- Szybkość z jaką podróżował Kanekawa nie należała do największych. Niestety, ale mężczyzna nie miał w zwyczaju tego pośpiechu, którym charakteryzowała się większość znanych mu osób. Zamiast biegnąć na złamanie karku, on wolał spacerować w takim tempie, że żółw byłby jego idealnym towarzyszem podróży. Nikt nikogo by nie popędzał, nikt za nikim nie musiałby gonić. Oczywiście Kenji miał jednak litość dla innych i kiedy znalazł sobie jakiegoś tymczasowego towarzysza, wtedy zrównywał z nim krok. Nadal jednak tego nie lubił. Jednak właśnie dlatego nie powinno nikogo zdziwić, że do Ryuzaku no Taki przybył po dość długiej wędrówce. Co prawda nie był to jeszcze zmrok, ale i tak większość ludzi powoli rozchodziła się do domów. Kanekawa był jednak inny i kiedy nadchodziła noc, on kierował się właśnie na łono natury, żeby jak najlepiej podziwiać gwieździste niebo. Może to przez te rogi? W końcu dzięki nim był wielokrotnie postrzegany jako kreatura lubująca żyć w ciemnościach i wyrządzająca zło wszędzie, gdzie się tylko pojawi. A co najlepiej kojarzy się ze złem? Oczywiście, że ciemna, pozornie straszna i nieprzenikniona noc, gdzie ręka wyciągnięta na wprost może się wkrótce stać całkowicie niewidoczna nawet dla wprawionego oka.
Dlatego też ścieżkami parku spacerował mężczyzna, który z zachowania przypominał raczej staruszka. Jego ubiór też nie był czymś, co założyłby na siebie nastolatek, więc wszystko zgrywało się w piękną całość. Uśmiech na ustach Kenjiego był za to tak delikatny, jak dzisiejsza pogoda. Mężczyzna zwyczajnie rozkoszował się chwilą, starając się przy tym zapomnieć, co wydarzyło się nie tak dawno temu. Nie dość, że zdenerwował Tamiko, to jeszcze zawstydził Hanaye. Nie mógł jednak powiedzieć, że druga dziewczyna mu się za to nie odgryzła, o czym najlepiej świadczył lekko piekący ból w jednym z barków. To akurat jej wyszło! No, ale wracając do sedna sprawy, jakie trzeba mieć szczęście, żeby w niedalekim odstępie czasu spotkać tę samą osobę, ale za to w innej części globu? Duże! Dlatego też rogacz z początku nie mógł uwierzyć swoim szarym oczętom. Naprawdę nie spodziewał się, że tak szybko będzie miał szansę odpłacić się za to, co przydarzyło się w źródłach. Oczywiście może i tym razem Hanaye miała na sobie ubrania, ale i tak mógł ją poznać! Wszystko za sprawą włosów i twarzyczki, bo do tej drugiej Kenji zawsze miał pamięć. Nie zwlekał wobec tego zbyt długo i już po chwili ruszył w kierunku dziewczyny, na plecach której dostrzegł dodatkowego pasażera.
- Witaj ponownie, Hana-chan. Nie sądziłem, że spotkamy się tak szybko. A kim jest ten mały bagaż? - rzekł pogodnie, wyciągając jedną rękę ze swojego obszernego rękawa i unosząc ją lekko do góry w geście przywitania. Malec na plecach miał włosy koloru niemal identycznego jak dziewczyna z rekinimi zębami, ale na jej wybranka był raczej za młody. Znajomy? Syn? Brat? Kenji mógł tylko zgadywać, więc najprościej było zapytać - Dobrze się jednak składa, bo chciałem Ci wynagrodzić te niesnaski, które zaszły między nami w gorących źródłach. - dorzucił zaraz z lekkim grymasem na twarzy i uważnie spojrzał na dziewczynę, grzebiąc jedną z rąk w połach swoich ubrań. No gdzie on miał ten mały prezent? Gdzie to dziadostwo się zapodziało?!
"Park" w centrum osady
Re: "Park" w centrum osady
0 x
Re: "Park" w centrum osady
- Wodna rodzinka była na tyle zajęta sobą, że Kamiru poczuł się... Sam? Nie. Samotny? Może... Bzdura! Człowiek z rządem dusz w swojej głowie nie mógł być nigdy sam, a tym bardziej samotny. Na szczęście psychika Zamaskowanego była na (jeszcze) całkiem dobrym poziomie, mógł więc spokojnie ignorować całą orkiestrę potępieńców, w której każdy głos wykrzykiwał coraz to mroczniejsze rzeczy. Z drugiej strony, jeśli można zrobić coś złego dla wyższego dobra, to czy można zrobić coś dobrego w imię wyższego zła? Pytanie wybuchło w głowie Młodzieńca, przypominając sztuczne ognie nad jego głową. Może i zamknął swoje szaleństwo w poszczególnych celach, jednak każdy fragment był równie skory do snucia hipotez nad tematy teoretycznie nie możliwe do wyjaśnienia. Ostatnio przez blisko miesiąc analizowali problem piersi tracących swe właściwości wraz z upływem czasu. Niepowetowana strata. No co? Zboczenie też musiał zamknąć. Przynajmniej tyle, ile mógł.
Wracając jednak do rzeczywistości. Pierwsze spotkanie z siostrą Yuu... Nie było złe. Nie rzuciła się na niego by zrobić mu krzywdę za złe traktowanie jej słodkiego-małego-słodkiego-braciszka. Ale nie rzuciła się też mu na szyję dziękując ze łzami w oczach za to, że Białowłosy dożył do ich spotkania. Neutralność miała jednak swoje zalety, nikt nie zginął i takie tam. Słynnym braciszkiem? Znając zdolność Kałuży do mówienia półprawdy, zmyślania i fantazjowania, to sława Szarookiego mogła mieć bardzo złe znaczenie. Ale wnioskując po jej uśmiechu, były to raczej miłe słowa. Najpewniej przedstawił Boga Wygnanego... No, jako Boga, Idola, Mistrza etc. Jeśli tylko chciał, Yuusuke potrafił być bardzo pomysłowy. I słodki. Ale jakoś nie korzystał z daru wieku i urody, by robić zakupy ze zniżką, pożyczać pieniądze czy jedzenie... Co się dziwić, skoro to wciąż tylko naiwne dziecko schowane przed grozą rzeczywistości kloszem fantazji i wypaczonego spojrzenia na świat. Ad rem. Czarnowłosy nie zdziwił się nawet pomysłem tej dwójki, by Kawaii wylądował na grzbiecie siostry. Jeśli kunoichi była jedynie starszą, milszą dla oczu i uszu wersją Hozukiego, to mogli zrobić coś znacznie gorszego w takim miejscu. Choćby zlać się w jedno... ... Em.
Słowo po słowie, toczyła się rozmowa. Ciężka, nadęta, niezbyt wesoła. Któż tą składnię docenić zdoła? Bez rymu, bez ładu, słowo po słowie powietrze przecina, uszy przecina i do głowy wpada. Widząc, a właściwie słysząc, jak ten wodny duet nieudolnie naśladuje mowę Zabandażowanego ten... Eh, nie wiadomo co, skoro prawie całą twarz chował pod materiałem. Widać było jakiś grymas, ale czy śmiał się, czy smucił, tylko on jeden i setki innych Kamiru wewnątrz niego mogli wiedzieć.
Yhym. Młody Yuki obrócił się gładko i ruszył przed siebie, ciągnąc pluszaka za sobą. Szedł jak zwykle szybko, prosto przed siebie z wzrokiem wpatrzonym gdzieś w dal. O czym myślał? Dokąd zmierzał? Dlaczego łapkę misia pokrył szron? Kałuże powinny się sprężać, żeby dotrzymać mu kroku. Zresztą, Yuusuke znał drogę do domu, więc i tak w końcu by tam trafili. Jakby to było ważne. Mogła się chociaż przedstawić, huh? ...Cisza. Umysł Boga był czysty, pozbawiony zbędnych uczuć.
[z/t] (chyba, że komuś jeszcze chce się tu coś napisać)
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Miło było mieć małą słodką kulkę na karku, zwłaszcza wtedy, gdy tą małą kulką jest najsłodszy braciszek świata imieniem Yüsuke. Hana korzystała właśnie z przyjemności noszenie swojego najwspanialszego niby krewnego, którego najchętniej schrupałaby nawet nie zagryzając go chlebkiem, o popijaniu nie wspominając. Wtedy właśnie dziewczyna zauważyła zmierzającego mężczyznę zmierzającego w ich kierunku, a w tym samym momencie Kamiru postanowił ruszyć do domu.
-Zacze…-Chciała powiedzieć Białowłosa, ale na jej drodze stanął on! Rogaty jegomość z gorących źródeł, swoją drogą ciekawe czym sobie zasłużył, że ktoś mu te rogi tak namiętnie doprawiał. Długie były no, chyba wszyscy widzą. Mały Yü z pewnością tego nie przegapił.
-Ohhh. Witaj Kenji!-wykrzyknęła zaskoczona Błękitnooka-Zaczekaj chwilkę, zaraz wrócę.-W tej chwili pochyliła się, by braciszek mógł bezpiecznie zeskoczyć z jej pleców, a kiedy to zrobił pobiegła w tylko sobie znanym kierunku. Zostawiła Kenji’ego z Yü w nadziei, że chłopaki nie skoczą sobie do gardeł wbratobójczej nierównej walce o nią, a sama pobiegła za Kamiru. Nie podobało jej się to jak ich zostawił. Obraził się czy co? A że niewinny Kwiatuszek miała dobre serduszko, to uznała, że zrobiła coś nie tak, że to jej wina i poczuła obowiązek dogonienia Kamiru i wyjaśnienia sprawy. Niestety nie było jej dane go dogonić, bo zdjęcie malca z pleców trochę jej zajęło i na dodatek wpadła na taneczny, festynowy pochód. Tak właśnie dziewczyna zgubiła lodowatego jegomościa i została zmuszona, by wrócić do braciszka i rogacza. Powrót jednak chwilę jej zajmie, jak dogadają się Ci chłopcy, których dzieliła dekada?
-Zacze…-Chciała powiedzieć Białowłosa, ale na jej drodze stanął on! Rogaty jegomość z gorących źródeł, swoją drogą ciekawe czym sobie zasłużył, że ktoś mu te rogi tak namiętnie doprawiał. Długie były no, chyba wszyscy widzą. Mały Yü z pewnością tego nie przegapił.
-Ohhh. Witaj Kenji!-wykrzyknęła zaskoczona Błękitnooka-Zaczekaj chwilkę, zaraz wrócę.-W tej chwili pochyliła się, by braciszek mógł bezpiecznie zeskoczyć z jej pleców, a kiedy to zrobił pobiegła w tylko sobie znanym kierunku. Zostawiła Kenji’ego z Yü w nadziei, że chłopaki nie skoczą sobie do gardeł w
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Zaiste rozkosznie czuł się Yü dosiadając siostrzyczki. Mógłby na niej jeździć dzień i noc, a może i jeszcze dłużej. Mam świadomość, że można to było napisać bez skojarzeń, ale czy tak nie jest fajniej? Na szczęście siostrzyczce to nie wadziło, skoro była do noszenia małego bąbla na swoich plecach, sama zresztą go do tego zachęcała. Dwójka klanowiczów w ogóle bardzo dobrze się dogadywała, począwszy od gustów kulinarnych skończywszy na zamiłowaniu do psot, psikusów i figli, zdawało się, że wszystko lubili jednakowo. Byli niemal jak dwie krople wody, różniła ich tylko płeć, wiek i bardzo dziwny charakter tego mniejszego. Sielanka nie może jednak trwać wiecznie nie? Tym razem Kamiru postanowił ją zepsuć. Zaraz, zaraz, przecież on przystał tylko na propozycję malucha i nie było w tym nic dziwnego. Naiwna, niewinna i głupiutka jak dziecko ta Kwiecistoimienna kałuża. Kiedy Yuki zniknął w tłumie, przed ludzkim wieżowcem HxY pojawił się pewien podejrzany typek. Przywitał się on z Haną i, co ciekawe, zainteresował się malcem na jej ramionach. –Yüsuke nano desu!-przedstawił się słodziak-Ano ne! Ano ne! Dlaczego masz rogi na głowie de gozaruyo?-Zapytał młodszy z Hözukich wytrzeszczając oczy. Słyszał już kiedyś o rogaczach, ale pierwszy raz jednego widział. Zanim zdążył rozwinąć to pytanie siostrzyczka pochyliła się by zszedł z jej ramion. Brzdąc nie chciał z niej schodzić, więc troszkę się nadął, ale koniec końców spełnił jej prośbę i puścił ją wolno. Pobiegła za Kamiru? Nie ważne, po prostu znowu zostawiła braciszka z jakimś dziwakiem! Miała spore skłonności do tego, ale przynajmniej tym razem dziwak był o wiele bardziej interesujący niż rudzielec ze szczeniaczkiem. –Kto Ci te rogi doprawił?-zapytał niestosownie berbeć-Ciocia kiedyś mówiła, że jej kuzynce chłop rogi doprawia! Ale jak przyszła to nigdzie nie widziałem tych rogów. Ten Twój… chłop… chyba jest o wiele lepszy skoro doprawił Ci takie długie do gozaru!-Oho, będzie ciekawie. Yü nawet nie zastanawiał się czego nieznajomy szukał po kieszeniach, interesowały go rogi, rogi i tylko rogi.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
- Dosiadanie siostrzyczki może być aż tak przyjemne? W takim razie muszę to zapamiętać! Kenji na razie pozwolił na to, żeby siostrzyczka siedziała u niego, więc chyba podszedł do tego od złej strony. Zawsze jednak da się to naprawić przy najbliższej okazji. Teraz jednak trzeba było się zająć malcem i to nie w ten sposób, o jakim myślicie. Wszystko przez to, że Hanaye uciekła sobie w zupełnie inną stronę, a brzdąc stał się problemem Kanekawy. Jednak nie wszystko było tak złe, jakby mogło się to wydawać. W końcu rogacz zobaczył w tym okazję do wręczenia zadośćuczynienia Hanie bez jej możliwości odmowy. Widać jednak dzisiaj się mu lekko poszczęściło. Czarnowłosy skupił teraz wzrok na jej braciszku, który był nadzwyczaj energiczny. Mężczyzna nie mógł się powstrzymać przed delikatnym uśmiechem, który pojawił się na jego ustach. Ba! Nawet przykucnął, żeby nie patrzeć na małego Yuu z góry.
- Kanekawa Kenji, miło mi. - mruknął, przechylając lekko głowę na bok. Swoją drogą młodzieniec był odważny i ciekawski świata, skoro nie pobiegł za swoją siostrą kiedy zobaczył rogi u shinobiego. Zamiast tego zaczął opowiadać historię, przez którą po parku rozległ się śmiech Kanekawy. Tak! Na pewno ktoś mu te rogi doprawił, ale sam Kenji nie pamiętał z kim romansował w wieku kilku lat. Wtedy to przecież dostał je po raz pierwszy.
- Te rogi kuzynki są trochę inne od moich. Ja swoje mam od kiedy byłem jeszcze mniejszy niż Ty. Zresztą Twoja siostra się już im przyglądała. Możesz jej zapytać. - odpowiedział chłopakowi i w tym samym momencie rozszerzył bardziej oczy, bo znalazł właśnie to, czego szukał od samego początku. Worek! Tak, worek. Może nie jest magiczny, ale jego zawartość pozwoli i tak na małe cuda. W każdym razie w prawej dłoni mężczyzny spoczywał teraz niewielki, skórzany pakunek, który brzęczał nawet przy najmniejszym ruchu nadgarstka.
- Powiem Ci dokładnie skąd się wzięły przy naszym następnym spotkaniu, ale musisz coś dla mnie zrobić. - rzekł do malucha i uśmiechnął się cwanie. Może i nie znał za dobrze białowłosej, ale po krótkiej wizycie w źródłach wiedział, że jest ona raczej lekko wstydliwą, speszoną i szczerą osóbką, która z pewnością nie przyjęłaby takiego prezentu wprost, udając przy tym, że nic wielkiego się nie stało - Wręczysz ten woreczek swojej siostrze i powiesz, że to przeprosiny za źródła. Ah, i ma Ci też dzięki temu kupić dużo słodyczy, dobrze? Ja muszę już uciekać, więc nie mogę tego zrobić sam, a wygląda na to, że Hana-chan jest trochę zabiegana. - wyjaśnił krótko i nie czekając na decyzję chłopaka zwyczajnie podrzucił worek z pieniędzmi w jego stronę - Trzymaj się, Yuu-kun! - rzucił jeszcze na pożegnanie i czym prędzej pognał w swoją stronę. Nie zamierzał jednak poruszać się ścieżką, a wbiegł w gąszcz krzaków. Tak bowiem będzie trudniej zgubić ewentualną marudę, która będzie chciała mu zwrócić całą kwotę. Prawda była jednak taka, że pieniądze Kanekawie do niczego nie były potrzebne. Nie używał zbyt wielu broni, nie miał wymyślnych mechanizmów, a polegał jedynie na swoich technikach. Po co mu więc jakieś miedziaki, które jedynie obciążają mu kieszenie? Niech sobie za to coś kupią, a młody niech naje się słodyczy aż go rozboli brzuch. Tak będzie najprościej.
z/t
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Zgodnie ze swoim pierwotnym planem, niebieskooki postanowił nieco przypomnieć sobie z tego, co dawniej stanowiło podstawę jego egzystencji - czyli zbrojnego bujutsu. Kiedyś od skuteczności tych technik zależało jego życie oraz pozycja w społeczności samurajów, dzisiaj... Dzisiaj nie musiał z nich korzystać praktycznie nigdy. Samo obnażenie miecza zazwyczaj zniechęcało co bardziej podpitych cwaniaków w barach, a ci, których jednak postanawiali wszcząć jakąś bójkę szybko uciekali, gdy klinga wiernej katana rozcinała ich skórę na dłoniach, tudzież policzkach, czy czymkolwiek innym...
Dzisiaj jednak los znów chciał, by wrócił na ścieżkę samurajskiego rzemiosła, a przynajmniej odświeżył sobie nieco związane z nim aspekty. Tak, ostatnio zbyt często w jego otoczeniu pojawiały się sprawy typowe dla ninja, nie dla włóczących się bez celu, szukających zapomnienia samurajów. Chcąc nie chcąc, by móc opłacić czynsz i mieć za co kupić obiad Asagi musiał się chwytać prac typowych dla shinobi. Może dla innego samuraja byłaby to potwarz, ale dla niego nie znaczyło to nic więcej, jak jedynie kolejna robota którą trzeba zrobić. Na razie udawało mu się wszystko czego się podejmował, ale więcej było w tym szczęścia i zwyczajnej prostoty zadania, niż jego osobistego wkładu. Strach pomyśleć, co by było, gdyby ten dzisiejszy mnich pochodził ze świątyni Okami no Kami, wtedy grożenie mu mieczem mogłoby się dla naszego bohatera całkiem źle skończyć. Należało coś z tym zrobić...
Niebieskooki wybrał na swoje miejsce do trenowania "Park" stanowiący marną namiastkę lasu - zawsze wolał praktykować sztuki miecza z dala od wścibskich oczu i blisko natury, ale cóż, niektórych kwestii się nie wybiera. Wchodząc na teren zielony zauważył grupkę ludzi w oddali, tak więc szybko zmienił kierunek wchodząc w jedną z licznych alejek, co by mu nie przeszkadzali. Oczywiści Shikako nie stanowiła dla niego problemu, chwilowo była jego współtowarzyszką doli i nie doli, poza tym z tego co już o niej wiedział, to zdawał sobie sprawę, że dziewczę nijak nie pojmie ani jego technik ręcznych, ani tym bardziej tych wymagających miecza. Tak więc, należało jedynie skręcić w kilka alejek więcej by mieć święty spokój i nie napatoczyć się na gapiów, wszak on nie chce im przeszkadzać, to niech i oni mu nie przeszkadzają...
Dzisiaj jednak los znów chciał, by wrócił na ścieżkę samurajskiego rzemiosła, a przynajmniej odświeżył sobie nieco związane z nim aspekty. Tak, ostatnio zbyt często w jego otoczeniu pojawiały się sprawy typowe dla ninja, nie dla włóczących się bez celu, szukających zapomnienia samurajów. Chcąc nie chcąc, by móc opłacić czynsz i mieć za co kupić obiad Asagi musiał się chwytać prac typowych dla shinobi. Może dla innego samuraja byłaby to potwarz, ale dla niego nie znaczyło to nic więcej, jak jedynie kolejna robota którą trzeba zrobić. Na razie udawało mu się wszystko czego się podejmował, ale więcej było w tym szczęścia i zwyczajnej prostoty zadania, niż jego osobistego wkładu. Strach pomyśleć, co by było, gdyby ten dzisiejszy mnich pochodził ze świątyni Okami no Kami, wtedy grożenie mu mieczem mogłoby się dla naszego bohatera całkiem źle skończyć. Należało coś z tym zrobić...
Niebieskooki wybrał na swoje miejsce do trenowania "Park" stanowiący marną namiastkę lasu - zawsze wolał praktykować sztuki miecza z dala od wścibskich oczu i blisko natury, ale cóż, niektórych kwestii się nie wybiera. Wchodząc na teren zielony zauważył grupkę ludzi w oddali, tak więc szybko zmienił kierunek wchodząc w jedną z licznych alejek, co by mu nie przeszkadzali. Oczywiści Shikako nie stanowiła dla niego problemu, chwilowo była jego współtowarzyszką doli i nie doli, poza tym z tego co już o niej wiedział, to zdawał sobie sprawę, że dziewczę nijak nie pojmie ani jego technik ręcznych, ani tym bardziej tych wymagających miecza. Tak więc, należało jedynie skręcić w kilka alejek więcej by mieć święty spokój i nie napatoczyć się na gapiów, wszak on nie chce im przeszkadzać, to niech i oni mu nie przeszkadzają...
Asagi postanowił, że rozpocznie trening od jednej z bardziej podstawowych, ale wymagających precyzji technik miecza, a miała to być Harai-waza - niby prosta sztuczka, a jednak wymagająca nieco doświadczenia by była skuteczna. Przed przejściem do prawidłowej części treningu, niebieskooki wysunął zza pasa swój miecz, po czym przysiadł w seiza i kładąc go po swojej prawej stronie zaczął medytować, a przynajmniej się starał. Nie szło mu tak dobrze jak kiedyś, myśli w ogóle nie chciały się uspokoić, ani też skupić na nadchodzącym zadaniu, ale koncentracja na podbrzuszu i własnym oddechu po kilku minutach dała pożądany efekt - niebieskooki mógł ćwiczyć.
Następnym krokiem był ukłon do swojego miecza - była to chyba jedyna pozostałość z samurajskiego życia, jaką zachował Asagi. Ukłon ten wykonał bowiem z pełnym szacunkiem i dbałością - było to szczere zaproszenie do wspólnego treningu, podziękowanie za możność władania tak cudowną klingą oraz prośba o bezpieczne zakończenie ćwiczeń w jednym...
Dopełniwszy ceremoniału, Asagi rozpoczął trening od serii kilkunastu prostych cięć. Z zadowoleniem stwierdził, że dzisiaj szło mu zdecydowanie lepiej niż w czasie gdy dobywał ostrza w knajpie Onigiri. Dziś jego katana znów była lekka, znaczy się, na tyle by mógł nią swobodnie operować, co nie oznaczało, ze po pierwszych sześćdziesięciu prostych cięciach nasz bohater nie był zmęczony, co to, to nie. Wbrew pozorom dawno już nie władał ostrzem, toteż ćwiczenie suburi wycisnęło z niego nieco zmęczenia, ale hej, nie było tak źle jak się spodziewał. Czy to dzięki aktywnemu wypoczynkowi z kunoichi, kto wie...
Po podstawowych kihon, przyszła pora na technikę właściwą. Harai dobrze jest ćwiczyć w parach, kiedy przeciwnik jest realny, a każdy kolejny cios można poprawić względem poprzednika, ale cóż - jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Poza tym, Asagi już kiedyś umiał to jutsu, więc przecież idzie o to, by je sobie przypomnieć. Tak, podstawą tej techniki jest trzymanie poprawnego kamae, a potem wypad do przodu z jednoczesnym odtrąceniem miecza przeciwnika kolistym ruchem do góry - teoria mimo wszystko nie została wypłukana alkoholem z jego mózgu, chociaż niewiele już pewnie brakowało.
Nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, Asagi wytrwale, zupełnie jak nie on, ponawiał kolejne próby wykonania harai waza i chociaż mogło to wyglądać zabawnie, uparcie robił swoje wyobrażając sobie przeciwnika i stale z nim walcząc...
Technika: Harai Waza
Czas:
- Wymagane: 3H
- Start: 15.35
- Koniec: 18.35
Następnym krokiem był ukłon do swojego miecza - była to chyba jedyna pozostałość z samurajskiego życia, jaką zachował Asagi. Ukłon ten wykonał bowiem z pełnym szacunkiem i dbałością - było to szczere zaproszenie do wspólnego treningu, podziękowanie za możność władania tak cudowną klingą oraz prośba o bezpieczne zakończenie ćwiczeń w jednym...
Dopełniwszy ceremoniału, Asagi rozpoczął trening od serii kilkunastu prostych cięć. Z zadowoleniem stwierdził, że dzisiaj szło mu zdecydowanie lepiej niż w czasie gdy dobywał ostrza w knajpie Onigiri. Dziś jego katana znów była lekka, znaczy się, na tyle by mógł nią swobodnie operować, co nie oznaczało, ze po pierwszych sześćdziesięciu prostych cięciach nasz bohater nie był zmęczony, co to, to nie. Wbrew pozorom dawno już nie władał ostrzem, toteż ćwiczenie suburi wycisnęło z niego nieco zmęczenia, ale hej, nie było tak źle jak się spodziewał. Czy to dzięki aktywnemu wypoczynkowi z kunoichi, kto wie...
Po podstawowych kihon, przyszła pora na technikę właściwą. Harai dobrze jest ćwiczyć w parach, kiedy przeciwnik jest realny, a każdy kolejny cios można poprawić względem poprzednika, ale cóż - jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Poza tym, Asagi już kiedyś umiał to jutsu, więc przecież idzie o to, by je sobie przypomnieć. Tak, podstawą tej techniki jest trzymanie poprawnego kamae, a potem wypad do przodu z jednoczesnym odtrąceniem miecza przeciwnika kolistym ruchem do góry - teoria mimo wszystko nie została wypłukana alkoholem z jego mózgu, chociaż niewiele już pewnie brakowało.
Nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, Asagi wytrwale, zupełnie jak nie on, ponawiał kolejne próby wykonania harai waza i chociaż mogło to wyglądać zabawnie, uparcie robił swoje wyobrażając sobie przeciwnika i stale z nim walcząc...
Technika: Harai Waza
Czas:
- Wymagane: 3H
- Start: 15.35
- Koniec: 18.35
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Niebieskooki samuraj przeciągnął się kończąc ostatnią serię powtórzeń i musiał przyznać że... Nie wypadł jednak z wprawy, a sam trening z mieczem sprawił mu wiele przyjemności. Tak, co prawda Asagi nie wyglądał na przykładnego samuraja i w sumie daleko mu do takiego było, to jednak nigdy nie udało mu się zerwać z nałogiem jakim jest sztuka władania mieczem. Kenjutsu od zawsze było jego kochanką, ostatnią towarzyszką, pocieszycielką. To w tej sztuce odnajdywał się najlepiej, to tak na prawdę ona, a nie alkohol czy też piękne kobiety była tym, co nie pozwalało mu z sobą skończyć. To naprawdę był dobry pomysł, by odświeżyć sobie to i owo, zwłaszcza z niciskiem na owo...
Trening minął mu tak szybko, że nawet nie zauważył kiedy go rozpoczął. Wbrew temu czego się spodziewał, jego ciało nie odmawiało mu jeszcze posłuszeństwa, przeciwnie! Był całkiem rześki, czuł się prawie jak młody bóg, nawet jeśli ten zboczony mnich zerwał go z przyjemnego posłanka o nieludzkiej porze, to świszcząca przy każdym cięciu Kayou wynagrodziła mu to po stokroć. Czy mógł przerwać w takiej chwili? Zasadniczo, dzień był jeszcze młody, jego brzuch nie domagał się obiadu, a on tak bardzo chciał jeszcze chwilę potrenować...
Trening minął mu tak szybko, że nawet nie zauważył kiedy go rozpoczął. Wbrew temu czego się spodziewał, jego ciało nie odmawiało mu jeszcze posłuszeństwa, przeciwnie! Był całkiem rześki, czuł się prawie jak młody bóg, nawet jeśli ten zboczony mnich zerwał go z przyjemnego posłanka o nieludzkiej porze, to świszcząca przy każdym cięciu Kayou wynagrodziła mu to po stokroć. Czy mógł przerwać w takiej chwili? Zasadniczo, dzień był jeszcze młody, jego brzuch nie domagał się obiadu, a on tak bardzo chciał jeszcze chwilę potrenować...
Niewiele osób o tym wiedziało, ale techniki walki z bronią, czy też bez niej w przypadku samurajów nie bardzo się różniły. Jedne szybko wyrastały z drugich i tak było w przypadku ręcznej techniki Ikkyo, stanowiącej podstawową dźwignię w samurajskim taijutsu, a wywodząca się bezpośrednio z technik miecza.
Co ciekawe, w przeciwieństwie do poprzedniczki, Ikkyo daje się trenować tak z partnerem, jak i bez niego, ponieważ w oparciu o technikę Yōdō istnieje kata, pozwalające doskonalić to jutsu. Natchniony, a raczej zachęcony, poprzednią radością jaką sprawiło mu obcowanie z mieczem, Asagi wysilił swój umysł starając się przypomnieć sobie kata i istotnie, kilka sekund później już wiedział, co ma zrobić. Co prawda, wygodniej byłoby mu ćwiczyć Ikkyo chociażby z Shikako, ale ta chyba nie zamierzała brać udziału w ruchowej aktywności innej, niż ta, którą dzielnie uprawiali do tej pory wieczorami, toteż Asagi musiał sobie radzić sam.
Pierwszym etapem nauki, a raczej przypomnienia sobie, jutsu było schowanie miecza do saya. Ikkyo pochodzi bezpośrednio od sytuacji, w której albo ktoś atakuje nas cięciem na głowę, albo próbuje chwycić za dłoń/odebrać miecz. Ta ostatnia sytuacja daje się ładnie wkomponować w kata i wygląda ono następująco. Pierwszym ruchem, podobnie jak w jutsu Yōdō, jest zejście na bok poprzez krok dostawny do zewnątrz i uniesienie obu dłoni do góry, oczywiście po uprzednim chwyceniu za miecz. Powinno to osłabić uścisk przeciwnika, by następnie płynnie obejść go po łuku z jednoczesnym nieprzerwanym dobywaniem miecza z saya. W efekcie zastosowanej techniki, przeciwnik puszcza dłoń z rękojeści na skutek działania bolesnej dźwigni, co więcej! W tej wersji obnażone ostrze trafia dokładnie na jego szyję i należy je tylko wykończyć poprzez pionowe cięcie. Dla niewprawnego oka wszystko wygląda jak jedynie ćwiczenie pionowego cięcia po wyjęciu broni, ale samuraj przeszkolony w samurajskim taijutsu zrozumie ukrytą technikę ręczną. Nic tylko powtarzać, powtarzać i powtarzać...
Technika: Ikkyo
Czas: 3h technika ragi D
- Rozpoczęcie: 19.58
- Zakończenie: 22.58
Co ciekawe, w przeciwieństwie do poprzedniczki, Ikkyo daje się trenować tak z partnerem, jak i bez niego, ponieważ w oparciu o technikę Yōdō istnieje kata, pozwalające doskonalić to jutsu. Natchniony, a raczej zachęcony, poprzednią radością jaką sprawiło mu obcowanie z mieczem, Asagi wysilił swój umysł starając się przypomnieć sobie kata i istotnie, kilka sekund później już wiedział, co ma zrobić. Co prawda, wygodniej byłoby mu ćwiczyć Ikkyo chociażby z Shikako, ale ta chyba nie zamierzała brać udziału w ruchowej aktywności innej, niż ta, którą dzielnie uprawiali do tej pory wieczorami, toteż Asagi musiał sobie radzić sam.
Pierwszym etapem nauki, a raczej przypomnienia sobie, jutsu było schowanie miecza do saya. Ikkyo pochodzi bezpośrednio od sytuacji, w której albo ktoś atakuje nas cięciem na głowę, albo próbuje chwycić za dłoń/odebrać miecz. Ta ostatnia sytuacja daje się ładnie wkomponować w kata i wygląda ono następująco. Pierwszym ruchem, podobnie jak w jutsu Yōdō, jest zejście na bok poprzez krok dostawny do zewnątrz i uniesienie obu dłoni do góry, oczywiście po uprzednim chwyceniu za miecz. Powinno to osłabić uścisk przeciwnika, by następnie płynnie obejść go po łuku z jednoczesnym nieprzerwanym dobywaniem miecza z saya. W efekcie zastosowanej techniki, przeciwnik puszcza dłoń z rękojeści na skutek działania bolesnej dźwigni, co więcej! W tej wersji obnażone ostrze trafia dokładnie na jego szyję i należy je tylko wykończyć poprzez pionowe cięcie. Dla niewprawnego oka wszystko wygląda jak jedynie ćwiczenie pionowego cięcia po wyjęciu broni, ale samuraj przeszkolony w samurajskim taijutsu zrozumie ukrytą technikę ręczną. Nic tylko powtarzać, powtarzać i powtarzać...
Technika: Ikkyo
Czas: 3h technika ragi D
- Rozpoczęcie: 19.58
- Zakończenie: 22.58
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Krótka rozmowa z przybyszem uświadomiła Yüsuke, że dziwak był nie tylko o wiele ciekawszy od rudzielca, był też o wiele bardziej sympatyczny i znacznie milszy. Nie wywyższał się, nie próbował dopiec maluchowi, rozumiał, że Yü wciąż był tylko dzieckiem. Jednak brakowało mu jeszcze, by być godnym dosiadania siostrzyczki. Kenji, tak bowiem Rogacz się przedstawił, cały czas obscenicznie się obmacywał szukając czegoś po gaciach, ale nie przestraszyło to Złotego Dziecka Hözuki. Nie przeszkadzało nawet w rozmowie, która mimo swej... niecodziennej treści, posuwała się naprzód w dość naturalny sposób. Wymiana grzeczności, odpowiedź na pytanie, uśmiech, normalka. Oczywiście do chwili, w której Kanekawa chwycił swego wora znalazł to czego szukał.
-Co mam zrobić?!-Zakrzyknął wesoło Albinos chcąc poznać sekret Rogacza.Gdyby tylko wiedział jak niewiele facetowi trzeba, by w dzisiejszych czasach zyskać rogi.. Hmmm... Dać siostrze wora tą sakiewkę do ręki? Zadanie niezbyt trudne, więc maluch pokiwał głową na znak, że się zgadza. Po tym jak usłyszał o słodyczach, to sprawa była już przesądzona.
-Ummm!-powiedział jedenastolatek złapawszy woreczek-Do zobaczenia Kanekawa-san! Z pewnością przekażę i nie zapomnij co mi obiecałeś de gozaru.-Maluch nie zdążył jeszcze przejść w tryb oficjalny, wiec nawet pomachał oddalającemu się mężczyźnie. Chwilę później wróciła najsłodsza, zaraz po Yü, istotka na świecie.
-Kenji zostawił Ci ten woreczek i sobie poszedł.-odezwał się do niej radosnym tonem słodziak-Powiedział, żebyś kupiła mi za to dużo słodyczy i jeszcze coś o jakichś źródłach. Że... Przeprasza de gozaruyo?-Zapytał nie będąc do końca pewnym i ślicznie się uśmiechnął.
-Co mam zrobić?!-Zakrzyknął wesoło Albinos chcąc poznać sekret Rogacza.
-Ummm!-powiedział jedenastolatek złapawszy woreczek-Do zobaczenia Kanekawa-san! Z pewnością przekażę i nie zapomnij co mi obiecałeś de gozaru.-Maluch nie zdążył jeszcze przejść w tryb oficjalny, wiec nawet pomachał oddalającemu się mężczyźnie. Chwilę później wróciła najsłodsza, zaraz po Yü, istotka na świecie.
-Kenji zostawił Ci ten woreczek i sobie poszedł.-odezwał się do niej radosnym tonem słodziak-Powiedział, żebyś kupiła mi za to dużo słodyczy i jeszcze coś o jakichś źródłach. Że... Przeprasza de gozaruyo?-Zapytał nie będąc do końca pewnym i ślicznie się uśmiechnął.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
No i masz... Najwidoczniej braciszek jej brata czyli w końcowym rozrachunku i jej brat.. czy jakoś tak. Miał dłuższe nogi niż wyglądało. Shiro bezradnie stanęła, wpatrując się w tłum. Nie było go... tak fajny człowiek im gdzieś znikł. Oby nie na stałe. Liczyła, ze Yuusuke zaprowadzi ją do tajemniczego i intrygującego jegomościa. Ale, ale! Kenji! Hana szybko zreflektowała się, że ktoś na nią czeka i na nowo przedzierając się przez tłum w którym co chwila musiała kogoś przepraszać za nadepnęcie na stopę czy popchnięcie wprost na dziecko. W końcu udało jej się. - Yuu! - krzyknęła do białowłosego chłopca, obejmując go. - A... Kenji? Ten rogacz? Gdzie On jest? - powiedziała z uśmiechem, rozglądając się za znajomym czy aby gdzieś w pobliżu nie kupuje jedzenia. Wtedy do jej uczu doszedł szczebiot brata. - J... Jak poszedł?! - wrzasnęła, mrugając dużymi, błękitnymi ślepiami. Deja Vu? Przed chwilą to samo zrobił Kamiru. - C.. co zostawił? - była troszkę ogłuszona obecnym stanem rzeczy i wzięła woreczek do dłoni. Zajrzała do środka i zbladła. - Gdzie on poszedł?! - oczywistym było, że Hanaye chciała go dogonić i opierdzielić. Po pierwsze nie miał za co przepraszać, chyba.. A po drugie. Nie mogła tego przyjąć. Koniec końców nie było go już widać nigdzie na horyzoncie. - Mówił gdzie idzie, kiedy wraca? - Nachyliła się do brata, opierając dłonie na jego ramionach. Ahh... No nic. - Idziemy do Kamiru. - czuła, że pies już pogrzebany. Jak następnym razem znajdzie Kenjiego.. ojjj. Nie odpuści mu. Może się szykować na ładny ochrzan. Nie to, że Hana zapomniała o braciszku. Złapała go za ręką i zaprowadziła do stoisk ze słodyczami. - Wybieraj co chcesz, siostra płaci. Weź też dla Kamiru. - uśmiechnęła się, przejeżdżając rękę po białych włosach młodszego Hozuki. W końcu, dalej trzymając malucha za dłoń wyszła z hałaśliwego terenu festiwalu. Chciało jej się trochę ciszy i spokoju. - No to prowadź Yuu. - uśmiechnęła się, jednak dalej myślami była gdzieś nieobecna.
|zt x2|
|zt x2|
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Shikako chcąc nie chcąc powlekła się za Asagim, byle daleko od tamtych dziwnych ludzi w świątyni. Nie by miała uprzedzenia do religii, ale tamci byli naprawdę dziwni i cieszyła się, że zostali tam gdzie byli a ona była już gdzie indziej. Kiedy tylko znaleźli sobie jakieś miłe miejsce na odosobnieniu Asagi zabrał się za aktywność ruchową a ona zajęła się baczną obserwacją tego co robi.
Znaczy robiła to przez pierwsze kilka chwil, ale potem się jej znudziło…. znaczy przysnęło, w końcu obudzili ja o tak wczesnej porze, że powinna przedrzemać nieco by to nadrobić. Asagi naprawdę nie miał się co martwić o to czy ona coś podpatrzy i coś się nauczy tudzież zrozumie… jeśli by do niej podszedł zorientowalby się, że dziewczyna kompletnie nic nie widział tylko spała. A spała spokojnie, bo on był w okolicy i zapewne pilnował by jej nie zabili, bo w takim razie nie miałby miejscówki na spanie. No dobra mógłby ją zabić i przejąć lokum… ale skoro do tej pory tego nie zrobił to raczej nie był tym zainteresowany.
Znaczy robiła to przez pierwsze kilka chwil, ale potem się jej znudziło…. znaczy przysnęło, w końcu obudzili ja o tak wczesnej porze, że powinna przedrzemać nieco by to nadrobić. Asagi naprawdę nie miał się co martwić o to czy ona coś podpatrzy i coś się nauczy tudzież zrozumie… jeśli by do niej podszedł zorientowalby się, że dziewczyna kompletnie nic nie widział tylko spała. A spała spokojnie, bo on był w okolicy i zapewne pilnował by jej nie zabili, bo w takim razie nie miałby miejscówki na spanie. No dobra mógłby ją zabić i przejąć lokum… ale skoro do tej pory tego nie zrobił to raczej nie był tym zainteresowany.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Odkąd opuściła wyspę Hyuo nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zawsze czuła się zdezorientowana, gdy opuszczała tereny, na których zabawiła zdecydowanie zbyt długo. Teraz przeżywała właśnie jedną z takich chwil, gdy nie wiedziała dokładnie, dokąd powinna się udać, a nawet w którym kierunku na mapie kontynuować wędrówkę. Znalazła się jednak, w końcu, w rozległej osadzie kupieckiej Ryuzaku no Taki. Zanim jednak odwiedziła samo centrum, postanowiła nieco odprężyć się w jakimś zielonym zakątku. Bliskość z naturą nie była jej obca, choć w pobliżu dość dużej aglomeracji trudno było znaleźć naprawdę dziewiczy skrawek ziemi. Udało jej się jednak dotrzeć do swoistego parku, gdzie przestrzeń wypełniała tylko garstka osób. Spacerowała niespiesznie pomiędzy drzewami, szukając jakiegoś jeziorka lub stawu, nad którym mogłaby prawdziwie wypocząć. Uwielbiała wodę, dlatego już prawie instynktownie wyszukiwała takie miejsca, gdzie mogłaby popluskać się lub przynajmniej zamoczyć nogi. Była to dla niej rozrywka idealna, na równi z treningiem władania naginatą. A propos treningu...
Zauważyła kogoś. Ten ktoś wyglądał bardzo znajomo. To znaczy... była niemal przekonana, że nie widziała tego człowieka nigdy wcześniej. Był jednak ubrany i trenował w taki sposób, że na myśl przyszli jej uczniowie ze szkoły Kame. Trenował chyba jakiś inny styl, lecz jego aparycja zdradzała, że również może być samurajem tak, jak ona. Zapomniała na chwilę o szukaniu miejsca do relaksu i bez skrupułów podeszła na odległość kilkunastu metrów, w ogóle się nie ukrywając. Patrzyła na niego, lub może obserwowała. Chciała zobaczyć kogoś podobnego do niej, jest to zawsze miłe uczucie. Nieco oderwana od świata spoglądała na ruchy jego miecza, choć sam mężczyzna wyglądał okropnie. Był zaniedbany i wydawał się wyniszczony. Nie wiedziała czym, bo nie miał na sobie żadnych ran. Nie odważyła się jednak zacząć rozmowy, dopóki tamten nie skończy i sam jej nie zaczepi. Czekała na to zupełnie na widoku, jakby prowokując go do tego. Była ogromnie zaciekawiona.
Zauważyła kogoś. Ten ktoś wyglądał bardzo znajomo. To znaczy... była niemal przekonana, że nie widziała tego człowieka nigdy wcześniej. Był jednak ubrany i trenował w taki sposób, że na myśl przyszli jej uczniowie ze szkoły Kame. Trenował chyba jakiś inny styl, lecz jego aparycja zdradzała, że również może być samurajem tak, jak ona. Zapomniała na chwilę o szukaniu miejsca do relaksu i bez skrupułów podeszła na odległość kilkunastu metrów, w ogóle się nie ukrywając. Patrzyła na niego, lub może obserwowała. Chciała zobaczyć kogoś podobnego do niej, jest to zawsze miłe uczucie. Nieco oderwana od świata spoglądała na ruchy jego miecza, choć sam mężczyzna wyglądał okropnie. Był zaniedbany i wydawał się wyniszczony. Nie wiedziała czym, bo nie miał na sobie żadnych ran. Nie odważyła się jednak zacząć rozmowy, dopóki tamten nie skończy i sam jej nie zaczepi. Czekała na to zupełnie na widoku, jakby prowokując go do tego. Była ogromnie zaciekawiona.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Skupiony na treningu Asagi nie zauważył w którym momencie jego towarzyszka zasnęła, niewątpliwie znużona monotonią jego działań plus porannym budzeniem w wykonaniu nie do końca grzecznego mnicha. Zdolność Shikako do szybkiego zasypiania stale stanowiła dla niebieskookiego samuraja zagadkę, jak ktoś, kogo życie powinno zależeć od umiejętności walki i stałej do niej gotowości może tak łatwo tracić czujność? Czy naprawdę los był dla tej kunoichi na tyle łaskawy, że oszczędził jej tego wszystkiego, przez co on nie potrafił spać? Pan Sayamaka jednocześnie nie cierpiał i zazdrościć jej tej prozaicznej cechy, tej prostoty i spokoju ducha, która sprawiała, że Shikako była dużo bardziej ludzka niż inni ludzie w których otoczeniu dorastał i wegetował zakapeluszowany samuraj...
Czy to przez roztargnienie, czy też przez trening lub co najpewniejsze, zerdzewienie zmysłów, Asagi nie od razu zdał sobie sprawę z obecności Arisy. Podeszła naprawdę blisko, a on tego nie zauważył. Dawniej nigdy by sobie nie pozwolił na taki brak czujności, zwłaszcza mając kogoś pod opieką (właściwie, dlaczego on się tą babą w ogóle przejmuje? Jasne, że od jakiegoś czasu mieszka u niej, ale by od razu się przywiązywać?). Gdyby Arisu była ninja chcąca ich zabić, miałaby ku temu świetną okazję, jednakże nie zrobiła tego jeszcze do tej chwili, stojąc totalnie na widoku - chociaż i to nie gwarantowało, że przybywa w pokoju. Zalany alkoholem umysł niebieskookiego poruszyły z dawna nieużywane trybiki, rysując taktyczne możliwości tej sytuacji, począwszy od przypadkowego gapia, po wabiku skończywszy.
Jak to jednak mówią, co się stało, to się nie odstanie. Niebieskooki zmrużył oczy spoglądając badawczo na przybyłą, poszukując czegokolwiek co podpowie mu kto to jest. Strój dziewczyny niczego o niej nie zdradzał. Yukata to typowy strój noszony w zasadzie na całym świecie, dziewczę mogło być więc każdym. Troszkę więcej mówiła o niej jednak umieszczona na plecach naginata. Asagi całe wieki nie widział tej broni, ale wiedział jedno, nie jest to oręż shinobi. Znaczy się, "wojownicy cienia" uczyli się nią władać, to nie ulegało dyskusji, ale w ich przypadku była to broń zawsze zbyt ciężka, duża i nieporęczna. Sztylet, shuriken, kama - to uzbrojenie cichego zabójcy, toporna glewia wojownika walczącego w polu - samuraja. Oczywiście, mogła to być jedynie zmyłka, ale przecież nie można próbować przejrzeć wszystkiego...
Fakt, iż nowo przybyła mogła być samurajką wcale nie poprawiał sytuacji, chociaż fakt, że wyszła otwarcie w ich stronę zdawał się potwierdzać motyw o jawnym postępowaniu - że też Asagi jeszcze pamiętał takie rzeczy! W każdym razie, inny samuraj to również mogły być kłopoty.
Pan Sayamaka, z podwyższonym tempem pracy serca, szybko przyjrzał się uważniej strojowi dziewczyny poszukując mon'ów szkoły jaką ćwiczyła. Nie mógł jednak takowych odnaleźć, twarz wojowniczki również niczego mu nie podpowiadała, co wcale nie oznaczało, że nie przybyła tutaj po jego głowę. Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Chociaż od czasów gdy porzucił dojo Taka-ryu po nieudanej inwazji na te przeklęte północne ziemie minęły lata, to jednak przeczuwał, że przeszłość się o niego upomni. Czyżby to dzisiaj miał przyjść ten dzień? Czy teraz, gdy znów zaczęło mu na kimś zależeć, jasna cholera, zaczęło mu na kimś zależeć (szlag!), musiało się stać to? Asagi raz jeszcze spojrzał na Shikako z wyrzutem, to była jej wina. Gdyby nie ona nie stałoby się z nim TO i TO co przed nim teraz stało nigdy by nie przybyło. Chyba, że nie była to jego zguba, ale kto wie? Cóż, same domysły do niczego go nie zaprowadzą.
Niebieskooki ponownie spojrzał na Arisu, która nie wyglądała aż tak złowrogo jak się obawiał, ale nie zmieniało to faktu, że chciał zachować czujność. NIe zamierzał jednak okazywać lęku. A bał się. Nie był gotowy na potencjalną śmierć, już nie był. Wykonawszy zatem chiburi i chowając miecz w stylu swojej dawnej szkoły, chociaż troszku niechlujnie, ex-samuraj podszedł do drzewa, pod którym leżał zerwany wiatrem kapelusz i umieszczając go na powrót na swej głowie odwrócił się raz jeszcze w stronę dziewczyny, po czym zaczął w jej stronę kroczyć, stając ok. 3 metrów od niej.
Sayamaka Asagi, samuraj bez pana. przedstawił się tak, jak wymaga tego etykieta. Co prawda, mógłby zełgać i nie podawać ani swego imienia, ani tym bardziej nazwiska, ale stare przyzwyczajenia, tak skutecznie tłamszone, zrobiły swoje i wylazły na wierzch. Miało to jednak i swoje dobre strony, teraz przybyła powinna powiedzieć kim jest i czego chce. A on bardzo chciał to wiedzieć. Niepewność i obawy zjadały go teraz od środka. Nie bał się jednak tego, że ta tutaj go zabije. Bał się, że da się jej zabić. Jego lewa dłoń odruchowo oparła się na saya miecza, tak jak przed laty go uczono. Był spięty, czuł że jego ciało napina się, mięsień po mięśniu. To nie była postawa wytrawnego szermierza, lata "niebytu" zrobiły swoje - był fizycznie znacznie starszy niż w rzeczywistości. Pogubił tak wiele z tego co umiał, czyżby dziś miał zapłacić za to karę? Cóż, wszystko okaże się z odpowiedzią nieznajomej, w każdym razie, taką miał nadzieję. Bo jak zostało powiedziane, zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później przeszłość się po niego upomni. Świat, który dawniej kochał, a obecnie nienawidził i miał w pogardzie musiał w końcu sobie o nim przypomnieć i zażądać zapłaty - taki właśnie był. Jedyne, co nie było dostępne dla samuraja to wolność, zawsze jego życie leżało w rękach seniora. Na jego jedne skinienie miał być gotowym oddać życie, zaryzykować wszystkim i wykonywać rozkazy bez szemrania. Taka była jego droga, taki był los. Czyż aby nie "służyć" znaczy ten tytuł? Samuraj, nie wojownik, nie strażnik, nie mistrz ceremonii, lecz właśnie samuraj. Bo chociaż mógł być każdym z nich pełniąc swą powinność, to podstawowym określeniem opisującym jego los, stanowiącym swoisty wyznacznik kierunku i siłę ciążenia było właśnie służyć. Niebieskooki był dawniej dumny z tego, że służy. Dzisiaj wstyd mu było za siebie i nienawidził swej osoby z dawnych lat. Nienawidził całego tego kłamstwa które wokół służby i powinności wyrosło. On wiedział. On zrozumiał, że wszystko to, co z nimi zrobiono to było jedno wielkie kłamstwo, mające na celu... Nie! Nie traćmy czujności, nie teraz, kiedy możliwe jest, że ta przeklęta przeszłość postanowiła się o niego upomnieć.
Czy to przez roztargnienie, czy też przez trening lub co najpewniejsze, zerdzewienie zmysłów, Asagi nie od razu zdał sobie sprawę z obecności Arisy. Podeszła naprawdę blisko, a on tego nie zauważył. Dawniej nigdy by sobie nie pozwolił na taki brak czujności, zwłaszcza mając kogoś pod opieką (właściwie, dlaczego on się tą babą w ogóle przejmuje? Jasne, że od jakiegoś czasu mieszka u niej, ale by od razu się przywiązywać?). Gdyby Arisu była ninja chcąca ich zabić, miałaby ku temu świetną okazję, jednakże nie zrobiła tego jeszcze do tej chwili, stojąc totalnie na widoku - chociaż i to nie gwarantowało, że przybywa w pokoju. Zalany alkoholem umysł niebieskookiego poruszyły z dawna nieużywane trybiki, rysując taktyczne możliwości tej sytuacji, począwszy od przypadkowego gapia, po wabiku skończywszy.
Jak to jednak mówią, co się stało, to się nie odstanie. Niebieskooki zmrużył oczy spoglądając badawczo na przybyłą, poszukując czegokolwiek co podpowie mu kto to jest. Strój dziewczyny niczego o niej nie zdradzał. Yukata to typowy strój noszony w zasadzie na całym świecie, dziewczę mogło być więc każdym. Troszkę więcej mówiła o niej jednak umieszczona na plecach naginata. Asagi całe wieki nie widział tej broni, ale wiedział jedno, nie jest to oręż shinobi. Znaczy się, "wojownicy cienia" uczyli się nią władać, to nie ulegało dyskusji, ale w ich przypadku była to broń zawsze zbyt ciężka, duża i nieporęczna. Sztylet, shuriken, kama - to uzbrojenie cichego zabójcy, toporna glewia wojownika walczącego w polu - samuraja. Oczywiście, mogła to być jedynie zmyłka, ale przecież nie można próbować przejrzeć wszystkiego...
Fakt, iż nowo przybyła mogła być samurajką wcale nie poprawiał sytuacji, chociaż fakt, że wyszła otwarcie w ich stronę zdawał się potwierdzać motyw o jawnym postępowaniu - że też Asagi jeszcze pamiętał takie rzeczy! W każdym razie, inny samuraj to również mogły być kłopoty.
Pan Sayamaka, z podwyższonym tempem pracy serca, szybko przyjrzał się uważniej strojowi dziewczyny poszukując mon'ów szkoły jaką ćwiczyła. Nie mógł jednak takowych odnaleźć, twarz wojowniczki również niczego mu nie podpowiadała, co wcale nie oznaczało, że nie przybyła tutaj po jego głowę. Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Chociaż od czasów gdy porzucił dojo Taka-ryu po nieudanej inwazji na te przeklęte północne ziemie minęły lata, to jednak przeczuwał, że przeszłość się o niego upomni. Czyżby to dzisiaj miał przyjść ten dzień? Czy teraz, gdy znów zaczęło mu na kimś zależeć, jasna cholera, zaczęło mu na kimś zależeć (szlag!), musiało się stać to? Asagi raz jeszcze spojrzał na Shikako z wyrzutem, to była jej wina. Gdyby nie ona nie stałoby się z nim TO i TO co przed nim teraz stało nigdy by nie przybyło. Chyba, że nie była to jego zguba, ale kto wie? Cóż, same domysły do niczego go nie zaprowadzą.
Niebieskooki ponownie spojrzał na Arisu, która nie wyglądała aż tak złowrogo jak się obawiał, ale nie zmieniało to faktu, że chciał zachować czujność. NIe zamierzał jednak okazywać lęku. A bał się. Nie był gotowy na potencjalną śmierć, już nie był. Wykonawszy zatem chiburi i chowając miecz w stylu swojej dawnej szkoły, chociaż troszku niechlujnie, ex-samuraj podszedł do drzewa, pod którym leżał zerwany wiatrem kapelusz i umieszczając go na powrót na swej głowie odwrócił się raz jeszcze w stronę dziewczyny, po czym zaczął w jej stronę kroczyć, stając ok. 3 metrów od niej.
Sayamaka Asagi, samuraj bez pana. przedstawił się tak, jak wymaga tego etykieta. Co prawda, mógłby zełgać i nie podawać ani swego imienia, ani tym bardziej nazwiska, ale stare przyzwyczajenia, tak skutecznie tłamszone, zrobiły swoje i wylazły na wierzch. Miało to jednak i swoje dobre strony, teraz przybyła powinna powiedzieć kim jest i czego chce. A on bardzo chciał to wiedzieć. Niepewność i obawy zjadały go teraz od środka. Nie bał się jednak tego, że ta tutaj go zabije. Bał się, że da się jej zabić. Jego lewa dłoń odruchowo oparła się na saya miecza, tak jak przed laty go uczono. Był spięty, czuł że jego ciało napina się, mięsień po mięśniu. To nie była postawa wytrawnego szermierza, lata "niebytu" zrobiły swoje - był fizycznie znacznie starszy niż w rzeczywistości. Pogubił tak wiele z tego co umiał, czyżby dziś miał zapłacić za to karę? Cóż, wszystko okaże się z odpowiedzią nieznajomej, w każdym razie, taką miał nadzieję. Bo jak zostało powiedziane, zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później przeszłość się po niego upomni. Świat, który dawniej kochał, a obecnie nienawidził i miał w pogardzie musiał w końcu sobie o nim przypomnieć i zażądać zapłaty - taki właśnie był. Jedyne, co nie było dostępne dla samuraja to wolność, zawsze jego życie leżało w rękach seniora. Na jego jedne skinienie miał być gotowym oddać życie, zaryzykować wszystkim i wykonywać rozkazy bez szemrania. Taka była jego droga, taki był los. Czyż aby nie "służyć" znaczy ten tytuł? Samuraj, nie wojownik, nie strażnik, nie mistrz ceremonii, lecz właśnie samuraj. Bo chociaż mógł być każdym z nich pełniąc swą powinność, to podstawowym określeniem opisującym jego los, stanowiącym swoisty wyznacznik kierunku i siłę ciążenia było właśnie służyć. Niebieskooki był dawniej dumny z tego, że służy. Dzisiaj wstyd mu było za siebie i nienawidził swej osoby z dawnych lat. Nienawidził całego tego kłamstwa które wokół służby i powinności wyrosło. On wiedział. On zrozumiał, że wszystko to, co z nimi zrobiono to było jedno wielkie kłamstwo, mające na celu... Nie! Nie traćmy czujności, nie teraz, kiedy możliwe jest, że ta przeklęta przeszłość postanowiła się o niego upomnieć.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Hmmm... przekręciła głowę na bok, prawie jak sówka, gdy obserwowała ruchy nieznajomego mężczyzny. Gdy ją zobaczył miała wrażenie, jakby speszyła go jej obecność. Mimo wszystko nie mówiła jeszcze nic, lecz przyglądała mu się prawie bezmyślnie. Zakończył swój trening, więc to, co wzbudziło w niej zainteresowanie prysło jak mydlana bańka. Zastanawiała się dlaczego ten człowiek, który swoją drogą wyglądał na bezdomnego, trenuje tutaj, na przedmieściach metropolii. Znała się trochę na sztuce, dlatego widziała, że z jego umiejętnościami mógłby zapewnić sobie całkiem godny żywot. Jej wzrok zawisnął na jego kosode. Nie doszukiwała się w nim jakiejkolwiek tożsamości, lecz nie chciała patrzeć nigdzie indziej, aby go nie zezłościć. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś, z kim można obchodzić się bez oddawania mu należnego, przynajmniej w jego mniemaniu, szacunku. Mimo, że był zaniedbany i biedny, widać było, że nosi w sobie pewną godność. Obserwowała go, gdy podnosił z ziemi kapelusz i zakładał go na głowę, lecz dopiero imię i nazwisko wybudziło ją z transu myśli o nim.
A więc jest samurajem... huh... mogła się tego spodziewać... ale bez pana? Gdy pomyślała nad tym chwilę stwierdziła, że dla typowego samuraja takie określenie mogłoby być nawet obraźliwe. Dlaczego więc nie ukrywa tego, lecz mówi o tym nieznajomej w swoich pierwszych słowach? Może szczyci się tym, że jest samotny, tak jak ona? Nic nie wskazywało jednak na to, że cieszy się swoją wędrówką. Ronin... tak chyba brzmiała nazwa tych, którzy wyrzekli się służby. Ari nie do końca zdawała sobie sprawę na czym polega to wieczne oddanie, ponieważ słowa "samuraj" nie tłumaczyła dosłownie. Wiedziała, co ono oznacza i jak należy je rozumieć, jednak jej interpretacja tej ścieżki życia była kompletnie inna. Na to jednak przyjdzie jeszcze czas. Ukłoniła się nisko w odpowiedzi na przedstawienie się mężczyzny.
- Arisu Masako, samuraj... bez celu... - Dopiero teraz podniosła głowę. Miała nadzieję, że nie będzie urażony tym, że sparafrazowała jego powitanie. Uśmiechnęła się delikatnie, chcąc jakby ocieplić swoje pierwsze wrażenie. Nie szukała konfliktu. Wręcz przeciwnie, po długim okresie samotności człowieka ciągnie do drugiego jak magnes. Pragnie kontaktu i potrafi być życzliwy, aby tylko móc z kimś obcować. Nie liczył się temat rozmowy, ani nawet ten drugi człowiek. Arisa robiła to dla siebie, chcąc zaspokoić potrzebę towarzystwa.
- Proszę, nie. - Powiedziała, gdy zobaczyła, że opiera dłoń na rękojeści miecza. Widział w niej zagrożenie, czy chciał zaatakować pierwszy? Pierwsza opcja schlebiała jej, lecz udzieliło jej się nieco nerwowe napięcie, które wprowadził. Chciała nieco rozładować atmosferę.
- Zauważyłam tylko, że trenujesz, Asagi-san i chciałam poobserwować. Przepraszam, jeśli Ci przeszkodziłam. Nie było to moim celem. - Złożyła krótki, lecz głęboki ukłon. Grzywka opadła jej znowu na prawe oko, więc jednym ruchem głowy odgarnęła ją na bok.
- Szukałam jedynie jakiegoś jeziorka, w którym mogłabym się ochłodzić, ale widzę, że to nie moja głowa jest tu najgorętsza. - Uśmiechnęła się już teraz szerzej i śmielej.
- Może zrobisz sobie krótką przerwę? Czy wolisz może... kontynuować trening? - Rzuciła mu wyzwanie! Zuch dziewczyna! Nie miała z nim szans, więc wolałaby jednak chyba, aby zrobił sobie przerwę.
A więc jest samurajem... huh... mogła się tego spodziewać... ale bez pana? Gdy pomyślała nad tym chwilę stwierdziła, że dla typowego samuraja takie określenie mogłoby być nawet obraźliwe. Dlaczego więc nie ukrywa tego, lecz mówi o tym nieznajomej w swoich pierwszych słowach? Może szczyci się tym, że jest samotny, tak jak ona? Nic nie wskazywało jednak na to, że cieszy się swoją wędrówką. Ronin... tak chyba brzmiała nazwa tych, którzy wyrzekli się służby. Ari nie do końca zdawała sobie sprawę na czym polega to wieczne oddanie, ponieważ słowa "samuraj" nie tłumaczyła dosłownie. Wiedziała, co ono oznacza i jak należy je rozumieć, jednak jej interpretacja tej ścieżki życia była kompletnie inna. Na to jednak przyjdzie jeszcze czas. Ukłoniła się nisko w odpowiedzi na przedstawienie się mężczyzny.
- Arisu Masako, samuraj... bez celu... - Dopiero teraz podniosła głowę. Miała nadzieję, że nie będzie urażony tym, że sparafrazowała jego powitanie. Uśmiechnęła się delikatnie, chcąc jakby ocieplić swoje pierwsze wrażenie. Nie szukała konfliktu. Wręcz przeciwnie, po długim okresie samotności człowieka ciągnie do drugiego jak magnes. Pragnie kontaktu i potrafi być życzliwy, aby tylko móc z kimś obcować. Nie liczył się temat rozmowy, ani nawet ten drugi człowiek. Arisa robiła to dla siebie, chcąc zaspokoić potrzebę towarzystwa.
- Proszę, nie. - Powiedziała, gdy zobaczyła, że opiera dłoń na rękojeści miecza. Widział w niej zagrożenie, czy chciał zaatakować pierwszy? Pierwsza opcja schlebiała jej, lecz udzieliło jej się nieco nerwowe napięcie, które wprowadził. Chciała nieco rozładować atmosferę.
- Zauważyłam tylko, że trenujesz, Asagi-san i chciałam poobserwować. Przepraszam, jeśli Ci przeszkodziłam. Nie było to moim celem. - Złożyła krótki, lecz głęboki ukłon. Grzywka opadła jej znowu na prawe oko, więc jednym ruchem głowy odgarnęła ją na bok.
- Szukałam jedynie jakiegoś jeziorka, w którym mogłabym się ochłodzić, ale widzę, że to nie moja głowa jest tu najgorętsza. - Uśmiechnęła się już teraz szerzej i śmielej.
- Może zrobisz sobie krótką przerwę? Czy wolisz może... kontynuować trening? - Rzuciła mu wyzwanie! Zuch dziewczyna! Nie miała z nim szans, więc wolałaby jednak chyba, aby zrobił sobie przerwę.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Drzemało się jej całkiem dobrze i dopiero czyjaś dodatkowa obecność i głosy sprawiły, że się obudziła . No dobra może też miało to coś wspólnego z tym, że zabrał kapelusz, który zasłaniał jej światło. Usiadała i w milczeniu obserwowała rozwój sytuacji, która wydawała się nieco napięta.
A przy tym dość dziwna, dziewczyna uśmiechała się i wygadała na niezbyt groźną… wyglądać to sobie mogła, a jak to było naprawdę cóż, widać, ze coś tam umiała skoro taszczył coś tak wielkiego i nieporęcznego w opinii Shikako jak naginata. Suzu uznał, że skoro zadaje sobie tyle trudu by łazić z tym na plecach to pewnie umie to z tamąd wyciągnąć i tym się bronić a co gorsza atakować. A ta tu jeszcze się uśmiechała… to było nieco wytrącające z równowagi a przynajmniej wzmagające czujność. I coś tam jeszcze mówiła o trenowaniu.
Zanim kunoichi się odezwała to o dziwo pomyślała i ugryzła się w język ( choć to zabolało, ale na pewno mniej niż ewentualne spotkanie z naginatą). –Przerwa? – zapytała z nadzieją w głosie
A przy tym dość dziwna, dziewczyna uśmiechała się i wygadała na niezbyt groźną… wyglądać to sobie mogła, a jak to było naprawdę cóż, widać, ze coś tam umiała skoro taszczył coś tak wielkiego i nieporęcznego w opinii Shikako jak naginata. Suzu uznał, że skoro zadaje sobie tyle trudu by łazić z tym na plecach to pewnie umie to z tamąd wyciągnąć i tym się bronić a co gorsza atakować. A ta tu jeszcze się uśmiechała… to było nieco wytrącające z równowagi a przynajmniej wzmagające czujność. I coś tam jeszcze mówiła o trenowaniu.
Zanim kunoichi się odezwała to o dziwo pomyślała i ugryzła się w język ( choć to zabolało, ale na pewno mniej niż ewentualne spotkanie z naginatą). –Przerwa? – zapytała z nadzieją w głosie
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Bez celu, hę? odpowiedział na słowa dziewczyny, powoli odsuwając lewą dłoń od ostrza miecza, aż do umieszczenia jej wzdłuż biodra. Nie ufał nowo przybyłej, w zasadzie, mało komu obecnie ufał, ale też z drugiej strony nie uważał tej cechy za coś złego. Arisu zaintrygowała go na swój sposób, czyżby była podoba do niego? Dziewczyna zachowywała zasady etykiety, nie spoglądała mu prosto w oczy, ale on nie miał takich oporów. Wystarczyło jedno, przelotne spojrzenie, by wiedział, że są ulepieni z zupełnie innej gliny. Władająca naginatą nie była taka jak on, nie była też tym, za kogo ją pierwotnie brał, jednym słowem, nie stanowiła zagrożenia.
Witamy zatem w Ryuzaku no Taki, mieście pełnym cudów i zdziwaczałych mnichów. podjął rozmowę z lekkim wyszczerzeniem się, to do Arisu, to do Shikako, która się właśnie obudziła.
Co się zaś tyczy jeziorka, którego poszukiwała samurajka, to z tego co pamiętał niebieskooki w pobliżu było takowe. Nie był do końca pewien, czy wolno w nim pływać, ale zaraz! Czy ta tutaj właśnie stwierdziła, że chciała się kąpać w środku miasta? Asagi źle odczytał swój los, bowiem ten ewidentnie chciał mu pomagać, nie karać go. Dopiero co udało mu się zarobić roczny zapas sake, znaleźć dziewczę które "dobrze zna, refrenu sens", a teraz samurajkę która... No właśnie. Czerwona lampa!
Arisu-san, czy to jakaś propozycja jest? zapytał przechylając lekko głowę i posyłając badawcze spojrzenie. Może wyglądał na mało poważnego, ale mimo wszystko wolał zachowywać takie pozory i dowiedzieć się, czy to wszystko nie ma czasem na celu zaciągnięcie go nad wodę, zmuszenia do zostawienia miecza na brzegu by finalnie utopić jego osobę. Bo jeśli chodziło o wspólną kąpiel w jeziorku, to pan Sayamaka nie miał nic przeciwko, ani też oporów. Nagość była dlań czymś naturalnym i normalnym. Czuł, że dziewczę go prowokuje i sprawdza, na ile może sobie pozwolić, toteż dlaczegoż by nie miał zrobić tego samego?
Jest tutaj w okolicy jeziorko, niezbyt duże, ale o krystalicznie czystej wodzie, w każdym razie tak powiadają. podjął po chwili, dodając do Shikako Tak, przerwa w spaniu. Pani Arisu chyba proponuje nam przyjemną kąpiel w wodach pobliskiego stawu, no chyba że wolisz gorące źródła, takowe też tutaj mamy. końcówka pytania, była skierowana oczywiście do samurajki. Innymi słowy, odwracamy kota ogonem, teraz to on nie tylko odpowiedział na jej wyzwanie, ale podjął tę grę i zrobił kolejny krok. Ciekawe, do czego go ów ścieżka doprowadzi, może do piekła, jak to zwykle z ciekawością bywa?
Witamy zatem w Ryuzaku no Taki, mieście pełnym cudów i zdziwaczałych mnichów. podjął rozmowę z lekkim wyszczerzeniem się, to do Arisu, to do Shikako, która się właśnie obudziła.
Co się zaś tyczy jeziorka, którego poszukiwała samurajka, to z tego co pamiętał niebieskooki w pobliżu było takowe. Nie był do końca pewien, czy wolno w nim pływać, ale zaraz! Czy ta tutaj właśnie stwierdziła, że chciała się kąpać w środku miasta? Asagi źle odczytał swój los, bowiem ten ewidentnie chciał mu pomagać, nie karać go. Dopiero co udało mu się zarobić roczny zapas sake, znaleźć dziewczę które "dobrze zna, refrenu sens", a teraz samurajkę która... No właśnie. Czerwona lampa!
Arisu-san, czy to jakaś propozycja jest? zapytał przechylając lekko głowę i posyłając badawcze spojrzenie. Może wyglądał na mało poważnego, ale mimo wszystko wolał zachowywać takie pozory i dowiedzieć się, czy to wszystko nie ma czasem na celu zaciągnięcie go nad wodę, zmuszenia do zostawienia miecza na brzegu by finalnie utopić jego osobę. Bo jeśli chodziło o wspólną kąpiel w jeziorku, to pan Sayamaka nie miał nic przeciwko, ani też oporów. Nagość była dlań czymś naturalnym i normalnym. Czuł, że dziewczę go prowokuje i sprawdza, na ile może sobie pozwolić, toteż dlaczegoż by nie miał zrobić tego samego?
Jest tutaj w okolicy jeziorko, niezbyt duże, ale o krystalicznie czystej wodzie, w każdym razie tak powiadają. podjął po chwili, dodając do Shikako Tak, przerwa w spaniu. Pani Arisu chyba proponuje nam przyjemną kąpiel w wodach pobliskiego stawu, no chyba że wolisz gorące źródła, takowe też tutaj mamy. końcówka pytania, była skierowana oczywiście do samurajki. Innymi słowy, odwracamy kota ogonem, teraz to on nie tylko odpowiedział na jej wyzwanie, ale podjął tę grę i zrobił kolejny krok. Ciekawe, do czego go ów ścieżka doprowadzi, może do piekła, jak to zwykle z ciekawością bywa?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości