Krótki wygląd:https://imgur.com/a/9wDbR - po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego, plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców - długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą - blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari - katana - plecak
Tak, to wszystko było skomplikowane i trudne, lecz czy kiedykolwiek coś w życiu było proste? Ich relacje układały się dziwnie, to fakt, ale Hayami na to nie narzekał; momentami nawet wolał to, co go łączyło z pasterzem i shinobim, tą dziwną przyjaźń, zarazem naienie prostą i trudną w odbiorze...Przyjaźń? Czy tak można było to nazwać? Z jednej strony rysunki, kamień, papier i nożyce, ciche dni pod wspólnym dachem i walka łączy ludzi, czyni z nich braci, ale z drugiej...Musiał pamiętać, by hamować przy nich swoją porywczość, wstrzymywać rozpędzone konie młodzieńczej fantazji. To nie twoje wybory powinny im dyktować drogę.
Słuchał uważnie ich słów. Słuchał Shijimy, który - zapewne nauczony doświadczeniem po tym, co zdarzyło się wcześniej, może po prostu pewien swojej wiedzy rodem z przepaści życia - kazał mu wracać do domu i przytulić matkę, dopóki ją masz. Miał rację. Musi wrócić, upewnić się, że jego rodziny nie spotkało nic złego.
Bo w końcu to dla nich tu przyszedłeś, Hayami. Tylko dla nich i dla idealistycznej wizji walki w obronie rodzinnych stron, nie obchodziła Cię nagroda - nie miałeś sobie ni do zarzucenia, zrobiłeś wszystko, co mogłeś. I've traded everything that I love for the one thing.
Na jego głowie również znalazł się kaptur; płaszcz osłonił go przed chłodem, wyglądał tak, jak poprzednio (zimna woda i pomocna pani w namiocie zdziałały cuda!).
Gdyby tylko jeszcze do poprzedniego stanu wróciło jego serce.
Poszedł za Shijimą i Seinaru, nic nie mówiąc. Odebrał swój udział - nie liczył dokładnie, ile tego było, choć mogła to być spora suma - i ukrył to w kieszeni razem z bandażami i innymi przedmiotami. Załatwiwszy to, co było do załatwienia, napisawszty bardzo szybki i krótki list do Sagisy, ruszył za Keiem i Shijimą. Imię tego ostatniego było miękkie, łagodne, bardzo pasowało do tej cichej, niezbyt wybuchowej osobistości. Było jak dźwięk, cichy, ale przeszywający duszę. Twarde, konkretne Kei odpowiadało z kolei zwykłemu pasterzowi, przywódcy owiec. Tak, Kei na prezydenta owieczek!
On sam zaś był Hayamim - rozrastającym się młodym drzewem, pełnym sił, ale pozbawionym doświadczenia. Szli więc, demon, drzewo i fala, a naprzeciwko nim wychodził świat o twarzy chorej prostytutki.
W jego kieszeni spoczywał bezpiecznie list. Będzie musiał go powierzyć komuś w wiosce.
Z.T.
0 x
though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east
- Dokończę rysunek i możemy ruszać. - Musiał? Nie musiał. Mógł to zupełnie olać, pewnie i tak nikogo to nie obchodziło. Jak i cała ta wojna. Szkice nie zajęły szczególnie długo, ale i tak ponad godzina zleciała. Shijima nie bardzo zwracał uwagę na to, co robi Seinaru i Hayami, czy już poszli, czy nadal tutaj byli, czy może po prostu kręcą się wokół namiotu. Dokończył to, co chciał, żeby dokończone zostało i dopiero wtedy się zebrał. Ta chwila czasu wystarczyła, żeby się uspokoił w większej części i odsapnął. Potrzebował snu - dużej ilości snu w cieple, bo aktualnie spać mógłby nawet na podłodze, nie robiło mu to żadnej różnicy. Czerwień zapłonęła w jego oczach, kiedy rozglądnął się za znajomymi twarzami - śmieszna sprawa, oni nie znali jego, ale on ich tak. Creepy. Znalazł w tłumie parę jednostek, którym chciał najzwyczajniej w świecie podziękować i pogratulować. Między innymi członkom klanu Yamanaka, bez których ta wojna byłaby tragedią czy Hoshiemu, który dzielnie bronił ich oddziału, potem do Tego Nowego jak go nazwał w oddziale, ten od klonów, który gdzieś się potem zawieruszył w wojnnej kurzawie. I do wszystkich tych osób zawitał, wymieniając chociażby prosty ukłon i rzucając krótkie "dziękuję". Przecież zasłużyli na podziękowania, na nagrody, na sławę – i to nie od kogoś takiego malutkiego jak on, ale kto wie, może dostaną sławetny uścisk dłoni prezesa. Shijima po prostu chciał i podziękować. Wsystkie te klany i szczepy połączyły się w obliczu zagrożenia, ale pewnie szybko o tym zapomną. Wystarczy jedna iskra, żeby zaczęli mordować siebie wzajem. Nie żeby znał się na polityce, nie miał w niej nic do powiedzenia, nie chciałby mieć. Dobrze mu się żyło z boku.
Przecież oni wszyscy tutaj wygrali tą wojnę, winni być w blasku fleszy i w samym centrum atrakcji.
Zatrzymał się przed Kenshim, by skłonić się przed nim głęboko.
- Walczenie u twojego boku było zaszczytem, Panie. - Wyprostował się, by spojrzeć dowódcy oddziału w twarz.- Jestem pełen podziwu dla Pana zdolności. Życzę powodzenia w dalszych podróżach. - Pewnie powinien klepnąć jakąś religijną formułkę... byłaby na miejscu. Tylko że nie bardzo wierzył w bogów. I tak samo zrobił z Shinjim - o ile gdzieś się tutaj kręcił. Tak minęły kolejne godziny. Wiedział, że Kei chciał jak najszybciej opuścić to miejsce dlatego go nie zatrzymywał – śmieszne, bo Shijima miał wrażenie, jakby do tego pola bitwy przynależał. Jakby świat poza nim był słabym snem, który rozpryśnie się, kiedy zbliży się do niego palec, dlatego lepiej trzymać się z daleka – niech się unosi, niech trwa, byle nie znikał. W końcu po to są marzenia, by o nich śnić.
Good to go. Skierowali się w stronę namiotu, gdzie mieli odebrać swoją dolę za ta felerną wojnę. Shijima jeszcze tylko załatwił sprawę z tymi portretami u dowództwa. Naszkicował głównych złych i przekazał ich dalej.
Opuścili pole wojny we trzech.
[z/t]
Już chyba po wszystkim... Z pola walki nie dobiegał już szczęk broni, okrzyki bojowe czy ostatnie jęknięcia. Już było cicho. Po głowach shinobi'ch rozległ się ostatni rozkaz: wracać za mur. Jednak Akarui wiedział, że nie może ot tak odejść od potrzebujących i pójść odpocząć. Nie. Ktoś go tu jeszcze potrzebował. Było tu jeszcze wiele cierpienia, bólu i agonii, a medyk musi spełnić swój obowiązek do samego końca. Pacjenta albo swojego. Jedna z lekcji, jakie zdołał przekazać mu jego ojciec. Po to przybył pod mur, by uratować jak najwięcej żyć, by szansę na powrót do swoich domostw, do swoich rodzin i ukochanych, miało jak najwięcej tych dzielnych żołnierzy.
Ostatni pacjenci zostali zabrani za mur dość długo po wydaniu rozkazu. Nie każdego i nie w każdym stanie dało się ot tak po prostu przenieść przez jedną z dziur, a do bram było za daleko. Tak więc Akarui był jednym z ostatnich wracających do domu. A obok niego jego nierozłączny kompan, Usashimaru: - Usa-san, dzięki za wszystko, jestem Twoim dłużnikiem! Bez Ciebie padłbym pewnie w pierwszej fali natarć... Słuchaj, jeśli kiedyś był przypadkiem w Shigashi no Kibu, zapraszam do siebie, sklepik zielarski i prywatna przychodnia rodziny Tozawa!
Ostatni pacjenci trafili na szybko przygotowane prycze. Nie każdy mógł od razu wrócić do domu. Stąd też kolejna decyzja młodego medyka, który postanowił się nią podzielić ze swoim kompanem: - Wiesz, postanowiłem trochę tu zostać. Nie mogę tak po prostu opuścić tego miejsca. Czuję, jakbym jeszcze nie dokończył roboty, do której się zgłosiłem... W wolnej chwili skreślę tylko list do mamy, by się nie martwiła i do swoich przełożonych... A Ty?
W międzyczasie Akarui został złapany przez jednego z tych urzędników. Tu parafka, tam parafka, na trzeciej stronie nic, pod koniec podpis, dzisiejsza data, nazwisko panieńskie matki... Ej! A to po co komu??
Masaru przeszedł przez przejście w murze i dostał się do obozowiska gdzie rozpoczęła się cała ta zabawa. Kasa odebrana więc zostało tylko jedno. Podszedł do jednego z ognisk gdzie w garze gotowała się zupa i zabrał jedną z misek pokazując kucharzowi aby lał. Zabrał pożywienie i przeniósł się do spokojniejszej części tego obozu. Tam zjadł a następnie zdrzemnął się przykrywając się swoim płaszczem opierając o wielki wachlarz. Nic sobie nie robił z dziwnych spojrzeń że jak by nie patrzeć ma trupa na kukłach. Popatrzył na Keitę i odleciał. Spał kilka godzin i gdy się zbudził czuł że jego siła jest odnowiona. Wypoczęty podniósł jeden ze zwoi dla kukieł, i zapieczętował w nim ciało poległego towarzysza. Niech spoczywa w pokoju, do czasu aż wymyśli co zrobić z zwłokami tak aby mu się to opłaciło. Drugą kukłę również zapieczętował i schował. Została kukła matki. Jeszcze dokonał zmian i porządków w torbie i kaburach jako tako doprowadzając to wszystko do stanu użyteczności. Ojciec został przed zamknięciem troszkę otarty z brudu i sprawdzony za to z matką będzie trzeba się nachodzić. Ruszył przed siebie do jednego z namiotów warsztatowych, odczekał na swoją kolej i położył lalkę na stole. Raz dwa, rozmontował co było złe, przeczyścił, wymienił osmolone deski na inne kawałki drewna. Jakieś małe żelastwa nienadające się od użytku było łatwo zastąpić i po godzince czy tam dwóch kobieta marionetka śmigała jak nowa. Uczesana, ubranie wyprane w wiadrze, wszystko jak dawniej. Dla niej jednak nie było miejsca w zwojach więc postanowił zarzucić ją na plecy korzystając z jej liny, owinął się nią przez bark i umocował kukłę na skórze z niedźwiedzia. Powolnym krokiem skierował się do wyjścia z obozu, jeszcze nie opuszczał tej prowincji ponieważ nie wiedział czy ekspedycja która jeszcze nie wróciła nie ściągnie na nich jakiś kłopotów nowych. Do tego dołączenie do obrońców muru było bynajmniej ciekawą propozycją. Tak więc musiał się dowiedzieć tego i owego. Zwłaszcza że nawet w ogłoszeniu pisało o tym że przyjmą po walce każdego chętnie. Ale w chwili obecnej kawałek się przejść nikomu nie zaszkodzi prawda?
Użytkownik musi stać obok zwoju (i takowy posiadać, rzecz jasna)
Opis Podstawowa technika specjalistów w pieczętowaniu, wymagająca użycia zwoju. Shinobi staje w pobliżu papirusu i nakłada na papier (lub obok, jeżeli przedmiot jest za duży) to, co ma zostać zapieczętowane wewnątrz. Następnie przelewa do obu - przedmiotu i zwoju - swoją chakrę i składa pieczęć tygrysa. Efektem jest zamknięcie wewnątrz papieru docelowego przedmiotu, który następnie można w każdej chwili ponownie odpieczętować.
Uwaga Pieczętowanie materiałów organicznych (m.in. materiałów do przeszczepu) możliwe jest przy pomocy tej techniki dopiero od Fūinjutsu C.
Już było po wszystkim. Idąc do obozu Ren mogła liczyć na pomoc młodego Senjiu. Idąc i opierając się na nim nasza bohaterka oglądała pole bitwy. Po drodzę mijali dziesiątki ciał. Część z nich należała do shinobi ale naszczęście większość to byli dzicy. Po drodze Rokuro wypowiedziała wymowę o tym jak dobrze się wszysvy spisali. Słuchając tej wypowiedzi uwagę Ren przykuła informacja o tym że ktoś uporał się z bestią. To już raczej nie była sprawa Ren. Gdy tylko uporała się z drogą obróciła się w stronę jej wybawcy. Wielkie dzięki za pomoc. Sama nie dałabym rady. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. Poczym uśmiechneła się i znikneła w tłumie ludzi. Kto wie może na serio kiedyś drogi tej dwójki młodych ludzi się skrzyżują. Idąc w tłumie poszła prosto do namiotu dowódcy odebrać to co się jej należało. Po odebraniu nagrody pieniężniej udała się aby coś zjeść. Ta cała ekspedycja całkiem ją zmęczyła. Musiała na chwilę usiąść i wszystko sobie przemyśleć.
Gdy doszła do namiotów w których ludzie biesiadowali i obżerali się, sięgła po suchy prowiant i dużo wody. Chociaż dużo to mało powiedziane. Po spędzeniu kilku dobrych minut w tak wysokiej temperaturze bardzo chciało się jej pić. Musiała znaleźć jakiejś miejsce gdzie mogłaby usiąść. Rozglądając się zauważyła dwójkę ludzi pokazujących palcami na jakiegoś człowieka. Siedział on sam jak palec pod drzewem niedaleko ognisk i namiotów z jedzeniem. Przechodząc koło nich usłyszała jak mówią o nim "szaleniec" i "psychopata". Zaintrygowało ją to trochę. Postanowiła do niego podejść i po prostu zagadać. Wzieła swoje jedzenie i dosiadła się do nieznajomego. Smacznego. Czy mogę się dosiąść?Ciekawie tamta dwójka o tobie mówiła.
W tym momęcie dziewczyna dosiadła się bliżej. Szczerze mówiąc to chciałabym o czymś z tobą porozmawiać. Mam pewną ofertę dla ciebię. Chciałabym kogoś zabić. Podzielimy się po połowie wszystkim co przy niej znajdziemy. Posiada ona umiejętności sensoryczne. Znam jej czakrę więc nie będzie problemów z jej rozpoznaniem. A przepraszam gdzie moje maniery. Nazywam się Ren i posiadam umiejętności sęsoryczne i władam Suitonem na niskim poziomie. Jak możesz zauważyć walczę Kusari-Gamą. Wracając do tematu. Nasz cel będzie pewnie przechodził traktem więc tam się na nią zasadzimy. Więcej ci powiem jak się zgodzisz.
Masaru wrócił do obozu w miarę zadowolony z siebie i od razu zobaczył jak grupa ekspedycyjna wraca. Czyli wojna zakończona, generalnie rzecz biorąc poczuł się jak by teraz uderzył w niego piorun. Przecież członkowie organizacji obrony muru nie będą mieli czasu zajmować się nowym rekrutem i bawić w przyjmowanie. Będzie musiał wrócić tutaj za kilka dni. Westchnął ciężko nad swoją głupotą i uznał że niestety nie ma już nic do zrobienia tutaj. Ale po namyśle pięć minut w jedną go nie zbawi prawda? No własnie, dlatego poszedł wolnym krokiem do ogniska gdzie dawali pokarm i poczęstował się z gara średniej wielkości porcją zupy i bochenkiem chleba. Odszedł kawałek siadając pod drzewem i rozpoczynając ucztę. Jadł jadł i jadł aż w końcu zobaczył że podchodzi do niego dziewczyna. Młodsza, srebrno włosa z czerwonymi oczyma. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby był młodym odsłaniającym twarz młodzieńcem z napakowaną klatą, a nie chudym walniętym socjopatą która wybuchał salwami śmiechu podczas eksterminacji wroga, nawet nie przestając się śmiać kiedy jego towarzysze broni umierali w męczarniach. Koniec końców ratując upadających z muru, dwóch z nich zabił a jednego uratował. I jakoś go to nie ruszyło, to też musiało zostać odnotowane. Więc nic dziwnego że pewnie wytykano go palcami i szydzono, wyglądało na to że dziewczyna przeszła się koło jednej z takich parek które go obgadywały ponieważ patrzyli co jakiś czas na niego. Im bliżej była tym bardziej go zastanawiał cel jej podróży. Gdy majestatycznie domaszerowała do jego osoby od razu rozwiała wszelkie wątpliwości. Krótko, treściwie, składnie, bez trwogi, obrzydzenia, po porostu powiedziała o co chodzi, strasznie mu to zaimponowało. Od razu przystał na jej prośbę. W końcu mieć taką towarzyszkę podczas podróży to całkiem, ale to całkiem fajna sprawa. A może i zarobią coś. Nachylił się do niej, rozejrzał czy nikt ich nie słyszy i powiedział:
Moje imię Masaru Yoshida, kuglarz, posługujący się Futonami wysokiej rangi. Jeśli dobrze rozumiem ty jesteś sensorką która ma urazę do jednej z Kunoichi, która jak się nie mylę była z tobą na ekspedycji i zaszła ci za skórę. Powinnaś pamiętać jej czakrę więc zrobienie zasadzki na trakcie jest możliwe. Schowamy się po drodze i po prostu zaatakuję ją od tylu w momencie kiedy ty mi dasz znak że to ta osoba. Ja zabijam, ty będziesz czujką, ja pakuje ciało i zwijamy się, ja dowodzę żeby była jasność. Cieszę się że spotykam tutaj kogoś tak kompetentnego jak ja. I tak to oznacza że się zgadzam i tak jestem walnięty.
Uśmiechnął się zawijając z powrotem bandaż na usta i poddał rękę nowej towarzyszce. Ruszajmy więc ku przygodzie! Ale wcześniej odpocznijmy i doprowadzimy cię do porządku. Po tym jak dziewczyna najadła się i odpoczęła ruszyli we dwójkę na trakt.
Z/t REN/MASARU
Szli przez pole bitwy, niemal depcząc po trupach wrogów i sojuszników. W tej sytuacji Hisui cieszyła się, że jej tu nie było. Taka rzeź, tyle przelanej krwi.. Z jej wzrokiem, widziałaby tyle śmierci, że przez pól bitwy pewnie spędziłaby rzygając jak kot. Nawet teraz było jej niedobrze, ale ciężar Kisho był dziwnie pocieszający. Jak zapewnienie, że oni zrobili wszystko co tylko mogli by ocalić siebie nawzajem i siebie chronić, by wrócić w niemal tym samym składzie. Właśnie, w niemal.
Hyuuga delikatnie przekazała rannego w ręce odpowiednich służb, ostatecznie zamykając oczy i otwierając je jako całkiem normalne. Była blada, zmęczona, głodna.. I zła. Patrzyła na Sowę, wiedząc, że coś ukrywa, że nie mówi im prawdy i skrzywiła usta, gdy ta wspomniała o zapłacie. Oddała by te wszystkie pieniądze, gdyby tylko dostała kilka słów wyjaśnień. Co się stało z bestią. Co tam zaszło. Czemu Kyoushi jest inny.. I czemu go pilnują.
Oparła się dłonią o ramię stojącego obok ToshioKlona i westchnęła głęboko. Jakoś do niej nie docierało, że to koniec. Wciąż się jej wydawało, że coś się im czai za plecami, że wyskoczą dziwne rośliny albo wylecą wybuchające ptaki. W końcu jednak uśmiechnęła się do drewnianego chłopaka i wyciągnęła notatnik.
- Nie wiem jak do końca działa ta cała sprawa z waszą dwójką, ale było mi bardzo miło poznać i współpracować - przekazała klonowi, zerkając też na oryginał. Miała dziwne uczucie rozdwojenia, jeśli o nich chodzi. Teoretycznie, wiedziała, ze klon i Toshio to ta sama osoba.. Z drugiej, przez to, że przeżyła więcej z klonem, to z nim czuła większą więź. Byłoby jej przykro, gdyby po prostu znikł. Przekrzywiła lekko głowę.. Po czym z zaskoczenia walnęła go mocno w plecy, szczerząc się szeroko. Dla niej był to wyraz radości i sympatii. Skinęła głową Ren, która pierwsza się urwała, po czym podeszła do Takieshiego. Od początku trzymali się razem, był jej głosem.. A potem zabił Rakana. Tak po prostu. Była wściekła jak tylko o tym pomyślała. Schowała notatnik do kieszeni. To, co chciała wyrazić nie mieściło się w słowach pisanych. Mówionych zresztą też. Pociągnęła go lewą dłonią do dołu za bandaże na szyi, delikatnie, jakby chciała mu coś powiedzieć na ucho lub pocałować.. A następnie jej dłoń w rozmachem wylądowała na jego twarzy z satysfakcjonującym plaskiem, zostawiając ładny odcisk. Czekała na jego reakcję.
Widział jak wyłupiastooka przyprowadza do niego Kisho i chyba mocno się zdziwiła, że potrafił leczyć. Potrafił to już od jakiegoś czasu, ale nie miał co się z tym afiszować, bo nie zdarzyła się nawet okazja do zaprezentowania takiej umiejętności. Wzruszył więc ramionami jakby to coś tak normalnego i oczywistego, że w sumie obraza stanu że w ogóle zapytała! W głębi ducha naprawdę się cieszył, że się tego nauczył bo nie raz mu się przydało i pewnie nie raz jeszcze zdarzy się okazja, gdzie będzie potrzeba trochę zielonkawej poświaty. Zbliżali się jednak w stronę muru, w stronę bezpieczeństwa i znanej okolicy. Wolał jednak trzymać się po tamtej stronie tylko jedno go ciągle zastanawiało. Ruszyli na ekspedycję, ale czy znaleźli to, co było ich celem? Raczej nie była to grupa dzikich, która ich zaatakowała, więc możliwe że powiązany był z tym Kyoushi i Shinsengumi, którzy razem z nim wrócili. W sumie pewnie nie dowie się o co chodziło, że tak naprawdę ich cel się nie udał? Cóż, Juuzou chyba nie będzie szczęśliwy, bo najbardziej oberwał w tym starciu i nie wyglądał za dobrze. Ciało Rakana zostało zapieczętowane - możliwe że Shinsengumi wykorzysta je do swoich celów, bo w sumie czemu nie. Raczej nie będą chcieli go pochować razem ze swoimi. Może pośmiertnie zostanie członkiem Shinsengumi? Chyba ich wszelkie winy które popełnili za życia były wybaczane, więc czemu by nie. To była jedna wielka zagadka, ale nie miał zamiaru jej roztrząsać. Martwych nie powinno się niepokoić.
A skoro o martwych mowa, to mijali ich całe stosy i to dosłownie. Zabitych był ogrom, nawet nie próbował policzyć, ale ziemia była praktycznie cała pokryta krwią. Przykry widok, ale widać jakiego pogromu właśnie uniknęli przez wybranie innej grupy. Mogli być tutaj, mogli być jednym z tych którzy leżą teraz rozczłonkowani, lecz udało im się dotrzeć do namiotów. Znowu wojna, do której to Rybokage nie mógł się przyzwyczaić. Była bardziej brutalna niż on podczas wykańczania piaskowego dzieciaka. W końcu jednak zostawił Kisho razem z resztą rannych. -Zajmijcie się nimi, dobrze walczyli - dodał jeszcze do medyków, by zaraz dołączyć do wszystkich, którzy pewnie zgromadzili się dookoła Sowy. Zdziwiło go to, że w trakcie tego krótkiego pojedynku bestia została spacyfikowana. Tak o? To miała być ta potężna broń, to potężne stworzenie, które padło jak zwykły bob budowniczy po litrze przed robotą? Miał jednak otrzymać zapłatę, więc co tu dużo mówić... więcej pewnie się nie dowie i musiał to przyjąć jako prawdę. Podszedł do Toshio i Hisui - w sumie to stał przy nich cały czas, bo jakby nie patrzeć szli razem i tak dalej... no nie ważne! Zobaczył że wyłupiasta ciągnie go za bandaże i nie za bardzo wiedział po co, ale oby tylko nie odkryła jego skrzeli przed resztą bo nie ręczył za siebie. Dostał jednak plaska na twarz i mrugnął kilkukrotnie nie wiedząc co się stało. -A to za co? Dawno Cię nie złapałem za tyłek i tęskniłaś? - wyszczerzył zęby i pokazał jej jęzor nadal trzymając głowę na jej poziomie.
Takeshi jak zwykle sobie żartował, co tylko jeszcze bardziej ją złościło. Stał z tym wywalonym jęzorem, żartując sobie jakby nigdy nic, przez co wychodziła przy nim jak dziecko, rozwydrzony bachor, na którego nie można zwracać za bardzo uwagi.. Jakby normalnie nie wychodziła. Jakby właśnie wrócili ze spaceru, nie z wyprawy. Czemu był taki spokojny? Jego spokój tylko jeszcze bardziej wyprowadzał ją z równowagi. Kolejnym ciosem w podbródek zamierzała uderzyć tak, by sobie przygryzł ten głupi język, może wtedy się nauczy nieco manier. Ha, może nawet zacznie bełkotać, jak sobie porządnie przygryzie? Wtedy i on nie mógłby mówić i staliby jak ta dwójka ostatnich ofiar. W sumie zabawne, bo wtedy oboje musieliby pisać. Wyciągnęła z kieszeni notatnik.
- Zabiłeś go. To był tylko dzieciak! - napisała z wyrzutem, a ręka zaczęła się jej trząść, ku jej własnemu zaskoczeniu. Nadal była przykryta zeschniętą krwią i uświadomienie sobie tego faktu nie było za przyjemne. Spojrzała na całe swoje ubranie, które także znaczyła czerwień. Głownie należała do Kisho, bo ona wyszła ze wszystkiego bez zadrapania, ale część.. W głowie przemknęła jej myśl o wybuchających ciałach i notkach. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Wzrok się jej nieco ćmił, wszystko się rozmazywało. Podniosła rękę do policzka, czując spływającą wilgoć, sama tym faktem zdumiona. Ona i łzy? Płacz? Musiała być naprawdę bardzo, bardzo wyczerpana, skoro tak łatwo uległa emocjom. Roztarła ją w palcach, rozmazując czerwień, po czym gwałtownie otarła je rękawem, raz i drugi.
Cóż, na kolejny cios akurat sobie nie pozwolił, dlatego też odchylił głowę do tyłu, by zaraz przeczytać napisaną na niej karteczkę. Trzęsła się, zupełnie jakby nie była sobą i do końca podzielał jej zdania odnośnie tego chłopaczka. Do tego jeszcze zaczęła płakać i w sumie wtedy poczuł się jakoś tak głupio. Ale nie dlatego, że zrobił coś czego nie powinien. Oj nie i tutaj tak łatwo nie odpuści. Jedna, jedyna wartość jaka była ponad wszystkim co cenił, to właśnie wolność i nikt nie miał prawa mu jej odebrać, a tak własnie chciał postąpić niedoszły piaskowiec. -Dzisiejszego dnia, zapewne na tych polach umarło więcej takich i nimi się nie przejmujesz. Podobnie jak dzikimi, którzy mieli swoje rodziny. A ten dzieciak od początku mi nie pasował, chciał nas zamknąć - przynajmniej zamknąć - w piaskowym grobowcu i pogrzebać wszystkich. Może przymilał się do tych zza muru, może był z nimi? Nie gadał, może nawet nas nie rozumiał bo bełkotał bo ichniemu? Nie obchodzi mnie to szczerze powiedziawszy ale nikt nie będzie mnie zamykał, nikt nie odbierze mi mojej wolności, mojego istnienia. Gdybym tego nie zrobił padłoby więcej głów w tym pewnie Toshio, który także za stary nie jest. - położył jej rękę na ramieniu, by zaraz przysunąć do siebie i wtulić. Ciężko było z tym, że przeżywała to tak bardzo, ale to było, to minęło. W sumie to cała ta wyprawa była dziwna i cieszył się że z tego wrócił cały i zdrowy, a nie w kawałkach, lub ranny jak Juuzou. Martwił się o siebie, a nie jakiegoś dzieciaka którego nawet nie poznał. Był po prostu kolejną osobą na jego drodze, zagrażał całej wyprawie, a także zagrażał też posiadaczce takiego tyłka, że tylko resztkami swojego małego rozumku powstrzymywał się przed jego złapaniem. Dłonią gładził jej plecy zachowując się trochę jak rodzic - skoro ona była dzieckiem, to on musiał przejąć pałeczkę tej drugiej strony. Patrzył też w stronę obozu, jak reszta zaczyna świętować, jak ludzie cieszą się z tego, że wrócili cali i zdrowi i w końcu będą mogli wrócić do domu. Albo próbują zapomnieć jaką masakrę widzieli na własne oczy, bo znał wojnę, przeżył ją, a życie nie obeszło się z nim łagodnie. Miał pod górkę i co by tu dużo mówić przygotowało go to na sytuacje takie jak ta. Czasami wolał złe wspomnienia skryć gdzieś w kącie, do którego nie będzie musiał zaglądać, by nie brudzić swojego sumienia jeszcze bardziej. Na niektóre rzeczy nie dało się nic poradzić i z takiego założenia wychodził. Wolał myśleć o czymś pozytywnym, niż zadręczać się w nieskończoność.
Dziewczyna powoli opuściła ręce, słuchając chłopaka. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Nic o tym chłopaku nie wiedzieli, nie znali jego zamiarów, a zmarło dużo jego podobnych tutaj. Mógł ich zdradzić. Ale mógł też nie. Mógł zwyczajnie chcieć im pomóc, ale nadal jego śmierć była jednym z setek, jak nie tysięcy tutaj. Czemu wiec obchodził ją jego los? Sama nie wiedziała, fakt był jednak taki, że była tym roztrzęsiona. Zbyt wiele się na nią, na nich nałożyło jednego dnia.
Takieshi był może przyzwyczajony do wojen. Ba, cała drużyna wydawała się być całkowicie nieporuszona, nieprzejęta widokami które zastali czy walkami. Jedynie ona zdawała się to wszystko przeżywać. Miała 17 lat i tak naprawdę nigdy nie widziała czegoś na taką skalę. Podróżowała, ale trzymała się raczej z dala od wielkich kłopotów.
Początkowo stała nieco sztywno, kiedy przyciągnął ją do siebie, ale szybko zmiękła. Sama podeszła jeszcze bliżej i schowała twarz w jego koszulę, pozwalając łzom płynąc i tylko pociągając cicho nosem. Wtuliła się, pozwalając się głaskać, jak małe dziecko. Chlipała jednak dość krótko, w końcu odsunęła się, oddychając już spokojnie. Otarła oczy, oddychając głęboko i posłała chłopakowi niepewny uśmiech.
- Przynajmniej wróciliśmy w jednym kawałku. Jak zwykle spadamy na cztery łapy. Przez wymarszem chciałam ci napisać, że tak będzie. Wrócimy cali albo wcale, ale jak się okazuje, Mur nie zostawia za sobą nawet trupów - napisała z cieniem humoru, nawiązując do faktu że zabrali ciało piaskowego chłopaka. Machnęła głową w stronę obozu, gdzie były namioty, jedzenie i picie.
- Jestem strasznie zmęczona. i głodna. Wyobraź sobie, że od razu wzięłam też obiad dla ciebie, niewdzięczniku! A ty mi wypominałeś, że się nie przydaje - napisała, w końcu zaczynając zachowywać normalnie. Nawet lekko go szturchnęła w bok.
Wrócili, a jakże i z tego akurat był dumny że nie padł jak jeden z tych nieznanych, których obecnie nic nie obchodziło prócz tego, że ich krew pokryła pobojowisko i będzie się utrzymywać przez jeszcze kilka dni. Potem przyjdą zwierzęta i zjedzą ich resztki, dzicy zapewne odpuszczą sobie powrót do miejsca, w którym raczej nikt ich nie będzie dobrze gościł. Ta karteczka trochę go pocieszyła że już nie jest w takim rozchwianym stanie. Martwił się? Cóż przeszli razem przez kilka dosyć dziwnych sytuacji, więc to raczej coś normalnego. Zastanawiał się, czy gdyby ona miała taką moc, gdyby ona postawiła piaskowe ściany to potrafiłby jej zaufać na tyle, że nie planuje czegoś niespodziewanego? Nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale na pewno by się zawahał, na pewno nie byłby tak zdecydowany. -Obiad, gdzie? To jeszcze jakiś masz? No i może z raz czy dwa się przydałaś! Można było sobie popatrzeć tam z tyłu dla uprzyjemnienia tej wędrówki. Żałuj że nie możesz tego zobaczyć - pokiwał głową przypominając sobie, że będąc w środku formacji nie za bardzo obserwował drogę przed sobą. Ale wracając do rzeczywistości to faktycznie był trochę głodny, musiał nadrobić trochę wykorzystanej energii, a w obozie przecież impreza powojenna dopiero się powinna rozkręca, więc czemu by tam nie dołączyć? Podrapał się po nosie i zrozumiał że chyba teraz nadeszła jego kolei zorganizowania jakiegoś posiłku, skoro to wyłupiasta zrobiła to wcześniej. Jakby nie patrzeć była tutaj głównym sensorem, wiadomo, ważna pozycja i może umiała wypatrzeć jakieś jedzenie nawet stąd? -To co, teraz ja stawiam? A później Ty? - wychylił głowę ku górze spoglądając na obóz i jakieś miejsce, gdzie można dobrze zjeść, ewentualnie jeszcze się napić bo należało mu się po tej całej wędrówce zwilżyć nieco gardło i odetchnąć trochę w jakimś ustronnym miejscu, z wygodnym krzesłem, dobrą muzyką i ciepełkiem od żywego ognia. Korzystając z okazji jego ręce zjechały z jej pleców na nieco niższe partie i zacisnęły się mimowolnie przez co mruknął przyjemnie. Miękkie, ale nie za bardzo, czyli w sam raz na oparcie dłoni.