nie był do końca taki pewny jak zwykle. Walczyła dzielnie, konfrontując swoje spojrzenie wraz z tym Akaruiowskim. Nikomu nie chciała bardziej zaimponować niż sobie, pokazać, że potrafi nawet zaskoczyć samą siebie, bo przecież widok tylu ciał nie był niczym istotnym. Każdy (nie)żył własnym życiem.
- Ja...raczej nie jestem godna s..Akarui. - stwierdziła pewniej, pozbywając się tego irytującego zawahania w głosie, a przynajmniej udając, że naprawdę wcale przed chwilą nie była na skraju. Przecież utrzymanie równowagi jest takie proste. Jej nindo, którym się kierowała nabrało całkiem innego znaczenia, kiedy patrzyła na zwyczajnie cieszących się ludzi dookoła ich dwójki. - Aczkolwiek chyba nierozsądnie byłoby odmówić. Prowadź. - dodała zaraz, nie chcąc w żaden sposób urazić medyka, z którym w pewien sposób czuła się związana ze względu na jego ratunek. Ciężko było jej to wszystko uporządkować, dlatego obiecała sobie, że przed jakimkolwiek kolejnym spotkaniem, wróci do swoich komnat na murze. Być może właśnie tak to miało się wydarzyć? Wieża, która należała tylko do niej, przez cały czas czekała w tym samym miejscu, czyżby samotność po raz kolejny wzywała w swoje szeregi?
To może później ten meldunek...
0 x
Awatar użytkownika
Akarui
Postać porzucona
Posty: 1567
Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Akarui »

Ciężko było Akarui'emu rozgryźć tą dziewczynę. Tak młoda, a tak zamknięta w sobie. Tak ładna, zgrabna i interesująca, a jednak wieje od niej chłodem jak z jakiegoś lodowca... Ktoś musiał ją bardzo skrzywdzić. Coś musiało się stać. Młodemu medykowi było tak po prostu szkoda tych, którzy przez blizny i szramy w swoim życiu zamykali się w sobie. Szczególnie, jeśli chodzi o Shinobich. Życie wojownika jest zbyt krótkie, by nie okazywać uczuć innym. Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...?

Rozmyślania przerwał jeden długi pomruk dobywający się z trzewi Tozawy. Nie ma co tak stać po próżnicy, trzeba się rozejrzeć za jakimś żarłem. Akarui chciał otrzeć tą pojedynczą łzę bandażem z lewej dłoni i wtedy mu się przypomniało, jaki jest brudny, zapocony, umazany krwią i błotem... Z tym też trzeba będzie zrobić porządek! Najpierw jednak żarło: - No to chodźmy, tam chyba widziałem kuchnię polową... Oshi nam nie ucieknie raczej, jeszcze do niego wrócimy. Znaczy... Ja na pewno. Jestem mu winien przeprosiny... Po tych słowach odwrócił się w upatrzonym kierunku i ruszył razem z nową towarzyszką.

Szybko dotarli do namiotu, gdzie nad paleniskami obracała się dziczyzna a parę osób nakładało głodnym i strudzonym ryż, warzywa i pieczone. Obok stały misy z wodą, by móc choć trochę się obmyć po trudach walki. Medyk od razu z jednej skorzystał, by nie jeść brudnymi rękoma. Bezpieczeństwo i higiena! Nie tyle z podstaw medycyny, co z nauk przekazanych przez rodziców. Potem odebrał dwie miski z jedzeniem, jedną podając nowej koleżance. Usiedli przy jednym z ognisk, gdzie paru innych shinobi'ch opowiadało o swoich dokonaniach z pola bitwy, sami jednak nie włączali się do tej rozmowy. Akarui chciał się skupić na młodej Kunoichi: - A więc... Długo jesteś w Shinsengumi?
0 x
MOWA
Motoko

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Motoko »

Każde blizny i szramy ciągnęły za sobą historię. Historie te różniły się intensywnością i stopniem zaangażowania, choć w każdej, gwoździem programu była umiejętność pogrzebania ich gdzieś w odmętach własnej pamięci, pogodzenia się z własnym losem, czy też zwyczajnego życia dalej. W przypadku tej dwójki to właśnie Akarui był pewnego rodzaju umiejętnym graczem, który pod maską uśmiechu skrywał własne zadrapania, a przynajmniej tak sądziła dziewczyna, której postawa wyrażała jedynie oschłość i dobitną neutralność, będąca teraz przesączona pewnego rodzaju nutą pokory, wyczuwalną nie tylko w umyśle, ale i samej ślinie, a może był to tylko popiół?
Nie potrafiła zrozumieć człowieka, którego łza błysnęła przed jej zamglonymi oczami. Tak mały element, a tak istotny i co ważniejsze, zapamiętany. W żaden sposób nie uwłaczył jego męskości, wręcz przeciwnie, uczłowieczył go, nie wyciągając ponad wyżyny stanu, na których jako medyk winien się znajdować. Tylko głupiec starałby się w jakiś sposób umyć ręce od tego co wydarzyło się na tym polu i sama Motoko, pomimo tego, że wcześniej z zimną krwią załatwiła swoje nemezis, teraz nie potrafiła spojrzeć na to z dobrej perspektywy. Jej umysł pracował na bardzo wysokich obrotach i pomimo tego nie mogła zdecydować się, czy to co zrobili było słuszne, bo przecież bronili osadników, tak? Jedynym zastanawiającym punktem było to, że dziewczyna nie miała tam żadnej rodziny, a robienie czegoś ku chwale człowieka też się nie zgadzało, bo przecież tam też byli ludzie, czyż nie?
Zadawanie pytań w takiej sytuacji raczej nigdy nie było czymś rozsądnym, jednakże postawiona przed faktem dokonanym Mo, nie mogła zwyczajnie uciec myślami, bo przecież co dalej?
Przytaknęła głową na jego słowa, kierując się w obraną przez Akaruiego stronę. Zauważając wojowników i wojowniczki, jedzących strawę, poczuła zaciskający się supeł w okolicach brzucha. Jakby tego przecież było mało przed chwilą widzieli osoby, które za sekundę mogły na dobre zatańczyć swój ostatni taniec z pogrywającą z ludzkością Śmiercią. Odruch wymiotny byłby wytłumaczalny, choć nie pojawił się w jej przypadku, patrząc na Akaruiego można było doświadczyć dokładnie takiego samego wrażenia, byli odporni.
O ironio. - Dzisiaj dołączyłam. - odpowiedziała bez żadnego polotu, pozwalając chrypie odezwać się w wyprutym z jakichkolwiek emocji głosie, po prostu mówiła nie do końca będąc duchem przy swoim kompanie. Miska z jedzeniem, którą jej wręczył wyglądała jakby zaraz miała wylądować na ziemi pod wpływem jej braku obecności. Pustym wzrokiem obserwowała chłopaka i zachodziła sobie w głowę skąd tak potrafi. - Jak to odseparowujesz? - trzy proste słowa, które cały czas gdzieś dźwięczały w jej głosie, nie dając zapomnieć nie tylko o własnym bólu, ale i zwłokach, przez które niekiedy sama musiała się przedostać.
0 x
Awatar użytkownika
Kyoushi
Posty: 2703
Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
Wiek postaci: 30
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
GG/Discord: Kjoszi#3136
Lokalizacja: Wrocław

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Kyoushi »

  • Nie zdając sobie do końca sprawy co się wydarzyło, białowłosy musiał ruszyć ze swoimi kompanami, którzy pomogli mu iść w stronę, z której przyszedł. Nie był też przekonany, czy wszystko było wporządku. W końcu nie czuł się naturalnie - w ogóle nie czuł się zbyt dobrze. Jednak wiedział jedno - czeka go spotkanie z Shirei-kan, która będzie miała wielki wpływ na dalsze poczynania młodzieńca, zbrojącego się o wielkiej kariery, która mogła go czekać. Teraz, tym bardziej w szeregach Uchiha jak nigdy wcześniej. Wysłuchawszy wszystkiego co miała do powiedzenia Sowa, białowłosy wciąż ciężko dyszał. Jego ciało nie mogło się zbyt szybko regenerować, a uczucie ciężkości narastało. Potrzebna była pomoc drugiego Shinsengumi, który przybył do niego niemal natychmiast. Wiedząc, że to już koniec, ze zwisającą głową, której twarz przykrywała długa, śnieżnobiała grzywa, rzekł w kierunku Wilka.
    - Zabierzcie mnie do Shirei-kan. Wracamy do Sogen... - powiedziawszy, miał nadzieję, że Shinsengumi zrozumieją o co chodzi i odprowadzą go tam, skąd przybył. Jego misja tutaj została zakończona nie tyle sukcesem, nazwałbym to raczej sytuacją, której nikt stąd nie mógł się spodziewać... Ruszyli...

    z/t Sogen
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij... Obrazek
Awatar użytkownika
Akarui
Postać porzucona
Posty: 1567
Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)

Re: Obóz Najemników [LOKACJA STARTOWO/KOŃCOWA EVENTU]

Post autor: Akarui »

Dziewczyna nie zdawała się skora do rozmowy. Wręczona jej miska z jedzeniem zdawała się niepotrzebna, duchy podobno nie jedzą. A właśnie takie zachowanie przedstawiała. Zamknięta w sobie, nieobecna młoda kobieta. Jej dwusłowna odpowiedź jakoś nie zachęcała Akarui'ego do dalszej rozmowy, jednak zmusił się na krótki żart: - No to znalazłaś piękny dzień na to dołączenie! Żart medyka nie zasługiwał widocznie na żadną odpowiedź. Chłopak zajął się swoją miską już w ciszy, wsłuchując się we fragmenty rozmów zebranych przy ognisku.

Wtedy też padło to jedno pytanie od Motoko. Przeżuł co miał w gębie, odetchnął i odstawił jedzenie na bok. Oparł się dłońmi o jakiś kocyk za sobą i spojrzał w wieczorne niebo. Jak on to robi? Czy sam to wiedział? - Jeśli.. Jeśli bym nie potrafił, to bym chyba zwariował, wiesz? Parę lat temu byłem na Festiwalu Radości. Mama nawiązywała kontakty handlowe, a ojciec dołączył do stacjonującego tam namiotu medycznego. Nagle nastąpił atak, a mi jakby odebrało władzę w nogach. Byłem przerażony. Nigdy tak się nie bałem, jak w tamtej chwili. Miałem chyba 17 lat... I nagle zobaczyłem starszego gościa, który powoli się wykrwawiał z jamy brzusznej. Wszystko minęło. Strach nadal mi towarzyszył, ale przestał mnie blokować. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Wiedziałem, że moja pomoc może mu uratować życie. I pomogłem.

Akarui przerwał na chwilę. pamiętał, co stało się potem. Wspomnienia wróciły i kolejna łza pojawiła się w kącie oka. Wspomnienia bolały czasem bardziej od rozszarpanej rany... Robiło się zimno. Lewe przedramię ukuło tępym bólem, że mężczyzna aż syknął, łapiąc się za nie. Zrobił oddech, chciał kontynuować. Jak jej odpowiedzieć? - Walka i śmierć są nieodłącznym losem każdego shinobi. Jeśli dożyjesz trzydziestki, jeśli do tego czasu założysz namiastkę rodziny, spłodzisz potomka, jesteś niewiarygodnym szczęściarzem. Ale do tego szczęścia masz zakichany obowiązek dążyć. Z nadzieją, że kolejne pokolenie będzie lepsze od poprzedniego. Że walki ustaną, a Twój dzieciak przeżyje nie trzydzieści, a czterdzieści lat będąc Shinobim, broniąc swojej wioski, prowincji czy kraju. Spójrz w koło. Rozejrzyj się. Takie chwile potrafią łączyć ludzi. Ci sami żołnierze niedługo mogą się spotkać po dwóch stronach barykady, bo nagle Uchihom znów coś się nie spodoba u Senju albo odwrotnie. Bo będzie kolejny przewrót na mroźnych wyspach. Albo znów pojawi się ten skurwiel, Antykreator, i namąci komuś w głowie. Wisi nad nami to wszystko jak klątwa, przed którą nie ma ucieczki. Co człowiek może zrobić? Zabić się? Nie. Wolę żyć i ratować życie, a śmierci śmiać się w twarz, dopóki sam oddycham. Dopiero jak przyjdzie, powitam ją jak starą przyjaciółkę i przeproszę, że tak jej unikałem. Do tego czasu chcę żyć pełnią życia. Nie mogę więc zamknąć się w sobie i przeczekiwać czas od walki do walki. Trzeba żyć i zarażać życiem. Bo walka to nie wszystko.

Chyba wpadł w temat. Nie wiedział, czy takiej odpowiedzi oczekiwała Motoko, ale tylko takiej mógł jej udzielić. Spojrzał w oczy dziewczyny, które zdawały się nie do końca rozumieć, o czym mówi. Czul wzbierające emocje, jednak panował nad sobą. By móc kontynuować: - Świat jest zbyt piękny, by żyć tylko chwilami jego brzydoty. Jeśli się od nich nie odetniesz, nie spojrzysz na gwiazdy nad głową, na kwiat pod stopami, na uśmiech drugiego człowieka, możesz stracić chęć dalszego życia tutaj. Ludzie giną. Ale też ludzie się rodzą. Ludzie walczą i zabijają się nawzajem, ale też potrafią się kochać i opiekować się sobą. Człowiek jest jak moneta, ma dwie strony. Też je miej. Nie żyj jedną, bo ją zużyjesz i nikt Cię nie rozpozna, przestaniesz żyć, będziesz tylko istnieć. A to różnica.

Nauczył go tego jego ojciec. Walka jest walką. Podczas bitwy ratuj ludzi, chroń ich, pozbądź się przeciwnika. Ale po walce śmiej się, tańcz, żyj pełnią życia. To Twoja nagroda za przeżycie... Kończąc już swoją odpowiedź, chciał wytłumaczyć swoje wcześniejsze zachowanie: - Właśnie dlatego Cię wtedy przytuliłem, wiesz? By zmienić Ci stronę. Nadszedł czas radowania się z życia, jakie nam zostało. Nikt nie wie, kiedy będzie następna okazja do uśmiechu, zabawy, by kogoś pokochać, by z kimś się pośmiać albo dobrze zabawić. Nie trać swojej szansy, Motoko. Żyjesz? Pokaż to. Nie bądź cieniem niepotrzebnie, nie każ się za jakieś głupstwa z przeszłości. Otwórz się na ludzi, oni otworzą się na Ciebie i wtedy zrozumiesz, jak to odseparować.
0 x
MOWA
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości