Góry
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Po ostrzeżeniu skierowanym do Kihary i Tetsu pobiegła dalej. W tamtym momencie miała nad kompanami dosyć duży dystans przewagi, ją jednak bardziej interesowało to, co było z przodu. Straciła chwilę zatrzymując się przy wnykach, ale kierując się tropem śladów wciąż od czasu do czasu mignęła jej gdzieś między krzakami ciemna sylwetka oznaczająca cel.
Przecież nie mogę pozwolić mu uciec! – myślała, gdy po raz kolejny rozległy się okrzyki partnerów, by na nich poczekała. Tylko Rika i Rika, a jak się zatrzyma i na nich poczeka to co, kolejne godziny szukania po omacku? O nie, wystarczy tego. Mała jakby jeszcze odrobinkę przyspieszyła i tym razem kierowała się raczej chęcią zgubienia pozostałych. Właściwie to w pobliżu utrzymywał się jedynie Tetsu, gdyż podstarzały Kihara pozostawał w tyle i nie utrzymywał już poprzedniego tempa. Rice ewidentnie łatwiej było poruszać się po lesie. Wiele gałęzi, krzaków, czy niziutkich przejść promowały jej malutkie ciało. Gdyby tylko była tego świadoma, może by nieco odpuściła, ale tak nie było o tym mowy. Z jej ust co rusz wydobywały się gęste kłęby pary. Droga zrobiła się bardziej pod górę, co wyraźnie utrudniało poruszanie się. Wspinaczka po ośnieżonym terenie w taki mróz byłaby wysiłkiem nawet, gdyby byli tu rekreacyjnie. Miast tego trwał jednak pościg i było jeszcze gorzej. Do tego wcześniej migająca co jakiś czas sylwetka niemal przestała się pokazywać, a o słuszności kierunku, jaki wybrała świadczyły już tyko zostawione na śniegu ślady.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gdyby nie owe ślady, pewnie właśnie gubiłaby trop. A tak, znając kolejne kroki tajemniczej postaci, nawet pozostawanie w tyle nie martwiło zanadto. Rika czujnie zmieniła kierunek, gdy ślady wreszcie skręciły i teraz zrobiło się naprawdę stromo pod górę. Szybko okazało się, że nie musi to być takie złe, bowiem droga dobiegała końca i nie było innego sposobu na ucieczkę, niż powrót tą samą drogą. Teraz go mam! – pomyślała, wchodząc pomału na górę. Niestety radość okazała się przedwczesna a po poszukiwanym nie było śladu. Czyżby znalazł inny sposób? Wykluczone! A jeśli tak… to musi gdzieś tutaj być. Zdecydowała się iść jego śladami do samego końca i z miejsca została za to nagrodzona. Odkryła wejście do jaskini. Było średniej wielkości, więc ona zmieściłaby się bez problemu. W środku praktycznie nie było niczego widać. Jedynie skrawek podłogi tuż przed wejściem, który mówił Rice czego… nie widać. A nie widać było śladów. Mimo to była pewna, że coś jest w środku. Po chwili w przekonaniach utwierdził ja jakiś dźwięk. Nie potrafiła go rozpoznać, ale przyznać trzeba, że brzmiał nieciekawie. Tak samo zresztą jak nieciekawy był zapach, jaki wydobywał się z wnętrza jaskini. Jest za ciemno, nie mogę tam wejść.
Odeszła krok od jamy i poszperała w torebce. Stopniowo uspokajał się jej oddech. Szukała senbonów, od których jeszcze po treningu nie zostały odczepione dzwoneczki. Oczywiście fakt, iż nie będzie musiała ich na nowo wiązać to duży atut, niestety znalezienie ich zajmowało tyle czasu, że wszystko sprowadzało się do zera. Gdy je znalazła wzięła głęboki oddech i wróciła po śladach do jamy. Rzuciła 2 senbony na oślep przez wejście do jaskini. Dzwoneczki zaczęły wibrować w specyficzny dla siebie sposób. Rika odczekała moment. Chwilę później pod osłoną klonów, które puściła nieznacznie przodem, wtargnęła do środka. Miała zamiar znaleźć sobie jakąś skrytkę i zbadać z czym tak naprawdę ma do czynienia. Wiedziała jednak, że planowanie czegokolwiek było w tym momencie bardzo optymistyczne.
Przecież nie mogę pozwolić mu uciec! – myślała, gdy po raz kolejny rozległy się okrzyki partnerów, by na nich poczekała. Tylko Rika i Rika, a jak się zatrzyma i na nich poczeka to co, kolejne godziny szukania po omacku? O nie, wystarczy tego. Mała jakby jeszcze odrobinkę przyspieszyła i tym razem kierowała się raczej chęcią zgubienia pozostałych. Właściwie to w pobliżu utrzymywał się jedynie Tetsu, gdyż podstarzały Kihara pozostawał w tyle i nie utrzymywał już poprzedniego tempa. Rice ewidentnie łatwiej było poruszać się po lesie. Wiele gałęzi, krzaków, czy niziutkich przejść promowały jej malutkie ciało. Gdyby tylko była tego świadoma, może by nieco odpuściła, ale tak nie było o tym mowy. Z jej ust co rusz wydobywały się gęste kłęby pary. Droga zrobiła się bardziej pod górę, co wyraźnie utrudniało poruszanie się. Wspinaczka po ośnieżonym terenie w taki mróz byłaby wysiłkiem nawet, gdyby byli tu rekreacyjnie. Miast tego trwał jednak pościg i było jeszcze gorzej. Do tego wcześniej migająca co jakiś czas sylwetka niemal przestała się pokazywać, a o słuszności kierunku, jaki wybrała świadczyły już tyko zostawione na śniegu ślady.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gdyby nie owe ślady, pewnie właśnie gubiłaby trop. A tak, znając kolejne kroki tajemniczej postaci, nawet pozostawanie w tyle nie martwiło zanadto. Rika czujnie zmieniła kierunek, gdy ślady wreszcie skręciły i teraz zrobiło się naprawdę stromo pod górę. Szybko okazało się, że nie musi to być takie złe, bowiem droga dobiegała końca i nie było innego sposobu na ucieczkę, niż powrót tą samą drogą. Teraz go mam! – pomyślała, wchodząc pomału na górę. Niestety radość okazała się przedwczesna a po poszukiwanym nie było śladu. Czyżby znalazł inny sposób? Wykluczone! A jeśli tak… to musi gdzieś tutaj być. Zdecydowała się iść jego śladami do samego końca i z miejsca została za to nagrodzona. Odkryła wejście do jaskini. Było średniej wielkości, więc ona zmieściłaby się bez problemu. W środku praktycznie nie było niczego widać. Jedynie skrawek podłogi tuż przed wejściem, który mówił Rice czego… nie widać. A nie widać było śladów. Mimo to była pewna, że coś jest w środku. Po chwili w przekonaniach utwierdził ja jakiś dźwięk. Nie potrafiła go rozpoznać, ale przyznać trzeba, że brzmiał nieciekawie. Tak samo zresztą jak nieciekawy był zapach, jaki wydobywał się z wnętrza jaskini. Jest za ciemno, nie mogę tam wejść.
Odeszła krok od jamy i poszperała w torebce. Stopniowo uspokajał się jej oddech. Szukała senbonów, od których jeszcze po treningu nie zostały odczepione dzwoneczki. Oczywiście fakt, iż nie będzie musiała ich na nowo wiązać to duży atut, niestety znalezienie ich zajmowało tyle czasu, że wszystko sprowadzało się do zera. Gdy je znalazła wzięła głęboki oddech i wróciła po śladach do jamy. Rzuciła 2 senbony na oślep przez wejście do jaskini. Dzwoneczki zaczęły wibrować w specyficzny dla siebie sposób. Rika odczekała moment. Chwilę później pod osłoną klonów, które puściła nieznacznie przodem, wtargnęła do środka. Miała zamiar znaleźć sobie jakąś skrytkę i zbadać z czym tak naprawdę ma do czynienia. Wiedziała jednak, że planowanie czegokolwiek było w tym momencie bardzo optymistyczne.
Ukryty tekst
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Zrobiło się ciemno. Jedyne co widziała po wejściu do jaskini to cienki pasek skał oświetlony przez wdzierający się do środka promień światła. Mimo ograniczonej widoczności nie bała się ataku. Odgłosy, jakie dobiegały jej uszu słychać było z oddali. Co więcej, sztuczka z dzwoneczkami się powiodła i szła teraz mając przed sobą całą brygadę małych Rik.
Zachowując czujność wdzierała się w ciemność, a jej oczy stopniowo radziły sobie z tym coraz lepiej. Ich przystosowanie mogło okazać się kluczowe, zarówno pod względem wiedzy jak i pewności siebie, dlatego nie spieszyła się już tak, jak wcześniej. Miała mętlik w głowie spowodowany tym, co do tej pory wiedziała.
Widziałam człowieka o śladach niedźwiedzia, a teraz słyszę odgłosy, które nie pasują do żadnego z nich.
Czy da się to jakoś wytłumaczyć? Owszem. Być może człowiek wcale nie był człowiekiem. A w jamie prócz misia żyją jeszcze inne istoty. I chyba sądząc po zapachu za często tu nie sprzątają. Fu! A może jest inaczej? Może misio to zmyłka, jakkolwiek można by imitować podobne ślady, a odgłosy zwierzyny to sprytna technika, jaką poznała jeszcze przed wyjazdem do Hyuo? Czy to możliwe, że pomimo licznych klonów dziewczynki, niedźwiedzich pomruków i sygnałów obecności innej zwierzyny wewnątrz znajdują się tylko dwie osoby?
Postanowiła niczego nie wykluczać. Nie chciało jej się jednak wierzyć, że w tak atrakcyjnym schronieniu przed przeraźliwym zimnem nie byłoby żywej duszy. Pochłonięta tym co tu i teraz wyrzuciła ze świadomości fakt, że gdzieś tam na dole sensei wraz z Tetsu wspinają się do niej i prędzej czy później znajdą ślady prowadzące do jaskini. Rozważania przerwało zakończenie względnie wąskiego korytarza, które dalej znacząco się poszerzało, tworząc duże pomieszczenie.
Całą paletę dźwięków zdominował odgłos naprzemiennych wdechów i wydechów. Zbyt potężnych, by wziąć je za ludzkie i zbyt prawdziwych, by w nie nie uwierzyć. Oczy chciały dostrzec to, co usłyszały uszy i po chwili rozwiały wszelkie wątpliwości. Niedźwiedź zdecydowanie nie był złudzeniem. Czy to możliwe, że jego śladami kierowała się do jaskini? Wydawało się to wykluczone, a czasu do namysłu nie było wiele. Niewiele dalej za ogromnym cielskiem niedźwiadka rozpoznawała jeszcze jedną figurę i tym razem bez wątpienia miała do czynienia z człowiekiem. To on – pomyślała i po chwili zamarła na widok ostrego narzędzia dzierżonego w jego dłoni.
Rika nigdy wcześniej nie stała przed podobnym niebezpieczeństwem. Czy ktoś w ogóle próbował jej kiedyś wyrządzić krzywdę? Nawet siniaki, jakich nabawiła się za dzieciaka (bo teraz jest już przecież duża) wynikały raczej z jej nieuwagi, niżeli czyjejś złośliwości. Choćby próbowała, nie przypomniałaby sobie nawet jednego kopniaka, jednego ciosu wymierzonego w jej kierunku.
Tymczasem zajęło im sekundę lub dwie, nim przeanalizowali swoje położenie. Problemem był niewątpliwie niedźwiedź, którego obudzenie mogło tylko spotęgować wynikające z konfliktu interesów zagrożenie. Rika bała się, ale nie był to strach paraliżujący. Być może całe jej przeszkolenie sprowadzało się do tej chwili? Początek albo koniec. Chrzest albo śmierć. Całe szczęście sama nie myślała o śmierci. Dlatego gdy człowiek będący „po drugiej stronie niedźwiedzia” przerwał milczenie, Rika ani myślała przystać na jego propozycję.
-Nie mogę tego zrobić. Jestem tu właśnie ze względu na rannych, którzy wpadają w twoje pułapki. Jednym z nich był nasz przyjaciel… - wypowiadając to słowo sama czuła, jak wielkim nadużyciem jest nazywanie przyjacielem kogoś, kogo widziało się raz w życiu. – dzisiaj prawie wpadłam ja. Gdzieś tam na dole jest pozostała dwójka. Niedługo tu będą. Nie chcemy zrobić ci krzywdy. Poczekajmy, aż do nas dołączą i porozmawiajmy. Wybór należy do ciebie. – kończąc zdanie omiotła wzrokiem swoje klony, dumna z dwuznaczności, jaką udało jej się wymyśleć. Błądząc tak wzrokiem po klonach próbowała dostrzec czegoś do podmiany Kawarimi, na wypadek gdyby wszystko ułożyło się nie po jej myśli.
Zachowując czujność wdzierała się w ciemność, a jej oczy stopniowo radziły sobie z tym coraz lepiej. Ich przystosowanie mogło okazać się kluczowe, zarówno pod względem wiedzy jak i pewności siebie, dlatego nie spieszyła się już tak, jak wcześniej. Miała mętlik w głowie spowodowany tym, co do tej pory wiedziała.
Widziałam człowieka o śladach niedźwiedzia, a teraz słyszę odgłosy, które nie pasują do żadnego z nich.
Czy da się to jakoś wytłumaczyć? Owszem. Być może człowiek wcale nie był człowiekiem. A w jamie prócz misia żyją jeszcze inne istoty. I chyba sądząc po zapachu za często tu nie sprzątają. Fu! A może jest inaczej? Może misio to zmyłka, jakkolwiek można by imitować podobne ślady, a odgłosy zwierzyny to sprytna technika, jaką poznała jeszcze przed wyjazdem do Hyuo? Czy to możliwe, że pomimo licznych klonów dziewczynki, niedźwiedzich pomruków i sygnałów obecności innej zwierzyny wewnątrz znajdują się tylko dwie osoby?
Postanowiła niczego nie wykluczać. Nie chciało jej się jednak wierzyć, że w tak atrakcyjnym schronieniu przed przeraźliwym zimnem nie byłoby żywej duszy. Pochłonięta tym co tu i teraz wyrzuciła ze świadomości fakt, że gdzieś tam na dole sensei wraz z Tetsu wspinają się do niej i prędzej czy później znajdą ślady prowadzące do jaskini. Rozważania przerwało zakończenie względnie wąskiego korytarza, które dalej znacząco się poszerzało, tworząc duże pomieszczenie.
Całą paletę dźwięków zdominował odgłos naprzemiennych wdechów i wydechów. Zbyt potężnych, by wziąć je za ludzkie i zbyt prawdziwych, by w nie nie uwierzyć. Oczy chciały dostrzec to, co usłyszały uszy i po chwili rozwiały wszelkie wątpliwości. Niedźwiedź zdecydowanie nie był złudzeniem. Czy to możliwe, że jego śladami kierowała się do jaskini? Wydawało się to wykluczone, a czasu do namysłu nie było wiele. Niewiele dalej za ogromnym cielskiem niedźwiadka rozpoznawała jeszcze jedną figurę i tym razem bez wątpienia miała do czynienia z człowiekiem. To on – pomyślała i po chwili zamarła na widok ostrego narzędzia dzierżonego w jego dłoni.
Rika nigdy wcześniej nie stała przed podobnym niebezpieczeństwem. Czy ktoś w ogóle próbował jej kiedyś wyrządzić krzywdę? Nawet siniaki, jakich nabawiła się za dzieciaka (bo teraz jest już przecież duża) wynikały raczej z jej nieuwagi, niżeli czyjejś złośliwości. Choćby próbowała, nie przypomniałaby sobie nawet jednego kopniaka, jednego ciosu wymierzonego w jej kierunku.
Tymczasem zajęło im sekundę lub dwie, nim przeanalizowali swoje położenie. Problemem był niewątpliwie niedźwiedź, którego obudzenie mogło tylko spotęgować wynikające z konfliktu interesów zagrożenie. Rika bała się, ale nie był to strach paraliżujący. Być może całe jej przeszkolenie sprowadzało się do tej chwili? Początek albo koniec. Chrzest albo śmierć. Całe szczęście sama nie myślała o śmierci. Dlatego gdy człowiek będący „po drugiej stronie niedźwiedzia” przerwał milczenie, Rika ani myślała przystać na jego propozycję.
-Nie mogę tego zrobić. Jestem tu właśnie ze względu na rannych, którzy wpadają w twoje pułapki. Jednym z nich był nasz przyjaciel… - wypowiadając to słowo sama czuła, jak wielkim nadużyciem jest nazywanie przyjacielem kogoś, kogo widziało się raz w życiu. – dzisiaj prawie wpadłam ja. Gdzieś tam na dole jest pozostała dwójka. Niedługo tu będą. Nie chcemy zrobić ci krzywdy. Poczekajmy, aż do nas dołączą i porozmawiajmy. Wybór należy do ciebie. – kończąc zdanie omiotła wzrokiem swoje klony, dumna z dwuznaczności, jaką udało jej się wymyśleć. Błądząc tak wzrokiem po klonach próbowała dostrzec czegoś do podmiany Kawarimi, na wypadek gdyby wszystko ułożyło się nie po jej myśli.
Ukryty tekst
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Rika spotkała się z odmową i… trochę ją to zaskoczyło. Nie to, żeby uważała że nie miał on z nią szans. Nic z tych rzeczy. Najzwyczajniej jednak musiał wiedzieć o nadciągających posiłkach. Cóż mu po walce z nią, skoro zaraz będą kolejni? Bez sensu. Dlaczego więc nie zdecydował się z nią współpracować? Nie wierzy mi. A może ma na sumieniu więcej grzechów, niż powiedział mi sensei? Byli w jaskini, z której tak samo jak z góry, na którą wdrapywali się niewiele wcześniej, wyjście mogło być tylko jedno. A może się myliła?
Tak czy inaczej, opór jaki postawiła Rika nie spodobał się człowiekowi w kapturze. Nie był to jednak ten rodzaj rozczarowania, po którym wpadamy w furię i atakujemy zapamiętale obiekt naszej złości. Raczej rozczarowanie połączone ze smutkiem, że będzie musiał sprzątnąć dziecko.
Jednocześnie spokój, jaki wypływał z jego głosu był bardzo niepokojący. Dawał on do zrozumienia, że dla tego człowieka nie jest to nowa sytuacja. Może i nie chce tego robić, nie jest pozbawionym resztek skrupułów draniem, ale skoro już się go do tego przymusza… niech tak będzie. Rika z kolei była na przeciwnym biegunie. Była w pełni skoncentrowana, bojąc się tego, co może się stać. Czuła zdenerwowanie. Przez tę niekończącą się chwilę, kiedy po odmowie obcego zbiega zapanowała kompletna cisza, Rika myślała o tym, co za chwilę się wydarzy. Szkoda że tylko myślała, miast wziąć sprawy w swoje ręce.
Kiedy bowiem połapała się w tym co się dzieje, było już za późno. Z krótko zamachniętej ręki będącego za niedźwiedziem wroga wysunął się kunai i powędrował w powietrze. Czy mógł aż tak mylić się co do jej położenia? Niekoniecznie. Do broni przymocowana była świetlna notka, która swą mocą rozświetliła całe pomieszczenie, ignorując tym samym niepewną tarczę, jaką stanowiły klony małej dziewczynki.
Światło jest dziwne. Gdy go brakuje, przestajemy widzieć. Pręciki robią wówczas co w ich mocy, aby wykształcić choć odrobinę bogatego w niezbędne informacje obrazu. Gdy zaś mamy choć odrobinę jasności, nie tylko wyszczególniamy kształty, ale również nadajemy wszystkiemu barw. Jednak i ze światłem nie można przesadzić. Jasny promień, uderzający nasze oczy – zwłaszcza, gdy znajdujemy się w ciemnym pomieszczeniu – zostawia nas czasowo oślepionymi. I bez żadnego fizycznego kontaktu, a od samego światła Rika zrobiła niepewny krok do tyłu. W tym samym momencie wcześniej przyciemniony i nie w pełni wyraźny obraz pokrył się czernią z nadmiaru światła.
Nie widziała nic, za to bardzo wiele słyszała. Do jej uszu docierało prawdziwe domino miniaturowych katastrof, które zakończyło się tym, czego obawiała się już wcześniej. To niedźwiedź! – zdążyła pomyśleć, a jej ręce już składały pieczęci. Właściwie najchętniej odpowiedziałaby na światło światłem i wybór ten miałby sens, gdyby obawiać się samego niedźwiedzia. Nie miała jednak żadnych informacji nt. tego, co robi agresor. Cóż jej po oślepieniu, jeśli właśnie może lecieć w jej kierunku kolejny kunai, tym razem z notką wybuchową? Smok -> Królik -> Małpka ->Wąż i Rika padła na ziemię w obawie przed tym, co mogło lecieć w jej stronę. Przeturlała się metr czy dwa w kierunku przeciwnym do niedźwiedzia i przyłożyła dłonie do twarzy, przecierając oczy. Miała nadzieję, że technika skutecznie odwróci uwagę wszystkich na przynajmniej kilka chwil. Uciekaj, Rika! - dopingowała błagalnie klona.
Tak czy inaczej, opór jaki postawiła Rika nie spodobał się człowiekowi w kapturze. Nie był to jednak ten rodzaj rozczarowania, po którym wpadamy w furię i atakujemy zapamiętale obiekt naszej złości. Raczej rozczarowanie połączone ze smutkiem, że będzie musiał sprzątnąć dziecko.
Jednocześnie spokój, jaki wypływał z jego głosu był bardzo niepokojący. Dawał on do zrozumienia, że dla tego człowieka nie jest to nowa sytuacja. Może i nie chce tego robić, nie jest pozbawionym resztek skrupułów draniem, ale skoro już się go do tego przymusza… niech tak będzie. Rika z kolei była na przeciwnym biegunie. Była w pełni skoncentrowana, bojąc się tego, co może się stać. Czuła zdenerwowanie. Przez tę niekończącą się chwilę, kiedy po odmowie obcego zbiega zapanowała kompletna cisza, Rika myślała o tym, co za chwilę się wydarzy. Szkoda że tylko myślała, miast wziąć sprawy w swoje ręce.
Kiedy bowiem połapała się w tym co się dzieje, było już za późno. Z krótko zamachniętej ręki będącego za niedźwiedziem wroga wysunął się kunai i powędrował w powietrze. Czy mógł aż tak mylić się co do jej położenia? Niekoniecznie. Do broni przymocowana była świetlna notka, która swą mocą rozświetliła całe pomieszczenie, ignorując tym samym niepewną tarczę, jaką stanowiły klony małej dziewczynki.
Światło jest dziwne. Gdy go brakuje, przestajemy widzieć. Pręciki robią wówczas co w ich mocy, aby wykształcić choć odrobinę bogatego w niezbędne informacje obrazu. Gdy zaś mamy choć odrobinę jasności, nie tylko wyszczególniamy kształty, ale również nadajemy wszystkiemu barw. Jednak i ze światłem nie można przesadzić. Jasny promień, uderzający nasze oczy – zwłaszcza, gdy znajdujemy się w ciemnym pomieszczeniu – zostawia nas czasowo oślepionymi. I bez żadnego fizycznego kontaktu, a od samego światła Rika zrobiła niepewny krok do tyłu. W tym samym momencie wcześniej przyciemniony i nie w pełni wyraźny obraz pokrył się czernią z nadmiaru światła.
Nie widziała nic, za to bardzo wiele słyszała. Do jej uszu docierało prawdziwe domino miniaturowych katastrof, które zakończyło się tym, czego obawiała się już wcześniej. To niedźwiedź! – zdążyła pomyśleć, a jej ręce już składały pieczęci. Właściwie najchętniej odpowiedziałaby na światło światłem i wybór ten miałby sens, gdyby obawiać się samego niedźwiedzia. Nie miała jednak żadnych informacji nt. tego, co robi agresor. Cóż jej po oślepieniu, jeśli właśnie może lecieć w jej kierunku kolejny kunai, tym razem z notką wybuchową? Smok -> Królik -> Małpka ->Wąż i Rika padła na ziemię w obawie przed tym, co mogło lecieć w jej stronę. Przeturlała się metr czy dwa w kierunku przeciwnym do niedźwiedzia i przyłożyła dłonie do twarzy, przecierając oczy. Miała nadzieję, że technika skutecznie odwróci uwagę wszystkich na przynajmniej kilka chwil. Uciekaj, Rika! - dopingowała błagalnie klona.
Ukryty tekst
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Instynkt jej nie zawiódł, a pierwsza myśl okazała się najlepsza. No, w każdym razie okazała się dobra. Rika nie podnosiła się. Leżała nieco skulona, licząc że nikt o nią nie zahaczy. Nie wiedziała tego na pewno, ale być może niewielkie rozmiary uratowały ją przed zdemaskowaniem przez rozwścieczonego misia. Jeśli tak, uratowały ją przed czymś więcej, niż tylko porażką w chowanego. Czekała, aż unormuje jej się wzrok. W tym czasie klon ruszył do ucieczki, kupując małej możliwie wiele czasu na powrót do siebie. Nie było w tym momencie nic innego, jak ona i czekające na nią zagrożenie. Nasłuchiwała. Bała się poruszać, w obawie przed tym, że ktoś ją usłyszy. Zostanie w miejscu też wiązało się z pewnym dyskomfortem. Okropna była wizja tego, że coś nawaliło, klona nie ma, a nad nią stoi wróg bądź niedźwiedź i zwleka z zadaniem ciosu.
Zajęło kilka sekund, nim wreszcie usłyszała niedźwiedzia. Zdawał się być mocno rozzłoszczony i Rika uśmiechnęła się w duchu, gdy zorientowała się że jego kroki się oddalają. Była dumna, że jej sztuczka się powiodła. Nie codziennie używa tak zaawansowanej techniki, jak ta! Może więc tym lepiej, że nie widziała, iż klon odbiega nieco od oryginału, rozmazuje się? Mógło to być spowodowane rozkojarzeniem się, składaniem pieczęci po omacku tudzież brakiem w umiejętnościach, jakikolwiek jednak nie byłby powód, dobrze że tego nie widziała. Co najważniejsze, główny cel został wykonany i odpędziła od siebie niedźwiedzia na odpowiednią ilość czasu. Oczy zaczęły pomału wracać do siebie.
I wtedy właśnie dostrzegła źródło pisków, które wcześniej krążyły gdzieś w szumie i dopiero teraz przebiły się na pierwszy plan. Małe niedźwiedziątka. To przez nie matka była tak rozwścieczona. Początkowo Rika chciała podejść bliżej, ale w tej chwili nie miała odwagi. Nie wiedziała przecież, gdzie jest obecnie matka. Przez tę notkę trochę jej się mieszało.
I wtedy usłyszała głos senseia, wzburzonego bardziej, niż kiedykolwiek. Następujący po nim ryk zwierzęcia w dosadny wyjaśnił powód tego wzbudzenie. Urwał się jednak w połowie, zaraz po charakterystycznym odgłosie strzału z kuszy. Rika w tym wszystkim nie zastanawiała się, co to oznacza.
-Nic mi nie jest! – krzyknęła w kierunku, z którego sama przyszła. To było oczywiste, że musieli się o nią martwić.
Zaraz po tych słowach postawiła kilka kroków do przodu, idąc dalej w głąb jaskini. Czując wsparcie za plecami poczuła się nieco pewniej. Obeszła łukiem niedźwiedzie-dzieciaczki, rozglądając się dalej za poszukiwanym. Chowanego z matką niedźwiedziątek zaliczyła bez skuchy. Teraz ona szuka.
Zajęło kilka sekund, nim wreszcie usłyszała niedźwiedzia. Zdawał się być mocno rozzłoszczony i Rika uśmiechnęła się w duchu, gdy zorientowała się że jego kroki się oddalają. Była dumna, że jej sztuczka się powiodła. Nie codziennie używa tak zaawansowanej techniki, jak ta! Może więc tym lepiej, że nie widziała, iż klon odbiega nieco od oryginału, rozmazuje się? Mógło to być spowodowane rozkojarzeniem się, składaniem pieczęci po omacku tudzież brakiem w umiejętnościach, jakikolwiek jednak nie byłby powód, dobrze że tego nie widziała. Co najważniejsze, główny cel został wykonany i odpędziła od siebie niedźwiedzia na odpowiednią ilość czasu. Oczy zaczęły pomału wracać do siebie.
I wtedy właśnie dostrzegła źródło pisków, które wcześniej krążyły gdzieś w szumie i dopiero teraz przebiły się na pierwszy plan. Małe niedźwiedziątka. To przez nie matka była tak rozwścieczona. Początkowo Rika chciała podejść bliżej, ale w tej chwili nie miała odwagi. Nie wiedziała przecież, gdzie jest obecnie matka. Przez tę notkę trochę jej się mieszało.
I wtedy usłyszała głos senseia, wzburzonego bardziej, niż kiedykolwiek. Następujący po nim ryk zwierzęcia w dosadny wyjaśnił powód tego wzbudzenie. Urwał się jednak w połowie, zaraz po charakterystycznym odgłosie strzału z kuszy. Rika w tym wszystkim nie zastanawiała się, co to oznacza.
-Nic mi nie jest! – krzyknęła w kierunku, z którego sama przyszła. To było oczywiste, że musieli się o nią martwić.
Zaraz po tych słowach postawiła kilka kroków do przodu, idąc dalej w głąb jaskini. Czując wsparcie za plecami poczuła się nieco pewniej. Obeszła łukiem niedźwiedzie-dzieciaczki, rozglądając się dalej za poszukiwanym. Chowanego z matką niedźwiedziątek zaliczyła bez skuchy. Teraz ona szuka.
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Kolejne jęki niedźwiedzia napawały bólem i ją. Chroniła tylko swoje dzieci, a wszystko co się tutaj wydarzyło było nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności i z pewnością można było tego uniknąć. Słyszała strzały. Łudziła się jeszcze, że może tylko ją usypiają, by później przywrócić jej małe.
Przez chwilę rozważyła pomysł o wycofaniu się. Sensei jest już blisko i za chwilę mogłaby być bezpieczna. Jego ton był bardziej, niż przekonujący, że właśnie tak powinna postąpić. Koniec końców jej zdrowie jest przecież ważniejsze niż gonitwa za zbiegiem, prawda?
Odrzuciła od siebie te myśli. Odrzuciła również niedźwiedzi dramat, który mógł nie zakończyć się dobrze. Zamknęła na sekundę oczy i odrzuciła go palcem w bok niczym otwartą kartę na smartfonie. Ot, prostasztuczka oczyszczająca umysł z natrętnych myśli. Skupiła się na poszukiwaniach. Uciec raczej nie mógł, bo zauważyłabym go. A nawet jeśli nie, to był jeszcze sensei i Tetsu. To wykluczone. Logiczne wydawało się więc, że wciąż musi gdzieś tu być. Obchodziła jaskinię w poszukiwaniu skrytek. Nie znalazła niczego, co nadawałoby się na kryjówkę. Tam gdzie nie wejdzie ona, z pewnością nie zmieściłby się i on. Oczywiście mógł się ukrywać w głębi jaskini, dokądkolwiek prowadzi. Mogło tak być i należało to sprawdzić. To jednak z jakiegoś powodu wydawało jej się znacznie większym ryzykiem, niż przeczesanie jamy. Jeśli chciałby jej coś zrobić, mógł to zrobić wcześniej albo teraz, z ukrycia. Skoro tego nie zrobił, czuła się nieco bezpieczniej w poszukiwaniach. Jeśli jednak jest tam, tam dalej, to istniało podejrzenie, że do kolejnego ich spotkania zdąży się rozmyślić. Spojrzała w głąb korytarza, do którego jej przeciwnik miał stosunkowo blisko, gdy ostatni raz go widziała. Tam mógł uciec niepostrzeżenie i nie narażając się na furię niedźwiedzia. To najrozsądniejszy trop, jaki udało jej się znaleźć.
Tym czasem sensei znów kierował się w jej stronę. Najwyraźniej zrobili już co trzeba z mamą-niedźwiedziem. Nie chciała wiedzieć, co „trzeba” zrobić w takich sytuacjach. Wiedziała zaś, że jej czas się kończy. Jeśli gdzieś tam na końcu korytarza było wyjście, wszystko było skończone. Jeśli jednak wciąż tam jest, musiała bardzo uważać. Zaskoczył ją wtedy, gdy mieli równe szanse, dlatego teraz o powodzenie byłoby jeszcze trudniej. Nawoływania Kihary wydawały się rozsądne, ale…
Rika skupiła się na swoim planie. Zrobiła kilka kroków długim korytarzem, by ujrzeć ściankę za zakrętem. Złożyła tygrysią pieczęć. Jeśli tylko korytarz nie był monstrualnie długi, ktokolwiek tam jest, będzie miał zaraz problem.
-Nie mogę czekać! On może być już daleko! – krzyknęła odwracając głowę. W rzeczywistości nie zamierzała posunąć się ani kroku dalej, a wiadomość bardziej kierowała do przeciwnika, niżeli Kihary. Liczyła, że będzie na nią czekał, nie wiedząc że czeka też na opadające z sufitu białe piórka. Jeśli się uda, będzie po wszystkim. Miała też pewien plan B. Gdyby wychynął się nagle zza zakrętu wygnany przez rozpoznane genjutsu, odegra się na nim swoją oślepiającą techniką. Właściwie jej łapki już się na to gotowały. Czy on wie, że nie potrzebuję do tego notki?
Przez chwilę rozważyła pomysł o wycofaniu się. Sensei jest już blisko i za chwilę mogłaby być bezpieczna. Jego ton był bardziej, niż przekonujący, że właśnie tak powinna postąpić. Koniec końców jej zdrowie jest przecież ważniejsze niż gonitwa za zbiegiem, prawda?
Odrzuciła od siebie te myśli. Odrzuciła również niedźwiedzi dramat, który mógł nie zakończyć się dobrze. Zamknęła na sekundę oczy i odrzuciła go palcem w bok niczym otwartą kartę na smartfonie. Ot, prostasztuczka oczyszczająca umysł z natrętnych myśli. Skupiła się na poszukiwaniach. Uciec raczej nie mógł, bo zauważyłabym go. A nawet jeśli nie, to był jeszcze sensei i Tetsu. To wykluczone. Logiczne wydawało się więc, że wciąż musi gdzieś tu być. Obchodziła jaskinię w poszukiwaniu skrytek. Nie znalazła niczego, co nadawałoby się na kryjówkę. Tam gdzie nie wejdzie ona, z pewnością nie zmieściłby się i on. Oczywiście mógł się ukrywać w głębi jaskini, dokądkolwiek prowadzi. Mogło tak być i należało to sprawdzić. To jednak z jakiegoś powodu wydawało jej się znacznie większym ryzykiem, niż przeczesanie jamy. Jeśli chciałby jej coś zrobić, mógł to zrobić wcześniej albo teraz, z ukrycia. Skoro tego nie zrobił, czuła się nieco bezpieczniej w poszukiwaniach. Jeśli jednak jest tam, tam dalej, to istniało podejrzenie, że do kolejnego ich spotkania zdąży się rozmyślić. Spojrzała w głąb korytarza, do którego jej przeciwnik miał stosunkowo blisko, gdy ostatni raz go widziała. Tam mógł uciec niepostrzeżenie i nie narażając się na furię niedźwiedzia. To najrozsądniejszy trop, jaki udało jej się znaleźć.
Tym czasem sensei znów kierował się w jej stronę. Najwyraźniej zrobili już co trzeba z mamą-niedźwiedziem. Nie chciała wiedzieć, co „trzeba” zrobić w takich sytuacjach. Wiedziała zaś, że jej czas się kończy. Jeśli gdzieś tam na końcu korytarza było wyjście, wszystko było skończone. Jeśli jednak wciąż tam jest, musiała bardzo uważać. Zaskoczył ją wtedy, gdy mieli równe szanse, dlatego teraz o powodzenie byłoby jeszcze trudniej. Nawoływania Kihary wydawały się rozsądne, ale…
Rika skupiła się na swoim planie. Zrobiła kilka kroków długim korytarzem, by ujrzeć ściankę za zakrętem. Złożyła tygrysią pieczęć. Jeśli tylko korytarz nie był monstrualnie długi, ktokolwiek tam jest, będzie miał zaraz problem.
-Nie mogę czekać! On może być już daleko! – krzyknęła odwracając głowę. W rzeczywistości nie zamierzała posunąć się ani kroku dalej, a wiadomość bardziej kierowała do przeciwnika, niżeli Kihary. Liczyła, że będzie na nią czekał, nie wiedząc że czeka też na opadające z sufitu białe piórka. Jeśli się uda, będzie po wszystkim. Miała też pewien plan B. Gdyby wychynął się nagle zza zakrętu wygnany przez rozpoznane genjutsu, odegra się na nim swoją oślepiającą techniką. Właściwie jej łapki już się na to gotowały. Czy on wie, że nie potrzebuję do tego notki?
Ukryty tekst
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Ostatnie słowa senseia nieco ją zaniepokoiły. Nie ze względu na ton, podniesiony głos czy cokolwiek innego, co zostało przetworzone gdzieś w podświadomości. Chodziło o zwyczajny fakt, że nie zrozumiała, co mówi. Łatwo odnieść się do tego, co znamy, choćbyśmy chcieli się temu sprzeciwić. Trudniej jest w sytuacji takiej jak zaistniała.
Pomimo to wykonała technikę, a pojawiające się skądkolwiek piórka wirowały swobodnie w powietrzu, tworząc uspokajającą aurę. Aura ta dała się we znaki małym misiom i ich matce, którzy właśnie w takiej kolejności zapadali w sen. Rikę zaskoczyły dobiegające do niej senne pomruki, ponieważ – prawdę mówiąc – nie planowała tego. Piórka miały polecieć tylko w kierunku obcego korytarza. Był to swoisty bonus, bowiem trzeba przyznać, że sen niedźwiedziej mamy na pewno zwiększył jej poczucie bezpieczeństwa.
Jej czujność spowodowana wyczekiwaniem na obcego mężczyznę, który wypłoszony piórkami mógł przecież przeprowadzić jakiś szaleńczy atak, przerwała się w momencie, gdy ze strony wąskiego korytarza usłyszała głosy. Cokolwiek sobie mówili, raczej nie byli do siebie przyjaźnie nastawieni. Właściwie głosy były tu jedynie wyróżniającym się dodatkiem na tle innych dźwięków.
Rika wciąż pamiętając, że ma gdzieś za plecami senseia, ruszyła z wolna korytarzem. Gdybym ja tam była, pewnie zostawiłabym jakąś pułapkę… - przeszło jej przez myśl. Dlatego kierując naprzód, wyszukiwała stalowych żyłek albo porozrzucanych na podłodze makibishi. Nie dawało to może pewności uniknięcia innych zasadzek, ale ona sama zachowałaby się w taki sposób.
Już po kilku krokach dostrzegła światło. Światło, które nie przypominało użytej wcześniej przez wroga techniki, ani blasku płomieni. To mogło oznaczać tylko jedno… Stąd jest wyjście! Okrzyki obydwu gości przybierały na sile, a ona w głosie jednego z nich dostrzegła coś znajomego. Od razu przyszedł jej na myśl Tetsu, który pewnie by ją już dogonił, gdyby biegł ścieżką senseia. Donośnie ryknięcie mogło oznaczać wszystko. Od okrzyku bólu, przez zwycięstwo, aż po… niezadowolenie z jej działania? Teraz jednak nie było już odwrotu. Wiedziała, że za całą akcję od początku do końca należy jej się niezły opieprz, dlatego lepiej niech się uda. Przyspieszyła kroku, próbując się zorientować, czy ich słowa płyną z jaskini, czy może są już na zewnątrz. Jeśli to pierwsze, piórka niebawem powinny ich uspokoić.
Co jednak, jeśli nie? Rika nie znała możliwości Tetsu (tak, cały czas sądziła, że to musiał być on), ale jakoś nie sądziła, by mógł on sobie poradzić z wrogiem. Była przygotowana na atak. Musiała jednak odmówić sobie satysfakcji odegrania się za poprzednie oślepienie, bo inaczej skrzywdziłaby ich obu. Dlatego wychynie się tylko zza rogu i zobaczy, co się dzieje. W razie potrzeby spróbuje unieruchomić przeciwnika. Świadoma mniejszej siły swojej techniki spróbuje ją trochę wzmocnić…
Pomimo to wykonała technikę, a pojawiające się skądkolwiek piórka wirowały swobodnie w powietrzu, tworząc uspokajającą aurę. Aura ta dała się we znaki małym misiom i ich matce, którzy właśnie w takiej kolejności zapadali w sen. Rikę zaskoczyły dobiegające do niej senne pomruki, ponieważ – prawdę mówiąc – nie planowała tego. Piórka miały polecieć tylko w kierunku obcego korytarza. Był to swoisty bonus, bowiem trzeba przyznać, że sen niedźwiedziej mamy na pewno zwiększył jej poczucie bezpieczeństwa.
Jej czujność spowodowana wyczekiwaniem na obcego mężczyznę, który wypłoszony piórkami mógł przecież przeprowadzić jakiś szaleńczy atak, przerwała się w momencie, gdy ze strony wąskiego korytarza usłyszała głosy. Cokolwiek sobie mówili, raczej nie byli do siebie przyjaźnie nastawieni. Właściwie głosy były tu jedynie wyróżniającym się dodatkiem na tle innych dźwięków.
Rika wciąż pamiętając, że ma gdzieś za plecami senseia, ruszyła z wolna korytarzem. Gdybym ja tam była, pewnie zostawiłabym jakąś pułapkę… - przeszło jej przez myśl. Dlatego kierując naprzód, wyszukiwała stalowych żyłek albo porozrzucanych na podłodze makibishi. Nie dawało to może pewności uniknięcia innych zasadzek, ale ona sama zachowałaby się w taki sposób.
Już po kilku krokach dostrzegła światło. Światło, które nie przypominało użytej wcześniej przez wroga techniki, ani blasku płomieni. To mogło oznaczać tylko jedno… Stąd jest wyjście! Okrzyki obydwu gości przybierały na sile, a ona w głosie jednego z nich dostrzegła coś znajomego. Od razu przyszedł jej na myśl Tetsu, który pewnie by ją już dogonił, gdyby biegł ścieżką senseia. Donośnie ryknięcie mogło oznaczać wszystko. Od okrzyku bólu, przez zwycięstwo, aż po… niezadowolenie z jej działania? Teraz jednak nie było już odwrotu. Wiedziała, że za całą akcję od początku do końca należy jej się niezły opieprz, dlatego lepiej niech się uda. Przyspieszyła kroku, próbując się zorientować, czy ich słowa płyną z jaskini, czy może są już na zewnątrz. Jeśli to pierwsze, piórka niebawem powinny ich uspokoić.
Co jednak, jeśli nie? Rika nie znała możliwości Tetsu (tak, cały czas sądziła, że to musiał być on), ale jakoś nie sądziła, by mógł on sobie poradzić z wrogiem. Była przygotowana na atak. Musiała jednak odmówić sobie satysfakcji odegrania się za poprzednie oślepienie, bo inaczej skrzywdziłaby ich obu. Dlatego wychynie się tylko zza rogu i zobaczy, co się dzieje. W razie potrzeby spróbuje unieruchomić przeciwnika. Świadoma mniejszej siły swojej techniki spróbuje ją trochę wzmocnić…
Ukryty tekst
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: Góry
Zwolnione tempo w poszukiwaniu pułapki okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie trzeba było wiele czasu, aby Rika odnalazła pułapkę. Sporządzono ją nawet z tych samych przedmiotów, o których myślała! Czasem przytłaczał ją własny geniusz – powiedziałaby, gdyby tego typu rzeczy nie były źle odbierane. Zasadzka składała się ze stalowej liny i rozrzuconych tuż za nią makibishi. Całkiem sprytne, bowiem skrzywdzić się można było zarówno przewracając o linkę, jak i zauważywszy ją przeskakując ponad. Mała spodziewając się czegoś podobnego zorientowała się w porę i wyminęła przeszkodę.
Nadal towarzyszył jej niepokój związany z tym, co działo się poza jaskinią. Wiedziała już, że przeciwnik zdążył się ewakuować, bowiem kilka, może kilkanaście metrów dalej widziała otwór, z którego rozlewała się widoczna już wcześniej struga światła. Miała plan, ale nie chciała działać impulsywnie. Nim cokolwiek zrobi musi się zorientować w tym, co się dzieje. Drugiej pułapki, jak można się było spodziewać, nie było. Jeszcze tylko moment, chwileczka i będzie na zewnątrz, a tam…
Coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Nie musi już ścigać, ani walczyć. To koniec. Mężczyzna, naprzeciw którego stanęła w jaskini nie miał na głowie kaptura i mogła się dokładnie przyjrzeć jego twarzy. Był ranny, ale nieznacznie. Co jednak ważniejsze, leżał teraz na ziemi. Pościg dobiegł końca. Kto wie, czy większym zaskoczeniem nie było jednak to, czyja to była sprawka. To Yuido!
-Yuido! Skąd się tu znalazłeś? – w jej głosie usłyszeć można było szczerą radość i lekką zadyszkę. A może nie było to zmęczenie, a słabnące stopniowo zdenerwowanie o zdrowie sojusznika? Trudno to było stwierdzić. Przyjrzała się uważniej leżącemu na ziemi mężczyźnie. Czy gdyby spróbował mnie skrzywdzić, udałoby mu się obronić? – krążyło jej w głowie to fundamentalne pytanie. Nie znała jego siły, może wcale nie był taki mocny. Fakty były jednak proste. Mógł zrobić więcej, by ją zranić. Po użyciu świetlnej notki mógł przecież rzucić się do ataku. O ileż trudniej byłoby przetrwać wspólny atak niedźwiedziej matki i jego jednocześnie... Nawet pułapka ze stalowej żyłki i makibishi daleka była od śmiertelnych. Oczywiście wracać można było do potencjału, jakim dysponował przeciwnik i czy było go stać na więcej, ale fakty pozostawały faktami. Nie zrobił wiele, by ją zranić.
Ale co tu robi Yuido i gdzie się podział Tetsu!?
Nim zdążyła dłużej się nad tym zastanowić była już w ramionach senseia, silnym niczym zabierające ostatni dech babcine przytulaski. Im mocniejsze, tym bardziej się kocha. Podobno. Rika to rozumiała. Wiedziała, że reakcja ta nie jest przypadkowa. Spodziewała się chyba więcej złości, ale w takiej chwili… No cóż. Może przyjdzie jeszcze na to czas. Oby nie…
-Tylko trochę przybrudziłam płaszczyk… - zaczęła, ale szybko zrozumiała, że nie tędy droga. – Nie mogłam przecież na was czekać, bo zgubilibyśmy trop! Sensei, dam ci za chwilkę bandaże, ale proszę spójrz. – przesunęła się nieznacznie w bok, aby mógł w całej okazałości zobaczyć to, czemu i tak już się przyglądał. –Ścigałam go od sam wiesz skąd i koniec nastał tutaj. Nie wiedzieć skąd zjawił się Yuido! Spodziewałeś się tego? – bardziej chciała słuchać, niżeli opowiadać o wszystkim w tych emocjach. Jeszcze raz spojrzała jednak w twarz wcześniej zakapturzonego i wiedziała, że musi powiedzieć coś jeszcze.
-Starliśmy się w jaskini. Mniej więcej tam, gdzie musiałeś minąć małego niedźwiedzia, sensei. Mógł mnie zaatakować, ale on nie chciał mnie… rozumiesz. Tylko powstrzymywał, by mnie zgubić. Nie wiem ile zrobił złego i jak świadomie, ale to chyba nie jest zły człowiek. – końcówkę powiedziała tak, by i on mógł to usłyszeć. Jeśli tylko zobaczyła, iż sensei łagodnieje i liczy się z tym, co właśnie powiedziała, Rika już po chwili odejdzie na stronę, szukając jakiegoś ładnego widoczku, by dać im czas na dogadanie się na osobności. Przy niej nie będzie to możliwe. Mężczyzna to taka konstrukcja – mogła co najwyżej westchnąć w duchu.
Nadal towarzyszył jej niepokój związany z tym, co działo się poza jaskinią. Wiedziała już, że przeciwnik zdążył się ewakuować, bowiem kilka, może kilkanaście metrów dalej widziała otwór, z którego rozlewała się widoczna już wcześniej struga światła. Miała plan, ale nie chciała działać impulsywnie. Nim cokolwiek zrobi musi się zorientować w tym, co się dzieje. Drugiej pułapki, jak można się było spodziewać, nie było. Jeszcze tylko moment, chwileczka i będzie na zewnątrz, a tam…
Coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Nie musi już ścigać, ani walczyć. To koniec. Mężczyzna, naprzeciw którego stanęła w jaskini nie miał na głowie kaptura i mogła się dokładnie przyjrzeć jego twarzy. Był ranny, ale nieznacznie. Co jednak ważniejsze, leżał teraz na ziemi. Pościg dobiegł końca. Kto wie, czy większym zaskoczeniem nie było jednak to, czyja to była sprawka. To Yuido!
-Yuido! Skąd się tu znalazłeś? – w jej głosie usłyszeć można było szczerą radość i lekką zadyszkę. A może nie było to zmęczenie, a słabnące stopniowo zdenerwowanie o zdrowie sojusznika? Trudno to było stwierdzić. Przyjrzała się uważniej leżącemu na ziemi mężczyźnie. Czy gdyby spróbował mnie skrzywdzić, udałoby mu się obronić? – krążyło jej w głowie to fundamentalne pytanie. Nie znała jego siły, może wcale nie był taki mocny. Fakty były jednak proste. Mógł zrobić więcej, by ją zranić. Po użyciu świetlnej notki mógł przecież rzucić się do ataku. O ileż trudniej byłoby przetrwać wspólny atak niedźwiedziej matki i jego jednocześnie... Nawet pułapka ze stalowej żyłki i makibishi daleka była od śmiertelnych. Oczywiście wracać można było do potencjału, jakim dysponował przeciwnik i czy było go stać na więcej, ale fakty pozostawały faktami. Nie zrobił wiele, by ją zranić.
Ale co tu robi Yuido i gdzie się podział Tetsu!?
Nim zdążyła dłużej się nad tym zastanowić była już w ramionach senseia, silnym niczym zabierające ostatni dech babcine przytulaski. Im mocniejsze, tym bardziej się kocha. Podobno. Rika to rozumiała. Wiedziała, że reakcja ta nie jest przypadkowa. Spodziewała się chyba więcej złości, ale w takiej chwili… No cóż. Może przyjdzie jeszcze na to czas. Oby nie…
-Tylko trochę przybrudziłam płaszczyk… - zaczęła, ale szybko zrozumiała, że nie tędy droga. – Nie mogłam przecież na was czekać, bo zgubilibyśmy trop! Sensei, dam ci za chwilkę bandaże, ale proszę spójrz. – przesunęła się nieznacznie w bok, aby mógł w całej okazałości zobaczyć to, czemu i tak już się przyglądał. –Ścigałam go od sam wiesz skąd i koniec nastał tutaj. Nie wiedzieć skąd zjawił się Yuido! Spodziewałeś się tego? – bardziej chciała słuchać, niżeli opowiadać o wszystkim w tych emocjach. Jeszcze raz spojrzała jednak w twarz wcześniej zakapturzonego i wiedziała, że musi powiedzieć coś jeszcze.
-Starliśmy się w jaskini. Mniej więcej tam, gdzie musiałeś minąć małego niedźwiedzia, sensei. Mógł mnie zaatakować, ale on nie chciał mnie… rozumiesz. Tylko powstrzymywał, by mnie zgubić. Nie wiem ile zrobił złego i jak świadomie, ale to chyba nie jest zły człowiek. – końcówkę powiedziała tak, by i on mógł to usłyszeć. Jeśli tylko zobaczyła, iż sensei łagodnieje i liczy się z tym, co właśnie powiedziała, Rika już po chwili odejdzie na stronę, szukając jakiegoś ładnego widoczku, by dać im czas na dogadanie się na osobności. Przy niej nie będzie to możliwe. Mężczyzna to taka konstrukcja – mogła co najwyżej westchnąć w duchu.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości